-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać3
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać4
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński25
Biblioteczka
2024-03-18
2024-03-03
KRYMINALNA KLASYKA
"Morderstwo w księgarni" angielskiej pisarki Merryn Allingham rozpoczyna cykl powieściowy z Florą Steele - właścicielką tytułowej księgarni w roli głównej. Dziewczyna odziedziczyła swój sklepik po zmarłej ciotce i oddała temu miejscu całe swoje serce. Flora jest marzycielką bez pamięci zakochaną w książkach, ale też stara się realistycznie podchodzić do tego wyjątkowego biznesu. Tym bardziej, że księgarnia zlokalizowana jest w niewielkiej miejscowości Abbeymead i Flora musi dokładać wielu starań, aby firma przynosiła jej zysk. Sprawy mocno się komplikują, gdy w jednym z pomieszczeń zostaje znalezione ciało młodego mężczyzny o nieznanej bliżej tożsamości. Zdarzenie to kładzie się cieniem na reputacji księgarni, a zaskoczeni klienci odwracają się od tego miejsca. Zdeterminowana właścicielka decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce i rozwikłać tajemnicę tego zagadkowego zdarzenia. Od początku może liczyć na pomoc swojego wiernego klienta - miejscowego pisarza kryminałów - Jacka Carringtona.
Czy działając wspólnie bohaterowie poznają prawdę o tajemniczej śmierci mężczyzny?
Powieść Merryn Allingham skrywa ciekawą zagadkę kryminalną. Od samego początku skojarzyła mi się z książkami Agathy Christie. Podobny klimat, podobny sposób prowadzenia wydarzeń i podobne metody działania bohaterów oraz... graficzna okładka nawiązująca do klasyki gatunku. Nie znajdziemy w treści ani rozlewu krwi, ani makabrycznych zdarzeń, nie ma mafii, walki gangów czy kryminalnego półświatka. Wszystkie działania prowadzące do zabójstwa odbywają się w białych rękawiczkach.
"Morderstwo w księgarni" to taka elegancka zbrodnia w nietypowym miejscu - jakkolwiek to brzmi. Rozwikłanie zagadki i dotarcie do prawdy wymaga spostrzegawczości, pokojarzenia wielu faktów i wyciągania trafnych wniosków.
Podobała mi się bardzo ta historia. Autorka umiejętnie wplotła do wydarzeń wątki historyczne oraz średniowieczną legendę związaną z hrabstwem Sussex. Smaczku dodają nawiązania do postaci lorda Templetona, które intrygują i podsycają naszą ciekawość. Mamy średniowieczny klasztor, wyjątkowe księgi i starodruki oraz nieszablonową intrygę. Interesująco i... zaskakująco rysuje się harmonijna współpraca Flory i Jacka. Wydaje się, że oboje idealnie się dobrali, świetnie się rozumieją i rozwiążą zapewne jeszcze niejedną zagadkę. Miło było obserwować ich detektywistyczne poczynania.
Merryn Allingham doskonale oddała specyfikę angielskiej prowincji. Widać jej uznanie i oczarowanie dla klasyki angielskiego kryminału. Akcja osadzona w połowie XX wieku również ma tutaj swoje znaczenie. Jedyne co moim zdaniem nie do końca się udało, to budowanie napięcia. Oczekiwałam trochę więcej niepewności i niepokoju, a skupiałam się przede wszystkim na rozwiązywaniu łamigłówki. Nawet w kulminacyjnym momencie nie poczułam dreszczyku emocji. Może to wina przekazu, a może mojej wyobraźni.
"Morderstwo w księgarni" stanowi świetne preludium do kolejnych części przygód Flory Steele. To taki lekki, łatwy i przyjemny kryminał na każdą porę roku. Jestem usatysfakcjonowana i z przyjemnością sięgnę po następny tom zatytułowany "Morderstwo w zimowy dzień". Jeśli lubicie tego typu kryminalne zagadki i podoba Wam się specyfika angielskiej prowincji, albo tęsknicie za piórem sławnej Agathy to powieść Merryn Allingham przypadnie Wam do gustu.
KRYMINALNA KLASYKA
"Morderstwo w księgarni" angielskiej pisarki Merryn Allingham rozpoczyna cykl powieściowy z Florą Steele - właścicielką tytułowej księgarni w roli głównej. Dziewczyna odziedziczyła swój sklepik po zmarłej ciotce i oddała temu miejscu całe swoje serce. Flora jest marzycielką bez pamięci zakochaną w książkach, ale też stara się realistycznie podchodzić do...
2024-01-29
CZUWANIE PRZY GNIEŹDZIE
"Na progu zła" to jedyna powieść Louise Candlish wydana w Polsce, jakiej dotąd nie miałam przyjemności przeczytać. Postanowiłam zatem nadrobić zaległości i tak oto przeniosłam się do prominenckiej dzielnicy Londynu, gdzie mieszkańcy dobrze się znają i tworzą dość hermetyczną społeczność. Tutaj w edwardianskim domu z ogrodem mieszkają Fiona i Abraham Lawsonowie z synami. Małżonkowie są w separacji, którą ukrywają przed dziećmi. Pomaga im w tym dziwna umowa dotycząca czuwania przy gnieździe i polegająca na tym, że każde z rodziców, na zmianę, co drugi tydzień mieszka w domu i opiekuje się dziećmi. Takie rozwiązanie zapewnia dzieciom pozorną stabilizację. Fiona Lawson po powrocie z weekendowego wyjazdu kieruje się do swojego domu, gdzie... wprowadzają się nowi lokatorzy. Nie ma mebli, nie ma rzeczy osobistych, wnętrza powoli zapełniają się paczkami i kartonami innej rodziny. Bohaterka jest zszokowana, mąż jest nieuchwytny, a sąsiedzi nie wierzą w to, co się wydarzyło. Dwa dni wystarczyło, aby nieruchomość warta ponad dwa miliony funtów zmieniła właściciela.
Dlaczego nieruchomość została sprzedana? Kto stoi za tą transakcją? Jakie były okoliczności tego oszustwa?
Louise Candlish to autorka, która nie przestaje mnie zadziwiać. Jej powieści to thrillery psychologiczne z gatunku domestic noir, w których warstwa obyczajowa została dość mocno rozbudowana. Każda jej historia jest inna, ale wszystkie mają jedną wspólną cechę - są tak pogmatwane i niewiarygodne, że wydają się sennym koszmarem. Nie znajdziemy tu rozlewu krwi, wyeksponowanej przemocy, czy emocjonujących policyjnych pościgów. Mamy natomiast mroczne sekrety, niezwykle barwnych bohaterów, którym pod żadnym pozorem nie można ufać, misternie utkaną intrygę oraz wciągającą fabułę, która jest przerażająco prawdopodobna. Autorka jest mistrzynią nagłych zwrotów akcji, uwielbia zaskakiwać, wodzić czytelnika za nos i sprawiać, że jest on kompletnie zdezorientowany. Takie są książki Louise Candlish i taka jest również powieść "Na progu zła".
Autorka nakreśliła niezwykle wiarygodny portret rodziny, której życie to przede wszystkim pozory i tajemnice. Życie Fiony i Abrahama Lawsonów pełne jest problemów. Traumy, alkohol, zdrady, zatargi z prawem i strach, który obezwładnia, odbiera rozum i wyzwala najgorsze instynkty. Gdy uświadamiamy sobie, że nigdy nie mamy szansy poznać do końca drugiej, nawet najbliższej nam osoby ogarnia nas trwoga. Fakt obsesyjnej wręcz chęci posiadania, bogacenia się, budzi przerażenie tym bardziej, że niestety bardzo dobrze wpisuje się w dzisiejszy świat. Lekturze tej książki towarzyszy mnóstwo emocji. Zakończenie jest niebanalne, ciekawe i pobudza apetyt na więcej.
Powieść została ciekawie skonstruowana. Obecne wydarzenia przeplatają się z podcastem kryminalnym, w którym Fiona dzieli się swoją wersją wydarzeń, a także z relacją jej męża Brama zapisaną na dysku komputera. Moim zdaniem jest to doskonały sposób przedstawienia zdarzeń, bardzo adekwatny dla tego typu fabuły. Wydarzenia poznajemy z różnej perspektywy, co daje czytelnikowi możliwość obiektywnej oceny sytuacji.
Dziwią mnie trochę tak rozbieżne opinie czytelników. Ja jestem naprawdę pod wrażeniem. Uwielbiam pióro autorki i z niecierpliwością czekam na kolejną książkę. Myślę, że miłośnicy thrillerów psychologicznych odnajdą w tej powieści wszystko to, co cenią sobie w tego rodzaju historiach. Moim zdaniem nagroda British Book Awards przyznana tej opowieści w 2019 roku jest w pełni zasłużona.
CZUWANIE PRZY GNIEŹDZIE
"Na progu zła" to jedyna powieść Louise Candlish wydana w Polsce, jakiej dotąd nie miałam przyjemności przeczytać. Postanowiłam zatem nadrobić zaległości i tak oto przeniosłam się do prominenckiej dzielnicy Londynu, gdzie mieszkańcy dobrze się znają i tworzą dość hermetyczną społeczność. Tutaj w edwardianskim domu z ogrodem mieszkają Fiona i...
2023-11-27
SKAZANA
Idąc za ciosem postanowiłam przeczytać kolejną i zarazem już ostatnią, wydaną dotąd na naszym rynku księgarskim, powieść Stacey Halls. "Czarownica ze wzgórza" miała swoją premierę kilka lat temu, ale dopiero teraz udało mi się zdobyć tę książkę w wersji elektronicznej.
Autorka zabiera nas w odległe czasy sięgające początków XVII wieku, do Gawthorpe Hall w Padiham w hrabstwie Lancashire. To tutaj znajduje się wzgórze Pendle związane z miejscowymi czarownicami. Tutaj także w Gawthorpe Hall mieszkała rodzina Shuttleworthów, a panią na włościach w początkach XVII wieku została młodziutka 17-letnia Fleetwood. Dziewczyna poślubiona Richardowi Shuttleworthowi ma za sobą już kilka poronień i każda ciąża to dla niej ogromny stres związany ze strachem, niepewnością, bólem ale też nadzieją na szczęśliwe rozwiązanie. Fleetwood poznajemy w momencie, gdy spodziewa się kolejnego dziecka, jednak tym razem może to być jej ostatnia ciąża. Świadczy o tym list od medyka odnaleziony przypadkiem w rodzinnych dokumentach. Osobliwe spotkanie z pewną młodą zielarką i akuszerką Alice Gray przywraca Fleetwood nadzieję na donoszenie ciąży i szczęśliwe rozwiązanie. Tymczasem w całym hrabstwie Lancashire coraz głośniej jest o procesach czarownic, które zostały oskarżone o nieczyste praktyki i powiązania z diabłem...
Podobnie jak w pozostałych powieściach, tak i tutaj fikcja literacka oparta została na wydarzeniach historycznych, jakie faktycznie miały miejsce w 1612 roku w hrabstwie Lancashire. Mamy więc bardzo zgrabne połączenie obu płaszczyzn, przy czym historia stanowi jedynie tło dla powieściowej rzeczywistości. Spora grupa bohaterów inspirowana została osobami, które żyły w tamtym czasie, a ich nazwiska zaczerpnięte zostały z historycznych źródeł.
Tym niemniej "Czarownica ze wzgórza" różni się znacząco od dwóch pozostałych książek autorki. Stacey Halls starała się oddać klimat XVII w. Anglii zwracając szczególną uwagę na opisy, tradycję oraz stroje. Sporo miejsca poświęciła konwenansom, wierzeniom, uprzedzeniom, ciemnocie i zacofaniu tak charakterystycznym dla tamtych czasów. Polowania na czarownice i sfingowane procesy, w efekcie których niewinne kobiety więziono, poddawano torturom, zmuszano do krzywoprzysięstwa i skazywano na stryczek były powszechne nie tylko w Anglii.
Jednak pomimo interesującej tematyki czegoś mi ewidentnie zabrakło w tej opowieści. Niektóre fragmenty wydały mi się nieco naciągane, jak chociażby 17-latka już po czterech poronieniach, która będąc w kolejnej ciąży, bądź co bądź zagrożonej, galopuje na koniu, spada z niego i... wciąż pozostaje przy nadziei. Trochę to mało wiarygodne. Przydałoby się popracować też nad językiem aby chociaż w jakimś stopniu był stylizowany na XVII wiek. Zabieg ten wpłynąłby znacząco na klimat opowieści. Nie znalazłam tu też aury niepewności i niepokoju jak w "Podrzutku", czy w "Pani England". Mimo istotnych i trudnych tematów historia wydała mi się za bardzo bajkowa, a napięcie gdzieś się rozmyło.
