-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać3
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać3
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2024-05-13
2024-05-11
KORONA IZRAELA
Dziś chcę Was zainteresować niezwykłą relacją Mattiego Friedmana, który próbuje odkryć przed czytelnikami prawdę o losach wyjątkowej, starej księgi, którą na przestrzeni wieków spotykały przeróżne koleje losów. Mowa tu o wpisanym na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO manuskrypcie znanym jako Kodeks z Aleppo. Jest to jeden z dwóch najważniejszych kodeksów Biblii hebrajskiej, zwany „Koroną Izraela”. Ta pergaminowa księga sporządzona została w Tyberiadzie nad jeziorem Galilejskim w X wieku przez żydowskich uczonych - masoretów i przez stulecia była najstarszym i najważniejszym, kompletnym odpisem hebrajskiego tekstu Starego Testamentu. Przechowywana potem w Jerozolimie i Kairze w XV w. trafiła do syryjskiego Aleppo.
Kodeks z Aleppo na przestrzeni dziejów był uważany za najstarszy i zarazem najdoskonalszy tekst Biblii hebrajskiej, do którego odwoływano się w razie jakichkolwiek wątpliwości. Stał się najważniejszą wykładnią słowa Bożego w wierze żydowskiej. Zapis biblijnych tekstów Starego Testamentu był tak zwanym zapisem spółgłoskowym, czyli takim, w którym brakowało samogłosek, a więc potrzebna była odpowiednia interpretacja. Przy przepisywaniu każdy wyraz i każdy znak musiał być policzony, a żadna litera nie mogła zostać pominięta, ani też dodana. Dopiero kiedy Aaron Ben Mosze ben Aszer uzupełnił ów pierwotny zapis o akcenty i samogłoski, a także masorę, czyli uwagi dotyczące tekstu, manuskrypt nabrał jeszcze większego znaczenia, stał się jeszcze bliższy oryginałowi i został wreszcie należycie dokończony. Całość składała się z około 490 kart zapisanych w trzech kolumnach, jednak obecnie zachowała się jedynie część tych kart, sporo stron uległo zniszczeniu.
Matti Friedman przeprowadził prawdziwe dochodzenie aby skrupulatnie prześledzić losy starego manuskryptu i poznać tajemnice związane z jego zaginięciem w 1947 roku. Z niezwykłym zainteresowaniem poznajemy historię kodeksu, która naznaczona została przez międzynarodowe intrygi, polityczne zawirowania, batalie sądowe, kłamstwa i przemilczenia.
"Kodeks z Aleppo" został określony mianem thrillera, a w rzeczywistości jest to bardzo dobrze napisany reportaż. Dla mnie osobiście okazał się fascynującą, opartą na faktach relacją, która krok po kroku prowadzi nas przez wiele wieków historii. Widać w niej graniczącą z obsesją niezwykłą pasję autora, która dopinguje go i determinuje do odkrywania zamierzchłej przeszłości. Jestem pod wrażeniem wykonanej pracy i entuzjazmu, z jakim autor przekazuje nam kolejne fakty i odkrywa kolejne tajemnice. Z opowieści Mattiego Friedmana mogłam czerpać garściami. Większość okoliczności była dla mnie nowa i nieznana, ale z przyjemnością poznawałam wszystkie najdrobniejsze szczegóły i odkrywałam z autorem kolejne sekrety, które przez wieki nagromadziły się wokół tego cennego manuskryptu. Relacja jest bardzo wiarygodna. Matti Friedman pracował jako reporter agencji Associated Press, więc podszedł do tematu bardzo profesjonalnie i z należytą starannością. W swoich badaniach wykorzystał tajne jeszcze do niedawna dokumenty o znaczeniu międzynarodowym, wywiady i spotkania z osobami istotnymi dla sprawy by następnie zdobyte informacje przekazać czytelnikom w interesujący i klarowny sposób.
Rzadko sięgam po tego typu literaturę, ale przyznaję, że historię Korony Izraela warto poznać. Jestem zadowolona, że sięgnęłam po wersję multimedialną, dzięki czemu mogłam wsłuchać się w tę relację niczym w interesującą przypowieść o księdze, która wpłynęła na życie wielu pokoleń. Nie wiem, czy samodzielna lektura nie byłaby dla mnie zbyt ciężka. Audiobook z zasobów Empik Go w interpretacji Macieja Więckowskiego okazał się więc idealnym wyborem.
KORONA IZRAELA
Dziś chcę Was zainteresować niezwykłą relacją Mattiego Friedmana, który próbuje odkryć przed czytelnikami prawdę o losach wyjątkowej, starej księgi, którą na przestrzeni wieków spotykały przeróżne koleje losów. Mowa tu o wpisanym na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO manuskrypcie znanym jako Kodeks z Aleppo. Jest to jeden z dwóch najważniejszych kodeksów...
2024-05-10
AFRYKAŃSKI SEN
W kręgu moich zainteresowań czytelniczych na szczególnym miejscu znajdują się powieści, dzięki którym wraz z bohaterami mogę podróżować do różnych zakątków świata. Niemiecka pisarka Anne Jacobs w książce "Sen o Kilimandżaro" zaproponowała mi cudowną wycieczkę najpierw do Niemiec, do położonego we wschodniej Fryzji miasta Leer, a następnie na kontynent afrykański do portowego miasta Dar es Salaam w Tanzanii.
Przenieśmy się zatem do 1880 roku do niemieckiego Leer, gdzie wraz z dziadkami i kuzynami zamieszkuje dziesięcioletnia Charlotte. Jej rodzice i brat zatonęli podczas rejsu do Indii - kraju słońca, orientalnych strojów i wyszukanych aromatów, skąd pochodziła jej mama.
Część pierwsza tej powieści to życie Charlotte wraz z dziadkami i kuzynami w Leer. Możemy obserwować dorastanie dziewczyny, która już jako nastolatka marzy o podróżach, egzotycznych zakątkach i niezależności. Temperament i pragnienia bohaterki wykraczają poza utarte schematy przewidziane dla kobiet na przełomie XIX i XX wieku, a małżeństwo z Christianem rozczarowuje Charlotte i dalekie jest od jej oczekiwań. Druga część powieści rozpoczynająca się podróżą do Tanzanii i ukazująca życie w niemieckiej kolonii wśród wielonarodowej społeczności Dar es Salaam jest chyba jeszcze bardziej interesująca. Poznajemy prawdziwe oblicze Christiana oraz twardy charakter Charlotte - wyjątkowej i przedsiębiorczej kobiety. Jej optymistyczna natura, życiowa mądrość, odpowiedzialność i odwaga pomagają pokonywać wszelkie przeciwności. Bohaterka musi liczyć na siebie, bierze więc na swoje barki utrzymanie rodziny i z pomocą kuzynki organizuje sobie życie w Tanzanii...
Anne Jacobs proponuje nam ekscytującą wycieczkę w przeszłość, dzięki czemu mamy okazję przyjrzeć się codzienności ludzi żyjących pod koniec XIX wieku. Klimat i specyfika tamtych czasów została bardzo ciekawie nakreślona. Tło wydarzeń wydaje się niezwykle barwne i jednocześnie realistyczne. Autorka przekonała mnie w zupełności do swojej wizji tamtych odległych już czasów.
Anne Jacobs pisze ciekawie i intrygująco, obrazowo i z polotem. Jej powieść przypomina mi trochę książki Elizabeth Haran (chociaż tutaj miejscem akcji jest Australia), albo Hannah Fielding, która zaprasza czytelnika do egzotycznych miejsc takich jak Egipt, Kenia, czy... Wenecja. Podoba mi się barwny styl aurorki, jej sposób prowadzenia wydarzeń oraz kreacja bohaterów. Miło jest spędzać czas w towarzystwie osób nieprzeciętnych - indywidualistów o interesujących osobowościach, z którymi nie można się nudzić.
Okładka przyciąga uwagę, a opis wydawnictwa obiecuje wspaniałą przygodę. I rzeczywiście powieść Anne Jacobs idealnie wpasowała się w mój gust, okazała się nawet lepsza niż oczekiwałam i moje pierwsze spotkanie z piórem autorki uważam za bardzo udane.
"Sen o Kilimandżaro" to pierwsza część cyklu afrykańskiego, której kontynuacja zatytułowana "Niebo nad Kilimandżaro" będzie miała premierę już 15 maja. Czekam z niecierpliwością aby ponownie przenieść się na Czarny Ląd i towarzyszyć Charlotte w niebezpiecznej, ale zapewne bardzo ekscytującej ekspedycji do stóp wymarzonego Kilimandżaro.
Jeśli lubicie podróże z książką, przygody i zwiedzanie dalekich krain to nie wahajcie się ani chwili. Cykl afrykański Anne Jacobs spełni Wasze oczekiwania.
AFRYKAŃSKI SEN
W kręgu moich zainteresowań czytelniczych na szczególnym miejscu znajdują się powieści, dzięki którym wraz z bohaterami mogę podróżować do różnych zakątków świata. Niemiecka pisarka Anne Jacobs w książce "Sen o Kilimandżaro" zaproponowała mi cudowną wycieczkę najpierw do Niemiec, do położonego we wschodniej Fryzji miasta Leer, a następnie na kontynent...
2024-05-08
IMPULS DO ZMIAN
"Na moment przed świtem" otwiera nowy cykl powieściowy Magdaleny Wali zatytułowany "Za zakrętem". Autorka zabiera nas na Śląsk, gdzie po sąsiedzku mieszkają dwie wyjątkowe kobiety - Adriana i Agnes. Dzielą je pokolenia, różni sposób wychowania i nabrane doświadczenia, a łączą życiowe wybory, dylematy i drzemiąca gdzieś w środku buntownicza natura.
Małżeństwo Adriany wydaje się farsą. To typowy toksyczny związek, w którym jedno z małżonków jest poniżane i wykorzystywane przez partnera. Kobieta pracuje jako sprzątaczka w szkole i studiuje zaocznie. Stefan traktuje ją jak służącą - kucharkę, praczkę, sprzątaczkę. Nie szanuje jej, przerzuca na nią, o zgrozo, zawodowe obowiązki i jest wiecznie niezadowolony. Żona biernie znosi wszystkie jego przytyki i złośliwości, nadskakuje i dusi w sobie niezadowolenie. Spotkanie z Agnes - seniorką wychowaną w czasach międzywojennych w Mysłowicach stanowi dla Adriany impuls do zmian. Starsza pani zauważa pogubienie sąsiadki i decyduje się opowiedzieć jej historię swojego życia. I właśnie ta sentymentalna podróż do przeszłości, gdzie codzienność naznaczona została przez wojnę i okupację sprawia, że Adriana zaczyna inaczej patrzeć na swoje małżeństwo. Rodzi się w niej bunt przed złym traktowaniem i krok po kroku zaczyna wreszcie dostrzegać własne potrzeby i stawiać je na równi z żądaniami Stefana. I całe szczęście, że tak się stało, bo nie mogłam zdzierżyć tej bierności i podporządkowania.
Historia opowiedziana w powieści "Na moment przed świtem" bardzo mi się spodobała i z ogromną przyjemnością wysłuchałam audiobooka w świetnej interpretacji Magdy Karel. Uwielbiam gdy autorzy stosują w swoich opowieściach różne płaszczyzny czasowe - teraźniejszość i przeszłość przeplatające się ze sobą. A jeśli fabuła przenosi nas do czasów II wojny światowej, okupacji i walki o wolność, to po taką książkę sięgam zawsze z ogromnym podekscytowaniem. Tak było również w przypadku tej lektury. Tym razem wojenna rzeczywistość ukazana została z pozycji śląskiej rodziny zamieszkałej na terenach przyłączonych do Rzeszy. Mieszkańcy Myslovitz musieli opowiedzieć się po jednej ze stron konfliktu. Zainteresowało mnie bardzo takie podejście do tego popularnego, choć bardzo trudnego i obszernego tematu. Dla mnie było to coś nowego z czy wcześniej się nie spotkałam. Niepewność, niebezpieczeństwo, trudne wybory, wysiedlenia, zesłania i wywózki. Wojna na Śląsku również zbierała swoje żniwo, choć w inny sposób. Historia opowiadana przez Agnes i codzienność Adriany płynnie się przeplatają, tworzą spójną i bardzo interesującą całość.
Magdalena Wala kreśli w swoich książkach ciekawe tło historyczne, które zazwyczaj bardzo ubogaca fabułę i idealnie współgra z wydarzeniami. Tak jest właśnie w przypadku tej powieści. Mamy tu także tajemnicę związaną z przeszłością Adriany - bolesny sekret, który wpędza bohaterkę w poczucie winy i w miarę rozwoju wydarzeń staje się coraz bardziej wyrazisty. Trochę nie mogłam uwierzyć, że bez żadnej ukrytej przyczyny bohaterka odsuwa się od znajomych i daje sobą pomiatać. A tymczasem za jej zachowaniem kryje się jakiś poważny problem, którego jeszcze nie znamy, ale ujrzy on zapewne światło dzienne w kolejnych częściach.
