-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant3
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2023-05-23
2012-04-21
"Villa Mirabella" to współczesna opowieść o powrocie syna marnotrawnego na łono rodziny...
Autor przedstawia tu historię Jasona Mirabelli – młodego chłopaka, który po ukończeniu szkół stał się ambitnym specjalistą do spraw marketingu. Wciąż niedoświadczony i naiwny w swoim sposobie patrzenia na życie mężczyzna pragnie podbić świat. Decyduje się na wyjazd z rodzinnego Rhode Island do Los Angeles, aby tam zrobić karierę. Początkowo wszystko układa mu się bardzo pomyślnie - odnosi sukcesy, ma pieniądze, piękną narzeczoną, świetną pracę i mówiąc krótko – korzysta z życia. Jednak jego dobra passa kończy się „w jednej chwili pewnego późnego piątkowego popołudnia”, kiedy traci wszystko to, co do tej pory zdobył – pozycję w środowisku zawodowym, pracę, dziewczynę, przyjaciół, znajomości, a co za tym idzie także pieniądze, marzenia i plany.
Bohater zostaje kompletnie sam w Los Angeles. Ten trudny moment przypomina mu o rodzinie - ojcu i rodzeństwie, którzy żyją daleko w Rhode Island. Dopiero wtedy uświadamia sobie, że zaniedbywał ich przez wszystkie te lata. Mimo to postanawia wrócić na łono rodziny, do miejsca, w którym zawsze czuł się bezpiecznie, a z którego „wyrwał się” i uciekł, nie widząc tam dla siebie przyszłości. Ma też świadomość, że w pogoni za szybkim sukcesem złamał podstawowe zasady wyniesione z domu, podeptał normy etyczne i zapomniał o wartościach moralnych.
Jason wraca do Rhode Island, ale zawstydzony chowa się przed światem. Z czasem, stopniowo oswaja się i godzi z sobą samym. Zaczyna pomagać ojcu i rodzeństwu w prowadzeniu rodzinnego pensjonatu. Z pomocą rodziny oraz nowo poznanej Claudii odzyskuje spokój oraz odbudowuje zachwianą równowagę. Powoli nabiera pewności, że ma przed sobą całe życie, a szczęście leży być może wcale nie tam, gdzie go początkowo szukał.
Historia ta zawiera bardzo ważne przesłanie. Autor stawia czytelnikowi pytanie:
Jakie warunki powinny zostać spełnione aby zagwarantować sobie osiągnięcie nowych celów, zacząć wszystko od nowa?
Odpowiedź na tę kwestię została bardzo mocno uwypuklona. Po pierwsze - należy szczerze żałować popełnionych błędów, a po drugie - definitywnie rozliczyć się z przeszłością:
„ Zanim pozwolimy naszemu uczuciu dalej się rozwijać, musisz znaleźć sposób, by otrząsnąć się ze wszystkiego, co ci się przydarzyło, i pozbyć się bagażu, który, jak sam twierdzisz, dźwigasz bez przerwy.”
"Villa Mirabella" to bardzo ciepła, optymistyczna opowieść o roli rodziny, pokonywaniu trudności, wychodzeniu z życiowych zakrętów.
I choć w opowieści tej można byłoby doszukiwać się pewnych schematów, to jestem przekonana, że warta jest poznania. Do lektury dodatkowo zachęcić może również piękne wydanie i kolorowa, urzekająca ciepłymi barwami okładka.
Polecam.
"Villa Mirabella" to współczesna opowieść o powrocie syna marnotrawnego na łono rodziny...
Autor przedstawia tu historię Jasona Mirabelli – młodego chłopaka, który po ukończeniu szkół stał się ambitnym specjalistą do spraw marketingu. Wciąż niedoświadczony i naiwny w swoim sposobie patrzenia na życie mężczyzna pragnie podbić świat. Decyduje się na wyjazd z rodzinnego Rhode...
2022-08-27
DOLCE VITA
U schyłku wakacji zatęskniłam za Włochami i postanowiłam przenieść się choć na kilka chwil do pięknej Italii. "Przepis na Umbrię" Michaela Tuckera to właśnie taka opowieść, w której możemy zakosztować Włoch niemal we wszystkich barwach i aromatach. Wraz z Michaelem i Jill - aktorami, ludźmi kultury, których znudził hollywoodzki blichtr podróżujemy przez półwysep Apeniński odwiedzając kolejne miasteczka otoczone przez wzgórza porośnięte tytoniem, winnicami i drzewami oliwnymi. Na skutek zbiegu przeróżnych okoliczności Tuckerowie postanowili poszukać nieruchomości w Italii. I co ciekawe nie kusi ich wcale popularna i uwielbiana przez wszystkich Toskania, ale zdecydowanie bardziej spokojna, choć nie mniej urokliwa Umbria. Nieopodal niewielkiego miasteczka Spoleto Michael i Jill odnajdują swój raj na ziemi - niewielki, wiekowy dom na zboczu wzgórza, który ma swoją duszę i niepowtarzalny klimat. Rustico jest niepowtarzalnym, klimatycznym miejscem i do tego z potencjałem -idealną przystanią, gdzie można rozpocząć nowy etap życia.
Bohaterowie tej opowieści są fantastycznymi przewodnikami po Umbrii, to dzięki nim możemy poznać Italię od zupełnie innej strony. Ta podróż to przede wszystkim piękna przygoda wzbogacona o urokliwe krajobrazy, wyborne smaki i cudne aromaty włoskiej kuchni oraz atmosferę gościnności i życzliwości mieszkających tam ludzi. Dzięki nawiązanym kontaktom, przyjaciołom i znajomym, Michael i Jill z dnia na dzień coraz bardziej asymilują się z Italią, która staje się ich domem przez wielkie D. A my ze strony na stronę coraz mocniej odczuwamy ochotę odwiedzenia opisywanych miejsc.
