-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2024-04-28
2024-01-30
TIARY Z KRAJU ORŁÓW
"Tiary z Albanii" to druga część sagi o rzymskich jubilerach. Powieść udało mi się zakupić na targach książki w Warszawie z własnoręczną dedykacją od autorki z czego jestem ogromnie rada. Pani Weronika jest niezwykle sympatyczną i ciepłą osobą. Zdradziła mi nawet, że w jej myślach krystalizuje się już kolejna część historii rodu Azzurrich, a zatem jest na co czekać.
Tytułowe tiary to historyczne, platynowe diademy pochodzące z dworu albańskiego monarchy Zoga Pierwszego. Ambra zakupiła je na aukcji w Nowym Jorku i od początku bardzo chciała poznać ich historię. Co nieco dowiedziała się od swojej ukochanej babci Svevy - miłośniczki pięknej biżuterii i pokazów mody. Jednak aby prześledzić dokładnie dzieje dwóch niemal identycznych tiar oraz odszukać brakujące elementy wysadzane brylantami, których diademy zostały pozbawione przed laty, Ambra musi udać się w kolejne podróże po Europie. Tropy prowadzą do Albanii i do muzeum w Tiranie.
Uwielbiam podróżować razem z Ambrą i Piotrem, spotykać podczas tych ekspedycji wcześniej poznanych bohaterów i poznawać zupełnie nowe osoby. Każdy taki wyjazd to niesamowita przygoda, intrygująca wyprawa w przeszłość dająca możliwość poznawania faktów związanych z jubilerstwem i obrotem klejnotami. Myślę, że każdy, kto choć trochę lubi podróżować razem z bohaterami, przenosić się z miejsca na miejsce, odkrywać nowe zakątki i słuchać fascynujących historii powinien skusić się właśnie na tę sagę.
"Tiary z Albanii" to opowieść, na którą czekałam. Zafascynowana pierwszym tomem wiedziałam, że muszę poznać ciąg dalszy losów rodu Azzurrich. Druga część jednak okazała się słabsza, choć oczywiście z zainteresowaniem śledziłam kolejne etapy odkrywania przeszłości tiar. Czytając tę opowieść miałam wrażenie, jakbym poznawała obszerne fragmenty zaczerpnięte z wikipedii lub innego przewodnika, czy encyklopedii. Nie podobało mi się, że dialogi zostały tak mocno rozbudowane o wyjaśnienia i informacje na temat historii, czy zdarzeń. Być może było tego za dużo, a za mało fabuły, albo zawiodła sama konstrukcja powieści.
Bardzo doceniam pracę, jaką pani Weronika włożyła w przygotowanie tej opowieści. Dbałość o szczegóły i ogrom wiedzy przekazana ustami bohaterów są godne podziwu. Nawet jeśli ktoś nie miał dotąd pojęcia o jubilerstwie, nie interesował się aukcjami biżuterii ani wyrabianiem klejnotów, ma szansę poznać wiele ciekawych szczegółów. Zainteresowały mnie też przepisy na orientalne dania kuchni albańskiej zamieszczone na końcu książki, które zamierzam wypróbować.
"Tiary z Albanii" to kolejna opowieść, w której losy bohaterów splatają się z drogocenną biżuterią. Znów możemy wędrować po Europie (i nie tylko) rozkoszując się klejnotami i odrobiną luksusu. Mamy możliwość odkrywania zagadek z przeszłości, które dostarczają sporo emocji. Ta powieść daje szansę na niebanalną przygodę w bardzo dobrym towarzystwie. Jeśli zatem odpowiadają Wam takie klimaty, to zapraszam serdecznie na strony sagi o rzymskich jubilerach.
TIARY Z KRAJU ORŁÓW
"Tiary z Albanii" to druga część sagi o rzymskich jubilerach. Powieść udało mi się zakupić na targach książki w Warszawie z własnoręczną dedykacją od autorki z czego jestem ogromnie rada. Pani Weronika jest niezwykle sympatyczną i ciepłą osobą. Zdradziła mi nawet, że w jej myślach krystalizuje się już kolejna część historii rodu Azzurrich, a zatem jest...
2023-10-11
OSTATNI LIST
Przed tygodniem miała swoją premierę powieść "Nie sposób zapomnieć" angielskiej pisarki Imogen Clark. Książka wydana nakładem wydawnictwa Akurat przyciągnęła mnie i zaintrygowała zarówno tytułem, jak i samą obwolutą. Opis wydawcy zamieszczony na tylnej stronie okładki nie pozwolił mi przejść obok tej historii obojętnie. I już w tym miejscu mogę zdradzić, że moje pierwsze spotkanie z piórem autorki wypadło bardzo dobrze.
Powieść rozpoczyna się od otwarcia testamentu. Bohaterowie zebrani u notariusza zapoznają się z treścią ostatniej woli Angie. Kobieta przegrała walkę z nowotworem pozostawiając w żałobie i smutku niespełna osiemnastoletnią córkę Romany oraz kilkoro najlepszych przyjaciół: Maggie, Tigera, Leona i Hope. Okazuje się, że Angie nawet zza grobu postanowiła na swój sposób zatroszczyć się o najblizsze jej osoby - przede wszystkim o ukochaną córkę, ale także o każdego z jej oddanych przyjaciół. Angie była wyjątkowa, a "ludzie, po których najmniej się tego spodziewamy, skrywają aureole pod kapeluszami...”
O tym co postanowiła Angie i jakie zadania przydzieliła swoim przyjaciołom przeczytacie w książce. I już tutaj, na wstępie, po raz pierwszy jesteśmy zaskakiwani przez autorkę. Jednak w miarę rozwoju wydarzeń czeka znacznie więcej interesujących niespodzianek...
Autorka wprowadza nas w wydarzenia cofając się głęboko wstecz, do czasów studenckich, kiedy Angie, Maggie, Leon i Tiger poznali się i zaprzyjaźnili. Zdarzenia z przeszłości w znacznej mierze zdominowały tę opowieść, ale są one jednocześnie wspaniałą przygodą, ukazują wyjątkową więź łączącą bohaterów i pozwalają zrozumieć ich późniejsze decyzje.
Powieść Imogen Clark urzekła mnie przede wszystkim sferą psychologiczną. Wiele w niej wewnętrznych przemyśleń, rozterek i emocji. Szczególna więź łącząca samotną matkę z jedyną córką to kolejny aspekt zapadający głęboko w pamięć. Autorka skupiła się też przede wszystkim na prawdziwej przyjaźni, która połączyła bohaterów na dobre i na złe. Mogą oni liczyć na siebie w każdej sytuacji bez względu na upływ czasu i zaistniałe okoliczności. Z przyjemnością obserwowałam ewolucję każdego bohatera. Musieli się mierzyć z różnymi przeciwnościami, jednak zawsze pozostawali sobie bliscy. Należy pamiętać, że nikt nie jest samotną wyspą i trzeba nauczyć się otwierać na świat i ludzi.
Bardzo odpowiada mi sposób pisania Imogen Clark. Prosty język, czytelny przekaz emocji, interesujący bohaterowie o różnorodnych charakterach i osobowościach, ciekawe dialogi - to wszystko sprawia, że z przyjemnością sięgnę po każdą następną powieść autorki. Co prawda akcja początkowo biegnie dość powoli, ale wydarzenia są na tyle intrygujące, że nie odczuwa się znużenia. Z czasem tempo przyspiesza, pojawia się coraz więcej emocji, a końcówka opowieści sprawia, że osoby bardziej wrażliwe mogą się zwyczajnie rozkleić. Historia jest niezwykle wiarygodna i bardzo prawdopodobna, choć to tylko fikcja literacka.
Jeśli lubicie inteligentne opowieści skłaniające do refleksji, przepełnione emocjami i życiowymi doświadczeniami to "Nie sposób zapomnieć" jest powieścią dedykowaną właśnie Wam. Warto poświęcić jej swój czas i uwagę.
OSTATNI LIST
Przed tygodniem miała swoją premierę powieść "Nie sposób zapomnieć" angielskiej pisarki Imogen Clark. Książka wydana nakładem wydawnictwa Akurat przyciągnęła mnie i zaintrygowała zarówno tytułem, jak i samą obwolutą. Opis wydawcy zamieszczony na tylnej stronie okładki nie pozwolił mi przejść obok tej historii obojętnie. I już w tym miejscu mogę zdradzić, że...
