rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

Mam słabość do twórczości Diany Brzezińskiej. No mam, i tyle. Jestem z nią od debiutu, byłam na praktycznie wszystkich spotkaniach autorskich w Szczecinie. Czy jest jedną z moich ulubionych autorek? Tak. Czy mimo tego potrafię też krytycznie podejść do jej książek? Myślę, że tak.

Bardzo czekałam na kolejną powieść Diany. Zastanawiałam się, co tym razem wymyśliła, czy nie będzie powielania schematów z poprzednich serii, identycznych postaci, tylko ze zmienionymi nazwiskami i czy znowu nie będę czepiać się tego samego.

Na szczęście, "Wizjoner" to świetne rozpoczęcie nowego cyklu!

Pierwsza scena wywołała we mnie dość mieszane odczucia, ale kiedy w drugiej parsknęłam śmiechem, to już po cichu liczyłam, że będzie dobrze. Oj, było.

Bardzo szybko polubiłam główne postaci. Wszystkie, co jest dość nietypowe jak na mnie. Doktor Aleksander Lewis zaintrygował mnie od pierwszej strony, chyba równie mocno jak Agatę Skibińką. Chciałam poznać jego życiorys i mimo że dość szybko rozgryzłam pewien ważny wątek, to absolutnie nie odebrało mi to przyjemności z lektury. Wręcz przeciwnie.
Plusem jest też to, że w dialogach praktycznie nie ma wulgaryzmów. Miła odmiana po sześciu tomach z wiecznie przeklinającą Sawicką.

Śledztwo, prowadzone na kartach tej powieści było fascynujące. Nie chodzi o zaskoczenie, tylko o to, co było głębiej. Zarówno w tym wątku, jak i w kreacji bohaterów widać, że autorka zrobiła ogromny reaserch w zakresie psychologii. Czasami zgrzytały mi zdania, jakby żywcem wyrwane z artykułów i książek naukowych, ale przez to, że interesował mnie temat, to nie miało aż takiego znaczenia.

Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to do powtarzania imion. Przyzwyczaiłam się już, że autorka używa głównie nazwisk swoich postaci i przez to, gdy padały imiona, bardziej zwracałam na to uwagę. Naliczyłam chyba ze trzech Adamów i dwóch Rafałów. Spokojnie można było tego uniknąć i zostawić po jednym, chociaż z tym Rafałem Nabożnym… W poprzedniej serii główny bohater też miał tak na imię.

Bardzo podobał mi się wątek romantyczny w tej książce! Naturalny i taki po prostu fajny. Trochę obawiałam się, że to pójdzie w innym kierunku, ale na szczęście zostałam miło zaskoczona i kibicuję tym postaciom!

"Wizjoner" nie jest moją ulubioną książką autorki. To miejsce zajmuje "Nie wygrasz ze mną", ale jest tuż za nią. To świetnie skonstruowana opowieść z intrygującą zbrodnią, bohaterami, których chce się bliżej poznać i im towarzyszyć. Przepełniona psychologią, podaną w przystępny sposób, ze Szczecinem w tle.
Jestem szalenie ciekawa, co wydarzy się w kolejnych tomach i jak Aleksander poradzi sobie z pewną sprawą. Czekam na kontynuację, bo to zakończenie… Jest dokładnie w stylu Brzezińskiej i chcę więcej!

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

Mam słabość do twórczości Diany Brzezińskiej. No mam, i tyle. Jestem z nią od debiutu, byłam na praktycznie wszystkich spotkaniach autorskich w Szczecinie. Czy jest jedną z moich ulubionych autorek? Tak. Czy mimo tego potrafię też krytycznie podejść do jej książek? Myślę, że tak.

Bardzo czekałam na kolejną powieść Diany. Zastanawiałam się, co tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.

"Robaki w ścianie" od razu mnie zaciekawiły, bardziej ze względu na tytuł i promocję w social mediach niż na fabułę. I to był błąd, bo sięgnęłam po nią i za dobrze się to nie skończyło.
Już od początku coś mi nie grało, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam co konkretnie. Było brutalne zabójstwo, dziewczyna chora na schizofrenię, a później komisarz, który niby nie jest jak wszyscy, a jednak. Postanowiłam dać szansę tej książce w nadziei, że coś się zmieni i będzie dobrze.

Nie było. Postaci w tej powieści są tak płaskie, że za dwa dni pewnie zapomnę, jak w ogóle mieli na imię. Nawet główny bohater, który powinien dźwigać do śledztwo mnie nie kupił. To jest właśnie ten problem. Hanna S. Białys próbowała zarysować przeszłość Bondysa, napisała sceny w punktu widzenia Beaty, tyle tylko, że ja im po prostu nie wierzę.
Ani trochę nie uwierzyłam tym postaciom, nie polubiłam ich, nie chciałam wejść do tego świata i próbować razem z nimi rozwiązać zagadkę.

Spore nadzieje pokładałam w Bondysie przez to, że autorka na spotkaniu na Targach w Poznaniu opowiadała o jego mizofonii. Też ją mam i miałam nadzieję, że przez to się z nim w pewien sposób utożsamię. Nie wyszło. Wydaje mi się wrzucone to tak na siłę, żeby go wyróżnić. Nie ma przełożenia na śledztwo, niby trochę mu przeszkadza, ale, nawet jako mizofoniczka, ja tego po prostu nie czułam.

Wielu rzeczy w tej książce nie czułam. Napięcia nie było zupełnie, a momentami wydawało mi się, że czytam bardziej przewodnik po Bydgoszczy lat 90. a nie kryminał. Wiele opisów, dość suchych zresztą, które w pewnym momencie zaczęły już mnie irytować i tyle.

Zaskakujące jest to, że pomimo ponad 500 stron tekstu wiele działo się poza nim. Zamiast napisać, że bohaterowie gdzieś pojechali, coś faktycznie robili W SCENIE, autorka rzucała tylko jedno krótkie zdanie, że coś okryli, ale jak, to już nikogo nie obchodzi. Tak samo w rozmowach ze świadkami. Bondys o coś pytał, świadek odpowiadał, ale zamiast ciągnąć go za język, to odpuszczał. Dawno nie spotkałam tak mało dociekliwych śledczych jak tutaj. To nawet nie służyło utrzymywaniu jakiegoś napięcia. Mam wrażenie, że książka po prostu nie była szczegółowo rozpisana wcześniej i autorka szyła na poczekaniu, bo sama nie wiedziała, co chce przekazać.

Zresztą, nawet jeśli sceny byłyby rwane, żeby czytelnik zaczął sam sobie dopowiadać i próbował rozwikłać zagadkę to nie ma szans. Zakończenie jest tak randomowe, że gdy w końcu dowiedziałam się, kto za tym wszystkim stał, to miałam ochotę rzucić tą książką.

Poza tym, często zupełnie bez kontekstu pojawiało się zdanie nawiązujące do tytułu. Bez żadnego uzasadnienia, jakby był już wcześniej wymyślony i fabuła dopasowywała się pod niego, a nie odwrotnie.

