-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant3
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2024-02-19
2024-01-31
ŚWIATEŁKO, KTÓRE ROZJAŚNIA MROK
Styczeń zakończyłam z zimowo - świąteczną opowieścią Magdaleny Kordel "Światełko w oknie". Jak tylko udało mi się upolować ten tytuł w formie ebooka, od razu zasiadłam do lektury. Stęskniłam się już za Klementyną, Dobrosią, pogubioną Agatą i pozostałymi mieszkańcami Miasteczka - wyjątkowej miejscowości w Beskidzie Niskim, która zaprasza każdego na choćby krótką wizytę. W tym niezwykłym otoczeniu życie płynie swoim torem, a przygotowania na święta Bożego Narodzenia nabierają szczególnego charakteru.
Już od jesieni cukiernia Klementyny przeżywa prawdziwe oblężenie, gdyż mieszkańcy z dużym wyprzedzeniem zamawiają pierniki i inne świąteczne wypieki. Wszystko musi być gotowe na połowę grudnia, tak, aby każdy na czas otrzymał swoje słodkości. Właścicielka kawiarenki jest mistrzynią w tworzeniu piernikowo-marcepanowych domków, chatek, figurek i scenek, które potem przez okres Bożego Narodzenia zdobią wystawy sklepików i są dekoracją domów. W tym roku jednak Klementyna ma poważny problem. Cierpi na brak natchnienia, które jest niezbędne przy wyrabianiu ciasta i dekorowaniu piernikowych cudeniek. Dopiero przyjazd Kornelii i jej trzech córek - nastoletniej Basi i dwóch 5-letnich bliźniaczek - Emilki i Amelki napedza Tyśkę do działania. Klementyna musi przygotować lokum dla przyjezdnych, zapewnić zajęcie Nelii i spowodować, by kobieta nie miała czasu na rozpamiętywanie i pogrążanie się w żałobie. Dla nowych lokatorek mieszkania na piętrze pobyt wśród życzliwych osób staje się początkiem zmian po tragedii, która spotkała je prawie trzy lata temu...
"Światełko w oknie" to kolejna wizyta w Miasteczku i kolejna niezapomniana opowieść. Zawsze gdy decyduję się na odwiedziny u Klementyny, Dobrosi i babki Agaty to najchętniej w ogóle bym stamtąd nie wracała. Zapewne tak też stanie się z nowymi bohaterkami - Kornelią i jej córeczkami, które szybko odnajdą tu swoje miejsce. Magdalena Kordel przepięknie splotła ze sobą dwie odrebne historie dając im wspólny, nowy początek. I to preludium do dalszego życia po stracie w przypadku Nelii i dziewczynek maluje się bardzo obiecująco.
Powieść ma w sobie wiele ciepła, wrażliwości i zwyczajnej ludzkiej dobroci. Wokół różowej kamienicy z wyjątkową cukiernią kręci się wiele osób, nikomu nie grozi nuda, czy brak zainteresowania. W tym pozornym chaosie jest metoda i trzeba zauważyć, że bohaterowie powieści świetnie się w nim odnajdują. Każdy znajdzie tu otwarte serce i pomocną dłoń. Towarzystwo mieszkańców Miasteczka relaksuje i działa kojąco na duszę. Rezolutna i śmiała Dobrosia, czuwający nad wszystkimi doktor Piotruś, przekomarzające się seniorki - Stara Anna i Pogubiona Agata wprowadzają tyle humoru i radości, że nawet największe problemy nabierają zupełnie nowego wymiaru.
Powieść jest niezwykle optymistyczna i choć dotyka tematów trudnych, ociera się o depresję, smutek i zwątpienie, to stanowi skuteczne lekarstwo na wszelkie zgryzoty. Miasteczko jest jednym z niewielu miejsc, które niczym najlepsze sanatorium leczy duszę, wskazuje drogę i rozpala światełko, które rozprasza mrok. Warto tam zajrzeć i skorzystać z takiej wyjątkowej terapii.
Mam nadzieję, że już niedługo Magdalena Kordel zaproponuje nam kolejną wizytę w różowej kamienicy przy rynku. Pamiętajcie, że nie musicie czekać do świąt. Do Miasteczka można się tam wybrać o każdej porze roku.
ŚWIATEŁKO, KTÓRE ROZJAŚNIA MROK
Styczeń zakończyłam z zimowo - świąteczną opowieścią Magdaleny Kordel "Światełko w oknie". Jak tylko udało mi się upolować ten tytuł w formie ebooka, od razu zasiadłam do lektury. Stęskniłam się już za Klementyną, Dobrosią, pogubioną Agatą i pozostałymi mieszkańcami Miasteczka - wyjątkowej miejscowości w Beskidzie Niskim, która zaprasza...
2024-01-15
ŚWIĘTA PEŁNE NIESPODZIANEK
Styczeń to dobra pora aby nadrobić kilka zimowych powieści. Dlatego też sięgnęłam po ebook "Zielona gwiazdka" Krystyny Mirek. Okładka ze słodkim szczeniakiem aż się prosi, aby wybrać właśnie tę opowieść.
Zielona gwiazdka to termin, którym określa się Wigilię bez śniegu i trzeba przyznać, że ostatnimi czasy w naszym klimacie jest to częste zjawisko. W małych Słominkach położonych niedaleko Krakowa raczej rzadko się to zdarza. Górskie otoczenie sprawia, że śnieg pada tu częściej, a zimy są bardziej srogie niż na nizinach. Tym razem jednak wszystko wskazuje na to, że w Słominkach nie będzie białego Bożego Narodzenia. Senior rodu Ignacy Skalski świętuje swoje urodziny właśnie w Wigilię, a że w tym roku kończy 80 lat, to planowana jest naprawdę wyjątkowa uroczystość. Lidka - ukochana wnuczka Ignacego także wiąże z tą rocznicą pewne nadzieje. Jej nowo poznany chłopak Markus - muzyk, wokalista ma przyjechać na Boże Narodzenie z Niemiec razem ze swoją babcią. Nikt się jednak nie spodziewa, że urodziny Ignacego staną się pretekstem do odkrywania rodzinnych sekretów, które przez lata pozostawały skrzętnie ukryte przed kolejnym pokoleniem...
"Zielona gwiazdka" to prawdziwie świąteczna opowieść, nastrojowa, ciepła i wzruszająca, a małe Słominki to wyjątkowe miejsce, w którym każdy może poczuć się jak w domu. Dlatego tak fantastycznie czujemy się w towarzystwie powieściowych bohaterów - interesujących i barwnych postaci. Powieść ta, to jednak coś więcej... To niebanalna opowieść z intrygującą fabułą i rodzinną tajemnicą w tle, która trzyma nas w niepewności od pierwszych stron. Rozwiązywanie zagadki z przeszłości postępuje pozwoli, bez pośpiechu, przez co zainteresowanie jeszcze się wzmaga. Kiedy wreszcie docieramy do prawdy okazuje się, że tylko w niewielkim stopniu pokrywa się ona z przewidywanym scenariuszem. Mamy więc także element zaskoczenia, chociaż tak naprawdę niespodzianek jest co najmniej kilka.
I w tym miejscu należałoby wspomnieć o licznych zbiegach okoliczności, jakie są udziałem bohaterów. Jak dla mnie było ich trochę zbyt dużo, przez co historia utraciła na wiarygodności. Nie mogłam wprost uwierzyć, że goście biesiadują w salonie, zajmują się sobą i nie zwracają uwagi na poruszenie i zdenerwowanie panujące wśród gospodarzy. Takich niuansów jest więcej, ale biorąc pod uwagę fakt, że jest to opowieść świąteczna, mogłam na nie przymknąć oko.
Krystyna Mirek podejmuje w tej powieści sporo interesujących wątków. Niektóre są tylko zasygnalizowane, a innym autorka poświęciła więcej uwagi. Tematem przewodnim jest tutaj rodzina - taka z problemami, nieidealna, której członkowie popełniają błędy, ale też potrafią zrozumieć i wybaczyć. Rodzina, która chce dobrze, nie pragnie nikogo skrzywdzić, ale nie zawsze się to udaje. Rodzina, która daje siłę i staje się oparciem w każdej sytuacji. A pozory... cóż, pozostają złudne i na nich nie da się zbudować nic wartościowego.
Lubię książki Krystyny Mirek, jej styl i sposób prowadzenia wydarzeń. O ważkich kwestiach i sprawach istotnych pisze lekko, jakby mimochodem, trochę niezamierzenie, a efekt tego jest taki, że zapadają czytelnikowi w pamięć i skłaniają do głębszych refleksji. Tak jest w tej powieści, ale też w kilku innych, które miałam przyjemność poznać jakiś czas temu.
Jeśli macie ochotę na zimową (tak, tak, w Słominkach były jednak białe święta), choć nie do końca magiczną, świąteczną opowieść, która zmusza do refleksji to sięgnijcie po "Zieloną gwiazdkę". Emocji i wzruszeń nie zabraknie.
ŚWIĘTA PEŁNE NIESPODZIANEK
Styczeń to dobra pora aby nadrobić kilka zimowych powieści. Dlatego też sięgnęłam po ebook "Zielona gwiazdka" Krystyny Mirek. Okładka ze słodkim szczeniakiem aż się prosi, aby wybrać właśnie tę opowieść.
Zielona gwiazdka to termin, którym określa się Wigilię bez śniegu i trzeba przyznać, że ostatnimi czasy w naszym klimacie jest to częste...
2023-10-15
GDY IDEAŁ SIĘGNIE BRUKU...
Nie miałam jeszcze dotąd okazji sięgnąć po książkę Anny H. Niemczynow i bardzo chciałam to zmienić. Zdecydowałam się na powieść "Tamta kobieta", która idealnie pasowała do jednego z moich czytelniczych wyzwań. I w ten sposób ostatnie dwa wieczory spędziłam w towarzystwie pani doktor Romy Jasińskiej - pięknej kobiety z ciekawą przeszłością. Poznając jej historię od samego początku, od czasów, gdy dziewczyna za wszelką cenę pragnęła zostać lekarzem miałam niestety wrażenie, że opowieść zatraciła gdzieś po drodze swój realizm.
Ile jesteśmy w stanie zrobić, aby spełnić swoje marzenia? Na pewno bardzo wiele, czego dowodem jest właśnie główna bohaterka powieści "Tamta kobieta". Mając szczęśliwe dzieciństwo, kochających rodziców i dziadka, który pragnie jej nieba przychylić Roma decyduje się opuścić swoją Małą Wieś, rodzinny dom i wyjechać na studia medyczne do pobliskiego Krakowa. Dziewczyna za wszelką cenę pragnie zostać chirurgiem i ten cel przyświeca jej już od dawna. Bohaterka jest zdeterminowana i zawzięcie pokonuje wszystkie problemy piętrzące się na jej drodze. Do czasu...
Autorka stworzyła portret kobiety niemal idealnej, która ma wszystko zaplanowane z najmniejszymi detalami. Uparcie dąży do wyznaczonego celu nie oglądając się za siebie. Z determinacją i poświęceniem pokonuje trudności, które spotyka na drodze. Jest zawzięta i bezkompromisowa. Dla niej nie ma rzeczy niemożliwych, a chcieć to po prostu móc. Dumna dziewczyna ma swoje zasady i wydaje się, że nic nie jest w stanie pokrzyżować jej planów. A tymczasem życie pełne jest wzlotów i upadków i bardzo szybko weryfikuje wyidealizowany obraz świetlanej przyszłości dając bohaterce gorzką lekcję. Ewolucja tej postaci od pilnej uczennicy zdającej na wymarzoną medycynę do testerki wierności mężczyzn mówi chyba wszystko.
"Tamta kobieta" to powieść o planach i marzeniach, które należy realizować, o przyjaźni, o którą warto dbać oraz o miłości, którą trzeba pielęgnować. To opowieść o rozczarowaniach, zawiedzionych nadziejach i kompromisach, o planach i postanowieniach, które czasem ulegają zmianie. To opowieść, gdzie pojawiają się kłamstwa, przemoc oraz kult pieniądza. Historia zmuszająca do przemyśleń i wyciągania wniosków.
