-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik1
-
ArtykułyTargi Książki i Mediów VIVELO już 16–19 maja w Warszawie. Jakie atrakcje czekają na odwiedzających?LubimyCzytać1
-
ArtykułyCzternaście książek na nowy tydzień. Silne emocje gwarantowane!LubimyCzytać2
-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant8
Biblioteczka
2018-10-02
2018-07-17
Na "Świat bez książąt" Somana Chainaniego, czyli drugi tom "Akademii Dobra i Zła" czekałam w bibliotece ponad pół roku, ale jakaś wiedźma ją wypożyczyła i nie oddała od października - naprawdę jakaś czytelniczka z mojej biblioteki uczyła się chyba w Akademii Zła.
W końcu dałam sobie spokój i znalazłam e-booka.
Muszę powiedzieć, że wyczułam czas, bo choć seria miała być trylogią, to właśnie doczekała się czwartego tomu, który ma premierę w tym miesiącu, a ja wzięłam się już za tom trzeci(ten na półce grzecznie czekał). A skoro pierwszymi dwoma tomami jestem zachwycona, to myślę, że mogę oczekiwać że tak pozostanie.
"Świat bez książąt" jest wspaniałą kontynuacją "Akademii Dobra i Zła".
Agata i Sofia wróciły do domu, a miasteczko jest uszczęśliwione złamaniem klątwy.
A przynajmniej jest tak dopóki z Puszczy nie zaczną w ich stronę lecieć płonące strzały i głazy burzące ich domy. A niewidzialni napastnicy nie zaczną domagać się wydania...
Obie przyjaciółki, przez jedno nierozsądnie wypowiedziane życzenie muszą wrócić do swojej baśni i Akademii, która nie jest już taka sama...
Wzorce i schematy opowiadanych baśni zostały zachwiane, a dziewczęta zrozumiały, że ich Długo i Szczęśliwie nie musi zakończyć się u boku księcia.
A skoro nie musi, to może nie powinno?
Do krainy baśni przyszedł feminizm w postaci Eweliny Sader. A to może oznaczać tylko kłopoty. W których centrum znajdą się oczywiście nasze dwie bohaterki.
Czy Sofia pozostanie dobra? A może zmieni się ponownie w przerażającą, paskudną wiedźmę?
Jakiego zakończenia baśni pragnie serce Agaty?
I jak na to wszystko zareaguje Tedros?
"Kiedy jesteś dzieckiem, wydaje ci się, że najlepszy przyjaciel jest całym światem. Ale gdy znajdziesz prawdziwą miłość... to się zmienia. Wasza przyjaźń nigdy już nie może być taka sama, ponieważ nie ważne, jak bardzo starasz się zatrzymać jedno i drugie, musisz być lojalny tylko wobec jednego z nich."
Baśnie są okrutne.
Fabuła i bohaterowie zmieniają się i dojrzewają(tak fabuła dojrzewa, nie czepiać się). Wszystko nabiera pełniejszych kształtów(z wyjątkiem Dot). A Akademia Dziewcząt i Akademia Chłopców stają w obliczu wojny, która może się zakończyć jedynie tragicznie.
Soman Chainani w dalszym ciągu karykaturalizuje świat baśni. Wyolbrzymia absurdy, które tam żądzą i sygnalizuje jak bardzo te wzorce są widoczne w naszym świecie.
Pierwszy bezsensowny podział na Dobro i Zło został zachwiany, więc zostaje stworzony nowy, jeszcze bardziej niebezpieczny i napędzany nienawiścią. I choć nieliczni nauczyciele starają się uzmysławiać swoim uczniom, że nie tędy droga, to jest to spowodowane głównie ich zatwardziałymi poglądami, a nie przeświadczeniem, że żaden w tych układów nie jest dobry, bo podziały zawsze prowadzą do konfliktów.
Wszyscy bohaterowie są więźniami stereotypów, zatwardziałych poglądów i oczekiwań wobec wyznaczonego im losu. Samodzielnych i rzeczywistych decyzji nie podejmują, bo nie wiedzą, że mogą.
A w centrum tego wszystkiego są Sofia i Agata, które chcą żyć inaczej, które chcą innego zakończenia. A wszyscy w koło im mówią, że nie ma rozwiązania innego niż te, które są zapisane w baśniach, nie ma miejsca na nic nowego. Zło albo Dobro, książę albo przyjaciółka. Możesz by tylko jednym, możesz mieć tylko jedną osobę, której oddasz serce.
