-
ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant8
-
Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyTrzeci sezon „Bridgertonów” tuż-tuż, a w Świątyni Opatrzności Bożej niecodzienni gościeAnna Sierant4
-
ArtykułyLiteratura młodzieżowa w Polsce: Słoneczna wiosna z Martą ŁabęckąLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-17
2024-04-15
Nie przypuszczałam, że te książka mnie tak mnie przetyra. Po pierwsze, „Korespondentki” to jedna z lepszych książek antywojennych, jakie przeczytałam (obok „Listów przeciwko wojnie” Terzaniego). Wojna w Wietnamie, która potem rozlała się na terytorium Kambodży, była jedną z najpaskudniejszych (nie żeby inne były piękne), prowadzona z cynizmem, nie wiadomo w imię czego, chyba chorych ambicji, rujnująca region, kulturę i naturę. Po drugie, to cztery niezwykłe portrety kobiet, mocnych babek, które swoją karierę korespondentek wojennych zawdzięczały temu, że były twarde jak faceci, ale swoim relacjom, tekstowym i fotograficznym, nadały wrażliwość, głębię spojrzenia, empatię, szerszy horyzont. Po prostu zmieniły sposób opisywania wojny. To ciekawa i wcale nieoczywista refleksja nad feminizmem, w ujęciu tak specyficznego zajęcia, jakim jest dziennikarstwo wojenne.
Po trzecie, boleśnie czyta się tę książkę, kiedy trwa wojna w Ukrainie, na która napadła Rosja i wojna na Bliskim Wschodzie, gdzie już nie wiadomo kto na kogo napadł, bo sytuacja jest dramatycznie splątana od lat osiemdziesięciu. Czyli żadnych wniosków? Czyli jako ludzkość nie zrobiliśmy żadnego postępu moralnego? Ani na kroczek? Ani tyci? Dalej człowiek zabija, morduje, gwałci, plądruje, niszczy, zachowuje się bestialsko. Znamy skutki wojen, materialne, psychologiczne, moralne. I dalej w to wchodzimy? Serio?
Nie przypuszczałam, że te książka mnie tak mnie przetyra. Po pierwsze, „Korespondentki” to jedna z lepszych książek antywojennych, jakie przeczytałam (obok „Listów przeciwko wojnie” Terzaniego). Wojna w Wietnamie, która potem rozlała się na terytorium Kambodży, była jedną z najpaskudniejszych (nie żeby inne były piękne), prowadzona z cynizmem, nie wiadomo w imię czego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-11
Konia z rzędem, a nawet dwoma rzędami, kto mi wytłumaczy na czym polega fenomen tej powieści. Człowiek rodzi się, dorasta, dojrzewa, kształci, pracuje, żeni/wychodzi za mąż, ma dzieci (lub nie), starzeje, umiera. Raz układa się wszystko dobrze, a czasem sprawy idą zupełnie nie po naszej myśli. Każde życie jest jedyne, niepowtarzalne, unikatowe. I? Czy to idealny materiał na powieść? John Williams tak uznał. Jego książka przeszła zupełnie niezauważona, aż do czasu gdy ktoś ją odkrył i ogłosił arcydziełem, już po śmierci autora. Stop. Czy tylko ja tu czegoś nie rozumiem? Dosłuchałam do końca nie mogąc wyjść ze zdumienia. Nie twierdzę, że to zła książka. Nie twierdzę, że nie może się podobać. Nie chcę jej też trywializować. Zwyczajnie nie rozumiem. To opowieść o everymanie. O człowieku, który żył, a potem umarł, jak każdy. Opowiedziana bez emocji, bez dramaturgii, po prostu po kolei. Aż tyle? Tylko tyle?
