-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2023-12-26
2023-12-23
Ogólnie staram się nie sięgać po książki, które są bardzo zachwalane przez inne osoby w bookmediach. Jest jednak jedna osoba, której w tej kwestii ufam i jest to zaczytana.querida. Zobaczyłam tę książkę u niej jakiś czas temu i stałą się pierwszą świąteczną książką na rok 2023.
Molly i Andrew co rok latają na święta Bożego Narodzenia do Irlandii. Od 10 lat rok w rok spotykają się na lotnisku w Chicago, aby lecieć do swoich rodzinnych domów. W dziesiątą rocznicę spotkania nad Atlantykiem szaleje burza śnieżna, która jest powodem odwołania wszystkich lotów. Molly wie jak ważne są dla Andrew święta Bożego Narodzenia z bliskimi. Postanawia zrobić wszystko, aby przyjaciel dotarł do rodzinnego domu na czas. Jednak czy Andrew i Molly to tylko przyjaciele? A może całą sytuacja to celowy zabieg losu, aby dostrzegli to, co zawsze mieli przed nosem?
Na początku było super. Byłam wręcz przekonana, że "Kierunek miłość" spodoba mi się tak bardzo, że będę chciała tę książkę mieć w wydaniu papierowym. Podobał mi się humor i ironiczność Molly. Pierwsze spotkanie jej i Andrew było zabawne dla osoby, która to czytała natomiast dla Andrew było traumatyczne. Mimo to zostali przyjaciółmi. Ich podejście do świąt Bożego Narodzenia jest diametralnie inne. Mężczyzna uwielbia ten czas i zawsze na podróż zakłada swój najbrzydszy (kolejny i nowy) sweter świąteczny. Za to dla Molly ten okres to po prostu możliwość spotkania się z najbliższymi. Wydaje się, że nie jest to możliwe, aby ta dwójka znalazła wspólny język. Jednak 7 godzin lotu jest dla nich często jedyną okazją w ciągu roku na dłuższe spędzenie czasu razem. Mimo, że mieszkają w jednym mieście to w Chicago trudno jest im się spotkać i pogadać.
Z pewnością jest to lekka powieść, a motyw "friends to lover" jest tym, który lubię w książkach. Jednak w pewnym momencie odczuwałam znużenie tym, co się dzieje. Sama podróż do Irlandii i perypetie bohaterów w jej trakcie były zabawne, a ich podchody uczuciowe urocze. Po prostu moim zdaniem końcówka była przedłużona.
Wiedziałam jak to się skończy, ale spodziewałam się takiego miejsca, gdzie wszystko się za trzęsie w posadach i nic nie będzie takie pewne. To jest stały element takich powieści. Tu był, ale bardzo słaby, a wręcz niezauważalny. To mnie rozczarowało, bo lubię te elementy. To zdecydowanie ostudziło mój entuzjazm.
To dobra książka na świąteczny czas. Taka lekka i przyjemna. Postaci są ciekawe, ale moją ulubioną jest siostra Molly - Zoe. Nie żałuję, że przeczytałam, ale egzemplarz papierowy nie stanie na mojej półce. Szkoda, ale czuję się jednak zawiedziona tym, że wymagałam od niej zbyt dużo.
"W Chicago te uczucia wydały mi się zaskakujące, dezorientujące i dziwne. Ale teraz zaczynam myśleć, że może wcale takie nie były. Może rodziły się we mnie stopniowo. Były jak powoli wzbierająca fala, która czeka, by rozbić się o brzeg. Fala, która przez cały czas nadciągała." ~ Catherine Walsh, Kierunek miłość, Białystok 2023, s. 165.
Ogólnie staram się nie sięgać po książki, które są bardzo zachwalane przez inne osoby w bookmediach. Jest jednak jedna osoba, której w tej kwestii ufam i jest to zaczytana.querida. Zobaczyłam tę książkę u niej jakiś czas temu i stałą się pierwszą świąteczną książką na rok 2023.