A co zrobią bohaterki?
Feminizm jest sprawą wiodącą. Agata ma bardzo niepewne poglądy, nie wie jakiego chce życia, ale ma jasne przeświadczenie o tym, że nie chce żyć w męskim świecie. Ale chce mieć swojego księcia. Tyle, że na innych zasadach. Równych prawach.
W tym czasie Akademia Dziewcząt jest nastawiona na pozbycie się męskiej generacji raz na zawsze.
Uczennice rezygnują z miłości i książąt. Ale przy okazji również z dbania o urodę, garderobę, a nawet higienę osobistą.
Z kolei chłopcy w swojej części Akademii zachowują się jak małpki wypuszczone z klatki i pałają żądzą zemsty, bo im coś odebrano.
Mamy więc starcie zdrowej feminizacji, polegającej na równości i prawie do decyzji, a kompletnie idiotycznego rodzaju feminizmu, który dąży do napędzania nienawiści. I to wszystko napisane przez faceta. Między linijkami, ale napisane. No cudnie po prostu.
"-Zamknij się! - zagrzmiała Hester i znowu odwróciła się do Agaty. - Nikt nie lubi chłopców! Nawet dziewczęta, którym się podobają, nie mogą z nimi wytrzymać! Chłopcy śmierdzą, za dużo gadają, wszystko psują i zawsze trzymają ręce w kieszeniach spodni, ale to nie znaczy, że możemy chodzić do szkoły, w której ich nie ma! To jak stymf bez kości! To jak wiedźma bez brodawek! Bez chłopców ŻYCIE JEST BEZ SENSU!"
Oba tomy "Akademii(...)" są tak pouczające, pełne morałów i szerokiego pola do własnych przemyśleń, że zaraz zacznę podskakiwać z radości. I to jest lektura dla dorastających dziewczynek!
Polecam, polecam, polecam...
I to jeszcze jak!
Na "Świat bez książąt" Somana Chainaniego, czyli drugi tom "Akademii Dobra i Zła" czekałam w bibliotece ponad pół roku, ale jakaś wiedźma ją wypożyczyła i nie oddała od października - naprawdę jakaś czytelniczka z mojej biblioteki uczyła się chyba w Akademii Zła.
W końcu dałam sobie spokój i znalazłam e-booka.
Muszę powiedzieć, że wyczułam czas, bo choć seria miała być...
2017-10-10
"Niezbędnik obserwatorów gwiazd" to powieść Matthew Quick'a(nie ryzykuję odmieniać), który znany jest między innymi z "Poradnika pozytywnego myślenia", którego nie przeczytałam, ale obejrzałam film. Bynajmniej nie sięgnęłam po książkę z tego powodu wręcz przeciwnie - dobrze, że doczytałam tę informację dopiero w trakcie lektury.
Finley urodził się w mieście rządzonym przez irlandzką mafię i nigdy go nie opuszczał. To ważna informacja, bo nieźle mnie zszokowała. 18-letni chłopak, który nigdy nie wyjeżdżał poza swoje rodzinne miasto?! Ach ta wspaniała, bogata Ameryka, gdzie każdy może wszystko!
Pozostawmy ten szokujący mnie aspekt historii i przejdźmy do konkretów.
Finley nie mówi wiele. Ma w życiu dwie pasje: koszykówkę i swoją dziewczynę Erin. Mieszkając w mieście i chodząc do szkoły w której jest jednym z bardzo niewielu białych, stale czuje się odosobniony.
Sam ma swoją, nieopowiedzianą historię i zbyt wiele zna innych tragicznych historii, aby chcieć pozostać na całe życie w tym mieście.
Pewnego dnia trener jego drużyny prosi go o przysługę, chce aby zajął się nowym uczniem szkoły, osieroconym synem przyjaciela mężczyzny.
Chłopcy zaprzyjaźniają się, choć jeden prawie nigdy nie mówi, a drugi żyje we własnym świecie. Jednak Finley coraz bardziej martwi się o swoje miejsce w drużynie koszykówki, a jego życie komplikuje się też w innych aspektach.
Książka posiada narrację pierwszoosobową i wypada dzięki temu świetnie. Finley jest bardzo dobrym obserwatorem i ma ciekawe przemyślenia. Chłopak niewiele mówi, ale potrafi słuchać.
Ogólnie cała książka jest bardzo stonowana, ale przy tym potęguje emocje w najmniej spodziewanych momentach.