Konia z rzędem, a nawet dwoma rzędami, kto mi wytłumaczy na czym polega fenomen tej powieści. Człowiek rodzi się, dorasta, dojrzewa, kształci, pracuje, żeni/wychodzi za mąż, ma dzieci (lub nie), starzeje, umiera. Raz układa się wszystko dobrze, a czasem sprawy idą zupełnie nie po naszej myśli. Każde życie jest jedyne, niepowtarzalne, unikatowe. I? Czy to idealny materiał na...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-05
2024-04-04
„Nasze winy” Louise Kennedy to solidna książka ze średniej półki. Obyczajowa opowieść, której akcja toczy się w Irlandii w czasach terroru. Terroru, który dotykał zwyczajnych ludzi. Na ulicach, w barach, w sklepach. Autorka zgrabnie prowadzi opowieść, buduje bohaterów. Groza sączy się niepostrzeżenie, przenika codzienne życie i relacje między ludźmi, czuje się ją przez skórę. Na kanwie romansu głównej bohaterki, 24-letniej Cushli, z żonatym mężczyzną Louise Kennedy opowiada o społeczeństwie tak podzielonym, jak tylko religia potrafi dzielić, o koszmarze, jaki ludzie sami sobie tworzą, o tym, że przemoc rodzi przemoc, nienawiść produkuje jeszcze więcej nienawiści. Nie jest to odkrywcze, ani zbyt głębokie, narracja jest, przynajmniej dla mnie, zbyt chłodna i starannie obiektywna. Myślę jednak, że to było założenie autorki, by poprzez taką właśnie zwyczajnie opowiedzianą zwyczajną historię zwykłych ludzi pokazać szersze tło. Bo jednostkowe losy zawsze są najlepszą soczewką, by zobaczyć całość. Solidna, poprawna robota, ale bez fajerwerków.
„Nasze winy” Louise Kennedy to solidna książka ze średniej półki. Obyczajowa opowieść, której akcja toczy się w Irlandii w czasach terroru. Terroru, który dotykał zwyczajnych ludzi. Na ulicach, w barach, w sklepach. Autorka zgrabnie prowadzi opowieść, buduje bohaterów. Groza sączy się niepostrzeżenie, przenika codzienne życie i relacje między ludźmi, czuje się ją przez...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Łuk Triumfalny” Remarque’a to jeden (nie jedyny) z tych klasyków, które przeoczyłam w mojej czytelniczej edukacji. Ma to plusy i minusy, jak wszystko. Na każdym etapie życia wyciągamy z tej samej książki inne rzeczy. „Łuk Triumfalny” to wielka powieść, jej wielkość polega na tym, że choć może zestarzało się to i owo (chwilami ten styl wydaje się egzaltowany i zbyt podniosły) to jednak książka porusza mnie, czyli czytelniczkę żyjącą w innych kontekstach historycznych, społecznych i obyczajowych. Jestem pewna, że o tej książce powstały doktoraty, nie mam takiej ambicji. Napiszę o czym jest ta książka dla mnie dziś. A jest o bezdomności, o wykluczeniu, o uchodźstwie, i wszystkich ich konsekwencjach, od prawnych do emocjonalnych. Rzecz się dzieje w środowisku uchodźców, którzy nielegalnie ukrywają się w Paryżu tuż przed wybuchem II wojny światowej, kiedy faszyzm panoszy się już wszędzie w Europie. To zwykle zamożni lub ubożejący ludzie (kapitałem jednego z bohaterów są obrazy wielkich mistrzów, Van Gogha i impresjonistów, daj Boże taki bagaż na tułaczkę), Żydzi, demokraci, antyfaszyści. Oni nie są zmuszeni do życia w obozach dla uchodźców, tułania się po lasach i bagnach, mieszkania w barakach, bez dostępu do łazienek i toalet. Mieszkają w hotelach, niezameldowani, na fałszywych papierach. Jednak tak jak dzisiejsi uchodźcy uciekają przed reżimem, wojną, niebezpieczeństwem śmierci, torturami, są przepełnieni beznadzieją, strachem, rezygnacją. Przegrani. Dzisiaj do powodów ucieczki ze swojego miejsca dochodzą ocieplanie się klimatu, bieda, chęć godnego życia.
Główny bohater, Ravic (to jedno z jego tymczasowych nazwisk), jest lekarzem, operuje incognito, za marne grosze, na konto nieudolnych chirurgów zamożnej socjety paryskiej. Ravic jest emocjonalnie martwy, ogarnięty rządzą zemsty na swoim oprawcy, oficerze tajnej policji, który niespodziewanie pojawia się w Paryżu. Nawet miłość, ten najsilniejszy z ludzkich instynktów, nie jest w stanie przywrócić go do życia. A jednak.
