-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant3
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2018-02-15
2018-03-22
Z końcem lutego na półki księgarń trafił osobliwy poradnik amerykańskiej aktorki, producentki i bizneswoman - Kate Hudson. "Pretty Happy. Przepis na pokochanie siebie" to niesamowita książka skierowana do każdej z nas. A wiecie dlaczego?... Otóż każda z nas w pierwszej kolejności powinna pokochać samą siebie, zaakceptować własne ułomności i dążyć do dobrego samopoczucia na co dzień, a w drugiej kolejności otworzyć się na nowe wyzwania.
Zwróćcie uwagę Drogie Czytelniczki jak wiele kobiet cierpi z powodu niedowartościowania, stagnacji, rutyny. Co więcej... większość z tych pań zgadza się na taki stan rzeczy i nie chce, bądź nie potrafi nic zmienić. A tymczasem...
Kate Hudson w napisanym przez siebie poradniku oferuje nam gotowy plan na zmiany. Pokazuje jak zawalczyć o siebie, swoje zdrowie, szczęście i dobre samopoczucie. Poczucie humoru oraz dystans do siebie i otoczenia są tu niezwykle pomocne. A przeciwności, w które obfituje życie, mają motywować do działania, a nie jak to często bywa, powodować strach i niepewność.
Zmienianie siebie to pewien proces, który wymaga czasu i dyscypliny, sporej dawki silnej woli, która pozwoli wytrwać w podjętych zobowiązaniach.
Poradnik "Pretty happy" ma pełnić rolę drogowskazu, ma pomóc zmienić dotychczasowe życie. Należy jednak pamiętać, że dążenie do perfekcji to nie do końca dobra droga. O wiele cenniejsze jest zadowolenie z samej siebie, które poprawia nastrój, wyzwala w nas radość i szczęście. Połączenie sfery ciała i umysłu, bądź ciała i ducha to podstawa dobrego samopoczucia i sukcesu w pokochaniu siebie. Sporo miejsca autorka poświęca właściwemu odżywianiu i aktywności fizycznej, która wyzwala endorfiny i jest podstawą dobrego samopoczucia.
W zaplanowaniu tego wymagającego przedsięwzięcia, które jest dość długim procesem ma nam pomóc stworzenie tzw. zeszytu myśli, który ma posłużyć do zapisywania własnych spostrzeżeń, przemyśleń, uczuć i obaw. Forma tych notatek jest całkowicie dowolna, ważne, aby pomogły nam one w uporządkowaniu własnych przemyśleń - lęków i wątpliwości z jednej oraz radości z drugiej strony. Taki zeszyt myśli jest dołączony do poradnika i tworzy z nim całość.
Ten niezwyczajny, pięknie wydany przez Wydawnictwo Kobiece poradnik ma pomóc każdej z nas odnaleźć szczęście, które nie jest tylko symbolicznym i abstrakcyjnym pojęciem, ale doświadczeniem i celem samym w sobie. A jego osiągnięcie warunkuje właściwe podejście i systematyczna praca nad sobą, której efekt pozytywnie zaskakuje.
"Pretty Happy" to wspaniała propozycja dla kobiet w każdym wieku i na każdą okazję. Przekonajcie się same. Polecam.
Z końcem lutego na półki księgarń trafił osobliwy poradnik amerykańskiej aktorki, producentki i bizneswoman - Kate Hudson. "Pretty Happy. Przepis na pokochanie siebie" to niesamowita książka skierowana do każdej z nas. A wiecie dlaczego?... Otóż każda z nas w pierwszej kolejności powinna pokochać samą siebie, zaakceptować własne ułomności i dążyć do dobrego samopoczucia na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02-11
Dziś chcę Was zachęcić do sięgnięcia po niezwykle intrygującą powieść autorstwa Kristen Ashley, która miała swoją premierę 31 stycznia. Zaintrygowana opisem wydawcy z ciekawością sięgnęłam po egzemplarz recenzencki, chociaż muszę przyznać, że miałam też pewne obawy. Zastanawiałam się, czy nie będzie to przypadkiem płytka i niewiele wnosząca historia, w której wybujała erotyka i seks wysunie się na plan pierwszy. Na szczęście moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne, a „Tajemniczy mężczyzna” okazał się powieścią niepozbawioną dobrego gustu i napisaną ze smakiem.
Gwen Kidd – trzydziestotrzyletnia pani redaktor od półtora roku pozostaje w dość nietypowym związku z tytułowym Tajemniczym Mężczyzną, który odwiedza ją nocą w jej domu, doprowadza do granic rozkoszy i znika nad ranem niczym dżin. Bohaterka chwilami sama już nie wie, czy te przygody to jawa, czy senne marzenia, tym bardziej, że dotąd nie wie nic o swoim osobliwym gościu, nie poznała nawet jego imienia. Od kiedy pewnego dnia mężczyzna postanawia ujawnić się swojej wybrance dla Gwen rozpoczyna się zupełnie nowy etap życia, który obfituje w ciągłą niepewność, skoki adrenaliny i wiele nieprzewidzianych zdarzeń. Odkąd jest postrzegana jako dziewczyna supermana Hawka i na własne życzenie wstąpiła do niebezpiecznego „Świata Skurczybyków” nie może spać spokojnie, a jej życiu zaczyna zagrażać coraz większe niebezpieczeństwo. Gwen z dnia na dzień coraz lepiej poznaje swojego mężczyznę, którego dotąd określała mianem TM i staje się świadkiem przeróżnych gangsterskich porachunków. Jakby tego było mało, jej niepokorna przyrodnia siostra Ginger wikła się w śmiertelne kłopoty…
Czy Hawk zdoła ochronić Gwen przed zemstą półświatka? Jak to wpłynie na ich wzajemne relacje? Kim naprawdę jest Tajemniczy Mężczyzna i jakie skrywa sekrety?
Na te wszystkie pytania i wątpliwości odpowiedzi znajdziecie na stronach powieści. To naprawdę bardzo składnie i ciekawie opowiedziana historia. Zwięzły styl, prosty język i duża bezpośredniość trafia do czytelnika. Akcja płynnie się rozwija, napięcie wzrasta i naprawdę dużo się dzieje. W pewnym momencie życie głównej bohaterki jest jak przejażdżka szybko pędzącym rollercoasterem. Namiętność łącząca bohaterów zamienia się w wartościowe uczucie, które na swojej drodze spotyka wiele przeciwności. Intymna sfera życia bohaterów stanowi tylko ciekawe uzupełnienie dla opowiadanej historii, w której na plan pierwszy wysuwają się mafijne porachunki i próba zapewnienia bezpieczeństwa osobom, których życie jest zagrożone. Niestety walka z gangsterami w „uczciwy” sposób wydaje się być niemożliwa i nawet wyspecjalizowany oddział policji i komandosów nie zawsze jest w stanie zareagować na czas. Dlatego lektura tej powieści dostarczy wielu wrażeń, z niepokojem będziecie śledzić kolejne wydarzenia, a na koniec otrzymacie zupełnie niespodziewane zakończenie.
Przyznaję, że powieść Kristen Ashley pochłonęła mnie niczym najlepszy thriller. To ciekawa i wartościowa opowieść, którą bardzo dobrze się czyta. Zdaję sobie sprawę, że tytułowy bohater został trochę wyidealizowany na supermana, ale mimo to jego postać pozostała wiarygodna do końca. Za to Gwen polubiłam od pierwszej strony. Jej paplanina, irytacja, przemyślenia i działanie bardzo przypadły mi do gustu. „Tajemniczy mężczyzna” to pierwsza część cyklu powieściowego. Już ostrzę sobie pazurki na kolejny tom. Tym razem będzie to historia o „Niepokornym Mężczyźnie”. Polecam serdecznie.
Dziś chcę Was zachęcić do sięgnięcia po niezwykle intrygującą powieść autorstwa Kristen Ashley, która miała swoją premierę 31 stycznia. Zaintrygowana opisem wydawcy z ciekawością sięgnęłam po egzemplarz recenzencki, chociaż muszę przyznać, że miałam też pewne obawy. Zastanawiałam się, czy nie będzie to przypadkiem płytka i niewiele wnosząca historia, w której wybujała...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-06-17
Po tym jak przeczytałam "Najtwardszą stal" Scarlett Cole niezwłocznie sięgnęłam po drugą część cyklu "Tatuaże" zatytułowaną "Rozdarte serce", którą od tygodnia możecie dostać już w księgarniach. Już na wstępie przyznaję, że lektura tej powieści to czysta przyjemność.
Po tym jak w pierwszej części poznaliśmy Harper i Trenta - dwa poranione serca, które znalazły drogę do siebie nawzajem przyszła pora na kolejną parę bohaterów - Cujo i Dreę - kompletnie odmienne osobowości, różniące się od siebie niczym ogień i woda, nie szczędzące sobie złośliwości przy każdym spotkaniu.
Brody Matthews, wśród przyjaciół znany jako Cujo to utalentowany tatuażysta, najbliższy przyjaciel Trenta, playboy żyjący dniem dzisiejszym. Opuszczony przez matkę w wieku ośmiu lat wychowywał się wraz z braćmi pod czujnym okiem ojca, który zastępował im oboje rodziców. Trudne doświadczenia z przeszłości mają wpływ na jego obecne stosunki z kobietami. Cujo boi się związków, nie potrafi zaufać kobietom na tyle, aby stworzyć z nimi trwałą relację.
Andrea Caron nazywana po prostu Dreą to kobieta z charakterem. Sfrustrowana i rozgoryczona swoją sytuacją rodzinną - opieką nad śmiertelnie chorą matką i utrzymaniem domu, stara się jakoś wiązać "koniec z końcem". Nie jest jej łatwo, gdy bank odmawia kredytu, a koszty opieki nad chorą wciąż rosną. Drea jest przemęczona, nie ma czasu dla siebie, a mimo to postanawia zająć się przygotowaniem imprezy zaręczynowej dla swoich przyjaciół - Harper i Trenta. Co więcej, robi to razem z Brodym, który działa na nią niczym "płachta na byka". Wspólne przedsięwzięcie to prawdziwe wyzwanie dla bohaterów, którzy będą musieli dojść do porozumienia i nauczyć się trudnej sztuki kompromisu.
Zupełnie nieoczekiwanie okazuje się, że przeciwieństwa rzeczywiście się przyciągają, działanie w zespole przynosi efekty, a wspólny wróg jednoczy i dzięki temu Drea i Cujo stają przed kolejnym, zupełnie nowym wyzwaniem...
