Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Ostatnia misja Gwendy Richard Chizmar, Stephen King
Ocena 6,6
Ostatnia misja... Richard Chizmar, St...

Na półkach: , , , ,

Powrót Kinga do pisania o Gwendy to świetna wiadomość. Chizmar pisząc solo nie udźwignął tego co zostało wypracowane w pierwszej części. Czy da się jeszcze to uniwersum uratować?
Fabuła dzieli się na teraźniejszość i przeplatane w niej retrospekcje. Dowiadujemy się więcej na temat innych opiekunów pudełka i jego oddziaływania na nich. Pojawia się tu brakująca w poprzedniej książce namiastka czarnego charakteru, a nawet dowiadujemy się o siłach zła chcących przejąć pudełko z guzikami do złych celów. Niestety mają tylko rolę epizodyczną, a można by bardziej rozwinąć ich wątek. Dużo można tu znaleźć powiązań do innych powieści Kinga (cyklu Mrocznej Wieży, serię opowieści z miasta Castle Rock). Brakuje jednak w tym wszystkim głębi. Jakby skazany szedł na stracenie i autor czekał, aż zamknie ten rozdział w swoim życiu.
Najstarsza wersja Gwendy zachowuje się trochę infantylne od czasu do czasu przeistaczając się w wojownika. Może to pudełko z guzikami tak jej miesza w głowie? Te same cechy ma jej przeciwnik Gareth, którego historię poznajemy bliżej w jednym z rozdziałów. Bardzo ubolewam nad nie rozwinięciem postaci Bobbiego i jego pobratymców. Mają potencjał na dużo większe zaistnienie w tej historii. Reszta postaci jest tylko tłem do rywalizującej ze sobą dwójki przeciwników.
Zakończenie jest strasznie nijakie. Spodziewałem się czegoś bardziej ekstra na zakończenie trylogii o Gwendy.
Ogólnie to mimo naprawdę fajnej pierwszej części to żałuję, że King nie wyrzucił tej historii do kosza tak jak miał to zamiar zrobić. Byłoby to lepsze niż ciągnięcie tego dalej tej bez pomysłu na dobrą opowieść.


Gwendy jako kobieta w zaawansowanym wieku po raz trzeci ma zaopiekować się pudełkiem z guzikami. Tym razem Farris chce by je unicestwiła. Zgłasza się do ekspedycji kosmicznej by w kosmosie porzucić ten niebezpieczny przedmiot. Utrudnić jej plan mogą początki Alzheimera i pewien milioner.

Powrót Kinga do pisania o Gwendy to świetna wiadomość. Chizmar pisząc solo nie udźwignął tego co zostało wypracowane w pierwszej części. Czy da się jeszcze to uniwersum uratować?
Fabuła dzieli się na teraźniejszość i przeplatane w niej retrospekcje. Dowiadujemy się więcej na temat innych opiekunów pudełka i jego oddziaływania na nich. Pojawia się tu brakująca w poprzedniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Caramba, porca miseria! Co to była za akcja! Niczym z filmów o Jamesie Bondzie. Pan Samochodzik kontra niesamowity Fantomas!
Tym razem autor zabiera nas poza granicę naszego kraju do Francji. Książki o naszym postrachu złodziei i fałszerzy jednocześnie bawią i uczą. Dlatego też znajdziemy tu sowitą lekcję malarstwa impresjonistycznego, pocztu królów francuskich, przewodnik po zamkach królewskich i wiele innych ciekawych tematów. Dla tych, którzy uważają to za nie interesujące to po przebrnięciu przez nie dostaną interesującą zagadkę i akcje z filmów sensacyjnych. Jest to po prostu kryminał w najprostszej postaci tak jak u Agathy Christie. Niby bez fajerwerków, a niezwykle interesujący i pouczający. Uczy nas, że nikogo nie można lekceważyć. Nigdy nie wiadomo czy ktoś nie udaje kogoś innego.
Nieprawdą jest to co pyszałkowaty detektyw Pigeon mówi o Tomaszu. Przestał on być już amatorem. Jego postać stała się bardzo dojrzała i wygrywa doświadczeniem. Po raz kolejny w śledztwie towarzyszą mu inni. Młoda i uparta Yvonne, jej kolega i mistrz świateł Robert oraz ekscentryczna ciocia Eveline ze swoim powiedzonkiem tworzą mieszankę wybuchową. Mistrz kamuflażu - Fantomas okazał się niezwykle przebiegłym i inteligentnym przeciwnikiem.
Im bliżej zakończenia to napięcie rośnie. Lekki niedosyt pozostawia lekko otwarte zakończenie, ale to tylko umożliwia nam przedłużenie przygody.
Jak mawia Pan Samochodzik - przygoda sama cię znajdzie, więc czekamy z utęsknieniem.

Tomasz dostaje zaproszenie od Karen Petersen by rozwiązał zagadkę kradzieży obrazów we Francji. Ktoś mimo wielu zabezpieczeń potrafi przenikać przez ściany i wymieniać oryginały na falsyfikaty. Czy Pan Samochodzik złapie mistrza Fantomasa zanim ukradnie następny obraz gdy francuska policja jest bezradna?

