-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
To miało być tylko kolejne rodzinne spotkanie.
Weekend spędzony w towarzystwie najbliższych, trzaskającego w kominku ognia i otaczającego ośrodek białego puchu.
Przecież przez te kilka dni nie może wydarzyć się nic złego. Prawda?
Ależ to było nietypowe! Stevenson serwuje nam pełnokrwisty kryminał, który bezsprzecznie czerpie z klasyki gatunku (i skrupulatnie trzyma się reguł), a przy tym przełamuje wszelkie utarte schematy. Ta historia i jej struktura to po prostu czysty powiew świeżości!
"W mojej rodzinie każdy kogoś zabił" rozpoczyna się mocnym tąpnięciem i chociaż bałam się, że po niesamowicie klimatycznym wstępie ciężko będzie utrzymać tak wysoki poziom w dalszej części lektury, to autorowi zdecydowanie się to udało. Piekielnie charakterne, zapadające w pamięć postaci, osobliwe modus operandi, którym wprawnie operował morderca i motyw locked-room, który osobiście należy do jednego z moich ulubionych - wszystko to stworzyło naprawdę intrygującą mieszankę, która z każdą kolejną stroną stawała się coraz bardziej zawiła. Przyznam, że już dawno nie miałam do czynienia z tak angażującą, wymagającą łączenia wielu wątków i tropów lekturą, a przy tym... doskonale się bawiłam. Ponadto całość okraszona została "nutą" czarnego, niejednokrotnie wywołującego na mojej twarzy szeroki uśmiech humoru. Poproszę o więcej!
To jak, odważycie się wybrać do odciętego od cywilizacji, pochłoniętego przez śnieżną zamieć kurortu narciarskiego? Obiecuję, że rodzina Cunninghamów skutecznie umili Wam tamtejszy pobyt, polecam!
To miało być tylko kolejne rodzinne spotkanie.
Weekend spędzony w towarzystwie najbliższych, trzaskającego w kominku ognia i otaczającego ośrodek białego puchu.
Przecież przez te kilka dni nie może wydarzyć się nic złego. Prawda?
Ależ to było nietypowe! Stevenson serwuje nam pełnokrwisty kryminał, który bezsprzecznie czerpie z klasyki gatunku (i skrupulatnie trzyma się...
Jeden niespodziewany telefon.
Tyle wystarczyło, by jej życie zostało wywrócone do góry nogami.
Ale czy to w ogóle może być prawda? Czy matka, która przed laty ją porzuciła, wciąż żyje? Elizie Dębskiej przyjdzie zmierzyć się nie tylko z dotkliwą rozłąką, ale i bolesną przeszłością.
Miałam już w przeszłości okazję zapoznać się z twórczością Aleksandry Rachowiak, a jej najnowsza książka jedynie utwierdziła mnie w moich wcześniejszych odczuciach - autorka bezsprzecznie potrafi w emocje!
Nie dajcie się zwieść tej subtelnej, wręcz sielskiej okładce. Choć z pozoru wydawać by się mogło, że to po prostu kolejna lekka obyczajówka, to nic bardziej mylnego. W środku skrywa się kawał poruszającej, niejednokrotnie chwytającej za serce historii, która zmusza do głębszych refleksji. Biegnąca w dwóch ramach czasowych akcja zazębia teraźniejszość z przeszłością, stopniowo odkrywając przed nami tajemnice i przeżycia bohaterów. Na kartach tkanej przez Rachowiak powieści ukazane zostały nie tylko skomplikowane rodzinne relacje i utracone nadzieje, ale też różne oblicza miłości (zarówno tej romantycznej, jak i rodzicielskiej). Ponadto poprzez motyw drugiej szansy autorka w piękny sposób uzmysławia, że tak naprawdę na prawdziwe uczucie nigdy nie jest za późno. Tak samo zresztą jak i na przebaczenie.
Poczujcie w powietrzu zapach dojrzewających w słońcu owoców i przenieście się na moment do "Czereśniowego sadu" - obiecuję, że będzie warto!
Jeden niespodziewany telefon.
Tyle wystarczyło, by jej życie zostało wywrócone do góry nogami.
Ale czy to w ogóle może być prawda? Czy matka, która przed laty ją porzuciła, wciąż żyje? Elizie Dębskiej przyjdzie zmierzyć się nie tylko z dotkliwą rozłąką, ale i bolesną przeszłością.
Miałam już w przeszłości okazję zapoznać się z twórczością Aleksandry Rachowiak, a jej...
To był jej pierwszy raz.
Pierwsza zakończona niepowodzeniem operacja.
Pierwszy pacjent, który zmarł na jej stole.
Tyle że... ona go znała. I nienawidziła go każdą cząsteczką swojego ciała. W końcu zasłużył na śmierć, czyż nie?
Mam wrażenie, że po pewnym boomie na thrillery medyczne, jaki miał miejsce kilka dobrych lat temu, ostatnio ciężko było o coś naprawdę godnego uwagi. Tymczasem cała na biało (niczym główna bohaterka w szpitalnym kitlu) wchodzi Leslie Wolfe. I serwuje nam historię, którą nie tylko czyta się jednym tchem, ale która również ten dech zapiera!
Już dawno nie spotkałam się z tak nieszablonowo poprowadzoną fabułą. Teoretycznie autorka niemal od razu odkrywa wszystkie karty, dość szybko wyciągając na wierzch brudy poszczególnych bohaterów oraz ujawniając ich wzajemne powiązania. Ale nic bardziej mylnego. Wszystko to jest dopiero początkiem zawiłej plątaniny utkanej z żądzy zemsty, fatalnych w skutkach kłamstw i licznych grzeszków, dodatkowo skutecznie przypudrowanej zgrabną manipulacją.