Warto tutaj zauważyć, że powieść "Na moment przed świtem" stanowi swego rodzaju preludium cyklu. Muszę przyznać, że pod koniec książki autorka mocno rozbudziła mój apetyt na następną część. Kilka przesłanek pozwoliło mi lepiej zrozumieć postępowanie Adriany, a z drugiej strony nie mogłam się doczekać dalszych losów Agnes i Józka, którzy na przekór wojnie w 1941 roku wzięli ślub i rozpoczęli niełatwe w tamtym czasie życie we dwoje. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu tej historii, która zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie.
Jeśli lubicie powieści obyczajowe, w których tło stanowi wojenna rzeczywistość to cykl "Za zakrętem" będzie bardzo dobrym wyborem.
IMPULS DO ZMIAN
"Na moment przed świtem" otwiera nowy cykl powieściowy Magdaleny Wali zatytułowany "Za zakrętem". Autorka zabiera nas na Śląsk, gdzie po sąsiedzku mieszkają dwie wyjątkowe kobiety - Adriana i Agnes. Dzielą je pokolenia, różni sposób wychowania i nabrane doświadczenia, a łączą życiowe wybory, dylematy i drzemiąca gdzieś w środku buntownicza natura....
2024-05-05
ELIKSIR MŁODOŚCI
Po powieść Weroniki Wierzchowskiej pt. "Ekstrakt z kwiatu orchidei" sięgnęłam pod wpływem impulsu. Tytuł skojarzył mi się z pięknym zapachem perfum, a urokliwa okładka dopełniła reszty. Postanowiłam skorzystać z audiobooka pochodzącego z zasobów Storytel w interpretacji Magdy Karel i muszę przyznać, że świetnie mi się słuchało tej historii.
Autorka zaskoczyła mnie pomysłem na fabułę opisując życie bohaterek skupione wokół małej fabryki kosmetyków z dużym potencjałem. XIX w. budynek wyremontowany i przystosowany do produkcji przeróżnych kremów i emulsji okazał się idealny dla niewielkiej rodzinnej firmy Stella Beauty Corporation. Właścicielki - siostry Mazur - zatrudniają przy produkcji i logistyce przede wszystkim kobiety, a zatem stworzyły prawdziwy "babski" zakład. Beata i Aneta - "wieksza" i "mniejsza" szefowa oraz Dorota - kierowniczka produkcji starają się udoskonalać receptury i rozszerzać asortyment, a tym samym wkraczają do brutalnego świata biznesu i bezwzględnej konkurencji. Szybko okazuje się, że są osoby w branży, które próbują nieczystych zagrywek, wywierają presję i starają się zaszkodzić firmie oraz jej właścicielkom. A trzeba pamiętać, że Beata, Aneta i Dorota borykają się także z kłopotami natury osobistej, problemami w związkach i życie ich nie rozpieszcza...
Widać, że Weronika Wierzchowska z racji swojego wykształcenia czuje się w branży chemicznej i kosmetycznej niczym ryba w wodzie. Zagłębiając się w tę opowieść możemy poznać wiele niuansów oraz sekretów dotyczących produkcji kosmetyków, które zostały przekazane w przystępny i interesujący sposób. Autorka starała się połączyć w tej powieści elementy obyczajówki, romansu i kryminału, co całkiem nieźle jej się udało. Wszystko udało się okrasić szczyptą humoru, a to z kolei sprawia, że opowieść nabiera lekkości, a my zyskujemy pewien dystans do opisywanych zdarzeń.
Co byście powiedzieli na trupa zamurowanego w jednym z ukrytych pomieszczeń fabryki? Skąd się tam wziął? Kto lub co stoi za tą śmiercią? ... To tylko jedna z niespodzianek, jakie siostrom Mazur zgotował los i... nieuczciwa konkurencja. Do tego małe podwarszawskie miasteczko, w którym plotki, intrygi i układy są po prostu zwykłą codziennością.
Lekkie pióro autorki bardzo przypadło mi do gustu. Opisy są mocno sugestywne i świetnie działają na naszą wyobraźnię. Akcja dynamicznie się rozwija i z niecierpliwością czekamy na finał. Książka jest bardzo prawdziwa, a życie bohaterek idealnie wpisuje się w obecne realia. Sympatyczne bohaterki zostały bardzo dobrze wykreowane. To kobiety przedsiębiorcze, zaradne, które nie boją się wyzwań, szukają rozwiązań, a do problemów podchodzą z pomysłem - nie jakieś niezdarne mimozy i tak zwana słaba płeć.
Powieść "Ekstrakt z kwiatu orchidei" ma w sobie coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Cieszę się, że na pierwsze spotkanie z autorką wybrałam właśnie tę książkę. Niebawem na pewno sięgnę po kolejne opowieści pani Weroniki, a tymczasem polecam poznać historię małego rodzinnego biznesu, którym świetnie zarządzają siostry Mazur.
ELIKSIR MŁODOŚCI
Po powieść Weroniki Wierzchowskiej pt. "Ekstrakt z kwiatu orchidei" sięgnęłam pod wpływem impulsu. Tytuł skojarzył mi się z pięknym zapachem perfum, a urokliwa okładka dopełniła reszty. Postanowiłam skorzystać z audiobooka pochodzącego z zasobów Storytel w interpretacji Magdy Karel i muszę przyznać, że świetnie mi się słuchało tej historii.
Autorka...
2024-04-30
SZLAKIEM KŁAMSTW
"Wyspa Alice" Daniela Sanchez Arevalo to powieść psychologiczno - obyczajowa, którą od dość dawna miałam na liście priorytetów. Zainteresował mnie opis wydawnictwa oraz motyw wokół którego rozwija się fabuła i kiedy tylko powieść wpadła mi w ręce, od razu zabrałam się za lekturę.
Tytułowa Alice jest matką dwóch dziewczynek - Olivii i Ryby. Jej mąż Chris zginął na skutek obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym. Jego żona była wtedy w siódmym miesiącu ciąży, a starsza córeczka miała 6 lat. Alice próbuje jakoś pozbierać się po stracie męża, ale jej myśli ciągle krążą wokół tamtych tragicznych wydarzeń. Okazuje się, że Chris miał swoje tajemnice, a jego podróże służbowe opierały się na kłamstwach i przemilczeniach. Przez przynajmniej dwa lata mężczyzna budował życie swoje i swojej rodziny na pozorach. Tragiczny w skutkach wypadek miał miejsce podczas powrotu z Cape Code, rejonu, który mężczyzna omijał szerokim łukiem, co kompletnie nie zgadzało się z informacjami, jakie przekazywał żonie. Sposobem na radzenie sobie z żałobą jest dla Alice odkrycie prawdy. Przeprowadzenie śledztwa z dnia na dzień staje się jej obsesją. Zdesperowana kobieta postanawia użyć wszelkich sposobów aby poznać prawdziwy cel wyjazdów męża, a wszystkie ślady prowadzą do niewielkiego Hyannis, skąd można się dostać na małą wyspę Robin Island.
Fabuła powieści rzeczywiście mnie zaintrygowała i sprawiła, że bardzo chciałam odkryć prawdę o faktycznym życiu Chrisa, który przez przynajmniej dwa lata ukrywał przed żoną swoje tajemnice. Niestety było to trudne zadanie ponieważ lektura powieści okazała się bardzo męcząca.
Historia rozpoczyna się od szkolnego wypracowania Olivii, które dziewczynka pisze cztery lata po tym, jak straciła ojca. Potem cofamy się do dnia wypadku - czyli dnia "0" i kolejne rozdziały opisują kolejne, następujące po sobie doby po tym tragicznym wydarzeniu. Jednak co kilka rozdziałów niespodziewanie przenosimy się ponownie do czwartego roku po śmierci Chrisa i w zasadzie przez cały czas autor serwuje nam taką przeplatankę. Taki sposób prowadzenia zdarzeń wprowadza sporo chaosu do treści. Powieść jest przegadana, mnóstwo w niej słów, ale mało treści, akcja posuwa się w ślimaczym tempie, co powoduje znużenie. Momentami miałam wrażenie, że czytam niekończąca się opowieść. Narracja pierwszoosobowa została bardzo dobrze dopasowana do tej historii, ale już główna bohaterka niezbyt mi się podobała. Miałam wątpliwości co do jej stanu psychicznego i sposobu opiekowania się dziećmi.
Historia zupełnie nie przystaje do naszych realiów. Niepracująca zawodowo matka, która samotnie wychowuje dwoje dzieci wydaje ogromne ilości gotówki na łapówki, kamerki, podsłuchy tylko po to, aby odkryć prawdę o swoim nieżyjącym mężu. Rozumiem pobudki, desperację, ale w moim odczuciu było to naciągane.
Z przykrością muszę przyznać, że "Wyspa Alice" bardzo mnie rozczarowała. Tak naprawdę trudno włożyć tę książkę w ramy konkretnego gatunku. Ani to powieść psychologiczna, ani kryminał, ani thriller, może najbliżej jej do dość przeciętnej obyczajówki. Daniel Sanchez Arevalo chciał stworzyć niebanalną opowieść, ale wykonanie zawiodło. Autor kompletnie nie potrafił się wczuć w psychikę kobiety, zawiodła kreacja bohaterów, ciężki styl utrudniał czytanie i przede wszystkim zabrakło emocji.
Nie lubię pisać niepochlebnych recenzji, zawsze próbuję wyszukiwać i doceniać dobre strony. Jednak w książce Daniela Sancheza Arevalo jest ich naprawdę niewiele. Żałuję, że powieść, którą tak bardzo chciałam przeczytać, tak mocno mnie wymęczyła i rozczarowała.
SZLAKIEM KŁAMSTW
"Wyspa Alice" Daniela Sanchez Arevalo to powieść psychologiczno - obyczajowa, którą od dość dawna miałam na liście priorytetów. Zainteresował mnie opis wydawnictwa oraz motyw wokół którego rozwija się fabuła i kiedy tylko powieść wpadła mi w ręce, od razu zabrałam się za lekturę.
Tytułowa Alice jest matką dwóch dziewczynek - Olivii i Ryby. Jej mąż Chris...
2024-04-28
NA JEDNEJ Z BAŁTYCKICH PLAŻ
Po książki Moniki A. Oleksy sięgam z ogromną przyjemnością i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Są to powieści pisane sercem, zawsze można znaleźć w nich jakąś radę, sugestię albo temat do przemyśleń. Pierwszą część cyklu "Dąbki" zatytułowaną "Tylko morze zapamięta" przeczytałam już dość dawno, ale pamiętam, że była to dla mnie emocjonująca przygoda. Z niecierpliwością czekałam też na ciąg dalszy.
Teraz, kiedy wśród wydawniczych nowości pojawił się trzeci i zarazem ostatni tom tej opowieści postanowiłam nadrobić zaległości. Ostatnie wieczory spędziłam zatem na środkowym wybrzeżu w towarzystwie Irki, Łucji, Maksa, Arlety, Oliwii i Kacpra oraz poszukującego weny pisarza kryminałów Szymona Błęckiego. Wszyscy oni w powieści "Spotkajmy się nad morzem" dzielą się z nami swoją historią.
Po czterech latach od tragicznych wydarzeń Maks Szymoniuk wraca z Islandii do Dąbek aby pozamykać swoje sprawy z przeszłości. Chce wyremontować rodzinny dom i przekształcić go na pensjonat, ale przede wszystkim pragnie nawiązać stosunki z synem. Mężczyzna przywozi ze sobą narzeczoną Ingrid - kobietę, z którą wiąże swoją przyszłość. Irka nadal pracuje w świetlicy, samotnie wychowuje czteroletnią córeczkę Łucję - niezwykle rezolutną i ciekawą świata dziewczynkę oraz wynajmuje pokoje turystom. Najbliższe wakacje spędza u niej Szymon, który przyjechał na wybrzeże pisać swoją kolejną kryminalną powieść. Każdy z bohaterów ma swoje tajemnice i każdy próbuje rozwiązać zadawnione problemy, aby móc z nadzieją patrzeć w przyszłość. Czy im się to uda, z jakimi przeciwnościami przyjdzie im się mierzyć i jakie decyzje podejmą przeczytacie w książce, która otula szumem morza i czaruje różnorodnością fal.