2023-06-30
CIEMNA STRONA ŻYCIA
Barbara O'Neal to popularna amerykańska pisarka i podróżniczka, której powieści zdobyły wiele nagród nie tylko na amerykańskim rynku wydawniczym. Do tej pory nie miałam przyjemności zaznajomić się z piórem autorki, chociaż już od pewnego czasu na półce mojej domowej biblioteczki czeka "Recepta na miłość", którą zdobyłam podczas jednej z wymianek książkowych. A tymczasem sięgnęłam po ostatnio wydaną powieść "Kiedy wierzyliśmy w syreny" i jestem bardzo zadowolona, bo był to idealny wybór.
Kit i Josie Bianci wychowywały się w destrukcyjnej rodzinie. Rodzice prowadzili restaurację i swojemu interesowi poświęcali całą uwagę i zaangażowanie. Dziewczynki od najmłodszych lat mogły liczyć tylko na siebie. Potem w ich życiu niespodziewanie pojawił się Dylan - ciężko doświadczony przez życie nastolatek, który szybko stał się członkiem rodziny Bianci. To on czuł się odpowiedzialny za młodsze przyszywane siostry, okazywał im zainteresowanie i starał się zastępować dziewczynkom rodziców. Jednak był tylko nastolatkiem, który na dodatek walczył z własnymi demonami. Trzęsienie ziemi sprawiło, że pozornie poukładane życie rodziny spadło w przepaść razem z domem i restauracją górującą na urwisku nad oceanem. Trudno było się po tym pozbierać. Następne lata obfitowały w nieustanne pasmo porażek... Okropny wypadek na kolei, w którym straciło życie wiele osób, a wśród nich także Josie Bianci dopełnił tragedii.
Powieść jest po prostu niesamowita. Bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę. Dzięki tej historii mogłam się poczuć jak turystka odwiedzająca Antypody. Przechadzając się wraz z bohaterami ulicami Auckland w Nowej Zelandii, czy surfując razem z siostrami po falach Oceanu Spokojnego czułam się niczym na wakacjach. I choć powieść "Kiedy wierzyliśmy w syreny" nie należy do najłatwiejszych, to w ogólnym odbiorze historia jest niezwykle pozytywna i optymistyczna. Autorka postawiła tu na szczerość i uzdrowienie, zarówno jeśli chodzi o siebie, jak i rodzinne relacje zniszczone przez nieodpowiedzialność, strach, nałogi i zaniedbania. Sporo tu bólu, rozczarowania, beznadziei, szkód i rodzinnych sekretów, czasem trudno zmierzyć się z emocjami, które udaje się oswoić tylko dzięki nadziei i odkupieniu.
"Kiedy wierzyliśmy w syreny" to opowieść, która pozwala nam zajrzeć za kotarę ciemnej strony życia. Barbara O'Neal stworzyła niezwykle realistyczny i wiarygodny obraz trudnego dzieciństwa, w którym dzieci od najmłodszych lat były pozostawione same sobie. Ukazała dzieciństwo pełne cieni, samotności, tęsknoty, podejrzanych kontaktów i niezdrowych reakcji. Jedynym jasnym punktem w tym brutalnym świecie dorosłych była siostrzana miłość dwóch kilkuletnich dziewczynek, które mogły sypiać na plaży pod gwiazdami. Konsekwencje dorastania w takim środowisku bez trudu można przewidzieć. A mimo to szokuje i przeraża nieodpowiedzialność oraz lekkomyślność rodziców skupionych wyłącznie na sobie i firmie. Ta historia to bezustanne balansowanie na cienkiej linie oddzielającej pozory od rzeczywistości i dobro od zła. Ta granica często się zaciera, a konsekwencje są bolesne.
Powieść Barbary O'Neal skłania do głębokich przemyśleń. Trzeba pamiętać, że zawsze są rzeczy ważne i ważniejsze. Autorka zadbała, aby w natłoku obowiązków i wszechobecnym pędzie życia nie umknęło nam to, co naprawdę istotne, abyśmy nie stracili swojej szansy. "Kiedy wierzyliśmy w syreny" to niezwykle wartościowa i mądra historia, która zapada głęboko w pamięć. Przesympatyczni bohaterowie zmagający się z całym bagażem doświadczeń pobudzają naszą wrażliwość i wywołują pozytywne odczucia. Darzymy ich serdecznością, przyjaźnią i współczuciem. A ze wszystkiego co złe i brutalne próbujemy ich rozgrzeszać.
Książka przypadła mi do gustu także z uwagi na obrazowy styl i bardzo przystępną narrację. Barbara O'Neal pisze prosto, lekko, ale jej przekaz nacechowany jest emocjami. W podobny sposób konstruują swoje książki Susan Wiggs oraz Diane Chamberlain, więc jeśli czytujecie powieści tych autorek, to "Kiedy wierzyliśmy w syreny" także spełni Wasze oczekiwania.
CIEMNA STRONA ŻYCIA
Barbara O'Neal to popularna amerykańska pisarka i podróżniczka, której powieści zdobyły wiele nagród nie tylko na amerykańskim rynku wydawniczym. Do tej pory nie miałam przyjemności zaznajomić się z piórem autorki, chociaż już od pewnego czasu na półce mojej domowej biblioteczki czeka "Recepta na miłość", którą zdobyłam podczas jednej z wymianek...
2023-06-24
LECZNICZA KURACJA DLA SERCA
Ostatnio jestem na etapie nadrabiania zaległości i dokańczania książkowych cykli, które w bliższej lub dalszej przeszłości rozpoczęłam i przerwałam w oczekiwaniu na pojawienie się kolejnego tomu. Zazwyczaj tak się potem dzieje, że na półce czekają nawet po dwie albo trzy części danej serii, które zdążyły się już pojawić w księgarniach, a na które ja nie znalazłam czasu.
"Pensjonat samotnych serc" Zofii Ossowskiej czytałam zaraz po premierze w lipcu 2020 roku i aż trudno było mi uwierzyć, że od tego czasu minęły już prawie trzy lata. Zadziwiające jest to, że wizytę w Borówkach, w wyjątkowym pensjonacie nad Mamrami dobrze zapamiętałam i tym chętniej powróciłam tam ponownie. Z przyjemnością sięgnęłam więc po drugą powieść tego cyklu zatytułowaną "Miłość w pensjonacie samotnych serc".
Gościnna i serdeczna Wiesia nadal prowadzi swój wyjątkowy pensjonat, gdzie znajdą schronienie osoby poturbowane przez los, które potrzebują pewnej szczególnej rekonwalescencji. Wciąż gospodynię otaczają przemili goście, a właściwie oddani przyjaciele. Bo musicie wiedzieć, że ten, kto trafi do pensjonatu staje się niemal członkiem tej szczególnej patchworkowej rodziny. Warto nadmienić, że o Borówkach nie znajdziecie informacji ani w internecie, ani w gazecie, ani też w żadnych mediach. Tu trafiają tylko ludzie z polecenia i trzeba przyznać, że ów marketing szeptany spełnia bardzo dobrze swoją rolę.
W pensjonacie schronienie znalazła Matylda Jaśmin, po tym jak uciekła od męża psychopaty. Namiary na to miejsce otrzymała od swojej szefowej Klary, która także jest częstym gościem w Borówkach. Tutaj też próbuje powrócić do równowagi po traumatycznych przeżyciach Artur - syn Wiesi, dla którego Matylda staje się bliską sercu osobą. W pensjonacie pojawiają się też nowe osoby jak Filip - pierwsza miłość Matyldy. Dziś jest samotnym ojcem jedenastoletniej Amelki. Mężczyzna nie może pogodzić się z bolesną stratą, próbuje zapomnieć i leczy smutki w alkoholu. Takie działanie nieuchronnie prowadzi go do zguby. Jedyną szansą na stawienie czoła tragicznej przeszłości i wyzwolenie się ze szpon nałogu jest pobyt w pensjonacie nad Mamrami. Bywalczynią tego wyjątkowego miejsca jest też niezwykle oryginalna i nadzwyczaj bezceremonialna Józefa Humorek - sąsiadka z Borówek, dzięki której wpadamy w krąg zaskakujących zdarzeń, a uśmiech nie schodzi nam z twarzy.
"Miłość w pensjonacie samotnych serc" to niezwykle pozytywna opowieść, dzięki której czujemy się zdeterminowani do działania, gotowi na zmiany i przekonani, że chcieć oznacza móc. I choć problemy z jakimi borykają się bohaterowie są raczej ciężkiego kalibru, to magia pensjonatu i mieszkających w nim ludzi działa relaksująco i wlewa w serca nadzieję na nowy, lepszy początek.
Już od pierwszych stron po prostu zatonęłam w powieściowej fabule i zrobiłam sobie kilkugodzinne wakacje od rzeczywistości. Książkę czyta się błyskawicznie, a interesujące wrażenia i cała gama emocji towarzyszy nam podczas całej lektury. A gdy już doczytamy książkę do końca, to ogarnia nas ochota na pakowanie bagażu i wyjazd na Mazury. Powieść Zofii Ossowskiej jest więc fantastyczną formą promocji tego przepięknego regionu naszego kraju.
