-
ArtykułyCzternaście książek na nowy tydzień. Silne emocje gwarantowane!LubimyCzytać2
-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant6
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński45
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać426
Biblioteczka
2016-01-06
2016-01-04
„Życie jest pełne niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów akcji”.
Zespół Pierre'a Robina, jest zespołem wad wrodzonych, które obejmują twarzoczaszkę. To schorzenie może zagrażać życiu dziecka, ponieważ powoduje ostrą niedrożność górnych dróg oddechowych — język zapada się ku tyłowi. Rozszczep podniebienia powstaje między 10, a 12 tygodniem ciąży. Główne problemy, które występują u dzieci z zespołem Pierre'a Robina dotyczą zaburzeń oddychania oraz karmienia. Ryzyko urodzenia kolejnego dziecka z tym zespołem wynosi 1-5%. Niestety przyczyny choroby są nieokreślone.
Aneta Krasińska jest absolwentką filologii polskiej na Uniwersytecie Łódzkim. Lubi obserwować ludzi i przestrzeń, w której funkcjonują. Jest miłośniczką dobrej literatury kobiecej, napisała kilkanaście artykułów naukowych. W 2014 roku zadebiutowała powieścią „Finezja uczuć”, którą miałam przyjemność przeczytać. Autorka kolejny raz podjęła się napisania książki, która porusza skomplikowany i niebanalny temat, i po raz drugi zrobiła to w ciekawy oraz ujmujący i poruszający sposób.
Malwina i Artur to młode, kochające się i szczęśliwe małżeństwo toteż, kiedy Malwina zachodzi w ciążę, ich szczęście i radość nabiera intensywności. Ciąża przebiega pomyślnie — pozornie nic nie może zakłócić idylli młodych małżonków. Jednakże, gdy na świat przychodzi ich upragniona córeczka, okazuje się, że dziewczynka jest poważnie chora. Początkowo lekarze nie potrafią postawić jednoznacznej diagnozy, niemniej jednak z czasem okazuje się, że dziecko Malwiny i Artura choruje na zespół Pierre'a Robina. Ponadto lekarze już w pierwszej fazie po narodzinach stwierdzili wadę serca oraz rozszczep wargi, toteż dziewczynka musi przejść szereg niebezpiecznych i poważnych operacji — czeka ją bardzo długi pobyt w szpitalu oraz długotrwała rehabilitacja. Szczęśliwy i poukładany świat młodych małżonków zostaje mocno wstrząśnięty i poważnie zaburzony. Tymczasem Malwina absolutnie się nie poddaje, postanawia walczyć o życie i zdrowie swojej ukochanej córeczki, jednakże z pomocą i wsparciem przychodzi wyłącznie jej ojciec. Natomiast Artur zupełnie sobie nie radzi z tą zaskakującą i bardzo trudną rzeczywistością — każdego dnia staje się coraz bardziej nieobecny, wycofany, odgradza i ucieka w pracę zawodową — jednocześnie zatracając poczucie odpowiedzialności i godności. Upośledzone i kalekie dziecko wydaje się być dla niego tematem tabu, który zupełnie pogrąża jego wizerunek. Czy związek młodych, pozornie szczęśliwych, ale bardzo zagubionych małżonków może przetrwać tak niebanalną próbę?
„Szukając szczęścia” to szalenie ujmująca i poruszająca książka, niezwykle emocjonalna bowiem wywołuje pełen wachlarz różnorodnych uczuć. Jednocześnie wzrusza i złości, boli i bulwersuje, budzi sprzeciw, jak i aprobatę, ale wywołuje także podziw i ogromne współczucie dla bohaterów niniejszej powieści. To bardzo zajmująca lektura, od której naprawdę trudno oderwać uwagę. Aneta Krasińska ukazała tę historię w znacznym przedziale czasowym, mianowicie poznajemy losy bohaterów w ciągu dziesięciu lat. Śledząc kolejne rozdziały, dowiadujemy się — jak niezwykle trudnym i wymagającym zadaniem jest wychowywanie upośledzonego dziecka, które potrzebuje znacznie większych nakładów miłości, opanowania oraz ogromnej ilości uwagi. Mimo tej dużej rozpiętości czasowej książka smakuje niczym wyborna przystawka, w której zebrano najistotniejsze składniki bowiem, absolutnie nie nudzi i nie męczy czytelnika zbędnymi i nadmiernie wydłużonymi opisami. Ponadto autorce udało się w bardzo realny i rzetelny sposób nakreślić portrety bohaterów oraz fabułę, która w naturalny sposób porusza i zaskakuje. Ta historia nie budzi wątpliwości, nie sprawia wrażenia przerysowanej czy wybujałej, skłania do wielu refleksji, jednocześnie pozwalając docenić własne, jakże w tym wypadku mało skomplikowane życie.
Książka napisana jest w narracji trzecioosobowej i ukazuje tę historię jedynie z perspektywy Malwiny, dlatego moim jedynym zarzutem bądź właściwie wyłącznie niedosytem jest możliwość ujrzenia tej opowieści również z punktu widzenia Artura.
„Szukając szczęścia” autorstwa Anety Krasińskiej to książka o trudnej miłości, o walce z przeciwnościami losu, o szalenie skomplikowanym rodzicielstwie, które nie zawsze jawi się w jaskrawych kolorach bowiem wielokrotnie jest niezwykle ciężkie, często wymaga poświęceń oraz rezygnacji z marzeń i wcześniej obranych życiowych celów. To także książka o trudnej drodze do szczęścia, która bywa bardzo kręta i wyboista i nie zawsze wiedzie przez spełnienie, dając wyłącznie satysfakcję. Niniejsza powieść dotyka bardzo trudnych kwestii związanych z nieustanną walką o zdrowie i szczęście własnego dziecka, ale także z problemem zachowania spokoju i szczerości w nieoczekiwanych i skomplikowanych momentach życiowych. Ta powieść w subtelny i błyskotliwy sposób ukazuje siłę ludzkiego charakteru, który w niezwykle umiejętny sposób potrafi pokonywać trudne sytuacje. Jednakowoż autorka wskazuje także, jak ważne w życiu każdego człowieka jest wsparcie bliskich. Nie jest łatwo pokonywać trudności losu, kiedy brakuje pomocy ze strony życzliwych nam osób. Mimo tak trudnego, chwilami poruszającego i przykrego tematu książkę czyta się z niezwykłą lekkością, łatwością i przyjemnością. Autorka nie zasypuje nas skomplikowaną i niezrozumiałą treścią, która przytłacza i męczy, całkowicie psując odbiór. Tę książkę pochłania się z ogromną ciekawością, ponadto Aneta Krasińska serwuje czytelnikowi zupełnie zaskakujące zakończenie, które dało mi pełną satysfakcję z przeczytanej lektury. Słowem to ujmująca i bardzo uczuciowa powieść, która poruszy i oczaruje niejedno kobiece serce! Polecam!
__________________________________________________________
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
„Życie jest pełne niespodzianek i nieoczekiwanych zwrotów akcji”.
Zespół Pierre'a Robina, jest zespołem wad wrodzonych, które obejmują twarzoczaszkę. To schorzenie może zagrażać życiu dziecka, ponieważ powoduje ostrą niedrożność górnych dróg oddechowych — język zapada się ku tyłowi. Rozszczep podniebienia powstaje między 10, a 12 tygodniem ciąży. Główne problemy, które...
2015-12-30
„Odgrodzenie burzy się latami ogromnymi nakładami sił, ale następstwa zmieniają na zawsze”.
Odrzucenie przybiera różne formy i bywa nieodłączną częścią życia, jest bardziej, bądź mniej bolesne w skutkach, jednak nikt z nas nie lubi czuć się odtrąconym czy niechcianym. W przypadku dziecka uczucie odrzucenia może negatywnie odbić się na całym jego dalszym życiu, bo to właśnie dzieci ponoszą największe konsekwencje złego zachowania nieodpowiedzialnych dorosłych.
„Bycie odrzuconym nie jest krótkotrwałym bólem, nie jest zranieniem, które zabliźni się lada moment po użyciu wody utlenionej i plastra. Odrzucenie to nieprzezwyciężony lęk, fobia, mania na długie lata, a czasem i na całe życie”. Str. 144
Michał Matuszak jest miłośnikiem słowa pisanego w każdej formie. Toteż, kiedy jakiś czas temu czytałam debiutancką powieść autora „Na marginesie” zmuszona byłam mocno wytężyć swój umysł, aby wyłuskać kwintesencję i sens tej niebanalnej i nasyconej metaforami powieści. Tym czasem w moje ręce trafiła najnowsza książka tego twórcy, zawiera ona bardzo podobną tematykę, gdyż kolejny raz ukazuje życie ludzi z marginesu społecznego, aczkolwiek forma jest zupełnie odmienna, znacznie prostsza, bardziej przystępna, jednakże niesie w sobie podobny ładunek emocjonalny, jednakowo przytłacza, boli i smuci.
„Odgrodzeni” Michała Matuszaka to publikacja, która zawiera dwie odrębne historie, jednakże ich cechą wspólną jest nieustanna obojętność, samotność, brak szacunku oraz rodzinne antagonizmy, które nieuchronnie niszczą, tworząc swoisty mur, który na długie lata odizoluje, a w konsekwencji zaburzy życie dwojga bohaterów.
Pierwszym z nich jest mały chłopiec imieniem Eryk, który wychowuje się w dysfunkcyjnej rodzinie. W jego domu brakuje zrozumienia i wzajemnego szacunku. Przemoc fizyczna i psychiczna stosowana jest głównie przez ojca, ale bywa, że i przez matkę, chociaż matka do pewnego momentu przypomina bardziej ludzką postać. Pojawia się także, straszy brat przechodzący okres młodzieńczego buntu, który także korzysta z różnorodnych form przemocy względem dużo młodszego Eryka. Dodatkowo chłopiec wychowuje się w tak zwanym blokowisku, w którym olbrzymia lokalna społeczność przybiera różne formy stylu bycia i postępowania, jego rówieśnicy to chłopcy z różnych rodzin mniej, bądź bardziej zaburzonych. Eryk to nieśmiały i spokojny chłopiec, którego razi niemoralne i złe zachowanie, jednakże każdego dnia jest świadkiem wszelkich odmian przemocy i nagannego postępowania. Ta historia jest bardzo złożona, zawiera wiele płaszczyzn, które można głęboko analizować. Sam portret psychologiczny małego chłopca jest niemalże idealnie ukazany, oddaje istotne emocje, które mocno wstrząsają czytelnikiem. Postać matki i ojca skłania do głębokich refleksji, autor nie zapomniał wspomnieć o ich domach rodzinnych, których poznanie daje czytelnikowi możliwość analizy ich zachowań, czy też nawet pozwala na swoistą diagnozę w pewnym sensie wyjaśniającą ich tok myślenia i motywy niewłaściwego postępowania.
„Dla dziecka kłótnia zawsze ma emocjonalne, dalekosiężne skutki, często niedostrzegane przez zepsutych dorosłych”. Str. 18
Druga bohaterka to Sylwia, dorosła kobieta skazana na karę pozbawienia wolności, przebywa w zakładzie karnym, gdzie podczas spotkania autorskiego promującego powieść „Na marginesie” poznaje twórcę niniejszej książki. Zaintrygowana postacią Michała Matuszaka postanawia za pośrednictwem listów opowiedzieć historię swojego burzliwego dzieciństwa, którego następstwem jest pobyt w zakładzie karnym. To opowiadanie, mimo że krótsze od poprzedniego zawiera kolejną olbrzymią dawkę emocji — smutku, bólu, bezradności, buntu i braku zrozumienia — nie tylko skazanej, ale także samego autora, którego celne spostrzeżenia bardzo trafiały do mojej świadomości. Niemal każdego dnia z racji wykonywanego zawodu stykam się z ludźmi po wyrokach, czy pobytach w zakładach karnych — skazanych na społeczne potępienie i zupełne odrzucenie — stąd możliwość weryfikacji ukazanych spostrzeżeń, przemyśleń, które idealnie oddają ich przykrą rzeczywistość.
Michał Matuszak tworząc tę powieść, nie obawiał się mocnych i dosadnych opisów ukazujących nasilające się problemy społeczne, oparte na eskalacji przemocy i niepoprawnych relacjach wewnątrzrodzinnych. Nie ubarwił szarej i posępnej rzeczywistości, ukazał ją w całej rozpiętości w pełni, oddając jej ponure barwy. W historii Eryka wskazał niewłaściwe zachowania dorosłych względem małego chłopca, które tylko w naszych domysłach mogą prowadzić do fatalnych skutków. Natomiast w przypadku Sylwii obnażył przytłaczające konsekwencje nieodpowiedniego wychowania, w braku poczucia bezpieczeństwa, w strachu i odrzuceniu, wśród bezwzględnych i nieodpowiedzialnych dorosłych, gdzie alkoholowe libacje stanowią sens egzystencji.
Książkę polecam miłośnikom literatury poruszającej ważne i trudne tematy społeczne, skłaniającej do refleksji i głębokiego przeanalizowania zarówno własnych zachowań, jak i zachowań otaczającej nas społeczności. Może warto na chwilę się zatrzymać i zastanowić, dać szansę drugiemu człowiekowi, wesprzeć uśmiechem czy motywującym słowem, nie oceniać i nie skreślać nie znając podłoża bowiem każdy skutek, zawiera przyczynę, czynnik pobudzający określone zachowania. Dzieci wychowywane w rodzinach dysfunkcyjnych, niemające żadnego wsparcia, czy odpowiednich wzorców godnych naśladowania skazane są na błędne i niewłaściwe zachowania, których konsekwencje bywają przykre, a nawet dramatyczne — to okrutne, ale pozostawiają głęboką i trwałą bliznę na całym ich dorosłym życiu.
„Popełnianie błędów jest pożyteczne, jeśli wyciągnie się z tego jakieś wnioski”.
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
„Odgrodzenie burzy się latami ogromnymi nakładami sił, ale następstwa zmieniają na zawsze”.
Odrzucenie przybiera różne formy i bywa nieodłączną częścią życia, jest bardziej, bądź mniej bolesne w skutkach, jednak nikt z nas nie lubi czuć się odtrąconym czy niechcianym. W przypadku dziecka uczucie odrzucenia może negatywnie odbić się na całym jego dalszym życiu, bo to...
2015-12-16
Wyobraźcie sobie, że wygrywacie potężną fortunę w loterii totolotka. Olbrzymie pieniądze, które pozwalają — jak za sprawą czarodziejskiej różdżki — zupełnie odmienić Wasze dotychczasowe życie. Co byście zrobili, zostając z dnia na dzień MILIONEREM? Ja już od dawna mam w głowie plan i takie małe marzenie do spełnienia, tylko los mi nie sprzyja i ciągle nie mogę trafić szóstki w totka ;).
Katarzyna Pisarska — niepoprawna optymistka, pełna poczucia humoru — od zawsze i na zawsze kocha zwierzęta. Po zaadoptowaniu pierwszego psiaka ze schroniska – Rocky'ego zaangażowała się w promowanie adopcji czworonogów. Po jego śmierci, w jej domu zawitał Hacker, uśmiechnięty kundelek, którego można było podziwiać w czołówce „Psich adopcji”. „Adoptując jednego psa nie zmienisz świata, ale zmieni się świat dla tego jednego stworzenia” to motto, którym Kasia Pisarska kieruje się w swoich działaniach promujących psie adopcje. Jest także autorką programów telewizyjnych, inicjuje akcje społeczne takie jak: Weź mnie, Miasto Misek, Pocker the Polish DOGtrotter. Autorka uwielbia podróże, gotowanie oraz pisanie, w tym roku zadebiutowała optymistyczną powieścią, w której nie zabrakło dobrego humoru, psich bohaterów, a także wszelkich odcieni smaków i kulinarnych zapachów słonecznej Italii, w której autorka mieszkała przez kilka lat.
Weronika i Laura to główne bohaterki niniejszej powieści. Zwyczajne kobiety, tuż przed czterdziestką, trochę pogubione i rozczarowane życiem, w które wkradła się nuda i monotonia. Laura pracuje w podrzędnym piśmie modowym, pisze mało ambitne artykuły, a jej szef doprowadza ją do obłędu. Prywatnie samotna kobieta, żyjąca z dnia na dzień, bez przygód i uniesień, przyjaźni się z Weroniką, która jest nieszczęśliwą, niespełnioną i zdradzaną żoną. Pewnego dnia, na skutek nieprzyjemnego zdarzenia Weronika wyjeżdża na wycieczkę do Włoch, gdzie zupełnie spontanicznie postanawia zagrać w loterii Enalotto, jej los trafia główną wygraną, którą jest kilkanaście milionów euro. Kobiety podejmują decyzję, aby w zupełnej tajemnicy wyruszyć do Mediolanu w celu odebrania nagrody — po drodze napotykają wiele przeszkód i zabawnych sytuacji, które na zawsze odmienią ich życie.