"Spotkajmy się nad morzem" to opowieść, która mnie oczarowała od samego początku. Kontynuacja losów bohaterów jest tak samo ciekawa i intrygująca jak część pierwsza. Wybierając się do Dąbek od razu mamy poczucie, że znaleźliśmy się we właściwym miejscu i czasie, a wcześniejsze wydarzenia powracają do nas natychmiast niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie mamy żadnego problemu z powrotem do przeszłości i z przyjemnością towarzyszymy postaciom w ich codziennych radościach i smutkach.
Monika Oleksa pisze barwnie, ciekawie i obrazowo. W subtelny i delikatny sposób worowadza elementy liryczne, melancholijne oraz te z pogranicza jawy i snu. Wiele sytuacji, które są udziałem bohaterów możemy przenieść na własną codzienność. Podejmowane przez nich decyzje niejednokrotnie pokrywają się z naszymi poglądami i podejściem do życia. Historia bardzo mocno przystaje do rzeczywistości, skłania do przemyśleń i wyciągania wniosków. Wydarzeniom towarzyszą emocje, które mocno odciskają się na naszej duszy.
"Spotkajmy się nad morzem" to opowieść w rytmie morskich fal, ich przypływów i odpływów oraz zmieniających się pór roku. Bałtyk ze swoją niepokorną naturą jest ważnym bohaterem tej powieści. Ukazuje cały swój ekspresyjny temperament, uczy pokory, dyscypliny i cierpliwości. Budzi tęsknotę, wycisza i uspokaja, a innym razem burzy myśli, jest nieposkromiony, niszczycielski i żywiołowy.
"Spotkajmy się nad morzem" to historia o trudnych wyborach, rozterkach i dylematach oraz wybaczeniu, które ma ogromne znaczenie przede wszystkim dla strony pokrzywdzonej. Bo jak czytamy w książce, wybaczyć to znaczy uwolnić kogoś od ciężaru winy, ale przede wszystkim uwolnić siebie od zaskorupiałego żalu, nienawiści i bolesnego rozpamiętywania.
Autorka ponownie zaserwowała nam istny rollercoaster emocji. Jest smutek, żal i tęsknota, ale sporo tu również radości, nadziei i szczęśliwych chwil, które pojawiają się jakby na przekór i pomimo wszystko. Irka i Maks to dwójka moich ulubionych bohaterów. Bardzo im kibicowałam i widziałam już dla nich wspólną przyszłość, a tymczasem autorka miała w tej kwestii zupełnie inne zdanie i nakreśliła dla nich obojga kompletnie inny scenariusz.
Powieści Moniki Oleksy są dla mnie cudowną odskocznią od codzienności. Tchną klimatem i atmosferą opisywanych miejsc. Dają się całkowicie zapomnieć w powieściowej rzeczywistości i sprawiają, że ma się ochotę zatrzymać na chwilę, pomyśleć i zastanowić. Już nie mogę się doczekać zakończenia tej opowieści. Ciekawa jestem jaką koncepcję pani Monika tym razem przewidziała dla swoich bohaterów. "Dom w którym zamieszkała miłość" już czeka na półce.
NA JEDNEJ Z BAŁTYCKICH PLAŻ
Po książki Moniki A. Oleksy sięgam z ogromną przyjemnością i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Są to powieści pisane sercem, zawsze można znaleźć w nich jakąś radę, sugestię albo temat do przemyśleń. Pierwszą część cyklu "Dąbki" zatytułowaną "Tylko morze zapamięta" przeczytałam już dość dawno, ale pamiętam, że była to dla mnie emocjonująca...
2024-04-23
DAWNYCH WSPOMNIEŃ CZAR
Grażyna Mączkowska jest kolejną autorką, której twórczość postanowiłam poznać w tym roku. Na półce z nowościami w mojej bibliotece wyszukałam najnowszą powieść autorki zatytułowaną "Tajemnice różanego ogrodu" i zaintrygowana opisem wydawcy postanowiłam ją przeczytać.
Fabuła książki opiera się na motywie spadku, który główna bohaterka otrzymuje od swojej ciotki. Jednak tym razem wszystko dzieje się za życia krewnej. I tak oto 90-letnia Zyta Bąk decyduje się podarować swój dom siostrzenicy, z którą czuje się mocno emocjonalnie związana. I w ten sposób 59-letnia Róża Nowak dowiaduje się, że zostanie właścicielką nieruchomości w Nowym Mieście Lubawskim, gdzie jako dziewczynka często spędzała wakacje. Trzeba tu wspomnieć, że Róża od zawsze miała lepszy kontakt z ciocią Zytą - siostrą mamy, niż z własnymi rodzicami. Jednak przez ostatnie trzydzieści lat nie bywała na Warmii zajęta własnym życiem w oddalonym o 500 km Rzeszowie. Bohaterka przyzwyczajona do życia w mieście nie ma ochoty na zmiany. Nie podoba jej się też pomysł przejęcia leciwego domu na prowincji, chociaż za chwilę w wieku 60 lat przechodzi na emeryturę i chcąc nie chcąc rozpoczyna nowy etap... Kobieta ma wyrzuty sumienia, że przez tyle czasu zaniedbywała ciotkę i postanawia wreszcie ją odwiedzić, pobyć z Zytą, a przy okazji załatwić niezbędne formalności. Od tej pory życie Róży skupia się wokół małego białego domku z ogrodem oraz cioci Zyty, która snuje ciekawe opowieści sprzed lat. Bohaterka odnawia znajomości z czasów szkolnych i ma szansę na związek, o którym przed laty mogła tylko marzyć.
Lubię powieści obyczajowe z motywem spadku, przeprowadzki, rozpoczynania nowego etapu, więc pomyślałam, że "Tajemnice różanego ogrodu" będą dla mnie książką idealną. Czegoś mi w niej jednak zabrakło, coś zgrzytało i w efekcie moje wrażenia są tylko pozytywne.
Grażyna Mączkowska pisze ciekawie i tak jakoś swojsko. W opowieści Zyty wplotła wydarzenia z historii Nowego Miasta Lubawskiego także te dotyczące czasów wojny i okupacji, ale nie są to jakieś długaśne fragmenty, które nas nużą. To typowe opowiastki wplecione w dialogi, dzięki którym nasze zainteresowanie wzrasta. Akcja biegnie dość powoli, nie ma spektakularnych zwrotów, tajemnice, które wychodzą na jaw też nie są jakieś niezwykłe, choć wprowadzają sporo zamieszania w rodzinie. Mimo to książkę czyta się szybko, lektura jest przyjemna, sporo się dzieje, nie wieje nudą i stagnacją.
Autorka skupiła się na międzyludzkich relacjach. Wykreowała różnorodnych bohaterów o intrygujących charakterach i osobowościach. Są to ludzie bardzo nam podobni, zwyczajni, których życie różnie się potoczyło. W większości to osoby cieszące się życiem bez względu na codzienne troski i zmartwienia, które przecież każdy przeżywa. Starają się doceniać każdy dzień i wykorzystywać szansy jakie daje im los. To dzięki takim ludziom wymowa całej historii jest taka pozytywna i optymistyczna. Wiekowe sąsiadki, które organizują sobie czwartkowe spotkania przy herbacie są tak młode duchem, że niejedna trzydziestolatka mogłaby brać z nich przykład. Ich codzienność jest pełna barw, przepełniona radością i pozytywnymi emocjami.
Bardzo podobał mi się wątek związany z krzemieniem pasiastym przywiezionym z okolic Sandomierza. Ten wyjątkowy kamień o pozytywnych wibracjach tak mnie urzekł, że gdy tylko będę na Kielecczyźnie nie omieszkam sprawić sobie takiej osobliwej pamiątki.
Pani Grażyna pięknie kreuje portret niewielkiego warmińskiego miasteczka zapraszając czytelnika w jego gościnne progi. Jest to obraz malowany sercem. Byłam w Nowym Mieście Lubawskim jakiś czas temu i niestety mnie nie urzekło, ale przecież "widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu".
W powieści Grażyny Mączkowskiej zabrakło mi efektu wow. Postać Róży kompletnie nie przystaje do emerytki, sześćdziesięciolatki nawet młodej duchem. Przez cały czas miałam wrażenie, że kobieta jest dużo młodsza i wszystkie wzmianki dotyczące jej wieku powodowały zgrzyt. Nie pasowało mi to bardzo i kłóciło się z obrazem bohaterki, jaki powstał w mojej głowie. Zachowanie i kondycja Zyty też nie do końca współgra z jej wiekiem, ale tutaj rozdźwięk ten był mniejszy i aż tak nie drażnił.
"Tajemnice różanego ogrodu " to ciepła i klimatyczna opowieść doskonale wpisująca się w nasze realia. To optymistyczna historia afirmująca życie i zachęcająca do porzucenia ograniczeń, które najczęściej sami sobie nakładamy. Szklanka powinna być zawsze do połowy pełna, a my nie bójmy się czerpać od losu wszystko to, co najlepsze bez względu na wiek, przekonania czy miejsce zamieszkania.
Moje pierwsze spotkanie z piórem Grażyny Mączkowskiej uważam za udane. Czy sięgnę po kolejną książkę aurorki?... Jeśli zainteresuje mnie fabuła, albo blurb wydawniczy, to istnieje duża szansa na następne spotkanie.
DAWNYCH WSPOMNIEŃ CZAR
Grażyna Mączkowska jest kolejną autorką, której twórczość postanowiłam poznać w tym roku. Na półce z nowościami w mojej bibliotece wyszukałam najnowszą powieść autorki zatytułowaną "Tajemnice różanego ogrodu" i zaintrygowana opisem wydawcy postanowiłam ją przeczytać.
Fabuła książki opiera się na motywie spadku, który główna bohaterka otrzymuje od...
2024-04-18
PRZYGODA NA RODOS
Kolejny audiobook wysłuchany. „Niezapomniany walc” Wioletty Piaseckiej towarzyszył mi przez kilka ostatnich dni podczas pracy. Piękna, romantyczna okładka przyciągnęła moją uwagę i skusiłam się na wersję multimedialną w interpretacji Joanny Domańskiej. Niestety tym razem intonacja głosu szczególnie w przypadku męskich postaci niezbyt przypadła mi do gustu.
Tytułowy walc to znany nam wszystkim utwór z filmu „Noce i dnie” – kompozycja Waldemara Kazaneckiego do słów Agnieszki Osieckiej, który nazywana jest także walcem Barbary. Któż nie kojarzy tej romantycznej melodii i Jerzego Tolibowskiego wychodzącego ze stawu z naręczem nenufarów. Ta wyjątkowa muzyka od lat szkolnych towarzyszy Kalinie i jest dla niej niespełnionym marzeniem, a wspomnienie piosenki śpiewanej przez Halinę Kunicką za każdym razem stanowi odskocznię od codzienności.
Kalina Katarzyna Kamińska jest czterdziestolatką z poukładanym życiem rodzinnym. Jej mąż Wojtek spełnia się zawodowo, kroi mu się awans na dyrektorskie stanowisko. Syn Kamil przygotowuje się do matury. Na jej głowie natomiast od lat jest tylko (albo aż) pranie, sprzątanie, gotowanie, dbanie o ogród i o rodzinę. Kalina od niemal dwudziestu lat potulnie godzi się na rolę gosposi i sprzątaczki, dla rodziny stała się zwyczajną, prozaiczną Kaśką, która z zaciśniętymi ustami dzielnie znosi niezapowiedziane wizyty i docinki teściowej. Jednak gdzieś głęboko w duszy bohaterka skrywa tęsknotę za dawną sobą – wesołą dziewczyną z pasją i marzeniami.
Podejrzenie zdrady męża popycha ją do zmian. Pod wpływem impulsu bohaterka podejmuje spontaniczną decyzję o wyjeździe do Grecji by z dala od domu i najbliższych przemyśleć swoje życie i podjąć pewne decyzje. Rodos wydaje się idealnym miejscem dla życiowych rozbitków, a dla Kaliny staje się bajkową, romantyczną krainą, w której można się zakochać. Tutaj kobieta ma szansę odnaleźć to wszystko, czego zaniechała lub utraciła przed laty wiążąc się z Wojtkiem.
