-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać339
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2017-02-16
2016-08-23
„[…] życie bywa teatrem. Czasem jest groteską, czasem czarną komedią, czasem dramatem”.
Po lekturze Zielonych kaloszy doskwierają mi ambiwalentne uczucia bowiem książka, porusza istotne tematy, posiada także wiele ciepła i uroku, ale opisana historia bywa chwilami bardzo banalna i odrobinę wyidealizowana. Niestety los zazwyczaj pisze nieco mniej optymistyczne scenariusze. Niemniej jednak ta publikacja może działać w pokrzepiający, dający nadzieję sposób, jest dobrym antidotum na złe samopoczucie, zmęczenie czy skołatane nerwy, gdyż mimo przykrego zagadnienia nasycona jest przede wszystkim pokaźną dawką optymizmu.
Główna bohaterka to Antonina, dojrzała kobieta, która po trzydziestu latach nieudanego małżeństwa postanawia opuścić dręczącego ją, uzależnionego od alkoholu męża. Ucieka do małej, oddalonej wioski Ruczaj Dolny, gdzie wynajmuje zniszczony, porzucony dom. Zdruzgotana, ale pełna nadziei postanawia odbudować własne szczęście, odnaleźć w sobie spokój, a także przywrócić poczucie bezpieczeństwa i godności. Pragnie wreszcie być wolna i niezależna! Wynajęty dom, a także okolica pierwotnie nie napawają optymizmem, mimo to Antonina bardzo szybko odnajduje pokrewne dusze, które początkowo stanowią dla niej olbrzymie wsparcie. Jednak z czasem to Antonina staje się dla zaściankowej społeczności światełkiem nadziei. Otwiera przed nimi drzwi do innego życia, pokazując, że zawsze jest czas na szczęście, miłość i świadome, pełne różnorodnych barw życie.
Książkę czyta się z zaciekawieniem, w bardzo szybki i zrozumiały sposób, bez uczucia zmęczenia. Pisarka posługuje się prostą, bardzo przystępną formą budując, nieskomplikowane zdania. Charakterystycznym elementem dla stylu Wandy Szymanowskiej jest nutka sarkazmu — autorka nie boi się wyrażać braku aprobaty dla męskiego szowinizmu, cynizmu i złych przyzwyczajeń. Ponadto odważnie kreuje postaci, odcinając się od utartych schematów, wysuwając na główny plan kobiety dojrzałe, niepozbawione wad, borykające się realnymi problemami.
Zielone kalosze Wandy Szymanowskiej to lekka, niezobowiązująca, pogodna, ale niepozbawiona wzruszających emocji książka, która obrazuje istotę kobiecej solidarności, przyjaźni i wzajemnego zrozumienia. Autorka tą niedługą publikacją zwraca także uwagę na problemy kobiet trwających w nieodpowiednich związkach, które bywają dla nich krzywdzące bowiem odbierają im godność. Niestety — jak doskonale podkreśla pisarka — często przez mylne rozumienie przysięgi małżeńskiej, w której to kwestia "i na złe" przecież nie wyraża, prawa do bicia, poniżania i maltretowania! Jest jeszcze wiele powodów, dla których kobiety wegetują w zaburzonych relacjach, często z alkoholikami, tyranami i damskimi bokserami — dla większości są to zupełnie niezrozumiałe przesłanki. Jednak tym kobietom najczęściej brakuje odwagi, wsparcia, czy też prozaicznie środków finansowych. To przykre i bulwersujące, dlatego niniejsza publikacja może stanowić dla zgnębionych i wycofanych ofiar przemocy źródło dobrej energii, delikatny zapłon, który wskrzesi iskierkę nadziei i pozwoli zawalczyć o własne szczęście.
Zielone kalosze to początek trylogii "obuwniczej". Na rynku wydawniczym pojawiły się już kolejne części: Niebieskie sandały oraz Czerwone szpilki, z przyjemnością po nie sięgnę. Chętnie poznam dalsze losy czarującej Antoniny, która w wieku pięćdziesięciu lat postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zapanować nad burzliwym, pełnym złych emocji życiem. W końcu nigdy nie jest za późno na walkę o własne szczęście — wiek nie ma znaczenia, każdy ma prawo do realizacji marzeń! Jeśli macie ochotę na zwiewną, ale poruszającą istotne problemy opowieść sięgnijcie po Zielone kalosze — ta krótka historia, chociaż nasiąknięta szczyptą trywialności, bez wątpienia ukoi Wasze strudzone dusze. Zachęcam!