Caramba, porca miseria! Co to była za akcja! Niczym z filmów o Jamesie Bondzie. Pan Samochodzik kontra niesamowity Fantomas!
Tym razem autor zabiera nas poza granicę naszego kraju do Francji. Książki o naszym postrachu złodziei i fałszerzy jednocześnie bawią i uczą. Dlatego też znajdziemy tu sowitą lekcję malarstwa impresjonistycznego, pocztu królów francuskich, przewodnik...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mocny “Łowca” wysoko postawił poprzeczkę mimo kilku niedociągnięć. Czy “Sidła” mu do równają?
Fabuła już tak nie szokuje, ale mimo to autor stworzył świetną opowieść o seryjnym mordercy. Ukazuje nam jak wpływ krzywd z dzieciństwa pozostawia w nas ślad. Czasem tak głęboki, że włącza się nam tzw syndrom sztokholmski i usprawiedliwiamy oprawcę. Wręcz chcemy kontynuować jego “pracę” nawet by się na nim zemścić za krzywdy. Historia ma wiele wątków pobocznych raz lepszych (śmiertelna choroba policjanta), a raz gorszych (zakochany Sikora). Ma także dużo ukrytego przekazu: obrona własna prawie zawsze powoduje, że broniący się ma problemy, homofobia nie jest tylko po stronie heteroseksualnych, nie można kierować się stereotypami, bo los bywa przewrotny i wiele innych. Autor postanowił też powrócić do wątku “łowcy” z poprzedniej książki. Według mnie został on należycie zakończony i nie trzeba było nic do niego dodawać, ale widać autor był odmiennego zdania. Do autentyczności całej fikcyjnej fabuły, autor dużo wplata żargonu policyjnego. W tego typu seriach książkowych może trochę bawić, że w krótkim odstępie czasowym uaktywnia się kolejny morderca, można by rzec, że pojawia się jeden po drugim, ale czy nie codziennie słychać w telewizji, że ktoś gdzieś kogoś zabił. Może gdy inni słuchają o zbrodniach budzi się u nich demon, który chce tak samo zaistnieć w sferze publicznej?
W końcu numerem jeden jest komisarz Sikora. Tego brakowało mi w poprzedniej części. Mamy szansę zapoznać się z nim i zobaczyć jak dobrym jest śledczym. Bielecki przy nim przeszedł mocną przemianę z “nowego” w śledczego, nie zmieniając przy tym swojej osobowości. Seryjny morderca to postać z ciekawą historią i motywami.
Zakończenie psuje wypracowaną historię. Do rozwiązania dochodzimy przez głupotę jednej osoby, a to potem ciągnie nas w wir dziwnych przypadków.
Reasumując nie jest tak dobrze jak poprzednio, ale autor nie zszedł poniżej pewnego poziomu. Z przyjemnością czekam na kolejną książkę z komisarzem Sikorą.


Policja wyławia z Odry zmasakrowane zwłoki kobiety z wyciętymi inicjałami “AK”. To sprawia, że unosi się w powietrzu myśl o seryjnym mordercy. W tym samym czasie dochodzi do zaginięć młodych kobiet. Czy te sprawy mają jakieś powiązanie? Komisarz Sikora uważa, że źle został wytypowany sprawca w śledztwie łowcy pedofilów. Zamierza rozwiązać tą sprawę tym razem poprawnie.

Mocny “Łowca” wysoko postawił poprzeczkę mimo kilku niedociągnięć. Czy “Sidła” mu do równają?
Fabuła już tak nie szokuje, ale mimo to autor stworzył świetną opowieść o seryjnym mordercy. Ukazuje nam jak wpływ krzywd z dzieciństwa pozostawia w nas ślad. Czasem tak głęboki, że włącza się nam tzw syndrom sztokholmski i usprawiedliwiamy oprawcę. Wręcz chcemy kontynuować jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mówią, że kontynuacje zazwyczaj są gorsze. Jeżeli chodzi o tę książkę to potwierdza ona daną tezę.
W powieści przez ¾ fabuły nic się nie dzieje. Zwykła gadka o niczym. Trochę tylko wspominamy wydarzenia z poprzedniej części, a potem wszystko na ostatnich stronach nagle przyśpiesza i z niczego tworzy się rozwiązanie. Ewidentnie brak tu ręki Kinga. Jestem pewien, że on by wątek zaginięcia odpowiednio rozbudował. Autor samodzielnie zniweczył to co wypracowane zostało razem w “Pudełko z guzikami Gwendy”.
Nasza wspaniała Gwendy nagle dorosła, ale cofnęła się w rozwoju. Zachowuje się w pewnych momentach strasznie irracjonalnie. Zupełnie jak nie ona. Reszta postaci to tylko takie tło gdzieś w oddali. Nie mają prawie żadnego wpływu na fabułę.
Zakończenie próbuje to wszystko w jednym rozdziale zebrać do kupy i zamknąć historię. Wygląda to jakby autor przypomniał sobie, że jest jakiś wątek główny i należy go szybko zakończyć. Nie przemawia do mnie rozwiązanie zaginięć i motyw pojawienia się ponownie pudełka.
Sięgnę po ostatnią część trylogii do pisania, której powraca już Stephen King. Trylogii, która mogłaby się obejść bez “Magicznego piórka Gwendy”.

Gwendy spełnienia się jako kongresmen. Podczas przerwy Bożonarodzeniowej postanawia wrócić do rodziny do Castle Rock. Tam dowiaduje się, że zniknęły dwie młode dziewczyny. Policja okazuje się bezradna. Czy pomoże magiczne pudełko, które znowu się pojawiło w życiu Gwendy?

