-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik264
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Wielkimi krokami nachodził TEN dzień.
Dzień jej czterdziestych urodzin.
Dzień, którego tak bardzo się obawiała.
Dzień, w którym miała postradać zmysły.
Ale to przecież wyłącznie pozbawione jakiegokolwiek sensu słowa jej szalonej matki. Przecież nie można z dnia na dzień stać się niespełna rozumu. Prawda?
UWAGA.
Mamy pierwszą (i całkiem prawdopodobne, że ostatnią) 10 w tym roku. Ale za to w pełni zasłużoną. Po lekturze tego GENIALNEGO thrillera psychologicznego wiem jedno - cokolwiek wypełznie z głowy Pinborough i zostanie przelane na kartki papieru, będę chciała to czytać!
Ależ to miało klimat. Tutaj słowo obłęd nabiera zupełnie innego wymiaru, a wyzierające z kartek szaleństwo dosłownie obłapia swoimi mackami. Motyw pogłębiającej się bezsenności i związane z tym oderwanie od rzeczywistości nadaje całości nieco oniryzmu, a toksyczne rodzinne relacje skutecznie budują napięcie. Pinborough z rozbrajającą lekkością robi czytelnikowi papkę z mózgu, i to z towarzyszącym jej szerokim uśmiechem na twarzy. Sprawia, że pojawiająca się w trakcie lektury psychoza stopniowo nas osacza, przez co, podobnie jak główna bohaterka, nie wiemy, komu możemy zaufać i w co wierzyć. Włącznie z własnymi osądami - zakończenie tej historii to jeden z najbardziej zaskakujących plot twistów, jakie dane mi było przeczytać. KIEDYKOLWIEK.
To jedna z tych książek, które chciałabym wymazać z pamięci. Tylko po to, by móc znów zgłębić jej mroczne zakamarki po raz pierwszy - i ogromnie zazdroszczę Wam tej możliwości. Zmierzcie się z szaleństwem ukrytym w "Insomnii", a obiecuję, że nie pożałujecie!
Wielkimi krokami nachodził TEN dzień.
Dzień jej czterdziestych urodzin.
Dzień, którego tak bardzo się obawiała.
Dzień, w którym miała postradać zmysły.
Ale to przecież wyłącznie pozbawione jakiegokolwiek sensu słowa jej szalonej matki. Przecież nie można z dnia na dzień stać się niespełna rozumu. Prawda?
UWAGA.
Mamy pierwszą (i całkiem prawdopodobne, że ostatnią) 10 w tym...
Ocalałe. Jedno słowo nadane przez brukowce trzem kompletnie obcym dla siebie dziewczynom, które łączy tylko jedna rzecz. Wszystkie, w różnych okolicznościach, jako jedyne uniknęły śmierci, podczas gdy inni nie mieli już tyle szczęścia. Quincy jest jedną z nich. Suche liście pod jej stopami, szorstkie gałęzie ocierające zbolałe ciało, jedwabna, biała sukienka, która przybrała kolor szkarłatu oraz jasne światło reflektorów przecinające postać policjanta, który ją znalazł. To wszystko, co pamięta z tamtej nocy. 10 lat po masakrze, która miała miejsce w drewnianej chatce "Pine Cottage", w której straciła wszystkich przyjaciół zdaje się wieść w miarę normalne życie. Nowocześnie urządzone mieszkanie na Upper West Side, dobrze prosperujący blog, na którym zamieszcza przepisy cukiernicze oraz Jeff, z zawodu prawnik, z którym jest w stałym związku. Przeszłość jednak dopada ją po raz kolejny, gdy okazuje się, że Lisa, jedna z "ocalonych" popełniła samobójstwo. Czy byłaby do tego zdolna? Jakie mroczne wspomnienia z tamtego dnia skrywa gdzieś głęboko umysł Quincy?
"Stworzył mnie, ulepił z krwi, bólu i lodowatej stali"
"Fenomenalny thriller" - widnieje na okładce powyższej książki. Podeszłam jednak do słów King'a z rezerwą, gdyż podobne padły na temat pozycji "Dziewczyna z pociągu", która według mnie kompletnie na to nie zasługuje. Jednak nie o tym mowa. W książce tej mamy do czynienia z dwoma różnymi narracjami, pierwszoosobową prowadzi Quincy i dotyczy ona teraźniejszych wydarzeń, natomiast trzecioosobowa, z oczywistych względów związanych z utratą pamięci, opisuje zajście w Pine Cottage. Przeplatają się one wzajemne, dzięki czemu stopniowo poznajemy historię mającą miejsce dekadę temu, która z każdym kolejnym rozdziałem powoduje coraz to większe napięcie. I chociaż z niecierpliwością czekałam na następny rozdział z tamtego makabrycznego dnia, to akcja wciąga już niemal od pierwszej strony, co jest dosyć rzadkim zjawiskiem, szczególnie w przypadku thrillerów. Ponadto podczas czytania przez cały czas towarzyszył mi ten specyficzny klimat, to uczucie nieokreślonego lęku i niejasnej obawy przed tym, co może się za chwilę wydarzyć.
Pozycja ta jest doskonale dopracowana w każdym, najmniejszym szczególe. Czytając ją miałam czasami momenty, w których coś mi nie do końca pasowało, niektóre pozornie niewiele znaczące drobiazgi wydawały mi się mało logiczne, jednak za każdym razem moje obawy zostawały rozwiane przez autora w kolejnych rozdziałach w sposób, który nawet nie przeszedł mi przez głowę. Jeżeli chodzi o bohaterów nic nie jest oczywiste. Momentami miałam wrażenie, że Quincy sama do końca nie wie, kim tak naprawdę jest pod powłoką idealnej blogerki mieszkającej w równie idealnej kamienicy. Istotna jest także rola Samanthy Boyd, kolejnej z trzech ocalałych, która niespodziewanie pojawia się w życiu głównej bohaterki, sporo w nim mieszając. I chociaż wykorzystuje ona śmierć Lisy jako pretekst, by móc się do niej zbliżyć, tak naprawdę ma w tym głęboko ukryty cel. Cel, który wychodzi na jaw dopiero pod koniec historii.
A zakończenie? Bałam się, że będę zawiedziona. I gdy nadchodził (jak wówczas myślałam) kulminacyjny moment, przyznam się, że byłam. Potem jednak nastąpił niespodziewany zwrot akcji, który mocno zbił mnie z tropu. Nie muszę chyba mówić jak bardzo zdziwiona byłam, gdy okazało się, że to wciąż nie jest koniec. Zawiłość samego finału i to, jak autor sprawnie manipuluje czytelnikiem kierując jego myśli w określonym kierunku by za chwilę ujawniać kolejne elementy układanki, która nagle staje się oczywista jest niesamowite. Przyznam się, że na samym początku dobrze typowałam, jednak nie mogąc dopatrzeć się jakiegokolwiek sensownego motywu szybko zmieniłam swój trop. I szczerze mówiąc, samego motywu nie byłam nawet blisko.
"Ocalałe" jest to pierwsza książka, której dałam 10, gdyż zwyczajnie na to zasługuje. Nie wiem, czy w tym roku przeczytam coś lepszego, jednak na ten moment muszę zgodzić się z mistrzem grozy, jest to zdecydowanie najlepszy thriller, jaki do tej pory trafił w moje ręce.
Ocalałe. Jedno słowo nadane przez brukowce trzem kompletnie obcym dla siebie dziewczynom, które łączy tylko jedna rzecz. Wszystkie, w różnych okolicznościach, jako jedyne uniknęły śmierci, podczas gdy inni nie mieli już tyle szczęścia. Quincy jest jedną z nich. Suche liście pod jej stopami, szorstkie gałęzie ocierające zbolałe ciało, jedwabna, biała sukienka, która...
więcej mniej Pokaż mimo to
To wyglądało tylko na niewinną zabawę. Gdy na jednej ze ścianek origami pojawiło się imię Filipa, nikt nie spodziewał się, że wkrótce zostanie on znaleziony pod domkiem na drzewie... martwy. I chociaż od krwawej zbrodni minęło już wiele lat, a osoba za to odpowiedzialna poniosła karę, powrót do rodzinnego domu przyniesie Julii nie tylko stare wspomnienia, ale i nowe tragedie...
Było lekko po pierwszej w nocy, gdy wsłuchując się w soundtrack z "Twin Peaks" przewracałam ostatnie strony "Pomornicy". I zdecydowanie było warto. Powiem więcej - jeśli miałabym wybrać tylko jedną polską autorkę thrillerów, bez cienia zawahania wybrałabym właśnie Przydrygę. Nikt bowiem tak jak ona nie brodzi w ciemnych zakamarkach umysłów bohaterów, wyciągając na światło dzienne to, co w nich najmroczniejsze.
"Pomornica" oszałamia nie tylko tym specyficznym, ziemistym klimatem, który stał się swoistym wyróżnikiem dzieł autorki. Zachwyca również zawiłością fabuły, nieustannym, tlącym się w tle uczuciem paranoi i genialną kreacją postaci, które wymagają od czytelnika nieustannego zaangażowania. A już szczególnie postać Nastki. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, piekielnie dobrze siedziało mi się w jej głowie - już dawno nie spotkałam się z tak pokręconą, intrygującą i jednocześnie niepokojacą bohaterką.