Popularny w literaturze motyw przeprowadzki, kupna i remontu domu nie jest niczym nowym i swego czasu mieliśmy mnóstwo tego rodzaju literatury. Byliśmy wręcz zalewani przez takie historie, a wydawnictwo Pascal wydało całą serię takich powieści. Ale dziś, po niespełna dziesięciu latach od premiery z przyjemnością zagłębiłam się w opowieść Michaela i Jill, którzy udowadniają, że w Italii można się zakochać.
"Przepis na Umbrię" czyta się błyskawicznie. Świetnie napisana, lekka, zabawna i bardzo przejrzysta, przyciąga uwagę piękną, nastrojową okładką. Jej lektura to naprawdę sama przyjemność. Książka na pewno zaspokoi gusta wszystkich podróżników, którzy znajdą w tekście sporo wskazówek co warto zobaczyć, albo gdzie się zatrzymać. A Ci z Was, którzy poszukują wyzwań kulinarnych odnajdą w tej książce ciekawe propozycje na włoskie pasty, tortellini, pizze i inne dania. Nie są to jednak klasyczne przepisy, ale ukryte w tekście proporcje i składniki. "Przepis na Umbrię" to także książka o poszukiwaniu szczęścia i spełnianiu marzeń bez względu na wiek, czy okoliczności.
Michael Tucker w bardzo interesujący sposób zaprasza nas do Włoch kusząc ich pięknem, spokojem i atmosferą. Dacie się namówić? Ja na pewno!
DOLCE VITA
U schyłku wakacji zatęskniłam za Włochami i postanowiłam przenieść się choć na kilka chwil do pięknej Italii. "Przepis na Umbrię" Michaela Tuckera to właśnie taka opowieść, w której możemy zakosztować Włoch niemal we wszystkich barwach i aromatach. Wraz z Michaelem i Jill - aktorami, ludźmi kultury, których znudził hollywoodzki blichtr podróżujemy przez półwysep...
2021-11-08
ŻYCIE PEŁNE NIESPODZIANEK
Tak się składa, że jak zawitałam do Jagodna po dłuższej przerwie, tak nie mogę się z nim rozstać. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, skoro Karolina Wilczyńska potrafi tak mocno wciągnąć czytelnika w opisywane wydarzenia i stworzyć mu w fikcyjnej rzeczywistości prawdziwy dom pośród gościnnych przyjaciół.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to już siódme spotkanie z Różą, Tamarą, Marysią, Łukaszem i pozostałymi bohaterami tej przesympatycznej opowieści. Tym razem do grona doskonale nam znanych i lubianych postaci dołącza tajemnicza Lea, czyli Leonia. Kolejna młoda kobieta o artystycznej duszy, która według własnych projektów tworzy przepiękną i jedyną w swoim rodzaju biżuterię. Jej pierścionki, wisiorki, broszki, czy bransoletki są pożądanymi precjozami, których sprzedaż zapewnia dostatnie życie na wysokim poziomie. Los kieruje ścieżkiami Lei wprost do Jagodna i okazuje się, że kobieta odnajduje tu spokój i natchnienie do pracy. Tutaj w oparciu o krzemień pasiasty powstają nowe interesujące projekty i tutaj też prywatne życie bohaterki nabiera rumieńców. Tylko czy rzeczywiście Lea tego właśnie oczekuje od losu?...
A pozostali... U Tamary i Łukasza szykują się wielkie zmiany, Róża musi niestety zwolnić tempo i jeszcze bardziej na siebie uważać, dom Ewy i Andrzeja jest już prawie na ukończeniu, a Małgorzata z Kacprem postanawiają spełnić swoje największe marzenie. We dworku nie ma już mowy o samotności. Hrabianki Leszczyńskie kibicują projektowi Stacji Jagodno, Julia przygląda się z boku gościom odwiedzającym pensjonat, a Zuzanna zajmuje się przygotowywaniem potraw dla gości, rzucając od czasu do czasu swoje cięte riposty słowne.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to powieść pełna niespodzianek, która sugeruje i zapowiada następne intrygujące zdarzenia. Gdzieś między zadaniami możemy doszukać się tajemnic z przeszłości, które jeszcze na pewno ujrzą światło dzienne w odpowiednim czasie i będą interesującą częścią kolejnych tomów. Bardzo się ucieszyłam, że serdeczna i gościnna Róża nadal będzie obdarzać wszystkich swoim ciepłem, cierpliwością i mądrością życiową. I choć tym razem ominęły mnie jakoś największe wzruszenia, to jednak muszę zapewnić, że emocji nie brakowało. Już się zastanawiam, jakimi nowinkami autorka podzieliła się z czytelnikami w kolejnym tomie. Miło jest móc przeczytać wszystkie części jedna po drugiej. To tak jakby wakacje w Jagodnie trwały cały rok.
Nie przestaję Was zachęcać do sięgnięcia po ten wielotomowy cykl, który ma swój niepowtarzalny klimat, a bohaterowie dostarczają nam uśmiechu, radości, ale i żalu, smutku - jak to w życiu.. I choć momentami Borowa i Jagodno mogą się wydać zbyt baśniowe, wyidealizowane i mało prawdziwe, to wiedzcie, że na tym polega urok i magia tych miejsc. "Stacja Jagodno" w stu procentach spełnia swoje zadanie pozwalając się zrelaksować, wyciszyć i zastanowić. Pozytywnie nastraja do świata i ludzi, pokazuje, że nawet najmniejsze dobro okazane drugiej osobie wraca do nas zwielokrotnione. Zachęca aby zło dobrem zwyciężać, a w ludziach widzieć przede wszystkim zalety, bo optymizm to podstawa szczęśliwego życia.