Molly i Andrew co rok latają na święta Bożego Narodzenia do Irlandii. Od 10 lat rok w rok...
2023-12-14
"Świąteczna mordercza gra" dobrze mnie zaskoczyła i uważam ją za poprawną. Miała swoje wady i błędy, ale w ogólnym rozrachunku była w porządku lekturą. Idąc za ciosem postanowiłam przeczytać "Morderstwo w świątecznym ekspresie" tej autorki i tu zaczęły się problemy...
Roz chce się dostać do rodzinnej Szkocji, ponieważ jej córka zaczęła rodzić 6 tygodni przed terminem. Roz jest emerytowaną policjantką, która od wielu lat próbuje radzić sobie z traumą z lat młodzieńczych. Na stacji w Londynie wsiada do pociągu sypialnego jadącego do Fort William. Oprócz niej do pociągu wsiadają celebryci" Meg i Greg, rodzina Bridgesów, emerytowana profesor, która podróżuje z synem i kotem oraz czworo studentów, którzy chcą wziąć udział w teleturnieju. W nocy z powodu potężnych opadów śniegu jakie sparaliżowały Wielką Brytanię pociąg wykoleja się, a jeden z pasażerów traci życie...
18 pasażerów.
1 zabójca.
Kto dotrze cało do stacji końcowej?
Jeśli chodzi o plusy to: czułam się zaciekawiona przez większość książki i bardzo chciałam dowiedzieć się kto morduje. Pod koniec mój zapał osłabł, bo miałam wrażenie, że książka jest niepotrzebnie przeciągana. Atutem jest również motyw przemocy seksualnej wobec kobiet i to jak jest on marginalizowany bardzo często przez stróżów prawa. Odnoszę jednak wrażenie, że temat wybrzmiałby bardziej gdyby była to powieść obyczajowa, a nie przeciętny kryminał.
I tyle byłoby z plusów. Córka Roz zaczyna rodzić 6 tygodni przed terminem. Jednak wraz z partnerką nie gna na łeb na szyję do szpitala tylko decyduje się rodzić w domu.
Naprawdę? Zgodnie z obowiązującymi zasadami medycyny dziecko urodzone pomiędzy 22 tygodniem a 37 tygodniem jest wcześniakiem i rodzice powinni czym prędzej jechać do szpitala w takiej sytuacji. Jednak Heather decyduje się rodzić w domu, aby oszczędzić dziecku stresu. Oszczędza stresu, ale ryzykuje jego zdrowie i życie oraz swoje. Oczywiście Roz nie widzi w tym nic złego, bo jej relacje z córką z powodu traumy jaką ma nie są najprostsze.
Sam morderca i motyw były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Nie wierzę, że Roz zdecydowała się na takie kroki. Podczas czytania uważałam, że jest to postać, która respektuje prawo. Jednak końcówka kompletnie mnie rozczarowała.
Moim zdaniem jest to słabsza książka nie poprzednia. Nie wszystko mi grało. Mimo ważnego jednego tematu, to drugi został zignorowany. No i ta ilość mądrości życiowych przeszła moje najśmielsze oczekiwanie. Dobrze, że nie kupiłam tej książki w wydaniu papierowym.
"Świąteczna mordercza gra" dobrze mnie zaskoczyła i uważam ją za poprawną. Miała swoje wady i błędy, ale w ogólnym rozrachunku była w porządku lekturą. Idąc za ciosem postanowiłam przeczytać "Morderstwo w świątecznym ekspresie" tej autorki i tu zaczęły się problemy...
Roz chce się dostać do rodzinnej Szkocji, ponieważ jej córka zaczęła rodzić 6 tygodni przed terminem. Roz...
2023-12-07
W grudniu staram się czytać świąteczne historie. W tym roku postanowiłam zacząć od kryminału świątecznego. Nie czytałam nic tej autorki, więc nie wiedziałam również czego się spodziewać.
