-
ArtykułyCzytamy w majówkę 2024LubimyCzytać30
-
ArtykułyBond w ekranizacji „Czwartkowego Klubu Zbrodni”, powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak jako serialAnna Sierant1
-
ArtykułyNowe „Książki. Magazyn do Czytania”. Porachunki z Sienkiewiczem i jak Fleming wymyślił BondaKonrad Wrzesiński1
-
ArtykułyKrólowa z trudną przeszłościąmalineczka740
Biblioteczka
2022-11-03
2024-04-05
2024-02-21
Ależ to jest napisane! Będę szczera, nie znoszę książek z gatunku autofikcji i zwykle odnoszę się do nich sceptycznie. Dlatego „Hałastra” czekała na moim czytniku chyba od lata. Tak, owszem, mamy tu rekonstruowanie historii rodzinnej, ale w jakim stylu! Książka napisana jest prostym, dość raźnym stylem, który znakomicie się czyta. Jednak konstrukcja tej małej książeczki jest misterna, przenikają się płaszczyzny, opowieść toczy się wielowarstwowo z częstymi zmianami perspektywy. Na kanwie historii rodzinnej dostajemy opowieść o kobiecie w małej, konserwatywnej społeczności, a której głównym grzechem jest uroda, dostajemy opowieść o solidarności rodzinnej, o tym, że rodzina jest siłą, ale może też nieść destrukcję, a także o tym, co z ludźmi robi wojna. Całkiem sporo jak na książkę liczącą zaledwie 168 stron. Monika Helfer napisała swoją trylogię, „Hałastra” jest jej pierwszą częścią, będąc już bardzo dojrzałą osobą i pisarką. Pewnie stąd jej oszczędność, głębia, poziom refleksji. Świetna książka.
Ależ to jest napisane! Będę szczera, nie znoszę książek z gatunku autofikcji i zwykle odnoszę się do nich sceptycznie. Dlatego „Hałastra” czekała na moim czytniku chyba od lata. Tak, owszem, mamy tu rekonstruowanie historii rodzinnej, ale w jakim stylu! Książka napisana jest prostym, dość raźnym stylem, który znakomicie się czyta. Jednak konstrukcja tej małej książeczki...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-20
To są opowiadania wybitne. Ich intensywność, koronkowa konstrukcja, portrety bohaterów, język, mistrzowskie niedopowiedzenia, wszystko to sprawia, że wchodzimy bardzo głęboko w ludzkie dusze. Bohaterami tych opowiadań są osoby ze społeczności, które zawsze, niezależnie od władzy i systemów politycznych, były i są na marginesie. Górnicze miasteczka, podupadające gospodarstwa, stacje benzynowe, po których hula wiatr jak na obrazach Hoppera. Osoby, które urodziły się tu i tu umrą, jedynie jeden z bohaterów wyrywa się do miasta, ale czy dobrze to się kończy?
Breese D'J Pankace doskonale panował nad materią. Proporcja między tym, co powiedziane i co niedopowiedziane, jest zachwycająca. Opowiadania, mimo, że są krótkie, wymagają skupienia uwagi, a ja niektóre czytałam po kilka razy, żeby wgryźć się w historię i zrozumieć bohatera.
Zaprawdę wielka to była frajda czytać opowiadania z tomu „Trylobity”. Obcowanie z pisarzem niemal doskonałym; obcowanie z tekstem, który nie chce do końca odkryć swoich sekretów. Jest jak cukierek zawinięty w kilka warstw papierków. Samo odwijanie to czysta przyjemność. Wszystkie historie, opisane w zaledwie 12 opowiadaniach, są głęboko poruszające, pokazujące tragizm ludzkiego losu, fatum… czegoś nieuniknionego, co wisi nad bohaterami.
Głęboko egzystencjalna proza. Zapierająca dech w piersiach. Wspaniała, po prostu.