Obiecuję, że niedługo znów zawitam w okolice Kielc i przyniosę Wam kolejne ciekawe wrażenia. A tymczasem wprost nie mogę się doczekać, co też wydarzy się w kolejnym tomie zatytułowanym "W obiektywie wspomnień". Też tak macie?
ŻYCIE PEŁNE NIESPODZIANEK
Tak się składa, że jak zawitałam do Jagodna po dłuższej przerwie, tak nie mogę się z nim rozstać. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, skoro Karolina Wilczyńska potrafi tak mocno wciągnąć czytelnika w opisywane wydarzenia i stworzyć mu w fikcyjnej rzeczywistości prawdziwy dom pośród gościnnych przyjaciół.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to już siódme...
2021-11-06
SŁOŃCE NAD JAGODNEM
Idąc za ciosem jednym tchem pochłonęłam kolejną, szóstą część „Stacji Jagodno” i niebawem na pewno znów się tam wybiorę. Bo jeśli raz zakosztujecie klimatu i gościnności Borowej i jej okolic to będziecie tam z radością powracać. Na tym między innymi polega urok i czar tego powieściowego cyklu, a także siła i moc opowieści Karoliny Wilczyńskiej.
Tytułowy dom pełen słońca to oczywiście odnowiony dworek hrabianek Julii i Zuzanny, przy którym pracowało naprawdę sporo niezwykłych ludzi. Po projektach architektonicznych Elizy, którą mieliśmy okazję poznać bliżej w poprzednim tomie przychodzi czas na meblowanie i ostatnie wykończeniowe szlify. Meblami zajmuje się Sylwia – utalentowana dziewczyna, która wśród starych i niepotrzebnych gratów potrafi wyszukać prawdziwe perełki i tchnąć w nie nowe życie. W ten sposób z pozoru zupełnie niepasujące do siebie sprzęty po odrestaurowaniu tworzą piękną i elegancką całość. Bo z meblami jest podobnie jak z ludźmi… Pozory często mogą mylić, a życie bardzo szybko je weryfikuje…
Tym razem do grona zaprzyjaźnionych bohaterów dołącza Sylwia i jej rozrywkowa siostra Paulina oraz Piotr i jego mocno pogubiony syn Michał. Tamara nadal poświęca się pracy we dworze, Łukasz wciąż nie może sobie poradzić z demonami przeszłości, która powraca do niego zupełnie niechciana. Ewa i Adam po powrocie z Afryki planują wspólną przyszłość. Przed Kasią pojawia się szansa na rozwój zawodowy, w czym kibicuje jej bardzo Zosia. Igor również dąży do realizacji swoich marzeń, tyle, że jego droga jest bardziej kręta i wyboista. Hrabianki Julia i Zuzanna z boku przyglądają się poczynaniom młodszych pokoleń oraz dopingują Marzenę i Janka w ich życiowych planach. Tylko Róża, której mały biały domek zawsze stoi otworem dla potrzebujących przybyszy, zaczyna odczuwać skutki swego wieku. I muszę przyznać, że to jej osoba najbardziej mnie martwiła podczas lektury tym bardziej, że kobieta znów bagatelizuje sygnały wysyłane przez organizm. A przecież Jagodno bez Róży na pewno nie byłoby takie samo…
Powieść „Dom pełen słońca” umiliła mi podróż pociągiem, poruszyła moje serce i obudziła emocje. Zaintrygowała mnie na tyle, że z niecierpliwością czekam dalszych wydarzeń. Być może kolejny tom przyniesie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania:
Czego dowiedział się Łukasz z pamiętnika swojej mamy? Czy pogodzi się z przeszłością i przestanie znikać? Jak Tamara odnajdzie się w roli gospodyni Stacji Jagodno? Czy Janek z Marzeną wreszcie staną na ślubnym kobiercu? I przede wszystkim czy Róża przyzna się wreszcie rodzinie do swoich niedomagań?
Myślę, że autorka jeszcze nie raz mnie zaskoczy, tym bardziej, że jestem mniej więcej w połowie cyklu. A każdy kolejny tom to emocje, nowe wrażenia i całe mnóstwo miłych chwil w gronie ulubionych bohaterów, a właściwie przyjaciół, bez których świat utraciłby swoje kolory. Przyznaję, że cykl cały czas trzyma poziom, wydarzenia intrygują, rozwiązania zaskakują, a my wciąż chcielibyśmy więcej i więcej. Brakuje mi trochę takich bardziej spektakularnych rodzinnych tajemnic, ale mam nadzieję, że pani Karolina i o tym pomyślała. Chętnie spotkałbym też jeszcze Elizę, Rafała oraz Antosia. Mam nadzieję, że nie zniknęli na zawsze…
Zachęcam serdecznie do sięgnięcia po Stację Jagodno, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście. Jeśli obawiacie się wielości tomów to zapewniam, że lektura jednej części to zaledwie dwie, trzy godzinki, może jeden wieczór, a wrażeń co nie miara.
SŁOŃCE NAD JAGODNEM
Idąc za ciosem jednym tchem pochłonęłam kolejną, szóstą część „Stacji Jagodno” i niebawem na pewno znów się tam wybiorę. Bo jeśli raz zakosztujecie klimatu i gościnności Borowej i jej okolic to będziecie tam z radością powracać. Na tym między innymi polega urok i czar tego powieściowego cyklu, a także siła i moc opowieści Karoliny...