Końcowe plot twisty, które atakują niczym lawina i mnożą się z każdą kolejną stroną, wprawiły mnie w osłupienie. Ta historia nie tylko wgryza się w nasze sumienie, ale w fascynujący sposób ukazuje, że tak naprawdę sami do końca nie wiemy, do czego jesteśmy się w stanie posunąć. I jak wiele własnych granic przekroczyć w imię szeroko pojętej sprawiedliwości. No właśnie - sprawiedliwości czy ludzkiej chęci zemsty?
A Wy? Jakbyście postąpili na miejscu Anne? Zagłębcie się w tej historii i spójrzcie przez chwilę na wszystko z jej perspektywy - nie pożałujecie!
To był jej pierwszy raz.
Pierwsza zakończona niepowodzeniem operacja.
Pierwszy pacjent, który zmarł na jej stole.
Tyle że... ona go znała. I nienawidziła go każdą cząsteczką swojego ciała. W końcu zasłużył na śmierć, czyż nie?
Mam wrażenie, że po pewnym boomie na thrillery medyczne, jaki miał miejsce kilka dobrych lat temu, ostatnio ciężko było o coś naprawdę godnego...
Jednego dnia miała wszystko.
Drugiego... niemal nic.
Jagodzie przyjdzie zmierzyć się nie tylko ze skutkami wypadku, ale i bolesną zdradą człowieka, który do tej pory był jej całym światem. Jak wiele będzie musiała przejść, jak wiele pracy włożyć, by znów... być szczęśliwą?
Z twórczością Katarzyny Michalak po raz pierwszy miałam styczność przy "Sadze Przytulnej", a że jej obrazowe, przyjemne w odbiorze pióro niemal od pierwszych stron przypadło mi do gustu, to z ogromną przyjemnością sięgnęłam po "Domek nad potokiem" - i było warto.
Ależ to miało błogą aurę! Nic tak skutecznie nie buduje klimatu jak niewielka, niemal odcięta od świata zewnętrznego wieś, w której główną rolą odgrywają międzyludzkie relacje. A te, jak wiadomo, potrafią być naprawdę skomplikowane. Autorka nie oszczędza głównych bohaterów, wystawiając ich na wiele prób, którym będą musieli sprostać - zdrada ukochanego, niestabilność finansowa, wpasowanie się w nowe realia, rodzinne nieporozumienia, ponowne zaufanie. Pojawia się tutaj również jeden z moich ulubionych elementów, a mianowicie motyw dziennika, który nie tylko wprowadza drugą ramę czasową, ale i nadaje całości nuty tajemniczości. Z kolei sama końcówka zaskakuje i bezsprzecznie chwyta za serce - Katarzyna Michalak w poruszający sposób uzmysławia, że czasami by wznieść się na wyżyny szczęścia, musimy najpierw odbić się od dna.
"Domek nad potokiem" to nie tylko nasycona sielskim klimatem powieść obyczajowa. To również pełna słodko-gorzkich momentów, do bólu życiowa historia, która zmusza do głębszych refleksji - polecam!
Jednego dnia miała wszystko.
Drugiego... niemal nic.
Jagodzie przyjdzie zmierzyć się nie tylko ze skutkami wypadku, ale i bolesną zdradą człowieka, który do tej pory był jej całym światem. Jak wiele będzie musiała przejść, jak wiele pracy włożyć, by znów... być szczęśliwą?
Z twórczością Katarzyny Michalak po raz pierwszy miałam styczność przy "Sadze Przytulnej", a że jej...
Od huku bombardowania.
Od tego jednego ogłuszającego dźwięku.
Jej życie się zmieniło... już na zawsze.
Czy Anna będzie w stanie odnaleźć się w wojennej rzeczywistości? Jak wiele będzie musiała poświęcić, jak wiele własnych granic przekroczyć, by ocalić bliskich?
Jak już pewnie wiecie, tematyka wojenna to nie do końca moje klimaty, jednak po ostatnich genialnych książkach Yarros postanowiłam zaryzykować i sięgnąć po debiutancką (choć nie było to kompletnie odczuwalne) powieść Magdaleny Wojtkiewicz. I bardzo dobrze zrobiłam!
"Błękitna wstążka" do cna nasączona została emocjami. Niezrozumieniem, poczuciem niesprawiedliwości, przeszywającym lękiem, bólem po stracie najbliższych, obezwładniającą bezradnością. Chwilami lektura sama w sobie stawała się naprawdę przytłaczająca, ale jednocześnie chęć poznania dalszych losów bohaterów skutecznie sprawiała, że nie sposób było się od niej oderwać.
Na pierwszy plan bezsprzecznie wysuwa się tutaj wątek zakazanej, naznaczonej wojną miłosnej relacji, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Ale to również przepięknie oddana siła nieoczywistej siostrzanej więzi, która jest w stanie przetrwać naprawdę wiele. Ponadto Wojtkiewicz na kartach swojej powieści ukazała, jak ogromną przemianę przeszła główna bohaterka. Jak ze spokojnej, nieco bujającej w obłokach młodej dziewczyny, przeobraziła się w dojrzałą, pewną swego kobietę. Jej przykład dosadnie uzmysławia, że każde doświadczenie ostatecznie czyni nas silniejszymi. I że o prawdziwe uczucie warto walczyć - mimo przeciwności losu.
"Błękitna wstążka" to niezwykle poruszająca, dotykająca najczulszych strun powieść, która zmusza do głębszych refleksji. Zdecydowanie warta przeczytania, polecam!
Od huku bombardowania.
Od tego jednego ogłuszającego dźwięku.
Jej życie się zmieniło... już na zawsze.
Czy Anna będzie w stanie odnaleźć się w wojennej rzeczywistości? Jak wiele będzie musiała poświęcić, jak wiele własnych granic przekroczyć, by ocalić bliskich?
Jak już pewnie wiecie, tematyka wojenna to nie do końca moje klimaty, jednak po ostatnich genialnych książkach...
On, pogrążony w swoich myślach, nawet jej nie zauważył.
