-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać285
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
-
ArtykułyOficjalnie: „Władca Pierścieni” powraca. I to z Peterem JacksonemKonrad Wrzesiński10
Biblioteczka
2021
2017-03-22
2017-01-04
„[...] nie ma geniuszu bez ziarna szaleństwa”.
Podróż na Operiona Anety Skarżyński to książka, która zupełnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się typowej opowieści z wątkiem kryminalnym w tle, tymczasem jest to publikacja, która ze wspomnianym gatunkiem nie ma nic wspólnego, mimo że ujawnia wiele afer, zakulisowych sensacji, tajemnic i kryminalnych wątków powiązanych z historią sztuki. Na początku trudno było mi się wgryźć w ten tekst, jednak po lekturze kilku kolejnych rozdziałów i zrozumieniu, że czytana przeze mnie publikacja jest swoistym kompendium, przewodnikiem po świecie wielkich artystów muzyki klasycznej, zaczęłam pomału wczuwać się tę nietypową historię. I chociaż ten utwór literacki początkowo wywoływał u mnie wiele ambiwalentnych uczuć, to jednak doceniam jego wartość i jestem przekonana, że może dostarczać wielu pozytywnych wrażeń nie tylko osobom, które świetnie odnajdują się w gatunku muzyki poważnej, czy też konsekwentnie bywających w operze. Książka bowiem napisana jest z wyczuciem i szczególną lekkością, a także dużo dozą humoru, przez co staje się lekturą napisaną w przystępny sposób także dla dyletantów klasycznych tradycji.
Ta nietypowa publikacja zabiera czytelników w niecodzienną podróż, w której międzygalaktyczną cywilizację, przekraczającą krawędź Wszechświata stanowią Operianie. Przewodnikiem tej wyprawy jest szalenie sympatyczny, poczciwy Eustachiusz — mieszkaniec Operiona. Towarzyszy mu piętnastoletnia, żywiołowa i bardzo bezpośrednia w wyrażaniu własnych poglądów Anuszka, która chcąc dostać się do elitarnej szkoły muzycznej, musi zdać egzamin z historii opery. Eustachy i Ania pochodzą z dwóch różnych światów, dzieli ich wiele galaktyk, a także wiek, jednak punktem wspólnym jest miłość do opery. Podczas wyprawy do obcej galaktyki Ania poznaje wielu znanych geniuszy i celebrytów świata artystów, analizuje ich zakulisowe tajemnice, zgłębia ich prawdziwe życie, poznaje ich wady i zalety, staje się świadkiem ich sukcesów i upadków, a także popełnionych zbrodni, które wywołują chwile grozy.
Podróż rozpoczyna się od przeniesienia do roku 1590, a kończy na 1835. Kolejne lata są krótkimi rozdziałami, ukazującymi kulisy z życia światowej klasy kompozytorów takich jak: Jan Sebastian Bach, Ludwig van Beethoven, Antonio Vivaldi, Wolfgang Amadeusz Mozart, czy też Giacomo Puccini. Wnikamy także w kręgi słynnych kastratów, zgłębiając tajemnicę związaną z procederem rzezania. Dzięki opowieściom Eustachiusza i wielu odważnym pytaniom Anuszki, czytelnik poznaje mnóstwo kontrowersyjnych postaci powiązanych z historią sztuki. Wszystkie epizody opowiedziane są z dużą dawką lekkości i dobrego humoru, wprowadzając czytelnika w tajemniczy świat muzyki klasycznej, tym samym dostarczając ciekawej, wartościowej wiedzy w bardzo przystępnym stylu. Ponadto publikacja zawiera mnóstwo ilustracji ukazujących muzykę w sposób surrealistyczny, są to autentyczne obrazy autorki, która oprócz pisania powieści zajmuje się także malarstwem. Przyznaję, że te obrazy są nietuzinkowym dodatkiem do książki, przyciągają uwagę, wprawiają w zachwyt niecodzienną koncepcją, eterycznością, ilością barw, sposobem wykonania słowem, są bardzo niekonwencjonalne, urokliwe i szalenie baśniowe.
„Smutne są losy większości utalentowanych artystów [...]. Nawet jeśli przez swą twórczość stają się nieśmiertelni”.
Podróż na Operiona Anety Skarżyński to oryginalna publikacja, wprowadzająca odbiorców w świat wielkich artystów muzyki klasycznej w klarownym, humorystycznym, prawdziwie magicznym klimacie. Z pewnością mocno odbiega od schematów literatury rozrywkowej, może stanowić wartościowe źródło wiedzy historycznej związanej z mniej popularną, często niedocenianą dziedziną muzyki. Jesteście gotowi na szaloną podróż do innej galaktyki, w której znani artyści kreują swoje losy w bardzo nietuzinkowym stylu? Zdecydujcie sami…
„Sztuka przynosi nam dowód, że istnieje coś innego niż nicość”.
____________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2017/01/recenzja-podroz-na-operiona-aneta.html
„[...] nie ma geniuszu bez ziarna szaleństwa”.
Podróż na Operiona Anety Skarżyński to książka, która zupełnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się typowej opowieści z wątkiem kryminalnym w tle, tymczasem jest to publikacja, która ze wspomnianym gatunkiem nie ma nic wspólnego, mimo że ujawnia wiele afer, zakulisowych sensacji, tajemnic i kryminalnych wątków powiązanych z...
2015-01-24
"Nie możesz pozwolić żeby pomiatał tobą każdy kto zechce!"
„Szum” Magdaleny Tulli to w moim odczuciu swoista, bardzo intymna i niezwykle emocjonalna spowiedź autorki. Książka, choć niewielkich rozmiarów, przygniotła mnie swoją treścią. Magdalena Tulli pisze niezwykłym językiem, stosuje piękne metafory, ale jej styl jest bardzo specyficzny. Czytając tę publikację musiałam być bardzo skoncentrowana, aby podołać tej niecodziennej prozie. W trakcie lektury nie ma czasu na błądzenie myślami, ta powieść chwilami przytłaczała, a nawet pobolewa. W trakcie czytania tej książki czułam się, jakbym została zamknięta w ciasnym pomieszczeniu, z którego bardzo trudno się wydostać.
„Szum” to książka o trudnym dzieciństwie, nienawiści, złości, braku zrozumienia, porozumienia i wsparcia ze strony bliskich, o ogromnym cierpieniu z powodu odrzucenia, o samotności, ale także o potrzebie wzajemnego zrozumienia oraz chęci wybaczenia. „Szum” to również kawałek historii naszego kraju, historii bardzo bolesnej związanej z wojną i jej upiorami.
"Z dzieckiem jest jak z pudełkiem - zauważyłam - trudno wyjąć coś, czego się nie włożyło".
Główną bohaterką jest mała, zagubiona dziewczynka poszukująca własnej tożsamości, wychowywana przez ludzi naznaczonych piętnem II wojny światowej, noszących w sercach głębokie rany, niezwykle chłodnych i powściągliwych w okazywaniu uczuć, do tego w niełatwych czasach powojennej Polski. Najpierw dorastająca dziewczynka, dalej dorosła kobieta, jednakże z każdym dniem coraz bardziej zagubiona, wyobcowana, bez poczucia godności, w stanie coraz większego nieprzystosowania podejmuje próbę zrozumienia otaczającego ją świata.
Reasumując, czy polecam „Szum” Magdaleny Tulli? Myślę, że tak. To bez wątpienia ważna i potrzebna lektura, bardzo osobista i refleksyjna, ukazująca nie tylko przeżycia wyalienowanej, nieprzystosowanej dziewczynki, później kobiety, ale także historię Polski naznaczonej demonami II wojny światowej, Polski, która dawno temu podjęła ciężką próbę odzyskania suwerenności. Nie wiem, czy styl autorki do końca mnie przekonał. Moja wątpliwość, wynika wyłącznie z tego, iż Magdalena Tulli wprowadziła mnie w historię, która odgrywała się równolegle w świecie rzeczywistym, jak i tym będącym jedynie wytworem wyobraźni. W moim odczuciu taki sposób wyrażania myśli wywoływał wrażenie swoistego obłędu. Ale, to jak widać tylko moje osobiste odczucia, gdyż większość czytelników jest zachwycona i pewnie słusznie. Dlatego zdecydujcie sami, czy chcecie mierzyć się z tą intymną, bardzo emocjonalną i przepełnioną symbolami prozą. Ja mimo wszystko nie żałuję bowiem "Szum" stanowi literaturę z wysokiej półki, bardzo wymagającą, niezwykle bolesną i mocno zapadającą w pamięć.
"Nie możesz pozwolić żeby pomiatał tobą każdy kto zechce!"
„Szum” Magdaleny Tulli to w moim odczuciu swoista, bardzo intymna i niezwykle emocjonalna spowiedź autorki. Książka, choć niewielkich rozmiarów, przygniotła mnie swoją treścią. Magdalena Tulli pisze niezwykłym językiem, stosuje piękne metafory, ale jej styl jest bardzo specyficzny. Czytając tę publikację musiałam...
2016-10-04
„[…] życie jest takie krótkie, że szkoda marnować go na ludzi i sprawy, które nie tylko nas nie wzbogacają, ale coś nam odbierają — na przykład pewność siebie lub radość życia”.
Sięgając po książkę Agnieszki Krawczyk, byłam nastawiona na odkrywanie zaskakujących tajemnic, przygotowałam się na wielkie emocje, a także na olbrzymią dawkę magii — czy ta powieść wypełniła moje oczekiwania? Nie do końca, dlatego jest we mnie mnóstwo sprzecznych emocji, które spowodowały, że niezwykle trudno było mi napisać tę opinię. Długo zwlekałam, rozważałam, analizowałam wszystkie za i przeciw po to, by ostatecznie zmierzyć się z tą niełatwą do napisania recenzją…
„Wszystko na świcie jest śmiertelne i każdy z nas podąża tą drogą”. (str. 340).
Kiedy matka postanawia porzucić własne dziecko, natychmiast nasuwa się pytanie — dlaczego? Czy przemawiała przez nią bezradność, egoizm, a może swego rodzaju poświęcenie? Co takiego wydarzyło się przed laty, że biologiczna matka opuściła ukochaną córkę?
Agata Niemirska została wychowana przez ojca i jego nową partnerkę Teresę. Niebawem na świat przychodzi Daniela, przyrodnia siostra Agaty — dziewczynki nawiązują olbrzymią nić porozumienia. Macocha również okazuje się ogromnym wsparciem, pozwalającym ukoić ból po stracie ukochanej rodzicielki. Jednak po wielu latach — kiedy Agata prowadzi już samodzielne, dorosłe życie — do kobiety dociera nieprzyjemna wiadomość o śmierci biologicznej matki. Wraz z Danielą wyrusza do Zmysłowa, prowincjonalnego miasteczka rozpościerającego się u podnóża górskiego szlaku, gdzie odbędą się uroczystości pogrzebowe jej matki. Na miejscu czeka na nią wiele niespodzianek, nie tylko tych spadkowych, przede wszystkim wypatruje jej dziewięcioletnia Tosia, która wraz z przyjazdem Agaty wiąże wielkie nadzieje. Czy sekrety kryjące się za murami opuszczonej willi, przyniosą Agacie pokrzepienie, uśmierzą ból i pozwolą odnaleźć psychiczną równowagę?
„[…] życie nie jest czarno-białe. Ukrywa się w różnych odcieniach szarości”. (str. 180)
Agnieszka Krawczyk przede wszystkim zaskoczyła mnie, jednocześnie oczarowała niebanalnym stylem — ta książka napisana jest w bardzo przejrzysty, przemyślany, błyskotliwy, wysublimowany sposób. Muszę zaznaczyć, że obcowanie ze słowem pisanym autorki to niebywała przyjemność, która trwa od pierwszych do ostatnich stron. Książka nasycona jest dużą ilością barwnych, różnorodnych bohaterów, którzy zmagają się z codziennością, dla jednych bardziej skomplikowaną, dla innych znacznie przyjemniejszą — to niewątpliwie kolejny duży atut tej powieści. Jednakże nie oczarowała mnie w stu procentach sama historia, od której oczekiwałam sporej dawki zaskoczenia, dramatyzmu, większych pokładów emocji. Tymczasem w moim odczuciu panował nieumiarkowany spokój, ot zwykła codzienność okraszona nadmiarem dogodnych zbiegów okoliczności — być może to właśnie były czary codzienności? Jestem zwolenniczką książek, które zapadają mocno w pamięć, wywołują intensywne emocje, w których podążając za losami bohaterów, odczuwam zaskoczenie, niepokój, a nawet smutek. Ta książka, mimo że porusza ważne, chwilami smutne wątki, przede wszystkim nasycona jest dużą dawką dodatnich uczuć — daje ukojenie, spokój i świetnie nadaje się na relaks po długim, ciężkim dniu pracy. Bez wątpienia doskonale wpisze się w gusta czytelniczek preferujących opowieści emanujące serdecznością, wprawiające w optymistyczny, wyciszający nastrój. To niewątpliwie urocza historia, jednak zabrakło mi elementu zaskoczenia, którym mogły być rodzinne, szokujące tajemnice.
Słowem Siostry Agnieszki Krawczyk to pełna ciepła i pozytywnych uczuć, powieść, w której bohaterki mierząc się z przeciwnościami, które przygotował dla nich los, dokonują zmian, przewartościowują priorytety, a także same wpływają na przeszłość innych ludzi, podsuwając im odmienny punkt widzenia, wypełniając ich przestrzeń w oryginalny, nieplanowany sposób. W tej powieści znajdziecie mnóstwo dobrej energii, wynikającej z przyjaźni, miłości, empatii, bezinteresownej pomocy. Agnieszka Krawczyk czaruje słowami w bardzo umiejętny sposób dlatego, chociaż ta historia nie urzekła mnie w stu procentach, to jednak z przyjemnością i ogromną ciekawością sięgnę po kontynuację serii Czary Codzienności, która już gości w moich rękach.
