-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel9
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant8
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Powieści historyczne to chyba jedne z tych lepszych, wam powiem. Życie pisze tyle ciekawych scenariuszy... a ile już ich napisało! Ileż niewiarygodnych, świetnych, prawdziwych opowieści przepada i odchodzi w zapomnienie... ale też ile takich wydarzeń wciąż możemy poznać. Historie jednostek, które kiedyś brały udział w wydarzeniach, o których uczymy się na lekcjach... ale dziś słyszymy tylko uogólnienia, nie wchodzimy w szczegóły, nie poznajemy każdego człowieka, bo nie jesteśmy w stanie. I tyle wspaniałych życiorysów przepada. Ale warto się cieszyć, gdy jakiś ciekawy zostanie wyłowiony z odmętów dziejów... Na przykład ten Małgorzaty Szczerbińskiej. Ta to dopiero miała w życiu... interesująco.
Właśnie ma stanąć na ślubnym kobiercu, kiedy to wybucha wojenna zawierucha. Mamy rok 1914, na Orleanach zbierają się Legiony Piłsudskiego, by wyruszyć na Kielecczyznę... A narzeczony Małgorzaty wyrusza razem z nimi. Tej to zdecydowanie nie w smak. Oj, zdecydowanie... Dlatego wyruszy za żołnierzami, by trwale uszkodzić swego niedoszłego małżonka. A jej złość i determinacja nie będą miały sobie równych.
Wojciech Lubawski jest prezydentem Kielc, a Tomasz Natkaniec dziennikarzem. Razem dzięki pasji odnaleźli dzienniki Małgorzaty Szczerbińskiej... i napisali na ich podstawie powieść. Przezabawną, ciekawą, wciągającą i szaloną. Przygody głównej bohaterki dostarczają tyle wrażeń, że można by nimi wykarmić wielodzietną rodzinę - plus realia, pędzące w równie gorącym tempie, które dzięki tej książce wielu lepiej pozna i zrozumie. Pięknie.
Wielką zaletą tej książki jest sposób, w jaki została napisana. Autorzy przedstawiają prawdziwe wydarzenia lekko, zabawnie i z polotem, często dodając swoje komentarze i przypominając, że to wciąż w głównej mierze fakty, a nie literacka fikcja, w co aż nie chce się wierzyć. Czyta się to błyskawicznie, niejednokrotnie uśmiecha, podśmiewuje i ciągle jest się pod wrażeniem treści.
A gdy się zaczyna lekturę, świat przestaje istnieć. Przebywa się wtedy w 1914 roku i tylko przygody Małgorzaty Szczerbińskiej zaprzątają umysł. Mamy tu masę ciekawych bohaterów, miażdżąco zaskakujących momentów, pędzących na łeb na szyję wydarzeń, które to dobitnie pokazują, że życie pisze najlepsze scenariusze.
Nie można też zapomnieć o tytułowej Małgorzacie, której determinacja i mocny charakter stanowią podstawę książki. O takich postaciach chce się czytać! Z jednej strony aż nie dowierza się w to, co się tam dzieje, ale to wszystko jest tak zajmujące, intensywne i dobrze napisane, że rozdziały uciekają przez palce! A o zakończeniu to się po prostu nie wypowiem, bo niszczy i rozwala na kawałki wszystko dookoła... Boom! I już człowieka nie ma...
Mam nadzieję, że Wojciech Lubawski i Tomasz Natkaniec nie spoczną na jednej książce i gdzieś jeszcze znajdą jakąś historię, którą przekształcą w kolejną tak przedobrą, niesamowitą powieść jak Małgorzata idzie na wojnę. A jeśli tak się nie stanie, to obstawiam, że może we mnie wstąpić Gosia Szczerbińska. I nie... to nie są groźby. Na razie ostrzeżenia. Tak więc... czekam na następny tytuł!
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/
Powieści historyczne to chyba jedne z tych lepszych, wam powiem. Życie pisze tyle ciekawych scenariuszy... a ile już ich napisało! Ileż niewiarygodnych, świetnych, prawdziwych opowieści przepada i odchodzi w zapomnienie... ale też ile takich wydarzeń wciąż możemy poznać. Historie jednostek, które kiedyś brały udział w wydarzeniach, o których uczymy się na lekcjach... ale...
więcej mniej Pokaż mimo to
Trylogia o mrocznym miasteczku Engelsfors autorstwa skandynawskiego duetu - Matsa Strandberga i Sary B. Elfgren, zawładnęła mną już rok temu, kiedy to czytałem tom pierwszy, Krąg. Trochę czasu już minęło, ale moje odczucia co do tej historii ani trochę się nie zmieniły. A po lekturze Ognia są jeszcze silniejsze. Bo Strandberg i Elfgren dalej zachwycają, zaskakują i niszczą czytelników historią, którą kreują. Ze świecą szukać pozycji, które pochłaniają w równym stopniu, co te o Engelsfors.
