-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant3
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński33
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać407
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2024-01-18
2024-04-30
2024-04-17
Mocny “Łowca” wysoko postawił poprzeczkę mimo kilku niedociągnięć. Czy “Sidła” mu do równają?
Fabuła już tak nie szokuje, ale mimo to autor stworzył świetną opowieść o seryjnym mordercy. Ukazuje nam jak wpływ krzywd z dzieciństwa pozostawia w nas ślad. Czasem tak głęboki, że włącza się nam tzw syndrom sztokholmski i usprawiedliwiamy oprawcę. Wręcz chcemy kontynuować jego “pracę” nawet by się na nim zemścić za krzywdy. Historia ma wiele wątków pobocznych raz lepszych (śmiertelna choroba policjanta), a raz gorszych (zakochany Sikora). Ma także dużo ukrytego przekazu: obrona własna prawie zawsze powoduje, że broniący się ma problemy, homofobia nie jest tylko po stronie heteroseksualnych, nie można kierować się stereotypami, bo los bywa przewrotny i wiele innych. Autor postanowił też powrócić do wątku “łowcy” z poprzedniej książki. Według mnie został on należycie zakończony i nie trzeba było nic do niego dodawać, ale widać autor był odmiennego zdania. Do autentyczności całej fikcyjnej fabuły, autor dużo wplata żargonu policyjnego. W tego typu seriach książkowych może trochę bawić, że w krótkim odstępie czasowym uaktywnia się kolejny morderca, można by rzec, że pojawia się jeden po drugim, ale czy nie codziennie słychać w telewizji, że ktoś gdzieś kogoś zabił. Może gdy inni słuchają o zbrodniach budzi się u nich demon, który chce tak samo zaistnieć w sferze publicznej?
W końcu numerem jeden jest komisarz Sikora. Tego brakowało mi w poprzedniej części. Mamy szansę zapoznać się z nim i zobaczyć jak dobrym jest śledczym. Bielecki przy nim przeszedł mocną przemianę z “nowego” w śledczego, nie zmieniając przy tym swojej osobowości. Seryjny morderca to postać z ciekawą historią i motywami.
Zakończenie psuje wypracowaną historię. Do rozwiązania dochodzimy przez głupotę jednej osoby, a to potem ciągnie nas w wir dziwnych przypadków.
Reasumując nie jest tak dobrze jak poprzednio, ale autor nie zszedł poniżej pewnego poziomu. Z przyjemnością czekam na kolejną książkę z komisarzem Sikorą.
Policja wyławia z Odry zmasakrowane zwłoki kobiety z wyciętymi inicjałami “AK”. To sprawia, że unosi się w powietrzu myśl o seryjnym mordercy. W tym samym czasie dochodzi do zaginięć młodych kobiet. Czy te sprawy mają jakieś powiązanie? Komisarz Sikora uważa, że źle został wytypowany sprawca w śledztwie łowcy pedofilów. Zamierza rozwiązać tą sprawę tym razem poprawnie.
Mocny “Łowca” wysoko postawił poprzeczkę mimo kilku niedociągnięć. Czy “Sidła” mu do równają?
Fabuła już tak nie szokuje, ale mimo to autor stworzył świetną opowieść o seryjnym mordercy. Ukazuje nam jak wpływ krzywd z dzieciństwa pozostawia w nas ślad. Czasem tak głęboki, że włącza się nam tzw syndrom sztokholmski i usprawiedliwiamy oprawcę. Wręcz chcemy kontynuować jego...
2024-03-31
“Dziecko Rosemary” to książka, której trochę bałem się czytać. Gdy byłem dzieckiem w telewizji leciał film na jej podstawie i gdy na ekranie pojawiła się jedna z ostatnich scen gdy Rosemary widzi swoje dziecko to… uciekłem z pokoju. Później w technikum odwiedzałem znajomego i zobaczyłem, że czyta tę powieść. Twierdził, że jest to bardzo straszna książka. A co mogę powiedzieć po jej przeczytaniu?
“Dziecko Rosemary” nie straszy. Nie straszy potworami czy innymi strachami. To inny rodzaj strachu. Przez cały czas trzyma nas w napięciu i budzi niepokój. Od początku powoli prowadzi fabułę dając nam wsiąknąć w opowieść i przygotować nas na to co ma nadejść. Dużo prowadzimy rozważań na tematy religijne i polityczne. Autor dyskutuje wręcz z nami o tym i możemy postawić się na miejscu bohaterów. Bardzo podobna jest stylem pisania do “Adwokata Diabła” Andrew Neidermana.
Rosemary to postać tragiczna. Nie ważne co zrobi wszystko prowadzi do losu, który jest jej pisany. Jest to też postać uniwersalna, ponieważ w jej miejsce można postawić każde z nas. Mąż Rosemary - Guy to symbol wszelkich wątpliwości i słabości człowieka. Dodatkowo świetnie wykreowane postacie z ciemnej strony mocy. Roman i Minnie Casteveta oraz inni świetnie mają wszystko zaplanowane i ukrywają wszystko w tajemnicy. Pozostałe postacie idealnie uzupełniają powyższe dopełniając fabułę.
