rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Moje pierwsze spotkanie z pisarstwem Macieja Siembiedy i od razu wielce satysfakcjonujące.
Jest świetna historia, zmyślnie opowiedziana z porządnym reaserchem. Są bohaterowie, wiarygodni i barwni. Heniek Pająk to perła w koronie. Ale przede wszystkim jest poczucie humoru, ironia i cudowne pointowanie. Wszystko to sprawia, że kryminał staje się, w rękach tak wyrafinowanego autora jak Maciej Siembieda, nie tylko czystą przyjemnością i rozrywką, ale także intelektualną przygodą. A to jest naprawdę rzadkością. Dołączam do grona fanek. I jeszcze, jedna rzecz, uwielbiam kryminały, w których centrum zagadki kryminalnej jest literatura.

Moje pierwsze spotkanie z pisarstwem Macieja Siembiedy i od razu wielce satysfakcjonujące.
Jest świetna historia, zmyślnie opowiedziana z porządnym reaserchem. Są bohaterowie, wiarygodni i barwni. Heniek Pająk to perła w koronie. Ale przede wszystkim jest poczucie humoru, ironia i cudowne pointowanie. Wszystko to sprawia, że kryminał staje się, w rękach tak wyrafinowanego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra i mocna książka o wojnie domowej w Libanie, ale także o wojnie jako takiej. Jako źródle zła w człowieku, niemoralności, zepsucia, zwierzęcych instynktów, brudu, przemocy, gwałtu... Podoba mi się sugestywny i hipnotyczny styl Rawiego Hage'a. Momentami brutalny, a momentami szalenie poetycki. Wojna niszczy ludzi. Nie ma innej możliwości. Nie ma przed tym ucieczki. Wojna to zniszczenie. zagłada. Niestety książki niczego nie zmieniają. Bo ci, którzy zabijają ich nie czytają. A nawet gdyby to co ?

Dobra i mocna książka o wojnie domowej w Libanie, ale także o wojnie jako takiej. Jako źródle zła w człowieku, niemoralności, zepsucia, zwierzęcych instynktów, brudu, przemocy, gwałtu... Podoba mi się sugestywny i hipnotyczny styl Rawiego Hage'a. Momentami brutalny, a momentami szalenie poetycki. Wojna niszczy ludzi. Nie ma innej możliwości. Nie ma przed tym ucieczki. Wojna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy wojna wszędzie i zawsze jest taka sama? Nie dla tych, którzy biorą w niej udział i padają jej ofiarami. Książka Iman Humaydan Younes opowiada o tragizmie wojny domowej w Libanie poprzez losy czterech kobiet. Jest to przejmujące, ale literacko niespełnione. Opowieść rwie sie, sprawia wrażenie nieco chaotycznej, losy kobiet wiążą się, a czasem płyną zupełnie niezależnie, brak w tej książce struktury, przez co, przynajmniej mnie, wydała się męcząca i mimo, że liczy zaledwie 200 stron dość długo się z nią walcowałam.

Czy wojna wszędzie i zawsze jest taka sama? Nie dla tych, którzy biorą w niej udział i padają jej ofiarami. Książka Iman Humaydan Younes opowiada o tragizmie wojny domowej w Libanie poprzez losy czterech kobiet. Jest to przejmujące, ale literacko niespełnione. Opowieść rwie sie, sprawia wrażenie nieco chaotycznej, losy kobiet wiążą się, a czasem płyną zupełnie niezależnie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

George Saunders? Uwielbiam gościa. Jak dziś opowiadać o świecie? Czy wszystkie formy zostały już wyczerpane? Saunders kocha groteskę, absurd, dosadne poczucie humoru. Z jego odlotowych, zwariowanych, surrealistycznych opowiadań wyłania się jednak niepokojąco prawdziwy obraz nas, ludzi, i i rozmaitych zależności, w jakich tkwimy.
W tomie „Dzień wyzwolenia” jednym z głównych tematów jest konformizm oraz dobre samopoczucie, za które wielu bohaterów/bohaterek Saundersa jest w stanie zapłacić wysoką cenę. Bo bardzo chcemy być w porządku i cool. Chcemy być (jesteśmy) dobrzy, ale inni, źli ludzie, rzucają nam kłody pod nogi.
Moi faworyci z tego tomu to „Wtopa w pracy”, „List miłosny”, „Mama rwie się do czynu”, „Elliot Spencer”. Bardzo odświeżająca lektura.