Nostalgiczna i smutna jest ta książka, momentami przytłaczająca, nihilistyczna, jednak jest w niej coś, co stawia ją w szeregu z największymi powieściami XX wieku. Wiara w człowieka, mimo wszystko. Niesamowita wnikliwość i czułość w opisywaniu ludzkiej natury. Zrozumienie, mądrość. Wizja uchodźców, aresztowanych i wyprowadzanych z hotelu, przypomina pochód straceńców, a jednak kończąc czytanie wierzyłam, że, choć to człowiek człowiekowi zgotował taki los, to jednak w każdym z nas jest ta siła, która nie pozwala mu się poddać. Sprawia, że będziemy walczyć o nasze człowieczeństwo. A to się nie zmienia nigdy.
Książki wysłuchałam w interpretacji nieocenionego Krzysztofa Gosztyły. Wiem, słuchanie to nie czytanie, ale w takim wykonaniu jest to wartość dodana.
„Łuk Triumfalny” Remarque’a to jeden (nie jedyny) z tych klasyków, które przeoczyłam w mojej czytelniczej edukacji. Ma to plusy i minusy, jak wszystko. Na każdym etapie życia wyciągamy z tej samej książki inne rzeczy. „Łuk Triumfalny” to wielka powieść, jej wielkość polega na tym, że choć może zestarzało się to i owo (chwilami ten styl wydaje się egzaltowany i zbyt...
więcej mniej Pokaż mimo to
Geldberg patrzy. Geldberg obserwuje. Geldberg myśli. Geldberg ma zdanie. „Geldberg czasami lubi czytać książki nienapisane.” Genialne są te krótkie prozy/wiersze Ewy Lipskiej. Zwięzłe, gęste, ironiczne, z przewrotnymi metaforami i pointami. Dużo mądrego dystansu, bo „teoria bezwzględności udowadnia, że kiedy stoimy na peronie, nasze życie i tak odjeżdża.” Czytajmy więc poetów i poetki. „Mówi się, że czasy wierszotrwałe już minęły, ale ci wszyscy, którzy odwracają metaforę do ściany, mogą się mylić.”
Naprawdę świetna rzecz te „Wariacje Geldbergowskie” Ewy Lipskiej.
Geldberg patrzy. Geldberg obserwuje. Geldberg myśli. Geldberg ma zdanie. „Geldberg czasami lubi czytać książki nienapisane.” Genialne są te krótkie prozy/wiersze Ewy Lipskiej. Zwięzłe, gęste, ironiczne, z przewrotnymi metaforami i pointami. Dużo mądrego dystansu, bo „teoria bezwzględności udowadnia, że kiedy stoimy na peronie, nasze życie i tak odjeżdża.” Czytajmy więc...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-21
Książka dla miłośników sagi o Muminkach, którzy potrzebują zgłębiać, szukać tropów, analizować. Pod kątem inspiracji filozoficznych i językowych powinowaceń. Ja chyba niespecjalnie potrzebuję, co z pewnością wpływa na mój odbiór tej niezwykle merytorycznej książki autorstwa Hanny Dymek-Trzebiatowskiej. Zamiast czytać "Filozoficzne i translatoryczne wędrówki po Dolinie Muminków" wolę po prostu wędrówki po Dolinie Muminków. Tak już mam. Nie potrzebuję naukowej dysertacji, by rozumieć, że książki o Muminkach (a także i "Lato" Tove Jansson) to książki głęboko egzystencjalne i filozoficzne. Jednak z przyjemnością uzupełniam moją muminkową, i nie tylko, półkę z książkami Tove Jansson o tę pozycję. Czuję, że w ważny sposób ją dopełnia.