Książka jest ciekawie skonstruowana. Nieczęsto autorzy stosują zabieg, w którym prolog jest jednocześnie epilogiem danej opowieści, co było dla mnie swego rodzaju niespodzianką. Fabuła mnie zaintrygowała, choć spodziewałam się więcej. Były momenty, które mnie zaskoczyły, niektóre fragmenty wywołały sporo emocji, jednak w ogólnym odbiorze czegoś mi tu zabrakło.
Przede wszystkim na początku historia wydała mi się trochę chaotyczna. Nie lubię przeskoków w treści, co wynika moim zdaniem z niedopracowania. Nie znam innych powieści Anny H. Niemczynow, więc nie mogę stwierdzić, czy nie jest to przypadkiem taki styl pisania. Na szczęście w miarę rozwoju wydarzeń opowieść okazała się bardziej spójna, ale ze strony na stronę traciła na wiarygodności. Roma coraz bardziej mnie denerwowała swoim zachowaniem. Podejmowane przez nią decyzje przeczyły kompletnie jej cechom osobowościowym. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że można się aż tak zmienić, aż tak pogrzebać swoje zasady i wzorce.
Trochę szkoda, że moje pierwsze spotkanie z Anną H. Niemczynow wypadło średnio, choć książkę czytało się szybko i z zainteresowaniem. Jednak sądząc po popularności autorki liczyłam na więcej. Być może mój wybór nie był najlepszy i powinnam sięgnąć po jakąś inną opowieść...
GDY IDEAŁ SIĘGNIE BRUKU...
Nie miałam jeszcze dotąd okazji sięgnąć po książkę Anny H. Niemczynow i bardzo chciałam to zmienić. Zdecydowałam się na powieść "Tamta kobieta", która idealnie pasowała do jednego z moich czytelniczych wyzwań. I w ten sposób ostatnie dwa wieczory spędziłam w towarzystwie pani doktor Romy Jasińskiej - pięknej kobiety z ciekawą przeszłością....
2023-03-09
NIEDZIELA BĘDZIE DLA NAS
Po powieść Urszuli Zachariasz sięgnęłam w ramach jednego z wyzwań czytelniczych. Tym razem mój wzrok przyciągnęła wiosenna, delikatna okładka w pastelowych kolorach i pomyślałam sobie, że będzie to idealna książka, aby przywołać wiosnę.
"Obiecaj, że wrócisz" to debiutancka powieść autorki. Urszula Zachariasz nie dowierzała, że jej opowieść ujrzy kiedyś światło dzienne. A jednak marzenia się spełniają! Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Novae Res zdecydowało się wydać tę książkę, bo jest to naprawdę wzruszająca, ciepła, pełna wdzięku i bardzo przyjemna w odbiorze historia.
Julka i Antek są rodzeństwem, które na skutek losowych zawirowań przez dziewięć lat razem wychowało się w domu dziecka. Teraz dziewczyna jest już pełnoletnia, kończy naukę w liceum i mieszka w rodzinnym domu, ale jej myśli wciąż pozostają przy młodszym braciszku, który nadal przebywa w bidulu. Julka stara się za wszelką cenę zostać dla niego rodziną zastępczą. Największym marzeniem rodzeństwa jest zamieszkać wspólnie w rodzinnym domu, który pozostawił im ojciec. Czy los zacznie im wreszcie sprzyjać? Czy Julka i Antek spełnią swoje marzenie? Jakie niespodzianki czekają ich na drodze do wspólnej przyszłości?
Powieść "Obiecaj, że wrócisz" skradła moje serce. Fabuła bardzo przypadła mi do gustu. Początkowo myślałam, że będzie to opowieść smutna i rozdzierająca duszę. A tymczasem autorka podarowała czytelnikom przepiękną, optymistyczną i przepełnioną nadzieją historię, która pochłonęła mnie bez reszty i którą mogłabym czytać bez końca. Julka i Antek to niezwykle ze sobą zżyci młodzi ludzie, których łączy bezgraniczna miłość, stuprocentowe zaufanie i całkowite oddanie. Bardzo mocno kibicowałam bohaterce w jej dążeniu do zamierzonego celu. Podziwiałam jej dojrzałość, odpowiedzialność i rozsądek. Przez cały czas miałam gdzieś z tyłu głowy, że dzieci z bidula dużo szybciej dorastają, dojrzewają, ponieważ ich dzieciństwo zostaje z jakiś powodów brutalnie przerwane. Dlatego tak bardzo chciałam, aby jedenastoletni Antek mógł jeszcze zakosztować szczęścia w byciu małym chłopcem. Miałam też nadzieję, że Julka wreszcie poczuje się szczęśliwa spełniając swoje marzenia z Piotrem u boku.
Jeśli chodzi natomiast o mankamenty to moim zdaniem postać Antka została przedstawiona w mało wiarygodny sposób. Jego dialogi, wypowiedzi i przemyślenia nijak mi nie przystawały do jedenasto, czy dwunastolatka. Opisy dotyczące osób (pani Agnieszki, Michaliny) sprawiały wrażenie, jakby przedstawiała je osoba dorosła. Pojawiał się tu pewien rozdźwięk, który zaburzał realizm postaci.
Autorka oddała głos czterem bohaterom - Julce, Antkowi, Michalinie - koleżance z domu dziecka oraz Piotrowi - chłopakowi Julki. Było to dobre posunięcie, dzięki czemu czytelnik może wyrobić sobie obiektywny pogląd na wydarzenia. Jednak dwukrotne powtarzanie tych samych dialogów w relacjach poszczególnych osób było zupełnie zbędne i nieprzemyślane. Na szczęście w pod koniec książki autorka odeszła od tej formy, od tych zupełnie zbędnych powtórzeń.
Niestety nie bardzo podobało mi się także samo zakończenie historii. Miała być niespodzianka, taka wisienka na torcie, a w efekcie otrzymaliśmy wstawkę zupełnie oderwaną od powieściowej rzeczywistości. Moim zdaniem wprowadzenie ojca jako kolejnego narratora do opisywanych zdarzeń ubogaciłoby opowieść i tego chyba najbardziej mi zabrakło w tej książce.
"Obiecaj, że wrócisz" to udany debiut, który chwyta za serce, pobudza wrażliwość i dostarcza wielu niezapomnianych wrażeń. Autorka pisze prosto, barwnie używając eleganckiego języka. Opisowy styl działa na wyobraźnię. Chętnie przeczytałabym następne powieści Urszuli Zachariasz, które po wyeliminowaniu wspomnianych wyżej niedoskonałości na pewno byłyby jeszcze lepsze i bardziej dopracowane, a tym samym jeszcze bardziej intrygujące.
NIEDZIELA BĘDZIE DLA NAS
Po powieść Urszuli Zachariasz sięgnęłam w ramach jednego z wyzwań czytelniczych. Tym razem mój wzrok przyciągnęła wiosenna, delikatna okładka w pastelowych kolorach i pomyślałam sobie, że będzie to idealna książka, aby przywołać wiosnę.
"Obiecaj, że wrócisz" to debiutancka powieść autorki. Urszula Zachariasz nie dowierzała, że jej opowieść ujrzy...
2023-01-25
SILNA GRUPA POD WEZWANIEM
Sięgając po powieść Malwiny Ferenz "Anioły do wynajęcia" oczekiwałam nieskomplikowanej historii z dużą dawką humoru podobnie jak to miało miejsce w przypadku wcześniej czytanej książki "Na miłość boską!". I rzeczywiście... Opowieść o grupce przypadkowych osób, które połączyła agencja artystyczna pod nazwą "Anioły do wynajęcia" spełniła dokładnie taką rolę i dostarczyła mi mnóstwa pozytywnych wrażeń.
Romeczek Słowacki - poeta i pisarz, którego dzieł nie chce docenić, ani opublikować żadne wydawnictwo poznaje swoją ukochaną Elwirę podczas pobytu na Ukrainie. Jednak to Polska staje się ich domem i tutaj wpadają na pomysł rozkręcenia własnego biznesu. Chcą spróbować szczęścia przy organizacji przeróżnych eventów. W tym celu zakładają agencję artystyczną, gdzie zatrudniają trzy kobiety - Basię, Martę i Dorotę. Każda z nich dźwiga własny bagaż doświadczeń, każda znajduje się na życiowym zakręcie i każda wiąże z nowym zajęciem własne nadzieje. A tymczasem okazuje się, że organizacja imprez nie tylko daje ogromną radość, ale jest też sporym wyzwaniem i ma szansę odmienić całkowicie życie bohaterów.
Malwina Ferenz po raz kolejny zabiera nas do Wrocławia, miasta, gdzie miłość może spaść na człowieka niczym grom z nieba. Autorka tak ciekawie opisuje przeróżne zakątki, osiedla, czy skwery, że mamy ochotę wskoczyć w pociąg lub samochód by jak najszybciej przespacerować się uliczkami miasta. Poplątane, zabawne sytuacje, które są udziałem bohaterów dodatkowo tworzą jedyną w swoim rodzaju atmosferę stolicy Dolnego Śląska.
Uwielbiam dowcipny język i lekki styl autorki, która z dystansem i humorem stara się pokazać, że dobro zawsze zwycięża, a otwartość, ciepło i życzliwość wobec drugiego człowieka może dać tylko pozytywne efekty. Opowieść dodaje otuchy i pozwala uwierzyć w ludzi, w ich bezinteresowność, empatię i dobre serce. Bohaterowie to prawdziwe oryginały, z którymi można przysłowiowe konie kraść. To niesamowite osoby, wśród których czujemy się niczym wśród najlepszych przyjaciół.
W żaden sposób nie przeszkadzała mi schematyczność i przewidywalność tej historii. Momentami wydawała się może nieco naciągana, jednak aspekt komediowy przeważa w ogólnym odbiorze, a my mamy po prostu spędzić miłe chwile przy lekturze i się dobrze bawić!
Książkę czyta się błyskawicznie, uśmiech nie schodzi z twarzy, a po zakończonej lekturze odczuwamy żal, że to już koniec tych jakże zabawnych perypetii. Lektura tej powieści rozbawiła mnie niemal do łez, myślę, że nawet bardziej, niż "Na miłość boską!". Nie możemy tu jednak zapominać, że opowieść o ludzkich losach to nie kabaret, ale, jak pisze autorka: "Życie to premiera bez próby generalnej i na dodatek bez przewidzianych powtórek."
Na półce mojej biblioteczki mam jeszcze dwie nieprzeczytane dotąd książki Malwiny Ferenz i nabrałam ogromnej ochoty by dosłownie zaraz sięgnąć po jedną z nich i po raz kolejny wybrać się do pięknego Wrocławia na jeden, może dwa wieczory aby z uśmiechem śledzić następne emocjonujące zdarzenia. A zdążyłam się już przekonać, że ciekawych pomysłów autorce nie brakuje.
SILNA GRUPA POD WEZWANIEM
Sięgając po powieść Malwiny Ferenz "Anioły do wynajęcia" oczekiwałam nieskomplikowanej historii z dużą dawką humoru podobnie jak to miało miejsce w przypadku wcześniej czytanej książki "Na miłość boską!". I rzeczywiście... Opowieść o grupce przypadkowych osób, które połączyła agencja artystyczna pod nazwą "Anioły do wynajęcia" spełniła...
2023-01-31
W IMIĘ PRZYJAŹNI
Nieczęsto zdarza mi się sięgać po literaturę młodzieżową, ale tym razem był to idealny wybór. „Lato Eden” Liz Flanagan to interesująca opowieść o zaginionej nastolatce utrzymana w klimacie tajemniczości, niedomówień i traumy z przeszłości.