Zakończenie wbija w fotel. Nie tylko pod względem fabularnym, ale i emocjonalnym. Wzbudza poczucie niesprawiedliwości i mimowolnie zmusza do refleksji - co by było gdyby?
"Pomornica" mocno trzyma w szponach napięcia i stopniowo budzi do życia demony przeszłości. A one osaczają, mącą i wciągają w swoją mroczną grę. To jak, podejmiecie się jej?
To wyglądało tylko na niewinną zabawę. Gdy na jednej ze ścianek origami pojawiło się imię Filipa, nikt nie spodziewał się, że wkrótce zostanie on znaleziony pod domkiem na drzewie... martwy. I chociaż od krwawej zbrodni minęło już wiele lat, a osoba za to odpowiedzialna poniosła karę, powrót do rodzinnego domu przyniesie Julii nie tylko stare wspomnienia, ale i nowe...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-19
Strata. Niezrozumienie. Rozpacz. Jak wiele jesteśmy w stanie zrobić, ile jasno wyznaczonych granic przekroczyć, by dotrzeć do prawdy? By wreszcie ukoić przeszywający nas ból?
W pewien mroźny styczniowy poranek dotychczasowe życie Poli wywraca się do góry nogami. Nagła śmierć męża w wypadku samochodowym i brak ciała ukochanego synka są jedynie okrutnym początkiem następującej po sobie spirali wydarzeń, przesiąkniętej mnożącymi się pytaniami. Czy ostatecznie uda jej się znaleźć na nie odpowiedzi?
O książkach Przydrygi już wcześniej słyszałam wiele dobrego, dlatego też z czystej ciekawości postanowiłam sprawdzić, o co tak naprawdę tyle szumu. Cóż, teraz już wiem. Wiem też, że z pewnością nadrobię poprzednie dzieła autorki.
"Topieliska" już od samego początku roztaczają specyficzną, ponurą aurę, która z każdą kolejną stroną pochłania coraz bardziej. Bezsprzecznie zachwyca również samo pióro Przydrygi. Plastyczne i barwne opisy w połączeniu ze swoistą lekkością jej stylu sprawią, że przez tę historię się wręcz płynie. Postaci intrygują wielowarstwowością, do samego końca nie wiemy, gdzie zaciera się cienka linia pomiędzy dobrem a złem.
To, co jednak najmocniej wyróżnia tę historię na tle innych thrillerów, to oniryczny klimat rodem z Twin Peaks. Gęsty, posępny, przytłaczający - coś genialnego! Natomiast zakończenie i jego psychologiczny aspekt dosłownie wbija w fotel. Tutaj nic nie jest takie, jakim się początkowo wydaje. Uwierzcie mi, to historia, która zakorzeni się w waszym umyśle i nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Strata. Niezrozumienie. Rozpacz. Jak wiele jesteśmy w stanie zrobić, ile jasno wyznaczonych granic przekroczyć, by dotrzeć do prawdy? By wreszcie ukoić przeszywający nas ból?
W pewien mroźny styczniowy poranek dotychczasowe życie Poli wywraca się do góry nogami. Nagła śmierć męża w wypadku samochodowym i brak ciała ukochanego synka są jedynie okrutnym początkiem...
Czasami by coś zyskać, najpierw musimy coś stracić. Podejmując spontaniczną decyzję o wyjeździe do Londynu i przyjęciu pracy jako opiekunka czteroletniej Grace, Joanna nie wie jeszcze, jak wielkie zmiany wywoła to w jej życiu...
Nie będę ukrywać, że początkowo nie byłam przekonana do lektury. Na palcach jednej ręki jestem w stanie wymienić polskie autorki, po których romanse sięgam w ciemno. Cóż, za sprawą tej pozycji to wąskie grono właśnie się powiększyło - pod tą niepozorną okładką skrywa się piękna historia, która zapada w pamięć.
Już po kilku pierwszych rozdziałach wiedziałam, że obdarzę Jo ogromną sympatią, być może dlatego, że odnalazłam w niej cząstkę samej siebie. Jej charakterna, odrobinę zbyt wybuchowa i jednocześnie troskliwa osobowość mocno kontrastowała z kreacją Tima. Zgorzkniałego, zamkniętego w sobie mężczyzny, dla którego życie skończyło się wraz ze śmiercią żony. I to właśnie te przeciwieństwa i wiążące się z nimi słowne utarczki sprawiły, że książka ta przesiąknięta jest rozbrajającym humorem.
Cóż, nie zabrakło też masy emocji. Cieluch z niezwykłą subtelnością odkrywa przed czytelnikiem mroczną stronę żałoby, trudy samodzielnego rodzicielstwa i próby akceptacji nowej rzeczywistości. Autorka w piękny sposób ukazuje, że aby móc iść naprzód, musimy najpierw przestać rozliczać się z odczuwania szczęścia. Szczęścia i miłości, na które każdy z nas zasługuje.
"A niech go szlag!" to historia, przy której zaszklą się Wam oczy i przy której będziecie szeroko uśmiechać się do kartek papieru. Wprost stworzona na ciepłe letnie wieczory z lampką wina - dajcie porwać się lekturze, a obiecuję, że nie pożałujecie!
Czasami by coś zyskać, najpierw musimy coś stracić. Podejmując spontaniczną decyzję o wyjeździe do Londynu i przyjęciu pracy jako opiekunka czteroletniej Grace, Joanna nie wie jeszcze, jak wielkie zmiany wywoła to w jej życiu...
Nie będę ukrywać, że początkowo nie byłam przekonana do lektury. Na palcach jednej ręki jestem w stanie wymienić polskie autorki, po których...
Wczoraj minęło pięć lat. Pięć lat od dnia, kiedy to siódmego lipca 2013 roku, na stoku leżącego w Karakorum Gaszerbrum I, odszedł jeden z największych polskich himalaistów złotej ery, Artur Hajzer. Znany potocznie w środowisku jako Słoń, twórca i szef programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, kierownik prowadzonych w ramach PHZ-u wypraw, założyciel polskich marek Alpinus i HiMountain, posiadających w swojej ofercie odzież outdoorową oraz różnego typu sprzęt wspinaczkowy. Zdobywca sześciu ośmiotysięczników, w tym pierwszego zimowego wejścia na Annapurnę, twórca nowych dróg, autor dwóch książek. Wszystkie przedstawione powyżej suche fakty, o ile choć trochę interesujecie się tematyką górską, są Wam z pewnością doskonale znane. Kim jednak tak naprawdę był Artur Hajzer? Jakim był ojcem, mężem, przyjacielem, partnerem wspinaczkowym? Jakim był człowiekiem...?
"I wtedy nastąpiła jedna z najważniejszych scen w życiorysie Artura Hajzera. I wtedy znalazł się on - by użyć wspinaczkowej terminologii - w swoim miejscu kluczowym, a więc takim, którego przejście, choć czasem chodzi o jeden ruch, nastręcza najwięcej trudności, ale jednocześnie otwiera drogę dalej".
"Droga Słonia" jest to moje kolejne spotkanie z piórem Pana Bartka Dobrocha i mam nadzieję, że nie ostatnie. Wcześniej miałam przyjemność przeczytać współtworzony przez niego tytuł "Broad Peak. Niebo i Piekło" i byłam przekonana, że również i tym razem się nie zawiodę. Autor stworzył rzetelną, świetnie przemyślaną oraz dopracowaną w najmniejszym szczególe pozycję i muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem ogromu pracy, jaką przez trzy lata niezaprzeczanie włożył w tę biografię. Biografię ukazującą różne, niejednokrotnie całkowicie sprzeczne ze sobą spojrzenia na sławnego wspinacza, przy czym sam Dobroch wciąż pozostał obiektywny.
Książka ta przybliża nam postać Hajzera już od jego najmłodszych, dziecięcych lat. Dowiadujemy się, dlaczego Hajzer został ochrzczony Słoniem i przenosimy się na Śląsk, gdzie jego matka zdecydowała przeprowadzić się z Zielonej Góry po rozwodzie z mężem. Poznajemy również jego dosyć oschłą relację z ojcem muzykiem, któremu, mimo prób, nie udało się przelać swojej pasji na syna. Jednak przede wszystkim stopniowo odkrywamy, jak w Arturze rodziła się miłość do wspinaczki, do gór. Śledzimy wyjazdy na skałki wraz z Harcerskim Klubem Teternickim, od których wszystko tak naprawdę się zaczęło, wyprawę w Góry Atomowe na Spitsbergenie, zdobycie Tiricz Mir, najwyższego wierzchołka Hindukuszu, przy czym sam atak szczytowy nazwany został "Atakiem rozpaczy". I wreszcie odkrywamy pierwsze kroki na najpotężniejszych, jednoczenie budzących podziw i ogromny respekt ośmiotysięcznikach. Ośmiotysięcznikach, podczas których zdobywania towarzyszyły mu jedne z największych legend polskiego himalaizmu, takie jak Wanda Rutkiewicz, Krzysztof Wielicki czy też Jerzy Kukuczka. Z tym ostatnim łączyła go dosyć osobliwa relacja. Był dla niego mentorem, pewnym wzorcem do naśladowania, jego zdanie zawsze było dla Artura nadrzędne - "Ja chodzę za liderem. Lider stoi, ja stoję. Lider idzie, ja idę, lider się wycofuje, ja też się wycofuję". Jednak góry to nie tylko wspólne zdobywanie szczytów, wzajemne wsparcie i łącząca dwójkę zaufanych sobie ludzi lina. To również zdolność do akceptacji ryzyka i pogodzenia się ze śmiercią, która niejednokrotnie zagląda wspinaczom w oczy, i która w pozycji tej jest wręcz namacalna.