W książce mamy też wzmianki o Tatrach i Zakopanem, bo stamtąd właśnie przybywa Filip z Amelką, a także znad Bałtyku, gdzie spędzają romantyczny weekend Matylda z Arturem. Jak widać autorka zadbała byśmy mieli w tej jednej powieści, niczym w pigułce morze, góry i... przede wszystkim Mazury. Moim zdaniem był to rewelacyjny pomysł.
Bardzo się cieszę, że autorka zrezygnowała ze sztucznego podziału książki na części.. Całość jest nadal bardzo spójna, klarowna i czytelna. Matylda częściej jest po prostu Matyldą, czy Mati, a nie Jaśminem, tak jak to było w części pierwszej. Pamiętam, że drażniło mnie wówczas zbyt częste nazywanie bohaterów samymi nazwiskami. Małe zastrzeżenie jedynie do wątku Filipa, który otrzymał wsparcie od Wiesi i Matyldy, a potem miałam wrażenie, że jego problem zszedł na dalszy plan, urwał się, pozostał w zawieszeniu. Mam w tej kwestii pewien niedosyt.
Warto przenieść się na jeden - dwa wieczory do Borówek by poddać się osobliwemu testowi na szarlotkę, albo po prostu przyjemnie spędzić czas w otoczeniu pięknej przyrody, sympatycznych ludzi i słodkich zwierzaków. Taki pobyt na pewno będzie udany. A pani Zofia szykuje dla nas już kolejną odsłonę pensjonatu samotnych serc. Zapewniam, że jest na co czekać!
LECZNICZA KURACJA DLA SERCA
Ostatnio jestem na etapie nadrabiania zaległości i dokańczania książkowych cykli, które w bliższej lub dalszej przeszłości rozpoczęłam i przerwałam w oczekiwaniu na pojawienie się kolejnego tomu. Zazwyczaj tak się potem dzieje, że na półce czekają nawet po dwie albo trzy części danej serii, które zdążyły się już pojawić w księgarniach, a na...
2023-03-31
MEDALION NEPTUNA
W Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl można znaleźć prawdziwe perełki. Jedną z takich książek jest "Morze wspomnień" szkockiej pisarki Fiony Valpy. To już druga powieść autorki jaka pojawiła się na polskim rynku wydawniczym i zarazem moje pierwsze spotkanie z jej piórem.
Fiona Valpy wplata w swoje historie obyczajowe wydarzenia z czasów II wojny światowej, a jej bohaterki to silne i niezależne kobiety, które żyją w ciężkich, burzliwych czasach, są wystawiane na różne próby i zmuszone dokonywać trudnych wyborów.
Tak jest właśnie tym razem. "Morze wspomnień" to wzruszająca historia rodzinna, w której wspomnienia seniorki rodu - 94-letniej Elleonore Dalrymple stanowią główną oś wydarzeń. Przebywająca w domu opieki w Edynburgu Ella zwierza się swojej wnuczce Kendrze ze swojego ostatniego marzenia. Pragnie aby dziewczyna poznała historię jej życia i ubrała we własne słowa tę opowieść. Jest to jedyna droga aby Rhona - ukochana córka Elly poznała prawdę o przeszłości swojej marki, zrozumiała i... wybaczyła. Ella dobrze przygotowała się do rozmowy z wnuczką nagrywając wcześniej swoje wspomnienia na kasety. Seniorka ma świadomość, że pamięć coraz częściej płata jej figle, a czas jaki jej pozostał dobiega końca. Kendra otrzymuje od babci kolejne nagrania, a wspólne godziny spędzone na rozmowach, wspominkach i wyjaśnieniach bardzo zbliżają do siebie obie panie.
Powieść Fiony Valpy to rzeczywiście morze interesujących i wzruszających wspomnień kobiety, której życiowe plany pokrzyżowała wojna, a później los okrutnie z niej zakpił. Opowieść Elly jest momentami dramatyczna jednak przez cały czas przepełnia ją ciepło, miłość i oddanie. Elementy romantyczne i zmysłowe są ulotne niczym letni wietrzyk, a trwałe uczucie łączące kobietę i mężczyznę wydaje się być niczym skała, choć także ona ma swoje rysy i pęknięcia.
Książka urzekła mnie swoim klimatem. Szczerość bijąca ze wspomnień Elly Darlymple sprawia, że opowieść jest bardzo wiarygodna, nie wątpimy w żadne słowo wypowiedziane przez starszą panią. Przepięknie odmalowany obraz francuskiej wyspy sprawia, że Ile de Re dosłownie przyciąga swoim urokiem, romantyzmem i wyjątkowością. Jesteśmy gotowi wsiąść w samochód i odwiedzić to niesamowite, magiczne wręcz miejsce pełne spokoju, zadumy i dobrej energii. Co więcej... Od tej pory zamknięta muszla skorupiaka znaleziona na plaży już zawsze będzie dla mnie medalionem Neptuna...
Teraźniejszość to przede wszystkim odwiedziny w domu opieki w Edynburgu, rozmowy z Ellą oraz zwykła codzienność Kendry, która, podobnie jak jej mąż Dan, poświęca cały swój czas synowi. Finn jest chłopcem autystycznym i wymaga szczególnej uwagi, ćwiczeń oraz odpowiedniej terapii. A mimo to zaskakująco dobrze reaguje na swoją sędziwą prababcię, a kontakt z nią przynosi mu wiele dobrego. Obecne zdarzenia próbują nadążać za przeszłością, jednak do końca pozostają swego rodzaju dodatkiem do wspomnień, które wiodą prym w tej powieści.
Mimo całego swojego uroku i autentyzmu opowieść jest nierówna. Moim zdaniem nie do końca zadziałał przekaz emocji. Trudne lata wojenne, praca w wywiadzie, niebezpieczeństwo i niepewność wpisane w każdy kolejny dzień wymagały podkreślenia i przekazania grozy tamtych lat, a są niestety tylko suchą, jałową relacją pozbawioną głębszych wrażeń. Tymczasem im bliżej czasów współczesnych, tym więcej emocji trafia do naszej duszy, a w momentach tragicznych wręcz trudno opanować wzruszenie. Zastanawiam się, dlaczego tragedia wojny została pozbawiona takich reakcji i odczuć, skoro autorka udowodniła, że doskonale potrafi pisać o emocjach?...
Jestem pod dużym wrażeniem tej opowieści i myślę, że pozostanie ona ze mną na długo. Podoba mi się język, styl oraz sposób prowadzenia narracji i zdarzeń, a także ciepło, serce które autorka przekazała swojej opowieści wraz z cząstką siebie. Mimo, że "Morze wspomnień" porusza niełatwe tematy, stawia przed bohaterami trudne wyzwania, a ich losy naznaczone są dramatycznymi wydarzeniami, historię przepełnia życzliwość do ludzi, optymizm i nadzieja. Warto się w niej zanurzyć, by doświadczyć tych emocji.
Ciekawi mnie też bardzo "Paryska krawcowa" - pierwsza powieść Fiony Valpy, która pojawiła się w księgarniach w sierpniu 2021 roku. Mam nadzieję, że znajdę ją niebawem na sklepowej lub bibliotecznej półce.
MEDALION NEPTUNA
W Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl można znaleźć prawdziwe perełki. Jedną z takich książek jest "Morze wspomnień" szkockiej pisarki Fiony Valpy. To już druga powieść autorki jaka pojawiła się na polskim rynku wydawniczym i zarazem moje pierwsze spotkanie z jej piórem.
Fiona Valpy wplata w swoje historie obyczajowe wydarzenia z czasów II wojny...
2023-03-26
W DRODZE NA TRON
Przed kilkoma dniami miała swoją premierę najnowsza powieść Anny J. Szepielak, która stanowi pierwszą część cyklu „Serce w koronie”. „Miłość i tron” swoją tematyką zdecydowanie odbiega od wcześniejszych książek autorki i może być pewnym zaskoczeniem.