Dodam, że Siostry stanowią tom pierwszy trzytomowej sagi Czary Codzienności, na którą składają się kolejne części: Przyjaciele i rywale, powieść ukazała się końcem września oraz Słoneczna przystań, która aktualnie jest na etapie przygotowań.
„Wszystko można zrobić, jeśli otacza nas życzliwość świata”. (str. 321).
__________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/10/recenzja-siostry-agnieszka-krawczyk.html
„[…] życie jest takie krótkie, że szkoda marnować go na ludzi i sprawy, które nie tylko nas nie wzbogacają, ale coś nam odbierają — na przykład pewność siebie lub radość życia”.
Sięgając po książkę Agnieszki Krawczyk, byłam nastawiona na odkrywanie zaskakujących tajemnic, przygotowałam się na wielkie emocje, a także na olbrzymią dawkę magii — czy ta powieść wypełniła moje...
2016-09-12
Jańcio Wodnik i inne nowele Jana Jakuba Kolskiego stanowią zbiór sześciu opowiadań w większości znanych z ekranizacji. Jestem ogromną zwolenniczką dzieł tego twórcy, jednak dotychczas obcowałam wyłącznie z filmem. Po raz pierwszy miałam przyjemność poznać słowo pisane Jana Jakuba Kolskiego i odważnie mogę przyznać, że absolutnie nie odbiega ono od ekranizacji. Wywołuje ogromny niepokój, swoistą nostalgię, zachwyca, czaruje, a przede wszystkim zaskakuje sposobem ukazania zawiłości ludzkiego umysłu, wprawiając w bardzo osobliwy, nietuzinkowy nastrój.
Dzieła zawarte w niniejszym zbiorze idealnie obrazują tendencje realizmu magicznego, autor wprowadza odbiorcę w fascynujący, chwilami nierealny klimat, pobudza jego wyobraźnię, zaskakuje, pomału odkrywając niezwykły świat magii. Jednakowoż doskonale odzwierciedla ludzkie ułomności, paradoksalnie w szalenie prawdziwy i nieprzemijający sposób. Śmiało mogę napisać, że ta książka może stać się dziełem ponadczasowym bowiem twórczość Jana Jakuba Kolskiego doskonale, odzwierciedla od wieków niezmienne bezdroża ludzkiego umysłu.
Czytając niniejszy zbiór opowiadań, zakosztowałam niespotykanej harmonii między utworem literackim a ekranizacją. Nieustannie przed moimi oczami malowały się obrazy, które wcześniej widziałam, oglądając filmy tego twórcy. To naprawdę niezwykłe doświadczenie bowiem zazwyczaj, sztuka filmowa mocno odbiega od dzieła prozatorskiego, w tym wypadku występuje nieprawdopodobna spójność. Wobec tego, jeśli jest się zwolennikiem słowa pisanego, ekranizacja z pewnością nie zniszczy obrazu zapamiętanego z książki i odwrotnie. Zachowanie tej integralności bezsprzecznie jest ogromnym atutem, który świadczy nie tylko o wybitności autora, ale i konsekwencji w zachowaniu pierwotnej wizji. Bo i po co zmieniać coś, co doskonale oddaje istotę ludzkiego istnienia?
Wartością wspólną jest surowa polska wieś, w której bohaterowie zmagają się z problemami egzystencjalnymi — często bardzo nieudolnie — walczą o swoją niezależność. Jan Jakub Kolski ukazuje wyalienowane społeczeństwo, rządzące się indywidualnymi regułami, wygłaszające własne poglądy, wymierzające surowe, ale często niesłuszne kary. Te opowiadania doskonale odzwierciedlają klimat panujący w dawnych, zaściankowych osadach, gdzie prym wiodły wszelkie przesądy, gdzie cud stanowił o wartości danego miejsca, gdzie zemsta stawała się wyrocznią, od której nie było żadnych odstępstw, gdzie ludzka zachłanność i nienawiść, przekraczały wszelkie granice moralności. Kolski w bardzo trafny sposób ukazuje łatwość manipulowania bogobojną, zastraszoną , ograniczoną społecznością, która będąc pod wpływem przebiegłych, silniejszych jednostek potrafi w wyjątkowo bezwzględny i nieludzki sposób prześladować bliźniego. Twórca w znakomity sposób kreuje także bohaterów, którzy walczą o swoją tożsamość, integralność, i chociaż w tych opowiadaniach dostrzegam mało przejawów dobra i ludzkiej życzliwości, to jednak autor nie zapomina o szlachetności, którą potrafi ukazać w wyjątkowy, szalenie ujmujący sposób. Za każdym razem kiedy stykam się z twórczością Jana Jakuba Kolskiego, mam wrażenie, że czas się zatrzymuje, a ja odbywam podróż do magicznego, pełnego barw i różnorodnych doznań świata, z którego wyłania się wiele nadprzyrodzonych zjawisk, ale i niezwykle realny obraz, perfekcyjnie oddający otaczającą nas rzeczywistość.
„- Ja nie jestem Żydem. Gdybym nim był, poznalibyście mnie po tym, że mnie nie ma wśród żywych. Gdybym był Żydem, byłbym mniej udręczony — bo martwy. Stoję na Apelplatzu, który mi uczyniliście przed waszym domem, i mówię do was: ja nie jestem Żydem i żałuję, że nie jestem”. (str. 43)
Według mnie opowiadania Jana Jakuba Kolskiego zawarte w zbiorze Jancio Wodnik i inne nowele to znakomita proza, wymykająca się wszelkim paradygmatom, rodząca niebywałe emocje. Ta książka emanuje różnorodnością, intensywnością i jaskrawością kreacji, a także życiową mądrością, skłaniającą do wielu racjonalnych refleksji. Napisana pięknym, dojrzałym i porywającym stylem, który zachwyca, koi zmysły, pozwalając delektować się nie tylko słowem, ale także głębokimi, urzekającymi konkluzjami. Gorąco polecam!
Ogromnie się cieszę, że Wydawnictwo Latarnia postanowiło wznowić wydanie tak zacnego dzieła, dzięki temu miałam przyjemność poznać twórczość Jana Jakuba Kolskiego od innej strony — po lekturze czuję niedosyt i ogromną chęć zgłębienia nieznanych mi dotąd publikacji autora.
___________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/09/recenzja-jancio-wodnik-i-inne-nowele.html
Jańcio Wodnik i inne nowele Jana Jakuba Kolskiego stanowią zbiór sześciu opowiadań w większości znanych z ekranizacji. Jestem ogromną zwolenniczką dzieł tego twórcy, jednak dotychczas obcowałam wyłącznie z filmem. Po raz pierwszy miałam przyjemność poznać słowo pisane Jana Jakuba Kolskiego i odważnie mogę przyznać, że absolutnie nie odbiega ono od ekranizacji. Wywołuje...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-30
„Siedzimy pod falowcem, bo tu mieszkamy. […] Falowiec, i to, co wyrosło wokół, wystarcza nam do życia”.
Pieczeń dla Amfy to tak nietypowa publikacja, jak samo imię i nazwisko autorki. Salcia Hałas wpadła na pomysł, aby osadzić fabułę niniejszej książki w tak zwanym falowcu, który jest dziesięciopiętrowy blokiem o długości 860 metrów, znajdującym się w Gdańsku przy ulicy Obrońców Wybrzeża na osiedlu Przymorze — jest to budynek mieszkalny, którego bryła przypomina falę. Mieści około 6 tysięcy mieszkańców, prowadzących prozaiczny żywot, są wśród nich bezrobotni, alkoholicy, narkomani, ale także przyzwoici obywatele oraz ludzie głęboko wierzący.
Bohaterki książki to: Maria Mania, wdowa po przejściach, wykonująca zawód florystki w kwiaciarni przy zakładzie pogrzebowym — właścicielka suki Amfy, oraz jej przyjaciółka Elwira, na co dzień pracująca w osiedlowym sklepie "Żabka”, dodatkowo zajmująca się strzyżeniem psów majętnych mieszkańców Trójmiasta. Obie panie jednoczy skłonność do związków z nieodpowiednimi mężczyznami oraz trudne dzieciństwo, z którego wyniosły złe wzorce. Łączy je także przyjaźń, która rozkwitła dzięki terapii dla kobiet wiążących się z niewłaściwymi partnerami, zorganizowanej przez Unię Europejską. Pojawia się jeszcze trzecia bohaterka — dziewczynka zombie, która jest postacią enigmatyczną, początkowo trudną do określenia, mogącą stanowić swoistą zagadkę dla czytelnika. Akcja rozgrywa się wokół gdańskiego falowca głównie w czasach współczesnych, jednak bywają chwile, w których pisarka przenosi czytelnika do odległych, bezbarwnych czasów Polski Ludowej.
Maria Mania i Elwirka, często spotykają się podczas spacerów z psami, przesiadują na ławce, palą skręty i zwierzają się ze swoich nędznych doświadczeń życiowych — obie uwikłane w skomplikowane związki, niedające poczucia beztroski i bezpieczeństwa, borykające się także z problemami natury finansowej — marzą o prawdziwej miłości, stabilizacji i szczęściu.
Pieczeń dla Amfy to wyjątkowo oryginalna publikacja, napisana bardzo specyficznym stylem, który początkowo mnie zachwycił, jednak im głębiej brnęłam w tę historię, tym większe odczuwałam zmęczenie. W mojej opinii sposób ukazania życia ludzi mieszkających w falowcu przywodzi na myśl twórczość Doroty Masłowskiej, czy też film w reżyserii Roberta Glińskiego Cześć Tereska. Salcia Hałas w głównej mierze prezentuje prosty, wręcz surowy sposób wyrażania myśli, pełen wulgaryzmów, zwrotów zaciągniętych z popkultury, jednozdaniowych akapitów, potocznej, prostej mowy. Autorka stosuje także formy pisowni fonetycznej, to bez wątpienia pozwala pragmatycznie ukazać szarą polską rzeczywistość, jednostajną codzienność różnych grup społecznych. Jednakże prostota miesza się z odwołaniami do Biblii, kulturą antyczną i poezją. Ostatecznie lektura książki napisanej w tak chaotycznej, jednocześnie złożonej konstrukcji może wywołać uczucie znużenia, wewnętrznego zagubienia, a nawet zupełnego zniechęcenia — swoistej apatii, stagnacji. W trakcie lektury występuje też emocjonalny paradoks, bo mimo chwilowego odrętwienia, czytelnik może odczuwać również rozbawienie, gdyż niektóre perypetie bohaterek bywają śmieszne, jednak ostatecznie to bardzo osobliwy humor.
Pieczeń dla Amfy Salci Hałas to niełatwa w odbiorze opowieść poruszająca bieżące problemy społeczne, to historia o niespełnionych marzeniach, nie dającej satysfakcji miłości, o traumie z dzieciństwa, o braku perspektyw, ubogiej egzystencji, trudzie przystosowania się do twardych realiów życia, a także o miejskich legendach, klątwach i cudzie objawionym. Chwilami śmieszna, ale przede wszystkim bardzo prawdziwa, brutalna, gorzka — szalenie smutna.
Drodzy Czytelnicy jeśli macie ochotę na kardynalnie niekonwencjonalną prozę, mocno osadzoną w życiu realnym, paradoksalnie odrobinę fantasmagoryczną, ukazaną w formie cząstkowych historii, które bywają zabawne, straszne, ale i wyjątkowo przykre — sięgnijcie po debiutancką powieść Salci Hałas. Warto pochylić głowę nad tą publikacją, chociaż ogromnie trudną w odbiorze, jednak skłaniającą do wielu refleksji, zmuszającą do wyłuskania kwintesencji, swoistego rozwiązania tajemnicy mieszkańców falowca przy ulicy Obrońców Wybrzeża w Gdańsku. Odważycie się?
__________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/06/recenzja-pieczen-dla-amfy-salcia-haas.html
„Siedzimy pod falowcem, bo tu mieszkamy. […] Falowiec, i to, co wyrosło wokół, wystarcza nam do życia”.
Pieczeń dla Amfy to tak nietypowa publikacja, jak samo imię i nazwisko autorki. Salcia Hałas wpadła na pomysł, aby osadzić fabułę niniejszej książki w tak zwanym falowcu, który jest dziesięciopiętrowy blokiem o długości 860 metrów, znajdującym się w Gdańsku przy ulicy...
2016-03-31
„Człowiek odnosi w życiu wiele ran. Najgorszymi spośród nich są te, których nie widać, gdyż pozostają ukryte na dnie ludzkiej duszy…”.
Czy historia miłości naznaczonej piętnem holokaustu widziana oczami niemieckiej pisarki może dla nas, Polaków, stać się wytworem godnym uznania i aprobaty? Czy te ciężkie, bolesne i ciągle dla nas drażliwe kwestie zobrazowane na podstawie faktów historycznych oraz niewątpliwie sprawnej wyobraźni Hanni Müzner mogą wywołać w nas poruszenie i skłonić do chwilowej zadumy? Po lekturze publikacji „Miłość w czasach zagłady” jestem przekonana, że niniejsza lektura poruszy struny wrażliwości niejednego czytelnika, przywoła bolesne wspomnienia, pozostawiając ślad w jego umyśle — czy trwały i bardzo bolesny? To już kwestia indywidualnej wrażliwości i odporności psychicznej. Bez wątpienia historia ukazująca losy kilku pokoleń kobiet na tle dramatycznych wydarzeń z okresu II wojny światowej opisana przez Hanni Müzner to bardzo intrygująca, zajmująca i niepokojąca opowieść, która na wiele godzin porwała mnie w daleką i bardzo emocjonalną podróż, ukazując wielopokoleniową rodzinę, na której wojna odcisnęła długotrwałą skazę, komplikując życie bohaterów jeszcze przez wiele lat…
„[…] na wojnie nie marnuje się nic, poza ludzkim życiem”. (str. 95)
Felicity — jedna z bohaterek niniejszej książki za sprawą odnalezionego przez jej matkę pamiętnika odkrywa mroczną tajemnicę, którą przez wiele głęboko w sercu skrywała jej niedawno zmarła babcia. Wspomnienia sięgają lat 20., kiedy to między innymi po nieudanym puczu monachijskim Adolf Hitler trafił na pięć lat do więzienia, gdzie napisał książkę Mein Kampf, tym samym tworząc szaleńczy program ruchu nazistowskiego. Właśnie w tym czasie swoje poukładane i spełnione życie wiodła prababcia Felicity, Elisabeth — słynna śpiewaczka operowa, żona lekarza o żydowskim pochodzeniu. Niestety gwałtowny przewrót w państwie niemieckim spowodowany kryzysem gospodarczym oraz wyborami, w których sukces odniósł Adolf Hitler, zupełnie rujnuje beztroskie i stabilne życie Elisabeth, tym samym wpływając w negatywny sposób na dalsze losy kolejnych pokoleń. W dalszej części autorka koncentruje się przede wszystkim na wydarzeniach z życia córki Elisabeth — Deborah, która to w okresie holokaustu na skutek wątpliwych decyzji swojej matki, ponosi istotne i brzemienne w skutkach konsekwencje — zresztą podyktowane także jej bardzo młodym wiekiem oraz ogromną naiwnością, której chwilami zupełnie nie potrafiłam pojąć.