"Czasami górskie przyjaźnie trwają dłużej niż pasja.
Czasami są jednak krótsze niż upadek z wysokości".
Przeważnie w książkach o tematyce górskiej przyciągają mnie głównie wspomnienia z danych wypraw, mordercza walka z nieposkromionym żywiołem, ze swoimi fizycznymi i mentalnymi słabościami. Natomiast w "Drodze Słonia" najbardziej zafascynowała mnie sama postać Hajzera. Autor w pozycji tej przeprowadza liczne rozmowy z jego przyjaciółmi, rodziną, partnerami wspinaczkowymi i biznesowymi, z których wyłania się do bólu szczery, choć momentami sprzeczny obraz himalaisty. Człowieka, który poruszył niebo i ziemię, by wyrwać kolegę ze szponów Everestu. Człowieka, którego jeden z jego partnerów nazwał 'zimnym kalkulatorem', wspomniał również, iż '... na nizinach Mister Hyde z niego wychodził'. Jego menadżerskie zdolności, niewątpliwa żyłka do interesów oraz twardy i wybuchowy charakter w niektórych ludziach ze środowiska górskiego budziły niechęć. Jednego jednak z pewnością nie można było mu odmówić, ogromnej pasji, dla której był w stanie podjąć ryzyko, dla której przekraczał własne granice, do której po niemal szesnastu latach rozłąki powrócił. I która pozostała z nim do końca.
Chciałabym również wspomnieć kilka słów o samym wydaniu, które niezaprzeczalnie przyciąga wzrok i dumnie zdobi moją wciąż rozrastającą się, górską półkę. Porządna, twarda oprawa, a na okładce uśmiechająca się, skąpana w słońcu postać na tle gór, której sylwetka znacznie odbiega od klasycznego wyobrażenia na temat wspinaczy. Środek natomiast skrywa całą masę czarno-białych fotografii, które osadzone między tekstem wzbogacają dane historie, a także zbiór zgrupowanych razem, kolorowych zdjęć, które są dodatkową zaletą tej pozycji.
"Artur Hajzer. Droga Słonia" to książka, której czytanie dawkowałam sobie jak tylko mogłam, i która na długo pozostanie w mojej pamięci. To nie tylko biografia niezwykłego, nieszablonowego człowieka, który oddał swoje życie górom. To również nieustannie przewijająca się w tle historia zmieniającego się na przestrzeni lat polskiego himalaizmu, zaczynając od złotej ery lat osiemdziesiątych, a kończąc na marzeniach o ponownym wielkim narodowym trumfie, jaki miał zapewnić program PHZ. Dla fanów tematyki górskiej - pozycja obowiązkowa.
Wczoraj minęło pięć lat. Pięć lat od dnia, kiedy to siódmego lipca 2013 roku, na stoku leżącego w Karakorum Gaszerbrum I, odszedł jeden z największych polskich himalaistów złotej ery, Artur Hajzer. Znany potocznie w środowisku jako Słoń, twórca i szef programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, kierownik prowadzonych w ramach PHZ-u wypraw, założyciel polskich marek Alpinus...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wysyłając zgłoszenie o pracę asystentki największego wroga jej ex, Destiny kierowała się wyłącznie żądzą zemsty (i chwilowym zamroczeniem alkoholem). A już na pewno nie sądziła, że jej przyszły szef wkrótce okaże się nie tylko jej największym utrapieniem, ale i kimś więcej...
Czy lekturę tej książki skończyłam wczoraj? Tak.
Czy najchętniej już dziś zrobiłabym jej reread? Tak.
Uwielbiam tę historię!
Na dzisiaj miałam zaplanowaną recenzję innej pozycji, ale po prostu muszę opowiedzieć Wam o "Before destiny teaches us to lie". Podchodziłam do tej lektury bez większych oczekiwań, bo sami dobrze wiecie, że w przypadku wattpadowych hitów bywa różnie. Tymczasem dostałam pełen pakiet!
Nasza główna bohaterka, Destiny Joyce, to chodzące nieszczęście - dosłownie żywy magnes na kompromitujące sytuacje, a ja takie lubię najbardziej. Jej niewyparzony język i zacięty charakterek dość mocno wyróżnia ją na tle pozostałych postaci, ale nie w przypadku JEGO. Oscar Preston nie ustępuje jej w niczym, a już na pewno nie w kąśliwych przekomarzankach. Tutaj "słowne utarczki" wchodzą na zupełnie inny poziom, przez co niejednokrotnie parskałam w głos. Naprawdę, od lat nie bawiłam się tak dobrze w trakcie lektury. Jakby tego było mało, autorka zaserwowała nam genialny slow burn. Ciężko jest stworzyć wręcz pozbawiony fizyczności i jednocześnie ociekający chemią romans, a jej się to udało. A po tym zakończeniu... potrzebuję drugiego tomu, najlepiej na już!
Mamy styczeń, a ja jestem pewna, że "BDTUTL" pojawi się w mojej tegorocznej TOP-ce. Po prostu musicie ją przeczytać!
Wysyłając zgłoszenie o pracę asystentki największego wroga jej ex, Destiny kierowała się wyłącznie żądzą zemsty (i chwilowym zamroczeniem alkoholem). A już na pewno nie sądziła, że jej przyszły szef wkrótce okaże się nie tylko jej największym utrapieniem, ale i kimś więcej...
Czy lekturę tej książki skończyłam wczoraj? Tak.
Czy najchętniej już dziś zrobiłabym jej reread?...
Jedni nazywają to przeznaczeniem, inni czystym przypadkiem, jednak pewne jest to, że czasami jedna, z pozoru niewiele znacząca decyzja może wywrócić nasz świat do góry nogami. Allie postanawia w końcu wziąć życie w swoje ręce i zacząć wszystko z czystą kartą. Po dostaniu się na wymarzone studia wyprowadza się do Woodshill, miejsca położonego z dala od jej rodzinnego miasta. Niestety poszukiwania odpowiedniego lokum, które spełniałoby jej i tak niewielkie wymagania, okazują się w rzeczywistości o wiele trudniejsze, niż początkowo przypuszczała. Ostatecznie trafia do mieszkania Kadena, chłopaka, który zgadza się wynająć jej pokój jedynie, gdy ta przystanie na kilka ustalonych przez niego zasad. I chociaż część z nich będzie się wydawać Allie absurdalna, przyparta do muru dziewczyna nie będzie miała wyjścia i zgodzi się na jego ofertę. Czy jednak uda jej się nie złamać żadnej z reguł? Czy to może sam Kaden ostatecznie zapragnie nagiąć jedną z nich?
"Nie jesteś zepsuty, Kaden, jesteś może trochę poturbowany. Ale nie na tyle, żeby nie dało się tego naprawić."
"Begin again" jest to pierwszy tom serii, której kolejne części wkrótce ukażą się na naszym rynku czytelniczym. Za granicą cały cykl zbiera całkiem dobre opinie, dlatego też bardzo chciałam przekonać się, o co cały ten szum. W książce tej poprowadzona została uwielbiana przeze mnie narracja w pierwszej osobie, która doskonale się w tym przypadku sprawdziła. Całą historię poznajemy z perspektywy Allie, dzięki czemu zgłębiamy wszelkie uczucia oraz emocje towarzyszące jej na co dzień, a także stopniowo odkrywamy jej przeszłość.
Przyznam, że Mona wykreowała charakterystyczne, pełne życia postaci, których najzwyczajniej nie da się nie lubić. Allie to młoda dziewczyna, która dopiero wkracza na własną ścieżkę dorosłego życia. Po raz pierwszy stanie przed całą masą wyborów i decyzji, na które wcześniej nie miała żadnego wpływu. Podobało mi się, że mimo początkowego zagubienia i kotłujących się głęboko w niej niepewności, nie dawała tego po sobie odczuć i szła dalej z podniesioną głową. Kaden z kolei na pierwszy rzut oka wydaje się dosyć oschły, zamknięty w swoim świecie ściśle określonych reguł, do którego nie ma zamiaru wpuszczać nikogo nowego. I może brzmi to jak dobrze utarty schemat, gdy zamknięta w sobie dziewczyna poznaje gburowatego badboy'a, a następnie połączy ich wielka, szalona miłość, ale uwierzcie mi - tak nie jest. Postaci są o bardziej wielowymiarowe, niż z pozoru może się wydawać, a wraz z kolejnymi rozdziałami ich zachowanie, momentami irracjonalne, zacznie nabierać sensu. Również bohaterowie drugoplanowi, którzy zostali świetnie nakreśleni, zyskali moją sympatię. Swoimi barwnymi charakterami niejednokrotnie wnosili powiew świeżego powietrza i zapewniali pełne dobrego humoru sceny, które kilkakrotnie doprowadziły mnie do łez.