Polecam
"Niezbędnik obserwatorów gwiazd" to powieść Matthew Quick'a(nie ryzykuję odmieniać), który znany jest między innymi z "Poradnika pozytywnego myślenia", którego nie przeczytałam, ale obejrzałam film. Bynajmniej nie sięgnęłam po książkę z tego powodu wręcz przeciwnie - dobrze, że doczytałam tę informację dopiero w trakcie lektury.
Finley urodził się w mieście rządzonym przez...
2017-09-19
Nie wiem czy lubię czy nie lubię opowiadań dopisywanych do różnych serii.
Niezmiennie po nie sięgam, gdy tylko dowiem się o ich powstaniu, ale zwykle czuję się albo zdezorientowana albo zawiedziona albo zniesmaczona.
Bywam zadowolona? Raz na jakiś czas.
Tym razem połowicznie.
Do serii Amy Ewing "Klejnot" powróciłam w tym roku, tak jakoś bez szczególnego powodu, chyba takiego wyłącznie, że nie wiedziałam czemu wcześniej zrezygnowałam.
Trylogia nie jest zachwycająca, ale teraz będę mówić o dwóch opowiadaniach, których bohaterowie - Raven i Garnet, byli zdecydowanymi plusami dziełka Emy Ewing(które mogę określić w wielkim skrócie po prostu płytkim).
Nie tylko byli plusami,ale chętnie bym ich widziała, jako głównych bohaterów(w zastępstwie za Violet).
Powinnam zaznaczyć z góry: oba opowiadania nie są przeznaczone do przeczytania przed serią właściwą, wydarzenia w nich pokrywają się z tymi w pierwszym tomie i popsułyby efekt,które powinno dać zakończenie tomu pierwszego.
Nie radzę też czytać osobom niezaznajomionym z pierwszym tomem, moich dalszych wypocin. Tym mogę tylko nie polecić trylogii;)
"Dom kamienia" to historia z punktu widzenia Raven, przyjaciółki Violet, głównej bohaterki serii. Miałam co do tej dziewczyny mieszane uczucia. Nie byłam też pewna jak autorka podejdzie do jej historii w tym opowiadaniu. Głównie dlatego, że tej autorce nie ufam.
Amy Ewing napisała serię, która powinna być mocna w wydźwięku, poruszyła ciekawe i dość dorosłe tematy i zrobiła z tego słabe romansowo-fantastyczne czytadło, które okazało się... w nawiasie powyżej użyłam jedynego słowa, które mam na ten temat.
Ale, ale wróćmy do Raven.
W trylogii autorce udało się przynajmniej jej nie popsuć. A w opowiadaniu?
Oczekiwałam więcej.
Pisarka zaczyna od sceny przedstawionej w książce, a opisanej z punktu widzenia Violet i kończy na scenie przedstawionej w książce, a opisanej z punktu widzenia Violet, po drodze opisując scenę przedst... Rozumiecie?
Właściwie opowiadanie mogło być dobre, ale się autorce nie chciało.
W miejscu, gdzie mogłaby dopiero zacząć - skończyła.
I to by było w tej kwestii na tyle.
W prawdzie samą Raven udało mi się trochę lepiej poznać, ale nic po za tym.
Liczyłam i się przeliczyłam.
"Garnet" to opowiadanie z punktu widzenia Garneta(a to niespodzianka!), mojej ulubionej postaci w serii.
I nie wiem czy z tego powodu, ale bardzo mi się podobało. Dało mi uczucie, że autorka jednak potrafi dobrze pisać, tylko się nie stara.
Bohater jest dobrze i zgodnie z mymi przewidywaniami poprowadzony(dla mnie nie było żadnej zaskoczki w finale pierwszego tomu), ale w tym opowiadaniu są i inne ciekawe postacie, o których z pewnością niejeden czytelnik "Klejnotu" zechce więcej poczytać.
Ogólnie oba opowiadania wypadają o wiele lepiej od trylogii.
Więc jeśli ją przeczytaliście, to weźcie się za dodatek.
Nie wiem czy lubię czy nie lubię opowiadań dopisywanych do różnych serii.
Niezmiennie po nie sięgam, gdy tylko dowiem się o ich powstaniu, ale zwykle czuję się albo zdezorientowana albo zawiedziona albo zniesmaczona.
Bywam zadowolona? Raz na jakiś czas.
Tym razem połowicznie.
Do serii Amy Ewing "Klejnot" powróciłam w tym roku, tak jakoś bez szczególnego powodu, chyba...