„Chcesz się zemścić? Weź go na weekend w góry, schlej w trzy dooopy, pokłóć się z nim i powiedz, że zmieniasz hotel. Poczekaj, aż pójdzie do pokoju, rozbierz do naga, zostaw kartkę na poduszce: Byłeś wspaniały, tę noc zapamiętam na zawsze, całuję gorąco. Jurek.” Str. 14
„Wiedziałam, że tak będzie” to bardzo optymistyczna i pogodna powieść, pełna zabawnych i zwariowanych sytuacji, a także ciepła i wszelkich oznak altruizmu. Książkę czyta się niezwykle szybko i lekko, stanowi doskonały sposób na relaks po ciężkim i męczącym dniu. Przy lekturze tej powieści po prostu się odpoczywa, książka idealnie wpasowała się w moją potrzebę przeczytania czegoś zwiewnego i niezobowiązującego. To jedna z tych publikacji, która nie zapada mocno w pamięć czytelnika, ale pozwala przez krótką chwilę zapomnieć o codzienności, o problemach i troskach, rozmarzyć się i zwyczajnie złapać oddech. „Wiedziałam, że tak będzie” to pozornie bardzo banalna i przewidywalna historia, jednakże niepozbawiona pozytywnego przesłania, które zwraca uwagę na tak często pomijane, czy zapominane wartości, jakimi są przyjaźń, miłość, życzliwość, zaufanie czy po prosu bezinteresowna pomoc. Ponadto autorka w rzeczywisty i bardzo przyjemny sposób przemyciła w tej książce mnóstwo włoskich smaków i zapachów, które działają niezwykle mocno na wyobraźnię czytelnika. Przez krótką chwilę mogłam przenieść się oczami wyobraźni, do wyjątkowego, odrobinę zapomnianego miasteczka we Włoszech, poznać włoski temperament — którego również nie brakuje głównym bohaterkom — poczuć smak i zapach tamtejszej kuchni i trochę ogrzać się w ciepłym i przyjemnym słońcu, ale także poczuć nastrój nadchodzących świąt. Słowem autorka oddała w ręce czytelniczek książkę, która zaraża optymizmem, pomyślną energią i dobrym humorem pokazując, że warto marzyć i spełniać swoje pragnienia bez względu na wiek. A my kobiety, możemy odrobinę identyfikować się z bohaterkami tej książki.
Dodatkowo Kasia Pisarska tworząc niniejszą powieść, nie zapomniała o psich bohaterach, zwłaszcza o tych, które czekają w schroniskach na dobre, ludzkie serce, która przygarnie i obdarzy je miłością, troską i odrobiną ciepła. Wspomniała także o fantastycznej akcji, której jest inicjatorką, mianowicie Pocker The Polish Dogtrotter, czyli Przygarnij Pockera i pomóż opuszczonym zwierzętom. Zarówno psiaki, jak i wspaniałomyślna inicjatywa przewijają się przez karty niniejszej powieści, zwracając uwagę czytelnika nie tylko na ludzi i ich codzienną egzystencję, ale także na zwierzęta, które w pełni zależne od naszych decyzji i zachowań często przez ludzką bezmyślność, tudzież egoizm zupełnie niepotrzebnie i bezsensownie cierpią. W tej publikacji nietrudno odczuć miłość autorki do zwierząt oraz jej optymizm i radość życia, wypływa ona dosłownie z każdego słowa, wywołując radość i mnóstwo sympatycznych emocji.
Książkę polecam tym czytelnikom, którzy szukają w literaturze wytchnienia, lekkiego i przystępnego stylu, odrobiny humoru i szalonych pomysłów bowiem „Wiedziałam, że tak będzie” ma bardzo optymistyczną i pogodną siłę wyrazu, nie obciąża strudzonego po ciężkim dniu umysłu czytelnika, daje swoisty spokój i rozluźnienie, wywołuje uśmiech, a także chwilową zadumę. Pozwala się rozmarzyć i chociaż przez chwilę uwierzyć, że i my możemy w każdej chwili odmienić własne lub czyjeś życie… wystarczy tylko trafić szóstkę w totka! ;)
„[…] wszyscy chcemy być piękni, młodzi i bogaci, ale gdy jest się samotnym, nic nie cieszy”.
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
Wyobraźcie sobie, że wygrywacie potężną fortunę w loterii totolotka. Olbrzymie pieniądze, które pozwalają — jak za sprawą czarodziejskiej różdżki — zupełnie odmienić Wasze dotychczasowe życie. Co byście zrobili, zostając z dnia na dzień MILIONEREM? Ja już od dawna mam w głowie plan i takie małe marzenie do spełnienia, tylko los mi nie sprzyja i ciągle nie mogę trafić...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-13
Łukasz Czeszumski oddał w ręce czytelników znakomicie opracowany zbiór reportaży, zarówno pod względem merytorycznym, jak i empirycznym. „Biały szlak” stanowi bardzo zajmujące i obszerne źródło informacji, znakomicie ukazujące kulisy działania biznesu narkotykowego, który zupełnie opanował kraje Ameryki Łacińskiej. Autor wiedzie nas na kartach niniejszej publikacji drogami bezwzględnych rejonów, w których dosłownie każdy czerpie mniejsze, bądź większe korzyści z narkobiznesu, uczestnicząc w sposób bezpośredni lub pośredni w tym bezwzględnym, niebezpiecznym, ale przynoszącym niewyobrażalne zyski procederze. Ukazuje w bardzo odważny i dosadny sposób szlak najszlachetniejszego narkotyku świata, w pełnej okazałości bez upiększania tamtejszej rzeczywistości opartej na korupcji, przemocy, terroryzmie i nieustannej wojnie o wpływy oraz utrzymanie władzy. Biznes narkotykowy gwarantuje potężne i błyskawiczne zyski, dosłownie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiają się olbrzymie zasoby finansowe, które niosą za sobą bogactwo oparte na ogromnym ryzyku.
„Tam gdzie pojawia się kokaina, natychmiast pojawia się bogactwo, tak nagłe i obfite, jakby za sprawą czarów. I zawsze potem kokainowe królestwo ogarnia przemoc i zmywa dolarowy deszcz krwią”. Str. 7
„Biały szlak” jest zbiorem reportaży prowadzącym czytelnika przez kraje takie jak: Boliwia, Brazylia, Peru, Kolumbia oraz Meksyk. Ukazuje nie tylko przebieg i skutki biznesu narkotykowego, ale także obszerne tło historyczne, które pokazuje jego rozwój na przestrzeni lat. Łukasz Czeszumski bardzo wnikliwie i rzetelnie wiedzie czytelnika nie tylko po amazońskiej dżungli, ukazując uprawę liści koki, ale także po slumsach i kartelach, pokazując uzbrojone i bezwzględne gangi oraz mafie narkotykowe, gdzie w zastraszającym tempie rozwija się narkobiznes i narkoterroryzm, który oparty jest na korupcji, wojnach, czarnym rynku związanym z niewyobrażalnym przemytem białego szczęścia, a także życiem w ciągłym lęku bowiem wyroki śmierci to nieunikniony koniec większości ludzi działających w tym bezlitosnym biznesie. Narkobiznes to okrutna walka, której uczestnikami są już kilkunastoletni chłopcy, ludność cywilna, najemnicy, potężni bossowie narkotykowi, ale także przedstawiciele prawa oraz najwyżsi prominenci władzy.
„Boliwia to najbiedniejszy kraj Ameryki Południowej: 60% populacji żyje w biedzie, a 30% poniżej granicy minimum socjalnego. Czy można dziwić się wyborom ludzi przypartych do muru?” str. 54
„To był okropny świat, w którym system morduje małemu dziecku jego rodziców i nawet nie musi tłumaczyć, dlaczego tak zrobił”. Str. 83
„Wszyscy uczestniczą w wielkim i szalonym wyścigu napędzanym zyskiem. I może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie tragedia tysięcy ofiar zabijanych każdego roku”. Str. 84
Wszystkie reportaże zawierają wstrząsające i koszmarne dane, ukazujące porażające niedoskonałości krajów Ameryki Łacińskiej. Miliony osób zaangażowanych w przestępczość zorganizowaną związaną z biznesem narkotykowym gwarantującym olbrzymie fortuny za cenę egzystencji w niewyobrażalnym strachu, której jedyną drogą jest droga do śmierci. Macki narkobiznesu obejmują cały świat, docierają wszędzie tam, gdzie znajdują się ludzie nastawieni na szybki i bezwzględny zysk. Łukasz Czeszumski w niniejszej publikacji w bardzo jasny i klarowny sposób ukazuje wszelkie mankamenty, zawiłości i kulisy wojny kokainowej.
„Biały szlak” był pierwszą książką tego autora, którą miałam przyjemność poznać, owa publikacja niewątpliwie bardzo ułatwiła mi lekturę najnowszej publikacji Łukasza Czeszumskiego mianowicie powieści sensacyjnej „Zasady wojny”, której akcja toczy się w amazońskiej dżungli i ukazuje brutalną rzeczywistość tajnych wojen oraz złożony i skorumpowany świat Ameryki Południowej. Bez wątpienia z wielką ochotą sięgnę po każdą kolejną publikację tego utalentowanego twórcy, którego doświadczenie i kunszt przekłada się na znakomitość jego kariery pisarskiej bowiem autor w lekki, zajmujący i realny sposób potrafi pisać o trudnej i brutalnej rzeczywistości, skłaniając czytelnika do refleksji i wywołując przy tym olbrzymią ciekawość oraz emocje, które towarzyszą aż do ostatnich stron jego książek. „Biały szlak” został wydany z niezwykłą starannością i dbałością zarówno o szatę graficzną, jak i materię merytoryczną — obcowanie z niniejszą książką to prawdziwa przyjemność i uczta dla spragnionego wiedzy czytelnika. Bez wątpienia polecam!
"Mama koka. Niczym matka odżywi i pokrzepi. Na chwilę zamieni świat na trochę lepszy".
Cała recenzja: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/12/biay-szlak-ukasz-czeszumski.html
Łukasz Czeszumski oddał w ręce czytelników znakomicie opracowany zbiór reportaży, zarówno pod względem merytorycznym, jak i empirycznym. „Biały szlak” stanowi bardzo zajmujące i obszerne źródło informacji, znakomicie ukazujące kulisy działania biznesu narkotykowego, który zupełnie opanował kraje Ameryki Łacińskiej. Autor wiedzie nas na kartach niniejszej publikacji drogami...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-08
Sięgając po debiutancką powieść Roberta Nowakowskiego „Człowiek z sową” spodziewałam się przede wszystkim powieści kryminalnej, chociaż nietypowej i odbiegającej od utartych schematów. Ostatecznie niniejsza publikacja wywołała we mnie pewną konsternację, gdyż otrzymałam książkę, którą trudno jednolicie sklasyfikować. Ostatecznie z pewnością nie zakwalifikowałabym jej jednoznacznie do gatunku kryminału.
Robert Nowakowski (ur. 1978) – z wykształcenia prawnik niepracujący w wyuczonym zawodzie. Pochodzi z północy Polski, obecnie mieszka pod Krakowem. Pisze kryminały, w których łamie wszystkie konwencje gatunku. Nie potrafi przeżyć dnia bez filiżanki kawy, spaceru z psem i dobrej książki. Jego ulubieni autorzy to: Graham Greene, Zadie Smith oraz Michael Chabon. Aktualnie Robert Nowakowski pracuje nad kolejną książką, tym razem porzuca wszelkie eksperymenty literackie, będzie to powieść współczesna bez wątków historycznych. Autor podkreśla, iż nie ma oporów, aby mówić o sobie, chociaż gdyby miał wybrać motto dla swojej postawy w tym zakresie, powiedziałby: „wolę mówić o książkach, niż o sobie”.
Bardzo trudno w wielkim skrócie opisać fabułę „Człowieka z sową”, jako że jest to powieść, której akcja osadzona jest w rozległej przestrzeni czasowej z brakiem zachowania pełnej chronologii wydarzeń. Głównym bohaterem jest Michał — sylwetka bardzo wyróżniająca się na tle innych postaci ze względu na swoją odmienność, swoisty mankament, który czyni go postacią nierzeczywistą. To właśnie Michał jest narratorem niniejszej powieści, który pomału wprowadza czytelnika w wydarzenia prowadzące do wyjaśnienia zagadki morderstwa pojawiającego się na początku opowieści. Ta książka jest niczym łamigłówka, w której czytelnik musi przebrnąć przez specyficzny nieład, aby ułożyć tę historię w jednolitą, sensowną całość, wyłuskać kwintesencję i zrozumieć jej niebanalne przesłanie.
Robert Nowakowski stworzył powieść, która zupełnie wymyka się wszelkim trendom i schematom, jest pewnego rodzaju osobliwym zjawiskiem wśród publikacji, które w ostatnim czasie pojawiają się na rynku wydawniczym. Niniejsza książka napisana jest bardzo specyficznym stylem, zawierającym sporo niejednoznacznych wątków, odrobinę chaotyczności wydarzeń, ostatecznie może wyzwalać u czytelnika ambiwalentne uczucia, powodować pewien zamęt, a nawet chwilowe odrętwienie, jednocześnie wzbudzając zachwyt i uznanie dla pomysłowości i oryginalności debiutującego pisarza. Ironiczny humor może stać się w pełni niestrawny, a nawet niezrozumiały dla niektórych odbiorców. W moim odczuciu największą krzywdą dla „Człowieka z sową” było przyporządkowanie jej do kategorii kryminału, dodatkowo sentencja z okładki jakoby była to hipnotyzująca powieść kryminalna, jest sprzeczna z tym, co istotnie otrzymuje czytelnik. Miłośnicy tego gatunku z pewnością nie dostaną modelowego kryminału w iście bestsellerowym stylu, z wartką akcją, intensywnym śledztwem oraz trupem, który ścieli się gęsto na kartach niniejszej książki. Otrzyma natomiast błyskotliwą i w pewnym sensie magiczną powieść psychologiczno-obyczajową z wyczerpującym tłem historycznym oraz elementami metafizyki, fantastyki i umiarkowanym wątkiem kryminalnym.
Akcja książki rozgrywa się na na przestrzeni lat 1924-1981. Śledzimy czasy międzywojenne oraz trudne lata okupacji, początkowo we Lwowie, następnie autor przenosi nas wraz z bohaterami do Krakowa, gdzie obserwujemy wydarzenia z okresu końca konfliktu zbrojnego, aż po zawiłe czasy PRL-u. Wątek kryminalny, czyli zabójstwo oraz rozpoczęte śledztwo pojawia się w prologu, oraz dalej w pojedynczych krótkich rozdziałach, aż do zaskakującego zakończenia.
Autor najwięcej uwagi poświęcił jednemu z głównych bohaterów, który jest postacią przewodnią i zupełnie nierealną ze względu na posiadany szczególny defekt, czyniący z niego nie tylko osobę nietypową, ale także mocno zagubioną, zamkniętą, niedostępną i bardzo tajemniczą. To z jego perspektywy poznajemy całą historię. Jego portret psychologiczny rozpościera się na kartach tej powieści w sposób złożony, ukazujący wiele zawiłości i swoistej metafizyki w życiu skrzydlatego bohatera. Przyznaję, że nie było mi łatwo odnaleźć się wśród aniołów i duchów, które nieustannie towarzyszyły tej nietuzinkowej postaci. Jednakże wynika to wyłącznie z mojego zamiłowania do powieści mocno osadzonych w wiarygodnych wątkach.
Nie jest prosto oceniać tego typu publikację, która odbiega od utartej formy przyporządkowanego jej utworu literackiego, ponadto jest zupełnie niejednolita gatunkowo. Bez wątpienia jest to książka wymagająca skupienia i odpowiedniego nastroju bowiem ta powieść absolutnie nie jest literaturą stricte rozrywkową, która daje chwilę wytchnienia i odprężenia po ciężkim dniu. Lektura „Człowieka z sową” wywołuje w szczególności uczucie swoistej melancholii, nostalgii, nawet wyczerpania, ale także głębokiej zadumy oraz pewnego rodzaju ciekawości bowiem bohater jest postacią bardzo intrygującą i zaskakującą. A i tło historyczne ukazujące pogmatwane losy ludzi skazanych na udrękę, tułaczkę, brak stabilności oraz życie w nieustannym zagrożeniu wywołuje u czytelnika specyficzne przygnębienie i swoisty ból. Niewątpliwie autor wykazał się ciekawym i nieszablonowym pomysłem oddając w ręce czytelnika powieść, która zupełnie wymyka się wszelkim konwencjom.