Pomysł może i miał potencjał, ale zupełnie nie kupiła mnie ta powieść. Widać doskonale, że to debiut, ale niestety nie w dobrym znaczeniu. Pewnie z czasem autorka wyrobi sobie styl, popracuje trochę nad warsztatem i będzie okej. Teraz jeszcze nie jest.

Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej Wydawnictwa SQN.

"Robaki w ścianie" od razu mnie zaciekawiły, bardziej ze względu na tytuł i promocję w social mediach niż na fabułę. I to był błąd, bo sięgnęłam po nią i za dobrze się to nie skończyło.
Już od początku coś mi nie grało, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam co konkretnie. Było brutalne zabójstwo, dziewczyna chora...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

RECENZJA PREMIEROWA

Twórczość Kingi Wójcik wielokrotnie przewijała mi się przez social media. Do tego stopnia, że upolowałam ostatni w Szczecinie egzemplarz jej debiutu. Nie zdążyłam się jednak zabrać za serię o Lenie, bo pojawiła się zapowiedź "Trzcinowiska" i to na nie padł mój wybór.
Ale się cieszę, że tak się stało!

Na początku dość sceptycznie podchodziłam do fabuły. Ot, zagadka sprzed lat, nikt nie potrafił znaleźć sprawcy i rodzina chce spróbować po raz ostatni. Klasyk.
Autorka szybko udowodniła mi, że w tej historii jest coś więcej. Wpadłam tak, że spędziłam cały dzień (9h!) przerzucając kolejne kartki, żeby tylko dowiedzieć się, kto i dlaczego zabił Ewę Ostaszewską.

Głównym bohaterem jest detektyw Aleksander Zamojski, ale każda postać, pojawiająca się w tej książce jest istotna. Kinga Wójcik dzięki osadzeniu opowieści w małej społeczności pokazuje relacje między nimi i to, że jedna sprawa zabójstwa łączy więcej osób niż mogłoby się wydawać.
Ogromnie polubiłam Aleksandra! To jeden z tych bohaterów, którego chce się poznać, razem z nim składać elementy zagadki, a jednocześnie ma bardzo ciekawą historię rodzinną (albo uważam tak, bo sama podobną napisałam) i wydaje mi się, że jeszcze wielu rzeczy o sobie nie powiedział. Idealny główny bohater serii! No czego chcieć więcej?
Moje serce skradł też Adam Zamojski, ale nic więcej nie powiem i mam nadzieję, że autorka w kolejnym tomie też da mu przestrzeń.

Przez "Trzcinowisko" się płynie. Styl Kingi Wójcik bardzo mi odpowiadał. Nie miałam się do czego doczepić. Może kilka razy coś mi zgrzytnęło w dialogach, ale to nie miało znaczenia.

W trakcie lektury pomyślałam, że sprawa kryminalna ma vibe jak z odcinka podcastu true crime, a po poznaniu rozwiązania, jeszcze bardziej tak uważałam. Myślę, że taka historia mogłaby się wydarzyć naprawdę. Przerażające, a z drugiej strony pokazuje, jak wielki talent ma autorka.

Nie pozostaje mi nic innego jak tylko wypatrywać teraz kolejnego tomu. Bardzo, bardzo na niego czekam!

RECENZJA PREMIEROWA

Twórczość Kingi Wójcik wielokrotnie przewijała mi się przez social media. Do tego stopnia, że upolowałam ostatni w Szczecinie egzemplarz jej debiutu. Nie zdążyłam się jednak zabrać za serię o Lenie, bo pojawiła się zapowiedź "Trzcinowiska" i to na nie padł mój wybór.
Ale się cieszę, że tak się stało!

Na początku dość sceptycznie podchodziłam do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Uwielbiam debiuty. Zawsze wypatrzę je w zapowiedziach. Później sprawdzam opis i albo mnie zainteresuje i chcę przeczytać, albo nie. Czasami jest też tak, że znajdę jeden, na który wyjątkowo czekam.
Tak było w przypadku "Kosa" Anastazji Drabot. Wpadł mi w oko, kiedy tylko pojawił się na stronie Empiku, jakiś czas przed oficjalną informacją ze strony wydawnictwa.

Rzadko zdarza się, że książka podoba mi się od samego początku. Mogę zachwycić się prologiem, jednak najczęściej ekscytacja szybko się kończy. Tutaj tak nie było. Od razu wkręciłam się w sprawę kryminalną, a dalej było tylko lepiej.

Niewiele mogę powiedzieć, żeby nie odebrać Wam przyjemności z odkrywania tej historii. Wszystko, co najważniejsze, zostało zarysowane w opisie. Powieść jest zakręcona, skomplikowana i wcale nie tak oczywista, jak się może wydawać. Ostatni plot twist trochę mi zazgrzytał, ale nie na tyle, żeby skreślić całość. Wbrew pozorom, wszystko do siebie pasowało. Podejrzewam, że autorka robiła szczegółowe plany, bo po skończeniu, puzzle wskakują na swoje miejsce i ma uzasadnienie.

Nie jestem fanką policjantów alkoholików, a tutaj ten wątek się pojawił. Ale. W trakcie rozwoju fabuły i poznawania Brunona, aż tak mi to nie przeszkadzało. Nie został moim ulubionym książkowym gliniarzem (to miejsce zajmuje inny Bruno), ale nawet go polubiłam. Czego nie mogę powiedzieć o Kalinie. Ona była mi zupełnie obojętna, jednak wiem, z czego to wynika. Już od samego początku znalazłam swoją ulubienicę. Rozalia Ojdana. O matko, co to jest za postać! Charakterna dziennikarka, powiedziałabym nawet, że gotowa iść po trupach, byle tylko zdobyć dobry temat. Wiem, jak to brzmi i że mamy mnóstwo takich bohaterek, ale autorka wykreowała ją w taki sposób, że tam jest coś więcej. O wiele, wiele więcej. To właśnie Rozalia i jej rozdziały wywoływały we mnie najwięcej emocji. Kibicowałam jej, współczułam, martwiłam się o nią. Zdobyła moje serce i chętnie przeczytałabym o niej coś jeszcze.
Sceny Brunona i Rozalii właśnie były tak przepełnione uczuciami, jak żadne inne. I bardzo, bardzo bolały, gdy lepiej ich poznałam.

"Kos" jest świetnym debiutem! Można pozazdrościć autorce talentu. Czytajcie, bo smutno się patrzy, że o tej książce jeszcze nie jest głośno. Powinno być! Anastazja Drabot pisze tak, że przez tę historię się płynie. Jest wiele architektury, symboliki i sekretów rodzinnych. To opowieść o krzywdach i tęsknocie. Naprawdę warto.