2017-08-17
Uwielbiam serię "Legenda" Marie Lu(jej drugą serię również), więc jak się dowiedziałam o istnieniu nowelki, to automatycznie wpadła na listę do przeczytania.
Zaliczone, zakończone, jestem zadowolona...
Zainteresowanych mogę tylko odesłać to właściwej serii, bo inaczej nowelka nie ma sensu bytu, to tylko taki przyjemny bonusik:)
Uwielbiam serię "Legenda" Marie Lu(jej drugą serię również), więc jak się dowiedziałam o istnieniu nowelki, to automatycznie wpadła na listę do przeczytania.
Zaliczone, zakończone, jestem zadowolona...
Zainteresowanych mogę tylko odesłać to właściwej serii, bo inaczej nowelka nie ma sensu bytu, to tylko taki przyjemny bonusik:)
2017-07-26
"Córka Zjadaczki Grzechów" Melindy Salisbury to książka po której szczególnie wiele się nie spodziewałam, ale za to ile od niej dostałam!
Twylla jest wcieleniem córki bóstw, żyje w pałacu i jest zaręczona z następcą tronu, a przy okazji pełni rolę kata królowej. Jej dotyk zabija każdego kogo dotknie poza członkami rodziny królewskiej. Dziewczyna jest samotna i czuje się jak więzień. Aż pewnego dnia pojawia się Lief...
Tak na początek mamy historię, która właściwie niczym nie odróżnia się od innych powieści fantasy dla młodzieży. Jest dziewczyna, ma moc, ma zadanie, ma rodzinę, ma narzeczonego i no i jest jeszcze ten drugi...
Ale w którymś momencie pojawiają się znaki, że coś ma szansę pójść inaczej i tak właśnie jest!
Autorce udało się nie wpaść w tory stałych rozwiązań fabularnych i dzięki temu dostałam w końcu mój wymarzony koniec historii(tak, wiem że to pierwszy tom i pisarka ma jeszcze szanse to popsuć).
Lormere - kraj w którym dzieje się historia - jest przedstawiony tylko zza murów pałacu i za pomocą wspomnień Twylli, ale jego opisy wspaniale się układają w wizję intrygującej krainy, która posiada własną historię, kulturę, religię, mity i legendy, a nawet konkretnie wytyczone granice i świat przyrody. Tego już dawno nie było - autorka wdraża czytelnika w wymyślony przez siebie świat we wszystkich jego aspektach, jednocześnie nie tracąc słów na opisy. Wszystko powstało tak gdzieś między słowami.
Pierwszoosobowa narracja historii pozwala poczuć pewien rodzaj intymności bohaterki, bo cała historia jest bardzo kameralna. Akcja nie wychodzi poza obręby pałacu, a zwykle nawet poza pokój Twylli. Dodatkowo przez większość czasu sceny nie mają więcej niż dwóch lub trzech bohaterów. I Twylla stała się mi jako czytelniczce bardzo bliska, właśnie dzięki temu, że poznałam szczegółowo jej przemyślenia, nastawienie do innych, zmiany uczuć i wspomnienia.
Dostałam bohaterkę bardzo prawdziwą, z wewnętrznymi rozterkami, której czyny sobie nie zaprzeczają, przy tym bez wątpienia nastolatkę, którą jest.
Pani Salisbury - dziękuję.
Ale nie chodzi mi o świat przedstawiony ani o świetny portret psychologiczny bohaterki, ale o łamanie schematów, którego w tej książce się nie spodziewałam, kiedy zaczęłam lekturę. Dopiero na pewnym zaawansowanym etapie historii obudziła się we mnie nadzieja, że w końcu znalazłam pisarkę, która nie tylko potrafi pisać, ale i pisać niesztampowo, nie według szablonów, ale z pewną przekorą, która sprawia, że zakończenie nie jest takie samo jak zwykle, że bohaterowie podejmą prawdziwe decyzje, a nie takie których oczekują inni, że w końcu bohaterka nie okaże się kolejną gąską, która nie widzi niczego poza własnym nosem i tym swoim jednym jedynym...
Tak, tak poniosło mnie. Dostałam? Przeczytajcie, to się dowiecie.
A teraz nareszcie mój temat na rozprawkę, którego postaram się w rozprawkę nie zmienić i skrócić do minimum moje w tej kwestii wywody.
Jaki jest ostatnio ulubiony trend wśród pisarzy jeśli idzie o inspiracje(może nie ostatnio, a w sumie zawsze)? Baśnie i legendy.
