-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2024-04-28
2024-04-11
Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.
"Robaki w ścianie" od razu mnie zaciekawiły, bardziej ze względu na tytuł i promocję w social mediach niż na fabułę. I to był błąd, bo sięgnęłam po nią i za dobrze się to nie skończyło.
Już od początku coś mi nie grało, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam co konkretnie. Było brutalne zabójstwo, dziewczyna chora na schizofrenię, a później komisarz, który niby nie jest jak wszyscy, a jednak. Postanowiłam dać szansę tej książce w nadziei, że coś się zmieni i będzie dobrze.
Nie było. Postaci w tej powieści są tak płaskie, że za dwa dni pewnie zapomnę, jak w ogóle mieli na imię. Nawet główny bohater, który powinien dźwigać do śledztwo mnie nie kupił. To jest właśnie ten problem. Hanna S. Białys próbowała zarysować przeszłość Bondysa, napisała sceny w punktu widzenia Beaty, tyle tylko, że ja im po prostu nie wierzę.
Ani trochę nie uwierzyłam tym postaciom, nie polubiłam ich, nie chciałam wejść do tego świata i próbować razem z nimi rozwiązać zagadkę.
Spore nadzieje pokładałam w Bondysie przez to, że autorka na spotkaniu na Targach w Poznaniu opowiadała o jego mizofonii. Też ją mam i miałam nadzieję, że przez to się z nim w pewien sposób utożsamię. Nie wyszło. Wydaje mi się wrzucone to tak na siłę, żeby go wyróżnić. Nie ma przełożenia na śledztwo, niby trochę mu przeszkadza, ale, nawet jako mizofoniczka, ja tego po prostu nie czułam.
Wielu rzeczy w tej książce nie czułam. Napięcia nie było zupełnie, a momentami wydawało mi się, że czytam bardziej przewodnik po Bydgoszczy lat 90. a nie kryminał. Wiele opisów, dość suchych zresztą, które w pewnym momencie zaczęły już mnie irytować i tyle.
Zaskakujące jest to, że pomimo ponad 500 stron tekstu wiele działo się poza nim. Zamiast napisać, że bohaterowie gdzieś pojechali, coś faktycznie robili W SCENIE, autorka rzucała tylko jedno krótkie zdanie, że coś okryli, ale jak, to już nikogo nie obchodzi. Tak samo w rozmowach ze świadkami. Bondys o coś pytał, świadek odpowiadał, ale zamiast ciągnąć go za język, to odpuszczał. Dawno nie spotkałam tak mało dociekliwych śledczych jak tutaj. To nawet nie służyło utrzymywaniu jakiegoś napięcia. Mam wrażenie, że książka po prostu nie była szczegółowo rozpisana wcześniej i autorka szyła na poczekaniu, bo sama nie wiedziała, co chce przekazać.
Zresztą, nawet jeśli sceny byłyby rwane, żeby czytelnik zaczął sam sobie dopowiadać i próbował rozwikłać zagadkę to nie ma szans. Zakończenie jest tak randomowe, że gdy w końcu dowiedziałam się, kto za tym wszystkim stał, to miałam ochotę rzucić tą książką.
Poza tym, często zupełnie bez kontekstu pojawiało się zdanie nawiązujące do tytułu. Bez żadnego uzasadnienia, jakby był już wcześniej wymyślony i fabuła dopasowywała się pod niego, a nie odwrotnie.
Pomysł może i miał potencjał, ale zupełnie nie kupiła mnie ta powieść. Widać doskonale, że to debiut, ale niestety nie w dobrym znaczeniu. Pewnie z czasem autorka wyrobi sobie styl, popracuje trochę nad warsztatem i będzie okej. Teraz jeszcze nie jest.
Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.
"Robaki w ścianie" od razu mnie zaciekawiły, bardziej ze względu na tytuł i promocję w social mediach niż na fabułę. I to był błąd, bo sięgnęłam po nią i za dobrze się to nie skończyło.
Już od początku coś mi nie grało, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam co konkretnie. Było brutalne zabójstwo, dziewczyna chora...
2024-03-26
RECENZJA PREMIEROWA
Twórczość Kingi Wójcik wielokrotnie przewijała mi się przez social media. Do tego stopnia, że upolowałam ostatni w Szczecinie egzemplarz jej debiutu. Nie zdążyłam się jednak zabrać za serię o Lenie, bo pojawiła się zapowiedź "Trzcinowiska" i to na nie padł mój wybór.
Ale się cieszę, że tak się stało!
Na początku dość sceptycznie podchodziłam do fabuły. Ot, zagadka sprzed lat, nikt nie potrafił znaleźć sprawcy i rodzina chce spróbować po raz ostatni. Klasyk.
Autorka szybko udowodniła mi, że w tej historii jest coś więcej. Wpadłam tak, że spędziłam cały dzień (9h!) przerzucając kolejne kartki, żeby tylko dowiedzieć się, kto i dlaczego zabił Ewę Ostaszewską.