Mówią, że kontynuacje zazwyczaj są gorsze. Jeżeli chodzi o tę książkę to potwierdza ona daną tezę.
W powieści przez ¾ fabuły nic się nie dzieje. Zwykła gadka o niczym. Trochę tylko wspominamy wydarzenia z poprzedniej części, a potem wszystko na ostatnich stronach nagle przyśpiesza i z niczego tworzy się rozwiązanie. Ewidentnie brak tu ręki Kinga. Jestem pewien, że on by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

“Dziecko Rosemary” to książka, której trochę bałem się czytać. Gdy byłem dzieckiem w telewizji leciał film na jej podstawie i gdy na ekranie pojawiła się jedna z ostatnich scen gdy Rosemary widzi swoje dziecko to… uciekłem z pokoju. Później w technikum odwiedzałem znajomego i zobaczyłem, że czyta tę powieść. Twierdził, że jest to bardzo straszna książka. A co mogę powiedzieć po jej przeczytaniu?
“Dziecko Rosemary” nie straszy. Nie straszy potworami czy innymi strachami. To inny rodzaj strachu. Przez cały czas trzyma nas w napięciu i budzi niepokój. Od początku powoli prowadzi fabułę dając nam wsiąknąć w opowieść i przygotować nas na to co ma nadejść. Dużo prowadzimy rozważań na tematy religijne i polityczne. Autor dyskutuje wręcz z nami o tym i możemy postawić się na miejscu bohaterów. Bardzo podobna jest stylem pisania do “Adwokata Diabła” Andrew Neidermana.
Rosemary to postać tragiczna. Nie ważne co zrobi wszystko prowadzi do losu, który jest jej pisany. Jest to też postać uniwersalna, ponieważ w jej miejsce można postawić każde z nas. Mąż Rosemary - Guy to symbol wszelkich wątpliwości i słabości człowieka. Dodatkowo świetnie wykreowane postacie z ciemnej strony mocy. Roman i Minnie Casteveta oraz inni świetnie mają wszystko zaplanowane i ukrywają wszystko w tajemnicy. Pozostałe postacie idealnie uzupełniają powyższe dopełniając fabułę.
Zakończenie jest oryginalne, bo inne niż wszystkie, ale tu nie pasuje. Uważam, że nie zamyka wszystkiego w całość. Brakuje podsumowania wydarzeń. Takiej kropki na koniec. Tak jak zrobił to Riley Sager w “Zamknij wszystkie drzwi”, które jest hołdem dla “Dziecka Rosemary” i jej uwspółcześnioną wersją.
Reasumując świetnie się tę książkę czytało, ale na koniec czegoś jednak zabrakło.


Rosemary i Guy to młode małżeństwo szukające mieszkania. Gdy nadarza się okazja wynajęcia idealnego lokum to nie zastanawiają się długo. Nie odstrasza ich nawet zła sława budynku. Na miejscu poznają miłą starszą parę sąsiadów. Nie domyślają się, że to początek ich kłopotów.

“Dziecko Rosemary” to książka, której trochę bałem się czytać. Gdy byłem dzieckiem w telewizji leciał film na jej podstawie i gdy na ekranie pojawiła się jedna z ostatnich scen gdy Rosemary widzi swoje dziecko to… uciekłem z pokoju. Później w technikum odwiedzałem znajomego i zobaczyłem, że czyta tę powieść. Twierdził, że jest to bardzo straszna książka. A co mogę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po słabym “Domu na Wyrębach” postanowiłem dać jeszcze jedną szansę Dardzie. “Jedna krew” zawiodła mnie jeszcze bardziej.
Fabuła to straszny bełkot bardzo rozwleczony w czasie. Szacunek dla tego co potrafi to wszystko ogarnąć i rozumie o co w tym chodzi. Motyw “jednej krwi” wydaje się ciekawy, ale tutaj autor odciąga od niego naszą uwagę przez lanie wody.
Wieńczysław ładnie sam siebie opisał: “Jakbym był bohaterem książki to by mnie nie obchodziło co o mnie sądzą”. To zapewne nie poczuje się urażony jak napisze, że jest strasznie męczący i irytujący. Reszta bohaterów to też takie pionki, które po prostu są i zachowują się podobnie.
Zakończenie to najlepsza część tej książki, bo zwiastuje jej koniec. Co do jej strefy fabularnej to wywraca wszystko do góry nogami.
Reasumując to widać, że proza Stefana Dardy nie jest dla mnie.

Wieńczysław Pskit przyjeżdża na pogrzeb kuzynki do małej miejscowości w Bieszczadach. Jest świadkiem dziwnych wydarzeń nazywanych przez ludzi klątwą “jednej krwi”. Po kilku latach znowu będzie musiał się z tym zmierzyć.

Po słabym “Domu na Wyrębach” postanowiłem dać jeszcze jedną szansę Dardzie. “Jedna krew” zawiodła mnie jeszcze bardziej.
Fabuła to straszny bełkot bardzo rozwleczony w czasie. Szacunek dla tego co potrafi to wszystko ogarnąć i rozumie o co w tym chodzi. Motyw “jednej krwi” wydaje się ciekawy, ale tutaj autor odciąga od niego naszą uwagę przez lanie wody.
Wieńczysław ładnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

O seryjnych mordercach było już wiele książek. Ta jest napisana w oryginalny sposób. Przedstawia bestie od innej strony. Od strony ich rodzin.
Fabuła składa się z teraźniejszości i retrospekcji z dzieciństwa. Mimo iż gdy historię pisze kobieta to bardziej skupia się ona na relacjach niż akcji, tak tutaj jest wszystko w odpowiednich proporcjach. Autorka ma bardzo interesujący styl pisania wzmacniany przez krótkie i tajemnicze rozdziały, które mocno trzymają klimat. Czuć podczas czytania, że jest tu wiele niedopowiedzeń i fałszywych tropów, które nas oplatają i nie pozwalają na porzucenie książki bez przeczytania do samego końca.
Bardzo podoba mi się postać Nory - głównej bohaterki. Jej sposób bycia i to jak poradziła sobie z traumą czyni ją bardzo autentyczną. Przebojowa i trzymająca się swoich wartości kobieta. Mimo iż jej ojciec, bezwzględny seryjny morderca, mało pojawia się fizycznie na kartach fabuły to cały czas czuć jest jego obecność. Philip i Brady też tworzą ciekawe postacie i potrafią namieszać.
Pierwszy rozdział lekko wskazywał na to jak książka się skończy, ale udało się autorce mnie zaskoczyć. Umiejętnie kierowała fabułą by dojść do iście nieprzewidywalnego zakończenia.
Po takiej reklamie z czystym sumieniem mogę podejść do innych książek autorki.