Do lektury "Człowieka z sową" zachęcam wymagających czytelników, poszukujących pewnego rodzaju swoistości i oryginalności wykreowanych postaci oraz wątków, niebojących się literatury wielopłaszczyznowej z brakiem zachowania pełnej chronologii wydarzeń, z absolutnie nieprzewidywalnym zakończeniem. Tej książki nie czyta się w sposób lekki, łatwy i przyjemny, gdyż wymaga ona od czytelnika pełnego skupienia oraz znalezienia osobliwego klucza otwierającego drogę do zrozumienia skomplikowanych osobowości i pogmatwanych losów bohaterów niniejszej powieści.
Na absolutną pochwałę zasługuje projekt szaty graficznej, który mocno przyciąga uwagę, hipnotyzuje i zachęca do lektury niniejszej książki.
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
Sięgając po debiutancką powieść Roberta Nowakowskiego „Człowiek z sową” spodziewałam się przede wszystkim powieści kryminalnej, chociaż nietypowej i odbiegającej od utartych schematów. Ostatecznie niniejsza publikacja wywołała we mnie pewną konsternację, gdyż otrzymałam książkę, którą trudno jednolicie sklasyfikować. Ostatecznie z pewnością nie zakwalifikowałabym jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-28
„Życie bywa szalone, a ludzie są ułomni i popełniają błędy”.
Wojna to zjawisko powszechnie znane, towarzyszy ludziom od najdawniejszych czasów. Prowadzi do całkowitej destrukcji ludzkiej tożsamości, uwalnia najgorsze instynkty, zezwierzęca i zupełnie niszczy psychikę człowieka. Pieniądze i władza stanowią bodziec, który w wielu ludziach wyzwala autokratyczne zachowania, prowadząc do całkowitego zatracenia zasad i godności. Świat biznesu bywa brudny i skorumpowany, wymyka się wszelkim standardom. Dla wielkich pieniędzy ludzie zdradzają, niszczą i zabijają. Wojna i ogromna fortuna — w tych światach główną zasadą jest przetrwanie i zwycięstwo, w konsekwencji władza i wielkie pieniądze, bez względu na koszty, które należy ponieść, aby osiągnąć obrany cel...
„To była wojna w jądrze ciemności. Zagubienie w zielonym piekle. Brud i robactwo. Heroiczna walka o zachowanie higieny, walka z grzybicą, wrzodami i jątrzącymi się ranami” str. 169
Robert Tucker to wyspecjalizowany i doświadczony były podoficer elitarnych sił specjalnych. Dyscyplinarnie usunięty z armii za niesubordynację podejmuje zatrudnienie w prywatnej firmie ochroniarskiej. Pracuje, jako kontraktor wojskowy wypełniając zadania szkoleniowo-ochroniarskie na terenach krajów, w których toczy się wojna. Uczestniczył między innymi w konfliktach na terenie Iraku, zabezpieczając transporty i koncerny naftowe. Wreszcie trafia do kolumbijskiej osady w samym środku amazońskiej dżungli, która swoją sławę zyskuje dzięki linii rurociągów, w których dziennie przepływają setki tysięcy baryłek czarnego złota. Rurociąg jest własnością prywatnej kampanii naftowej, która dzierżawiąc kolumbijskie tereny, narażona jest na walkę z miejscowymi kolaborantami, którzy chcąc wymusić haracze, wysadzają rurociąg, narażając korporację na miliardowe straty. Robert Tucker podejmuje się ochrony rurociągu, jednocześnie szkoląc kolejnych najemników. Ostatecznie pod płaszczykiem zabezpieczenia koncernu naftowego w środku dżungli rozgrywa się istny koszmar przypominający brutalną i bezwzględną wojnę, między najemnikami a armią komunistycznych partyzantów FARC. Kiedy pewnej nocy rozbija się samolot na pokładzie, którego przebywał kurier mający dostarczyć tajne dokumenty kampanii naftowej, Robert wraz z kilkuosobową grupą najemników wyrusza na terytorium wroga. Jego celem jest znalezienie i zabezpieczenie wraku oraz walizki z poufnymi danymi. Na miejscu katastrofy Tucker jest świadkiem szokujących faktów, które w konsekwencji prowadzą do ujawnienia niewygodnych sekretów. Czy walka z wrogiem okaże się warta poświęcenia?
„Wokół ropy zawsze tworzą się niełatwe i obfitujące w brudne sztuczki wzajemne układy państw i międzynarodowych korporacji” str. 37
„Zasady wojny” to trzecia książka Łukasza Czeszumskiego. Lektura tej powieści okazała się dla mnie ogromnym zaskoczeniem bowiem obawiałam się całkowicie zmilitaryzowanej historii, która może mnie znużyć i stać się trudną do zrozumienia opowieścią. Tymczasem otrzymałam książkę, którą niełatwo jednoznacznie sklasyfikować, i od której trudno oderwać uwagę. Powieść wypełniona jest zawrotną i prężnie rozwijającą się akcją, mnóstwem przygód i przeżyć bohaterów, kolejnymi wyciekającymi aferami, ale także subtelnie poprowadzonymi wątkami obyczajowymi oraz sprawnie skonstruowanymi portretami psychologicznymi bohaterów. Na każdym etapie tej powieści autor pomału zgłębia epizody z życia kolejnych postaci, nie wprowadzając w umysł odbiorcy chaosu i zagubienia. Akcja rozwija się we właściwym tempie, wdrażając czytelnika w militarne zawiłości i przeżycia bohaterów. Łukasz Czeszumski bardzo sprawnie wiedzie czytelnika przez szereg różnorodnych miejsc, nie tylko przez amazońską dżunglę, ale także przez Irak, Paryż i Londyn. Ukazuje wewnętrzne przeżycia i rozterki bohaterów i robi to w sprawny i przemyślany sposób, nie powodując wątpliwości i bałaganu w głowie odbiorcy. Autor wykreował wiarygodne sylwetki, ludzi z krwi i kości, którzy żyją na granicy prawa, z ogromną mocą i intensywnością, narażając własne istnienie oraz zdrowie fizyczne i psychiczne, tym samym zupełnie niszcząc własną sferę emocjonalną i życie prywatne. Żołnierze, najemnicy, rebelianci ich byt to pasmo walk, naładowanych przemocą, bólem i cierpieniem, wyściełanych wyłącznie strachem i śmiercią.
„Nigdy nie był tak świadomy swego ciała i swojego życia jak teraz. Nieomal czuł, gdzie za chwilę uderzą go pociski, rozrywając wnętrzności i zamieniając jego, człowieka zdrowego i silnego, w worek martwego mięsa. Nie chciał umierać. Chciał żyć, żyć pięknie i długo, żyć!”. Str. 268
Łukasz Czeszumski na początku niniejszej powieści podkreśla, iż stanowi ona wyłącznie fikcję literacką, a jednak czytając tę książkę, odnosiłam wrażenie, że podparta jest autentycznymi wydarzeniami. Bardzo realne i jaskrawe postaci oraz wiarygodne wątki powodują, iż opisana historia wydaje się prawdziwa, przez co chwilami zdumiewa, szokuje i skłania do głębokich refleksji. Niniejsza powieść idealnie ukazuje pokrętność i ułomność ludzkiej psychiki oraz otaczający nas świat, pełen brutalności, terroryzmu i przemocy, a także korupcji i manipulacji na najwyższych szczeblach władzy, oparty na bezwzględnym barbarzyństwie, który po trupach dąży do obranego celu.
Mimo trudnego i kontrowersyjnego tematu książkę czyta się z lekkością i zaciekawieniem, na żadnym etapie lektury nie ma czasu na nudę czy znużenie. Fabuła wciąga i zupełnie absorbuje uwagę odbiorcy, chłonie się ją niczym wyborne danie. Ta książka pobudza zmysły, realnie ukazuje barwy i dźwięki wojny. Łukasz Czeszumski serwuje czytelnikowi całą paletę różnorodnych emocji, które towarzyszą mu od pierwszej do ostatniej strony książki.
W mojej opinii autorowi udało się ominąć utarte schematy i stworzyć niebanalną fabułę, która pozwala czytelnikowi spojrzeć oczami osoby doświadczonej na Kraje Trzeciego Świata. Kraje, w których toczą się krwawe batalie rebeliantów, wojny domowe, świetnie funkcjonują kartele narkotykowe oraz skorumpowane rządy, które czerpią olbrzymie korzyści materialne z nielegalnych interesów mafii oraz wielkich koncernów wydobywczych, działających poza granicami prawa, dla których humanitaryzm i honor to pojęcia kiepskie i bezużyteczne. Niniejsza powieść bardzo rzetelnie i realnie obnaża także wyniszczający charakter pracy najemników czy żołnierzy biorących udział w międzynarodowych, tak zwanych misjach stabilizacyjnych.
Książkę polecam miłośnikom błyskotliwej literatury sensacyjnej, nasyconej brutalnością i bezwzględnością, która chwilami obezwładnia swoją kontrowersyjną treścią, budząc szereg różnorodnych emocji, tym samym skłaniając do głębszych refleksji. Czy świat i ludzie stojący na czele rządów mogą zapewnić nam bezpieczeństwo?
Cała recenzja: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/11/przedpremierowo-zasady-wojny-ukasz.html
„Życie bywa szalone, a ludzie są ułomni i popełniają błędy”.
Wojna to zjawisko powszechnie znane, towarzyszy ludziom od najdawniejszych czasów. Prowadzi do całkowitej destrukcji ludzkiej tożsamości, uwalnia najgorsze instynkty, zezwierzęca i zupełnie niszczy psychikę człowieka. Pieniądze i władza stanowią bodziec, który w wielu ludziach wyzwala autokratyczne zachowania,...
2015-11-18
„Wypadki są nieodłącznym elementem rzeczywistości,
łamią ludzkie nogi, serca i życia”.
„Kręgi albo kolejność zdarzeń” autorstwa Jana Antoniego Homy, to bardzo oryginalna powieść, której lektura wzbudzała we mnie wiele skrajnych emocji. Poświęciłam jej kilka nocy bowiem ta książka, wymagała ode mnie zupełnej ciszy, spokoju i kontemplacji, a tylko nocą mogę osiągnąć stan duchowej równowagi, który pozwoli w pełni oddać się czytanej lekturze. To nie była łatwa książka, dlatego nie jest prosto o niej pisać, zrobiła na mnie trudne do opisania wrażenie i z pewnością jeszcze długo będzie krążyć po mojej głowie. Przedstawiona w niej historia jest szalenie nietuzinkowa, chociaż ukryta pod płaszczykiem egzystencji zwykłych ludzi, którzy na skutek różnorodnych niepowodzeń oraz trudnych i nieprzewidzianych zdarzeń uciekają, ukrywając się w prowincjonalnym miasteczku. Tam próbują odnaleźć zagubioną tożsamość oraz sens ludzkiego istnienia, aby wreszcie móc podążać wyłącznie stosowną i pomyślną drogą.
„O ile bowiem w samej śmierci nie ma nic nienaturalnego, ba, wydaje się ona najbardziej nieuchronną ze wszystkich życiowych czynności i konsekwencji, o tyle śmierć przez zabijanie jest najbardziej wynaturzonym pogwałceniem tegoż życia najświętszej zasady”. Str. 337
Główny bohater tej historii to Marcin, nauczyciel polonista, który na skutek przelotnego romansu z dyrektorką szkoły musiał pożegnać się z pracą nauczyciela języka polskiego. Zraniony i rozczarowany postanawia przyjąć wakat wychowawcy w odległym małym miasteczku o tajemniczo brzmiącej nazwie Zabijany Krochmalne. Po drodze spotyka dziennikarza Rafała, który intrygując go swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami, staje się dla niego bratnią duszą. Przyjacielem, który może stanowić oparcie, stać się powiernikiem jego osobliwych obserwacji na temat nowej społeczności, która wywołuje u niego dziwne zachowania, swoistą paranoję wiodącą do dziwnych myśli i zachowań. W Zabijanach Krochmalnych jego uwagę przyciąga także mały, wrażliwych chłopiec o imieniu Jakub, dla którego zwierzęta są istotnym elementem jego życia, dla nich jest w stanie poświęcić cały swój czas, a także narazić się na kłopoty i komplikacje. Jego uwagę pochłania także milcząca dziewczyna o imieniu Aurelia. Jej wrażliwość, delikatność, tajemniczość oraz świeża uroda niezwykle intrygują Marcina. Jednakże prowincjonalną nudę i spokój zaburzają otaczające miasteczko Białe Bagna, które są dla mieszkańców miejscem przeklętym i stanowią lokalną tajemnicę. Budzą wielką trwogę, gdyż wiąże się z nimi upiorna legenda, w której prawdziwość głęboko wierzą mieszkańcy Zabijan Krochmalnych. Czy bieg i kolejność pewnych zdarzeń wpłynie w znaczący sposób na dalsze losy Marcina i kręgu jego nowych przyjaciół? Czy przyniosą im spokój i ukojenie, czy może dostarczą kolejnych przykrych doświadczeń i jaką rolę odegra w całej historii mała Indianka ze szczepu Arapaho?
„Jeśli ktoś pochodził z tych słabych, a znalazł w sobie moc, aby się oprzeć i przeciwstawić miażdżącej obojętności i okrucieństwu świata, jego obowiązkiem jest podać rękę tym, którzy takiej siły i świadomości nie posiedli". Str. 95
Niniejsza powieść skłoniła mnie do wielu refleksji, nie tylko nad samą fabułą i ukrytym przekazem tej historii, ale przede wszystkim nad stylem i osobowością autora. Jan Antoni Homa stworzył książkę bardzo nieszablonową, dojrzałą, nasyconą filozofią, wrażliwością oraz głębokimi przemyśleniami ukrytymi w sylwetkach bohaterów, niby zwyczajnych, a jednak na swój sposób skrajnie doświadczonych, skrzywdzonych, zagubionych i bardzo samotnych. Trudno zakwalifikować tę powieść do konkretnego gatunku, to z pewnością literatura piękna, napisana w formie współczesnej baśni z elementami fantastyki, posiadająca również cechy powieści psychologicznej, ukazującej zawiłą ludzką naturę. Powieść oparta jest w głównej mierze na narracji trzecioosobowej, z małą ilością dialogów. Tej książki nie da się czytać szybko i bez namysłu, warto poświęcić jej więcej czasu, aby wyłowić jej istotę. Kiedy przejrzałam kilka pierwszych stron, poczułam się zafascynowana niesłychanie estetycznym, wysublimowanym, wręcz poetyckim stylem pisarza oraz intrygującą, owianą tajemnicą i melancholią historią, która już na wstępie wzbudziła mój olbrzymi entuzjazm. Jednakże gdzieś w połowie książki zaczynałam odczuwać odrobinę zmęczenia, ale tylko względem pewnych wątków, które były mocno osadzone w sferze filozofii. Jednakowoż całość budzi swoisty niepokój, smutek i szereg niejednolitych emocji.
„Stań się ciągiem liter o sensie zależnym od czytającego”.
„Kręgi albo kolejność zdarzeń” Jana Antoniego Homy, nie są lekturą rozrywkową, łatwą, lekką i przyjemną, to niewątpliwie powieść skierowana do wymagających czytelników, którzy w książkach nie poszukują wyłącznie wartkiej i prostej akcji. Tę powieść należy czytać w ciszy i spokoju, delektować się nią, smakować każde słowo, które płynie z kart niniejszej książki niczym wysublimowana, ale niepokojąca muzyka. Ponadto owa opowieść nacechowana jest olbrzymią samotnością, tęsknotą i niepowodzeniem, które odbiło głębokie piętno w sercach bohaterów. Zawiera w sobie także głębszą filozofią i tajemnicę, porusza również kwestie etyczne, które mocno podkreślają znaczenie i role żywych istot, będących jednym organizmem, elementem jednolitej konstrukcji, która nie może właściwie funkcjonować bez choćby jednej cząsteczki. Bez wątpienia autor wykazał się niezwykłym kunsztem literackim, który zachwyca i pozostawia czytelnika w głębokiej zadumie. Jeżeli lubicie wymagającą lekturę, która zmusza do myślenia i skupienia, dzięki której Wasz umysł nasyci się pięknym, wręcz poetyckim słowem, które w konsekwencji wywoła melancholię i skłoni do głębszych refleksji, koniecznie sięgnijcie po „Kręgi albo kolejność zdarzeń”. To będzie prawdziwa uczta literacka, jednak niezwykle trudna i nietypowa w przekazie.
Całość recenzji tutaj: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/11/kregi-albo-kolejnosc-zdarzen-jan-homa.html
Serdecznie zapraszam!
„Wypadki są nieodłącznym elementem rzeczywistości,
łamią ludzkie nogi, serca i życia”.
„Kręgi albo kolejność zdarzeń” autorstwa Jana Antoniego Homy, to bardzo oryginalna powieść, której lektura wzbudzała we mnie wiele skrajnych emocji. Poświęciłam jej kilka nocy bowiem ta książka, wymagała ode mnie zupełnej ciszy, spokoju i kontemplacji, a tylko nocą mogę osiągnąć stan...