George Saunders? Uwielbiam gościa. Jak dziś opowiadać o świecie? Czy wszystkie formy zostały już wyczerpane? Saunders kocha groteskę, absurd, dosadne poczucie humoru. Z jego odlotowych, zwariowanych, surrealistycznych opowiadań wyłania się jednak niepokojąco prawdziwy obraz nas, ludzi, i i rozmaitych zależności, w jakich tkwimy.
W tomie „Dzień wyzwolenia” jednym z głównych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie przypuszczałam, że te książka mnie tak mnie przetyra. Po pierwsze, „Korespondentki” to jedna z lepszych książek antywojennych, jakie przeczytałam (obok „Listów przeciwko wojnie” Terzaniego). Wojna w Wietnamie, która potem rozlała się na terytorium Kambodży, była jedną z najpaskudniejszych (nie żeby inne były piękne), prowadzona z cynizmem, nie wiadomo w imię czego, chyba chorych ambicji, rujnująca region, kulturę i naturę. Po drugie, to cztery niezwykłe portrety kobiet, mocnych babek, które swoją karierę korespondentek wojennych zawdzięczały temu, że były twarde jak faceci, ale swoim relacjom, tekstowym i fotograficznym, nadały wrażliwość, głębię spojrzenia, empatię, szerszy horyzont. Po prostu zmieniły sposób opisywania wojny. To ciekawa i wcale nieoczywista refleksja nad feminizmem, w ujęciu tak specyficznego zajęcia, jakim jest dziennikarstwo wojenne.
Po trzecie, boleśnie czyta się tę książkę, kiedy trwa wojna w Ukrainie, na która napadła Rosja i wojna na Bliskim Wschodzie, gdzie już nie wiadomo kto na kogo napadł, bo sytuacja jest dramatycznie splątana od lat osiemdziesięciu. Czyli żadnych wniosków? Czyli jako ludzkość nie zrobiliśmy żadnego postępu moralnego? Ani na kroczek? Ani tyci? Dalej człowiek zabija, morduje, gwałci, plądruje, niszczy, zachowuje się bestialsko. Znamy skutki wojen, materialne, psychologiczne, moralne. I dalej w to wchodzimy? Serio?

Nie przypuszczałam, że te książka mnie tak mnie przetyra. Po pierwsze, „Korespondentki” to jedna z lepszych książek antywojennych, jakie przeczytałam (obok „Listów przeciwko wojnie” Terzaniego). Wojna w Wietnamie, która potem rozlała się na terytorium Kambodży, była jedną z najpaskudniejszych (nie żeby inne były piękne), prowadzona z cynizmem, nie wiadomo w imię czego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Konia z rzędem, a nawet dwoma rzędami, kto mi wytłumaczy na czym polega fenomen tej powieści. Człowiek rodzi się, dorasta, dojrzewa, kształci, pracuje, żeni/wychodzi za mąż, ma dzieci (lub nie), starzeje, umiera. Raz układa się wszystko dobrze, a czasem sprawy idą zupełnie nie po naszej myśli. Każde życie jest jedyne, niepowtarzalne, unikatowe. I? Czy to idealny materiał na powieść? John Williams tak uznał. Jego książka przeszła zupełnie niezauważona, aż do czasu gdy ktoś ją odkrył i ogłosił arcydziełem, już po śmierci autora. Stop. Czy tylko ja tu czegoś nie rozumiem? Dosłuchałam do końca nie mogąc wyjść ze zdumienia. Nie twierdzę, że to zła książka. Nie twierdzę, że nie może się podobać. Nie chcę jej też trywializować. Zwyczajnie nie rozumiem. To opowieść o everymanie. O człowieku, który żył, a potem umarł, jak każdy. Opowiedziana bez emocji, bez dramaturgii, po prostu po kolei. Aż tyle? Tylko tyle?