Zakończenie jest oryginalne, bo inne niż wszystkie, ale tu nie pasuje. Uważam, że nie zamyka wszystkiego w całość. Brakuje podsumowania wydarzeń. Takiej kropki na koniec. Tak jak zrobił to Riley Sager w “Zamknij wszystkie drzwi”, które jest hołdem dla “Dziecka Rosemary” i jej uwspółcześnioną wersją.
Reasumując świetnie się tę książkę czytało, ale na koniec czegoś jednak zabrakło.
Rosemary i Guy to młode małżeństwo szukające mieszkania. Gdy nadarza się okazja wynajęcia idealnego lokum to nie zastanawiają się długo. Nie odstrasza ich nawet zła sława budynku. Na miejscu poznają miłą starszą parę sąsiadów. Nie domyślają się, że to początek ich kłopotów.
“Dziecko Rosemary” to książka, której trochę bałem się czytać. Gdy byłem dzieckiem w telewizji leciał film na jej podstawie i gdy na ekranie pojawiła się jedna z ostatnich scen gdy Rosemary widzi swoje dziecko to… uciekłem z pokoju. Później w technikum odwiedzałem znajomego i zobaczyłem, że czyta tę powieść. Twierdził, że jest to bardzo straszna książka. A co mogę...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-26
“Chwasty” rozbudziły mój apetyt na literaturę Krzysztofa Jóźwika. Mam nadzieję, że “Skrawki” to tylko wypadek przy pracy. Jednakże to nie jest słaba książka, ale autor trochę się pogubił.
Fabuła jest podzielona na dwie części, które przedstawiają jakby różne książki połączone w jedną. Pierwsza przedstawia nam życie trójki sąsiadów, a druga wprowadza śledztwo policyjne. To co zagrało w poprzedniej części serii tutaj zostało źle zmiksowane. Tak jakby pierwsza część miała być osobną opowieścią, a później autor zdecydował, że jednak dorzuci tu postaci z “Historii Warszawskiej” i stworzy kolejną książkę z tej serii. Jóźwik kupił mnie tym, że potrafi żonglować faktami i przedstawiać je w taki sposób by sugerować coś odwrotnego niż jest w rzeczywistości. Za rękę prowadzi nas mylnymi tropami potrafiąc nam je przedstawić za pewnik. To zaczyna być znakiem rozpoznawczym autora.
Nie wiadomo dlaczego podkomisarz Kalinowski zszedł na dalszy plan po tym jak został wykreowany na główną postać serii “Historii Warszawskiej”. Nie do końca on pasuje do tej powieści, gdzie główny prym wiedzie trójka sąsiadów z jednego osiedla. Kucharz celebryta Filip Molenda poszukający idealnych smaków, właściciel siłowni i strasznie porywczy Marcin Bąk oraz były żołnierz opiekujący się swoją córką Norbert Rowicki. Każdy z nich ma swoje tajemnice, którymi nie chcieliby się dzielić ze światem. Wątek pani prokurator do przemilczenia. Jest on tu zupełnie zbędny i bez niego ta historia nic by nie straciła.
Jak wspomniałem wyżej Jóźwik potrafi kręcić tak by potem wywrócić wszystko do góry nogami, a potem w zakończeniu uderzyć ze zdwojoną siłą. A tu jest turbo mocno na koniec. Idealnie zostało wszystko podsumowane.
Reasumując to nie jest zła książka ale czuć, że autor trochę się pogubił.
W okolicach Warszawy policja znajduje okaleczone zwłoki. Już wtedy podkomisarz Kalinowski wie, że nie będzie to łatwa sprawa. Tropy zaprowadzają go na osiedle w Aninie. Czy tam czyha morderca? Dlaczego z ciał ofiar znikają mięśnie?
“Chwasty” rozbudziły mój apetyt na literaturę Krzysztofa Jóźwika. Mam nadzieję, że “Skrawki” to tylko wypadek przy pracy. Jednakże to nie jest słaba książka, ale autor trochę się pogubił.
Fabuła jest podzielona na dwie części, które przedstawiają jakby różne książki połączone w jedną. Pierwsza przedstawia nam życie trójki sąsiadów, a druga wprowadza śledztwo policyjne. To...
2024-03-23
Mało jest fajnych książek przygodowych z intrygą i tajemnicami w tle. “Szachownica” Hermana nie dała rady zbliżyć się do mistrza Siembiedy i “Bezcennego” Miłoszewskiego.
Autor dzieli historię na dwie linie czasowe. Przeszłość w Prusach i teraźniejszość na terenach USA. Jeżeli czasy dzisiejsze jeszcze jakoś dają radę mimo kompletnie słabych bohaterów, to przeszłość jest tragiczna. Przysłowiowe “flaki z olejem” nie mające jakiegoś kierunku do którego by dążyło i strasznie się to czyta wiedząc, że wątek współczesny próbuje biec do przodu. Nieprzypadkowe są porównania do amerykańskich filmów jednej z postaci, bo ta historia próbuje być widowiskowa jak te filmy, a logika schodzi trochę na dalszy plan.
Patryk to taka odwrotność przebojowej Karen. On tylko za nią chodzi i próbuje ostudzac jej zapędy. Bardziej by pasowali na rodzeństwo niż parę. Obydwoje zachowują się jednak jak dzieci, które znalazły paczkę cukierków i tajemniczy liścik, a potem próbują się dowiedzieć o nim więcej. O postaciach z przeszłości nie ma co wspominać.