To są opowiadania wybitne. Ich intensywność, koronkowa konstrukcja, portrety bohaterów, język, mistrzowskie niedopowiedzenia, wszystko to sprawia, że wchodzimy bardzo głęboko w ludzkie dusze. Bohaterami tych opowiadań są osoby ze społeczności, które zawsze, niezależnie od władzy i systemów politycznych, były i są na marginesie. Górnicze miasteczka, podupadające...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-11
„Outpost” to książka niesłychanie aktualna. Nic dziwnego, bowiem jest dość dosadną metaforą. Pisząc „dosadną” nie wartościuję. Głuchowski znany jest z kreślenia swoich opowieści i bohaterów wyrazistymi kreskami. „Outpost” to klasyczne postapo, ale z tych, które rzeczywistość dogania szybciej niż inne historie tego gatunku, bowiem akcja dzieje się w Rosji. A apetyty Rosji są powszechnie znane i ich eskalacja w ostatnich dwóch latach odbywa się niepokojąco blisko naszej granicy. W „Outpost” jest wszystko, co lubię u Głuchowskiego. Klarowny pomysł, zwroty akcji, fabuła, fikcja i elementy rzeczywistości zestawione w dobrych proporcjach, sugestywnie nakreśleni bohaterowie, którzy są ludźmi z krwi i kości. Wszystko jest sensualne i dotykalne. Czuje się smród skażonej Wołgi, czuje się strach ludzi. Mocne to. Głuchowski ma świetne pióro, a jego książki czerpią pełnymi garściami z najlepszych tradycji rosyjskiej literatury, zresztą chętnie do niej wprost nawiązuje. U niego zawsze chodzi o ludzką duszę, o którą walczą biesy. I zawsze jest to walka na życie i śmierć. „Outspost” jest rozrywką na wysokim poziomie, dobrze napisaną i sprawiającą, że ciarki chodzą mi po plecach. Ta apokalipsa wydaje się naprawdę blisko.
„Outpost” to książka niesłychanie aktualna. Nic dziwnego, bowiem jest dość dosadną metaforą. Pisząc „dosadną” nie wartościuję. Głuchowski znany jest z kreślenia swoich opowieści i bohaterów wyrazistymi kreskami. „Outpost” to klasyczne postapo, ale z tych, które rzeczywistość dogania szybciej niż inne historie tego gatunku, bowiem akcja dzieje się w Rosji. A apetyty Rosji są...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-07
To była miłość od pierwszego zdania. Nie pisałam opinii o pojedynczych tomach, bo czułam, że to nie będzie reprezentatywne. I miałam rację. Te trzy tomy, „Pojechałam do brata na południe”, „Jedziemy z matką na północ” i „Wracam do domu”, tworzą jedność. I to jest nieprawdopodobnie mocne. Karin Smirnoff dokonała rzeczy, w moim odczuciu, niezwykłej i trudnej. Snuje opowieść o ludziach potwornie poranionych przemocą, brakiem miłości, cierpieniem, ale robi to w niemal awanturniczym stylu. Tu nie ma miejsca na rozczulanie się nad bohaterami, jest mocna kreska, jest akcja, są wyraziste emocje. Tu się dzieje. Także w języku. Smirnoff wymyśliła język do swojej trylogii. Zdania są rwane, niespokojne, dosadne. Czasem słowa zbijają się w jedno, czasem interpunkcja żyje własnym życiem. To daje niesamowitą dynamikę i zmysłowość tekstowi. I moc postaciom. Główna bohaterka, Jana, czasem jest wkurzająca, dzika, to nie jest postać milusińska, którą bezwarunkowo się lubi. Trzeba czasem wykazać się dobrą wolą, zacisnąć zęby, żeby zaakceptować jej postępowanie. Zresztą Smirnoff tworzy całą galerię dziwacznych, kanciastych postaci, pokaleczonych emocjonalnie, niepogodzonych z życiem i samymi sobą. Życie na północy jest trudne, surowe, ludzie są brutalni, nieczuli, walczą o przetrwanie. Trylogia Smirnoff skrzy się stylistycznymi i fabularnymi fajerwerkami, ale w gruncie rzeczy to sugestywna opowieść o ludziach poranionych, którzy wciąż muszą walczyć o to, by utrzymać głowę nad powierzchnią. Ale jest to też opowieść o siostrzano-braterskiej więzi i o tym jak silna jest w nas, ludziach, potrzeba miłości. I o walce o siebie, za wszelką cenę. Autorka stworzyła też niesamowity klimat, jest magia w jej opisach północy, czuje się, że ona kocha i czuje te strony. A ja razem z nią. Czytałam momentami z wypiekami na twarzy.