Od 26 lat w zakładzie karnym karę odbywa seryjny morderca zwany Handymanem. W piwnicy swojego domu więził i bestialsko torturował swoje ofiary. Jego córka Nora próbuje ułożyć sobie życie z ciężkim brzemieniem swojego ojca. Dziś jest jednym z najlepszych chirurgów i o jej przeszłości nie wie nikt. Gdy w mieście policja znajduje ciała kobiet okaleczone w taki sam sposób to przez miasto przelewa się strach.

O seryjnych mordercach było już wiele książek. Ta jest napisana w oryginalny sposób. Przedstawia bestie od innej strony. Od strony ich rodzin.
Fabuła składa się z teraźniejszości i retrospekcji z dzieciństwa. Mimo iż gdy historię pisze kobieta to bardziej skupia się ona na relacjach niż akcji, tak tutaj jest wszystko w odpowiednich proporcjach. Autorka ma bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

“Chwasty” rozbudziły mój apetyt na literaturę Krzysztofa Jóźwika. Mam nadzieję, że “Skrawki” to tylko wypadek przy pracy. Jednakże to nie jest słaba książka, ale autor trochę się pogubił.
Fabuła jest podzielona na dwie części, które przedstawiają jakby różne książki połączone w jedną. Pierwsza przedstawia nam życie trójki sąsiadów, a druga wprowadza śledztwo policyjne. To co zagrało w poprzedniej części serii tutaj zostało źle zmiksowane. Tak jakby pierwsza część miała być osobną opowieścią, a później autor zdecydował, że jednak dorzuci tu postaci z “Historii Warszawskiej” i stworzy kolejną książkę z tej serii. Jóźwik kupił mnie tym, że potrafi żonglować faktami i przedstawiać je w taki sposób by sugerować coś odwrotnego niż jest w rzeczywistości. Za rękę prowadzi nas mylnymi tropami potrafiąc nam je przedstawić za pewnik. To zaczyna być znakiem rozpoznawczym autora.
Nie wiadomo dlaczego podkomisarz Kalinowski zszedł na dalszy plan po tym jak został wykreowany na główną postać serii “Historii Warszawskiej”. Nie do końca on pasuje do tej powieści, gdzie główny prym wiedzie trójka sąsiadów z jednego osiedla. Kucharz celebryta Filip Molenda poszukający idealnych smaków, właściciel siłowni i strasznie porywczy Marcin Bąk oraz były żołnierz opiekujący się swoją córką Norbert Rowicki. Każdy z nich ma swoje tajemnice, którymi nie chcieliby się dzielić ze światem. Wątek pani prokurator do przemilczenia. Jest on tu zupełnie zbędny i bez niego ta historia nic by nie straciła.
Jak wspomniałem wyżej Jóźwik potrafi kręcić tak by potem wywrócić wszystko do góry nogami, a potem w zakończeniu uderzyć ze zdwojoną siłą. A tu jest turbo mocno na koniec. Idealnie zostało wszystko podsumowane.
Reasumując to nie jest zła książka ale czuć, że autor trochę się pogubił.


W okolicach Warszawy policja znajduje okaleczone zwłoki. Już wtedy podkomisarz Kalinowski wie, że nie będzie to łatwa sprawa. Tropy zaprowadzają go na osiedle w Aninie. Czy tam czyha morderca? Dlaczego z ciał ofiar znikają mięśnie?

“Chwasty” rozbudziły mój apetyt na literaturę Krzysztofa Jóźwika. Mam nadzieję, że “Skrawki” to tylko wypadek przy pracy. Jednakże to nie jest słaba książka, ale autor trochę się pogubił.
Fabuła jest podzielona na dwie części, które przedstawiają jakby różne książki połączone w jedną. Pierwsza przedstawia nam życie trójki sąsiadów, a druga wprowadza śledztwo policyjne. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Mało jest fajnych książek przygodowych z intrygą i tajemnicami w tle. “Szachownica” Hermana nie dała rady zbliżyć się do mistrza Siembiedy i “Bezcennego” Miłoszewskiego.
Autor dzieli historię na dwie linie czasowe. Przeszłość w Prusach i teraźniejszość na terenach USA. Jeżeli czasy dzisiejsze jeszcze jakoś dają radę mimo kompletnie słabych bohaterów, to przeszłość jest tragiczna. Przysłowiowe “flaki z olejem” nie mające jakiegoś kierunku do którego by dążyło i strasznie się to czyta wiedząc, że wątek współczesny próbuje biec do przodu. Nieprzypadkowe są porównania do amerykańskich filmów jednej z postaci, bo ta historia próbuje być widowiskowa jak te filmy, a logika schodzi trochę na dalszy plan.
Patryk to taka odwrotność przebojowej Karen. On tylko za nią chodzi i próbuje ostudzac jej zapędy. Bardziej by pasowali na rodzeństwo niż parę. Obydwoje zachowują się jednak jak dzieci, które znalazły paczkę cukierków i tajemniczy liścik, a potem próbują się dowiedzieć o nim więcej. O postaciach z przeszłości nie ma co wspominać.
Wszystko ratuje tylko to, że jest to podobno najsłabsza z książek autora i przez to nie zamykam się na jego twórczość. Może po zapoznaniu się z innym jego dziełem powrócę do “Szachownicy” i spojrzę na nią zupełnie inaczej?

