-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2020-12-16
2020-11-17
Kolejna świetna książka Chrisa Cartera za mną. Główny bohater - Robert Hunter i jego partner Carlos Garcia muszą zmierzyć się z następnym sadystycznym mordercą, krążącym po ulicach LA. Zabawa zaczyna się w momencie, kiedy policjanci znajdują na zapleczu nieczynnego sklepu mięsnego zwłoki młodej kobiety z zszytymi ustami i kroczem. Do sekcji zwłok przystępuje doktor Winston i jego młodszy asystent. Tragiczny finał oględzin wywołuje niemałą panikę wśród jednostki policji, a pojawiająca się kolejna ofiara nie początkuje niczego dobrego. Obaj detektywi odkrywają wkrótce, że prowadzone przez nich śledztwo łączy się ze sprawą porwania, prowadzoną przez prywatną detektyw - Whitney Meyers. Hunter jest przekonany, że sadystyczny morderca mógł porwać o wiele więcej kobiet. Jego teoria się sprawdza, gdy znika kolejna kobieta.
Tylko Chris Carter potrafi stworzyć historię, przerażającą w całej swojej okazałości, gdzie szybsze bicie serca nie jest w stanie opuścić czytelnika do ostatniej kartki powieści. Autor po raz kolejny posługuje się swoim schematycznym wzorem tworzenia rozdziałów, bowiem każde jego zakończenie przedstawia kolejne tropy, których wyjaśnienie znajdziemy na kolejnych stronach powieści. Ten obrany przez autora cel ma pewien sens- prowadzi to do automatycznego przerzucania kartek, a co za tym idzie: zasada „jeszcze tylko jeden rozdział” całkowicie się tu nie sprawdza, przez co książka nadaje się na jedno posiedzenie. Carter po raz kolejny zaskoczy oryginalną i świetną fabułą, zapewniającą dreszcze emocji i strachu, oraz momenty zaskoczenia otoczone mrocznym klimatem i gęstą mgłą, idealną kryjówką dla psychopatycznego mordercy, zabijającego bez skrupułów kolejne kobiety. Wątek kryminalny daje wszystko, czego czytelnik może oczekiwać od dobrej powieści grozy, a łączący się z nienachalnym, ale interesującym wątkiem obyczajowym, tworzy świetną i logiczną całość, pobudzającą zmysły. Wierzę, że znajdą się osoby, które tak jak ja, po przeczytaniu paru wątków, zaczną się zastanawiać, czy aby na pewno są same w domu. Chris Carter daje radę powtórnie wciągnąć w stworzony przez siebie świat, umiejętnie manipulując czytelnikiem.
„Nocny prześladowca” to książka, która może nie przeraża swoją brutalnością aż tak, jak jej poprzedniczki, jednak nadal zalicza się do bardzo dobrej literatury, a towarzyszący podczas czytania strach będzie tego świetnym przykładem. Autor ponownie stworzył niesamowicie dobrą i wciągającą historię, podsuwając raz za razem kolejne wskazówki, tworzące zawiłą fabułę, pogrywającą z czytelnikiem na milion sposobów, aby na koniec wejść w tę historię z wielkim przytupem i walnąć takim zakończeniem, że szczena na podłodze murowana. Muszę przyznać, że motyw morderstw seryjnego zabójcy bardzo mi się podobał i w życiu bym nie wpadła na to, co czekało na mnie na ostatnich kartkach powieści.
To książka, którą warto polecić. Zdecydowanie ten tom trzyma poziom tych poprzednich, więc jeśli przypadły wam do gustu, na tym również się nie zawiedziecie. Jedynym minusem jest postać Huntera. Uwielbiam faceta całym sercem, ale czy w końcu znajdzie się coś, czego nie potrafi? Albo coś, czego nie wie? Jego cukierkowy idealizm momentami trochę przekreśla jego realizm. A szkoda, bo to naprawdę świetna postać. Może w kolejnych tomach zacznie popełniać błędy jak każdy normalny człowiek?
Kolejna świetna książka Chrisa Cartera za mną. Główny bohater - Robert Hunter i jego partner Carlos Garcia muszą zmierzyć się z następnym sadystycznym mordercą, krążącym po ulicach LA. Zabawa zaczyna się w momencie, kiedy policjanci znajdują na zapleczu nieczynnego sklepu mięsnego zwłoki młodej kobiety z zszytymi ustami i kroczem. Do sekcji zwłok przystępuje doktor Winston...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-28
„Piętno” to książka, która w internecie zrobiła niezłą furorę. Rzadko kiedy tak polecane i reklamowane książki przypadają mi do gustu, jednak po jej przeczytaniu, śmiało mogę powiedzieć, że ta pozycja jak najbardziej zasługuje na wszystkie zebrane pochwały :).
„Piętno” to historia Igora Brudnego, twardego, bezpośredniego i zamkniętego na uczucia warszawskiego gliniarza. Jego życie zmieni się nieodwracalnie, kiedy bliźniaczo podobny do Igora mężczyzna zacznie brutalnie i bez skrupułów zabijać niewinnych ludzi. Brudny nie ma innego wyjścia, jak powrót do Zielonej Góry, a także swojej bolesnej przeszłości, by oczyścić się z podejrzeń. Sprawę morderstw prowadzi Romuald Czarnecki, równie bezwzględny i twardy śledczy, stojący przed najgorszym morderstwem w całej swojej karierze. Pojawienie się Brudnego na jego terytorium komplikuje całą sprawę, szczególnie, kiedy media zaczynają węszyć. Czarnecki i Brudny nie wiedzą jeszcze, że to dopiero początek, a morderca ma wobec jednego z nich spore plany..
„Piętno” to książka przerażająca w całej swojej okazałości. Już pierwsze strony powieści wywołują gęsia skórkę i szybsze bicie serca, pobudzające wyobraźnię i pełne krwi obrazy przed oczami. To historia, w której czytelnik zmierzy się nie tylko z umysłem bezwzględnego i bestialsko mordującego psychopaty, ale również i demonami przeszłości Igora Brudnego, mającymi duże znaczenie podczas prowadzenia śledztwa i tropienia człowieka odpowiedzialnego za pozbawienie życia licznych osób. Pedofilia wśród księży, molestowanie seksualne, bicie i poniżanie dziecka, nie są w tej książce pojęciami obcymi. Wątki te wywołują w czytelniku ogromną burzę uczuć i złość na otaczający nas świat. Tym bardziej, że tego typu sytuacje nie są czymś obcym i niestety zamiast zanikać, nasilają się one coraz bardziej. Te wątki zdecydowanie wciskają w fotel, a syf instytucji kościoła katolickiego napędza krew w oraganizmie czytelnika, powodując chęć rzucenia książki w najciemniejszy zakamarek pomieszczenia, w którym aktualnie się znajduje.
Poza okropnym obrazem pedofilii, autor przygotował dla nas obrazy brutalnych morderstw i dość ciekawej (choć już w połowie książki domyśliłam się jaki będzie tego finał) zagadki, która intryguje już od pierwszych stron powieści. Niemniej jednak pomimo przewidywalnego zakończenia, książkę czyta się szybko i z dużą dociekliwością. To genialna, zaskakująca, trzymająca w napięciu, przerażająca, bezlitosna, zapewniająca dreszczyk emocji i grozy pozycja, od której niesamowicie ciężko się oderwać. Autor popisał się świetną kreacją nie tylko bohaterów, ale także otaczającego nas świata. Dobitnie udowodnił, że przeszłość każdego dziecka ma niesamowity wpływ na to, jakim człowiekiem stanie się on w przyszłości. Jego świetny warsztat literacki całkowicie wciąga w ten mroczny i upiorny klimat, gdzie skurcz żołądka i szybsze bicie serca towarzyszą czytelnikowi aż do ostatniej kartki powieści. Fabularnie książka okazała się bardzo dobra- świetnie skonstruowana i przemyślana w każdym możliwym aspekcie. Wątek kryminalny idealnie łączy się z tym obyczajowym, tworząc spójną i logiczną całość. Teraz rozumiem fenomen „Piętna”. Sama jestem zachwycona tą powieścią i mam nadzieję, że jak najszybciej zabiorę się za drugą część.
Książkę polecam. Uprzedzam tylko, że jest to pozycja dla osób o mocnych nerwach. Wyprute zza życia wnętrzności człowieka są tylko kroplą w morzu tego, co przygotował dla nas morderca. Miłej lektury!
„Piętno” to książka, która w internecie zrobiła niezłą furorę. Rzadko kiedy tak polecane i reklamowane książki przypadają mi do gustu, jednak po jej przeczytaniu, śmiało mogę powiedzieć, że ta pozycja jak najbardziej zasługuje na wszystkie zebrane pochwały :).
„Piętno” to historia Igora Brudnego, twardego, bezpośredniego i zamkniętego na uczucia warszawskiego gliniarza....
2020-01-14
2020-01-20
2020-01-06
2020-01-10
2020-12-31
Szczerze mówiąc, nigdy nie sięgam po książki z gatunku sf. Nie wiem właściwie, dlaczego ta pozycja znalazła się na mojej półce, ale stwierdziłam, że skoro ją mam, to może warto wyjść ze swojej strefy czytelniczej i poszerzyć horyzonty literackie. Trochę się obawiałam tej lektury, jednak jak się okazało, nie było aż tak źle i myślę, że częściej będę sięgać po taką literaturę.
Håkon Lindberg budząc się przedwcześnie z kriogenicznego snu, widzi nad sobą zakrwawione i martwe ciało kapitana okrętu Accipitera, przemierzającego kosmiczną pustkę, w celu wykonania pewnej ważnej dla ludzkości misji. Jak się okazuje, na pokładzie doszło do makabrycznej rzezi, a jedynymi ocalałymi jest Håkon, oraz nawigator Dija Udin Alhassan. Obaj mężczyźni, odcięci od Ziemii i zdani tylko i wyłącznie na siebie, postanawiają odkryć, co tak naprawdę wydarzyło się na pokładzie. I najważniejsze- kto jest za to odpowiedzialny? Obaj nie wiedzą, czy mogą sobie ufać, w dodatku obaj są przekonani, że ten, kto zabił załogę nadal przebywa na pokładzie okrętu...