"Rozdarte serce" w moim przekonaniu jest jeszcze lepsze od pierwszej części cyklu, choć i "Najtwardszej stali" nie można było wiele zarzucić. Warto zaznaczyć, że nie trzeba ich czytać w kolejności, chociaż mnie tak jest zawsze wygodniej. Akcja biegnie szybciej, jeszcze więcej się dzieje, wątek kryminalny jest bardziej rozbudowany co podnosi poziom napięcia i wzmaga emocje, a zakończenie... cóż... przeczytajcie sami.
Znajdziecie tu prawdziwą, szczerą przyjaźń, niespodziewaną, gorącą miłość, subtelne, erotyczne przyciąganie, trudne rodzinne tajemnice, ale też rozczarowanie, niepewność, smutek i ból. Lektura trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, kibicujemy bohaterom przeżywając wraz z nimi radości i smutki. Wątek psychologiczno-kryminalny wprowadza urozmaicenie do części romantyczno-obyczajowej dzięki czemu powieść wymyka się nieco poza ramy zwyczajnego, schematycznego romansu. Bardzo odpowiada mi styl pisarski pani Cole - umiejętne równoważenie części opisowej i dialogów, język nacechowany emocjami oraz wprawne budowanie napięcia i podsycanie zainteresowania. Ogromny plus za seks i erotykę podaną w sposób kulturalny, subtelny i taktowny, bez wulgaryzmów i udziwnień.
Lektura tej powieści dostarczyła mi wielu dobrych wrażeń i wcale nie chciałam opuszczać intrygującego świata bohaterów. Chętnie sięgnęłabym po kolejną część tego czterotomowego cyklu, ale będę musiała uzbroić się w cierpliwość mając nadzieję na kolejne niezapomniane emocje.
Zachęcam do sięgnięcia po tę nietuzinkową historię. Jeśli lubicie powieści np. Abbi Glines, to cykl "Tatuaże" jest specjalnie dla Was. Zacznijcie swoją przygodę z opowieściami Scarlett Cole od "Najtwardszej stali", a na pewno nie będziecie żałować! Polecam serdecznie i jednocześnie dziękuję Bisiness and culture za egzemplarz książki do recenzji.
Po tym jak przeczytałam "Najtwardszą stal" Scarlett Cole niezwłocznie sięgnęłam po drugą część cyklu "Tatuaże" zatytułowaną "Rozdarte serce", którą od tygodnia możecie dostać już w księgarniach. Już na wstępie przyznaję, że lektura tej powieści to czysta przyjemność.
Po tym jak w pierwszej części poznaliśmy Harper i Trenta - dwa poranione serca, które znalazły drogę do...
2018-08-31
W tej ładnie wydanej, niedużej książeczce zaintrygował mnie tytuł - "Tajemniczy czarny kot". Koty, a w szczególności te o czarnym umaszczeniu od wielu wieków fascynowały ludzi. Od zawsze wzbudzały emocje i to najczęściej te skrajne. Także wśród nas wielu jest prawdziwych miłośników tych czworonogów, ale równie dużo jest osób, które nie przepadają za kotami, za to wolą psiaki. Ja osobiście jestem typową "psiarą", ale z ciekawością sięgnęłam po lekturę w całości poświęconą kotom.
Przyznaję, że książka Nathalie Semenuik dostarczyła mi sporo informacji na temat postrzegania kotów, a w szczególności czarnych na przestrzeni wieków. Bo trzeba Wam wiedzieć, że już w starożytnym Egipcie czczono koty i postrzegano je jako zwierzęta niezwykłe. W pewnym okresie dziejów koty były traktowane ze szczególnym okrucieństwem. Przyczyniały się do tego min. wierzenia ludowe i przesądy, według których np. zamurowanie kota żywcem pozwalało odegnać zły los i zapewniało ochronę przed demonami. W zależności od kraju i narodowości koty stawały się albo symbolem szczęścia i bezpieczeństwa rodzinnego, albo przekleństwem, od którego należało się chronić.
Spodziewałam się po tej lekturze w głównej mierze legend i podań ludowych, a otrzymałam sporą ilość ciekawostek i jedynie nawiązania do sfery ludowej i przesądów. Znalazłam tu również poezję, liczne ilustracje, cytaty i nawiązania do historii. Książka Nathalie Semenuik to swego rodzaju studium, które pozwala uzupełnić wiedzę z tego frapującego tematu. Przyjemnie było sięgnąć po "Tajemniczego czarnego kota" - książeczkę, która może być interesującą odmianą wśród lektur domowej biblioteczki lub idealnym upominkiem dla wszystkich miłośników kotów. Warto uzupełnić swoje zbiory właśnie o tę bardzo ładnie wydaną pozycję.
Na zakończenie serdecznie dziękuję wydawnictwu Alma - Press za egzemplarz książki.
W tej ładnie wydanej, niedużej książeczce zaintrygował mnie tytuł - "Tajemniczy czarny kot". Koty, a w szczególności te o czarnym umaszczeniu od wielu wieków fascynowały ludzi. Od zawsze wzbudzały emocje i to najczęściej te skrajne. Także wśród nas wielu jest prawdziwych miłośników tych czworonogów, ale równie dużo jest osób, które nie przepadają za kotami, za to wolą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-08-18
"Ławeczka pod bzem" pani Agnieszki Olejnik to ekscytująca historia o tym, że spełnianie marzeń może zupełnie odmienić nasze życie. A gdy jeszcze uśmiecha się do nas los oferując prawdziwą fortunę, to czego chcieć więcej...
Iga marzy o własnym domu i samodzielnym życiu z dala od nadopiekuńczej matki, która najchętniej wydałaby ją dobrze za mąż. Dziewczyna mieszka na jednym z bydgoskich osiedli, pracuje w salonie fryzjerskim swojej mamy i nie bardzo widzi szansę na zmianę tej sytuacji. Nie ma szczęścia w kontaktach damsko - męskich i tylko spotkania z przyjaciółką Agatą urozmaicają jej dosyć monotonne i przewidywalne życie. Do czasu... Dwudziestomilionowa wygrana w lotto kompletnie odmienia życie bohaterki i znacznie ułatwia jej spełnianie marzeń. W tej niecodziennej sytuacji pojawiają się też niebezpieczeństwa, nowe, niekoniecznie dobre znajomości i wiele niespodziewanych zdarzeń, które powodują, że życie Igi nabiera rumieńców i zaczyna toczyć się zdecydowanie szybszym tempem. Czy w takim wypadku ustronny zakątek z małą ławeczką pod bzem może stanowić problem?... Przeczytajcie koniecznie.
Powieść pani Agnieszki tryska humorem i jest fantastyczną propozycją czytelniczą na każdą porę roku i każdy czas. Napisana lekko, prosto i ciekawie dostarcza wielu emocji, budzi uśmiech na twarzy i zapewnia prawdziwy relaks. Tych z Was, którzy poszukują w książkach głębszych treści "Ławeczka pod bzem" skłoni do przemyśleń na temat szeroko pojętej pomocy bliźniemu, dzielenia się z potrzebującymi i...spełniania marzeń, które czasem wcale nie są trudne do realizacji. Bardzo podobają mi się powołani do życia bohaterowie - kompletnie różne, odmienne osobowości, które we wzajemnym współżyciu stwarzają szereg niespodziewanych sytuacji i są zaczątkiem zaskakujących zdarzeń. Przyznaję, że niektóre wydarzenia można bez większego trudu przewidzieć, inne należy potraktować z lekkim przymrużeniem oka i odpowiednim dystansem - jeśli nam się to uda, wówczas lektura "Ławeczki pod bzem" stanie się wyłącznie przyjemnością.
Pani Agnieszka potrafi wspaniale opowiadać swoje historie. Wątek dotyczący wyjazdu w Tatry obudził we mnie tęsknotę za górskimi szlakami i z przyjemnością odwiedzałam wraz z bohaterami tamte urocze zakątki. Dowcipny jezyk, komizm w odniesieniu zarówno do sytuacji, jak i postaci oraz inteligentne dialogi sprawiają, że "Ławeczkę pod bzem" chętnie obejrzałabym w formie sztuki teatralnej. Myślę, że byłby to ciekawy spektakl z elementami komedii pomyłek.
Polecam serdecznie lekturę tej powieści, jeśli macie ochotę na ciepłą, miłą i humorystyczną opowieść. Z pewnością nie będziecie żałować.
"Ławeczka pod bzem" pani Agnieszki Olejnik to ekscytująca historia o tym, że spełnianie marzeń może zupełnie odmienić nasze życie. A gdy jeszcze uśmiecha się do nas los oferując prawdziwą fortunę, to czego chcieć więcej...
Iga marzy o własnym domu i samodzielnym życiu z dala od nadopiekuńczej matki, która najchętniej wydałaby ją dobrze za mąż. Dziewczyna mieszka na jednym...
2018-12-30
Na koniec 2018 roku sięgnęłam po dość nietypową lekturę, która bardzo mnie zainteresowała i utwierdziła w ogromnej sympatii do niezwykłego człowieka. "Bez znieczulenia. Jak powstaje człowiek." to wywiad - rzeka, czy raczej wyjątkowa rozmowa o medycynie, nauce, życiu, rozterkach i uczuciach pary nadzwyczajnych lekarzy zajmujących się tzw. patologią ciąży i szeroko pojętą ginekologią i położnictwem - Marzeny i Romualda Dębskich.
Niestety 20 grudnia 1918 r. po kilkudniowej walce o życie w szpitalu odszedł na wieczny dyżur prof. Dębski przeżywszy 62 lata. Niesamowity człowiek, autorytet i niekwestionowany specjalista od powikłań w okresie ciąży i porodu. Życzliwy, ciepły lekarz o wszechstronnej wiedzy, mający na uwadze przede wszystkim dobro i bezpieczeństwo kobiety oraz jej dziecka. Człowiek otwarty, bezpośredni, zawsze chętny do udzielania wyjaśnień, przygotowany chyba na każdą ewentualność.