2021-11-04
JAGODNO JAK MALOWANE
Po bardzo długiej przerwie powróciłam do Jagodna, aby znów zakosztować ciepła i gościnności Tamary, Róży, Zosi i hrabianek. Trzeba zauważyć, że grono bohaterów ciągle się powiększa i nie sposób wymienić tu każdego z osobna, ale oni wszyscy tworzą jedyny i niepowtarzalny klimat tej przepięknej opowieści.
"Życie jak malowane" to już piąta część cyklu, a więc i piąte odwiedziny w Borowej. Tamara wciąż pragnie zrealizować swój projekt Stacji Jagodno, ale wymaga to niemałych nakładów finansowych. Niestety nie stać jej na to, a pozyskanie funduszy z zewnątrz nie jest wcale takie proste, jakby się mogło wydawać. Relacja z Łukaszem budzi niepokój i pewne wątpliwości. Zosia nadal wspiera swoją córkę Kasię, która chce uwolnić się od despotycznego męża. Wydaje się, że Jarek zrobi wszystko, aby utrudniać życie swojej żonie i nawet rozwód go przed tym nie powstrzyma. Hrabianki Julia i Zuzanna przestały być samotnymi staruszkami zamieszkującymi wiekowy dworek pośrodku lasu. Teraz majątek tętni życiem i nadal prowadzone są tu prace renowacyjne. Z uwagi na kłopoty rodzinne Marzena niestety nie może dalej nadzorować remontu. W ten sposób we dworku pojawia się Eliza - eteryczna i nieobecna duchem blondynka, która skrywa w swojej duszy bolesny sekret. Razem z nią przyjeżdża do Jagodna kilkuletni Antoś i nawet nie przypuszcza, że spotka tu wróżkę oraz czarownicę. Młodzi bohaterowie przeżywają swoje pierwsze porywy serca, a seniorzy Ewa i Adam wybierają się w egzotyczną podróż...
To tylko niektóre wątki poruszone w tej powieści. Jedno jest pewne. W Borowej i okolicach nadal wiele się dzieje. Bohaterowie przeżywają radości i smutki, codzienność nie jest wolna od niespodzianek, ale na tym przecież polega życie. Wydarzenia zaskakują, wzruszają i muszę się przyznać, że był nawet taki moment, w którym uroniłam łezkę.
Strata dziecka, depresja, samotność, odrzucenie, toksyczny związek to tylko niektóre tematy podjęte w tej powieści. To dzięki nim historia nabiera uniwersalnego znaczenia i głębszego wymiaru. Nie jest łatwo pisać wielotomowe cykle zachowując przy tym odpowiedni poziom. Pani Karolina jest w tym prawdziwą mistrzynią, potrafi podtrzymać zainteresowanie i wciąż zaskakuje fabułą.Tak dużo różnorodnych pomysłów, intrygujących rozwiązań i ciekawych sytuacji może stworzyć tylko osoba twórcza i wszechstronna. A przecież to nie jedyna wielotomowa opowieść autorki.
Uwielbiam powieści pani Karoliny i sięgam po nie bez większego zastanowienia. Jak dotąd nigdy się nie zawiodłam, a każda przeczytana historia zostawiła ślad w mojej pamięci. Zawsze też z niecierpliwością oczekuję każdej nowej opowieści, bo wiem, że lektura dostarczy mi samych ciekawych wrażeń, zmusi do refleksji i zapadnie w pamięć.
Fanów autorki oraz wielbicieli Jagodna nie muszę tam specjalnie zapraszać. A wszystkim, którzy jeszcze nie znają powieści Karoliny Wilczyńskiej chcę powiedzieć, że warto po nie sięgnąć dla relaksu i odprężenia. Jeśli zatem gustujecie w wielowątkowych cyklach obyczajowych z klimatem, w których bohaterowie ujmują gościnnością i szybko stają się naszymi najlepszymi przyjaciółmi, a wydarzenia poruszają najdelikatniejsze struny naszej duszy to cykl "Stacja Jagodno" będzie idealnym wyborem. Ale uwaga: jedna wizyta w Borowej sprawi, że będziecie systematycznie tam wracać. I co więcej... Będą to bardzo miłe i niepowtarzalne odwiedziny.
JAGODNO JAK MALOWANE
Po bardzo długiej przerwie powróciłam do Jagodna, aby znów zakosztować ciepła i gościnności Tamary, Róży, Zosi i hrabianek. Trzeba zauważyć, że grono bohaterów ciągle się powiększa i nie sposób wymienić tu każdego z osobna, ale oni wszyscy tworzą jedyny i niepowtarzalny klimat tej przepięknej opowieści.
"Życie jak malowane" to już piąta część cyklu, a...
2019-06-09
Jak ten czas ucieka... Po trzech latach przerwy z przyjemnością powróciłam do Jagodna i Borowej oraz przesympatycznych bohaterek, z którymi zdążyłam się już zaprzyjaźnić przed laty. Muszę przyznać, że trochę się tu zmieniło, ale gościnne progi małego białego domku nadal zapraszają przyjaciół, znajomych i nieznajomych w potrzebie. Podobnie jak wcześniej, tak i teraz bez trudu zostałam wciągnięta w nowe, intrygujące wydarzenia i bardzo chętnie towarzyszyłam kobietom w realizacji ich nowych pomysłów i zamierzeń. W Jagodnie wciąż wiele się dzieje. Tamara nadal przebywa u babci Róży i razem z Marzeną - przyjaciółką z Kielc starają się odremontować stary dworek hrabianek Leszczyńskich i tchnąć w niego nowe życie. Marysia pomieszkuje u Ewy i stara się zapanować nad rozterkami po tym jak Kamil wyjechał na studia do Krakowa. Róża z Zosią wspierają się nawzajem i swoim optymizmem starają się zarażać otoczenie. Katarzyna pod nieobecność Zofii zaczyna dostrzegać bezsens swojego związku i decyduje się wziąć życie we własne ręce. Małgorzata próbuje sił we własnym biznesie. Do grona dobrze nam znanych bohaterek dołącza Jadwiga - matka piątki dzieci i żona Tadeusza, dobrego majstra, który jednak za kołnierz nie wylewa, nie dba o dom i rodzinę. Niby przypadkiem, dość niespodziewanie okazuje się, że właśnie Jadwiga ma w rękach niezwykły talent, który dla niej jest czymś zupełnie zwyczajnym. Nikt tak jak ona nie potrafi wyczarować cudnych kwiatów z bibuły i niemalże tchnąć w nie życia...