„Chór zapomnianych głosów” to książka, po którą sięgnęłam ze względu na świetnie zapowiadający się wątek kryminalny, wprowadzając stopniowo w swoje życie nowy gatunek, jakim jest sf. Szczerze mówiąc ta historia nawet mi się podobała, mimo, że początek szedł mi topornie, przez co książkę porzuciłam po dwudziestu stronach. Druga szansa nadeszła dość szybko i zakończyła się sukcesem, z czego bardzo się cieszę, bowiem nie lubię porzucać nieskończonych książek. Akcja w książce rozgrywa się dość interesująco i intrygująco, zaskakując na każdej możliwej stronie. Autor w tej powieści prowadzi pewną grę z czytelnikiem, rozgrywającą się we wszechświecie, poza zasięgiem układu słonecznego. Wątek fantastyczny całkowicie spełnił moje oczekiwania, a w połączeniu z wątkiem kryminalnym utworzył dość zgrabną całość, przy której można miło spędzić czas. Mróz w tej powieści ciekawi czytelnika światem pozaziemskim, wprowadzając mroczny i przerażający klimat, którego mrok potrafi wciągnąć w swoje sidła. Do tego porusza również motyw podróży w czasie, co bardzo mi się podobało, bowiem skojarzyło mi się to z serialem „Dark”, który uwielbiam.
Podsumowując, książka okazała się całkiem dobra. Momentami była nierówna, miała swoje lepsze i gorsze momenty, jednak w jakiś sposób mnie zaintrygowała i na pewno sięgnę po kolejną część. Autor miał na pewno świetny pomysł na fabułę, spisał się bardzo dobrze, budząc we mnie chęć zagłębienia się w temacie wszechświata, kosmosu i gwiazdozbiorów. Dla miłośników szybkiej akcji i niespodziewanych zwrotów, ta historia na pewno okaże się strzałem w dziesiątkę. Tutaj nie ma czasu na nudę. I nic nie jest w niej takie oczywiste, jak się na początku wydaje.
ig: milionstron
Szczerze mówiąc, nigdy nie sięgam po książki z gatunku sf. Nie wiem właściwie, dlaczego ta pozycja znalazła się na mojej półce, ale stwierdziłam, że skoro ją mam, to może warto wyjść ze swojej strefy czytelniczej i poszerzyć horyzonty literackie. Trochę się obawiałam tej lektury, jednak jak się okazało, nie było aż tak źle i myślę, że częściej będę sięgać po taką...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-27
„W dzisiejszym świecie nie liczy się prawda. Liczy się to, kto najgłośniej krzyczy.”
„Nie krzycz” to już ostatni tom kończący serię „trylogii hejterkiej”. Muszę przyznać, że wszystkie tomy spełniły moje oczekiwania, serwując niesamowicie pokręconą, ale i oryginalną historię. Ostatni tom również zalicza się do tych bardzo dobrych, a sam Autor udowodnił, że potrafi trzymać poziom.
W tej części czytelnik po raz kolejny spotka się z Michałem i jego żoną Agatą. Michał nadal jest gnębiony przez swoją kobietę i przestaje wierzyć, że kiedykolwiek się od niej uwolni. Sytuacja się zmienia, gdy mężczyzna otrzymuje niespodziewaną pomoc i staje przed szansą wyrównania rachunków z despotyczną żoną. Jak potoczą się losy tej niszczącej siebie nawzajem pary? Kolejną bohaterką jest znana z poprzednich części Anita, która pogrążona w długach podejmuje pracę jako anonimowa hejterka. Kobieta za pieniądze wypisuje obraźliwe komentarze pod adresem znanych aktorów, polityków, czy influencerów. Po zhejtowaniu pewnego polityka na jej prywatą skrzynkę zaczynają przychodzić e-maile z pogróżkami. Jednak to dopiero początek koszmaru, z jakim musi zmierzyć się kobieta. Kto jej grozi? Jak skończy się cała ta sytuacja?
„Nie krzycz” to kolejna świetna, niepospolita i trzymająca w napięciu pozycja, którą przeczytałam dosłownie w jedno popołudnie. Marcel Moss po raz kolejny stworzył ciekawą historię, opowiedzianą z perspektywy kilku bohaterów, stosując dwie linie czasowe, przez co każdy rozdział wprowadza nutę tajemniczości, łączącą się z biegiem czasu w logiczną całość. W tej powieści Autor ponownie porusza temat ogromnej lawiny hejtu, przemocy fizycznej, oraz psychicznej. Na kartkach tej powieści czytelnik spotka się również z problemem alkoholowym, uzależnieniem od narkotyków, prostytucją, odrzuceniem, zaburzeniami emocjonalnymi, obłędem, furią, oraz całkowitym brakiem kontroli i despotycznością. Autor nie omieszka się dodatkowo zagłębić w temacie marketingu, oraz działania sieci i internetu, przepełnionego algorytmami, a także i kłamstwami. W tej powieści jak widać dużo się dzieje, każdy z bohaterów dźwiga na swoich barkach traumatyczną przeszłość jak i ciężką teraźniejszość, jednak ilość tych problemów nie przytłacza, wręcz przeciwnie - zapewnia pewną fascynację i ogromny rollercoaster emocji, towarzyszący czytelnikowi przez większą część lektury. Autor w tej części odkrywa także karty dotyczące przeszłości Agaty. Dzięki temu dowiemy się, jak wyglądała droga życiowa jednej z głównych bohaterek, oraz zrozumiemy, co doprowadziło ją do miejsca, w którym aktualnie się znajduje. Te wątki niesamowicie grają na umyśle czytającego, dobitnie udowadniając, że przeszłość ma ogromne znaczenie na tle budowania przyszłości i dorosłego życia.
„Czasem trzeba nawet kilka razy wymazać przeszłość, by móc ruszyć naprzód.”
„Nie krzycz” to zaskakująca, znakomita, trzymająca w napięciu i niesamowicie wciągająca powieść, poruszająca wiele ważnych i ciekawych tematów, które na dzień dzisiejszy są ogromnym problemem tego świata. Muszę przyznać, że Marcel Moss wie, jak wykorzystać pewne zagadnienia, aby zaciekawić czytelnika. Robi to umiejętnie i z wyczuciem. Akcja w książce rozgrywa się dynamicznie, każdy rozdział serwuje czytelnikowi nowe ciekawostki i rewelacje, prowadzące do dość zgrabnego i ciekawego finału. Choć nie wbił mnie on w fotel, to i tak zakończenie serii okazało się wystarczające i satysfakcjonujące, więc jestem zadowolona.
Jeśli ktoś jeszcze nie czytał tej serii, serdecznie polecam nadrobienie tych trzech tomów. Patrząc na całokszałt „trylogia hejterska” okazała się jedną z lepszych serii na rynku i mimo, że to dość specyficzne opowieści, wierzę, że znajdą one większe grono miłośników.
„W dzisiejszym świecie nie liczy się prawda. Liczy się to, kto najgłośniej krzyczy.”
„Nie krzycz” to już ostatni tom kończący serię „trylogii hejterkiej”. Muszę przyznać, że wszystkie tomy spełniły moje oczekiwania, serwując niesamowicie pokręconą, ale i oryginalną historię. Ostatni tom również zalicza się do tych bardzo dobrych, a sam Autor udowodnił, że potrafi trzymać...
2020-12-25
Bardzo długo zbierałam się do przeczytania tej książki. Opinie o tej powieści są różne, jak widać ma ona swoich miłośników jak i przeciwników. Mnie osobiście ta historia oczarowała. W momencie wirusa i kwarantanny, oraz samotnie spędzonych świąt Bożego Narodzenia, dała mi siłę i pozwoliła przetrwać Wigilię, oraz ten przedświąteczny okres. Zdecydowanie sięgnęłam po nią w odpowiednim momencie i śmiało mogę powiedzieć, że zaliczam ją do jednych z tych ważniejszych lektur.
„Małe kobietki” to powieść rozgrywająca się w Ameryce, w latach sześćdziesiątych XIX wieku, ukazując życie rodziny Marohów, od pokoleń mieszkającej w domostwie Orchard House. Kiedy ojciec rodziny walczy w wojnie secesyjnej, opiekę nad czterema córkami sprawuje samodzielnie ich matka Marmee. Dziewczynki starają się jak mogą, aby urozmaicić swoje naznaczone biedą życie, boleśnie odczuwając nieobecność ojca. Tęsknota zabija je od środka, jednak mimo wszystko ich entuzjazm zaraża wszystkich dookoła, przez co dziewczynki bez problemu zawierają nowe znajomosci. Do ich grona dołącza zatem pewien nieśmiały młodzieniec z sąsiedniego domu, oraz jego tajemniczy i bogaty dziadek. Co wyniknie z tej przyjaźni? I najważniejsze- czy ojciec dziewczynek wróci do domu? Jak potoczy się ta historia?