Wszystko ratuje tylko to, że jest to podobno najsłabsza z książek autora i przez to nie zamykam się na jego twórczość. Może po zapoznaniu się z innym jego dziełem powrócę do “Szachownicy” i spojrzę na nią zupełnie inaczej?
Mało jest fajnych książek przygodowych z intrygą i tajemnicami w tle. “Szachownica” Hermana nie dała rady zbliżyć się do mistrza Siembiedy i “Bezcennego” Miłoszewskiego.
Autor dzieli historię na dwie linie czasowe. Przeszłość w Prusach i teraźniejszość na terenach USA. Jeżeli czasy dzisiejsze jeszcze jakoś dają radę mimo kompletnie słabych bohaterów, to przeszłość jest...
2024-03-18
Czuje się zawiedziony tak wychwalaną książką.
Zapowiadała się na niezłą historię, opartą o prawdziwe wydarzenia, ale za szybko dowiadujemy się o co tu chodzi. Spodziewałem się opowieści od początku wyprawy i powolnego prowadzenia historii do punktu kulminacyjnego. A tu jakbym czytał notatkę albo urywek dziennika z wyprawy. Brakuje mi w tym chronologi i samego początku opowieści. Autor dokładnie wszystko opisuje, czy to pogoda, czy to elementy statku. Dużo przegadanych wspomnień zamiast akcji. "Pieśń bogini kali" była pisana podobną stylistką, jednak tam pochłonął mnie klimat. Tutaj była na to szansa, ale czuję go jakby przez szybę.
Strasznie dużo nazwisk, które ciężko opanować i przypasować do danej osoby. Żadna jakoś nie wyróźniła się na tyle, żeby była warta zapamiętania.
Przekroczyłem połowę by poczuć zainteresowanie, ale czas odpuścić. Inne książki już mnie wołają.
Czuje się zawiedziony tak wychwalaną książką.
Zapowiadała się na niezłą historię, opartą o prawdziwe wydarzenia, ale za szybko dowiadujemy się o co tu chodzi. Spodziewałem się opowieści od początku wyprawy i powolnego prowadzenia historii do punktu kulminacyjnego. A tu jakbym czytał notatkę albo urywek dziennika z wyprawy. Brakuje mi w tym chronologi i samego początku...
2024-03-06
Wampiry, wampiry, wampiry. Już wszystko o was napisali. Czy da się jeszcze czytelnika wami zaskoczyć? Da się! Nazywam się Patricia Campbell i zapraszam was do Charlestown. Nasz klub książki opowie wam pewną historię.
Fabuła podzielona jest na okresy przełomu lat 80. I 90. XX wieku. Każdy nowy okres nosi tytuł aktualnie przerabianej przez klub książki. Te nawiązania do książek o seryjnych mordercach i literatury krwawo-sensacyjnej to po prostu mistrzostwo świata. Rozbawiła mnie już na pierwszej stronie. Może nie ma tu za dużo elementów humorystycznych, ale to one na początku mnie chwyciły i zachęcił do zapuszczenia się dalej w historię. Wbrew pozorom fabuła wcale nie skupia się na wampirach, które przedstawione są tu w odświeżonej formie. Opisuje ciężkie życie tzw. “kur domowych” i jak one oraz ich praca są traktowane niesprawiedliwie.
Główne postacie to Patricia i James. Ona stara się być najlepszą gospodynią w mieście, ale gdy na horyzoncie pojawia się zło zagrażające jej rodzinie poświęci wszystko by ją ratować. Wiedzę jak pokonać wroga czerpie z książek przez co ta opowieść to istny hołd dla ludzi czytających. Pokazuje, że wiedza to największy oręż. On po prostu chce przeżyć. Pod postacią dżentelmena chce zdobywać pokarm. Reszta postaci z klubu książki to jest pełen przekrój osobowości. Każda ma swoje unikalne cechy i wady. Mężowie zepchnięci zostali trochę na drugi plan, ale i oni odgrywają tu ważną rolę.
Książka jest tak skonstruowana, że gdy już myślimy, że dobro wygrywa to następuje zwrot akcji o 180 stopni i wali nas obuchem w głowę. W końcu jednak dochodzimy do wielkiego finału gdzie dobro zmierzy się ze złem w ostatecznej konfrontacji. Niczym Sherlock Holmes i Moriaty.
Po przeczytaniu ostatnio wielu książek, gdzie wszystko było podane na tacy i rozwiązania się można było domyśleć, mój mózg został nakarmiony i eksplodował ze szczęścia. To jest idealny pomysł na serial.
Kiedy do społeczności gdzie wszyscy się znają przyjeżdża ktoś nowy to nie myśli się od razu o tym, że to zła osoba. Ale gdy w tym samym czasie dzieją się dziwne rzeczy to już w głowie zapala się alarm. Jedynymi osobami, które to widzą są członkinie klubu książki. Szczególnie jedna - Patricia. Czy uda się jej przekonać innych, że ich nowy mieszkaniec James Harris nie jest tym za kogo się podaje?
Wampiry, wampiry, wampiry. Już wszystko o was napisali. Czy da się jeszcze czytelnika wami zaskoczyć? Da się! Nazywam się Patricia Campbell i zapraszam was do Charlestown. Nasz klub książki opowie wam pewną historię.