To on, początkowo jeszcze jako docent, opiekował się mną i moimi dziećmi od poczęcia aż do rozwiązania. I to właśnie profesor, ginekolog - położnik, jako pierwszy zalecił mi noszenie rajstop przeciw żylakowych, kiedy jeszcze nawet nie miałam śladów żadnej tego rodzaju dolegliwości. Mam dla profesora wiele uznania i jestem mu ogromnie wdzięczna za to, że trzymał rękę na pulsie wtedy, kiedy mogło się wiele wydarzyć. Ani nigdy wcześniej, ani też później nie trafiłam na takiego lekarza, doskonałego profesjonalistę, dobrego psychologa, prawdziwego przyjaciela kobiet.
Zasmuciła mnie śmierć człowieka, który tak wiele zrobił dla dzieci i ich matek. I chyba to właśnie spowodowało, że zdecydowałam się sięgnąć po wywiad, który z małżeństwem Dębskich przeprowadziła Małgorzata Rigamonti.
Nie jestem lekarzem, a moje wykształcenie nie ma nic wspólnego z medycyną, a mimo to lektura tej książki sprawiła mi wiele radości. Sporo w niej specjalistycznej wiedzy, medycznych terminów, ale wszystko podane jest w bardzo przystępny i zrozumiały sposób. Żaden laik nie powinien poczuć się znużony. Bo taki właśnie był profesor i taka jest jego żona - nie rzucają medycznymi sloganami tylko tłumaczą i obrazowo wyjaśniają trudniejsze kwestie. Wywiad ukazuje blaski i cienie lekarskiej profesji, sporo w nim emocji, wewnętrznych przemyśleń, wśród których na pierwszym planie jest zawsze dobro kobiety i jej dziecka. Tajemnice życia płodowego, trudne przypadki, operacje wykonywane w łonie matki, wybieranie tzw. "mniejszego zła" - taka jest codzienność profesora i jego żony. W rozmowie znajdziemy też fragmenty poświęcone prywatnemu życiu państwa Dębskich, ich rodzinie i przyjaciołom. W wywiadzie przeczytamy również o nagonce medialnej związanej z aborcją i wielu innych sytuacjach, jakie miały miejsce w praktyce lekarskiej Marzeny i Romualda Dębskich.
Cieszę się, że wiedziona impulsem chwili sięgnęłam po ten wywiad. Naprawdę warto było spędzić ten czas z profesorem i jego żoną. Książkę "Bez znieczulenia. Jak powstaje człowiek" polecam szczególnie wszystkim pacjentkom, które miały przyjemność poznać profesora, jego żonę lub zetknęły się z atmosferą oddziału kliniki na Bielanach w Warszawie.
Na koniec 2018 roku sięgnęłam po dość nietypową lekturę, która bardzo mnie zainteresowała i utwierdziła w ogromnej sympatii do niezwykłego człowieka. "Bez znieczulenia. Jak powstaje człowiek." to wywiad - rzeka, czy raczej wyjątkowa rozmowa o medycynie, nauce, życiu, rozterkach i uczuciach pary nadzwyczajnych lekarzy zajmujących się tzw. patologią ciąży i szeroko pojętą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-21
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Trzeba Wam wiedzieć, Drodzy Czytelnicy, że PIES JEST JEDYNYM STWORZENIEM NA ZIEMI, KTÓRY KOCHA WAS WIĘCEJ NIŻ SIEBIE SAMEGO. Te jakże prawdziwe i ponadczasowe słowa Josha Billingsa można uznać za cudowną myśl przewodnią nowej powieści autora bestselleru „Był sobie pies”. W. Bruce Cameron powraca z kolejną ciepłą i wzruszającą historią w książce „O psie, który wrócił do domu”, która pojawi się na naszym rynku wydawniczym już z końcem stycznia 2019 roku, a kilka dni wcześniej będziecie mogli obejrzeć przygody przesympatycznej Belli na dużym ekranie. Pięknie wydana powieść ze słodkim szczeniaczkiem na okładce, któremu po prostu nie można się oprzeć, przyciąga wzrok i skusi chyba każdego. Ale co najważniejsze, za tą cudną obwolutą kryje się naprawdę fantastyczna opowieść, która wcale nie jest mdła i lukrowana, ale opowiada o wyjątkowej przyjaźni człowieka i psa.
Bellę poznajemy jako kilkutygodniowego szczeniaka, który wraz ze swoją mamą i rodzeństwem zamieszkuje piwnicę opuszczonego domu w Denver w USA. To ustronne miejsce jest azylem także dla całego stada kotów. Zwierzęta mają się doskonale, są systematycznie dokarmiane przez mężczyznę mieszkającego w sąsiedztwie – Lukasa i nie mogą sobie wymarzyć bardziej bezpiecznego schronienia. Do czasu… Nowy właściciel opuszczonej posesji ma prawo wyburzyć stary dom i w tym miejscu zbudować nową nieruchomość. W ten sposób powstaje problem bezpańskich zwierząt, które trzeba usunąć. Niestety prawo w Denver stoi po stronie ludzi, a nie zwierząt, które mogą zginąć pod gruzami. Lucas nie może na to pozwolić…Rozpoczyna się batalia o uratowanie bezpańskich czworonogów. Przy wyłapywaniu kotów w ręce Lukasa trafia mała Bella, która już jako jedyna pozostała z całego miotu szczeniąt. Suczka od pierwszej chwili obdarza swojego „człowieka” całą psia miłością, a on postanawia zaopiekować się psiakiem pomimo wielu przeciwności. Lukas nie ma zgody na trzymanie psa w wynajmowanym mieszkaniu, do tego restrykcyjne przepisy w Denver i bezlitosny hycel, który za wszelką cenę chce uśmiercić niewinną psinę – to wszystko powoduje, że Bella zostaje rozdzielona z Lucasem i skierowana do tymczasowej rodziny z dala od domu.
Bella nie może odnaleźć się w nowym miejscu, nie rozumie sytuacji, czuje się zdradzona, a jej tęsknota za panem jest tak wielka, że nakłania ją do ucieczki. I tu rozpoczyna się dwuletnia tułaczka suni, podczas której przebyła ponad sześćset mil. Strach, głód, zmęczenie, niebezpieczeństwo i… przygoda towarzyszyły Belli w powrocie „Do Domu”.
Jestem zauroczona tą niesamowitą opowieścią, która trzymała mnie w napięciu i dostarczyła mnóstwa niezapomnianych emocji. Podobnie jak w powieści „Był sobie pies” i tutaj autor uczynił psa narratorem opowiadanej historii. Uwielbiam takie rozwiązania bo dzięki temu z punktu widzenia czworonoga poznajemy przeróżne „psie sprawki”. Bez trudu możemy wczuć się w psychikę Belli, poznać jej sposób rozumowania i postrzegania ludzkiego świata. Stajemy się jej towarzyszem na dobre i na złe. W. Bruce Cameron sporo miejsca poświęcił też kotom, jako tym niezależnym, samodzielnym czworonogom i skupił się na różnicach pomiędzy oboma gatunkami. Bezwarunkowa, pozbawiona egoizmu przyjaźń i potęga miłości psa do człowieka jest w stanie pokonać wszystko. I to my, ludzie, powinniśmy się jej uczyć od naszych czworonogów.
Powieść przepełniona jest całą gamą emocji – od ciepłych, przez pozytywne po zupełnie nieprzyjemne i złe. Trudno nie kochać małego szczeniaka, który uczy się życia z ludźmi, popełnia gafy i wywołuje uśmiech. Trudno nie popierać Lucasa w walce o życie bezdomnych zwierząt, nie wspierać go w zdeterminowanej bitwie o zatrzymanie psa. Trudno nie kibicować Belli w wędrówce, podczas której spotykała na swojej drodze tak niesamowitych bohaterów, jak „duża koteczka”. Trudno nie irytować się na bezduszność urzędników. I wreszcie trudno nie wściekać się na hycla, który wraz ze swoją furgonetką siał postrach na ulicach Denver i skazywał na śmierć niczemu niewinne zwierzęta.
Historie ze zwierzętami w roli głównej zajmują szczególne miejsce w moim sercu. A gdy jeszcze mogę wkroczyć bezpośrednio do ich osobliwego świata, tak różnego od naszego, ludzkiego, to jestem zachwycona. Dlatego też i ta powieść jest dla mnie taka niezwykła. Autor potrafi ze szczegółami zagłębiać się w psią, czy kocią naturę, jego opowieść jest bardzo wiarygodna, realistyczna i ciekawa. Jest w niej miejsce i na humor, i na łzy, i na zastanowienie.
Mam nadzieję, że udało m się Was zainteresować tą niecodzienną opowieścią skierowaną do dorosłych i młodzieży. Już niebawem znajdziecie ją w księgarniach. To powieść dla każdego. Mam nadzieję, że nie tylko miłośnicy zwierzaków będą nią oczarowani.
Polecam serdecznie.
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Trzeba Wam wiedzieć, Drodzy Czytelnicy, że PIES JEST JEDYNYM STWORZENIEM NA ZIEMI, KTÓRY KOCHA WAS WIĘCEJ NIŻ SIEBIE SAMEGO. Te jakże prawdziwe i ponadczasowe słowa Josha Billingsa można uznać za cudowną myśl przewodnią nowej powieści autora bestselleru „Był sobie pies”. W. Bruce Cameron powraca z kolejną ciepłą i wzruszającą historią w książce „O...
2018-12-13
"Latte z walerianą" pani Wandy Szymanowskiej to interesująca propozycja dla osób, które cenią sobie dobre powieści obyczajowe skłaniające do przemyśleń. Autorka zabiera czytelników za kulisy pewnej szkoły, aby odsłonić i napiętnować groteskowy świat nauczycielskiej profesji.
Od momentu, kiedy zostaliśmy zaproszeni za drzwi pokoju nauczycielskiego intrygom, knowaniom i manipuacjom nie ma końca. Anna Nowicka, nauczycielka historii, pedagog z powołania z trudem odnajduje się w tym świecie gierek i układów. Bo trzeba Wam wiedzieć, że w nauczycielskiej społeczności są równi i równiejsi, zupełnie jak w moim ulubionym "Folwarku zwierzęcym" Orwella. Codzienny stres i wieczne niesnaski oraz niechętne, momentami wręcz wrogie nastawienie dyrektora szkoły, jak również częste spięcia z rodzicami wychowanków zmusza Annę do sięgania po uspokajającą walerianę w ilościach znacznie przekraczających zalecane dawki. Kobieta jest praktycznie uzależniona od tego specyfiku, który w połączeniu z filiżanką latte ze szkolnego ekspresu dopiero spełnia swoje zadanie. Pokój nauczycielski podzielony na dwa obozy jest miejscem ciągłych afer, w których spory udział mają niereformowalni i nadopiekuńczy rodzice nastolatków. Na szczęście Anna ma wśród koleżanek jedną przyjazną duszę Ulę, która niejednokrotnie ratuje naszą bohaterkę z różnych opresji. Wyjazdy do Londynu również są odskocznią od przykrej codzienności, a nawet pozwalają Annie nabrać nieco pewności siebie i uczą asertywności wobec niesympatycznego ciała pedagogicznego.