Zasiadając do lektury cofamy się niemal sześć wieków wstecz, do czasów późnego średniowiecza, do odległej, ale jakże barwnej i fascynującej epoki owianej delikatną mgiełką zapomnienia Bazując na faktach historycznych, zapisach kronikarskich, hipotezach, podaniach i legendach autorka stworzyła przepiękną beletrystyczną opowieść o dawnych wiekach pełną sekretów, układów i walki o władzę. Zostajemy zaproszeni na dwór królewski Kazimierza IV Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki zaraz po podpisaniu pokoju toruńskiego w 1466 roku. I od tego momentu towarzyszymy rodzinie królewskiej w ich codziennym życiu, podróżujemy z nimi na Wawel, do Torunia, Kozienic, czy Niepołomic, jesteśmy świadkami narodzin kolejnych potomków, uczestniczymy we wzniosłych wydarzeniach dla historii Polski oraz przyglądamy się dorastaniu i dojrzewaniu Zygmunta – przyszłego władcy. Pobyt na królewskim dworze to także spoglądanie za kulisy świata pełnego bogactwa, pięknych strojów, wystawnych uczt, ale także uczuć, emocji, przeżyć, rywalizacji i intryg. Bo średniowiecze, jak każda z epok, ma przecież także swoje drugie oblicze, na którym malują się niesprawiedliwość, okrucieństwo i zdrada.
„Miłość i tron” to opowieść, w której została zachowana idealna równowaga pomiędzy historycznymi faktami i subiektywnym wyobrażeniem tamtych czasów. Fabuła jest niezwykle ciekawa, pozwala całkowicie zatracić się w XV w. rzeczywistości i poczuć atmosferę dawnych wieków. Wprowadzenie pewnych elementów fikcji literackiej łagodzi surowe fakty, ubarwia oraz ubiera w przeżycia i emocje suche informacje znane nam z książek historycznych, kronik, słowników czy encyklopedii. I dzięki temu przedstawione wydarzenia historyczne nabierają życia, są nam znacznie bliższe i w jakimś stopniu stają się naszym udziałem. Jeśli dodamy do tego wyjątkowy dar do opowiadania, jaki posiada Anna Szepielak, to otrzymujemy zachwycającą wręcz historię, w której można się całkowicie zatracić.
Jestem pod ogromnym wrażeniem pracy i zaangażowania włożonego w powstanie tej powieści. Duża dokładność, rzetelność i dbałość o szczegóły sprawiają, że opowiedziana historia jest niezwykle wiarygodna, a wizja średniowiecza w niej zaproponowana przekonuje i nie ośmielamy się z nią dyskutować. Powołani do życia bohaterowie, wykreowani w oparciu o wzorce osobowościowe ich historycznych pierwowzorów, bardzo przypadli mi do gustu. Są charakterystyczni, intrygujący, a w ich zachowaniu odnajdujemy wiele realizmu. Postaci idealnie wpisują się w klimat epoki. Czytając „Miłość i tron” miałam przekonanie, że autorka wszystko dokładnie przemyślała i zaplanowała. Elegancki język stylizowany na staropolszczyznę, liczne archaizmy szczegółowo wyjaśnione pod tekstem, barwny styl obrazujący średniowieczne zwyczaje i zasady panujące na królewskim dworze oraz subtelny wątek romansowy – to wszystko sprawia, że jestem oczarowana tą opowieścią.
Muszę przyznać, że powieść idealnie wpasowała się w mój gust czytelniczy. Uwielbiam czytać opowieści z historią w tle, które odsłaniają sekrety dawnych dziejów. Zbeletryzowane fakty przyswaja się łatwiej, szybciej i przyjemniej. Nie mogą one jednak przekłamywać zdarzeń i muszą przekazywać prawdę historyczną, o co autorka zatroszczyła się z największą starannością. Dlatego pierwsza część cyklu „Serce w koronie” tak bardzo mnie urzekła i z niecierpliwością będę wypatrywała drugiego tomu. Z przyjemnością sięgnę po dalsze losy Zygmunta – wyjątkowego króla na polskim tronie.
W DRODZE NA TRON
Przed kilkoma dniami miała swoją premierę najnowsza powieść Anny J. Szepielak, która stanowi pierwszą część cyklu „Serce w koronie”. „Miłość i tron” swoją tematyką zdecydowanie odbiega od wcześniejszych książek autorki i może być pewnym zaskoczeniem.
Zasiadając do lektury cofamy się niemal sześć wieków wstecz, do czasów późnego średniowiecza, do...
2023-03-21
W ZGODZIE Z PRZEZNACZENIEM - Recenzja premierowa
Dziś przychodzę z recenzją premierową najnowszej powieści Abby Jimenez zatytułowanej "To nie może się udać". To już moje kolejne spotkanie z autorką, która za każdym razem mnie zaskakuje podejmując co raz to nowe, trudne problemy życiowe, a bohaterów stawia przed wyborami i dylematami, które wydają się być jedynie mniejszym złem. Tak jest właśnie tym razem... Już sam tytuł książki budzi w nas wątpliwości, ale też ciekawi i intryguje, a w konsekwencji zachęca do sięgnięcia po książkę.
Poznajmy zatem:
Alexis Montgomery - 38 - letnią kobietę z dystyngowanej lekarskiej rodziny, spadkobierczyni medycznego imperium Royaume Northwestern, szpitala, który od 125 lat służy ludziom, zatrudnia najlepszych lekarzy i przyczynia się do rozwoju medycyny. Kobietę, której życie zostało zaplanowane już od najmłodszych lat.
oraz
Daniela Granta - 28 - letniego burmistrza w małym, urokliwym, prowincjonalnym miasteczku Wakan, które w sezonie jest letnim kurortem dla turystów, a w pozostałe dni w roku sprawia wrażenie odludnego i niepopularnego. Kontynuując dzieło swoich dziadków Daniel prowadzi tu rodzinny pensjonat o nazwie Grant House, a w wolnym czasie zajmuje się stolarstwem, które jest jego pasją.
Tych dwoje ludzi dzieli niemal wszystko, poczynając od wieku, wykształcenia, miejsca zamieszkania, a na statusie społecznym kończąc. Łączy ich natomiast płomienne uczucie, które ewoluuje w stronę prawdziwiej, głębokiej romantycznej miłości, która nie miała prawa się pojawić. Bohaterowie stają przed wyborami, które nie mają szansy zapewnić im pełni szczęścia, a ich związkowi - trwałości. Muszą stawić czoła takim problemom jak odrzucenie, brak akceptacji i toksyczne relacje rodzinne. Czy w tej sytuacji zdecydują się zawalczyć o miłość pomimo wszystko?...
Powieść "To nie może się udać" bardzo mocno zapada w pamięć. Autorka pisze prostym, ale bardzo obrazowym, plastycznym językiem, który działa na wyobraźnię. Wiele w niej lekkości i humoru chociaż tematyka wskazuje na poważne sytuacje. Dlatego pierwsza myśl jaka powstała w mojej głowie po zakończonej lekturze to możliwość przeniesienia tej historii na ekran. Książka pochłania nas całkowicie i bardzo szybko przenosimy się do powieściowej rzeczywistości, która staje się naszym domem na kilka wieczorów.
Abby Jimenez nie boi się poruszać tematów tabu. Pisze wprost o fizycznej i psychicznej przemocy domowej, toksycznych stosunkach w rodzinie, gnębieniu i manipulacji emocjami. Stara się też motywować do działania, wskazywać rozwiązania takie jak psychoterapia, czy gotowość do walki o swoje prawa. Opowieść jest bardzo dokładnie przemyślana, zaplanowana w najmniejszym szczególe, więc jej lektura dostarcza wiele przyjemności. Przekaz emocji trafia prosto do serca i nie ukrywam, że zdarzył się taki moment, w którym łezka zakręciła mi się w oku.
Autorka pięknie pokazała kontrasty pomiędzy życiem w małej prowincjonalnej miejscowości, a blichtrem i bogactwem środowiska lekarskiego w renomowanym ośrodku. Grant House w Wakan i rezydencja w Minneapolis to dwie zupełnie inne bajki. Bardzo dobrze wykreowane sylwetki bohaterów także świetnie ukazują różnice społeczne. I warto tu zaznaczyć, że samo kosztowne wykształcenie nie wystarczy, aby być dobrym i wartościowym człowiekiem. Postaci są autentyczne, wiarygodne, a ich zachowania wywołują określone emocje.
Po raz kolejny jestem oczarowana powieścią Abby Jimenez. Pomimo trudnych tematów historia jest optymistyczna i bardzo pozytywna w swojej wymowie. Przeczytałam ją bardzo szybko i z niesłabnącym zainteresowaniem. Jeśli więc lubicie zagłębiać się w życiowe perypetie bohaterów, którzy zmagają się z trudnymi problemami, stają przed ogromnymi dylematami i poszukują jak najlepszych rozwiązań, to koniecznie sięgnijcie po powieść Abby Jimenez. "To nie może się udać" już czeka na Was w księgarniach.
