-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać13
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać7
Biblioteczka
2024-02-18
2023-09-27
2023
no nie wiem, wróciłam po raz trzeci, bo nieudany "kot bułhakowa" narobił mi smaka i cieszyłam się tą lekturą tak bardzo, że dopiero w zaawansowanym stadium zorientowałam się, że jakoś dużo mniej mi się podoba. humor i lekkość z początku z czasem dają się znaleźć tylko w fabule i czmychają z języka. i nie wiem, czy to ten schłodzony zachwyt pozwolił mi pierwszy raz na wątpliwość co do zakończenia, w którym jakby... nie wszystko zgadza się z wcześniej opisanymi faktami? a to podobno najbardziej uparta rzecz pod słońcem.
___
2020
Nie wiem, jak zacząć. To jest jednak krępujące, kiedy się stoi przed naprawdę wielką literaturą. Pierwszy raz przeczytałam tę książkę w liceum (podobała mi się) i już wtedy wiedziałam, że jest ona ulubioną wielu osób. Nie tak dawno wymieniłam parę zdań z jedną z nich i narobiła mi smaku na jeszcze jedno podejście. Chociaż to wszystko już znałam, z pasją czytałam o następstwach rozmów z nieznajomymi. Chłonęłam wydarzenia, bohaterów i język. Weszłam w ten świat tak głęboko, że wraz z przeczytaniem ostatniego zdania poczułam nagłą zimną pustkę. Nie mam słów na to, jaka to (nienachalnie!) mądra, czuła i wielka książka. Na 2 h od przeczytania "Mistrza i Małgorzaty" ponownie - tęsknię i wiem, że będę wracać. Oto kolejna książka (poza seriami: o Harrym Potterze, Jeżycjadą i "Alibi na szczęście"), której największą zaletą (czyli naprawdę ogromną, bo tu są same duże zalety) jest fascynujący świat przedstawiony. I wtedy się nie wraca do utworu literackiego, do bohaterów, do języka - wraca się do domu.
(pierwszy raz: 16 l? 2014, drugi: 13 V 2020, trzeci: 27 I 2023,
2023
no nie wiem, wróciłam po raz trzeci, bo nieudany "kot bułhakowa" narobił mi smaka i cieszyłam się tą lekturą tak bardzo, że dopiero w zaawansowanym stadium zorientowałam się, że jakoś dużo mniej mi się podoba. humor i lekkość z początku z czasem dają się znaleźć tylko w fabule i czmychają z języka. i nie wiem, czy to ten schłodzony zachwyt pozwolił mi pierwszy raz na...
2023-09-02
2 IX 2023
wiele odkryć. duża zasługa zmiany formy i siegniecia po czytnik. nowy układ tekstu pozwalał na nowe zachwyty i zaskoczenia. po dziesiątym razie jeszcze mniej mam pomysł, jak wgl ktokolwiek mógłby napisać coś tak genialnego. maestria światów
18 IX 2022
niesłychane. skuszona pytaniami dobrych dusz podliczyłam, ile razy przeczytałam "lalkę". wydawało mi się, że to był siódmy albo ósmy, a był DZIEWIĄTY. jeżu. jak można czytać w kółko to samo? dziewięć razy?? tę samą książkę??? głupota. albo arcypowieść.
-------------
30 XII 2021
ależ to była przeprawa.
w tym roku zaczęłam czytać "lalkę" już w październiku - trochę z przejęcia, a trochę z przekory. z przejęcia, bo odkąd zmieniłam pracę, czytam jak wróbelek i bałam się, że zabraknie mi czasu na ten coroczny powrót do źródła. a z przekory, bo nie wierzyłam, że ta lekturka będzie się ciągnęła trzy miesiące.
cóż. pomyliłam się też w wielu innych sprawach.