Konia z rzędem, a nawet dwoma rzędami, kto mi wytłumaczy na czym polega fenomen tej powieści. Człowiek rodzi się, dorasta, dojrzewa, kształci, pracuje, żeni/wychodzi za mąż, ma dzieci (lub nie), starzeje, umiera. Raz układa się wszystko dobrze, a czasem sprawy idą zupełnie nie po naszej myśli. Każde życie jest jedyne, niepowtarzalne, unikatowe. I? Czy to idealny materiał na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nasze winy” Louise Kennedy to solidna książka ze średniej półki. Obyczajowa opowieść, której akcja toczy się w Irlandii w czasach terroru. Terroru, który dotykał zwyczajnych ludzi. Na ulicach, w barach, w sklepach. Autorka zgrabnie prowadzi opowieść, buduje bohaterów. Groza sączy się niepostrzeżenie, przenika codzienne życie i relacje między ludźmi, czuje się ją przez skórę. Na kanwie romansu głównej bohaterki, 24-letniej Cushli, z żonatym mężczyzną Louise Kennedy opowiada o społeczeństwie tak podzielonym, jak tylko religia potrafi dzielić, o koszmarze, jaki ludzie sami sobie tworzą, o tym, że przemoc rodzi przemoc, nienawiść produkuje jeszcze więcej nienawiści. Nie jest to odkrywcze, ani zbyt głębokie, narracja jest, przynajmniej dla mnie, zbyt chłodna i starannie obiektywna. Myślę jednak, że to było założenie autorki, by poprzez taką właśnie zwyczajnie opowiedzianą zwyczajną historię zwykłych ludzi pokazać szersze tło. Bo jednostkowe losy zawsze są najlepszą soczewką, by zobaczyć całość. Solidna, poprawna robota, ale bez fajerwerków.

„Nasze winy” Louise Kennedy to solidna książka ze średniej półki. Obyczajowa opowieść, której akcja toczy się w Irlandii w czasach terroru. Terroru, który dotykał zwyczajnych ludzi. Na ulicach, w barach, w sklepach. Autorka zgrabnie prowadzi opowieść, buduje bohaterów. Groza sączy się niepostrzeżenie, przenika codzienne życie i relacje między ludźmi, czuje się ją przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Łuk Triumfalny” Remarque’a to jeden (nie jedyny) z tych klasyków, które przeoczyłam w mojej czytelniczej edukacji. Ma to plusy i minusy, jak wszystko. Na każdym etapie życia wyciągamy z tej samej książki inne rzeczy. „Łuk Triumfalny” to wielka powieść, jej wielkość polega na tym, że choć może zestarzało się to i owo (chwilami ten styl wydaje się egzaltowany i zbyt podniosły) to jednak książka porusza mnie, czyli czytelniczkę żyjącą w innych kontekstach historycznych, społecznych i obyczajowych. Jestem pewna, że o tej książce powstały doktoraty, nie mam takiej ambicji. Napiszę o czym jest ta książka dla mnie dziś. A jest o bezdomności, o wykluczeniu, o uchodźstwie, i wszystkich ich konsekwencjach, od prawnych do emocjonalnych. Rzecz się dzieje w środowisku uchodźców, którzy nielegalnie ukrywają się w Paryżu tuż przed wybuchem II wojny światowej, kiedy faszyzm panoszy się już wszędzie w Europie. To zwykle zamożni lub ubożejący ludzie (kapitałem jednego z bohaterów są obrazy wielkich mistrzów, Van Gogha i impresjonistów, daj Boże taki bagaż na tułaczkę), Żydzi, demokraci, antyfaszyści. Oni nie są zmuszeni do życia w obozach dla uchodźców, tułania się po lasach i bagnach, mieszkania w barakach, bez dostępu do łazienek i toalet. Mieszkają w hotelach, niezameldowani, na fałszywych papierach. Jednak tak jak dzisiejsi uchodźcy uciekają przed reżimem, wojną, niebezpieczeństwem śmierci, torturami, są przepełnieni beznadzieją, strachem, rezygnacją. Przegrani. Dzisiaj do powodów ucieczki ze swojego miejsca dochodzą ocieplanie się klimatu, bieda, chęć godnego życia.
Główny bohater, Ravic (to jedno z jego tymczasowych nazwisk), jest lekarzem, operuje incognito, za marne grosze, na konto nieudolnych chirurgów zamożnej socjety paryskiej. Ravic jest emocjonalnie martwy, ogarnięty rządzą zemsty na swoim oprawcy, oficerze tajnej policji, który niespodziewanie pojawia się w Paryżu. Nawet miłość, ten najsilniejszy z ludzkich instynktów, nie jest w stanie przywrócić go do życia. A jednak.
Nostalgiczna i smutna jest ta książka, momentami przytłaczająca, nihilistyczna, jednak jest w niej coś, co stawia ją w szeregu z największymi powieściami XX wieku. Wiara w człowieka, mimo wszystko. Niesamowita wnikliwość i czułość w opisywaniu ludzkiej natury. Zrozumienie, mądrość. Wizja uchodźców, aresztowanych i wyprowadzanych z hotelu, przypomina pochód straceńców, a jednak kończąc czytanie wierzyłam, że, choć to człowiek człowiekowi zgotował taki los, to jednak w każdym z nas jest ta siła, która nie pozwala mu się poddać. Sprawia, że będziemy walczyć o nasze człowieczeństwo. A to się nie zmienia nigdy.
Książki wysłuchałam w interpretacji nieocenionego Krzysztofa Gosztyły. Wiem, słuchanie to nie czytanie, ale w takim wykonaniu jest to wartość dodana.