Ona najpierw go potrąciła, a później... kompletnie zignorowała.
I chociaż ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych, to gdy później, szukając chwili wytchnienia w niewielkim szpitalnym składziku znów się spotykają, rodzi się między nimi nić porozumienia...
Za każdym razem mówię sobie to samo. Że przecież nie można napisać już niczego lepszego. A Abby z uśmiechem na ustach to robi - serwuje książkę, która z marszu wskakuje do tegorocznej topki.
Co tu dużo mówić, ta historia to po prostu pełen pakiet! Motyw fake-dating należy do jednego z moich ulubionych, a Jimenez udało się wycisnąć z niego to, co najlepsze, dodatkowo wplatając w całość wątek listów. Z ogromną subtelnością oddała targającą bohaterami niepewność, gdy ta cienka granica pomiędzy udawaniem, a stopniowo rodzącymi się uczuciami ostatecznie się zaciera. Nie zabrakło również rozbrajającego humoru, który stał się swoistym wyróżnikiem jej powieści, jak i genialnej kreacji postaci, których po prostu nie da się nie polubić (dziadek Jacoba kompletnie skradł moje serce!).
"Twój na zawsze" to jednak nie tylko przepiękna miłosna historia, ale i do bólu życiowa opowieść, po brzegi wypełniona słodko-gorzkimi momentami. Abby na jej kartach ukazuje wiele trudnych kwestii, takich jak nierówna walka z chorobą, poczucie wyobcowania, czy skomplikowane rodzinne relacje. Uzmysławia także, jak ważne jest ufanie swojej intuicji - nawet jeśli w przeszłości nas zawiodła.
To jedna z tych historii, którą chciałabym zapomnieć, by móc znów przeczytać ją po raz pierwszy. I ogromnie zazdroszczę Wam tej możliwości - proszę, przeczytajcie!
On, pogrążony w swoich myślach, nawet jej nie zauważył.
Ona najpierw go potrąciła, a później... kompletnie zignorowała.
I chociaż ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych, to gdy później, szukając chwili wytchnienia w niewielkim szpitalnym składziku znów się spotykają, rodzi się między nimi nić porozumienia...
Za każdym razem mówię sobie to samo. Że przecież nie...
Albo on dopadnie ich.
Albo oni dopadną jego.
Tik-tak.
Czy Sambor wygra nierówną walkę z nieubłaganie biegnącym czasem? Czy demony przeszłości, które się za nim ciągną, w końcu odejdą w zapomnienie? I jak wiele będzie musiał poświęcić, by dociec prawdy?
Przy tak objętościowych kryminałach zawsze mam lekką obawę, że główny bohater nie przypadnie mi do gustu. Ciężko bowiem kibicować śledczemu, którego zwyczajnie nie darzymy sympatią - na całe szczęście Sambor dał się lubić. Momentami bywał nieco nieokrzesany, do tego piekielnie uparty i porywczy, ale z każdą kolejną stroną odzierany był z masek, pod którymi skrzętnie się skrywał. Stopniowo na wierzch wychodziła jego wrażliwsza, bardziej ludzka odsłona, a warstwa obyczajowa związana z jego życiem osobistym skutecznie równoważyła samą sprawę zabójstwa. A jeśli już o tym mowa - ile tu się działo!
Różne nieustannie przeplatające się ramy czasowe, różne miejsca osadzenia akcji, różne zbrodnie. A przy tym Marcel Woźniak tak tka tę opowieść, że nie wiedzieć kiedy, sami stajemy się jej częścią - dosłownie pochłania. Dodajmy do tego nutę czarnego humoru (uwielbiam!), skutecznie budowane napięcie, moralne dylematy, kilka barwnie ukazanych, wręcz sensacyjnych scen oraz naprawdę emocjonalny, mocny końcowy wydźwięk. Cóż, historia ta w brutalny sposób udowadnia, że niejednokrotnie rzeczywistość przeraża bardziej niż fikcja.
"Most nad wzburzoną wodą" to kawał bezkompromisowego, do bólu angażującego kryminału - wartego każdej przeczytanej strony. Jak najbardziej polecam!
Albo on dopadnie ich.
Albo oni dopadną jego.
Tik-tak.
Czy Sambor wygra nierówną walkę z nieubłaganie biegnącym czasem? Czy demony przeszłości, które się za nim ciągną, w końcu odejdą w zapomnienie? I jak wiele będzie musiał poświęcić, by dociec prawdy?
Przy tak objętościowych kryminałach zawsze mam lekką obawę, że główny bohater nie przypadnie mi do gustu. Ciężko bowiem...
Jedna czerwona sukienka.
Dwie zaginione dziewczynki.
Jedna skrzętnie skrywana tajemnica.
Gdy po blisko pięćdziesięciu latach Yew Tree Manor poddana zostaje remontowi, wkrótce okazuje się, że skrywa wiele trupów. I to dosłownie. Jak mroczne sekrety znajdziemy w jej murach?
Nie będę ukrywać, iż początkowo mnogość postaci i ich wzajemne powiązania nieco mnie przytłoczyły (choć drzewo genealogiczne, które zostało umieszczone na wstępie, sporo rozjaśnia), ale gdy już wgryzłam się w tę osobliwą, wielopokoleniową rodzinę, nie sposób było się od niej uwolnić!
"Tajemnica położnej" w głównej mierze skupia się na zaginięciu dziewczynki, które po pół wieku znów dotyka rodzinę Hiltonów, jednak to skomplikowane międzyludzkie relacje wysuwają się tutaj na pierwszy plan. Emily Gunnis wykreowała charakterne postaci z krwi i kości, które mają liczne wady, które momentami zachowują się nieracjonalnie i do bólu egoistycznie, ale ostatecznie to tylko czyni ich bardziej ludzkimi. Biegnąca w trzech różnych ramach czasowych, wielowątkowa akcja piekielnie angażuje i buduje narastające napięcie, prowadząc nas do spójnego, chwytającego za serce zakończenia. Ponadto historia ta dość obrazowo ukazuje mocny kontrast pomiędzy bogactwem a ubóstwem, jednocześnie w dosadny sposób uzmysławiając, iż żadne pieniądze szczęścia nie dają. I że nie tyle co jedno kłamstwo, a jedna przemilczana prawda, może rozpętać tragiczną w skutkach spiralę wydarzeń, trwającą całymi latami.