w 2021, moim ulubionym roku, codzienną porcję ukochanej książki przyjmowałam na wynos. najczęściej w autobusie o godzinie 5:48. dawka dobrej prozy sączyła się do mózgu przez jakieś 7 min mojej podróży. jak się "lalka" sprawdza jako lektura towarzysząca? nie jest to na pewno bezpieczna przystań. nie zliczę, ile razy (zwłaszcza przy końcu) zaczytywałam się tak zachłannie, że dopiero w ostatniej chwili przypominałam sobie, że to mój przystanek. za krótkie mam podróże na taki styl czytania arcypowieści. tegoroczne odkrycia: 1) przypomnienie, że wiadomość ochockiego zapewne usunęłaby niemy znak zapytania z zakończenia, co jeszcze dodatkowo potwierdza ostatnie zdanie (aż mi wstyd, że po tylu latach pierwszy raz zwróciłam na nie uwagę, do tej pory rozpływałam się nad pierwszym); 2) nie ma w literaturze polskiej piękniejszej sceny umierania oraz że 3) to niepozorne słowo "koniec" jest rozczulające; wiadomo przecież, że w czytaniu "lalki" żadnego końca nie ma.
-----
30 XII 2020
w życiu dużo się zmienia, wszystko się zmienia i cholernie szybko, a mój podziw dla tego dzieła trwa. siódmy raz. trochę smakowanie każdego słowa, trochę czytanie na wyścigi wspomagane audiobookiem. tym razem były zwątpienia, pytania do samej siebie i nawet zarzuty co do obrania tej książki za najbliższą sercu. a później, po wielu, wielu stronach (w tym roku niekiedy zbyt wielu) dotknięcie prawdziwie wielkiego Zakończenia, które wynagradza absolutnie wszystko. skończyłam jakieś 20 min temu zapłakana jak nieszczęście, i teraz pisząc, dalej jeszcze płaczę. może to hormony. a może naprawdę wielka literatura.
tym razem po lekturze mam (oczywiście jak zawsze) kolejny trop interpretacyjny (wiecie, właśnie po to się czyta ukochane książki, żeby tak jak najlepszego przyjaciela poznawać ją na nowo bez tchu). może głównym bohaterem jest tak naprawdę Rzecki? to jego poznajemy od A do Z, to on przeżywa i w dużej mierze opowiada historię Wokulskiego. jest nam przedstawiony niemal od początku i dostarcza najwięcej emocji - od rozbawienia przez znudzenie (któż nie miał ochoty rzucić tej książki właśnie na pamiętniku starego subiekta?) aż po wzruszenie. za rok wymyślę pewnie coś innego. na 2020 wieszajcie psy, ale właśnie u schyłku tego roku zakochałam się w ukochanej książce na nowo.
----------
Jak to jest, że przeczytałam tę książkę piąty raz i dalej się śmiałam w głos i powstrzymywałam łzy wzruszenia czy smutku. Dopiero za 5. (nie ostatnim!) razem zauważyłam, że Wokulski jest cudowny najmniej we fragmentach z rozmowami z panną Izabelą. Mimo to nadal uważam "Lalkę" za książkę życia, arcydzieło Prusa i także po prostu: fenomenalną rzecz.
_________
Sorka od polskiego podyktowała 31 pozycji, nazywając je lekturami, które dobrze byłoby przeczytać w wakacje. Może nie wszystkie, ale "Lalka" jest bardzo obszerna i zazwyczaj długo się ją czyta - powiedziała. A ja jej uwierzyłam. Dwa brązowe tomy w twardych okładkach (nienawidzę twardych okładek) niechętnie położyłam pośród stada innych książek, których przeczytanie zaplanowałam na wakacje.
- To taki straszak - tłumaczyłam innym. Za owego "straszaka" zabrałam się dopiero pod koniec sierpnia, biadoląc przy tym i prawie płacząc z niechęci do powieści. Wówczas nawet przez myśl mi nie przyszło, jak wiele przeżyć może mi ona dostarczyć - śmiałam się, ocierałam łzy, zakochałam się, a dla niektórych postaci wymyślałam niezwykłe riposty.