„Małe kobietki” to nadzwyczajna powieść, ukazująca życie czterech różnych, ale i bliskich sobie sióstr. Najstarsza z nich, Margaret to szesnastoletnia kobietka, uwielbiająca życie w luksusie, a jej największym zmartwieniem jest ubóstwo w jakim pogrążona jest cała jej rodzina. Dziewczynka marzy o pięknych strojach i wnętrzach, o górze pieniędzy, z której mogłaby utrzymać siebie i swoich najbliższych. Czy Meg spełni kiedykolwiek to marzenie? Jo natomiast to piętnastoletnia, nieokrzesana chłopczyca, wiecznie wpadająca w kałużę kłopotów, uwielbiająca literaturę. Jej największym marzeniem jest zostanie znaną i cenioną pisarką. Beth to skryta trzynastolatka, żyjąca we własnym świecie. Beth bardzo boi się obcych ludzi, dlatego nie chodzi do szkoły, przez co samodzielnie musi brnąć przez wszystkie szkolne podręczniki. Dziewczynka pełna miłości i ciepła, kochająca pianino i dźwięki z niego płynące. Amy to najmłodsza córka Marohów. Ta dwunastoletnia dziewczynka uważa się za najważniejszego członka rodziny, przywiązuje ogromną wagę do dobrych manier i pięknie maluje. Każda z tych dziewczynek niesamowicie się od siebie różni, każda z nich wyznaje inne wartości, ma zupełnie odmienny charakter i inne zainteresowania. Jednak łączy je jedno- niesamowita więź i siostrzana miłość godna podziwu i pozazdroszczenia.
„Pamiętajcie o jednym, moje dziewczynki - matka zawsze gotowa jest być waszym powiernikiem, ojciec waszym przyjacielem, a oboje pełni jesteśmy wiary i nadziei, że nasze córki, zamężne lub nie, będą dumą i pociechą naszego życia.”
„Małe kobietki” to historia przeznaczona dla młodszych odbiorców, jednak moim zdaniem i starsi czytelnicy powinni umieścić ją na liście obowiązkowych lektur do przeczytania. Bowiem ta książka jest do bólu niesamowita. Przedstawia życie biednej, ale szczęśliwej rodziny, idealnie udowadniając, że nie pieniądze, a miłość, szacunek i dobroć są drogą do szczęśliwego życia. Ta historia dobitnie pokazuje, że nie zawsze majętny człowiek jest człowiekiem szczęśliwym, a bogatym jest ten, kto ma w domu kochającą się rodzinę o dobrym sercu.
„Wolę was widzieć jako żony biedaków, jeśli tylko będziecie szczęśliwe i kochane, niż jako królowe bez szacunku do siebie i spokoju ducha.”
„Małe kobietki” to historia, z którą spędziłam niesamowicie dobry czas. To książka o marzeniach, samotności, pokorze, oraz doskonaleniu siebie i swoich umiejętności. To historia przepełniona uśmiechem, oraz smutkiem, wydobywająca z czytelnika multum emocji, zmuszając przy tym do ogromnych refleksji. To powieść o pięknych wartościach życiowych, bezinteresownej dobroci, cudownej, rodzinnej relacji i więzi jej łączącej. To książka, która uczy, otwiera oczy na pewne życiowe aspekty, zmuszając czytelnika do przemyślenia własnego życiowego położenia i zastanowienia się nad tym, co tak naprawdę w życiu jest ważne. Tę powieść czyta się jednym tchem, a morały z niej płynące pozwalają się na chwilę zatrzymać, aby inaczej spojrzeć na świat i otaczających nas ludzi. Świetna, oryginalna, ciepła, rozczulająca i edukująca lektura dla młodszych i starszych odbiorców, którą naprawdę warto przeczytać. Gdyby niektóre sytuacje zawarte w tej powieści miały przekład na życie realne, stałoby się ono o wiele piękniejsze...
„Bieda rzadko zniechęca prawdziwie zakochanego..”
Bardzo długo zbierałam się do przeczytania tej książki. Opinie o tej powieści są różne, jak widać ma ona swoich miłośników jak i przeciwników. Mnie osobiście ta historia oczarowała. W momencie wirusa i kwarantanny, oraz samotnie spędzonych świąt Bożego Narodzenia, dała mi siłę i pozwoliła przetrwać Wigilię, oraz ten przedświąteczny okres. Zdecydowanie sięgnęłam po nią w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-18
Wojciech Chmielarz to moim zdaniem jeden z lepszych polskich autorów na dzisiejszym rynku. Uwielbiam jego książki, więc „Prosta sprawa” również znalazła się na mojej obowiązkowej liście do przeczytania. Niestety nie jest to do końca to, czego się spodziewałam.
Prosty zaginął. Zostawił po sobie tylko zdemolowane mieszkanie, a szukający go gangsterzy mają niełatwe zadanie, bowiem Prosty wie, jak dobrze i precyzyjnie się ukryć. O tym przekona się również jego przyjaciel, który przyjechał do Jeleniej Góry, aby spłacić dług zaciągnięty u ukrywającego się znajomego. Bezimienny swoim przyjazdem wpada w sam środek gry, bo jak się okazuje, Prostego szukają nie tylko jeleniogórscy gangsterzy, ale również i czeska mafia. Żeby odnaleźć ukrywającego się bohatera, Bezimienny będzie musiał stawić wszystkim czoła, także i mafii romskiej. Czy uda mu się odnaleźć Prostego? Co takiego zrobił jego przyjaciel? Dlaczego tylu niebezpiecznych ludzi ma go na celowniku?
To jest jedna z tych książek, z którą mam ogromny problem. Jakby nie spojrzeć, to była świetna, można nawet powiedzieć, że niesamowicie fascynująca powieść sensacyjna, od której ciężko było mi się oderwać, mimo, że nie jestem fanką mafijnych wątków. Śmiało można rzec, że „Prosta sprawa” to dobrze przemyślana i nietuzinkowa pozycja, gdzie akcja pędzi jak szalona, a każdy rozdział serwuje kolejne rewelacje i momenty zaskoczenia, oraz intrygujące wskazówki zapewniające niebezpieczną zabawę. I ta historia miałaby jeszcze większy potencjał, gdyby nie postać Bezimiennego- przyjaciela Prostego. Bowiem Bezimienny to człowiek irytujący. To nieomylne, wszechwiedzące bóstwo, bohater bez peleryny, który ma w kieszeni odpowiedź na każde, podkreślam KAŻDE pytanie. Jestem w stanie rozumieć, że ludzie mają w życiu więcej szczęścia niż rozumu, ale proszę mi nie wmawiać, że jeden człowiek jest w stanie stawić czoło trzem potężnym gangom, obejść każdą ich pułapkę i wyjść z wielu sytuacji bez większych turbulencji. Rozumiem, że książki mafijne rządzą się swoimi prawami, jednak w tej pozycji pan Chmielarz bardzo nagiął rzeczywistość, zbyt mocno pobudził wyobraźnię i z powieści sensacyjnej momentami rodziła się mało prawdopodobna scena rodem science-fiction... Te wątki niesamowicie grają na umyśle czytającego, irytują i trochę psują fascynację dobrą lekturą.
„Prosta sprawa” siłą rzeczy to dobra i trzymająca w napięciu pozycja. Historia, z którą można miło spędzić wieczór, całkiem dobrze się przy tym bawiąc. Fabularnie książka okazała się dość oryginalna, potrafi wciągnąć już od pierwszej strony, bawiąc się z czytelnikiem na milion różnych sposobów, podsuwając pod nos multum wskazówek plączących umysł, przez co do samego końca nie wiadomo, jaki będzie tego finał. I gdyby nie postać Bezimiennego, oraz kilku pojawiających się absurdów, ta historia miałaby większą ilość fanów. Wiem, że miłośnicy mafijnych powieści na pewno nie będą zawiedzeni, jednak dla takiego szarego czytelnika jak ja, patrząc na całokształt, ta historia okazała się momentami mało wiarygodna. Nie twierdzę, że to zła pozycja, bo tak nie jest. Jednak patrząc na całość, bardzo ciężko ją ocenić, bowiem fabularnie daje wszystko, czego można oczekiwać od dobrej lektury, jednak kilka jej elementów wywołuje niemałe zgrzyty, pozostawiające pewien niesmak. Jeśli pojawi się druga część na pewno po nią sięgnę, gdyż ta historia ma w sobie „to coś”. Potencjał również jest. Tylko nie do końca wykorzystany. Wierzę, że Pan Chmielarz weźmie uwagi swoich czytelników do serca i kontynuacja pozytywnie nas zaskoczy, tym bardziej, że po przeczytaniu innych książek autora, wiem, że stać go na więcej.
Mimo wszystko zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnej opinii. Jak wspomniałam wyżej- osoby obracające się w literaturze mafijnej i szukające lektury, zapewniającej jazdę bez trzymanki, nie będą zawiedzeni.
Wojciech Chmielarz to moim zdaniem jeden z lepszych polskich autorów na dzisiejszym rynku. Uwielbiam jego książki, więc „Prosta sprawa” również znalazła się na mojej obowiązkowej liście do przeczytania. Niestety nie jest to do końca to, czego się spodziewałam.
Prosty zaginął. Zostawił po sobie tylko zdemolowane mieszkanie, a szukający go gangsterzy mają niełatwe zadanie,...
2020-12-03
Tess Markham nie potrafi sobie poradzić po śmierci dwójki swoich dzieci, a jej życie wywraca się do góry nogami, kiedy jej mąż, z którym jest jeszcze w separacji postanawia ułożyć sobie życie z młodszą kobietą. To jeszcze bardziej pogrąża ją w mroku, a wieść o tym, że jej mąż spodziewa się dziecka z nową ukochaną, całkowicie łamie serce głównej bohaterce. Można by pomyśleć, że to co dzieje się w życiu Tess to maks z dramatów, jakie może zgotować człowiekowi los. Niestety, sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, kiedy pod nieobecność Tess w mieszkaniu pojawia się mały chłopiec, który jak twierdzi - został przyprowadzony przez anioła, a kobieta jest jego nową mamusią. Policja nie wierzy w tę opowieść, a sama bohaterka staje się okrzyknięta porywaczką dzieci nie tylko w prasie, ale również i mediach. Jej życie zamienia się w koszmar, a sama Tess postanawia na własną rękę dowiedzieć się, kim jest tajemniczy chłopiec i w jaki sposób trafił do jej domu. Czy faktycznie ktoś próbuje ją wrobić i jeszcze bardziej zniszczyć jej życie, czy może jej własny umysł płata jej figle i faktycznie jest porywaczką?