Uwielbiam debiuty. Zawsze wypatrzę je w zapowiedziach. Później sprawdzam opis i albo mnie zainteresuje i chcę przeczytać, albo nie. Czasami jest też tak, że znajdę jeden, na który wyjątkowo czekam.
Tak było w przypadku "Kosa" Anastazji Drabot. Wpadł mi w oko, kiedy tylko pojawił się na stronie Empiku, jakiś czas przed oficjalną informacją ze strony wydawnictwa.

Rzadko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wcześniej nie miałam okazji sięgnąć po żadną z książek Katarzyny Wolwowicz, ale kiedy tylko pojawiła się zapowiedź "Wykluczonej" wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
Przyznaję, najbardziej skusił mnie wątek sekty. Mam do niego jakąś słabość, ale poza tym to okazała się po prostu dobra książka.
Tymon Hanter bardzo szybko sprawił, że go polubiłam. Na początku myślałam, że będzie arogancki, może trochę w stylu Brunona Wilczyńskiego z trylogii Izabeli Janiszewskiej, ale to zupełnie inny charakter. Autorka niewiele o nim mówi, co tylko podsyca ciekawość.
Joanna Bator, druga główna bohaterka, która towarzyszy Tymonowi w rozwiązaniu zagadki, nie do końca mnie przekonała. Nie za bardzo wierzyłam w to, co mówiła, jak została nakreślona. Czegoś mi w tej postaci zabrakło.
W książce pojawia się też Olga Balicka i jako osoba, która nie zna serii o niej, czułam, jakby czytała jeden wielki spoiler. Widać, że autorka lubi tę bohaterkę, ale myślę, że gdyby jej miejsce zajął ktoś zupełnie nowy, to byłoby ciekawiej.
Zagadka kryminalna na pierwszy rzut oka wydaje się prosta, jednak po drodze Katarzyna Wolwowicz tak ją zakręciła, że na końcu już sama nie wiedziałam, kto co zrobił i moje wytypowanie sprawcy okazało się błędne.
Zakończenie mi się podobało, chociaż mogło być trochę bardziej rozwinięte. Wszystko zostało wyjaśnione, ale przeskok do epilogu trochę wybił mnie z rytmu.
Podsumowując, "Wykluczona" jest dobrą książką. Niecierpliwie czekam na drugi tom, żeby lepiej poznać Tymona i dowiedzieć się, co będzie dalej, bo ostatnie akapity sprawiły, że miałam ochotę rzucić tą powieścią. Potrzebuję odpowiedzi!

Wcześniej nie miałam okazji sięgnąć po żadną z książek Katarzyny Wolwowicz, ale kiedy tylko pojawiła się zapowiedź "Wykluczonej" wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
Przyznaję, najbardziej skusił mnie wątek sekty. Mam do niego jakąś słabość, ale poza tym to okazała się po prostu dobra książka.
Tymon Hanter bardzo szybko sprawił, że go polubiłam. Na początku myślałam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Finito.
Seria z Gabrielą Sawicką dobiegła końca. Czy będę za nią tęsknić? Nie.

Muszę jednak przyznać, że Gabi miała jakiś wpływ na moje czytelnicze życie. Ekscytowałam się możliwością przeczytania pierwszego tomu na dwa miesiące przed premierą, drugi sprawił, że współczułam bohaterce, zakończenie trzeciego złamało mi serce, w czwartym pokochałam Rafała, dzięki piątemu zauroczyłam się w Englercie, a szósty... Był dokładnie taki, jak myślałam. Ta seria zasłużyła na ten konkretny finał.

Nie będę znowu marudzić na język, dialogi, powtórzenia i zachowanie głównej bohaterki, bo to wszystko zrobiłam przy okazji poprzednich. Skupię się za to na czymś innym.

Przez połowę książki nie wierzyłam, że sprawa, przedstawiona w tym tomie będzie miała logiczne uzasadnienie. Jednak gdy w końcu poznałam motyw, wszystko nabrało sensu. Pojęcia nie mam, jak Diana to ogarnęła bez konspektu i nawet nie zamierzam sprawdzać, czy coś się nie zgadza. Jestem pod wrażeniem, po prostu.
Wątek życia prywatnego Gabi pozostawia wiele do życzenia, ale były dwie sceny, które absolutnie skradł Rafał. Ten, który tak bardzo przekonał mnie do siebie w czwartym tomie, ten, który miał swoje zasady. Trochę żałuję, że książka nie skończyła się trzy strony szybciej. Wtedy szczerze pogratulowałabym autorce odwagi.
Tyle.
"Nie oskarżysz mnie" spełniło moje oczekiwania odnośnie do finału serii. Przypuszczałam, że w tym kierunku to pójdzie i to przyjęłam. Czy ta książka jest idealna? No nie, ale dobrze, że ta historia w końcu ma swoje zakończenie. Teraz pozostaje czekać na Lewisa. Mam nadzieję, że pozytywnie mnie zaskoczy.

Finito.
Seria z Gabrielą Sawicką dobiegła końca. Czy będę za nią tęsknić? Nie.

Muszę jednak przyznać, że Gabi miała jakiś wpływ na moje czytelnicze życie. Ekscytowałam się możliwością przeczytania pierwszego tomu na dwa miesiące przed premierą, drugi sprawił, że współczułam bohaterce, zakończenie trzeciego złamało mi serce, w czwartym pokochałam Rafała, dzięki piątemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zastanawiałam się, jak autorka wybrnie z zakończenie poprzedniego tomu i szczerze powiem, że… Sprytne to było.
Oprócz tego mamy kontynuację sprawy sprzed lat. Jak ja uwielbiam wątki wampirów! Naprawdę! Wręcz nie mogłam się doczekać, gdy tylko przeczytałam o tym w opisie.
Według mnie, zdradza trochę za dużo, ale jednocześnie wiem, z czego to wynika, bo też dałam się złapać.
Modus operandi jest ciekawy, chociaż ja już widzę w tym pewną powtarzalność.
Sprawcę też dość szybko wytypowałam, ale mimo wszystko z zainteresowaniem śledziłam ten wątek.
Co do bohaterów. Gabi, którą uwielbiałam w pierwszych tomach, bo była silna, wiedziała czego chce, teraz stała się chamska i irytująca. Gdyby to jeszcze była maska… Tyle że temat wydarzeń z poprzednich tomów nie istnieje. Zupełnie, jakby nic się nie stało.
Ale, żeby nie było, że się czepiam. Jest jeden promyczek. Jan Englert. Boże, co to był za facet! Trochę skleił moje serce, roztrzaskane w trzecim tomie. Fragmenty z nim to czysta przyjemność. Wie, na czym mu zależy, co chce osiągnąć. Do tego jest inteligentny i… potrafi łączyć kropki! Naprawdę! Aż chciałabym poznać go bliżej, bo ma olbrzymi potencjał. Już jest świetny, a gdyby poświęcić mu odrobinę więcej czasu to mógłby być jeszcze lepszy!
Językowo jest tak, jak zawsze, więc przemilczę.
Brakowało mi napięcia. Bardziej dramatyczne albo dynamiczne sceny bardzo szybko się kończyły, przez co nie mogłam wczuć się w sytuację. A szkoda, bo było kilka takich, że gdyby odrobinę je pogłębić, to serce zaczęłoby szybciej bić. Może to też przekleństwo króciutkich rozdziałów, momentami wydawały się wręcz na siłę ucinane. Spokojnie mogłyby mieć stronę, czy dwie, więcej.