Od wydarzeń z poprzedniego tomu minęło kilka tygodni - Wybrańcy mają przed sobą kolejny rok nauki w liceum. Wiedzą już, kim są, i co je czeka. I mają też świadomość, że spokój, który chwilowo zapanował, nie potrwa długo. Bowiem to, co spotkało ich wcześniej, było zaledwie początkiem. Jednak młode czarownice dalej nie znają do końca swych mocy... ani siebie nawzajem. Co więc je czeka, gdy demony ponownie zaatakują? A może te istoty... już to zrobiły?
Podczas czytania Ognia wracają uczucia, które towarzyszyły podczas czytania Kręgu. Znowu wydarzenia śledzi się z niesłabnącą ekscytacją, czasem przez ciało przebiegnie dreszcz, w głowie kołatają dramatyczne myśli i chęci, by już wiedzieć, co dalej. Książka jest dość ciężka (bo 700 stron po pewnym czasie przestaje ważyć tyle, co piórko), ale wbrew pozorom nie trzymanie jej jest trudne, a... odłożenie jej. Niestety, człowiek spać musi.
Strandberg i Elfgren tworzą dodatkowo uzależniających bohaterów, a ściślej bohaterki. Mamy tu kilka dziewczyn i żadna nie jest debilką, żadnej nie ma się ochotę wystrzelić w kosmos, żadna nie doprowadza człowieka do białej gorączki. A o to w młodzieżówkach ciężko. Tutaj każda ma swój świat, swoje problemy, przemyślenia i charakter, własną moc. Historia każdej z osobna byłaby już niesamowicie ciekawa, a połączenie tego wszystkiego, to po prostu bomba, która wybuchnie, gdy tylko otworzycie książkę.
Autorzy w dalszym ciągu kreują doskonałą, wciągającą akcję, różnorodnych, zostających w pamięci bohaterów, intrygującą i mroczną aurę oraz co chwilę zaskakują. Krąg i Ogień to jedne z najlepszych książek dla młodzieży, jakie czytałem. Thrillery z elementami magicznymi, które pochłoną każdego - nie tylko tych '-naście'. Jeśli autorzy nie zawiodą w ostatniej części, to cóż... będziemy mieli trylogię (prawie)doskonałą.
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/
Trylogia o mrocznym miasteczku Engelsfors autorstwa skandynawskiego duetu - Matsa Strandberga i Sary B. Elfgren, zawładnęła mną już rok temu, kiedy to czytałem tom pierwszy, Krąg. Trochę czasu już minęło, ale moje odczucia co do tej historii ani trochę się nie zmieniły. A po lekturze Ognia są jeszcze silniejsze. Bo Strandberg i Elfgren dalej zachwycają, zaskakują i niszczą...
więcej mniej Pokaż mimo to
"DROBNA UWAGA
Na pewno umrzecie."
Lubię trafiać na dobrą literaturę. Takowa daje mi wiarę w ludzkość. Umacnia. Sprawia, że Ziemia staje się lepszym i piękniejszym miejscem. Nawet jeśli sama książka o rzeczach pięknych nie mówi. Złodziejko książek! Podziękuj Zusakowi, że tchnął w ciebie życie. Ja sam mu za to bardzo dziękuję.
Historia przedstawiona przez australijskiego pisarza to opowieść o Liesel Meminger, niemieckiej dziewczynce, której przyszło żyć w bardzo trudnych czasach. Zdecydowanie nie dla małych dziewczynek. W rodzinie zastępczej ma ciężko. Przeżywa stratę brata i pożegnanie z mamą, zapoznaje się z otoczeniem. Jednak nowi rodzicie bardzo ją kochają (mimo iż matka okazuje to na swój sposób). Liesel znajduje oparcie w swoim przyjacielu Rudym... oraz książkach. Pierwszą ukradła na pogrzebie brata. Drugą z płonącego stosu... A o reszcie przekonacie się sami.
Życie nawet w Molching, miasteczku pod Monachium, nie jest spokojnie. Tak jak wszędzie w nazistowskich Niemczech. Jednak wybuch II wojny światowej czyni je jeszcze bardziej nieprzyjaznym. Oprócz wieści z frontu z czasem docierają również naloty... a wraz z nimi śmierć. Narrator naszej książki. Dbający, by historię złodziejki książek usłyszeli wszyscy.
"Stali na Münchenstrasse.
Inni ich mijali lub przepychali się do przodu.
Patrzyli na Żydów pędzonych drogą jak na katalog kolorów. To nie złodziejka książek wymyśliła to określenie, lecz ja. Tak właśnie wyglądali przed śmiercią. Niebawem będą mnie witać jak ostatniego dobrego przyjaciela, z dymiącymi kośćmi i porzuconymi duszami."
Uważam Złodziejkę książek za powieść niezaprzeczalnie dobrą i wartościową. Dlatego może najpierw rozprawię się z mankamentem, który doskwierał mi w trakcie czytania. Śmierć jako narrator to pomysł genialny. Doceniam go ponad wszystko. Jednak śmierć jest śmiercią. Nie kucykiem. Nie można z niej zrobić przyjaciela sierot i uciśnionych. Po prostu nie. A tak tu się stało.