To była miłość od pierwszego zdania. Nie pisałam opinii o pojedynczych tomach, bo czułam, że to nie będzie reprezentatywne. I miałam rację. Te trzy tomy, „Pojechałam do brata na południe”, „Jedziemy z matką na północ” i „Wracam do domu”, tworzą jedność. I to jest nieprawdopodobnie mocne. Karin Smirnoff dokonała rzeczy, w moim odczuciu, niezwykłej i trudnej. Snuje opowieść o...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-07
Przeczytawszy „Białość” po”Septologii” odczuwam żałość i rozczarowanie. Nie mam pewności, czy te dwie rzeczy napisał ten sam człowiek.
Przeczytawszy „Białość” po”Septologii” odczuwam żałość i rozczarowanie. Nie mam pewności, czy te dwie rzeczy napisał ten sam człowiek.
Pokaż mimo to2024-01-10
2023-12-05
Zaczyna się obiecująco, ale bardzo szybko książka zaczęła mnie nużyć, nudzić i męczyć. Jest to powieść z tezą, czego szczerze nie cierpię. Wątek kryminalny jest jedynie pretekstem do snucia, bez wątpienia słusznych, rozważań na temat opresyjności i przemocy wobec kobiet. Powieść „Mam do pana kilka pytań” padła ofiarą poprawności autorki, która jakby nagle zapomniała o tym, co jest żywiołem literatury. Po absolutnie zachwycającej książce „Wierzyliśmy jak nikt” nowa powieść Maccai jest jedynie bladym odbiciem. Dla mnie, przykre rozczarowanie.
Zaczyna się obiecująco, ale bardzo szybko książka zaczęła mnie nużyć, nudzić i męczyć. Jest to powieść z tezą, czego szczerze nie cierpię. Wątek kryminalny jest jedynie pretekstem do snucia, bez wątpienia słusznych, rozważań na temat opresyjności i przemocy wobec kobiet. Powieść „Mam do pana kilka pytań” padła ofiarą poprawności autorki, która jakby nagle zapomniała o tym,...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-02
Nie mam chemii z tą książką. Szczerze mówiąc, nawet jej nie dokończyłam, bo uznałam, że niczego nowego nie wnosi do mojego życia i szkoda mi czasu. Owszem, niektóre pomysły są ciekawe, niektóre zaskakujące, ale wszystkie dość wykoncypowane, skrojone z matematyczną precyzją (co zasadniczo jest komplementem). Tego typu pomysły, na granicy surrealizmu i groteski, można mnożyć w nieskończoność, inna sprawa, czy one są nośne, czy tylko efektowne. Czy opowiadają nam o ważnych tematach w sposób nowy i ożywczy? Moim zdaniem mistrzem w tym „gatunku” jest George Saunders, a dużo bardziej przemówiły do mnie opowiadania Raphaela Boba-Waksberga z tomu „Ktoś, kto będzie cię kochał w całej twej nędznej glorii”, bo były o niebo zabawniejsze, a przez to bardziej przekonujące. Może właśnie najbardziej brak mi u Schweblin poczucia humoru, wszystko jest tu poważne, i serio, i zaangażowane, a niektóre rzeczy napisane dużymi literami jak opowiadanie o motylach. Dla mnie, niekoniecznie.