W ZGODZIE Z PRZEZNACZENIEM - Recenzja premierowa
Dziś przychodzę z recenzją premierową najnowszej powieści Abby Jimenez zatytułowanej "To nie może się udać". To już moje kolejne spotkanie z autorką, która za każdym razem mnie zaskakuje podejmując co raz to nowe, trudne problemy życiowe, a bohaterów stawia przed wyborami i dylematami, które wydają się być jedynie mniejszym...
2023-02-14
KOLOROWE SZKIEŁKA LOSU
Po raz pierwszy spotkałam się z piórem pani Wandy Majer-Pietraszak przed kilkoma laty w powieści "Srebrny widelec". Pamiętam, że opowieść ta była dla mnie prawdziwą ucztą literacką i zapadła mi głęboko w pamięć. Dlatego, gdy zobaczyłam w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl najnowszą książkę autorki, bez zastanowienia zamówiłam ją do recenzji.
"Zamknięta w kalejdoskopie" to pełna przemyśleń, wspomnień i retrospekcji opowieść Joanny, która próbuje uporać się z własnym życiem. Zamknięta w pułapce miłości, niczym drobne szkiełka w kalejdoskopie, boryka się z wieloma problemami, a kolory jej życia dawno utraciły swój blask. Będąc trzecią żoną Borysa - znanego artysty, muzyka znosi jego częste nieobecności, zdrady i alkoholizm. W trudnych momentach wraca myślami do swojej pierwszej miłości, do związku, w którym była tą trzecią i traktuje swoją sytuację jako złośliwy chichot losu. Joanna coraz bardziej oddala się od Borysa, jest zmęczona tą nieustanną huśtawką i wreszcie decyduje się na radykalny krok. Zostawia na stole enigmatyczną informację dla męża i wyjeżdża... Jej celem jest Dom Pracy Twórczej oddalony setki kilometrów od Warszawy, gdzie ma nadzieję poukładać na nowo swoje życie. Ludzkie dramaty, długie rozmowy i dystans do przeszłości dają jej szansę na odrodzenie się, odnalezienie sensu i nadzieję na lepsze jutro. Bo dla każdego los przygotował indywidualny scenariusz...
Historie bohaterów to zwyczajna proza życia, a problemy, którym muszą stawić czoła mogą dotknąć każdego z nas. Co prawda nie każdy jest osobą publiczną, znanym cekebrytą, ale los przecież nie patrzy na stanowisko, czy zasobność portfela. Dlatego historia Joanny może być dobrą lekcją życia i dla mnie, i dla Ciebie, czytelniku, zmusza do refleksji, pobudza do działania i pozostaje w pamięci na dłużej.
Postaci są dopracowane, wielowymiarowe, obdarzone skomplikowanymi osobowościami. Każdy z nich ma za sobą jakiś bagaż trudnych doświadczeń i każdy jest niczym małe, pęknięte, nieco wyblaknięte lecz wciąż kolorowe szkiełko w kalejdoskopie życia.
Pani Wanda pisze prostym, ale eleganckim, literackim językiem. Jej styl jest refleksyjny, wzbogacony o wewnętrzne przemyślenia bohaterów. Dialogi często ustępują miejsca rozmyślaniom, rozpamiętywaniu i analizowaniu, dzięki czemu opowieść nie jest przegadana. Momentami popadamy w pewną melancholię, zadumę, a błędy popełniane przez bohaterów skłaniają nas do wyciągania wniosków. Powieść jest emocjonująca i bardzo dobrze przemyślana, dopracowana w każdym szczególe. Czyta się ją bardzo sympatycznie, sprawnie i z zainteresowaniem. Czytelnicy poszukujący w książkach głębi, estetyki i życiowych wartości na pewno poczują się usatysfakcjonowani tą opowieścią.
Pozostaję pod wrażeniem tej historii, tak różnej od "Srebrnego widelca", ale równie interesującej i jestem przekonana, że "Zamknięta w kalejdoskopie" nie będzie moim ostatnim spotkaniem z autorką.
KOLOROWE SZKIEŁKA LOSU
Po raz pierwszy spotkałam się z piórem pani Wandy Majer-Pietraszak przed kilkoma laty w powieści "Srebrny widelec". Pamiętam, że opowieść ta była dla mnie prawdziwą ucztą literacką i zapadła mi głęboko w pamięć. Dlatego, gdy zobaczyłam w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl najnowszą książkę autorki, bez zastanowienia zamówiłam ją do...
2023-02-12
ROMANS Z ITALIĄ
Pizza, Tinder i prosecco już na pierwszy rzut oka przywodzą na myśl włoskie klimaty. Agata Czubik tytułując w ten sposób swoją pierwszą powieść daje czytelną wskazówkę, jakie miejsce akcji wybrała dla swojej opowieści. I rzeczywiście fabuła książki "Pizza, Tinder i prosecco" została w znacznej mierze umiejscowiona we Włoszech, w okolicach Werony na północy kraju oraz w regionie Apulii na południowym krańcu Półwyspu Apenińskiego. Jest to zabawna i rozrywkowa historia afirmująca życie i propagująca łacińską dewizę Horacego "Carpe Diem", do której jednak co jakiś czas przenika proza codziennego życia. Umiejętne połączenie tych dwóch płaszczyzn - włoskiego ła dolce vita i zdecydowanie mniej barwnej polskiej rzeczywistości zaowocowało zabawną, lekką i bardzo relaksującą historią, z której radość życia i beztroskę można czerpać garściami.
Trzy najlepsze przyjaciółki Julia, Cicha i Szalona uwielbiają razem spędzać czas na imprezach i wyjazdach, które stanowią znaczną część ich dwudziestokilkuletniego życia. Dziewczyny uwielbiają bawić się, imprezować i poznawać nowych ludzi. Wokół nich zawsze coś się dzieje, a gdy brakuje wrażeń sięgają do Tindera - popularnej aplikacji randkowej, w której zawsze znajdą jakieś osoby gotowe na zawarcie nowych znajomości. W ten sposób Julia poznaje Enrico - mieszkajacego w Warszawie Włocha, którego nazywa Celem i z którym ma ochotę zacieśnić znajomość. Ale dziewczyna uwielbia też podróżować i wykorzystując tanie loty chętnie organizuje weekendowe wypady po Europie dla całej Trójki. A ponieważ ukończyła filologię włoską i w czasach studenckich uczyła się w Weronie w ramach programu Erasmus, to jej miłość do Italii i samych Włochów jest przeogromna. Tym razem kilka dni spędzonych z przyjaciółkami w mieście Romea i Julii oraz zakosztowanie karnawału w Wenecji ma jej pomóc naładować akumulatory na wiosenny czas. Jak dalej rozwinie się ta historia przeczytacie w książce.
Autorka zadbała aby zainteresowanie historią nie słabło i udało jej się to za sprawą opisów pięknej Italii, której poświęciła wiele uwagi. Zapraszając do wielu urokliwych miejsc, przybliżając ciekawą kulturę i proponując wiele przysmaków regionalnej kuchni sprawiła, że tęsknimy za tym wyjątkowym miejscem w Europie. W tej urzekającej scenerii umieściła zwariowane dziewczyny, których swobodny i beztroski sposób na życie dostarczył trochę pikanterii oraz sporą dawkę humoru. I choć takie zachowanie może być bolesne w zderzeniu z rzeczywistością, to nie należy z niego rezygnować.
"Pizza, Tinder i prosecco" to całkiem udany debiut. Historia napisana jest w formie pamiętnika. Agata Czubik często z najdrobniejszymi szczegółami opisuje poszczególne sytuacje. W relację Julii wplata wspomnienia bohaterki z czasów studenckich, wcześniejszych podróży i dawnych znajomości. Podczas lektury miałam wrażenie jakbym poznawała osobiste doświadczenia autorki. Nie analizuję tutaj spędzania czasu przez bohaterki, nie oceniam ich zachowania, wychodząc z założenia, że każdy ma prawo żyć tak jak chce. Jednak nie mogę przejść obojętnie obok języka, jaki zaproponowała nam autorka. O ile opisy nie budzą mojego niezadowolenia, o tyle dialogi, w których wszystko jest zajebiste lub wk...wiające drażniły mnie bardzo. Próbowałam to zrzucić na karb potocznego języka, jakim bez wątpienia posługuje się jakaś część młodej populacji. Jednak żeby zachować realizm w opowiadanej historii, nie trzeba odwoływać się do chamstwa i prostactwa. W końcu powieść to literatura, a ta wymaga eleganckiego, literackiego języka i pewne sformułowania, szczególnie nadużywane tu nie przystoją.