Książka dla miłośników sagi o Muminkach, którzy potrzebują zgłębiać, szukać tropów, analizować. Pod kątem inspiracji filozoficznych i językowych powinowaceń. Ja chyba niespecjalnie potrzebuję, co z pewnością wpływa na mój odbiór tej niezwykle merytorycznej książki autorstwa Hanny Dymek-Trzebiatowskiej. Zamiast czytać "Filozoficzne i translatoryczne wędrówki po Dolinie...
więcej mniej Pokaż mimo toTa książka utula, ale nie usypia. Bonowicz nie przykrywa nas ciepłym kocykiem, ale namawia do aktywności. I nie chodzi to o aktywizm, ale o włączenie uważności, wrażliwości, refleksji, po prostu o życie świadome. Z szacunkiem do wszyskich i wszystkiego, co dookoła, ale przede wszystkim do samej/samego siebie. W zapiskach poety i człowieka kultury nie może zabraknąć licznych odniesień do literatury i sztuki, które są oczywistą pożywką duszy i umysłu. Jak to w zbiorze tekstów bywa, nie wszystkie są dla każdego interesujące. Niektóre, dla mnie, poruszające serce, a czasem zbyt mentorskie. Niektóre strony mam intensywnie pozakreślane, niektóre przelatywałam. Czasem autor sili się na myśli pisane złotymi zgłoskami, a jak pisała, jeśli dobrze pamiętam, Hanna Krall, a na pewno powtarzał Mariusz Szczygieł, dobrze na koniec postawić znak zapytania, żeby spuścić powietrze. Dlatego wolę czytać poezje Bonowicza niż jego felietony. To, co w poezji niedopowiedziane, opowiedziane obrazem, metaforą, grą słów, w felietonach (nawet tak rozbudowanych na potrzeby książki, jak te z „Dziennika pocieszenia”) staje się zbyt wprost. Momentami irytująco mentorskie. Jednak czasu poświęconego na lekturę niewielkiego „Dziennika pocieszenia” nie żałuję. Zawsze dobrze poczytać, co ma do powiedzenia Wojciech Bonowicz, choćby nie w ulubionej odsłonie.
Ta książka utula, ale nie usypia. Bonowicz nie przykrywa nas ciepłym kocykiem, ale namawia do aktywności. I nie chodzi to o aktywizm, ale o włączenie uważności, wrażliwości, refleksji, po prostu o życie świadome. Z szacunkiem do wszyskich i wszystkiego, co dookoła, ale przede wszystkim do samej/samego siebie. W zapiskach poety i człowieka kultury nie może zabraknąć...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-16
Czytałam „Książkę” Łozińskiego w 2011 i teraz w 2024. I dziś, kiedy jestem starsza o te 13 lat, ta książka wydaje mi się jeszcze lepsza. Styl, język, konstrukcja. A do tego bardzo dużo czułości i miłości. Łoziński tworzy literaturę z tego, co najbliższe skórze i sercu. W końcu rodzina to mały wszechświat, w którym „planety szaleją”. Ze skomplikowanych i nietypowych (te przyjaźnie z byłymi mężami!) relacji rodzinnych Łoziński tworzy gęstą i misterną sieć, w którą chwyta również czytelnika. Początkowo trudno się połapać kto jest kto i kto jest z kim, ale w trakcie czytania zrozumiałam, że to nie ma znaczenia. Łoziński nie tworzy w „Książce” prozy biograficznej. Wnika dużo głębiej w swoje postaci i łączące ich relacje. Kluczem w powieści są przedmioty. Proste, na przykład okulary, obrączka, zeszyt, telefon, express do kawy. Opisuje swoich bohaterów w drobnych sytuacjach, reakcjach, stop klatkach. I jest w tym bardzo dużo czułości. A zakończenie rozdziera serce. Jest jak cios w splot słoneczny, szczególnie, że spokojna narracja w ogóle go nie zapowiada. Piękna książka, którą czytać trzeba uważnie i powoli. Z wiekiem dochodzę do wniosku, że tylko takie czytanie ma sens.