Powieść Wioletty Piaseckiej ma w sobie coś wyjątkowego. Z jednej strony wydaje się nudnawa, przewidywalna do bólu i mało ambitna. Bohaterowie sztampowi, irytujący i nieciekawi. Trudno się do nich przekonać. Kalina to kobieta nieszczęśliwa, pokrzywdzona, pogodzona z losem, bierna. Wojtek z kolei jest kiepskim mężem, nie docenia żony, właściwie nawet jej nie zauważa dopóki ma posprzątane, wyprane i ugotowane. Syn wyrasta na wierną kopię swojego tatusia, z którym łączy go czas spędzany na wspólnym graniu. Wtrącająca się we wszystko teściowa, która niby mieszka oddzielnie, za płotem, ale dom syna i synowej traktuje jak swój to kolejny niepotrzebny stres. Matka z ojcem niby nie uczestniczą w codziennym życiu córki, ale nie szczędzą jej słów krytyki. Mamy jeszcze seksowną sąsiadkę Alicję – przyjaciółkę Kaśki, która jest prawdziwą specjalistką od przysłowiowej kreciej roboty. Mając przed oczami tak szczegółowo wykreowaną wizję codzienności nie mogłam uwierzyć, w to co słyszę od lektorki. Zastanawiałam się, jak Kalina może tak żyć i dlaczego pozwala rodzinie i otoczeniu na takie traktowanie. Im dłużej tego słuchałam, tym bardziej zaczynałam wątpić, czy dam radę dobrnąć do końca.
Na szczęście nadchodzi moment, kiedy bohaterka budzi się z letargu, buntuje się i udaje w podróż. I to był dla mnie element zwrotny. Od tej chwili historia nabiera rumieńców i dzieje się to za sprawą pięknej greckiej wyspy, która otula słońcem, radością, gościnnością i egzotyką. Pobyt na Rodos, urokliwe zakątki, fantastyczni mieszkańcy i całe mnóstwo słońca sprawiają, że powieść Wioletty Piaseckiej przestaje być nudna i bez wyrazu, a zyskuje coś wyjątkowego.
Uwielbiam podróżować z bohaterami do różnych ciekawych miejsc, odkrywać najdalsze zakątki i delektować się pięknem krajobrazów. I Weronika Piasecka zabrała mnie właśnie w taką podróż – słoneczną, radosną i niepospolitą, podczas której przez cały czas towarzyszył mi piękny walc:
„Nim las, nim kłos, nim noc dojrzeje,
ktoś wygra los, ktoś porzuci nas.
Nasz dom, nasz ląd zniknie gdzieś,
odpłynie w dal biała wieś,
będziemy snem, zorzą zórz,
morskim dnem i gwiazdą.”
Spodobała mi się także ewolucja nijakiej Kaśki w przebojową Kalinę, która wreszcie wie czego chce i robi coś dla siebie. Ta nowa wersja bohaterki zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu. Z Kaliną (nie Kaśką) mogłabym się dogadać, a może nawet zaprzyjaźnić. Nie mogę tego niestety powiedzieć o romantycznym i uległym Nikosie, który wydał mi się zbyt wyidealizowany, a jego nadskakiwanie sztuczne i mało wiarygodne, nawet jak na zakochanego bez pamięci faceta.
„Niezapomniany walc” to jedna z tych powieści, która zmusza do przemyśleń i wyciągania wniosków. Warto sobie uświadomić, że my, kobiety, jesteśmy równie ważne, jak cała nasza rodzina – mąż, dzieci, rodzice… Nie dajmy się wykorzystywać! Mamy prawo oddawać się swoim pasjom i spełniać marzenia. Musimy wierzyć w siebie i znać swoją wartość.
I na koniec jeszcze słów kilka o okładce, która mnie zauroczyła bardziej niż sama opowieść. Samotna kobieta w pięknej sukni stojąca na wysokim klifie i wpatrująca się w błękit morza pobudza wyobraźnię i daje pole do snucia własnych historii. Uwielbiam takie romantyczne obrazki…
Szkoda, że pierwsza część tej opowieści zupełnie nie przystaje do dalszych wydarzeń. Trudno ją przez to obiektywnie ocenić. Mimo wszystko jestem zadowolona, że skusiła mnie ta niesamowita okładka. Mogłam poznać pióro kolejnej polskiej pisarki, której książki wcześniej były mi zupełnie nieznane. Nie wykluczone, że za jakiś czas sięgnę po kolejną powieść Wioletty Piaseckiej i być może wybiorę się w inną ciekawą podróż.
PRZYGODA NA RODOS
Kolejny audiobook wysłuchany. „Niezapomniany walc” Wioletty Piaseckiej towarzyszył mi przez kilka ostatnich dni podczas pracy. Piękna, romantyczna okładka przyciągnęła moją uwagę i skusiłam się na wersję multimedialną w interpretacji Joanny Domańskiej. Niestety tym razem intonacja głosu szczególnie w przypadku męskich postaci niezbyt przypadła mi do...
2024-04-13
ŻYCIE W DUECIE
Ostatnio w zapowiedziach wydawnictwa Flow pojawiła się nowa powieść Magdaleny Witkiewicz "Ulotny zapach czereśni", która luźno nawiązuje do wydanej przed kilku laty książki "Czereśnie zawsze muszą być dwie". Już od jakiegoś czasu bardzo chciałam przeczytać tę historię, tym bardziej, że zachęcają do tego wszystkie pozytywne opinie, których jest naprawdę mnóstwo. Dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja sięgnięcia po audiobook, nie zastanawiałam się ani chwili...
Czereśnia potrzebuje drugiego drzewa, by żyć i rodzić owoce. Tak jak ludzie, którzy z natury poszukują swojej drugiej połówki. I nie ma znaczenia, czy będzie to przysłowiowe jabłko, pomarańcza, czy właśnie czereśnia, która dobrze rośnie tylko w parze. Czereśniowy sad otacza pewien wiekowy dom w Rudzie Pabianickiej nieopodal Łodzi, którego właścicielką jest od niedawna Zosia Krasnopolska. Dziewczyna odziedziczyła tę osobliwą nieruchomość po swojej przyjaciółce Stefanii, starszej kobiecie, z którą zaprzyjaźniła się jeszcze w szkole i traktowała ją trochę jak babcię. Zosia opowiada nam swoją historię cofając się w czasie do lat dzieciństwa, kiedy to Stefania była najbliższą jej osobą. W szkole uchodziła za kujonkę, a rodzice zajęci pracą zawodową nie poświęcali córce tyle uwagi, ile potrzebowała. Wizyty u starszej pani były dla dziewczyny naprawdę ważne i wyjątkowe. To Stefanii Zosia zwierzała się ze swoich rozterek, to jej opowiadała o pierwszej miłości i ją prosiła o radę w trudnej sytuacji, a gdy nagle kobiety zabrakło dziewczyna musiała zaopiekować się rodzinnym domem przyjaciółki, który na życzenie Stefanii stał się jej własnością. W ten sposób Zosia trafiła na Henryka - tajemniczego starszego pana, poznała też poturbowanego przez życie Szymona i powoli, krok po kroku, zaczęła odkrywać prawdziwą historię swojej willi, która wśród mieszkańców od dawna budziła obawy i sprzeczne emocje.
"Czereśnie zawsze muszą być dwie" to jedna z tych powieści, która przypomina mi dlaczego lubię sięgać po książki Magdaleny Witkiewicz. Wszystkie te pozytywy i zalety, o których możemy przeczytać w opiniach i recenzjach są, w moim przekonaniu, jak najbardziej zasłużone.
Miłość i tęsknota, pogmatwane ludzkie losy, trudne wybory, piękna bezinteresowna przyjaźń i zaskakujące tajemnice stanowią o wartości tej powieści. Przyznaję, że autorka powiela niektóre schematy, jednak dodaje też wiele od siebie przez co historia nabiera świeżości i wyjątkowego charakteru. Przeszłość płynnie przenika do teraźniejszości, uzupełnia ją i wiele wyjaśnia. Uwielbiam takie opowieści obyczajowe, gdzie rodzinne sekrety niecierpliwie czekają na swoje przysłowiowe pięć minut i wywracają życie bohaterów do góry nogami. Zawsze z ekscytacją czekam na te momenty i za każdym razem zastanawiam się, czy również dla mnie będą one zaskoczeniem. I rzeczywiście w tej powieści tak się dzieje. Przeszłość zdumiewa i jest niezwykle intrygująca. Szkoda tylko, że wszystko odbywa się bez udziału Stefanii, ale kobieta na pewno kibicuje Zosi patrząc na nią z góry.
Powieść naprawdę mi się podobała. Były emocje, były tajemnice i mnóstwo dobrych wrażeń. Interpretacja Pauliny Holtz jak zawsze sprawiła, że dosłownie przypadłam. Zanurzyłam się w opowiadanej historii i poczułam dosłownie jak dziecko, któremu czyta się książeczkę na dobranoc, tyle tylko, że ta historia nie była o wróżkach, czy smokach, ale o skomplikowanych ludzkich losach naznaczonych przez zawiść, chciwość i głupotę.
Polubiłam Zosię, choć jej relacja z Markiem od początku wzbudzała moją irytację. Stefania jawiła mi się niczym moja babcia, do której mogłam biec z każdą troską i zmartwieniem. Szymon od początku zyskał moją sympatię, a razem z przygarniętą Luną stanowili duet idealny. Bardzo dobrze czułam się w ich towarzystwie i mam nadzieję, że będę mogła jeszcze raz wrócić do Rudy Pabianickiej i poznać dalsze koleje ich losów. A może autorka jeszcze czymś nas zaskoczy?... Jedno jest pewne - "Ulotny zapach czereśni" już stał się moim czytelniczym priorytetem.
ŻYCIE W DUECIE
Ostatnio w zapowiedziach wydawnictwa Flow pojawiła się nowa powieść Magdaleny Witkiewicz "Ulotny zapach czereśni", która luźno nawiązuje do wydanej przed kilku laty książki "Czereśnie zawsze muszą być dwie". Już od jakiegoś czasu bardzo chciałam przeczytać tę historię, tym bardziej, że zachęcają do tego wszystkie pozytywne opinie, których jest naprawdę...
2024-04-12
SŁONIOM NA RATUNEK
Afryka kojarzy nam się z upałem, dziewiczą przyrodą i dzikimi zwierzętami. To raj dla naukowców - biologów, zoologów i botaników, którzy wyjeżdżają na Czarny Ląd aby prowadzić swoje badania i obserwacje w naturalnym środowisku. Każda ekspedycja wiąże się z długimi przygotowaniami, załatwianiem pozwoleń, dokumentów i ogarnięciem całej biurokracji. Nierzadko dochodzą do głosu również uwarunkowania polityczne, które burzą wcześniej poczynione plany i ustalenia. Z takimi złożonymi trudnościami muszą się mierzyć Delia i Mark Owensowie przed rozpoczęciem każdej swojej afrykańskiej wyprawy. O kulisach, badaniach i życiu na Czarnym Lądzie opowiadają w swoich książkach, które szybko stają się bestsellerami. Te powieści podróżniczo - przygodowe będące przepięknymi relacjami z życia w otoczeniu dzikich zwierząt i dziewiczej przyrody to interesująca, mądra i bardzo potrzebna literatura faktu, która spełnia rolę edukacyjną i krajoznawczą.
"Oko słonia" to trzecia powieść Delii i Marka Owensów, w której wybieramy się z autorami do Deception Valley w Botswanie - miejsca ich poprzedniej ekspedycji na pustyni Kalahari, a potem ze względów politycznych przenosimy się do najbardziej dzikiego i niezbadanego Parku Narodowego Luangwa Północna na terenie Zambii. To trudny i niedostępny teren oddalony od wiosek i jakiejkolwiek cywilizacji. Są tu rzeki, strome górskie zbocza i głębokie doliny, które stanowią ogromne wyzwanie zarówno dla badaczy jak i ze względów logistycznych. Z uwagi na odludne i dzikie tereny jest to obszar idalny do obserwacji dla zoologów. Tym razem Delia i Mark poświęcają się walce o przetrwanie słoni afrykańskich, które giną nie tylko za sprawą wszechobecnej suszy i braku wody, ale przede wszystkim z ręki kłusowników. Determinacja i konsekwencja w zmaganiach prowadzących do ocalenia tych ogromnych dzikich zwierząt są godne podziwu, choć odnosi się wrażenie, że jest to walka z przysłowiowymi wiatrakami. Dla miejscowej ludności, plemion Bisa i Bemba oraz dla ministrów i rządzących tym regionem kłusownictwo to po prostu sposób na życie, forma pracy i zarobkowania. Nikt się tutaj nie zastanawia, że poprzez przyzwolenie na ten okrutny proceder populacja słoni afrykańskich po prostu wyginie bezpowrotnie.
Powieść jest przepiękna i emocjonalna. Poraża swoją brutalną szczerością. Dramatyczne opisy polowań i przerażające ataki na zwierzęta mrożą krew w żyłach i uświadamiają nam powagę sytuacji. Porównanie cmentarzyska słoni pełnego nagich kości i szkieletów do Auschwitz również nie pozostawia złudzeń. Bliższe zaznajomienie się z tymi wyjątkowymi, mądrymi i empatycznymi zwierzętami sprawiło mi wiele radości, ale dostarczyło też mnóstwa wzruszeń. Każdy rozdział, każdy etap i każda przygoda wzbudzają skrajne emocje. Bardzo podoba mi się fakt, że każde zwierzę, z którym Owensowie mają do czynienia otrzymuje swoje imię i od tego momentu przestaje być obce i anonimowe.