Moim zdaniem "Pizza, Tinder i prosecco" to książka dedykowana przede wszystkim dwudziesto i trzydziestolatkom i to właśnie ta grupa wiekowa z pewnością najlepiej odnajdzie się w tej opowieści. Starszym czytelnikom zapewne trudno będzie zaakceptować niektóre zachowania, przeżycia, czy sposób na spędzanie wolnego czasu, jaki proponują bohaterowie książki. Ja polecam tę historię przede wszystkim z uwagi na pięknie pokazane Włochy, w których naprawdę można się zakochać. Sama po zakończonej lekturze zaczęłam przeglądać połączenia na południe, do regionu Apulii i planować podróż do Bari, bo dotychczas ta część Italii pozostaje mi nieznana.
Dla mnie osobiście książka Agaty Czubik to świetny romans z moją ukochaną Italią, która już wiele lat temu skradła mi serce. Natomiast perypetie bohaterek, ich "tinderowe" przygody, alkoholowe imprezy i huśtawki emocjonalne zeszły na dalszy plan i są tylko średnim jakościowo dodatkiem do całości. Cieszę się, że w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl wyszukałam sobie właśnie tę książkę.
ROMANS Z ITALIĄ
Pizza, Tinder i prosecco już na pierwszy rzut oka przywodzą na myśl włoskie klimaty. Agata Czubik tytułując w ten sposób swoją pierwszą powieść daje czytelną wskazówkę, jakie miejsce akcji wybrała dla swojej opowieści. I rzeczywiście fabuła książki "Pizza, Tinder i prosecco" została w znacznej mierze umiejscowiona we Włoszech, w okolicach Werony na północy...
2022-12-20
FILOZOFIA DLA KAŻDEGO
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak moja biblioteczka wzbogaciła się o bardzo wartościową i intrygującą pozycję zatytułowaną "Rok z filozofami". Książka wydana w listopadzie tego roku to wspaniała propozycja polecająca się na prezent nawet dla najbardziej wymagających czytelników. Piękna szata graficzna, solidna, twarda okładka i wpisy udekorowane liściastymi gałązkami... jednym słowem, elegancki zbiorek, który pięknie prezentuje się na półce każdej biblioteczki. Pora zatem zajrzeć do wnętrza...
Kinga Janas i Katarzyna Weglarczyk zebrały interesujące myśli filozoficzne, które mogą stanowić wspaniałą inspirację dla każdego z nas. Fragmenty zostały zaczerpnięte z przeróżnych, mniej lub bardziej znanych dzieł filozofów takich jak: Epikur, Sokrates, Platon, Seneka, Marek Aureliusz, św. Tomasz z Akwinu, cxy św. Augustyn. Są też rozważania Nietzsche, Schopenhauera, Kanta oraz niektórych znanych i lubianych autorów takich jak Albert Camus, Tolkien, Jean d'Ormesson, ks.Tischner oraz kilku innych.
Zbiorek podzielony jest na cztery części odpowiadające kolejnym porom roku. Do każdej części zostały dopasowane odpowiednie tematy. Zima to zaproszenie do refleksji nad życiem, naturą i mądrością. Wiosną skupiamy się na młodości, radości i siłach witalnych oraz szeroko pojętym pięknie. Lato jest porą dojrzałości i spełnienia, a więc ma nas ukierunkować na poszukiwanie swojego miejsca na ziemi oraz naszej pozycji w relacjach międzyludzkich. Zastanawiamy się nad istotą dobra i szczęścia. Jesień natomiast budzi refleksje na temat zmienności i przemijania, śmierci oraz tęsknoty. Tak więc zaczynamy od 22 grudnia, kiedy w kalendarzu zaczyna gościć zima, potem przechodzimy kolejno przez wiosnę, lato i jesień, aby zakończyć rozważania na dniu 21 grudnia. Każdy dzień opatrzony jest jedną wybraną myślą, sentencją lub szerszym fragmentem zaczerpniętym z konkretnego dzieła. Niektóre z nich z powodzeniem można wykorzystać na przykład na kartki okolicznościowe, do dziennika, czy notatnia, ale zazwyczaj mają one znacznie szerszy kontekst wymagający głębszego zastanowienia.
W ramach jednej pory roku myśli zostały ułożone w sposób chronologiczny rozpoczynając od starożytnych klasyków, a kończąc na współczesnych myślicielach. Mamy okazję bliżej poznać każdego z filozofów, a nawet zaprzyjaźnić się z nimi. Być może jakaś postać zafascynuje nas na tyle, że będziemy chcieli poznać ją lepiej, dowiedzieć się więcej.
"Rok z filozofami" to książka, której nie czyta się "od deski do deski" za tzw. jednym posiedzeniem. To zbiorek, którym powinno się delektować, gdyż każdy przeczytany fragment skłania do refleksji, a nawet kontemplacji. Moim zdaniem warto zatrzymać się na chwilę w pędzie codzienności i zajrzeć, co ma nam do powiedzenia Platon, Kant czy na przykład Pascal. Spotkanie z filozofami na pewno będzie wspaniałą przygodą dla wielu z nas. Poszerzy horyzonty, skłoni do przemyśleń i pozwoli uporządkować swoje życie.
"Kto zatem twierdzi, że pora filozofowania jeszcze dla niego nie nadeszła, albo że już minęła, podobny jest do tego, kto twierdzi, że pora do szczęścia jeszcze nie nadeszła albo że już przeminęła."
Jak widać "Rok z filozofami" to książka dla każdego i każdej z nas!
FILOZOFIA DLA KAŻDEGO
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak moja biblioteczka wzbogaciła się o bardzo wartościową i intrygującą pozycję zatytułowaną "Rok z filozofami". Książka wydana w listopadzie tego roku to wspaniała propozycja polecająca się na prezent nawet dla najbardziej wymagających czytelników. Piękna szata graficzna, solidna, twarda okładka i wpisy udekorowane...
2022-10-30
ZAUFAJ SERCU
Październik zakończyłam w doborowym towarzystwie osób, które śmiało mogę nazwać swoimi przyjaciółmi. Przesympatyczni bohaterowie Leśnego Ustronia i okolicy stali się mi bliscy już przy pierwszym spotkaniu, a każde odwiedziny wiązały się z niesamowitą przygodą. Trzecia i zarazem ostatnia wizyta sprawiła, że za jakiś czas zapewne znów sięgnę po "Warkocz spleciony z kwiatów" aby na nowo poczuć nastrój i delektować się gościnnością tamtych niesamowitych miejsc.
"Wybory serca" to tytuł ostatniego tomu "Leśnego Ustronia" bardzo trafnie dobrany do opisywanych zdarzeń. Wybory serca to także nasze wewnętrzne przemyślenia, analizy, coś w rodzaju głosu duszy, który próbuje wskazać nam drogę i ma bezpośredni wpływ na życie każdego z nas. To niepewność, wątpliwości, czasem nawet lęk czy zwątpienie, które rodzą się w głowie i nurtują nas dotąd, dopóki nie poświęcimy im swojej uwagi, nie zastosujemy się do znaków, czy wskazówek i nie wybierzemy konkretnej drogi. Przed takimi życiowymi dylematami stają Zośka, Mariusz, Elwira, Aleksy oraz Teo, ale czy odważą się odpowiedzieć na wewnętrzny głos serca nim los napisze dla nich inne scenariusze?...
Agnieszka Krawczyk oddając w ręce czytelników cykl "Leśne Ustronie" przepięknie odmalowała słowem cztery pory roku w "Nieznajomce". Podarowała nam wyjątkowy czas i fantastyczne przeżycia, jakich nie doświadczycie z żadną inną opowieścią. Życie na odludziu, w otoczeniu wzgórz, łąk i lasów warunkuje natura, cykl zmieniających się pór roku oraz ludzka życzliwość i bezinteresowność, bez której nie dałoby się funkcjonować z dala od cywilizacji. Kontakt z przyrodą, drzewami, zwierzętami i otaczającymi krajobrazami zapewnia harmonię i równowagę, odmienia dotychczasowe postrzeganie świata, wycisza i zmusza do refleksji. W takich miejscach mamy szansę "schwytać swój los" jak mawiała Zazulina i podążyć za wyborami serca, bo to "miłość ma moc i potęgę, która ożywia wszystko".
Opowieść przepełniona jest nastrojowością i magią, która wyraża się w odczytywaniu znaków natury, zielarstwie, ludowych wierzeniach oraz prostym życiu w zgodzie z przyrodą i następującymi kolejno po sobie porami roku. Nie brakuje też humorystycznych epizodów, które są szczególnie zabawne w wykonaniu Elwiry i Laury oraz zwierzaków z Leśnego Ustronia. Historia dostarcza też ogromnej dawki wzruszeń, bo nasi bohaterowie to zwyczajni ludzie, którzy mają swoje problemy, doświadczają przeróżnych, nie tylko miłych sytuacji i muszą się mierzyć z własnymi demonami, słabościami oraz złem i ludzką zawiścią.
