Dobre żony. Wydanie ilustrowane Louisa May Alcott 7,1
Dobre żony to zdecydowanie moja najmniej ulubiona książka z serii Małych kobietek, choć to w niej można przeczytać moją ulubioną scenę - oświadczyny Lauriego. Męczyłam ten tom okropnie długo, ale wypowiedzieć się na ten temat postaram króciutko.
Pierwsze, co mnie uderzyło i zraziło, to tłumaczenie. Zniknął cały urok znany z tłumaczenia pani Anny Bańkowskiej. Hanna nie robi już błędów gramatycznych, Amy nie przekręca trudnych słów, dzieci wypowiadają się zbyt dojrzałym i podniosłym językiem jak na swój wiek. Wydaje mi się, że nawet sposób obrazowania emocji i sytuacji stracił swoją magię. W Małych kobietkach właśnie te opisy i pięknie składane zdania mnie urzekły.
Skończmy o polskim wydaniu, a zacznijmy mówić o fabule - tutaj zdania są mocno podzielone. Ja należę do tego teamu, który nienawidzi wydarzeń z Dobrych żon. A szczególnie wątków romantycznych. Chryste, co to ma być?
Tutaj pojawią się spoilery, więc jeśli jeszcze nie jesteście zaznajomieni z Dobrymi żonami, nie czytajcie dalej!
Jestem sentymentalną osobą i chyba właśnie dlatego nigdy nie mogłam pogodzić się z tym, że Laurie i Jo nie skończyli razem. Rozumiem doskonale powody i zgadzam się, że może nie do końca byliby szczęśliwi w małżeństwie. A więc muszą znaleźć kogoś innego. Friedrich? Idealny dla Jo! Zbyt szybko rozwinęła się ich miłość, zabrakło mi momentów, w których mogłabym zaobserwować jak ich uczucie rośnie. Ale Laurie i Amy… Pożal się Boże. Relacja zbudowana na niczym. Jak jestem w stanie kupić to, że ona była w nim zakochana od zawsze, tak absolutnie nie widzę tej jego wielkiej, dojrzałej miłości. Może ta relacja miałaby ręce i nogi, gdyby na kartach książki dostała więcej czasu na rozwój. A stało się to tak nagle… Zaznaczam też, że absolutnie nie umiem być tutaj obiektywna - kocham Lauriego całym sercem, a Amy od początku była znienawidzoną przeze mnie siostrą.
Idąc do dwóch pozostałych sióstr. Jestem tak szczęśliwa dla Meg… Czuję, że jej dojrzewanie zostało najlepiej pokazane, przechodziłam razem z nią przez tę przemianę i cieszę się, że ostatecznie doceniła to, co miała. A Beth… Czy to naprawdę musiało być największe słoneczko? Serce się kraje na samą myśl.
Podsumowując - Dobrym żonom mówię stanowcze nie. Niestety ten tom nie dorasta pierwszemu do pięt.