Delia i Mark piszą ciekawie i obrazowo. Zadziwia mnie spokój i opanowanie, które towarzyszy im w sytuacjach kryzysowych. Napięcie niejednokrotnie wywołuje niepokój i sprawia, że emocje przez cały czas pozostają na najwyższym poziomie. W swojej opowieści autorzy stawiają na szczerość i prawdę bez retuszu i zbędnych upiększeń. Ich relacja jest spójna, klarowna i bardzo interesująca w odbiorze.
Książka niesie ze sobą także dużo treści edukacyjnych. Od bliższego poznania słoni afrykańskich, ich zwyczajów, zachowań i cech, poprzez przyczynę zmniejszania się ich populacji, aż po główne rynki zbytu. Przekonujemy się jakie znaczenie ma informacja i nagłośnienie problemu. Dowiadujemy się czy walka i ogromna praca Delii i Marka na rzecz słoni przynosi wymierne efekty.
Uwielbiam książki podróżnicze, które zabierają mnie w egzotyczne zakątki świata. Powieść "Oko słonia" poprzez poruszoną tematykę wywarła na mnie ogromne wrażenie. Muszę koniecznie nadrobić poprzednie powieści napisane przez Delię i Marka, gdyż przebywanie na afrykańskim kontynencie, życie wśród dzikiej przyrody i walka o prawa zwierząt to dla mnie sprawa bardzo istotna i jednocześnie niezapomniana przygoda. "Oko słonia" to poruszająca powieść obyczajowa, ciekawa i egzotyczna przygoda, emocjonujący dreszczowiec, ciekawie napisana opowieść podróżnicza i historia oparta na faktach w jednym tomie.
Książkę otrzymałam z klubu recenzenta serwisu nakanapie.pl i muszę przyznać, że jest to jeden z najlepszych wyborów jakiego dokonałam, wyszukując sobie książkę do lektury.
SŁONIOM NA RATUNEK
Afryka kojarzy nam się z upałem, dziewiczą przyrodą i dzikimi zwierzętami. To raj dla naukowców - biologów, zoologów i botaników, którzy wyjeżdżają na Czarny Ląd aby prowadzić swoje badania i obserwacje w naturalnym środowisku. Każda ekspedycja wiąże się z długimi przygotowaniami, załatwianiem pozwoleń, dokumentów i ogarnięciem całej biurokracji....
2024-04-10
ZACZARUJ MÓJ ŚWIAT
Książka Avery Flynn "Weź nie czaruj" została określona przez samą autorkę jako magiczna komedia romantyczna, choć dla mnie to po prostu powieść fantasy w przepięknej szacie graficznej, która przyciągnęła moją uwagę. Niestety z przykrością muszę przyznać, że pomimo ładnej okładki nie dałam się zaczarować tej historii, więcej..., to była kompletnie nie moja bajka, którą przeczytałam do końca tylko dlatego, że dobiegał termin wypożyczenia w bibliotece. Prawda jest taka, że nie lubię pozostawiać niedokończonych książek, choć mam świadomość, że czasem takie czytanie na siłę to zwyczajna strata czasu.
Autorka zabiera nas do Wrightsville i Czarnogrodu - wykreowanego przez siebie świata czarownic, trolli, jednorożców i innych stworzeń z krainy magii i czarów, gdzie rywalizują ze sobą dwa potężne rody czarodziejów. Rządy sprawuje tu Rada, a przeciwstawia się jej Ruch Oporu. Matilda Grace Sherwood zwana Tildą jest 28-letnią kobietą, która zachowuje się jak nastolatka i często popada w tarapaty. Nie do końca odnajduje się w otaczającym ją świecie, gdyż jest heretyczką pozbawioną czarodziejskiej mocy. Bohaterkę poznajemy podczas spotkania w piekarnio - kawiarni u Salema z Gilem Connollym - największym jej wrogiem, które zostało zaaranżowane przez swatkę, a w konsekwencji prowadzi do odkrycia pewnej politycznej intrygi. Do tego nieopatrznie rzucone zaklęcie sprawia, że rodzina Sherwoodów znajduje się w niebezpieczeństwie. Aby znieść klątwę Tilda i Gil muszą połączyć siły i wykonać pewną trudną misję, podczas której dowiedzą się wiele o sobie...
"Weź nie czaruj" to książka nieoczywista i trudna do oceny. Sam pomysł na wykreowanie społeczności, w której żyją obok siebie czarodzieje i czarodziejki, zmiennokształtne jednorożce, gnomy i trolle okazał się całkiem fajny. Intryga też dość ciekawa i... niestety na tym chyba kończą się zalety tej opowieści.
Początkowo założyłam, że mam do czynienia z literaturą młodzieżową z gatunku fantasy, ale tak naprawdę jest to romantyczna historia z rozbudowanymi scenami erotycznymi, których prawdę mówiąc kompletnie się nie spodziewałam. Co ważne niewiele wnoszą one do całej opowieści, ale sprawiają, że jest to lektura zdecydowanie dla dorosłych czytelników.
Książka napisana jest w lekki i bardzo przystępny sposób. Prosty język i nieco humoru może poprawić nastrój, ale brakuje klimatu magii i czarów. Padają różne zaklęcia, ale nie robią one na nas żadnego wrażenia. Przypatrujemy się wydarzeniom stojąc z boku i kompletnie nie angażując się w powieściową rzeczywistość. Nie ma emocji, brakuje głębi, całość jest płytka, przewidywalna i wypada bardzo średnio. Mnie nie przypadła do gustu.
W epilogu odnajdujemy pewne sugestie co do powstania kolejnych części tej historii. W końcu Matilda jest jedną z pięciu sióstr, więc autorka może przelewać na papier swoje następne pomysły. Oby tylko wykonanie nie zawiodło tak, jak to ma miejsce przy części pierwszej. Ja już raczej nie będę chciała poznać tajemnic pozostałych sióstr i dalszych losów Scherwoodów, ale na pewno znajdą się fani tej opowieści, dla których jest to dobra wiadomość.
ZACZARUJ MÓJ ŚWIAT
Książka Avery Flynn "Weź nie czaruj" została określona przez samą autorkę jako magiczna komedia romantyczna, choć dla mnie to po prostu powieść fantasy w przepięknej szacie graficznej, która przyciągnęła moją uwagę. Niestety z przykrością muszę przyznać, że pomimo ładnej okładki nie dałam się zaczarować tej historii, więcej..., to była kompletnie nie...
2024-04-08
UWIERZYĆ W SIEBIE
"Nigdy nie jest za późno, by zacząć żyć po swojemu." Takie zdanie znajdziemy w opisie wydawnictwa W.A.B. dotyczącym książki Gabrieli Gargaś i Aliny Adamowicz zatytułowanej "Nie czekaj już dłużej". W zupełności zgadzam się z zacytowaną tezą i dlatego też chętnie sięgnęłam po tę intrygującą opowieść. Wybrałam wersję audio, a książkę czyta Jan Pirowski. Interpretacja wypadła całkiem nieźle, chociaż moim zdaniem do powieści obyczajowych bardziej pasuje subtelna i delikatna damska barwa głosu.
Poznajcie zatem trzy przyjaciółki - Laurę, Edytę i Beatę, które nie są szczęśliwe w swoich związkach. Laura jest matką trójki dzieci i żoną Piotra. Mężczyzna nie angażuje się w życie rodzinne, wszystkie obowiązki spadają na żonę, a on coraz częściej przejawia niezdrowe zachowania natury psychicznej. Edyta właściwie samotnie wychowuje swoją dwójkę - syna Igora i niepełnosprawną córkę Melanię, która wymaga szczególnej troski i uwagi. Jej mąż Kacper, policjant z zawodu ma zadatki na psychopatę. Jego relacja z żoną przejawia cechy toksycznej i daleka jest od normalności. Beata natomiast pozostaje w związku z Aleksem, nie planują dzieci, ale temperatura w ich małżeństwie znacząco spadła. Decydują się więc skorzystać z porady specjalisty. Każda z trzech kobiet boryka się z własnymi problemami, a ich zwykłe, codzienne życie nie spełnia oczekiwań. Dlatego przychodzi czas na zmiany i nowy początek...
Książka "Nie czekaj już dłużej" to ciekawa i mocno życiowa opowieść - to aż trzy historie powiązane ze sobą poprzez osoby głównych bohaterek, które zaintrygowały mnie od samego początku. A jednak mam spory problem z oceną tej książki. O ile pierwsze dwie części to obyczajowa fikcja literacka inspirowana życiem, o tyle ostatnia trzecia część to już czysty poradnik dla osób pragnących zmian. Powieść zamienia się w zbiór wskazówek, porad i rozwiązań, a jedna z bohaterek realizuje się w roli terapeutki. Muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam. Nie podobał mi się kierunek, w jakim rozwinęła się ta historia. Nie do końca odpowiadał mi też sposób narracji. Po zakończonej lekturze pozostał niedosyt i rozczarowanie. Sięgając po powieść Gabrieli Gargaś nastawiłam się na interesującą historię obyczajową przepełnioną emocjami i delikatnie zasugerowanymi tematami do głębszych przemyśleń. A tymczasem... Gdybym miała ochotę na porady terapeutyczne to poszukałabym konkretnego miejsca, gdzie mogłabym taką pomoc uzyskać.
Jeśli chodzi o dwie pierwsze części tej opowieści, to wywarły one na mnie spore wrażenie. Podobał mi się zamysł, polubiłam bardzo wszystkie trzy bohaterki i mocno kibicowałam im w codziennych zmaganiach z życiem. Podziwiałam ich przedsiębiorczość, zaradność, wytrwałość i odwagę. Współczułam Laurze i Edycie ich wyborów, gdyż mężczyźni, z którymi się związały niestety okazali się zwichrowani oraz niezrównoważeni i wywoływali we mnie irytację. Niestety część trzecia okazała się nieporozumieniem i szczerze mówiąc nie mogłam doczekać się końca tej książki.
Aurorki podjęły ważne tematy takie jak przemoc fizyczna i psychiczna, zdrada, niepełnosprawność, choroba oraz żałoba po stracie. Istotną rolę odgrywa tu motyw akceptowania siebie i dostrzegania własnych potrzeb, co w rezultacie pozwala otworzyć się na zmiany. Warto się nad tym zastanowić, ale... nie sądzę żeby trzeba było od razu biec do gabinetu terapeutki Laury.
"Nie czekaj już dłużej" to optymistyczna w swojej wymowie opowieść zaprawiona jednak sporą dawką goryczy. Nie jestem zachwycona, ale przyznaję, że całkiem nieźle mi się słuchało tego audiobooka.
UWIERZYĆ W SIEBIE
"Nigdy nie jest za późno, by zacząć żyć po swojemu." Takie zdanie znajdziemy w opisie wydawnictwa W.A.B. dotyczącym książki Gabrieli Gargaś i Aliny Adamowicz zatytułowanej "Nie czekaj już dłużej". W zupełności zgadzam się z zacytowaną tezą i dlatego też chętnie sięgnęłam po tę intrygującą opowieść. Wybrałam wersję audio, a książkę czyta Jan Pirowski....
2024-04-02
NIESPEŁNIONA OBIETNICA
Przeczytałam już kilka powieści Kristin Harmel i muszę przyznać, że jak dotąd na żadnej się nie zawiodłam. Uwielbiam obrazowy styl pisania aurorki, jej ciekawe pomysły, intrygującą fabułę, przekaz emocji i mistrzowskie wręcz łączenie ze sobą odległych płaszczyzn czasowych, które pozostają w równowadze i w konsekwencji tworzą złożoną, ale bardzo spójną i przemyślaną opowieść. Każda przeczytana przeze mnie książka autorki okazywała się inna, niepowtarzalna i wyjątkowa, a jedną cechą łączącą te wszystkie historie, jest przeszłość osnuta wokół wydarzeń naznaczonych przez II wojnę światową. Krótko mówiąc powieści Kristin Harmel to nieprzeciętne książki z górnej półki, które usatysfakcjonują nawet najbardziej wymagających czytelników.