Pięć domostw - Leśne Ustronie, Nieznajomka, Gościnne Progi, Dzikie Trawy oraz Górska Koliba położone na uboczu, w otoczeniu wzgórz i lasów czekają na każdego przybysza. Tworzą idealną enklawę, do której można zawitać o każdej porze w poszukiwaniu samego siebie i własnej życiowej drogi. Jeśli więc macie ochotę na tego typu doznania, lubicie odkrywać piękno przyrody, bądź doświadczać misterium natury to trzytomowa opowieść o Leśnym Ustroniu jest właśnie dla Was. To jedna z tych historii, która zapada na długo w pamięć, skłania do przemyśleń i niesie optymistyczne przesłanie. Warto dać się oczarować jej pięknu i magii.
ZAUFAJ SERCU
Październik zakończyłam w doborowym towarzystwie osób, które śmiało mogę nazwać swoimi przyjaciółmi. Przesympatyczni bohaterowie Leśnego Ustronia i okolicy stali się mi bliscy już przy pierwszym spotkaniu, a każde odwiedziny wiązały się z niesamowitą przygodą. Trzecia i zarazem ostatnia wizyta sprawiła, że za jakiś czas zapewne znów sięgnę po "Warkocz...
2022-08-25
KTO ZAWINIŁ?...
Jeśli zastanawiacie się nad wyborem ciekawego i zaskakującego thrillera, historii, w której nic nie jest takim, jakim się wydaje to powieść Andrei Mary zatytułowana "To jej wina" będzie idealnym wyborem. Książka miała swoją premierę w pierwszych dniach sierpnia i zbiera bardzo dobre recenzje wśród czytelników, więc ja również postanowiłam nie odkładać jej na później.
Przenosimy się do Irlandii, do jednej z bogatszych dzielnic Dublina gdzie mieszkają Marissa i Peter Irvine ze swoim czteroletnim synkiem Milo. Zbieg zaskakujących okoliczności i jedno potężne nieporozumienie doprowadzają do sytuacji, w której chłopczyk znika bez wieści. Co się stało z Milo? Czy dziecko zostało porwane? Hipotez jest kilka, a wąski krąg osób podejrzanych z dnia na dzień coraz bardziej się poszerza. Od pierwszego dnia rodzice rozpoczynają prawdziwą batalię mającą na celu odnalezienie dziecka, w sprawę oczywiście angażuje się miejscowa policja, a także grono rodziców dzieci ze szkoły chłopca. Szczególny stosunek do tej tragedii ma mama Jacoba, kolegi z tej samej klasy - Jenny Kennedy. To ona czuje się odpowiedzialna za zaistniałą sytuację, gdyż wszystko wskazuje na fakt, że to opiekunka Jacoba - Carrie odebrała Milo ze szkoły i razem zniknęli. Dlaczego chłopiec opuścił szkołę z obcą kobietą? Kto stoi za zaginieciem Milo?
Andrea Mara stworzyła genialną historię, w której napięcie rośnie ze strony na stronę. To co z pozoru wydaje nam się oczywiste i najbardziej prawdopodobne okazuje się rozwiązaniem chybionym. Sprawa jest zdecydowanie bardziej złożona, a próba jej rozwikłania wymaga cofnięcia się do wydarzeń z przeszłości, o których główni bohaterowie pragnęli zapomnieć. Autorka niejednokrotnie wyprowadza czytelnika w pole. Rozwiązanie zagadki staje się coraz bardziej wymagające, a wciąż poszerzający się krąg osób podejrzanych sprawia, że zaczynamy wątpić w dosłownie każdy scenariusz.
Autorka dopuściła do głosu kilka osób dając im możliwość przedstawienia swojego punktu widzenia. Marissa pokazuje nam to wszystko, co dzieje się w sercu i umyśle matki, której zaginęło dziecko. Poznając relację Jenny mamy szansę stawić czoła poczuciu winy i wyrzutom sumienia, jakie ogarniają osobę, która poczuwa się do odpowiedzialności za zniknięcie dziecka. A dzięki głosowi Irene mamy okazję poznać rodzinę i środowisko, w jakim dorastała domniemana porywaczka. Daje nam to możliwość bardzo trzeźwego i obiektywnego poglądu na sprawę oraz stwarza szansę na wyciągnięcie własnych wniosków. Wydarzenia w powieści rozgrywają się na kilku płaszczyznach czasowych, które się idealnie uzupełniają. Nie ma chaosu i bałaganu, a zdarzenia idealnie się uzupełniają. Widać, że historia została przemyślana w najmniejszym szczególe. Mimo tego ostateczny obraz całej sytuacji bardzo mnie zaskoczył. Wyjaśnienie zagadki podobnie jak i samo zakończenie jest zdumiewające i szczerze mówiąc nie byłam pewna, czy to rzeczywiście jest ta sama książka, o tym samym zaginionym chłopcu.
Autorka poruszyła w swojej powieści problem synestezji, który zawsze mnie na swój sposób fascynował, a osoby odbierające otaczający świat poprzez paletę barw zawsze są dla mnie wyjątkowe. Spotkałam się z tym tematem już wcześniej, w innych opowieściach, ale wciąż jest on dla mnie bardzo intrygujący i wart zgłębiania.
Pozostaję też pod wrażeniem powołanych do życia bohaterów. Są to naprawdę wyraziste charaktery, nietuzinkowe osobowości, których postępowanie możemy bez problemu oceniać. Doceniam fakt, że tak naprawdę żadna z postaci nie została zaszufladkowana i to do nas, czytelników, należy wyrobienie sobie opinii na ich temat.
Akcja powieści biegnie błyskawicznie, a my czujemy się jak na pokładzie rozpędzającego się pociągu, który wcale nie zamierza zwalniać tempa. Choć szczerze mówiąc im bliżej finału, tym trudniej opanować natłok zdarzeń i momentami ma się wrażenie, że pewne fakty wyskakują niczym królik z kapelusza. W ostatecznym efekcie poczułam się nimi trochę przytłoczona.
Powieść "To jej wina" to naprawdę intrygująca historia dla wielbicieli gatunku domestic thriller. Dreszczyk emocji, nieoczekiwane zwroty akcji i ciekawe wrażenia gwarantowane!
KTO ZAWINIŁ?...
Jeśli zastanawiacie się nad wyborem ciekawego i zaskakującego thrillera, historii, w której nic nie jest takim, jakim się wydaje to powieść Andrei Mary zatytułowana "To jej wina" będzie idealnym wyborem. Książka miała swoją premierę w pierwszych dniach sierpnia i zbiera bardzo dobre recenzje wśród czytelników, więc ja również postanowiłam nie odkładać jej...
2020-06-03
CZARY W MAŁYM MIASTECZKU
Jak to miło, gdy można przeczytać dwa tomy cyklu jeden po drugim bez przerw, czekania i niecierpliwienia się... Ulica Wierzbowa w Uroczynie i jej sympatyczni mieszkańcy zapraszają nas do siebie już po raz drugi. Za dwa dni znajdziecie w księgarniach kontynuację powieści "Najmilszy prezent" Agnieszki Krawczyk zatytułowaną "Zawsze w porę", a tymczasem tuż przed premierą chcę Was gorąco zachęcić do sięgnięcia właśnie po ten cykl powieściowy. Jeśli poznaliście już sąsiadów z Wierzbowej i wiecie kto otrzymał najmilszy prezent, to zapewne nie muszę Was specjalnie przekonywać do lektury. Jeżeli jednak nie mieliście jeszcze okazji zagościć w Uroczynie to właśnie teraz jest po temu wspaniała okazja. Gwarantuję, że nie będziecie żałować.
Na ulicy Wierzbowej wiele się dzieje, a Uroczyn w niczym nie przypomina prowincjonalnego, sennego i nieciekawego miasteczka. W Ryneczku działa klimatyczna kawiarenka, którą ubóstwiają mieszkańcy, stare kino Bajka, które w czasach PRL-u przeżywało swoją świetność ma szansę na reaktywację, miasteczko ma swoją lokalną gazetkę o wdzięcznym tytule "NiespoDziennik Sąsiedzki z Wierzbowej", w bibliotece planuje się niecodzienną wystawę nawiązującą do historii Uroczyna, a mieszkańcy... wciąż starają się być jedyną w swoim rodzaju społecznością sąsiedzką, która pomaga sobie w razie potrzeby, ale też dba o ogólnie pojęte dobro Uroczynian, nie dając się wykorzystywać miejskim władzom. Waśnie i spory są nieodłącznym elementem ich codzienności, ale dzięki temu jest tu tak autentycznie, swojsko i ciekawie. Momentami natłok zdarzeń jest tak duży, że można byłoby nim obdzielić kilka miejscowości. W Uroczynie po prostu nie można się nudzić!