Warto jednak podkreślić, że książkę bardzo dobrze się czyta. Wydarzenia, choć przewidywalne, wzbudzają emocje, co zapisuję na ogromny plus. Autorka podejmuje ważne kwestie, ukazuje piękną kobiecą przyjaźń, tworzy portrety niewiast gotowych do poświęceń w imię wyższych celów. Ukazuje samotność bohaterek oraz ich przedmiotowe traktowanie przez mężczyzn. Lubię styl pisania Stacey Halls, podobają mi się kreacje postaci, przekaz emocji jest czytelny i sprawia, że z przyjemnością śledzimy kolejne wydarzenia.
"Czarownica ze wzgórza" to ciekawa historia z potencjałem, choć tym razem bez fajerwerków.
SKAZANA
Idąc za ciosem postanowiłam przeczytać kolejną i zarazem już ostatnią, wydaną dotąd na naszym rynku księgarskim, powieść Stacey Halls. "Czarownica ze wzgórza" miała swoją premierę kilka lat temu, ale dopiero teraz udało mi się zdobyć tę książkę w wersji elektronicznej.
Autorka zabiera nas w odległe czasy sięgające początków XVII wieku, do Gawthorpe Hall w Padiham...
2023-11-22
OPIEKUNKA Z KLASĄ
Po lekturze "Podrzutka" Stacey Halls wiedziałam, że za jakiś czas sięgnę po kolejną powieść autorki. I właśnie nadarzyła się okazja na bliższe zapoznanie się z "Panią England" - książką, która przenosi nas do Anglii początku XX wieku i od pierwszych stron oferuje interesujące zdarzenia i zapewnia mnóstwo emocji.
Jest rok 1904. Razem z Ruby May podróżujemy z Londynu do hrabstwa West Yorkshire na północy kraju. Kobieta wykształcona w Instytucie Norland - prestiżowej szkole dla opiekunek decyduje się podjąć pracę w Hardcastle House należącym do Charlesa i Lilian England. Ta wiekowa posiadłość położona wśród wzgórz i lasów sąsiaduje z fabryką bawełny, której właścicielem jest pan England. Hardcastle House otacza aura tajemniczości i niepokoju, a zamieszkująca dom rodzina jest na swój sposób osobliwa. Niania May musi zaopiekować się czwórką rodzeństwa - uroczymi dziećmi wychowywanymi dotąd w bardzo staroświecki sposób. Aby należycie wykonywać powierzone jej zadania Ruby wikła się w dość specyficzny trójkąt relacji - z jednej strony nieco ekscentryczna, nieobecna duchem pani England, z drugiej wzbudzający sympatię, otwarty na ludzi pan domu oraz ona, skryta dziewczyna z tajemniczą przeszłością. O tym, co wyniknie z takiego niezwykłego układu, przeczytacie w książce.
Po raz kolejny jestem zafascynowana powieścią Stacey Halls. Historia jest niezwykła, hipnotyzuje swoim klimatem i pozwala nam się zatracić w wykreowanej rzeczywistości. Tajemnice, intrygi i niedopowiedzenia zmuszają nas do ciągłego główkowania nad poszczególnymi wątkami. A jest ich całkiem sporo. Niemal w każdej sytuacji doszukujemy się tzw. drugiego dna co sprawia, że zainteresowanie nie słabnie, a emocje rozbudzane są wciąż na nowo.
Powieść jest dopracowana pod każdym względem. Autorka zwraca uwagę na rolę kobiet i mężczyzn w społeczeństwie początku XX wieku. Różnice w traktowaniu obu płci zostały świetnie pokazane, wręcz napiętnowane. Mordercza praca w fabryce zarówno dorosłych jak i kilkuletnich dzieci budzi przerażenie, choć żałuję, że ten wątek nie został bardziej rozwinięty. Sporo miejsca Stacey Halls poświęciła natomiast więzom rodzinnym, ukazała siłę miłości i wartość przyjaźni. Odwaga miesza się tu z dominacją i próbą kontrolowania otoczenia, a skomplikowana intryga i podstęp w naprawdę szatańskim stylu stanowią rewelacyjne zwieńczenie całej opowieści. Przyznaję, że nie mogłam wprost uwierzyć w to co czytam. Tematyka podjęta w powieści daje nam możliwość wyrobienia sobie własnego osądu, zmusza do refleksji i wyciągania wniosków.
Autorka po raz kolejny udowodniła, że w mistrzowski sposób potrafi budować napięcie. Atmosfera ze strony na stronę gęstnieje, kolejne tajemnice coraz bardziej zdumiewają, niepokój narasta i... czujemy się jak w jakimś suspensie. W miarę rozwoju wydarzeń nawet nie zauważamy, kiedy historia obyczajowa przeradza się w opowieść z dreszczykiem. Stare, tajemnicze domiszcze w otoczeniu zalesionych wzgórz przywodzi na myśl powieści gotyckie, a plastyczny język i barwny styl dopełniają efektu. Pomimo wprowadzenia do fabuły tylu różnorodnych elementów całość pozostaje logiczna i spójna.
Po lekturze "Pani England" wiem na pewno, że każda następna powieść Stacey Halls będzie moja. Uwielbiam sięgać po książki tej autorki i czekam na nie z niecierpliwością. Obym mogła czytać je jak najczęściej.
OPIEKUNKA Z KLASĄ
Po lekturze "Podrzutka" Stacey Halls wiedziałam, że za jakiś czas sięgnę po kolejną powieść autorki. I właśnie nadarzyła się okazja na bliższe zapoznanie się z "Panią England" - książką, która przenosi nas do Anglii początku XX wieku i od pierwszych stron oferuje interesujące zdarzenia i zapewnia mnóstwo emocji.
Jest rok 1904. Razem z Ruby May...
2014-04-04
Laura Walsh w powieści "Wstyd" opisuje swoje skomplikowane i pogmatwane życie pragnąc, aby jej historia dostarczyła czytelnikowi tematu do zastanowienia i przemyślenia, a osobom borykającym się z podobnymi problemami chce uświadomić do czego może ich doprowadzić brak konsekwencji i nie zatrzymanie się w porę.
Niektórzy ludzie sami poszukują mocnych wrażeń i „adrenaliny”, lubią sytuacje ryzykowne, mogące stanowić wyzwanie, z którym można, albo trzeba sobie poradzić. Laura już jako dziecko przejawiała skłonności do tego typu zachowań chcąc być zawsze w centrum uwagi. Czuła się zazdrosna o młodszą siostrę i pragnęła za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę. Sytuacje stresowe pobudzały ją do działania i w pewien sposób uspokajały i zaspokajały jej ambicję. Powoli i systematycznie chorobliwe zachowania Laury wymykały się spod kontroli. Szkoda tylko, że rodzice w porę nie zauważyli problemu i nie zgłosili się z córką do psychologa. I tak z roku na rok dziewczyna pogrążała się w coraz większej pustce. Początkowo przysłowiowego "kopa", który pobudzał ja do satysfakcjonującego życia, dostawała w momentach stresowych, ale z czasem stres przestał wystarczać. Pojawiły się tabletki, leki przeciwbólowe, które zażywane w coraz większych dawkach wywoływały pożądany efekt. Potem do medykamentów dołączył alkohol, który wzmagał, bądź czasami zastępował ich działanie. Laura systematycznie i z pełną świadomością pogrążała się w coraz większych problemach. Do uzależnienia od leków dołączył alkoholizm - nałogi, których nie potrafiła i nie chciała się pozbyć. Wszelkie próby podjęcia terapii kończyły się fiaskiem, a kobieta popadała w coraz większe uzależnienie, które prowadziło ja w przepaść.
Co spowodowało, że pewnego dnia Laura zdecydowała jednak zawalczyć o siebie i swoją rodzinę?
Dla mnie najbardziej przerażające w historii Laury było systematyczne i świadome dążenie do autodestrukcji i samozagłady. Dziewczyna przez tak wiele lat wyrządzała sobie krzywdę zdając sobie sprawę z konsekwencji własnych poczynań. Potem, gdy było już za późno, odrzucała od siebie prawdę o uzależnieniu, tak jak to robi większość ludzi pozostających w nałogach. I w ten sposób znalazła się na równi pochyłej prowadzącej już tylko w jednym kierunku... do śmierci.
Autorka napisała swoją książkę ku przestrodze i w takim kontekście należy ją czytać. Nie jest to łatwa lektura, ale warto się z nią zmierzyć nawet wtedy, gdy podobne problemy nas nie dotyczą.
"Nie napisałam tej książki, aby uzyskać rozgrzeszenie...
Mam też nadzieję, że moja książka nie jest przesiąknięta wyrzutami sumienia. Nie było to moim celem...
Chciałam zrozumieć własną przeszłość, ale wiem, że nie mogę jej zmienić. Mogę jedynie wziąć odpowiedzialność za własne czyny i pokazać, że dzięki temu byłam w stanie zapewnić lepszą przyszłość sobie i bliskim. Każdy może tego dokonać i jeśli choć jednej osobie uda się to osiągnąć po przeczytaniu tej książki, uznam, że moje wysiłki nie poszły na marne."
Polecam.
Laura Walsh w powieści "Wstyd" opisuje swoje skomplikowane i pogmatwane życie pragnąc, aby jej historia dostarczyła czytelnikowi tematu do zastanowienia i przemyślenia, a osobom borykającym się z podobnymi problemami chce uświadomić do czego może ich doprowadzić brak konsekwencji i nie zatrzymanie się w porę.
Niektórzy ludzie sami poszukują mocnych wrażeń i „adrenaliny”,...
2022-10-20
ŻYCIE W CIENIU ILUZJI
Od dłuższego już czasu jestem prawdziwą fanką powieści Diane Chamberlain, czy Jodi Picoult, więc podążając za rekomendacją Wydawnictwa Literackiego sięgnęłam po książkę Kerry Fisher – nieznanej mi dotąd brytyjskiej pisarki, której historie szybko stają się bestsellerami. Zabrałam się za lekturę mającą mi dostarczyć podobnych wrażeń i… przepadlam na kilka godzin, dotąd, dopóki nie przeczytałam ostatniej strony.
„Kobieta, którą byłam” to fascynująca opowieść o matkach i żonach, rodzinach, które zmagają się z przeróżnymi problemami. Obraz idealnego życia w zgodzie, harmonii i bogactwie kreowany na potrzeby internetowych społeczności to nic innego, jak tylko złudny świat pozorów, którego mają bohaterom zazdrościć znajomi. Prawda wygląda jednak zupełnie inaczej… Za pięknymi fotkami i słodkimi postami często kryją się ludzkie tragedie i dramaty.
Nowy dom na ekskluzywnym osiedlu przy Parkview Road ma być nowym początkiem dla Kate, Sally i Giseli – trzech kobiet mieszkających po sąsiedzku na tej samej ulicy. Gisela to kochająca żona i matka dwójki dorosłych dzieci, z których może być dumna. Rodzinie niczego im nie brakuje, mąż Jack jest współwłaścicielem prywatnej firmy, a ona może poświęcić się w całości domowi. Żyją na wysokim poziomie, nie stronią od przyjęć, stać ich na wiele i tworzą obraz rodzinnej sielanki. Sally jest kobietą sukcesu spędzającą czas na zagranicznych wojażach, w częstych delegacjach oraz na imprezach branżowych. Jej małżonek Chris jest przystojnym i przedsiębiorczym biznesmenem, który kocha swoje życie takim, jakie ono jest. Kate to tajemnicza samotna matka prawie dorosłej córki – Daisy. Kobieta pracuje jako ratownik medyczny, jest zamknięta w sobie, stroni od nowych znajomości i wyraźnie odstaje od reszty sąsiadów. Czy jej życie to także iluzja?…
Jeśli jesteście ciekawi jakie sekrety skrywają się za zamkniętymi drzwiami domów przy Parkview Road oraz jak wygląda prawdziwa codzienność trzech bohaterek, rzeczywistość pozbawiona iluzji i fałszu mediów społecznościowych, to koniecznie sięgnijcie po powieść Kerry Fisher. Macie okazję przyjrzeć się idealnym wręcz portretom psychologicznym bohaterów, poznać tajemnice każdej z rodzin oraz zajrzeć pod przykrywkę, gdzie przez lata nagromadziły się ludzkie dramaty, pragnienia i nadzieje.