Jeśli jesteście ciekawi szkolnych intryg w nieco wyolbrzymionej, groteskowej formie to musicie koniecznie przeczytać "Latte z walerianą". Moim zdaniem lektura tej powieści zaciekawi każdego, bo przecież zapewne wszyscy mamy wśród rodziny lub znajomych osoby wykonujące zawód nauczyciela.
Już pierwsze słowa powieści bardzo mnie zaintrygowały. "Dobre nie jest to, co jest naprawdę dobre, ale to, co za dobre zostało uznane." Jak widzicie to wymowne zdanie skłania do głębszych przemyśleń, a takich stwierdzeń jest zdecydowanie więcej. Widać, że temat poruszany w tej powieści jest bliski sercu pani Wandy. Opisując intrygi, oddając atmosferę szkolnych kulis, pokazując ujemne strony grona pedagogicznego autorka robi to z ogromnym zaangażowaniem w temat i dużą dbałością o szczegóły. Pisząc o szkole Pani Wanda czuje się jak przysłowiowa "ryba w wodzie".
Powieść napisana jest z polotem, okraszona humorem, ze sporą nutą ironii, a przy tym nie zatraca realizmu. Przyznam się Wam, że na samą myśl o szacownym gronie pedagogicznym i mnie podniosło się ciśnienie, co jest dowodem na to, że historia budzi emocje i dostarcza całej gamy przeróżnych wrażeń. Zmusza nas do czytania pomiędzy zdaniami i wyrobienia sobie własnej opinii na temat opisywanych wydarzeń.
Pozostaję pod ogromnym wrażeniem tej opowieści i mogę ją z czystym sumieniem polecić. Ciekawa jestem, czy będziecie mieli podobne odczucia po zakończonej lekturze.
I na zakończenie znów wracam do Orwella... Pamiętam swoje wrażenia po obejrzeniu "Folwarku zwierzęcego" w teatrze. Spektakl był idealnym uzupełnieniem przeczytanej lektury i powiem Wam, że z prawdziwą przyjemnością zobaczyłabym sztukę z szacownym gronem pedagogicznym w roli głównej. Może warto o tym pomyśleć tym bardziej, że "Lardżerka" - jedna z książek dla młodzieży doczekała się scenicznej adaptacji.
Pani Wando, serdecznie dziękuję za tak fantastyczną i wartościową opowieść. Lektura "Latte z walerianą" to czysta przyjemność.
"Latte z walerianą" pani Wandy Szymanowskiej to interesująca propozycja dla osób, które cenią sobie dobre powieści obyczajowe skłaniające do przemyśleń. Autorka zabiera czytelników za kulisy pewnej szkoły, aby odsłonić i napiętnować groteskowy świat nauczycielskiej profesji.
Od momentu, kiedy zostaliśmy zaproszeni za drzwi pokoju nauczycielskiego intrygom, knowaniom i...
2018-12-12
Już drugi raz Wydawnictwo Kobiece obdarowało mnie nietuzinkowym, pięknie wydanym i dopasowanym do wielu gustów kalendarzem na 365 dni 2019 roku. Pamiętam jak w ubiegłym roku otrzymałam ten niewielki kajecik w gustownej twardej oprawie i byłam nim zauroczona. Zastanawiałam się tylko, czy sprawdzi się w codziennym użytkowaniu. I powiem szczerze, że "Czaromarownik 2018" towarzyszył mi i nadal towarzyszy każdego dnia mijającego roku. Sprawdził się więc w stu procentach.
Już sama okładka kalendarza przyciąga wzrok i zaprasza do zapoznania się z wnętrzem. Moim zdaniem jest jeszcze ładniejsza niż w ubiegłorocznym "Czaromarowniku". Tak jak przed rokiem, tak i tym razem znajdziemy w nim sporo przydatnych informacji, choć w wersji na 2019 rok postawiono przede wszystkim na wiedzę z dziedziny ezoteryki, magii i astrologii. Ale znajdziecie tu również kilka ciekawych przepisów. Jednak to co podoba mi się w tym kalendarzu chyba najbardziej, to sentencje na każdy kolejny dzień roku. Codziennie patrzę co też dany dzień ma mi do powiedzenia, a często zdarza się, że zaglądam sobie na chybił trafił do kalendarza i sprawdzam jaka myśl akurat się dla mnie odsłoniła. "Czaromarownik" jest przejrzysty, czytelny i wygodny w użytkowaniu. Mamy tu naprawdę sporo miejsca na notatki, łatwo się w nim odnaleźć.
Polecam Wam, Drogie Czytelniczki, "Czaromarownik" od Wydawnictwa Kobiecego. Myślę, że polubicie go od pierwszego wejrzenia i zaprzyjaźnicie się z nim na cały rok. Jest niewielki, trochę szczuplejszy od swojego poprzednika na 2018 rok, więc z powodzeniem zmieści się do każdej torebki. Zaglądając do środka zawsze będzie czekała na Was jakaś niespodzianka w postaci sentencji na kolejną datę. A twarda oprawa zagwarantuje, że ten gustowny drobiazg będzie Wam towarzyszył w dobrej kondycji przez okrągły rok.
Już drugi raz Wydawnictwo Kobiece obdarowało mnie nietuzinkowym, pięknie wydanym i dopasowanym do wielu gustów kalendarzem na 365 dni 2019 roku. Pamiętam jak w ubiegłym roku otrzymałam ten niewielki kajecik w gustownej twardej oprawie i byłam nim zauroczona. Zastanawiałam się tylko, czy sprawdzi się w codziennym użytkowaniu. I powiem szczerze, że "Czaromarownik 2018"...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-12-11
Kolejna zimowo - świąteczna lektura już za mną. "Zamarznięte serca" pani Karoliny Wilczyńskiej dostarczyły mi wielu miłych wrażeń. Z przyjemnością odwiedziłam cztery przyjaciółki z bloku przy ul. Kwiatowej w Kielcach i muszę Wam zdradzić, że wiele się u nich zmieniło, a jeszcze więcej wydarzyło. Jesteście ciekawi?...
Drugą część cyklu w przeważającej mierze autorka poświęciła Lilianie i to z jej powściągliwą i zdystansowaną, chłodną naturą idealnie koresponduje tytuł powieści. Aby poznać tajemnicę "zamarzniętego" serca bohaterki musimy udać się wraz z nią na traumatyczną wyprawę w dawne czasy. A powodem, dla którego Liliana stanie ponownie z bolesną przeszłością twarzą w twarz jest jej kuzynka Agnieszka. Problemy nastolatki i jej niezrozumiałe reakcje na otaczający świat przysporzą Lilianie sporo kłopotów, przez jej życie przetoczy się prawdziwe tsunami, ale przyniosą także kobiecie względny spokój w tak dokładnie zorganizowanym i uporządkowanym dorosłym życiu. A sympatyczne sąsiadki z bloku staną się dla bohaterki prawdziwymi przyjaciółkami, którym można powierzyć największe sekrety.
Na Kwiatowej wiele się dzieje także u Róży, która ma problemy wychowawcze ze swoją klasą, Malwiny, dla której po wielu burzliwych tygodniach wreszcie zaświeciło słońce oraz Wioli, która będąc w coraz bardziej zaawansowanej ciąży i starając się ogarniać swojego niesfornego synka ma także czas dla przyjaciółek. Każda z kobiet próbuje na swój sposób walczyć o szczęście, a Sąsiedzki Klub Kapciowy zbiera się aby celebrować zarówno radości jak i smutki jego uczestniczek. Bo przecież przyjacielska pomoc w potrzebie jest tak samo istotna jak dzielenie się radosnymi wydarzeniami. I tak nadchodzi czas Bożego Narodzenia, rodzinnych świąt, które każda z kobiet spędzi w zupełnie nieoczekiwany sposób.
Więcej szczegółów nie zdradzę... Jednocześnie mam nadzieję, że zaciekawiłam Was na tyle, abyście z ochotą sięgnęli po tę książkę. Ta nietuzinkowa opowieść napisana w drugiej osobie, w której bohaterki zwracają się bezpośrednio do nas, czytelników, staje się nam jakby bliższa. Bo dzięki temu to właśnie czytelnik staje się przyjacielem bohaterek, piątym uczestnikiem Sąsiedzkiego Klubu Kapciowego. Historia ta stawia na przyjaźń przez duże P, bezinteresowną pomoc i wspólne rozwiązywanie codziennych problemów. Bo przecież "co dwie głowy to nie jedna", a jeśli są ich cztery to... po prostu nie ma sytuacji bez wyjścia. Powieść jest optymistyczna i interesująca. Dobrze napisana z poczuciem humoru świetnie przekazuje emocje. Przekonałam się jeszcze bardziej do "Roku na Kwiatowej" właśnie po lekturze "Zamarzniętych serc". Aż żal było rozstawać się z bohaterkami, które mają nam jeszcze tyle do przekazania. Miło będzie powrócić do Kielc w kolejnym tomie tej niecodziennej opowieści. Już się zastanawiam z jakimi wydarzeniami przyjdzie do Liliany, Róży, Wioli i Malwiny wiosna.
Kolejna zimowo - świąteczna lektura już za mną. "Zamarznięte serca" pani Karoliny Wilczyńskiej dostarczyły mi wielu miłych wrażeń. Z przyjemnością odwiedziłam cztery przyjaciółki z bloku przy ul. Kwiatowej w Kielcach i muszę Wam zdradzić, że wiele się u nich zmieniło, a jeszcze więcej wydarzyło. Jesteście ciekawi?...
Drugą część cyklu w przeważającej mierze autorka...
2018-12-05
Sezon na świąteczne lektury trwa, więc tym razem słów kilka o najnowszym tomie Mazurskiej Serii autorstwa pani Katarzyny Michalak. "Trzy życzenia" kuszą czytelników, a właściwie czytelniczki swoją piękną, nastrojową okładką, a wszystkich którzy znają już Senną, Nataniela, jego najbliższych i przyjaciół zapraszają do ponownych odwiedzin w tych stronach.