Mało jest fajnych książek przygodowych z intrygą i tajemnicami w tle. “Szachownica” Hermana nie dała rady zbliżyć się do mistrza Siembiedy i “Bezcennego” Miłoszewskiego.
Autor dzieli historię na dwie linie czasowe. Przeszłość w Prusach i teraźniejszość na terenach USA. Jeżeli czasy dzisiejsze jeszcze jakoś dają radę mimo kompletnie słabych bohaterów, to przeszłość jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Czuje się zawiedziony tak wychwalaną książką.
Zapowiadała się na niezłą historię, opartą o prawdziwe wydarzenia, ale za szybko dowiadujemy się o co tu chodzi. Spodziewałem się opowieści od początku wyprawy i powolnego prowadzenia historii do punktu kulminacyjnego. A tu jakbym czytał notatkę albo urywek dziennika z wyprawy. Brakuje mi w tym chronologi i samego początku opowieści. Autor dokładnie wszystko opisuje, czy to pogoda, czy to elementy statku. Dużo przegadanych wspomnień zamiast akcji. "Pieśń bogini kali" była pisana podobną stylistką, jednak tam pochłonął mnie klimat. Tutaj była na to szansa, ale czuję go jakby przez szybę.
Strasznie dużo nazwisk, które ciężko opanować i przypasować do danej osoby. Żadna jakoś nie wyróźniła się na tyle, żeby była warta zapamiętania.
Przekroczyłem połowę by poczuć zainteresowanie, ale czas odpuścić. Inne książki już mnie wołają.

Czuje się zawiedziony tak wychwalaną książką.
Zapowiadała się na niezłą historię, opartą o prawdziwe wydarzenia, ale za szybko dowiadujemy się o co tu chodzi. Spodziewałem się opowieści od początku wyprawy i powolnego prowadzenia historii do punktu kulminacyjnego. A tu jakbym czytał notatkę albo urywek dziennika z wyprawy. Brakuje mi w tym chronologi i samego początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Spodziewałem się czegoś podobnego do “Pomruku” Michała Śmielaka. Strasznie się pomyliłem.
Autor na początku jako dziennikarz z zawodu wylewa żale na temat pracy dziennikarza, a potem jest straszne lanie wody i brak motywu, który by jakoś chwycił albo zainteresował czytelnika by zostać przy książce.
Dwie postacie, które pewnie jakoś się połączą do walki ze złem są nijakie. Trochę bardziej interesujący jest Dariusz, bo on ma jakąś historię, ale zmarnowaną przez teraźniejsze wydarzenia.
Postanawiam nie marnować już stron z abonamentu Legimi.

Spodziewałem się czegoś podobnego do “Pomruku” Michała Śmielaka. Strasznie się pomyliłem.
Autor na początku jako dziennikarz z zawodu wylewa żale na temat pracy dziennikarza, a potem jest straszne lanie wody i brak motywu, który by jakoś chwycił albo zainteresował czytelnika by zostać przy książce.
Dwie postacie, które pewnie jakoś się połączą do walki ze złem są nijakie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wampiry, wampiry, wampiry. Już wszystko o was napisali. Czy da się jeszcze czytelnika wami zaskoczyć? Da się! Nazywam się Patricia Campbell i zapraszam was do Charlestown. Nasz klub książki opowie wam pewną historię.
Fabuła podzielona jest na okresy przełomu lat 80. I 90. XX wieku. Każdy nowy okres nosi tytuł aktualnie przerabianej przez klub książki. Te nawiązania do książek o seryjnych mordercach i literatury krwawo-sensacyjnej to po prostu mistrzostwo świata. Rozbawiła mnie już na pierwszej stronie. Może nie ma tu za dużo elementów humorystycznych, ale to one na początku mnie chwyciły i zachęcił do zapuszczenia się dalej w historię. Wbrew pozorom fabuła wcale nie skupia się na wampirach, które przedstawione są tu w odświeżonej formie. Opisuje ciężkie życie tzw. “kur domowych” i jak one oraz ich praca są traktowane niesprawiedliwie.
Główne postacie to Patricia i James. Ona stara się być najlepszą gospodynią w mieście, ale gdy na horyzoncie pojawia się zło zagrażające jej rodzinie poświęci wszystko by ją ratować. Wiedzę jak pokonać wroga czerpie z książek przez co ta opowieść to istny hołd dla ludzi czytających. Pokazuje, że wiedza to największy oręż. On po prostu chce przeżyć. Pod postacią dżentelmena chce zdobywać pokarm. Reszta postaci z klubu książki to jest pełen przekrój osobowości. Każda ma swoje unikalne cechy i wady. Mężowie zepchnięci zostali trochę na drugi plan, ale i oni odgrywają tu ważną rolę.
Książka jest tak skonstruowana, że gdy już myślimy, że dobro wygrywa to następuje zwrot akcji o 180 stopni i wali nas obuchem w głowę. W końcu jednak dochodzimy do wielkiego finału gdzie dobro zmierzy się ze złem w ostatecznej konfrontacji. Niczym Sherlock Holmes i Moriaty.
Po przeczytaniu ostatnio wielu książek, gdzie wszystko było podane na tacy i rozwiązania się można było domyśleć, mój mózg został nakarmiony i eksplodował ze szczęścia. To jest idealny pomysł na serial.