Jestem zauroczona tą powieścią. Historia zdecydowanie trafiła w mój gust literacki i nie spodziewałam się, że wydarzenia aż tak bardzo mnie pochłoną. Autorka pisze lekko, ale z polotem. Da się zauważyć dużą dbałość o szczegóły, umiejętne stopniowanie napięcia i ciekawie rozbudowaną warstwę psychologiczną. Akcja biegnie niezbyt szybko, ale niespieszne, stopniowe odkrywanie poszczególnych sekretów i poznawanie krok po kroku kulisów prawdziwego życia bohaterów dostarcza wiele przyjemności. Brutalne wtargnięcie w prywatność bohaterów daje czytelnikowi możliwość samodzielnego wyciągania wniosków. Opowieść idealnie wpisuje się w obecne czasy zdominowane przez wirtualny świat internetu.
„Kobieta, którą byłam” to dojrzała i emocjonująca historia o przyjaźni, miłości i rodzinie. Przepiękne, głębokie studium kobiecej psychiki, idealne dla fanów powieści psychologicznych. Sięgając po tę książkę nie spodziewałam się, że aż tak bardzo mi się spodoba. Na pewno niebawem przeczytam wcześniej wydane powieści autorki i być może Kerry Fiszer, podobnie jak wcześniej Diane Chamberlain, czy Jodi Picoult, powiększy grono moich ulubionych autorów. Na razie wszystko na to wskazuje.
ŻYCIE W CIENIU ILUZJI
Od dłuższego już czasu jestem prawdziwą fanką powieści Diane Chamberlain, czy Jodi Picoult, więc podążając za rekomendacją Wydawnictwa Literackiego sięgnęłam po książkę Kerry Fisher – nieznanej mi dotąd brytyjskiej pisarki, której historie szybko stają się bestsellerami. Zabrałam się za lekturę mającą mi dostarczyć podobnych wrażeń i… przepadlam na...
2023-10-11
OSTATNI LIST
Przed tygodniem miała swoją premierę powieść "Nie sposób zapomnieć" angielskiej pisarki Imogen Clark. Książka wydana nakładem wydawnictwa Akurat przyciągnęła mnie i zaintrygowała zarówno tytułem, jak i samą obwolutą. Opis wydawcy zamieszczony na tylnej stronie okładki nie pozwolił mi przejść obok tej historii obojętnie. I już w tym miejscu mogę zdradzić, że moje pierwsze spotkanie z piórem autorki wypadło bardzo dobrze.
Powieść rozpoczyna się od otwarcia testamentu. Bohaterowie zebrani u notariusza zapoznają się z treścią ostatniej woli Angie. Kobieta przegrała walkę z nowotworem pozostawiając w żałobie i smutku niespełna osiemnastoletnią córkę Romany oraz kilkoro najlepszych przyjaciół: Maggie, Tigera, Leona i Hope. Okazuje się, że Angie nawet zza grobu postanowiła na swój sposób zatroszczyć się o najblizsze jej osoby - przede wszystkim o ukochaną córkę, ale także o każdego z jej oddanych przyjaciół. Angie była wyjątkowa, a "ludzie, po których najmniej się tego spodziewamy, skrywają aureole pod kapeluszami...”
O tym co postanowiła Angie i jakie zadania przydzieliła swoim przyjaciołom przeczytacie w książce. I już tutaj, na wstępie, po raz pierwszy jesteśmy zaskakiwani przez autorkę. Jednak w miarę rozwoju wydarzeń czeka znacznie więcej interesujących niespodzianek...
Autorka wprowadza nas w wydarzenia cofając się głęboko wstecz, do czasów studenckich, kiedy Angie, Maggie, Leon i Tiger poznali się i zaprzyjaźnili. Zdarzenia z przeszłości w znacznej mierze zdominowały tę opowieść, ale są one jednocześnie wspaniałą przygodą, ukazują wyjątkową więź łączącą bohaterów i pozwalają zrozumieć ich późniejsze decyzje.
Powieść Imogen Clark urzekła mnie przede wszystkim sferą psychologiczną. Wiele w niej wewnętrznych przemyśleń, rozterek i emocji. Szczególna więź łącząca samotną matkę z jedyną córką to kolejny aspekt zapadający głęboko w pamięć. Autorka skupiła się też przede wszystkim na prawdziwej przyjaźni, która połączyła bohaterów na dobre i na złe. Mogą oni liczyć na siebie w każdej sytuacji bez względu na upływ czasu i zaistniałe okoliczności. Z przyjemnością obserwowałam ewolucję każdego bohatera. Musieli się mierzyć z różnymi przeciwnościami, jednak zawsze pozostawali sobie bliscy. Należy pamiętać, że nikt nie jest samotną wyspą i trzeba nauczyć się otwierać na świat i ludzi.
Bardzo odpowiada mi sposób pisania Imogen Clark. Prosty język, czytelny przekaz emocji, interesujący bohaterowie o różnorodnych charakterach i osobowościach, ciekawe dialogi - to wszystko sprawia, że z przyjemnością sięgnę po każdą następną powieść autorki. Co prawda akcja początkowo biegnie dość powoli, ale wydarzenia są na tyle intrygujące, że nie odczuwa się znużenia. Z czasem tempo przyspiesza, pojawia się coraz więcej emocji, a końcówka opowieści sprawia, że osoby bardziej wrażliwe mogą się zwyczajnie rozkleić. Historia jest niezwykle wiarygodna i bardzo prawdopodobna, choć to tylko fikcja literacka.
Jeśli lubicie inteligentne opowieści skłaniające do refleksji, przepełnione emocjami i życiowymi doświadczeniami to "Nie sposób zapomnieć" jest powieścią dedykowaną właśnie Wam. Warto poświęcić jej swój czas i uwagę.
OSTATNI LIST
Przed tygodniem miała swoją premierę powieść "Nie sposób zapomnieć" angielskiej pisarki Imogen Clark. Książka wydana nakładem wydawnictwa Akurat przyciągnęła mnie i zaintrygowała zarówno tytułem, jak i samą obwolutą. Opis wydawcy zamieszczony na tylnej stronie okładki nie pozwolił mi przejść obok tej historii obojętnie. I już w tym miejscu mogę zdradzić, że...
2023-09-01
PO OBU STRONACH...
Powieści Tomasza Betchera zazwyczaj przesłuchuję w podróży lub podczas spacerów i muszę przyznać, że idealnie mi się sprawdzają właśnie w takiej formie. Umilają wędrówkę, sprawiają, że nie dłuży się czas w podróży i dostarczają sporej dawki ciekawych wrażeń.
Tym razem sięgnęłam po kontynuację cyklu "Po tamtej stronie" mając nadzieję, że dostanę odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Powieść "Po tamtej stronie piekła" okazała się jeszcze lepsza, ciekawsza i bardziej emocjonująca od części pierwszej. Bohaterowie zostali postawieni przed arcytrudnymi wyborami. Tragiczne momenty dziejowe wystawiają rodziny na wiele prób. Płaszczyzna przywołująca lata wojny nierozerwalnie związana jest z bólem i cierpieniem, pozostawia traumę wśród tych, którzy przeżyli. Bardzo możliwe, że ich rany nigdy się nie zabliźnią. Wydarzenia dotyczące teraźniejszości - Edwarda Kamińskiego i jego dwóch wnuczek Magdy i Wiktorii także wzbudzają emocje, nie są wolne od problemów i zaskakujących zdarzeń. Siostry Wolskie muszą zmierzyć się z własnymi demonami i dodatkowo ponieść konsekwencje podejmowanych decyzji, swojej nieostrożności i łatwowierności.
Autor po raz kolejny stworzył niezwykle realistyczny i bardzo wiarygodny obraz wojny i okupacji. Wątek związany z żydowską rodziną Rosenbergów, obraz łódzkiego getta i jego późniejszej likwidacji, wreszcie obóz koncentracyjny to druzgocące fragmenty mocno oddziałujące na wrażliwość czytelnika. Z drugiej strony losy Brunona i Teodora, bliźniaków, lotników walczących po dwóch stronach barykady okazują się nie mniej emocjonujące. Zdarzenia dotyczące bitwy o Anglię przedstawione w oparciu o źródła historyczne i takie powieści jak "Dywizjon 303" Arkadego Fiedlera wypadły rewelacyjnie. Rozdzielenie rodziny Bury-Steinke i ich próby radzenia sobie w coraz trudniejszych warunkach, kiedy nie wystarczają już pochodzenie i znajomości sprawiają, że od lektury po prostu nie można się oderwać.
Mamy tu terror, ból, cierpienie i śmierć. Niektóre fragmenty są tak brutalne i wstrząsające, że czujemy się zszokowani, ale jednocześnie mamy świadomość, że tak wygląda prawdziwy horror wojny. Również w tej części losy rodziny Bury-Steinke wiodą prym i to właśnie te fragmenty opowieści upodobałam sobie najbardziej. Z drugiej strony z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie tajemnicy Edwarda Kamińskiego, ale jak na razie autor nie rozwiał moich wątpliwości, nadal pozostają jedynie domysły i musimy zaczekać na to, co wydarzy się w części trzeciej. Jedno jest pewne - przeszłość ma ogromny wpływ na to, co jest tu i teraz.
Tomasz Betcher starał się jak najrzetelniej oddać prawdę o brutalnej wojennej rzeczywistości i naprawdę mu się to udało. Nam pozostaje własna interpretacja, osąd i przemyślenia. "Po tamtej stronie piekła" to opowieść zdecydowanie warta poznania. Jesteśmy dosłownie bombardowani emocjami, które momentami mogą wymknąć się spod kontroli. Po raz kolejny zakończenie po prostu zwala z nóg i znów pozostaje niepewność, co wydarzy się dalej oraz zdumienie. Z drugiej strony wydarzenia są tak niesamowite, że na długo zostaną w pamięci. Opowieść jest wyjątkowa, dopracowana w każdym szczególe i w tej sytuacji pozostaje nam tylko czekać na jeszcze.
PO OBU STRONACH...
Powieści Tomasza Betchera zazwyczaj przesłuchuję w podróży lub podczas spacerów i muszę przyznać, że idealnie mi się sprawdzają właśnie w takiej formie. Umilają wędrówkę, sprawiają, że nie dłuży się czas w podróży i dostarczają sporej dawki ciekawych wrażeń.
Tym razem sięgnęłam po kontynuację cyklu "Po tamtej stronie" mając nadzieję, że dostanę...
2023-02-28
KIM NAPRAWDĘ JESTEM?
Od dawna chciałam przeczytać "Bliźnięta znad klifu" Emmy Rous. Ta powieść od zawsze mnie intrygowała i bardzo chciałam ją zdobyć. Lektura nie zabrała mi dużo czasu i całkowicie spełniła moje oczekiwania. Aż trudno mi było uwierzyć, że jest to pierwsza powieść autorki.
Emma Rous zabiera czytelnika do posiadłości Summerbourne nieopodal Norfolk. To tutaj przyjeżdża Seraphine po śmierci swojego ojca Dominika Charlesa Mayesa. Intrygują ją rodzinne tajemnice i niedopowiedzenia, a odnalezione w pamiątkach stare zdjęcie z matką, ojcem i starszym bratem Edwinem sprawia, że w głowie dziewczyny budzi się coraz więcej wątpliwości. Fotografia zrobiona w dniu jej urodzin i jednocześnie na kilka godzin przed tragiczną śmiercią matki Ruth Angeli Mayes przedstawia rodzinę z jednym z bliźniąt i najwyraźniej brakuje na niej drugiego niemowlęcia - Seraphine, czy jej brata Daniela? Dlaczego w przeszłości byli nazywani przez okolicznych mieszkańców chochlikami, skrzatami lub odmieńcami z Summerbourne?