Autorka w ciekawy sposób podzieliła tę historię na pięć części, ukazując dzieje kolejnych bohaterek zaczynając od czasów współczesnych, następnie przenosząc czytelnika w odległe lata 20., prowadząc przez okres II wojny światowej oraz jej finał, ponownie wracając do czasów bieżących. Akcja toczy się na różnych terytoriach, śledzimy wydarzenia mające miejsce między innymi w Monachium, Berlinie i Szwajcarii. Hanni Müzner pokusiła się również na umiejscowienie fabuły w okupowanej przez Niemców Polsce, konkretnie w Krakowie — dzięki czemu w trakcie lektury trudno narzekać na nudę, czy monotonię. Tę książkę czyta się jednym tchem, ze względu na niejednolitość obszarów, wielowątkowość, różnorodność i wyrazistość bohaterów oraz fabułę umiejscowioną na wielu płaszczyznach czasowych, przy czym współczesność zajmuje jej najmniejszą część. To okres wielkiej przemiany, swoistej inwazji na naród żydowski, którego efektem była II wojna światowa, jest głównym tłem wszystkich wydarzeń. Według mnie ciekawym zabiegiem okazało się połączenie faktów historycznych z fikcją literacką i chociaż ukazana historia chwilami wydaje się nierealna, to biorąc pod uwagę fakt, iż wojna naznaczyła się wieloma nieprawdopodobnymi wydarzeniami, można spokojnie przymknąć oko na pewne zbiegi okoliczności oraz ogromną naiwność jednej z bohaterek. Bez wątpienia Hanni Müzner stworzyła bardzo frapującą, porywającą i szalenie emocjonującą historię, od której nie sposób oderwać uwagi, co w moim wypadku skończyło się nieprzespaną nocą, natomiast po odwróceniu ostatniej strony poczułam przede wszystkim satysfakcję, zadowolenie i uczucie dobrze spędzonego czasu.
Reasumując, „Miłość w czasach zagłady” Hanni Müzner to wielopłaszczyznowa opowieść o głęboko skrywanych rodzinnych tajemnicach, o miłości wystawionej na ciężką próbę, o złożonych i dotkliwych dziejach pokolenia kobiet, którym przyszło żyć w czasach postępującego odczłowieczenia i etycznego upodlenia panującej rasy panów, które to narzuciło ówczesnemu społeczeństwu barbarzyńską wizję świata, zupełnie wyniszczając poczucie moralności, tym samym zamieniając wielu ludzi w istoty rządne wyłącznie krwi i wendetty. To kolejna książka, która doskonale obnaża nieprzewidywalność ludzkiego umysłu. Ukazuje także, jak olbrzymie piętno w psychice odciska wojna — mentalne zniewolenie i zezwierzęcenie — które jeszcze przez wiele lat każe płacić wysoką cenę nie tylko za błędy popełnione w tamtym bezlitosnym i wyjątkowo przykrym okresie, ale także za zwykłą bezsilność i brak możliwości wyzwolenia się od destrukcyjnych zachowań żadnych krwi ludzi. To bardzo przykre, ale dla ludzkości wojna okazała się swoistym egzaminem, okresem próby dla wielu zasad moralnych — niestety mnóstwo ludzi poległo na tym gruncie z kretesem, całe szczęście byli też tacy, którzy wykazali się hartem ducha, odwagą i niezłomnością charakteru — między innymi dzięki takim publikacjom ciągle pamiętamy o jednych i drugich...
Książkę polecam czytelnikom lubiącym prozę, w której tłem ukazanych wydarzeń są surowe czasy holokaustu, dla których mieszanka faktów historycznych z fikcją literacką stanowi interesujące połączenie gatunków — osobiście bardzo lubię i cenię tego typu publikacje, dlatego dla mnie była to satysfakcjonująca, wartościowa, ale i niepokojąca przygoda. Dzięki tej książce przeniosłam się do świata kobiet uwikłanych w zawiłe relacje damsko-męskie, których wynikiem było swoiste wyniszczenie, a jego następstwa odbiły się na kolejnych pokoleniach. Niewątpliwie jest to książka obok, której trudno przejść obojętnie...
__________________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/03/miosc-w-czasach-zagady-hanni-muzner.html
„Człowiek odnosi w życiu wiele ran. Najgorszymi spośród nich są te, których nie widać, gdyż pozostają ukryte na dnie ludzkiej duszy…”.
Czy historia miłości naznaczonej piętnem holokaustu widziana oczami niemieckiej pisarki może dla nas, Polaków, stać się wytworem godnym uznania i aprobaty? Czy te ciężkie, bolesne i ciągle dla nas drażliwe kwestie zobrazowane na podstawie...
2015-11-18
„Wypadki są nieodłącznym elementem rzeczywistości,
łamią ludzkie nogi, serca i życia”.
„Kręgi albo kolejność zdarzeń” autorstwa Jana Antoniego Homy, to bardzo oryginalna powieść, której lektura wzbudzała we mnie wiele skrajnych emocji. Poświęciłam jej kilka nocy bowiem ta książka, wymagała ode mnie zupełnej ciszy, spokoju i kontemplacji, a tylko nocą mogę osiągnąć stan duchowej równowagi, który pozwoli w pełni oddać się czytanej lekturze. To nie była łatwa książka, dlatego nie jest prosto o niej pisać, zrobiła na mnie trudne do opisania wrażenie i z pewnością jeszcze długo będzie krążyć po mojej głowie. Przedstawiona w niej historia jest szalenie nietuzinkowa, chociaż ukryta pod płaszczykiem egzystencji zwykłych ludzi, którzy na skutek różnorodnych niepowodzeń oraz trudnych i nieprzewidzianych zdarzeń uciekają, ukrywając się w prowincjonalnym miasteczku. Tam próbują odnaleźć zagubioną tożsamość oraz sens ludzkiego istnienia, aby wreszcie móc podążać wyłącznie stosowną i pomyślną drogą.
„O ile bowiem w samej śmierci nie ma nic nienaturalnego, ba, wydaje się ona najbardziej nieuchronną ze wszystkich życiowych czynności i konsekwencji, o tyle śmierć przez zabijanie jest najbardziej wynaturzonym pogwałceniem tegoż życia najświętszej zasady”. Str. 337
Główny bohater tej historii to Marcin, nauczyciel polonista, który na skutek przelotnego romansu z dyrektorką szkoły musiał pożegnać się z pracą nauczyciela języka polskiego. Zraniony i rozczarowany postanawia przyjąć wakat wychowawcy w odległym małym miasteczku o tajemniczo brzmiącej nazwie Zabijany Krochmalne. Po drodze spotyka dziennikarza Rafała, który intrygując go swoimi spostrzeżeniami i przemyśleniami, staje się dla niego bratnią duszą. Przyjacielem, który może stanowić oparcie, stać się powiernikiem jego osobliwych obserwacji na temat nowej społeczności, która wywołuje u niego dziwne zachowania, swoistą paranoję wiodącą do dziwnych myśli i zachowań. W Zabijanach Krochmalnych jego uwagę przyciąga także mały, wrażliwych chłopiec o imieniu Jakub, dla którego zwierzęta są istotnym elementem jego życia, dla nich jest w stanie poświęcić cały swój czas, a także narazić się na kłopoty i komplikacje. Jego uwagę pochłania także milcząca dziewczyna o imieniu Aurelia. Jej wrażliwość, delikatność, tajemniczość oraz świeża uroda niezwykle intrygują Marcina. Jednakże prowincjonalną nudę i spokój zaburzają otaczające miasteczko Białe Bagna, które są dla mieszkańców miejscem przeklętym i stanowią lokalną tajemnicę. Budzą wielką trwogę, gdyż wiąże się z nimi upiorna legenda, w której prawdziwość głęboko wierzą mieszkańcy Zabijan Krochmalnych. Czy bieg i kolejność pewnych zdarzeń wpłynie w znaczący sposób na dalsze losy Marcina i kręgu jego nowych przyjaciół? Czy przyniosą im spokój i ukojenie, czy może dostarczą kolejnych przykrych doświadczeń i jaką rolę odegra w całej historii mała Indianka ze szczepu Arapaho?
„Jeśli ktoś pochodził z tych słabych, a znalazł w sobie moc, aby się oprzeć i przeciwstawić miażdżącej obojętności i okrucieństwu świata, jego obowiązkiem jest podać rękę tym, którzy takiej siły i świadomości nie posiedli". Str. 95
Niniejsza powieść skłoniła mnie do wielu refleksji, nie tylko nad samą fabułą i ukrytym przekazem tej historii, ale przede wszystkim nad stylem i osobowością autora. Jan Antoni Homa stworzył książkę bardzo nieszablonową, dojrzałą, nasyconą filozofią, wrażliwością oraz głębokimi przemyśleniami ukrytymi w sylwetkach bohaterów, niby zwyczajnych, a jednak na swój sposób skrajnie doświadczonych, skrzywdzonych, zagubionych i bardzo samotnych. Trudno zakwalifikować tę powieść do konkretnego gatunku, to z pewnością literatura piękna, napisana w formie współczesnej baśni z elementami fantastyki, posiadająca również cechy powieści psychologicznej, ukazującej zawiłą ludzką naturę. Powieść oparta jest w głównej mierze na narracji trzecioosobowej, z małą ilością dialogów. Tej książki nie da się czytać szybko i bez namysłu, warto poświęcić jej więcej czasu, aby wyłowić jej istotę. Kiedy przejrzałam kilka pierwszych stron, poczułam się zafascynowana niesłychanie estetycznym, wysublimowanym, wręcz poetyckim stylem pisarza oraz intrygującą, owianą tajemnicą i melancholią historią, która już na wstępie wzbudziła mój olbrzymi entuzjazm. Jednakże gdzieś w połowie książki zaczynałam odczuwać odrobinę zmęczenia, ale tylko względem pewnych wątków, które były mocno osadzone w sferze filozofii. Jednakowoż całość budzi swoisty niepokój, smutek i szereg niejednolitych emocji.
„Stań się ciągiem liter o sensie zależnym od czytającego”.
„Kręgi albo kolejność zdarzeń” Jana Antoniego Homy, nie są lekturą rozrywkową, łatwą, lekką i przyjemną, to niewątpliwie powieść skierowana do wymagających czytelników, którzy w książkach nie poszukują wyłącznie wartkiej i prostej akcji. Tę powieść należy czytać w ciszy i spokoju, delektować się nią, smakować każde słowo, które płynie z kart niniejszej książki niczym wysublimowana, ale niepokojąca muzyka. Ponadto owa opowieść nacechowana jest olbrzymią samotnością, tęsknotą i niepowodzeniem, które odbiło głębokie piętno w sercach bohaterów. Zawiera w sobie także głębszą filozofią i tajemnicę, porusza również kwestie etyczne, które mocno podkreślają znaczenie i role żywych istot, będących jednym organizmem, elementem jednolitej konstrukcji, która nie może właściwie funkcjonować bez choćby jednej cząsteczki. Bez wątpienia autor wykazał się niezwykłym kunsztem literackim, który zachwyca i pozostawia czytelnika w głębokiej zadumie. Jeżeli lubicie wymagającą lekturę, która zmusza do myślenia i skupienia, dzięki której Wasz umysł nasyci się pięknym, wręcz poetyckim słowem, które w konsekwencji wywoła melancholię i skłoni do głębszych refleksji, koniecznie sięgnijcie po „Kręgi albo kolejność zdarzeń”. To będzie prawdziwa uczta literacka, jednak niezwykle trudna i nietypowa w przekazie.
Całość recenzji tutaj: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/11/kregi-albo-kolejnosc-zdarzen-jan-homa.html
Serdecznie zapraszam!
„Wypadki są nieodłącznym elementem rzeczywistości,
łamią ludzkie nogi, serca i życia”.
„Kręgi albo kolejność zdarzeń” autorstwa Jana Antoniego Homy, to bardzo oryginalna powieść, której lektura wzbudzała we mnie wiele skrajnych emocji. Poświęciłam jej kilka nocy bowiem ta książka, wymagała ode mnie zupełnej ciszy, spokoju i kontemplacji, a tylko nocą mogę osiągnąć stan...
2015-11-21
„[…] nigdy nie lekceważmy czasu, jaki został nam ofiarowany, bo nie wiadomo, w której sekundzie życia wszystko wywróci się do góry nogami”. Str. 112
Czy można w pełni wymazać z pamięci traumatyczne przeżycia z dzieciństwa i młodości? To bardzo trudne i raczej niemożliwe, one zawsze będą ukryte w naszej podświadomości, skąd przenikną do umysłu w najmniej oczekiwanych chwilach, zupełnie niszcząc spokój i wypracowany porządek. Jednak można się nauczyć z nimi żyć, chociaż to nie będzie życie proste i zupełnie przyjemne.