Styl autorki to kolejna spora zaleta tej pozycji. Lekki, nieprzekombinowany, niesamowicie przyjemny w odbiorze. Momentami przypominał mi pióro Colleen Hoover, którą uwielbiam, a więc jak dla mnie to spory komplement. Poza tym niesamowicie wciągająca fabuła i sam sposób jej przedstawienia wyróżnia "Begin again" na tle innych pozycji tego gatunku, zapewniając czytelnikowi całą gamę skrajnych emocji, łez wzruszenia, jak i rozbawienia. To przede wszystkim pięknie przedstawiona historia rodzącej się miłości, jednak Kasten ukazuje również, jak ważną rolę w naszym życiu pełnią przyjaciele, osoby, na które możemy liczyć w każdej sytuacji. I jak kluczowa jest wiara w samego siebie.
Podsumowując, "Begin again" to naprawdę godna uwagi pozycja New Adult. Zaskakująca autentycznymi, złożonymi bohaterami i sporą dawką rozbrajającego humoru. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom serii!
Jedni nazywają to przeznaczeniem, inni czystym przypadkiem, jednak pewne jest to, że czasami jedna, z pozoru niewiele znacząca decyzja może wywrócić nasz świat do góry nogami. Allie postanawia w końcu wziąć życie w swoje ręce i zacząć wszystko z czystą kartą. Po dostaniu się na wymarzone studia wyprowadza się do Woodshill, miejsca położonego z dala od jej rodzinnego miasta....
więcej mniej Pokaż mimo to
Czasami wystarczy jeden, z pozoru niewiele znaczący element naszego życia, by na zawsze połączyć ze sobą dwie osoby. W przypadku Setha i Cartera była to głęboko zakorzeniona miłość do muzyki, ogromna pasja, której oboje oddawali się w całości. W jednej chwili dwójka całkowicie obcych sobie ludzi, różniących się jak ogień i woda, stała się wręcz nierozłączona. Wspólnie spędzali całe dnie na wsłuchiwaniu się dźwięki wygrywane przez analogowy sprzęt, które zdawać by się mogło już dawno odeszły w zapomnienie. Gdy pewnej nocy, o czwartej nad ranem Seth zostaje ściągnięty przez swojego podekscytowanego przyjaciela do studia, a następnie wysłuchuje głosu nieznanego autora, którego kiedyś przypadkiem nagrał w parku, nie wie jeszcze wówczas, że ten kawałek na zawsze zmieni jego życie. Wypuszczone w świat, przybrudzone nagranie z przypisanym mu zmyślonym przez Cartera wykonawcą, niemal natychmiast przyciąga zainteresowanie masy kolekcjonerów. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jeden z nich jest przekonany o autentyczności zarówno samego kawałka, jak i jego autora, niejakiego Charliego Shawa. Wkrótce zaintrygowani Carter i Seth będą musieli zmierzyć się z demonami przeszłości, jakie niesie za sobą historia tego utworu.
"Wierzcie, że kupię swój własny cmentarz
Wierzcie, że se kupię swój własny cmentarz
Wszystkich mych wrogów do ziemi poślę"
Przyznam szczerze, nigdy wcześniej nie miałam styczności z dziełami tego autora, jednak intrygujący opis i przepiękna szata graficzna sprawiły, że książka ta trafiła w moje ręce - na całe szczęście. Co prawda jest dopiero marzec, ale już teraz wiem, że pozycja ta z pewnością trafi na moją listę najlepszych książek tego roku, a ja sama wkrótce bliżej przyjrzę się twórczości Kunzru. Dlaczego?
Zacznę od samej narracji, przedstawionej w pierwszoosobowej formie, którą zdecydowanie preferuję. Poprowadzona została z niezwykłym wyczuciem i subtelnością, ale przede wszystkim z niesamowitą autentycznością. Momentami miałam wręcz wrażenie, że siedzę naprzeciwko człowieka opowiadającego mi swoją historię, a gdzieś w przydymionym tle rozbrzmiewają klimatyczne, bluesowe kawałki. I to nie jedną historię, narracja bowiem początkowo prowadzona przez Setha, wraz z biegiem wydarzeń zaczyna przeplatać się z opowieścią ukazywaną również z perspektywy JumpJima, tajemniczego kolekcjonera, a także ostatecznie samego muzyka, Charliego Shawa.
Głównymi bohaterami są Seth i Carter. Oboje młodzi, chłonący Nowy Jork, chcący coś zmienić. Carter, pochodzący z diabelnie bogatej i uznanej rodziny, zdaje się być wręcz oderwany od otaczającej go rzeczywistości. Uwielbiany przez niemal wszystkich rówieśników jest duszą towarzystwa. Nie przywiązuje jakiejkolwiek uwagi do wartości pieniądza, skupia się wyłączanie na sobie i swoich celach, do których uparcie dąży. Seth z kolei jest całkowicie wycofany, żyjący we własnym świecie, nie nawiązujący z nikim bliższych relacji. Mimo tak wielu różnic, całkiem innych charakterów i temperamentów, połączyła ich miłość do czarnego, głęboko zakorzenionego bluesa sprawiając, że stali się najlepszymi przyjaciółmi. Również postaci, na pozór drugoplanowe, mocno przyciągają uwagę czytelnika. Wśród niech jest chociażby siostra Cartera Leonie, do której Seth żywił pewne uczucia, i która wraz z nim decyduje się wyruszyć w drogę, mającą zaprowadzić ich do zagadkowej postaci muzyka.
"Jej istotą jest brak. Jest z niego zrobiona, zrobiona ze straty.
Osuwam się w ciemność. Mrok spowija mnie jak całun."
Przez tę historię po prostu się płynie, a to wszystko za sprawą pięknego, niebanalnego stylu autora, który wciąga czytelnika już od pierwszych stron. Pozycja została samoistnie podzielona na dwie części. W pierwszej z nich autor działa niespiesznie, skupia się głównie na samych postaciach, na ukazaniu ich świata, posługując się przy tym niezwykle plastycznym językiem. W części drugiej akcja momentalnie nabiera ogromnego tempa, a przeplatające się narracje i pojawiające się retrospekcje sprawiają, że nie sposób oderwać się od przepływających między palcami kartek papieru. Stopniowo narastające napięcie potęguje również coraz mocniej zacierająca się granica pomiędzy prawdziwą rzeczywistością, a tą ukazaną na kształt snu, oderwaną od realnych wydarzeń.
"Białe łzy" to pozycja, która ukazuje niezmierną, momentami zakrawającą o szaloną, muzyczną pasję, w której bohaterowie tonęli i dla której byliby w stanie poświęcić wszystko. To również poruszająca historia o ludzkiej niesprawiedliwości, rasowych podziałach i rozgrzebywaniu przeszłości. Przeszłości, która ostatecznie tak naprawdę niewiele różni się od czasów dzisiejszych. Samo zakończenie może wydawać się odrobinę mętne, jakby przedwcześnie ucięte, jednak biorąc pod uwagę nawarstwiające się różne elementy, które ostatecznie ułożyły się w spójną całość, ten niedosyt schodzi na drugi plan. A może nawet to i lepiej, pozostawienie pewnego pola tylko naszej wyobraźni jest swoistym atutem tej pozycji.
Nie wiem, dlaczego książka ta przeszła bez echa, dlaczego jest o niej tak cicho. Jeżeli macie przeczytać jedną pozycję z mojego polecenia, niech to będzie właśnie ta. Powiem tylko tyle - naprawdę warto.
Czasami wystarczy jeden, z pozoru niewiele znaczący element naszego życia, by na zawsze połączyć ze sobą dwie osoby. W przypadku Setha i Cartera była to głęboko zakorzeniona miłość do muzyki, ogromna pasja, której oboje oddawali się w całości. W jednej chwili dwójka całkowicie obcych sobie ludzi, różniących się jak ogień i woda, stała się wręcz nierozłączona. Wspólnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ona jest bezlitosną agentką literacką, której daleko do słodkich bohaterek romansów.
On jest znanym wydawcą, który każdą wziętą pod skrzydła książkę zamienia w czyste złoto.
Oboje twardo stąpają po ziemi. I oboje, wbrew swojej woli, lądują w jednym z najbardziej urokliwych miasteczek. Czy Sunshine Falls roztopi ich serca?
U-WIEL-BIAM tę historię! Cenię sobie lekkie i przystępne w odbiorze pióro Henry, ale szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że jej nowe dzieło aż tak mnie zachwyci. W kalendarzu dopiero luty, a ja jestem przekonana, że pozycja ta wyląduje w tegorocznej topce. Ba! To jedna z najlepszych komedii romantycznych, jakie dane mi było KIEDYKOLWIEK przeczytać!
"Book lovers" to gotowy scenariusz filmowy, który z powodzeniem mógłby zostać przeniesiony na wielkie kinowe ekrany. Emily wykreowała bohaterów, którzy mimo wad wzbudzają w czytelniku ogromną sympatię i wręcz nie sposób im nie kibicować. Jednak to nie tylko fenomenalna, wypełniona słownymi utarczkami miłosna historia, ale i poruszająca siostrzana więź w tle, która niejednokrotnie chwyta za serce. Henry udało się subtelnie przelać na papier ważną prawdę - kompromisy w relacjach są niezwykle istotne, ale nigdy kosztem swojego szczęścia. Szczęścia, o które powinniśmy walczyć.