Thrillery psychologiczne to coś, co uwielbiam i mogłabym czytać bez przerwy. Niestety tutaj pierwsze pojawiające się rozczarowanie - tej książki zdecydowanie nie można zaliczyć do tego gatunku literackiego, bowiem autorka w tym przypadku obrała drogę obyczajową, gdzie ten thriller jest tylko niewielką cząsteczką tej oto powieści. Więc krzyczące z okładki hasła, o mrocznym thrillerze psychologicznym nie mają pokrycia z tym, co znajduje się w środku. A w środku znajduje się sporo, jednak nie to, czego czytelnik mógłby oczekiwać. Po bardzo intrygującym opisie większość osób zapewne spodziewałaby się mrocznego, niemalże groteskowego klimatu, o zawiłej fabule i świetnie wykreowanym profilu psychologicznym bohaterów. Niestety nie tutaj. Bohaterowie w tej powieści pozostali całkowicie pozbawieni charakteru. Główna bohaterka cierpi po stracie swoich dzieci i odejściu męża. I o ile można ją zrozumieć, oraz spojrzeć na tę sytuację jej oczami, o tyle nie można jej polubić. To taka kobieta, która nie chce czegoś robić, mimo wszystko decyduje się na ten krok, żeby później żałować, ale w międzyczasie wmawia sobie, że jednak dobrze zrobiła, aby za dwie minuty ponownie pluć sobie w twarz za podjętą decyzję. Zdaję sobie sprawę, że ludzka psychika różnie reaguje w dramatycznych sytuacjach, co nie zmienia faktu, że wątki poczynań głównej bohaterki po jakimś czasie zaczynają irytować. I z jednej strony kobieta jest pełna determinacji, tak z drugiej strony nie do końca wie, czego chce. Autorka chyba sama nie miała pomysłu na tę postać, a wrzucenie do jednego worka wszystkich możliwych cech nie zawsze jest dobrym połączeniem. O kolejnych bohaterach czytelnik nie dowie się praktycznie nic. Niby są ważnym elementem w całej tej historii, jednakże autorka nie przyłożyła do nich szczególnie swojej ręki, co bardzo rozczarowuje, bowiem bohaterowie to naprawdę ważny element każdej opowieści. Fabularnie również nie jest zachwycająco. Może gdyby skupić się na wątku thrillerowym, aniżeli tym obyczajowym, coś by z tego wyszło. I tu po raz kolejny pisarka sama chyba nie wiedziała w jakim kierunku powinna iść, ponownie zapomniała, że więcej, nie znaczy lepiej.
"Sekret matki" nie jest najgorszą książką, jaką przeczytałam, lecz nie zalicza się również do tych dobrych. Fakt, historia mnie wciągnęła, początek zapowiadał się obiecująco, aczkolwiek im dalej w las, tym chęć czytania stawała się coraz mniejsza. To historia o ogromnej stracie, jednak nie czuć tych emocji, nie czuć tej rozpaczy, a profil psychologiczny głównej bohaterki nie daje tego, czego czytelnik mógłby oczekiwać. Fabularnie jest to samo. Poza zachęcającym początkiem czytelnik na kartkach tej powieści dostaje mało dynamiczną opowieść, o przewidywalnym schemacie i jeszcze bardziej przewidywalnym zakończeniu. Gdyby podrasować bohaterów, wprowadzić większą ilość zwrotów akcji, mieszankę tajemniczości - powstałaby z tego świetna książka. Potencjał był, ale nie został do końca wykorzystany. I przede wszystkim - mało thrillera w thrillerze..
Jedynym plusem jest to, że książkę czyta się szybko i potrafi parę razy zaskoczyć, jednak dla mnie to za mało. Książki ani nie polecam, ani nie odradzam. Patrząc na poniższe opinie historia ma swoich fanów, więc zachęcam do sięgnięcia, po to, aby wyrobić sobie własną opinię.
Tess Markham nie potrafi sobie poradzić po śmierci dwójki swoich dzieci, a jej życie wywraca się do góry nogami, kiedy jej mąż, z którym jest jeszcze w separacji postanawia ułożyć sobie życie z młodszą kobietą. To jeszcze bardziej pogrąża ją w mroku, a wieść o tym, że jej mąż spodziewa się dziecka z nową ukochaną, całkowicie łamie serce głównej bohaterce. Można by pomyśleć,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-10
„Zbrodnia wigilijna” to książka, która zaintrygowała mnie swoją okładką. Polubiłam ostatnio opowieści rozgrywające się w dworach czy paro-wiecznych posiadłościach, więc pomyślałam, że ta lektura może okazać się interesująca. I taka właśnie była. To był strzał w dziesiątkę.
Do posiadłości Lexham Manor na święta Bożego Narodzenia zjeżdża cała rodzina. Już na pierwszy rzut oka widać, że dla zaproszonych gości nie będzie to najprzyjemniejszy czas w roku, bowiem osoby te nie kipią szczęściem na swój widok, a przebywanie w swoim towarzystwie uważają za karę, aniżeli przyjemność. Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, kiedy dziedzic posiadłości - Nathaniel Herriard, cieszący się mianem starego sknery, zostaje znaleziony martwy w swoim pokoju. Interesującym faktem jest to, iż pokój ten został zamknięty przez samego właściciela od wewnątrz... Podejrzenia padają na nikogo innego, jak na sześcioro bożonarodzeniowych gości. Nie bez powodu, bowiem kluczową kwestią jest przejęcie dziedzictwa zamordowanego, a każdy z członków tejże rodziny dziedzictwem nie pogardzi.
Kto zabił Nathaniela? Kto z podejrzanych mógł wejść do zamkniętego na klucz pokoju i dokonać tego okropnego zabójstwa?
„Zbrodnia wigilijna” to świetnie skonstruowana powieść, którą czyta się jednym tchem. Autorka stworzyła niebywały klimat, zapraszając czytelnika do wykwintnego i eksluzywnego dworku, ukazując przy tym życie ludzi wywodzących się z wyższych sfer. W tej powieści czytelnik pozna wielu barwnych i świetnie wykreowanych bohaterów, których zdecydowanie nie da się polubić, bowiem każdy z nich przemawia obłudą i fałszem. Więc kiedy dochodzi do śmierci dziedzica, cała rodzina próbuje wybronić się kosztem tego drugiego, przez co wątek kryminalny staje się dość energiczny i niezmiernie interesujący. Choć akcja nie pędzi jak szalona, sprawa śledztwa potrafi zaciekawić i zaskoczyć, a poprzez świetną manipulację, jaką zaserwowała autorka, do samego końca nie wiadomo, kto jest tak naprawdę winny całej tej zbrodni. Zdecydowanie wątek kryminalny dał radę wciągnąć mnie w swoje sidła, a w połączeniu z wątkiem obyczajowym i temperamentnymi bohaterami utworzył zgrabną i wciągającą całość.
„Zbrodnia wigilijna” to lekka i dobrze napisana książka, którą zdecydowanie warto polecić. Nie jest to typowa cukierkowo-świąteczna historia, ukazująca życie idealnej rodziny. Wręcz przeciwnie- to książka o dalekiej do normalności rodzinnej relacji, gdzie jej członkowie nie darzą się szczególną sympatią, a święta Bożego Narodzenia to dla nich kolejny zwykły dzień do kłótni i nienawistnych spojrzeń. To świetna, klimatyczna i nastrojowa historia, która potrafi rozśmieszyć, zaciekawić, zapewnić dreszczyk emocji, oraz wciągnąć w ten duszny, mroczny i fałszywy klimat, aby na koniec zaskoczyć dobrym i przemyślanym zakończeniem. Ta lektura dała mi wszystko, czego oczekuję od dobrego kryminału, więc jak najbardziej jestem zadowolona.
„Zbrodnia wigilijna” to książka, która zaintrygowała mnie swoją okładką. Polubiłam ostatnio opowieści rozgrywające się w dworach czy paro-wiecznych posiadłościach, więc pomyślałam, że ta lektura może okazać się interesująca. I taka właśnie była. To był strzał w dziesiątkę.
Do posiadłości Lexham Manor na święta Bożego Narodzenia zjeżdża cała rodzina. Już na pierwszy rzut...
2020-10-12
Elżbieta i Stefania, lato 1939.
Piętnastoletnie siostry bliźniaczki spędzają sielskie i beztroskie wakacje w dworku swoich dziadków. Jednak ich uporządkowane i spokojne życie przerywa nadciągająca ze wschodu Armia Czerwona i warkot silników, początkujący życie wśród gruzów i strachu. Rozpoczyna się dramatyczna i pełna zawziętości walka o przetrwanie. Obie dziewczęta nie wiedzą jeszcze, że czekający na nie wagon bydlęcy, skierowany w sam środek Syberii, okaże się dopiero początkiem ciężkiej tułaczki i niesamowicie dramatycznych przeżyć...
Historia przedstawia opowieść dwóch sióstr, które poza wyglądam i więzami krwi, nie łączy zupełnie nic. Elżbieta to dziewczyna pełna przygód, uwielbiająca przyrodę, zwierzęta, a wypatroszenie kurczaka nie stanowi dla niej żadnego problemu. Bujająca w obłokach i pozbawiona przyjaciół dziewczyna potrafi sobie poradzić w życiu, a każda przeszkoda jest dla niej wyzwaniem. Stefania natomiast, to młoda kobieta, dla której piękna fryzura, wyprostowane plecy i idealnie ułożona suknia są nieodłącznym elementem codziennego życia. Służba, gra na skrzypcach i poważna postawa tworzą z niej zadufaną w sobie osobę. Te dwa różne światy w 1939 roku zostaną wystawione na próbę. Czy obie dziewczyny odnajdą się w tym świecie? Jak duża będzie ich siła wytrwania? O tym przekonacie się sięgając po pierwszy tom cyklu owocu granatu, jakim jest pozycja „dziewczęta wygnane”.