Kiedy do społeczności gdzie wszyscy się znają przyjeżdża ktoś nowy to nie myśli się od razu o tym, że to zła osoba. Ale gdy w tym samym czasie dzieją się dziwne rzeczy to już w głowie zapala się alarm. Jedynymi osobami, które to widzą są członkinie klubu książki. Szczególnie jedna - Patricia. Czy uda się jej przekonać innych, że ich nowy mieszkaniec James Harris nie jest tym za kogo się podaje?

Wampiry, wampiry, wampiry. Już wszystko o was napisali. Czy da się jeszcze czytelnika wami zaskoczyć? Da się! Nazywam się Patricia Campbell i zapraszam was do Charlestown. Nasz klub książki opowie wam pewną historię.
Fabuła podzielona jest na okresy przełomu lat 80. I 90. XX wieku. Każdy nowy okres nosi tytuł aktualnie przerabianej przez klub książki. Te nawiązania do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiem co jest takiego w szwedzkich kryminałach, że nie do końca mi odpowiadają. Może to przez to, że po przeczytaniu wybitego Mankella nie umiem docenić innych? Jedynie udało się to powtórzyć Cilli i Rolfowi Börjlindom. Emelie Schepp nie dołączy niestety do tej grupy.
Uważam, że pomysł na fabułę nie został w pełni i należycie wykorzystany. Połączenie inspiracji Bournem i najbardziej powszechnego problemu w Szwecji, czyli emigracji jest wszech miar oryginalnym pomysłem, ale nie do końca tutaj to wyszło. Główny wątek schodzi na dalszy plan. Im historia toczy się dłużej to robi się bardziej nieprawdopodobna. Mimo, iż wydaje się być logiczna.
Typowe u skandynawów jest opisywanie całego prywatnego życia postaci, które nic nie wnosi do historii. Ekipa śledcza sprawia wrażenie jakby w ogóle nie przejmowali się sprawą. Mia zachowuje się jak skorumpowany gliniarz, a Henrik więcej myśli o seksie. To wszystko potrafi jednak udźwignąć Jana Berzelius - nasza ukryta główna bohaterka. Tajemnicza pani prokurator z tajemniczą przeszłością.
Zakończenie jest znośne, ale spodziewałem się pełnego zamknięcia niż otwartego. Według mnie książka powinna się zakończyć na jednym tomie niż rozwlekać wątki na kolejne.

Szef urzędu imigracyjnego zostaje zamordowany we własnym domu. Sprawą ma pokierować prokurator Jana Berzelius. W toku niełatwego śledztwa wychodzą na wierzch mroczne tajemnice. Także pani prokurator.

Nie wiem co jest takiego w szwedzkich kryminałach, że nie do końca mi odpowiadają. Może to przez to, że po przeczytaniu wybitego Mankella nie umiem docenić innych? Jedynie udało się to powtórzyć Cilli i Rolfowi Börjlindom. Emelie Schepp nie dołączy niestety do tej grupy.
Uważam, że pomysł na fabułę nie został w pełni i należycie wykorzystany. Połączenie inspiracji Bournem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Czytanie tej książki to horror. Przypomina indianską przypowieść o zemście, siłach natury i o miłości do koszykówki. Autor stworzył indiański manifest. Gdybym nie wiedział, że jest napisana w 2020 to bym pomyślał, że to jakieś lata 80. Autor stylem pisania przypomina Stephena Kinga. Jest jego indiańskim odpowiednikiem. Ale to nie jest Stephen King. Może tego zabrakło.

Czytanie tej książki to horror. Przypomina indianską przypowieść o zemście, siłach natury i o miłości do koszykówki. Autor stworzył indiański manifest. Gdybym nie wiedział, że jest napisana w 2020 to bym pomyślał, że to jakieś lata 80. Autor stylem pisania przypomina Stephena Kinga. Jest jego indiańskim odpowiednikiem. Ale to nie jest Stephen King. Może tego zabrakło.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nuda, nuda, nuda.
Książka ma swój klimat wyspowy, ale to nie jest mój klimat. Autor strasznie skacze w czasie. Jak sam napisał, że główny wątek to tylko kilka stron, więc się dziwię, że starał się wypełnić resztę czymkolwiek. Zaintrygował mnie magiczny robak i dziwne zniknięcie Mai, ale to wszystko.
Wolę zakończyć po 70 stronach niż się męczyć.

Nuda, nuda, nuda.
Książka ma swój klimat wyspowy, ale to nie jest mój klimat. Autor strasznie skacze w czasie. Jak sam napisał, że główny wątek to tylko kilka stron, więc się dziwię, że starał się wypełnić resztę czymkolwiek. Zaintrygował mnie magiczny robak i dziwne zniknięcie Mai, ale to wszystko.
Wolę zakończyć po 70 stronach niż się męczyć.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Historia inspirowana jest największą zagadką kryminalną ZSRR.
Zimą 1959 roku grupa wspinaczy rusza w góry Uralu północnego. Nie wiadomo dlaczego nikt nie wrócił i co się stało na zboczu góry Chołatczachl na Przełęczy Diatłowa. Fabuła dzieli się na śledztwo w czasach teraźniejszych i retrospekcje z wyprawy. Pierwsze jest interesujące, ale drugie im dłużej się czyta to powoduje znużenie. Jest zbyt długa i rozwlekła. Poznajemy mnóstwo teori na temat tej tragedi. Zaczynając od tych prostych po te nieprawdopodobne. Do dziś nie wiadomo co tak naprawdę się wydarzyło. Według mnie teoria autora jest najlepsza.
Głównym plusem jest postać Jewgienija Kowalczuka. Były Żołnierz teraz detektyw czaruje swoją inteligencją i ciętym żartem. Blado przy nim wypada jego partnerka Anna Gamowa “Uzi”. Postacie z retrospekcji nie pozostają za długo w pamięci.
Zakończenie “rozwiązuje” w jakiś sposób zagadkę. Można by rzec, że w typowo rosyjski sposób.
Mimo kilku minusów warto przeczytać by chociaż liznąć ten interesujący temat.