Mimo to powieść Zusaka jest piękna. To nie historia II wojny światowej. Mamy przed sobą wspaniałą opowieść o przyjaźni i człowieczeństwie, o życiu i o śmierci, o dziewczynce zwykłej i szczególnej jednocześnie, o jej miłości i o jej książkach. Przejmująca, wartościowa i wielowymiarowa.
W Złodziejce książek liczy się wszystko, i wszystko jest tu piękne. Oprócz treści mamy tutaj jeszcze sposób pisania. Uwagi narratora skierowane do nas, przerywniki, wyróżnione fragmenty. Zusak trochę bawi się formą, urozmaica, czasem dodaje grafiki. Zdarzają się rysunki Trudy White. Powieść się nie ciągnie... Oprócz samej historii uwagę co chwilę przykuwa coś. Coś tu, coś tam. Nie rozpraszające coś. Coś wpasowane idealnie. Coś nadające tej książce kolejny plus, czyniące ją jeszcze bardziej wyjątkową.
Nie wiem, czy dobrze opisałem Złodziejkę książek. Prawdopodobnie nie. I prawdopodobnie nigdy tego nie zrobię. Bo o naprawdę wartościowej literaturze ciężko się pisze. Można zachwalać, w nieskończoność wymieniać plusy i mocne strony... Jednak nigdy nie będzie to wystarczająco. By zrozumieć w pełni moje słowa, trzeba tę książkę przeczytać. I mam nadzieję, że wy to zrobicie, jeśli jeszcze ze Złodziejką książek nie mieliście styczności.
"Wy oszuści, pomyślała.
[...] Patrzcie na moje rany. Patrzcie na zadrapania. Widzicie, jaka jestem podrapana od środka? Widzicie, jak te wewnętrzne rany mnie zżerają? Nie chcę już fałszywych nadziei. Nie chcę się modlić za życie Maksa ani Aleksa Steinera.
Bo ten świat nie zasługuje na takich ludzi."
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/
"DROBNA UWAGA
Na pewno umrzecie."
Lubię trafiać na dobrą literaturę. Takowa daje mi wiarę w ludzkość. Umacnia. Sprawia, że Ziemia staje się lepszym i piękniejszym miejscem. Nawet jeśli sama książka o rzeczach pięknych nie mówi. Złodziejko książek! Podziękuj Zusakowi, że tchnął w ciebie życie. Ja sam mu za to bardzo dziękuję.
Historia przedstawiona przez australijskiego...
Uwaga! Książka może wywołać nagłe i nieoczekiwane parskanie, plucie, niepokojące chichranie lub nawet dławienie się ze śmiechu. Czytanie w miejscach publicznych mocno niewskazane.
Salomea Klementyna Przygoda - dwadzieścia pięć lat, ruda burza włosów, lekkie problemy z koordynacją ruchową, bujne życie rodzinne: tatko mentalnie w osiemnastym wieku, matka twierdząca, że w córce drzemie niezmierzony seksapil, który trzeba wyeksponować i braciszek Niedaś, fan Warcrafta (KILNIJ GADA!, FORR DE HORRD!), średnio bystry, leń i społeczna zakała. Aby zatrzymać przy sobie resztkę zdrowych zmysłów, Salka ucieka z rodzinnego miasteczka do Wrocławia. Niestety na stancji przy Lipowej 5 znajduje zmierzłą osiemdziesięciolatkę (a potem jeszcze jedną... i jedną), tajemnicze szepty w telefonie i kilka guzów od zbyt niskiego stropu. Przyplątał się też Roy Keane, uwielbiająca wafelki papuga. Ale jakoś da się z tym żyć! Gorzej natomiast, gdy rodzony brat próbuje cię utopić i wrzuca do Odry. Wtedy sprawy zaczynają się komplikować... Tak się przynajmniej wydaje, bo niedługo wszyscy poznają prawdziwe znaczenie słowa "komplikacja". Kąpiel w Odrze nie będzie bowiem jedyną przygodą - nomen omen - Przygody, o czym przekonacie się, czytając książkę Marty Kisiel!
Nomen Omen ujrzało światło dzienne jakoś w lutym i zyskało spory rozgłos, który echem odbija się do dziś. I naprawdę się temu nie dziwię, Marcie Kisiel udało się bowiem popełnić zabójczo dobrą powieść (hm... dosłownie zabójczą), w której absolutnie nie ma się do czego przeczepić. Elementy komediowe sprowadziły mnie do trzęsącej się istoty, leżącej na dywanie i wydającej z siebie jedynie dziwne kwiki, a część fantastyczno-kryminalno-mroczna sprawiła, że bawiłem się jeszcze lepiej i pochłaniałem rozdziały w błyskawicznym tempie. Lekcja historii zwieńczona krótką wyprawą do niemieckiego Breslau już w ogóle zaklepała mnie jako w pełni oddanego fana tej pozycji!