Odnalezione zdjęcie jest jedyną pamiątką po tamtym czasie. Babka Vera Ann Blackwood nie chce rozmawiać o tragicznych wydarzeniach z przeszłości, podobnie jak milczał na ten temat ojciec. Seraphine jest zdeterminowana aby poznać prawdę, tym bardziej, że stary wycinek z gazety z nekrologiem matki wskazuje na kolejne skrzętnie skrywane sekrety. Jedyną osobą, która może jej pomóc jest dawna niania Edwina - Laura Silveira. Pozostaje więc odnaleźć kobietę i wypytać o tamte zdarzenia. Okazuje się jednak, że nie wszystkim zależy aby wyszła prawda o przeszłości ujrzała światło dzienne. Pojawiają się anonimy z pogróżkami, atmosfera gęstnieje, a wątpliwości się mnożą. Czy w tej sytuacji Seraphine uda się rozwikłać rodzinne tajemnice, dowiedzieć się prawdy o swoich narodzinach oraz poznać kulisy śmierci matki przeczytacie w książce, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony.
Uwielbiam historie z dreszczykiem, zagadkami i tajemnicami z przeszłości oraz intrygującą fabułą. Stare rodowe posiadłości zawsze idealnie komponują się z rodzinnymi grzeszkami, czyli przysłowiowymi trupami skrywanymi w szafach. I za każdym razem powstaje z tego intrygująca mikstura wybuchowa, która tylko czeka na zapalną iskrę. Tak właśnie dzieje się w powieści "Bliźnięta znad klifu", od lektury której trudno się oderwać. Historia przywodzi mi na myśl utrzymane w bardzo podobnym klimacie powieści Kate Morton, po które sięgam zawsze z największą przyjemnością.
Autorka poprowadziła narrację dwoma torami. Seraphine opowiada o teraźniejszych wydarzeniach już po śmierci ojca, a Laura wspomina przeszłość od września 1991 roku, kiedy zatrudniła się jako niania w Summerbourne. Obie te płaszczyzny wspaniale ze sobą współgrają i idealnie się uzupełniają. Opisowy, barwny styl i prosty język nacechowany emocjami sprawiają, że lektura tej książki to naprawdę sama radość. Umiejętne budowanie napięcia powoduje, że z niepokojem i niecierpliwością oczekujemy kolejnych posunięć i niemal do samego końca nie jesteśmy pewni, co tak naprawdę wydarzyło się 21 lipca 1992 w Summerbourne.
Dobrze nakreślone sylwetki bohaterów obdarzone ciekawymi osobowościami sprawiają, że bardzo dobrze czujemy się w towarzystwie powieściowych postaci i chętnie pomoglibyśmy Seraphine w rozwiązywaniu zagadek z przeszłości. Bohaterowie są autentyczni i chętnie spędzamy czas w ich towarzystwie.
Nie do końca podobała mi się opowieść Laury, gdy doszło do przedstawienia kulminacyjnych zdarzeń. W tej części relacja wydała mi się mało wiarygodna i niezbyt przekonująca. Brakowało mi też trochę napięcia w tych decydujących momentach. Są to kwestie, nad którymi można byłoby jeszcze popracować. Tym niemniej uważam, że "Bliźnięta znad klifu" to bardzo udany, ciekawie napisany i dobrze skonstruowany debiut. Życzyłabym sobie zdecydowanie więcej takich intrygujących opowieści. Chętnie sięgnę też po kolejne książki Emmy Rous, bo takie klimaty idealnie wpisują się w mój gust czytelniczy.
KIM NAPRAWDĘ JESTEM?
Od dawna chciałam przeczytać "Bliźnięta znad klifu" Emmy Rous. Ta powieść od zawsze mnie intrygowała i bardzo chciałam ją zdobyć. Lektura nie zabrała mi dużo czasu i całkowicie spełniła moje oczekiwania. Aż trudno mi było uwierzyć, że jest to pierwsza powieść autorki.
Emma Rous zabiera czytelnika do posiadłości Summerbourne nieopodal Norfolk. To tutaj...
2023-01-31
W IMIĘ PRZYJAŹNI
Nieczęsto zdarza mi się sięgać po literaturę młodzieżową, ale tym razem był to idealny wybór. „Lato Eden” Liz Flanagan to interesująca opowieść o zaginionej nastolatce utrzymana w klimacie tajemniczości, niedomówień i traumy z przeszłości.
Jessica Mayfield i Eden Holby to dwie najlepsze przyjaciółki, które znają się od podstawówki, różnią się niczym ogień i woda, a mimo to wspierają się w każdej sytuacji. Jess to wrażliwa nastolatka z talentem do rysunku. Wychowywana w zasadzie tylko przez matkę, ubiera się zwykle na czarno, ma czerwone włosy, pirsing i w środowisku rówieśników uważana jest za gotkę. Jej charakterystyczny image nie raz przysporzył dziewczynie problemów i traumy. Eden jest jej kompletnym przeciwieństwem. Blondynka o delikatnej urodzie wywodząca się z bogatej rodziny swoim rozrywkowym charakterem przyciąga do siebie ludzi, co sprawia, że wokół nej zawsze kręci się mnóstwo znajomych. Jednak jej beztroska przeszłość została naznaczona przez śmierć starszej siostry Iony, co wywołało u niej traumę i poczucie winy.
„Byłam najlepszą przyjaciółką Eden, a ona przeżyła naprawdę okropny rok. Zresztą ja też. Wyglądało to tak, jakbyśmy we dwie siedziały na huśtawce, takiej z podparciem na środku – raz jedna była na górze, a druga na dole, a potem na odwrót, nigdy na tym samym poziomie. Mimo to jakoś utrzymywałyśmy równowagę. Teraz to ona była bardziej na dole, a ja u góry. A więc to na mnie przyszła kolej, żeby jej pomóc, co oznaczało, że powinnam cierpliwie znosić jej humory.”
Kiedy pewnego dnia Eden nie pojawia się w szkole, a jej rodzice zgłaszają policji zaginięcie córki rozpędza się cała spirala niepokojących zdarzeń. Podejrzenie pada w pierwszej kolejności na Liama – chłopaka Eden, by potem przenieść się także na inne postaci. Rozpoczyna się prawdziwa walka z czasem. Nikt nie podejrzewa, dlaczego dziewczyna zniknęła, a zaangażowana w sprawę policja stara się ustalić, co wydarzyło się bezpośrednio przed zaginięciem. Domniemanych scenariuszy jest jednak coraz więcej. Wychodzą też na jaw skrzętnie skrywane sekrety, które rzucają zupełnie nowe światło na sytuację. Mnoży się też wiele pytań:
Czy nastolatka uciekła z domu, a może przytrafiło jej się coś złego?… Czy trauma i poczucie winy popchnęły ją do samobójstwa, a może ktoś podniósł na nią rękę?… Czy Eden mogła wyjechać bez słowa i zostawić za sobą całe swoje dotychczasowe życie?…
Powieść Liz Flanagan przypadła mi do gustu, zaskoczyła przede wszystkim swoją wnikliwością i dojrzałością. Autorka opisuje środowisko szesnastolatków, siedemnasto i osiemnastolatków, jednak wydarzenia mogłyby równie dobrze dotyczyć ludzi dorosłych, a nawet dojrzałych. Akcja dzieje się w ciągu dosłownie jednego dnia, a poszczególne rozdziały, poświęcone konkretnym przedziałom godzinowym, opisują kolejne etapy poszukiwań. W bieżące wydarzenia autorka wplotła sporo retrospekcji, które mają za zadanie poszerzyć horyzont opisywanych zdarzeń. Powroty do przeszłości wiele wyjaśniają, pozwalają na obiektywną ocenę sytuacji i moim zdaniem są idealnym uzupełnieniem całości.
Autorka oddaje głos Jess i to ona jest jedynym narratorem tej opowieści. Liczyłam, że w pewnym momencie poznam też wersję wydarzeń z punktu widzenia Eden, ale tak się niestety nie stało. Lekki język jest bardzo łatwy i przyjemny w odbiorze. Opisowy, barwny styl uatrakcyjnia opowieść i na szczęście jej nie przytłacza, gdyż zachowana została idealna wręcz równowaga pomiędzy częścią opisową i dialogami. Akcja biegnie jednakowym, miarowym tempem, jednak zabrakło mi momentu kulminacyjnego, który utracił swoje znaczenie, jakby zagubił się w toku wydarzeń. Budowanie napięcia zupełnie się nie udało, ale mimo to wydarzenia okazały się na tyle intrygujące, że bez problemu udało się doczytać książkę do końca. Autorka bardzo dobrze wczuła się w psychikę postaci, bohaterowie są wiarygodni i dobrze czujemy się w ich towarzystwie. Mam jednak zastrzeżenia do przekazu emocji, który wypadł zdecydowanie zbyt słabo.
„Lato Eden” to ciekawa opowieść o pieknej przyjaźni, której nie mogą zniszczyć żadne, nawet najgorsze problemy i tragedie. O pierwszych porywach serca i towarzyszącym im emocjom. Optymistyczna wymowa niesie nadzieję na lepsze, bo przecież po burzy zawsze wychodzi słońce. Lektura tej powieści dostarczyła mi sporo miłych wrażeń, mimo, że już dawno przestałam być nastolatką. Książka jest idealna dla każdego wieku i na każdą porę roku, nie tylko na tytułowy letni czas.
W IMIĘ PRZYJAŹNI
Nieczęsto zdarza mi się sięgać po literaturę młodzieżową, ale tym razem był to idealny wybór. „Lato Eden” Liz Flanagan to interesująca opowieść o zaginionej nastolatce utrzymana w klimacie tajemniczości, niedomówień i traumy z przeszłości.
Jessica Mayfield i Eden Holby to dwie najlepsze przyjaciółki, które znają się od podstawówki, różnią się niczym ogień...
2023-01-17
ALTERNATYWNE ŚCIEŻKI ŻYCIA
Pióro Holly Miller poznałam za sprawą powieści "Nas dwoje". Historia okazała się bardzo dobrym debiutem - nieoczywista, dobrze napisana, emocjonująca. Teraz miałam okazję sięgnąć po kolejną książkę autorki zatytułowaną "Co by było, gdyby". I tym razem moje odczucia dotyczące lektury są bardzo podobne. A to oznacza, że Holly Miller pisze ciekawe, warte przeczytania powieści psychologiczno - obyczjowe, którym warto poświęcić swój czas i uwagę.
Myślę, że każdy z Was przynajmniej raz stawiał sobie pytanie co by było gdyby?... A następnie tworzył w myślach różne scenariusze konkretnych sytuacji. Rozważaliście pewnie nie raz co by było dla Was lepsze, jakie byłyby konsekwencje innych podjętych decyzji.
Przed podobnym dylematem staje Lucy Lambert - trzydziestoletnia singielka, po tym, jak zrezygnowała z pracy w agencji reklamowej. Dziewczyna stawia wszystko na jedną kartę. Marzy o napisaniu powieści i właśnie teraz upatruje szansę na spełnienie swojego największego pragnienia. A może trafi jej się nowa, intratna posada copywritera?... Lucy staje przed ogromnym dylematem - waha się, czy ma pozostać w małym, nadmorskim miasteczku Shoreley i skupić na pisaniu, czy raczej wyjechać do Londynu, by objąć stanowisko w prestiżowej firmie reklamowej.
Każda decyzja ma swoje "za" i "przeciw" i każda związana jest z określonymi konsekwencjami. Nie bez znaczenia jest również fakt, że Lucy wierzy w przeznaczenie i lubi dostrzegać znaki od losu, które jej zdaniem kształtują przyszłość. A właśnie tego dnia otrzymała informację, że spotka mężczyznę swojego życia, przysłowiową "drugą połówkę". Czy będzie to przypadkowo poznany w barze fotograf Caleb, czy może Max Gardner - pierwsza miłość, z którą rozstała się przed niemal dziesięcioma laty?...
I tutaj dochodzą do głosu dwie alternatywne rzeczywistości związane z dokonanymi wyborami, które rozgrywają się równolegle, a dotyczą dalszych losów tej samej kobiety. "Zostaję" opowiada o losach Lucy jako pisarki i sprzedawczyni w sklepie z pamiątkami. Dziewczyna związała się z Calebem i wiedzie spokojne życie w Shoreley. "Jadę" to obraz Lucy pracującej w londyńskiej agencji reklamowej i na powrót związanej z Maxem - pierwszym chłopakiem. Wyjaśnienie nieporozumień sprzed lat wiele ją kosztowało, ale kobieta zdecydowała się dać ukochanemu drugą szansę.