2015-11-21
„[…] nigdy nie lekceważmy czasu, jaki został nam ofiarowany, bo nie wiadomo, w której sekundzie życia wszystko wywróci się do góry nogami”. Str. 112
Czy można w pełni wymazać z pamięci traumatyczne przeżycia z dzieciństwa i młodości? To bardzo trudne i raczej niemożliwe, one zawsze będą ukryte w naszej podświadomości, skąd przenikną do umysłu w najmniej oczekiwanych chwilach, zupełnie niszcząc spokój i wypracowany porządek. Jednak można się nauczyć z nimi żyć, chociaż to nie będzie życie proste i zupełnie przyjemne.
Postanowiłam przeczytać „Zaryzykuję dla ciebie”, gdyż zaintrygował mnie krótki opis mówiący o tajemnicach i bolesnych ranach z przeszłości, które nie pozwalają bohaterom o sobie zapomnieć. Domyślałam się, że będzie to przede wszystkim romans, z którym w ostatnim czasie próbuję się oswoić po to, aby zupełnie nie zamykać się na tego typu literaturę. Nie spodziewałam się jednak tak odważnego erotyku. Czy książka w pełni zaspokoiła moje oczekiwania, cóż moje odczucia są nieco ambiwalentne, ale o tym napiszę w dalszej części recenzji.
N. Coori — pod tym pseudonimem kryje się młoda, bo 22-letnia pisarka, a także kochająca i oddana matka oraz żona. W październiku tego roku zadebiutowała książką „Zaryzykuję dla ciebie”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Novae Res i stanowi pierwszy tom serii „Zranione dusze”. Dodam, że niniejsza publikacja jak dotąd zebrała mnóstwo pochlebnych recenzji.
Rosemaria Jenkins to młoda, ambitna, zbuntowana i uparta, ale bardzo delikatna, a także udręczona kobieta, która nosi w sercu wiele bolesnych ran. Została wychowana w bogatej rodzinie, gdzie wysoki status społeczny był celem nadrzędnym. Skrzywdzona i upokorzona w dzieciństwie, niedoceniona i ignorowana przez rodziców postanawia na przekór ich decyzjom wyprowadzić się z rodzinnego domu. Podejmuje życie na własną rękę, bez wsparcia rodziców i bliskich, wyjeżdża do innego miasta, gdzie planuje odnaleźć spokój i zapomnienie. Taylor Hart jest dobrze sytuowanym uosobieniem męskości i arogancji. Żadna kobieta nie oprze się jego urokowi. Jednakże Taylor od lat skrywa głębokie uczucia i pragnienia wobec Rose, która przed laty niespodziewanie wyjechała, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Kiedy Rose przyjeżdża do rodzinnego domu na ślub swojej siostry, Taylor natychmiast dostrzega ją w tłumie. Od tej chwili między tym dwojgiem toczy się swoista gra uczuć, rządzą nimi nieokiełznane emocje i ogromna namiętność, która ostatecznie zostaje zakłócona epizodami będącymi następstwem głęboko skrywanych tajemnic sprzed lat.
W moje ręce kolejny raz trafiła książka, którą bardzo trudno jednoznacznie sklasyfikować gatunkowo. Czytając niniejszą powieść, zastanawiałam się, jak ją określić bowiem znalazłam w niej romans, bardzo odważny erotyk, powieść obyczajową, a także odrobinę kobiecego thrillera psychologicznego. Autorka, jak na debiut całkiem sprawnie poradziła sobie z poprowadzeniem fabuły, oraz wątków związanych z dramatycznymi przeżyciami Rose. Charakterystyka bohaterów nie jest szczególnie odkrywcza bowiem oparta na stałym schemacie w tego typu literaturze. Czyli przystojny i bogaty mężczyzna oraz skrzywdzona i krucha kobieta. Niemniej jednak są to postaci z krwi i kości, które można lubić bądź zupełnie odwrotnie, mogą irytować i drażnić, zupełnie tak jak w realnym życiu. Postaci drugoplanowe mogły być lepiej zarysowane, chętnie dowiedziałabym się znacznie więcej na temat przeszłości Holly oraz Aleksieja.
Książkę czyta się lekko, bez większego wysiłku intelektualnego bowiem napisana jest zrozumiałym językiem. Autorka zastosowała narrację pierwszoosobową naprzemienną, dzięki której czytelnik może poznać emocje zarówno Rose jak i Taylora. Osobiście bardzo lubię taki sposób opowiadania. Moje największe zarzuty związane są ze scenami erotycznymi. Przyznaję, że podczas opisu niektórych aktów seksualnych czułam lekką konsternację. Bynajmniej nie działo się tak za sprawą samych scen erotycznych, które nie stanowią dla mnie tematu tabu, i absolutnie nie uważam się też za osobę pruderyjną. Zaskoczenie wywoływało u mnie przede wszystkim niewybredne słownictwo bohaterów w trakcie pieszczot. Raziło mnie, kiedy dwoje młodych, zakochanych w sobie ludzi w trakcie zbliżenia używa wulgaryzmów i to nie, dlatego że przeszkadzają mi same przekleństwa. Nie odpowiadają mi tylko w tego typu scenach. Być może jestem zwyczajnie zbyt staroświecka, mało nowoczesna, albo po prostu nie znam się na tym gatunku. Jednak nie wyobrażam sobie, aby mój mąż mówił do mnie, mam ochotę cię „zerżnąć”, są znacznie przyjemniejsze słowa, które doskonale wyrażają wielkie pragnienia. Jednak rozumiem, że czasy się zmieniają, ludzie ewoluują, a seks przybiera zupełnie inną postać. Wnioskuję, że jestem chyba jednak nadto romantyczna, bo o tego typu zbliżeniach chętnie poczytałabym w bardziej sensualnym, zmysłowym i delikatniejszym tonie. Wolałabym wyłącznie miłosną i uwodzicielską grę między dwojgiem kochanków, a tak w moim odczuciu było nadto wulgarnie i dosadnie. Krótko mówiąc odjęłabym wulgaryzmy i byłoby idealnie ;).
Ostatecznie to moje główne zastrzeżenia do tej powieści, która nie jest w pełni idealna, jednakże może stanowić ciekawą i zajmującą rozrywkę, dającą ukojenie i relaks po ciężkim dniu. Książkę czyta się sprawnie, pojawiają się elementy zaskoczenia, czytelnik może stopniowo odkrywać tajemnice, występuje też napięcie i niepewność, słowem autorka wplotła w tę powieść szereg różnorodnych emocji, które pozwalają czytelnikowi przeżywać wątpliwości i skrajne uczucia bohaterów. Natomiast samo zakończenie wywołuje zdziwienie i chęć sięgnięcia po kolejny tom. Należy pamiętać, że N. Coori to młodziutka pisarka, książka jest jej debiutem literackim, dlatego w mojej opinii poradziła sobie całkiem sprawnie, nie mam wątpliwości, że zarówna ta, jak i jej kolejne książki będę wywoływać rumieńce na twarzy czytelniczek, poruszać wyobraźnię, a także rozbudzać namiętność... ;).
Reasumując, książkę polecam wielbicielom lekkiej, niezobowiązującej, ale odważnej lektury. Niniejsza powieść nasycona jest odważnymi scenami erotycznymi, żądzą, namiętnością i pragnieniem bliskości, a także tajemnicą, odrobiną sensacji oraz żalem, niepokojem i wewnętrznymi rozterkami bohaterów. „Zaryzykuję dla ciebie” to dobrze zapowiadający się debiut, który miłośnikom tego gatunku powinien dać uczucie satysfakcji i wytchnienia. Zaryzykowałam i książka idealnie wpasowała się w moją potrzebę przeczytania czegoś lżejszego i odprężającego. Po ostatnich trudnych i mocno angażujących uwagę publikacjach była to dla mnie dobra odskocznia. Jestem bardzo ciekawa, jak autorka poradzi sobie z drugim tomem tej serii, dlatego mimo zastrzeżeń chętnie sięgnę po kontynuację.
"Piękno to nie tylko fizyczność, ale i dusza. To w twojej duszy się zakochałem".
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
„[…] nigdy nie lekceważmy czasu, jaki został nam ofiarowany, bo nie wiadomo, w której sekundzie życia wszystko wywróci się do góry nogami”. Str. 112
Czy można w pełni wymazać z pamięci traumatyczne przeżycia z dzieciństwa i młodości? To bardzo trudne i raczej niemożliwe, one zawsze będą ukryte w naszej podświadomości, skąd przenikną do umysłu w najmniej oczekiwanych...
2015-11-06
"Człowiek rodzi się po to, żeby mieć w życiu ciężko".
Doskonali artyści to ludzie wybitnie uzdolnieni, którzy nie są wyłącznie odtwórcami, ale autorami własnej, niepowtarzalnej koncepcji, myśli, idei, poglądu, teorii, filozofii. Czy łatwo zostać wybitnym artystą? Niestety nie bowiem nie wystarczy posiadać wrodzonego talentu, trzeba mieć w sobie pasję, która będzie mobilizowała do nieustannego doskonalenia swojego kunsztu, do ciężkiej pracy, często ponad własne siły. Dlatego, aby osiągnąć wielki sukces, należy zupełnie poświęcić i podporządkować mu swoje prywatne życie. A co się dzieje, kiedy właśnie tej pasji, zapału, entuzjazmu, gorliwości brakuje? Kiedy ktoś inny podejmuje decyzje w naszym imieniu, tym samym reżyserując cudze życie według własnej wizji? Otóż konsekwencje mogą być bardzo poważne, często nieodwracalne.
„Kariera, zaszczyty są dobre tak długo, jak długo jest się młodym i ma się wokół siebie tłum. Ale w końcu zostajesz sama ze swoimi myślami. Wracasz do pustego domu, pustego łóżka i umierasz w samotności”. Str. 151
Małgorzata Maria Borochowska oddała w ręce czytelników niezwykłą powieść, która stanowi swoistą ucztę literacką, jednocześnie dotykając ważnych, intrygujących i głębokich kwestii związanych nie tylko z codzienną egzystencją, ale przede wszystkim z walką o swoją niepowtarzalną tożsamość, o życie według prywatnego scenariusza w zgodzie z własnym sumieniem. Autorka pod płaszczykiem banalności przemyciła w tej powieści wiele istotnych, bolesnych, kontrowersyjnych i wcale nie takich błahych tematów, które mocno frapują i często odbierają przyjemność czerpania satysfakcji z własnych dokonań. Utrudniają życie, doprowadzając do całkowitego zatracenia w bólu, smutku i olbrzymiej samotności. Wplotła również nurtujące i sporne treści dotyczące rasizmu, tolerancji wobec odmienności nie tylko w kwestii wyglądu, czy koloru skóry, ale także wiary.
„Każdy człowiek potrzebuje marzeń i buntu. Tylko marzyciele i buntownicy popychają świat do przodu. Tylko z marzeń i buntu rodzą się rzeczy wielkie…” str. 76
„Złamane pióro” to ten rodzaj prozy, który wymaga od czytelnika całkowitej uwagi i skupienia, skłania do refleksji, zadumy i analizy bowiem ta książka nasycona jest synonimami, symboliką, metaforą oraz do końca nieokreślonymi myślami, które odzwierciedlają skomplikowany stan ducha głównej bohaterki. Odniosłam wrażenie, że nawet samej autorki. Po raz pierwszy spotkałam się z tak oryginalną prozą, o której bardzo trudno pisać w krótki i nieskomplikowany sposób. Otóż niniejsza książka po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron sprawiała na mnie wrażenie kolejnej, banalnej powieści z gatunku literatury kobiecej, opartej na znanej fabule, w której poznajemy dylematy młodej bohaterki, która to za sprawą traumatycznych przeżyć postanawia uciec z miasta i zaszyć się w małej, wiejskiej drewnianej chatce, gdzie nieoczekiwanie na jej drodze staje przystojny i inteligentny mężczyzna. Pomyślałam sobie ot, następna opowieść o miłości i namiętnym romansie. Prosta historia, chociaż serwowana subtelnym i ujmującym językiem, z odrobiną zabawnych sytuacji, które wywołały uśmiech na mojej twarzy, tym samym sprawiając wrażenie, że to będzie lekka, przewidywalna, ale przyjemna lektura. Nic bardziej mylnego bowiem autorka z każdą kolejną stroną zaczęła mnie zaskakiwać, wprowadzając coraz więcej głębokich i cennych treści. Treści, które musiałam przemyśleć, aby wyłuskać kwintesencję tej historii. Zastanowić się nad tym, co autorka chciała przekazać, wplatając w tę powieść nie tylko błyskotliwą i pogmatwaną oraz pełną wewnętrznych rozterek historię tajemniczej i często trudnej do zrozumienia Emily, ale także wspaniałą, chociaż niełatwą w odbiorze baśń z elementami fantastyki oraz bajkę, z której każdy czytelnik może wyciągnąć morał i spróbować go odnieść do współczesnego świata i własnego życia. Chociaż bohaterowie owej powieści często mnie irytowali i zaskakiwali swoimi decyzjami, czy porywczym i nieobliczalnym zachowaniem to jednak w każdym z nich mogłam odnaleźć cząstkę siebie, dzięki czemu było mi łatwiej ich zrozumieć. Zupełnie tak samo, jak Emily wiele razy miałam ochotę spakować walizki i wyjechać, gdzieś daleko, gdzie nikt mnie nie zna, gdzie nie ma ulicznego zgiełku, wścibskich sąsiadów i tego wszechobecnego chaosu, który króluje w miejskiej społeczności. Pewnie wielu z Was czasem doganiają podobne myśli i pragnienia.
Autorka stworzyła bardzo realne postaci, nadając im złożone portrety psychologiczne, tym samym zmuszając czytelnika do syntezy skomplikowanej i nieoczywistej treści. Przede wszystkim w drugiej części swej opowieści, gdzie za sprawą głównej bohaterki kreuje kolejne postaci i nowe miejsca, alegoryczną fabułę, która odzwierciedla głębokie rany i wątpliwości zupełnie zagubionej w realnym świecie głównej bohaterki. Pisana przez nią powieść, a raczej baśń stanowi dla Emily pewnego rodzaju oczyszczenie, ucieczkę, swoistą terapię, wyrażenie wewnętrznych lęków i ogromnej samotności, która być może ułatwi wyrwać się jej z hermetycznego i samowystarczalnego świata, do którego nikogo nie dopuszcza. Tylko, czy pisanie tak emocjonalnej i ważnej dla Emily powieści pozwoli jej dotrzeć do obranego celu? Czy uleczy jej samotną i zbolałą duszę? O tym możecie się przekonać sami, sięgając po absolutnie wyborną, debiutancką powieść Małgorzaty Marii Borochowskiej.
W mojej opinii „Złamane pióro” to lektura wymagająca ciszy, kontemplacji, a nawet analizy. Dlatego jest to, książka skierowana do wymagającego odbiorcy bowiem nie czyta się jej w łatwy i przyjemny sposób. Lektura tej powieści nie powoduje uczucia relaksu, wręcz przeciwnie wywołuje swoiste poczucie chwilowego zmęczenia umysłu, gdyż wymaga stałego myślenia, intensywnych rozważań, aby nie stracić sensu i kwintesencji tego, co chciała nam przekazać autorka niniejszej powieści. Ponadto książka stanowi połączenie trzech gatunków literackich, powieści obyczajowej, fantasy i bajki. Ostatecznie każdy odbiorca może ją zinterpretować zupełnie inaczej. Słowem to idealna powieść na długie jesienne wieczory, pod warunkiem, że cenicie i lubicie literaturę, która skłania do refleksji, wyraża głębokie emocje wykreowanych postaci i zmusza do odnalezienia ukrytego klucza.
Dla mnie lektura „Złamanego pióra” była wielką zagadką, która mnie zaskakiwała, czarowała subtelnym językiem i niesztampową fabułą, która zmusiła mnie do wielu przemyśleń, pozwoliła odnaleźć kawałek siebie, po to, aby ostatecznie mnie urzec, wzbudzić mój podziw nad kunsztem oraz wyobraźnią debiutującej pisarki i wgryźć się na stałe w moją pamięć.
Warto wspomnieć, że w przygotowaniu jest druga i ostatnia część powieści „Złamane pióro” pod tajemniczym tytułem „Trajektoria lotu”, po którą z przyjemnością sięgnę.
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Człowiek rodzi się po to, żeby mieć w życiu ciężko".
Doskonali artyści to ludzie wybitnie uzdolnieni, którzy nie są wyłącznie odtwórcami, ale autorami własnej, niepowtarzalnej koncepcji, myśli, idei, poglądu, teorii, filozofii. Czy łatwo zostać wybitnym artystą? Niestety nie bowiem nie wystarczy posiadać wrodzonego talentu, trzeba mieć w sobie pasję, która będzie...