Głównym bohaterem jest detektyw Aleksander Zamojski, ale każda postać, pojawiająca się w tej książce jest istotna. Kinga Wójcik dzięki osadzeniu opowieści w małej społeczności pokazuje relacje między nimi i to, że jedna sprawa zabójstwa łączy więcej osób niż mogłoby się wydawać.
Ogromnie polubiłam Aleksandra! To jeden z tych bohaterów, którego chce się poznać, razem z nim składać elementy zagadki, a jednocześnie ma bardzo ciekawą historię rodzinną (albo uważam tak, bo sama podobną napisałam) i wydaje mi się, że jeszcze wielu rzeczy o sobie nie powiedział. Idealny główny bohater serii! No czego chcieć więcej?
Moje serce skradł też Adam Zamojski, ale nic więcej nie powiem i mam nadzieję, że autorka w kolejnym tomie też da mu przestrzeń.
Przez "Trzcinowisko" się płynie. Styl Kingi Wójcik bardzo mi odpowiadał. Nie miałam się do czego doczepić. Może kilka razy coś mi zgrzytnęło w dialogach, ale to nie miało znaczenia.
W trakcie lektury pomyślałam, że sprawa kryminalna ma vibe jak z odcinka podcastu true crime, a po poznaniu rozwiązania, jeszcze bardziej tak uważałam. Myślę, że taka historia mogłaby się wydarzyć naprawdę. Przerażające, a z drugiej strony pokazuje, jak wielki talent ma autorka.
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko wypatrywać teraz kolejnego tomu. Bardzo, bardzo na niego czekam!
RECENZJA PREMIEROWA
Twórczość Kingi Wójcik wielokrotnie przewijała mi się przez social media. Do tego stopnia, że upolowałam ostatni w Szczecinie egzemplarz jej debiutu. Nie zdążyłam się jednak zabrać za serię o Lenie, bo pojawiła się zapowiedź "Trzcinowiska" i to na nie padł mój wybór.
Ale się cieszę, że tak się stało!
Na początku dość sceptycznie podchodziłam do...
2024-01-17
Finito.
Seria z Gabrielą Sawicką dobiegła końca. Czy będę za nią tęsknić? Nie.
Muszę jednak przyznać, że Gabi miała jakiś wpływ na moje czytelnicze życie. Ekscytowałam się możliwością przeczytania pierwszego tomu na dwa miesiące przed premierą, drugi sprawił, że współczułam bohaterce, zakończenie trzeciego złamało mi serce, w czwartym pokochałam Rafała, dzięki piątemu zauroczyłam się w Englercie, a szósty... Był dokładnie taki, jak myślałam. Ta seria zasłużyła na ten konkretny finał.
Nie będę znowu marudzić na język, dialogi, powtórzenia i zachowanie głównej bohaterki, bo to wszystko zrobiłam przy okazji poprzednich. Skupię się za to na czymś innym.
Przez połowę książki nie wierzyłam, że sprawa, przedstawiona w tym tomie będzie miała logiczne uzasadnienie. Jednak gdy w końcu poznałam motyw, wszystko nabrało sensu. Pojęcia nie mam, jak Diana to ogarnęła bez konspektu i nawet nie zamierzam sprawdzać, czy coś się nie zgadza. Jestem pod wrażeniem, po prostu.
Wątek życia prywatnego Gabi pozostawia wiele do życzenia, ale były dwie sceny, które absolutnie skradł Rafał. Ten, który tak bardzo przekonał mnie do siebie w czwartym tomie, ten, który miał swoje zasady. Trochę żałuję, że książka nie skończyła się trzy strony szybciej. Wtedy szczerze pogratulowałabym autorce odwagi.
Tyle.
"Nie oskarżysz mnie" spełniło moje oczekiwania odnośnie do finału serii. Przypuszczałam, że w tym kierunku to pójdzie i to przyjęłam. Czy ta książka jest idealna? No nie, ale dobrze, że ta historia w końcu ma swoje zakończenie. Teraz pozostaje czekać na Lewisa. Mam nadzieję, że pozytywnie mnie zaskoczy.
Finito.
Seria z Gabrielą Sawicką dobiegła końca. Czy będę za nią tęsknić? Nie.
Muszę jednak przyznać, że Gabi miała jakiś wpływ na moje czytelnicze życie. Ekscytowałam się możliwością przeczytania pierwszego tomu na dwa miesiące przed premierą, drugi sprawił, że współczułam bohaterce, zakończenie trzeciego złamało mi serce, w czwartym pokochałam Rafała, dzięki piątemu...
2023-07-04
Nie wiem, co myśleć o tej książce.
Po świetnej "Wybranej" nie mogłam doczekać się kontynuacji, jednak szybko się od niej odbiłam.
W tym tomie nacisk został położony na inne kwestie. Mniej tu sensacji, a więcej życia głównej bohaterki.
Nie do końca jestem fanką takiego zabiegu w kryminałach. Wolę, gdy wszystko jest wyważone. Tutaj było dla mnie za spokojnie. Niby sporo się działo, ale nie czułam napięcia, jak w przypadku pierwszego tomu. Nie trzymałam też kciuków za Iwonę. Moim zdaniem, trochę za łatwo poszło z przywróceniem jej w szeregi Policji.