Stanisław Wokulski jest wysoki, przystojny i go kocham. Ma odmrożone, czerwone dłonie i czterdzieści sześć lat (jak dla mnie wiek nie gra roli). Nonkonformista, urodzony romantyk, inteligentny, uparty, stanowczy, wierny, silny wolą, z poczuciem humoru i mężczyzna idealny. Jego jedyną wadą jest to, że zakochał się w doskonale niewłaściwej kobiecie - zimnej, dbającej o pozory, nudnej, pustej, a do tego ślicznej egoistce, która dodatkowo ma (nie)szczęście wywodzić się z arystokracji. Nie mógł mój Wokulski gorzej trafić. Zakochawszy się w niej, postanawia poruszyć niebo i ziemię, oblecieć kulę ziemską, stanąć na rzęsach - wszystko, byle tylko dostać się do hermetycznego grona znajomych pięknej jaśnie panny Łęckiej. I udaje mu się. Dorabia się niebotycznego majątku, którym z łatwością i właściwą sobie finezją przeciera szlaki, stając się nawet bliskim znajomym księcia. Chodzi do teatru, gra z bankrutem Łęckim w karty, pozwalając mu wygrać, wykupuje jego weksle, srebrny serwis, który arystokrata postanawia sprzedać, by mieć pieniądze na życie, a nawet kamienicę - i to o trzydzieści tys. rubli więcej, niż jest ona warta. Na próżno, bowiem okazuje się, że łatwiej jest założyć spółkę z księciem i jego kumplami niż poruszyć zimne jak lód serce panny Izabeli. Mimo ostrzeżeń swojego przyjaciela - Ignacego Rzeckiego - brnie w to romansidło dalej i w końcu - zdaje się - osiąga cel. Jego bóstwo, jego ukochana, do której się modli i której stawiałby ołtarze, pani jego losów zaszczyca go spojrzeniem raz, drugi, dziesiąty - oczywiście wtedy, kiedy jej się to opłaca. Biedny mój Wokulski, widząc w Izabeli istotę idealną, tańczy, jak mu zagra, buntując się zaledwie kilka razy. Kiedy już najdroższy mój Stach je jej z ręki, panna Łęcka razem z panem Starskim, który jest istną "gwiazdą" damskiego towarzystwa, wylewa na niego kubeł lodowatej wody. Nie wie, do jakiego nieszczęścia może to doprowadzić, bo przecież dla niej Wokulski był i jest "lalką", z którą można zrobić, co się chce, gdy staje się nudna.
"Lalka" jest wspaniałą powieścią. Początkowo zastanawiałam się, dlaczego właśnie taki tytuł, ale z każdą stroną ta kwestia zostawała rozstrzygana. W końcu dostrzegłam, że motyw lalki przewija się od pierwszej do ostatniej strony, i to w różnych kontekstach.
Fabuła jest cudowna. Nieprzeciętna, z zawrotnym tempem i tysiącem nagłych i zupełnie nieoczekiwanych zwrotów. Czytelnik nie ma czasu ani ochoty na nic, czego nie można robić z "Lalką" przed oczyma. Następnym plusem są postacie. Na pierwszym miejscu mój Wokulski, mój i tylko mój, nie rozumiem, jak mogła się w nim nie zakochać ta durna Łęcka. Właśnie owe zdanie może być przykładem na to, jak wyraziści są bohaterowie i że nie sposób nie żywić do nich jakichś uczuć. Wokulskiego się lubi (albo bardzo, bardzo mocno kocha): to człowiek z gołębim sercem, anielską dobrocią i duszą chorobliwego romantyka, Łęckiej się nie cierpi z całego serca: to zimna (za przeproszeniem) suka, a do Rzeckiego nie da się nie uśmiechnąć: to następny romantyk, tyle że mniej porywczy, oraz dobrotliwy staruszek, na zabój zakochany w Napoleonach i nieco słabej w pani Stawskiej. Jego wypowiedzi troszkę przynudzają, są zdecydowanie za długie, ale mają szalenie duży wpływ na poznanie zarówno sympatycznego subiekta, jak i wydarzeń z innej, bo nieobiektywnej strony.
Są dwie wady powieści. Pierwsza: zakończenie. Jeśli już musiało być tak tragiczne i nieszczęśliwe dla mojego przyszłego związku z Wokulskim, to powinno być chociaż trochę bardziej właściwe romantykowi. Miejsce, w którym Stach położył kres naszej wspólnej przyszłości, było owszem, dobre, ale sposób, w jaki tego dokonał, zupełnie mnie rozczarował i zasmucił. Druga: panna Łęcka.