„Łuk Triumfalny” Remarque’a to jeden (nie jedyny) z tych klasyków, które przeoczyłam w mojej czytelniczej edukacji. Ma to plusy i minusy, jak wszystko. Na każdym etapie życia wyciągamy z tej samej książki inne rzeczy. „Łuk Triumfalny” to wielka powieść, jej wielkość polega na tym, że choć może zestarzało się to i owo (chwilami ten styl wydaje się egzaltowany i zbyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Geldberg patrzy. Geldberg obserwuje. Geldberg myśli. Geldberg ma zdanie. „Geldberg czasami lubi czytać książki nienapisane.” Genialne są te krótkie prozy/wiersze Ewy Lipskiej. Zwięzłe, gęste, ironiczne, z przewrotnymi metaforami i pointami. Dużo mądrego dystansu, bo „teoria bezwzględności udowadnia, że kiedy stoimy na peronie, nasze życie i tak odjeżdża.” Czytajmy więc poetów i poetki. „Mówi się, że czasy wierszotrwałe już minęły, ale ci wszyscy, którzy odwracają metaforę do ściany, mogą się mylić.”
Naprawdę świetna rzecz te „Wariacje Geldbergowskie” Ewy Lipskiej.

Geldberg patrzy. Geldberg obserwuje. Geldberg myśli. Geldberg ma zdanie. „Geldberg czasami lubi czytać książki nienapisane.” Genialne są te krótkie prozy/wiersze Ewy Lipskiej. Zwięzłe, gęste, ironiczne, z przewrotnymi metaforami i pointami. Dużo mądrego dystansu, bo „teoria bezwzględności udowadnia, że kiedy stoimy na peronie, nasze życie i tak odjeżdża.” Czytajmy więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka dla miłośników sagi o Muminkach, którzy potrzebują zgłębiać, szukać tropów, analizować. Pod kątem inspiracji filozoficznych i językowych powinowaceń. Ja chyba niespecjalnie potrzebuję, co z pewnością wpływa na mój odbiór tej niezwykle merytorycznej książki autorstwa Hanny Dymek-Trzebiatowskiej. Zamiast czytać "Filozoficzne i translatoryczne wędrówki po Dolinie Muminków" wolę po prostu wędrówki po Dolinie Muminków. Tak już mam. Nie potrzebuję naukowej dysertacji, by rozumieć, że książki o Muminkach (a także i "Lato" Tove Jansson) to książki głęboko egzystencjalne i filozoficzne. Jednak z przyjemnością uzupełniam moją muminkową, i nie tylko, półkę z książkami Tove Jansson o tę pozycję. Czuję, że w ważny sposób ją dopełnia.