___________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/08/recenzja-zielone-kalosze-wanda.html
„[…] życie bywa teatrem. Czasem jest groteską, czasem czarną komedią, czasem dramatem”.
Po lekturze Zielonych kaloszy doskwierają mi ambiwalentne uczucia bowiem książka, porusza istotne tematy, posiada także wiele ciepła i uroku, ale opisana historia bywa chwilami bardzo banalna i odrobinę wyidealizowana. Niestety los zazwyczaj pisze nieco mniej optymistyczne scenariusze....
2016-04-04
Twórczość Sławka Michorzewskiego jest mi znana od dawna, do tej pory miałam przyjemność przeczytać wszystkie powieści autora i nie ukrywam, że za każdym razem sięgam po nie z ogromną przyjemnością i ciekawością! Książki Pana Sławka są jak beczka z dynamitem, grożą głośnymi wybuchami śmiechu i obłędnym szaleństwem, słowem można się przy nich niesamowicie rozerwać! Dlatego, kiedy w moje ręce, trafiła kolejna publikacja autora, nie miałam najmniejszych wątpliwości, że chcę ją przeczytać — niewątpliwie zaliczam się do grona fanek tak oryginalnego i niebanalnego stylu, jaki posiada ten utalentowany i bardzo kreatywny twórca.
W "Urzędniku" autor kolejny raz serwuje całą plejadę zwariowanych i niesztampowych postaci, zaczynając od starszego komisarza skarbowego Mariana Sopla, przez gangstera Jajco i jego goryla Gumę, seryjnego mordercę i hodowcę wszy, pluskiew, pcheł, kleszczy i innej tego typu zarazy — Grzegorza Gołębia, aż po nieustraszonego komisarza Kleofasa Bzichota i jego aspiranta Bożydara Dąbka. Oczywiście w tej opowieści przewija się jeszcze wiele innych bardzo zabawnych postaci, które musicie poznać już sami, czytając niniejszą książkę. Ta historia jest tak szalona, zakręcona i groteskowa, że nie sposób streścić jej fabuły, aby nie psuć zabawy innym czytelnikom. Książka od początku do samego końca zaskakuje kolejnymi niedorzecznymi wydarzeniami, akcja pędzi w tak zawrotnym i dynamicznym tempie, że w zasadzie odbiorca w żadnym momencie nie jest w stanie przewidzieć, co wydarzy się na następnej stronie, nie mówiąc o zakończeniu tej zdumiewającej historii. Sławek Michorzewski permanentnie zaskakuje szaleńczymi pomysłami, wprowadzając w tę opowieść mnóstwo brawury oraz komicznych i abstrakcyjnych sytuacji, wywołując u czytelnika kolejne ataki śmiechu i iście szaleńczy nastrój.
„- O mamusiu! Prawie mi serce stanęło! E, co ja gadam…? - Sopel poprawił się na krześle, wyłączając pikający telefon. - Przecież ja nie mam serca, tylko pompę przetaczającą płyn ustrojowy”. (str. 23).
Za każdym razem, kiedy mam przyjemność obcować z prozą Pana Sławka, nachodzi mnie pewna refleksja, cóż za niedorzeczny chochlik wkradł się w umysł autora, że potrafi on kreować tak zakręcone i hardcorowe historie oraz bohaterów, noszących znamiona zwykłych ludzi, ale jednak niebywale sprytnie sparodiowanych i perfekcyjnie ukazanych w krzywym zwierciadle. To zdumiewające, żeby w tak sprawny, przemyślany i zabawny sposób tworzyć opowieści zawierające tak ogromną dawkę absurdu, jednocześnie w znakomity sposób łączyć elementy komedii i kryminału — zupełnie nie przekraczając granicy żenady czy zniesmaczenia. Wyrazy uznania dla imponującej wyobraźni i poczucia humoru autora, kolejny raz jestem pod niemałym wrażeniem. Cóż niedorzeczność, komizm, impulsywni i zakręceni bohaterowie, wartka akcja na granicy totalnego szaleństwa to, cechy charakterystyczne prozy Sławka Michorzewskiego i przyznam się, że moim marzeniem jest zobaczyć ekranizację serii z komisarzem Bzichotem i aspirantem Dąbkiem. Gdyby została nakręcona przez dobrego reżysera, który podszedłby do tematu z wyobraźnią i stosownym dowcipem, obsadzając w głównych rolach odpowiednich aktorów, moglibyśmy na ekranach kin wreszcie zobaczyć arcyzabawny film, który nie budziłby poczucia zażenowania i wstydu. Żywię nadzieję, że doczekam takiej chwili.