Dworek w Marcinkach, gdzie tym razem toczy się akcja, znajduje się zupełnie blisko Sennej, a gospodyni - przesympatyczna i ciepła Jadwiga dla wszystkich strudzonych ma otwarte drzwi. I właśnie pod jej dachem przecinają się ścieżki dwojga głównych bohaterów Natalii i Damiana - młodych ludzi dotkliwie poranionych na duszy i ciele. Każde z nich szuka w Marcinkach spokoju, ciszy, akceptacji i wsparcia. Natalia trafia tu przypadkiem, podróżując w nieznane, ale zostaje na dłużej, Damian zaś odwiedza ciocię Jadwinię wraz ze swoją pięcioletnią siostrzyczką Alą szukając we dworku bezpiecznego schronienia. Oboje zdają się przeszkadzać sobie nawzajem, ale w imię wyższych celów muszą się tolerować. Czy tylko?...
Do Marcinków zjeżdżają też niebawem dobrze znani z Mazurskiej Trylogii bohaterowie: Nataniel i Zosia z Emilką i Tosią oraz Magda z Sergiejem. O ciszy i spokoju we dworku można raczej zapomnieć, tym bardziej, że zdarzenia pełne są dynamiki, a niespodzianki lubią zaskakiwać każdego bez wyjątku.
Jeśli macie ochotę na interesującą wycieczkę na Mazury, odwiedzenie gościnnych progów urokliwego dworku i poznanie przemiłej gospodyni oraz przebywających u niej osób, to musicie sięgnąć po "Trzy życzenia". Jeżeli chcecie rozszyfrowywać tytuł powieści i dowiedzieć się jakie pragnienia mają bohaterowie, o czym marzą i w jaki sposób chcą spełniać te marzenia to odpowiedź znajdziecie na kartach powieści.
Pani Katarzyna podarowała czytelnikom kolejną klimatyczną, ciepłą i wzruszającą opowieść, w której nie ma rzeczy niemożliwych. Ta optymistyczna historia, nie pozbawiona bólu i cierpienia jakie niesie trudna codzienność, przepełniona jest nadzieją i wiarą w lepszą przyszłość. I chociaż wydarzenia są przewidywalne do bólu, ogólny zarys fabuły nie jest niczym nowym, a Jadwinia to niemalże doskonała kopia Marty z Sennej, to znów emocje biorą górę i tak naprawdę wszystkie mankamenty schodzą na dalszy plan. Miło jest wybrać się w gościnę do tak sympatycznych ludzi i towarzyszyć im w codziennych smutkach i radościach. W finałowej części opowieści czuje się magię Bożego Narodzenia i jak na świąteczną powieść przystało na zakończenie pani Katarzyna oferuje czytelnikom przepisy kulinarne na domowe przysmaki, bez których trudno wyobrazić sobie święta. To idealna historia na poprawę nastroju. Polecam.
Sezon na świąteczne lektury trwa, więc tym razem słów kilka o najnowszym tomie Mazurskiej Serii autorstwa pani Katarzyny Michalak. "Trzy życzenia" kuszą czytelników, a właściwie czytelniczki swoją piękną, nastrojową okładką, a wszystkich którzy znają już Senną, Nataniela, jego najbliższych i przyjaciół zapraszają do ponownych odwiedzin w tych stronach.
Dworek w Marcinkach,...
2018-12-03
Tegoroczny grudzień rozpoczęłam świąteczną historią z cyklu "Kolekcja pod jemiołą" Richarda Paula Evansa. "Tajemnica pod jemiołą" to już trzecia część tej serii, w której jemioła jako symbol wieczności, miłości i dostatku pięknie wpisuje się w bożonarodzeniowy czas. Od lat czytam powieści autora i wciąż nie tracę ochoty na nowe. Niestety "Tajemnica pod jemiołą" okazała się moim zdaniem jedną z najsłabszych jego książek. W zasadzie dopiero druga część opowieści zaczyna przypominać historie, do jakich przyzwyczaił swoich czytelników pan Evans.
Ale od początku...
Alex po rozstaniu z żoną nie może się pozbierać mimo, że upłynął już rok od ich rozwodu. Za radą przyjaciół odwiedza jeden z portali randkowych, ale przy okazji, zupełnie przypadkiem, mężczyzna odnajduje blog pewnej kobiety, której przemyślenia i rozważania na temat życia trafiają prosto do jego samotnego i poranionego serca. Niestety tajemnicza dziewczyna chce zachować swoją anonimowość, a publikowane posty podpisuje jedynie trzema literami LBH. W sercu mężczyzny rodzi się nieodparte i nie do końca zrozumiałe pragnienie odszukania intrygującej kobiety. Po uważnej analizie wpisów Alex zyskuje więcej informacji na temat potencjalnego miejsca zamieszkania LBH i decyduje się na odwiedziny Midway - niewielkiego miasteczka położonego nieopodal Salt Lake City w stanie Utah.
Czy bohaterowi uda się odnaleźć tajemniczą blogerkę? Jakie niespodzianki czekają na niego w Midway?
"Tajemnica pod jemiołą" to powieść z potencjałem, który szczególnie w pierwszej części nie został wyczerpany. Męczyło mnie czytanie wpisów z bloga, zagłębianie się w rozterki Alexa i jego rozmowy z kumplami. Niewiele wnosiło to do samej opowieści. Można było darować sobie również wymienianie kilkunastu imion i nazwisk kobiet - potencjalnych blogerek. Jednakże odkąd bohater wyjeżdża do Utah wydarzenia nabierają tempa i robi się coraz ciekawiej.
Powieść opowiada o samotności, która podstępem zakrada się w życie każdego człowieka. Opowiada o zranionych uczuciach, rozczarowaniach i pozorach, które odbierają radość, wprowadzają zamęt i zwątpienie. Opowiada o poszukiwaniu szczęścia, które może przyjść z zupełnie nieoczekiwanej strony. I wreszcie opowiada o ryzyku i wyzwaniach, które mogą odmienić los.
"Tajemnica pod jemiołą" podobnie jak wszystkie książki autora wzrusza i daje do myślenia. Ważkie i ponadczasowe tematy stanowią o jej prawdziwej wartości. Cieszę się, że zdecydowałam się na tę historię, szkoda, tylko że początek tak mnie znużył...
Tegoroczny grudzień rozpoczęłam świąteczną historią z cyklu "Kolekcja pod jemiołą" Richarda Paula Evansa. "Tajemnica pod jemiołą" to już trzecia część tej serii, w której jemioła jako symbol wieczności, miłości i dostatku pięknie wpisuje się w bożonarodzeniowy czas. Od lat czytam powieści autora i wciąż nie tracę ochoty na nowe. Niestety "Tajemnica pod jemiołą" okazała...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-28
"Zrozumieć bez słów" autorstwa Nancy Rossiter opowiada historię matki, która samotnie wychowuje dziecko z autyzmem. Problem autyzmu, jeszcze nie tak dawno kiepsko diagnozowany i niedostatecznie rozpoznany, dziś jest chętnie opisywany przez różnych autorów. Obok specjalistycznych publikacji wątki dotyczące spektrum zaburzeń rozwojowych bohaterów pojawiają się również w powieściach beletrystycznych. Przeczytałam już przynajmniej kilka historii, w których autystyczne dzieci i ich rodzice starają się oswoić tę przypadłość i nauczyć się z nią w miarę normalnie funkcjonować. I choć "Zrozumieć bez słów" nie dorównuje przepięknej powieści Nuali Gardner "Mój przyjaciel Henry", ani podpartej autentycznymi wydarzeniami historii "Billy. Kot, który ocalił moje dziecko", to na pewno warto po nią sięgnąć by poznać Henrego - trzyletniego chłopca, który cierpi na zaburzenia rozwojowe i do tego nie mówi. Jego mama Callie mimo całej swojej miłości nie może sobie poradzić z przypadłością synka, a przede wszystkim nie potrafi prawidłowo odczytać jego potrzeb i rozpoznać ograniczeń związanych z chorobą. Brak cierpliwości, frustracja i forsowanie na siłę pewnych zachowań powoduje odwrotny skutek i sprawia, że chłopczyk jeszcze bardziej zamyka się w swoim świecie, jest krnąbrny, niegrzeczny i nie chce współpracować. Z pomocą chłopcu przychodzi Linden, przyjaciel mamy - mężczyzna cierpliwy i opanowany oraz jego przesympatyczne zwierzęta. Dla osób cierpiących na spektrum zaburzeń autystycznych kontakt ze zwierzętami jest bardzo ważną terapią, uczy okazywania uczuć, wprowadza poczucie bezpieczeństwa, wycisza i powoduje, że osoba chętniej otwiera się na świat.
"Zrozumieć bez słów" to ciepła i wzruszająca opowieść, która w miarę rozwoju wydarzeń staje się coraz bardziej ciekawa. Na początku irytowało mnie zachowanie Callie i jej brak cierpliwości w podejściu do Henrego. Bohaterka nie kwapiła się zbytnio do tego, aby dowiedzieć się więcej o zaburzeniach swojego dziecka i tak naprawdę to postronne osoby musiały ją do tego zachęcać. Próbowałam tłumaczyć jej zachowanie piętrzącymi się problemami, z którymi codziennie musiała się borykać samotna matka. Podobała mi się natomiast postać Lindena, przyjaciela i byłego chłopaka Callie, który okazywał Henremu tak wiele serca, sympatii, poświęcał mu swój czas i traktował jak syna. Mam dla niego wiele uznania.
Powieść dość dobrze się czyta, choć język jest bardzo prosty. Nie znajdziecie tu pisarskiego polotu, ale mimo to lektura jest ciekawa i wywołuje sporo emocji. Jeśli tylko macie ochotę na niezbyt długie spotkanie z samotną matką, autystycznym chłopcem, sympatycznym facetem i pociesznymi zwierzakami to sięgnijcie po tę książkę. Polecam.