Książka dla miłośników sagi o Muminkach, którzy potrzebują zgłębiać, szukać tropów, analizować. Pod kątem inspiracji filozoficznych i językowych powinowaceń. Ja chyba niespecjalnie potrzebuję, co z pewnością wpływa na mój odbiór tej niezwykle merytorycznej książki autorstwa Hanny Dymek-Trzebiatowskiej. Zamiast czytać "Filozoficzne i translatoryczne wędrówki po Dolinie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka utula, ale nie usypia. Bonowicz nie przykrywa nas ciepłym kocykiem, ale namawia do aktywności. I nie chodzi to o aktywizm, ale o włączenie uważności, wrażliwości, refleksji, po prostu o życie świadome. Z szacunkiem do wszyskich i wszystkiego, co dookoła, ale przede wszystkim do samej/samego siebie. W zapiskach poety i człowieka kultury nie może zabraknąć licznych odniesień do literatury i sztuki, które są oczywistą pożywką duszy i umysłu. Jak to w zbiorze tekstów bywa, nie wszystkie są dla każdego interesujące. Niektóre, dla mnie, poruszające serce, a czasem zbyt mentorskie. Niektóre strony mam intensywnie pozakreślane, niektóre przelatywałam. Czasem autor sili się na myśli pisane złotymi zgłoskami, a jak pisała, jeśli dobrze pamiętam, Hanna Krall, a na pewno powtarzał Mariusz Szczygieł, dobrze na koniec postawić znak zapytania, żeby spuścić powietrze. Dlatego wolę czytać poezje Bonowicza niż jego felietony. To, co w poezji niedopowiedziane, opowiedziane obrazem, metaforą, grą słów, w felietonach (nawet tak rozbudowanych na potrzeby książki, jak te z „Dziennika pocieszenia”) staje się zbyt wprost. Momentami irytująco mentorskie. Jednak czasu poświęconego na lekturę niewielkiego „Dziennika pocieszenia” nie żałuję. Zawsze dobrze poczytać, co ma do powiedzenia Wojciech Bonowicz, choćby nie w ulubionej odsłonie.

Ta książka utula, ale nie usypia. Bonowicz nie przykrywa nas ciepłym kocykiem, ale namawia do aktywności. I nie chodzi to o aktywizm, ale o włączenie uważności, wrażliwości, refleksji, po prostu o życie świadome. Z szacunkiem do wszyskich i wszystkiego, co dookoła, ale przede wszystkim do samej/samego siebie. W zapiskach poety i człowieka kultury nie może zabraknąć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytałam „Książkę” Łozińskiego w 2011 i teraz w 2024. I dziś, kiedy jestem starsza o te 13 lat, ta książka wydaje mi się jeszcze lepsza. Styl, język, konstrukcja. A do tego bardzo dużo czułości i miłości. Łoziński tworzy literaturę z tego, co najbliższe skórze i sercu. W końcu rodzina to mały wszechświat, w którym „planety szaleją”. Ze skomplikowanych i nietypowych (te przyjaźnie z byłymi mężami!) relacji rodzinnych Łoziński tworzy gęstą i misterną sieć, w którą chwyta również czytelnika. Początkowo trudno się połapać kto jest kto i kto jest z kim, ale w trakcie czytania zrozumiałam, że to nie ma znaczenia. Łoziński nie tworzy w „Książce” prozy biograficznej. Wnika dużo głębiej w swoje postaci i łączące ich relacje. Kluczem w powieści są przedmioty. Proste, na przykład okulary, obrączka, zeszyt, telefon, express do kawy. Opisuje swoich bohaterów w drobnych sytuacjach, reakcjach, stop klatkach. I jest w tym bardzo dużo czułości. A zakończenie rozdziera serce. Jest jak cios w splot słoneczny, szczególnie, że spokojna narracja w ogóle go nie zapowiada. Piękna książka, którą czytać trzeba uważnie i powoli. Z wiekiem dochodzę do wniosku, że tylko takie czytanie ma sens.