Znane historie zawsze nakręcają twórców i są niewyczerpaną studnią pomysłów na "zarobienie na czymś co już było, ale zapakowaniu w inne pudełko".
Najczęściej? Kopciuszek, czasem Śpiąca królewna, bywa że Śnieżka, ostatnio Królowa Śniegu, momentami Piękna i Bestia... Zawsze te, które najłatwiej przepisać na nowo w innej rzeczywistości, czasem dla innej grupy docelowej.
A kiedy ostatnio czytaliście o fleciście z Hameln? Może oglądaliście "Dawno, dawno temu", choć ja tam tego nie wyłapałam(za to doczytałam) albo jak ja ktoś czytał "Powrót Czerwonego smoka", ale w sumie historia znana, a taka niewykorzystana... Do dziś.
Bo Melinda Salisbury wykorzystała motywy tego ludowego podania i wykorzystała historię szczurołapa jako podwaliny pod własną opowieść. A ja się tak cieszę, że nareszcie ktoś przypomniał sobie o jednej z najbardziej mrożących krew w żyłach baśni braci Grimm. Muszę przeczytać "Śpiącego księcia".
Tak, tak polecam i trzymam kciuki za dalsze tomy
"Córka Zjadaczki Grzechów" Melindy Salisbury to książka po której szczególnie wiele się nie spodziewałam, ale za to ile od niej dostałam!
Twylla jest wcieleniem córki bóstw, żyje w pałacu i jest zaręczona z następcą tronu, a przy okazji pełni rolę kata królowej. Jej dotyk zabija każdego kogo dotknie poza członkami rodziny królewskiej. Dziewczyna jest samotna i czuje się...
2017-04-21
2017-06-03
"Asssassin's heart" to ciekawa i wciągająca powieść high fantasy i mam nadzieję, że zainteresuje się nią jakieś polskie wydawnictwo.
"Asssassin's heart" to ciekawa i wciągająca powieść high fantasy i mam nadzieję, że zainteresuje się nią jakieś polskie wydawnictwo.
Pokaż mimo to2016-02-22
Uwielbiam serię Sarah Maas, a ta część podobała mi się najbardziej z dotychczasowych.
"Queen of Shadows" zaczyna się w kilka miesięcy po zakończeniu poprzedniej części. Caleana/Aelin dotarła w z powrotem do Adarlanu i oczywiście ma już szczegółowy plan co i jak po kolei zrobić, ale wszystko pójdzie w gruzy, kiedy dostanie informacje o wydarzeniach mających miejsce w Szklanym zamku podczas jej nieobecności. I się zaczyna...
W tej części przewija się masa postaci starych i nowych, na przemian budzących śmiech, odrazę bądź głębsze uczucia. Autorka ma to do siebie, że nie kreśli postaci płaskich jak kartka, pomimo że ich historie są na nich zapisane. Nie pojawiają się tu też postacie, które można ocenić i przy tej ocenie pozostać. Nawet stare, dobrze znane czytelnikom postacie, mogą okazać się inne, zaskakują bez przerwy, a to co spodziewane się dzieje tylko po to, by czytelnika zaskoczyć jeszcze bardziej.
Co ze starą ekipą? Aelin w tej części będzie wkurzać, wzruszać i prowokować do granic możliwości. Czy można się dziwić? Bez względu na to czego się od niej oczekuje i tak czytając wciąż jej kibicowałam. Chaol spada na margines i może tam sobie, jak dla mnie, pozostać. Dorian - biedny Dorianek, nie mogę nic napisać, bo będzie że niby spojler. No i Manon - no lubię po prostu tę wiedźmowatą jędzę, która ponoć serca nie ma(nie ma?). Wszyscy będą wciąż swoimi silnymi charakterami i nie pozwolą oderwać się od lektury. Ach, jest jeszcze Arobynn, czyli najlepszy i najwredniejszy bohater tej historii,który nieprzerwanie budzi silne emocje, tak u bohaterów książki, jak i u mnie jako czytelniczki.
A dlaczego ta część podoba mi się jeszcze bardziej od poprzednich? Uwaga, otóż zakręciła mi się łza w oku i to po raz pierwszy w wypadku tej serii! Kiedy? No, nie mogę, bo spojler będzie.
Polecam
Uwielbiam serię Sarah Maas, a ta część podobała mi się najbardziej z dotychczasowych.