Fabuła podzielona jest na okresy przełomu lat 80. I 90. XX wieku. Każdy nowy okres nosi tytuł aktualnie przerabianej przez klub książki. Te nawiązania do...
2024-02-24
Czytanie tej książki to horror. Przypomina indianską przypowieść o zemście, siłach natury i o miłości do koszykówki. Autor stworzył indiański manifest. Gdybym nie wiedział, że jest napisana w 2020 to bym pomyślał, że to jakieś lata 80. Autor stylem pisania przypomina Stephena Kinga. Jest jego indiańskim odpowiednikiem. Ale to nie jest Stephen King. Może tego zabrakło.
Czytanie tej książki to horror. Przypomina indianską przypowieść o zemście, siłach natury i o miłości do koszykówki. Autor stworzył indiański manifest. Gdybym nie wiedział, że jest napisana w 2020 to bym pomyślał, że to jakieś lata 80. Autor stylem pisania przypomina Stephena Kinga. Jest jego indiańskim odpowiednikiem. Ale to nie jest Stephen King. Może tego zabrakło.
Pokaż mimo to2024-02-17
Nuda, nuda, nuda.
Książka ma swój klimat wyspowy, ale to nie jest mój klimat. Autor strasznie skacze w czasie. Jak sam napisał, że główny wątek to tylko kilka stron, więc się dziwię, że starał się wypełnić resztę czymkolwiek. Zaintrygował mnie magiczny robak i dziwne zniknięcie Mai, ale to wszystko.
Wolę zakończyć po 70 stronach niż się męczyć.
Nuda, nuda, nuda.
Książka ma swój klimat wyspowy, ale to nie jest mój klimat. Autor strasznie skacze w czasie. Jak sam napisał, że główny wątek to tylko kilka stron, więc się dziwię, że starał się wypełnić resztę czymkolwiek. Zaintrygował mnie magiczny robak i dziwne zniknięcie Mai, ale to wszystko.
Wolę zakończyć po 70 stronach niż się męczyć.
2024-02-14
Historia inspirowana jest największą zagadką kryminalną ZSRR.
Zimą 1959 roku grupa wspinaczy rusza w góry Uralu północnego. Nie wiadomo dlaczego nikt nie wrócił i co się stało na zboczu góry Chołatczachl na Przełęczy Diatłowa. Fabuła dzieli się na śledztwo w czasach teraźniejszych i retrospekcje z wyprawy. Pierwsze jest interesujące, ale drugie im dłużej się czyta to powoduje znużenie. Jest zbyt długa i rozwlekła. Poznajemy mnóstwo teori na temat tej tragedi. Zaczynając od tych prostych po te nieprawdopodobne. Do dziś nie wiadomo co tak naprawdę się wydarzyło. Według mnie teoria autora jest najlepsza.
Głównym plusem jest postać Jewgienija Kowalczuka. Były Żołnierz teraz detektyw czaruje swoją inteligencją i ciętym żartem. Blado przy nim wypada jego partnerka Anna Gamowa “Uzi”. Postacie z retrospekcji nie pozostają za długo w pamięci.
Zakończenie “rozwiązuje” w jakiś sposób zagadkę. Można by rzec, że w typowo rosyjski sposób.
Mimo kilku minusów warto przeczytać by chociaż liznąć ten interesujący temat.
Młodzież wyrusza w góry. Nie wraca nikt. Co się wydarzyło? Dlaczego ktoś nie chce aby prawda wyszła na jaw?
Historia inspirowana jest największą zagadką kryminalną ZSRR.
Zimą 1959 roku grupa wspinaczy rusza w góry Uralu północnego. Nie wiadomo dlaczego nikt nie wrócił i co się stało na zboczu góry Chołatczachl na Przełęczy Diatłowa. Fabuła dzieli się na śledztwo w czasach teraźniejszych i retrospekcje z wyprawy. Pierwsze jest interesujące, ale drugie im dłużej się czyta to...
2024-02-07
Seryjni mordercy i inne “bestie” zawsze wywołują wielkie poruszenie wśród ludzi. Dlatego stają się inspiracją w popkulturze i się dobrze sprzedają. Rzadko kiedy wychodzi z tego coś wartego uwagi. “Doberman” zalicza się do tych lepszych.
Autor w ciekawy sposób opowiada losy Aleksandra “Dobermana” Spiesiwcewa. Od czasów dzieciństwa do teraźniejszych. Historia składa się z opowieści Władimira Zinera, policjanta, który ujął sprawcę, w formie wywiadu. Jest to True crime, czyli powieść opartą na autentycznych wydarzeniach. Nie wszystko było dokładnie odwzorowane. Niektóre wątki są tylko domysłami autora na podstawie dokumentacji ze sprawy. Wnioskować można z tego, że zwyrodnialcy zazwyczaj wychodzą z biedy i patologii, która mocno odciska się na ich psychice. Jedno zdarzenie potrafi być zapalnikiem, by w głowie przeskoczyło coś na tryb “zło”.
Autor ukazuje Spiesiwcewa mimo swoich zbrodni jako zwykłego człowieka, który się pogubił w świecie i jak wielki wpływ na niego miał ojciec. Matka Aleksandra jest jak każda matka, która zrobi wszystko dla syna. Władimir Ziner to prawdziwy policjant z krwi i kości. Kierowany własnymi pobudkami próbuje złapać mordercę.