Zapraszam Was do Jagodna, gdzie z pewnością miło spędzicie czas i zapomnicie o swojej codzienności. Bohaterki ujmują swoją gościnnością, w trudnych chwilach zawsze służą radą i pomocą. Działają trochę jak muszkieterowie, a może raczej muszkieterki wyznając zasadę "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Wśród nich możecie poczuć się jak w domu.
Historia obfituje w wiele interesujących wydarzeń, znajdziecie też wyjaśnienie niedokończonych wątków i sporo emocji. To wszystko sprawia, że od lektury trudno się oderwać. Akcja biegnie swoim spokojnym tempem i początkowo miałam wrażenie, że posuwa się jakby trochę zbyt wolno, ale potem jest już tylko lepiej, a w epilogu pojawia się tyle nowych, zaskakujących zwrotów i sytuacji, że od razu chce się sięgnąć po dalsze tomy "Stacji Jagodno". Trzeba przyznać, że pani Karolina wie jak zainteresować czytelnika, a jej pomysły na ciekawe wydarzenia są wprost niewyczerpane. Z przyjemnością sięgnę po kolejne części, tym bardziej, że ostatnio udało mi się nabyć najnowszy dziewiąty już tom.
Na zakończenie zdradzę Wam jeszcze jeden mały sekret... Jagodno to jedno z tych miejsc, gdzie pierwsza wizyta na pewno nie będzie ostatnią. Dlatego zabierając się za lekturę "Zaplątanej miłości" już rezerwujcie sobie czas na kolejne części. Zapewniam, że czas ten na pewno nie będzie stracony.
Jak ten czas ucieka... Po trzech latach przerwy z przyjemnością powróciłam do Jagodna i Borowej oraz przesympatycznych bohaterek, z którymi zdążyłam się już zaprzyjaźnić przed laty. Muszę przyznać, że trochę się tu zmieniło, ale gościnne progi małego białego domku nadal zapraszają przyjaciół, znajomych i nieznajomych w potrzebie. Podobnie jak wcześniej, tak i teraz bez...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-12-13
W tym roku mamy prawdziwy wysyp świątecznych opowieści, które mają za zadanie wprowadzić nas w klimat i nastrój towarzyszący Bożemu Narodzeniu. Pięknie wydane juz z daleka przyciągają wzrok i mogą stać się prześlicznym gwiazdkowym prezentem. "Rozmerdane święta" Agnieszki Olejnik to właśnie jedna z takich książek, obok której nie sposób przejść obojętnie. Sterczace uszki, nieco smutny szczenięcy pyszczek i mądre psie oczy wpatrujące się w nas z zimowej okładki są w stanie skraść serce każdemu, kto choć trochę lubi zwierzęta.
Olgierd - polonista, nauczyciel w szkole podstawowej, Sara - przyjaciółka, nauczycielka wf uwikłana w romans z żonatym mężczyzną, Krystyna - nadopiekuńcza matka Olusia, wdowa, sprzedawczyni ze sklepu z galanterią skórzaną, Stanisław - właściciel sklepu, którego opuściła żona oraz Małgorzata - samotna matka nie w pełni sprawnego ruchowo Marcina, który jest uczniem Olgierda i oczywiście, a może przede wszystkim Ziyo - mały, wychudzony szczeniak, którego Oluś znajduje w pojemniku na śmieci. Oto cała plejada intrygujących postaci, które przede wszystkim zabierają głos w tej opowieści. Wszyscy Ci bohaterowie dzielą się z nami swoim spojrzeniem na wykreowaną rzeczywistość, to dzięki nim wyrabiamy sobie własny, bardzo obiektywny pogląd na przedstawione sytuacje. Dosyć szczegółowo poznajemy ich charaktery i podejście do życia. Każda z postaci snuje swoją własną opowieść, a wszystkie te historie łączy miejsce, czas i świąteczny klimat. Co więcej... poznajemy także "rozmerdane" przemyślenia małego Ziyo, który staje się rozbrajającym psim narratorem.
"Rozmerdane święta" to opowieść wielotorowa. Słodko - gorzka historia ze sporą dozą humoru utrzymana w świątecznym klimacie. Minus jest tylko taki, że niestety jak dla mnie była ona zdecydowanie za krótka. Z pewnością można było bardziej rozwinąć niektóre wątki (np. mieszkającej za granicą Judyty), a tak pozostał pewien niedosyt. Po lekturze powieści Camerona z cyklu "Był sobie pies" byłam bardzo ciekawa przemyśleń Ziyo i jego psiego odbioru zupełnie nieznanej "ludzkiej" rzeczywistości. Tym bardziej, że szczeniak nie był zwyczajnym kundelkiem, miał sporo problemów, a jego życie było zagrożone. Psia narracja jednak nie do końca mi się podobała. Zabrakło mi takiego umiejętnego wczucia się w psią psychikę i odmalowania słowem pomerdanego świata, jak to miało miejsce w powieściach amerykańskiego autora.