Przekroczcie próg Yew Tree Manor, poznajcie rodzinę Hiltonów oraz Jamesów i spróbujcie rozwikłać zagadkę tajemniczego zaginięcia. Obiecuję, że nie pożałujecie!
Jedna czerwona sukienka.
Dwie zaginione dziewczynki.
Jedna skrzętnie skrywana tajemnica.
Gdy po blisko pięćdziesięciu latach Yew Tree Manor poddana zostaje remontowi, wkrótce okazuje się, że skrywa wiele trupów. I to dosłownie. Jak mroczne sekrety znajdziemy w jej murach?
Nie będę ukrywać, iż początkowo mnogość postaci i ich wzajemne powiązania nieco mnie przytłoczyły...
Jedno ciało martwej uczennicy odnalezione na plaży.
Jedno tajne stowarzyszenie owiane legendą.
Jedna szkoła, która staje się cichym świadkiem licznych kłamstw.
I tak to się właśnie zaczęło...
Blisko trzy lata. Tyle minęło od dnia, w którym przewróciłam ostatnią kartkę "One for sorrow". Do dziś pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie pierwszy tom tej kruczej serii, dlatego też po finałowe "Two for joy" sięgałam nie tylko z wielką ekscytacją, ale i lekką obawą. Czy faktycznie było warto tyle czekać...? Teraz już wiem - jak najbardziej TAK!
Dylogia ta łączy w sobie wiele różnych motywów. Anonimowy podcast true-crime, enigmatyczne stowarzyszenie, pamiętnik zmarłej w dziwnych okolicznościach uczennicy, prawdopodobne zabójstwo oraz... kolejne zaginięcie. A wszystko to na tle dusznej, mrocznej aury, którą podsycają krążące wokół szkoły sroki, klaustrofobiczne korytarze i niepostrzeżenie podrzucane liściki. Duetowi Sugg&McCulloch udało się nie tylko stworzyć ociekający napięciem młodzieżowy kryminał, który trzyma w szponach niepewności aż do ostatniej strony (trzeba przyznać, że autorki zgrabnie mącą czytelnikowi w głowie), ale i skutecznie oddać ten specyficzny akademicki klimat. Poza tym historia ta została wprost stworzona do serialowej ekranizacji, której, mam nadzieję, w przyszłości się doczekamy. Dla fanów "Słodkich kłamstewek" czy "Domu Anubisa" - seria obowiązkowa!
Przekroczcie próg Illumen Hall i wraz ze Stowarzyszeniem Srok spróbujcie odkryć mroczne tajemnice, które skrywają mury tej szkoły z internatem. Ciarki gwarantowane - polecam!
Jedno ciało martwej uczennicy odnalezione na plaży.
Jedno tajne stowarzyszenie owiane legendą.
Jedna szkoła, która staje się cichym świadkiem licznych kłamstw.
I tak to się właśnie zaczęło...
Blisko trzy lata. Tyle minęło od dnia, w którym przewróciłam ostatnią kartkę "One for sorrow". Do dziś pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie pierwszy tom tej kruczej serii,...
Czwórka zaginionych.
Dwa odnalezione w lesie ciała.
Jedna zdruzgotana siostra.
I chociaż można by to uznać za nieszczęśliwy wypadek, to po przeszło dekadzie to znów się dzieje. Znów ktoś ginie w tajemniczych okolicznościach. A Puszcza Piaska łapie w swoje szpony kolejną ofiarę...
Miałam już w przeszłości przyjemność zapoznać się z twórczością Pauliny Cedlerskiej, i o ile "Lalkarz" był naprawdę niezły, tak jej najnowsza powieść kupiła mnie tym, co w tym gatunku cenię sobie najbardziej - obłędnym klimatem!
"Puste miejsce" osacza czytelnika swoją posępną, mroczną aurą, która ze strony na stronę coraz bardziej się zagęszcza, niejednokrotnie wywołując na skórze ciarki. W tej historii to jednak nie same zbrodnie, a złożone psychologiczne portrety wysuwają się na pierwszy plan. Autorka w fascynujący sposób ukazała, jak działają ludzkie mechanizmy oraz do czego tak naprawdę jesteśmy zdolni. I chociaż sama akcja toczy się raczej niespiesznie, to dwie różne perspektywy, związane z tym przeskoki czasowe oraz stopniowe odliczanie do momentu zaginięcia skutecznie budują narastające napięcie. I utrzymują je aż do samego finału - to piekielnie obrazowe, nieoczywiste i, co najważniejsze, zaskakujące zakońecznie długo nie wyjdzie mi z głowy. Kawał dobrej roboty!
Zapraszam Was do Puszczy Piaskiej, która przez makabryczne wydarzenia została odarta ze swojej sielskości. Czy odważycie się wkroczyć do mazurskiego lasu, który skrzętnie skrywa swoje tajemnice? Gwarantuję, że będzie warto!
Czwórka zaginionych.
Dwa odnalezione w lesie ciała.
Jedna zdruzgotana siostra.
I chociaż można by to uznać za nieszczęśliwy wypadek, to po przeszło dekadzie to znów się dzieje. Znów ktoś ginie w tajemniczych okolicznościach. A Puszcza Piaska łapie w swoje szpony kolejną ofiarę...
Miałam już w przeszłości przyjemność zapoznać się z twórczością Pauliny Cedlerskiej, i o ile...