Cóż, "Book lovers" to po prostu pełen pakiet. Rozbrajające dialogi. Charakterni bohaterowie. Wzruszające momenty. Po prostu musicie ją przeczytać!
Ona jest bezlitosną agentką literacką, której daleko do słodkich bohaterek romansów.
On jest znanym wydawcą, który każdą wziętą pod skrzydła książkę zamienia w czyste złoto.
Oboje twardo stąpają po ziemi. I oboje, wbrew swojej woli, lądują w jednym z najbardziej urokliwych miasteczek. Czy Sunshine Falls roztopi ich serca?
U-WIEL-BIAM tę historię! Cenię sobie lekkie i...
"Wspinaczka to pragnienie życia, a nie śmierci. W górach żyje się pełniej" Tadeusz Łaukajtys.
Każdy z nas ma jakąś pasję, jakąś drogę ucieczki od szarej, nudnej codzienności. Niektóre z nich są bardziej przyziemne, inne zdecydowanie mniej. Jednak czy to naprawdę takie ważne? Licytowanie się o granicę, której teoretycznie nie można, bądź nie powinno się przekraczać? Skoro to właśnie pasje pozwalają nam oderwać się choć na chwilę od otaczającej nas rzeczywistości, jeżeli choć w małym stopniu sprawiają, że jesteśmy szczęśliwi, powinniśmy je pielęgnować, a nie zduszać w zarodku. To przecież dzięki nim żyjemy bardziej.
Siedząc pod ciepłym kocem, popijając jeszcze parującą herbatę nie czuję się chociażby w najmniejszym stopniu upoważniona do tego, by wydawać jakieś osądy, by kogokolwiek oceniać. Jednak tragiczne wydarzenia na Broad Peak z 2013 roku wywołały ogromną medialną burzę, która osiągnęła niespotykaną wręcz do tamtego momentu skalę. Nagle himalaizm stał się tematem pierwszych stron gazet, a sami uczestnicy wyprawy i przede wszystkim ich moralność została poddana publicznej ocenie. Książka ta natomiast skupia się na faktach, a nie na zaognianiu powstałego konfliktu, który niejako podzielił środowisko górskie. Rzetelna, przemyślana, dopracowana w najmniejszym szczególe. Bez oceniania, bez opowiadania się po którejś ze stron.
"Widząc ten zachód słońca, uświadomiłem sobie, że zacznie się jeden z najważniejszych momentów naszego życia. Moment walki o powrót do żywych." Artur Małek
Już teraz przyznam, że dawno żaden reportaż nie wywołał we mnie aż tak wielu emocji, a znajdujący się z tyłu książki opis serii "Rzeczywistość wciąga bardziej niż fikcja" idealnie oddaje tę pozycję. Pozycję, która całkowicie mnie pochłonęła. To smutne, jednak nie od dziś wiadomo, że ludzką ciekawość tragedie przyciągają najbardziej. Ale "Broad Peak. Niebo i Piekło" to nie tylko relacja pierwszego, dramatycznego zimowego wejścia na ten szczyt. To również ukazanie w piękny sposób życia osób, które raz na zawsze zapisały się w historii himalaizmu. Dzięki tej pozycji przenosimy się w czasie i odkrywamy jak i kiedy to wszystko się w ogóle zaczęło, jak stopniowo rodziła się w nich ta ogromna, nieopisana pasja do wspinaczki, jak z biegiem czasu ewoluowała w nich miłość do gór. Poznajemy również tę drugą stronę, stronę bliskich himalaistów. Poruszające, ale przeprowadzone z niebywałym wyczuciem wywiady z rodzinami wspinaczy ukazują ich perspektywę względem pasji bliskich. I przede wszystkim pozwalają ją zrozumieć.
"Byłem przekonany, że walczę o przetrwanie. Czy słusznie? Tego się nigdy nie dowiem i będę musiał z tym żyć" Adam Bielecki
Przedstawiona została również niesamowita historia, jak i sama idea programu Polskiego Himalaizmu Zimowego. W książce tej ukazane zostało, skąd wzięła się motywacja osób, które dążyły do jego zrealizowania oraz dobrze znana łatka "Zimowych Wojowników", która prawdopodobnie nieodwracalnie przylgnęła już do legend polskiego himalaizmu. A jeżeli już o legendach mowa... Autorzy skupili się również na innych wielkich postaciach wspinaczkowego świata, między innymi na Arturze Hajzerze oraz Krzysztofie Wielickim, dzięki czemu poznajemy również zarys ich górskich (i nie tylko) przygód. Ponadto wspomniane są inne koszmarne wydarzenia z 2013 roku, który nieustannie zbierał swoje żniwa, takie jak chociażby śmiertelny wypadek Artura Hajzera, czy też masakra z udziałem terrorystów pod Nangą Parbat, która wstrząsnęła górskim środowiskiem na całym świecie.
Autorzy starają się również odpowiedzieć na pytanie, czy po Broad Peaku ostatecznie nastąpił koniec pewnej epoki? Czy w dobie wypraw komercyjnych, narodowych ekspedycji zastępowanych koleżeńskimi i towarzyszącej im ogromnej oprawy medialnej jest jeszcze w ogóle szansa, by wskrzesić "złotą erę" polskiego himalaizmu? Aby się tego dowiedzieć, musicie sięgnąć po ten reportaż. Ja powiem tylko jedno - naprawdę warto.
"Wspinaczka to pragnienie życia, a nie śmierci. W górach żyje się pełniej" Tadeusz Łaukajtys.
Każdy z nas ma jakąś pasję, jakąś drogę ucieczki od szarej, nudnej codzienności. Niektóre z nich są bardziej przyziemne, inne zdecydowanie mniej. Jednak czy to naprawdę takie ważne? Licytowanie się o granicę, której teoretycznie nie można, bądź nie powinno...
2021-05-04
On był dla niej opoką, która chroniła ją przed światem zewnętrznym.
Ona była dla niego tą jedyną, dla której warto było żyć.
Nieporozumienia, niewypowiedziane na głos słowa, rezygnacja z kłębiących się wewnątrz nich uczuć. Czasem tak niewiele trzeba, by najbliższa osoba stała się dla nas kimś zupełnie obcym. Czy po tym wszystkim będą w stanie się nawzajem odzyskać? Uratować miłość, do której bali się przyznać?
"Broken Knight" jest to druga część serii "All Saints High". Nie będę ukrywać, że pierwszy tom cyklu nie do końca przypadł mi do gustu. Przesiąknięty był zepsuciem i chęcią zemsty, co dosyć mocno kontrastowało z tak młodymi postaciami. Natomiast ta historia... to Shen w swojej szczytowej formie!
Wiodący wątek hate-love, który bezsprzecznie świetnie sprawdza się w romansach, nabrał tu kompletnie innego, o wiele głębszego wymiaru. Nieustannie przebijał się przez niego motyw silnej przyjaźni i nierozerwalnej więzi, która mimo kłód rzucanych pod nogi, wciąż łączyła ze sobą bohaterów. Shen poza piekielnie wciągającą historią miłosną ukazała również ból związany ze stratą bliskiej osoby, trudną walkę z uzależnieniem, czy też rozterki rodzące się w głowach adoptowanych dzieci. I wreszcie próbę pogodzenia się nie tylko z przeszłością, ale i zaakceptowania przyszłości. Być może nieidealnej, ale zależącej wyłącznie od nas samych.
"Broken Knight" to dojrzała, pełna słodko-gorzkich emocji historia, która dogłębnie porusza i zapada w pamięć - już nie mogę doczekać się kolejnego tomu. Mam nadzieję, że zdecydujecie się sięgnąć po tę serię, chociażby dla tej części warto!
On był dla niej opoką, która chroniła ją przed światem zewnętrznym.
Ona była dla niego tą jedyną, dla której warto było żyć.
Nieporozumienia, niewypowiedziane na głos słowa, rezygnacja z kłębiących się wewnątrz nich uczuć. Czasem tak niewiele trzeba, by najbliższa osoba stała się dla nas kimś zupełnie obcym. Czy po tym wszystkim będą w stanie się nawzajem odzyskać?...
Blizna biegnie nieprzerwanie przez środek czoła, lewą skroń, policzek, zahacza o nos, skręcając w stronę szczęki. Ślady powstałe po przypalaniu cygarem przypominają naszyjnik, zdobiący brutalnie jej szyję. Zadane w tak staranny, precyzyjny sposób wciąż są jednak tylko bladym cieniem tych, które znajdują się wewnątrz. Blizn na jej duszy. Smoky Barrett, agentka FBI do tej pory była jedną z najlepszych, pięła się coraz wyżej po kolejnych szczeblach władzy, aż w końcu został przydzielony jej własny zespół, znana wszystkim "Centrala Śmierci". Niezmiennie tropiła najbezwzględniejszych z morderców, pewnego dnia role jednak się odwróciły, i to on wytropił ją, zabijając przy tym jej męża i ukochaną córkę. Teraz, pół roku później Smoky musi zdecydować, czy w ogóle chce żyć dalej, czy będzie w stanie powrócić do normalnego funkcjonowania. Skłania ją do tego zabójstwo jej przyjaciółki i list od tajemniczego mordercy, skierowany bezpośrednio do niej - nic nie napędza jej tak, jak chęć złapania potwora. Czy Barrett uda się schwytać samozwańczego "Potomka Kuby Rozpruwacza"? Czy upora się przy tym z demonami przeszłości, czyhającymi na nią na każdym kroku?