Nie mam chemii z tą książką. Szczerze mówiąc, nawet jej nie dokończyłam, bo uznałam, że niczego nowego nie wnosi do mojego życia i szkoda mi czasu. Owszem, niektóre pomysły są ciekawe, niektóre zaskakujące, ale wszystkie dość wykoncypowane, skrojone z matematyczną precyzją (co zasadniczo jest komplementem). Tego typu pomysły, na granicy surrealizmu i groteski, można mnożyć...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-22
Odświeżające. Za każdym razem spotkanie z literaturą azjatycką jest dla mnie przygodą, wyprawą w nieznane. Bo nigdy nie wiem czy dziwność wynika z ekscentryczności autora_ki, czy z różnic kulturowych. Nie inaczej jest w przypadku Amandy Lee Koe i jej opowiadań z tomu "Ministerstwo moralnej paniki". Te opowiadania są dziwne? Czy dziwność jest we mnie? Autorka opowiada o relacjach i granicach w tych relacjach. Może moralna panika to za dużo powiedziane, ale pisarka wzbudza niepokój, podważa oczywistości, bada przestrzenie pomiędzy, strefy zakazane, nasze ukryte pragnienia i intencje. Jest w tym coś fascynującego. Nie wszystko da się objąć "szkiełkiem i okiem", pozwólmy czasem porwać się nurtowi, którego nie rozumiemy, który nas zanosi w rejony nieznane, stawia przed nami pytania może nawet te same, ale zadane w inny sposób, oświetlone z innej strony. To jest fascynujące. I co ważne, bohaterkami wszystkich, prawie, opowiadań są kobiety, to ich świat bada i opisuje Amanda Lee Koe. W tym świecie nic nie jest oczywiste.
Odświeżające. Za każdym razem spotkanie z literaturą azjatycką jest dla mnie przygodą, wyprawą w nieznane. Bo nigdy nie wiem czy dziwność wynika z ekscentryczności autora_ki, czy z różnic kulturowych. Nie inaczej jest w przypadku Amandy Lee Koe i jej opowiadań z tomu "Ministerstwo moralnej paniki". Te opowiadania są dziwne? Czy dziwność jest we mnie? Autorka opowiada o...
więcej mniej Pokaż mimo toBardzo ciekawie skomponowane kompendium wiedzy o Norwegii począwszy od początku XX wieku. Każdy rozdział zaczyna się od naświetlenia konkretnego zagadnienia (np. referendum w sprawie rozwiązania unii szwedzko-norweskiej w 1905, emigracja do Ameryki, nastroje pronazistowskie w czasie II wojny, równouprawnienie kobiet, ekologia, problemy mniejszości narodowych, integracja i przyjmowanie uchodźców, przystąpienie do wspólnoty europejskiej itd.), potem autorzy przytaczają teksty źródłowe: pamiętniki, listy, wspomnienia, wywiady, artykuły do gazet, co daje nam ludzki punkt widzenia na wyżej wspomniane sprawy. Wyłania się z tej książki obraz społeczeństwa odpowiedzialnego, postępowego, kierującego się zdrowym rozsądkiem. Niektóre norweskie dyskusje społeczne z lat 70-tych (np. na temat ekologii) wciąż nie mogą się u nas odbyć. Wadą „Podróży na Północ” jest brak informacji jak pewne konkretne kwestie udało się rozwiązać (Czy powstała elektrownia wodna na rzece Alta? Jak potoczyły się losy norweskich Cyganów, zwanych tu Romani?). Na szczęście od czego mamy internet (dostępny w Norwegii niemal w każdym publicznym miejscu). Książka towarzyszy mi bowiem w trzytygodniowej podróży po północnej Norwegii i dużo lepiej mi się sprawdza niż przewodnik turystyczny. Pozwala wyostrzyć obiektyw. Pomaga zobaczyć pewne społeczne i polityczne aspekty obcego kraju w innym, szerszym kontekście. Bardzo pożyteczna pozycja. Dla zainteresowanych.