Przez większą część powieść po prostu mnie nużyła. Na szczęście w końcu zrobiło się lepiej i końcówkę czytałam z zainteresowaniem.
Szybko zaczęłam łączyć kropki, domyślałam się, co czego to wszystko zmierza. Mimo to, muszę przyznać, że ostatnie strony są… przejmujące.
Uwielbiam styl Stelara. Zachwycam się tym, jak konstruuje zdania, takich słów używa. Chociaż przez to, że w "Przegraną" nie byłam tak wkręcona, dużo bardziej rzucały mi się w oczy powtórzenia, które spokojnie można było chociaż trochę pozamieniać.
Nie wiem, co myśleć o tej książce.
Po świetnej "Wybranej" nie mogłam doczekać się kontynuacji, jednak szybko się od niej odbiłam.
W tym tomie nacisk został położony na inne kwestie. Mniej tu sensacji, a więcej życia głównej bohaterki.
Nie do końca jestem fanką takiego zabiegu w kryminałach. Wolę, gdy wszystko jest wyważone. Tutaj było dla mnie za spokojnie. Niby sporo się...
2019-07-14
2022-12-31
Spodziewałam się wiele. Może za wiele, ale autorka jest w końcu nauczycielką pisania.
Od samego początku nie pasował mi język tej książki. Wszystko było takie suche i pozbawione emocji, nawet gdy coś się działo. Już po pierwszym rozdziale i liczbie powtórzeń: "Sonia Marchlewska" w różnych konfiguracjach, czułam, że będę się irytować. Nie pomyliłam się za bardzo. Za każdym razem, gdy któryś z bohaterów mówił: "Franko", przewracałam oczami. A dialogi z Łukaszem były niewiarygodne. I nie chodzi o to, co mówił, tylko w jaki sposób.
Fabułę przewidziałam praktycznie od razu. Były jakieś próby mylenia tropów, ale niewystarczające, żebym zmieniła zdanie i postawiła na innego sprawcę.
Może to dlatego że akcja działa się w małym miasteczku, a ja już dawno przestałam je lubić. Za każdym razem, gdzieś na początku, typuję podejrzanego i nie przypominam sobie, żebym kiedyś nie trafiła. A chciałabym.
Nie polubiłam ani jednej postaci. W pewnym momencie dialogi brzmiały dla mnie jak zacięta płyta, chociaż domyślam się, dlaczego tak wyglądały.
W ogóle liczba słowa "incel" w tej książce... Nie jestem aż taką masochistką, żeby to liczyć.
"Zła miłość" to taka powieść, żeby usiąść, przeczytać i zapomnieć. Jeśli nie czepia się szczegółów, można spędzić z nią przyjemne chwile.
Spodziewałam się wiele. Może za wiele, ale autorka jest w końcu nauczycielką pisania.
Od samego początku nie pasował mi język tej książki. Wszystko było takie suche i pozbawione emocji, nawet gdy coś się działo. Już po pierwszym rozdziale i liczbie powtórzeń: "Sonia Marchlewska" w różnych konfiguracjach, czułam, że będę się irytować. Nie pomyliłam się za bardzo. Za każdym...
2022-09-06
Równie mocno czekałam na tę książkę, co nie mogłam się za nią zabrać. Ale gdy już zaczęłam to przepadłam.
W "Nie odpuszczę" Gabriela Sawicka dostaje trudną sprawę – musi złapać zabójcę, który zabija młode kobiety. Tylko że jego modus operandi jest niemal identyczny jak sprawcy, który przed laty zabił jej siostrę.
Bardzo się cieszę, że autorka pokazała trochę z przeszłości Gabi (wolałabym jeszcze więcej np. odnośnie do Przemysława Wilka, ale się zadowolę tym, co na razie dostałam). Dostaliśmy wycinek tego, co tak naprawdę ukształtowało ją jako człowieka, i jako prokuratora.
Sprawa kryminalna miała jeden z motywów, który uwielbiam i była dosyć dobrze poprowadzona, tylko brakowało czegoś tak: bardziej. Książka została ukierunkowana pod wątek z życia Sawickiej (i świetnie), ale trochę brakowało mi zarysu ofiar i czegoś więcej o nich.
Michalski, jak to Michalski, łagodził trochę cięty język Gabrieli. Oni w ogóle tworzą ciekawy duet i przez to coraz bardziej go lubię. Nawet mu współczułam, a to wiele znaczy!
Językowo, okej. Znalazłam kilka błędów w redakcji, jakieś pomylone słowa, powtórzenia, raz rzuciły mi się w oczy błędy składu. No klasycznie. Ale chyba ogólnie jest lepiej niż w poprzednich książkach autorki, a to już coś.
Rozwiązania już pod koniec się domyśliłam, chociaż końcówka mnie zaskoczyła.
I znowu nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Nie wiem, jak Diana Brzezińska to robi, ale coś mi się wydaje, że z całą tą serią tak będzie.