Jessica Mayfield i Eden Holby to dwie najlepsze przyjaciółki, które znają się od podstawówki, różnią się niczym ogień i woda, a mimo to wspierają się w każdej sytuacji. Jess to wrażliwa nastolatka z talentem do rysunku. Wychowywana w zasadzie tylko przez matkę, ubiera się zwykle na czarno, ma czerwone włosy, pirsing i w środowisku rówieśników uważana jest za gotkę. Jej charakterystyczny image nie raz przysporzył dziewczynie problemów i traumy. Eden jest jej kompletnym przeciwieństwem. Blondynka o delikatnej urodzie wywodząca się z bogatej rodziny swoim rozrywkowym charakterem przyciąga do siebie ludzi, co sprawia, że wokół nej zawsze kręci się mnóstwo znajomych. Jednak jej beztroska przeszłość została naznaczona przez śmierć starszej siostry Iony, co wywołało u niej traumę i poczucie winy.
„Byłam najlepszą przyjaciółką Eden, a ona przeżyła naprawdę okropny rok. Zresztą ja też. Wyglądało to tak, jakbyśmy we dwie siedziały na huśtawce, takiej z podparciem na środku – raz jedna była na górze, a druga na dole, a potem na odwrót, nigdy na tym samym poziomie. Mimo to jakoś utrzymywałyśmy równowagę. Teraz to ona była bardziej na dole, a ja u góry. A więc to na mnie przyszła kolej, żeby jej pomóc, co oznaczało, że powinnam cierpliwie znosić jej humory.”
Kiedy pewnego dnia Eden nie pojawia się w szkole, a jej rodzice zgłaszają policji zaginięcie córki rozpędza się cała spirala niepokojących zdarzeń. Podejrzenie pada w pierwszej kolejności na Liama – chłopaka Eden, by potem przenieść się także na inne postaci. Rozpoczyna się prawdziwa walka z czasem. Nikt nie podejrzewa, dlaczego dziewczyna zniknęła, a zaangażowana w sprawę policja stara się ustalić, co wydarzyło się bezpośrednio przed zaginięciem. Domniemanych scenariuszy jest jednak coraz więcej. Wychodzą też na jaw skrzętnie skrywane sekrety, które rzucają zupełnie nowe światło na sytuację. Mnoży się też wiele pytań:
Czy nastolatka uciekła z domu, a może przytrafiło jej się coś złego?… Czy trauma i poczucie winy popchnęły ją do samobójstwa, a może ktoś podniósł na nią rękę?… Czy Eden mogła wyjechać bez słowa i zostawić za sobą całe swoje dotychczasowe życie?…
Powieść Liz Flanagan przypadła mi do gustu, zaskoczyła przede wszystkim swoją wnikliwością i dojrzałością. Autorka opisuje środowisko szesnastolatków, siedemnasto i osiemnastolatków, jednak wydarzenia mogłyby równie dobrze dotyczyć ludzi dorosłych, a nawet dojrzałych. Akcja dzieje się w ciągu dosłownie jednego dnia, a poszczególne rozdziały, poświęcone konkretnym przedziałom godzinowym, opisują kolejne etapy poszukiwań. W bieżące wydarzenia autorka wplotła sporo retrospekcji, które mają za zadanie poszerzyć horyzont opisywanych zdarzeń. Powroty do przeszłości wiele wyjaśniają, pozwalają na obiektywną ocenę sytuacji i moim zdaniem są idealnym uzupełnieniem całości.
Autorka oddaje głos Jess i to ona jest jedynym narratorem tej opowieści. Liczyłam, że w pewnym momencie poznam też wersję wydarzeń z punktu widzenia Eden, ale tak się niestety nie stało. Lekki język jest bardzo łatwy i przyjemny w odbiorze. Opisowy, barwny styl uatrakcyjnia opowieść i na szczęście jej nie przytłacza, gdyż zachowana została idealna wręcz równowaga pomiędzy częścią opisową i dialogami. Akcja biegnie jednakowym, miarowym tempem, jednak zabrakło mi momentu kulminacyjnego, który utracił swoje znaczenie, jakby zagubił się w toku wydarzeń. Budowanie napięcia zupełnie się nie udało, ale mimo to wydarzenia okazały się na tyle intrygujące, że bez problemu udało się doczytać książkę do końca. Autorka bardzo dobrze wczuła się w psychikę postaci, bohaterowie są wiarygodni i dobrze czujemy się w ich towarzystwie. Mam jednak zastrzeżenia do przekazu emocji, który wypadł zdecydowanie zbyt słabo.
„Lato Eden” to ciekawa opowieść o pieknej przyjaźni, której nie mogą zniszczyć żadne, nawet najgorsze problemy i tragedie. O pierwszych porywach serca i towarzyszącym im emocjom. Optymistyczna wymowa niesie nadzieję na lepsze, bo przecież po burzy zawsze wychodzi słońce. Lektura tej powieści dostarczyła mi sporo miłych wrażeń, mimo, że już dawno przestałam być nastolatką. Książka jest idealna dla każdego wieku i na każdą porę roku, nie tylko na tytułowy letni czas.
W IMIĘ PRZYJAŹNI
Nieczęsto zdarza mi się sięgać po literaturę młodzieżową, ale tym razem był to idealny wybór. „Lato Eden” Liz Flanagan to interesująca opowieść o zaginionej nastolatce utrzymana w klimacie tajemniczości, niedomówień i traumy z przeszłości.
Jessica Mayfield i Eden Holby to dwie najlepsze przyjaciółki, które znają się od podstawówki, różnią się niczym ogień...
2022-11-30
WIKTORIAŃSKI ROMANS
"Miłość pisana na maszynie" to debiut literacki Alison Atlee. Książka zaintrygowała mnie tytułem i urzekła swoją nastrojową okładką - taką trochę romantyczną, trochę tajemniczą, podobnie jak przedstawiona na niej kobieta z zadumą patrząca w przyszłość. Autorka przeniosła nas do czasów wiktoriańskich, epoki feminizmu, okresu rewolucji przemysłowej, czyli dawnych już lat. Starała się zwrócić uwagę na rolę kobiety w XIX wieku. Walka o równouprawnienie, popularny w tamtym czasie mezalians oraz stosunki damsko - męskie to tematy poruszone przez Alison Atlee. Dopełnieniem opowieści jest zbuntowana, niepokorna bohaterka idealnie niedopasowana do epoki i nadająca sens całej historii.
Kariera Elizabeth Dobson, czyli Betsey w roli urzędniczki w londyńskiej firmie zostaje gwałtownie przerwana, gdy wychodzi na jaw jej romans z kolegą z pracy. Kobieta zostaje wyrzucona na bruk bez pieniędzy, referencji i perspektyw. W tej sytuacji jedyne co jej pozostaje to wyjazd do nadmorskiej miejscowości, gdzie dzięki swojemu sprytowi i wyrozumiałości miejscowego inżyniera Johna Jonesa zostaje zatrudniona w charakterze organizatorki wyjazdów turystycznych. Wydaje się, że Betsey jest wprost stworzona do tej pracy i dopiero tutaj w Idensea może rozwinąć skrzydła. O tym jak potoczy się jej kariera zawodowa i w jaki sposób wyjazd wpłynie na życie prywatne bohaterki przeczytacie w książce.
Po zakończonej lekturze powieści Alison Atlee mam mnóstwo mieszanych uczuć. Nie lubię pisać niepochlebnych recenzji, ale zawsze staram się być szczera w swojej ocenie. Dlatego bez żadnych wstępów muszę powiedzieć, że nie urzekła mnie ta historia, mimo, że zapowiadała się bardzo obiecująco. Spodziewałam się zdecydowanie większej różnorodności wątków i przede wszystkim dobrego przekazu emocji oraz więcej klimatu wiktoriańskiej Anglii. A tymczasem...
Fabuła powieści jest bardzo schematyczna, mało zróżnicowana, oparta w zasadzie tylko na wątku romansowym, a ten z kolei został ukazany w bardzo stonowany, wywarzony, wręcz chłodny sposób. Zabrakło mi namiętności i porywów serca, które zawsze mają wysoką temperaturę, bez względu na wiek bohaterów, czy czasy, w jakich przyszło im żyć. Plus dla autorki za kreację głównej bohaterki. Betsey jest nieprzeciętną postacią, prawdziwą indywidualnością, barwną i ciekawą młodą kobietą. Nie boi się mówić, co myśli, nierzadko czyniąc to w dosadny, mało elegancki sposób. Zdarza jej się używać rynsztokowego języka, co nie tylko zupełnie nie przystaje do epoki wiktoriańskiej, ale nawet czasów bardziej współczesnych.
Każdy rozdział poprzedza zdanie zaczerpnięte z fikcyjnego podręcznika "Jak zostać mistrzem maszynopisania" i moim zdaniem jest to ciekawe urozmaicenie dla dość płytkiej treści. Niestety styl także nie zachwyca, sporo błędów językowych i stylistycznych, rażących sformułowań, które sprawiają, że lektura tej powieści jest dość ciężka. Bardzo kiepskie, dziwaczne wręcz dialogi powodują, że momentami ma się ochotę odłożyć tę książkę i nie doczytać jej do końca. Po zakończonej lekturze żałowałam, że nie mogę zajrzeć do oryginału, żeby się przekonać, czy to rzeczywiście tylko wina autorki, czy może bardziej tłumacza. Przyznaję, że nie lubię porzucać niedoczytanych książek i tylko dlatego zdecydowałam się dokończyć lekturę i dać mimo wszystko szansę temu debiutowi. Miałam nadzieję na choć trochę bardziej emocjonujące zakończenie. Niestety do samego końca nic w tej kwestii się nie zmieniło, historia niczym nie zaskoczyła, jest przewidywalna i schematyczna do bólu.
Zawsze z dużym zainteresowaniem sięgam po debiuty literackie, wiele niedociągnięć jestem w stanie wybaczyć i staram się skupiać na tym co dobre, na elementach, które mi się podobały, w jakiś sposób mnie urzekły, czy zaciekawiły. Niestety jeśli chodzi o powieść Alison Atlee takich plusów jest bardzo mało. Oczywiście nie skreślam tej opowieści. Każdy poszukuje w literaturze czegoś innego i na pewno znajdą się czytelnicy, którym "Miłość pisana na maszynie" przypadnie do gustu. Mnie niestety nie zachwyciła i szczerze mówiąc drugi raz bym się na nią nie zdecydowała. Ale decyzja należy do Was.
WIKTORIAŃSKI ROMANS
"Miłość pisana na maszynie" to debiut literacki Alison Atlee. Książka zaintrygowała mnie tytułem i urzekła swoją nastrojową okładką - taką trochę romantyczną, trochę tajemniczą, podobnie jak przedstawiona na niej kobieta z zadumą patrząca w przyszłość. Autorka przeniosła nas do czasów wiktoriańskich, epoki feminizmu, okresu rewolucji przemysłowej, czyli...
2022-08-02
ODNALEŹĆ SIEBIE...
Kiedy kilka lat temu sięgnęłam po "Ławeczkę pod bzem" Agnieszki Olejnik nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś będę mogła wrócić do Bydgoszczy, do Igi, Agaty, Rafała i Wojtka. A tymczasem powieść "Cała w fiolkach" jest niejako kontynuacją losów wcześniej poznanych bohaterów, tyle, że tym razem autorka skupiła się przede wszystkim na postaci Agaty Koseckiej. Kobieta ma przede wszystkim problemy ze związkami. Szybko ulega zauroczeniu , jednak żadnego mężczyzny nie udaje jej się zatrzymać na dłużej. Agata nadal mieszka ze swoim tatą, jednak sytuacja staje się mało komfortowa, gdy okazuje się, że ojciec zamierza związać się z Zoją - kobietą po przejściach, matką dorosłego syna Igora. Lekarstwem na osobiste problemy Koseckiej ma być... wizyta u wróżki Grubiak. Tymczasem spotkanie z jasnowidzką tylko jeszcze bardziej gmatwa całą sprawę. Ostatecznie bohaterka decyduje się na skorzystanie z pomocy fachowca - poleconego jej psychologa - Grzegorza Kapinosa.
Co wyniknie z takiej decyzji i jakim problemom Agata będzie musiała stawić czoła przeczytacie w książce.
