Grzesznik z Las Vegas Klaudia Kupiec 6,6
ocenił(a) na 104 tyg. temu ,,– Wiesz, jakie to dla mnie cholernie trudne, kochać cię i nienawidzić jednocześnie?”
[współpraca reklamowa @wydawnictwoniezwykle ]
,,Striptizerka z Las Vegas” zostawiła mnie z ogromną dziurą w sercu i niewyobrażanym bólem. Myślałam, że wtedy odczuwałam smutek, ale byłam w ogromnym błędzie, bo ,,Grzesznik z Las Vegas” doprowadził mnie do takiego stanu, że płakałam podczas jego czytania. I to nie raz. A naprawdę ciężko wywołać u mnie łzy podczas czytania, a tu proszę. Przychodzi ,,Grzesznik z Las Vegas” i bez najmniejszego problemu mnie złamał, a potem poskładał w cudowny sposób.
Poznajemy dalsze losy Melody i Gabriela po roku przerwy, gdzie każde z nich próbowało żyć z dala od siebie.
Melody już wielokrotnie udowodniła swój silny charakter i waleczność i też wiele razy była dla mnie pewnym autorytetem w walce o własne marzenia. Kiedy jednak jej świat legł w gruzach, a marzenia zgasły jak zapałka, Melody nie pogrążyła się w rozpaczy. Podniosła się i żyła dalej w słonecznej Atlancie. Mimo wszystko los ściągnął na drogę panienki Anderson jej przeszłość, co wywołało ogromną burzę emocjonalną. Nienawiść mieszała się z miłością, a z perspektywy czytelnika naprawdę czułam te wszystkie rozterki i trudności, brak zaufania, pewność i obawy. To był świetny rollercoaster. Serce Melody dalej było jednak otwarte na pomoc innym i uwielbiam ją za to, że całą sobą okazywała wsparcie i robiła tak wiele dobrego, że to tylko jeszcze bardziej pokazało siłę tej bohaterki.
Gabriel Shannon to taki typ człowieka, że dla miłości jest gotów posunąć się w każdą stronę. Strach, który ściskał mu serce, doprowadził go do zguby. Ale jeśli istnieje druga szansa, to czy nie należy z niej skorzystać? Czasami trzeba coś stracić, żeby odważyć się po to sięgnąć ponownie całym sobą. Nie na siedemdziesiąt procent a na pełne sto. I Gabriel krok po kroku przełamuje swoje bariery, opowiada o koszmarach i demonach, aby żaden strach nie zagroził jego miłości. Nie zliczę, ile razy płakałam właśnie nad nim. Jak wiele przeszedł i zrobił, żeby udowodnić swoją miłość i oddanie. Stawienie czoła swojej przeszłości było bardzo trudne i bolesne. Wiele razy miałam chęć go przytulić i też pochwalić za każdy krok w dobrą stronę, który w moim odczuciu jako czytelnika był dość trudny.
Melody i Gabriel mieli wiele wzlotów i upadków. Towarzyszyły im w tym niepewność, obawy i swego rodzaju lęki. Jednak muszę zaznaczyć, że uczucie, które ich połączyło, wyglądało na takie, które zdarza się tylko raz w życiu. Tutaj gesty szły w parze ze słowami, a to wszystko nabierało większego znaczenia. Ta dwójka wiele razy ściskała moje serce z rozczulenia i wywoływała rumieńce na policzkach oraz łaskotanie w brzuchu.
Ta część dylogii Danse Macabre całkowicie skradła moje serce. Nie tylko za sprawą Melody i Gabriela, ale też więzi rodzinnych, a także przyjaźni. Tutaj możemy zobaczyć bardziej rozwiniętą relację Melody i Polly, która jest tak cudowna, że nie da się nad nią nie rozpłynąć. Jak wiemy, zło nigdy nie śpi, a Ramon, który w poprzedniej części dał nieco popalić bohaterom, w GZLV naprawdę nie próżnuje.
Dylogia Danse Macabre dobiegła końca, ale dla mnie ona zawsze będzie żywa i z chęcią będę do niej wracać. Klaudia wykreowała niesamowitą historię w mieście pełnym neonów, grzeszników i zagubionych dusz w strojach striptizerek. Te dwie książki są pełne tajemnic, traumatycznych przeżyć, nieprzewidzianych wydarzeń z mnóstwem oddania, pasji, ambicji i uczucia, które może wzbić czytelnika bardzo wysoko i też boleśnie sprowadzić go na ziemię. Melody i Gabriel już zawsze będą dla mnie bezpiecznym domem i dziękuję Klaudii za każde zdanie, scenę i dialog. Może i nigdy nie byłam w Las Vegas, ale dzięki tej dylogii pokochałam to miasto bez wychodzenia z domu.