Alicja wiedziała, że musi tam wrócić.
W Fae bowiem pozostali Ci, których pokochała.
Czy Dorota będzie w stanie jej pomóc? Przenieść ją do świata, w którym zostawiła swoje serce?
Obie nie wiedzą jednak, jak wielką cenę będą musiały za to ponieść...
"Gród szmaragdów i zazdrości" to już trzecia odsłona serii "Wicked Darlings", w której przenosimy się do świata magii i burzliwych relacji. Tym razem autorka postawiła na retelling "Czarnoksiężnika z Krainy Oz", który osobiście należy do moich ulubionych bajek. A ta odsłona... była gorąca! I to dosłownie. Kenney w tomie tym przekracza wszelkie granice, serwując nam wręcz kontrowersyjne sceny do cna nasycone er0tyzmem oraz niesamowitą chemią (18+). A przy tym wciąż otacza nas ta baśniowa aura, tworząc specyficzny, niepowtarzalny klimat.
Narracja ukazana z kilku różnych, nieustannie przeplatających się perspektyw sprawia, że historia cały czas utrzymuje swój dynamizm i nie ma tu miejsca na choćby chwilowe spowolnienie. Tym bardziej, że każda z wykreowanych przez autorkę postaci dość mocno ze sobą kontrastuje. Osobiście najbliższa mojemu sercu okazała się Dorota, która skrywała o wiele więcej, niż się początkowo wydawało. Jej relacja z Zielonym Czarnoksiężnikiem, ich wzajemne przekomarzanki i wyczuwalne przyciąganie to motyw enemies-to-lovers w najlepszym wydaniu - uwielbiam tę parę!
Jeśli macie dość utartych w tym gatunku schematów, "Gród szmaragdów i zazdrości" złamie je wszystkie - przenieście się do krainy Fae, gdzie miłość, zazdrość i pożądanie tworzą razem wybuchową mieszankę. Polecam!
Alicja wiedziała, że musi tam wrócić.
W Fae bowiem pozostali Ci, których pokochała.
Czy Dorota będzie w stanie jej pomóc? Przenieść ją do świata, w którym zostawiła swoje serce?
Obie nie wiedzą jednak, jak wielką cenę będą musiały za to ponieść...
"Gród szmaragdów i zazdrości" to już trzecia odsłona serii "Wicked Darlings", w której przenosimy się do świata magii i...
Jedno brutalne morderstwo.
Jedna tajemnicza paczka, w której posiadaniu przed śmiercią był denat.
I grupa emerytów, która ochoczo podejmuje się kolejnego śledztwa. Czy i tym razem uda im się rozwikłać skomplikowaną zagadkę?
"Ostatni gasi światło" to już czwarta odsłona cyklu, w którym wraz z Czwartkowym Klubem Zbrodni podążamy tropem zabójcy. I chociaż książkowe serie mają to do siebie, że z każdym kolejnym tomem stopniowo tracą na polocie, tak tutaj jest wręcz odwrotnie - Richard Osman powraca w wielkim stylu. Jest jeszcze zabawniej, bardziej złowieszczo i... poruszająco!
Tym razem wplątani zostajemy w świat pełen fałszerzy sztuki, dużych pieniędzy oraz brudnych interesów. Z każdą kolejną stroną akcja coraz bardziej się zagęszcza, trupy się mnożą, a brytyjski humor jak zwykle doszczętnie rozbraja. Przez te cztery tomy nie tylko zdążyłam zżyć się z bohaterami, ale i w naturalny sposób stałam się częścią ich osobliwego klubu - niejednokrotnie w trakcie lektury miałam wrażenie, że siedzę wraz z nimi przy filiżance pracującej herbaty. I chociaż wzruszające momenty to ostatnie, czego spodziewałabym się po cosy crime, tak tym razem zdarzyło mi się uronić (niejedną) łzę. Ta część bezsprzecznie niesie ze sobą powiew nostalgii. Zmusza do głębszych refleksji na temat przemijania oraz uzmysławia, jak ważne jest, byśmy doceniali każdą chwilę.
Jeśli jeszcze nie znacie tej serii, to gorąco zachęcam Was do zapoznania się z Czwartkowym Klubem Zbrodni - jestem przekonana, że skradnie nie tylko Wasze wieczory, ale i serca. Polecam!
Jedno brutalne morderstwo.
Jedna tajemnicza paczka, w której posiadaniu przed śmiercią był denat.
I grupa emerytów, która ochoczo podejmuje się kolejnego śledztwa. Czy i tym razem uda im się rozwikłać skomplikowaną zagadkę?
"Ostatni gasi światło" to już czwarta odsłona cyklu, w którym wraz z Czwartkowym Klubem Zbrodni podążamy tropem zabójcy. I chociaż książkowe serie...
On, w ramach zawieszenia w NFL, został dodatkowo zmuszony do trenowania drużyny młodzieżowej.
Ona stara się przełamać barierę, która powstała między nią a jej młodszym bratem.
Oboje nie wiedzą jeszcze, że jedno burzliwe spotkanie na lodowej tafli, już wkrótce wywróci ich życie do góry nogami...
Komedia romantyczna z hokejem w tle? Powiem Wam jedno, od czasów Elle Kennedy nie czytałam tak dobrego romansu z tym motywem, a już trochę ich za mną! Rozbrajający humor, cięte, nieco sarkastyczne dialogi, wzbudzające ogromną sympatię postaci i chwytające za serce sceny - czego chcieć więcej? Ponadto pozycja ta bezsprzecznie wywołuje "syndrom bohaterów drugoplanowych". Ich genialna kreacja sprawia, że wręcz nie sposób nie czekać na ich dalsze losy - byle do drugiego tomu! Samo zakończenie jak na mój gust nieco zbyt cukierkowe, ale świetna całość sprawia, że jestem w stanie przymknąć na to oko.