Czytałam „Książkę” Łozińskiego w 2011 i teraz w 2024. I dziś, kiedy jestem starsza o te 13 lat, ta książka wydaje mi się jeszcze lepsza. Styl, język, konstrukcja. A do tego bardzo dużo czułości i miłości. Łoziński tworzy literaturę z tego, co najbliższe skórze i sercu. W końcu rodzina to mały wszechświat, w którym „planety szaleją”. Ze skomplikowanych i nietypowych (te...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-08
Po niezłej "Osadzie" sięgnęłam po inne książki Michała Śmielaka. Niestety odkładałam jedną po drugiej. Postanowiłam dać autorowi szansę i przesłuchać "Ucichły ptaki..." (wiadomo, czyta Janusz Zadura)
Niestety grzechy tej książki są niewybaczalne.
Po pierwsze, wtórność i to nie tylko wobec "Szczeliny" Kariki, generalnie jest to gra znaczonymi i zgranymi kartami.
Po drugie, koszmarne dialogi pisane jakby przez licealistę.
Po trzecie postacie, czwórka bohaterów, skrojonych tępymi nożyczkami.
Po czwarte, strachy na lachy.
Po piątek, toporna konstrukcja.
"Osada" naprawdę mi się podobała, ale może napisał ją inny Michał Śmielak?
Po niezłej "Osadzie" sięgnęłam po inne książki Michała Śmielaka. Niestety odkładałam jedną po drugiej. Postanowiłam dać autorowi szansę i przesłuchać "Ucichły ptaki..." (wiadomo, czyta Janusz Zadura)
Niestety grzechy tej książki są niewybaczalne.
Po pierwsze, wtórność i to nie tylko wobec "Szczeliny" Kariki, generalnie jest to gra znaczonymi i zgranymi kartami.
Po drugie,...
Jest klimat. Jest napięcie. Są postacie. Dialogi, od których nie bolą zęby (tylko czasem autorowi wymsknie się kwiecisty styl). Jest tajemnica. Duszna atmosfera, zaciskającą się wokół bohaterów pętla wzajemnych zależności.
Pierwsze spotkanie z twórczością Michała Śmielaka uważam za udane. Jedynie końcówka była dla mnie, niestety, trochę rozczarowująca. Autor nie zostawił na koniec żadnego pocisku. I jakoś powietrze zeszło jak z przebitego przez przypadek balona. Ale całość odebrałam bardzo pozytywnie. I chętnie sięgnę po inną książkę autora.
Jest klimat. Jest napięcie. Są postacie. Dialogi, od których nie bolą zęby (tylko czasem autorowi wymsknie się kwiecisty styl). Jest tajemnica. Duszna atmosfera, zaciskającą się wokół bohaterów pętla wzajemnych zależności.
Pierwsze spotkanie z twórczością Michała Śmielaka uważam za udane. Jedynie końcówka była dla mnie, niestety, trochę rozczarowująca. Autor nie zostawił...
George Saunders? Uwielbiam gościa. Jak dziś opowiadać o świecie? Czy wszystkie formy zostały już wyczerpane? Saunders kocha groteskę, absurd, dosadne poczucie humoru. Z jego odlotowych, zwariowanych, surrealistycznych opowiadań wyłania się jednak niepokojąco prawdziwy obraz nas, ludzi, i i rozmaitych zależności, w jakich tkwimy.
W tomie „Dzień wyzwolenia” jednym z głównych tematów jest konformizm oraz dobre samopoczucie, za które wielu bohaterów/bohaterek Saundersa jest w stanie zapłacić wysoką cenę. Bo bardzo chcemy być w porządku i cool. Chcemy być (jesteśmy) dobrzy, ale inni, źli ludzie, rzucają nam kłody pod nogi.
Moi faworyci z tego tomu to „Wtopa w pracy”, „List miłosny”, „Mama rwie się do czynu”, „Elliot Spencer”. Bardzo odświeżająca lektura.
George Saunders? Uwielbiam gościa. Jak dziś opowiadać o świecie? Czy wszystkie formy zostały już wyczerpane? Saunders kocha groteskę, absurd, dosadne poczucie humoru. Z jego odlotowych, zwariowanych, surrealistycznych opowiadań wyłania się jednak niepokojąco prawdziwy obraz nas, ludzi, i i rozmaitych zależności, w jakich tkwimy.
więcej Pokaż mimo toW tomie „Dzień wyzwolenia” jednym z głównych...