Równie mocno czekałam na tę książkę, co nie mogłam się za nią zabrać. Ale gdy już zaczęłam to przepadłam.
W "Nie odpuszczę" Gabriela Sawicka dostaje trudną sprawę – musi złapać zabójcę, który zabija młode kobiety. Tylko że jego modus operandi jest niemal identyczny jak sprawcy, który przed laty zabił jej siostrę.
Bardzo się cieszę, że autorka pokazała trochę z przeszłości...
2022-02-28
Chyba jeszcze nigdy nie czekałam na żadną książkę tak, jak na "Nie dopniesz swego". Czy było warto? W końcu mogę to napisać: tak!
Jeśli się nie mylę to Diana Brzezińska już od spotkań przy okazji debiutu wspominała o prokurator Gabrieli Sawickiej. A ja od samego początku byłam w jakiś niewyjaśniony sposób zafascynowana tą bohaterką. Wtedy nie wiedziałam o niej praktycznie nic, a mimo tego im więcej autorka o niej mówiła, tym bardziej na nią czekałam. Może to przez urząd, który pełni? Mój wymarzony? Bardzo prawdopodobne.
W końcu pojawiła się ona – Gabi. Najpierw w serii o Adzie i Krystianie, teraz – w swojej własnej. Aż chciałabym napisać: "nareszcie".
Główna bohaterka nie jest na pewno postacią, która wszystkim przypadnie do gustu (dokładnie tak, jak jest napisane na okładce). Jej styl bycia, dążenie do celu ponad wszystko i przekraczanie granic, których przekraczać nie powinna. Ale to sprawia, że Gabriela jest jakaś. Nie da się jej nie zauważyć, nie pozostaje obojętna, nie ginie w tłumie.
Właśnie na taką postać w twórczości Diany Brzezińskiej czekałam. Sawicka nie jest idealna, ma wady, tajemnice, którymi nie chce się dzielić, czasami irytuje, a jednocześnie, gdy się ją pozna to nie jest się w stanie zapomnieć.
Czytałam tę powieść trochę "na raty", bo dostałam ją sporo przed premierą, później była sesja, więc odłożyłam. Ale pomimo tego cały czas o niej myślałam. Nie tyle o sprawie kryminalnej, rozwiązaniu zagadki albo ścieżkach, w które może skręcić śledztwo, co właśnie o pani prokurator. Jeśli to nie jest wyznacznik dobrze napisanej, charakterystycznej i intrygującej postaci to nie wiem, co nim jest.
Odnośnie do samej fabuły, jak dla mnie trochę za łatwo, standardowo coś tam przewidziałam, ale na szczęście czułam się usatysfakcjonowana. Bardziej intryguje mnie drugi wątek, rozpoczęty w tej książce. Mam nadzieję, że będzie kontynuowany w kolejnym tomie.
Rafała Michalskiego jak nie lubiłam, tak dalej nie lubię, chociaż niebezpiecznie zaczynam się do niego przekonywać. I coś mi się wydaje, że z czasem się jednak polubimy.
Już kończąc – to była dobra książka. Nawet bardzo. Cieszę się, bo widać, że autorka się rozwija. Jestem ogromnie ciekawa, co zaplanowała dla Gabi, bo po tym zakończeniu to aż sama się boję (chociaż trudno mi było tego nie obstawiać). Czekam również na więcej jej backstory, bo jestem pewna, że będzie fascynujące, już teraz było.
Na zakończenie: fragment o prokuratorach z 33 rozdziału skradł moje serce. A nawiązanie do poprzedniej serii już w ogóle. Nie mogę doczekać się kolejnych tomów.
Chyba jeszcze nigdy nie czekałam na żadną książkę tak, jak na "Nie dopniesz swego". Czy było warto? W końcu mogę to napisać: tak!
Jeśli się nie mylę to Diana Brzezińska już od spotkań przy okazji debiutu wspominała o prokurator Gabrieli Sawickiej. A ja od samego początku byłam w jakiś niewyjaśniony sposób zafascynowana tą bohaterką. Wtedy nie wiedziałam o niej praktycznie...
2022-01-10
"Milcząc jak grób" było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Małgorzaty Rogali. Gdy tylko autorka zdradziła tytuł pierwszego tomu nowej serii stwierdziłam, że jest świetny i chyba to dobry znak, żeby po niego sięgnąć.
Przeczytałam i, aż przykro mi to pisać, ale bardzo się zawiodłam.
Powieść czyta się bardzo szybko, nawet pomimo tego, że jakoś w połowie ją odłożyłam i czekała dobry miesiąc. Od razu wiedziałam, co się dzieje, w niczym się nie gubiłam ani nie zapomniałam.
Nie mam pojęcia czy polubiłam główną bohaterkę, Monikę Gniewosz. Niespecjalnie, jest mi raczej obojętna. Współczułam jej w pewnym momencie, ale sytuacja, w której została postawiona nie była opisana tak, żebym w to weszła i czuła emocje bohaterki.