I chociaż "Desire or Defense" to w głównej mierze piekielnie urocza miłosna historia, podczas czytania której będziecie szeroko uśmiechać się do kartek papieru, to na jej tle Leah Brunner porusza również trudniejsze tematy. Ukazuje ogromny ból straty, blaski i cienie sławy, skomplikowane rodzinne relacje oraz skutki nieprzepracowanych traum. Stworzona przez nią historia dosadnie uzmysławia, jak ważne jest, byśmy nie bali szukać się profesjonalnej pomocy. I byśmy umieli być wdzięczni za to, co daje nam los - pomimo rzucanych nam przez życie kłód.
To jak, odważycie się wejść wraz z bohaterami na ten emocjonalny lód? Obiecuję, że nie pożałujecie - polecam!
On, w ramach zawieszenia w NFL, został dodatkowo zmuszony do trenowania drużyny młodzieżowej.
Ona stara się przełamać barierę, która powstała między nią a jej młodszym bratem.
Oboje nie wiedzą jeszcze, że jedno burzliwe spotkanie na lodowej tafli, już wkrótce wywróci ich życie do góry nogami...
Komedia romantyczna z hokejem w tle? Powiem Wam jedno, od czasów Elle Kennedy...
On właśnie rozstał się z wieloletnią partnerką.
Ona tak naprawdę nigdy nie była w poważnym związku.
I chociaż wydawać by się mogło, że to nie może się udać, wkrótce okaże się, iż przeznaczenie ma dla nich inne plany...
Byłam przekonana, że będzie to lekki, przyjemny wakacyjny romans.
Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliłam.
Nie będę ukrywać - nie jestem wielką fanką motywu age-gap. Przeważnie kobiece postaci cechuje wówczas wyłącznie młodzieńcza naiwność i infantylność, jednak w tym przypadku autorka skutecznie przełamała ten utarty schemat. Wykreowała bowiem bohaterów brutalnie doświadczonych przez życie. Zarówno Ania, jak i Oliwer noszą własne bagaże, które, mimo iż zupełnie różne, uczyniły ich silniejszymi. I nieodwracalnie zmieniły ich postrzeganie świata.
Uwierzcie mi, pod tą delikatną kwiatową okładką skrywa się kawał lektury. Nie ma tu wielu postaci drugoplanowych, nie ma wielu pobocznych wątków czy nagłych zwrotów akcji. Jest za to cała gama emocji. Ewelina Dobosz w stworzonej przez nią powieści udowadnia, że tak naprawdę siła tkwi w prostocie. "Bądź tak po prostu" to subtelna, dotykająca najczulszych strun historia, która niejednokrotnie zmusza do głębszych refleksji. Która uzmysławia, że każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. I że o prawdziwe uczucie warto walczyć, nawet mimo przeciwności losu.
Jeśli macie ochotę na poruszającą, podnoszącą na duchu i do bólu życiową lekturę, ta sprawdzi się idealnie - polecam!
On właśnie rozstał się z wieloletnią partnerką.
Ona tak naprawdę nigdy nie była w poważnym związku.
I chociaż wydawać by się mogło, że to nie może się udać, wkrótce okaże się, iż przeznaczenie ma dla nich inne plany...
Byłam przekonana, że będzie to lekki, przyjemny wakacyjny romans.
Nawet nie wiecie, jak bardzo się myliłam.
Nie będę ukrywać - nie jestem wielką fanką...
Nocny Cień był ich jedyną opcją.
Miejscem, w którym Farryn i jej nienarodzone dziecko mieli być bezpieczni.
Tylko czy aby na pewno w miejscu pełnym mroku można odnaleźć schronienie?
Twórczość Keri Lake to zdecydowanie moje największe zeszłoroczne odkrycie. Szczerze mówiąc w życiu bym nie powiedziała, że z przyjemnością będę sięgać po tę gatunkową hybrydę, jaką jest romantasy. I chociaż w przypadku "Infernium", drugiego i zarazem ostatniego tomu dylogii "Nightshade", ta fantastyka była naprawdę rozbudowana (ilość nazw, krain i postaci wymagała ode mnie nieustannego zaangażowania), to wciąż świetnie się bawiłam!
Anioły, demony, sekty, klątwy, proroctwa. Wydawać by się mogło, że to dość nietuzinkowe tło dla romantycznej relacji, ale nic bardziej mylnego. Autorka wychodząc poza wszelkie utarte schematy stworzyła nieśmiertelną miłosną historię, w której pierwsze skrzypce odgrywa zemsta i mroczne tajemnice, a cienka granica pomiędzy dobrem a złem kompletnie się zaciera. Sporo tu też ociekających er0tyzmem zbliżeń (18+), zaskakujących zwrotów akcji i rozdzierających serce scen. Przez te dwa obszerne tomy zdążyłam zżyć się z bohaterami (szczególnie z Farryn, która pokazała swoje pazurki) i aż żal było mi się z nimi rozstawać. Niemniej liczę, że Keri jeszcze niejednokrotnie zaprosi mnie do swojego osobliwego świata.
Jeśli czytaliście pierwszy tom, to zapewne nie muszę zachęcać Was do sięgnięcia po "Infernium". Jeśli jednak nie mieliście jeszcze styczności z tą serią, a lubicie nietypowe gatunkowe miszmasze, to zdecydowanie warto!
Nocny Cień był ich jedyną opcją.
Miejscem, w którym Farryn i jej nienarodzone dziecko mieli być bezpieczni.
Tylko czy aby na pewno w miejscu pełnym mroku można odnaleźć schronienie?
Twórczość Keri Lake to zdecydowanie moje największe zeszłoroczne odkrycie. Szczerze mówiąc w życiu bym nie powiedziała, że z przyjemnością będę sięgać po tę gatunkową hybrydę, jaką jest...
Koniec zawsze jest początkiem czegoś nowego.