Agata i Iga wciąż są nierozłączne. Ich przyjaźń rozkwita, mogą liczyć na siebie w każdej sytuacji. Podobnie rzecz się ma z Rafałem, który na stałe związany z firmą Igi jest zawsze gotowy do działania. Wojtek skrywa się jakby trochę w cieniu, by zrobić miejsce nowym postaciom. Wśród nich jest Basia - duchowa córka Zojki oraz wspomniany wyżej terapeuta i zabawnym nazwisku, a zatem ze strony na stronę robi się coraz ciekawiej. Bohaterowie biorą udział w wielu zaskakujących zdarzeniach, muszą stawić czoła życiowym przeciwnościom, ale nigdy nie opuszcza ich pogoda ducha. Nawet najtrudniejsze sytuacje wspólnie przedyskutowane zyskują zupełnie nowy wymiar, a wątpliwości i przemyślenia - większy obiektywizm. Bo bohaterowie tej historii to są ludzie, z którymi można przysłowiowe konie kraść!
Opowieść jest zabawna, choć nie brakuje w niej też nuty goryczy. Czasem uśmiechamy się, a czasem wcale nie jest nam do śmiechu - jak to w życiu. Szkoda tylko, że zaskakujące lapsusy słowne Igi, które w poprzednim tomie wprowadzały tyle humoru, teraz jakoś przestały mnie bawić. Tym niemniej powieść czyta się łatwo, lekko i przyjemnie, choć muszę zaznaczyć, że "Ławeczka pod bzem" bardziej mi się podobała.
"Cała w fiolkach" to opowieść o odnajdywaniu samej siebie, o walce ze słabościami, ale też o zrozumieniu i przebaczeniu, o nabieraniu dystansu do tego, co przynosi nam życie. Agata uczy się akceptować, rozumieć i wybaczać, ale także walczyć o samą siebie, o swoje marzenia i pragnienia. Pani Agnieszka wprowadziła do tej historii intrygujące wątki dotyczące wegańskiej kuchni, która może okazać się całkiem niezłą alternatywą dla osób lubiących kilinarne eksperymenty.
Cieszę się, że nie jest to moje ostatnie spotkanie z Agatą i Igą. Któregoś dnia wproszę się do nich ponownie, aby dowiedzieć się, co nowego wydarzyło się w ich niesamowitych rodzinach. "Randka pod jemiołą" czeka już na przeczytanie.
ODNALEŹĆ SIEBIE...
Kiedy kilka lat temu sięgnęłam po "Ławeczkę pod bzem" Agnieszki Olejnik nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś będę mogła wrócić do Bydgoszczy, do Igi, Agaty, Rafała i Wojtka. A tymczasem powieść "Cała w fiolkach" jest niejako kontynuacją losów wcześniej poznanych bohaterów, tyle, że tym razem autorka skupiła się przede wszystkim na postaci Agaty...
2022-04-24
MIŁOŚĆ, CZY OBSESJA?...
Diane Chamberlain to pisarka, która nie przestaje mnie zaskakiwać. Przeczytałam już kilkanaście jej książek, a mimo to w każdej następnej znajduję coś nowego, osobliwego. Najczęściej ma to związek z samą fabułą powieści, opisywana historia ma zazwyczaj w sobie pewną świeżość, niepowtarzalność i tym samym staje się dla mnie mniej lub bardziej zaskakująca. Do tego dochodzą emocje, ciekawe wątki obyczajowe i społeczne oraz intrygujący i charakterystyczni bohaterowie, którzy zapadają w pamięć na dłużej.
Tak się właśnie dzieje w przypadku książki "Światło nie może zgasnąć" rozpoczynającej trzy tomowy cykl "Kids River". Autorka przenosi nas do Outer Banks w Karolinie Północnej, gdzie mieszkają Olivia Simon i Paul Macelli - małżeństwo z kilkuletnim stażem. Ona jest lekarzem pogotowia, a on pracuje jako dziennikarz w miejscowej gazecie. Niestety w ich związku nie dzieje się dobrze. Paul nie może sobie poradzić z dawnym, młodzieńczym uczuciem do pięknej i charyzmatycznej kobiety, artystki i społecznicy uważanej niemal za świętą - Annie O'Neill, z którą rozstał się przed kilkunastoma laty. Kobieta wciąż jest jego boginią i na każde wspomnienie ze wspólnej przeszłości serce mężczyzny zaczyna szybciej bić. Sytuacja jest na tyle niekomfortowa, że Annie mieszka wraz z mężem i dziećmi w tej samej okolicy. Częste spotkania, choćby przypadkowe, są nieuniknione, tym bardziej, że oboje mają słabość do pewnego osobliwego miejsca - wiekowej latarni morskiej posadowionej na brzegu oceanu w Kiss River, której przyszłość jest zagrożona...
Olivia zdaje sobie sprawę ze słabości męża i próbuje się zdystansować do tej niezdrowej sytuacji. Najczęściej ucieka w pracę, wiele czasu spędza na dyżurach, jednak wciąż stara się usprawiedliwiać coraz bardziej surrealistyczne zachowania męża. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, gdy Annie trafia do szpitala z raną postrzałową klatki piersiowej i to właśnie Olivia podejmuje próbę ratowania życia tej kobiety. Od tego czasu losy obu rodzin jeszcze mocniej się ze sobą splatają, a sekrety skrywane przez lata dość niespodziewanie wychodzą na jaw.
Co kryje zagadkowa przeszłość bohaterów i z jakimi wyzwaniami będą musieli się zmierzyć przeczytacie na stronach książki. Zdradzę tylko, że historia kryje sporo niespodzianek, a jej lektura dostarczy wielu ekscytujących wrażeń.
Czytając tę książkę przez cały czas zastanawiałam się nad faktem, jak łatwo pomylić miłość z obsesją i jak niszczące może to być uczucie nie tylko dla osób bezpośrednio uwikłanych, ale także dla ich otoczenia. Niezdrowa fascynacja, choć często nie wydaje się niczym złym, może się naprawdę kiepsko zakończyć.
Opowieść obfituje w cały ocean pozorów, sprzeczności i niedomówień, które muszą wreszcie ustąpić pierwszeństwa prawdzie, która może okazać się szokująca i bolesna zarazem. Uchodząca w swoim otoczeniu za świętą Annie O'Neill nie przekonała mnie do siebie, choć urzekły mnie jej piękne witraże, które starałam się sobie wyobrazić. Na szczęście autorka posługuje się na tyle obrazowym stylem i plastycznym językiem, że bez większego trudu mogłam odtworzyć w myślach piękno tych prac. A Annie... Okazała się czarującą manipulantką, która wyrządziła sporo zła swoim najbliższym. A paradoks polega na tym, że nadal była postrzegana przez otoczenie jako kobieta idealna. Zachowanie Paula mocno mnie irytowało i szczerze mówiąc, cieszę się, że jego losy potoczyły się właśnie w taki sposób. Alec, mąż Annie zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu, podobnie jak Olivia, której od pierwszych stron kibicowałam. Jednak moją ulubioną bohaterką okazała się Mary Poor - latarniczka, jak ją nazywali miejscowi, mieszkanka latarni w Kiss River - starsza kobieta, z którą można byłoby przysłowiowe konie kraść.
Diane Chamberlain podjęła w tej powieści sporo ważnych tematów, jak chociażby ograniczone zaufanie wobec dzieci i mądre wyznaczanie granic, które pomogą prawidłowo ukształtować młodego człowieka. Istotne stało się też przeżywanie żałoby, z którą każdy musi sobie poradzić na swój własny sposób, ale poszczególne jej etapy są zawsze stałe i niezmienne. Kolejnym ważnym problemem okazała się zdrada, przyznanie się do winy i jej wybaczenie. Ale także próba naśladowania kogoś, kim się nie jest, co może rodzić obsesyjne zachowania.
"Światło nie może zgasnąć" to inteligentna historia zmuszająca do przemyśleń i wyciągania własnych wniosków. To opowieść, w której bez trudu można się zatracić i delektować urokami Outer Banks. To także książka, która stanowi swego rodzaju preludium do dalszych, mam nadzieję równie interesujących, wydarzeń. Już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania ze starą latarnią, która ucierpiała podczas sztormu, a przecież zapewne skrywa jeszcze sporo tajemnic. Mam nadzieję, że i Wy, Drodzy Czytelnicy, czujecie się mocno zaintrygowani.
MIŁOŚĆ, CZY OBSESJA?...
Diane Chamberlain to pisarka, która nie przestaje mnie zaskakiwać. Przeczytałam już kilkanaście jej książek, a mimo to w każdej następnej znajduję coś nowego, osobliwego. Najczęściej ma to związek z samą fabułą powieści, opisywana historia ma zazwyczaj w sobie pewną świeżość, niepowtarzalność i tym samym staje się dla mnie mniej lub bardziej...
2022-03-25
NIESPODZIEWANY PREZENT
W wraz z "Najpiękniejszym snem" dobiegła końca ostatnia wizyta w Marcinkach, Jędrzejowicach i Sennej. Znani i lubiani bohaterowie pozostawili po sobie mnóstwo pozytywnych wrażeń i taką bliżej nieokreśloną tęsknotę za Mazurami, które mają swój niepowtarzalny urok i czar.
Ostatnia część Mazurskiej Sagi rozpoczyna się znów z mocnym "przytupem". We dworku w Marcinkach pojawia się niespodziewany gość w postaci niemowlęcia - malutkiej dziewczynki o mocno niebieskich oczach, którą w Wigilijny wieczór przynosi do domu nie kto inny, tylko ranny, broczący krwią Siergiej Sodarow. Nikt nie ma pojęcia kim jest dziecko i jaką przynosi ze sobą tajemnicę. Tym bardziej, że dźgnięty nożem Sierioża jest nieprzytomny i w stanie krytycznym trafia do szpitala, gdzie lekarze bardzo się starają zachować go przy życiu. W tym czasie we dworze rozpoczynają się spekulacje na temat matki maleńkiej Michasi i ewentualnej zdrady, jakiej mógł dopuścić się Sodarow...
Nie zdradzę co wyniknie z tego całego ambarasu i jak los potraktuje znanych i lubianych bohaterów. Możecie być jednak pewni, że niespodzianek i wrażeń nie zabraknie.
Miło było po raz kolejny udać się w odwiedziny do Domoradzkich i Sodarowów, choć trzeba przyznać, że życie ich nie oszczędza. Marcinki i Senna przyzwyczaiły nas do tego, że zawsze słychać tam śmiech dzieci i radosne poszczekiwania czworonogów. Tym razem jednak jest to śmiech przez łzy, bo życie po raz kolejny postanowiło wystawić ich na próbę.
Powieść czyta się szybko i z zainteresowaniem. Nie ma czasu na nudę, bo wciąż jesteśmy bombardowani coraz to nowymi kłopotami. Wydarzenia dostarczają wiele emocji, choć przyznaję, że liczyłam na jeszcze mocniejszy akcent. Zwróciłam też większą uwagę na schematyczność i powtarzalność, które częściowo odbierały mi niestety przyjemność czytania. Kolejne dziecko - niespodzianka to dla mnie lekka przesada, podobnie jak ponowne przyjęcie marnotrawnej Natalii. Naiwny i łatwowierny Bartosz, dojrzały facet po przejściach, którego tak łatwo jest omamić i "wyprowadzić w pole"... Takie to dla mnie mało realistyczne, sztuczne i naciągane. Momentami miałam wrażenie, jakby autorka powielała wcześniejsze scenariusze, bo zabrakło jej inwencji i pomysłu na dokończenie wątków.
Do stylu pani Katarzyny zdążyłam się już przez lata przyzwyczaić i tym razem aż tak mnie nie drażnił. Zdaję sobie sprawę, że daleko mu do doskonałości, ale ja zawsze staram się skupiać przede wszystkim na odbiorze emocji. I pod tym względem nie było źle, choć liczyłam na nieco więcej. Żadna sytuacja nie wzruszyła mnie tak bardzo, żeby łza zakręciła mi się pod powieką, jak to bywało przy poprzednich powieściach.
Jeśli lubicie proste historie o zagmatwanych losach bohaterów, które pozostawiają po sobie pozytywne wrażenia to lektura Mazurskiej Sagi będzie odpowiednim wyborem. Ja osobiście miło będę wspominać pobyt w Sennej i Marcinkach, z czasem na pewno zatrą się też pewne niedoskonałości i myślę, że opowieść ta znajdzie jakiś mały kącik w mojej pamięci. Jest szansa, że pozostanie tam na dłużej. Ciekawa jestem, czy macie podobne odczucia po przeczytaniu wszystkich sześciu części?...