Podsumowując, piąte spotkanie z Gabrielą Sawicką podobało mi się o wiele bardziej niż czwarte, ale trzecie pozostaje dla mnie najlepsze. Niemniej jednak, czekam na finałowy tom, bo jeden, dość istotny, wątek nadal pozostał nierozwiązany. Jestem ciekawa, jak poradzi sobie Englert i w jaki sposób autorka zakończyła tę serię.

Zastanawiałam się, jak autorka wybrnie z zakończenie poprzedniego tomu i szczerze powiem, że… Sprytne to było.
Oprócz tego mamy kontynuację sprawy sprzed lat. Jak ja uwielbiam wątki wampirów! Naprawdę! Wręcz nie mogłam się doczekać, gdy tylko przeczytałam o tym w opisie.
Według mnie, zdradza trochę za dużo, ale jednocześnie wiem, z czego to wynika, bo też dałam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Pisarka" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Magdy Stachuli. Kiedy tylko trafiłam na zapowiedź, wiedziałam, że muszę ją przeczytać, bo czy może być lepsza lektura dla aspirującej autorki niż "Pisarka" właśnie? Trochę się wahałam, thrillery nie należą do mojego ulubionego gatunku, ale Bartek z @bliskiespotkania szybko i bardzo skutecznie mnie namówił, żebym dała szansę tej książce.

Wkręciłam się niemal od pierwszego rozdziału. Z ciekawością podążałam za bohaterami i śledziłam rozwój wydarzeń. Nim się obejrzałam, byłam już za setną stroną. Upał trochę utrudniał mi koncentrację, gdyby nie on, z pewnością skończyłabym tego samego dnia.

Muszę przyznać, że czterech narratorów to był świetny ruch. Każdy wnosił do opowieści coś innego. I dzięki temu mogłam ich lepiej poznać.
Najbardziej polubiłam Laurę i jej punkt widzenia, chociaż do Joanny też wcale nie było mi tak daleko. Może i nie jestem aż taką stalkerką jak ona, jednak rozumiałam wiele z jej zachowań.
Najmniej sympatyzowałam z Sebastianem. Właściwie to go nie lubię, a jego hipokryzja nie zasługuje na żaden komentarz.

Świetnie czytało mi się tę powieść. Przewracałam kartki nie tyle przez to, że dużo się działo, co przez ciekawość. Interesował mnie dalszy bieg fabuły i jak to się wszystko zakończy. Zagadka nie jest szczególnie skomplikowana, jednak nie miało to dla mnie większego znaczenia, o dziwo. Mogłabym narzekać, że brakowało napięcia i zwrotów akcji, ale dałam się wciągnąć i nic więcej nie było mi potrzebne.
Nie patrzyłam nawet, czy są jakieś błędy. Powtórzenia wyłapywałam, chociaż nie wybijały mnie z rytmu.
Tym razem, dużo ważniejsza była dla mnie sama historia, a warstwa językowa została obok.

Zakończenie było całkiem niezłe. Może nie wyrwało mnie z kapci, ale pasowało do reszty. Spodziewałam się czegoś innego, bardziej "wow", ale to takie moje skrzywienie kryminalne. Widziałam, co autorka robiła po drodze i zdawałam sobie sprawę, że pewnie skończy się inaczej.
Nie znalazłam też żadnych ciekawostek branżowych, chociaż nie wątpię, że mogą tam być. Dla mnie po prostu są czymś naturalnym i nie rzucają się w oczy.

Spędziłam świetne chwile z "Pisarką". Brakuje mi na rynku książek pokazujących go od strony autora i bardzo się cieszę, że trafiłam na powieść Magdy Stachuli.

"Pisarka" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Magdy Stachuli. Kiedy tylko trafiłam na zapowiedź, wiedziałam, że muszę ją przeczytać, bo czy może być lepsza lektura dla aspirującej autorki niż "Pisarka" właśnie? Trochę się wahałam, thrillery nie należą do mojego ulubionego gatunku, ale Bartek z @bliskiespotkania szybko i bardzo skutecznie mnie namówił, żebym dała szansę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Nie wiem, co myśleć o tej książce.
Po świetnej "Wybranej" nie mogłam doczekać się kontynuacji, jednak szybko się od niej odbiłam.
W tym tomie nacisk został położony na inne kwestie. Mniej tu sensacji, a więcej życia głównej bohaterki.
Nie do końca jestem fanką takiego zabiegu w kryminałach. Wolę, gdy wszystko jest wyważone. Tutaj było dla mnie za spokojnie. Niby sporo się działo, ale nie czułam napięcia, jak w przypadku pierwszego tomu. Nie trzymałam też kciuków za Iwonę. Moim zdaniem, trochę za łatwo poszło z przywróceniem jej w szeregi Policji.
Przez większą część powieść po prostu mnie nużyła. Na szczęście w końcu zrobiło się lepiej i końcówkę czytałam z zainteresowaniem.
Szybko zaczęłam łączyć kropki, domyślałam się, co czego to wszystko zmierza. Mimo to, muszę przyznać, że ostatnie strony są… przejmujące.
Uwielbiam styl Stelara. Zachwycam się tym, jak konstruuje zdania, takich słów używa. Chociaż przez to, że w "Przegraną" nie byłam tak wkręcona, dużo bardziej rzucały mi się w oczy powtórzenia, które spokojnie można było chociaż trochę pozamieniać.