Bardzo ciekawie skomponowane kompendium wiedzy o Norwegii począwszy od początku XX wieku. Każdy rozdział zaczyna się od naświetlenia konkretnego zagadnienia (np. referendum w sprawie rozwiązania unii szwedzko-norweskiej w 1905, emigracja do Ameryki, nastroje pronazistowskie w czasie II wojny, równouprawnienie kobiet, ekologia, problemy mniejszości narodowych, integracja i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-12
To jest szalone. Dziwne. Na swój sposób piękne. Prowincja opisana inaczej niż zwykle, starość opisana inaczej niż zwykle. Zresztą nic u Bawołka nie jest takie jak. Pisarz stworzył własny, oryginalny styl pisania. Realistyczny i oniryczny. Na zewnątrz i od wewnątrz. Jest w tym nerw opisywania rzeczywistości i egzystencjalnego zanurzenia się w świat, w którym żyjemy. Czy chcę więcej? Jeszcze nie wiem. Ale z pewnością Waldemar Bawolek to pisarz jedyny w swoim rodzaju, oryginalny i osobny w polskiej literaturze.
To jest szalone. Dziwne. Na swój sposób piękne. Prowincja opisana inaczej niż zwykle, starość opisana inaczej niż zwykle. Zresztą nic u Bawołka nie jest takie jak. Pisarz stworzył własny, oryginalny styl pisania. Realistyczny i oniryczny. Na zewnątrz i od wewnątrz. Jest w tym nerw opisywania rzeczywistości i egzystencjalnego zanurzenia się w świat, w którym żyjemy. Czy chcę...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-07
Gęsta i mocna emocjonalnie opowieść. O czasach chaosu (po wojnie secesyjnej w Ameryce Północnej), o czasach pomieszania wartości, pojęć, praw, tożsamości. W tym wszystkim, w tym całym galimatiasie, oczywiście króluje przemoc, szybkie wyroki, zemsta, odwet. A jednak to jest opowieść o dobru w ludziach, o braku różnic, o wyzwalającej sile miłości. O człowieczeństwie. Opowieść uniwersalna. Trzymająca mocna za gardło. Napisana wspaniałym językiem, szacun dla tłumacza Krzysztofa Cieślika.
Gęsta i mocna emocjonalnie opowieść. O czasach chaosu (po wojnie secesyjnej w Ameryce Północnej), o czasach pomieszania wartości, pojęć, praw, tożsamości. W tym wszystkim, w tym całym galimatiasie, oczywiście króluje przemoc, szybkie wyroki, zemsta, odwet. A jednak to jest opowieść o dobru w ludziach, o braku różnic, o wyzwalającej sile miłości. O człowieczeństwie. Opowieść...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-05
Ciekawa i inspirująca rozmowa. Sporo tematów do samodzielnego przemyślenia.
Ciekawa i inspirująca rozmowa. Sporo tematów do samodzielnego przemyślenia.
Pokaż mimo to2023-09-06
2023-09-02
Bardzo podobał mi się ten tom wierszy Tomasza Różyckiego. Dał mi przyjemność frazy, zaskoczenie skojarzeniami i metaforami, sarkazm i ironię, dystans, poczucie humoru, jakie jest mi bliskie. To poezja dojrzała, nasycona. Egzystencjalna. Pełna. Budząca intymne refleksje na tematy ważne jak przemijanie, miłość, strata, życie po prostu.