NIESPODZIEWANY PREZENT
W wraz z "Najpiękniejszym snem" dobiegła końca ostatnia wizyta w Marcinkach, Jędrzejowicach i Sennej. Znani i lubiani bohaterowie pozostawili po sobie mnóstwo pozytywnych wrażeń i taką bliżej nieokreśloną tęsknotę za Mazurami, które mają swój niepowtarzalny urok i czar.
Ostatnia część Mazurskiej Sagi rozpoczyna się znów z mocnym "przytupem". We...
2022-02-28
NA PRZEKÓR RODZINIE
Tegoroczny luty zakończyłam powieścią Sandry Brown "Podarunki losu". Powróciłam do tej autorki po długiej przerwie i muszę przyznać, że było warto. Oczywiście nie jest to literatura najwyższych lotów, ale idealnie nadaje się na odprężający wieczór, nie koniecznie do poduszki.
Tym razem pani Brown zabiera czytelnika do zachodniej części Teksasu gdzie zamieszkuje rodzina Hendrenów. Bob jest pastorem, człowiekiem konserwatywnym i zaściankowym. W dążeniu do realizacji określonych planów dzielnie wspiera go żona Sara. Hendrenowie mają dwóch dorosłych synów oraz adoptowaną córkę Jenny. Młodszy z synów - Hall jest ulubieńcem rodziców i spełnieniem ich marzeń. Łagodny, powściągliwy i bogobojny jest idealnym kandydatem na przejęcie schedy po ojcu. Podąża ścieżką wyznaczoną mu przez rodziców, w niedalekiej przyszłości ma poślubić Jenny, ale zanim to nastąpi Hall decyduje się jechać z pewną niebezpieczną misją do Ameryki Środkowej. Jego starszy brat Cage - niepokorny, nieokiełznany i krnąbrny, ma reputację miejscowego donżuana, a jego stosunki z rodzicami są dość chłodne. Na szczęście przez lata mężczyzna przywykł do tej sytuacji, żyje swoim życiem i nie przejmuje się plotkami. Prowadzi firmę zajmującą się wykonywaniem odwiertów i poszukiwaniem ropy i dobrze mu się wiedzie. Jenny natomiast została wychowana na przykładną żonę dla przyszłego pastora i podobnie jak Hall żyje zgodnie z oczekiwaniami swoich opiekunów. Mimo swojego młodego wieku jest pruderyjna,wstydliwa i bardzo staroświecka. Do czasu... Kiedy do Hendrenów dociera informacja z Meksyku o śmierci Halla, nagle w rodzinie wszystko się zmienia. Dochodzą do głosu ukryte pragnienia i chęć zawalczenia o własne marzenia...
Sandra Brown znana jest z trzymających w napięciu powieści kryminalnych oraz romansów. "Podarunki losu" należą do tej drugiej grupy, ale historia została wzbogacona o elementy kryminału, dzięki czemu staje się bardziej intrygująca i ciekawa. Lubię od czasu do czasu sięgnąć po powieść właśnie tej autorki, ponieważ odpowiada mi bardzo jej styl pisania, sposób podsycania napięcia oraz niespodziewane zwroty akcji. I choć nie są one tak spektakularne jak w kryminałach, to zawsze wprowadzają element oczekiwania, niepewności i zaskoczenia.
Fabuła powieści jest dość prosta, schematyczna, ale dobrze oddany klimat małego amerykańskiego miasteczka, gdzie nikt nie jest anonimowy sprawia, że opowiedziana historia ma swój niezaprzeczalny urok. Zachowany został też autentyzm co do wykreowanych postaci i zdarzeń, a to z kolei pozwala nam wierzyć, że opisane zdarzenia miały szansę naprawdę zaistnieć.
Autorka w swoich romansach sporo miejsca poświęca sferze uczuciowej i cielesnej. W tej konkretnej historii jej podejście do tematu seksu i erotyki jest delikatne i wyważone, wolne od wszechobecnych dziś wulgaryzmów i przedmiotowego traktowania partnera.
Dobrze było przenieść się na kilka dłuższych chwil za ocean i towarzyszyć Jenny i Cage'owi w realizacji marzeń i odkrywaniu swoich pragnień. Zainteresowała mnie ta historia i miło spędziłam z nią czas. Jeśli choć trochę lubicie takie romantyczne klimaty nie pozbawione zaskakujących niespodzianek, jakie dla bohaterów przygotowało życie, to "Podarunki losu" będą trafnym wyborem.
NA PRZEKÓR RODZINIE
Tegoroczny luty zakończyłam powieścią Sandry Brown "Podarunki losu". Powróciłam do tej autorki po długiej przerwie i muszę przyznać, że było warto. Oczywiście nie jest to literatura najwyższych lotów, ale idealnie nadaje się na odprężający wieczór, nie koniecznie do poduszki.
Tym razem pani Brown zabiera czytelnika do zachodniej części Teksasu gdzie...
2022-01-13
NIESPODZIEWANY POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
"Wzgórze Niezapominajek" Anny Bichalskiej zrobiło na mnie duże wrażenie. Urzekło mnie swoim klimatem, serdecznością bohaterów i tajemnicami, które trzeba było odkryć, aby poznać prawdę o przeszłości. Dlatego z ogromną przyjemnością podążyłam ponownie do Błękitnych Brzegów na Podlasie, tyle, że tym razem byłam gościem Matyldy w domu po drugiej stronie jeziora. Ta wizyta przyniosła mi równie dużo pozytywnych emocji i dostarczyła wielu miłych wrażeń.
Małgorzata jest pisarką, jej ulubionym gatunkiem jest kryminał. Od pewnego czasu cierpi jednak na niemoc twórczą, albo... brak czasu. Kobieta zajmuje się swoją kilkumiesięczną wnuczką Zosią, po tym jak jej córka Ida ucierpiała w wypadku i pozostaje w śpiączce. Małgosia przyjaźni się z Leną, która już na dobre zadomowiła się w Błękitnych Brzegach i razem z Marcinem spodziewają się dziecka. Przy okazji odwiedzin u przyjaciółki Małgorzata postanawia zajrzeć do domu Matyldy, który przywołuje u niej pewne niezrozumiałe wspomnienia z dzieciństwa. Kiedyś mała Gosia była tu razem ze swoją babcią Łucją, ale ich wizyta nie trwała długo i obie w pośpiechu opuściły Błękitne Brzegi. Jednak to niesamowite miejsce nie daje o sobie zapomnieć i sprawia, że teraz, po latach, Małgorzata wraz z Zosią stają się częstymi gośćmi uroczej seniorki, tym bardziej, że Matylda jest jej bliską rodziną. Pobyt w domu nad jeziorem przywołuje wspomnienia, z którymi wiąże się sporo niewyjaśnionych rodzinnych tajemnic. Właśnie przychodzi pora, aby fragment po fragmencie odtworzyć przeszłość, rozwiązać zagadki i znaleźć odpowiedzi na dręczące pytania.
Czy Małgorzata przy pomocy Matyldy odkryje prawdę o wydarzeniach z przeszłości? Jakie jeszcze niespodzianki szykuje dla nich los? Czy warto wyciągać przysłowiowe "trupy" z szafy?
"Dom po drugiej stronie jeziora" to intrygująca wielowątkowa powieść, w której przeszłość bohaterów zdecydowanie wysuwa się na pierwszy plan. Znalazłam tu sporo podobieństw do "Wzgórza Niezapominajek", ale historia jest jeszcze bardziej rozbudowana i dotyczy szerszego kręgu bohaterów. Na szczęście fabuła została dobrze przemyślana i nie gubimy się w tej dużej ilości wątków. Małgorzata opowiada nam o teraźniejszych wydarzeniach, natomiast to co dotyczy przeszłości przekazywane jest etapami z punktu widzenia kilku różnych osób. Uzupełnieniem tych informacji są listy i zapiski z pamiętnika, a więc otrzymujemy obiektywny i bardzo wiaryodny obraz dawnej rzeczywistości. Widać, że autorka bardzo sprawnie porusza się pomiędzy tymi płaszczyznami dając nam rzetelny i klarowny obraz sytuacji.
Powieść bardzo dobrze się czyta, a odkrywane rok po kroku sekrety intrygują i sprawiają, że trudno oderwać się od lektury. Niektóre zbiegi okoliczności wydają się nieco naciągane, ale w ogólnym odbiorze nie ma to większego znaczenia. Historia jest obrazowa, autorka bardzo dobrze oddaje zarówno atmosferę lat przedwojennych, jak i czasy obecne.
Urokliwe Podlasie, osobliwa przyroda, niepowtarzalna atmosfera miejsca, duże jezioro z dziką wyspą pośrodku wprowadzające akcent niepokoju i tajemniczości - Błękitne Brzegi to idealny adres aby spędzić tu urlop, bądź wakacje. Serdeczni i gościnni bohaterowie zapraszają w swoje progi gwarantując całe mnóstwo interesujących wrażeń. Jeśli zatem lubicie takie klimaty, to koniecznie sięgnijcie po powieści Anny Bichalskiej. Najnowsza jest już w księgarniach i zapowiada się równie intrygująco co "Dom po drugiej stronie jeziora". "Kufer tajemnic" czeka na otwarcie. Skusicie się? Ja na pewno.
NIESPODZIEWANY POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
"Wzgórze Niezapominajek" Anny Bichalskiej zrobiło na mnie duże wrażenie. Urzekło mnie swoim klimatem, serdecznością bohaterów i tajemnicami, które trzeba było odkryć, aby poznać prawdę o przeszłości. Dlatego z ogromną przyjemnością podążyłam ponownie do Błękitnych Brzegów na Podlasie, tyle, że tym razem byłam gościem Matyldy w domu po...
2022-01-03
MAGICZNA MOC CZEKOLADY
Kolejny rok, marzenia i postanowienia oraz zupełnie nowe lektury, a wśród nich przepiękna, magiczna opowieść Magdaleny Kordel "A ją na Ciebie zaczekam". Ta zimowo - świąteczna opowieść nastroiła mnie bardzo nostalgicznie na kolejne dni i pozwoliła uwierzyć w cuda. Nawet nie przypuszczałam, że ta ciepła i wzruszająca historia stanie się tak bliska mojemu sercu. A jednak... Cuda się zdarzają!
Pijalnia czekolady Wedla przy ul. Szpitalnej to magiczne miejsce, które od końca XIX wieku otwiera swoje podwoje dla Warszawiaków i przyjezdnych. Nie znam drugiej kawiarni w stolicy, która miałaby tak niepowtarzalny klimat i gdzie dałoby się wyczuć atmosferę dawnej Warszawy. Tradycja odwiedzania tego miejsca w mojej rodzinie sięga kilku pokoleń wstecz. Na czekoladę do Wedla na Szpitalną przychodzili przed wojną moi prapradziadkowie, potem pradziadkowie, później dziadkowie, następnie moja mama i wreszcie ja. Teraz tradycję tę przejęły dzieci. Lata mijają, a pijalnia czekolady na Szpitalnej wciąż trwa...
A zatem gdzie jak nie tam mogą się zdarzyć prawdziwe cuda.
Przekonała się o tym Anastazja, która tam właśnie otrzymała szansę na spełnienie pragnień i zmianę swojego dotychczasowego życia. Rozmowy z tajemniczym starszym panem zdopingowały ją do działania, pozwoliły uwierzyć w siebie i swoje możliwości. A że marzeniom trzeba pomagać się spełniać to dziewczyna zadbała także o to, aby jej sędziwa już babcia Ernestyna otrzymała podarunek od losu w postaci niespodziewanego wigilijnego spotkania.
Emilia dochodzi do siebie po operacji, jednak jej myśli zaprzątnięte są wydarzeniami z przeszłości. Starsza kobieta nie może sobie przypomnieć co wydarzyło się przed laty. Z czasem krótkie przebłyski wspomnień mające związek z portretem pewnej dziewczyny w granatowym płaszczu układają się w zaskakującą całość. A Wigilia Bożego Narodzenia jest tym jedynym dniem w roku, kiedy cuda się zdarzają.