Książkę polecam absolutnie wszystkim, a już na pewno każdemu romantykowi. Uczniowie, nie słuchajcie nauczycieli ani nikogo, kto chce Was zniechęcić nie tylko do tej wspaniałej powieści, ale i do innych lektur. Często jeśli zaczynacie czytać ze złym nastawieniem, to trudno Wam się przestawić i czerpać przyjemność z zapoznawania się z obowiązkowymi książkami.
(pierwszy raz: 6 IX 2012, drugi raz: 27 VIII 2015, trzeci raz: 15 V 2016, czwarty raz: 30 XII 2017, piąty raz: 31 XII 2018, szósty raz: audiobook 19 XI 2019, siódmy raz: 30 XII 2020, ósmy raz: 30 XII 2021, dziewiąty: 18 IX 2022, dziesiąty: 2 IX 2023, jedenasty:
2 IX 2023
wiele odkryć. duża zasługa zmiany formy i siegniecia po czytnik. nowy układ tekstu pozwalał na nowe zachwyty i zaskoczenia. po dziesiątym razie jeszcze mniej mam pomysł, jak wgl ktokolwiek mógłby napisać coś tak genialnego. maestria światów
18 IX 2022
niesłychane. skuszona pytaniami dobrych dusz podliczyłam, ile razy przeczytałam "lalkę". wydawało mi się, że to...
2020-01-11
Update.
Jaka ta Masłowska wspaniała. Jak ją się dobrze czyta, jak się płynie i rozpływa w jej języku. Przezdolna, arcykreatywna, zrobiła poezję z języka dresiarzy. Bogini. Faktycznie - jak się przeczytało kawałek Masłowskiej, to Myśliwski może się wydawać nudziarzem.
(pierwszy raz: 24 X 2015, drugi raz: 11 I 2020
Update.
Jaka ta Masłowska wspaniała. Jak ją się dobrze czyta, jak się płynie i rozpływa w jej języku. Przezdolna, arcykreatywna, zrobiła poezję z języka dresiarzy. Bogini. Faktycznie - jak się przeczytało kawałek Masłowskiej, to Myśliwski może się wydawać nudziarzem.
(pierwszy raz: 24 X 2015, drugi raz: 11 I 2020
2020-11-20
"na przekór"
niszczeje świat
ten od gwiazd
od nocnych rozmów
przy bladożółtej lampce
w pokoju z szufladami
nieodkrytych tajemnic
teraz wszystko jest półnagie
zimne mimo bliskości
ta bliskość wydarza się
za późno jakby ktoś pomylił
czas przestrzeń drzwi
ta bliskość przylega
za ciasno i nie otwiera
snów ni marzeń
bezsenniejemy
krwawiąc pustką i sobą
poplątani w pragnienia
osobne i różne
jeśli będzie trzeba pójdę
spotykać cię tylko
w rewirach naszego dzieciństwa
świat dorosłych
jest przecież zanadto skomplikowany
"na przekór"
niszczeje świat
ten od gwiazd
od nocnych rozmów
przy bladożółtej lampce
w pokoju z szufladami
nieodkrytych tajemnic
teraz wszystko jest półnagie
zimne mimo bliskości
ta bliskość wydarza się
za późno jakby ktoś pomylił
czas przestrzeń drzwi
ta bliskość przylega
za ciasno i nie otwiera
snów ni marzeń
bezsenniejemy
krwawiąc pustką i sobą
poplątani w...
2020-08-23
2020-12-27
zajebista książka. niektóre rozmowy mnie nudziły, czasami we fragmentach odpływałam myślami - w wywiadach, nie obserwacjach autora. jeśli jeszcze ktoś nie wie, Michniewicz pisze wprost fenomenalnie. czasem wkurzało, że powtarzał się kilka razy z jedną informacją, no i myślę też, że korekta była chyba robiona albo w pośpiechu, albo na kolanie, ale to była i jest bardzo potrzebna książka. studium wiedzy o końcu świata, który każdy widzi inaczej. wyjaśnienie mechanizmów, którym większość z nas się poddała (komu został jeszcze ryż z pierwszego lockdownu?). zakończona dwoma arcymocnymi rozmowami. trochę mnie dziwi, że czytanie tej książki jest legalne, bo treści są często tak wywrotowe, że w pewnym sensie powinna być dostępna tylko w drugim obiegu. "chwilowa anomalia" nie szczypie się, nie patyczkuje - otwiera oczy. pięścią.