Chociaż „Urzędnik” stanowi kontynuację „Wspulników” tak naprawdę jedyną cechą wspólną są kreacje komisarza Kleofasa Bzichota i jego aspiranta Bożydara Dąbka, toteż obie publikacje można czytać niezależnie od siebie. Nie mogę też nie wspomnieć, że książka zawiera liczne inwektywy, a mimo tego w wyśmienity sposób ukazuje ludzkie przywary, bardzo charakterystyczne dla różnych grup społecznych. Według mnie w tego typu opowieściach wulgaryzmy nie są niczym zdrożnym, czy rażącym, albowiem doskonale oddają charakter oraz okoliczności, w których znajdują się bohaterowie niniejszej książki.
Reasumując, „Urzędnik” Sławka Michorzewskiego to znakomicie skonstruowany kryminał grubo okraszony absurdem i wyśmienitym dowcipem, który zupełnie absorbuje uwagę czytelnika, utrzymując go w prawdziwie wariackim i pozytywnym nastroju. Ta książka to idealne antidotum na smutki, zły nastrój, depresję czy przemęczenie po całym tygodniu ciężkiej pracy. Drogi Czytelniku, jeśli cechuje Cię pokaźne poczucie humoru, dystans do realnego świata, lubisz się śmiać i dobrze bawić, koniecznie sięgnij po tę książkę! Jednak ostrzegam, czytanie jej grozi ostrymi napadami śmiechu oraz przewlekłym bólem brzucha!
______________________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/04/urzednik-sawek-michorzewski.html
Twórczość Sławka Michorzewskiego jest mi znana od dawna, do tej pory miałam przyjemność przeczytać wszystkie powieści autora i nie ukrywam, że za każdym razem sięgam po nie z ogromną przyjemnością i ciekawością! Książki Pana Sławka są jak beczka z dynamitem, grożą głośnymi wybuchami śmiechu i obłędnym szaleństwem, słowem można się przy nich niesamowicie rozerwać! Dlatego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-02
„Przebaczenie jest kwestią decyzji, a nie uczuć”.
Los bywa nieprzewidywalny i bardzo przewrotny, dlatego czasem zaskakuje, doświadczając traumatycznymi epizodami, tym samym zupełnie burząc dotychczasowe życie. Destabilizuje wewnętrzną równowagę, powodując zachwianie wiary w ludzi, Boga i świetlaną przyszłość.
Ewa, główna bohaterka niniejszej opowieści jest trzydziestoletnią, bardzo wrażliwą kobietą, której każdego dnia towarzyszą bardzo przykre emocje. Uczucie smutku i samotności zupełnie zdominowało życie Ewy, zaburzając jej równowagę psychiczną. Kobieta, od kilku lat próbuje odzyskać wewnętrzną harmonię w małej miejscowości Samulki, gdzie na co dzień pracuje w kameralnym przedszkolu, jako księgowa. Jest bardzo samotna, kompletnie wyalienowana, nie posiada przyjaciół, bliskich — ucieka w świat literackich bohaterów, z którymi wspólnie pije kawę i prowadzi swoiste rozmowy. Chcąc odrobinę urozmaicić swoje monotonne życie, adoptuje psa z pobliskiego schroniska, który staje się przydatnym powodem do wyjść na długie spacery oraz wiernym towarzyszem umilającym samotne, długie wieczory. Ewa nosi w sercu głęboką ranę, która wywołuje w niej brak poczucia własnej wartości, przygnębienie, zniechęcenie, pesymistyczne nastawienie do życia, problemy ze snem, apatię, a także rozdrażnienie. Jakie mroczne tajemnice gnębią główną bohaterkę i czy uda się jej wyjść z ciemnego świata wewnętrznego bólu, smutku i ciągłego niepokoju? Czy miejscowa „Kawiarenka pod Aniołami” może stanowić punkt zwrotny w życiu Ewy? I wreszcie, czy drimoterapia, ciastoterapia, poezjoterapia, dogoterapia, floroterapia i kawoterapia to dobre metody, aby odgonić troski i złe myśli? O tym dowiedzcie się sami Drodzy Czytelnicy, sięgając po debiut literacki Kingi Facon „Samulka”.