Zakończenie jest relacją z obławy na Spiesiwcewa, ale jest też drugie. Koniec wywiadu potrafi zaiskrzyć.
Spodziewałem się czegoś bardziej krwawego. Wydaje mi się, że autor trochę ugrzecznił tego najbardziej przerażającego mordercę współczesnej Rosji. Jednakże nie jestem zawiedziony bo to naprawdę dobra historia.
Rosja, Nowokuźnieck, 1996. Milicja znajduje rozczłonkowane ciała. Na ludzi pada blady strach. Czy to jednorazowy wypadek czy początek działań seryjnego mordercy?
Seryjni mordercy i inne “bestie” zawsze wywołują wielkie poruszenie wśród ludzi. Dlatego stają się inspiracją w popkulturze i się dobrze sprzedają. Rzadko kiedy wychodzi z tego coś wartego uwagi. “Doberman” zalicza się do tych lepszych.
Autor w ciekawy sposób opowiada losy Aleksandra “Dobermana” Spiesiwcewa. Od czasów dzieciństwa do teraźniejszych. Historia składa się z...
2024-01-23
Każdy z nas powinien mieć swoje tytułowe “Miejsce i Imię”.
Druga powieść o przygodach Jakuba Kani jest już mniej fantastyczna i skupia się na motywach holenderskich Żydów i Niemieckich obozów zagłady. A dokładniej na tajemniczych barakach w obozie koncentracyjnym na Górze św. Anny. Fabuła jest podzielona znowu na teraźniejszość i retrospekcje z przeszłości. Trochę jest jak akta IPN. Jest w niej zawarte dużo informacji, ale nic ekstra. W porównaniu do pierwszej książki tę czyta się jak podręcznik do historii. W stosunku do “444“ nie ma tej nutki odkrywania. Za Jakuba research robią inni, a on jest tylko “gwiazdą”. Dużym plusem jest to, że Siembieda pokazuje iż można opowiadać o tym co było w poprzednich częściach bez spoilerów.
U Kuby zaszły totalne zmiany. Już nie pracuje jako prokurator IPN, a jako wolny strzelec. Zaraz rodzi się mu drugie dziecko. W tym wszystkim jedno pozostaje bez zmian. Jego bezgranicznie zaangażowanie w pracę. Niczym pies jak chwyci trop to nie puści go aż do rozwiązania sprawy. Z własnych pobudek pomaga mu Kapitan ABW Teresa Barska, która wyróżnia się nie tylko sprytem, ale też swoimi mądrościami życiowymi. “Jeżeli ma być coś zrobione, to trzeba to zrobić” itp. Nie możemy też zapomnieć o Unrze z grupy poszukiwaczy nazistów, a także o przedstawicielach drugiej strony barykady Olegu i córce wysoko postawionego esesmana.
W tej powieści zakończenie w porównaniu do poprzedniej jest kompletne, a nawet wręcz idealnie zamyka wszystkie wątki.
Czas na kolejną przygodę okraszoną historią.
Jakub Kania zaczyna współpracę z Instytutem Pamięci Jad Waszem. Ma znaleźć miejsce pochowania holenderskich żydów z obozu na Górze św. Anny. Tak rozpoczyna się fascynująca historia z diamentami i hitlerowcami w tle. Nie wie, że zleceniodawcy mają inne powody do poszukiwania swoich krajan.
Każdy z nas powinien mieć swoje tytułowe “Miejsce i Imię”.
Druga powieść o przygodach Jakuba Kani jest już mniej fantastyczna i skupia się na motywach holenderskich Żydów i Niemieckich obozów zagłady. A dokładniej na tajemniczych barakach w obozie koncentracyjnym na Górze św. Anny. Fabuła jest podzielona znowu na teraźniejszość i retrospekcje z przeszłości. Trochę jest jak...
2024-01-31
Opis książki wydawał się fascynujący, ale znowu dałem się na to nabrać. Pisała to kobieta, więc mogłem się spodziewać, że moja teoria się potwierdzi. Autorki bardziej skupiają się na relacjach niż akcji.
Interesujący pomysł na fabułę został zamieniony w psychologiczną papkę posypaną chaosem. Nie zawsze dobre jest wrzucanie wszystkich chorób i innych tego typu rzeczy do powieści. Ona też musi mieć ład i skład. Czasami mniej znaczy lepiej. Autorka w sposób chaotyczny przedstawia wydarzenia i nie wpływa to dobrze na czytanie. A jedynym plusem jest mała objętość i że dość szybko się ją czyta. Błąd rzeczowy z prawem jazdy strasznie kłuje w oczy. Zadania w inteligentnym domu są mało fascynujące. Uważam, że można by je lepiej rozwiązać.
Postacie (oprócz Antoniego i jego spokojnego podejścia do wszystkiego) do zapomnienia. Czuć od nich niechęć do bycia w tej książce.
Zakończenie ma swój sens, ale traci go gdy reszta historii jest słaba.
Ci co szukają ciekawej fabuły lub tak jak mnie oczarował opis książki będą zawiedzeni.