Przyznaję, że lubię pióro pani Agnieszki Olejnik, jej książki zawsze świetnie mi się czyta. Są to zazwyczaj niebanalne historie, które skłaniają do przemyśleń i tzw. czytania między wersami. W "Rozmerdanych świętach" także znajdą się takie fragmenty, a lektura powieści sprawia dużą przyjemność. Pomimo, że autorka raczej mnie nie zaskoczyła i rozwój wydarzeń bez trudu mogłam przewidzieć, to psia historia o Ziyo oraz jego nowej rodzinie zostawiła w mojej pamięci niezatarty ślad. Wprowadzając do narracji psiego bohatera autorka sprawiła, że jej opowieść nabrała nieco innego wymiaru. Jest to pewna nowość, za co należy się duży plus.
Jeśli poszukujecie nieco innej od pozostałych świątecznej historii z małym, problemowym szczeniakiem w tle to skuście się na książkę Agnieszki Olejnik "Rozmerdane święta". Pięknie wydana, ciekawie napisana będzie udanym gwiazdkowym upominkiem.
A sama serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu za możliwość przeczytania tej historii.
W tym roku mamy prawdziwy wysyp świątecznych opowieści, które mają za zadanie wprowadzić nas w klimat i nastrój towarzyszący Bożemu Narodzeniu. Pięknie wydane juz z daleka przyciągają wzrok i mogą stać się prześlicznym gwiazdkowym prezentem. "Rozmerdane święta" Agnieszki Olejnik to właśnie jedna z takich książek, obok której nie sposób przejść obojętnie. Sterczace uszki,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-22
Tak się cieszę, że wreszcie zdecydowałam się sięgnąć po powieść Katherine Scholes. Mój wybór padł na "Lwicę" - interesującą opowieść o ośrodku badawczym oraz pewnym zaginionym dziecku w samym sercu Tanzanii. Podróż do Afryki, gdzie natura, dziewicza przyroda i dzikie zwierzęta wymagają od człowieka respektu i podporządkowania, dostarczyła mi niezapomnianych wrażeń. Jestem pewna, że niebawem sięgnę po kolejną powieść autorki, która swoje dzieciństwo spędziła w Tanzanii w regionie Dodoma.
Tytułowa lwica to niesamowicie wierna i oddana kocica o wdzięcznym imieniu Moyo, która jako małe kocię wychowywała się w pewnym ośrodku dla lwów pod czujnym okiem opiekuna George'a. Gdy samica dorosła została wypuszczona na wolność, aby założyć rodzinę i rozpocząć normalne życie wśród ostępów dzikiej afrykańskiej przyrody. Z historią Moyo ściśle związane są losy niezwykle dzielnej i zaradnej kilkuletniej Angel. Dziewczynka na skutek ugryzienia jadowitego węża traci matkę i błąkając się samotnie po pustyni zostaje przygarnięta przez Moyo i staje się częścią lwiej rodziny. Poszukiwania zaginionej sieroty doprowadzają naukowców z centrum badawczego nad gorączką krwotoczną do ośrodka dla lwów, gdzie czeka ich sporo niespodzianek.
Ta przepiękna, egzotyczna opowieść otula czytelnika pięknem i osobliwościami afrykańskiej przyrody. Autorka zabiera nas na wędrówkę przez skaliste wzgórza i pustynne bezdroża ukazując bezmiar natury, która wymaga od człowieka specjalnego przystosowania, akceptacji i rozwagi, oferując mu w zamian wszystko, czego potrzebuje do życia.
Dzięki "Lwicy" możemy bliżej zaznajomić się z tymi dostojnymi, dumnymi i jakże mądrymi dzikimi kotami. Obdarzone niezwykłą intuicją, tzw. "szóstym zmysłem" wyczuwają wszelkie zagrożenia. Paradoksalnie jedynymi osobnikami, którzy wciąż im zagrażają są ludzie.
Powieści obyczajowe umiejscowione wśród egzotycznych miejsc oraz osobliwości przyrody mają dla mnie szczególną wartość. Lektura takich historii to unikatowa i niemal zupełnie darmowa wycieczka w niezwykłe rejony świata. Takie książki pozwalają mi z jednej strony delektować się pięknem natury, z drugiej zaś wzbudzają całą gamę pozytywnych emocji takich jak podziw, zachwyt, zdumienie, uznanie, niedowierzanie, ale także zwyczajną ludzką radość i optymizm. Ich lektura nastraja pozytywnie do życia, zachęca do dzialania i odkrywania coraz to nowych doznań. Bohaterowie powołani do życia zazwyczaj są wytrwałymi i dobrze zorganizowanymi ludźmi, którzy potrafią radzić sobie w trudnych sytuacjach. Ale zawsze najbardziej trafiają do mojego serca mądre i oddane zwierzęta, tak jak inteligentna i opiekuńcza Moyo.
"Lwica" to pierwsza powieść pani Scholes, jaką miałam okazję przeczytać. I już teraz mogę Was zapewnić, że po historie opowiedziane przez tę właśnie autorkę jeszcze nie raz sięgnę. Odpowiada mi bardzo jej styl pisarski, umiejętne oddawanie piękna przyrody poprzez ciekawie konstruowane opisy oraz przekaz emocji, bez których nawet najciekawsza opowieść byłaby kiepskim czytadłem. Katherine Scholes naprawdę wie o czym pisze i robi to w sposób bardzo interesujący. Mam wrażenie, że autorka podarowała tej powieści jakąś cząstkę siebie. Całości dopełnia przepiękna okładka w pastelowych kolorach przedstawiająca słodką małą dziewczynkę o blond lokach, która wśród afrykańskiej przyrody czuje się jak w domu.