Młodzież wyrusza w góry. Nie wraca nikt. Co się wydarzyło? Dlaczego ktoś nie chce aby prawda wyszła na jaw?

Historia inspirowana jest największą zagadką kryminalną ZSRR.
Zimą 1959 roku grupa wspinaczy rusza w góry Uralu północnego. Nie wiadomo dlaczego nikt nie wrócił i co się stało na zboczu góry Chołatczachl na Przełęczy Diatłowa. Fabuła dzieli się na śledztwo w czasach teraźniejszych i retrospekcje z wyprawy. Pierwsze jest interesujące, ale drugie im dłużej się czyta to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po kilku ciężkich i mrocznych książkach warto sięgnąć po coś lekkiego. Idealna jest przygoda młodzieżowa by móc wrócić do czasów dzieciństwa. Przypomnieć sobie jaka to była beztroska i używać wyobraźni do oporu. Czas dołączyć do ekipy i przeżyć przygodę!
Fabuła to trochę taka wydmuszka. Jakby to miała być broszurka ekologiczna. Jest pomysł na przygodę i rozwiązanie, ale brakuje jej rozwinięcia. Brak tej nutki poszukiwacza. Autorka daje nam mylne tropy, ale jest tego za mało. Do plusów zaliczymy krótkie, ale treściwe rozdziały i wplecione ciekawostki, które zainteresują młodzież na tyle by sami rozwinęli je poza książką.
Głównym bohaterem jest Kuba, który podejmuje wszystkie decyzje i nie boi się ryzyka. Jego brat Filip to typowy starszy brat, który jest maniakiem Scooby doo i ptasiego mleczka. Sąsiadka Oliwia to żeńska wersja Kuby interesująca się historią. Jagoda to najmłodszy członek ekipy czasem więcej przeszkadzający, ale to dzięki jej dziecinności dokonują się najważniejsze odkrycia.
Zakończenie ma przekaz edukacyjny i nie każdemu może przypasować.
Uważam, że tu można było bardziej rozwinąć tą przygodę.

Kuba znajduje pod domem skarb, a w nim mapę z krzyżykami. Postanawia zebrać ekipę i wyruszyć na przygodę.

Po kilku ciężkich i mrocznych książkach warto sięgnąć po coś lekkiego. Idealna jest przygoda młodzieżowa by móc wrócić do czasów dzieciństwa. Przypomnieć sobie jaka to była beztroska i używać wyobraźni do oporu. Czas dołączyć do ekipy i przeżyć przygodę!
Fabuła to trochę taka wydmuszka. Jakby to miała być broszurka ekologiczna. Jest pomysł na przygodę i rozwiązanie, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Seryjni mordercy i inne “bestie” zawsze wywołują wielkie poruszenie wśród ludzi. Dlatego stają się inspiracją w popkulturze i się dobrze sprzedają. Rzadko kiedy wychodzi z tego coś wartego uwagi. “Doberman” zalicza się do tych lepszych.
Autor w ciekawy sposób opowiada losy Aleksandra “Dobermana” Spiesiwcewa. Od czasów dzieciństwa do teraźniejszych. Historia składa się z opowieści Władimira Zinera, policjanta, który ujął sprawcę, w formie wywiadu. Jest to True crime, czyli powieść opartą na autentycznych wydarzeniach. Nie wszystko było dokładnie odwzorowane. Niektóre wątki są tylko domysłami autora na podstawie dokumentacji ze sprawy. Wnioskować można z tego, że zwyrodnialcy zazwyczaj wychodzą z biedy i patologii, która mocno odciska się na ich psychice. Jedno zdarzenie potrafi być zapalnikiem, by w głowie przeskoczyło coś na tryb “zło”.
Autor ukazuje Spiesiwcewa mimo swoich zbrodni jako zwykłego człowieka, który się pogubił w świecie i jak wielki wpływ na niego miał ojciec. Matka Aleksandra jest jak każda matka, która zrobi wszystko dla syna. Władimir Ziner to prawdziwy policjant z krwi i kości. Kierowany własnymi pobudkami próbuje złapać mordercę.
Zakończenie jest relacją z obławy na Spiesiwcewa, ale jest też drugie. Koniec wywiadu potrafi zaiskrzyć.
Spodziewałem się czegoś bardziej krwawego. Wydaje mi się, że autor trochę ugrzecznił tego najbardziej przerażającego mordercę współczesnej Rosji. Jednakże nie jestem zawiedziony bo to naprawdę dobra historia.

Rosja, Nowokuźnieck, 1996. Milicja znajduje rozczłonkowane ciała. Na ludzi pada blady strach. Czy to jednorazowy wypadek czy początek działań seryjnego mordercy?