Maria Paszyńska stworzyła niesamowicie dobrą wojenno-obyczajową (opartą na faktach) historię, zapraszając czytelnika do sielskiego życia sióstr bliźniaczek, których spokój zakłóci obraz śmierci i narastającego głodu. Autorka niesamowicie dobrze wykreowała nie tylko dwie główne bohaterki, ale również i ich życie w dworku, którego opisy przenoszą czytelnika do pięknego i malowniczego miejsca, pełnego magii i piękna natury. Jednak nadchodzi moment, gdzie ten beztroski byt staje się dla Elżbiety i Stefani wyblakłym wspomnieniem. Ich życie zamienia się w koszmar, gdzie tułaczka przeludnionym i pełnym śmierci wagonem przenosi ich w sam środek Syberii, a walka nie tylko o chleb, ale i przetrwanie, są kroplą w morzu tego, co zgotował dla nich los. Dziewczyny są zdane same na siebie, jednak wybuch wojny jeszcze bardziej rozdziela ich siostrzaną więź, która i tak już przed tymi ciężkimi czasami była niełatwa- przepełniona nienawiścią i wzajemną niechęcią...
„Dziewczęta wygnane” to poruszająca, ciężka i smutna histria, od której niesamowicie ciężko jest się oderwać. To książka, której akcja rozgrywa się niespiesznie, jednak w żadnym stopniu nie nuży czytelnika, wręcz przeciwnie - autorka zaprasza do świetnie wykreowanego i realnego świata, zapewniającego multum emocji i mroźnego powiewu Syberii. Mało tego - to książka która daje do myślenia, nie tylko pod względem ciężkich przeżyć wojennych, ale i relacji międzyludzkich, a ścisłej mówiąc relacji rodzeństwa, która powinna być mocna i silna, a nie jak w przypadku głównych bohaterek - rozerwalna i podszyta nienawistnym spojrzeniem. Ich postawa jeszcze bardziej zachęca do czytania, gdyż czytelnik musi, dosłownie musi się dowiedzieć, czy te dwa różne światy w końcu połączą się w jedną całość.
Serdecznie polecam ten tytuł. To książka, niesamowita w swojej niesamowitości. Może ciężko się wygryźć w początek, ale im dalej, tym ciężej jest się od tej historii oderwać. To zdecydowanie mocna, wstrząsająca, wywołująca łzy pozycja, przedstawiająca realność wojny, której opisy zdecydowanie rozłożą na łopatki niejednego czytelnika. Pojawiający się wątek miłosny i obyczajowy na tle wojennej zawieruchy łączy się w idealną całość, przedstawiając świetnie wykreowanych bohaterów, których uczucia odbiją się na niejednym czytającym. Zdecydowanie to książka nie tylko dla nastolatków, ale również i starszych odbiorców, którzy powinni poznać tę historię. Na pewno sięgnę po kolejne pozycje z tego cyklu, gdyż moja ciekawość dalszych losów sióstr Łukowskich nasiliła się jeszcze bardziej po skończeniu pierwszego tomu.
Elżbieta i Stefania, lato 1939.
Piętnastoletnie siostry bliźniaczki spędzają sielskie i beztroskie wakacje w dworku swoich dziadków. Jednak ich uporządkowane i spokojne życie przerywa nadciągająca ze wschodu Armia Czerwona i warkot silników, początkujący życie wśród gruzów i strachu. Rozpoczyna się dramatyczna i pełna zawziętości walka o przetrwanie. Obie dziewczęta nie...
2020-10-14
Kolejne spotkanie z Marcelem Mossem. Tym razem padło na pozycję pt. „pokaż mi”. Oj Panie Moss. Co kolejna książka, to lepsza!
Łukasz to człowiek, odnoszący sukcesy w pracy. Jednak życie bywa przewrotne i cały jego wypracowany potencjał spada po szczeblach kariery zawodowej. W związku również mu się nie układa. Jego wieloletnia relacja wisi na włosku, a sam Łukasz nie potrafi się odnaleźć w tej monotonii. Za namową kolegi instaluje aplikację „pokaż mi”, gdzie jej użytkownicy walczą o względy tajemniczej Królowej, uczestnicząc w różnego rodzaju zadaniach, często opierających się na erotycznych wyzwaniach. Na zwycięzcę czeka nagroda - spotkanie z Królową poza ekranem smartfona. Łukasz jest na tyle zdeterminowany, aby wygrać i poznać jedyną kobietę, która w jego odczuciu go rozumie.. nie wie jeszcze, że ta determinacja wplącze go w kryminalną intrygę, odsłaniającą przed nim przerażającą prawdę.
„Zawsze to ja dyskotowalem warunki. Do czasu, aż poznałem ją. Teraz tańczę jak ona mi zagra.”
Marcel Moss stworzył dość kontrowersyjną, ale ciekawą książkę, gdzie pierwsze skrzypce gra zdrada i niewierność partnera. Temat niewątpliwie wbija się w kanon otaczającego nas świata i zdecydowanie nie jest to żadna fikcja literacka. Niestety. W tej historii poznajemy Łukasza - zwykłego, prostego, zajmującego dobre stanowisko zawodowe mężczyznę, u którego boku trwa miła, wyrozumiała, niesamowicie w nim zakochana kobieta, dbająca nie tylko o ich związek, ale również i swojego ukochanego. W stu procentach oddana dobroci, domowym obowiązkom i miłości. Jednak dla głównego bohatera to za mało. Monotonność tego związku zaczyna go przytłaczać. Odsłonięcie się przed inną kobietą w internecie, zapewnia mu dreszczyk emocji, a wysyłanie i dostawanie erotycznych zdjęć napędza go rządzą namiętności. Dla mnie to już zdrada. Dla głównego bohatera odskocznia od rzeczywistości. Jednak im dłużej trwa ta erotyczna i pobudzająca zmysły gra między Łukaszem a Królową, tym bardziej facet zaczyna mieć dylemat. Walczyć o względy tajemniczej Królowej? Czy zostać przy Jagodzie? Pewnej opcji, która da mu spokojny i pełen normalności dom? Wybujałe zabawy erotyczne są jednak silniejsze, a główny bohater nie wie, że przez własną głupotę wpadnie po uszy w gówno, z którego ciężko będzie mu się wydostać. Łukasz to człowiek, którego nie można polubić. To postać, do której czuje się maksymalną skalę nienawiści. Żaden bohater literacki nigdy nie wprowadził mnie w takie zdenerwowanie i zażenowanie własnym zachowaniem. Uważam jednak to za plus, gdyż ta niesamowicie wykreowana przez autora postać wywoła w czytelniku sporą dawkę emocji. A to jest dość ważny aspekt w literaturze.
To książka nie tylko o zdradzie i niewierności. Marcel Moss jak zwykle przeprowadzi nas przez rzekę kłamstw, manipulacji, problemów, zazdrości, dylematów moralnych i dość skomplikowanej drogi życiowej, którą człowiek sam sobie tworzy. Autor niesamowicie dobrze zwodzi czytelnika za nos, zapewniając mu na każdej możliwej stronie momenty zaskoczenia, nie tylko na płaszczyźnie Łukasz-Królowa, ale również i wątku kryminalnym, stopniowo wprowadzając w fabułę nowych i tajemniczych bohaterów, mających ogromne znaczenie na tle całej tej historii. Prowadzi to do powolnego odkrywania kart, łączących się z biegiem czasu w świetny, przemyślany i niesamowicie oryginalny finał, którego całkowicie się nie spodziewałam.
„Pokaż mi” to książka przedastawiajaca prawdziwość świata, w jakiej otacza się spora grupa mężczyzn. Oczywiście działa to również w druga stronę, jednak w tej historii autor skupia się na mężczyznach, aniżeli kobietach. To książka, która ciekawi od pierwszej kartki powieści, trzymając czytelnika w niepewności do samego końca. To świetna, dająca do myślenia pozycja, zapewniająca niewiarygodną wściekłość na otaczających nas ludzi. Na świat internetu, stającym się klatką wielu osób, prowadzących tam swoje podwójne- a w niektórych przypadkach realne życie.. Na kartach tej powieści dostałam konstruktywny, zgrabny, interesujący, w jakiś sposób przerażający, totalnie dobry i pełen akcji thriller erotyczny, z którym na pewno niejeden czytelnik spędzi dobry czas. Ta książka idealnie udowadnia, że karma wraca. I to w najmniej oczekiwanym momencie. Realność tej opowieści zmusza do wielu przemyśleń i w jakimś stopniu zabija wiarę w dzisiejszą populację. Tylko człowiek jest w stanie zniszczyć nie tylko swoje życie, ale i życie drugiego człowieka, który na niego liczy. I co najważniejsze- w internecie nigdy nic nie ginie. :)
A kim jest Królowa? Przekonajcie się sami :).
Świetna powieść! Oby więcej takich książek.
Kolejne spotkanie z Marcelem Mossem. Tym razem padło na pozycję pt. „pokaż mi”. Oj Panie Moss. Co kolejna książka, to lepsza!
Łukasz to człowiek, odnoszący sukcesy w pracy. Jednak życie bywa przewrotne i cały jego wypracowany potencjał spada po szczeblach kariery zawodowej. W związku również mu się nie układa. Jego wieloletnia relacja wisi na włosku, a sam Łukasz nie...
2020-10-20
„Amerykański brud” to książka, która oczarowała mnie na milion różnych sposobów, zabierając w podróż po niebezpiecznym Meksyku z Lydią i jej synem, którzy stracili wszystko.