Za sprawą dobrych aniołów ścieżki dwóch sędziwych kobiet przecinają się pod bramą pewnej warszawskiej kamienicy na Nowym Świecie wywołując niedowierzanie i całe mnóstwo wzruszeń...
Pani Magda podarowała swoim czytelnikom niesamowitą opowieść, która czaruje klimatem i sprawia, że wierzymy w dobroć, miłość i magię zaklętą wokół ręcznie zdobionych bombek, świątecznych dekoracji, filiżanki gorącej czekolady, smakowitych potraw i wspólnie spędzonego czasu przy świątecznym stole. To jedna z takich opowieści, które można czytać po wielokroć. Jedna z tych, które niczym "Opowieść wigilijna" zapadają głęboko w serce. U niektórych wywołuje nostalgię, u innych radość, budzi nadzieję albo tęsknotę, ale nikogo nie pozostawia obojętnym. Historia jest magiczna i wyjątkowa, pochłania czytelnika bez reszty i przenosi w zupełnie inny wymiar, do lepszego świata. A mimo to zachowuje na szczęście swój realizm, nie jest przesłodzona, ani banalna. W stu procentach spełnia swoje zadanie - otwiera serce, podnosi na duchu, nastraja pozytywnie i dostarcza samych miłych wrażeń.
Magdalena Kordel jest prawdziwą mistrzynią klimatu. Każda jej opowieść przenosi do miejsca, w którym chętnie pozostałoby się na dłużej. Tak jest i tym razem, chociaż końcówka powieści w moim odczuciu została jakby skrócona. Już po wigilijnym spotkaniu przy bramie oczekiwałam nieco więcej treści i takiego bardziej płynnego przejścia do ostatecznego finału. Hmm... Może się czepiam, ale ja po prostu bardzo nie lubię rozstawać się z bohaterami powieści Magdaleny Kordel i zawsze proszę o więcej...
"A ja na Ciebie zaczekam" to idealna historia dla mnie, dla Ciebie, dla każdego z nas. Polecam serdecznie.
MAGICZNA MOC CZEKOLADY
Kolejny rok, marzenia i postanowienia oraz zupełnie nowe lektury, a wśród nich przepiękna, magiczna opowieść Magdaleny Kordel "A ją na Ciebie zaczekam". Ta zimowo - świąteczna opowieść nastroiła mnie bardzo nostalgicznie na kolejne dni i pozwoliła uwierzyć w cuda. Nawet nie przypuszczałam, że ta ciepła i wzruszająca historia stanie się tak bliska...
2021-11-08
ŻYCIE PEŁNE NIESPODZIANEK
Tak się składa, że jak zawitałam do Jagodna po dłuższej przerwie, tak nie mogę się z nim rozstać. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, skoro Karolina Wilczyńska potrafi tak mocno wciągnąć czytelnika w opisywane wydarzenia i stworzyć mu w fikcyjnej rzeczywistości prawdziwy dom pośród gościnnych przyjaciół.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to już siódme spotkanie z Różą, Tamarą, Marysią, Łukaszem i pozostałymi bohaterami tej przesympatycznej opowieści. Tym razem do grona doskonale nam znanych i lubianych postaci dołącza tajemnicza Lea, czyli Leonia. Kolejna młoda kobieta o artystycznej duszy, która według własnych projektów tworzy przepiękną i jedyną w swoim rodzaju biżuterię. Jej pierścionki, wisiorki, broszki, czy bransoletki są pożądanymi precjozami, których sprzedaż zapewnia dostatnie życie na wysokim poziomie. Los kieruje ścieżkiami Lei wprost do Jagodna i okazuje się, że kobieta odnajduje tu spokój i natchnienie do pracy. Tutaj w oparciu o krzemień pasiasty powstają nowe interesujące projekty i tutaj też prywatne życie bohaterki nabiera rumieńców. Tylko czy rzeczywiście Lea tego właśnie oczekuje od losu?...
A pozostali... U Tamary i Łukasza szykują się wielkie zmiany, Róża musi niestety zwolnić tempo i jeszcze bardziej na siebie uważać, dom Ewy i Andrzeja jest już prawie na ukończeniu, a Małgorzata z Kacprem postanawiają spełnić swoje największe marzenie. We dworku nie ma już mowy o samotności. Hrabianki Leszczyńskie kibicują projektowi Stacji Jagodno, Julia przygląda się z boku gościom odwiedzającym pensjonat, a Zuzanna zajmuje się przygotowywaniem potraw dla gości, rzucając od czasu do czasu swoje cięte riposty słowne.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to powieść pełna niespodzianek, która sugeruje i zapowiada następne intrygujące zdarzenia. Gdzieś między zadaniami możemy doszukać się tajemnic z przeszłości, które jeszcze na pewno ujrzą światło dzienne w odpowiednim czasie i będą interesującą częścią kolejnych tomów. Bardzo się ucieszyłam, że serdeczna i gościnna Róża nadal będzie obdarzać wszystkich swoim ciepłem, cierpliwością i mądrością życiową. I choć tym razem ominęły mnie jakoś największe wzruszenia, to jednak muszę zapewnić, że emocji nie brakowało. Już się zastanawiam, jakimi nowinkami autorka podzieliła się z czytelnikami w kolejnym tomie. Miło jest móc przeczytać wszystkie części jedna po drugiej. To tak jakby wakacje w Jagodnie trwały cały rok.
Nie przestaję Was zachęcać do sięgnięcia po ten wielotomowy cykl, który ma swój niepowtarzalny klimat, a bohaterowie dostarczają nam uśmiechu, radości, ale i żalu, smutku - jak to w życiu.. I choć momentami Borowa i Jagodno mogą się wydać zbyt baśniowe, wyidealizowane i mało prawdziwe, to wiedzcie, że na tym polega urok i magia tych miejsc. "Stacja Jagodno" w stu procentach spełnia swoje zadanie pozwalając się zrelaksować, wyciszyć i zastanowić. Pozytywnie nastraja do świata i ludzi, pokazuje, że nawet najmniejsze dobro okazane drugiej osobie wraca do nas zwielokrotnione. Zachęca aby zło dobrem zwyciężać, a w ludziach widzieć przede wszystkim zalety, bo optymizm to podstawa szczęśliwego życia.
Obiecuję, że niedługo znów zawitam w okolice Kielc i przyniosę Wam kolejne ciekawe wrażenia. A tymczasem wprost nie mogę się doczekać, co też wydarzy się w kolejnym tomie zatytułowanym "W obiektywie wspomnień". Też tak macie?
ŻYCIE PEŁNE NIESPODZIANEK
Tak się składa, że jak zawitałam do Jagodna po dłuższej przerwie, tak nie mogę się z nim rozstać. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, skoro Karolina Wilczyńska potrafi tak mocno wciągnąć czytelnika w opisywane wydarzenia i stworzyć mu w fikcyjnej rzeczywistości prawdziwy dom pośród gościnnych przyjaciół.
"Uczucia zaklęte w kamieniu" to już siódme...
2021-11-06
SŁOŃCE NAD JAGODNEM
Idąc za ciosem jednym tchem pochłonęłam kolejną, szóstą część „Stacji Jagodno” i niebawem na pewno znów się tam wybiorę. Bo jeśli raz zakosztujecie klimatu i gościnności Borowej i jej okolic to będziecie tam z radością powracać. Na tym między innymi polega urok i czar tego powieściowego cyklu, a także siła i moc opowieści Karoliny Wilczyńskiej.
Tytułowy dom pełen słońca to oczywiście odnowiony dworek hrabianek Julii i Zuzanny, przy którym pracowało naprawdę sporo niezwykłych ludzi. Po projektach architektonicznych Elizy, którą mieliśmy okazję poznać bliżej w poprzednim tomie przychodzi czas na meblowanie i ostatnie wykończeniowe szlify. Meblami zajmuje się Sylwia – utalentowana dziewczyna, która wśród starych i niepotrzebnych gratów potrafi wyszukać prawdziwe perełki i tchnąć w nie nowe życie. W ten sposób z pozoru zupełnie niepasujące do siebie sprzęty po odrestaurowaniu tworzą piękną i elegancką całość. Bo z meblami jest podobnie jak z ludźmi… Pozory często mogą mylić, a życie bardzo szybko je weryfikuje…
Tym razem do grona zaprzyjaźnionych bohaterów dołącza Sylwia i jej rozrywkowa siostra Paulina oraz Piotr i jego mocno pogubiony syn Michał. Tamara nadal poświęca się pracy we dworze, Łukasz wciąż nie może sobie poradzić z demonami przeszłości, która powraca do niego zupełnie niechciana. Ewa i Adam po powrocie z Afryki planują wspólną przyszłość. Przed Kasią pojawia się szansa na rozwój zawodowy, w czym kibicuje jej bardzo Zosia. Igor również dąży do realizacji swoich marzeń, tyle, że jego droga jest bardziej kręta i wyboista. Hrabianki Julia i Zuzanna z boku przyglądają się poczynaniom młodszych pokoleń oraz dopingują Marzenę i Janka w ich życiowych planach. Tylko Róża, której mały biały domek zawsze stoi otworem dla potrzebujących przybyszy, zaczyna odczuwać skutki swego wieku. I muszę przyznać, że to jej osoba najbardziej mnie martwiła podczas lektury tym bardziej, że kobieta znów bagatelizuje sygnały wysyłane przez organizm. A przecież Jagodno bez Róży na pewno nie byłoby takie samo…
Powieść „Dom pełen słońca” umiliła mi podróż pociągiem, poruszyła moje serce i obudziła emocje. Zaintrygowała mnie na tyle, że z niecierpliwością czekam dalszych wydarzeń. Być może kolejny tom przyniesie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania:
Czego dowiedział się Łukasz z pamiętnika swojej mamy? Czy pogodzi się z przeszłością i przestanie znikać? Jak Tamara odnajdzie się w roli gospodyni Stacji Jagodno? Czy Janek z Marzeną wreszcie staną na ślubnym kobiercu? I przede wszystkim czy Róża przyzna się wreszcie rodzinie do swoich niedomagań?
Myślę, że autorka jeszcze nie raz mnie zaskoczy, tym bardziej, że jestem mniej więcej w połowie cyklu. A każdy kolejny tom to emocje, nowe wrażenia i całe mnóstwo miłych chwil w gronie ulubionych bohaterów, a właściwie przyjaciół, bez których świat utraciłby swoje kolory. Przyznaję, że cykl cały czas trzyma poziom, wydarzenia intrygują, rozwiązania zaskakują, a my wciąż chcielibyśmy więcej i więcej. Brakuje mi trochę takich bardziej spektakularnych rodzinnych tajemnic, ale mam nadzieję, że pani Karolina i o tym pomyślała. Chętnie spotkałbym też jeszcze Elizę, Rafała oraz Antosia. Mam nadzieję, że nie zniknęli na zawsze…
Zachęcam serdecznie do sięgnięcia po Stację Jagodno, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście. Jeśli obawiacie się wielości tomów to zapewniam, że lektura jednej części to zaledwie dwie, trzy godzinki, może jeden wieczór, a wrażeń co nie miara.
SŁOŃCE NAD JAGODNEM
Idąc za ciosem jednym tchem pochłonęłam kolejną, szóstą część „Stacji Jagodno” i niebawem na pewno znów się tam wybiorę. Bo jeśli raz zakosztujecie klimatu i gościnności Borowej i jej okolic to będziecie tam z radością powracać. Na tym między innymi polega urok i czar tego powieściowego cyklu, a także siła i moc opowieści Karoliny...
2021-11-04
JAGODNO JAK MALOWANE
Po bardzo długiej przerwie powróciłam do Jagodna, aby znów zakosztować ciepła i gościnności Tamary, Róży, Zosi i hrabianek. Trzeba zauważyć, że grono bohaterów ciągle się powiększa i nie sposób wymienić tu każdego z osobna, ale oni wszyscy tworzą jedyny i niepowtarzalny klimat tej przepięknej opowieści.