Do sąsiedzkiego grona ulicy Wierzbowej dołączają na dłużej nowi bohaterowie, o których były jedynie wzmianki w części pierwszej. Marnotrawny syn Zygmunta Wyrwy przyjeżdża na urlop wraz ze swoją córką Melissą, Ziębów odwiedza wreszcie ich syn Borys, a Dawid Jawiński - typowy czarny charakter, przedstawia rodzinie swoją wybrankę Julię.
Z niesłabnącym zainteresowaniem śledzimy losy poszczególnych bohaterów, kibicujemy im i trzymamy kciuki za różne przedsięwzięcia. Tym bardziej, że wraz z wiosną w tej niewielkiej sąsiedzkiej społeczności pojawiają się pierwsze romantyczne porywy serca, które mogą w przyszłości zaowocować nowymi związkami. Wśród mieszkańców ulicy Wierzbowej czujemy się jak u naprawdę bardzo dobrych znajomych, a Uroczyn na czas lektury staje się naszym domem, miejscem na ziemi, do którego chce się wracać.
Powieść jest bardzo ciepła i klimatyczna. Wzrusza i emocjonuje, ale też zmusza do refleksji. Jej przekaz jest bardzo jasny i czytelny. Ta historia niesie radość, dobro, uśmiech i życzliwość, które są nam wszystkim tak bardzo potrzebne na co dzień. Moim zdaniem jest to idealna propozycja na obecne trudne czasy pełne ograniczeń, lęku i niepewności. Zaraża optymizmem i zmusza do poszukiwania jasnych stron nawet w najtrudniejszych momentach. Dobra wróżka Flora oferuje swoją życiową mądrość, życzliwość i zrozumienie. Możemy się od niej wiele nauczyć, możemy czerpać garściami tę mądrość i przekazywać wszystkim wokół siebie.
"Zawsze w porę" to przepiękna opowieść, którą trzeba przeczytać. Gwarantuję, że jej lektura nie będzie czasem straconym. Już 6 czerwca książka czeka na Was w księgarniach!
Pani Agnieszko, dziękuję za tak wiele pięknych wrażeń. Z niecierpliwością czekam na kolejne piękne chwile wraz z następną wizytą w Uroczynie - miejscu magicznym, gdzie spełniają się marzenia.
CZARY W MAŁYM MIASTECZKU
Jak to miło, gdy można przeczytać dwa tomy cyklu jeden po drugim bez przerw, czekania i niecierpliwienia się... Ulica Wierzbowa w Uroczynie i jej sympatyczni mieszkańcy zapraszają nas do siebie już po raz drugi. Za dwa dni znajdziecie w księgarniach kontynuację powieści "Najmilszy prezent" Agnieszki Krawczyk zatytułowaną "Zawsze w porę", a...
NA JEDNEJ Z BAŁTYCKICH PLAŻ
Po książki Moniki A. Oleksy sięgam z ogromną przyjemnością i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Są to powieści pisane sercem, zawsze można znaleźć w nich jakąś radę, sugestię albo temat do przemyśleń. Pierwszą część cyklu "Dąbki" zatytułowaną "Tylko morze zapamięta" przeczytałam już dość dawno, ale pamiętam, że była to dla mnie emocjonująca przygoda. Z niecierpliwością czekałam też na ciąg dalszy.
Teraz, kiedy wśród wydawniczych nowości pojawił się trzeci i zarazem ostatni tom tej opowieści postanowiłam nadrobić zaległości. Ostatnie wieczory spędziłam zatem na środkowym wybrzeżu w towarzystwie Irki, Łucji, Maksa, Arlety, Oliwii i Kacpra oraz poszukującego weny pisarza kryminałów Szymona Błęckiego. Wszyscy oni w powieści "Spotkajmy się nad morzem" dzielą się z nami swoją historią.
Po czterech latach od tragicznych wydarzeń Maks Szymoniuk wraca z Islandii do Dąbek aby pozamykać swoje sprawy z przeszłości. Chce wyremontować rodzinny dom i przekształcić go na pensjonat, ale przede wszystkim pragnie nawiązać stosunki z synem. Mężczyzna przywozi ze sobą narzeczoną Ingrid - kobietę, z którą wiąże swoją przyszłość. Irka nadal pracuje w świetlicy, samotnie wychowuje czteroletnią córeczkę Łucję - niezwykle rezolutną i ciekawą świata dziewczynkę oraz wynajmuje pokoje turystom. Najbliższe wakacje spędza u niej Szymon, który przyjechał na wybrzeże pisać swoją kolejną kryminalną powieść. Każdy z bohaterów ma swoje tajemnice i każdy próbuje rozwiązać zadawnione problemy, aby móc z nadzieją patrzeć w przyszłość. Czy im się to uda, z jakimi przeciwnościami przyjdzie im się mierzyć i jakie decyzje podejmą przeczytacie w książce, która otula szumem morza i czaruje różnorodnością fal.
"Spotkajmy się nad morzem" to opowieść, która mnie oczarowała od samego początku. Kontynuacja losów bohaterów jest tak samo ciekawa i intrygująca jak część pierwsza. Wybierając się do Dąbek od razu mamy poczucie, że znaleźliśmy się we właściwym miejscu i czasie, a wcześniejsze wydarzenia powracają do nas natychmiast niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie mamy żadnego problemu z powrotem do przeszłości i z przyjemnością towarzyszymy postaciom w ich codziennych radościach i smutkach.
Monika Oleksa pisze barwnie, ciekawie i obrazowo. W subtelny i delikatny sposób worowadza elementy liryczne, melancholijne oraz te z pogranicza jawy i snu. Wiele sytuacji, które są udziałem bohaterów możemy przenieść na własną codzienność. Podejmowane przez nich decyzje niejednokrotnie pokrywają się z naszymi poglądami i podejściem do życia. Historia bardzo mocno przystaje do rzeczywistości, skłania do przemyśleń i wyciągania wniosków. Wydarzeniom towarzyszą emocje, które mocno odciskają się na naszej duszy.
"Spotkajmy się nad morzem" to opowieść w rytmie morskich fal, ich przypływów i odpływów oraz zmieniających się pór roku. Bałtyk ze swoją niepokorną naturą jest ważnym bohaterem tej powieści. Ukazuje cały swój ekspresyjny temperament, uczy pokory, dyscypliny i cierpliwości. Budzi tęsknotę, wycisza i uspokaja, a innym razem burzy myśli, jest nieposkromiony, niszczycielski i żywiołowy.
"Spotkajmy się nad morzem" to historia o trudnych wyborach, rozterkach i dylematach oraz wybaczeniu, które ma ogromne znaczenie przede wszystkim dla strony pokrzywdzonej. Bo jak czytamy w książce, wybaczyć to znaczy uwolnić kogoś od ciężaru winy, ale przede wszystkim uwolnić siebie od zaskorupiałego żalu, nienawiści i bolesnego rozpamiętywania.
Autorka ponownie zaserwowała nam istny rollercoaster emocji. Jest smutek, żal i tęsknota, ale sporo tu również radości, nadziei i szczęśliwych chwil, które pojawiają się jakby na przekór i pomimo wszystko. Irka i Maks to dwójka moich ulubionych bohaterów. Bardzo im kibicowałam i widziałam już dla nich wspólną przyszłość, a tymczasem autorka miała w tej kwestii zupełnie inne zdanie i nakreśliła dla nich obojga kompletnie inny scenariusz.
Powieści Moniki Oleksy są dla mnie cudowną odskocznią od codzienności. Tchną klimatem i atmosferą opisywanych miejsc. Dają się całkowicie zapomnieć w powieściowej rzeczywistości i sprawiają, że ma się ochotę zatrzymać na chwilę, pomyśleć i zastanowić. Już nie mogę się doczekać zakończenia tej opowieści. Ciekawa jestem jaką koncepcję pani Monika tym razem przewidziała dla swoich bohaterów. "Dom w którym zamieszkała miłość" już czeka na półce.
NA JEDNEJ Z BAŁTYCKICH PLAŻ
więcej Pokaż mimo toPo książki Moniki A. Oleksy sięgam z ogromną przyjemnością i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Są to powieści pisane sercem, zawsze można znaleźć w nich jakąś radę, sugestię albo temat do przemyśleń. Pierwszą część cyklu "Dąbki" zatytułowaną "Tylko morze zapamięta" przeczytałam już dość dawno, ale pamiętam, że była to dla mnie emocjonująca...