Jeśli lubicie egzotyczne powieści obyczajowe z ciekawie nakreśloną fabułą, w których oprócz ludzi sporo do powiedzenia mają zwierzęta to koniecznie poszukajcie w księgarniach lub na półkach swoich bibliotek "Lwicy" Katherine Scholes. Z tą książką miło spędzicie czas o każdej porze roku. Polecam serdecznie.
Tak się cieszę, że wreszcie zdecydowałam się sięgnąć po powieść Katherine Scholes. Mój wybór padł na "Lwicę" - interesującą opowieść o ośrodku badawczym oraz pewnym zaginionym dziecku w samym sercu Tanzanii. Podróż do Afryki, gdzie natura, dziewicza przyroda i dzikie zwierzęta wymagają od człowieka respektu i podporządkowania, dostarczyła mi niezapomnianych wrażeń. Jestem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-08
Tym razem nie musiałam czekać na kontynuację losów bohaterów cyklu "Stacja Jagodno" Karoliny Wilczyńskiej. Zaraz po przeczytaniu drugiej części sięgnęłam po kolejną. "Po nitce do szczęścia" w niczym nie ustępuje poprzednim tomom. Ta klimatyczna, życiowa historia pomimo swojej sielankowej atmosfery nie traci nic na swojej autentyczności. Bo Jagodno i Borowa to miejsca jakich na pewno wiele na mapie Polski i poza nią. Ale tutaj klimat tworzą niesamowici ludzie, osoby otwarte na świat i bliźniego, zawsze gotowe do pomocy.
Tym razem bohaterki powieści stawiają na przedsiębiorczość. Częściowo zmusza je do tego los, ale same również chcą coś zmienić w swoim życiu. Oczywiście nie jest to proste i nie przebiega bez komplikacji, ale kobiety dzielnie radzą sobie z przeciwnościami. Niczym dobra wróżka czuwa nad nimi Róża Marcisz zawsze służąc swoją mądrą radą i pomocą. Co ciekawe, więzy łączące Różę i Ewę to nie jedyny sekret, jaki skrywa przedwojenna przeszłość Borowej i Jagodna. Tym razem możemy poznać bliżej hrabianki Leszczyńskie, które mieszkają w podupadłym dworze pośrodku lasu. To dzięki Marysi, jej uporowi i dobremu sercu udało się "oswoić" leciwe staruszki, które zdobyły się na odwagę aby odkryć nowe karty przeszłości i wyjawić głęboko skrywane tajemnice. Zakończenie znów zapewne Was zaskoczy i sprawi, że będziecie z niecierpliwością czekać na ciąg dalszy.
Bardzo się cieszę, że niebawem otrzymamy od autorki kolejny prezent w postaci czwartego tomu "Stacji Jagodno". I tutaj chciałoby się powiedzieć "snuj się, snuj, bajeczko..." i prosić o kolejne części. Już nie mogę się doczekać. A Wam polecam wszystkie trzy dotąd wydane powieści z tego cyklu. W Jagodnie warto zagościć na dłużej.
Tym razem nie musiałam czekać na kontynuację losów bohaterów cyklu "Stacja Jagodno" Karoliny Wilczyńskiej. Zaraz po przeczytaniu drugiej części sięgnęłam po kolejną. "Po nitce do szczęścia" w niczym nie ustępuje poprzednim tomom. Ta klimatyczna, życiowa historia pomimo swojej sielankowej atmosfery nie traci nic na swojej autentyczności. Bo Jagodno i Borowa to miejsca jakich...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-05-31
"Dwadzieścia minut do szczęścia" Katarzyny Mak to całkiem udany debiut literacki. Książka nie jest zbyt wymagająca, ale czyta się ją miło, szybko i z zainteresowaniem. Piękna okładka przedstawiająca młodą dziewczynę z koniem od pierwszej chwili zdobyła moje uznanie. A jak było z samą opowieścią?...
Michalina kończy studia i zostaje jej jeszcze do zaliczenia praktyka w gospodarstwie rolnym. Trafia na kilkuset hektarowe ranczo, gdzie hoduje się zwierzęta min. krowy i konie. Dziewczyna z racji swojej nieposkromionej natury, wrodzonemu uporowi i impulsywności, a czasem także niezdarności często popada w kłopoty, bądź uczestniczy w dziwnych sytuacjach. Jej pierwsze spotkanie z Mikołajem - właścicielem gospodarstwa również nie należy do najprzyjemniejszych, ale rzadki talent do pakowania się w kłopoty zupełnie rozbraja mężczyznę, który jest w stanie wiele wybaczyć swojej praktykantce. Romans z szefem wydaje się być kolejną rzeczą, jakiej dziewczyna powinna się wystrzegać, a jednak... Życie osobiste Michaliny również się rozsypuje i z dnia na dzień bohaterka znajduje się na przysłowiowym zakręcie. Co zrobi młoda studentka bez pieniędzy, bez pracy i jak uda jej się dokończyć studia przeczytacie w książce, do lektury której Was zachęcam. Dlaczego?...
"Dwadzieścia minut do szczęścia" to niespełna dwustu stronicowa książeczka, w której sporo się dzieje. Akcja biegnie dość wartko zważywszy na fakt, że jest to opowieść romantyczno - obyczajowa. Specyficzny charakter głównej bohaterki i jej talent do komplikowania sobie życia intryguje i zastanawia, co też jeszcze spotka tę trochę pogubioną dziewczynę. Mikołaj - bogaty mężczyzna z zasadami, szef, właściciel, może trochę zbyt namolny i przez to mało wiarygodny zdobył jednak moją sympatię. Mateusz - były chłopak Michaliny chyba najmniej przypadł mi do gustu, wydał mi się jakiś taki nijaki, ale z racji odgrywanej roli pasuje do całej historii. Doceniam, że autorka starała się poruszyć ważne kwestie ponadczasowe, także bolesne traumy z przeszłości, aby nadać nieco głębszą wymowę swojej książce. Jednakże zostały one jedynie zaakcentowane, choć można było poświęcić im więcej miejsca i uwagi.