Dom Endgame źle się kojarzy Lily Armitage. W tym domu dokładnie dwadzieścia jeden lat temu w Boże Narodzenie zmarła jej matka. Niestety, ale Lily jest zmuszona wrócić do Endgame. Jej ciotka, która się nią opiekowała zmarła. Co roku w Endgame w Boże Narodzenie odbywa się poszukiwanie skarbów. W tym roku stawka jest naprawdę wysoka: ten kto rozwiąże dwanaście zagadek i znajdzie dwanaście kluczy zostanie nowym właścicielem posiadłości.
Dwanaście zagadek. Dwanaście kluczy. Ośmioro dorosłych. Jeden akt własności. Mordercza gra rozpoczyna się teraz...
Nie do końca wiem, co myślę o tej książce. Z jednej strony podobała mi się i nie mogłam się doczekać, aż wrócę do czytania i poznam zabójcę gracującego w Endgame. Z drugiej strony autorka w pewnych momentach przesadzała z górnolotnymi myślami i prawdami życiowymi. To co mnie najbardziej irytowało to ilość osób o orientacji homoseksualnej w jednej rodzinie. Nie mam nic do osób o innej orientacji seksualnej, a w książkach nie ma dla mnie znaczenia czy bohater woli mężczyzn czy kobiety. Nie mogę jednak oprzeć się wrażenie, że autorka przesadziła w drugą stronę i dała tego za dużo. Nie za dużo na książkę, a za dużo na jedną rodzinę.
Sam morderca nie był zaskoczeniem. Autorka poszła najbardziej oczywistym pomysłem jaki mógł być. Brakowało mi jednak wyjaśnienie czemu ten ktoś to uknuł. Jaki miał cel? Co go do tego skłoniło? Czuję spory niedosyt w tej kwestii.
Ogólnie w książce nie brakuje błędów logicznych. Widać, że autorce brakuje praktyki. Jednak dobrze spędziłam czas czytając tę powieść, ale pewnie za rok nie będę o niej pamiętać.
Dobre wspomnienia potrafią cię zagarnąć, ale również wciągnąć w głębiny." ~ Alexandra Benedict, Świąteczna mordercza gra, Białystok 2022, s. 61.
W grudniu staram się czytać świąteczne historie. W tym roku postanowiłam zacząć od kryminału świątecznego. Nie czytałam nic tej autorki, więc nie wiedziałam również czego się spodziewać.
Dom Endgame źle się kojarzy Lily Armitage. W tym domu dokładnie dwadzieścia jeden lat temu w Boże Narodzenie zmarła jej matka. Niestety, ale Lily jest zmuszona wrócić do Endgame. Jej...
2023-12-01
Po książkę "Known from Snow" sięgnęłam, bo mojego Tik-Toka zalała fala negatywnych recenzji. Pomyślałam sobie, że nie może być tak źle, ale uwierzcie mi, że jest bardzo źle.
Felicity uwielbia zimę. Każdego roku czeka na tę porę roku, ponieważ nie może się doczekać, aż pojedzie na stok i zacznie zjeżdżać na nartach. Po ukończeniu szkoły średniej w Orlando robi sobie roczną przerwę i postanawia zostać wolontariuszką na austriackich stokach narciarskich. Wszystkie plany dziewczyny obracają się w pył, gdy Neo Harrison przypadkiem wjeżdża w dziewczynę i powoduje wypadek, który zabiera Felicity to, co najcenniejsze...
Ta książka powinna zostać na Wattpadzie, gdzie czytelnicy nie są, aż tak wymagający. Nie znam się na sportach zimowych, więc nie wiem czy wina za wypadek Felicity leży po stronie Neo czy dziewczyny. Mogę się za to zgodzić z tym, że nie sądzę żeby snowpark był w okolicach drzew. Z pewnością to, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że autorka opisywała karygodne zachowanie na stoku: jazdę bez kasku, w słuchawkach czy po alkoholu. Rozumiem, że Fel krytykowała jazdę bez kasku czy po alkoholu, ale jednak uważam, że autorka powinna wziąć pod uwagę, że jej książkę będą czytać młodzi czytelnicy bardzo podatni na różne wpływy. Ogólnie nie jest to tylko zarzut skierowany w stronę "Known from Snow", ale innych książek również.