Gdy Nina postanawia postawić wszystko na jedną kartę i wyruszyć w przysłowiowe "Bieszczady" nie wie jeszcze, że już wkrótce odnajdzie swoje miejsce na ziemi. Tyle że demony przeszłości, przed którymi tak usilnie ucieka, podążają za nią...
Jak już może wiecie, jestem niezmierną miłośniczką pióra Tekieli. Ma ono w sobie coś uspokajającego, wręcz... kojącego. Sprawiającego, że kompletnie tracimy kontakt z otaczającą nas rzeczywistością. Z kolei obrazowe opisy są na tyle plastyczne, że poszczególne scenerie malują się w naszej wyobraźni niczym najlepsze filmowe klatki - coś niesamowitego!
"Dębowe Uroczysko" rozkochało mnie w sobie sielskim klimatem, który dosłownie wyzierał z kartek papieru. Autorka przenosi nas wprost do niewielkiego miasteczka, gdzie czas płynie wolniej, a międzyludzkie więzi znaczą o wiele więcej. Z zaciśniętymi kciukami i mocno bijącym sercem śledziłam losy bohaterów, których zwyczajnie nie sposób nie darzyć sympatią. Ale żeby nie było tak kolorowo, Joanna Tekieli w swojej powieści poruszyła również trudniejsze tematy. Ze sporą subtelnością ukazała chociażby ból niespełnionego rodzicielstwa, czy skutki nieprzepracowanych traum, które prędzej czy później dają o sobie znać. I uderzają ze zdwojoną siłą. Ta pełna nadziei, refleksyjna historia w poruszający sposób uzmysławia, że nawet po najgorszej burzy zawsze wyłania się słońce.
To jak, dacie się oczarować Dębowemu Uroczysku? Obiecuję, że czas spędzony z tą lekturą będzie tego wart - polecam!
Koniec zawsze jest początkiem czegoś nowego.
Gdy Nina postanawia postawić wszystko na jedną kartę i wyruszyć w przysłowiowe "Bieszczady" nie wie jeszcze, że już wkrótce odnajdzie swoje miejsce na ziemi. Tyle że demony przeszłości, przed którymi tak usilnie ucieka, podążają za nią...
Jak już może wiecie, jestem niezmierną miłośniczką pióra Tekieli. Ma ono w sobie coś...
On stara się połączyć samotne rodzicielstwo z firmowymi obowiązkami.
Ona nie jest w stanie przedrzeć się przez wzniesioną przez niego barierę.
Gdy jednak pewnego dnia sprawy zachodzą za daleko, oboje muszą stanąć twarzą w twarz z własnymi uczuciami. Tylko czy ta relacja ma w ogóle szansę przetrwać?
Pióro Harlow po raz pierwszy miałam przyjemność poznać w duecie z Corinne, później natomiast zakochałam się w "Bellamy Creek", więc gdy tylko zobaczyłam zapowiedź kolejnej małomiasteczkowej serii wiedziałam, że pozycja ta wyląduje na mojej półce. I powiem jedno, Melanie rozpoczęła ten cykl z przytupem!
"Irresistible" to pochłaniająca komedia romantyczna, która niejednokrotnie Was rozczuli, wywoła szeroki uśmiech na twarzy, ale i rumieńce na policzkach. I chociaż nie jestem wielką miłośniczką motywu age-gap, gdyż często jest on zwyczajnie mało realny, to autorce udało się tak go ograć, że całość wyszła naprawdę naturalnie, a iskrzenie między bohaterami było wręcz namacalne. Ponadto Harlow z dozą rozbrajającego humoru ukazała zarówno blaski, jak i cienie rodzicielstwa. Uzmysławiając tym samym, jak ważne jest, by w nieustannej trosce o swoje dzieci nie zapomnieć o własnym szczęściu. Jestem przekonana, że historia ta świetnie sprawdziłaby się na wielkim ekranie (zresztą podczas lektury wciąż miałam w głowie parę z kultowego "Holiday", bardzo podobny motyw i niemal identyczna chemia!).
Czuję, że to dopiero początek pełnej emocji serii i z pewnością będę śledziła losy pozostałych bohaterów - tymczasem zapraszam Was do Cloverleigh Farms, jestem pewna, że Was oczaruje!
On stara się połączyć samotne rodzicielstwo z firmowymi obowiązkami.
Ona nie jest w stanie przedrzeć się przez wzniesioną przez niego barierę.
Gdy jednak pewnego dnia sprawy zachodzą za daleko, oboje muszą stanąć twarzą w twarz z własnymi uczuciami. Tylko czy ta relacja ma w ogóle szansę przetrwać?
Pióro Harlow po raz pierwszy miałam przyjemność poznać w duecie z Corinne,...
On został naznaczony przeszłością. Dniem, w którym jego brat zamordował całą rodzinę. Poza nim.
Ona z kolei nie ma przeszłości. Jest zagadką, której nikt nie jest w stanie rozszyfrować.
Gdy Cyrus Haven podejmuje się próby rozwikłania zabójstwa młodej łyżwiarki nie wie jeszcze, że pomoc nastoletniej Evie w tej sprawie okaże się nieoceniona. Bowiem ona... wie, kiedy ktoś kłamie.
Jak to się fenomenalnie czytało! Pisarki warsztat Michaela Robothama to po prostu coś niesamowitego, jego plastyczne pióro pochłania i wręcz hipnotyzuje, kompletnie odcinając nas od rzeczywistości. Autor wciąga nas w historię, w której mroczna przeszłość odcisnęła swoje piętno na teraźniejszości. Przeszłość, którą poprzez przeskoki czasowe stopniowo zgłębiamy.