To dopiero druga książka Marty Kisiel, jednak jej warsztat pisarski jest pierwsza klasa. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, wydarzenia opisane są tak przystępnie i obrazowo, że od razu wpadają do głowy i tworzą najlepszą produkcję filmową, bo nie dość, że z fantastyczną scenerią, to jeszcze z oryginalną i ciekawą fabułą oraz pędzącą akcją, a także gamą świetnych, zapadających w pamięć bohaterów! Doprawdy, drugiej tak charakterystycznej i zabawnej zgrai nigdzie nie znajdziecie! Oczywiście przewodzi Salka, którą uwielbiam równie mocno jak całą książkę, jednak reszta również zyskała sobie moją nieposkromioną sympatię i wyczekuję momentu, w którym będę mógł ponownie się z nimi zobaczyć.
Z tą książką jest trochę jak z czekoladą - otwierasz podekscytowany, zaczynasz się delektować pierwszą kostką, jednak wkrótce pojawiają się kolejne i kolejne, a ty nie możesz zaprzestać konsumpcji i tak oto w oka mgnieniu znika cała tabliczka, zdecydowanie zbyt szybko, pozostawiając po sobie ogromny niedosyt, ale jednocześnie niesamowicie przyjemny smak, którego wspomnienie utrzymuje się jeszcze przez długi czas...
Ta wybuchowa mieszanka, którą jest Nomen Omen, to wprost idealna lektura. Co prawda nie daje spokoju, nie pozwala się oderwać i zaprząta myśli przez wiele dni, jednak jest tego warta. Takiej opowieści nie znajdziecie nigdzie indziej, więc bez chwili wahania sięgajcie po ten tytuł, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście! I niech Przygoda będzie z wami!
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/
Uwaga! Książka może wywołać nagłe i nieoczekiwane parskanie, plucie, niepokojące chichranie lub nawet dławienie się ze śmiechu. Czytanie w miejscach publicznych mocno niewskazane.
Salomea Klementyna Przygoda - dwadzieścia pięć lat, ruda burza włosów, lekkie problemy z koordynacją ruchową, bujne życie rodzinne: tatko mentalnie w osiemnastym wieku, matka twierdząca, że w...
Co roku pierwszego sierpnia w mediach wrze. Do telewizji zapraszani są ludzie, którzy będą mówić o dobrych i złych stronach powstania warszawskiego, bo podobno się na tym znają. Prowadzone są jakieś debaty i audycje, które nikogo nie obchodzą, a księgarskie półki zapełniają publikacje poświęcone temu zrywowi narodowościowemu, napisane przez ludzi, którzy też niby są od tego tematu ekspertami. I w ten oto sposób co roku wybuchają kontrowersje i kłótnie, czy powstanie było dobre/złe, potrzebne czy nie, bohaterskie/głupie, i tak dalej... Tworzy się wokół tego wydarzenia - którego uczestnikom, bez względu na zapatrzenia, powinno się oddać szacunek - zupełnie niepotrzebny szum. Bo my Polacy mamy to do siebie, że często przy okazji omawiania różnych aspektów historii (szczególnie tych mniej dla Polski korzystnych) nas ponosi, i powstanie warszawskie to właśnie jedna z tych drażliwych kwestii, o której w towarzystwie lepiej mówić z ostrożnością. A wydaje mi się, że czasem dobrze byłoby nieco wyluzować i spojrzeć na miesiące 1944 roku spokojniej. Teatr Le Bourdelle Artistique przedstawia Gorączkę powstańczej nocy - komedię omyłek, absurdalną i zabawną, która zdecydowanie przyda się Polakom.
W rolach głównych występują: Ryan Gosling, Robert Więckiewicz, Bazyliszek, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Metro Warszawskie, Tęcza z placu Zbawiciela i gromada hipsterów. Podróże w czasie, walki czarodziejów, zamienianie w kamień i trafne spostrzeżenia gwarantowane.
Gorączka powstańczej nocy to scenariusz teatralny, który pierwszy raz został wystawiony na scenie 1 sierpnia 2013 roku w Teatrze Warsawy. W tym roku miał on swoją premierę w postaci książeczki, i dobrze, bo pewnie gdyby nie jej wydanie, to nigdy bym o kabarecie Pożar w Burdelu nie usłyszał. A dzieło to dostarczyło mi naprawdę przedniej rozrywki, bo i się pośmiałem, i przemyślałem kilka spraw. Oprócz tekstu mogłem oglądać również grafiki Jacka Szewczyka, którymi cała Gorączka... jest usiana. Od strony technicznej książka prezentuje się ładnie i porządnie, zaś w środku czeka na was specyficzna i absurdalna historia, która powinna się spodobać, jeśli tylko otworzycie się na ten rodzaj sztuki i gotowi jesteście spojrzeć na powstanie warszawskie z dystansem... I również na to, co dzisiaj się wokół niego dzieje. I nie mówię tu tylko o tym, co zaznaczyłem we wstępie, ale również o postawie "mam kotwicę w tle na fejsbuku, bo to modne i to świadczy, że jestem patriotą". A wcale nie świadczy. Ale jest śmieszne - oczywiście do momentu, kiedy zauważasz takich ludzi więcej, i ten śmiech staje w gardle.