Pomysł na powieść uważam za bardzo trafiony i nieprzerysowany, chociaż opiera się na dość popularnym motywie księcia i Kopciuszka. Niestety potencjał tej opowieści nie został wyczerpany. Niektórym wątkom poświęciłbym zdecydowanie więcej miejsca, zadbałabym też o większą szczegółowość. Zabrakło mi również opisów miejsc, oddania piękna przyrody, czy choćby wyglądu gospodarstwa, gdzie Misia trafiła na praktykę. Tak krótką, acz wielowątkową opowieść można było rozwinąć o kolejne przynajmniej dwieście stron i wyczerpać te wszystkie zasygnalizowane kwestie.
Podoba mi się styl i język, jakim autorka posługuje się w swojej książce napisanej bardzo zwięźle i w bardzo prosty sposób. Jestem ciekawa kolejnej opowieści pani Katarzyny Mak, bo jestem przekonana, że potencjał pisarski drzemiący w debiucie może zostać wykorzystany w kolejnej historii. Z niecierpliwością będę wypatrywała następnego tytułu.
"Dwadzieścia minut do szczęścia" Katarzyny Mak to całkiem udany debiut literacki. Książka nie jest zbyt wymagająca, ale czyta się ją miło, szybko i z zainteresowaniem. Piękna okładka przedstawiająca młodą dziewczynę z koniem od pierwszej chwili zdobyła moje uznanie. A jak było z samą opowieścią?...
Michalina kończy studia i zostaje jej jeszcze do zaliczenia praktyka w...
PROZA ŻYCIA
"Stokrotki w deszczu" Anny Gratkowskiej to jedna z tych pozycji, na które polowałam od bardzo dawna. Urzekła mnie okładka, tytuł zaintrygował i postanowiłam poznać jej wnętrze. Paradoksalnie im trudniej było mi książkę zdobyć, tym bardziej chciałam ją przeczytać. I teraz wreszcie się udało... Tylko żałuję, że moje wyobrażenia tak bardzo rozminęły się z rzeczywistością. Nie za bardzo było na co czekać, gdyż historia okazała się sporym rozczarowaniem.
"Stokrotki w deszczu" to debiutancka książka Anny Gratkowskiej, a ja uwielbiam debiuty, bo zawsze mam nadzieję na jakiś rodzaj zaskoczenia. I tym razem również zostałam zaskoczona, tylko nie tak, jak tego oczekiwałam. Zapraszając nas do domu pewnego młodego małżeństwa autorka starała się pokazać ich codzienność, blaski i cienie wspólnego życia, które nie jest wolne od przeróżnych problemów. Trudności ze znalezieniem pracy, brak własnego "M", kłopoty finansowe i zdrowotne, konflikty z rodzicami i teściami - to wszystko sprawia, że pomiędzy Jurka i jego żonę wkrada się brak zaufania, a tym samym pojawia się pierwszy kryzys w ich młodym stażem związku. Co prawda bohaterowie są otoczeni przez grono przyjaciół, jednak jak się okazuje nie wszyscy im dobrze życzą.
Jest mi przykro, że nie odnalazłam uroku tej opowieści, choć wiązałam z nią spore nadzieje. Historii brakuje głębi, dopracowania postaci, rozbudowania wątków i dokładnego przemyślenia tematu. Nie wiem, co jeszcze poszło nie tak, ale zmęczyłam się bardzo czytając te raptem 230 stron. Główna bohaterka zupełnie nie przypadła mi do gustu - nudna, rozmemłana, mało zaradna. Jej dylematy i biadolenie momentami mnie załamywały. Zdecydowanie bardziej polubiłam Ankę o barwnej, nieco szalonej osobowości.
Niestety ani język, ani styl także mi się nie podobały. Jakaś taka toporna ta opowieść, bez polotu, bez finezji. Wątki potraktowane skrótowo, co sprawia, że w ogólnym odbiorze historia jest mało interesująca. Z jednej strony mocno przystaje do realiów dzisiejszego świata, jednak młodzi ludzie krótko po ślubie nie zachowują się jak małżeństwo z wieloletnim stażem, do którego zdążyła wkraść się rutyna i przyzwyczajenie. Coś tu zdecydowanie nie zagrało.
Zakończenie okazało się jakieś takie zbyt banalne, przewidywalne i bez wyrazu, chociaż potwierdza ono znaną maksymę, że miłość zwycięży wszystko. W tym miejscu pojawia się nadzieja i optymizm, które w moim przekonaniu są głównym przesłaniem tej opowieści.
Nie lubię pisać niepochlebnych opinii, zawsze staram się skupiać swoją uwagę na tym, co dobre i wartościowe. Jednak tym razem bardzo mało było tych plusów. Nie chciałabym, aby moja ocena okazała się krzywdząca. Mimo to uważam, że konstruktywna krytyka powinna wyjść na dobre zarówno książce, jak i autorce. Dlatego sami musicie podjąć decyzję, czy warto tej historii poświęcić swój czas i uwagę.
PROZA ŻYCIA
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Stokrotki w deszczu" Anny Gratkowskiej to jedna z tych pozycji, na które polowałam od bardzo dawna. Urzekła mnie okładka, tytuł zaintrygował i postanowiłam poznać jej wnętrze. Paradoksalnie im trudniej było mi książkę zdobyć, tym bardziej chciałam ją przeczytać. I teraz wreszcie się udało... Tylko żałuję, że moje wyobrażenia tak bardzo rozminęły się z...