Co to fabuły to... no. Dobrze się to czytało, wszystko było płynne, nie miałam jakiegoś zgrzytu, który sprawiłby, że przewracałam oczami. Ale. Od samego początku wiedziałam, kto jest sprawcą. Dosłownie, kiedy ta postać pojawiła się w pierwszej scenie pomyślałam: "O, to ona (postać, nie sugeruję tutaj płci bohatera, spokojnie), na bank". I tak było. Miałam swoją teorię o rozwiązaniu od jakiejś połowy. Nic mnie nie zaskoczyło, a szkoda, ogromna.
Mam wrażenie, że "Milcząc jak grób" jest kryminałem bardziej obyczajowym niż policyjnym. Mamy miasteczko, wszyscy wszystkich znają. Bardzo... standardowo. Zabrakło mi jakichś emocji, zaskoczenia. Czegokolwiek, żeby mogła zapamiętać tę książkę.
Podsumowując, "Milcząc jak grób" jest przyjemną lekturą, taką żeby usiąść i sobie poczytać, bez wybuchów, pościgów i tak dalej. Ma niecałe 350 stron, jest napisana... dobrze (chociaż nie cierpię imiesłowów przysłówkowych uprzednich, a było ich mnóstwo). Wolę bardziej szczegółowe opisy zwłok i rysy psychologiczne bohaterów, tu raczej tego nie ma. Chociaż mam nadzieję, że ostatnie jeszcze ulegnie zmianie, w końcu to pierwszy tom serii.
A, i w trakcie lektury można zrobić się głodnym, bo ci bohaterowie ciągle coś jedzą!
"Milcząc jak grób" było moim pierwszym spotkaniem z twórczością Małgorzaty Rogali. Gdy tylko autorka zdradziła tytuł pierwszego tomu nowej serii stwierdziłam, że jest świetny i chyba to dobry znak, żeby po niego sięgnąć.
Przeczytałam i, aż przykro mi to pisać, ale bardzo się zawiodłam.
Powieść czyta się bardzo szybko, nawet pomimo tego, że jakoś w połowie ją odłożyłam i...
2021-11-16
"Sukcesja" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Joanny Dulewicz – bardzo udane swoją drogą.
Na kartach powieści czytelnik poznaje punkt widzenia różnych bohaterów, w różnym czasie. Widzimy, jak wydarzenia z przeszłości wpłynęły na teraźniejszość – uwielbiam, gdy w kryminałach/thrillerach jest to pokazane.
Nie polubiłam żadnego z bohaterów, choć równocześnie rozumiałam postępowanie każdego z nich (może z wyjątkiem Tomasza Wileckiego). Moim zdaniem, właśnie postaci są ogromnym plusem tej książki.
Fabuła była wciągająca, od połowy siedziałam i przerzucałam kartki w oczekiwaniu na rozwiązanie. Miałam swoje typy na sprawcę, ale gdy kawałki układanki zaczęły wskakiwać na swoje miejsce nieźle się zdziwiłam, jak precyzyjnie została skonstruowana.
Przewidziałam motyw, ale obstawiałam to praktycznie od samego początku.
Minusem, nie tyle fabularnym, co językowym jest "zamrugał oczami", ja nimi przewracałam, gdy kolejny raz widziałam na stronie te słowa. "Zamrugał" – po prostu.
Już na sam koniec uważam, że powieść powinna mieć tytuł "Grzęzawisko". Dużo bardziej by pasował, a też pojawiał się w treści tak wiele razy, że po którymś z kolei przestałam liczyć.
Na pewno sięgnę po poprzednie i następne książki autorki, bo "Sukcesja" była bardzo dobrą powieścią.
"Sukcesja" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Joanny Dulewicz – bardzo udane swoją drogą.
Na kartach powieści czytelnik poznaje punkt widzenia różnych bohaterów, w różnym czasie. Widzimy, jak wydarzenia z przeszłości wpłynęły na teraźniejszość – uwielbiam, gdy w kryminałach/thrillerach jest to pokazane.
Nie polubiłam żadnego z bohaterów, choć równocześnie rozumiałam...
2021-08-26
Nie mam pojęcia, co myśleć o tej książce.
Czytając opis spodziewałam się kryminału osadzonego w Meksyku, może nawet thrillera.
A dostałam, no właśnie – nie wiem co.
"Czas huraganów" to jeden wielki chaos. Mam wrażenie, że autorka chciała przekazać zbyt wiele, zbyt szybko. Wyszło... nużąco.
Styl pisania Fernandy Melchor mnie nie przekonał. Zdania wielokrotnie złożone, czasem jedno, ciągnące się przez całą stronę sprawiały, że gubiłam wątek, albo w połowie traciłam zainteresowanie tym, o czym czytam. Do tyle liczba wulgaryzmów, pojawiających się co kilka słów, często niepotrzebnie... Domyślam się, że autorka chciała pokazać brutalność bohaterów, wydarzeń, La Matosy, ale... No nie, tego było zdecydowanie za wiele.
Fabuła powieści jest tak poszatkowana, że trudno było mi połapać się, o co w tym wszystkich chodzi. Większość bohaterów i ich historie, rozciągnięte na kilkanaście, albo kilkadziesiąt stron w ogóle nie miało znaczenia.