„Dostać w jednym pakiecie świadomość plus śmiertelność, to dopiero kawał” (to dopiero kawał, prawda?) albo „jest gdzieś we mnie miejsce/ o najniższej możliwej energii, bliskiej zeru,/ zeru absolutnemu. W tamtą stronę skręca/ się każdej nocy ciało w wirówce pościeli” (kto tego nie zna?).
Albo: „I kiedy piszesz słowo „wolność” to zaraz z języka polskiego wypełza cały rój pasożytów i drobin sadzy, lepiących się od liter i zaczyna szeleścić, brzęczeć, wykrzywiać czcionkę…”
Nie mówiąc już o kultowym wierszu zatytułowanym „Kryzys czytelnictwa polskiego” opowiadającym o ostatnim czytelniku, ale po to polecam sięgnąć osobiście…
Bardzo podobał mi się ten tom wierszy Tomasza Różyckiego. Dał mi przyjemność frazy, zaskoczenie skojarzeniami i metaforami, sarkazm i ironię, dystans, poczucie humoru, jakie jest mi bliskie. To poezja dojrzała, nasycona. Egzystencjalna. Pełna. Budząca intymne refleksje na tematy ważne jak przemijanie, miłość, strata, życie po prostu.
„Dostać w jednym pakiecie świadomość...
2023-08-25
Piękne. To nie czytanie, to dotykanie, smakowanie, wąchanie, odczuwanie. Bycie.
Piękne. To nie czytanie, to dotykanie, smakowanie, wąchanie, odczuwanie. Bycie.
Pokaż mimo to2023-08-21
To chyba najbardziej zakręcona i odlotowa książka, jaką czytałam. Podobno autor, Juhani Karila, miał zamiar napisać pastisz „Starego człowieka i morza”, ale wyszło mu coś, moim zdaniem, dużo lepszego.
Akcja dzieje się w Laponii, mamy tu elementy lokalnego folkloru, odrębny język, nietuzinkowych bohaterów, a bohaterką jest kobieta, Elina, która ma do załatwienia sprawę z samą sobą, bardzo konkretną. Dotyczy naszego kobiecego wiecznego poczucia winy za tzw. cały świat, nieudane związki, niedobre wychowanie dzieci i ogólnie bycie nie dość dobrą.
Jest to też książka o tym, że korzenie i skrzydła są tak samo ważne, a wybór nie jest konieczny.
Całkiem sporo udało się autorowi, Juhaniemu Karili zawrzeć w tej niezwykłej książce. Która do tego wszystkiego jest zabawna, zaskakująca, momentami mocno absurdalna. Zresztą zestawienie, tego co rozumiemy z tym, co jest obce, niezrozumiałe, czego się (świadomie lub nie) wyrzekliśmy jest osią tej książki i myślę, że dotyczy nas wszystkich.
Osobne brawa należą się tłumaczowi. A żeby dowiedzieć się za co, trzeba przeczytać nie tylko książkę, ale również posłowie. Polecam i mam nadzieję, że, podobnie jak ja, będziecie kręcić z niedowierzaniem głową. W każdym razie, w moim czytelniczym rankingu „Polowanie na małego szczupaka” zajmuje wysoką pozycję.
To chyba najbardziej zakręcona i odlotowa książka, jaką czytałam. Podobno autor, Juhani Karila, miał zamiar napisać pastisz „Starego człowieka i morza”, ale wyszło mu coś, moim zdaniem, dużo lepszego.
Akcja dzieje się w Laponii, mamy tu elementy lokalnego folkloru, odrębny język, nietuzinkowych bohaterów, a bohaterką jest kobieta, Elina, która ma do załatwienia sprawę z...
2023-07-02
„Utopcami” Puzyński zdobyła mnie całkowicie. Od pierwszych stron.