"Jestem pierwszy raz w Muzeum Powstania i od razu mam ochotę nakleić sobie na aucie naklejkę "Pamiętamy". Choć nic nie pamiętam."
Na początku ta opowieść wydała mi się trochę dziwna, bezsensowna, ale z czasem jej styl zaczął do mnie przemawiać, a poszczególne wydarzenia łączyły się w zaskakująco spójną i ciekawą całość. Bardzo chciałbym zobaczyć Gorączkę... na scenie, z aktorami i magią teatru. To dopiero musi być przedstawienie! Na razie mam jednak przy sobie scenariusz, w którym zaznaczyłem dużo trafnych lub zabawnych cytatów, który sobie teraz kartkuję i przypominam różne sceny. Na pewno kiedyś jeszcze do niego wrócę, być może w następną rocznicę wybuchu powstania. Myślę też, że można go sobie interpretować na kilka sposobów, i to jest w nim fajne. Ja za pierwszym razem trochę się pośmiałem, pouśmiechałem, na kilka rzeczy zwróciłem uwagę. A za kolejnym razem może zauważę coś, co teraz umknęło mi między wierszami.
Chociaż jest to w miarę prosta i zabawna komedia, to jednak przez temat, jaki porusza i w jaki sposób to robi, mam ochotę zatrzymać ją u siebie na półce i w przyszłości do niej wrócić. A już szczególnie zobaczyć ten utwór w teatrze. Jeśli lubicie komedie omyłek, absurdalne historie i nie straszna jest wam forma scenariusza, w jakiej ta książeczka jest napisana, to jak najbardziej polecam. Krótka, bo krótka, ale mi przypadła do gustu i być może wam też się spodoba. Uważam, że przy okazji następnej rocznicy wybuchu, zamiast po kolejną biografię kolejnego powstańca, warto sięgnąć właśnie po tę pozycję.
"Ta kobieta jest opętana historią. A więc to ona porywała dzieci. Musimy zrobić egzorcyzmy. Wyjmijcie ajpody. Przyłóżmy jej do ciała. I "Gazetę Wyborczą". I "Wysokie Obcasy"..."
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/
Co roku pierwszego sierpnia w mediach wrze. Do telewizji zapraszani są ludzie, którzy będą mówić o dobrych i złych stronach powstania warszawskiego, bo podobno się na tym znają. Prowadzone są jakieś debaty i audycje, które nikogo nie obchodzą, a księgarskie półki zapełniają publikacje poświęcone temu zrywowi narodowościowemu, napisane przez ludzi, którzy też niby są od tego...
więcej mniej Pokaż mimo to
"W Nowym Jorku mogła zostać kimkolwiek zechce. To było wielkie miasto - właściwe miejsce dla wielkich marzycieli, którzy musieli zabłysnąć".
Evie O'Neill nigdy nie pasowała do Zenith w Ohio, gdzie się wychowała. To dla niej zbyt małe miasto. Z ludźmi, których myślenie nie dorosło jeszcze do nowoczesnej epoki. Dla Evie życie tam to męczarnia - ona pragnie cieszyć się młodością, imprezować do białego rana i nie mieć żadnych ograniczeń. Gdy zostaje przez rodziców wysłana do wuja do Nowego Jorku nie może w to uwierzyć - wielkie miasto, gdzie niemożliwe staje się możliwym. Miasto, które nigdy nie śpi. Gdzie można zostać gwiazdą. Tam zaczyna się prawdziwe życie!
Jednak gdy przybywa na miejsce, miastem wstrząsają brutalne zbrodnie. Krwawe, z dziwną symboliką. Przypominają jakieś rytuały. Jej wuj, właściciel Muzeum Amerykańskiego Folkloru, Przesądów i Wiedzy Tajemnej, zostaje poproszony o pomoc w śledztwie. Evie chce pomóc. Wie bowiem, że może. Ma pewien dar, który przydałby się w złapaniu mordercy... Sprawa jest jednak o wiele bardziej niebezpieczna, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Nowy Jork, lata 20. XX wieku. Stare księgi, tajemne bractwa, mroczne tajemnice, niecodziennie umiejętności, fanatyczne przekonania i wyścig ze śmiercią. Lub czymś znacznie gorszym. Jesteście gotowi?
Trochę z lekturą Wróżbiarzy zwlekałem i swoje ta pozycja musiała na półce odczekać, ale tak... Wreszcie przeczytałem! Skończyłem ją w zeszłym tygodniu i moje emocje już trochę opadły, więc mogę spokojnie powiedzieć wam kilka słów na jej temat. Słów oczywiście pozytywnych, bo przy książce tak dobrej inaczej sobie nie wyobrażam!