„Ludzie są dziwni. Żyją sobie spokojnie na skraju przepaści, o krok od otchłani, i nawet jej nie widzą. Biorą śluby, kupują kwiaty, pieką ciasta, chodzą do kawiarni...”.
Mimo tak poważnego i smutnego motywu książka absolutnie nie wywołuje nadmiernego przygnębienia i zniechęcenia, chociaż poprzez narrację pierwszoosobową czytelnik nieustannie tkwi głęboko w umyśle bohaterki, odczuwając jej negatywne i dotkliwe emocje. Jednak pod płaszczykiem smutku i wielkiej samotności skrywa się wiele pozytywnych uczuć, otwartych i ciepłych bohaterów, którzy nieustanie uczestniczą w życiu Ewy, tylko czy ona potrafi ich dostrzec?
Książka doskonale ukazuje kwestie związane z zachwianiem wiary w Boga, na skutek złych i bolesnych wydarzeń, a także osoby głęboko wierzące, które w imię wiary i przynależności do kościoła potrafią w nieobciążający i nienachalny sposób otwierać się na ludzi, przynosić im wsparcie i radość — koić ich cierpienie. Dodam, że ten wątek absolutnie nie dominuje tej powieści, nie potęguje uczucia przesytu, znużenia, czy niezadowolenia bowiem ukazany jest w subtelny, przystępny i pogodny sposób. Ponadto autorka wprowadziła w tę historię cudownego psiego bohatera, który okazał się trafionym pomysłem, gdyż nadał tej historii lekkości, szczypty zabawnych i pogodnych sytuacji, wywołując odczuwalne ciepło i optymizm, którym definitywnie charakteryzuje się niniejsza książka. Kinga Facon stworzyła tę opowieść w bardzo prosty i przystępny sposób, zachowując równowagę między smutnymi i radosnymi emocjami, przez co czyta się ją z ogromną swobodą i przyjemnością. Ta opowieść zupełnie nie obciąża umysłu odbiorcy, chociaż tematyka wydaje się tak trudna i wymagająca. Dodatkowo przez większość tej historii czytelnik krok po kroku zbliża się do ujawnienia mrocznej tajemnicy z życia Ewy, która ostatecznie doprowadziła ją do tak silnej depresji. To wywołuje u odbiorcy narastającą ciekawość i chęć poznania przyczyn tak posępnego zachowania głównej bohaterki.
„Jedna zawstydzona, milcząca osoba nie pokona przecież trzech milczących osób, choćby milczała ze wszystkich sił”.
Reasumując „Samulka” Kingi Facon doskonale uzmysławia czytelnikowi, że otaczający nas świat absolutnie nie jest tak zepsuty i okrutny, że są dookoła nas ludzie, którzy zarażają pozytywną energią, bezinteresownie wyciągając pomocną dłoń. Wystarczy tylko otworzyć swoje wnętrze, aby dostrzec piękno otaczającego nas świata i przyjąć pomoc, która płynie z bogatego źródła, jakim potrafi być szlachetne i dobroduszne ludzkie serce. Niniejsza książka to jednocześnie poruszająca, melancholijna, ale także pełna uroku i nadziei opowieść, która skłania do refleksji i chwilowej zadumy nierzadko ucząc pokory. Nie obciąża strudzonej codziennością psychiki, gdyż wywołuje niejednokrotnie uśmiech i poczucie przyjemnie spędzonego czasu. Polecam!
______________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2016/03/samulka-kinga-facon.html
„Przebaczenie jest kwestią decyzji, a nie uczuć”.
Los bywa nieprzewidywalny i bardzo przewrotny, dlatego czasem zaskakuje, doświadczając traumatycznymi epizodami, tym samym zupełnie burząc dotychczasowe życie. Destabilizuje wewnętrzną równowagę, powodując zachwianie wiary w ludzi, Boga i świetlaną przyszłość.
Ewa, główna bohaterka niniejszej opowieści jest...