"Czas huraganów" w opisie fabuły brzmiał ciekawie, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło i, zamiast zaciekawić, nudził.
Nie mam pojęcia, co myśleć o tej książce.
Czytając opis spodziewałam się kryminału osadzonego w Meksyku, może nawet thrillera.
A dostałam, no właśnie – nie wiem co.
"Czas huraganów" to jeden wielki chaos. Mam wrażenie, że autorka chciała przekazać zbyt wiele, zbyt szybko. Wyszło... nużąco.
Styl pisania Fernandy Melchor mnie nie przekonał. Zdania wielokrotnie złożone,...
2020-10-26
2020-10-22
Nareszcie skończyłam.
Od pierwszej strony już coś nie grało mi w tej książce, ale nie w znaczeniu, w którym powinien "nie grać" kryminał. Na początku chodziło tylko o warstwę językową, a im dalej, tym było gorzej.
"Pełnia wilka" miała być kryminałem, nie wyszło. Moim zdaniem w tym gatunku najważniejsze jest napięcie. Już mniejsza o to, czy śledztwo prowadzi policjant, prokurator czy prywatny detektyw. Jeśli nie ma napięcia to nawet zbrodnia nie zrobi wrażenia.
No właśnie, zbrodnia, która jest punktem wyjścia niesamowicie nudnej fabuły. Niby nie taka oczywista, ale jednak wszystko bardzo szybko przewidziałam, nie powinnam.
Dalej, bohaterowie. Pola to najbardziej bezbarwna i niecharakterystyczna postać z jaką spotkałam się od dawna. Zresztą Leon nie był lepszy. Autorka wymyśliła im niesamowicie ciekawe zawody i albo nie pokazała ich wcale (jak w przypadku Poli, która w teorii była pisarką), albo pobieżnie i nieciekawie.
Momentami nie mogłam już tego czytać, bo było tak naładowane nic niewnoszącymi opisami, że szczątki tej akcji, która gdzieś tam jeszcze próbowała się podnosić, były skutecznie zadeptywany.
Tak samo ze stylem. Miałam wrażenie, że jest to dopiero pierwszy draft, szkic tego, co przy odrobinie wysiłku i, przede wszystkim czasu, może rozkwitnąć i zamienić się w interesującą historię. Wszystko było takie niedopracowane. Rysy psychologiczne postaci, zostały zastąpione przydługimi dygresjami, a dialogi nie były realistyczne. To wszystko fajnie wyglądałoby w kolumnie "cytaty", ale w tekście nie zdawało egzaminu.
Przez cały czas, gdy czytałam tę książkę towarzyszyła mi tylko irytacja i, poza projektem okładki, nie widzę w tej książce nic wartego jakiejkolwiek uwagi. Niestety. A to był dopiero 1 tom. Z całą pewnością nie chcę czytać dalej.
Nareszcie skończyłam.
Od pierwszej strony już coś nie grało mi w tej książce, ale nie w znaczeniu, w którym powinien "nie grać" kryminał. Na początku chodziło tylko o warstwę językową, a im dalej, tym było gorzej.
"Pełnia wilka" miała być kryminałem, nie wyszło. Moim zdaniem w tym gatunku najważniejsze jest napięcie. Już mniejsza o to, czy śledztwo prowadzi policjant,...
2019-03-12
https://www.instagram.com/p/BvKZl-0hVAE/
Zapowiadało się całkiem nieźle. Byłam bardzo ciekawa tej książki, miała być mroczna i trzymająca w napięciu. Domyślcie się czy była...
Niestety bardzo się zawiodłam. Główny bohater był strasznym bucem, ciągle tylko nawijał jakim to on nie jest zwycięzcą, jego żona idiotką i naciąga ją tylko na pieniędze jej rodziców. Często też zwracał się bezpośrednio do czytelników, co niesamowicie mnie irytowało. Minusem jest również to, że już na samym początku przewidziałam praktycznie całą akcję. Nic mnie nie zaskoczyło. Zaletą tej książki jest tylko to, że szybko się ją czyta.
Akcja powieści rozgrywa się w trakcie niecałych dwóch dni, rozdziały podzielone są na godziny, co, moim zdaniem, było fajnym zabiegiem. Mimo że "Ten jeden dzień bardzo mnie rozczarował to nie mogę napisać, że to jest zła książka, słaba - owszem. Główny bohater jest chyba najbardziej zapatrzoną i pewną siebie (w złym tych słów znaczeniu) postacią jaką do tej pory poznałam. Nie żałuję, że przeczytałam powieść Kairy Roudy, ale nigdy więcej już do niej nie wrócę.
https://www.instagram.com/p/BvKZl-0hVAE/
Zapowiadało się całkiem nieźle. Byłam bardzo ciekawa tej książki, miała być mroczna i trzymająca w napięciu. Domyślcie się czy była...
Niestety bardzo się zawiodłam. Główny bohater był strasznym bucem, ciągle tylko nawijał jakim to on nie jest zwycięzcą, jego żona idiotką i naciąga ją tylko na pieniędze jej rodziców. Często też...