Postanowiłam przeczytać „Zaryzykuję dla ciebie”, gdyż zaintrygował mnie krótki opis mówiący o tajemnicach i bolesnych ranach z przeszłości, które nie pozwalają bohaterom o sobie zapomnieć. Domyślałam się, że będzie to przede wszystkim romans, z którym w ostatnim czasie próbuję się oswoić po to, aby zupełnie nie zamykać się na tego typu literaturę. Nie spodziewałam się jednak tak odważnego erotyku. Czy książka w pełni zaspokoiła moje oczekiwania, cóż moje odczucia są nieco ambiwalentne, ale o tym napiszę w dalszej części recenzji.
N. Coori — pod tym pseudonimem kryje się młoda, bo 22-letnia pisarka, a także kochająca i oddana matka oraz żona. W październiku tego roku zadebiutowała książką „Zaryzykuję dla ciebie”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Novae Res i stanowi pierwszy tom serii „Zranione dusze”. Dodam, że niniejsza publikacja jak dotąd zebrała mnóstwo pochlebnych recenzji.
Rosemaria Jenkins to młoda, ambitna, zbuntowana i uparta, ale bardzo delikatna, a także udręczona kobieta, która nosi w sercu wiele bolesnych ran. Została wychowana w bogatej rodzinie, gdzie wysoki status społeczny był celem nadrzędnym. Skrzywdzona i upokorzona w dzieciństwie, niedoceniona i ignorowana przez rodziców postanawia na przekór ich decyzjom wyprowadzić się z rodzinnego domu. Podejmuje życie na własną rękę, bez wsparcia rodziców i bliskich, wyjeżdża do innego miasta, gdzie planuje odnaleźć spokój i zapomnienie. Taylor Hart jest dobrze sytuowanym uosobieniem męskości i arogancji. Żadna kobieta nie oprze się jego urokowi. Jednakże Taylor od lat skrywa głębokie uczucia i pragnienia wobec Rose, która przed laty niespodziewanie wyjechała, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Kiedy Rose przyjeżdża do rodzinnego domu na ślub swojej siostry, Taylor natychmiast dostrzega ją w tłumie. Od tej chwili między tym dwojgiem toczy się swoista gra uczuć, rządzą nimi nieokiełznane emocje i ogromna namiętność, która ostatecznie zostaje zakłócona epizodami będącymi następstwem głęboko skrywanych tajemnic sprzed lat.
W moje ręce kolejny raz trafiła książka, którą bardzo trudno jednoznacznie sklasyfikować gatunkowo. Czytając niniejszą powieść, zastanawiałam się, jak ją określić bowiem znalazłam w niej romans, bardzo odważny erotyk, powieść obyczajową, a także odrobinę kobiecego thrillera psychologicznego. Autorka, jak na debiut całkiem sprawnie poradziła sobie z poprowadzeniem fabuły, oraz wątków związanych z dramatycznymi przeżyciami Rose. Charakterystyka bohaterów nie jest szczególnie odkrywcza bowiem oparta na stałym schemacie w tego typu literaturze. Czyli przystojny i bogaty mężczyzna oraz skrzywdzona i krucha kobieta. Niemniej jednak są to postaci z krwi i kości, które można lubić bądź zupełnie odwrotnie, mogą irytować i drażnić, zupełnie tak jak w realnym życiu. Postaci drugoplanowe mogły być lepiej zarysowane, chętnie dowiedziałabym się znacznie więcej na temat przeszłości Holly oraz Aleksieja.
Książkę czyta się lekko, bez większego wysiłku intelektualnego bowiem napisana jest zrozumiałym językiem. Autorka zastosowała narrację pierwszoosobową naprzemienną, dzięki której czytelnik może poznać emocje zarówno Rose jak i Taylora. Osobiście bardzo lubię taki sposób opowiadania. Moje największe zarzuty związane są ze scenami erotycznymi. Przyznaję, że podczas opisu niektórych aktów seksualnych czułam lekką konsternację. Bynajmniej nie działo się tak za sprawą samych scen erotycznych, które nie stanowią dla mnie tematu tabu, i absolutnie nie uważam się też za osobę pruderyjną. Zaskoczenie wywoływało u mnie przede wszystkim niewybredne słownictwo bohaterów w trakcie pieszczot. Raziło mnie, kiedy dwoje młodych, zakochanych w sobie ludzi w trakcie zbliżenia używa wulgaryzmów i to nie, dlatego że przeszkadzają mi same przekleństwa. Nie odpowiadają mi tylko w tego typu scenach. Być może jestem zwyczajnie zbyt staroświecka, mało nowoczesna, albo po prostu nie znam się na tym gatunku. Jednak nie wyobrażam sobie, aby mój mąż mówił do mnie, mam ochotę cię „zerżnąć”, są znacznie przyjemniejsze słowa, które doskonale wyrażają wielkie pragnienia. Jednak rozumiem, że czasy się zmieniają, ludzie ewoluują, a seks przybiera zupełnie inną postać. Wnioskuję, że jestem chyba jednak nadto romantyczna, bo o tego typu zbliżeniach chętnie poczytałabym w bardziej sensualnym, zmysłowym i delikatniejszym tonie. Wolałabym wyłącznie miłosną i uwodzicielską grę między dwojgiem kochanków, a tak w moim odczuciu było nadto wulgarnie i dosadnie. Krótko mówiąc odjęłabym wulgaryzmy i byłoby idealnie ;).
Ostatecznie to moje główne zastrzeżenia do tej powieści, która nie jest w pełni idealna, jednakże może stanowić ciekawą i zajmującą rozrywkę, dającą ukojenie i relaks po ciężkim dniu. Książkę czyta się sprawnie, pojawiają się elementy zaskoczenia, czytelnik może stopniowo odkrywać tajemnice, występuje też napięcie i niepewność, słowem autorka wplotła w tę powieść szereg różnorodnych emocji, które pozwalają czytelnikowi przeżywać wątpliwości i skrajne uczucia bohaterów. Natomiast samo zakończenie wywołuje zdziwienie i chęć sięgnięcia po kolejny tom. Należy pamiętać, że N. Coori to młodziutka pisarka, książka jest jej debiutem literackim, dlatego w mojej opinii poradziła sobie całkiem sprawnie, nie mam wątpliwości, że zarówna ta, jak i jej kolejne książki będę wywoływać rumieńce na twarzy czytelniczek, poruszać wyobraźnię, a także rozbudzać namiętność... ;).
Reasumując, książkę polecam wielbicielom lekkiej, niezobowiązującej, ale odważnej lektury. Niniejsza powieść nasycona jest odważnymi scenami erotycznymi, żądzą, namiętnością i pragnieniem bliskości, a także tajemnicą, odrobiną sensacji oraz żalem, niepokojem i wewnętrznymi rozterkami bohaterów. „Zaryzykuję dla ciebie” to dobrze zapowiadający się debiut, który miłośnikom tego gatunku powinien dać uczucie satysfakcji i wytchnienia. Zaryzykowałam i książka idealnie wpasowała się w moją potrzebę przeczytania czegoś lżejszego i odprężającego. Po ostatnich trudnych i mocno angażujących uwagę publikacjach była to dla mnie dobra odskocznia. Jestem bardzo ciekawa, jak autorka poradzi sobie z drugim tomem tej serii, dlatego mimo zastrzeżeń chętnie sięgnę po kontynuację.
"Piękno to nie tylko fizyczność, ale i dusza. To w twojej duszy się zakochałem".
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
„[…] nigdy nie lekceważmy czasu, jaki został nam ofiarowany, bo nie wiadomo, w której sekundzie życia wszystko wywróci się do góry nogami”. Str. 112
Czy można w pełni wymazać z pamięci traumatyczne przeżycia z dzieciństwa i młodości? To bardzo trudne i raczej niemożliwe, one zawsze będą ukryte w naszej podświadomości, skąd przenikną do umysłu w najmniej oczekiwanych...
2015-11-13
„[…] nic nie dzieje się bez powodu”
Czym jest szczęście? Niewątpliwie, dla każdego z nas pod słowem szczęście kryją się zupełnie inne pragnienia i marzenia bowiem zmierzamy do różnych celów, jednakże, kiedy sprzyja nam los zazwyczaj towarzyszą nam podobne emocje. Każdemu z nas uczucie szczęścia objawia się pod postacią zadowolenia, na które wpływ mają różnorodne zdarzenia, odczuwamy wtedy bezgraniczną radość, euforię, satysfakcję, błogość i tak wymieniać można bez końca. Jednakże w życiu nie zawsze sprzyja nam pomyślny los, dlatego czasem o szczęście musimy mocno zawalczyć. Niemniej jednak należy pamiętać, że dla osiągnięcia własnych celów nie można po drodze oszukiwać i krzywdzić innych.
Wspierając akcję „SZCZĘŚCIE DO WZIĘCIA” nie mogłam odmówić sobie lektury książki Jasona F. Wrighta, która rozpoczęła tradycję Christmas Jars — najpiękniejszą charytatywną akcję w historii Ameryki, polegającą na zbieraniu do słoików drobnych kwot i przekazywaniu ich przed Bożym Narodzeniem potrzebującym. W naszym kraju książka „Szczęście do wzięcia” ukazała się nakładem Wydawnictwa WAM, które zechciało wspaniałomyślnie wesprzeć czytelnictwo wśród dzieci niewidomych.
Książka „Szczęście do wzięcia” Jasona F. Wrighta to niedługa, jednakże szalenie błyskotliwa opowieść, której lektura przysporzyła mi wielu wzruszeń i chwilowej zadumy, była dla mnie niczym współczesna baśń z bardzo wartościowym przesłaniem. Czyta się ją z ciekawością, poruszeniem i spokojem, to lekka, bardzo przyjemna i cenna lektura, która może odmienić nasze życie i skłonić do przewartościowania priorytetów.
Hope, czyli Nadzieja, tak na imię ma główna bohaterka tej opowieści i chociaż w pierwszej chwili można mieć wrażenie, że szczęśliwy los jej nie sprzyja, ponieważ została porzucona przez matkę, gdzieś w przydrożnej restauracji, to jednak Hope za sprawą skromnej i niezwykle życzliwej Luise znajduje wspaniały dom. Otrzymuje od losu nie tylko ciepły i bezpieczny kąt, ale przede wszystkim zostaje obdarzona niezwykłą troską, miłością i spokojem, dzięki któremu może rozwijać swoje pasje i podążać do wyznaczonych sobie celów. Hope marzy, aby zostać uznaną dziennikarką i kiedy trafia na zagadkę związaną ze świątecznymi słoikami wypełnionymi monetami, postanawia za wszelką ceną ją rozwiązać. Dzięki temu dociera do wyjątkowej rodziny, która ukazuje jej swoje wspaniałe oblicze, daje jej ciepło, zrozumienie oraz wsparcie, obdarza ją zaufaniem i opowiada niezwykłą historię, która daje nadzieję i przywraca wiarę w ludzi.
„Szczęście do wzięcia” to krótka opowieść, wprost idealna na jeden świąteczny wieczór. Ta książka niesie w sobie mnóstwo ciepła i nadziei, skłania do refleksji i głębokiej zadumy. Kiedy czytałam tę powieść, pomyślałam sobie, że gdyby mała, bosa, samotna dziewczynka z zapałkami z baśni H.Ch. Andersena była realną postacią, to dzięki życzliwości i mądrości bohaterów tej opowieści nigdy nie spotkałby ją tak okrutny los. A to dlatego, że idea świątecznych słoików skłania się ku pomocy osobom, które znalazły się na tak zwanym życiowym zakręcie, w podbramkowej sytuacji w sposób nagły i nieprzewidziany. Pomoc i wsparcie w chwili traumatycznych, czy przykrych przeżyć bywa nieoceniona, często niezbędna. To smutne i bardzo przykre, bo obojętność, brak altruizmu i empatii to cechy, z którymi często spotykamy się każdego dnia w otaczającej nas społeczności. Podążając ulicami, ciągle dostrzegam pędzących ludzi, ludzi zaślepionych własnymi potrzebami, dla których cierpienie innych jest najmniej istotnym elementem ich egzystencji. A przecież przysłowiowa złotówka może komuś uratować życie, może przywrócić wiarę w ludzi i sens istnienia. Autorowi dzięki tej powieści udało się zwrócić uwagę na ważny problem i wskazać metodę niesienia pomocy i wsparcia, która dla wielu jest drobnym gestem, wspomnianą przysłowiową złotówką, która dla ludzi cierpiących, pokrzywdzonych może stać się istotnym powodem, aby poczuć odrobinę szczęścia, uwierzyć w dobro, które przecież zawsze powraca.
"[…] przechodzili obok nie okazując najmniejszego zainteresowania dramatyczną sceną rozgrywającą się tuż obok nich". Str. 95
Niniejsza książka obrazuje również istotę rodziny, bliskości, miłości i potrzeby przynależności. To także opowieść o poszukiwaniu własnej drogi, dążeniu do obranych celów w trakcie, których często spotykamy przeszkody i popełniamy błędy. Jednakże z potknięć należy wyciągać konstruktywne wnioski, wykazać się odwagą i dążyć do poprawy oraz odkupienia. Nie można zatracać się we własnej niezdarności tylko z podniesioną głową i pokorą przyznać się do błędów bowiem nie można zbudować własnego szczęścia na cudzym niepowodzeniu.
Drodzy Czytelnicy zachęcam Was do lektury niniejszej książki bowiem to ciepła, mądra i urocza opowieść, która przywraca nadzieję w ludzi, dobro oraz bezinteresowną pomoc. Dodatkowo książce przyświeca wspaniały cel, dzięki któremu można wesprzeć wychowanków Specjalnego Ośrodka Szkolno — Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie. Nadchodzą Święta Bożego Narodzenia, to idealny czas, aby zrobić dobry uczynek, dlatego przyłączcie się, abyśmy razem mogli pomóc niewidomym dzieciom i młodzieży czytać ile sił w rękach! W jedności siła! Szczegóły akcji „SZCZĘŚCIE DO WZIĘCIA” na blogu: nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Nadzieja w bożonarodzeniowych słoikach".