"Prawda zazwyczaj pojawia się bez fanfar. Spada na nas jednak w jednej chwili i zmienia wszystko na zawsze. Prawdziwa prawda jest zawsze prosta".
W pozycji tej prowadzona jest narracja pierwszoosobowa, chociaż nie przepadam za tego typu rozwiązaniem w thrillerach, tak w tym przypadku sprawdziło się ono idealnie. Historię zgłębiamy z perspektywy głównej bohaterki, przez co nie poznajemy jednie bieżących wydarzeń, ale również jej skomplikowaną przeszłość, a przede wszystkim uczucia i emocje kotłujące się wewnątrz niej. Smoky wykreowana została jako niesamowicie silna i niezłomna kobieta. Nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie, jak boli tak wielka strata, a mimo to była ona w stanie znów stanąć na nogach i wrócić do równowagi, w czym pomógł jej zapewne wir pracy, w który wpadła. Bardzo spodobało mi się to, jak instynktownie działała podczas tropienia zabójcy, tak jakby przełączała się na całkowicie inny tryb. Tryb, do którego zdawać by się mogło została stworzona. Jedną z głównych zalet tej pozycji są zdecydowanie nieschematyczni i barwni bohaterowie drugoplanowi, tworzący "Centralę Śmierci". Zalicza się do nich Callie, która jest idealnym połączeniem niesamowitego umysłu i zabójczego wyglądu zewnętrznego, Alan, którego silna i surowa postura kompletnie nie odzwierciedla jego łagodnej duszy, no i James. Zimny, cyniczny, zarozumiały, a przy tym niewiarygodnie genialny. I chociaż na co dzień kompletnie nie potrafi porozumieć się ze Smoky, tak gdy zaczynają tropić morderców, uzupełniają się i tworzą niezłomną całość. Cody w interesujący sposób ukazał również ludzkie słabości dowodząc, że nawet najsilniejsi pod twardą powłoką skrywają swoje lęki, niedoskonałości.
Jeżeli chodzi natomiast o styl autora, nie mam mu nic do zarzucenia. Przystępny, nieprzekombinowany, prosty - zdecydowanie w dobrym znaczeniu tego słowa. Przyznam, iż odrobinę bałam się, że po tak mocnym początku McFadyen nie będzie w stanie utrzymać jego poziomu w dalszej części książki, jednak ogromnie się myliłam. Narzucone dosyć spore tempo akcji utrzymuje się aż do samego końca sprawiając, że od pozycji tej nie można się oderwać i szczerze mówiąc nie żałuję, że zarwałam z nią noc. A co z samą fabułą? Moim zdaniem książka ta ma pełen komplet tego, co powinien zawierać w sobie dobry psychologiczny thriller. Szokujące, brutalne sceny zbrodni, nagłe zwroty akcji, szalenie inteligentnego mordercę i zaskakujące zakończenie. Jednak to, co wyróżnia tę pozycję na tle innych to niespotykanie realny, mroczny klimat, którymi kartki są wręcz przesiąknięte. Ponadto przedstawienie bestii jako "Potomka Kuby Rozpruwacza", na którego zresztą sam bezczelnie się mianował, cała ideologia i cel, jaki przyświecał jego postępowaniu sprawia, że był on kimś więcej niż tylko kolejnym obłąkanym potworem, a to w pozycji tej ujęło mnie chyba najbardziej.
Co z zakończeniem? Wielki ukłon w stronę autora, gdyż takiego rozwiązania kompletnie się nie spodziewałam, a tożsamość mordercy do ostatnich stron była dla mnie jedną wielką zagadką. Ponadto udzieliło mi ono odpowiedzi na pytania, które cały czas kotłowały się w mojej głowie podczas czytania, przez co jestem całkowicie usatysfakcjonowana lekturą. Wspomnę, że "Cień bestii" jest to dopiero pierwszy tom z cyklu o Smoky Barrett, którego kontynuacji z niecierpliwością wyczekuję.
Podsumowując pozycja ta to jeden z najlepszych (o ile nie najlepszy) thrillerów psychologicznych, jakie przeczytałam w tym roku. Mroczny, okrutny, przekraczający granice, wypełniony ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Jest to książka, która Was porwie, nie pozwoli zasnąć, i która, po jej zakończeniu, z pewnością długo będzie odbijać się echem w Waszej głowie. To jak, odważycie się wsiąść wraz ze Smoky do "mrocznego pociągu", by spojrzeć mordercy prosto w oczy?
Blizna biegnie nieprzerwanie przez środek czoła, lewą skroń, policzek, zahacza o nos, skręcając w stronę szczęki. Ślady powstałe po przypalaniu cygarem przypominają naszyjnik, zdobiący brutalnie jej szyję. Zadane w tak staranny, precyzyjny sposób wciąż są jednak tylko bladym cieniem tych, które znajdują się wewnątrz. Blizn na jej duszy. Smoky Barrett, agentka FBI do tej...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka opowiada historię Mallory, dziewczyny, której dzieciństwo zdecydowanie nie należało do tych szczęśliwych. Jej los odmienia się w momencie, gdy po nieszczęśliwym wypadku w poprzednim domu zastępczym, zostaje przygarnięta przez małżeństwo dwójki lekarzy, którzy zapewnili jej dalsze, na tyle ile to możliwe normalne po tych wszystkich przejściach życie. Mallory decyduje się na porzucenie nauczania w domu na rzecz ostatniego roku w publicznej szkole, by wreszcie przełamać się i spróbować nawiązać nowe kontakty z rówieśnikami nim pójdzie na studia. Nie jest jeszcze wówczas świadoma tego, że spotka tam osobę, która była dla niej wszystkim przez te okropne lata dzieciństwa. Osobę, która jako jedyna zawsze była przy niej i chroniła ją w najgorszych chwilach. Jak to spotkanie wpłynie na jej dalsze życie?
Przyznam się szczerze, że sam początek wydawał mi się dosyć banalny. Zamknięta w sobie, nieśmiała główna bohaterka, przystojny, lubiany niemal przez wszystkich i pewny siebie chłopak z długonogą blondynką u boku... Kto z Was nie czytał chociaż jeden raz podobnego schematu? Jednak im dalej zagłębiałam się w tą historię, tym większe wrażenie ona na mnie wywierała, a emocje po jej przeczytaniu kotłują się we mnie do teraz.
Dosyć często żeńskie bohaterki i ich zachowanie mnie drażnią, w tym przypadku jednak, mimo iż narracja prowadzona jest tylko przez Mallory, polubiłam ją niemal od samego początku. Moment, w którym po raz pierwszy po tylu latach słyszy głos Ridera, osoby tak wiele dla niej znaczącej w jej "poprzednim" życiu jest ogromnie poruszający. Sama książka jest z pewnością historią o miłości, jednak to nie ona gra tutaj pierwsze skrzypce. Przyjaźń pomiędzy tą dwójką, ich oddanie i wzajemna pomoc jest ukazana w niesamowity sposób, cała ta opowieść jest wypełniona masą różnych emocji, które głęboko wpływają na czytelnika. Wątki poboczne są prowadzone w ciekawy sposób, nie są to jedynie zapychacze dziur jak to w przypadku niektórych pozycji bywa. Losy drugoplanowych postaci są równie poruszające co Mallory i Ridera i nieraz wzruszyły mnie do łez. Ponadto końcowa zamiana ról jest genialnym zabiegiem, który pozwala spojrzeć na tą książkę z innej perspektywy, ale więcej nie zdradzę, by nie psuć Wam przyjemności z czytania.
Styl pisania jak i w poprzednich książkach Armentrout jest świetny, jednak ta pozycja jest zdecydowanie moją ulubioną ze wszystkich napisanych przez tą autorkę. Dla osób, które nie sięgały po jej dzieła ze względu na wątki fantastyczne w nich zawarte, to jest pozycja dla Was! Zdecydowanie polecam.
Książka opowiada historię Mallory, dziewczyny, której dzieciństwo zdecydowanie nie należało do tych szczęśliwych. Jej los odmienia się w momencie, gdy po nieszczęśliwym wypadku w poprzednim domu zastępczym, zostaje przygarnięta przez małżeństwo dwójki lekarzy, którzy zapewnili jej dalsze, na tyle ile to możliwe normalne po tych wszystkich przejściach życie. Mallory...
więcej mniej Pokaż mimo to
Co byście zrobili, gdybyście pewnego dnia obudzili się, nie mogąc poruszać najmniejszą komórką swojego ciała? Słyszycie wszystkie obce dźwięki docierające z waszego otoczenia, pikanie respiratora, rozmowy, jednak mimo największych wysiłków nie jesteście w stanie na nie w jakikolwiek sposób zareagować. Wiecie jedynie, że wciąż żyjecie. Śpiączka. To właśnie w takim stanie znajduje się Amber Reynolds, jednak nie pamięta, co ją do tego doprowadziło, jak trafiła do szpitala, na którego samą myśl robi jej się niedobrze. Wszystkie wspomnienia z poprzedniego wieczoru, dnia Bożego Narodzenia zacierają się, a gdy tylko stara się poskładać je w logiczną całość zaczyna ponownie tracić świadomość, przez co coraz ciężej jest jej odróżnić sen od jawy. Z rozmowy personelu medycznego i jej męża dowiaduje się jedynie, że był to wypadek samochodowy. Jednak kto go spowodował? Czy aby na pewno był to tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności, czy też może starannie uknuty przez kogoś plan?