Lydia wiedzie całkiem dobre i poukładane życie, prowadząc wymarzoną księgarnię, gdzie rozmowy z klientami o wyjątkowych książkach przynoszą jej szczęście i spełnienie. Oddaje temu całą siebie. Pewnego dnia do księgarni przychodzi pewien mężczyzna. Lydia czuje do niego siłę przyciągania, a ich częste i wypełnione rozmowy na temat książek- zaciskają między nimi więź przyjaźni. Javier to idealny kandydat na przyjaciela, jednak kiedy mąż Lydi - Sebastian, dziennikarz z zawodu, publikuje materiał na temat kartelu narkotykowego, świat Lydii wali się na małe kawałki. Nie wiedziała, ze przyjaźń z Javierem okaże się czymś niebezpiecznym. Traci wszystko. Wszystko, na czym najbardziej jej zależało. Wie, że musi uciekać i chronić najważniejszą osobę w swoim życiu - syna Lucę.
„Dla niego przywiąże sobie maczetę do nogi.
Dla niego wskoczy na dach pędzącego pociągu.
Dla niego odnajdzie siłę, aby uciekać.”
Ta opowieść przeprowadza czytelnika przez uliczki Acapulco, gdzie przemoc, strach, porwania, wymuszenia czy rywalizacja między kartelami narkotykowymi i niebezpiecznymi ludźmi są na pożytku dziennym. Mieszkańcy tego miasta żyją w świecie brutalności i niepewności o własne jutro. Lydia myśli, że jej to nie dotyczy. Do czasu, aż sama znajduje się w niebezpieczeństwie, zmuszona do ucieczki. Ucieczka z Acapulco nie jest wcale prostym wyzwaniem, a przejście przez Meksyk, w kierunku Stanów Zjednoczonych, gdzie kobieta może ułożyć sobie życie, jest jeszcze tragiczniejszą przeszkodą. Kontrole, straż graniczna czy policja, to jednostki, które lepiej omijać szerokim łukiem. W Meksyku nie masz pewnosci, czy to są osoby godne zaufania, czy opłaceni pracownicy kartelu, wyrządzający większą szkodę, aniżeli pomoc. Lydia może liczyć tylko i wyłącznie na siebie, wtapiając się w tłum innych migrantów, uciekających i zmierzających po lepsze życie.
„Amerykański brud” to historia pełna wzruszeń, zdolna do sponiewierania emocjonalnego niejednego czytelnika. To taka opowieść, która zabija od środka, przedstawiając terror, jaki człowiek potrafi zgotować drugiemu człowiekowi. Przykre, że w dzisiejszych czasach dla niektórych wartość ludzka nie ma żadnego znaczenia. Zabicie człowieka to tylko jeden niewyraźny punkt na liście do odhaczenia. Świata nie zmienimy, ale może kiedyś uda nam się nauczyć ludzi dobroci, aby ten świat był lepszy?
Autorka w tej książce skupia się na traumie, jakiej doświadczyli główni bohaterowie, a także inni migranci spotkani na ich drodze. Każdy z nich dźwiga swój bagaż życiowy, zapełniony tragicznymi wydarzeniami i historiami, wzbudzającymi w czytelniku niesamowite uczucia, nad którymi ciężko w jakikolwiek sposób zapanować. Może akcja książki rozgrywa się niespiesznie, jednak nie przeszkadza to w jej odbiorze. Ze strony na stronę czytelnik spotka się z ogromna ilością strachu, niepewności, zaskakujących momentów, a także emocjami, wydobywającymi pojedyncze łzy żalu. Ta książka mnie zszokowała, otumaniła i niesamowicie zagrała na mojej psychice.
To piękna książka o marzeniach, determinacji, szukaniu bezpiecznej przystani życia. To opowieść o niesamowitej miłości matki do dziecka, zmuszającej ją do podejmowania niebezpiecznych i jedynych możliwych decyzji, mogących uratować ludzkie życie. To książka o ciężkim życiu migrantów za granicą, sponiewieranych przez życie i prawo Meksyku, będącym okropną torturą, pozbawioną krzty człowieczeństwa.
Zdecydowanie polecam ten tytuł i zdecydowanie zgadzam się z opisem widniejącym na okładce, że to jedna z najważniejszych powieści naszych czasów. Dawno nie czytałam książki, która przeniosłaby mnie w stu procentach do świata Acapulco i jego mieszkańców. Podczas czytania miałam wrażenie, że po prostu tam jestem, a każde odczucia bohaterów odbijały się na mnie ze zdwojoną siłą. To jest jedna z tych magicznych książek, którą chcesz przeczytać jak najszybciej, aby dowiedzieć się, jak skończy się tak historia, a z drugiej strony chcesz czytać ją jak najdłużej - bo nie chcesz wychodzić z tego świata i nie chcesz opuszczać bohaterów, o których nie zapomnisz do końca życia.
Zachęcam do przeczytania. Nie tylko po to, aby odbyć ciężką, pełną bólu i niebezpieczeństwa podróż w szukaniu oazy bezpieczeństwa i nadziei na lepsze jutro. Ale również po to, aby zdać sobie sprawę, że to co mamy wokół siebie jest naprawdę cudowne. Nie każdy ma takie szczęście. I mimo, że to fikcja literacka - takie sytuacje były, są i będą. A język w jakim została napisana ta książka, zapiera dech w piersi. Zdecydowanie to mistrzostwo literackie, obowiązkowe do przeczytania.
Za egzemplarz dziękuje wydawnictwu Niezwykłe :).
„Amerykański brud” to książka, która oczarowała mnie na milion różnych sposobów, zabierając w podróż po niebezpiecznym Meksyku z Lydią i jej synem, którzy stracili wszystko.
Lydia wiedzie całkiem dobre i poukładane życie, prowadząc wymarzoną księgarnię, gdzie rozmowy z klientami o wyjątkowych książkach przynoszą jej szczęście i spełnienie. Oddaje temu całą siebie. Pewnego...
2020-10-27
Kolejna pozycja z mojego stosiku wstydu. Mam wrażenie, że jestem ostatnią osobą, sięgającą do „Ranę” od Wojciecha Chmielarza.
Eksluzywna, prywatna szkoła na warszawskim Mokotowie. To tam uczęszczała Marysia, młoda nastolatka, ginąca pod kołami pociągu. Jej nauczycielka Elżbieta, nie wierzy w to, że dziewczyna popełniła samobójstwo, dlatego na własną rękę postanawia przeprowadzić prywatne śledztwo. Jednak po czasie i ona ginie, a jej ciało znika. Jedyne osoby mogące cokolwiek wiedzieć na ten temat jest Klementyna- nowa nauczycielka, która zaprzyjaźniła się z Elżbietą w pierwszych dniach swojej nowej pracy, oraz Gniewomir- skryty, nieobecny i nieprzystosowany społecznie chłopak, interesujący się profilami zabójców i seryjnymi morderstwami. Jak się okazuje, z pewnych powodów żadne z nich nie chce angażować się w tę sprawę, ale oboje nie maja innego wyjścia. Klementyna i Gniewomir nie wiedzą jeszcze, że podczas szukania odpowiedzi ich prywatne sprawy ujrzą światło dzienne, a szkoła okaże się placówką pełną tajemnic.
Pan Chmielarz po raz kolejny wbił się w kanon realności otaczającego nas świata, serwując czytelnikowi trudności życiowe, będącymi nieodłącznym elementem niejednego człowieka. Zdrada, brak zrozumienia ze strony otoczenia, szukanie aprobaty i zainteresowania dzieci wśród ich rodziców, poniżanie drugiej osoby, nie tylko fizycznie, ale również i psychicznie - nie są pojęciami obcymi w tej pozycji. Każdy bohater tej powieści dźwiga brzemię rany, nie tylko tej cielesnej, ale również i psychicznej. Tak samo jak i każdy z nich zmaga się z innymi demonami, idealnie udowadniając, że za każdym uśmiechem kryje się jakieś nieszczęście, czy obraz bólu. Przyznam szczerze, że „Rana” to poruszająca książka, idealnie rzeczywista i ... prawdziwa. Rodzice wpadający w wir pracy, zapominający o tym, że w domu czeka na nie dziecko, pragnące miłości i bycia kochanym, siedzące i czekające, aż w końcu zostanie zauważone. Zdrady niszczące rodziny, a także dzieci, patrzące na rozpad małżeństwa ludzi, których kocha najbardziej na świecie. Problemy, tajemnice, zagadki, odtrącenie, pomówienia i kombinowanie na boku to nieodłączny element świetnie wykreowanych bohaterów pojawiających się w tej powieści.
„Rana” to na pewno inna książka, jaka wyszła spod pióra Autora. Dojrzalsza. Poruszająca ciężkie i mocne tematy, budzące po dzień dzisiejszy złość i niesprawiedliwość. To niesamowicie mocna historia- straszna, przygaszająca i duszna. Wywołująca morze poruszenia, inne spojrzenie na świat i otaczających nas ludzi. Realność tej książki niesamowicie zaboli niejednego odbiorcę.
Wojciech Chmielarz przeprowadza czytelnika przez ciemne zakątki ludzkiej psychiki, tworząc świetną i przemyślaną historię, zaskakującą na każdej możliwej stronie. To książka, której akcja rozgrywa się niespiesznie, jednak tragizm bohaterów przyciąga do siebie jak magnes, wywołując niesamowitą ilość smutku i ogromnej złości. To niebywała i pogrążona w mroku- można nawet powiedzieć, że grobowa powieść o świetnie przemyślanej fabule, serwująca nam równie świetne i logiczne zakończenie, którego można się domyśleć, ale jako caloksztalt, wyszło to całkiem zaskakująco!
Smutno mi. Cholernie mi smutno, bo wiem, że ta fikcyjna historia ma przekład na życie realne. Życie, które powinno być piękne i przepełnione uśmiechem. Nie płaczem dziecka proszącego o zrozumienie, zauważenie, potrzebę miłości. Ani krzykiem dziecka, kiedy na jego ciało spada cios pasów, czy pięści.
Serdecznie polecam ten tytuł. I pakiet chusteczek do tego.
Kolejna pozycja z mojego stosiku wstydu. Mam wrażenie, że jestem ostatnią osobą, sięgającą do „Ranę” od Wojciecha Chmielarza.