"Zrozumieć bez słów" autorstwa Nancy Rossiter opowiada historię matki, która samotnie wychowuje dziecko z autyzmem. Problem autyzmu, jeszcze nie tak dawno kiepsko diagnozowany i niedostatecznie rozpoznany, dziś jest chętnie opisywany przez różnych autorów. Obok specjalistycznych publikacji wątki dotyczące spektrum zaburzeń rozwojowych bohaterów pojawiają się również w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-24
Jakiś czas temu czytałam cykl "Wrzosowisko" autorstwa pani Anny Łajkowskiej. Pamiętam, że bardzo mi się podobały opisy krajobrazów okolic Yorkshire oraz wycieczki po wrzosowiskach, ale w całej opowieści brakowało mi emocji. Sięgając po "Dobrą przystań" chciałam się przekonać, czy moje odczucia będą podobne, czy też autorka potrafi mnie miło zaskoczyć. I powiem Wam, że tym razem pani Anna mnie zaintrygowała, choć mistrzynią emocji autorka na pewno nie jest.
"Dobra przystań" to miejsce nad rzeką, gdzie przenosi się Marianna wraz ze swoją rodziną - mężem Hubertem i dwoma nastoletnimi synami. Duży, wyremontowany dom, spora działka nad samą rzeką, zieleń, oaza ciszy i spokoju, która powinna sprzyjać szczęśliwemu życiu rodzinnemu. Niestety... Tuż przed Bożym Narodzeniem Hubert postanawia wyprowadzić się z domu. Zaskoczona i wstrząśnięta Marianna z dnia na dzień musi kompletnie przereorganizować swoje życie. Nie może zaniedbać drogerii, która od tej pory stanowi jej jedyne źródło utrzymania, ale musi też zmierzyć się z problemami w szkole swojego młodszego syna, chorobą ojca i trudną codziennością, z którą została zupełnie sama. Pamiętny wieczór spędzony w towarzystwie przyjaciół owocuje odnowieniem znajomości z Olgierdem, który staje się dla bohaterki kimś bardzo ważnym. Zauroczenie żonatym mężczyzną wprowadza emocjonalny chaos i budzi wątpliwości, ale pozwala też Mariannie uwierzyć w siebie.
I tu pojawia się pytanie natury ogólnoludzkiej - czy powinno się budować własne szczęście na nieszczęściu innych?... Czy osoba, której rozpadł się związek ma prawo rozbijać inną rodzinę?... Jaka jest cena szczęścia?
Nie zgadzam się z bohaterką, drażniło mnie jej zachowanie, postępowanie, apodyktyczny charakter i bezkompromisowość, która skłoniła Huberta do drastycznych działań. Z drugiej strony nie pochwalam męskiego egoizmu, rezygnacji z tylu wspólnych lat bez próby porozumienia się z drugą stroną. Bohaterowie nie doceniali tego co mieli, a to nie mogło zaprowadzić ich do niczego dobrego. Nowe związki, nowe życie, prawo do szczęścia - tak, tylko dlaczego kosztem innych...
Powieść dobrze się czyta, z zainteresowaniem śledzimy losy bohaterów i mamy czas na wyciąganie własnych wniosków. Uważam natomiast za zupełnie zbędne wtrącenia w tekście od autorki (wyróżnione kursywą), w których pani Anna stara się interpretować postępowanie bohaterów podając różne punkty widzenia. Jestem pewna, że każdy czytelnik znakomicie sam rozważy wszystkie za i przeciw, przemyśli i wyrobi sobie własną opinię.
Myślę, że autorka nie wykorzystała potencjału tej historii. Emocji jest zbyt mało biorąc pod uwagę podjęte tematy. Wątek romansowy jest płaski i jednocześnie przytłaczający. Na pewnym etapie opowieści dominuje istotne problemy, którym, moim zdaniem, powinno się poświęcić więcej uwagi. Zdecydowanym faworytem wśród bohaterów okazał się dla mnie Mustik - przesympatyczny "pomysłowy" pies, który skradł moje serce.
"Dobra przystań" zachęca do lektury swoją ciekawą okładką, która pięknie zdobi nieco mniej piękną historię. Jeśli macie ochotę na rodzinne perypetie w urokliwym miejscu nad rzeką to sięgnijcie po "Dobrą przystań". Ciekawa jestem Waszych wrażeń.
Jakiś czas temu czytałam cykl "Wrzosowisko" autorstwa pani Anny Łajkowskiej. Pamiętam, że bardzo mi się podobały opisy krajobrazów okolic Yorkshire oraz wycieczki po wrzosowiskach, ale w całej opowieści brakowało mi emocji. Sięgając po "Dobrą przystań" chciałam się przekonać, czy moje odczucia będą podobne, czy też autorka potrafi mnie miło zaskoczyć. I powiem Wam, że tym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-20
Lektura powieści "Tajemnice Luizy Bein" dostarczyła mi mnóstwo interesujących wrażeń, dlatego z prawdziwą ochotą sięgnęłam po kontynuację tej opowieści.
"Kołysanka dla Rosalie" zapewniła mi podobne emocje, choć tym razem nie oddalałam się zbytnio od mazurskiego Barczewa towarzysząc bohaterom w rozwiązywaniu zagadek, odkrywaniu przeszłości i próbach radzenia sobie z niełatwą codziennością.
Pałac w Wartemborku, czyli obecnym Barczewie należy do Klary, która zamieszkuje go razem ze swoim mężem Jakubem. Parze udało się odremontować stare domiszcze i zorganizować w nim pensjonat. Wraz z początkiem lata spodziewają się pierwszych turystów. Lada dzień do pałacu przybywają również ze Szwajcarii Alex z Sarą i dziećmi - córeczką Rosalie i synkiem Albertem. Wkrótce pałacowe wnętrza zaczynają tętnić życiem, a przyjezdni, nieco tajemniczy goście coraz bardziej interesują się przeszłością tego niezwykłego miejsca. Stałą bywalczynią pensjonatu jest też miejscowa staruszka - Liska, która opiekuje się dziećmi. Szybko okazuje się, że kobieta ma do wykonania również inne zadanie. W Wartemborku znów przeszłość upomina się o uwagę. Pojawiają się osobliwe kołysanki, stara pozytywka, tajemnicze podziemia, wiekowe dokumenty i zupełnie zaskakujące powiązania. Sprawy dodatkowo się komplikują, gdy jedno z dzieci znika. Pociąga to za sobą szereg nieoczekiwanych zdarzeń, bohaterom zaczyna grozić niebezpieczeństwo i nic już nie jest takie, jakim się na początku wydawało. Pogodny, momentami sielski nastrój nabiera mistycznego charakteru, magia miesza się z kabałą i okultyzmem i stajemy się świadkami zupełnie nieziemskich wydarzeń.
Drodzy Czytelnicy, mam nadzieję, że udało mi się Was zaintrygować i sami zechcecie odkryć jaką rolę w całej tej historii odgrywa tytułowa stara kołysanka śpiewana małej dziewczynce oraz co kryje przeszłość rodziny Beinów. Najlepiej zacznijcie swoją przygodę z tą niezwykłą rodziną od poznania tajemnic protoplastki rodu Luizy, aby potem przenieść się do wartemborskiego pałacu i dalej śledzić poczynania przesympatycznych bohaterów, którym los nie szczędzi atrakcji. Obie części zapewniają morze emocji.
Pani Renata potrafi fantastycznie budować napięcie w swoich opowieściach. Liczne niespodzianki, zwroty akcji i zupełnie zaskakujące rozwiązania nie pozwalają oderwać się od lektury. Wydarzenia są naprawdę ciekawe, a cała fabuła i wpleciona w nią intryga są bardzo dobrze przemyślane i opowiedziane w niebanalny sposób. Pomysłowość, inwencja i wyjątkowa kreatywność autorki sprawiają, że każda jej powieść jest inna, nietuzinkowa i warta przeczytania. Dlatego jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać pióra pani Renaty Kosin to koniecznie powinniście to nadrobić. Fantastyczne emocje i miłe wrażenia gwarantowane. Serdecznie polecam.
Lektura powieści "Tajemnice Luizy Bein" dostarczyła mi mnóstwo interesujących wrażeń, dlatego z prawdziwą ochotą sięgnęłam po kontynuację tej opowieści.
"Kołysanka dla Rosalie" zapewniła mi podobne emocje, choć tym razem nie oddalałam się zbytnio od mazurskiego Barczewa towarzysząc bohaterom w rozwiązywaniu zagadek, odkrywaniu przeszłości i próbach radzenia sobie z niełatwą...
2018-03-04
"Tajemnice Luizy Bein" to kolejna powieść Pani Renaty Kosin, po którą sięgnęłam z prawdziwą przyjemnością. Muszę powiedzieć, że i tym razem się nie zawiodłam. Lektura tej książki dostarczyła mi wielu miłych emocji podobnie jak wcześniejsze opowieści z podlaskich Bujan. Pani Renata należy do grona moich ulubionych pisarzy, mimo, że moja przygoda z jej twórczością rozpoczęła się stosunkowo niedawno, bo pod koniec ubiegłego roku.
Tym razem autorka zaprasza swoich czytelników na Mazury do dawnego Wartemborka, znanego dzisiaj jako Barczewo oraz oferuje ekscytującą podróż do Szwajcarii, podczas której możemy się delektować pięknymi krajobrazami okolic Interlaken i jeziora Brienz. To tutaj udaje się młoda pani redaktor Klara Figiel w celu odnalezienia Alexandra Beina - potomka tytułowej Luizy, której szczątki odkryto podczas wykopalisk archeologicznych w Watremborku. Szybko okazuje się też, że historia rodu tytułowej Luizy w dość przedziwny sposób łączy się i przeplata ze ścieżkami przodków Klary, którzy od kilku pokoleń zamieszkiwali Wartembork. Przeszłość jakby sama prosi o ujawnienie skrywanych sekretów i dotarcie do prawdy, która ciągle jeszcze skrywa się w mrokach niepamięci. To właśnie zagadkowy grób, tajemnice rodu Beinów, ich zawiłe losy i skomplikowana przeszłość stanowią główny trzon tej ciekawej i intrygującej powieści. Próba wyjaśnienia tajemnicy wiąże się z wieloma nieprzewidzianymi wydarzeniami. Dążąc do poznania prawdy Klara i Alex narażają się na niebezpieczeństwo. Od samego początku ich tropem podąża bowiem pewien mocno zdesperowany mężczyzna, który nie spocznie, dopóki nie osiągnie zamierzonego celu. A co z tego wyniknie, przeczytacie na kartach powieści...