"Życie jak malowane" to już piąta część cyklu, a więc i piąte odwiedziny w Borowej. Tamara wciąż pragnie zrealizować swój projekt Stacji Jagodno, ale wymaga to niemałych nakładów finansowych. Niestety nie stać jej na to, a pozyskanie funduszy z zewnątrz nie jest wcale takie proste, jakby się mogło wydawać. Relacja z Łukaszem budzi niepokój i pewne wątpliwości. Zosia nadal wspiera swoją córkę Kasię, która chce uwolnić się od despotycznego męża. Wydaje się, że Jarek zrobi wszystko, aby utrudniać życie swojej żonie i nawet rozwód go przed tym nie powstrzyma. Hrabianki Julia i Zuzanna przestały być samotnymi staruszkami zamieszkującymi wiekowy dworek pośrodku lasu. Teraz majątek tętni życiem i nadal prowadzone są tu prace renowacyjne. Z uwagi na kłopoty rodzinne Marzena niestety nie może dalej nadzorować remontu. W ten sposób we dworku pojawia się Eliza - eteryczna i nieobecna duchem blondynka, która skrywa w swojej duszy bolesny sekret. Razem z nią przyjeżdża do Jagodna kilkuletni Antoś i nawet nie przypuszcza, że spotka tu wróżkę oraz czarownicę. Młodzi bohaterowie przeżywają swoje pierwsze porywy serca, a seniorzy Ewa i Adam wybierają się w egzotyczną podróż...
To tylko niektóre wątki poruszone w tej powieści. Jedno jest pewne. W Borowej i okolicach nadal wiele się dzieje. Bohaterowie przeżywają radości i smutki, codzienność nie jest wolna od niespodzianek, ale na tym przecież polega życie. Wydarzenia zaskakują, wzruszają i muszę się przyznać, że był nawet taki moment, w którym uroniłam łezkę.
Strata dziecka, depresja, samotność, odrzucenie, toksyczny związek to tylko niektóre tematy podjęte w tej powieści. To dzięki nim historia nabiera uniwersalnego znaczenia i głębszego wymiaru. Nie jest łatwo pisać wielotomowe cykle zachowując przy tym odpowiedni poziom. Pani Karolina jest w tym prawdziwą mistrzynią, potrafi podtrzymać zainteresowanie i wciąż zaskakuje fabułą.Tak dużo różnorodnych pomysłów, intrygujących rozwiązań i ciekawych sytuacji może stworzyć tylko osoba twórcza i wszechstronna. A przecież to nie jedyna wielotomowa opowieść autorki.
Uwielbiam powieści pani Karoliny i sięgam po nie bez większego zastanowienia. Jak dotąd nigdy się nie zawiodłam, a każda przeczytana historia zostawiła ślad w mojej pamięci. Zawsze też z niecierpliwością oczekuję każdej nowej opowieści, bo wiem, że lektura dostarczy mi samych ciekawych wrażeń, zmusi do refleksji i zapadnie w pamięć.
Fanów autorki oraz wielbicieli Jagodna nie muszę tam specjalnie zapraszać. A wszystkim, którzy jeszcze nie znają powieści Karoliny Wilczyńskiej chcę powiedzieć, że warto po nie sięgnąć dla relaksu i odprężenia. Jeśli zatem gustujecie w wielowątkowych cyklach obyczajowych z klimatem, w których bohaterowie ujmują gościnnością i szybko stają się naszymi najlepszymi przyjaciółmi, a wydarzenia poruszają najdelikatniejsze struny naszej duszy to cykl "Stacja Jagodno" będzie idealnym wyborem. Ale uwaga: jedna wizyta w Borowej sprawi, że będziecie systematycznie tam wracać. I co więcej... Będą to bardzo miłe i niepowtarzalne odwiedziny.
JAGODNO JAK MALOWANE
Po bardzo długiej przerwie powróciłam do Jagodna, aby znów zakosztować ciepła i gościnności Tamary, Róży, Zosi i hrabianek. Trzeba zauważyć, że grono bohaterów ciągle się powiększa i nie sposób wymienić tu każdego z osobna, ale oni wszyscy tworzą jedyny i niepowtarzalny klimat tej przepięknej opowieści.
"Życie jak malowane" to już piąta część cyklu, a...
2021-11-01
BAŚNIOWA RZECZYWISTOŚĆ MIASTECZKA
Listopad rozpoczęłam z pierwszym tomem cyklu "Tajemnice" Magdaleny Kordel. Powieść "Zanim wyznasz mi miłość" wprowadziła mnie w błogi nastrój i otuliła niczym ciepły kocyk. Muszę powiedzieć, że stęskniłam się już za książkami pani Magdy, które są dla mnie zawsze fantastyczną odskocznią od codzienności i jestem wielce zadowolona, że przede mną wciąż druga część tego cudownego cyklu, którą jak najszybciej muszę zdobyć.
Miasteczko gdzieś w górach, pomiędzy Wrocławiem i Jelenią Górą to miejsce jedyne i niepowtarzalne. A to za sprawą cudownych łudzi obdarzonych empatią i gotowych nieść pomoc każdemu w potrzebie. Ewelina, Adela, Muszka, Jagoda, Mateusz, Masza, Jasiek i Ruta pojawiają się niby przypadkiem (bo przecież taką wybraliśmy książkę), ale bardzo szybko stają się naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Okazuje się, że życie bez nich nie było ani kolorowe, ani emocjonujące. Bo to oni potrafią nas rozbawić, zaskoczyć, czasem obdarzą cenną wskazówką, doradzą lub po porostu sprawią, że poczujemy się lepiej. Dwie seniorki Adela i Muszka to charakterne kobiety z klasą. Ich słowne przepychanki, riposty i połajanki wzbudzają uśmiech niczym najlepszy kabaret. Mieć takie babcie to prawdziwy skarb. Wie o tym doskonale Ewelina, którą po śmierci rodziców wychowywały te właśnie panie. Teraz, gdy Ewelka jest już dorosłą kobietą, nadal może liczyć na ich pomoc, dobre słowo oraz wsparcie. Jagoda i Masza to dwie najlepsze przyjaciółki Eweliny, które zawsze wyciągną pomocną dłoń w potrzebie, a nowo poznany Jasiek - tajemniczy, przystojny mężczyzna powoduje u niej przyspieszone bicie serca. Mateusz i Ruta to dojrzali młodzi ludzie, jeszcze nastoletni, a już dorośli za sprawą trudnego losu, bądź należytego wychowania.
Oni wszyscy i każdy z osobna tworzą własne przeplatające się ze sobą wzajemnie historie. Jak każdy z nas mają swoje troski, problemy i tajemnice, w żadnym razie nie są idealni, ale swoim postępowaniem przywracają wiarę w człowieka, jego dobroć, bezinteresowność i wielkoduszność. I choć zła nie brakuje, to na szczęście wciąż zwycięża dobro.
Powołując do życia Miasteczko i jego mieszkańców autorka przedstawiła nam optymistyczną wizję świata, w którym rządzi miłość i nadzieja. I choć obraz ten nosi w sobie pewne elementy sielanki i baśniowości, to jednak nie odbiega od realizmu. Problemy społeczne podjęte w powieści także są bardzo rzeczywiste - krzywdzone zwierzęta, czy dzieci z bidula pozostawione same sobie. Wątek romantyczny jest przewidywalny, ale stanowi ciekawe urozmaicenie i na szczęście nie przeszkadza w ogólnym odbiorze.
Pani Magda wprowadziła do fabuły reminiscencje z przeszłości seniorek, przede wszystkim z czasów II wojny światowej, o której wcale nie chcą opowiadać i zdradzać swoich tajemnic związanych z tamtym trudnym czasem.Tym niemniej zakończenie zaskakuje i zapowiada następne ekscytujące wydarzenia w kontynuacji zatytułowanej "Ty albo żadna".
"Zanim wyznasz mi miłość" to bardzo ciepła i optymistyczna opowieść, którą czyta się błyskawicznie. Historia, która pozostawia po sobie mnóstwo dobrych wrażeń i pozytywne nastawienie do świata i ludzi. Jest idealnym lekiem na jesienną chandrę. Warto po nią sięgnąć nie tylko w długie zimowe wieczory.
BAŚNIOWA RZECZYWISTOŚĆ MIASTECZKA
Listopad rozpoczęłam z pierwszym tomem cyklu "Tajemnice" Magdaleny Kordel. Powieść "Zanim wyznasz mi miłość" wprowadziła mnie w błogi nastrój i otuliła niczym ciepły kocyk. Muszę powiedzieć, że stęskniłam się już za książkami pani Magdy, które są dla mnie zawsze fantastyczną odskocznią od codzienności i jestem wielce zadowolona, że przede...
2021-10-28
ODNALEŹĆ SIEBIE
Katherine Scholes urodziła się na placówce misyjnej w Tanzanii. Afryka była jej domem i teraz przepięknie odmalowuje słowem tamtejsze krajobrazy tworząc historie w jakiś sposób inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Po lekturze "Lwicy" i "Królowej deszczu" zdecydowałam się na "Idealną żonę" - powieść, która przykłuła moją uwagę intrygującym opisem wydawcy oraz nastrojową okładką.
Tym razem wraz z Kitty Hamilton przenosimy się do Tanganiki, gdzie na placówce w Kongarze pracuje jej mąż Theo. Mężczyzna zajmuje się projektem brytyjskiego rządu polegającym na obsadzeniu dużych połaci orzeszkami ziemnymi tworząc ogromne plantacje. Kobieta próbuje zaprzyjaźnić się z innymi Brytyjczykami przebywającymi w Kongarze - ludźmi z wyższych sfer podobnie jak jej mąż Theodore. Jednak to wśród miejscowej społeczności oraz wśród członków misji katolickiej Kitty znajduje prawdziwych przyjaciół. Jej niepokorna natura i artystyczna dusza nie chce się poddać sztywnym ramom i ograniczeniom wyznaczanym przez wyższe sfery. Życie na pokaz i odgrywanie roli idealnej żony zupełnie jej nie wychodzi. Kitty potrzebuje wolności i pragnie nieść pomoc potrzebującym aby czuć się szczęśliwa i spełniona. Tu w Tanganice ma szansę na nowe życie z dala od wspomnień skandalu obyczajowego i dręczącej ją przeszłości, która jednak niczym bumerang powraca w trudnych i stresujących momentach życia. Tu też zdaje sobie sprawę, że jej małżeństwo dalekie jest od ideału, a mąż nie jest już tym samym mężczyzną, którego poślubiła...
"Idealna żona" to kolejna bardzo afrykańska opowieść Katherine Scholes. Niestety nie urzekła mnie tak, jak wcześniej przeczytane, ale pogrążając się w lekturze znów poczułam się jakbym odwiedzała małe afrykańskie miasteczko otoczone przez dziką, egzotyczną przyrodę. Powieść liczy sobie pięćset stron, jednak dopiero w drugiej połowie akcja zdecydowanie przyspiesza, robi się ciekawie i nieprzewidywalnie. Początek jest bardzo niemrawy, zdecydowanie za mało się dzieje i momentami możemy poczuć się znużeni. Opisując codzienne życie w Kongarze, stosunki panujące wśród mieszkańców i różnice kulturowe autorka zamieściła mnóstwo szczegółów i zachowała wiarygodność. Ciekawe otoczenie, malownicze krajobrazy, dzika przyroda i egzotyczne zwierzęta to elementy, które możemy spotkać w każdej powieści Katherine Scholes. Przeplatając wątki teraźniejsze z tym, co wydarzyło się w przeszłości zachowana została spójność i klarowność, tym niemniej zdecydowanie bardziej urzekły mnie teraźniejsze wydarzenia. Powracająca przeszłość - element konieczny w tego typu opowieściach nie zrobiła na mnie niestety większego wrażenia, tym bardziej, że zapowiadany skandal nie wywołał żadnych emocji.