zajebista książka. niektóre rozmowy mnie nudziły, czasami we fragmentach odpływałam myślami - w wywiadach, nie obserwacjach autora. jeśli jeszcze ktoś nie wie, Michniewicz pisze wprost fenomenalnie. czasem wkurzało, że powtarzał się kilka razy z jedną informacją, no i myślę też, że korekta była chyba robiona albo w pośpiechu, albo na kolanie, ale to była i jest bardzo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-17
2020-11-14
tylko kilka razy w życiu pomyślałam "to będzie świetna książka" po przeczytaniu pierwszych zdań/stron. "Kurs na ulicę Szczęśliwą" jest wyjątkowy pod tym względem, bo na samym wstępie skrzywiłam się z myślą "to chyba nie będzie dobra książka". stety niestety intuicja czytelnicza raczej mnie nie zawodzi. chciałabym zacząć od tego, że podejście reportera do swojej pracy-pasji i do klientów jest mi bardzo bliskie i przynajmniej kilka razy czułam, jakby mi czytał w myślach. też uwielbiam kontakt z ludźmi, wychwytywanie strzępków rozmów telefonicznych, wdawanie się w krótkie a intensywne dyskusje z obcymi albo w ogóle odkrywanie, że ta oto nieznana osoba pod wieloma względami jest moją bratnią duszą i przekuwanie przelotnego kontaktu w relację. inną sprawą jest jednak sympatia do autora i jego podejścia, a inną książka. sama treść historii super, pewnie nie uwierzycie, ale to też jest mój ulubiony gatunek tekstów - wypowiedzi przypadkowych osób (naczelny przykład to "Projekt: Prawda" Szczygła). skąd jednak ten brak uznania dla debiutu pana Bartosza - najbardziej z kompozycji. wg mnie układ historii jest nieintuicyjny, a czasami wręcz wydawał się nieprzemyślany, w dodatku przetykany przemyśleniami autorskimi. tu ciekawa rzecz, bo z definicji przemyślenia reportera w reportażu są dla mnie rzeczą przynajmniej zbędną, ale w kontekście "Kursu..." przypomniałam sobie o tym zaskoczona. nawet nie wiem, jak i kiedy autor przekonał mnie do siebie na tyle, że nie zauważyłam, że robi coś, czego nie lubię. niestety jednak te przemyślenia były raczej kiepsko podane, brały się znikąd, nie miały specjalnego miejsca w kompozycji (ciągle ta kompozycja). o ileż bardziej wolałabym, żeby swoistym refrenem tej książki były rozważania o toaletach miejskich itp. niż ta nieszczęsna ul. Szczęśliwa. szczerze przepraszam, ale pytania dotyczące szczęścia zadawane na tej ulicy były dla mnie tak infantylne i niewyszukane, że za każdym razem zażenowana przygryzałam wargi. dlatego też i tytuł, który na samym początku potraktowałam wyrozumiale, nie zyskał koniec końców mojej przychylności. już ostatnim punkcikiem na liście moich wątpliwości jest swoista nierówność, i to mnie zastanawia chyba najbardziej. ma pan Bartosz umiejętności i językowe wyczucie. to znaczy - chyba ma. bo o ile niektóre fragmenty są napisane naprawdę świetnie (na czele z długą opowieścią pasażera jadącego na odwyk), to w innych miejscach czuć jakąś niezgrabność. najczęściej w przypadku puent, bardzo często nieporadnych. mam świadomość, że dobra puenta to naprawdę trudna sztuka, a tu tych puent musi być tyle, ile historii, ale z drugiej strony nie każdą rozmowę wydaje się w formie książki. mam nadzieję, że "Kurs na ulicę Szczęśliwą" znajdzie swoich zwolenników. mi jest naprawdę przykro, że nie znajdę się w tym gronie. osobie autora na pewno będę się jednak przyglądać, bo uważam, że ma szczególny dar zaskarbiania sympatii innych. o tym, jak bardzo można otworzyć się w tak zamkniętej i ciasnej przestrzeni taksówki (do pełni wyobrażenia brakuje mi tylko informacji o kolorze i modelu auta) przed zupełnie obcym człowiekiem, nie przeczytacie nigdzie indziej. i jeśli chłoniecie każdą podsłyszaną rozmowę, nie przepuścicie okazji i przeczytacie nowość Bartosza Gardockiego.