Felicity jest straszną postacią. Wyobraźcie sobie, że nikt nie zwraca na was uwagi, gdy wchodzicie w nowe towarzystwo. Co robicie? Z pewnością nie odłączacie muzyki i nie kopiecie obcego chłopaka w krocze, prawda? Fel potrzebuje bardzo dużo atencji, ale nie od osób, które powinny jej ją dawać. Nie wymaga jej od rodziców, którzy przylatują do Austrii po jej wypadku. Rodziców wręcz nie ma w szpitalu przy córce. Gdzie są? Co mają ważniejszego do roboty w obcym kraju, gdy ich córka przeżywa największą tragedię w swoim życiu? Jaj przyjaciółka robi to samo, ale Fel jest wyrozumiała.
Brakowało mi konsekwencji i pewnych wyjaśnień. Gdzie pracował Neo, że miał tyle pieniędzy, aby wynajmować mieszkanie na czas pobytu Fel w szpitalu? Za co wynajął na godzinę schronisko w górach? I serio jakieś schronisko się na to zgodziło? W sezonie? W tej książce jest pełno błędów logicznych. Czemu korekta czy redakcja tego nie wyłapała? Nie wiem, ale ogromnie mi żal autorki, że wydawnictwo tak postąpiło.
Poczułam również niechęć do Neo. Porównywał stan Fel po wypadku do jego stanu, gdy matka pozbyła się jego ukochanego psa. Naprawdę? Dziewczyna straciła czucie w nogach, była sparaliżowana od pasa w dół. To nie to samo. Oczywiście wydanie psa bez zgody Neo było okrutne, ale no jednak bez przesady z takimi porównaniami.
Ta książka miała potencjał. Styl autorki nie jest najgorszy. Wystarczyło zrobić dobry reaserch, popytać specjalistów od narciarstwa i snowboardu oraz psychiatrów. Wydawnictwo zrobiło autorce krzywdę, że przyjęło tę książkę w takiej formie. Jednak poszło o kasę. Vela ma popularne konto w mediach społecznościowych, więc było jasne, że książka będzie się sprzedawać. Gdzie jednak jest w tym wszystkim dbałość o czytelnika i literaturę?
Po książkę "Known from Snow" sięgnęłam, bo mojego Tik-Toka zalała fala negatywnych recenzji. Pomyślałam sobie, że nie może być tak źle, ale uwierzcie mi, że jest bardzo źle.
Felicity uwielbia zimę. Każdego roku czeka na tę porę roku, ponieważ nie może się doczekać, aż pojedzie na stok i zacznie zjeżdżać na nartach. Po ukończeniu szkoły średniej w Orlando robi sobie roczną...
2023-11-26
Do sagi "Zmierzch" mam sentyment, ponieważ zaczytywałam się w niej jako nastolatka. Wtedy też nie wiedziałam, że nie jest idealna. Teraz podchodzę do niej zupełnie inaczej. Mając kompletny zastój czytelniczy szukałam książki, która pomoże mi go pokonać. Przeglądałam Legimi i trafiłam na "Słońce w mroku", czyli "Zmierzch" z perspektywy Edwarda. Stwierdziłam, że to może być to.
To jak Edward poznał Bellę i jaka była jego reakcja na nią pierwszego dnia nie jest tajemnicą. Początki ich znajomości nie były proste i gdyby Edwardowi starczyło samozaparcia i nie wrócił do Forks to pewnie ich historia nigdy by się nie wydarzyła.
Stephenie Meyer rozbudowała sagę o tom z przemyśleniami Edwarda oraz jego historię. Poznajemy jego przeszłość i to jak zszedł z drogi picia ludzkiej krwi i wrócił do zwierzęcej. Poznajemy bliżej przemianę Emmetta. Lepiej rozumiemy Rosalie, gdy nienawidziła Belli.