W radiowym konkursie Lila wygrywa rodziny pobyt w luksusowej rezydencji. Dzięki temu chce ratować umierające małżeństwo. Po przyjeździe znika jej syn. Aby go odzyskać musi wraz z rodziną zagrać w grę. Dlaczego szaleniec wybrał właśnie jej rodzinę? Czy uratują dziecko?
Opis książki wydawał się fascynujący, ale znowu dałem się na to nabrać. Pisała to kobieta, więc mogłem się spodziewać, że moja teoria się potwierdzi. Autorki bardziej skupiają się na relacjach niż akcji.
Interesujący pomysł na fabułę został zamieniony w psychologiczną papkę posypaną chaosem. Nie zawsze dobre jest wrzucanie wszystkich chorób i innych tego typu rzeczy do...
2024-01-03
Po świetnym “Gałęziste” Urbanowicza czas dać szansę innym polskim horrorom. Tym razem nie wyszło najlepiej.
Autor dobrze buduje napięcie i mroczną atmosferę. Początek fabuły mało wyjaśnia. Małymi dawkami odkrywamy kolejne puzzle, przez co może się wydawać to wszystko zbyt rozwleczone. Druga połowa to już inny klimat. Poznajemy, że największy horror to nie potwory, ale bałagan w głowie.
Robert i te jego migreny to postać bardzo interesująca. Zniszczony przez życie taksówkarz robi wszystko by rodzinie niczego nie zabrakło. Samuel to postać trochę groteskowa, ale jest on niezbędnym elementem łączącym dwie części książki. Szkoda, że autor zupełnie odstawił na boczny tor bezdomną z psem.
Zakończenie zawodzi i rozczarowywuje. Im bliżej jesteśmy rozwiązania zagadki to wychodzą jakieś dziwne rzeczy, autor gubi wątki i nagle zapomina o niektórych postaciach. Zapowiadało się świetnie, ale skończyło się nieciekawie.
Taksówkarz Robert, który cierpi na silne migreny chce zapewnić dobrobyt rodzinie. Wszystko się komplikuje gdy bóle głowy powodują halucynacje zawsze gdy mija windę. W tym samym czasie w niewyjaśnionych okolicznościach znika sąsiadka. Czy Robert ma z tym coś wspólnego?
Po świetnym “Gałęziste” Urbanowicza czas dać szansę innym polskim horrorom. Tym razem nie wyszło najlepiej.
Autor dobrze buduje napięcie i mroczną atmosferę. Początek fabuły mało wyjaśnia. Małymi dawkami odkrywamy kolejne puzzle, przez co może się wydawać to wszystko zbyt rozwleczone. Druga połowa to już inny klimat. Poznajemy, że największy horror to nie potwory, ale...
2023-11-22
Długo odkładałem lekturę “Bezcennego”, aby nie zepsuć sobie wrażenia po doskonałej trylogii z prokuratorem Szackim. Teraz uważam, że obawy były zbędne. Miłoszewski ma to coś co potrafi mnie przyciągnąć i zatrzymać przy czytaniu.
Książka zawiera strasznie długie wprowadzenie zanim poznamy naszą główną bohaterkę. Autor przedstawia życiorysy wszystkich postaci i niekiedy ciężko jest umiejscowić wszystko w czasie. Fabuła prowadzona jest z perspektywy co najmniej siedmiu osób. Po średnim początku potrafi się jednak rozkręcić i im bliżej jesteśmy końca to staje się coraz bardziej interesująca. Mamy tu ogromny przegląd wiedzy z zakresu malarstwa i alternatywnych historii świata. Klimat niczym z filmów o Indiana Jonesie.
Doktor Zofia Lorentz to bezkompromisowa urzędniczka, ale też specjalistka od odzyskiwania zaginionych dzieł sztuki. Ktoś z kim nie chce się zadzierać. Marszand Karol Boznański typowy lowelas, który dla sztuki zrobi wiele, a nawet więcej. Anatol Gmitruk, świeżo emerytowany major Wojska Polskiego, który za kraj oddałby życie i Lisa Tolgfors, szwedzka złodziejka, która potrafi ukraść każdy obraz. Ta czwórka tworzy wybuchową mieszankę, która ma odnaleźć dla Polski “Portret Młodzieńca” Rafaela Santi. Każde z zupełnie różnym charakterem mają razem współpracować, a przy tym nie pozabijać się nawzajem. Na dużą uwagę zasługuje też postać zabójcy terrorysty, który wykona każde zlecenie o ile dobrze mu za to zapłacą.
Jest tu kilka fajnych zwrotów akcji i jeden dziwny. Według mnie trochę nielogiczny.
Mimo wszystko zakończenie nie zawodzi i aż jestem ciekaw jak autor poprowadzi ewentualną kontynuację by zachować wydarzenia historyczne z tej książki.
Reasumując zaczęło się średnio, ale im dalej w las tym lepiej. Czekam na kolejny tom o przygodach doktor Lorentz.
Podczas wojny wiele dzieł sztuki zostało zagrabionych z Polski. Rząd robi wiele, aby je odzyskać. Zajmuje się tym doktor Zofia Lorentz. Jednakże do tak ważnego zadania jak odzyskanie portretu “Młodzieńca” przydzieleni zostają jej pomocnicy. Razem stworzą wybuchowy zespół i namieszają na arenie międzynarodowej. Odkryją nawet pewien spisek, który może odmienić przeszłość.