Nie wiem, co myśleć o tej książce.
Po świetnej "Wybranej" nie mogłam doczekać się kontynuacji, jednak szybko się od niej odbiłam.
W tym tomie nacisk został położony na inne kwestie. Mniej tu sensacji, a więcej życia głównej bohaterki.
Nie do końca jestem fanką takiego zabiegu w kryminałach. Wolę, gdy wszystko jest wyważone. Tutaj było dla mnie za spokojnie. Niby sporo się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Uwielbiam tę serię, ale za ten tom długo nie mogłam się zabrać. Finał poprzedniego zabolał mnie do tego stopnia, że potrzebowałam 3 podejść, żeby przeczytać pierwszy rozdział.
Było trudno. Nie potrafiłam zanurzyć się w fabułę, wydawała mi się taka mniej szczecińska niż wcześniej. Doskonale znam główne lokalizacje, które występują w tej serii, jak Prokuratura Okręgowa, czy Komenda Wojewódzka Policji. Wiem, jak wyglądają, a mimo tego opisy były za skrótowe. Nie potrafiłabym sobie ich wyobrazić, gdybym nie mieszkała w Szczecinie.
Nie jestem też fanką wątku z zabójstwami prostytutek, który przewija się praktycznie od samego początku. Już mi się chyba trochę przejadł.
Ale, żeby nie było, że to zła książka. Pewnie, że nie. Była po prostu inna. Dużo spokojniejsza niż poprzednie dwie. Autorka bardziej postawiła na relację Gabrieli z Rafałem Michalskim i muszę przyznać, że to był świetny pomysł.
Do tego stopnia, że zignorowałam pierwsze, dosyć mieszane odczucia i pozwoliłam się prowadzić. Rafałowi.
Pierwszy raz szłam za kimś innym niż Gabi. Trzymałam kciuki za Michalskiego, odkrywałam powiązania i przeżywałam wszystko razem z nim. Rafał Michalski po prostu mnie zauroczył w tej książce. Był idealną przeciwwagą do bezczelnej i impulsywnej Sawickiej. I tak, jak kocham ją, tak no, Rafał zyskał w moich oczach.
Jeszcze jeden plus: druga sprawa. O mój Boże, jak ja się w nią wkręciłam. Przerzucałam kartki jak szalona, byle tylko dowiedzieć się czegoś więcej. Nie wiadomo o niej jeszcze zbyt wiele, ale czuję, że w kolejnym tomie poznam szczegóły i już nie mogę się doczekać!
Co do zakończenia: szokujące, jak to zwykle u Diany Brzezińskiej. Nie czułam tego, co przy trzecim tomie, emocjonalnie już chyba nic mnie bardziej w tej serii nie dotnie. Mimo wszystko, jestem ogromnie ciekawa, jak autorka z tego wybrnie.
"Nie odkryjesz prawdy" jest takim tomem przejściowym i to widać. Dużo spokojniejszy, mniej się dzieje, więcej relacji między bohaterami. A jednocześnie druga sprawa i sama końcówka pozostawiła mnie w napięciu i oczekiwaniu na to, że piąty tom rozwali system. Byle do sierpnia!

Uwielbiam tę serię, ale za ten tom długo nie mogłam się zabrać. Finał poprzedniego zabolał mnie do tego stopnia, że potrzebowałam 3 podejść, żeby przeczytać pierwszy rozdział.
Było trudno. Nie potrafiłam zanurzyć się w fabułę, wydawała mi się taka mniej szczecińska niż wcześniej. Doskonale znam główne lokalizacje, które występują w tej serii, jak Prokuratura Okręgowa, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dawno tak dobrze nie czytało mi się żadnej książki.
Początek tej powieści jest w jakimś sensie dramatyczny. Widzimy, jak przez jedną sytuację głównej bohaterce wali się świat, a z każdą kolejną stroną jest coraz gorzej. Dla niej, dla czytelnika niekoniecznie.
Polubiłam Iwonę niemal od pierwszej sceny. Widać, że jest silną kobietą i mimo tego, co ją spotkało stara się jakoś funkcjonować. Przede wszystkim: jej siła nie łączy się z wulgarnością, co mnie cieszy, bo ostatnio jest taka tendencja wśród autorów kryminałów.
Nie przepadam za wątkiem z półświatkiem, ale tutaj w ogóle mi to nie przeszkadzało. Dałam się prowadzić i razem z Iwoną coraz głębiej wchodziłam w ten świat.
Akcja jest ciekawie prowadzona, chciałam wiedzieć, co będzie dalej, co jeszcze się stanie. Pod koniec zaczęłam już łączyć fakty, jednak nie odebrało mi to przyjemności z lektury. Chociaż mogłoby być bardziej pokręcone.
Przez większą część tej powieści byłam pewna, że ocenię ją na 8 gwiazdek, jednak samo zakończenie sprawiło, że obniżyłam punktację. Spodziewałam się jakiegoś zaskoczenia, czegoś, przez co od razu chciałabym sięgnąć po 2 tom. Czekam na niego, ale bardziej przez to, że polubiłam Iwonkę i jestem ciekawa, co wydarzy się w jej życiu. Nie wszystkie wątki zostały wyjaśnione, a autor napisał już kontynuację, więc pozostaje wypatrywać zapowiedzi.

Dawno tak dobrze nie czytało mi się żadnej książki.
Początek tej powieści jest w jakimś sensie dramatyczny. Widzimy, jak przez jedną sytuację głównej bohaterce wali się świat, a z każdą kolejną stroną jest coraz gorzej. Dla niej, dla czytelnika niekoniecznie.
Polubiłam Iwonę niemal od pierwszej sceny. Widać, że jest silną kobietą i mimo tego, co ją spotkało stara się jakoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiem, co myśleć o tej książce…
Miałam do niej dwa podejścia. Za pierwszym razem porzuciłam ją po pierwszym rozdziale, za drugim w połowie. Zmusiłam się, żeby doczytać do końca przez to, że zrobiłam już kiedyś zdjęcie do recenzji.
Od samego początku coś mi nie grało w "Topieliskach". Narracja w czasie teraźniejszym była głównym czynnikiem, przez który nie potrafiłam wczuć się w tę opowieść. Nie lubię jej i wybija mnie z rytmu.
Fabuła ciekawiła mnie tylko na samym początku, później bardziej nużyła. Gdzieś w połowie zaczęłam łączyć kropki i wymyślać różne scenariusze. Jeden z nich w większości pokrył się w tym, co wykreowała autorka.
Nie wiem, czy w kontekście tej książki mogę napisać, że nie polubiłam głównej bohaterki i mnie nie kupiła. Ale przez to, że od pierwszych stron była mi obojętna nie potrafiłam razem z nią zagłębić się w mrok.
Bo ta książka jest mroczna, zwłaszcza pod sam koniec, porusza trudne tematy. Nie jest zła i pewnie wielu się podobała. Tyle że dla mnie klimat nie wystarczy.
Mam na półce jeszcze jedną książkę autorki i może kiedyś po nią sięgnę, ale po tej lekturze stwierdzam, że thrillery domestic noir chyba już nie są dla mnie. Tak po prostu.