tylko kilka razy w życiu pomyślałam "to będzie świetna książka" po przeczytaniu pierwszych zdań/stron. "Kurs na ulicę Szczęśliwą" jest wyjątkowy pod tym względem, bo na samym wstępie skrzywiłam się z myślą "to chyba nie będzie dobra książka". stety niestety intuicja czytelnicza raczej mnie nie zawodzi. chciałabym zacząć od tego, że podejście reportera do swojej pracy-pasji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-27
2020-12-25
2020-12-21
(drugi raz: 7 VI 2014, trzeci raz: 6 VI 2017, czwarty raz: 21 XII 2020, piąty:
(drugi raz: 7 VI 2014, trzeci raz: 6 VI 2017, czwarty raz: 21 XII 2020, piąty:
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-20
cóż za miła książka. każdą stronę czytałam w zachwycie i niedowierzaniu, jak można napisać tak z w y k ł ą książkę nt. seksu. nie ma tu ani pretensjonalności, ani udziwnień, ani mowy ezopowej, ani nadmiernej terminologii naukowej, ani mistycyzmu, ani przedmiotowości. wyborna, pyszna zabawa. ukłony dla autora za normalizację uprawiania seksu i bezpruderyjne dzielenie się własnymi doświadczeniami. świetna pozycja (he he).
cóż za miła książka. każdą stronę czytałam w zachwycie i niedowierzaniu, jak można napisać tak z w y k ł ą książkę nt. seksu. nie ma tu ani pretensjonalności, ani udziwnień, ani mowy ezopowej, ani nadmiernej terminologii naukowej, ani mistycyzmu, ani przedmiotowości. wyborna, pyszna zabawa. ukłony dla autora za normalizację uprawiania seksu i bezpruderyjne dzielenie się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11-11
poniżej będzie moja opinia sprzed roku. wtedy byłam zażenowana. myślę, że miało na to wpływ Sami-Wiecie-Co. nie chcę powiedzieć, że Nobel zaszkodził Tokarczuk, absolutnie nie. ale jednak jak sięga się po dzieło noblistki i czyta pierwsze zdanie brzmiące "Jestem już w takim wieku i na dodatek w takim stanie, że przed snem zawsze powinnam porządnie umyć nogi, na wypadek gdyby mnie w Nocy miało zabrać pogotowie"... potrzeba było roku, wytrwałości i dużej otwartości umysłu, żeby przebrnąć przez ten dziwny początek. ale warto. bardzo intrygująca główna postać, dużo żonglerki elementami rzeczywistości, a nawet regularny plot twist (!). ta książka jest interesująca nie przez samą fabułę, ale przez zjawisko, jakie stanowi.
.
(25 XII 2019)
Wszystkim polecam Tokarczuk, "Prawiek" totalnie uwielbiam i czytałam już 2 razy w zachwycie. Tutaj strasznie mi zalatuje usiłowaniem bycia mądrym, ale to tak strasznie, że jak czytałam przy kawie, to z zażenowaniem się rozglądałam, czy nikt tego nie widzi. Kłopotliwe uczucie potęguje też pisanie losowych wyrazów wielką literą i proszę uprzejmie nie próbować tego bronić i tłumaczyć, bo raz mamy Sarny, Borsuki i Zające, innym razem Policję, a jeszcze kiedy indziej Noc i Śmierć, więc dyskusję uważam za skończoną. Może kiedyś do tego wrócę, na razie przeczytałam niecałe 20 stron.