Długo odkładałem lekturę “Bezcennego”, aby nie zepsuć sobie wrażenia po doskonałej trylogii z prokuratorem Szackim. Teraz uważam, że obawy były zbędne. Miłoszewski ma to coś co potrafi mnie przyciągnąć i zatrzymać przy czytaniu.
Książka zawiera strasznie długie wprowadzenie zanim poznamy naszą główną bohaterkę. Autor przedstawia życiorysy wszystkich postaci i niekiedy...
2023-09-13
Maciej Siembieda to moje nowe odkrycie. I jestem bardzo z tego powodu zadowolony.
Powieść to bardzo dobra lekcja historii, opowiedziana w przystępny sposób. Historia jest podzielona na kilka okresów historycznych. Przedstawia nam przeszłość, teraźniejszość, a także przyszłość. Prorokuje jak wydarzenia z powieści wpływają na kolejne 300 lat. A to wszystko podzielone jest jeszcze na krótkie rozdziały, które przyśpieszają czytanie. Mimo iż mało w fabule spektakularnych akcji szpiegowskich to czuć magnetyzm by zagłębiać się w kolejne strony. Fajnym zabiegiem jest pokazanie prób pojednania przez cofnięcie się do tamtych czasów.
Jakub Kania jest zupełnie inną postacią niż Adam Berg Bochusa. Jest mniej denerwujący typem macho, a bardziej postacią zbliżoną do czytelnika. Posiada wiedzę z której potrafi korzystać. Popełnia też błędy, które potrafi przemienić w sukcesy.
Trochę minusem w tym wszystkim jest zakończenie. W sumie to są dwa zakończenia. I to drugie lekko zawodzi. Jakby autor do końca nie wiedział jak to ogarnąć, ale to nie zabiera książce tego, że jest to wyśmienita pozycja.
Warto sięgnąć po kolejną przygodę z prokuratorem Jakubem Kanią.
W 1881 roku Jan Matejko maluje „Chrzest Warneńczyka”. Dziwnym staje się to, że jest to najbardziej rozchwytywany obraz autora, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Legenda mówi, że jest to klucz do pojednania świata. Pewien młody dziennikarz chce przedstawić tą prawdę światu. Ma się spotkać z prokuratorem Kanią, który nie bierze jego rewelacji zbyt poważnie. Wszystko się zmienia gdy Dziennikarz zostaje zamordowany.
Maciej Siembieda to moje nowe odkrycie. I jestem bardzo z tego powodu zadowolony.
Powieść to bardzo dobra lekcja historii, opowiedziana w przystępny sposób. Historia jest podzielona na kilka okresów historycznych. Przedstawia nam przeszłość, teraźniejszość, a także przyszłość. Prorokuje jak wydarzenia z powieści wpływają na kolejne 300 lat. A to wszystko podzielone jest...
2023-12-15
Czytając opis z tyłu książki spodziewałem się interesującej lektury, jednakże po przeczytaniu 1/4 książki mam odmienne uczucia.
Wszystko w fabule się zlewa ze sobą i nic nie potrafi mnie zatrzymać przy lekturze na dłużej. Nawet klimat tamtych czasów nie pomaga.
Główny bohater Guy próbuje być wzorowany na Scherloka Holmesa. Słabo to wychodzi, ale jedynie on może być plusem tej powieści.
Jestem zawiedziony.
Czytając opis z tyłu książki spodziewałem się interesującej lektury, jednakże po przeczytaniu 1/4 książki mam odmienne uczucia.
Wszystko w fabule się zlewa ze sobą i nic nie potrafi mnie zatrzymać przy lekturze na dłużej. Nawet klimat tamtych czasów nie pomaga.
Główny bohater Guy próbuje być wzorowany na Scherloka Holmesa. Słabo to wychodzi, ale jedynie on może być plusem...
2023-12-14
Książki Mossa mają ukazywać jakiś problem społeczny (tu wypalenie zawodowe). Być brutalne i kontrowersyjne, ale tutaj tego zabrakło. Wszystko wyszło strasznie ugrzecznione.
Fabuła ma jakiś zarys, ale został ubogo wykorzystany. Skupia się na czterech postaciach i ich historiach. Są one średnio ciekawie przedstawione i słabo się łączą ze sobą. Wszystko posuwa się strasznie powoli tak jak policyjne śledztwo, które jest tylko z nazwy. Policja po prostu jest tłem, równie dobrze mogłoby jej nie być.
Głównym bohaterem jest komisarz Konrad Tajner, którego można zaliczyć do najgorszych postaci w tej książce jak i przedstawienia postaci policjanta w ogóle. On i jego towarzyszki nie robią praktycznie nic poza gadaniem z oskarżonymi by rozwiązać zagadkę. Oni też nie starają się mu w tym przeszkodzić. Postacie tutaj przedstawione są jak puste kukiełki. Po prostu są. Jedynie antagonista wykonuje dobrze swoją pracę, ale to też do pewnego momentu.
Zakończenie jest tak zaskakujące, że się go nie spodziewamy. Pojawia się w chwili gdy jeszcze nic nie wiadomo. Jakby autor nie wiedział jak zamknąć to wszystko.
Strasznie zmarnowany potencjał. Najgorsza książka Mossa jaką czytałem do tej pory.