Eksluzywna, prywatna szkoła na warszawskim Mokotowie. To tam uczęszczała Marysia, młoda nastolatka, ginąca pod kołami pociągu. Jej nauczycielka Elżbieta, nie wierzy w to, że dziewczyna popełniła samobójstwo, dlatego na własną rękę postanawia...
2020-10-30
„Więcej czerwieni” to druga pozycja z cyklu „Lipowo” od Katarzyny Puzyńskiej. Po bardzo udanej lekturze mam ochotę nadrobić wszystkie tomy. Trochę ich jest, ale jeśli trzymają poziom tej omawianej, to biorę je w ciemno.
Po dramatycznych wydarzeniach sprzed roku, w Lipowie zawitał sielski spokój. Młodszy aspirant Daniel Podgórski czuje, że znalazł się w najlepszym momencie swojego życia. Do czasu, aż w okolicach wioski nie zostaną zamordowane dwie młode kobiety. Podgórski wraz z policją kryminalną w Brodnicy podejrzewa, że może to być dzieło seryjnego mordercy, o czym świadczą brutalnie okaleczone ciała. Wraz z Klementyną Kopp policjanci starają się stworzyć profil zabójcy i jak najszybciej rozwiązać tę sprawę. Czy im się uda? Czy będą kolejne ofiary? Policja jeszcze nie wie, że to dopiero początek zabawy, jaką przygotował morderca.
„Więcej czerwieni” to zdecydowanie książka, od której nie sposób się oderwać. Autorka po raz kolejny zaprasza czytelnika do pięknego i malowniczego Lipowa, wplatając w tę historię nowych i bardzo ciekawych bohaterów. Przed nami nowe charaktery, jak i tajemnice. Dużo tajemnic. Każdy z bohaterów skrywa jakiś sekret, co prowadzi do tego, że książkę połyka się niemalże w całości, wchodząc w tę grę raz za razem. Wątek kryminalny niesamowicie wciągnął mnie w swoje sidła. Wszak na kartkach tej powieści dostałam świetną, trzymającą w napięciu, zaskakującą i bardzo logiczną historię, owianą groteskowym i dusznym klimatem kłamstw oraz manipulacji. Wątek obyczajowy idealnie łączy się z tym kryminalnym, jednak o ile w „Motylku” był on zbyt mocno wyczuwalny i trochę męczący, o tyle w tym tomie został zepchnięty na drugi plan i czegoś mi w nim brakowało. Nie zmienia to jednak faktu, że książka okazała się dobra, nawet bardzo dobra. Ba! Nawet lepsza niż część pierwsza, więc patrząc na całokształt, właściwie nie ma na co narzekać.
„Więcej czerwieni” to na pozór lekka, intrygująca, nietuzinkowa i fascynująca książka, z niesamowicie dobrze rozegraną i mylącą tropy fabułą, pogrywającą z czytelnikiem na milion różnych sposobów, aby na koniec zaskoczyć logicznym, niespodziewanym i rozsądnym zakończeniem, którego całkowicie się nie spodziewałam. Także wielkie brawa dla Autorki. Trzeba mieć niezwykły talent, aby w taki sposób manipulować czytelnikiem. Minus za liczne powtórzenia i dialogi Klementyny Kopp, która momentami niesamowicie mnie irytowała. Niemniej jednak świetnie się bawiłam podczas czytania, dlatego myślę, że ocena 7,5/10 jest jak najbardziej trafna.
„Więcej czerwieni” to druga pozycja z cyklu „Lipowo” od Katarzyny Puzyńskiej. Po bardzo udanej lekturze mam ochotę nadrobić wszystkie tomy. Trochę ich jest, ale jeśli trzymają poziom tej omawianej, to biorę je w ciemno.
Po dramatycznych wydarzeniach sprzed roku, w Lipowie zawitał sielski spokój. Młodszy aspirant Daniel Podgórski czuje, że znalazł się w najlepszym momencie...
2020-11-08
„[...] czasami, mówiąc prawdę, można kogoś skrzywdzić. Zresztą ludzie i tak nie chcą poznać prawdy; udają, że jest inaczej, ale to wszystko kłamstwa.”
Trzy kobiety. Karen- szanowana Pani psycholog, poświęcająca całe swoje życie, aby nieść poradę, nie tylko swoim pacjentom, ale również i bliskim. Zawsze chętna do pomocy, chcąca dawać, nie oczekując niczego w zamian. Bea- wieczna imprezowiczka, udająca przed przyjaciółkami, że taki stan jak najbardziej jej odpowiada. Pozory jednak mylą, bo w ciemnym mieszkaniu, przy lampce wina bohaterka marzy o prawdziwej i silnej miłości. Chce kochać i być kochaną. Jednak pewne wydarzenia z jej życia nie potrafią pójść w zapomnienie, a sama Bea nie potrafi nawiązać głębszych relacji. Eleanor natomiast to kobieta zmagająca się z trudem macierzyństwa. Ta postać przeprowadzi czytelnika przez chwile słabości i na kartach tej powieści przedstawi życie kobiety, toczące się wokół domu i dzieci. Marzenia o chwili odpoczynku pozostają tylko marzeniami. Eleanor nie wie jeszcze, że to dopiero początek jej ciężkiego życia i zmartwień.
Te trzy kobiety łączy wieloletnia przyjaźń i niesamowita więź. Ale czy aby na pewno? Pojawienie się w gabinecie Karen pewnej nieznajomej kobiety zapoczątkuje wśród przyjaciółek lawinę koszmaru, a wszystkie skrywane przez nie tajemnice ujrzą światło dzienne. Czy ta przyjaźń przetrwa? Czy w takim przypadku można w ogóle mówić o przyjaźni, kiedy każda z nich ukrywa w swoim wnętrzu demony przeszłości i jej wstydliwe fragmenty?
„Zanim pozwolę Ci wejść” to historia przedstawiająca niesamowicie autentyczny świat, jak również i bohaterów. Dlatego każdy z czytelników znajdzie w tych trzech kobietach jakąś cząsteczkę siebie. Autorka przeprowadza nas przez pryzmat życia codziennego, problemów w pracy, czy życiu osobistym. Mało tego, na kartkach tej powieści odbiorca spotka się z motywem obsesji, relacji kobiety z żonatym facetem, trudem macierzyństwa, brakiem wsparcia, zrozumienia, czy chorą chęcią pomagania i kontrolowania życia najbliższych ludzi. Zasady moralne i powinność z nich płynąca również nie są tutaj pojęciami obcymi. A do tego pojawienie się tajemniczej Jessici Hamilton zapoczątkuje serię tajemnic, które wszystko skomplikują. Brzmi zachęcająco, prawda?
„Zanim pozwolę Ci wejść” to historia, która ciekawi już od pierwszych kartek powieści, trzymając w napięciu do ostatniej strony. Autorka weszła w tę historię z wielkim przytupem, serwując stopniowo pewne dramatyczne ciekawostki z życia głównych bohaterek. Dramatyzm tej powieści nie jest nachalny, raczej stonowany, jednak i tak bardzo intrygujący, a mniejsze i większe fakty związane z przeszłością trzech przyjaciółek potrafią zaciekawić i wciągnąć w ich grę raz za razem, aby na koniec zaskoczyć naprawdę świetnym i logicznym zakończeniem. Spodziewałam się niektórych wątków, niemniej jednak nie zepsuło mi to przyjemności z czytania, wiec tak czy inaczej zakończenie okazało się zaskakujące i dobrze poprowadzone.
Jeśli ktoś szuka czegoś lekkiego, ale niesamowicie interesującego, wciągającego, zaskakującego na każdej możliwej stronie, owianego nutą tajemniczości i czegoś, co nie pozwoli odłożyć książki chociaż na moment - to ta pozycja jak najbardziej się sprawdzi. Tutaj nie ma miejsca na nudę, tym bardziej, że nic nie jest w niej takie oczywiste jak się na początku wydaje, a czarny charakter odkryje przed czytelnikiem karty, zapraszające do gry. Zdecydowanie to najlepsza książka Autorki, przy której świetnie się bawiłam i uważam, że to jeden z lepszych thrillerów, z jakim miałam styczność w ostatnim czasie.
„[...] czasami, mówiąc prawdę, można kogoś skrzywdzić. Zresztą ludzie i tak nie chcą poznać prawdy; udają, że jest inaczej, ale to wszystko kłamstwa.”
Trzy kobiety. Karen- szanowana Pani psycholog, poświęcająca całe swoje życie, aby nieść poradę, nie tylko swoim pacjentom, ale również i bliskim. Zawsze chętna do pomocy, chcąca dawać, nie oczekując niczego w zamian. Bea-...
2020-11-10
Nadszedł ten moment, kiedy poczułam chęć odskoczni od kryminałów i innej tego typu literatury. Potrzebowałam czegoś lekkiego, melancholijnego i spokojnego, dlatego postanowiłam sięgnąć po „Zapomnianą piosenkę” od Agaty Bizuk. Trochę się zdziwiłam, bo zamiast ckliwej, świątecznej opowiastki, dostałam coś, co niesamowicie mnie poruszyło..
Dominik to dwudziestoletni chłopak, którego życie nigdy nie oszczędzało. W wieku czterech lat trafił do domu dziecka, gdzie sam musiał tego życia się nauczyć. Mimo ubiegających lat, Dominik za wszelką cenę postanawia odnaleźć swoją mamę. Nie ma pewności, czy ta faktycznie umarła, jak wmawiano mu przez całe jego dotychczasowe życie, czy po prostu go opuściła. Kolejnym bohaterem jest Ksawery- sześćdziesięciodwuletni samotnik, a także pięcioletni wdowiec. Mężczyzna szykuje się do kolejnej samotnie spędzonej wigilii. Jego jedyny syn Michał, pracujący za granicą, zajęty własnymi sprawami, nie ma zamiaru pojawić się przy świątecznym stole. Losy tych dwóch samotnych i pozbawionych bliskich ludzi połączy przypadek. A może i przeznaczenie?