A bohaterowie... Moją faworytką i ulubienicą została główna bohaterka. Kobieta niezależna, zabiegajaca o swoje prawa i pragnąca spełniać marzenia. Zdecydowanie bardziej podobała mi się w roli wyzwolonej artystki, niż idealnej żony. Jej gburowaty i nadęty mąż uciekający przed własnymi demonami w alkohol i szukający pocieszenia u innej kobiety stracił bardzo wiele w moich oczach. Nie wzbudzał we mnie ani żalu, ani zrozumienia, może jedynie nieco litości.. Grono postaci jest dość szerokie i z reguły są to ciekawe i oryginalne osobowości. Ale nie mogę tutaj pominąć jeszcze jednego bohatera - małej oswojonej małpki o imieniu Gilli, która swoją ufnością, niczym dziecko, od razu zyskała sobie miłość Kitty i moją sympatię.
Miło było po raz kolejny wybrać się do Afryki, poznać niewielką społeczność Kongary, podziwiać pięknie opisane zachody słońca, ogromne majestatyczne baobaby i rozległe równiny przekształcone na plantacje orzeszków ziemnych. Podróż ta wywołała we mnie przeróżne emocje i pobudziła na nowo pragnienie zwiedzania świata.
Jeśli tylko lubicie egzotyczne wyprawy, chcecie poznawać ciekawe miejsca i gustujecie w opowieściach obyczajowych z klimatem to Katherine Scholes będzie wspaniałą przewodniczką. Polecam serdecznie.
ODNALEŹĆ SIEBIE
Katherine Scholes urodziła się na placówce misyjnej w Tanzanii. Afryka była jej domem i teraz przepięknie odmalowuje słowem tamtejsze krajobrazy tworząc historie w jakiś sposób inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Po lekturze "Lwicy" i "Królowej deszczu" zdecydowałam się na "Idealną żonę" - powieść, która przykłuła moją uwagę intrygującym opisem wydawcy...
2021-10-12
SNUJ SIĘ, SNUJ BAJECZKO...
Gdy pojawiła się zapowiedź "Panny z bajki" ogłoszona jako powrót Katarzyny Michalak po długiej przerwie wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać. Mam za sobą już kilkanaście książek autorki i to co mnie do nich zawsze przyciągało, to przekaz emocji. Zastanawiałam się jaka będzie ta najnowsza historia, czym autorka mnie zaskoczy tym razem.
Trzy przyjaciółki znające się od piaskownicy, spokojny azyl w postaci małego domku gdzieś na końcu wsi, przeszłość, która rujnuje pragnienia i łamie serce oraz teraźniejszość, w której marzenia mają szansę się spełnić. W takich słowach bardzo ogólnie określiłabym zarys fabuły, z której mogłaby narodzić się interesująca i piękna opowieść, gdzie nic nie jest takim, jakim się wydaje.
Niestety, muszę ze smutkiem stwierdzić, że "Panna z bajki" właściwie niczym mnie nie zaskoczyła. Nie znalazłam w niej także tych emocji, do których Katarzyna Michalak zdążyła mnie już przyzwyczaić. Pomysł na opowieść wydał mi się bardzo sympatyczny i mający naprawdę spory potencjał. Z tego co pamiętam autorka do tej pory nie zaglądała za kulusy filmowego światka, więc myślałam sobie, że będzie się działo... Szkoda, że temat został potraktowany tak płytko i pobierznie i ograniczył się jedynie do aspektu romansów na planie. Hania pisząca scenariusze do szuflady, Magda będąca asystentką reżysera i Lenka marząca o zostaniu wizażystką mogły stworzyć naprawdę idealny team, a tymczasem ich rola ograniczyła się tylko i wyłącznie do sercowych epizodów z mężczyznami z serialu. Potem następowało wzajemne pocieszanie się po zdradzie i kilkukrotne leczenie złamanego serca. Bo warto zaznaczyć, że w tym przypadku nie działała złota zasada mówiąca o tym, że "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki". Wyszło to strasznie infantylnie, naiwnie i słabo. Prawdę mówiąc, po tak nakreślonych relacjach można się zupełnie zrazić do związków, a tego chyba nikt by nie chciał.
Pani Katarzyna nigdy nie była mistrzynią stylu i języka, ale jakoś wcześniej aż tak mnie to nie raziło. Tutaj natomiast drażniły mnie te wszystkie niespójne wypowiedzi, zdania złożone z wtrąconymi równoważnikami zakończonymi wykrzyknikiem i przecinkiem, po którym następowała dalsza część zdania. Przez takie kombinacje do wypowiedzi wkrada się chaos. Pomijam już potoczny jezyk, któremu daleko do literackiego, bo ten aspekt jakoś udało mi się zaakceptować czytając poprzednie książki autorki. No i gdzie są emocje?...
Po tylu niepochlebnych zdaniach zastanawiam się co jeszcze zapisałabym na plus "Pannie z bajki"...
Po pierwsze... okładka, na którą bardzo miło się spogląda i która na pewno jest w typie powieści Katarzyny Michalak. Po drugie... całkiem fajnie został oddany klimat małego wiejskiego domku - bezpiecznej przystani dla bohaterek. Mimo, że jest to chatka na odludziu, w otoczeniu lasu, chętnie bym w niej zamieszkała. Bajka podobnie jak Poziomka, Jagódka, czy Wiśniowy Dworek po prostu coś w sobie ma. I po trzecie... gdzieś w tym gąszczu dziwnych stwierdzeń odnalazłam i wynotowałam sobie krótki, ale bardzo prawdziwy cytat, który zapadł mi szczególnie w pamięć:
"Są ludzie, po których warto rozpaczać. Są też tacy, których odejście przyjmujemy z ulgą. I to oni są podli, a nie my niewdzięczni."
Przykro mi, że "Panna z Bajki" tak bardzo odstaje od znanych i lubianych powieści autorki. Pamiętam te emocjonujące1 wieczory, kiedy zarywałam nockę aby poznać wreszcie zakończenie. Tym razem tak się nie stało. Nawet zakończenie wydało mi się przewidywalne i nijakie. A szkoda...
SNUJ SIĘ, SNUJ BAJECZKO...
Gdy pojawiła się zapowiedź "Panny z bajki" ogłoszona jako powrót Katarzyny Michalak po długiej przerwie wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać. Mam za sobą już kilkanaście książek autorki i to co mnie do nich zawsze przyciągało, to przekaz emocji. Zastanawiałam się jaka będzie ta najnowsza historia, czym autorka mnie zaskoczy tym razem.
Trzy...
ZAGRABIONA KSIĄŻKA, KTÓRA ZNACZY WSZYSTKO
Uwielbiam powieści amerykańskiej pisarki Kristin Harmel, ponieważ każda opowiedziana przez nią historia jest inna i nieszablonowa. Dlatego z ogromną ochotą sięgnęłam po "Księgę utraconych imion", której fabuła dotyczy egzemplarza pewnej wyjątkowej księgi i przenosi czytelnika do Francji w burzliwe czasy II wojny światowej. Już krótki opis wydawcy zaintrygował mnie i wiedziałam, że ta tematyka na pewno przypadnie mi do gustu. I nie pomyliłam się. Co więcej... "Księga utraconych imion" to jak do tej pory najlepsza powieść jaką przeczytałam w tym roku.
Eva Abrams jest bibliotekarką, z pochodzenia Żydówką, która od początku lat pięćdziesiątych XX wieku mieszka na Florydzie. Dziś jest już sędziwą kobietą, a mimo to nadal spędza wiele czasu wśród bibliotecznych półek. Swoją przeszłość i prawdziwe pochodzenie od lat trzyma w tajemnicy. Kiedy jednak Eva dostrzega zdjęcie pewnej księgi w miejscowej gazecie ożywają w niej wspomnienia z czasów II wojny światowej. Fałszowanie dokumentów, szmuglowanie żydowskich dzieci przez francusko-szwajcarską granicę, aresztowania, zdrady wracają do bohaterki z pełną siłą. Eva jest poruszona, musi koniecznie sprawdzić, czy ów sfotografowany egzemplarz to rzeczywiście Księga utraconych imion, która zaginęła podczas okupacji w małym francuskim miasteczku Aurignon. W tym celu kobieta udaje się w podróż do Berlina, mając nadzieję, że uda jej się odzyskać zagrabiony wolumin...
Autorka w rewelacyjny sposób połączyła w tej powieści dwie płaszczyzny czasowe. Zatapiając się we wspomnieniach głównej bohaterki odwiedzamy ogarnięty wojną Paryż,, kiedy z dnia na dzień rośnie presja i terror wobec ludności żydowskiej. Aresztowania, deportacje, ucieczki wzbudzają niepewność i strach oraz zamieniają zwyczajną, spokojną codzienność w koszmar. Ale towarzyszymy też Evie podczas przygotowań i samego wyjazdu do Europy, który ma szansę stać się podróżą jej życia. Oczywiście wydarzenia z przeszłości zdecydowanie przeważają w tej powieści i stanowią tej trzon. Teraźniejszość natomiast jest idealnym uzupełnieniem wojennych zdarzeń, płynnie się z nimi przeplata i w bardzo ciekawy sposób wieńczy oraz podsumowuje całą opowieść.
"Księga utraconych imion" to piękna, wzruszająca, głęboka i niezwykle prawdziwa historia, która na długo pozostaje w pamięci. Wplatając do fabuły motyw fałszerzy i przemytu żydowskich dzieci przez granicę do neutralnej Szwajcarii Kristin Harmel zachęca do bliższego zapoznania się z tym procederem. Pierwowzorem tytułowej księgi, w której, z wykorzystaniem ciągu liczb Fibonacciego, szyfrowano prawdziwe dane szmuglowanych osób był autentyczny, oprawiony w skórę egzemplarz "Epitres et Evangiles" wydrukowany w 1732 roku. Natomiast niewielkie urokliwe miasteczko Aurignon, gdzie Eva wraz z mamą uciekły z okupowanego Paryża zostało wykreowane na wzór kilku takich miejscowości znajdujących się rzeczywiście w południowej okolicy Vichy.
Wojenna rzeczywistość zobrazowana przez autorkę, ukazana z najmniejszymi detalami, jest bardzo wiarygodna i przekonująca. Niezwykle czytelny przekaz emocji spełnił swoją rolę. Napięcie rośnie ze strony na stronę podobnie jak groza wojny, która coraz bardziej odciska swoje piętno. Bohaterowie uczestniczą w niespodziewanych, często traumatycznych wydarzeniach, a zakończenie zdumiewa.
Uważny czytelnik odnajdzie w treści ciekawe złote myśli, które warto wynotować, albo zacytować: "Nadzieja to podstępny złodziej, kradnie teraźniejszość za ułudę jutra."
Powieści, których fabuła w jakiś sposób wiąże się z księgami, książkami, bibliotekami, czy księgarniami zawsze mają szczególne miejsce w moim sercu. Bo przecież "Książki potrafią zmienić życie, ale to ci ludzie, którzy je kochają i poświęcają im życie, naprawdę coś zmieniają. Jeśli książki nie znajdują drogi do czytelników, którzy ich potrzebują – tracą swoją moc." Tak twierdzi Kristin Harmel, a ja całkowicie zgadzam się z autorką.
"Księga utraconych imion" oczarowała mnie bez reszty. Lektura takich książek to sama przyjemność. Już nie mogę się doczekać kolejnej powieści autorki. Tym razem będzie to tytuł "A gdy znów się spotkamy", który, mam nadzieję, niebawem do mnie dotrze.
I na zakończenie jeszcze krótkie przesłanie od głównej bohaterki. Pamiętajcie, że ludzie, którzy „czują w książkach magię – będą mieli radośniejsze życie”. A zatem szukajmy tej magii w kolejnych opowieściach.
ZAGRABIONA KSIĄŻKA, KTÓRA ZNACZY WSZYSTKO
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toUwielbiam powieści amerykańskiej pisarki Kristin Harmel, ponieważ każda opowiedziana przez nią historia jest inna i nieszablonowa. Dlatego z ogromną ochotą sięgnęłam po "Księgę utraconych imion", której fabuła dotyczy egzemplarza pewnej wyjątkowej księgi i przenosi czytelnika do Francji w burzliwe czasy II wojny światowej. Już...