Holly Miller potrafi wielokrotnie zaskakiwać czytelnika. Tym razem jest to przede wszystkim forma powieści. Poprowadzenie losów bohaterów dwiema niezależnymi ścieżkami to naprawdę oryginalny zabieg. Pomimo, że są to rozbieżne rzeczywistości, to jednak możemy odnaleźć niektóre wspólne elementy, momenty zgodne dla obu światów, przez które prowadzi każda ze ścieżek. Obie wersje tak samo mocno mnie zaabsorbowały i pochłonęły, obie wywołały też całe mnóstwo emocji i obie zachowały realizm. Wersja nazwana jako "zostaję" wydała mi się spokojniejsza, bardziej sielankowa, opisująca prostą, szczęśliwą codzienność, w której pojawiają się zwyczajne problemy. Jednak odniosłam wrażenie, że było to życie niepełne. Alternatywa określona jako" jadę" okazała się bardziej spektakularna, a zdarzenia momentami wstrząsające, a nawet szokujące. Jednak dzięki temu Lucy mogła doświadczyć więcej, żyć pełniej.
Holly Miller pisze prostym językiem. Jej lekki styl idealnie współgra z opisywanymi zdarzeniami. Autorka potrafi umiejętnie stopniować napięcie. Zainteresowanie nie słabnie aż do ostatniej strony, z przyjemnością odkrywamy poszczególne sekrety bohaterów i angażujemy się w ich poczynania. I do tego mamy jeszcze zaskakujące zakończenie, które trudno przewidzieć.
Ciekawie nakreślone sylwetki bohaterów sprawiają, że dobrze czujemy się w ich towarzystwie. Każda postać jest inna, niepowtarzalna i emocjonująca. Nie przeszkadzała mi zbytnio naiwność Lucy, ani delikatne wyidealizowanie Caleba, czy pewna nienaturalność w zachowaniu perfekcyjnych rodziców Lucy, a to wszystko za sprawą interesującej fabuły i intrygujących zdarzeń, przez które dosłownie przepadłam dla świata.
Historia ma w sobie sporo romantyzmu. Skłania do refleksji, uczy, że każda podjęta decyzja ma swoje określone konsekwencje i bezpośredni wpływ na przyszłe wydarzenia, a zbyt częste zastanawianie się nad tym, co by było gdyby... niepotrzebnie nas rozprasza i wcale nie uchroni od przeznaczenia. W powieściowej rzeczywistości mamy jasno przedstawione wybory i ich konsekwencje, możemy je analizować i oceniać. W prawdziwym życiu nie ma takiej możliwości.
Powieść "Co by było, gdyby" to idealna propozycja dla czytelników poszukujących historii nieoczywistych, wyłamujących się utartym schematom. Mnie oczarowała, zaintrygowała i stawiam ją na półce ulubionych lektur.
ALTERNATYWNE ŚCIEŻKI ŻYCIA
Pióro Holly Miller poznałam za sprawą powieści "Nas dwoje". Historia okazała się bardzo dobrym debiutem - nieoczywista, dobrze napisana, emocjonująca. Teraz miałam okazję sięgnąć po kolejną książkę autorki zatytułowaną "Co by było, gdyby". I tym razem moje odczucia dotyczące lektury są bardzo podobne. A to oznacza, że Holly Miller pisze ciekawe,...
1994
"Wichrowe Wzgórza" czytałam już jakiś czas temu, ale jest to lektura, której się nie zapomina. Ta kultowa powieść koncentruje się na miłości tajemniczego i brutalnego Heathcliffa oraz zadziornej i uroczej Catherine, a tytułowe Wichrowe Wzgórza należą do posiadłości rodziny Earnshaw, z której pochodzi główna bohaterka. Catherine i Heathcliff to jedna z najbardziej znanych par w literaturze, nieszczęśliwie zakochanych, których destrukcyjna miłość, pełna pasji i namiętności, niszczy nie tylko ich samych, ale także ludzi z najbliższego otoczenia. Wielkie uczucie bohaterów nie dość, że plącze ich losy i staje się przekleństwem na wieki to jeszcze powraca niczym mara.
Wyrazem ogromnej desperacji Heathcliffa po tym, jak został odrzucony przez Catherine jest poniższy cytat, który kiedyś sobie wynotowałam, a który zapadł mi głęboko w pamięć:
"Katarzyno Earnshaw, obyś nie zaznała spokoju, tak długo, jak ja żyję.(…)
Pozostań przy mnie na zawsze
- przybierz, jaką chcesz, postać
- doprowadź mnie do obłędu,
tylko nie zostawiaj mnie samego w tej otchłani,
gdzie nie mogę cię znaleźć!
Nie mogę żyć bez mojego życia.
Nie mogę żyć bez mojej duszy!"
Czasem zastanawiałam się, czy gdyby Catherine wybrała jednak Heathcliffa, to czy łączące ich uczucie miałoby szansę przetrwać?...
Powieść pisana jest archaicznym językiem, przez co może stwarzać nieco trudu, ale dzięki temu staje się niepowtarzalna i dobrze oddaje klimat tamtych czasów. "Wichrowe Wzgórza" to lektura wymagająca, warto ją czytać powoli i z zastanowieniem, a wówczas magia istniejąca w tej powieści zauroczy czytelnika bez reszty, a chłodny wiatr wiejący od wzgórz będzie studził emocje.
Polecam.
"Wichrowe Wzgórza" czytałam już jakiś czas temu, ale jest to lektura, której się nie zapomina. Ta kultowa powieść koncentruje się na miłości tajemniczego i brutalnego Heathcliffa oraz zadziornej i uroczej Catherine, a tytułowe Wichrowe Wzgórza należą do posiadłości rodziny Earnshaw, z której pochodzi główna bohaterka. Catherine i Heathcliff to jedna z najbardziej znanych...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-30
WIKTORIAŃSKI ROMANS
"Miłość pisana na maszynie" to debiut literacki Alison Atlee. Książka zaintrygowała mnie tytułem i urzekła swoją nastrojową okładką - taką trochę romantyczną, trochę tajemniczą, podobnie jak przedstawiona na niej kobieta z zadumą patrząca w przyszłość. Autorka przeniosła nas do czasów wiktoriańskich, epoki feminizmu, okresu rewolucji przemysłowej, czyli dawnych już lat. Starała się zwrócić uwagę na rolę kobiety w XIX wieku. Walka o równouprawnienie, popularny w tamtym czasie mezalians oraz stosunki damsko - męskie to tematy poruszone przez Alison Atlee. Dopełnieniem opowieści jest zbuntowana, niepokorna bohaterka idealnie niedopasowana do epoki i nadająca sens całej historii.
Kariera Elizabeth Dobson, czyli Betsey w roli urzędniczki w londyńskiej firmie zostaje gwałtownie przerwana, gdy wychodzi na jaw jej romans z kolegą z pracy. Kobieta zostaje wyrzucona na bruk bez pieniędzy, referencji i perspektyw. W tej sytuacji jedyne co jej pozostaje to wyjazd do nadmorskiej miejscowości, gdzie dzięki swojemu sprytowi i wyrozumiałości miejscowego inżyniera Johna Jonesa zostaje zatrudniona w charakterze organizatorki wyjazdów turystycznych. Wydaje się, że Betsey jest wprost stworzona do tej pracy i dopiero tutaj w Idensea może rozwinąć skrzydła. O tym jak potoczy się jej kariera zawodowa i w jaki sposób wyjazd wpłynie na życie prywatne bohaterki przeczytacie w książce.
Po zakończonej lekturze powieści Alison Atlee mam mnóstwo mieszanych uczuć. Nie lubię pisać niepochlebnych recenzji, ale zawsze staram się być szczera w swojej ocenie. Dlatego bez żadnych wstępów muszę powiedzieć, że nie urzekła mnie ta historia, mimo, że zapowiadała się bardzo obiecująco. Spodziewałam się zdecydowanie większej różnorodności wątków i przede wszystkim dobrego przekazu emocji oraz więcej klimatu wiktoriańskiej Anglii. A tymczasem...
Fabuła powieści jest bardzo schematyczna, mało zróżnicowana, oparta w zasadzie tylko na wątku romansowym, a ten z kolei został ukazany w bardzo stonowany, wywarzony, wręcz chłodny sposób. Zabrakło mi namiętności i porywów serca, które zawsze mają wysoką temperaturę, bez względu na wiek bohaterów, czy czasy, w jakich przyszło im żyć. Plus dla autorki za kreację głównej bohaterki. Betsey jest nieprzeciętną postacią, prawdziwą indywidualnością, barwną i ciekawą młodą kobietą. Nie boi się mówić, co myśli, nierzadko czyniąc to w dosadny, mało elegancki sposób. Zdarza jej się używać rynsztokowego języka, co nie tylko zupełnie nie przystaje do epoki wiktoriańskiej, ale nawet czasów bardziej współczesnych.
Każdy rozdział poprzedza zdanie zaczerpnięte z fikcyjnego podręcznika "Jak zostać mistrzem maszynopisania" i moim zdaniem jest to ciekawe urozmaicenie dla dość płytkiej treści. Niestety styl także nie zachwyca, sporo błędów językowych i stylistycznych, rażących sformułowań, które sprawiają, że lektura tej powieści jest dość ciężka. Bardzo kiepskie, dziwaczne wręcz dialogi powodują, że momentami ma się ochotę odłożyć tę książkę i nie doczytać jej do końca. Po zakończonej lekturze żałowałam, że nie mogę zajrzeć do oryginału, żeby się przekonać, czy to rzeczywiście tylko wina autorki, czy może bardziej tłumacza. Przyznaję, że nie lubię porzucać niedoczytanych książek i tylko dlatego zdecydowałam się dokończyć lekturę i dać mimo wszystko szansę temu debiutowi. Miałam nadzieję na choć trochę bardziej emocjonujące zakończenie. Niestety do samego końca nic w tej kwestii się nie zmieniło, historia niczym nie zaskoczyła, jest przewidywalna i schematyczna do bólu.
Zawsze z dużym zainteresowaniem sięgam po debiuty literackie, wiele niedociągnięć jestem w stanie wybaczyć i staram się skupiać na tym co dobre, na elementach, które mi się podobały, w jakiś sposób mnie urzekły, czy zaciekawiły. Niestety jeśli chodzi o powieść Alison Atlee takich plusów jest bardzo mało. Oczywiście nie skreślam tej opowieści. Każdy poszukuje w literaturze czegoś innego i na pewno znajdą się czytelnicy, którym "Miłość pisana na maszynie" przypadnie do gustu. Mnie niestety nie zachwyciła i szczerze mówiąc drugi raz bym się na nią nie zdecydowała. Ale decyzja należy do Was.
WIKTORIAŃSKI ROMANS
"Miłość pisana na maszynie" to debiut literacki Alison Atlee. Książka zaintrygowała mnie tytułem i urzekła swoją nastrojową okładką - taką trochę romantyczną, trochę tajemniczą, podobnie jak przedstawiona na niej kobieta z zadumą patrząca w przyszłość. Autorka przeniosła nas do czasów wiktoriańskich, epoki feminizmu, okresu rewolucji przemysłowej, czyli...
2022-11-15
W POSZUKIWANIU ŚWIATŁA
Kiedy w marcu 2020 roku miała swoją premierę powieść Christy Lefteri "Pszczelarz z Aleppo" nikt się nie spodziewał, że temat wojny i nieodłącznie z nim związany problem uchodźców stanie się nam tak bliski. Niestety już od dziewięciu miesięcy jesteśmy świadkami nieustannej wałki narodu ukraińskiego o wolność i niepodległość ich ojczyzny. W obliczu tych wydarzeń powieść Christy Lefteri przestała być tylko historią opartą na prawdziwych relacjach uciekinierów i ich walce o przetrwanie, a stała się opowieścią, która nabiera szerszego znaczenia i w której możemy szukać pewnych analogii do sytuacji poza naszą wschodnią granicą. "Pszczelarz z Aleppo" idealnie wpisuje się w obecny trudny czas, otwiera nam oczy i uświadamia, że konflikty, które mają miejsce gdzieś na świecie za chwilę mogą dotyczyć także i nas.