Czytałam „Książkę” Łozińskiego w 2011 i teraz w 2024. I dziś, kiedy jestem starsza o te 13 lat, ta książka wydaje mi się jeszcze lepsza. Styl, język, konstrukcja. A do tego bardzo dużo czułości i miłości. Łoziński tworzy literaturę z tego, co najbliższe skórze i sercu. W końcu rodzina to mały wszechświat, w którym „planety szaleją”. Ze skomplikowanych i nietypowych (te...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po niezłej "Osadzie" sięgnęłam po inne książki Michała Śmielaka. Niestety odkładałam jedną po drugiej. Postanowiłam dać autorowi szansę i przesłuchać "Ucichły ptaki..." (wiadomo, czyta Janusz Zadura)
Niestety grzechy tej książki są niewybaczalne.
Po pierwsze, wtórność i to nie tylko wobec "Szczeliny" Kariki, generalnie jest to gra znaczonymi i zgranymi kartami.
Po drugie, koszmarne dialogi pisane jakby przez licealistę.
Po trzecie postacie, czwórka bohaterów, skrojonych tępymi nożyczkami.
Po czwarte, strachy na lachy.
Po piątek, toporna konstrukcja.
"Osada" naprawdę mi się podobała, ale może napisał ją inny Michał Śmielak?

Po niezłej "Osadzie" sięgnęłam po inne książki Michała Śmielaka. Niestety odkładałam jedną po drugiej. Postanowiłam dać autorowi szansę i przesłuchać "Ucichły ptaki..." (wiadomo, czyta Janusz Zadura)
Niestety grzechy tej książki są niewybaczalne.
Po pierwsze, wtórność i to nie tylko wobec "Szczeliny" Kariki, generalnie jest to gra znaczonymi i zgranymi kartami.
Po drugie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest klimat. Jest napięcie. Są postacie. Dialogi, od których nie bolą zęby (tylko czasem autorowi wymsknie się kwiecisty styl). Jest tajemnica. Duszna atmosfera, zaciskającą się wokół bohaterów pętla wzajemnych zależności.
Pierwsze spotkanie z twórczością Michała Śmielaka uważam za udane. Jedynie końcówka była dla mnie, niestety, trochę rozczarowująca. Autor nie zostawił na koniec żadnego pocisku. I jakoś powietrze zeszło jak z przebitego przez przypadek balona. Ale całość odebrałam bardzo pozytywnie. I chętnie sięgnę po inną książkę autora.

Jest klimat. Jest napięcie. Są postacie. Dialogi, od których nie bolą zęby (tylko czasem autorowi wymsknie się kwiecisty styl). Jest tajemnica. Duszna atmosfera, zaciskającą się wokół bohaterów pętla wzajemnych zależności.
Pierwsze spotkanie z twórczością Michała Śmielaka uważam za udane. Jedynie końcówka była dla mnie, niestety, trochę rozczarowująca. Autor nie zostawił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bohaterka snuje monolog, w którym kreśli niepowiązane z sobą portrety czterech osób, które były ważne w jej życiu. Poziom refleksji na granicy banału, w który większość z nas wpada siląc się na pseudogłębokie autoanalizy. Średni poziom stanów średnich.