Powieść pani Renaty łączy w swojej fabule wszystkie elementy, które znajdują się w kręgu moich zainteresowań, zawsze mnie intrygowały oraz skłaniały do poszukiwań i dociekań. Jest tu zatem dość osobliwe odkrycie archeologiczne, jest historia rodu sięgająca kilku pokoleń wstecz, którą staramy się poznać z najdrobniejszymi szczegółami, są rodzinne tajemnice, które jakby same proszą się o ujawnienie oraz mnóstwo zagadek, niedopowiedzeń, trochę niepokoju i naprawdę sporo emocji. To wszystko moim zdaniem stanowi o prawdziwej wartości tej opowieści.
Cenię sobie powieści pani Renaty za ich niepowtarzalny klimat, zagadkowość i poszukiwanie prawdy o przeszłości. Odkrywanie kolejnych elementów trudnej i wymagającej układanki jest prawdziwą przyjemnością. Autorka w swoich powieściach bardzo często sięga do przeszłości głównych bohaterów, nawet tej bardzo dalekiej i skrzętnie ukrytej. Bo właśnie przeszłość człowieka, jego pochodzenie, korzenie oraz spuścizna pozostawiona przez nieżyjących przodków stanowi o jego obecnym życiu.
Jeśli zatem lubicie rodzinne tajemnice, fascynuje Was odkopywanie przeszłości, stawiacie na przygodę okraszoną sporą nutą niepokoju to poznajcie "Tajemnice Luizy Bein". Na pewno ta lektura Was zainteresuje. Przy tej historii nie sposób się nudzić, tę książkę czyta się jednym tchem. A na deser możecie sobie zaserwować dalsze losy rodu Beinów w powieści "Kołysanka dla Rosalie". Polecam.
"Tajemnice Luizy Bein" to kolejna powieść Pani Renaty Kosin, po którą sięgnęłam z prawdziwą przyjemnością. Muszę powiedzieć, że i tym razem się nie zawiodłam. Lektura tej książki dostarczyła mi wielu miłych emocji podobnie jak wcześniejsze opowieści z podlaskich Bujan. Pani Renata należy do grona moich ulubionych pisarzy, mimo, że moja przygoda z jej twórczością rozpoczęła...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-15
Orlęta Lwowskie - młodzi ludzie, nastolatki, mieszkańcy miasta nie godząc się na zajęcie przez żołnierzy austro-węgierskich pochodzenia ukraińskiego większości gmachów publicznych we Lwowie oraz utworzenie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej z wielkim oddaniem i determinacją walczyli o każdą ulicę, każdy gmach, każdą kamienicę czekając na posiłki wojska polskiego. Jak podaje Wikipedia w walkach we Lwowie od 1 do 22 listopada 1918 roku włącznie uczestniczyło z bronią w ręku lub w służbach pomocniczych 6022 osób, w tym 1374 uczniów szkół powszechnych i średnich oraz studentów. 2640 nie przekroczyło 25 roku życia, najmłodszy miał 9 lat.
Pośród wichrów i zamieci
Idą, idą Lwowskie Dzieci,
Drży karabin w słabej dłoni,
niech ich Łaska Boska broni.
Czemu łza z twych oczu płynie,
Wszak nie każdy żołnierz ginie,
Tylko pacierz zmów, może wrócę zdrów
I zobaczę wolny Lwów.
Prowadź, prowadź, Panno Święta,
Walczą Lwowskie dziś Orlęta,
Przysięgają Tobie święcie:
Polskim Lwów na wieki będzie.
Zapał w młodej duszy płonie,
Kulom nadstawiają skronie.
Święty domu próg nie przekroczy wróg,
A więc prowadź, prowadź, Bóg!
Słowami tej patriotycznej pieśni anonimowego autora chcę Was zachęcić do sięgnięcia po najnowszą powieść Piotra Tymińskiego zatytułowaną "Lwowski ptak". Autor w bardzo interesujący sposób przybliżył czytelnikom tamte tragiczne wydarzenia, które w konsekwencji doprowadziły do odzyskania miasta i wycofania się oddziałów ukraińskich ze Lwowa w maju 1919 r.
Tońka, Antonina, Antosia - szesnastoletnia dziewczyna pragnie włączyć się do walki o utrzymanie Lwowa. Jej brat Franciszek od dłuższego już czasu walczy o niepodległość w szeregach polskiej armii, a ona teraz właśnie ma okazję przyłączyć się do obrońców ukochanego miasta. Niestety dla dziewcząt przewidziano jedynie rolę sanitariuszki, ewentualnie funkcję łączniczki, nie ma nawet mowy o udziale w zorganizowanej walce z wrogiem. Zdeterminowana bohaterka wzorem mitycznej Amazonki przebiera się w mundur szkolny brata i staje w szeregach Orląt jako Hipolit A. Szpak. Biegając z meldunkami po mieście pomiedzy punktami oporu, walcząc z karabinem w dłoni, stawiając czynny opór Tońka czuje się spełniona. Dziewczyna ma wiele szczęścia. Jej nieustraszone działania, odwaga i wytrwałość pomagają skutecznie niszczyć wroga...
Nie po raz pierwszy Piotr Tymiński bardzo ciekawie opisuje dziejowe wydarzenia. Fakty historyczne oraz warstwa fabularna ściśle łączą się ze sobą i uzupełniają. Z niezwykłą wnikliwością i szczegółowością autor oddaje realia tamtych dni. Ani przez moment nie wątpimy, że obrona Lwowa właśnie tak wyglądała, a młodzi ludzie biorący udział w walkach z całą pewnością ochoczo i odważnie stawali do boju. Autentyzm opisywanych wydarzeń poparty prawdą historyczną pozwala nam przyjąć te zdarzenia za pewnik. Postać Tońki bardzo przypadła mi do gustu. Dziewczyna w czepku urodzona mimo ustawicznego narażania się na śmierć cudem unikała kul i odłamków. Momentami zastanawiałam się, czy rzeczywiście jedna osoba może mieć aż tyle szczęścia?... Zakończenie nadzwyczaj trafnie dopasowane do reszty zdarzeń daje do myślenia i jest bezbłędnym podsumowaniem całej opowieści.
Powieść podzielona jest na części. W pierwszej poznajemy Antoninę i samo miasto na krótko przed 1 listopada, kiedy to rozpoczyna się batalia o Lwów. I tutaj zabrakło mi trochę atmosfery tamtych dni. Nie pasował mi ten spokój i beztroska, kiedy wszyscy mieszkańcy już wiedzieli co się święci. Nie odczułam napięcia towarzyszącego młodym ludziom zgłaszającym się na ochotnika do obrony miasta. W części drugiej, kiedy w szeregi Orląt wstępuje Hipolit wszystko wokół bohaterów nabiera zupełnie nowego znaczenia, niepokój wzrasta, poruszenie ogarnia mieszkańców i tak jest przez kolejne części aż do finału.
"Lwowski ptak" wspaniale wpisuje się w stulecie odzyskania niepodległości. To powieść dla dorosłych czytelników, ale także, a może nawet przede wszystkim dla młodzieży. To przecież opowieść o takich samych młodych ludziach tyle, że żyjących w dużo trudniejszych czasach, dla których patriotyzm to była oczywistość, konkretna postawa, świadome działanie. A dziś?...
Pierwsza refleksja jaka mi się nasunęła po zakończonej lekturze jest taka, że z prawdziwą przyjemnością obejrzałabym "Lwowskiego ptaka" na kinowym ekranie. A resztę moich wrażeń już znacie, a zatem pozostaje mi tylko zaprosić Was, Drodzy Czytelnicy, do lektury tej rewelacyjnej powieści. Warto przenieść się do 1918 roku i przeżywać wraz z bohaterami ich heroiczną walkę o utrzymanie Lwowa, polskiego Lwowa.
Orlęta Lwowskie - młodzi ludzie, nastolatki, mieszkańcy miasta nie godząc się na zajęcie przez żołnierzy austro-węgierskich pochodzenia ukraińskiego większości gmachów publicznych we Lwowie oraz utworzenie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej z wielkim oddaniem i determinacją walczyli o każdą ulicę, każdy gmach, każdą kamienicę czekając na posiłki wojska polskiego. Jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-09
"Kolor jej serca" Barbary Mutch to jedna z tych lektur, które na dłużej pozostaną w mojej pamięci. Autorka wychowała się w Południowej Afryce i właśnie do RPA, w okolice Cradock, zabiera swoich czytelników. Pragnie zainteresować nas wszystkich ważkimi problemami o naturze ogólnoludzkiej i przy okazji zaprezentować ten egzotyczny zakątek świata.
Ada Mabuse przychodzi na świat w 1930 roku jako córka czarnoskórej służącej. Przez całe dzieciństwo i wczesną młodość jej domem jest Cradock House - elegancka posiadłość, gdzie jej mama Miriam prowadzi dom państwu Harringron, a ona od najmłodszych lat uczy się wykonywania wszystkich codziennych obowiązków. Ada ma wiele szczęścia, gdyż pani traktuje ją niemal jak córkę, a pan raczej nie zwraca na nią uwagi, ale zapewnia jej utrzymanie i bardzo dobre warunki życia. Dziewczynka uczy się czytać, pisać, ale jej największą miłością jest muzyka i to właśnie gra na fortepianie daje bohaterce prawdziwe szczęście. Niestety połowa XX wieku, w której przyszło Adzie dorastać, to burzliwe czasy apartheidu. W mieście pojawiają się ścisłe ograniczenia dotyczące mieszkańców poszczególnych ras. Ludność zaczęto dzielić na białych, czarnych i kolorowych, czyli tych, którzy urodzili się z rodziców o różnym kolorze skóry. Wprowadzono ustawę zakazującą małżeństw pomiędzy białymi i czarnymi, a związki mieszane uznawano za przestępstwo.
Sprawy mocno się komplikują, gdy matka Ady umiera, a niedługo potem okazuje się, że bohaterka spodziewa się kolorowego dziecka - istoty, która od pierwszych chwil swojego życia będzie wyrzutkiem społecznym. W tej trudnej sytuacji kobieta postanawia opuścić Cradock House, który przez lata był dla niej ostoją i schronieniem i rozpocząć nowe życie w wiosce dla czarnoskórej ludności.
Dlaczego tak się stało i jak potoczą się losy czarnoskórej dziewczyny i jej brązowego dziecka przeczytacie w książce. Gwarantuję, że autorka nie jeden raz Was zaskoczy, a lektura dostarczy wielu ciekawych wrażeń.