„[…] nic nie dzieje się bez powodu”
Czym jest szczęście? Niewątpliwie, dla każdego z nas pod słowem szczęście kryją się zupełnie inne pragnienia i marzenia bowiem zmierzamy do różnych celów, jednakże, kiedy sprzyja nam los zazwyczaj towarzyszą nam podobne emocje. Każdemu z nas uczucie szczęścia objawia się pod postacią zadowolenia, na które wpływ mają różnorodne...
2015-11-10
„Życie jest skomplikowane i zupełnie nieprzewidywalne”.
Czy istnieje recepta na związek, czy małżeństwo idealne? Pewnie nie bowiem każdy z nas jest innym człowiekiem. Różnimy się temperamentem, potrzebami, ideałami, pragniemy podążać inną, często zupełnie odmienną drogą, osiągać w życiu przeciwne cele. Dla jednych jest to miłość i szczęśliwa rodzina, dla której są w stanie poświęcić wszystko, dla drugich jest to kariera zawodowa i wysoki status społeczny, który zupełnie przysłania inne aspekty życia codziennego. Jednak te różnice mają ogromny wpływ na jakość związku i przyszłą rodzinę. Zatem, jak postępować, aby więź była trwała, pomyślna oraz pełna zrozumienia? Wreszcie, jak w rezultacie zapanować nad rodzicielstwem, aby nasze dzieci czuły się szczęśliwe, spełnione i docenione?
W mojej opinii ważne jest, aby mieć w życiu identyczny, bądź zbliżony cel oraz podobne priorytety, aby się wzajemnie szanować, rozmawiać i wspierać. Brzmi banalnie? Owszem, ale nasze życie toczy się pod płaszczykiem trywialności. Nie wystarczy tylko namiętność i gorące uczucie, które kradnie nasze serce na początku związku, ono z czasem słabnie i traci na sile oraz intensywności, dlatego ważne jest, aby oprócz miłości między dwojgiem ludzi istniała rownież przyjaźń. Należy być nie tylko małżonkami, ale także partnerami, przyjaciółmi i kumplami, warto się rozumieć, aby mieć ze sobą, o czym rozmawiać, kiedy już odlecą trzepoczące motyle. Wypadałoby podążać tą samą drogą, wsłuchać się w siebie, pielęgnować swój związek, wykazać wzajemne zaufanie i empatię, rozmawiać o swoich potrzebach, pragnieniach, a także marzeniach i absolutnie nigdy nie zapominać o wzajemnym szacunku, obopólnym kompromisie oraz szczerym i otwartym dialogu. Duszenie w sobie emocji prowadzi do nagromadzenia problemów i jeszcze większych zmartwień. Nie można osiągnąć pełni szczęścia bez miłości, wzajemnego szacunku, zainteresowania, zrozumienia i troski o płaszczyznę emocjonalną. Należy też pamiętać, że na pewnym etapie związku pojawiają się dzieci, o które trzeba się troszczyć w wyjątkowy i mądry sposób.
„To instytucja babci i dziadka stanowi stały element wychowania dzieci. Praca zdominowała życie współczesnych Polaków. Sfera uczuciowa przegrywa ze sferą materialną. Rodzicielstwo to największe wyzwanie dla człowieka, który musi zmagać się z nim sam. Nie ma szkół, które uczą bycia rodzicem. Każdy musi to przeżyć osobiście i określić swoje własne priorytety”. Str. 129
Sięgnęłam po „Finezję uczuć” ze zwykłej ciekawości bowiem czytając różnorodne recenzje, zaintrygował mnie wątek zakazanego uczucia między zamężną kobietą i kapłanem. Należę do pokolenia, które namiętnie śledziło losy bohaterów serialu telewizyjnego „Ptaki ciernistych krzewów”. Ten cykl o niedozwolonej miłości między ojcem Ralphem a młodą Meggie w latach 80. podbił serca milionów widzów, wtedy także i moje. Jednakże Aneta Krasińska w swojej debiutanckiej powieści nie powieliła dobrze znanej historii sprzed lat bowiem, ukazała ten aspekt z zupełnie innej strony, wplatając w fabułę realia i dylematy współczesnego społeczeństwa. Wykreowane postaci oraz intryga znacząco różnią się od tych, które mogłam poznać, oglądając wspomniany serial.
Alicja, główna bohaterka niniejszej powieści wydaje się spełnioną żoną i matką, której życie jest pozornie poukładane i dobrze zorganizowane. Alicja ma dwóch wspaniałych snów, kochającego, ale zapracowanego męża, piękny dom oraz dobrą i stabilną pracę, w której się spełnia zawodowo. Jednakże jej małżeństwo fikcyjnie zgodne i szczęśliwe przeżywa kryzys. Zapracowany mąż, niedbający o wzajemne relacje i ognisko domowe, codzienna rutyna, która nieoczekiwanie wkradła się w życie całej rodziny, brak wzajemnych rozmów i wsparcia mają ogromny wpływ na sferę emocjonalną obojga małżonków. Alicja, która czynnie uczestniczy w przygotowaniach do sakramentu pierwszej komunii świętej swojego młodszego syna, często gości w kościele. Tam spotyka księdza Mariusza, który początkowo ją irytuje i drażni, jednak z każdą kolejną wizytą w kaplicy młody duchowny coraz mocniej ją ciekawi i fascynuje. Odkrywają wspólną pasję za sprawą, której rozbudza się w nich wzajemne, nieopisane i zaskakujące uczucie. Od tej chwili w życie kobiety wkrada się chaos, który pogłębia wrażenie zagubienia i potęguje kolejne komplikacje, z których nie sposób wybrnąć bez żadnych ofiar.
„Granice, jakie człowiek sobie wyznacza, z czasem przesuwają się. Priorytety zmieniają swe miejsce w hierarchii. Człowiek jako istota myśląca jest równocześnie nieodgadniony, bo rządzą nim marzenia, pragnienia i słabości".
Aneta Krasińska okazała się dobrym obserwatorem bowiem stworzyła powieść, która w bardzo realny sposób ukazała dylematy współczesnego społeczeństwa uwikłanego w codzienną walkę o przetrwanie. Odsłoniła życie ludzi, którzy zatracając młodzieńcze priorytety, oddalają się od rodziny tym samym, zapominają o tak ważnym obszarze uczuciowym. Zaniedbanie tej sfery niesie za sobą poważne konsekwencje, które autorce udało się idealnie obnażyć w tejże powieści.
„Niepostrzeżenie jednak stali się zakładnikami kredytu hipotecznego i zamiast dzieciom, to jemu podporządkowali swoje życie. To była nierówna walka, a zwycięzca mógł być tylko jeden”. Str. 195
Ponadto Aneta Krasińska stworzyła książkę, która w odważny i kontrowersyjny sposób zwraca uwagę na kwestie celibatu i sfery emocjonalnej wśród księży. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, który posiada potrzeby i ulega różnorodnym słabościom. Być może kapłani powinni mieć możliwość budowania własnych rodzin, może dzięki temu, mieliby szansę być znacznie lepszymi duchownymi bowiem celibat, jest niezgodny z ludzką naturą. Natomiast możliwość posiadania własnej komórki społecznej pozwoliłaby im lepiej rozumieć potrzeby zwykłych ludzi, zaangażowanych w codzienną walkę o godny byt, o życie w zgodzie z ogólnie przyjętymi normami. Wówczas duchowni mogliby czerpać z własnych doświadczeń. Aktualnie wygląda to tak, że ksiądz stoi na ambonie, wygłasza piękne kazania, które często nijak mają się do codziennej egzystencji każdego z nas.
„Finezja uczuć” Anety Krasińskiej to obiecujący debiut, może nie zupełnie doskonały jednakże napisany w lekki i przystępny sposób. Książkę czyta się błyskawicznie z nieustającym zaciekawieniem. Ponadto, jak już wcześniej wspominałam autorka w naturalny sposób, odzwierciedliła dylematy teraźniejszego społeczeństwa, jak również zwróciła uwagę na płaszczyznę duchową nie tylko zwykłych ludzi, ale także kapłanów. Powieść skłania do refleksji nad wieloma aspektami życia codziennego, nad moralnymi i trudnymi do zaopiniowania kwestiami związanymi z wiarą oraz przyjętymi normami społecznymi, jak również konsekwencjami wynikającymi z uczestnictwa w tak zwanym wyścigu szczurów, którego czasem mimowolnie stajemy się czynnymi uczestnikami. Ta powieść zmusza uważnego czytelnika do tego, aby się na chwilę zatrzymał, zastanowił i przeanalizował własne życie, być może jeszcze nie jest za późno, aby poprawić jego jakość... Polecam.
Po lekturze „Finezji uczuć” mam wielką ochotę sięgnąć po kolejną książkę Anety Krasińskiej, czekam na nią z niecierpliwością.
„Rozpad związku pociąga za sobą ofiary i jeżeli są dzieci, to one cierpią najbardziej. Jeden rodzic nie jest w stanie zastąpić drugiego. Nawet jeśli bardzo się stara”. Str. 167
www.nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
„Życie jest skomplikowane i zupełnie nieprzewidywalne”.
Czy istnieje recepta na związek, czy małżeństwo idealne? Pewnie nie bowiem każdy z nas jest innym człowiekiem. Różnimy się temperamentem, potrzebami, ideałami, pragniemy podążać inną, często zupełnie odmienną drogą, osiągać w życiu przeciwne cele. Dla jednych jest to miłość i szczęśliwa rodzina, dla której są w stanie...
2015-11-06
"Człowiek rodzi się po to, żeby mieć w życiu ciężko".
Doskonali artyści to ludzie wybitnie uzdolnieni, którzy nie są wyłącznie odtwórcami, ale autorami własnej, niepowtarzalnej koncepcji, myśli, idei, poglądu, teorii, filozofii. Czy łatwo zostać wybitnym artystą? Niestety nie bowiem nie wystarczy posiadać wrodzonego talentu, trzeba mieć w sobie pasję, która będzie mobilizowała do nieustannego doskonalenia swojego kunsztu, do ciężkiej pracy, często ponad własne siły. Dlatego, aby osiągnąć wielki sukces, należy zupełnie poświęcić i podporządkować mu swoje prywatne życie. A co się dzieje, kiedy właśnie tej pasji, zapału, entuzjazmu, gorliwości brakuje? Kiedy ktoś inny podejmuje decyzje w naszym imieniu, tym samym reżyserując cudze życie według własnej wizji? Otóż konsekwencje mogą być bardzo poważne, często nieodwracalne.
„Kariera, zaszczyty są dobre tak długo, jak długo jest się młodym i ma się wokół siebie tłum. Ale w końcu zostajesz sama ze swoimi myślami. Wracasz do pustego domu, pustego łóżka i umierasz w samotności”. Str. 151
Małgorzata Maria Borochowska oddała w ręce czytelników niezwykłą powieść, która stanowi swoistą ucztę literacką, jednocześnie dotykając ważnych, intrygujących i głębokich kwestii związanych nie tylko z codzienną egzystencją, ale przede wszystkim z walką o swoją niepowtarzalną tożsamość, o życie według prywatnego scenariusza w zgodzie z własnym sumieniem. Autorka pod płaszczykiem banalności przemyciła w tej powieści wiele istotnych, bolesnych, kontrowersyjnych i wcale nie takich błahych tematów, które mocno frapują i często odbierają przyjemność czerpania satysfakcji z własnych dokonań. Utrudniają życie, doprowadzając do całkowitego zatracenia w bólu, smutku i olbrzymiej samotności. Wplotła również nurtujące i sporne treści dotyczące rasizmu, tolerancji wobec odmienności nie tylko w kwestii wyglądu, czy koloru skóry, ale także wiary.
„Każdy człowiek potrzebuje marzeń i buntu. Tylko marzyciele i buntownicy popychają świat do przodu. Tylko z marzeń i buntu rodzą się rzeczy wielkie…” str. 76
„Złamane pióro” to ten rodzaj prozy, który wymaga od czytelnika całkowitej uwagi i skupienia, skłania do refleksji, zadumy i analizy bowiem ta książka nasycona jest synonimami, symboliką, metaforą oraz do końca nieokreślonymi myślami, które odzwierciedlają skomplikowany stan ducha głównej bohaterki. Odniosłam wrażenie, że nawet samej autorki. Po raz pierwszy spotkałam się z tak oryginalną prozą, o której bardzo trudno pisać w krótki i nieskomplikowany sposób. Otóż niniejsza książka po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron sprawiała na mnie wrażenie kolejnej, banalnej powieści z gatunku literatury kobiecej, opartej na znanej fabule, w której poznajemy dylematy młodej bohaterki, która to za sprawą traumatycznych przeżyć postanawia uciec z miasta i zaszyć się w małej, wiejskiej drewnianej chatce, gdzie nieoczekiwanie na jej drodze staje przystojny i inteligentny mężczyzna. Pomyślałam sobie ot, następna opowieść o miłości i namiętnym romansie. Prosta historia, chociaż serwowana subtelnym i ujmującym językiem, z odrobiną zabawnych sytuacji, które wywołały uśmiech na mojej twarzy, tym samym sprawiając wrażenie, że to będzie lekka, przewidywalna, ale przyjemna lektura. Nic bardziej mylnego bowiem autorka z każdą kolejną stroną zaczęła mnie zaskakiwać, wprowadzając coraz więcej głębokich i cennych treści. Treści, które musiałam przemyśleć, aby wyłuskać kwintesencję tej historii. Zastanowić się nad tym, co autorka chciała przekazać, wplatając w tę powieść nie tylko błyskotliwą i pogmatwaną oraz pełną wewnętrznych rozterek historię tajemniczej i często trudnej do zrozumienia Emily, ale także wspaniałą, chociaż niełatwą w odbiorze baśń z elementami fantastyki oraz bajkę, z której każdy czytelnik może wyciągnąć morał i spróbować go odnieść do współczesnego świata i własnego życia. Chociaż bohaterowie owej powieści często mnie irytowali i zaskakiwali swoimi decyzjami, czy porywczym i nieobliczalnym zachowaniem to jednak w każdym z nich mogłam odnaleźć cząstkę siebie, dzięki czemu było mi łatwiej ich zrozumieć. Zupełnie tak samo, jak Emily wiele razy miałam ochotę spakować walizki i wyjechać, gdzieś daleko, gdzie nikt mnie nie zna, gdzie nie ma ulicznego zgiełku, wścibskich sąsiadów i tego wszechobecnego chaosu, który króluje w miejskiej społeczności. Pewnie wielu z Was czasem doganiają podobne myśli i pragnienia.