2015-09-30
"Samotność jest cichym zabójcą. Otacza nas ze wszystkich stron i zaciska obręcz wokół naszych serc. Dusi, przytłacza, rozrywa".
"Okna" Katarzyny Grabowskiej to zbiór czterech, niepowiązanych ze sobą i szalenie poruszających opowiadań, których cechą wspólną jest bardzo apatyczny i nostalgiczny koloryt. Te opowieści wywołują ogromny smutek i ból bowiem nasycone są tragizmem, olbrzymią samotnością, poczuciem winy oraz pragnieniem szczęścia. Bohaterowie poszukują własnej drogi, sposobu na inne, lepsze życie, jednakże los nie zawsze bywa dla nich łaskawy. Nie toruje im łatwej drogi, lecz oferuje wyboistą i krętą ścieżkę życia, na której czeka ich wiele rozczarowań, smutku i cierpienia.
Tytułowe okna stanowią symbol, swoiste odzwierciedlenie egzystencji zwykłych i zatraconych we własnym smutku i dylematach ludzi. Ludzi uwikłanych w różnorodne doświadczenia, które skłaniają ich do rozważań nad kolejami losu, nad pragnieniami i marzeniami, do dokonywania trudnych wyborów, które mogą zupełnie odmienić lub pogrążyć ich dotychczasowe życie. Niektórym z nich za niewłaściwe decyzje przyjdzie zapłacić bardzo wysoką cenę.
"Los czasem kpi sobie z nas, plącząc nasze losy, tworząc z nich skomplikowany labirynt. Tak trudno go przejść, ale gdy wreszcie zbliżamy się do wyjścia, ma się ochotę zawrócić i spróbować odnaleźć inną drogę". Str. 15
Autorka na kartach tej publikacji w bardzo krótki i konkretny sposób ukazała pokrętne losy czterech bohaterów, ludzi z krwi i kości, bardzo rzeczywistych, jednych z tych, których możemy spotkać, idąc ulicą czy zaglądając w okna ich domów. Katarzyna Grabowska nie snuje zawiłych historii, które są rozwleczone i bardzo dokładnie opisane, nie tworzy skomplikowanych portretów psychologicznych wykreowanych postaci. Niniejsze opowiadania to kwintesencja dziejów ludzi, których pokrętny los wystawił na próbę, boleśnie doświadczył, skłaniając do trudnych decyzji, czy życia w smutku i żalu. Te historie skłaniają do zadumy i być może dla wielu staną się powodem do zatrzymania, zastanowienia nad własnym życiem. Historia samotnej matki, tęskniącej za synem, niewątpliwie może otworzyć oczy nie jednemu z nas, wzbudzić żal i współczucie, a także skłonić do rozważań nad istotą i sensem rodzicielstwa.
"Synu, ja poświęciłam ci najlepsze lata mojego życia, a ty w zamian przyślesz mi kolorowe pocztówki? Uczucia nie mierzy się ilością ozdobnych kartek, czy też stosami listów". Str. 6
"To do mnie przybiegałeś z każdym swoim zmartwieniem. Tylko ja potrafiłam osuszyć twoje dziecięce, a później młodzieńcze łzy. Pamiętam, jak wtulałeś twarz w moje ramiona i szeptałeś: Gdy dorosnę, ożenię się z tobą, mamo". Str. 8
Opisane dzieje ciężko doświadczonej dziewczyny wywołują dreszcz i irytację bowiem jej przeżycia z dzieciństwa i młodości, mocno odbijają się na jej dorosłym życiu. Konsekwentnie prowadzą do jej zagłady, tym samym dowodząc, że los bywa niezwykle okrutny i nie zawsze przynosi wybawienie oraz radość, nie wynagradza, tylko bez końca przygniata, powodując nieskończone cierpienie.
"Jestem kłodą. Klocem drewna, a może martwym głazem. Ale przecież czuję! Przecież słyszę! Przecież myślę! Wzbiera we mnie wściekłość, bunt. Mam wrażenie, że stałam się więźniem własnego ciała. Odizolowanym i zamkniętym bez szans na ułaskawienie". Str. 17
Celowo nie przytaczam każdego z opowiadań, tylko odsyłam do tej nietuzinkowej książki, która pozwoli spojrzeć oczami czworga, bardzo różnorodnych bohaterów, na problemy i rozważania zwyczajnych ludzi oraz na otaczającą nas wszystkich, często szarą, okrutną i jakże trudną do zrozumienia rzeczywistość.
Reasumując "Okna" Katarzyny Grabowskiej mimo swej krótkiej formy stanowią emocjonalną podróż przez nasycone smutkiem, żalem oraz wieloma wątpliwościami życie czworga bohaterów. Śledzimy ich wewnętrzną tyradę, doświadczając trudnego bytu, ich wzlotów i bolesnych upadków, tym sposobem autorka skłania nas do zadumy i rozważań nad istotą życia, wiary i śmierci. Cztery opowiadania: Matka, Żona, Ono i Bóg, zawierają esencję życia zwykłego człowieka. Te opowiadania bez wątpienia wywołują smutek i przygnębienie, ale pozwalają także na chwilę refleksji i zrozumienia własnego życia, spojrzenia z innej perspektywy, rozejrzenia się dookoła siebie, dostrzeżenia tego, co najważniejsze, na przewartościowanie własnych dążeń oraz na koncentrację nad tym, co zasadniczo ważne i bezcenne. Jeżeli lubicie sięgać po antologię, nie przerażają Was smutne i poruszające historie, które skłaniają do refleksji, serdecznie zachęcam do lektury "Okien" Katarzyny Grabowskiej.
"Życie to rynsztok, w którym nurza się każdy z nas, wybrańcy jednak unoszą się na powierzchni, a cała reszta tonie bez szans na ratunek". Str. 22
"Mówić innym, jak mają czynić, jest rzeczą prostą, samemu znaleźć rozwiązanie dla sytuacji, w której się znaleźliśmy, przekracza nasze możliwości". Str. 44
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Samotność jest cichym zabójcą. Otacza nas ze wszystkich stron i zaciska obręcz wokół naszych serc. Dusi, przytłacza, rozrywa".
"Okna" Katarzyny Grabowskiej to zbiór czterech, niepowiązanych ze sobą i szalenie poruszających opowiadań, których cechą wspólną jest bardzo apatyczny i nostalgiczny koloryt. Te opowieści wywołują ogromny smutek i ból bowiem nasycone są tragizmem,...
2015-09-17
Świat byłby nudny, gdybyśmy wiedzieli, co jest nam pisane. Życie stałoby się nieznośnie przewidywalne. Wiara, nadzieja i marzenia nie byłyby nic warte".
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jørna Liera Horsta, piszę o tym bez kozery bowiem stanowi to istotną informację dla tych czytelników, którzy również nie mieli styczności z cyklem Williama Wistinga. Mimo iż nie czytałam poprzednich części cyklu, nie miałam najmniejszego problemu, aby wgryźć się w fabułę tej książki, ukazana historia stanowi zupełnie odrębną opowieść, a szczegóły z prywatnego życia głównego bohatera nie mają większego znaczenia dla przedstawionej intrygi. Ponadto w Polsce seria wydawana jest bez zachowania chronologii, niemniej jednak ta mała niedogodność zupełnie nie wpływa na odbiór niniejszego cyklu.
Proza skandynawska intryguje mnie już od jakiegoś czasu, do tej pory miałam przyjemność poznać jedynie twórczość Jo Nesbo, który stał się moim bezwarunkowym guru wśród twórców skandynawskich kryminałów. Po pierwszej przygodzie z Jørnem Lierem Horstem moja miłość do J. Nesbo absolutnie nie przeminęła, niemniej jednak Jørn Lier Horst z całą pewnością dołączy do czołówki moich ulubionych mistrzów pióra.
Jørn Lier Horst jest norweskim pisarzem i dramaturgiem. Miłe zaskoczenie stanowiła dla mnie informacja mówiąca o tym, iż pisarz do września 2013 roku pracował, jako szef wydziału śledczego Okręgu Policji Vestfold, ponadto studiował kryminologię, filozofię oraz psychologię. Tak ogromne doświadczenie oraz profesjonalne wykształcenie w znacznym stopniu przekłada się na prozę autora. Dlatego też w trakcie lektury książki "Poza sezonem" wyczuwa się niezwykłe zdolności pisarza, jego profesjonalizm i znajomość świata przestępczego, wszelkich procedur oraz umiejętność stosownego prowadzenia śledztwa. Dzięki tak ogromnemu doświadczeniu oraz obyciu w pracy śledczego fabuła, jak również postacie wykreowane przez J. L. Horsta są bardzo realne i wiarygodne, można rzec niemalże wyjęte z policyjnych kartotek.
"Miejsce zbrodni przypominało obraz. Każdy, nawet najmniejszy szczegół, od pierwszego pociągnięcia pędzla do gotowego dzieła, mówił coś na temat artysty, który go stworzył. Obraz zdradzał swego twórcę". Str. 21
Historia ma swój początek w chwili, kiedy po zakończeniu sezonu urlopowego do domku letniskowego w nadmorskiej miejscowości Stever przyjeżdża Ove Bakkerund. Jest wczesna jesień, późne popołudnie a nad miasteczkiem rozpościera się mgła, która skutecznie utrudnia widoczność, w oddali słychać jedynie głośne uderzenia fal o skalisty brzeg. Ove zaplanował męski weekend, podczas którego zamierza zabezpieczyć domek przed nadchodzącą zimą, jednak jego plany niweczą ślady włamania. Mężczyzna odnosi wrażenie, że nie tylko jego dom został ograbiony, chcąc potwierdzić swe przypuszczenia, udaje się do sąsiedniej daczy, gdzie znajduje zwłoki brutalnie pobitego mężczyzny. Ove niezwłocznie informuje policję. Na miejscu zdarzenia pojawia się komisarz wydziału śledczego William Wisting wraz z asystującą mu grupą dochodzeniową. Rozpoczyna swe żmudne śledztwo, które początkowo stoi w martwym punkcie. Media wywierają nacisk, a ciało zamordowanego mężczyzny niespodziewanie znika. Dodatkowo córka komisarza wprowadza się do pobliskiego domku letniskowego, z nieba zaczynają spadać martwe ptaki, pojawiają się kolejne zmasakrowane zwłoki a w miasteczku, wzmaga się niepokój. Dokąd tak niefortunny początek śledztwa zaprowadzi komisarza Wistinga? Czy uda się poskładać tak poplątane elementy układanki i jakie tajemnice przyjdzie odkryć komisarzowi? Czy wpłyną one w znaczący sposób na jego bliskich i życie prywatne? O tym Drodzy Czytelnicy przeczytajcie sami, sięgając po gorącą premierę Wydawnictwa Smak Słowa.
Na całość recenzji zapraszam na mojego bloga: nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
Świat byłby nudny, gdybyśmy wiedzieli, co jest nam pisane. Życie stałoby się nieznośnie przewidywalne. Wiara, nadzieja i marzenia nie byłyby nic warte".
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jørna Liera Horsta, piszę o tym bez kozery bowiem stanowi to istotną informację dla tych czytelników, którzy również nie mieli styczności z...
2015-08-18
"Alkohol znaczy dla mnie tyle, co respirator dla tracącego oddech..."
Swego czasu czytałam inną książkę o podobnym tytule "Na marginesach życia". Piotra Matusiaka, pomyślałam sobie, że skoro obie publikacje poruszają podobną tematykę to "Na marginesie" ukaże mi patologię od innej strony. U Piotra Matusiaka oczami pracownika socjalnego, tutaj oczami ludzi wychowujących się w środowisku dysfunkcyjnym. Jednakże nie zdawałam sobie sprawy jak mylne i niewłaściwe było moje nastawienie.
"Na marginesie" to debiutancka powieść Michała Matuszaka, młodego pisarza, z zawodu architekta krajobrazu, który wykazał się niemałym talentem obserwacji i oryginalnym sposobem wyrażania postrzeganej rzeczywistości, niezwykle wnikliwym, bardzo psychologicznym i zupełnie niekonwencjonalnym. Ostatecznie niniejsza książka stała się dla mnie olbrzymim wyzwaniem, wymagała ogromnej uwagi bowiem w trakcie jej lektury niejednokrotnie, zmuszała mnie do zastanowienia się nad niektórymi fragmentami, analizowałam je niczym wiersz czy poemat po to, aby dociec co autor miał na myśli.
Po lekturze książki "Na marginesie" mogę bez wahania potwierdzić, iż Michał Matuszak istotnie uwielbia bawić się słowem, a forma jaką zastosował, aby napisać tę książkę jest bardzo odważna i niebanalna, z pewnością nie trafi do każdego czytelnika. Sposób wyrażania myśli, jakimi posługuje się Michał Matuszak, używając licznych metafor oraz wybornego stylu literackiego w połączeniu z wszelkimi kolokwializmami oraz bardzo soczystym i wulgarnym językiem może stanowić dla wielu czytelników nie tylko łamigłówkę, ale także powodować swoiste uczucie zamętu.
Lektura tej publikacji była dla mnie nowym doświadczeniem, dzięki któremu mój umysł pracował na najwyższych obrotach, aby nie stracić kwintesencji, wyłuskać istotę oraz zrozumieć jej przesłanie. Czytając tę książkę wyczuwałam filozofię życia autora oraz jego postrzeganie świata nie tylko tego współczesnego. I muszę przyznać, że jest ono bardzo bliskie temu, co i ja dostrzegam, podążając ulicami, wykonując swój zawód i obserwując otaczającą mnie rzeczywistość, nie zawsze barwną i pełną optymizmu, ale przede wszystkim tę zagmatwaną, dysfunkcyjną i bardzo przygnębiającą. W mojej opinii Michał Matuszak bardzo rzetelnie i realnie oddał klimat szarego i smętnego blokowiska w ubogiej dzielnicy, gdzie szerzy się patologia i liczne antagonizmy, zionie nudą i zobojętnieniem, gdzie rutyna, brak ambicji i pomysłu na lepsze życie skrzętnie wykradają kolejny dzień z ich życia, gdzie słychać alkoholowy bełkot i liczne inwektywy, gdzie ludzie wegetują, żyjąc z dnia na dzień, bez perspektyw, bez celu, z pokolenia na pokolenie przekazując złe przyzwyczajenia.
"Pustelnicy życia nie różniący się niczym od szarzyzny. Zmarszczki jak zwoje na drzewie określały wiek przepicia". Str. 11
"Poniedziałek startował maratonem, wtorek to kopia poniedziałku, środa kopia wtorku, czwartek środy, piątek i sobota były opijane drastyczniej (…) Systematyczny zbiór puszek, złomu i szkła wystarczał na zgarnięcie paru groszy, potrzebnych do ugaszenia palącego pragnienia. Opłaty czynszowe regulował od czasu do czasu, bez prądu i wody szło się jakoś obyć. Szczęśliwie unikał eksmisji, a to było kluczowe podobnie jak picie". ". Str. 30
Ta książka chwilami wydaje się historią opartą na prawdziwych wydarzeniach, swoistym reportażem z życia grupy znudzonych i wegetujących ludzi. Ich głównym celem jest wyspać się po nocnej imprezie, następnie zorganizować kolejny melanż i upoić się alkoholem bowiem to alkohol i narkotyk jest jedynym sensem ich jałowego życia, który sprawia, iż ich byt staje się znośniejszy, odrobinę jaskrawszy, dodając im męstwa i pozwalając na chwilę oderwania się od szarej i ponurej rzeczywistości. Jednakże wśród bohaterów tej książki odnalazłam i tych, którzy jednak chcieliby podążać inną drogą, szukają w sobie śmiałości, aby wyrwać się z tej znużonej i zagubionej społeczności, tylko czy znajdą w sobie tę odwagę, która pozwoli wydostać się z tego osobliwego bagna i odmieni ich życie? Książka nieustannie skłania do refleksji, poruszając wiele kwestii dotyczących współczesnego człowieka, nie tylko tego wywodzącego się z tzw. marginesu, ale także każdego z nas bowiem, chyba wielu czytelników będzie mogło dostrzec i potwierdzić, że uległo modzie istnienia w świecie wirtualnym, gdzie portale społecznościowe często stanowią atrakcyjniejsze pole do kreowania własnego życia, a świat rzeczywisty staje się mało atrakcyjny, nudny, bo przecież w realu znacznie trudniej ukryć wady i porażki, tym samym zatracając swą wartość i istotę życia.