Bohaterka snuje monolog, w którym kreśli niepowiązane z sobą portrety czterech osób, które były ważne w jej życiu. Poziom refleksji na granicy banału, w który większość z nas wpada siląc się na pseudogłębokie autoanalizy. Średni poziom stanów średnich.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ależ to jest napisane! Będę szczera, nie znoszę książek z gatunku autofikcji i zwykle odnoszę się do nich sceptycznie. Dlatego „Hałastra” czekała na moim czytniku chyba od lata. Tak, owszem, mamy tu rekonstruowanie historii rodzinnej, ale w jakim stylu! Książka napisana jest prostym, dość raźnym stylem, który znakomicie się czyta. Jednak konstrukcja tej małej książeczki jest misterna, przenikają się płaszczyzny, opowieść toczy się wielowarstwowo z częstymi zmianami perspektywy. Na kanwie historii rodzinnej dostajemy opowieść o kobiecie w małej, konserwatywnej społeczności, a której głównym grzechem jest uroda, dostajemy opowieść o solidarności rodzinnej, o tym, że rodzina jest siłą, ale może też nieść destrukcję, a także o tym, co z ludźmi robi wojna. Całkiem sporo jak na książkę liczącą zaledwie 168 stron. Monika Helfer napisała swoją trylogię, „Hałastra” jest jej pierwszą częścią, będąc już bardzo dojrzałą osobą i pisarką. Pewnie stąd jej oszczędność, głębia, poziom refleksji. Świetna książka.

Ależ to jest napisane! Będę szczera, nie znoszę książek z gatunku autofikcji i zwykle odnoszę się do nich sceptycznie. Dlatego „Hałastra” czekała na moim czytniku chyba od lata. Tak, owszem, mamy tu rekonstruowanie historii rodzinnej, ale w jakim stylu! Książka napisana jest prostym, dość raźnym stylem, który znakomicie się czyta. Jednak konstrukcja tej małej książeczki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To są opowiadania wybitne. Ich intensywność, koronkowa konstrukcja, portrety bohaterów, język, mistrzowskie niedopowiedzenia, wszystko to sprawia, że wchodzimy bardzo głęboko w ludzkie dusze. Bohaterami tych opowiadań są osoby ze społeczności, które zawsze, niezależnie od władzy i systemów politycznych, były i są na marginesie. Górnicze miasteczka, podupadające gospodarstwa, stacje benzynowe, po których hula wiatr jak na obrazach Hoppera. Osoby, które urodziły się tu i tu umrą, jedynie jeden z bohaterów wyrywa się do miasta, ale czy dobrze to się kończy?
Breese D'J Pankace doskonale panował nad materią. Proporcja między tym, co powiedziane i co niedopowiedziane, jest zachwycająca. Opowiadania, mimo, że są krótkie, wymagają skupienia uwagi, a ja niektóre czytałam po kilka razy, żeby wgryźć się w historię i zrozumieć bohatera.
Zaprawdę wielka to była frajda czytać opowiadania z tomu „Trylobity”. Obcowanie z pisarzem niemal doskonałym; obcowanie z tekstem, który nie chce do końca odkryć swoich sekretów. Jest jak cukierek zawinięty w kilka warstw papierków. Samo odwijanie to czysta przyjemność. Wszystkie historie, opisane w zaledwie 12 opowiadaniach, są głęboko poruszające, pokazujące tragizm ludzkiego losu, fatum… czegoś nieuniknionego, co wisi nad bohaterami.
Głęboko egzystencjalna proza. Zapierająca dech w piersiach. Wspaniała, po prostu.

To są opowiadania wybitne. Ich intensywność, koronkowa konstrukcja, portrety bohaterów, język, mistrzowskie niedopowiedzenia, wszystko to sprawia, że wchodzimy bardzo głęboko w ludzkie dusze. Bohaterami tych opowiadań są osoby ze społeczności, które zawsze, niezależnie od władzy i systemów politycznych, były i są na marginesie. Górnicze miasteczka, podupadające...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wspaniały suplement do twórczości Lucii Berlin. Gratka dla miłośników takich jak ja, którzy uważają „Instrukcje dla pań sprzątających” za dzieło wybitne. Dzięki tym niedokończonym wspomnieniom i listom możemy znaleźć się choć trochę bliżej fascynującej osobowości Lucii. Pisała wspaniale, czy opowiadania, czy wspomnienia. Sprawia, że wchodzę w jej świat od pierwszych zdań, jej postacie żyją, wszystko jest sensualne, niemal dotykalne. Uczyniła literaturę ze swojego niełatwego, choć z pewnością ciekawego, życia. Jednak czytanie „Witaj w domu” bez znajomości opowiadań wydaje mi się lektura jałową. To bardziej uzupełnienie, niż osobne dzieło.