2015-03-25
Recenzja zamieszczona również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/03/lardzelka-w-szymanowska.html
Za możliwość przeczytania „Lardżelki” dziękuję autorce książki
Pani Wandzie Szymanowskiej.
Problem nadwagi i otyłości we współczesnym świecie dotyka coraz większej grupy ludzi. W zasadzie śmiało można powiedzieć, że otyłość staje się chorobą cywilizacyjną, która występuje nie tylko wśród osób dorosłych, niestety dotyka także dzieci i młodzież. Złe nawyki żywieniowe, intensywny tryb życia, w którym brak czasu na systematyczne i prawidłowe odżywianie, oraz łatwy dostęp do niezdrowej i szybkiej żywności, która prócz kalorii nie dostarcza wartości odżywczych w obecnych czasach jest czynnikiem sprzyjającym nadwadze.
„Co mi wolno jeść, a czego nie wolno? Może suchy chleb i suchą kiełbasę? Brzmi bardzo dietetycznie, więc może dobrze”. Str. 7
„Lardżelka” autorstwa Wandy Szymanowskiej to książka, która w bardzo rzetelny, lekki i przystępny sposób ukazuje dylematy osób zmagających się z otyłością, ich codzienne zmagania i nieprzyjemności związane z brakiem akceptacji przez społeczeństwo, trudności w poszukiwaniu odpowiedniego partnera oraz problemy związane z radzeniem sobie w ciężkich sytuacjach życiowych. Książka jest swego rodzaju przewodnikiem, jak w prawidłowy, zdrowy i efektywny sposób walczyć z nadwagą. Jak wystrzegać się potencjalnych błędów w procesie odchudzania? Jak nie dać się zwieść i nie sięgać po cudowne suplementy diety, które rzekomo sprawią, iż schudniemy szybko i bez większych wyrzeczeń? Myślę, że ta niewielkich rozmiarów książka w prosty i ciekawy sposób rozwieje Wasze wątpliwości.
„Ewa wróciła z do pracy po urlopie macierzyńskim. Jasny gwint! Jak ona to zrobiła? Wyglądała w ciąży jak klops, a wczoraj pojawiła się smukła i chudziutka jak gałązeczka. […] Tabletki brała! Kupiła je w Internecie. […] Podobno te tabletki są szkodliwe dla zdrowia, ale kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa”. Str. 10
Nie obawiajcie się, gdyż nie jest to kolejny nudny, klasyczny poradnik zdrowego odżywiania i skutecznego odchudzania, jakich aktualnie wiele znajdziemy na polskim rynku wydawniczym. Książka jest napisana w formie krótkiej powieści obyczajowej, w której główna bohaterka opowiada o swoich przykrych perypetiach życiowych związanych z otyłością, które w konsekwencji mobilizują ją do walki o własne szczęście i zdrowie nie tylko te fizyczne, ale także psychiczne.
Główną bohaterką tej książki jest Zosia, bardzo życzliwa, wrażliwa i inteligentna kobieta, która od dziecka zmaga się z nadwagą. Zosię poznajemy w chwili przygotowań do wymarzonego, długo planowanego balu sylwestrowego, na który wybiera się wraz z narzeczonym. Niestety, w momencie wyjścia zamiast upragnionego, miłego komplementu z ust narzeczonego, Zosia słyszy nieprzyjemną i przykrą ripostę na temat swojej nadwagi. Zasmucona i obrażona postanawia pozostać w domu. Po kilku dniach decyduje się na całkowitą zmianę swojego dotychczasowego stylu życia, rozpoczyna samotną walkę z otyłością, stosuje wszelkie dostępne metody szybkiego zrzucania wagi, które niestety nie przynoszą szybkiego i tak bardzo upragnionego efektu. Tytułowa Lardżelka to ośrodek, w którym odbywają się turnusy odchudzające, pensjonariusze ośrodka pod okiem specjalistów podejmują ciężką i długotrwałą walkę z nadwagą. Pewnego dnia w ośrodku pojawia się również główna bohatera. Czy Zosi uda się odmienić swoje życie, przewartościować priorytety i odnaleźć szczęście? Tego dowiedzcie się sami sięgając po tę bardzo ciepłą i przyjemną opowieść.