"Facebook to już alter ego założyciela. Podobnie jak z telewizją, wersja dla widza i wersja zakulisowa. Przecież tutaj jest identycznie, ja realny i ja profilowy. Czytaj: ja naturalny, z pryszczami, sepleniący, z nieświeżym oddechem i wcale nie taki mądry. I ja gładki, przystojny bogaty, wszechstronny, zabawny. (…) Ciekawe, kiedy nadejdą czasy, że zaraz po narodzinach pielęgniarki będą zakładały noworodkowi profil na facebooku? Będzie to, tak wymagane jak imię dziecka i co najgorsze normalne bez dziwoty". Str. 153
"Uzależnienie od systemów operacyjnych, Internetu zaszło na tyle daleko, że jedna globalna awaria zdetonuje chaos na świecie". Str. 153
Współczesny świat jest zdominowany przez media, które nadają kształt naszemu życiu, jesteśmy podporządkowani i w pełni zależni, czasem zupełnie podświadomie ulegamy wszelkim pokusom, wabią nas, manipulują naszą świadomością, a my podążamy wyznaczoną przez nich drogą, niczym ślepcy i tylko jednostkom udaje się wyrwać z tej matni. Michał Matuszak dostrzegł to niebezpieczeństwo i przytoczył w tej publikacji swoje odczucia i obawy, tym samym skłaniając czytelnika do chwilowej zadumy i przeanalizowania własnego życia.
Reasumując, w mojej opinii "Na marginesie" Michała Matuszaka, to publikacja, która jest skierowana do wymagającego czytelnika, skłonnego do zadumy i refleksji, przeanalizowania tekstu i wyciągnięcia właściwych wniosków. To książka, która ukazuje brutalność współczesnego świata, egzystencję ludzi z marginesu społecznego, gdzie sens życia stanowi alkohol i narkotyki. Jednakże "Na marginesie" może być także przestrogą bowiem, zwraca uwagę na zagrożenia czyhające za rogiem, poszerza horyzonty, otwiera oczy i skłania do rozważań nad własnym życiem. Ta książka przygnębia, bulwersuje, szokuje i chwilami ogromnie męczy, niemniej jednak nie żałuję ani jednej chwili spędzonej nad tą nieszablonową publikacją. Ciągle zastanawiam się nad początkowym i końcowym fragmentem książki, analizuję go, rozmyślam i nadal nie jestem przekonana, czy w pełni rozumiem jego sens, stąd zdaję sobie sprawę, że ta książka nie trafi w gust wielu czytelników, znajdą się tacy, którzy odłożą ją po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów. Dlatego polecam ją tym, którzy w literaturze poszukują czegoś więcej niż tylko pasjonującej czy lekkiej rozrywki, którzy nie boją się zmierzyć z niekonwencjonalną formą wyrażania myśli, czasem bardzo dosadnej i soczystej, ale także wypełnionej metaforą i psychologiczną analizą otaczającej nas rzeczywistości. Jeżeli lubicie wyzwania oraz trudną i wymagającą uwagi literaturę to serdecznie zachęcam do lektury niniejszej książki.
"Bluzgał świat, choć sam kreował wokół kłopoty. Niedzielne skupienie na nabożeństwie w Kościele nie zmazywało całotygodniowych plam. Dusza mogła płonąć miłością do Boga, w żalu za grzechy mógł nie blefować, a jednak wszystko, co ukazywała powierzchowność to dewocja na minus, profanacja z moralnych nizin, dokuczająca jak harpun wbity w czoło". Str. 32-33
Moja ocena 7,5/10
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Alkohol znaczy dla mnie tyle, co respirator dla tracącego oddech..."
Swego czasu czytałam inną książkę o podobnym tytule "Na marginesach życia". Piotra Matusiaka, pomyślałam sobie, że skoro obie publikacje poruszają podobną tematykę to "Na marginesie" ukaże mi patologię od innej strony. U Piotra Matusiaka oczami pracownika socjalnego, tutaj oczami ludzi wychowujących się...
2015-06-23
"Ludzie to coś, co najbardziej mi wżyciu przeszkadza. Przeszkadza mi, że tak wielu z nich jest pozbawionych zdrowego rozsądku, że potrafią być tak niesamowicie rozczarowujący, zacofani, niedoinformowani, a ich poglądy bywają tak błędne, pełne uprzedzeń i niebezpieczne, że nie mogę ich słuchać".
Dzięki uprzejmości Angeliki, autorki bloga Lustro Rzeczywistości udało mi się znacznie szybciej poznać twórczość Ceceli Ahern, bardzo popularnej i uwielbianej przez czytelniczki pisarki. Tym samym najnowsza książka autorki "Kiedy cię poznałam" stała się moją pierwszą jej powieścią, którą miałam okazję przeczytać. Czy proza Ceceli Ahern oczarowała mnie równie mocno, jak inne czytelniczki? O tym opowiem Wam za chwilę…
Jasmine jest kobietą sukcesu, pełną energii i zapału, zupełnie oddaną swojej pracy oraz siostrze z zespołem Downa. Pewnego dnia zostaje zmuszona do odejścia z pracy, jednocześnie otrzymuje tzw. urlop ogrodniczy, który przez okres jednego roku nie pozwala jej na ponowne zatrudnienie. Zdesperowana i całkowicie zagubiona, zmuszona do nieoczekiwanej zmiany dotychczasowego trybu życia, traci poczucie własnej wartości i nie potrafi odnaleźć się w zupełnie nowej sytuacji. Pełna lęku o własną przyszłość cierpi na bezsenność, dlatego nocami podgląda burzliwe życie swojego sąsiada Matta, prezentera lokalnej stacji radiowej, który jest postacią bardzo kontrowersyjną, o burzliwej osobowości. Jasmine darzy go nienawiścią ze względu na jego sporne poglądy dotyczące ludzi z zespołem Downa. Ze względu na przesyt wolnego czasu kobieta postanawia założyć ogródek przed swoim domem. Praca nad tym nowym wyzwaniem staje się dla niej odkrywczym doświadczeniem, pomaga jej w zagłuszeniu nadmiaru wspomnień z dzieciństwa, daje ukojenie, czy też zwyczaje wypełnia nużące i bezbarwne życie. Tymczasem Matt również zostaje pozbawiony pracy. Między sąsiadami nawiązuje się nieoczekiwana relacja, która wprowadza w ich życie mnóstwo zaskakujących sytuacji, często zabawnych, ale także burzliwych i niepokojących, bowiem oboje są bardzo uparci, dlatego prowadzą ze sobą nieustanną walkę. Każdy z nich zmaga się z przeciwnościami losu, ale ich wzajemna relacja wyzwala w nich nowe spojrzenie na ich dotychczasowe życie i otaczający świat.
"Im głębiej kopię w ziemi, tym głębiej kopię w sobie". Str. 310
Moje odczucia po lekturze tej powieści są nieco ambiwalentne, dlatego jestem trochę rozdarta pisząc tę recenzję, bowiem książka z pewnością ma swoją niebanalną wartość, jest mądra i kryje w sobie wiele cennych spostrzeżeń i wskazówek, jednakże w moim odczuciu nie należy do powieści, które z dużą intensywnością wpływają na emocje czytelnika. To chwilami bardzo nostalgiczna, ale jednocześnie podnosząca na duchu opowieść, z której bohaterami będzie mógł identyfikować się niejeden czytelnik. Jednakże powieść nie zawiera dynamicznej i burzliwej akcji, jest swoistym wewnętrznym monologiem głównej bohaterki skierowanym do znienawidzonego sąsiada. Autorka zastosowała narrację pierwszoosobową, dzięki której czytelnik poznaje całą historię z perspektywy Jasmine, która snując swe rozważania zwraca się do Matta. Myślę, że to dość nietypowy zabieg, który nie koniecznie musi spodobać się wszystkim czytelnikom. Chociaż mnie osobiście nie narracja przeszkadzała, a raczej brak ukazania tej historii również z perspektywy np.: Matta, myślę, że to dałoby znacznie szerszy i ciekawszy odbiór tej powieści. Ale to wyłącznie moje odczucia.
Zdecydowaną zaletą tej książki jest ciekawe i realne ukazanie przez autorkę problemu związanego z zaburzonymi relacjami w rodzinie, ich wpływu na dalsze, dorosłe już życie. Dodatkowo Cecelia Ahern w piękny sposób ukazała rozterki i dylematy osoby z zespołem Downa oraz wkład pracy i niezbędne zaangażowanie ludzi opiekujących się osobami dotkniętymi tym zaburzeniem. Pokazała jak poprowadzić ich przez życie, aby nie czuli się ubezwłasnowolnieni i ograniczeni, jak dać im odrobinę swobody i wolności. Mimo tego, że Heather, siostra Jasmine wydawała mi się nadto zaradna i sprawna jak na osobę dotkniętą zespołem Downa, to jednak wzbudziła moją ogromną sympatię i stała się ulubioną postacią z tej książki.
Warto też wspomnieć o intrygującym zakończeniu, które z pewnością stanowi ciekawy finał tej historii, jednakże ostatecznie muszę przyznać, że nie jest to powieść, która w stu procentach zaspokoiła moje oczekiwania. Chociaż styl, jakim posługuje się autorka zasługuje na uznanie, bowiem w moim odczuciu Cecelia Ahern pięknie buduje zdania, doskonale wyraża uczucia, jednocześnie rzetelnie ukazując losy bohaterów, przez co fabuła sprawia wrażenie autentycznej i wiarygodnej. W tej powieści z pewnością można znaleźć wiele cennych i ujmujących cytatów, a niewątpliwy kunszt autorki absolutnie nie podlega dyskusji i trudno byłoby mi jej cokolwiek w tej kwestii zarzucić.
Reasumując, "Kiedy cię poznałam" Ceceli Ahern, to chwilami nostalgiczna, zabawna, ciepła i refleksyjna książka, która kryje w sobie wiele mądrej i cennej treści. To powieść o wewnętrznym przeobrażeniu, które zupełnie odmienia postrzeganie otaczającego nas świata, zmusza do zmiany priorytetów i zastanowienia się nad własnym życiem. Ta historia chwilami mnie wzruszała, a nawet śmieszyła i z pewnością zmusiła do przeanalizowania własnego życia. Niemniej jednak zabrakło mi w niej emocji, tych, które rzucają czytelnika na kolana, które powodują przyspieszone bicie serca, które wkradają się w umysł czytelnika z wielką siłą, zupełnie absorbują i nie dają o sobie zapomnieć. Dlatego książkę polecam osobom gustującym w nostalgicznych, ale ciepłych historiach, w których brak dynamicznej fabuły, gdzie romans nie jest wątkiem przewodnim, a jedynie jego tłem, gdzie autor pomału snuje swą opowieść, pozwalając czytelnikowi zagłębić się w dylematy i rozważania jednego bohatera.
"Teraz rozumiem, że nigdy nie zastygamy w miejscu, nasza podróż nigdy się nie kończy, bo nigdy nie przestaniemy się rozwijać i rozkwitać: kiedy gąsienica myślała już, że świat się skoczył, stała się motylem." Str. 413
www.nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Ludzie to coś, co najbardziej mi wżyciu przeszkadza. Przeszkadza mi, że tak wielu z nich jest pozbawionych zdrowego rozsądku, że potrafią być tak niesamowicie rozczarowujący, zacofani, niedoinformowani, a ich poglądy bywają tak błędne, pełne uprzedzeń i niebezpieczne, że nie mogę ich słuchać".
Dzięki uprzejmości Angeliki, autorki bloga Lustro Rzeczywistości udało mi się...
2015-06-18
"Podróżując, żyje się tyle razy, ilu ludzi się spotyka, ile historii się słyszy, ile kultur się poznaje. Setki, może tysiące razy. Eksplozja zmysłów, emocji, myśli i duchowych doświadczeń. Czasem doświadczeń jest tak dużo, że nie potrafię wszystkiego ogarnąć, słońce oślepia mnie swoim blaskiem".
Wielu z nas pragnie podróżować, zwiedzać różnorodne zakątki świata, poznawać ludzi i obcą kulturę, odkrywać nowe obszary, dotrzeć w miejsca, gdzie ludzie żyją w zgodzie z naturą, gdzie brak szeroko pojętej cywilizacji, marzą o tym, aby wsłuchać się w odgłosy przyrody i zajrzeć w głąb samego siebie. Ale czy nasze pragnienia są na tyle silne, aby wyruszyć w samotną podróż w nieznane, w głąb własnej duszy? Do tego niezbędna jest odwaga i ogromna determinacja, ale przede wszystkim trzeba mieć w sobie pasję, być obieżyświatem, kimś, dla kogo wędrówka jest sensem życia.
Maciek Roszkowski jest podróżnikiem, w ciągu ostatnich ośmiu lat spędził niemalże dwa lata w podróży po Azji. Przemierzył ten wyjątkowy kontynent wszerz i wzdłuż. Był w Turcji, Iranie, Indiach, Tajlandii, Malezji, Laos, Chinach, Tajwanie, Japonii, Kazachstanie, czy Kirgistanie. Dotarł do miejsc, o których przeciętny człowiek nawet nie słyszał, spotkał i poznał wielu ludzi, obserwował ich codzienne życie i zwyczaje. Przeprowadził tysiące rozmów. Udało mu się przeniknąć do lokalnej społeczności, dokładnie poznać tamtejszą kulturę, liczne legendy oraz zupełnie nowe smaki. Uczestniczył w niezwykłych ceremoniach, doświadczył wielu fascynujących przygód. Poznał świat tropikalnej oraz całkowicie dzikiej przyrody, dotarł do oddalonych i zupełnie zagubionych w świecie wiosek, gdzie wysoko w górach mieszkają ludzie, którzy głęboko wierzą w moc duchów wiatru, jak sam o tym napisał, bywał w zupełnie innym wymiarze czasu.
Przewracając kolejne karty tej książki czytelnik odbywa swoistą podróż przez rozległą Azję, ale przede wszystkim wędruje w głąb ludzkiego umysłu, bowiem ten nietypowy zbiór wspomnień z podróży autora w głównej mierze opiera się na relacjach międzyludzkich, a nie wyłącznym opisie okolicznych zabytków czy otaczającej przyrody. Książkę czyta się bardzo lekko i przyjemnie, chociaż Maciek Roszkowski pisze chwilami dość poetycko, używając metafor, tym samym skłaniając czytelnika do wielu refleksji, zastanowienia się nad sensem życia oraz roli człowieka w otaczającym nas świecie. "Pisane słońcem" to w moim odczuciu publikacja, która nie jest typowym reportażem czy opisem wspomnień z podróży, to stosunkowo nietypowa książka, z której dość intensywnie wypływa filozofia życia autora. Ale bez obaw, czytelnik ma również możliwość poznać kilaka ciekawostek charakterystycznych dla danego obszaru. Niewątpliwą zaletą niniejszej publikacji jest opisanie tej fascynującej podróży w kilkunastu rozdziałach, przy czym każdy rozdział poświęcony jest innemu zakątkowi Azji. To daje możliwość sięgania po tę książkę w każdej wolnej chwili, wybierając sobie dowolny kraj, w celu bliższego poznania.
To, co najmocniej utkwiło w mojej pamięci, po lekturze tej książki to obraz Chin i Japonii.
Chiny to kraj, który zawsze stanowił dla mnie zagadkę. Dlatego zasmuciły mnie i zszokowały opisy niecodziennych bazarów, na których można kupić w zasadzie wszystko od produktów spożywczych po wszelkie usługi.
"Wszystko dzieje się wprost na ulicy i nikt nie robi skandalu, że jak to tak facetowi rwą zęba bez znieczulenia, kiedy niedaleko świnie chrumkają, psy czekają na rzeź, fryzjerzy tną włosy, pomidory sprzedawane są na kilogramy, stoiska z ulicznym jedzeniem wciąż produkują kolejne potrawy, a faceci kopcą z jakichś strasznie długich tub tytoń". Str. 106
To przede wszystkim te psy tak mocno mnie zasmuciły i zszokowały… tutaj chciałbym zacytować pewien fragment:
"Wchodząc na bazar w Laomeng, zostaję ogłuszony przez gdakające kury, kwaczące kaczki, chrumkające świnie, muczące bawoły. Kupuje się je, aby zabrać do domu i samemu zabić, po czym ugotować czy usmażyć. Jednak nie byłoby w tym nic aż tak szokującego, gdyby obok tych "tradycyjnych" w naszym mniemaniu zwierząt hodowlanych nie sprzedawano… psów. Takiego psa można sobie kupić, żeby w domu zjeść. Widząc to zaczynam się zastanawiać, kto tu jest dziwny. Czy Europejczycy, którzy potrafią zajadać wieprzowinę, uczestnicząc przez to w okrutnym skądinąd mordowaniu w rzeźni całkiem inteligentnej i emocjonalnie rozwiniętej świni, jednocześnie drapiąc swojego Reksia za uchem? Czy może Chińczycy potrafiący zjeść niemal wszystko, bez rozróżniania na zwierzęta, które się kocha i tuli, i te, które się traktuje jak przedmiot i zjada?" str. 104-105
Japonia, to kolejny kraj o którym pisze autor , to naród niezwykle zdyscyplinowany i zgodny, który zachwyca niebywałą organizacją i sprawnym radzeniem sobie w obliczu kataklizmów. Natomiast mnie urzekła opowieść o nieznanym mi dotąd gatunku sztandarowych kogutów Japonii, których długość ogona sięga nawet kilkunastu metrów.