Po przeczytaniu Wielkiego Gatsby'ego na chwilę opuściłem Nowy Jork i lata 20., jednak dzięki Libbie Bray znów mogłem poczuć niepowtarzalny klimat tej epoki, odwiedzić to miasto i oczyma wyobraźni doświadczyć wielkich, niezapomnianych imprez, rewii oraz przedstawień. Fitzgerald tworząc swoją powieść miał to szczęście, że żył w czasach i miejscu, które opisywał - autorka Wróżbiarzy nie pochodzi z tamtych lat, udało jej się jednak odtworzyć wszystko tak realistycznie i interesująco, jakby kiedyś naprawdę tam była. Czytając tę książkę nie mogłem oderwać się od opisów Nowego Jorku, jego złożoności i różnorodności oraz niepowtarzalnej atmosfery. Libba Bray daje nam poznać to miasto z wielu perspektyw, sprawia, że czujemy się, jakbyśmy naprawdę spacerowali jego ulicami i widzieli na własne oczy wszystko to, co widzą bohaterowie.
Jednak sam czas i miejsce akcji to jedno, dochodzi bowiem do tego sprawa morderstw i nutka magii. Dreszczyk emocji nie raz i nie dwa daje się poczuć, a wszystkie paranormalne aspekty tylko podkręcają klimat tej książki. Całości dopełnia barwna plejada bohaterów - ja wspominałem na razie tylko o Evie, jej przyjaciółce i wuju, wszystkich postaci jest tam jednak o wiele więcej. Każdy coś do książki wnosi i bez niego Wróżbiarze nie byliby już tym samym. Polubiłem Evie za jej upór, odwagę i charakterek, ale to nie tylko ona jest w tej powieści świetnie wykreowaną, dającą się lubić postacią - znajdziecie ich tam o wiele więcej i z pewnością do nie jednego zapałacie sympatią.
Jedynym minusem, który mogę tej powieści zarzucić, jest czasem zbytnie rozwlekanie akcji. Już rozdział się kończy, zapowiada się na coś arcyciekawego, wreszcie, wreszcie... A tu kolejne strony bez żadnego przełomu. Nie raz tak było i choć mi jakoś szczególnie to nie przeszkadzało, to zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób może to być powód do irytacji, bo można lubić takie trzymanie w niepewności, ale nie, jeśli przeciąga się ono w nieskończoność.
I co tu jeszcze dużo mówić, Wróżbiarze to bardzo dobra książka, która - jak widać - przypadła mi do gustu. Polubiłem pióro Libby Bray, jej opisy Nowego Jorku, klimat powieści, bohaterów i fabułę. Jest to zdecydowanie jedna z lepszych książek, jakie przeczytałem w tym roku. Autorka miała bardzo ciekawy pomysł i świetnie go wykorzystała - czego chcieć więcej? Chyba tylko kolejnej części!
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/
"W Nowym Jorku mogła zostać kimkolwiek zechce. To było wielkie miasto - właściwe miejsce dla wielkich marzycieli, którzy musieli zabłysnąć".
Evie O'Neill nigdy nie pasowała do Zenith w Ohio, gdzie się wychowała. To dla niej zbyt małe miasto. Z ludźmi, których myślenie nie dorosło jeszcze do nowoczesnej epoki. Dla Evie życie tam to męczarnia - ona pragnie cieszyć się...
Moja fascynacja Dorotą Masłowską w ostatnim czasie oscylowała już wokół delikatnej obsesji. Oglądałem z nią każdy wywiad, pochłaniałem każdą myśl i każde słowo, na mojej playliście bez przerwy leciała jakaś jej piosenka z albumu Społeczeństwo jest niemiłe. Gdy tylko dostałem w swoje ręce jej najnowszą książkę - Jak zostałam wiedźmą, to nie było innej opcji, jak tylko rzucić wszystko inne w kąt i zacząć czytać, zanurzyć się w świecie tej przedziwnej opowieści i rozkoszować pięknością i specyficznością języka polskiego, którym posługuje się pisarka...
A jest to opowieść o... Właściwie ciężko określić, o czym. Mógłbym się tu rozpisywać na temat fabuły, jej złożoności, różnych wydarzeń, ale... po co? Myślę, że najlepiej przedstawi wam to pierwsza strona:
Posłuchajcie, moje dzieci, tej długiej opowieści
o... o wielu różnych rzeczach. Trudno do końca określić
jakich.
Są książki o smokach, o królewnach, o kotach,
ale to jest książka o... o różnych kłopotach,
w które chłopiec pewien popadł, co raz się wybrał do teatru,
i o dziewczynce, i o koniku, co jeździć nie lubił, a stać owszem, bardzo,
a niby w szprychy roweru w tę historię się wplątały
jeszcze wiedźmy, sępy i zupełnie inne sprawy,
więc po prostu zaczynajmy, zanim wszystko wam wyjawię.