"Queen of Shadows" zaczyna się w kilka miesięcy po zakończeniu poprzedniej części. Caleana/Aelin dotarła w z powrotem do Adarlanu i oczywiście ma już szczegółowy plan co i jak po kolei zrobić, ale wszystko pójdzie w gruzy, kiedy dostanie informacje o wydarzeniach mających miejsce w...
2015-02-08
Tom III jest nawet lepszy od poprzednich części. Autorka wprowadza na scenę nowe postacie i nowe wątki. Szczególnie spodobały mi się się fragmenty z wiedźmami i ich nowymi wierzchowcami. Tak jak wcześniej akcja pędzi na złamanie karku i nie daje nam się nudzić. Dramatyczne zakończenie sprawia, że niecierpliwie, lecz z nadzieją na dobrze spędzony czas czekam na tom następny, który zapowiada się bardzo obiecująco.
Polecam
Tom III jest nawet lepszy od poprzednich części. Autorka wprowadza na scenę nowe postacie i nowe wątki. Szczególnie spodobały mi się się fragmenty z wiedźmami i ich nowymi wierzchowcami. Tak jak wcześniej akcja pędzi na złamanie karku i nie daje nam się nudzić. Dramatyczne zakończenie sprawia, że niecierpliwie, lecz z nadzieją na dobrze spędzony czas czekam na tom następny,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-24
Ciekawa, szybka akcja i zakończenie, którego domyślałam się od początku. A mimo to autorce kilka razy udało się mnie zaskoczyć. Jednak to nie historia mnie wciągnęła, tylko postacie. Tak rzadko zdarza się, że postacie są ciekawe i jednocześnie niezbyt irytujące- a w dodatku cała trójka bohaterów "grzeszy" całkiem sporą inteligencją. Po książkach pełnych zakompleksionych i mazgających się głównych postaci, Caleana jest przemiłą odmianą.
Polecam
Ciekawa, szybka akcja i zakończenie, którego domyślałam się od początku. A mimo to autorce kilka razy udało się mnie zaskoczyć. Jednak to nie historia mnie wciągnęła, tylko postacie. Tak rzadko zdarza się, że postacie są ciekawe i jednocześnie niezbyt irytujące- a w dodatku cała trójka bohaterów "grzeszy" całkiem sporą inteligencją. Po książkach pełnych zakompleksionych i...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-12
Jak tak dalej pójdzie to będę miała nową ulubioną pisarkę.
"Szklany tron" wciąga od pierwszej strony i nigdy nie nudzi. Świetnie zarysowane charaktery postaci, w tym główna bohaterka, która budzi nie tylko współczucie(ale nie litość), ale i sympatię - przy tym nie jest ani doskonała(zabójczyni) ani zakompleksiona.
Polecam
Jak tak dalej pójdzie to będę miała nową ulubioną pisarkę.
"Szklany tron" wciąga od pierwszej strony i nigdy nie nudzi. Świetnie zarysowane charaktery postaci, w tym główna bohaterka, która budzi nie tylko współczucie(ale nie litość), ale i sympatię - przy tym nie jest ani doskonała(zabójczyni) ani zakompleksiona.
Polecam
2016-06-18
W ostatnim czasie rynek wydawniczy jest wprost przesycony pozycjami skierowanymi do młodzieży, których akcja dzieje się w post-apokaliptycznym świecie. Wśród nich jednak niewiele jest takich, na które warto poświęcić swój wolny czas. Wśród przeczytanych przeze mnie jest zaledwie kilka takich, które warto zapamiętać i tylko i wyłącznie jedna, która mnie zachwyciła treścią i prawdziwie wciągnęła.
Jednak właśnie spadła na drugie miejsce.
"Podzieleni" Neala Shustermana pozostawili po sobie prawdziwego, niemożliwego do podrobienia po czytelniczego kaca.
Historię opowiedzianą z punktu widzenia trojga bohaterów Connora, Risy i Leviego, których do chwili pierwszego spotkania nie łączyło absolutnie nic, a od rozpoczęcia historii wszystko, rozpoczynamy w chwili, gdy ich życie zostaje przewrócone do góry nogami. Następuje to z powodu panującego w ich świecie prawa, które pozwala rodzicom oddać swoje nastoletnie dzieci na tytułowe podzielenie, polegające na rozczłonkowaniu nieletniego i przeszczepienia jego organów innym.
Choć każde z bohaterów zostaje oddane na ten "zabieg" z innego powodu i w innych okolicznościach, to aby ratować swoje życie są gotowi na wszystko.