Autorka stworzyła bardzo realne postaci, nadając im złożone portrety psychologiczne, tym samym zmuszając czytelnika do syntezy skomplikowanej i nieoczywistej treści. Przede wszystkim w drugiej części swej opowieści, gdzie za sprawą głównej bohaterki kreuje kolejne postaci i nowe miejsca, alegoryczną fabułę, która odzwierciedla głębokie rany i wątpliwości zupełnie zagubionej w realnym świecie głównej bohaterki. Pisana przez nią powieść, a raczej baśń stanowi dla Emily pewnego rodzaju oczyszczenie, ucieczkę, swoistą terapię, wyrażenie wewnętrznych lęków i ogromnej samotności, która być może ułatwi wyrwać się jej z hermetycznego i samowystarczalnego świata, do którego nikogo nie dopuszcza. Tylko, czy pisanie tak emocjonalnej i ważnej dla Emily powieści pozwoli jej dotrzeć do obranego celu? Czy uleczy jej samotną i zbolałą duszę? O tym możecie się przekonać sami, sięgając po absolutnie wyborną, debiutancką powieść Małgorzaty Marii Borochowskiej.
W mojej opinii „Złamane pióro” to lektura wymagająca ciszy, kontemplacji, a nawet analizy. Dlatego jest to, książka skierowana do wymagającego odbiorcy bowiem nie czyta się jej w łatwy i przyjemny sposób. Lektura tej powieści nie powoduje uczucia relaksu, wręcz przeciwnie wywołuje swoiste poczucie chwilowego zmęczenia umysłu, gdyż wymaga stałego myślenia, intensywnych rozważań, aby nie stracić sensu i kwintesencji tego, co chciała nam przekazać autorka niniejszej powieści. Ponadto książka stanowi połączenie trzech gatunków literackich, powieści obyczajowej, fantasy i bajki. Ostatecznie każdy odbiorca może ją zinterpretować zupełnie inaczej. Słowem to idealna powieść na długie jesienne wieczory, pod warunkiem, że cenicie i lubicie literaturę, która skłania do refleksji, wyraża głębokie emocje wykreowanych postaci i zmusza do odnalezienia ukrytego klucza.
Dla mnie lektura „Złamanego pióra” była wielką zagadką, która mnie zaskakiwała, czarowała subtelnym językiem i niesztampową fabułą, która zmusiła mnie do wielu przemyśleń, pozwoliła odnaleźć kawałek siebie, po to, aby ostatecznie mnie urzec, wzbudzić mój podziw nad kunsztem oraz wyobraźnią debiutującej pisarki i wgryźć się na stałe w moją pamięć.
Warto wspomnieć, że w przygotowaniu jest druga i ostatnia część powieści „Złamane pióro” pod tajemniczym tytułem „Trajektoria lotu”, po którą z przyjemnością sięgnę.
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Człowiek rodzi się po to, żeby mieć w życiu ciężko".
Doskonali artyści to ludzie wybitnie uzdolnieni, którzy nie są wyłącznie odtwórcami, ale autorami własnej, niepowtarzalnej koncepcji, myśli, idei, poglądu, teorii, filozofii. Czy łatwo zostać wybitnym artystą? Niestety nie bowiem nie wystarczy posiadać wrodzonego talentu, trzeba mieć w sobie pasję, która będzie...
2015-09-21
"Jej życie było w jego rękach, a jego leżało u jej stóp".
Miłość to uczucie, które towarzyszy ludziom od wieków, to swoisty wstrząs, który wyzwala całą plejadę różnorodnych emocji. Emocji nie tylko pozytywnych bowiem miłość nie idzie w parze wyłącznie z poczuciem szczęścia, euforii, oddania, pragnienia bliskości i namiętności, niestety miłość wywołuje także osobliwy ból, nienawiść, strach, żal, czy nawet potrzebę zemsty. Miłość to stan ducha, który sprawia, że nasze ciało drży, serce bije ze zdwojoną mocą, a nasz umysł chwilami zachowuje się zupełnie irracjonalnie. Zakochani ludzie kierują się emocjami, które kipią i buzują w nich z ogromnym natężeniem. Agata Czykierda-Grabowska w swojej debiutanckiej powieści "Kiedy na mnie patrzysz", serwuje czytelnikowi swoistą sinusoidę emocjonalną bowiem w tej książce za sprawą bohaterów odbiorca, otrzymuje cały pakiet rozmaitych wrażeń. Słowem czytelnik dzięki tej opowieści odbywa niecodzienny duchowy spacer, który wiedzie go krętą ścieżką od wzruszenia, smutku i niepokoju przez radość, euforię i złość, aż po irytację, strach i spokój.
"Miłość jest piękna, czysta i wyidealizowana, ale tylko wtedy, gdy jest niespełniona. Nie ma wtedy okazji pokazać swojego brzydszego wnętrza, nieidealnego oblicza: zazdrości, zaborczości, zawodu, zdrady". Str. 22
Karina i Aleksander to dwoje młodych ludzi, których życie boleśnie doświadczyło. Karina została brutalnie pobita i zgwałcona, ledwo uchodząc z życiem. Po tym incydencie jej istnienie to pasmo żalu, bólu i strachu. Dziewczyna zupełnie traci wiarę w normalne i poukładane życie. Aleksander, jako mały chłopiec, zachorował na białaczkę, lekarzom udało się zwalczyć chorobę jednak po okresie remisji, następuje jej nawrót. Chłopak podejmuje walkę, którą wygrywa i kolejny raz umyka przed śmiercią. Niemniej jednak jego życiu towarzyszy ciągły strach i przerażenie. Aleksander obawia się nawrotu choroby bowiem, nie odnajduje już w sobie siły na kolejny bój z tak bezwzględnym i wyniszczającym ciało, a także umysł zabójcą.
Życie bywa zaskakujące i lubi pisać pokrętne scenariusze. Za sprawą przykrego zdarzenia, w którym na drodze zostaje potrącony pies, życie dwojga młodych i zagubionych ludzi, zostaje wywrócone do góry nogami. Zupełnie niespodziewanie, z ogromną intensywnością na Karinę i Aleksandra spada uczucie, które początkowo jeszcze bardziej komplikuje ich poplątane życie. Od tej chwili tych dwoje młodych ludzi prowadzi swoistą grę emocjonalną, kochają się i ranią, przyciągają i odtrącają, to uczucie jest niczym fajerwerki, wybucha, rozbrzmiewa, potem cichnie, powodując niepokój, wyzwala niebywałą pasję, której w ostateczności ulegają, oddając się ogromnej fali namiętności. Jednakże czy ich pokręcone dusze, które skrywają tajemnice, pozwolą, aby ta miłość przetrwała? Czy ich drogi krzyżuje przypadek, czy przeznaczenie?
"Patrzył na nią tak, jakby w pomieszczeniu nie było nikogo innego, tak jakby zostali zamknięci w ciasnej windzie, która wiozła ich w jakieś nieznane miejsce". Str. 24
Agata Czykierda-Grabowska oddała w ręce czytelniczek powieść, która mocno zaburzy ich spokój. W trakcie jej lektury doznają współczucia, niezrozumienia, wzruszenia, euforii, ale także olbrzymiej irytacji. Postaci, które wykreowała autorka, są bardzo rzeczywiste i wyraziste budzą sympatię, ale także niechęć. Postać Aleksandra, który może sprawiać wrażenie idealnego mężczyzny, gotowego poświęcić dotychczasowe życie i marzenia, wcale nie jest tak kryształowa, posiada także rysy, które chwilami wyzwalają zdziwienie i niepokój. Natomiast Karina młoda, zagubiona, zamknięta w sobie i wrażliwa dziewczyna, mimo tego, że wzbudza ogromne współczucie ze względu na swoje przykre doświadczenia, chwilami uwalnia ogromną irytację. Dlatego musiałam mocno walczyć o swoją empatię względem jej osoby, aby ją zrozumieć i ostatecznie obdarzyć jednak sympatią.
"Uciekała. Znowu. Od dwóch lat uciekała. Od niewygodnych rozmów, kłopotliwych sytuacji, trudnych pytań i skomplikowanych uczuć. Nie krzyczała i nie płakała, jej sposobem na radzenie sobie z tym, co ją spotkało, była ucieczka". Str. 34
Fabuła niniejszej opowieści rozgrywa się przede wszystkim w małym, polskim miasteczku, gdzie plączą się losy Kariny i Aleksandra, jak również Marty i Adama, którzy są postaciami drugoplanowymi. Wątek zagmatwanych relacji i nieprzewidzianych zdarzeń w życiu Marty i Adama również rodzi sporo emocji i skłania do wielu refleksji, dzięki czemu lektura tej powieści jest, ciekawsza bowiem nie toczy się wyłącznie wokół losów Kariny i Aleksandra. Ponadto autorka pięknie buduje emocje, które w znaczący sposób wpływają na czytelnika, ma bardzo lekki i przystępny styl, dzięki czemu książkę czyta się z lekkością i przyjemnością, ale także nutką irytacji, którą wzbudzają bohaterowie tejże powieści. Czuję się zaintrygowana tym debiutem, dlatego z pewnością sięgnę po kolejne książki tej świetnie zapowiadającej się pisarki.
Aczkolwiek w mojej opinii tenże debiut nie jest bez wad, dostrzegłam pewne niedogodności, które mogą irytować i męczyć czytelnika. Mianowicie powieść jest bardzo obszerna, przez co drobiazgowa, rozciągnięta do granic możliwości, dlatego w konsekwencji chwilami zwyczajnie się dłuży powodując spadek emocji. Gdyby ją okroić i wyrzucić z niej pewne opisy i zdarzenia, które nie miały większego znaczenia dla tej historii, byłaby w pełni fascynującym debiutem. Ponadto drażniły mnie dialogi w języku angielskim (bez tłumaczenia), które mogą nieco zaburzyć odbiór tej powieści osobom nieposługującym się tym językiem, na co dzień. Samo zakończenie nasuwa na myśl możliwość kontynuacji bądź napisania powieści, która może rozszerzyć wątki związane z rodzicami Kariny i ukazać ich prawdopodobnie burzliwy związek. Powieść niewątpliwie może stanowić dobre wprowadzenie, czy nawet zapowiedź do kolejnej powieści, gdzie postaciami przewodnimi mogą stać się rodzice Kariny, jednakże to wyłącznie moje refleksje i luźna dygresja.
Nie jestem znawcą gatunku New Adult, naprawdę rzadko sięgam po tego typu literaturę, jednakże chyba mogę się pokusić na określenie owej powieści jej polskim odpowiednikiem. Czytelnik bez wątpienia znajdzie w niej młodych i niepokornych bohaterów, którzy borykają się z pokrętną przeszłością, między którymi rodzi się burzliwe i namiętne uczucie, które stanowi swoisty lek, dzięki któremu próbują uleczyć bolesne rany i na nowo odbudować swoje życie. Ponadto książka jest zabarwiona odważnymi scenami erotycznymi, które niejednokrotnie mogą wywoływać rumieniec na twarzach czytelniczek.
Reasumując, debiutancka powieść Agaty Czykierdy-Grabowskiej "Kiedy na mnie patrzysz" to zajmująca lektura, ukazująca losy dwojga młodych i zagubionych w realnym świcie ludzi. To piękna historia burzliwej i namiętnej miłości. Książka skłania do wielu refleksji, fascynuje, irytuje, bawi i wzrusza, dlatego stanowi doskonałą rozrywkę dla miłośników tego gatunku, czyli kobiecej literatury zabarwionej erotyzmem i dużą ilością zróżnicowanych emocji. Serdecznie polecam.
nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Jej życie było w jego rękach, a jego leżało u jej stóp".
Miłość to uczucie, które towarzyszy ludziom od wieków, to swoisty wstrząs, który wyzwala całą plejadę różnorodnych emocji. Emocji nie tylko pozytywnych bowiem miłość nie idzie w parze wyłącznie z poczuciem szczęścia, euforii, oddania, pragnienia bliskości i namiętności, niestety miłość wywołuje także osobliwy ból,...
2015-06-23
"Ludzie to coś, co najbardziej mi wżyciu przeszkadza. Przeszkadza mi, że tak wielu z nich jest pozbawionych zdrowego rozsądku, że potrafią być tak niesamowicie rozczarowujący, zacofani, niedoinformowani, a ich poglądy bywają tak błędne, pełne uprzedzeń i niebezpieczne, że nie mogę ich słuchać".
Dzięki uprzejmości Angeliki, autorki bloga Lustro Rzeczywistości udało mi się znacznie szybciej poznać twórczość Ceceli Ahern, bardzo popularnej i uwielbianej przez czytelniczki pisarki. Tym samym najnowsza książka autorki "Kiedy cię poznałam" stała się moją pierwszą jej powieścią, którą miałam okazję przeczytać. Czy proza Ceceli Ahern oczarowała mnie równie mocno, jak inne czytelniczki? O tym opowiem Wam za chwilę…
Jasmine jest kobietą sukcesu, pełną energii i zapału, zupełnie oddaną swojej pracy oraz siostrze z zespołem Downa. Pewnego dnia zostaje zmuszona do odejścia z pracy, jednocześnie otrzymuje tzw. urlop ogrodniczy, który przez okres jednego roku nie pozwala jej na ponowne zatrudnienie. Zdesperowana i całkowicie zagubiona, zmuszona do nieoczekiwanej zmiany dotychczasowego trybu życia, traci poczucie własnej wartości i nie potrafi odnaleźć się w zupełnie nowej sytuacji. Pełna lęku o własną przyszłość cierpi na bezsenność, dlatego nocami podgląda burzliwe życie swojego sąsiada Matta, prezentera lokalnej stacji radiowej, który jest postacią bardzo kontrowersyjną, o burzliwej osobowości. Jasmine darzy go nienawiścią ze względu na jego sporne poglądy dotyczące ludzi z zespołem Downa. Ze względu na przesyt wolnego czasu kobieta postanawia założyć ogródek przed swoim domem. Praca nad tym nowym wyzwaniem staje się dla niej odkrywczym doświadczeniem, pomaga jej w zagłuszeniu nadmiaru wspomnień z dzieciństwa, daje ukojenie, czy też zwyczaje wypełnia nużące i bezbarwne życie. Tymczasem Matt również zostaje pozbawiony pracy. Między sąsiadami nawiązuje się nieoczekiwana relacja, która wprowadza w ich życie mnóstwo zaskakujących sytuacji, często zabawnych, ale także burzliwych i niepokojących, bowiem oboje są bardzo uparci, dlatego prowadzą ze sobą nieustanną walkę. Każdy z nich zmaga się z przeciwnościami losu, ale ich wzajemna relacja wyzwala w nich nowe spojrzenie na ich dotychczasowe życie i otaczający świat.