Autorka zabiera czytelnika do Aleppo – miasta w północno-zachodniej Syrii oddalonego o około 50 km na południe od granicy z Turcją. To tutaj wiedli spokojne życie Afra i Nuri Ibrahim wraz ze swoim synkiem Samim. Mężczyzna od lat zajmował się pszczelarstwem, a kobieta malowała obrazy i zajmowała się domem i dzieckiem. Nuri prowadził firmę razem z kuzynem Mustafą i dobrze im się wiodło. Spokojne i szczęśliwe życie przerwała jednak wojna domowa. Krwawa bitwa o Aleppo przeszła do historii pod nazwą syryjskiego Stalingradu i pochłonęła wiele istnień ludzkich. Wśród ofiar znalazło się wiele dzieci, a wśród nich Sami oraz Fahir - syn Mustafy. Afra straciła wzrok od wybuchu bomby, a w jej pamięci pozostał ostatni wstrząsający widok martwego syna. W tej sytuacji Nuri podjął decyzję o ucieczce przez Turcję oraz Grecję do Wielkiej Brytanii. Trudno było przekonać Afrę do wyjazdu, a gdy już mu się to udało, małżonkowie razem wyruszyli razem śladem Mustafy, który zamierzał z kolei dołączyć do swojej żony i córki. Długa i niebezpieczna podróż podzielona była na etapy, z których każdy wiązał się z przeróżnymi komplikacjami, a przetrwanie w ośrodkach dla uchodźców wymagało sprytu, determinacji i poświęcenia. Zwieńczeniem podróży i największym pragnieniem małżonków było otrzymanie azylu i możliwość rozpoczęcia nowego życia w kraju, gdzie mogli poczuć się bezpiecznie. Jak się jednak okazało dotarcie do celu wcale nie gwarantowało sukcesu i zagrożone było deportacją z powrotem do ogarniętej wojną ojczyzny...
Powieść Christy Lefteri wzbudza wiele skrajnych emocji. Jest przerażająca, przejmująca i realistyczna do bólu. Odsłania brutalną prawdę o ludziach, którzy stają w obliczu tragedii wojny, tracą członków rodziny oraz dorobek życia i są zmuszani do poszukiwania schronienia na obczyźnie. Ukazuje jak zmieniają się stosunki rodzinne w obliczu najgorszego. Niebezpieczeństwo, niepewność, strach oraz ryzyko towarzyszące ucieczce to dopiero początek całego skomplikowanego procesu, którego efektem jest otrzymanie azylu. Na skutek przeróżnych okoliczności wielu uchodźców ponosi śmierć nie docierając do miejsca przeznaczenia. Inni są wykorzystywani, wciągani w brutalny świat przestępczości, z którego nie ma ucieczki. Porwania, handel dziećmi, łapówkarstwo i przemoc to ciemna strona tego przedsięwzięcia.
Autorka bardzo ciekawie połączyła dwie płaszczyzny czasowe dając im wspólny wyznacznik w postaci jednego symbolu wyrażonego słowem. Dzięki temu płynnie poruszamy się pomiędzy tymi dwoma światami. Wspomnienia oraz wizje senne pary głównych bohaterów cofają nas w przeszłość. Poznajemy ich szczęśliwe życie w Aleppo zanim miasto zostało ostrzelane i zbombardowane. Dowiadujemy się też sporo na temat pszczelarstwa i wspólnej pracy Nuriego i Mustafy. Później doświadczamy trudnych emocji związanych z wojenną okupacją oraz towarzyszymy bohaterom w ciężkiej przeprawie na północny zachód, przez Turcję i Grecję, aż do Wielkiej Brytanii. W tę interesującą relację wplecione zostały opowieści innych emigrantów, ludzi, którzy z różnych względów podjęli decyzję o opuszczeniu swojego kraju. W ten sposób wyrabiamy sobie szerszy, bardziej obiektywny pogląd na ten problem. Przeszłe wydarzenia przeplatają się z teraźniejszością, kiedy Nuri i Afra są już w Londynie i czekają na załatwienie formalności związanych z otrzymaniem azylu. Okazuje się, że jest to zawiła, rozciągnięta w czasie i stresująca procedura, która niestety nie zawsze kończy się sukcesem. Nuri i Afra zmagają się ze swoimi demonami, cierpią, przeżywają żałobę, wątpią, a mimo to z determinacją i poświęceniem dążą do obranego celu. Pomaga im mailowa korespondencja prowadzona z Mustafą i zawierająca życzliwe zapewnienia i rady, które podtrzymują na duchu, wlewają na nowo nadzieję w ich serca i utwierdzają w słuszności podjętych decyzji. Jest to ważny element całej opowieści, bo należy zaznaczyć, że nie każdy z uchodźców ma tyle szczęścia.
Christy Lefteri pracowała jako wolontariuszka w obozie dla uchodźców w Atenach i przez ten czas na co dzień stykała się z całymi rodzinami przybyłymi głównie z Syrii i Afganistanu. Poznawała ich tragiczne historie, które później przelała na papier. W ten sposób powstała książka oparta na wielu ludzkich dramatach i zatytułowana "Pszczelarz z Aleppo" - historia o niewyobrażalnej stracie, miłości, a także poszukiwaniu światła, którego prekursorką jest Afra. Pszczoły natomiast są symbolem wrażliwości, życia i nadziei, która umiera ostatnia. Są takim światełkiem w tunelu ogarniętym przez mrok, rozpacz i strach. Opowieść jest przejmująca, bardzo autentyczna, realistyczna, skłania do refleksji i pozostaje w pamięci na długo.
Jeśli zatem poszukujecie wartościowej powieści beletrystycznej, która poruszy wasze serce i pomoże uświadomić sobie ważne kwestie natury ogólnoludzkiej, to zdecydowanie polecam "Pszczelarza z Aleppo". Tej książce zdecydowanie warto poświęcić swój czas i uwagę.
W POSZUKIWANIU ŚWIATŁA
Kiedy w marcu 2020 roku miała swoją premierę powieść Christy Lefteri "Pszczelarz z Aleppo" nikt się nie spodziewał, że temat wojny i nieodłącznie z nim związany problem uchodźców stanie się nam tak bliski. Niestety już od dziewięciu miesięcy jesteśmy świadkami nieustannej wałki narodu ukraińskiego o wolność i niepodległość ich ojczyzny. W obliczu...
2022-07-18
NIE WSZYSTKO ZŁOTO CO SIĘ ŚWIECI...
Najnowsza powieść Adele Parks „Uważaj czego pragniesz” trafiła w moje ręce dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiecego. Po tym jak lektura książki „Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” zapadła mi głęboko w pamięć, z niecierpliwością wyglądałam kolejnej opowieść tej poczytnej angielskiej pisarki. I powiem szczerze, że warto było czekać!
Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają, jednak niemal każdy najchętniej sprawdziłby to osobiście. Przed taką szansą stają Lexi i Jake Greenwoodowie, kiedy trafiają w lotto najwyższą wygraną opiewającą na niemalże 18 milionów funtów brytyjskich. Cotygodniowe nadawanie kuponu loterii, zawsze z tymi samymi liczbami, to ich wieloletnia tradycja. Zawsze robili to wspólnie ze znajomymi – dwoma zaprzyjaźnionymi małżeństwami, a ewentualną wygraną mieli dzielić po równo. Taka była pomiędzy nimi umowa… Tym razem jednak sprawy potoczyły się inaczej i wcześniejsze ustalenia poczynione przed laty utraciły swoją ważność. Tymczasem łatwe pieniądze są zbyt kuszące i oba małżeństwa roszczą sobie prawo do części wygranej. Jak w tej sytuacji zachowają się Lexi i Jake, co wydarzyło się pomiędzy przyjaciółmi i kto rzeczywiście powinien otrzymać nagrodę przeczytacie w książce. Zapewniam, że emocji i zwrotów akcji nie zabraknie.
Łatwe pieniądze, problemy w związku, fałszywa przyjaźń i całe mnóstwo pozorów to tematy dominujące w powieści Adele Parks. Autorka bardzo umiejętnie nakreśliła portret przeciętnej angielskiej rodziny, która do tej pory z wysiłkiem wiązała przysłowiowy koniec z końcem, a teraz, z dnia na dzień, stała się bardzo bogata. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikają ograniczenia, rozwiązują się problemy i… bogactwo uderza do głowy. Jednak nie każdy umie sobie poradzić z tak ogromną zmianą. Autorka świetnie zestawiła dwie kompletnie odmienne osobowości ukazując jaskrawy kontrast w podejściu do sytuacji. Lexi – powściągliwa, niedowierzająca we własne szczęście pragnie z rozwagą gospodarować majątkiem. Z racji swojej pracy w ośrodku pomocy społecznej myśli przede wszystkim o akcjach charytatywnych, funduszach celowych i fundacjach, tak, aby zrobić coś dobrego dla innych. Swoje potrzeby przesuwa na dalszy plan. Z drugiej strony pragnie aby jej rodzina miała wszystko, o czym sobie zamarzy, przez co przestaje kontrolować coraz większe wydatki. Jake prezentuje typowo konsumpcyjne podejście do pieniędzy, pragnie przede wszystkim bawić się, wydawać i trwonić majątek, czyli po prostu korzystać z życia. Jego decyzje są bardzo spontaniczne i najczęściej kompletnie bezsensowne. Dorosły mężczyzna zachowuje się niczym kilkuletnie dziecko, któremu zdjęto wszystkie ograniczenia. Muszę przyznać, że dawno żaden bohater literacki tak bardzo mnie nie irytował, momentami dosłownie nie mogłam go znieść.
Nie wszystko złoto, co się świeci… W małżeństwie Greenwoodów w miejsce dawnych problemów związanych z brakiem gotówki pojawiają się nowe, dużo poważniejsze. Tak ogromna wygrana generuje konflikty w najbliższym otoczeniu, sprawia, że rodzina przestaje być anonimowa i pojawiają się różne realne zagrożenia. Szybko wychodzą na jaw skrywane sekrety, ujawniają się żale i pretensje, siatka pozorów misternie tkana przez lata zaczyna pękać, a spod niej wyłania się obraz zupełnie nowej, nieznanej i zdumiewającej rzeczywistości. Niestety, nie jest to widok, jaki chcielibyśmy oglądać….
„Uważaj czego pragniesz” to ciekawa powieść psychologiczno – obyczajowa, w której nic nie jest takie, jakim się wydaje. Adele Parks świetnie pokazała całą prawdę o ludzkiej naturze, obnażyła wady i uwydatniła zalety. Dzięki temu mamy szansę dokładnie przeanalizować zachowania bohaterów i wyciągnąć konkretne wnioski. Muszę przyznać, że niektóre momenty wydały mi się nudnawe, gdy musiałam czytać o coraz to większych „gestach” głównego bohatera – człowieka wprost stworzonego do trwonienia gotówki. I wątek kryminalny taki trochę nijaki. Na szczęście im bliżej końca całej historii, tym robi się ciekawiej, a zakończenie jest przysłowiową wisienką na torcie.
Jeśli lubicie powieści psychologiczno-obyczajowe z kryminalną intrygą to myślę, że powieść spełni Wasze oczekiwania. Thriller to to raczej nie jest, ale warto doczytać książkę do samego końca – dreszczyk emocji gwarantowany.
NIE WSZYSTKO ZŁOTO CO SIĘ ŚWIECI...
Najnowsza powieść Adele Parks „Uważaj czego pragniesz” trafiła w moje ręce dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiecego. Po tym jak lektura książki „Kłamstwa, wszędzie kłamstwa” zapadła mi głęboko w pamięć, z niecierpliwością wyglądałam kolejnej opowieść tej poczytnej angielskiej pisarki. I powiem szczerze, że warto było czekać!
Mówi się,...
2022-07-07
ZEMSTA WCALE NIE JEST SŁODKA
Pierwsza powieść Wielkopolanki Weroniki Czaplarskiej okazała się miłym zaskoczeniem i po raz kolejny utwierdziła mnie w przekonaniu, że po debiuty warto sięgać. "Wszystkie moje sekrety" to opowieść o stracie, samotności, zdradzie i zemście, która czasem może przesłonić to, co w życiu naprawdę ważne i wartościowe.
Wraz z Mary Grey przybywamy do sennego, prowincjonalnego miasteczka Greenmory na szkockiej wyspie Mull. Dlaczego właśnie tam bohaterka postanowiła przenieść się z Londynu?... Bo magia Szkocji polega na tym, że "czas zdawał się tu nie przestrzegać żadnych reguł. Płynął swoim własnym tempem, nie zwracając uwagi na to, co powinien, a czego nie. Ludzie chyba przyjęli tę samą zasadę." Ale to nie był jedyny powód... Mary przybyła tu pod przybranym nazwiskiem, gdyż ma do wykonania pewną misję - pragnie zemścić się na kimś, kto przed laty doprowadził do rozpadu jej rodziny i pośrednio przyczynił się do choroby jej matki. Czy uda jej się zrealizować swój plan i jakie konsekwencje przyniesie chęć zemsty oraz skrywanie sekretów przed otoczeniem przeczytacie w książce. Gwarantuję, że ciekawych wrażeń nie zabraknie.