Co to za historia straszna, zaraz samo się okaże.
Jak zostałam wiedźmą urzekło mnie już przed przeczytaniem. Wydawnictwo Literackie nagrało bowiem serię filmików, na których autorka czyta fragmenty swojej książki (filmik numer 1). Uwielbiam wsłuchiwać się w głos Doroty Masłowskiej, więc wszystkie nagrania widziałem kilka razy i po prostu nie mogłem doczekać się premiery. I nie zawiodłem się. Warto było kupić i przeczytać ten tytuł - bo jest on jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy ponad wszystko. Oprócz samej historii zwraca również uwagę na różne ważne sprawy - zagrożenia, jakie czyhają na dzieci w dzisiejszym nowoczesnym świecie XXI wieku (że nie są bezpieczne nawet w snach), jak to ludzie pożądają ciągle więcej, więcej i więcej, bo nieustannie wydaje im się, że mają za mało, za mało, za mało... lub o tym, że dzisiaj już mało rzeczy nas może zaskoczyć i dać radość, bo wszystkim jesteśmy już znudzeni. Jak zostałam wiedźmą to przenikliwy obraz rzeczywistości - ukazanej może i trochę w krzywym zwierciadle, przy pomocy wiedźmy, czarów i sępów, jednak uderzająco prawdziwej - a to wszystko w najlepszym stylu Doroty Masłowskiej - "choreografki słów i wokalistki myśli".
Książka oprócz tekstu posiada również ilustracje Marianny Sztymy - które nie wszystkim przypadną do gustu, bowiem ich styl jest inny, bardzo specyficzny - czyli taki, jak cała ta pozycja, której podtytuł głosi: Opowieść autobiograficzna dla dorosłych i dzieci. I z tym drugim to bym się nie do końca zgodził. Bo nie jest to raczej książka dla dzieci, nawet jeśli każdą stronę wypełniają rysunki. Jak zostałam wiedźmą nada się przede wszystkim dla rodziców i tej nieco starszej, dojrzalszej młodzieży. Dziecko pozna opowieść o wiedźmie, która raczej będzie dla niego ciężka w przyswojeniu i za dużo z niej nie wyniesie, myśląc jeszcze, że to wcale fajne nie było i lepsze rzeczy można znaleźć. Nie mówię też, że każdy dorosły będzie tą pozycją zachwycony. Trzeba bowiem styl Masłowskiej nieco znać i go lubić lub otworzyć się na nowe, specyficzne doznania związane z językiem polskim, jakie ta pani nam serwuje.
Mnie najnowsze dzieło Doroty Masłowskiej utwierdziło w przekonaniu, że ma ona wiele mądrego do przekazania ludziom i że robi to w najlepszy z możliwych sposobów. Bawi się słowem, kreuje abstrakcyjne i komiczne sytuacje i dostarcza czytelnikowi jednocześnie ucztę i rozluźnienie dla umysłu. Nie znać Masłowskiej to wstyd. Więc go sobie nie róbcie - i poznajcie jej twórczość, żeby mieć o niej chociażby własne zdanie.
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com
Moja fascynacja Dorotą Masłowską w ostatnim czasie oscylowała już wokół delikatnej obsesji. Oglądałem z nią każdy wywiad, pochłaniałem każdą myśl i każde słowo, na mojej playliście bez przerwy leciała jakaś jej piosenka z albumu Społeczeństwo jest niemiłe. Gdy tylko dostałem w swoje ręce jej najnowszą książkę - Jak zostałam wiedźmą, to nie było innej opcji, jak tylko rzucić...
więcej mniej Pokaż mimo to
Przeszłość zawsze będzie powracać. To, co już się zdarzyło, definiuje całe życie człowieka. Nie można od tego uciec, bo wspomnienia i tak nas dopadną. Ta sfera tylko pozornie zostaje za nami. Można udawać, że się o niej zapomniało, że już wyparło się ją z pamięci. Jednak zawsze będzie to tylko udawanie. Demony przeszłości będą ścigać człowieka na każdym etapie jego bytowania, a ten uwolni się od nich dopiero w momencie śmierci - choć i to nie jest pewne... Pewna jest tylko przeszłość. Teraźniejszość mija w mgnieniu oka, przyszłość nie jest znana. Natomiast przeszłość stale trwa, nieprzerwana, wieczna, silna. Jedyny w pełni lojalny przyjaciel człowieka. Tylko w jej przypadku masz pewność, że cię nie opuści i że zawsze wróci. Choćbyś nie wiadomo jak daleko uciekał i jak głęboko chciał się schować...