poniżej będzie moja opinia sprzed roku. wtedy byłam zażenowana. myślę, że miało na to wpływ Sami-Wiecie-Co. nie chcę powiedzieć, że Nobel zaszkodził Tokarczuk, absolutnie nie. ale jednak jak sięga się po dzieło noblistki i czyta pierwsze zdanie brzmiące "Jestem już w takim wieku i na dodatek w takim stanie, że przed snem zawsze powinnam porządnie umyć nogi, na wypadek gdyby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-05
rozszczepianie smutku. laboratorium zdejmowania zbroi. ćwiczenia z oddychania. chylę czoła przed autorką, która z najbanalniejszej czynności świata potrafiła zrobić wspomnienie straty. która prowadziła nas przez swoje codzienne życie, a my, idąc, widzieliśmy, że nie da się postawić pewnego kroku, bo wszędzie czyhają żałobne marsze. ta książka to wyrzut, ta książka to cios.
rozszczepianie smutku. laboratorium zdejmowania zbroi. ćwiczenia z oddychania. chylę czoła przed autorką, która z najbanalniejszej czynności świata potrafiła zrobić wspomnienie straty. która prowadziła nas przez swoje codzienne życie, a my, idąc, widzieliśmy, że nie da się postawić pewnego kroku, bo wszędzie czyhają żałobne marsze. ta książka to wyrzut, ta książka to cios.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-13
2020-12-11
O nie. Nie lubię Pulpecji - napisałam 6 czerwca 2014 r., a więc niemal trzy lata temu. Dawno. Zwłaszcza że teraz wypowiem się w tonie znacznie mniej krytycznym.
Z ulubionymi, ważnymi książkami (tymi, które w jakimś stopniu mnie ukształtowały) mam tak, że czytam je wielokrotnie. Ale często nie dlatego, że mam na nie ochotę, nie, nie. One do mnie mówią. Ja na przykład wcale o nich nie myślę, mało tego: czytam ciekawie i poznaję nowego autora (Jagielskiego w "Dobrym miejscu do umierania" w tym momencie) i słyszę, że "Jeżycjada" wzywa (a może tak naprawdę to ja wzywam ją?). To wołanie nie jest rozkazem, imperatywem, przymusem - jest przeznaczeniem: mogę je ignorować, mogę nie słuchać, ale wiem, że prędzej czy później się spełni. Nie muszę rzecz jasna posiadać własnych egzemplarzy tych książek, choć to znacznie ułatwia sprawę, kiedy chce się już owe wołanie uciszyć - wrzeszczą głośno, wzywają po imieniu. Teraz wzywa "Przeminęło z wiatrem", zobaczymy, jak długo wytrzymam (bez skoków w boki) w "Dobrym miejscu...".
Wychodzi na to, że "Pulpecja" jest jedną z moich ulubionych części "Jeżycjady". Nie we wszystkich cechach, ale w niektórych na pewno mogę śmiało utożsamić się z tytułową bohaterką (albo przynajmniej idealnie ją zrozumieć), co rzecz jasna od wieków pomaga ocenie książki, której dokonuje czytelnik. Dodam jeszcze, że choć lubuję się w czytaniu bardzo, rzadko zdarza mi się, że lektura pochłania mnie do tego stopnia, że zapominam o świecie zupełnie. Jeśli mogę zaufać pamięci, stało się tak dotychczas dwa razy: raz przy Jodi ("Zagubiona przeszłość") i drugi raz - przy "Pulpecji".
(drugi raz: 6 VI 2014, trzeci raz: 26 III 2017, czwarty raz: 11 XII 2020, piąty raz:
O nie. Nie lubię Pulpecji - napisałam 6 czerwca 2014 r., a więc niemal trzy lata temu. Dawno. Zwłaszcza że teraz wypowiem się w tonie znacznie mniej krytycznym.
Z ulubionymi, ważnymi książkami (tymi, które w jakimś stopniu mnie ukształtowały) mam tak, że czytam je wielokrotnie. Ale często nie dlatego, że mam na nie ochotę, nie, nie. One do mnie mówią. Ja na przykład wcale o...