"A gdy znów się spotkamy" to historia Emily, dziennikarki, która po śmierci babci Margaret Emerson otrzymuje pocztą tajemniczą przesyłkę opatrzoną anonimowym listem nawiązującym do przeszłości. W ten sposób kobieta staje się właścicielką pewnego wyjątkowego i bardzo osobistego obrazu przedstawiającego Margaret z czasów, gdy była młodą dziewczyną. Emily jest mocno zaintrygowana tym bardziej, że babcia nigdy nie opowiadała o swojej młodości, ani o mężczyźnie, który był ojcem jej jedynego syna Victora. Kobieta postanawia rozwikłać tajemnicę przeszłości swojej rodziny i dowiedzieć się czegoś o swoim biologicznym dziadku, który był jedyną miłością Margaret. Otrzymany obraz ma jej ułatwić to trudne zadanie. Ojciec również służy Emily swoją pomocą, choć z uwagi na mocno skomplikowane relacje kobieta nie jest skłonna do współpracy. Wspólna podróż za ocean, do Monachium, jest ogromną szansą dla Victora i Emily na odbudowanie więzi, ale może również pomóc otworzyć szczelnie dotąd zamknięte drzwi do przeszłości.
Czy ojciec i córka wykorzystają tę okazję? Jakie niespodzianki kryje przeszłość bohaterów?
"A gdy znów się spotkamy" to przepiękna, wzruszająca opowieść wielowątkowa, której lektura to czysta przyjemność. Jestem zauroczona. Kristin Harmel stworzyła inteligentną i bardzo prawdziwą historię, która przystaje do rzeczywistości, jaka nastała po II wojnie światowej. Autorka podjęła kolejny frapujący temat, ukazując wojenne czasy poprzez pracę niemieckich jeńców - żołnierzy wziętych do niewoli i wysłanych za ocean, między innymi na Florydę, do pracy na farmie przy uprawie trzciny cukrowej. Mamy też reminiscencje walk na froncie, w Afryce, które odciskają głębokie piętno na psychice żołnierzy niemieckich walczących często wbrew sobie i swoim przekonaniom. Muszę przyznać, że zainteresowała mnie bardzo ta tematyka i postanowiłam dowiedzieć się więcej.
Książka jest ciekawym patchworkiem smutków i radości oplecionym nutą nostalgii. Akcja biegnie dwutorowo, płaszczyzny przeplatają się ze sobą tworząc bardzo wyrazisty obraz powieściowej rzeczywistości. Mroczny i smutny okres II wojny światowej obfitujący w wydarzenia będące istotą całej opowieści idealnie równoważą i uzupełniają obecne zdarzenia prowadzące do rozwikłania tajemnic rodziny. Wojenna rzeczywistość to nie tylko ciemność, strach, niepewność i śmierć, ale też życie pomimo wszystko, praca, drobne radości, miłość i nadzieja, które docenia się bardziej i odczuwa mocniej. A teraźniejszość to przede wszystkim konsekwencje pewnych wyborów, nie zawsze właściwych, które mają wpływ na kolejne lata, na przyszłość.
Powołani do życia bohaterowie to osoby z trudną przeszłością, mający za sobą bolesne doświadczenia i osobiste dramaty. To prawdziwi ludzie z krwi i kości mierzący się z własnymi demonami, poszukujący szczęścia, potrzebujący rozgrzeszenia i wybaczenia. Są bardzo autentyczni w swoim postępowaniu i wiarygodni w odczuwaniu emocji.
Kristin Harmel należy do grona moich ulubionych pisarek. Cieszę się, że mam jeszcze kilka jej powieści do przeczytania, bo są one dla mnie zawsze prawdziwą ucztą czytelniczą. Książkę "A gdy znów się spotkamy" wypatrzyłam w klubie recenzenta i otrzymałam ją od serwisu nakanapie.pl. Muszę przyznać, że był to naprawdę bardzo dobry wybór!
NIESPEŁNIONA OBIETNICA
Przeczytałam już kilka powieści Kristin Harmel i muszę przyznać, że jak dotąd na żadnej się nie zawiodłam. Uwielbiam obrazowy styl pisania aurorki, jej ciekawe pomysły, intrygującą fabułę, przekaz emocji i mistrzowskie wręcz łączenie ze sobą odległych płaszczyzn czasowych, które pozostają w równowadze i w konsekwencji tworzą złożoną, ale bardzo...
2024-03-31
SAKRAMENTALNE "TAK"
Moja przygoda z książkami Elin Hilderbrand - królowej wakacyjnych powieści rozpoczęła się od książki "Piasek w butach" i w ciągu kilku lat przeczytałam już niemal wszystkie książki tej poczytnej amerykańskiej autorki dostępne na naszym rynku wydawniczym. W końcu przyszedł czas na "Piękny dzień", opowieść, która jak wszystkie poprzednie przenosi nas na urokliwą wyspę Nantucket oddaloną o niespełna 50 km. od Cape Code w stanie Massachusetts. Muszę powiedzieć, że każda wizyta w tym wyjątkowym miejscu sprawia, że wracam tam z jeszcze większą przyjemnością.
Tym razem wraz z bohaterami bierzemy udział w pewnym szczególnym wydarzeniu. Wyjątkowy czterodniowy weekend na wyspie Nantucket ma przygotować Jennę Carmichael i Stewarta do złożenia przysięgi małżeńskiej. Zjeżdżają się zaproszeni goście - rodzina i znajomi. Wszystko musi być przygotowane perfekcyjnie, za co odpowiedzialna jest druhna honorowa - starsza siostra panny młodej Margot. Bohaterki mają do dyspozycji notatnik swojej zmarłej na nowotwór matki - Beth Carmichael, która szczegółowo zaplanowała i opisała każdy aspekt przygotowań do tej pięknej i wyjątkowej uroczystości. Z tych bardzo osobistych zapisków bije nieskończona miłość i chęć pomocy nawet zza grobu. I tak od czwartku z każdą chwilą przygotowania nabierają coraz większego tempa. Margot stara się sumiennie i z należytą starannością wykonać powierzone jej przez matkę zadanie. Wszystko musi być dopięte na przysłowiowy ostatni guzik. Jednak wraz z przybyciem kolejnych gości pojawiają się pewne zawirowania, sytuacje zaskakują, powstają nieporozumienia i wychodzą na jaw sekrety, co w konsekwencji doprowadzić może do odwołania uroczystości...
Pomysł na tę książkę autorka zaczerpnęła z rodzinnych opowieści, dlatego historia jest bardzo osobista i opisana została z najdrobniejszymi szczegółami. Przygotowania do ślubu ze strony na stronę nabierają coraz większego tempa, co sprawia, że wzrasta dynamika akcji. Pojawia się mnóstwo postaci, które wprowadzają niestety sporo chaosu. Szczerze mówiąc trudno było mi się odnaleźć w tym gąszczu charakterów i sytuacji.
Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie notatek zmarłej matki w postaci wytycznych, które przez cały czas przewijają się w treści. To one stanowią główną oś tej opowieści, co moim zdaniem jest na swój sposób zdumiewające. Osobiście nie wyobrażam sobie, aby ktoś, także najbliższa osoba, tak bardzo wyręczała mnie w organizacji mojej uroczystości ślubnej, nawet gdyby było to podyktowane troską i miłością. Wolałabym też, aby sugestie Beth Carmichael wplecione zostały w treść, chociażby w przemyślenia bohaterek, a nie były przekazywane poprzez wiernie przytaczane fragmenty wpisów. Myślę, że wówczas wypadłoby to dużo ciekawiej.
Autorka podejmuje temat szeroko pojętej miłości i różnych jej aspektów, zaufania, zdrady, niewyjaśnionych zatargów i rodzinnych sekretów. Tęsknota, wybaczenie i cała gama emocji towarzyszą bohaterom, którzy pragną spędzić na Nantucket ten wyjątkowy, piękny dzień. Ciekawe opisy wyspy i jej typowo wakacyjny klimat jak zawsze bardzo mi się podobały, ale jednak czegoś w tej powieści zabrakło. Przede wszystkim jest przegadana i taka trochę bez ładu, bez wyrazu. Nie potrafiłam się przekonać do żadnej postaci, wszyscy bohaterowie byli mi kompletnie obojętni, co wydawało się dość niezwykłe i nietypowe. A jedyną bohaterką, która naprawdę mnie zainteresowała była... wyspa Nantucket.
Przykro mi to pisać, ale "Piękny dzień" to w moim odczuciu najsłabsza powieść Elin Hilderbrand, jaką miałam przyjemność przeczytać. Pomysł na fabułę ciekawy, miejsce akcji jak zawsze urokliwe, ale wykonanie zawiodło. Nudziłam się przy lekturze, przekaz emocji szwankował i dosłownie nie mogłam się doczekać końca. Cieszę się, że poznałam już inne historie Elin Hilderbrand i mogę założyć, że był to tylko taki mały wypadek przy pracy.
SAKRAMENTALNE "TAK"
Moja przygoda z książkami Elin Hilderbrand - królowej wakacyjnych powieści rozpoczęła się od książki "Piasek w butach" i w ciągu kilku lat przeczytałam już niemal wszystkie książki tej poczytnej amerykańskiej autorki dostępne na naszym rynku wydawniczym. W końcu przyszedł czas na "Piękny dzień", opowieść, która jak wszystkie poprzednie przenosi nas na...
2024-03-29
TAJEMNICE BLACKMORE
W ramach przerywnika w świątecznych przygotowaniach przychodzę do Was z recenzją powieści kanadyjskiej pisarki Amy Stuart zatytułowanej "Pośród gór". Książka jest ciekawym thrillerem psychologicznym, który prowadzi nas do niewielkiego górniczego miasteczka Blackmore. To usytuowane na uboczu, pełne tajemnic i zagadek miejsce zamieszkują niepospolite osobowości. Hermetyczna społeczność miejscowości jest podejrzliwa, zdystansowana i nieufna wobec przyjezdnych. Tymczasem do Blackmore przyjeżdża Clare Odey, aby pod pretekstem przeprowadzenia sesji zdjęciowej odnaleźć Shaynę Fowles - kobietę, która zniknęła bez wieści. Mieszkańcy nie ufają nowo przybyłej kobiecie, dlatego zdobycie informacji wymaga od niej sprytu i... czasu. Clare jest zdeterminowana, chce jak najlepiej wykonać swoje zadanie. Ona także jest uciekinierką i ma z Shayną Fowles sporo wspólnego. Jak na razie udało jej się zostawić przeszłość daleko za sobą, uciec od despotycznego męża - psychopaty, wyjechać i zatrzeć za sobą wszelkie ślady. Co ją czeka w Blackmore i jakie niespodzianki kryje miasteczko oraz stara kopalnia, w której przed kilku laty doszło do tragedii?
Zainteresowała mnie ta opowieść, zwróciłam też uwagę na okładkę, która idealnie oddaje atmosferę tej historii. Pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał. Sceneria małego odludnego miasteczka pośród gór, klimat starej kopalni, w której zginęli ludzie, ekscentryczni bohaterowie żyjący na krawędzi i skrywający własne tajemnice, konflikty sąsiedzkie, uzależnienia - to są te elementy, które idealnie wpisują się w dreszczowiec. I właśnie te motywy sprawiły, że mogłam wczuć się w mroczną i złowieszczą atmosferę Blackmore. Misternie utkana sieć intryg i kłamstw oraz skrzętnie skrywane sekrety sprawiły, że z niecierpliwością czekałam na finał. Amy Stuart wykreowała różnorodnych bohaterów, z których każdy skrywa jakieś sekrety. Clare jest ciekawą osobowością, która wzbudza sympatię i potrafi zdobyć sympatię otoczenia. Kibicowałam jej bardzo w rozwikłaniu zagadki zniknięcia Shayny. Malcolm - wynajęty detektyw okazał się najbardziej nijaki. Zdecydowanie bardziej interesująco wypadli rodowici mieszkańcy miasteczka.
Spodobał mi się styl aurorki, odpowiadał mi prosty język, co w połączeniu z interpretacją Małgorzaty Klary sprawiło, że bardzo przyjemnie słuchało się wersji audio. Początkowo klimat skojarzył mi się trochę z popularnym miasteczkiem Twin Peaks tak było niepokojąco i mętnie. Później już to wrażenie zniknęło, ale wciąż czekałam na jakieś spektakularne rozwiązanie wątków, a tymczasem bez trudu rozszyfrowałam zamysł autorki. Po zakończonej lekturze odniosłam wrażenie, że Amy Stuart nie do końca przemyślała swoją opowieść. Początek był bardzo obiecujący, zawiodła koncepcja, słabo wypadło połączenie rzeczywistości Blackmore z tajemniczą przeszłością Clare. W niektóre fragmenty wkradał się chaos i wydawały się niepowiązane z istotą powieści. Cieszę się, że autorka zapowiada kontynuację tej historii. W przeciwnym wypadku samo zakończenie byłoby jakimś nieporozumieniem.