Seryjni mordercy i inne “bestie” zawsze wywołują wielkie poruszenie wśród ludzi. Dlatego stają się inspiracją w popkulturze i się dobrze sprzedają. Rzadko kiedy wychodzi z tego coś wartego uwagi. “Doberman” zalicza się do tych lepszych.
Autor w ciekawy sposób opowiada losy Aleksandra “Dobermana” Spiesiwcewa. Od czasów dzieciństwa do teraźniejszych. Historia składa się z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Czy “Zły pasterz” może być zły sam w sobie?
“Zły pasterz” ma dwie twarze. Pierwsza połowa książki jest intrygująca, ale druga jest jej odwrotnością. Jakby czytało się połączone dwie książki. Gdy fabuła skupia się na wątku zaginięcia Kasi jest to ciekawy kryminał, ale gdy zaczyna odchodzić bardziej w wątki poboczne to całe pierwsze wrażenie znika. Czytelnicy czekają na rozwiązanie zagadki, a autor ucieka w romanse i inne dziwne akcje, które są mało znaczące dla powieści. Kolejny przykład na to, że więcej nie oznacza wcale lepiej. Większym złem niż narkotyki to są sekty, które robią ludziom wodę z mózgu. Warto tę książkę przeczytać by zaznajomić się z tym tematem by ustrzec przed tym siebie i innych.
Nasz główny bohater to Janek vel Wincent, który przedstawia nasze wszystkie zniszczone marzenia i daje nadzieję, że jest gdzieś nasze miejsce na ziemi. Horst to miał być stary glina, któremu w gardle stoi nierozwiązana sprawa, ale autor przesuwa ten wątek w najdalszy kąt. Wielka szkoda bo ta postać jest strasznie ciekawa i warto by było ją rozwinąć. Alicja pasuje tu jak pięść do nosa, a o pani detektyw Kamińskiej ciężko coś powiedzieć jak autor zupełnie olewa jej wątek i występuje sporadycznie bez większego celu. Niestety, bo ona też jest ciekawą postacią.
Zakończenie jest widowiskowe, ale strasznie rozczarowujące. Jakby autor miał z nim problem i poszedł po najprostsze rozwiązanie.
Było znośnie, ale mogłoby być dużo lepiej wycinając pewne rzeczy.

Janek chce ustabilizować swoje życie i zamierza zacząć od odwiedzenia swojej kochanej siostry na praktykach archeologicznych. Kiedy przyjeżdża dowiaduje się, że zniknęła z innym studentem. Poszukiwania nie przynoszą rezultatów. Czy ma to związek z tym co odkopali?

Czy “Zły pasterz” może być zły sam w sobie?
“Zły pasterz” ma dwie twarze. Pierwsza połowa książki jest intrygująca, ale druga jest jej odwrotnością. Jakby czytało się połączone dwie książki. Gdy fabuła skupia się na wątku zaginięcia Kasi jest to ciekawy kryminał, ale gdy zaczyna odchodzić bardziej w wątki poboczne to całe pierwsze wrażenie znika. Czytelnicy czekają na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Każdy z nas powinien mieć swoje tytułowe “Miejsce i Imię”.
Druga powieść o przygodach Jakuba Kani jest już mniej fantastyczna i skupia się na motywach holenderskich Żydów i Niemieckich obozów zagłady. A dokładniej na tajemniczych barakach w obozie koncentracyjnym na Górze św. Anny. Fabuła jest podzielona znowu na teraźniejszość i retrospekcje z przeszłości. Trochę jest jak akta IPN. Jest w niej zawarte dużo informacji, ale nic ekstra. W porównaniu do pierwszej książki tę czyta się jak podręcznik do historii. W stosunku do “444“ nie ma tej nutki odkrywania. Za Jakuba research robią inni, a on jest tylko “gwiazdą”. Dużym plusem jest to, że Siembieda pokazuje iż można opowiadać o tym co było w poprzednich częściach bez spoilerów.
U Kuby zaszły totalne zmiany. Już nie pracuje jako prokurator IPN, a jako wolny strzelec. Zaraz rodzi się mu drugie dziecko. W tym wszystkim jedno pozostaje bez zmian. Jego bezgranicznie zaangażowanie w pracę. Niczym pies jak chwyci trop to nie puści go aż do rozwiązania sprawy. Z własnych pobudek pomaga mu Kapitan ABW Teresa Barska, która wyróżnia się nie tylko sprytem, ale też swoimi mądrościami życiowymi. “Jeżeli ma być coś zrobione, to trzeba to zrobić” itp. Nie możemy też zapomnieć o Unrze z grupy poszukiwaczy nazistów, a także o przedstawicielach drugiej strony barykady Olegu i córce wysoko postawionego esesmana.
W tej powieści zakończenie w porównaniu do poprzedniej jest kompletne, a nawet wręcz idealnie zamyka wszystkie wątki.
Czas na kolejną przygodę okraszoną historią.

Jakub Kania zaczyna współpracę z Instytutem Pamięci Jad Waszem. Ma znaleźć miejsce pochowania holenderskich żydów z obozu na Górze św. Anny. Tak rozpoczyna się fascynująca historia z diamentami i hitlerowcami w tle. Nie wie, że zleceniodawcy mają inne powody do poszukiwania swoich krajan.

Każdy z nas powinien mieć swoje tytułowe “Miejsce i Imię”.
Druga powieść o przygodach Jakuba Kani jest już mniej fantastyczna i skupia się na motywach holenderskich Żydów i Niemieckich obozów zagłady. A dokładniej na tajemniczych barakach w obozie koncentracyjnym na Górze św. Anny. Fabuła jest podzielona znowu na teraźniejszość i retrospekcje z przeszłości. Trochę jest jak...

więcej Pokaż mimo to