Wspaniały suplement do twórczości Lucii Berlin. Gratka dla miłośników takich jak ja, którzy uważają „Instrukcje dla pań sprzątających” za dzieło wybitne. Dzięki tym niedokończonym wspomnieniom i listom możemy znaleźć się choć trochę bliżej fascynującej osobowości Lucii. Pisała wspaniale, czy opowiadania, czy wspomnienia. Sprawia, że wchodzę w jej świat od pierwszych zdań,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaczyna się jak Głuchowski na pełnej petardzie. Dobre rozwiązania fabularne, tempo, więcej akcji niż w pierwszej części. Głuchowski jeńców nie bierze. Jednak im dalej w las tym więcej kawy na ławę, oczywistych metafor, oczywistości. Rozumiem, że Głuchowski jest wkurzony na Rosję, że Rosja go boli, że w ojczyźnie uznany jest za zdrajcę i wysłano za nim list gończy. To nie są przelewki. Jednak książka na tym cierpi. Nie ma głębi, tylko doraźną analizę. Oczywiście to wciąż Głuchowski, świetny pisarz, ale słabość tej książki nie po raz pierwszy pokazuje, że tematy bieżące nie są dobrą pożywką dla literatury. Dla mnie wciąż najlepszą książką Głuchowskiego pozostaje "Tekst", też książka o Rosji, ale w zupełnie innych, szerszych kontekstach współczesnego świata. Ale umówmy się, że pisarz to nie maszyna, gdyby nie było książek słabszych nie byłoby też tych arcydzielnych.

Zaczyna się jak Głuchowski na pełnej petardzie. Dobre rozwiązania fabularne, tempo, więcej akcji niż w pierwszej części. Głuchowski jeńców nie bierze. Jednak im dalej w las tym więcej kawy na ławę, oczywistych metafor, oczywistości. Rozumiem, że Głuchowski jest wkurzony na Rosję, że Rosja go boli, że w ojczyźnie uznany jest za zdrajcę i wysłano za nim list gończy. To nie są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Outpost” to książka niesłychanie aktualna. Nic dziwnego, bowiem jest dość dosadną metaforą. Pisząc „dosadną” nie wartościuję. Głuchowski znany jest z kreślenia swoich opowieści i bohaterów wyrazistymi kreskami. „Outpost” to klasyczne postapo, ale z tych, które rzeczywistość dogania szybciej niż inne historie tego gatunku, bowiem akcja dzieje się w Rosji. A apetyty Rosji są powszechnie znane i ich eskalacja w ostatnich dwóch latach odbywa się niepokojąco blisko naszej granicy. W „Outpost” jest wszystko, co lubię u Głuchowskiego. Klarowny pomysł, zwroty akcji, fabuła, fikcja i elementy rzeczywistości zestawione w dobrych proporcjach, sugestywnie nakreśleni bohaterowie, którzy są ludźmi z krwi i kości. Wszystko jest sensualne i dotykalne. Czuje się smród skażonej Wołgi, czuje się strach ludzi. Mocne to. Głuchowski ma świetne pióro, a jego książki czerpią pełnymi garściami z najlepszych tradycji rosyjskiej literatury, zresztą chętnie do niej wprost nawiązuje. U niego zawsze chodzi o ludzką duszę, o którą walczą biesy. I zawsze jest to walka na życie i śmierć. „Outspost” jest rozrywką na wysokim poziomie, dobrze napisaną i sprawiającą, że ciarki chodzą mi po plecach. Ta apokalipsa wydaje się naprawdę blisko.

„Outpost” to książka niesłychanie aktualna. Nic dziwnego, bowiem jest dość dosadną metaforą. Pisząc „dosadną” nie wartościuję. Głuchowski znany jest z kreślenia swoich opowieści i bohaterów wyrazistymi kreskami. „Outpost” to klasyczne postapo, ale z tych, które rzeczywistość dogania szybciej niż inne historie tego gatunku, bowiem akcja dzieje się w Rosji. A apetyty Rosji są...

więcej Pokaż mimo to