„Zapomniana piosenka” to powieść, która niesamowicie chwyta za serce. Można by pomyśleć, że to kolejna świąteczna historia, o przewidywalnej i schematycznej fabule. Otóż nie do końca. Książka niezwykle zaskoczy pod tym względem.
Autorka wykreowała dwie świetne postaci, z którymi czytelnik złapie nić sympatii już na pierwszych kartach powieści. Dominik to chłopak o dobrym sercu, jak i pięknym wnętrzu. Udzielenie pomocy zupełnie obcemu człowiekowi stawowi dla niego rzecz naturalną, a jego potrzeba kochania jest równie mocna co chęć bycia kochanym. Chłopak marzy o czymś, czego nigdy nie miał - rodzinie. Ciepłym rodzinnym ognisku, wypełnionym miłością i uśmiechem. Autorka na kartkach tej powieści przedstawi czytelnikowi jego życie w chwili obecnej jak i podczas pobytu w domu dziecka, widzianego oczami czterolatka. Przyznam szczerze, że te fragmenty niesamowicie mnie wzruszyły, a kiedy pomyślałam, że gdyby życie inaczej mi się potoczyło i znalazłabym się w takiej samej sytuacji jak on - rozpłakałam się jeszcze bardziej. Wątki Dominika pozostawiają ogromną ranę na psychice, a myśląc o dzieciach, będących na jego miejscu, ta rana jeszcze bardziej się otwiera.
„Dom dziecka to najsmutniejsze miejsce na ziemi - tam każdy miał swoją przeszłość, lepszą lub gorszą. Niektórzy mieli nawet rodziców, od których zostali zabrani za ich nieporadność, alkohol albo przemoc. Inni byli zupełnie sami, tak jak Dominik. Niełatwo było się dostosować.”
Ksawery natomiast to staruszek, który po śmierci swojej żony nie potrafi znaleźć sobie miejsca. Brakuje mu bliskości drugiego człowieka. Na swojego syna nie ma co liczyć. Michał bowiem ułożył sobie własne życie, gdzie nie ma zbyt dużo miejsca dla własnego ojca. Te wątki również niesamowicie potrafią nie tylko wzruszyć, ale zastanowić się nad pewnymi aspektami. Przykre jest to, jak człowiek, poświęcający się dla dziecka całe życie, zapewniający mu wszystko co najlepsze, zarabiający na chleb i kochający go jak nikt inny na świecie - na starość zostaje zepchnięty na boczny tor, bo to dorosłe już dziecko ma własną rodzinę, o którą musi zadbać. Przykre, kiedy tacy ludzie zapominają, że o starzejącego się rodzica również należy dbać, a ich obowiązkiem jest zapewnić mu na stare lata namiastkę szczęścia i miłości, a przede wszystkim bliskości.
„Smutne jest to, że starszych ludzi spycha się na margines społeczeństwa. Że zostają sami, kiedy tylko przestają być potrzebni. [...] Bo dla starych największą wartością jest rodzina, nie obcy ludzie w tym samym wieku, z którymi można ponarzekać na zły los.”
„Zapomniana piosenka” to niesamowita historia nie tylko o samotności i przemijającym czasie. Czytelnik w tej powieści zderzy się z dobrocią, chęcią bezinteresownej pomocy, życzliwością, nadzieją, przyjaźnią oraz człowieczeństwem. A wszystko to owiane przedświątecznym i świątecznym klimatem tworzy niesamowitą całość, dającą nadzieję na lepsze jutro. Ta dogłębnie poruszająca historia wydobędzie z czytelnika niejedną falę łez. Zmusi nie tylko do przemyśleń i ogromnych refleksji, ale dotknie także tego najczulszego punktu i pozwoli się na moment zatrzymać. Zatrzymać po to, aby okazać wdzięczność. Wdzięczność za to, co mamy. Bo to, co nas otacza, dla niektórych okazuje się być obce i nienamacalne. Marzeniem na tle niesprawiedliwości tego świata.
I mimo, że historia napisana jest prostym językiem i momentami popada w pewien typowy schemat- wierzę, że ta powieść rozczuli niejednego odbiorcę, wydobędzie z niego większą ilość empatii oraz współczucia i zrozumienia. Dla mnie ta książka okazała się niezwykła. I zabolała. Bardzo zabolała.
Nadszedł ten moment, kiedy poczułam chęć odskoczni od kryminałów i innej tego typu literatury. Potrzebowałam czegoś lekkiego, melancholijnego i spokojnego, dlatego postanowiłam sięgnąć po „Zapomnianą piosenkę” od Agaty Bizuk. Trochę się zdziwiłam, bo zamiast ckliwej, świątecznej opowiastki, dostałam coś, co niesamowicie mnie poruszyło..
Dominik to dwudziestoletni chłopak,...
Marin to kobieta odnosząca sukcesy, nie tylko te zawodowe, ale i życiowe. Główna bohaterka tej powieści ma wszystko, czego może sobie zapragnąć: cudowne małżeństwo, synka, o którego wraz z mężem starali się przez wiele lat, a także sieć świetnie prosperujących salonów fryzjerskich, ociekających luksusem i prestiżem. Życie idealne. Choć czy takie aby faktycznie istnieje? Jak się okazuje, pieniądze to nie wszystko, o czym dobitnie przekona się sama Marin, kiedy jej ukochany synek zostaje uprowadzony. Jej świat rozpada się na milion kawałków, a po miesiącach bezowocnych poszukiwań kobieta staje się cieniem własnej siebie. Małżeństwo z Derekiem również przestaje należeć do tych szczęśliwych. Szczególnie, kiedy zatrudniona przez Marin prywatna detektyw informuje ją o romansie męża z pewną studentką. To odkrycie przywraca kobietę do życia. Pełna determinacji Marin nie dopuszcza do siebie myśli, że mogłaby stracić również i męża. Jej celem jest jego kochanka. Pragnie zniszczyć wroga, aby zatrzymać to, co do niej zależy.
Jaką drogę będzie musiała przejść Marin, aby odzyskać męża? Do czego posunie się zraniona i zdradzona kobieta? I co najważniejsze: gdzie jest jej synek Sebastian? Pytania mnożą się jak szalone, a uzyskanie odpowiedzi wcale nie jest łatwym zadaniem. W tej powieści nic nie jest takie proste, jakby mogło się wydawać...
„Małe sekrety” to książka, która zdecydowanie zasługuje na uwagę. Autorka stworzyła niebywale dobrą, wciągającą już od pierwszych stron powieść, wykazując się przy tym świetnym warsztatem literackim, oryginalnością i wyrazistą kreacją bohaterów. Czytelnik na kartkach tej powieści pozna Marin w momencie, kiedy jej świat rozpada się na milion kawałków, a ból po uprowadzeniu jej ukochanego synka odbija się na czytającym ze zdwojoną mocą. Hillier w tej powieści udowodniła, że potrafi przelać na kartkę papieru nie tylko uczucia, ale i oddać realizm tragizmu bohaterów, przez co historia przybiera mroczny i przygnębiający nastrój, idealnie ukazując mechanizm ludzkiej natury i psychiki. Podłoże psychologiczne zdecydowanie mnie usatysfakcjonowało, choć nie ukrywam - nie do końca potrafiłam zrozumieć pewne zachowania głównej bohaterki. Ale jak wiadomo, tragedie życiowe potrafią zniszczyć człowieka, a piękne wspomnienia w obliczu bólu i rozpaczy nie pomagają w racjonalnym myśleniu. Psychika ludzka to machina, nad którą ciężko zapanować. Fabularnie również było intrygująco. Choć akcja rozgrywa się raczej niespiesznie, skupiając się w dużej mierze na myślach i analizach głównej bohaterki, to i tak powieść potrafi niesamowicie wciągnąć, zapewnić momenty zaskoczenia, czy dreszczyk emocji i chwile niepewności, zmuszając przy tym do paru życiowych refleksji. To książka ukazująca nie tylko i wyłącznie ból spowodowany uprowadzeniem dziecka, ale również i motyw obsesji, chorej zazdrości i nieprzewidywalności. Historia o chciwości i pięknym życiu, które niespodziewanie rozpada się na małe kawałeczki. Historia o tym, jak pewne wydarzenia niezauważalnie niszczą nić porozumienia między dwójką kochających się ludzi. Historia o zdradzie, ogromnej determinacji i walki o swoje. Powieść o małych sekretach, które potrafią zniszczyć dosłownie wszystko.
„Małe sekrety” to historia zapewniająca ogromny rollercoaster emocji. Niesamowicie wciągająca, nietuzinkowa, słodko-gorzka lektura, którą pragnie się przeczytać „na raz”. Ta powieść ma w sobie wszystko, czego można oczekiwać od zgrabnego i ciekawego thrillera. Ma również i kilka minusów. Chociażby samo zakończenie, które owszem- było zaskakujące, niespodziewane i świetnie przemyślane, jednak spodziewałam się po tym czegoś mocniejszego. Czegoś, co wbije mnie w fotel. Niemniej i tak jestem w jakiś sposób usatysfakcjonowana, a patrząc na całokształt, śmiało można powiedzieć, że w moje ręce na końcówkę tego roku wpadła naprawdę dobra lektura, więc nie pozostaje mi nic innego, jak z czystym sumieniem polecić tę historię.
Marin to kobieta odnosząca sukcesy, nie tylko te zawodowe, ale i życiowe. Główna bohaterka tej powieści ma wszystko, czego może sobie zapragnąć: cudowne małżeństwo, synka, o którego wraz z mężem starali się przez wiele lat, a także sieć świetnie prosperujących salonów fryzjerskich, ociekających luksusem i prestiżem. Życie idealne. Choć czy takie aby faktycznie istnieje? Jak...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to