„Mechanizm tycia i chudnięcia jest potwornie złośliwie skonstruowany. Tyje się bardzo szybko, bez wysiłku, beztrosko, przyjemnie, niezauważalnie. Chudniecie natomiast, musi być długodystansowe, katorżnicze, pełne wyrzeczeń, spływające potem, okupione zawrotami głowy, zasłabnięciami i licznymi zwątpieniami". str. 70
Reasumując, „Lardżelka” autorstwa Wandy Szymanowskiej to krótka książeczka, która porusza bardzo ważny i aktualny problem związany z nadwagą, wynikającą z zagrożeń, jakie oferuje nam teraźniejszy model życia. Ponadto autorka odzwierciedla status osoby otyłej w naszym społeczeństwie, w doskonały sposób obnaża nasz brak tolerancji i powierzchowność w ocenie osób zmagających się z nadwagą. Nieważne jest nasze wnętrze liczy się tylko, to jak wyglądamy. To bardzo przykre i krzywdzące, że mimo wykształcenia i odpowiednich kwalifikacji osoby otyłe bardzo często są formalnie dyskryminowane. Mimo poważnego i przykrego tematu, książka ma bardzo ujmujący i optymistyczny charakter, czyta się ją z lekkością, zaciekawieniem i przyjemnością. Myślę, że niejeden czytelnik będzie mógł mocno identyfikować się z Zosią, bądź rozpozna w niej kogoś ze swoich bliskich, czy przyjaciół. W moim odczuciu ludzie w rozmiarze XXL, są niezwykle sympatyczni, uśmiechnięci, często charakteryzuje ich dożo większe poczucie humoru, dystans do samego siebie i otaczającego nas świata. Chociaż każdego dnia, pewnie wewnątrz zmagają się ze swoimi demonami. Osobiście bardzo polubiłam główną bohaterkę i chętnie widziałbym ją w gronie moich przyjaciół.
Uważam, że tę krótką książeczkę powinien przeczytać dosłownie każdy, bez w względu na wiek, płeć czy wygląd. Na końcu książki znajdziecie także kilka ciekawych porad oraz przepisów na zdrowe i mało kaloryczne posiłki, ja z pewnością skorzystam, przecież jest wiosna.
„(…) ssanie oznacza chudnięcie”
Recenzja zamieszczona również na moim blogu: http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2015/03/lardzelka-w-szymanowska.html
Za możliwość przeczytania „Lardżelki” dziękuję autorce książki
Pani Wandzie Szymanowskiej.
Problem nadwagi i otyłości we współczesnym świecie dotyka coraz większej grupy ludzi. W zasadzie śmiało można powiedzieć, że otyłość staje się chorobą...
„Z życiem nie należało się cackać, świat nie lubi słabeuszy i filozofów, ale ludzi czynu”.
Otchłań nienawiści stanowi drugą część sześciotomowej sagi Zemsta i przebaczenie. Już podczas lektury pierwszego tomu <Narodziny gniewu> moimi uczuciami targały różnorodne doznania, tymczasem w kontynuacji autorka nie odpuszcza, serwując swoim czytelnikom kolejną burzę emocji. Joanna Jax powtórnie ukazuje dzieje czwórki bohaterów, rzucając ich w epicentrum wojennej zawieruchy, gdzie każdy dzień przynosi nowe wyzwania — zaskakuje, wpychając ich w bezmiar nazistowskiego piekła. Narastający strach i bezsilność potęgują w nich wzburzenie i coraz silniejsze uczucie zagrożenia życia — chcąc przetrwać — muszą stanąć oko w oko z radykalnym okupantem, przewartościować własne zasady i stać się równie bezwzględnym i podstępnym graczem.
Ponownie obserwujemy wydarzenia wpływające na losy kluczowych postaci: Juliana Chełmickiego, Emila Lewina, Hanki Lewinówny oraz Alicji Rosińskiej. Jednak żaden ze znanych nam bohaterów nie jest już tym samym człowiekiem. Czasy zagłady odbijają piętno w sercu każdego z nich, często zmuszając do przyjęcia postaw niezgodnych z wyznawanymi wartościami. Polska nie jest już miejscem, gdzie mogą czuć się bezpiecznie, z każdej strony atakuje ich bezlitosny najeźdźca, roztaczając wokół nich perfidną zasadzkę. W obronie własnej suwerenności podejmują próbę przechytrzenia wroga, łamiąc własne przekonania, stają się przebiegłymi strategami. Czy bezlitosne czasy holokaustu zrujnują pielęgnowaną latami miłość i przyjaźń?