Powieść jest wstrząsająca, przerażająca i ekstremalnie wciągająca. Wręcz kipi od emocji, zaskakuje postawami poszczególnych bohaterów i nie pozostawia czasu na oddychanie.
Zakończenie wręcz rozdziera.
Polecam z całego serca, jeśli zawiedliście się na bestsellerach z tego gatunku, to absolutnie się temu nie dziwię, jednak jestem pewna, że ta powieść zasługuje na szansę u każdego czytelnika.
W ostatnim czasie rynek wydawniczy jest wprost przesycony pozycjami skierowanymi do młodzieży, których akcja dzieje się w post-apokaliptycznym świecie. Wśród nich jednak niewiele jest takich, na które warto poświęcić swój wolny czas. Wśród przeczytanych przeze mnie jest zaledwie kilka takich, które warto zapamiętać i tylko i wyłącznie jedna, która mnie zachwyciła treścią i...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07-20
"Little Peach" to krótka i przerażająca lektura o tragicznych losach córki narkomanki, jej nadziejach i próbie poprawy swojego życia. O naiwności małej dziewczynki, wciągniętej w świat prostytucji i próbie uwolnienia się spod wpływu "tatusia".
Mocna i bardzo emocjonalna.
"Little Peach" to krótka i przerażająca lektura o tragicznych losach córki narkomanki, jej nadziejach i próbie poprawy swojego życia. O naiwności małej dziewczynki, wciągniętej w świat prostytucji i próbie uwolnienia się spod wpływu "tatusia".
Mocna i bardzo emocjonalna.
2016-03-28
Przeczytałam właściwie tylko po to, aby sprawdzić czy warto czytać serię, jeśli idzie o styl autorki. I chyba jestem zainteresowana. O treści niewiele da się powiedzieć, ale napisane dobrze. Historia kojarzy mi się z "Bracia Lwie Serce" Astrid Lindgren, a przynajmniej z pierwszym rozdziałem.
Przeczytałam właściwie tylko po to, aby sprawdzić czy warto czytać serię, jeśli idzie o styl autorki. I chyba jestem zainteresowana. O treści niewiele da się powiedzieć, ale napisane dobrze. Historia kojarzy mi się z "Bracia Lwie Serce" Astrid Lindgren, a przynajmniej z pierwszym rozdziałem.
Pokaż mimo to2015-01-21
Taki tam dodatek - ani ziębi ani chłodzi, więc można pominąć milczeniem.
Taki tam dodatek - ani ziębi ani chłodzi, więc można pominąć milczeniem.
Pokaż mimo to2015-03-07
"The Jewel" to kolejna książka z cyklu "kiedyś i gdzieś w przyszłości, może być tak a tak". Ogólnie to wszystkie takie powieści mają prawie wszystkie wątki wspólne. Różnice pojawiają się jedynie w formie i treści oraz lekko w charakterach postaci.
Jest to historia Violet, która została zmuszona do bycia surogatką, co jak się okazuje z wielu powodów jest niebezpieczne. Rzecz jasna dziewczyna nie ma ochoty na rodzenie czyjegoś dziecka. Korzystając z okazji planuje uciec, tylko że się zakochuje.
Amy Ewing przedstawia świat w którym:
- na całej planecie istnieje tylko jedno miasto, podzielone na dzielnice("Niezgodna");
- społeczeństwo jest podzielone( a to jest zawsze i wszędzie);
- główna bohaterka ma wybuchowy charakter i mało rozumu( to też jest zawsze);
- Violet zostaje zabrana z domu i rozdzielona z rodziną, w dodatku głównej bohaterce ciągle grozi śmierć ( tak jak w "Igrzyskach śmierci");
- nastoletnia, nagła i mało głęboka miłość, jeśli w ogóle można ją nazwać miłością, która opiera się na tym, że para prawie się nie zna( chyba nie muszę mówić: zawsze);
- bardzo duże niebezpieczeństwo na każdym kroku grożące Violet( "Igrzyska śmierci, "Niezgodna" itd.);
- balowe sukienki i nieograniczone bogactwo władzy( "Selekcja", "Igrzyska śmierci");
- gdzieś za chroniącym miasto murem, jest dużo wody( "Legenda. Rebeliant").
Można by jeszcze długo wymieniać, ale pora na podsumowanie: jeśli ktoś przeczytał wszystkie książki zamieszczone powyżej w nawiasach, a ma ochotę na powtórkę z rozrywki, to "The Jewel" świetnie się nadaje do tego aby: ponownie spotkać identyczne i płaskie postacie( z drobnymi wyjątkami), zobaczyć te same wątki i wciągnąć się w lekturę, która da czytelnikowi tylko tyle, że nie będzie się nudził przez kilka godzin, to polecam.