Rykusmyku to małe miasteczko. Ciche, spokojne, stare zadupie. Jest ratusz, rynek, zabytkowy kościół... jest też zamek. Zamek skrywający tajemnicę, z którą związana jest cała miejscowość. Wszyscy żyją w cieniu sekretu, który od wieków ukrywa Rykusmyku, nawet jeśli nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Szymon i jego kumple właśnie skończyli szkołę średnią. Przed nimi otworem staje dorosłe życie. Muszą dokonać wyborów, uwierzyć w swoje marzenia, wyruszyć... i zapomnieć o dziurze, jaką było ich miasteczko. Postanawiają więc hucznie zamknąć młodzieńczy etap swojego życia. Pożegnać się z Rykusmyku tak, by wreszcie poza nim odetchnąć pełną piersią, zaczerpnąć powietrza wielkiego świata pełnego wielkich możliwości. Wkradają się do podziemi zamku. Podziemi, które od dziecka przerażały każdego, gdzie nikt nie odważył się wejść dalej niż na parę kroków. Tym razem jednak zagłębiają się w sieć tuneli... I wychodzą. By zacząć nowe życie i zapomnieć o tym, co zdarzyło się pod ziemią. By już nigdy do tego nie wracać, by wyprzeć się tych wspomnień, pogrzebać je na zawsze. Jednak gra pozorów nie zmyli przeszłości, która gdy już raz zamieszka w człowieku... to nie rozstaje się z nim. Nigdy.
Historia szczęśliwej ziemi z Rykusmyku stała się mi bardzo bliska po przeczytaniu. Nie dlatego, że utożsamiałem się z bohaterami czy ich przeżyciami, ale po prostu magia tej opowieści - jej klimat i moc, niesamowicie na mnie działają. Już na drugiej stronie odkryłem, że wydarzenia rozgrywają się w dolnośląskim Jaworze, który udało mi się zwiedzić podczas wakacji dwa lata temu. Miałem wtedy taką wędrówkę po zamkach i najważniejszych zabytkach Dolnego Śląska i wtedy z całego serca pokochałem ten przepiękny region, pełen niezapomnianych widoków, malowniczych krajobrazów... i miejsc takich jak Jawor. Małe, trochę brudne i zaniedbane miasteczko, z zamkniętym do zwiedzania, obdartym zamkiem. A jednak miejscowość z duszą, z klimatem, z bogatą historią. Łatwo przywiązuję się emocjonalnie do takich rzeczy i Orbitowskie Rykusmyku dość dobrze zapadło mi w pamięć. Przez to wiedziałem od początku, że Szczęśliwa ziemia będzie wyjątkowa, bo mogłem sobie przypomnieć część lokacji, w których rozgrywała się akcja i przywołać ten niepowtarzalny klimat - przez co jeszcze bardziej zżyłem się z książką.
Ale nawet jeśli Jawora bym nie poznał i w ogóle opisywanych miejsc nie znał (chociaż w innych miastach pojawiających się w książce też byłem i to jest trochę podejrzane, ale mnie się tam podoba), to podejrzewam, że i tak przepadłbym w prozie Orbitowskiego. Bo kreuje on historię w taki sposób, że pochłania się ją w najwyższym stadium zachwytu. Tworzy coś, co zostaje w głowie już na zawsze - aura, wydarzenia, refleksje, jakie przychodzą po przeczytaniu... Chociaż nie, wróć, Szczęśliwej ziemi się nie czyta - ją się przeżywa. Przynajmniej ja tak miałem. Dla mnie lektura tej książki była fantastycznym wydarzeniem, którego długo nie zapomnę - a jeśli zacznę zapominać, to sięgnę po książkę ponownie, bez wahania.
Szczęśliwa ziemia ma wszystko, by przekonać do siebie czytelnika. Ma przede wszystkim tę magię, niepowtarzalną, zarezerwowaną tylko dla niej. Jej mroczność pochłania i zagłębia się w człowieku, a mimo to nie dobija, nie zasmuca... po prostu wprawia czytającego w specyficzny stan, wywołuje szereg emocji, w pewnym stopniu też uzależnia od siebie. Wszechogarniający klimat tej książki, mrok przepleciony z tajemniczością, z czymś nieodkrytym, strasznym, jej bohaterowie, wydarzenia i sposób w jaki to wszystko jest przedstawione układa się po prostu w mistrzowską powieść. Powieść, która jest brudna, ale jednocześnie oczyszcza. Która zaczyna się niepozornie, a zostawia czytelnika zmienionego, bogatszego... szczęśliwszego?
+ Książka nominowana do Nike 2013. Nagrody nie zdobyła, ale liczy się też samo wyróżnienie. Może jeśli ktoś Nike się sugeruje... to zachęci go to do przeczytania Szczęśliwej ziemi.
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/
Przeszłość zawsze będzie powracać. To, co już się zdarzyło, definiuje całe życie człowieka. Nie można od tego uciec, bo wspomnienia i tak nas dopadną. Ta sfera tylko pozornie zostaje za nami. Można udawać, że się o niej zapomniało, że już wyparło się ją z pamięci. Jednak zawsze będzie to tylko udawanie. Demony przeszłości będą ścigać człowieka na każdym etapie jego...
więcej Pokaż mimo to