Weronika Czaplarska podzieliła się z czytelnikami intrygującą i bardzo prawdziwą opowieścią, która pozwala nam zakosztować szkockich klimatów. Urokliwe miasteczko ma swoją niepowtarzalną atmosferę, którą tworzy niewielka społeczność mieszkających tam ludzi. Szkocka tradycja, zwyczaje i kuchnia przenikają z kart powieści, a my, podobnie jak Mary Grey, czujemy się w Greenmory, jak w domu. Dlatego tak trudno rozstać się z bohaterami, których zdołaliśmy dość dobrze poznać i w większości polubić. Trzeba jednak pamiętać, że pobyt na szkockiej wyspie Mull to nie tylko sielanka, ale także ludzkie dramaty, rozczarowania, codzienne troski i kłopoty, które spędzają postaciom sen z powiek. Historia ma w sobie sporo autentyzmu i pozytywnej energii. Relacje łączące bohaterów rozwijają się powoli, bez niepotrzebnego wymuszania pewnych zachowań, bez presji czasu i bez sztucznego podkręcania emocji. To wszystko sprawia, że w stosunkach międzyludzkich króluje realizm i naturalność. Dotyczy to zarówno płaszczyzny romantycznej, przyjacielskiej, jak i stosunków rodzinnych. Jedynie kamuflaż Mary wydał mi się troszkę niedopracowany i szczerze mówiąc nie mogłam uwierzyć, że tak długo nikt na wyspie Mull nie odkrył jej prawdziwej tożsamości.
Autorka umiejętnie buduje napięcie i mimo, że pewne schematy udało mi się rozgryźć, to wprost nie mogłam doczekać się finału. Przyznaję, że na koniec pani Weronika zupełnie mnie zaskoczyła - kompletnie nie spodziewałam się takiego zakończenia.
"Wszystkie moje sekrety" to bardzo udany i dojrzały debiut. Słodko-gorzka opowieść obyczajowa, którą można się delektować. Historia ma w sobie pewną wyjątkowość. Dobrze napisana, ciekawie skomponowana, zmusza do głębszych przemyśleń. Warto się zastanowić choćby nad tym, iż pragnienie zemsty może sprawić, że ominie nas coś naprawdę pięknego. Jak to zwykle bywa, tak i w przypadku tej historii, zemsta na pewno nie jest słodka i wiążą się z nią określone konsekwencje.
Myślę, że każda następna powieść autorki będzie jeszcze lepsza, ciekawsza i bardziej zaskakująca. Weronika Czaplarska ma prawdziwy talent do snucia interesujących opowieści. Podobno swoje inspiracje czerpie ze snów. Już się zastanawiam, jaka będzie jej następna książka i co też autorce może się jeszcze przyśnić. "Wszystkie moje sekrety" wyszukałam w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl. i przyznaję, że był to bardzo dobry wybór.
ZEMSTA WCALE NIE JEST SŁODKA
Pierwsza powieść Wielkopolanki Weroniki Czaplarskiej okazała się miłym zaskoczeniem i po raz kolejny utwierdziła mnie w przekonaniu, że po debiuty warto sięgać. "Wszystkie moje sekrety" to opowieść o stracie, samotności, zdradzie i zemście, która czasem może przesłonić to, co w życiu naprawdę ważne i wartościowe.
Wraz z Mary Grey przybywamy do...
2022-07-03
CIAŁO PAMIĘTA...
Powieść "Pod pokładem" Sophie Hardcastle wywarła na mnie duże wrażenie. Jest to głęboka w swojej wymowie, poetycka opowieść o kobiecie, jej dojrzewaniu, odkrywaniu pasji, zmaganiu się z traumą, przeżyciami, doznaniami, lękiem i bólem, który skrywa się pod zwyczajną, wydawać by się mogło, powierzchownością. To lektura obowiązkowa dla wszystkich kobiet, choć nie tylko, książka, którą po prostu trzeba przeczytać. To historia z rodzaju inne niż wszystkie, inteligentna, niełatwa w odbiorze, ale bardzo wymowna, wartościowa i potrzebna.
21 letnia Olivia jest synestetyczką. Otaczający świat, dźwięki i nastroje odbiera za pomocą barw. Uwielbia ocean, a dzięki swoim przyjaciołom Macowi i Maggie zdobywa doświadczenie w żeglowaniu. Dziewczyna jest naprawdę dobra w tym co robi, zaznajamia się z muzyką oceanu, słyszy go, wyczuwa i stara się rozumieć. Po czterech latach żeglowania trafia jej się rejs z Nowej Kaledonii do Auckland. Oli jest jedyną kobietą na pokładzie, ale wydaje się, że nikt nie ma z tym większego problemu. Ocean, jacht, żywioł i przygoda kończy się jednak rozczarowaniem, bólem i traumą. Bo na otwartym morzu nikt nie usłyszy krzyku ginącego pośród fal. Oli próbuje się pozbierać po tym przez co przeszła podczas rejsu, ale jej ciało doskonale pamięta... Dzięki pomocy Maggie i Maca udaje jej się choć częściowo dojść do siebie, jednak niektóre sytuacje nadal wywołują w niej panikę, budzą lęki i bolesne wspomnienia. Kobieta ma nadzieję, że praca w małej londyńskiej galerii pozwoli jej uporządkować życie i rozpocząć je na nowo. Niestety... jej ciało wciąż pamięta.
Opowieść Sophie Hardcastle skojarzyła mi się początkowo z powieścią Sergio Bambarena "Dalekie wiatry", którą czytałam już dosyć dawno, ale dotąd przechowuję w swojej pamięci. Poetycki język, barwne postrzeganie rzeczywistości, pasja w konfrontacji z potęgą żywiołu, który trzeba poznać i zrozumieć sprawiają, że historia nabiera wyjątkowego charakteru. Próba wyrażenia siebie i pokonania własnych ograniczeń przemawia do nas niemal z każdej strony tej powieści. W jakim stopniu jest to możliwe zależy tylko od każdej z nas.
Nie spodziewałam się, że książka tak bardzo mnie poruszy i jednocześnie urzeknie. Zawsze doceniam literaturę, która jest inna, nieoczywista, wnosi coś nowego, nietuzinkowego i przełamuje utarte schematy. "Pod pokładem" idealnie wpisuje się w te reguły i na pewno pozostanie w pamięci na długo.
Powieść Sophie Hardcastle nie jest feministyczną historią dla kobiet, ale głębokim studium złożonej kobiecej natury. Autorce udało się przełamać wszelkie stereotypy ukazując różne oblicza człowieka. Stąd tak duża ilość tematów, jakie zostały poruszone w tej książce. Mamy zatem toksycznych rodziców, samotność, stratę, gwałt, anoreksję, z drugiej strony kryzys klimatyczny, rasizm, odmienność płciową i feminizm. Wobec tak istotnych kwestii nie da się przejść obojętnie, podobnie jak nie da się ominąć powieści Sophie Hardcastle "Pod pokładem". Co prawda okładka nie przyciąga jakoś specjalnie uwagi, ale pobudza wyobraźnię i moim zdaniem bardzo dobrze współgra z fabułą powieści. Dlatego chcę zwrócić Waszą uwagę, że z pozoru niczym nie wyróżniająca się oprawa, skrywa tak wyjątkową opowieść.
CIAŁO PAMIĘTA...
Powieść "Pod pokładem" Sophie Hardcastle wywarła na mnie duże wrażenie. Jest to głęboka w swojej wymowie, poetycka opowieść o kobiecie, jej dojrzewaniu, odkrywaniu pasji, zmaganiu się z traumą, przeżyciami, doznaniami, lękiem i bólem, który skrywa się pod zwyczajną, wydawać by się mogło, powierzchownością. To lektura obowiązkowa dla wszystkich kobiet, choć...
2022-06-20
NA ROZSTAJU ŻYCIA
Powieść Clare Mackintosh spostrzegłam pośród wielu innych tomików ułożonych na półce bibliotecznych nowości. Pomimo, że w domu zawsze czeka stosik książek do przeczytania, po prostu nie mogłam się oprzeć tej opowieści i musiałam zabrać ją ze sobą. I rzeczywiście... warto było zajrzeć za żółtą, trochę niepozorną okładkę, aby zatonąć w wydarzeniach, które w znacznym stopniu były udziałem samej autorki.
Pip i Max Adamsowie są rodzicami niespełna trzyletniego Dylana, który choruje na nowotwór mózgu. Chłopiec jest po operacji, ale rokowania nie są dobre. Dziecko przegrywa walkę z tą podstępną chorobą i wkrótce rodzice będą musieli podjąć decyzję co do dalszego utrzymywania przy życiu ich ukochanego synka. Pip i Max są zdruzgotani. Matka pragnie oszczędzić dziecku dalszego bólu i cierpienia i jest sklonna wrazić zgodę na leczenie paliatywne. Ojciec natomiast "przekopuje" Internet w poszukiwaniu jakiejś, choćby najmniejszej szansy na przedłużenie Dylanowi życia. Okazuje się, że terapia protonowa jaką stosuje się w Stanach Zjednoczonych jest jedyną, jeszcze nie wykorzystaną możliwością. Dzięki temu chłopczyk mógłby przeżyć jeszcze kilka lub kilkanaście miesięcy. Dlatego Max z ogromną determinacją angażuje się w nagłośnienie sprawy i zbiera fundusze na kosztowne leczenie za oceanem. Rodzice chłopca nie są zgodni co do sposobu dalszego leczenia syna. Dlatego szpital zwraca się do sądu o wydanie orzeczenia w tej precedensowej sprawie. Rozpoczyna się prawdziwa batalia, w której tak naprawdę nie ma wygranego...
"Po końcu" to powieść o miłości, stracie i nadziei. To przejmująca historia, w której wraz z rodzicami przeżywamy ból, rozpacz i bezsilność wobec tego, co nieuniknione. To piękna opowieść, gdzie kibicujemy każdej ze stron, bo rozumiemy motywy kierujące i matką, i ojcem. Bardzo dobrze nakreślone portrety psychologiczne bohaterów pozwalają wczuć się w ich sytuację na tyle, na ile jest to możliwe, analizować ich postępowanie i obserwować podejmowane decyzje. To książka niekonwencjonalna, która może być dla czytelnika także sporym zaskoczeniem.
Historia małego Dylana chwyta za serce. Są momenty trudne, bolesne, a nawet wstrząsające. Z drugiej strony ta boleść i smutek nie przytłaczają czytelnika, gdyż w tej okropnej tragedii pojawia się nadzieja, taka trochę irracjonalna, ale bardzo potrzebna. Malutkie światełko w tunelu, które sprawia, że trzymamy się go i ufamy, że mimo przeciwności wszystko będzie dobrze, bo przecież musi być. Emocje atakują nas dosłownie z każdej strony, a my staramy się im sprostać, choć chwilami trudno powstrzymać łzy.
W tej opowieści nie ma lepszych i gorszych bohaterów - są prawdziwi ludzie o wielkich sercach, którym przyszło się mierzyć z niewyobrażalną tragedią, rodzice, którym choroba odbiera ukochane dziecko. Czy w takiej sytuacji można zachować rozsądek i "zimną krew"?...
"Nikt z nas nie wie, ci się stanie w przyszłości, skarbie. Jedyne, co możemy zrobić, to dokonywać własnych wyborów na drodze, którą tu i teraz uważamy za słuszną."
Historię Dylana poznajemy z punktu widzenia każdego z rodziców. Historię uzupełnia relacja lekarki prowadzącej Dylana. Zyskujemy w ten sposób możliwie obiektywny pogląd na wydarzenia. Najbardziej zaskakujący był dla mnie sam zamysł powieści. Autorka starała się pokazać nowy początek z jakim będą musieli zmierzyć się rodzice w zależności od tego, jaką decyzję podejmie sąd. W ten sposób bohaterowie stają jakby na rozstaju, a przed nimi majaczą dwie drogi. Jedna z nich to ścieżka Pip, która zakłada leczenie paliatywne, a druga to dróżka Maxa, pokazująca efekt eksperymentalnej terapii protonowej. Od tego momentu otrzymujemy równolegle dwie opowieści, które są tak samo prawdopodobne i równie interesujące.