„Miłość jest prosta — jeśli kogoś kochasz, zrobisz wszystko, żeby uchronić tę osobę przed całym złem świata”.
Pisarka kolejny raz wybornie łączy fikcję literacką z historyczną przeszłością, ukazując skomplikowane losy bohaterów, okupowaną Warszawę — w której każdy wydaje się potencjalnym wrogiem, nazistowskie metody działania — przed którymi trudno się uchronić, życie ludzi na prowincji — gdzie wróg atakuje bez ostrzeżenia, żydowskie getto — w którym w bezduszny sposób giną ludzie bez względu na wiek, czy status społeczny, radziecki temperament — który podstępnie próbuje przejąć kontrolę nad osłabionymi terenami, wreszcie ludzki heroizm, ale i jego ułomność — gdzie miłość i przyjaźń w obliczu wojennej rzeczywistości stanowią swoistą iskrę, dającą siłę, aby podnieść się i walczyć o przetrwanie.
„Teatr jednego aktora — odgrywanie roli silnej osoby, gdy chciało się wyć z tęsknoty, bohaterki, gdy serce ze strachu waliło jak oszalałe, męczennicy, gdy korzystało się z uroków życia z okupantem, patriotki gotowej oddać życie za ojczyznę, gdy tak bardzo i za wszelką cenę chciało się żyć”.
Autorka oddając w ręce czytelników pierwszy tom, wysoko postawiła sobie poprzeczkę. Stąd pojawiła się we mnie nutka obawy, czy druga część okaże się równie emocjonująca i intrygująca, jak wstęp do wspomnianej sagi? Muszę pochylić głowę i przyznać, że Joanna Jax nie tylko podołała trudnemu zadaniu, według mnie stworzyła powieść, która budzi jeszcze intensywniejsze emocje. Wykreowała szalenie realną rzeczywistość, a także bohaterów, którzy nie są zlepkiem tych samych cech, nieustannie ewoluują, są różnorodni, chwilami nieprzewidywalni, niejednoznaczni, a przy tym niesłychanie prawdziwi. Wywołują rozmaite uczucia, często zaskakują, jednak nie sposób się do nich nie przywiązać.
Otchłań nienawiści zabrała mnie w kolejną epicką podróż po meandrach ludzkiego losu, ukazała bezduszne oblicze wojennego terroru, a nieoczekiwane zwroty akcji niejednokrotnie wywołały obawę, smutek, wzruszenie, a także zdumienie. W trakcie lektury towarzyszyło mi nieustanne napięcie i trwoga o losy bohaterów — nie mogę się doczekać kolejnych tomów, jestem ogromnie ciekawa, jak potoczą ich dalsze dzieje.
Rekomendując:
Joanna Jax bezwzględnie komplikuje losy bohaterów, wikłając ich w wojenną zawieruchę. To znakomita kontynuacja sagi, w której fikcja literacka misternie łączy się z historią, gdzie wojna, miłość i przyjaźń wysuwają się na pierwszy plan, nie dając wytchnienia bohaterom. Nasycona dramatyzmem i brawurą, uporczywie wzrusza i niepokoi, konsekwentnie wystawiając emocje czytelnika na wielką próbę. Tym razem wszyscy bohaterowie noszą osobliwe maski, pod którymi ukrywają nie tylko własną tożsamość, ale przede wszystkim stan umysłu, wzmagającą się nienawiść i strach, które w czasach zagłady chwilami przyjmują bezduszną postać. Fascynująca opowieść, w której nieklarowna rzeczywistość zaczyna przeistaczać się w hitlerowski koszmar! Polecam!
„Jeśli kogoś kochasz, nie wahasz się ani przez moment, czy ratować mu życie”.
_________________________________________________________
http://nieterazwlasnieczytam.blogspot.com/2017/02/recenzja-przedpremierowa-zemsta-i.html
„Z życiem nie należało się cackać, świat nie lubi słabeuszy i filozofów, ale ludzi czynu”.
więcej Pokaż mimo toOtchłań nienawiści stanowi drugą część sześciotomowej sagi Zemsta i przebaczenie. Już podczas lektury pierwszego tomu <Narodziny gniewu> moimi uczuciami targały różnorodne doznania, tymczasem w kontynuacji autorka nie odpuszcza, serwując swoim czytelnikom kolejną burzę emocji. Joanna...