To co denerwowało mnie w tym tomie to ilość stron. Naprawdę było tego za dużo. Myśli Edwarda krążyły wokół tego, że powinien zostawić Bellę w spokoju. Tylko, że te myśli powtarzały się co chwila i czułam się nimi zmęczona.
Narzekaliśmy, że w filmie Edward ma ciągle minę jakby go coś bolało, ale jak okazuje się Robert Pattinson dobrze wpasował się w to, co Edward czuł. Gdyby "Słońce w mroku" wyszło w okolicach filmu to można by się pokusić o stwierdzenie, że Robert po prostu bazował na tej książce. Tak mam wrażenie, że autorka bazowała po prostu na grze aktora, aby trochę złagodzić krytykę. Co prawda zrobiła to 12 lat później, ale jednak zrobiła.
Nie żałuję, że przeczytałam, bo odblokowałam potężny kryzys czytelniczy. Uważam jednak, że książka jest zdecydowanie za długa i po prostu w pewnym momencie zaczęła mnie nudzić.
"Miłość nie zawsze przychodzi do nas w pasującym opakowaniu" ~ Stephenie Meyer, Słońce w mroku, Poznań 2020, s. 151.
Do sagi "Zmierzch" mam sentyment, ponieważ zaczytywałam się w niej jako nastolatka. Wtedy też nie wiedziałam, że nie jest idealna. Teraz podchodzę do niej zupełnie inaczej. Mając kompletny zastój czytelniczy szukałam książki, która pomoże mi go pokonać. Przeglądałam Legimi i trafiłam na "Słońce w mroku", czyli "Zmierzch" z perspektywy Edwarda. Stwierdziłam, że to może być...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-24
Najbardziej polska, najbardziej patriotyczna i najbardziej poruszająca książka z całego cyklu. To właśnie przez nią nie mogłam przebrnąć w podstawówce, a potem stała się moją ulubioną książką z całego cyklu. Zazwyczaj przeczytanie jej zajmuje mi trzy dni. Kocham każde zdanie w niej zawarte. Ma w sobie moc. Zawsze na lekcjach historii wyczekiwałam tematów dotyczących zaborów, I i II wojny światowej. Czułam się w nich jak ryba w wodzie. Dlatego „Tajemnicza wyprawa Tomka” zajmuje specjalne miejsce w moim sercu.
Jak po opisie już wiadomo Tomek i jego przyjaciele ruszają na pomoc Zbyszkowi Karskiemu, który za spiskowanie przeciwko caratowi został zesłany na Syberię. Los zesłańca w tak odległy i nieznany dobrze teren nie był łatwy. Wielu nie docierało do miejsca przeznaczenia, jeszcze więcej ginęło na miejscu nie mogąc pogodzić się z losem, z powodu groźnego klimatu, a zaledwie garstka dożywała końca kary i wracała do rodzin. Wilmowscy mając dług u wujostwa Karskich, którzy opiekowali się Tomkiem jak własnym synem po śmierci matki chłopca, a podczas tułaczki ojca po świecie chcą pomóc Zbyszkowi. Jest tylko jeden problem. Zarówno Andrzej Wilmowski jak i Tadeusz Nowicki (moja ulubiona postać z całego cyklu!) nie mogą pod własnymi nazwiskami udać się do carskiej Rosji. Są poszukiwani przez policję, za spiskowanie przeciwko caratowi i im też grozi zesłanie. Jednak podejmują ryzyko i zapuszczają się coraz dalej w paszczę carskiego lwa…
Towarzyszy im również Jan Smuga, który co prawda nie ma długu u wujostwa Karskich, ale cały czas ma w pamięci los swojego przyrodniego brata, który umarł w klasztorze Hemis, gdy udało mu się uciec z zesłania. Złoto, które odnalazł, a które ponownie zostało zazdrośnie zabrane przez matkę naturę, miało w połowie iść na rzecz skazańców przebywających na Syberii. Właśnie ze względu na pamięć o brata Smuga decyduje się na nie do końca legalną, a jeszcze mniej bezpieczną wyprawę.