Autorka bardzo umiejętnie nakreśliła przyszłość tej rodziny ukazując rozterki, emocje i przemyślenia bohaterów. Czy Pip i Max byli na tyle silni, by ich związek przetrwał pomimo wszystko? W jaki sposób każde z nich radziło sobie z traumą i wspomnieniami? Czy udało im się wrócić do normalnego życia?
Powieść "Po końcu" to inteligentnie skonstruowana, emocjonująca opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, którą naprawdę warto przeczytać. Jestem pod dużym wrażeniem tej historii i polecam jej lekturę wszystkim tym, którzy nie boją się trudnych tematów. Decyzja co do przyszłości śmiertelnie chorego dziecka, które walczy w szpitalu o każdy kolejny dzień na pewno należy do tych najtrudniejszych. Z drugiej strony opowieść została tak skonstruowana, że niesie w sobie spokój i nadzieję oraz pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość pomimo wszystko. Nie bójcie się zmierzyć z tym tematem. Naprawdę warto!
NA ROZSTAJU ŻYCIA
Powieść Clare Mackintosh spostrzegłam pośród wielu innych tomików ułożonych na półce bibliotecznych nowości. Pomimo, że w domu zawsze czeka stosik książek do przeczytania, po prostu nie mogłam się oprzeć tej opowieści i musiałam zabrać ją ze sobą. I rzeczywiście... warto było zajrzeć za żółtą, trochę niepozorną okładkę, aby zatonąć w wydarzeniach, które w...
2022-05-15
ŻYCIE Z WYROKIEM
"Francuskie lato" Catherine Isaac to ciekawa opowieść psychologiczno-obyczajowa, która idealnie wpisuje się w letni, wakacyjny klimat, choć muszę powiedzieć, że jej lektura wzruszy i zaintryguje także o każdej innej porze roku.
Jessica jest samotną matką, która od pewnego czasu żyje z wyrokiem i zmaga się z przerażeniem i niepewnością co do swojej przyszłości. Na domiar złego jej dziesięcioletni syn William ma mierny kontakt ze swoim ojcem Adamem, który okazał się mężczyzną niedojrzałym i niegotowym do ojcostwa. Jednak odkąd Jess dowiaduje się, że jest nosicielką zmutowanego genu odpowiadającego za chorobę Huntingtona, postanawia zadbać o to, aby jej były mąż i ukochany syn nawiązali ze sobą jak najmocniejszą więź. Dlatego za namową rodziców wybiera się z dzieckiem na południe Francji, gdzie w urokliwym Chateau de Roussignol Adam prowadzi swój wymarzony hotel. Jest to prawdziwa turystyczna enklawa, w której na przyjezdnych czeka mnóstwo atrakcji i Jessica z Williamem zamierzają z nich w pełni korzystać. Te kilka wakacyjnych tygodni pozwala bohaterce złapać dystans do wydarzeń sprzed dziesięciu lat, ale jest też prawdziwą odskocznią od codziennych problemów. Tym bardziej, że oprócz Jess i Williama spędzają tu urlop również jej przyjaciele z czasów studenckich - singielka Natasza oraz małżeństwo Beth i Seb - małżeństwo z trójką żywiołowych dzieciaków . Każdy z bohaterów zmaga się że swoimi osobistymi problemami, jednak pobyt we Francji zdaje się mieć na wszystkich zbawienny wpływ. Jeśli jesteście ciekawi jakie atrakcje oferuje swoim gościom Chateau de Roussignol albo jakie niespodzianki spotkają Jess podczas tych wyjątkowych wakacji koniecznie sięgnijcie po książkę Catherine Isaac.
Autorka w znacznej mierze skupiła się na portretach psychologicznych bohaterów, ich rozterkach, przemyśleniach i uczuciach. Sporo miejsca poświęciła też podstępnej, nieuleczalnej i niestety dziedzicznej chorobie zwanej pląsawicą Huntingtona, która atakuje system nerwowy, doprowadza do nieodwracalnych zmian w mózgu i powoli, ale systematycznie wyniszcza ludzki organizm doprowadzając go do śmierci. Warto zgłębić tę wiedzę nawet wówczas, gdy nic nam nie dolega, nie jesteśmy nosicielami zmutowanego genu, ani nikt w naszej rodzinie nie był dotknięty tym okrutnym schorzeniem. Życie z wyrokiem nie jest sprawą łatwą, tym bardziej gdy na co dzień obserwuje się postęp choroby u własnej matki i ma się pod opieką dziecko, którego los jest tak samo niepewny. Jessica stara się możliwie jak najlepiej radzić sobie z tą świadomością, co nie znaczy, że nie dopadają ją chwile zwątpienia, rozgoryczenia i frustracji. Nie może jednak poddać się i załamać mając obok siebie nad wyraz inteligentnego i ciekawego świata Williama.
"Francuskie lato" zostało przyrównane do powieści Jojo Moyes, ja jednak byłabym bardziej ostrożna w wysuwaniu takich wniosków. Choć rzeczywiście miłośnikom prozy pani Moyes historia opowiedziana przez Catherine Isaac może się spodobać. Mamy tu z jednej strony wakacyjne romanse i piękne "okoliczności przyrody", z drugiej zaś trudne tematy natury egzystencjalnej i traumę, która na zawsze naznaczyła losy bohaterów. Odniosłam wrażenie, że wątki romansowe pomiędzy letnikami zostały wprowadzone trochę na siłę i tak naprawdę niewiele wnoszą do całej historii. Mam tu na myśli przede wszystkim spotkania Jess z Charlesem.
Powieść napisana jest w prosty i przejrzysty sposób. Krótkie rozdziały i ciekawe dialogi sprawiły, że przeczytałam ją szybko i z zainteresowaniem. Wydarzeniom towarzyszą emocje, co w tego rodzaju literaturze jest kwestią priorytetową. Doceniam to, że autorka postawiła na szczerość i dojrzałość w kontaktach Jess i Williama, podobała mi się też wewnętrzna przemiana, jakiej w większym lub mniejszym stopniu podlegają bohaterowie tej powieści. Ich fikcyjny świat nosi znamiona realizmu, a to sprawia, że historia jest wiarygodna i zapada w pamięć. Ciekawy pomysł na książkę został interesująco zrealizowany, a potencjał w znacznej mierze wykorzystany. Jedynie zakończenie nie do końca mnie usatysfakcjonowało, zupełnie rozminęło się z moją wizją i okazało się bardziej przewidywalne.
"Francuskie lato" to moje pierwsze, naprawdę udane spotkanie z Catherine Isaac. Z przyjemnością sięgnę po każdą kolejną powieść autorki, także taką o wiośnie, jesieni, czy zimie. Zatem z niecierpliwością czekam na przekład "Messy Wonderful Us" lub "The World at My Feet", albo... każdej następnej nowości i uśmiecham się szeroko do wydawnictw.
Jeśli lubicie poznawać różne życiowe zawirowania, na które po prostu nie mamy wpływu to "Francuskie lato" spełni te oczekiwania.
ŻYCIE Z WYROKIEM
"Francuskie lato" Catherine Isaac to ciekawa opowieść psychologiczno-obyczajowa, która idealnie wpisuje się w letni, wakacyjny klimat, choć muszę powiedzieć, że jej lektura wzruszy i zaintryguje także o każdej innej porze roku.
Jessica jest samotną matką, która od pewnego czasu żyje z wyrokiem i zmaga się z przerażeniem i niepewnością co do swojej...
Z DESZCZU POD RYNNĘ
"Druga żona" brytyjskiej pisarki Sheryl Browne to bardzo ciekawy i dobrze skonstruowany thriller psychologiczny, który trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Temat podjęty przez autorkę może być potraktowany jako przestroga dla kobiet, które zbyt łatwo ufają, łudzą się i są podatne na wykorzystanie - podobnie jak bohaterka tej powieści.
Nicole jest artystką. Malowanie obrazów to jej pasja i odskocznia od codzienności. Uwolnienie się z toksycznego związku z mizoginem (jak często określa swojego pierwszego, byłego już na szczęście męża - despotę) daje jej wreszcie nadzieję na szczęśliwe życie. Krótko po rozwodzie kobieta spotyka Richarda, który jawi jej się niczym książę z bajki - dobrze sytuowany, czuły i opiekuńczy. Mężczyzna jest wdowcem. Samotnie wychowuje swoją jedyną córkę Olivię. Spotkanie Nicole to dla niego szansa na udany związek. Dlaczego więc, krótko po ślubie, jego druga żona postanawia targnąć się na własne życie? Jakie były prawdziwe okoliczności tego zdarzenia? Odpowiedzi na te pytania zamierza poznać Rebecca - mieszkająca we Francji najbliższa przyjaciółka Nicole, z którą pozostawała w stałym kontakcie. Pogrzeb przyjaciółki jest dla Becci okazją do poznania Richarda i Olivii oraz miejsca, w którym ostatnie kilkanaście miesięcy spędziła jej przyjaciółka. O tym jaki będzie rezultat tych odwiedzin i co odkryje Rebecca dowiecie się z książki. Ze swojej strony mogę obiecać, że będzie to prawdziwa rewelacja.
Autorka podzieliła się z nami bardzo ciekawą opowieścią, w którą włożyła całe swoje serce. Świetnie buduje napięcie sprawiając, że momentami ciarki przechodzą po plecach. Cały czas podsycana jest atmosfera niepokoju i niepewności, nieustannie doszukujemy się haczyków i podstępu w zachowaniu bohaterów. Tym bardziej, że powieść jest nieprzewidywalna i nic tu nie jest takim, jakim się wydaje.
Sheryl Browne umiejętnie zestawiła ze sobą odmienne ludzkie charaktery. Z jednej strony mamy osobę o dotkliwie zranionym sercu oraz zachwianym poczuciu własnej wartości, która pragnie normalności, miłości, akceptacji, czyli po prostu szczęśliwej stabilizacji. Z drugiej strony pojawia się człowiek bezduszny, zimny, obojętny i wyrachowany, który bawi się ufnością, uczciwością i oddaniem. Dobroć i zaufanie wykorzystuje do manipulacji i osiągnięcia swoich podłych celów. Kontrast pomiędzy tymi dwoma szkicami charakterologicznymi jest bardzo jaskrawy i jednocześnie wiarygodny. A motyw walki dobra ze złem przewija się przez całą opowieść.
Historia opowiedziana została z punktu widzenia kilku bohaterów. Mamy tu także dwie, przeplatające się ze sobą płaszczyzny czasowe, przy czym przeszłość w całości została zarezerwowana dla Nicole, a teraźniejszość to przeplatające się relacje Rebeki, Olivii i Richarda. Obiektywna ocena sytuacji jest więc bardzo łatwa do dokonania.
Autorka misternie utkała tę pokrętną intrygę, dając nam sporo sygnałów co do kierunku prowadzenia zdarzeń. Czy jesteśmy w stanie rozgryźć zamysł i ułożyć kolejne elementy tej skomplikowanej układanki?... W części na pewno nam się to uda. Tym niemniej emocji i niespodzianek nie zabraknie, a finał może okazać się dla wielu z nas totalnym zaskoczeniem. Muszę powiedzieć, że nie mogłam się doczekać zakończenia, gdyż powstałych w mojej głowie scenariuszy było kilka i ciekawiło mnie bardzo, który okaże się tym właściwym. A może autorka wymyśliła coś, czego kompletnie się nie spodziewamy...
Sheryl Browne stworzyła bardzo interesującą powieść z zawoalowaną siecią kłamstw i kłamstewek oraz półprawd, które tworzą świat pełen iluzji i pozorów. Jesteśmy niemymi uczestnikami tej świetnie przeprowadzonej gry, która w pewien sposób odciska na nas swój ślad.
Moje pierwsze spotkanie z książką Sheryl Browne uważam za udane. Chętnie sięgnę po inne jej powieści. Interpretacja Małgorzaty Zawadzkiej okazała się bardzo przyjemna w odbiorze, dlatego, jeśli nie macie możliwości samodzielnego przeczytania tej książki, to świetnie sprawdzi się jej wersja dźwiękowa. Jestem pod wrażeniem!
Z DESZCZU POD RYNNĘ
więcej Pokaż mimo to"Druga żona" brytyjskiej pisarki Sheryl Browne to bardzo ciekawy i dobrze skonstruowany thriller psychologiczny, który trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Temat podjęty przez autorkę może być potraktowany jako przestroga dla kobiet, które zbyt łatwo ufają, łudzą się i są podatne na wykorzystanie - podobnie jak bohaterka tej...