Nie wiem, co myśleć o tej książce…
Miałam do niej dwa podejścia. Za pierwszym razem porzuciłam ją po pierwszym rozdziale, za drugim w połowie. Zmusiłam się, żeby doczytać do końca przez to, że zrobiłam już kiedyś zdjęcie do recenzji.
Od samego początku coś mi nie grało w "Topieliskach". Narracja w czasie teraźniejszym była głównym czynnikiem, przez który nie potrafiłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Spodziewałam się wiele. Może za wiele, ale autorka jest w końcu nauczycielką pisania.
Od samego początku nie pasował mi język tej książki. Wszystko było takie suche i pozbawione emocji, nawet gdy coś się działo. Już po pierwszym rozdziale i liczbie powtórzeń: "Sonia Marchlewska" w różnych konfiguracjach, czułam, że będę się irytować. Nie pomyliłam się za bardzo. Za każdym razem, gdy któryś z bohaterów mówił: "Franko", przewracałam oczami. A dialogi z Łukaszem były niewiarygodne. I nie chodzi o to, co mówił, tylko w jaki sposób.
Fabułę przewidziałam praktycznie od razu. Były jakieś próby mylenia tropów, ale niewystarczające, żebym zmieniła zdanie i postawiła na innego sprawcę.
Może to dlatego że akcja działa się w małym miasteczku, a ja już dawno przestałam je lubić. Za każdym razem, gdzieś na początku, typuję podejrzanego i nie przypominam sobie, żebym kiedyś nie trafiła. A chciałabym.
Nie polubiłam ani jednej postaci. W pewnym momencie dialogi brzmiały dla mnie jak zacięta płyta, chociaż domyślam się, dlaczego tak wyglądały.
W ogóle liczba słowa "incel" w tej książce... Nie jestem aż taką masochistką, żeby to liczyć.
"Zła miłość" to taka powieść, żeby usiąść, przeczytać i zapomnieć. Jeśli nie czepia się szczegółów, można spędzić z nią przyjemne chwile.

Spodziewałam się wiele. Może za wiele, ale autorka jest w końcu nauczycielką pisania.
Od samego początku nie pasował mi język tej książki. Wszystko było takie suche i pozbawione emocji, nawet gdy coś się działo. Już po pierwszym rozdziale i liczbie powtórzeń: "Sonia Marchlewska" w różnych konfiguracjach, czułam, że będę się irytować. Nie pomyliłam się za bardzo. Za każdym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Ostatnio zastanawiałam się czy kiedyś dam którejś książce z tej serii wyższą ocenę niż 8. No więc, uwaga, „Nie wygrasz ze mną”.
W 3 tomie Gabriela Sawicka przypadkiem znajduje się w kawiarni i zostaje zakładniczką. A później jest tylko gorzej, gdy okazuje się, że w Szczecinie może grasować sekta.
W maju byłam na spacerze miejskim śladami powieści Diany Brzezińskiej i autorka opowiadała trochę o tej części. Już wtedy stwierdziłam, że może być najlepsza, no i była.
Od samego początku wkręciłam się w fabułę, zastanawiałam się, w którą stronę to wszystko może pójść, ale dałam się porwać akcji. I dobrze, bo dzięki temu pochłaniałam kolejne rozdziały w takim tempie, że nawet podróż pociągiem mi nie przeszkodziła (a nie umiem czytać, gdy nie mam idealnej ciszy). Wszystko działo się tak szybko, że nie byłam w stanie przewidzieć zwrotów akcji. A kilka ich było.
Niezmiennie uwielbiam Gabi. W „Nie odpuszczę” pokazała się trochę z innej strony. Tutaj – starała się być taka jak wcześniej, ale widać w niej było zmianę. Zwłaszcza pod koniec.
Zakończenie... Już rozmawiałam o tym z autorką na Grandzie i nadal mnie nie przekonuje to wyjaśnienie. Moje serce zostało wyrwane i rozdeptane. Rzadko zdarza się, że płaczę podczas lektury, ale tutaj tak było. Skończyłam czytać w sobotę, a nadal, gdy przypomnę sobie te sceny... Jak tak można?!
Nie mogę doczekać się 4 tomu, a jednocześnie się boję, bo ma być jeszcze gorzej niż w 3 😶 Nie wiem, czy życzyć powodzenia Gabi czy sobie.

Ostatnio zastanawiałam się czy kiedyś dam którejś książce z tej serii wyższą ocenę niż 8. No więc, uwaga, „Nie wygrasz ze mną”.
W 3 tomie Gabriela Sawicka przypadkiem znajduje się w kawiarni i zostaje zakładniczką. A później jest tylko gorzej, gdy okazuje się, że w Szczecinie może grasować sekta.
W maju byłam na spacerze miejskim śladami powieści Diany Brzezińskiej i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Równie mocno czekałam na tę książkę, co nie mogłam się za nią zabrać. Ale gdy już zaczęłam to przepadłam.
W "Nie odpuszczę" Gabriela Sawicka dostaje trudną sprawę – musi złapać zabójcę, który zabija młode kobiety. Tylko że jego modus operandi jest niemal identyczny jak sprawcy, który przed laty zabił jej siostrę.
Bardzo się cieszę, że autorka pokazała trochę z przeszłości Gabi (wolałabym jeszcze więcej np. odnośnie do Przemysława Wilka, ale się zadowolę tym, co na razie dostałam). Dostaliśmy wycinek tego, co tak naprawdę ukształtowało ją jako człowieka, i jako prokuratora.
Sprawa kryminalna miała jeden z motywów, który uwielbiam i była dosyć dobrze poprowadzona, tylko brakowało czegoś tak: bardziej. Książka została ukierunkowana pod wątek z życia Sawickiej (i świetnie), ale trochę brakowało mi zarysu ofiar i czegoś więcej o nich.
Michalski, jak to Michalski, łagodził trochę cięty język Gabrieli. Oni w ogóle tworzą ciekawy duet i przez to coraz bardziej go lubię. Nawet mu współczułam, a to wiele znaczy!
Językowo, okej. Znalazłam kilka błędów w redakcji, jakieś pomylone słowa, powtórzenia, raz rzuciły mi się w oczy błędy składu. No klasycznie. Ale chyba ogólnie jest lepiej niż w poprzednich książkach autorki, a to już coś.
Rozwiązania już pod koniec się domyśliłam, chociaż końcówka mnie zaskoczyła.
I znowu nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Nie wiem, jak Diana Brzezińska to robi, ale coś mi się wydaje, że z całą tą serią tak będzie.