2020-12-03
2020-07-05
Do dziś przyznawałam się (ale tylko przed sobą), że jestem tak nieobeznana w kryminałach, że spodoba mi się każdy. Po mozolnej lekturze "Gry pozorów" z ulgą stwierdzam, że się myliłam. Oto najnudniejszy kryminał na świecie, pisany chyba celowo tak, żeby przypadkiem nie rozpalić tej gorączkowej ciekawości, żeby nie rozdmuchać ledwo tlącej się iskry żądzy poznania rozwiązania. Może czytanie tego typu książek (choć chyba wolałabym, żeby "ten typ książek" stanowiły tylko powieści Leon) jest frajdą dla miłośników serii, którzy po prostu lubią świat przedstawiony rozciągniety na ponad dwadzieścia tomów. Dla kogoś, komu wpadnie w ręce jako losowy kryminał, będzie totalnym niewypałem. W skrócie: "The room" powieści kryminalnych.
Do dziś przyznawałam się (ale tylko przed sobą), że jestem tak nieobeznana w kryminałach, że spodoba mi się każdy. Po mozolnej lekturze "Gry pozorów" z ulgą stwierdzam, że się myliłam. Oto najnudniejszy kryminał na świecie, pisany chyba celowo tak, żeby przypadkiem nie rozpalić tej gorączkowej ciekawości, żeby nie rozdmuchać ledwo tlącej się iskry żądzy poznania...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11-30
wiecie co, tak bardzo byłam w bohaterce, z bohaterką, a może po prostu bohaterką, że miałam ogromną konfuzję za każdym razem, kiedy na chwilę odrywałam się od książki, a po powrocie czekała na mnie trzecioosobowa narracja. rozumiecie. przyrzekam, że przynajmniej 3 razy zdarzyło się, że musiałam wracać do przeczytanego fragmentu, bo nie mogłam się połapać, kim jest ta "ona". pierwszy raz się z tym spotkałam, a już na pewno pierwszy raz się o to potykałam - bo serio, poznajemy bohaterkę tak bardzo od środka, że bardziej się nie da (wiecie, że ona chyba nawet nie została opisana z wyglądu ani jedną cechą?) i kiedy się wyjdzie z tego transu, to zdziwienie narracją jest naprawdę duże. i jak się nad tym zastanawiam, to chyba jednak jest to wada. albo papierek lakmusowy na stopień zaangażowania czytelnika. moje było wielkie.
wiecie co, tak bardzo byłam w bohaterce, z bohaterką, a może po prostu bohaterką, że miałam ogromną konfuzję za każdym razem, kiedy na chwilę odrywałam się od książki, a po powrocie czekała na mnie trzecioosobowa narracja. rozumiecie. przyrzekam, że przynajmniej 3 razy zdarzyło się, że musiałam wracać do przeczytanego fragmentu, bo nie mogłam się połapać, kim jest ta...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
luty 2024
słuchałam audiobooka i zachodzę w głowę, czemu ostatnim razem mi się nie podobała. wspaniała rzecz
23 maja 2023
ciekawe, czy ta książka jest nie do czytania na dwa razy, czy to we mnie zmiany? szybko poszło, wręcz za szybko, dziś zastanawiam się, jakim cudem ta fabuła mogła się tak szybko rozkręcić. i dziś mnie to tempo zupełnie nie przekonało. no i właśnie - tym razem na fabule skupiłam się tak bardzo, że ze zdziwieniem odnotowałam, że 3 lata temu dostrzegłam tu jakieś nieoczywiste przemyślenia. chociaż kto wie, może już mi się takie nie wydają, bo przez ten czas zdążyłam je przyswoić jako swoje? love, olcia.
11 sierpnia 2020
cóż za celność obserwacji. precyzja ukazywania niejednoznaczności, tego, że "życie według teorii to brak szacunku wobec życia". podsunięcie tropu, że taką teorią może być moralność. wspaniała, odważna książka, choć fabuła najoczywistsza. wywoływane przemyślenia są oczywiste dużo mniej.
(jeszcze nigdy bohaterka książki nie była mną)
luty 2024
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo tosłuchałam audiobooka i zachodzę w głowę, czemu ostatnim razem mi się nie podobała. wspaniała rzecz
23 maja 2023
ciekawe, czy ta książka jest nie do czytania na dwa razy, czy to we mnie zmiany? szybko poszło, wręcz za szybko, dziś zastanawiam się, jakim cudem ta fabuła mogła się tak szybko rozkręcić. i dziś mnie to tempo zupełnie nie przekonało. no i właśnie -...