W kilku miejscach w Polsce we wtorek o 11:45 dochodzi do morderstw. Ludzie mordują przypadkowe osoby. Media ogłaszają “syndrom 11:45”. Śledztwo ma prowadzić komisarz Konrad Tajner, który chce odkryć co łączy te wszystkie ofiary. Musi się jednak śpieszyć, bo ofiar przybywa.
Książki Mossa mają ukazywać jakiś problem społeczny (tu wypalenie zawodowe). Być brutalne i kontrowersyjne, ale tutaj tego zabrakło. Wszystko wyszło strasznie ugrzecznione.
Fabuła ma jakiś zarys, ale został ubogo wykorzystany. Skupia się na czterech postaciach i ich historiach. Są one średnio ciekawie przedstawione i słabo się łączą ze sobą. Wszystko posuwa się strasznie...
2023-12-04
H.P. Lovecraft i jego mitologia Cthulhu to totalna klasyka horroru i science fiction, która bardzo mocno wpłynęła na innych twórców w wielu dziedzinach.
Zbiór ma styl pisania podobny do “Niewidzialnego człowieka” oraz “Doktora Jekylla i pana Hyde‘a”. Tytułowy “Zew Cthulhu” i “Zgroza w Dunwich” to najlepsze opowiadania. Są bardzo klimatyczne i czuć w nich tę nutkę strachu i niepewności. Niestety pozostałe trzy opowiadania to takie nudy na pudy. Jakby czegoś w nich brakowało.
Zbiór dla zagorzałych fanów autora i jego mitologi.
Na plus można uznać posłowie Mateusza Kopacza. Dużo wyjaśnia na temat Lovecrafta i jego dzieł, wskazuje mity o nim pisane oraz błędy w tłumaczeniach.
Dla mnie wyszło średnio, ale to trzeba przekonać się samemu.
H.P. Lovecraft i jego mitologia Cthulhu to totalna klasyka horroru i science fiction, która bardzo mocno wpłynęła na innych twórców w wielu dziedzinach.
Zbiór ma styl pisania podobny do “Niewidzialnego człowieka” oraz “Doktora Jekylla i pana Hyde‘a”. Tytułowy “Zew Cthulhu” i “Zgroza w Dunwich” to najlepsze opowiadania. Są bardzo klimatyczne i czuć w nich tę nutkę strachu i...
Po słabej “Krwawnicy” Gorzka wydawał się kolejnym podrzędnym autorem kryminałów, ale dałem mu drugą szansę i przeczytałem “Martwy Sad”. Myślałem, że czytam książkę innego autora. Takie było moje zaskoczenie. Wtedy byłem pewny, że lepiej już być nie może i na horyzoncie pojawiła się “Iluzja”.
To jest kawał dobrego kryminału. Autor ma to coś co mnie przyciąga mimo dużej objętości książki. Czułem się jakbym oglądał pokaz iluzjonisty. Tak autor kręcił wątkami i kierował nas na inne tory próbując odwrócić naszą uwagę od prawdziwych tropów. Rewelacyjnie pokierowana intryga niczym w skandynawskich kryminałach. Kiedy myślimy, że to koniec to dostajemy kolejne znaki zapytania. Fabuła nie skupia się tylko na walce śledczy - zabójca. Jest to wycinek z życia Zakrzewskiego. Śmiem twierdzić, że to polska odpowiedź na serię Jo Nesbo z Harrym Hole. Do małych minusów zaliczyłbym spoilery z poprzedniej części. Dlatego należy czytać tę serię od pierwszych tomów.
Zakrzewski to jedna z moich ulubionych postaci. Po spektakularnej sprawie z poprzedniej części nie umie się odnaleźć i pokazuje, że jest stworzony tylko do wielkich spraw. W tym się najlepiej odnajduje. Widać porównania do Harrego Hole. Dużym zaskoczeniem jest Gotard Sawczak zwany Parol. Bystry i inteligentny śledczy, który nie raz zaskakuje starszego kolegę. Ciekaw jestem jak dalej rozwinie się ich współpraca. Niestety Paulina Czerny robi tylko za tło. Bez Marcina mało znaczy w tej historii.
Im bliżej jesteśmy zakończenia to bardziej jesteśmy jego głodni, a ono nie zawodzi. Powoduje tylko kolejny głód na kolejne przygody śledczych z Wrocławia.
W remontowany domu odnalezione zostają zwłoki. Dziwnym jest to, że zostały one idealnie zachowane i wszystko skłania się ku nekrofili. W tym samym czasie we Wrocławiu dochodzi do serii brutalnych morderstw. Czy Marcin Zakrzewski czekający na taką sprawę znajdzie jakieś powiązanie między tymi dwoma zdarzeniami? Czy to wszystko tylko zasłona przed wielki spektaklem?
Po słabej “Krwawnicy” Gorzka wydawał się kolejnym podrzędnym autorem kryminałów, ale dałem mu drugą szansę i przeczytałem “Martwy Sad”. Myślałem, że czytam książkę innego autora. Takie było moje zaskoczenie. Wtedy byłem pewny, że lepiej już być nie może i na horyzoncie pojawiła się “Iluzja”.
więcej Pokaż mimo toTo jest kawał dobrego kryminału. Autor ma to coś co mnie przyciąga mimo dużej...