"Małe dziewczynki są inne niż mali chłopcy, słodkie i niewinne, a ich blizny pozostają na całe życie."
W pozycji tej prowadzona jest narracja pierwszoosobowa, jeżeli o thrillery/kryminały chodzi, wolę co prawda wersję trzecioosobową, jednak w tym przypadku bardzo mi się ona spodobała. Wszystkie wydarzenia ukazane są z perspektywy głównej bohaterki - Amber, przez co poznajemy jedynie jej wersję wydarzeń, co skłania czytelnika do próby jej rozszyfrowania. Cała historia toczy się natomiast na trzech różnych płaszczyznach, w postaci występujących naprzemiennie rozdziałów. Poznajemy teraźniejszość, podczas której Amber przebywa w śpiączce, niedaleką przeszłość, poprzedzającą tragiczny wypadek samochodowy oraz wydarzenia sprzed wielu lat, ukazane jako wpisy do dziennika 10/11-latki. Szczerze mówiąc z początku odrobinę bałam się, że ciężko będzie mi się odnaleźć w tak zagmatwanej fabule, jednak autorka sprawnie manewrowała pomiędzy poszczególnymi rozdziałami tworząc spójną całość. Obawiałam się również, że sama historia zapisana w pamiętnikach dziewczynki będzie jednie kolejną 'zapchaj dziurą', jednak ostatecznie o dziwo to ona zaciekawiła mnie najbardziej, i to na właśnie te rozdziały czekałam z niecierpliwością.
Jeżeli chodzi o bohaterów, jak dla mnie są oni jedną z głównych zalet tej pozycji. Szczególnie sama Amber, której postać starałam się rozgryźć niemal przez całą lekturę i przyznam, że wciąż pozostaje dla mnie lekką zagadką. Na pozór to zwykła dziennikarka radiowa w "Porannej kawie", której ostatnio z powodu nieudanych prób zajścia w ciążę nie układa się w małżeństwie. Jednak w książce tej nic nie jest takie, jakie na początku się wydaje, a jej postać z każdą przewróconą stroną intrygowała mnie coraz bardziej, budząc przy tym skrajne emocje. Amber jest świetnie odgrywającą swoją rolę aktorką, która podczas lektury nie jeden raz to udowadnia - "Nie mam czasu przygotować sobie kwestii, więc muszę improwizować". I chociaż w książce tej to ona gra pierwsze skrzypce, warto też wspomnieć o jej mężu, Paulu, który jako pierwszy jest podejrzany w sprawie jej wypadku i od pierwszych stron budzi dosyć mieszane uczucia. W pozycji też pojawia się także genialnie wykreowana siostra głównej bohaterki, Claire oraz jej dawna miłość z czasów studiów Edward, którzy odegrają znaczącą rolę w całej historii.
Przyznam, że gdybym nie wiedziała, w życiu nie pomyślałabym, że "Czasami kłamię" jest debiutem autorki, gdyż kompletnie nie dało się tego odczuć. Alice stworzyła niesamowitą historię, jej styl był prosty, a jednocześnie niebanalny. Wielowymiarowość historii oraz nagłe i częste zwroty akcji sprawiały, że mniej więcej od połowy nie mogłam się od niej oderwać. Co prawda główną zagadkę, dotyczącą osoby która spowodowała jej stan śpiączki rozgryzłam dosyć szybko, jednak podczas lektury pojawiła się masa innych tajemnic, które coraz bardziej zaskakiwały, i których rozwiązania z pewnością bym się nie spodziewała. Nawet czytając ostatnią stronę nie byłam w stanie przewidzieć, co zaraz się wydarzy, a po jej przeczytaniu jedyne czego bym chciała, to kontynuacja tej historii i dalsze losy nieodgadnionej Amber.
"Czasami kłamię" to książka, która mąci w głowie, zbija z tropu i nie da się jej do końca przewidzieć. Intrygująca, nieszablonowa, pełna napięcia - jeżeli szukacie dobrego psychologicznego thrillera, zapewniam Was, dobrze trafiliście.
Co byście zrobili, gdybyście pewnego dnia obudzili się, nie mogąc poruszać najmniejszą komórką swojego ciała? Słyszycie wszystkie obce dźwięki docierające z waszego otoczenia, pikanie respiratora, rozmowy, jednak mimo największych wysiłków nie jesteście w stanie na nie w jakikolwiek sposób zareagować. Wiecie jedynie, że wciąż żyjecie. Śpiączka. To właśnie w takim stanie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ona - zamknięta w sobie, rozczarowana ostatnim związkiem.
On - piekielnie uparty, walczący na przekór losowi.
Oboje skrywają własne demony przeszłości. Czy będą w stanie zwalczyć je na tyle, by móc zagłębić się w rodzącą się między nimi relację?
"Czekoladowe zacisze" to mój trzeci i zarazem ostatni tegoroczny patronat, który z przyjemnością wzięłam pod swoje skrzydła. Nie bez przyczyny jest to również drugie dzieło Moniki Cieluch, na którym znalazło się moje logo - jej pióro, niezwykle lekkie i przyjemne w odbiorze, całkowicie skradło moje serce.
Co to była za historia! Nie przepadam za tym określeniem odnośnie książek, ale ta była... niesamowicie ciepła. Taka, przy której będziecie szeroko uśmiechać się do kartek papieru i która jednocześnie wywoła niekontrolowany ucisk w gardle. Autorka zręcznie przenosi czytelnika do wykreowanego przez nią świata sprawiając, że stajecie się jego częścią. Chwilami miałam nieodparte wrażenie, że siedzę w ciszy przy jednym z drewnianych stolików i obserwuję dalsze losy bohaterów... Bohaterów, którzy mimo przeciwności losu wciąż walczą o swoje szczęście.
"Czekoladowe zacisze" to słodko-gorzka historia, która daje nadzieję na lepsze jutro. W tle rodzącej się miłosnej relacji Cieluch porusza także o wiele trudniejsze tematy, takie jak chociażby odrzucenie, skomplikowane rodzinne relacje czy też problemy z zaufaniem i poczuciem własnej wartości. A zakończenie... czuję, że prawdziwy emocjonalny rollercoaster pojawi się dopiero w drugim tomie - czekam z niecierpliwością!
Cóż, usiądźcie wygodnie na kanapie, zaparzcie w dużym kubku gorącą czekoladę i zatopcie się w tej przesiąkniętej aromatem historii. Gwarantuję, że oczaruje Was swoim niepowtarzalnym klimatem!
Ona - zamknięta w sobie, rozczarowana ostatnim związkiem.
On - piekielnie uparty, walczący na przekór losowi.
Oboje skrywają własne demony przeszłości. Czy będą w stanie zwalczyć je na tyle, by móc zagłębić się w rodzącą się między nimi relację?
"Czekoladowe zacisze" to mój trzeci i zarazem ostatni tegoroczny patronat, który z przyjemnością wzięłam pod swoje skrzydła....
W jego życiu były trzy kobiety.
Żona. Kochanka. Córka.
Teraz jego zimne, zakrwawione ciało leży bezwładnie w tym z pozoru idealnym domu. A jego piętnastoletnia córka rozpłynęła się w powietrzu...
Z twórczością Grety Drawskiej miałam wcześniej do czynienia wyłącznie raz, jednak kolejna powieść spod jej pióra jedynie utwierdziła mnie w fakcie, że mam sporo do nadrobienia.
"Czerwone oleandry" to pierwszorzędny thriller psychologiczny z mocno rozbudowaną warstwą obyczajową. Już na samym początku zostajemy wrzuceni w złożoną plątaninę skrzętnie skrywanych sekrecików i licznych kłamstw, a im głębiej wsiąkamy w tę historię, tym stopniowo coraz to więcej brudów wypływa na wierzch (a to jest coś, co wyjątkowo sobie cenię!). Motyw zdrady, brutalnego morderstwa i jednocześnie zaginięcia to mieszanka wręcz idealna, aczkolwiek dosyć już w tym gatunku utarta. Greta Drawska wychodzi jednak poza schemat, skupiając się nie tyle co na samej krwawej zbrodni, a skomplikowanych międzyludzkich relacjach. Na kartach swojej powieści ukazuje, jak tragiczne skutki może mieć jątrzona przez lata nienawiść i że tak naprawdę nigdy nie wiemy, co siedzi w umyśle drugiej osoby. Nawet tej nam najbliższej - końcowy plot twist to wręcz majstersztyk, dosłownie miałam ciarki!
Natomiast tytułowe oleandry? Cóż, idealnie oddają fakt, że to, co piękne na zewnątrz, niejednokrotnie bywa toksyczne w środku. Zdecydowanie polecam!
W jego życiu były trzy kobiety.
Żona. Kochanka. Córka.
Teraz jego zimne, zakrwawione ciało leży bezwładnie w tym z pozoru idealnym domu. A jego piętnastoletnia córka rozpłynęła się w powietrzu...