Warto wspomnieć o samym wydaniu tejże publikacji, której niezwykły zapach bardzo intensywnie unosi się w trakcie przewracania kolejnych stron. Dodatkowo książka zawiera mnóstwo ciekawych fotografii, które pozwalają jeszcze mocniej wyobrazić sobie miejsca, które odwiedził Maciek Roszkowski. Słowem to bardzo starannie wydana publikacja. Kolejnym atutem jest różnorodność opisywanych miejsc, myślę, że każdego czytelnika zachwyci inny obszar. Kto wie… może po lekturze tej książki zapragniecie wybrać się do któregoś z opisywanych regionów? Natomiast, czego zabrakło mi w tej książce? Przede wszystkim znacznie bardziej rozbudowanej opowieści, bowiem śmiało mogę pokusić się na określenie tej publikacji, jako literatury podróżniczej w pigułce. Autor odwiedził tak wiele wspaniałych i nieznanych dla większości czytelników miejsc, a ich opis zawarł zaledwie na 192 stronach, to dla mnie zdecydowanie za mało. Chciałabym znacznie więcej przeczytać o Indiach, Malezji i Laos, czy też o Chinach i Japonii… Maćkowi Roszkowskiemu z pewnością udało się rozbudzić mój apetyt.
Reasumując "Pisane słońcem" autorstwa Maćka Roszkowskiego to książka podróżnicza, jednakże jest to publikacja zupełnie nietypowa. Oprócz opisu fascynujących miejsc oraz kliku ciekawostek z obszaru dalekiej Azji, książka niesie w sobie niecodzienną opowieść, nasyconą ludzkimi emocjami, wzajemnymi relacjami oraz filozofią i osobistymi refleksjami autora. Stanowi swoistą podróż w głąb samego siebie. Jeżeli lubicie literaturę, która niesie w sobie kilka ciekawostek, a zarazem skłania do refleksji, koniecznie sięgnijcie po tę książkę.
"Ciężko mi sobie wyobrazić, kim byłbym teraz bez swoich podróży. Kimś uboższym, o węższych horyzontach, z mylnym wyobrażeniem, że Europa czy w ogóle świat zachodni to epicentrum świata. (…) Słońce świeci. Widziałem je wiele razy, w różnych miejscach. Promienie, które wysyła, starałem się uchwycić, opisać, zrozumieć… Słońce nie zawsze świeci jednak w zenicie. Czasem ledwie unosi się nad horyzontem." Str. 6
www.nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Podróżując, żyje się tyle razy, ilu ludzi się spotyka, ile historii się słyszy, ile kultur się poznaje. Setki, może tysiące razy. Eksplozja zmysłów, emocji, myśli i duchowych doświadczeń. Czasem doświadczeń jest tak dużo, że nie potrafię wszystkiego ogarnąć, słońce oślepia mnie swoim blaskiem".
Wielu z nas pragnie podróżować, zwiedzać różnorodne zakątki świata, poznawać...
2015-05-19
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
Problem konfliktu zbrojnego jest tematem, który interesuje mnie od dawna, toteż lubię sięgać po książki, które ukazują dzieje ludzi, którym przyszło zmagać się z tak ciężkimi przeżyciami, jakie wywołuje wojna. Podziwiam ich odwagę i determinację, tak wielu obywateli zapisało się na kartach historii naszego kraju, o tak wielu nigdy nie słyszeliśmy i prawdopodobnie nigdy nie usłyszymy, tego typu publikacje są pewnego rodzaju hołdem zarówno dla tych, którzy zginęli, jak i dla tych, którym udało się przetrwać. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Anny Herbich i z pewnością nie ostatnie, bowiem na mojej półce stoi już wcześniejsza powieść autorki pt.: "Dziewczyny z Powstania", po którą niewątpliwe w najbliższym czasie sięgnę.
"Dziewczyny z Syberii" autorstwa Anny Herbich to zajmujący zbiór opowiadań, osobliwych autobiografii dziesięciu wyjątkowych Polek, których cechą wspólną są szalenie dramatyczne i poruszające doświadczenia, kobiet noszących w swoich sercach głębokie i bolesne rany, których siłą sprawczą jest niebywałe okrucieństwo, jakim dla wielu ludzi stała się II woja światowa.
Niezwykłe i odważne Polki, które są bohaterkami tej książki, to kobiety wywodzące się z wyższej klasy społecznej, które przed wojną zaznały szczęścia i poczucia bezpieczeństwa, dla których etap konfliktu zbrojnego oraz przymusowy pobyt w odległych i nieludzkich obozach pracy stał się czymś wyjątkowo przerażającym i trudnym do zniesienia.
"Nie byłyśmy przyzwyczajone do tak ciężkiej fizycznej pracy, szczególnie w ekstremalnych warunkach pogodowych. Śnieg sięgał po pas, było tak zimno, że zamarzały nam oddechy". Str. 60
Każda z bohaterek tej książki doświadczyła niezwykle traumatycznych wydarzeń, każda zasługuje na wyróżnienie, jednakże mnie szczególnie zapadła w pamięć historia Stefani Szantyr, która jako więzień polityczny wraz ze skazańcami kryminalnymi przebywała w sowieckim łagrze, gdzie została przegrana w karty. Pani Stefania na Syberii spędziła jedenaście ciężkich lat, była świadkiem morderstw, doświadczyła katorżniczej pracy, głodu i niebywałego okrucieństwa.
"Jedenaście lat na samym końcu świata, gdzie zaspy śnieżne mają po kilka metrów, gdzie noc trwa pół roku, gdzie drogi prowadzą donikąd. Jedenaście lat w kraju wielkiego cierpienia, gdzie życie ludzkie nie ma żadnej wartości". Str. 45
W mojej pamięci zagnieździła się również historia Pani Zdzisławy, którą chciałabym zacytować:
"Nazywam się Zdzisława Wójcik i mam sto lat. Urodziłam się w 1915 roku w Krakowie, który wówczas znajdował się pod zaborem austriackim. (…) W swoim życiu dużo przeżyłam i wiele widziałam. Dwie wojny światowe, deportację w głąb Związku Sowieckiego, pobyt w więzieniach, Afrykę, Kanadę. Utratę, a potem odzyskanie niepodległości przez Polskę. (…) Od dwudziestu sześciu lat żyję w wolnym kraju. (…) Może właśnie dlatego, gdy doszło do katastrofy i nasz świat w jednej chwili rozpadł się na kawałki, udało mi się znieść wszystko, co zgotował los? Udało mi się przetrwać i nie stracić nadziei. Str. 265
Anna Herbich opisuje dzieje dziesięciu niezwykłych Polek, jednakże każda z opisanych historii zawiera w sobie tysiące niewinnych, ludzkich istnień. Te krótkie, ale jakże treściwe opowiadania wywołują przerażenie i ogromny smutek, budzą podziw i współczucie nie tylko dla bohaterek tejże książki, ale także dla tysięcy innych ludzi, którzy w okresie II wojny światowej doświadczyli potwornego okrucieństwa. Wielu z nich zginęło w okropnych męczarniach lub od jednego strzału, żyli w ciągłym strachu o siebie i o najbliższych, często rozdzielani, wywożeni w odległe zakątki Rosji, przebywali po kilka tygodni w bydlęcych wagonach, w towarzystwie chorób, głodu i wszechobecnej śmierci. Z objęć matek wyrywano dzieci, zabijano na ich oczach lub wywożono w nieznane, każdego dnia towarzyszyła im wszechobecna rozpacz i trwoga. Skazani na ciężką i nieludzką pracę w łagrach nieustannie walczyli o życie, o wolność i niezależność.
"Każdy dostał kulę w czoło, a potem w martwe ciała wpakowano jeszcze po serii z broni maszynowej. Rozebrane do naga, zmasakrowane zwłoki Sowieci rzucili przed bramę obozu. Tam leżały tydzień, ku przestrodze innych więźniów, którzy myśleli o ucieczce. Nocami obgryzały ich dzikie zwierzęta". Str. 139
Nie jest łatwo oceniać tego typu publikację, bowiem każda z opisanych przez Annę Herbich historii niesie za sobą ogrom cierpienia i okrutnych przeżyć, ukazuje bezmiar ludzkiej bezduszności, wywołuje współczucie i swoisty ból względem tych, którzy zmuszeni byli doświadczyć tak wielkiego bestialstwa, jakim rządziła się wojna. Wojna, która dawała przyzwolenie na tak nieludzkie i surowe traktowanie drugiego człowieka, gdzie honor i odwaga była wartością najwyższą, ale jakże srodze karaną. W trakcie lektury tej książki nieustannie towarzyszył mi smutek i żal, byłam wzruszona i niejednokrotnie zbulwersowana bezwzględnością ówczesnego reżimu oraz zezwierzęceniem ludzkich zachowań. W moim odczuciu autorce udało się oddać tragizm i cierpienie tych dziesięciu kobiet, ukazać ogrom ludzkiego dramatu oraz surowość i bezwzględność tamtych czasów. Cieszę się, że żyję w wolnym kraju, oby już nigdy nikt z nas nie musiał doświadczać tak wstrząsających wydarzeń.
Reasumując, "Dziewczyny z Syberii" Anny Herbich to w moim odczuciu szalenie poruszająca, wstrząsająca i ważna lektura, o niezwykłych kobietach, które dzięki swej determinacji, lojalności, odwadze oraz niezłomności charakteru przetrwały. Obecnie, po raz kolejny znalazły w sobie siłę, aby opowiedzieć o bolesnych doświadczeniach i ludzkim nieszczęściu oraz o bezmiarze okrucieństwa, jakim rządziła się II wojna światowa. Niektóre powróciły do kraju inne zamieszkały z dala od Polski, jednakże każda z nich nosi w sercu głęboką i dotkliwą ranę, która nie pozwala im zapomnieć o złych i bolesnych doświadczeniach oraz o tym, że największym wrogiem człowieka jest drugi człowiek.
Jeżeli nie jest Wam obojętny los ludzi, którzy przetrwali, bądź zginęli walcząc o naszą suwerenność, to sięgnijcie po "Dziewczyny z Syberii", bowiem ta książka w doskonały sposób ukazuje bezmiar ludzkiego nieszczęścia, odwagę i honor, ale także oddaje hołd niewinnym ludziom, którzy zginęli w nieludzkich i absurdalnych okolicznościach. Ta książka to także świadectwo na okrucieństwo i niedorzeczność wojny, to swoista szkoła życia, lekcja pokory, która skłania do refleksji i zapada głęboko w pamięć.
"Po naszym cierpieniu, po całym koszmarze sowieckiego ludobójstwa nie miał pozostać nawet ślad. Tak jakby to się nigdy nie wydarzyło. Ale przecież my pamiętamy. A po nas pamiętać będą kolejne pokolenia". Str. 157
Za możliwość przeczytania książki "Dziewczyny z Syberii" A. Herbich
dziękuję Wydawnictwu ZNAK Horyzont.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
Problem konfliktu zbrojnego jest tematem, który interesuje mnie od dawna, toteż lubię sięgać po książki, które ukazują dzieje ludzi, którym przyszło zmagać się z tak ciężkimi przeżyciami, jakie wywołuje wojna. Podziwiam ich odwagę i determinację, tak...
2015-04-09
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
"Najbardziej nie odpowiada im rząd. Uważają, że jest niekompetentny i skorumpowany, że dba tylko o siebie i najbogatszych". Str. 16
Polityka przetaczała się przez moje życie odkąd pamiętam i to bynajmniej nie za sprawą mojej pasji do niej, lecz za pośrednictwem mojego taty, dla którego ekonomia, polityka, czy historia to motywy przewodnie każdej dyskusji. Toteż podczas wszelkich spotkań rodzinnych temat szeroko pojętej sceny politycznej oraz działalności polityków był wątkiem przewodnim naszych dialogów. Moje wszelkie próby odejścia od tego nudnego i bardzo irytującego dla mnie tematu kończyły się fiaskiem. W efekcie końcowym za każdym razem wywiązywała się żarliwa dyskusja. Mimo tych wieloletnich rozważań na tematy polityczne i ekonomiczne naszego kraju, nigdy nie zafascynowałam się polityką, ani gospodarką, zaciekawiła mnie jedynie historia. Nasuwa się pytanie, skąd zainteresowanie powieścią, której fabuła porusza się wokół sceny politycznej? Otóż książka zaliczana jest do kategorii powieści psychologiczno-obyczajowej z wątkiem kryminalnym w tle, a taki gatunek jest w moim guście czytelniczym, do tego przeczytałam kilka pochlebnych recenzji, a sam autor pisze o niej w bardzo zachęcający sposób. Dlatego postanowiłam zmierzyć się z tym niewątpliwie budzącym wiele wątpliwości zagadnieniem. Czy było warto? O tym za chwilę…
W pierwszej kolejności chciałabym napisać kilka słów o samym autorze, który niestety dotąd nie był mi znany. Michael Tequila jest poetą i pisarzem polsko-australijskim, w swoim dorobku literackim posiada trzy tomiki wierszy: "Współczesność, czyli kontestacje antypodów", "Klęczy cisza niezmącona" i "Oniemiałość" , a także powieść, która została wydana w postaci e-booka pt.: "Plener zagubionych uczuć". Oprócz tego autor prowadzi cieszący się dużą uwagą blog na swojej stronie autorskiej www.MichaelTequila.com. Z wykształcenia jest doktorem nauk ekonomicznych i ma za sobą bardzo urozmaiconą karierę zawodową, piastował takie stanowiska jak np.: nauczyciel akademicki, psychoterapeuta czy zawodowy tłumacz polsko-angielski. Przez wiele lat przebywał poza granicami naszego kraju, między innymi w Grecji, Kolumbii i Australii, obecnie mieszka w Polsce.
Bohaterowie, którzy stali się kluczowymi postaciami tej powieści, to: Orlando - sędzia sportowy, człowiek o niezłomnym charakterze, bardzo szlachetny i nieskorumpowany, który przez wiele lat przebywał poza granicami naszego kraju, Leon Garalis - przywódca największej partii opozycyjnej - Nowych Kreacjonistów, bardzo nieprzewidywalny, oskarżycielski, niezwykle porywczy i ostry gracz polityczny, oraz Leon Słabosilny - Premier należący do Partii Ewolucjonistów, polityk o łagodnym usposobieniu, zrównoważony i unikający publicznych konfliktów.
Orlando vel. Sędzia, został podstępem zmuszony do objęcia stanowiska głównego sędziego Igrzysk Sportowych Partii i Organizacji Politycznych, jak poradzi sobie w tej nietypowej dla niego roli? Jak potoczą się losy bohaterów podczas igrzysk, Czy Sędzia odniesie spektakularny sukces, czy też zupełną porażkę, i jaką rolę w czasie igrzysk odegrają najważniejsi przywódcy wspomnianych partii? Tego dowiedzcie się sami sięgając, po tę nietuzinkową i bardzo przenikliwą powieść.
Autor wykreował niezwykle przejrzyste i frapujące postaci, przedstawił świat polityki w bardzo oryginalny i wyrafinowany sposób. Styl, jakim posługuje się Michael Tequila jest szalenie estetyczny, autor dba o wszelkie szczegóły, posługuje się piękną polszczyzną, przyłapałam się nawet na tym, że w trakcie czytania opisu stadionu byłam nim zauroczona i niezwykle skupiona na tekście, a takie detale, które często nic nie wnoszą w powieść, zazwyczaj czytam mało uważnie, bez większego zainteresowania. Tym razem było zupełnie inaczej, bo lektura tej powieści odbywała się w zupełnej ciszy i skupieniu, chłonęłam każde słowo. W mim odczuciu autor charakteryzuje się lekkim i przejrzystym piórem, co powoduje, że nawet tak trudny i dla wielu ciężki temat, jakim jest polityka staje się całkiem przyjemny w odbiorze, bowiem podany jest z w prześmiewczy sposób, jakby w krzywym zwierciadle, jednocześnie ukazując w bardzo jasny i zrozumiały sposób obecne realia. Michael Tequila jest bystrym obserwatorem, jego spostrzeżenia na temat sceny politycznej są niezwykle trafne i w doskonały sposób obnażają jej wszelkie wady i bolączki. Ponadto autor znakomicie ukazuje współczesną rzeczywistość oraz dylematy, z jakimi zmagają się przeciętni mieszkańcy naszego kraju. Z mojego opisu wynika, że książka nie posiada żadnych wad, otóż posiada, ale w moim odczuciu tak małe, że nie mają większego wpływu na moją ocenę tej powieści.