2020-05-20
Nie miałam wcześniej do czynienia z książkami Alicji Sinickiej, ale oglądałam live na Instagramie wydawnictwa i to, w jaki sposób autorka mówiła o swojej najnowszej książce tak mnie zaciekawił, że musiałam po nią sięgnąć!
"Obserwatorka" spodobała mi się praktycznie od początku, chociaż pierwsze rozdziały przytłoczyły mnie tematyką. Im jednak byłam dalej, tym bardziej ciekawiła mnie historia Izy i Arka.
Plusem tej książki na pewno jest tempo. Wszystko dzieje się bardzo szybko, akcja jest ciekawa, chce się tylko siedzieć i dalej pochłaniać kolejne strony.
Na pochwałę zasługuje również styl Alicji Sinickiej, bo jest bardzo plastyczny i zanim się obejrzałam, byłam już w połowie powieści.
Zakończenie jakoś specjalnie mnie nie zaskoczyło, bo spodziewałam się tego, może nie przewidziałam dokładnie wszystkich wydarzeń, ale moje założenia w jakimś stopniu się pokryły.
Co do Izy, głównej bohaterki "Obserwatorki", to mam bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony bardzo jej współczuję tego, co musiała przejść, z drugiej jednak mnie irytowała, zwłaszcza ciągłym powtarzaniem imienia Arka, nie lubię nadużywania imion w dialogach, gdy bohaterowie rozmawiają.
Jednak, mimo tych drobnych niedociągnięć świetnie się bawiłam przy tej powieści i z pewnością sięgnę po inne książki Alicji Sinickiej.
Nie miałam wcześniej do czynienia z książkami Alicji Sinickiej, ale oglądałam live na Instagramie wydawnictwa i to, w jaki sposób autorka mówiła o swojej najnowszej książce tak mnie zaciekawił, że musiałam po nią sięgnąć!
"Obserwatorka" spodobała mi się praktycznie od początku, chociaż pierwsze rozdziały przytłoczyły mnie tematyką. Im jednak byłam dalej, tym bardziej...
2020-04-25
2019-07-06
Po przeczytaniu 2 tomu serii "Żniwiarz" Paulina Hendel absolutnie jest jedną z moich ulubionych autorek to, jak prowadzi akcję jest niesamowite.
Po "Czerwone słońce" sięgnęłam od razu po zakończeniu "Pustej nocy" i to chyba był mój błąd, bo wydarzenia mi się mieszały i nie wiedziałam na końcu co było w którym tomie.
Pomijając to, że mogłam zrobić sobie dłuższą przerwę to lektura całkowicie mnie pochłonęła i mimo że Magda w tym tomie trochę mnie irytowała to jestem jej w stanie to wybaczyć. Pierwszy to nadal mój ulubiony bohater, nic się pod tym względem nie zmieniło.
Nie mogę się już doczekać lektury kolejnych tomów, bo coś czuję, że autorka jeszcze nie raz mnie zaskoczy.
Po przeczytaniu 2 tomu serii "Żniwiarz" Paulina Hendel absolutnie jest jedną z moich ulubionych autorek to, jak prowadzi akcję jest niesamowite.
Po "Czerwone słońce" sięgnęłam od razu po zakończeniu "Pustej nocy" i to chyba był mój błąd, bo wydarzenia mi się mieszały i nie wiedziałam na końcu co było w którym tomie.
Pomijając to, że mogłam zrobić sobie dłuższą przerwę...
2019-02-04
https://www.instagram.com/p/BvZnZ_WhwaV/
Standardowo - spodziewałam się interesującej powieści, moją ciekawość dodatkowo podsyciły czarno-białe zdjęcia, które otrzymałam w przesyłce.
Opis brzmiał bardzo tajemniczo - człowiek podejrzany o morderstwa, dziewczyna podająca się za jego córkę wybierająca się z nim w podróż.
O ile początek (zwłaszcza pierwsze zdanie - "Kiedy moja siostra miała dwanaście lat wpadła do grobu") nawet mi się podobał, tak im dalej tym nudniej. Doszło nawet do tego, że na tydzień odłożyłam tę powieść, bo nie byłam w stanie na nią patrzeć. Na palcach jednej ręki mogę policzyć wydarzenia, które NAPRAWDĘ mnie zainteresowały – były aż 2.
Nie polubiłam żadnego z bohaterów, nawet pobocznego, co zdarza mi się bardzo rzadko. Ogólnie rzecz ujmując, cała fabuła była mi obojętna – kto, kogo, gdzie, czym i jak zabił; dlaczego to zrobił; relacje między bohaterami. Spodziewałam się ciekawego thrillera psychologicznego, interesujących zbrodni, motywacji sprawcy, bohaterów, którzy są jacyś!