"Im głębiej kopię w ziemi, tym głębiej kopię w sobie". Str. 310
Moje odczucia po lekturze tej powieści są nieco ambiwalentne, dlatego jestem trochę rozdarta pisząc tę recenzję, bowiem książka z pewnością ma swoją niebanalną wartość, jest mądra i kryje w sobie wiele cennych spostrzeżeń i wskazówek, jednakże w moim odczuciu nie należy do powieści, które z dużą intensywnością wpływają na emocje czytelnika. To chwilami bardzo nostalgiczna, ale jednocześnie podnosząca na duchu opowieść, z której bohaterami będzie mógł identyfikować się niejeden czytelnik. Jednakże powieść nie zawiera dynamicznej i burzliwej akcji, jest swoistym wewnętrznym monologiem głównej bohaterki skierowanym do znienawidzonego sąsiada. Autorka zastosowała narrację pierwszoosobową, dzięki której czytelnik poznaje całą historię z perspektywy Jasmine, która snując swe rozważania zwraca się do Matta. Myślę, że to dość nietypowy zabieg, który nie koniecznie musi spodobać się wszystkim czytelnikom. Chociaż mnie osobiście nie narracja przeszkadzała, a raczej brak ukazania tej historii również z perspektywy np.: Matta, myślę, że to dałoby znacznie szerszy i ciekawszy odbiór tej powieści. Ale to wyłącznie moje odczucia.
Zdecydowaną zaletą tej książki jest ciekawe i realne ukazanie przez autorkę problemu związanego z zaburzonymi relacjami w rodzinie, ich wpływu na dalsze, dorosłe już życie. Dodatkowo Cecelia Ahern w piękny sposób ukazała rozterki i dylematy osoby z zespołem Downa oraz wkład pracy i niezbędne zaangażowanie ludzi opiekujących się osobami dotkniętymi tym zaburzeniem. Pokazała jak poprowadzić ich przez życie, aby nie czuli się ubezwłasnowolnieni i ograniczeni, jak dać im odrobinę swobody i wolności. Mimo tego, że Heather, siostra Jasmine wydawała mi się nadto zaradna i sprawna jak na osobę dotkniętą zespołem Downa, to jednak wzbudziła moją ogromną sympatię i stała się ulubioną postacią z tej książki.
Warto też wspomnieć o intrygującym zakończeniu, które z pewnością stanowi ciekawy finał tej historii, jednakże ostatecznie muszę przyznać, że nie jest to powieść, która w stu procentach zaspokoiła moje oczekiwania. Chociaż styl, jakim posługuje się autorka zasługuje na uznanie, bowiem w moim odczuciu Cecelia Ahern pięknie buduje zdania, doskonale wyraża uczucia, jednocześnie rzetelnie ukazując losy bohaterów, przez co fabuła sprawia wrażenie autentycznej i wiarygodnej. W tej powieści z pewnością można znaleźć wiele cennych i ujmujących cytatów, a niewątpliwy kunszt autorki absolutnie nie podlega dyskusji i trudno byłoby mi jej cokolwiek w tej kwestii zarzucić.
Reasumując, "Kiedy cię poznałam" Ceceli Ahern, to chwilami nostalgiczna, zabawna, ciepła i refleksyjna książka, która kryje w sobie wiele mądrej i cennej treści. To powieść o wewnętrznym przeobrażeniu, które zupełnie odmienia postrzeganie otaczającego nas świata, zmusza do zmiany priorytetów i zastanowienia się nad własnym życiem. Ta historia chwilami mnie wzruszała, a nawet śmieszyła i z pewnością zmusiła do przeanalizowania własnego życia. Niemniej jednak zabrakło mi w niej emocji, tych, które rzucają czytelnika na kolana, które powodują przyspieszone bicie serca, które wkradają się w umysł czytelnika z wielką siłą, zupełnie absorbują i nie dają o sobie zapomnieć. Dlatego książkę polecam osobom gustującym w nostalgicznych, ale ciepłych historiach, w których brak dynamicznej fabuły, gdzie romans nie jest wątkiem przewodnim, a jedynie jego tłem, gdzie autor pomału snuje swą opowieść, pozwalając czytelnikowi zagłębić się w dylematy i rozważania jednego bohatera.
"Teraz rozumiem, że nigdy nie zastygamy w miejscu, nasza podróż nigdy się nie kończy, bo nigdy nie przestaniemy się rozwijać i rozkwitać: kiedy gąsienica myślała już, że świat się skoczył, stała się motylem." Str. 413
www.nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
"Ludzie to coś, co najbardziej mi wżyciu przeszkadza. Przeszkadza mi, że tak wielu z nich jest pozbawionych zdrowego rozsądku, że potrafią być tak niesamowicie rozczarowujący, zacofani, niedoinformowani, a ich poglądy bywają tak błędne, pełne uprzedzeń i niebezpieczne, że nie mogę ich słuchać".
Dzięki uprzejmości Angeliki, autorki bloga Lustro Rzeczywistości udało mi się...
2015-06-16
Dostałam dokładnie to, czego z całych sił pragnęłam: cudowną córeczkę. Czy mogłabym więc się zdobyć na wyznanie, że jesteś największym cudem, ale też największym trudem mojego życia?"
Osteogenesis imperfecta, czyli zespół samoistnej łamliwości kości jest chorobą o podłożu genetycznym, charakteryzuje się ogromną ilością złamań kości, począwszy od okresu życia płodowego. Osoby z OI w ciągu życia doświadczają setek złamań, często nie mogą chodzić, mają zdeformowane stawy, osłabione mięśnie, zniekształcony kręgosłup oraz kości czaszki, czyli ogólną wadę postawy. Ich wygląd zewnętrzny wyróżnia się między innymi filigranową i niską budową ciała oraz niebieskim zabarwieniem twardówek oka. Dodatkowo u osób z OI mogą pojawić się problemy z oddychaniem, występuje tendencja do powstawania dużych blizn, siniaków, tętniaków itp. Natomiast rozwój umysłowy u ludzi dotkniętych zespołem samoistnej łamliwości kości bywa ponadprzeciętny. Słyszałam już o tym zaburzeniu, jednak do chwili, kiedy nie przeczytałam książki "Krucha jak lód" autorstwa J. Picoult nie miałam wyczerpującej wiedzy o jego objawach i przebiegu oraz o tym, jak dokładnie wygląda życie ludzi dotkniętych tą okrutną i bolesną chorobą. Niestety nie opracowano jeszcze skutecznych systemów leczenia przyczynowego, dlatego pozostają wyłącznie objawowe metody terapii.
"Życie z osteogenesis imperfecta od samego urodzenia jest nieustającym pasmem trudności, ciągłych rehabilitacji, terapii i operacji, słowem: jest to życie pełne cierpienia". Str. 442
"Zrozumiałam wtedy, dlaczego nie płaczesz, chociaż bardzo boli: czasem o bólu trzeba milczeć, bo nie da się go wypowiedzieć". Str. 43
Charlotte i Sean O'Keefe, jak każdy rodzic pragnęli mieć zdrowe i szczęśliwe dziecko, jednakże w zaawansowanym cyklu ciąży, jak grom z jasnego nieba spadła na nich szokująca wiadomość, mianowicie ich córeczka ma urodzić się z poważną chorobą, która zagrozi jej istnieniu, bądź spowoduje, iż jej życie wypełni się bólem i wieloma wyrzeczeniami. Kiedy na świat przychodzi ich upragnione dziecko, wcześniejsza diagnoza staje się faktem, a dotychczasowe, poukładane i spokojne życie rodziny nabiera zupełnie innego rytmu, staje się pasmem wielu niepowodzeń i przykrości, wypełnia się bezradnością, strachem oraz codzienną walką o bezpieczeństwo i zdrowie ich małej córeczki Willow. Zupełnie zagubieni i oddani opiece nad najmłodszą, chorą córką zapominają o jej starszej siostrze Amelii, która wkraczając w wiek dojrzewania sama potrzebuje uwagi, zrozumienia i wsparcia ze strony rodziców. Zdesperowani i przytłoczeni codziennością decydują się na kontrowersyjny krok, który wywołuje lawinę nieporozumień, tymczasem między nimi wyrasta niewidzialny mur, który zupełnie przysłania rozgrywający się obok nich dramat ich starszej córki.
"Wiesz co? Ty masz w życiu dokładnie przesrane, a jakoś nigdy cię to nie dołuje. A ja nawet nie potrafię się cieszyć, kiedy spotyka mnie coś dobrego. Jestem żałosną kretynką". Str. 539
Jodi Picoult w tej powieści zastosowała nietuzinkową narrację, chyba jeszcze nie czytałam książki, w której bohaterowie przez cały czas zwracają się do kluczowej postaci, w tym przypadku chorej dziewczynki, jakby opowiadali jej tę historię ze swojego punktu widzenia. Autorka udzieliła głosu większości bohaterów tejże opowieści, tym samym dała czytelnikowi możliwość poznania tej historii z szerszej perspektywy, pozwoliła wejść w głąb umysłu każdego z bohaterów, poznać ich refleksje, odczucia i motywacje, podjąć próbę zrozumienia każdego z nich. Ta historia bywa szalenie kontrowersyjna i szokująca, trafia niezwykle boleśnie w serce czytelnika, pobudza do poważnych refleksji na temat słuszności aborcji oraz życia w rodzinie dysfunkcyjnej. Zmusza do odpowiedzi na pytanie, czy cel uświęca środki? Każdy z nas po lekturze tej książki mocno się zastanowi, czy można sądzić kogoś, samemu nie doświadczając tak trudnych wyborów? Bowiem łatwo jest stać obok i oceniać innych, w chwili, kiedy nasze życie toczy się spokojnym i nieskomplikowanym trybem, bez większych przeszkód. Przyznaję się, że sama niejednokrotnie byłam zbulwersowana postępowaniem niektórych bohaterów, próbowałam postawić się w ich sytuacji i ostatecznie doszłam do wniosku, że tak naprawdę nie wiem, jak ja postąpiłabym w podobnych okolicznościach. Jodi Picoult udało się stworzyć niezwykle autentyczną historię, ukazując dylematy i rozterki zwykłych ludzi, uniknęła tworzenia superbohaterów, którym w życiu wszystko się udaje, którzy panują nad emocjami bez względu na okoliczności. Osobiście bardzo lubię literaturę, w której brak cukierkowej fabuły, gdzie wykreowane postaci są szalenie prawdziwe, ulegają emocjom, popełniają błędy, które niosą za sobą poważne konsekwencje, bowiem dokładnie tak wygląda prawdziwe życie.
"Chciałabym wiedzieć, czy istnieje różnica pomiędzy porządną matką a dobrą matką. (…) Porządna matka zawsze podąża krok w krok za swoim dzieckiem. (…) Za dobrą matką dziecko chce iść samo". Str. 345
(…) płakałaś, a ja w żaden sposób nie mogłam ci pomóc". Str. 163
Reasumując, "Krucha jak lód" autorstwa Jodi Picoult jest powieścią szalenie poruszającą, nasyconą emocjami i trudnymi wyborami. To książka o ogromnej sile miłości rodzicielskiej, o wyższości dobra dziecka nad innymi aspektami życia codziennego, o trudnej walce o utrzymanie spójności w rodzinie, o przyjaźni, która została wystawiona na ciężką próbę, ale także o ciężkich wyborach, które ostatecznie nie przynoszą satysfakcji i ukojenia. Mimo dużej objętości, książkę czyta się z zaciekawieniem, wypiekami na twarzy i przyspieszonym biciem serca. W zasadzie w trakcie lektury tej powieści nie znalazłam czasu na nudę, natomiast samo zakończenie pozostawiło mnie w kompletnym zdumieniu. Autorka pięknie opisała emocje, obnażyła ludzkie niedoskonałości, ukazała moralne dylematy, z jakimi zmaga się rodzina dysfunkcyjna, czy też rodzina, która dowiaduje się, iż dziecko, które ma przyjść na świat będzie upośledzone. Zmusiła czytelnika do zastanowienia się nad zagadnieniem związanym z aborcją, w którym momencie można uznać, że dziecko, które znajduje się jeszcze w łonie matki jest na tyle ułomne i zaburzone, że nie powinno się dopuścić do jego narodzin? Gdzie jest wyraźna granica niedoskonałości?
"To, co można złamać - czy to będzie kość, serce czy też przysięga - można złożyć z powrotem, ale to nigdy już nie będzie jedna całość". Str. 611
Było to moje pierwsze spotkanie z prozą Jodi Picoult. W mojej biblioteczce stoi jeszcze wiele książek tej autorki, z pewnością przeczytam je wszystkie, bowiem ta pisarka wpłynęła w niezwykły sposób na moją psychikę, skłoniła mnie do zastanowienia się nad moralnymi aspektami niezwykle trudnych decyzji, ukazała skutki braku czujności i zagubienia się w codziennym życiu, ale przede wszystkim skłoniła mnie do jeszcze większego szacunku i podziwu dla rodzin dysfunkcyjnych oraz ludzi zmagających się z wszelkimi ułomnościami, zwróciła moją uwagę na ich codzienną walkę o niezależność i zwyczajność.