Barbara Mutch porusza w swojej powieści problem odpowiedzialności, oddania, lojalności, które nie zawsze muszą być należycie rozumiane. Wielowymiarowa miłość i zaangażowanie daje nadzieję na lepsze jutro, które majaczy gdzieś w niepewnej przyszłości. Dążenie do niezależności nierzadko okupione jest poświęceniem i stratą, więc pojawia się pytanie: czy warto?... "Kolor jej serca" to opowieść o niezwykle silnej kobiecie, którą umacniają przeciwności losu, a nauka na własnych błędach przynosi zaskakujące rezultaty. Tło historyczne dla opisywanych wydarzeń zostało bardzo interesująco nakreślone. Czytając historię Ady mamy ochotę poznać więcej szczegółów dotyczących ruchu znanego pod nazwą apartheid. Opisy miasteczka Cradock, ulic, rzeki oraz murzyńskich wiosek zostały przedstawione z najmniejszymi detalami w ekspresywny i efektowny sposób. Bez trudu możemy sobie wyobrazić tamte egzotyczne miejsca. W zdecydowanej większości bohaterowie powieści zdołali zyskać sobie moją sympatię. Uwielbiam, kiedy fikcyjne postaci przeistaczają się w prawdziwych ludzi z krwi i kości, a ich przeżycia trafiają prosto do serca.
"Kolor jej serca" to mądra i intrygująca opowieść, po którą trzeba sięgnąć. Jeśli lubicie afrykańskie klimaty, czytujecie powieści obyczajowe i sagi rodzinne z historią w tle, albo chcecie miło spędzić czas z naprawdę dobrą książką to serdecznie polecam.
"Kolor jej serca" Barbary Mutch to jedna z tych lektur, które na dłużej pozostaną w mojej pamięci. Autorka wychowała się w Południowej Afryce i właśnie do RPA, w okolice Cradock, zabiera swoich czytelników. Pragnie zainteresować nas wszystkich ważkimi problemami o naturze ogólnoludzkiej i przy okazji zaprezentować ten egzotyczny zakątek świata.
Ada Mabuse przychodzi na...
2018-10-30
Powieść Colleen Coble pt. "Hotel nad oceanem" stanowi pierwszą część trylogii "Nad zatoką" i już teraz mogę Wam zdradzić, że najprawdopodobniej będzie to jeden z moich ulubionych cykli. Dawno nie czytałam tak zagadkowej, intrygującej i skomplikowanej historii, w której nic nie jest takim, jakim się wydaje.
Niespełna trzydziestoletnia Claire Dellamare przyjeżdża do hotelu Tourmaline na wyspę Folly Shoals aby wziąć udział w rozmowach na temat połączenia dwóch firm transportowych. Rodzinne przedsiębiorstwo należy teraz do jej rodziców, ale kiedyś to ona ma stanąć za sterami Cramer Avitation. Przyjazd na wyspę sprowadza na dziewczynę cały splot zupełnie niespodziewanych zdarzeń, w których główną rolę odgrywa daleka przeszłość. Bo oto okazuje się, że przed 25 laty podczas swojego przyjęcia urodzinowego odbywającego się w tym samym hotelu mała Claire zaginęła i dopiero po roku wróciła do swoich zrozpaczonych rodziców. Co się wówczas wydarzyło i gdzie przebywała dziewczynka przez tak długi czas nie wiadomo. Dorosła już Claire nie pamięta nic z tego okresu. Jednak pobyt na Folly Shoals przywołuje drobne fragmenty odległych wspomnień, o których mała dziewczynka chciała zapomnieć. Co więcej, ktoś wyraźnie czyha na życie Claire, a w tym samym czasie nieopodal hotelu fale oceanu wymywają spod ziemi ludzkie szczątki...
Brzmi to jak fabuła prawdziwego dreszczowca i rzeczywiście akcja powieści trzyma czytelnika w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Liczne intrygi i niespodziewane zwroty wprowadzają prawdziwe zamieszanie i burzą naszą własną koncepcję, jaką sami sobie stworzyliśmy. Do samego końca nie jesteśmy pewni jaki finał będzie miała ta niesamowita historia.
Jestem pod wrażeniem opisów miejsc i nadmorskich krajobrazów. Sztorm na oceanie, opieka nad małą orką, czy zwykły spacer plażą oddzieloną od reszty lądu wysokim klifem mają swój niepowtarzalny urok. Bohaterowie tej opowieści to prawdziwi ludzie z krwi i kości - dociekliwi, przedsiębiorczy i dający się lubić. Są wśród nich także przysłowiowe "czarne charaktery", ale i oni doskonale wiedzą, czego chcą od życia, a przede wszystkim wywołują emocje. Lekturze towarzyszy sporo często zupełnie sprzecznych wrażeń, którym musimy sprostać i chyba też dzięki temu historia ta pozostaje w naszej pamięci na dłużej.
Autorka pisze prosto, ale barwnie i z dużą dbałością o szczegóły. Widać, że wkłada w opowieść całe swoje serce. Potrafi stopniować napięcie, zaskakuje i zdumiewa, żeby na koniec dostawić już tylko przysłowiową "kropkę nad i". Tak napisane historie świetnie się czyta i bez względu na ilość zapisanych stronic zawsze będzie nam mało. Znajdziemy tu również nawiązania do wiary i religii, ale są one bardzo dyskretne i wyważone i w żaden sposób nie przytłaczają całej opowieści.
Jestem prawdziwą miłośniczką nieoczywistych opowieści, w których sfera obyczajowa łączy się z kryminalną, elementy romantyczne przeplatają niedomówienia i tajemnice, a wszystko ubrane jest w nastrój niepokoju z odrobiną grozy. Bardzo jestem ciekawa kolejnych części tego cyklu mając nadzieję na następną porcję wspaniałych wrażeń. A Wam polecam serdecznie "Hotel nad oceanem". Poświęćcie tej książce swój czas, a nie będziecie żałować.
Powieść Colleen Coble pt. "Hotel nad oceanem" stanowi pierwszą część trylogii "Nad zatoką" i już teraz mogę Wam zdradzić, że najprawdopodobniej będzie to jeden z moich ulubionych cykli. Dawno nie czytałam tak zagadkowej, intrygującej i skomplikowanej historii, w której nic nie jest takim, jakim się wydaje.
Niespełna trzydziestoletnia Claire Dellamare przyjeżdża do hotelu...
Od dawna miałam ochotę na sagę o kobietach z ulicy Grodzkiej, ale do tej pory odkładałam tę historię na później. Wiecie jak to jest... Zaczynasz czytać pierwszy tom, a w kolejce czekają następne. Jednak zdopingowana wyzwaniem czytelniczym postanowiłam wreszcie sprawdzić co też za opowieść kryje się za nastrojowymi okładkami w kolorze sepii. I przepadłam na dobre...
Klimatyczny Kraków z początków XX wieku, a nawet z przełomu stuleci przemówił do mnie głosami bohaterów. Tytułowa Hanka - młodziutka kobieta, której życie zakończyło się zaraz po wydaniu na świat dziecka była ofiarą swojego pracodawcy. Pozostając na służbie u Franciszka Biernata była przez niego napastowana podobnie jak wiele innych kobiet. Człowiek poważany, aptekarz, właściciel Apteki pod Moździerzem przez większość swojego życia dopuszczał się zdrad i gwałtów, które tłumaczył wątłym zdrowiem swojej małżonki. Spłodzone przez niego dzieci były uśmiercane, bądź podrzucane do szpitala. W ten sposób zacierał ślady swoich niecnych poczynań. Kiedy przychodzi na świat Wiktoria Franciszek jest rozczarowany, że po wielu poronieniach i porodach żona była w stanie dać mu jedynie córkę. I od tej pory stajemy się świadkami codziennego życia małej Isi, która wyrasta na mądrą i piękną kobietę. Nigdy nie doceniana przez ojca, osierocona przez matkę od dzieciństwa musi opiekować się swoimi młodszymi braćmi. Dziewczyna nie ma łatwego życia, brakuje jej miłości i ciepła od najbliższych. Pomaga w aptece, dobrze się uczy, zdaje maturę i nawet udaje jej się przekonać ojca, aby mogła studiować farmację, co w początkach XX wieku należy raczej do rzadkości. Radość dziewczyny i jej zamiłowanie do wiedzy zostają zgaszone przez tajemnice z przeszłości, które domagają się rozwikłania. Wiktoria nie ustaje w dążeniu do odkrycia prawdy...
Powieść zauroczyła mnie bez reszty. Atmosfera XIX i XX w. Krakowa, uliczki, zaułki i toczące się życie całkowicie mnie pochłonęło. Zaczęłam sobie nawet wyobrażać swoich własnych przodków mieszkających w Krakowie i przechadzających się po tym niezwykłym mieście, do którego mam wiele sentymentu. A to wszystko za sprawą pani Lucyny, która potrafiła tak wiarygodnie i rzetelnie oddać koloryt tamtych odległych już czasów. Bohaterowie sprawili mi prawdziwą niespodziankę, bo dla każdej z tych postaci (oprócz oczywiście aptekarza) mam wiele sympatii i ciepłych uczuć. Już nie mogę się doczekać, kiedy pochłoną mnie następne wydarzenia tej ciekawej opowieści. Tym bardziej, że od lektury trudno się oderwać i te trochę nieco ponad 300 stron mija niczym chwila. Ta saga to zdecydowanie moje klimaty i na pewno niebawem sięgnę po kolejne jej części. Jeśli jeszcze nie czytaliście tej powieści, albo odkładacie ją na później chcę Wam powiedzieć, że nie ma na co czekać. Miłośnicy powieści obyczajowych i sag rodzinnych jeśli macie ochotę przenieść się w dawne czasy i zakosztować życia krakowskich mieszczan w początkach XX wieku to postarajcie się o "Hankę" Lucyny Olejniczak. Kobiety z ulicy Grodzkiej w Krakowie już na Was czekają.
Od dawna miałam ochotę na sagę o kobietach z ulicy Grodzkiej, ale do tej pory odkładałam tę historię na później. Wiecie jak to jest... Zaczynasz czytać pierwszy tom, a w kolejce czekają następne. Jednak zdopingowana wyzwaniem czytelniczym postanowiłam wreszcie sprawdzić co też za opowieść kryje się za nastrojowymi okładkami w kolorze sepii. I przepadłam na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to