Równie mocno czekałam na tę książkę, co nie mogłam się za nią zabrać. Ale gdy już zaczęłam to przepadłam.
W "Nie odpuszczę" Gabriela Sawicka dostaje trudną sprawę – musi złapać zabójcę, który zabija młode kobiety. Tylko że jego modus operandi jest niemal identyczny jak sprawcy, który przed laty zabił jej siostrę.
Bardzo się cieszę, że autorka pokazała trochę z przeszłości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co jakiś czas mam okazję czytać którąś z książek Maxa Czornyja i zazwyczaj jest to całkiem przyjemnie spędzony czas. Tak też było i tym razem.
W "Mortaliście" poznajemy nowego bohatera – Honoriusza Monda, byłego kierownika katedry mortalistyki, który postanawia przyjąć ofertę pracy w firmie sprzątającej Allegry Szmit. Jednak podczas jednego ze zleceń odkrywa coś, czego nie powinien – ludzkie szczątki.
Muszę przyznać, że czytanie tej książki było ciekawym przeżyciem. Nie tyle ze względu na fabułę, co na postaci. Zarówno Honoriusz jak i Allegra są charakterystyczni. On, dzięki swojemu chłodnemu podejściu, nie wypowiadaniu na głos przypuszczeń. I ona – bardzo uduchowiona, szalona i nieprzewidywalna. Razem tworzą duet, po którym można spodziewać się wszystkiego.
Plusem tej książki niewątpliwie są ciekawostki na temat śmierci i procesu umierania. Widać, że Max Czornyj zrobił duży reaserch, wszystko wyszło bardzo naturalnie, czy to w dialogach czy narracji.
Ale.
Momentami język był zbyt pompatyczny, taki: za bardzo. O ile postać mogłaby używać w dialogach specjalistycznych słów, archaicznych wyrażeń, nawet cytować Biblię, o tyle w narracji tego wszystkiego było aż za wiele i bardzo często niepotrzebnie.
Wątek kryminalny był taki sobie. Niezbyt interesowało mnie to, kto i dlaczego zabił. Zakończenie też nie wywołało u mnie reakcji: "wow, więc o to cały czas chodziło". Byłam, delikatnie mówiąc, rozczarowana motywem sprawcy. Mimo tego przyjemnie podążało mi się za bohaterami i ich próbą rozwikłania zagadki.
I jeszcze jeden minus, bo wkurzało mnie to praktycznie od samego początku – nazywanie osób głuchych głuchoniemymi. Nie, nie i jeszcze raz nie. Bardzo łatwo można było temu zapobiec, wystarczyło sprawdzić.
"Mortalista" był interesującą przygodą, nawet pomimo wad, które wymieniłam. Chętnie przeczytałabym dalsze losy Allegry i Honoriusza. Może wtedy fabuła bardziej mnie przekona.

Co jakiś czas mam okazję czytać którąś z książek Maxa Czornyja i zazwyczaj jest to całkiem przyjemnie spędzony czas. Tak też było i tym razem.
W "Mortaliście" poznajemy nowego bohatera – Honoriusza Monda, byłego kierownika katedry mortalistyki, który postanawia przyjąć ofertę pracy w firmie sprzątającej Allegry Szmit. Jednak podczas jednego ze zleceń odkrywa coś, czego nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Skrucha" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marka Stelara. Już od jakiegoś czasu chciałam przeczytać coś jego autorstwa i wyszło na to, że kupiłam właśnie tę powieść.
Nie jestem wielką fanką fabuł osadzonych w małych miasteczkach, bo najczęściej wszystko opiera się o to samo – kogoś "z zewnątrz", próbującego rozwiązać zagadkę i zmowę milczenia mieszkańców. Tu też trochę tak jest, ale przyznam, że Nowe Warpno mnie zauroczyło. Jest w nim coś... Innego? A może to ta wszechobecna i wielokrotnie powtarzana, obecność wody daje mu klimat.
Mam wrażenie, że fabuła została bardzo przez autora zaplanowana. I bardzo dobrze, bo mimo że w pewnym momencie zaczęłam się domyślać, o co chodzi to nie starałam się tego robić za wszelką cenę, a nawet dałam się zaskoczyć.
Do bohaterów nie zapałałam jakąś szczególną miłością. Byli mi raczej obojętni, chociaż gdyby Marek Stelar pokusił się na napisanie kolejnej powieści z nimi, to chętnie sprawdziłabym, co słychać u Dominika i Natalii.
Styl autora, w pierwszej chwili wydawał mi się lekko chaotyczny, momentami gubiłam się w zdaniach wielokrotnie złożonych, chociaż im dalej czytałam, tym bardziej przyzwyczajałam się i wszystko stawało się zrozumiałe (zupełnie tak, jak sprawa kryminalna).
Na koniec do jednego się przyczepię. Jakoś do połowy brakowało mi w tej książce napięcia. Wszystko było takie spokojne, nie czułam chęci, żeby jak najszybciej dowiedzieć się rozwiązania. Pod koniec się to zmieniło, bo ostatnie 150 stron przeczytałam jednym tchem.
Podsumowując. Moje pierwsze spotkanie z Markiem Stelarem uważam za udane. Bardzo chętnie przeczytam kolejną powieść, która się ukaże. I przede wszystkim: chciałabym zobaczyć Nowe Warpno na własne oczy. Może kiedyś.

"Skrucha" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marka Stelara. Już od jakiegoś czasu chciałam przeczytać coś jego autorstwa i wyszło na to, że kupiłam właśnie tę powieść.
Nie jestem wielką fanką fabuł osadzonych w małych miasteczkach, bo najczęściej wszystko opiera się o to samo – kogoś "z zewnątrz", próbującego rozwiązać zagadkę i zmowę milczenia mieszkańców. Tu też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Męcząca – właśnie tym słowem mogłabym określić tę książkę i nie napisać nic więcej. Ale muszę.
Zacznę od rzeczy, która rzuciła mi się w oczy od razu, gdy tylko otworzyłam swój egzemplarz. Dlaczego tam nie ma wcięć akapitowych? One nie istnieją w tym tekście, a to dopiero pierwszy z minusów. Już pominę literówki, kropki zamiast przecinków, powtórzenia...
Opis fabuły brzmiał ciekawie, dlatego w ogóle zainteresowałam się tą powieścią, wydałam na nią pieniądze. "Brzmiał" to słowo-klucz, bo tylko na tym się skończyło. Ta historia jest tak rozwleczona, że w okolicy 150 strony miałam jej już serdecznie dość. Mnóstwo scen nic nie wnosi, autor żongluje perspektywami postaci, które potem nagle znikają, żeby się pojawić 100 stron później. Albo i nie...
Bohaterowie. Papierowi – chyba tak najlepiej byłoby ich określić. Żaden nie był ciekawy, nie sprawiał, że chciałam czytać dalej. Wręcz przeciwnie. Nie mówię, że mam im wszystkim kibicować, ale błagam, niech budzą jakiekolwiek emocje.
Oczywiście poprowadzony wątek między prokurator, prowadzącą śledztwo, a podlegającym jej policjantem to było w ogóle jakieś nieporozumienie. Zwłaszcza że ich najczęstszą interakcją były rozmowy telefoniczne... Ściany tekstu, poprowadzone tylko na dialogach. Tylko. Bez żadnych przerywników, chociażby na opis widoku za oknem.
Styl, jak się pewnie można domyślić, też nie przypadł mi do gustu. Nie ciepię powtórzeń i zdań, które przy redakcji powinny zostać wycięte, bo albo nic nie wnoszą albo powielają to, co było chwilę wcześniej. Do tego – tłumaczenie oczywistych rzeczy (np. czym są obcęgi. Naprawdę, nie potrzebuję tego. Nie traktujmy czytelnika jak idioty, błagam).
No i chyba moje ulubione – nieumiejętne szokowanie brutalnością.
Lubię takie książki, serio. Mogę czytać szczegółowe opisy zbrodni, nie robi mi to większego problemu. Ale niech to będzie chociaż dobrze napisane, a nie "bo przecież ludzie chcą czytać, więc może być napisane byle jak". No nie. Przynajmniej nie dla mnie.
Podsumowując. To było chyba moje pierwsze i ostatnie spotkanie z twórczością Krzysztofa Jóźwika. W "Chwastach" nie podobało mi się absolutnie nic. Pomysł może był ciekawy, ale wykonanie już nie za bardzo. A szkoda.