"Ludzie tutaj są niby tacy sami jak gdzie indziej, a równocześnie inni. Wszyscy wyszli z ustroju, w którym władze wszystko organizowały: pracę, zaopatrzenie, mieszkanie, szkołę, wczasy. Teraz jest inaczej. Teraz obowiązuje zasada: radź sobie sam! Społeczeństwo podzieliło się. Ci, którym dobrze się powodzi, milczą, nie obnoszą się z tym. Większość jest zadowolona ze swojego życia, ale jest to milcząca większość. Pozostała część społeczeństwa, solidne kilkanaście procent, to ludzie nieszczęśliwi, jest im źle, fatalnie, parszywie". Str. 36
Reasumując, "Sędzia od Świętego Jerzego" to istotnie bardzo intrygująca satyra, która w wyśmienity i przystępny sposób obnaża fałszywy świat sceny politycznej, nieustanną walkę o władzę, wzajemne oskarżenia, kłamstwa i przepychanki. Ukazuje polityków, którzy mają na względzie wyłącznie własne korzyści, toteż nie bacząc na konsekwencje swoich poczynań oszukują, manipulują i przekraczają wszelkie granice moralności. Michael Tequila posługuje się doskonałym warsztatem pisarskim, jego niezwykła finezja, poczucie humoru, lekkość i zaskakujące zakończenie to znaczące walory tej niedługiej powieści. W mojej opinii ta krótka forma książki jest znaczącą zaletą, bowiem trudno byłoby mi śledzić losy bohaterów, tak mocno związanych z polityką i poglądami na jej temat, gdyby powieść była znacznie większej objętości. Te niewiele ponad sto stron, w zupełności wystarczyło, aby ukazać istotę zagadnienia. Lektura tej powieści była dla mnie ciekawym i nowym doświadczeniem, przeczytałam książkę, której tematem przewodnim jest scena polityczna, a mimo tego nie odczuwałam znużenia i bawiłam się wybornie. Warto było sięgnąć po tę niedługą, ale jakże, wartościową powieść. Polecam.
Za możliwość przeczytania powieści "Sędzia od Świętego Jerzego"
dziękuję autorowi książki Panu Michaelowi Tequila.
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
"Najbardziej nie odpowiada im rząd. Uważają, że jest niekompetentny i skorumpowany, że dba tylko o siebie i najbogatszych". Str. 16
Polityka przetaczała się przez moje życie odkąd pamiętam i to bynajmniej nie za sprawą mojej pasji do niej, lecz za...
2015-03-25
Recenzja zamieszczona również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/03/lardzelka-w-szymanowska.html
Za możliwość przeczytania „Lardżelki” dziękuję autorce książki
Pani Wandzie Szymanowskiej.
Problem nadwagi i otyłości we współczesnym świecie dotyka coraz większej grupy ludzi. W zasadzie śmiało można powiedzieć, że otyłość staje się chorobą cywilizacyjną, która występuje nie tylko wśród osób dorosłych, niestety dotyka także dzieci i młodzież. Złe nawyki żywieniowe, intensywny tryb życia, w którym brak czasu na systematyczne i prawidłowe odżywianie, oraz łatwy dostęp do niezdrowej i szybkiej żywności, która prócz kalorii nie dostarcza wartości odżywczych w obecnych czasach jest czynnikiem sprzyjającym nadwadze.
„Co mi wolno jeść, a czego nie wolno? Może suchy chleb i suchą kiełbasę? Brzmi bardzo dietetycznie, więc może dobrze”. Str. 7
„Lardżelka” autorstwa Wandy Szymanowskiej to książka, która w bardzo rzetelny, lekki i przystępny sposób ukazuje dylematy osób zmagających się z otyłością, ich codzienne zmagania i nieprzyjemności związane z brakiem akceptacji przez społeczeństwo, trudności w poszukiwaniu odpowiedniego partnera oraz problemy związane z radzeniem sobie w ciężkich sytuacjach życiowych. Książka jest swego rodzaju przewodnikiem, jak w prawidłowy, zdrowy i efektywny sposób walczyć z nadwagą. Jak wystrzegać się potencjalnych błędów w procesie odchudzania? Jak nie dać się zwieść i nie sięgać po cudowne suplementy diety, które rzekomo sprawią, iż schudniemy szybko i bez większych wyrzeczeń? Myślę, że ta niewielkich rozmiarów książka w prosty i ciekawy sposób rozwieje Wasze wątpliwości.
„Ewa wróciła z do pracy po urlopie macierzyńskim. Jasny gwint! Jak ona to zrobiła? Wyglądała w ciąży jak klops, a wczoraj pojawiła się smukła i chudziutka jak gałązeczka. […] Tabletki brała! Kupiła je w Internecie. […] Podobno te tabletki są szkodliwe dla zdrowia, ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa”. Str. 10
Nie obawiajcie się, gdyż nie jest to kolejny nudny, klasyczny poradnik zdrowego odżywiania i skutecznego odchudzania, jakich aktualnie wiele znajdziemy na polskim rynku wydawniczym. Książka jest napisana w formie krótkiej powieści obyczajowej, w której główna bohaterka opowiada o swoich przykrych perypetiach życiowych związanych z otyłością, które w konsekwencji mobilizują ją do walki o własne szczęście i zdrowie nie tylko te fizyczne, ale także psychiczne.
Główną bohaterką tej książki jest Zosia, bardzo życzliwa, wrażliwa i inteligentna kobieta, która od dziecka zmaga się z nadwagą. Zosię poznajemy w chwili przygotowań do wymarzonego, długo planowanego balu sylwestrowego, na który wybiera się wraz z narzeczonym. Niestety, w momencie wyjścia zamiast upragnionego, miłego komplementu z ust narzeczonego, Zosia słyszy nieprzyjemną i przykrą ripostę na temat swojej nadwagi. Zasmucona i obrażona postanawia pozostać w domu. Po kilku dniach decyduje się na całkowitą zmianę swojego dotychczasowego stylu życia, rozpoczyna samotną walkę z otyłością, stosuje wszelkie dostępne metody szybkiego zrzucania wagi, które niestety nie przynoszą szybkiego i tak bardzo upragnionego efektu. Tytułowa Lardżelka to ośrodek, w którym odbywają się turnusy odchudzające, pensjonariusze ośrodka pod okiem specjalistów podejmują ciężką i długotrwałą walkę z nadwagą. Pewnego dnia w ośrodku pojawia się również główna bohatera. Czy Zosi uda się odmienić swoje życie, przewartościować priorytety i odnaleźć szczęście? Tego dowiedzcie się sami sięgając po tę bardzo ciepłą i przyjemną opowieść.
„Mechanizm tycia i chudnięcia jest potwornie złośliwie skonstruowany. Tyje się bardzo szybko, bez wysiłku, beztrosko, przyjemnie, niezauważalnie. Chudniecie natomiast, musi być długodystansowe, katorżnicze, pełne wyrzeczeń, spływające potem, okupione zawrotami głowy, zasłabnięciami i licznymi zwątpieniami". str. 70
Reasumując, „Lardżelka” autorstwa Wandy Szymanowskiej to krótka książeczka, która porusza bardzo ważny i aktualny problem związany z nadwagą, wynikającą z zagrożeń, jakie oferuje nam teraźniejszy model życia. Ponadto autorka odzwierciedla status osoby otyłej w naszym społeczeństwie, w doskonały sposób obnaża nasz brak tolerancji i powierzchowność w ocenie osób zmagających się z nadwagą. Nieważne jest nasze wnętrze liczy się tylko, to jak wyglądamy. To bardzo przykre i krzywdzące, że mimo wykształcenia i odpowiednich kwalifikacji osoby otyłe bardzo często są formalnie dyskryminowane. Mimo poważnego i przykrego tematu, książka ma bardzo ujmujący i optymistyczny charakter, czyta się ją z lekkością, zaciekawieniem i przyjemnością. Myślę, że niejeden czytelnik będzie mógł mocno identyfikować się z Zosią, bądź rozpozna w niej kogoś ze swoich bliskich, czy przyjaciół. W moim odczuciu ludzie w rozmiarze XXL, są niezwykle sympatyczni, uśmiechnięci, często charakteryzuje ich dożo większe poczucie humoru, dystans do samego siebie i otaczającego nas świata. Chociaż każdego dnia, pewnie wewnątrz zmagają się ze swoimi demonami. Osobiście bardzo polubiłam główną bohaterkę i chętnie widziałbym ją w gronie moich przyjaciół.
Uważam, że tę krótką książeczkę powinien przeczytać dosłownie każdy, bez w względu na wiek, płeć czy wygląd. Na końcu książki znajdziecie także kilka ciekawych porad oraz przepisów na zdrowe i mało kaloryczne posiłki, ja z pewnością skorzystam, przecież jest wiosna.
„(…) ssanie oznacza chudnięcie”
Recenzja zamieszczona również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/03/lardzelka-w-szymanowska.html
Za możliwość przeczytania „Lardżelki” dziękuję autorce książki
Pani Wandzie Szymanowskiej.
Problem nadwagi i otyłości we współczesnym świecie dotyka coraz większej grupy ludzi. W zasadzie śmiało można powiedzieć, że otyłość staje się chorobą...
„Kim jesteś? Kim chcesz być? Dokąd zmierzasz?”
Niniejsza powieść ma dwie główne, kobiece postaci, każda z nich jest jednakowo ważna dla tej nietypowej historii. Mimo że jedna jest wykreowaną postacią realną, a druga w pewnym sensie fikcyjną to ich rola jest równie istotna, łączy obie kobiety w swoisty i nieprzewidziany sposób.
Anita — bardzo inteligentna, ale szalenie pogubiona i wyalienowana młoda kobieta, żyje w sprzeczności z ogólnie przyjętymi zasadami, nie potrafi się dostosować, przez co jest ogromnie samotna i jakby zawieszona w otaczającej ją rzeczywistości.
Barbara to postać fikcyjna, bohaterka powieści „Żar prawdy”, którą namiętnie czyta Anita. Obie kobiety poszukują prawdy, jednak to Basię ogarnia zdumiewająca psychoza na jej punkcie, przez co postanawia podzielić się swoimi traumatycznymi przeżyciami — pisząc książkę, niecodzienny pamiętnik czy poradnik, który ma pomóc jej w oczyszczeniu i wyrzuceniu własnych, mocno skumulowanych emocji, ale także jest w pewnym sensie swoistą drogą, która może ją doprowadzić do prawdy. Natomiast potencjalnego czytelnika ma uchronić przed błędami, których konsekwencje bywają nieodwracalne i bardzo bolesne. Wszystkie myśli i działania Barbary skupiają się na obsesji poznania faktów, tylko czy ta mania zgłębienia prawdy przyniesie jej ukojenie? Czy może roztrzaska na milion małych kawałków jej dotychczas całkiem spokojne i poukładane życie? A może wprowadzi też chaos i zwątpienie w życie Anity, która każdą wolną chwilę spędza na lekturze "Żaru prawdy"?
„Wpadłam w obsesję poszukiwania prawdy, bo cała ta niewiedza zaburzyła podwaliny mojego świata. Czułam, że nie mam tożsamości, że jestem zawieszona w czasoprzestrzeni niczym gwiezdny odłamek z tą różnicą, że ja nie wiedziałam, do której gwiazdy należę”. (str. 183)
„Żar prawy” to niebanalna, chwilami psychodeliczna, dotkliwa, szalenie emocjonalna i głęboka powieść. Naprawdę ogromnie trudno ją jednoznacznie sklasyfikować bowiem w książce znajdziecie i tło psychologiczno-obyczajowe i tajemnicę, która przewija się przez kolejne strony, wywołując specyficzny niepokój i dreszcz emocji. Pojawia się także szczypta sensacji, która rodzi swoiste napięcie i chęć odkrycia zagadki, którą czytelnik strona po stronie układa w jedną, sensowną całość, niczym elementy skomplikowanej łamigłówki. Dodatkowo opowieść zwieńczona jest zaskakującym i dającym do myślenia zakończeniem, które otwiera furtkę do kolejnej części i budzi pragnienie natychmiastowego sięgnięcia po ciąg dalszy tej złożonej i niebanalnej historii.
Ponadto dobrze wykreowane, nieprzerysowane i realne postaci oraz świetnie poprowadzone wątki nieustannie skłaniają czytelnika do refleksji, nie tylko nad pogmatwaną egzystencją bohaterek, ale także nad własnym życiem. Wywołują chęć do chwilowego zatrzymania i przeanalizowania otaczającej nas rzeczywistości. Czy, gdzieś w pobliżu funkcjonują ludzie, którzy zmagają się z podobnymi problemami? Pewnie tak, ale zastanawia mnie skąd pomysł na tego typu fabułę, czyżby autorka czerpała z własnych doświadczeń, a może z przeżyć kogoś bliskiego, czy zadziałała wyłącznie niezwykła wyobraźnia pisarki? Bardzo nurtuje mnie kwestia sekt w Polsce, czy istotnie występują, i czy stanowią realne zagrożenie? Ta książka wyzwoliła we mnie mnóstwo przemyśleń i nadal zaprząta moje myśli.
„Chcemy widzieć w ludziach dookoła odbicie swoich cech, a jednocześnie trudno by nam było wytrzymać z kimś o podobnym usposobieniu. Rzeczywistość jest paradoksem, a my mimo wszystko szukamy w tym wszystkim logiki, modelowych rozwiązań, cech systemowości. A wystarczy szukać prawdy”. (Str. 225)
Urzekł mnie styl i pomysłowość autorki, bardzo podobała mi się także koncepcja poprowadzenia dwóch odrębnych wątków, które na koniec splatają się w jedną sensowną całość. Zaciekawiła mnie także podwójna narracja, stosowana naprzemiennie w kolejnych rozdziałach. Trzecioosobowa w historii Anity i pierwszoosobowa w przypadku Barbary — to ułatwia czytelnikowi odbiór tej powieści, nie wprowadzając chaosu — taki zabieg pozwala łatwo rozpoznać odbiorcy, w której historii jest w danym momencie. Słowem Emilia Kubaszak stworzyła błyskotliwą powieść, która głęboko zapada w pamięć, porywa niczym nurt rwącej rzeki, wyzwala całą paletę różnorodnych emocji, całkowicie absorbuje uwagę, skłania do refleksji, zmuszając do nieustanej analizy, aby zrozumieć pokręcone i smutne losy bohaterek.
Ta książka wzbudziła we mnie wiele skrajnych emocji, swoisty ból i żal, byłam zła i zszokowana, ale także ogromnie poruszona, chwilami bardzo współczułam zarówno Basi, jak i Anicie. Ta historia wielokrotnie przypominała mi o dość mocno rozwiniętej u mnie empatii, nieustannie próbowałam wczuć się w sytuację Barbary i zrozumieć jej postępowanie, które na początku nie do końca było dla mnie zrozumiałe. Niemniej jednak utrata wiary we własną tożsamość oraz obsesja na punkcie zdobycia prawdy skłoniła ją do tak absurdalnych zachowań — to z pewnością udało mi się zrozumieć. Jednakowoż wywołało to także specyficzny lęk i przypomniało o słabościach ludzkiej psychiki, która w momencie potknięcia i czasowego zwątpienia toruje drogę do błędnych zachowań, których konsekwencje bywają nieodwracalne.
Reasumując, "Żar prawdy" to sprytnie skonstruowany i zręcznie napisany debiut literacki, który od samego początku intryguje i nieustannie niepokoi, nie dając czytelnikowi chwili wytchnienia. Jeśli lubicie głębokie i przemyślane powieści psychologiczne okraszone tajemniczością i mrocznym, chwilami nostalgicznym klimatem to jest to powieść, która z pewnością Was nie rozczaruje. Mnie urzekła, w pewnym sensie uzależniła i wywołała pragnienie bezustannego brnięcia w pokręcony i skomplikowany świat bohaterek. Bardzo kibicuję autorce i niecierpliwie czekam na kontynuację. Bez wątpienia polecam!
Dodatkowo na uwagę zasługuje szata graficzna, która natychmiast przykuła moją uwagę, niezwykle zjawiskowa, nasycona intensywnymi barwami — podobnie jak treść niniejszej książki.
„Żar prawdy? […] Uważaj, ta książka uzależnia, lgnęłam do każdej następnej strony jak ćma do światła”.
_________________________________________________________________
Całość recenzji tutaj: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/01/zar-prawdy-emilia-kubaszak.html
„Kim jesteś? Kim chcesz być? Dokąd zmierzasz?”
więcej Pokaż mimo toNiniejsza powieść ma dwie główne, kobiece postaci, każda z nich jest jednakowo ważna dla tej nietypowej historii. Mimo że jedna jest wykreowaną postacią realną, a druga w pewnym sensie fikcyjną to ich rola jest równie istotna, łączy obie kobiety w swoisty i nieprzewidziany sposób.
Anita — bardzo inteligentna, ale szalenie...