Jednym z najmocniejszych punktów tej pozycji jest kreacja postaci. Momentami możemy nie rozumieć ich wyborów oraz podejmowanych przez nich decyzji, ale bezsprzecznie trzeba oddać im jedno. Są JACYŚ. I wzbudzają masę emocji. I chociaż wydawać by się mogło, że duet składający się ze zbuntowanej nastolatki i doświadczonego policyjnego psychologa jest dość osobliwy (zresztą tak jak i towarzyszący tej parze czarny humor), to kompletnie skradł on moje serce - z niecierpliwością będę wyczekiwać ich dalszych losów! A samo zakończenie? Było niczym wisienka na kryminalnym torcie, wyśmienite!
Jaka w końcu jest tytułowa dziewczyna? I czy da się tak łatwo rozgraniczyć dobro od zła? O tym już musicie przekonać się sami - polecam!
On został naznaczony przeszłością. Dniem, w którym jego brat zamordował całą rodzinę. Poza nim.
Ona z kolei nie ma przeszłości. Jest zagadką, której nikt nie jest w stanie rozszyfrować.
Gdy Cyrus Haven podejmuje się próby rozwikłania zabójstwa młodej łyżwiarki nie wie jeszcze, że pomoc nastoletniej Evie w tej sprawie okaże się nieoceniona. Bowiem ona... wie, kiedy ktoś...
Do lasu weszły wówczas TRZY dziewczyny.
Od tamtego dnia minęły przeszło DWIE dekady.
Ale wciąż łączy je ta JEDNA mroczna tajemnica.
Gdy zakopane przed laty sekrety zaczynają stopniowo wypływać na wierzch, to, co do tej pory wydawało się prawdą, zacznie wzbudzać w Naomi coraz większe wątpliwości. Czy to na pewno ON ją zaatakował...?
"W gąszczu kłamstw" ma niemal wszystko, co cenię sobie w tym gatunku. Specyficzny małomiasteczkowy klimat, nieco oniryczną aurę, czasowe przeskoki oraz motyw kryminalnego podcastu. Przyznam jednak, że nie jest to typ lektury, która wciąga i pochłania od samego początku. Ze względu na dość mało dynamiczną, momentami wręcz mozolną akcję, dobrą chwilę zajęło mi "wgryzienie" się w tę historię. Z drugiej jednak strony, to chyba właśnie przez to, przez ten pozorny spokój, nagłe zwroty akcji wybrzmiewały jeszcze bardziej. A jeśli już o nich mowa...
Marshall bezsprzecznie trzeba oddać to, iż wie, jak skutecznie wprowadzić czytelnika w osłupienie. Natężenie końcowych plot twistów, które pojawiają się jeden za drugim, dosłownie zwala z nóg. Łącznie z tym finalnym, który splata poszczególne fragmenty w spójną, przemyślaną całości. Ta historia idealnie obrazuje fakt, iż kłamstwo nie ma terminu ważności. Że nawet po wielu latach może nieść za sobą tragiczne w skutkach konsekwencje.
To jak, odważycie się wkroczyć w pełen mroku gąszcz oraz zmierzyć się z czyhającymi tam potworami? Obiecuję, że naprawdę będzie warto!
Do lasu weszły wówczas TRZY dziewczyny.
Od tamtego dnia minęły przeszło DWIE dekady.
Ale wciąż łączy je ta JEDNA mroczna tajemnica.
Gdy zakopane przed laty sekrety zaczynają stopniowo wypływać na wierzch, to, co do tej pory wydawało się prawdą, zacznie wzbudzać w Naomi coraz większe wątpliwości. Czy to na pewno ON ją zaatakował...?
"W gąszczu kłamstw" ma niemal wszystko,...
Jedna wielka fortuna.
Jedna niespodziewana śmierć.
Jeden tajemniczy list.
I liczne wskazówki, które pozostawiła po sobie babcia Lily.
Czy dziewczynie uda się rozwikłać je wszystkie? I wygrać wyścig nie tylko z nieubłaganie upływającym czasem, ale i... innymi polującymi, skutecznie depczącymi jej po piętach?
Po przeczytaniu tej pozycji, mimo iż nie należę już do grupy docelowej, mam w głowie wyłącznie jedną myśl - ależ to się dobrze czytało! Bezsprzecznie potrzeba więcej takich tytułów na naszym wydawniczym rynku.
"Polowanie na fortunę Rosewoodów" to czysta rozrywka w najlepszym tego słowa znaczeniu. Mackenzie Reed za pomocą lekkiego, nasyconego humorem pióra serwuje nam mnożące się zagadki, wymagające analizy łamigłówki i pościg za nieokreśloną fortuną. A do tego wszystkiego dochodzi wciągająca bez reszty, niepozwalająca na chociażby chwilową nudę akcja oraz sceny rodem z najlepszych hollywoodzkich filmów sensacyjnych. Cóż, ta pozycja wręcz prosi się o przeniesienie na wielkie ekrany.
W tle tej wywołującej szybsze bicie serca gonitwy autorka skutecznie przemyca skomplikowane międzyludzkie relacje, takie jak chociażby pełne zawirowań przyjaźnie, liczne rodzinne nieporozumienia oraz złożone miłosne rozterki. Tym samym subtelnie uzmysławia, że dobra materialne, w porównaniu z łączącymi nas z innymi prawdziwymi więziami, są tak naprawdę niewiele warte.
To jak, macie ochotę dołączyć do wypełnionego emocjami oraz tajemniczymi wskazówkami wyścigu, którego zwycięzca opływał będzie w wielką fortunę? Ze swojej strony obiecuję Wam pierwszorzędną zabawę!
Jedna wielka fortuna.
więcej Pokaż mimo toJedna niespodziewana śmierć.
Jeden tajemniczy list.
I liczne wskazówki, które pozostawiła po sobie babcia Lily.
Czy dziewczynie uda się rozwikłać je wszystkie? I wygrać wyścig nie tylko z nieubłaganie upływającym czasem, ale i... innymi polującymi, skutecznie depczącymi jej po piętach?
Po przeczytaniu tej pozycji, mimo iż nie należę już do grupy...