Książka na pewno ma w sobie "coś". Jest trochę niedopracowana, ale zważywszy, że to debiutancka powieść, to myślę, że dobrze wróży na przyszłość. Postanowiłam sobie, że dam Amy Stuart kolejną szansę, mając nadzieję na więcej interesujących wrażeń.
TAJEMNICE BLACKMORE
W ramach przerywnika w świątecznych przygotowaniach przychodzę do Was z recenzją powieści kanadyjskiej pisarki Amy Stuart zatytułowanej "Pośród gór". Książka jest ciekawym thrillerem psychologicznym, który prowadzi nas do niewielkiego górniczego miasteczka Blackmore. To usytuowane na uboczu, pełne tajemnic i zagadek miejsce zamieszkują niepospolite...
2024-03-22
HISTORIA SREBRNEGO MEDALIONU
Nie bacząc na wiosenną aurę skusiłam się na typowo zimową powieść Ilony Gołębiewskiej zatytułowaną "Ktoś mi bliski". To kolejna ciepła i nastrojowa historia obyczajowa, którą czyta się błyskawicznie, a lektura dostarcza wyjątkowych wrażeń.
Autorka zabiera nas na warszawską Pragę, gdzie siostry Zoja i Lena Wiśniewskie prowadzą swój niezwykły sklep o dość osobliwej nazwie "Fortuna Vintage". Jest to szczególne miejsce na mapie stolicy, jeszcze mało znane, ale z ogromnym potencjałem. Bohaterki wkładają całe serce i mnóstwo zaangażowania w to, aby po pierwsze firma jak najlepiej prosperowała, a po drugie, aby wynajdywać coraz to nowe, oryginalne i niepowtarzalne cudeńka, które zapomniane przez dawnych właścicieli mają szansę otrzymać drugie życie. W taki właśnie dość przypadkowy sposób do sklepiku trafia wiekowy kuferek pełen staroci, w którym siostry znajdują piękny srebrny medalion ze szmaragdem wykonany przez jedną z dawnych warszawskich firm jubilerskich. Nikt nie zna prawdziwej historii tego naszyjnika, ale internet jest niezawodny i szybko okazuje się, że ozdoba posiada swoją właścicielkę - żywiołową i aktywną starszą panią - Celinę Horn...
Bezpośrednio po zakończonej lekturze przyszła mi na myśl pewna refleksja związana z miejscem akcji. Kiedy kilka tygodni temu przechadzałam się ulicą Targową i przekroczyłam bramę bazaru Różyckiego, to pomyślałam sobie, że nie jest to już niestety to samo miejsce. Przed laty było tu gwarno i kolorowo, każda budka oferowała jakieś wyjątkowe artykuły, przy czym rozmaitość i różnorodność była ogromna. W tłumie pomiędzy kupującymi przechadzały się przekupki oferujące chętnym gorące pyzy, czy flaki. Dziś jest tu szaro i smutno. Część sklepików jest zamkniętych, kupujących i oglądających niewielu, wszędzie cisza, spokój i bezruch, które przytłaczają. Bazar Różyckiego to obecnie miejsce trochę zapomniane, choć nadal jest przestrzenią handlową i niezmiennie wpisuje się w historię prawobrzeżnej Warszawy. Jakże miło byłoby odnaleźć tu taki wyjątkowy sklepik z duszą, który przyciągnąłby przyjezdnych oraz mieszkańców stolicy swoją osobliwą atmosferą i pięknymi przedmiotami. A każdy przedmiot miałby swoją własną, niepowtarzalną historię do opowiedzenia...
Autorka po raz kolejny urzekła mnie swoją opowieścią. To już trzecia powieść zimowo - świąteczna, w której się po prostu zakochałam. Najpierw był "Czas na miłość" ze stylową restauracją w warszawskim Śródmieściu, potem "Czekam na Ciebie" z salonem krawieckim na Pradze, gdzie tradycja łączy się z nowoczesnością, a teraz sklepik z duszą na bazarze Różyckiego w powieści "Ktoś mi bliski". Wszystkie te książki skrywają jakąś niepowtarzalną historię, a w każdej z nich odnalazłam cząstkę siebie.
Ilona Gołębiewska splotła ze sobą dwie odrebne historie, których wspólnym mianownikiem jest srebrny medalion ze szmaragdem skrywający na dnie puzderka zdjęcie pewnego mężczyzny. Obok sklepiku sióstr Wiśniewskich w powieści pojawia się pracownia i cukiernia, w której powstają najlepsze torty. A wszystko to spina zaskakująca opowieść z przeszłości, która rzuca zupełnie nowe światło na obecne wydarzenia.
Książka jest bardzo dobrze przemyślana. Pani Ilona zadbała o każdy najmniejszy szczegół, pięknie oddała wyjątkowy klimat warszawskiej Pragi i sprawiła, że moje serce zaczęło mocniej bić. Autorka zadbała też o bohaterów, którzy wspaniale wpisują się w powieściową rzeczywistość. Są to bardzo sympayczni ludzie, uczuciowi, emocjonalni i... przedsiębiorczy. Bardzo dobrze czujemy się w ich towarzystwie. Z Leną i Zoją mogłabym się zaprzyjaźnić, Damian i Jakub to bardzo intrygujący młodzieńcy, a Celina Horn wydała mi się troskliwa i ciepła niczym moja babcia.
Pani Ilono, uśmiecham się o jak najwięcej takich pozytywnych historii, które promieniują samymi pozytywnymi emocjami. Potrzeba nam takiego optymizmu na co dzień. W tej powieści nie było właściwie żadnego niuansu, który by mi się nie spodobał. Smutno mi tylko, że tak szybko musiałam rozstać się z bohaterami, a to oznacza, że książka jest zdecydowanie zbyt krótka.
HISTORIA SREBRNEGO MEDALIONU
Nie bacząc na wiosenną aurę skusiłam się na typowo zimową powieść Ilony Gołębiewskiej zatytułowaną "Ktoś mi bliski". To kolejna ciepła i nastrojowa historia obyczajowa, którą czyta się błyskawicznie, a lektura dostarcza wyjątkowych wrażeń.
Autorka zabiera nas na warszawską Pragę, gdzie siostry Zoja i Lena Wiśniewskie prowadzą swój niezwykły...
2024-03-21
KARUZELA ŻYCIA
Powieść obyczajowa "W sieci uczuć" to moje kolejne spotkanie z piórem Anety Krasińskiej. Poprzednio był to cykl "Małe tęsknoty", który zaliczyłam do średniej półki. I tym razem skusiłam się na wersję multimedialną w interpretacji Elżbiety Kijowskiej. Jestem bardzo zadowolona, gdyż spędziłam z tą opowieścią sporo miłych chwil.
Kiedy poznajemy Kamilę Michałowską jest studentką germanistyki. Dalej śledzimy kolejne etapy jej życia - zatrudnienie się w firmie, potem staż w szkole, następnie decyzja o podjęciu pracy w Berlinie na stanowisku recepcjonistki pewnego hotelu... Bohaterka spełnia się zawodowo, choć na pewno żadne z tych zajęć nie jest pracą marzeń. Mimo to kobieta wypełnia swoje obowiązki z ogromnym zaangażowaniem. Dużo bardziej skomplikowane są jednak jej stosunki rodzinne. Od zawsze dziewczyna stara się sprostać oczekiwaniom matki, która najchętniej znalazła by jej męża. Kamila jest pogubiona uczuciowo, młodzieńcze zauroczenie Tomaszem - kolegą ze studiów gdzieś tam ciągle tkwi w jej sercu, a kolejny związek to totalna porażka. Na szczęście Kamila zauważa problem i ma na tyle wewnętrznej odwagi i determinacji by przerwać tę chorą relację...
W tej powieści autorka podjęła kilka naprawdę ważnych kwestii. Toksyczne związki, które stanowią niestety znaczny procent międzyludzkich relacji są destrukcyjne. Dać się zmanipulować drugiej osobie jest naprawdę łatwo, ale uwolnić się z takiego chorego układu to już duży problem. Dlatego podziwiam Kamilę, choć jej osobowość nie do końca mi pasowała, momentami była irytująca, a mimo to w niektórych sytuacjach naprawdę potrafiła zaimponować. Wątek pracy zarobkowej za granicą to kolejny temat rzeka, który autorka potraktowała skrótowo, ale przedstawiła go w ciekawy i wiarygodny sposób. Zmiana otoczenia, inna kultura, bariera językowa, trudność adaptacji i nawiązywania kontaktów zostały ukazane w sposób rzeczowy, bez zbędnych upiększeń i retuszu. Dzięki temu wydarzenia nie nudzą, a codzienność bohaterów dostarcza ciekawych wrażeń. Jak to w życiu - raz płynie się z prądem, a innym razem trzeba pokonywać przeciwności i zmagać się z rwącym nurtem. Ciekawie został przedstawiony też wątek homoseksualistów - pary niemieckich przyjaciół Kamili, którzy w każdej chwili gotowi byli do pomocy.
"W sieci uczuć" to mądra opowieść skłaniająca do przemyśleń. Razem z główną bohaterką powinniśmy sobie uświadomić, że nigdy nie jest za późno na zmiany i warto się na nie otworzyć. O swoje marzenia i cele należy walczyć, jeśli chce się je osiągnąć. Nikt za nas tego nie zrobi.
Jestem też bardzo pozytywnie zaskoczona kreacją bohaterów. Postaci są bardzo wiarygodne i autentyczne, a problemy jakim muszą stawić czoła to prawdziwe życiowe rozterki i dylematy, dobrze dopasowane do wieku, stylu życia i środowiska w jakim osoby się obracają. Nie podobały mi się natomiast przeskoki czasowe, które zaburzają spójność i harmonijność całej opowieści. Moim zdaniem można było pokusić się o inny sposób przedstawienia życiorysu głównej bohaterki. Nie do końca zadziałał też przekaz emocji, które gdzieś tam były, ale nie dało się ich poczuć.
Podsumowując "W sieci uczuć" to całkiem niezła powieść obyczajowa z ciekawym pomysłem oraz fabułą, dobrze wykreowanymi bohaterami, ale niestety bez efektu wow. Muszę jednak przyznać, że ta historia zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu niż wcześniej wysłuchany trzy częściowy cykl "Małe tęsknoty", a to już jakiś progres, który daje nadzieję na więcej.
KARUZELA ŻYCIA
Powieść obyczajowa "W sieci uczuć" to moje kolejne spotkanie z piórem Anety Krasińskiej. Poprzednio był to cykl "Małe tęsknoty", który zaliczyłam do średniej półki. I tym razem skusiłam się na wersję multimedialną w interpretacji Elżbiety Kijowskiej. Jestem bardzo zadowolona, gdyż spędziłam z tą opowieścią sporo miłych chwil.
Kiedy poznajemy Kamilę...
2024-03-18
Z DESZCZU POD RYNNĘ
"Druga żona" brytyjskiej pisarki Sheryl Browne to bardzo ciekawy i dobrze skonstruowany thriller psychologiczny, który trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Temat podjęty przez autorkę może być potraktowany jako przestroga dla kobiet, które zbyt łatwo ufają, łudzą się i są podatne na wykorzystanie - podobnie jak bohaterka tej powieści.
Nicole jest artystką. Malowanie obrazów to jej pasja i odskocznia od codzienności. Uwolnienie się z toksycznego związku z mizoginem (jak często określa swojego pierwszego, byłego już na szczęście męża - despotę) daje jej wreszcie nadzieję na szczęśliwe życie. Krótko po rozwodzie kobieta spotyka Richarda, który jawi jej się niczym książę z bajki - dobrze sytuowany, czuły i opiekuńczy. Mężczyzna jest wdowcem. Samotnie wychowuje swoją jedyną córkę Olivię. Spotkanie Nicole to dla niego szansa na udany związek. Dlaczego więc, krótko po ślubie, jego druga żona postanawia targnąć się na własne życie? Jakie były prawdziwe okoliczności tego zdarzenia? Odpowiedzi na te pytania zamierza poznać Rebecca - mieszkająca we Francji najbliższa przyjaciółka Nicole, z którą pozostawała w stałym kontakcie. Pogrzeb przyjaciółki jest dla Becci okazją do poznania Richarda i Olivii oraz miejsca, w którym ostatnie kilkanaście miesięcy spędziła jej przyjaciółka. O tym jaki będzie rezultat tych odwiedzin i co odkryje Rebecca dowiecie się z książki. Ze swojej strony mogę obiecać, że będzie to prawdziwa rewelacja.
Autorka podzieliła się z nami bardzo ciekawą opowieścią, w którą włożyła całe swoje serce. Świetnie buduje napięcie sprawiając, że momentami ciarki przechodzą po plecach. Cały czas podsycana jest atmosfera niepokoju i niepewności, nieustannie doszukujemy się haczyków i podstępu w zachowaniu bohaterów. Tym bardziej, że powieść jest nieprzewidywalna i nic tu nie jest takim, jakim się wydaje.