Książka podzielona jest na 10 dni – przy rozpoczęciu mamy czarno-białe zdjęcie co nadaje klimatu. Przyznaję, że te fotografie bardzo mi się podobają. Oprócz tego gdzieniegdzie zamieszczona została kartka z dziennika przetrwania, co było fajnym przerywnikiem, bo mogłam dowiedzieć się jak główna bohaterka w dzieciństwie próbowała np. nie bać się ciemności. I właśnie te fragmenty są, moim zdaniem, jedynym pozytywnym aspektem tej powieści.
Reasumując – myślałam, że „Papierowe duchy” mi się spodobają. Niestety, ciekawych wydarzeń było niewiele, bohaterowie zostali wykreowani na nijakich, żadnego z nich nie potrafiłam polubić, nie wspominając o zżyciu się. Jak dla mnie była to bardzo słaba książka, ale jeśli chcecie to ją przeczytajcie, bo zauważyłam, że jestem jedną z niewielu osób, którym nie przypadła do gustu.
https://www.instagram.com/p/BvZnZ_WhwaV/
Standardowo - spodziewałam się interesującej powieści, moją ciekawość dodatkowo podsyciły czarno-białe zdjęcia, które otrzymałam w przesyłce.
Opis brzmiał bardzo tajemniczo - człowiek podejrzany o morderstwa, dziewczyna podająca się za jego córkę wybierająca się z nim w podróż.
O ile początek (zwłaszcza pierwsze zdanie -...
2019-06-12
Recenzje "Kłamczuchy" są podzielone. Albo się komuś podobała, albo uważa ją za stratę czasu. Ja należę do grupy, której się ta książka nie podobała.
Ciekawym zabiegiem była odwrócona chronologia powieści, lecz po drodze pojawiło się tyle nielogiczności i totalnie dziwnych sytuacji, że można było się w tym pogubić. Może gdyby autorka napisała tę książkę normalnie, a później dopiero odwróciła rozdziały to miałoby to więcej sensu.
Tak naprawdę czytając "Kłamczuchę" byłam niesamowicie zagubiona, nie wiedziałam co się działo i które wydarzenia w końcu do czegoś prowadziły.
Mimo ciekawego zabiegu z odwróconą chronologią książka bardzo mnie zawiodła i totalnie się nie podobała, nie mogę jej polecić.
Recenzje "Kłamczuchy" są podzielone. Albo się komuś podobała, albo uważa ją za stratę czasu. Ja należę do grupy, której się ta książka nie podobała.
Ciekawym zabiegiem była odwrócona chronologia powieści, lecz po drodze pojawiło się tyle nielogiczności i totalnie dziwnych sytuacji, że można było się w tym pogubić. Może gdyby autorka napisała tę książkę normalnie, a...
"Ptasznik" to czwarta książka autora, którą przeczytałam. Niemal każda z nich (pomijając "Przegraną") była inną serią i… Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak bardzo każda z nich jest inna. Jednocześnie wydaje mi się, że już teraz, gdybym dostała samą treść – bez okładki i zdradzenia nazwiska autora – to wiedziałabym, że to książka Stelara. Na 99%. Jego styl jest bardzo charakterystyczny i za każdym razem, gdy zaczynam następną powieść to przypominam sobie, jak ja ten styl uwielbiam.
Podchodziłam do tej książki trochę jak pies do jeża. Okropny pająk na okładce, tytuł, który wcale nie pomaga i niemieckie nazwisko głównego bohatera. Trochę się obawiałam, czy to przetrwam.
Ale gdy tylko zaczęłam… O ludzie, jak mnie to wciągnęło! Nim się obejrzałam byłam już na 217 stronie, zostało mi bardziej mniej niż więcej, a musiałam iść spać. Ostatecznie przeczytałam resztę kolejnego dnia, ale gdybym mogła z pewnością zarwałabym noc.
Bardzo polubiłam głównego bohatera. Od początku wydawał mi się dość tajemniczy, ale przez to, tylko jeszcze bardziej chciałam go poznać, a gdy do tego wszystkiego doszło jeszcze zabójstwo, to przepadłam na dobre. Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o jego towarzyszce. Iwona Banach… Co mogę powiedzieć? Uwielbiam Iwonkę, cieszę się, że autor postanowił naprawić swój błąd i… To jest jedna z tych bohaterek, którym życzę jak najlepiej.
O fabule nie powiem nic, bo każde słowo mogłoby zdradzić za wiele. Historia jest ogromnie ciekawa i tak pokomplikowana, jak to tylko możliwe, jednocześnie na końcu wszystko (łącznie z tytułem) nabiera sensu.
Chcę więcej. Chcę zdecydowanie więcej i teraz będę męczyć Maćka o drugi tom. Chociaż strach pomyśleć, co tam się będzie działo, skoro pierwszy był tak angażujący.
"Ptasznik" to czwarta książka autora, którą przeczytałam. Niemal każda z nich (pomijając "Przegraną") była inną serią i… Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak bardzo każda z nich jest inna. Jednocześnie wydaje mi się, że już teraz, gdybym dostała samą treść – bez okładki i zdradzenia nazwiska autora – to wiedziałabym, że to książka Stelara. Na 99%. Jego styl jest bardzo...
więcej Pokaż mimo to