Po pierwsze konstrukcja powieści jest tak obmyślana, że łapie czytelnika za twarz i nie puszcza, do końca. Autorka po czterech napisanych książkach całkowicie panuje nad opowieścią, mnoży tropy, sprawnie zaplata wątki. Niczego nie puszcza, wszystkie wątki wyjaśnia i wszystkie mają swoje racjonalne rozwiązanie. Tu nie ma ściemy. Fajne jest, że naświetla sprawę z punktu widzenia różnych postaci, ale nie ma tu uporczywych powtórzeń, tzw. męczenia buły. Autorka pewną ręka prowadzi intrygę, bez niepotrzebnych wtrętów i obyczajowej waty.
Po drugie, podoba mi się element grozy i ludowych wierzeń, które wplata w fabułę nienachalnie, tak, żeby dodać smaku, ale nie przesadzić.
Po trzecie, odrobina humoru jeszcze nigdy nie zaszkodziła nawet najbardziej mrocznej opowieści. Humor Puzyńskiej bardzo mi pasuje.
Po czwarte, Klementyna Kopp, co tu dużo pisać, to jest super udana postać, która się rozwija i czuje się jak autorka się nią bawi, w tym sensie, że to postać jakoś organicznie z niej wyrastająca, sprawiająca frajdę, niewymuszona.
Po czwarte, w ogóle Puzyński ma rękę do postaci, w palecie bohaterów ma tych stałych mieszkańców Lipowa i okolic, ale też na użytek każdej historii tworzy dość sporą ilość bohaterów pierwszo- i drugoplanowych. Każda z nich jest z krwi i kości.
Co się Puzyńskiej nie udaje?
Kompletnie nie wychodzą jej wątki romansowe, czuje się, jak ona się z tym męczy. Sceny miłosne, miłosne westchnienia, namiętności, miłosne konfiguracje wypadają nieproporcjonalnie blado wobec reszty.
Dialogi? Oczywiście Klementyna ma swój charakterystyczny styl mówienia (jak i prowadzenia śledztwa), reszta może wypada trochę zbyt poprawnie, ale czytałam już bardziej drewniane dialogi w polskich kryminałach.
Jak dla mnie, jest świetnie. I dlatego trochę się obawiam, czy w kolejnych tomach udało się Puzyńskiej utrzymać ten poziom, ale po cichu liczę, że przede mną jeszcze sporo frajdy z obcowania z Klementyną Kopp i niewyczerpaną studnią zbrodni w Lipowie :).
„Utopcami” Puzyński zdobyła mnie całkowicie. Od pierwszych stron.
Po pierwsze konstrukcja powieści jest tak obmyślana, że łapie czytelnika za twarz i nie puszcza, do końca. Autorka po czterech napisanych książkach całkowicie panuje nad opowieścią, mnoży tropy, sprawnie zaplata wątki. Niczego nie puszcza, wszystkie wątki wyjaśnia i wszystkie mają swoje racjonalne...
Dobrych reporterów i reporterek nie sieją. Namnożyło się za to książek reportażowych, bo tematów i ciekawych miejsc nie brakuje. Niestety temat nie czyni jeszcze reportażu. Książka Anny Dudzinskiej jest zwyczajnie nieciekawa, przedstawia bardzo płaski obraz Emiratów, autorka nie wnika, nie docieka, za to chętnie przedstawia swoje zdanie na temat, co jest chyba błędem w sztuce reportażu. Do tego czyni to językiem dość infantylnym, a tekst o ekspatach spowodował, że po raz pierwszy pomyślałam o rzuceniu książki w kąt. Same oczywistości. Spłycanie problemów.
Jestem rozczarowana.
Dobrych reporterów i reporterek nie sieją. Namnożyło się za to książek reportażowych, bo tematów i ciekawych miejsc nie brakuje. Niestety temat nie czyni jeszcze reportażu. Książka Anny Dudzinskiej jest zwyczajnie nieciekawa, przedstawia bardzo płaski obraz Emiratów, autorka nie wnika, nie docieka, za to chętnie przedstawia swoje zdanie na temat, co jest chyba błędem w...
więcej Pokaż mimo to