"The Jewel" to kolejna książka z cyklu "kiedyś i gdzieś w przyszłości, może być tak a tak". Ogólnie to wszystkie takie powieści mają prawie wszystkie wątki wspólne. Różnice pojawiają się jedynie w formie i treści oraz lekko w charakterach postaci.
Jest to historia Violet, która została zmuszona do bycia surogatką, co jak się okazuje z wielu powodów jest niebezpieczne....
Baśń o Królowej Śniegu, to moja druga z kolei ukochana baśń. Drugą jest wyłącznie dlatego, że moje serce zostało wcześniej skradzione przez Roszpunkę. Gdy obecnie się nad tym zastanawiam, to z racjonalnego punktu widzenia powinna mieć I miejsce. Serce nie bywa racjonalne, ale drugie miejsce nie jest takie złe, prawda?
Za absolutnie każdą adaptację, interpretację, czy cokolwiek zainspirowanego, którąś z tych baśni jestem gotowa oddać wszystko, byle tylko rzucić się ponownie w świat wyobraźni pięcioletniej mnie i zobaczyć, jak inni te historie widzą...
Vicki L. Weavil napisała powieść o Królowej Śniegu i trafiła na moją listę obowiązkowych lektur.
Thyra Winter to nastoletnia Królowa Śniegu, któraś już z kolei. Musi poskładać magiczne lustro i w tym celu znajduje sobie faceta, Kaia oczywiście.
Co ma piernik do wiatraka, co ma chłopak do lustra? Ja nie bardzo pojęłam.
W każdym razie po brawurowym porwaniu nieletniego, nasza nieśmiertelna Królowa ma sporo roboty. Przy lustrze, chłopaku, kłamaniu, poszukiwaniu, oszukiwaniu...
Nie bardzo mi przypadła do gustu Thyra Winter, jako Królowa Śniegu. To już Elsa była lepszą wersją Królowej Śniegu. Przynajmniej miała jakieś własne powody, do bycia taką, jaka była. Thyra za to jest wzorem cnót. Nie ma wad. Tylko czasem kłamie i porywa ludzi...
Jako osoba bardzo przywiązana do historii o lustrze i jego składaniu, byłam zasmucona zrzuceniem wszystkich złych pobudek na gościa, który został złym, aby zła nie musiała być Królowa Śniegu. I nawet nie napisaniem mu jakiegoś sensu, poza byciem złym gościem.
Najlepiej poprowadzoną postacią w tej książce jest, ku memu zaskoczeniu, Gerta. Urocza i zdeterminowana, młoda dziewczyna, która jest gotowa zrobić wszystko dla ukochanego, który nawet nie odwzajemnia jej uczuć. Jest napisana, tak dobrze, jak dobrze powinna być napisana główna bohaterka. A to miała być historia Królowej Śniegu, a nie po raz kolejny Gerty.
Sam Kai wypada nijako. W sumie wypadłby nijako, gdyby nie fakt, że jego motywy są zabarwione bardzo ciekawymi wątkami psychologicznymi. Chłopak ma przemyślenia i dylematy, które są bardzo dobrym materiałem na fajną historię.
Powieść jest napisana w miarę dobrze. Boli mnie tylko zrzucenie całego bycia "złym" na postać inną niż Królowa Śniegu(podobnie jak w "Krainie Lodu"), wybielenie tej postaci(w charakterze, bo stroju już bardziej się nie dało), zawalenie wątku lustra(to najlepszy aspekt oryginalnej baśni!) i daniu lodowej korony jakiemuś dziewczątku. Gerta i Kai za to wyszli cudownie.
A i tak, myślałam, że to będzie taka poważniejsza historia w pewnych kwestiach, a tu tylko parę buziaków, a upałów brak...
Baśń o Królowej Śniegu, to moja druga z kolei ukochana baśń. Drugą jest wyłącznie dlatego, że moje serce zostało wcześniej skradzione przez Roszpunkę. Gdy obecnie się nad tym zastanawiam, to z racjonalnego punktu widzenia powinna mieć I miejsce. Serce nie bywa racjonalne, ale drugie miejsce nie jest takie złe, prawda?
więcej Pokaż mimo toZa absolutnie każdą adaptację, interpretację, czy...