Męcząca – właśnie tym słowem mogłabym określić tę książkę i nie napisać nic więcej. Ale muszę.
Zacznę od rzeczy, która rzuciła mi się w oczy od razu, gdy tylko otworzyłam swój egzemplarz. Dlaczego tam nie ma wcięć akapitowych? One nie istnieją w tym tekście, a to dopiero pierwszy z minusów. Już pominę literówki, kropki zamiast przecinków, powtórzenia...
Opis fabuły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Chyba jeszcze nigdy nie czekałam na żadną książkę tak, jak na "Nie dopniesz swego". Czy było warto? W końcu mogę to napisać: tak!
Jeśli się nie mylę to Diana Brzezińska już od spotkań przy okazji debiutu wspominała o prokurator Gabrieli Sawickiej. A ja od samego początku byłam w jakiś niewyjaśniony sposób zafascynowana tą bohaterką. Wtedy nie wiedziałam o niej praktycznie nic, a mimo tego im więcej autorka o niej mówiła, tym bardziej na nią czekałam. Może to przez urząd, który pełni? Mój wymarzony? Bardzo prawdopodobne.
W końcu pojawiła się ona – Gabi. Najpierw w serii o Adzie i Krystianie, teraz – w swojej własnej. Aż chciałabym napisać: "nareszcie".
Główna bohaterka nie jest na pewno postacią, która wszystkim przypadnie do gustu (dokładnie tak, jak jest napisane na okładce). Jej styl bycia, dążenie do celu ponad wszystko i przekraczanie granic, których przekraczać nie powinna. Ale to sprawia, że Gabriela jest jakaś. Nie da się jej nie zauważyć, nie pozostaje obojętna, nie ginie w tłumie.
Właśnie na taką postać w twórczości Diany Brzezińskiej czekałam. Sawicka nie jest idealna, ma wady, tajemnice, którymi nie chce się dzielić, czasami irytuje, a jednocześnie, gdy się ją pozna to nie jest się w stanie zapomnieć.
Czytałam tę powieść trochę "na raty", bo dostałam ją sporo przed premierą, później była sesja, więc odłożyłam. Ale pomimo tego cały czas o niej myślałam. Nie tyle o sprawie kryminalnej, rozwiązaniu zagadki albo ścieżkach, w które może skręcić śledztwo, co właśnie o pani prokurator. Jeśli to nie jest wyznacznik dobrze napisanej, charakterystycznej i intrygującej postaci to nie wiem, co nim jest.
Odnośnie do samej fabuły, jak dla mnie trochę za łatwo, standardowo coś tam przewidziałam, ale na szczęście czułam się usatysfakcjonowana. Bardziej intryguje mnie drugi wątek, rozpoczęty w tej książce. Mam nadzieję, że będzie kontynuowany w kolejnym tomie.
Rafała Michalskiego jak nie lubiłam, tak dalej nie lubię, chociaż niebezpiecznie zaczynam się do niego przekonywać. I coś mi się wydaje, że z czasem się jednak polubimy.
Już kończąc – to była dobra książka. Nawet bardzo. Cieszę się, bo widać, że autorka się rozwija. Jestem ogromnie ciekawa, co zaplanowała dla Gabi, bo po tym zakończeniu to aż sama się boję (chociaż trudno mi było tego nie obstawiać). Czekam również na więcej jej backstory, bo jestem pewna, że będzie fascynujące, już teraz było.
Na zakończenie: fragment o prokuratorach z 33 rozdziału skradł moje serce. A nawiązanie do poprzedniej serii już w ogóle. Nie mogę doczekać się kolejnych tomów.

Chyba jeszcze nigdy nie czekałam na żadną książkę tak, jak na "Nie dopniesz swego". Czy było warto? W końcu mogę to napisać: tak!
Jeśli się nie mylę to Diana Brzezińska już od spotkań przy okazji debiutu wspominała o prokurator Gabrieli Sawickiej. A ja od samego początku byłam w jakiś niewyjaśniony sposób zafascynowana tą bohaterką. Wtedy nie wiedziałam o niej praktycznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Od jakiegoś czasu chciałam przeczytać "Zapłatę". Byłam ciekawa czym się wyróżnia, dlaczego seria z Górską i Tomczykiem jest bestsellerowa.
I szczerze mówiąc, po 1 tomie, nie mam pojęcia.
Pierwsze strony od razu mnie zaintrygowały, bo autorka pokazała przeszłość bohaterki, której jeszcze nie znałam. Później zostałam wrzucona w sprawę kryminalną. Znowu to piszę, ale... Przewidywalną. Bardzo.
Co do postaci to mam wrażenie, że Agata Górska jest odrobinę lepiej zarysowana, autorka więcej o niej mówi, pokazuje, w jaki sposób kobieta się zachowuje. Natomiast o Sławku Tomczyku nie wiem niczego ponad to, że jest punktualny, lubi zieloną herbatę i ma dość postawną budowę ciała. Plus jest romantykiem. Niby coś, ale jednak niewiele w porównaniu do backstory Agaty.
Akcja się taka, że praktycznie wszystko byłam w stanie wywnioskować dużo wcześniej niż policjanci. Nie miało mnie co wciągnąć, bo więcej tam było wątku obyczajowo-kryminalnego niż kryminału.
Właśnie, ten wątek romantyczny. Nawet nie wiem, jak to skomentować. Niepotrzebny? Nieprofesjonalny? Rzucony tak sobie, bez większej głębi.
Styl autorki jest przyjemny, szybko czyta się te książki (zarówno "Zapłatę" jak i "Milcząc jak grób"), ale... Tyle tam jest takich głupich błędów, poszatkowanych scen, nierealistycznych dialogów.
W mojej opinii w tej powieści jednak dominuje obyczaj, a wątek kryminalny nie jest angażujący. Nie miałam ochoty przerzucać kartek, żeby tylko dowiedzieć się, kto zabił, bo sama zgadłam.
Niestety. Może w przyszłości dam jeszcze szansę twórczości Małgorzaty Rogali i sięgnę po 2 tom którejś z serii. Teraz jednak mam wrażenie, że to po prostu nie są książki dla mnie.

Od jakiegoś czasu chciałam przeczytać "Zapłatę". Byłam ciekawa czym się wyróżnia, dlaczego seria z Górską i Tomczykiem jest bestsellerowa.
I szczerze mówiąc, po 1 tomie, nie mam pojęcia.
Pierwsze strony od razu mnie zaintrygowały, bo autorka pokazała przeszłość bohaterki, której jeszcze nie znałam. Później zostałam wrzucona w sprawę kryminalną. Znowu to piszę, ale......

więcej Pokaż mimo to