"Są kobiety, które urodziły upośledzone dzieci i potem do końca życia zadają sobie pytanie, czy nie lepiej byłoby oszczędzić im cierpień. I są takie matki, które podjęły inną decyzję, a teraz, patrząc na nasze pociechy widzą w nich swoje maleństwa, których nigdy nie poznały". Str. 254
www.nieterazwlasnieczytam.blogspot.com
Dostałam dokładnie to, czego z całych sił pragnęłam: cudowną córeczkę. Czy mogłabym więc się zdobyć na wyznanie, że jesteś największym cudem, ale też największym trudem mojego życia?"
Osteogenesis imperfecta, czyli zespół samoistnej łamliwości kości jest chorobą o podłożu genetycznym, charakteryzuje się ogromną ilością złamań kości, począwszy od okresu życia płodowego....
2015-04-12
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
"Pszczoły miodne potrzebują nie tylko fizycznego kontaktu z całą kolonią, ale również wsparcia w jej systemie społecznym. Kiedy odizoluje się pszczołę od jej sióstr, wkrótce umiera". Str. 160
Do przeczytania tej powieści w zasadzie nikt nie musiał mnie zachęcać i nawet najbardziej negatywne opinie, a i z takowymi się zetknęłam nie odwiodłyby mnie od lektury tej książki. Mój pierwszy kontakt z prozą Sue Monk Kidd odbył się za sprawą fascynującej powieści pt.: "Czarne skrzydła". Ta książka zachwyciła mnie od pierwszych stron i była prawdziwą ucztą dla mojej duszy, toteż bez wahania sięgnęłam po "Sekretne życie pszczół", bowiem byłam szalenie ciekawa, czy i ta powieść dostarczy mi tak cennych i niezwykłych przeżyć. Jakie były moje wrażenia podczas lektury tej książki? Z pewnością mnie nie zawiodła, niemniej jednak nie zachwyciła, tak mocno jak wspomniane "Czarne skrzydła".
Główną bohaterką tej powieści jest czternastoletnia Lily, szalenie samotna, zagubiona, skrzywdzona i niedowartościowana dziewczynka, która we wczesnym dzieciństwie straciła matkę. Wychowaniem Lily zajmuje się nieczuły i surowy ojciec, który każdego dnia okazuje dziewczynce wyłącznie niechęć i brak zainteresowania. Jego twarde zasady i brak czułości względem córki, pogrążają Lily w coraz większej rozpaczy. Jedyną życzliwą osobą w jej otoczeniu jest czarnoskóra służąca imieniem, Rosaleen. Kiedy ojciec Lily wyjawia córce gorzką prawdę na temat tragicznej śmierci jej matki, jednocześnie obarczając ją winą, Lily postanawia uciec z domu w poszukiwaniu bezpiecznego i ciepłego miejsca, gdzie zostanie zaakceptowana i obdarowana prawdziwą miłością. W ucieczce towarzyszy jej czarnoskóra służąca, która sama znalazła się w kłopotliwej sytuacji. W trakcie ich niebezpiecznej oraz trudnej drogi towarzyszy im strach, głód i zmęczenie, jednakże w rezultacie trafiają do malowniczego Tiburonu, gdzie zostają otoczone opieką przez trzy czarnoskóre siostry. Czy odnajdą szczęście i zrozumienie w tej pachnącej miodem, otoczonej pasiekami i skąpanej w słońcu, swojskiej krainie? Aby się o tym dowiedzieć przeczytajcie tę książkę, która zauroczy Was niezwykłymi aromatami słodkiego miodu, herbaty i pszczelego wosku. Będziecie mogli zatracić się w niezwykłych odgłosach przyrody, gdzie słychać brzęczenie pszczół, szelest drzew, śpiew ptaków, cichy szmer wielobarwnych łąk oraz szum rzek, gdzie łagodny i ciepły wiatr otuli Wasze zmysły i serca dając prawdziwe ukojenie i rozluźnienie.
"(…) Widzisz, Lilly, kiedy ty albo ja słyszymy o jakimś nieszczęściu, może to nas na chwilę zasmucić, ale nie wali się od razu cały nasz świat. Jest tak, jakby nasze serca miały wbudowaną barierę ochronną, która nie pozwala, by ból nas przytłoczył. Ale May tego nie ma. Wszystko w nią wnika: całe cierpienie, które dotyka innych ludzi". Str. 114
Sue Monk Kidd kolejny raz zachwyciła mnie nieszablonowym stylem, autorka posługuje się pięknym językiem, niezwykle barwnym i subtelnym, jej opisy przyrody i zdarzeń są szalenie sugestywne i smaczne, przyznam, że w cudowny sposób działały na moją wyobraźnię. Autorka stworzyła bardzo refleksyjną opowieść, która ma słodko-gorzki smak, jednak jej słodycz nie jest banalna i mdła, a gorycz wynika z trudnych i traumatycznych doświadczeń małej dziewczynki, która zagubiona w świecie dorosłych próbuje odnaleźć szczęście i zrozumienie. Oprócz tego ukazała Amerykę lat 60. XX wieku, gdzie niewolnictwo, rasizm i dyskryminacja były nieodzownym elementem ówczesnego życia. Ta książka dostarczyła mi różnorodnych emocji, bowiem w trakcie jej czytania towarzyszył mi uśmiech, żal, czasem w oku zakręciła się łza, chwilami byłam rozdrażniona, a nawet zła, często zaniepokojona losem bohaterek. Jednocześnie byłam oczarowana niezwykłymi opisami przyrody, smaków i zapachów, ponadto autorka przemyciła do tej powieści mnóstwo ciekawych spostrzeżeń na temat tajemniczego życia pszczół i zrobiła to w bardzo interesujący i nienużący sposób. Jedyne, co drażniło mnie w tej powieści, to wątki religijne, rytuały czarnoskórych kobiet, które w przesadny sposób czciły posąg Maryi. Bóstwo, które otoczyły nadmierną opieką i fanatycznie wierzyły w jego cudowną moc. Ta część opowieści była dla mnie najmniej interesująca, wręcz męcząca. Ale to wynika wyłącznie z moich subiektywnych przekonań i z pewnością nie wpływa na wartość tej książki.
"Żyję w ulu ciemności, a ty jesteś moją matką. (…) Jesteś matką tysięcy". Str. 193
Reasumując, "Sekretne życie pszczół" S.M. Kidd to bardzo ciepła, wartościowa i budująca powieść o niezwykłej i bezinteresownej przyjaźni, o poszukiwaniu drogi do własnego szczęścia i wewnętrznej równowagi. Książka obnaża także skomplikowaną i przekorną ludzką naturę, brak tolerancji i dyskryminację rasową oraz to, jak trudno zapomnieć i przebaczyć. Ponadto w genialny i efektowny sposób przybliża fascynujące i skomplikowane życie pszczół, których rola i znaczenie dla utrzymania człowieka jest niepodważalnie decydująca. Mimo, iż książka nie oczarowała mnie tak mocno, jak wspomniane "Czarne skrzydła", to absolutnie mnie nie zawiodła. Ta powieść dostarczyła mi wspaniałych doznań, przeniosła na kilka chwil w wyjątkowe miejsce, gdzie natura żyje w symbiozie z człowiekiem, delektowałam się jej smakiem, poruszyła mnie i skłoniła do refleksji, z pewnością pozostawiła ślad w mojej pamięci.
"- Ja też nie wiem, czy mam przed sobą jakąś przyszłość.
- Dlaczego? Nie jesteś sierotą.
- Nie - odparł. - Jestem Murzynem." Str. 142
" - Nie możemy myśleć o tym, żeby zmienić kolor naszej skóry - oświadczył. - Powinniśmy myśleć o tym, żeby zmienić świat". Str. 250
Recenzja znajduje się również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com, na który serdecznie zapraszam!
"Pszczoły miodne potrzebują nie tylko fizycznego kontaktu z całą kolonią, ale również wsparcia w jej systemie społecznym. Kiedy odizoluje się pszczołę od jej sióstr, wkrótce umiera". Str. 160
Do przeczytania tej powieści w zasadzie nikt nie musiał mnie...
„Serca, które czują tak samo, z czasem, zaczynają bić w jednym rytmie. Wtedy rozdzieliła nas wojna”.
W ubiegłym roku poznałam historię Joanny i Seja za sprawą książki Jeszcze żyję… Historia prawdziwa, wydanej w 2007 roku. Po latach ta niezwykła opowieść doczekała się wznowienia, w odświeżonej, urzekającej szacie graficznej i pod nowym, subtelnie brzmiącym tytułem, Chwila na miłość. Bardzo się cieszę bowiem ta niebanalna, pełna bólu, smutku, ale także pasji, miłości do bałkańskiej kultury i odradzającej się nadziei opowieść, ma szansę powrócić do życia w sercach czytelników, a także trafić do tych, którym nie udało się poznać pierwszego wydania.
Znając już bałkańską opowieść Joanny Stovrag, planowałam tylko przejrzeć Chwilę na miłość, porównać z pierwszym wydaniem – jednak kolejny raz zatraciłam się w tej wyjątkowo poruszającej, pełnej kontrastów historii. W moim umyśle odżyła opowieść o sile miłości, ale i wojennym koszmarze, ogromnej traumie, jaka dotyka ludzi, którym przyszło żyć w czasach bezwzględnego barbarzyństwa, jakim niewątpliwie był bratobójczy konflikt w byłej Jugosławii. Wojna, która pochłonęła tysiące ofiar, pozostawiając głębokie rany w sercach tych, którym udało się przeżyć. Wielu na zawsze skazała na emigrację, pogłębiając strach przed powrotem do kraju. Autorka opowiada o tamtych wydarzeniach w sposób niebanalny — bardzo plastyczny, obrazowy, intensywny — zamieszczając fragmenty listów, piosenek, mnóstwo wspomnień, fotografii, a także realnych emocji, chwilami szalenie odważnych i intymnych. Ta publikacja głęboko zapada w pamięć, pozostawiając trwały ślad w duszy czytelnika.
Podczas lektury towarzyszy bolesna świadomość, że historia opowiedziana przez Joannę Stovrag, to opowieść tętniąca prawdziwym życiem, szczerymi emocjami i szalenie bolesnymi faktami. Chwila na miłość poprzez nietuzinkową narrację, bardzo wyraziście ukazuje skomplikowane uczucie, pełne złych i dobrych emocji, nasycone bólem, smutkiem, ale i ogromną radością oraz wiarą i nadzieją. Prawdziwa miłość bowiem potrafi się obronić nawet w odmętach bezdusznego oblężenia. Ta książka doskonale obrazuje bałkańską wojenną rzeczywistość z lat 90. Jednak opowieść Joanny Stovrag to nie tylko bratobójczy konflikt, to książka ukazująca piękno Bośni i Hercegowiny, Sarajewa i wielu nieznanych bałkańskich zakątków. Pozwalająca oczyma wyobraźni odbyć swoisty spacer przez urokliwe uliczki. Poczuć aromat mocnej kawy i orientalnych smaków, kiedy ten kraj obfitował jeszcze w dobrobyt — przyciągał turystów, zachwycał krajobrazem, historią, kulturą, różnorodnością, kolorytem, a przede wszystkim społeczeństwem żyjącym ponad wszelkie podziały — bez względu na przynależność etniczną, kulturową czy religijną. W dalszej, zaskakującej perspektywie ludność została wystawiona na wielką próbę, brutalnie podzielona, wielu nie sprostało wojennym realiom. Zniszczono mnóstwo domów, zabytków, uśmiercono tysiące ludzi, ale przede wszystkim zrujnowano ludzką psychikę. W sercach tych, którzy przeżyli pozostały głęboko zakorzenione odłamki, pełne bólu, strachu, krwawych obrazów, pamięci o wymordowanych bliskich i przyjaciołach. Autorka niejednokrotnie przywołuje historyczne wydarzenia, które wstrząsają poruszając najczulsze struny wrażliwości.
Chwila na miłość Joanny Stovrag to publikacja nasycona nieudawanymi, gwałtownymi emocjami oraz treścią, która w bardzo piękny, ale i szalenie przejmujący, chwilami dramatyczny sposób ukazuje kolejne etapy z życia autorki i jej męża. To historia miłości, która nie powinna przetrwać, a jednak przebyła skomplikowaną drogę i kwitnie do dzisiaj. To książka, która w znakomity, bardzo przystępny sposób przekazuje wiedzę na temat konfliktu zbrojnego w byłej Jugosławii. To także opowieść, która zaraża miłością do kultury i tradycji orientu, bałkańskiego kolorytu, różnorodności i temperamentu. Niesie w sobie mnóstwo cennych wartości, zwracając uwagę na znaczenie rodziny i przyjaciół, którzy w chwili słabości pokazują prawdziwe oblicze. Odwracają się albo dają wsparcie, udzielając cennych wskazówek bądź po prostu są!
W niniejszej publikacji znajdziecie też takie postaci, jak: Wojciech Tochman, polski reporter, między innymi autor reportażu o postjugosławiańskiej rzeczywistości pt.: Jakbyś kamień jadła, Janina Ochojska, polska działaczka humanitarna oraz nieżyjący już Waldemar Milewicz, dziennikarz, reporter i korespondent wojenny. Gorąco zachęcam do lektury, przeczytajcie i dowiedzcie się, jakie role odegrały wspomniane osoby w życiu Joanny i Seada Stovrag!
___________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2017/03/recenzja-chwila-na-miosc-joanna-stovrag.html
„Serca, które czują tak samo, z czasem, zaczynają bić w jednym rytmie. Wtedy rozdzieliła nas wojna”.
więcej Pokaż mimo toW ubiegłym roku poznałam historię Joanny i Seja za sprawą książki Jeszcze żyję… Historia prawdziwa, wydanej w 2007 roku. Po latach ta niezwykła opowieść doczekała się wznowienia, w odświeżonej, urzekającej szacie graficznej i pod nowym, subtelnie brzmiącym tytułem, Chwila...