Z twórczością Grety Drawskiej miałam wcześniej do czynienia wyłącznie raz, jednak kolejna powieść spod jej pióra jedynie utwierdziła mnie w fakcie, że mam sporo do...
Mówi się, że dom nasz jest tam, gdzie serce nasze. Jednak w przypadku Ahstona Pelham-Martyna nie było to tak oczywiste. Na świat przyszedł w zwykłym obozie, rozbitym na jednej z himalajskich przełęczy. Jego ojciec Hilary, sławny lingwista, etnolog i przyrodnik angielskiego pochodzenia, wraz z żoną Isobel przemierzał równiny i górskie podnóża Hindustanu, gdy na świat niespodziewanie przyszedł silny chłopiec o jasnoszarych oczach. Niestety kobieta nie przeżyła porodu, a po kilku latach śmierć spojrzała również w oczy Hilary'emu. Osieroconemu Ahstonowi pozostała jedynie Sita, góralka z okolic Kanganu, która zajmowała się nim od czasu śmierci Isobel. Początkowo jej planem, zgodnie z wolą ojca chłopca, było przedostać się wraz z nim do Delhi, gdzie miał trafić pod dach swoich bliskich rodaków, a następnie wyruszyć do Anglii. Jednak po dotarciu na miejsce od razu wyszło na jaw, iż miejsce to ogarnięte buntem Sipajów z pewnością nie jest już bezpieczną ostoją dla europejskiego chłopca. Wkrótce wyruszają w dalszą, pełną niebezpieczeństw podróż. Hinduska z każdym kolejnym dniem coraz bardziej zbliża się do Ashtona, a ten natomiast bez wątpienia traktuje ją jak rodzoną matkę. Jak zareaguje, gdy pewnego dnia odkryje prawdę o swoim pochodzeniu? I jaką drogę swojego dalszego życia ostatecznie obierze?
"Zrozumie to pewnego dnia i uświadomi sobie, że nie jest związany z jakimkolwiek miejscem, chyba że z otchłanią zapomnienia, która, o ile pamiętam, istnieje gdzieś na obrzeżach piekła."
"Dalekie Pawilony" brytyjskiej pisarki Mary Margaret Kaye po raz pierwszy wydane zostały w 1978 roku. Książka doczekała się również ekranizacji, zarówno filmowej, jak i serialowej. Akcja stworzonej przez Kaye historii rozgrywa się w XIX-wiecznych, pełnych kolorów Indiach. Sama autorka pierwsze dziesięć lat swojego życia spędziła właśnie w tym kraju, dopiero później została wysłana do Anglii, jednak jej ogromna miłość do Indii jest bezsprzecznie wyczuwalna w jej dziełach. W pozycji tej, podzielonej na cztery księgi, poprowadzona została narracja trzecioosobowa, która przy tak licznej ilości bohaterów oraz zawiłych wydarzeń sprawdziła się idealnie.
Kaye wykreowała barwne, niezwykle autentyczne postaci o burzliwych charakterach i temperamentach. Ahston to silny, odważny i przede wszystkim lojalny bohater, który ponad wszystko ceni sobie sprawiedliwość. Wychowywany przez kobietę indyjskiego pochodzenia z każdym kolejnym rokiem pała coraz to większą miłością do tego państwa, jego kultury i obyczajów, dlatego też wiadomość o jego prawdziwym pochodzeniu i skrywanej tożsamości powoduje w nim wewnętrzne rozdarcie. Sita to z kolei niesamowicie dzielna, waleczna, uczciwa i oddana kobieta, która mimo wielu przeciwności losu zaopiekowała się, wychowała i pokochała Aśoka (jak też go nazwała) jak własne, rodzone dziecko. W historii tej pojawia się również urocza, bystra Andżula, księżniczka Gulkot, która ze względu na swoje mieszane, częściowo rosyjskie korzenie niejednokrotnie jest z tego powodu piętnowana. Z Aśokiem połączyła ich, mimo ogromnej różnicy spowodowanej przynależnością do różnych warstw społecznych dziecięca, czysta przyjaźń. "Dalekie Pawilony" wypełnione są po brzegi masą ciekawych, drugoplanowych bohaterów, którzy z każdym kolejnym rozdziałem nadają całości jeszcze większej wyrazistości.
"Życie Asha stałoby się łatwiejsze, gdyby (...) mógł budować te mosty, zamiast stać okrakiem na obu brzegach, chwiejąc się niespokojnie i nie mogąc po żadnej stronie znaleźć pewnego oparcia dla stóp."
Przepiękny, klasyczny w swojej prostocie styl autorki jest jedną z głównych zalet tej pozycji. Niesamowicie przypadła mi do gustu ta płynność i drobiazgowość w tworzeniu wyrazistych, plastycznych opisów, które od razu, niczym klatki filmowe z najlepszych produkcji pojawiają się w wyobraźni czytelnika. Wszystkie krajobrazy ukazane zostały z niezwykłą starannością, zagłębiając się w nie niemal czujemy zapach jaśminu i chłodny, górski powiew wiatru. Mogłoby się wydawać, że ta licząca blisko 800 stron książką będzie jedynie niepotrzebnie przeciągać całą historię, jednak nic bardziej mylnego. Akcja przez cały czas utrzymuje dosyć szybkie tempo, a sama złożoność i wielowątkowość fabuły pochłania już od pierwszych stron. Kaye w stworzonej przez nią historycznej powieści porusza nie tylko zakazaną relację miłosną, ale również trudną tematykę różnic rasowych, kulturowych oraz środowiskowych. W niezwykle subtelny i ujmujący sposób ukazuje wewnętrzne rozdarcie głównego bohatera, jego utrapienie spowodowane brakiem jakichkolwiek uczuć i przynależności do jego rdzennego kraju, w którym zamiast wolności, poczuł się jak w zamkniętej klatce. Również sam tytuł "Dalekie Pawilony", który odnosi się do najwyższych gór w łańcuchu widocznym z Gulkotu, znanych tam jako Dur Chaima, nosi w sobie drugie dno. Bowiem to właśnie do tych ośnieżonych, zdumiewająco pięknych szczytów modlił się Aśok. I to właśnie w nich szukał pocieszenia. To ich zapierających dech w piersiach widok sprawiał, iż czuł się jak w domu.
"Dalekie Pawilony" to poruszająca, wielowarstwowa historia, łącząca w sobie zakazany wątek romantyczny, liczne emocjonujące przygody, zawiłe intrygi i w przepiękny sposób zobrazowane krajobrazy. Dajcie choć na chwilę porwać się w tę odległą, XIX-wieczną podróż, a obiecuję Wam, że będziecie nią równie oczarowani.
Mówi się, że dom nasz jest tam, gdzie serce nasze. Jednak w przypadku Ahstona Pelham-Martyna nie było to tak oczywiste. Na świat przyszedł w zwykłym obozie, rozbitym na jednej z himalajskich przełęczy. Jego ojciec Hilary, sławny lingwista, etnolog i przyrodnik angielskiego pochodzenia, wraz z żoną Isobel przemierzał równiny i górskie podnóża Hindustanu, gdy na świat...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jeden z nich obrał za cel młode autostopowiczki.
Jeden z nich brutalnie mordował prostytutki.
Jeden z nich był kanibalem, gustującym w chłopcach.
Jeden z nich... był nimi wszystkimi.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, mam ogromną słabość do seryjniaków. Z ekscytacją czekam zarówno na premiery kolejnych reportaży, jak i coraz to popularniejszych seriali true crime. Możecie więc sobie tylko wyobrazić, jak wielkie oczekiwania miałam wobec tej książki - nieznany sprawca skrupulatnie naśladujący zbrodnie najsłynniejszych morderców? Seryjnego z takim modus operandi w literaturze jeszcze nie było!
"Echo Man" to piekielnie magnetyzyjąca historia i naprawdę aż nie chce się wierzyć, że to debiut autorki, gdyż fabuła została dopracowana w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe. Zarwałam dla niej nockę i muszę przyznać, że już dawno się tak dobrze nie bawiłam przy tropieniu tożsamości mordercy - Sam usnuła obrzydliwie fascynującą intrygę! I chociaż przez jeden szczegół domyśliłam się, kto stoi za tymi makabrycznymi zbrodniami, to i tak z wypiekami na policzkach przewracałam każdą kolejną stronę (i przez moment nawet lekko zwątpiłam w swój osąd). Ależ marzy mi się miniserial na podstawie tej historii, to byłby hit!
Cóż, to moja pierwsza i zapewne ostatnia 10 tego roku, ale za to wyczekana i w pełni zasłużona. Jeżeli macie przeczytać wyłącznie jeden thriller z mojego polecenia, niech to będzie właśnie "Echo Man". Jestem przekonana, że nazwisko Holland wkrótce odbije się szerokim 𝘦𝘤𝘩𝘦𝘮 wśród miłośników gatunku - nawet przez chwilę się nie wahajcie!
Jeden z nich obrał za cel młode autostopowiczki.
więcej Pokaż mimo toJeden z nich brutalnie mordował prostytutki.
Jeden z nich był kanibalem, gustującym w chłopcach.
Jeden z nich... był nimi wszystkimi.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, mam ogromną słabość do seryjniaków. Z ekscytacją czekam zarówno na premiery kolejnych reportaży, jak i coraz to popularniejszych seriali true crime. Możecie więc...