Sheryl Browne umiejętnie zestawiła ze sobą odmienne ludzkie charaktery. Z jednej strony mamy osobę o dotkliwie zranionym sercu oraz zachwianym poczuciu własnej wartości, która pragnie normalności, miłości, akceptacji, czyli po prostu szczęśliwej stabilizacji. Z drugiej strony pojawia się człowiek bezduszny, zimny, obojętny i wyrachowany, który bawi się ufnością, uczciwością i oddaniem. Dobroć i zaufanie wykorzystuje do manipulacji i osiągnięcia swoich podłych celów. Kontrast pomiędzy tymi dwoma szkicami charakterologicznymi jest bardzo jaskrawy i jednocześnie wiarygodny. A motyw walki dobra ze złem przewija się przez całą opowieść.
Historia opowiedziana została z punktu widzenia kilku bohaterów. Mamy tu także dwie, przeplatające się ze sobą płaszczyzny czasowe, przy czym przeszłość w całości została zarezerwowana dla Nicole, a teraźniejszość to przeplatające się relacje Rebeki, Olivii i Richarda. Obiektywna ocena sytuacji jest więc bardzo łatwa do dokonania.
Autorka misternie utkała tę pokrętną intrygę, dając nam sporo sygnałów co do kierunku prowadzenia zdarzeń. Czy jesteśmy w stanie rozgryźć zamysł i ułożyć kolejne elementy tej skomplikowanej układanki?... W części na pewno nam się to uda. Tym niemniej emocji i niespodzianek nie zabraknie, a finał może okazać się dla wielu z nas totalnym zaskoczeniem. Muszę powiedzieć, że nie mogłam się doczekać zakończenia, gdyż powstałych w mojej głowie scenariuszy było kilka i ciekawiło mnie bardzo, który okaże się tym właściwym. A może autorka wymyśliła coś, czego kompletnie się nie spodziewamy...
Sheryl Browne stworzyła bardzo interesującą powieść z zawoalowaną siecią kłamstw i kłamstewek oraz półprawd, które tworzą świat pełen iluzji i pozorów. Jesteśmy niemymi uczestnikami tej świetnie przeprowadzonej gry, która w pewien sposób odciska na nas swój ślad.
Moje pierwsze spotkanie z książką Sheryl Browne uważam za udane. Chętnie sięgnę po inne jej powieści. Interpretacja Małgorzaty Zawadzkiej okazała się bardzo przyjemna w odbiorze, dlatego, jeśli nie macie możliwości samodzielnego przeczytania tej książki, to świetnie sprawdzi się jej wersja dźwiękowa. Jestem pod wrażeniem!
Z DESZCZU POD RYNNĘ
"Druga żona" brytyjskiej pisarki Sheryl Browne to bardzo ciekawy i dobrze skonstruowany thriller psychologiczny, który trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Temat podjęty przez autorkę może być potraktowany jako przestroga dla kobiet, które zbyt łatwo ufają, łudzą się i są podatne na wykorzystanie - podobnie jak bohaterka tej...
2024-03-17
ŚWIAT ZAMKNIĘTY W SREBRNEJ BOMBCE
Niedawno przeczytałam powieść Jolanty Kosowskiej "Sobie pisani", a teraz sięgnęłam po kolejną - "Pocztówki z Portugalii". Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że początek obu tych historii to niemal dokładnie ten sam motyw. Pomyślałam sobie, że to niemożliwe. Tym bardziej, że przeczytałam już kilka powieści aurorki i wcześniej nic takiego nie miało miejsca. Na szczęście moje obawy okazały się zbędne, gdyż wątek rzekomej zdrady był jedynie wstępem do przepięknej, wzruszającej i złożonej historii.
Poznajcie zatem Konrada i Olgę. Dwoje ludzi będących od trzech lat w udanym związku. Pewna przysługa wyświadczona przyjacielowi z dzieciństwa i jego siostrze sprowadza lawinę zdarzeń, które doprowadzają do nieporozumienia i w konsekwencji do rozstania. Olga nie chce słuchać wyjaśnień, unosi się honorem i wykreśla chłopaka ze swojego życia. Zajmuje się pracą dziennikarki, a w wolnych chwilach fotografuje i jest w tym naprawdę dobra. Konrad wyjeżdża za granicę by tam, z dala od Olgi, próbować ułożyć sobie życie. To Sintra położona nieopodal Lizbony okazuje się tym miejscem, gdzie mężczyzna zapuszcza korzenie. Mija dziesięć lat... Na pogrzebie wspólnej znajomej ścieżki bohaterów na nowo się przecinają. Czy tym razem zdecydują dać sobie drugą szansę?...
Wątek Konrada i Olgi przewija się przez całą opowieść. Jednak równie ważna okazuje się historia śmiertelnie chorego Wojtusia, który cierpi na zespół wad genetycznych i postępujący zanik mięśni. Początkowo z roku na rok, potem z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień życie dziecka naznaczone zostaje kolejnymi ograniczeniami. Choroba szybko postępuje i w wieku czternastu lat Wojtek zbliża się do granicy, za którą czeka go wieczna radość i szczęście.
Oba te zagadnienia stanowią istotę powieści "Pocztówki z Portugalii". Autorka pięknie połączyła te oba tematy, splotła je w interesującą i pełną emocji opowieść, która jest jedyna w swoim rodzaju i wyjątkowa. Z jednej strony jestem oczarowana, z drugiej czuję się głęboko poruszona. Książka wzbudza całą gamę emocji, ciekawi, wzrusza, ujmuje oraz daje nadzieję i pobudza do refleksji.
Nie możemy jednak zapomnieć o trzecim aspekcie tej powieści. "Pocztówki z Portugalii", jak sam tytuł wskazuje, to interesująca wycieczka do kraju artystów i poetów. Wybierając się w okolice Lizbony i położonej nieopodal Sintry mamy okazję poznać monumentalne zabytki - otoczone parkami pałace, bramy, place, kościoły i zobaczyć oczami wyobraźni kolorowe budynki zdobione mozaiką z maleńkich ceramicznych kafelków azulejo oraz przechadzać się wąskimi, klimatycznymi uliczkami, przy których znajdują się niewielkie sklepiki i kafejki. Te miejsca dosłownie czarują nas swoim urokiem i zapraszają do odwiedzin. Jolanta Kosowska posiada prawdziwy dar malowania słowem, jak nikt inny potrafi oddać piękno zabytków i krajobrazów, co nie raz udowodniła w swoich powieściach proponując coraz to inne, nowe zakątki Europy.
Na niewielu ponad trzystu pięćdziesięciu stronicach możemy przeczytać o niepomiernym poświęceniu dla dziecka, bezgranicznej miłości, bezsilności i bezradności wobec choroby, wybaczeniu i drugich szansach. A wszystko przedstawione w subtelny i jednocześnie emocjonalny sposób. Osobiście jestem ogromną wielbicielką pióra autorki, która potrafi wczuć się całą sobą w opisywane wydarzenia. Robi to z dużą dokładnością i dbałością o szczegóły. A jej podróże po Europie wspaniale wpisują się w fabułę kolejnych opowieści. Jeśli zatem tak jak ja lubicie podróżować z książką i wraz z bohaterami odwiedzać przeróżne bliższe i dalsze zakątki, to książki Jolanty Kosowskiej będą idealnym wyborem. Tym razem to Portugalia otwiera przed Wami swoje podwoje.
ŚWIAT ZAMKNIĘTY W SREBRNEJ BOMBCE
Niedawno przeczytałam powieść Jolanty Kosowskiej "Sobie pisani", a teraz sięgnęłam po kolejną - "Pocztówki z Portugalii". Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że początek obu tych historii to niemal dokładnie ten sam motyw. Pomyślałam sobie, że to niemożliwe. Tym bardziej, że przeczytałam już kilka powieści aurorki i wcześniej...
RYTMY ŻYCIA
"Dom, w którym zamieszkała miłość" Moniki Oleksy kończy trzy tomowy cykl powieściowy, który relaksuje czytelnika szumem fal, morską bryzą i zapachem morza, a lektura pozostawia w naszej pamięci pewną nostalgię, melancholię i żal, że to już ostatnie spotkanie z Irką, Łucją, Maksem, Kacprem, Arletą oraz pozostałymi mieszkańcami Dąbek. W tej małej nadmorskiej miejscowości spędziłam wspaniały czas i zdążyłam dość zaznajomić się z bohaterami, polubić ich, a nawet... zatęsknić.
W ostatniej części autorka starała się pozamykać wszystkie wątki, wyprostować ścieżki swoich postaci, ale nie obyło się oczywiście bez niespodzianek.
Maks przestał wreszcie uciekać przed problemami i podjął decyzję o pozostaniu w Polsce. Zaczyna też doceniać to, co posiada. Przyjaciele o nim pamiętają, w razie potrzeby służą pomocą i zawsze mają w zanadrzu jakieś dobre słowo. Mężczyzna musi do końca pozałatwiać sprawy z przeszłości oraz nauczyć się, jak być ojcem dla nastolatka oraz małej, rezolutnej dziewczynki.
Irka w końcu zaczyna otwierać się na miłość. Kobieta ma wokół siebie dwóch mężczyzn, którym nie jest obojętna oraz... córeczkę, o której przede wszystkim musi myśleć. Decyzja dotycząca przyszłości jest zatem dogłębnie przez nią przemyślana i przeanalizowana. Czy uda jej się połączyć rozsądek z miłością dowiecie się z książki. Warto wspomnieć, że los szykuje dla niej kolejną niespodziankę.
Arleta z pomocą przyjaciół walczy o klientów. Jej sytuacja nie jest wesoła, tym bardziej, że Gerard - były mąż - niespodziewanie pojawia się pod drzwiami jej mieszkania. Dlaczego tak nagle przypomniał sobie o byłej żonie i mami ją chęcią naprawiania ich wspólnej relacji?...
Uwielbiam powieści Moniki Oleksy, gdyż każda opowiedziana historia ma w sobie pewną wyjątkowość i niepowtarzalność. Autorka pisze obrazowo i emocjonująco, z sercem. Potrafi oddać słowami piękno oraz klimat opisywanego miasteczka, czy regionu. W jej książkach zawsze odnajdujemy jakieś ciekawe prawdy o życiu. Wykreowana rzeczywistość jest niezwykle realistyczna, bez retuszu i upiększeń. Codzienność to przeplatające się ze sobą chwile radości i smutków - jak to w życiu. Bohaterowie to najczęściej ludzie z problemami, poranieni, poszukujący szczęścia pomimo wszystko i dzielnie walczący z przeciwnościami.
Autorka ciekawie połączyła ze sobą sferę metafizyczną z realnym światem bohaterów. Dzięki temu powieść nabiera nowego wymiaru, jest bogatsza i jeszcze bardziej interesująca. Fragmenty dotyczące snów, czy wizji idealnie wpisują się w zdarzenia nawiązujące bezpośrednio lub pośrednio do przeszłości. Intrygował mnie bardzo ten świat iluzji, w którym do głosu dochodzą wizje zmarłej przed laty Beaty oraz Adeli, która gdzieś z zaświatów rozpościera swoje opiekuńcze skrzydła nad bliskimi. Z ciekawością poznawałam różne aspekty tej sfery.
Każdy pobyt w Dąbkach - małej nadałtyckiej miejscowości nieopodal Darłowa sprawił mi wiele radości i dostarczył całej gamy emocji. Wzruszające sytuacje niejednokrotnie sprawiły, że łza zakręciła mi się pod powieką. A Bałtyk... tak jak w poprzednich częściach, tak i teraz odegrał ważną rolę w całej historii. Jestem naprawdę zadowolona, że zdecydowałam się sięgnąć właśnie po tę opowieść. I choć trochę to trwało zanim mogłam przeczytać wszystkie trzy tomy, to przyznaję, że warto było czekać. Tyle emocji, wzruszeń i pozytywnych wrażeń można znaleźć tylko w dobrej literaturze. A powieści Moniki Oleksy w moim przekonaniu właśnie do takiej się zaliczają.
RYTMY ŻYCIA
więcej Pokaż mimo to"Dom, w którym zamieszkała miłość" Moniki Oleksy kończy trzy tomowy cykl powieściowy, który relaksuje czytelnika szumem fal, morską bryzą i zapachem morza, a lektura pozostawia w naszej pamięci pewną nostalgię, melancholię i żal, że to już ostatnie spotkanie z Irką, Łucją, Maksem, Kacprem, Arletą oraz pozostałymi mieszkańcami Dąbek. W tej małej nadmorskiej...