Jako obcokrajowcom do opieki zostaje przydzielony agent Pawłow. Mało sympatyczna postać. Zgorzkniały mężczyzna w wieku Wilmowskiego i Bosmana, który przed kilkudziesięcioma laty utracił szanse na wysoki awans. Od tego momentu mała chęcią zemsty. Jako dobrze zapowiadający się agent został wysłany do Warszawy by tam rozpracować grupę, która przemycała nielegalne materiały prasowe o charakterze rewolucyjnym. Już był prawie w ogródku, już witał się z gąską, gdy nagle coś poszło nie tak i podejrzani uciekli a wraz z nimi awans i wszelkie pochwały. Za karę został zesłany do Nerczyńska.
Najwięcej problemów dostarcza podróżnikom brak pomysłu jak przetransportować zesłańca. Wszystkie pomysły nagle biorą w łeb. Jeden zły ruch, jeden zły manewr i wszystko bierze w łeb. Łowcy stają przed wielkim problemem zdemaskowania całej wyprawy. Dzięki przytomności umysłu Tomka udaje im się w miarę zniweczyć plany Pawłowa.
W książce znajdziemy kolejny raz wiele opisów fauny i flory, przybliżenie życia zwierząt tego regionu Azji. Jednak przede wszystkim znajdziemy mnóstwo historii Polski i Polaków zesłanych na Syberię. Wielokrotnie zakręci się człowiekowi łza w oku. Wzruszające fragmenty niedoli rodaków i próby ich walki o wolność i godne życie, o wolność Polski. Historie łapiące za serce i powodujące, że docenia się fakt życia w wolnej Polsce, bez okupacji Rosji czy Niemiec. Dopiero po takich lekturach człowiek, młody człowiek, który urodził się w wolnej Polsce docenia jak wielkie szczęście miał. Sami bohaterowie ze łzami w oczach słuchają przejmujących opowieści i całym sercem są rodakami skazanymi na zesłanie.
Myślę, że to właśnie chciał przekazać autor. Patriotyzm, miłość do ojczyzny, że mamy pamiętać o tym, co było i nie dopuścić do tego by to kiedykolwiek się powtórzyło.
„A więc tacy są rewolucjoniści: nieustraszeni i zdecydowani na wszystko.” ~ Alfred Szklarski, Tajemnicza wyprawa Tomka, Warszawa 2008, s. 200
Najbardziej polska, najbardziej patriotyczna i najbardziej poruszająca książka z całego cyklu. To właśnie przez nią nie mogłam przebrnąć w podstawówce, a potem stała się moją ulubioną książką z całego cyklu. Zazwyczaj przeczytanie jej zajmuje mi trzy dni. Kocham każde zdanie w niej zawarte. Ma w sobie moc. Zawsze na lekcjach historii wyczekiwałam tematów dotyczących...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-24
Biorąc do ręki pierwszy tom Harry’ego Pottera wzruszenie ścisnęło mi gardło, gdy zobaczyłam, że ten cykl jest tak bardzo zaczytany przez moją mamę i moją skromną osobę. Harry Potter jest zaraz obok Ani Shirley i Tomka Wilmowskiego bohaterem mojego dzieciństwa. Był również pierwszym cyklem w pełni zebranym przeze mnie (co wyjaśnia dlaczego jest w stanie gorszym niż Ania i Tomek). Jednak nie miałabym sumienia wymienić go na nowe, bo w nowych nie znalazłabym tych wszystkich swoich myśli, które zostawiłam w starych. Po prostu nie znalazłabym samej siebie z dzieciństwa.
Potter wychowuje się w u Veronona i Petunii Dursley’ów, którzy traktują go jak piąte koło u wozu. Z jakiegoś powodu nienawidzą go bardzo mocno. Chłopiec cierpi, ale stara się dzielnie walczyć o to by podczas śniadania zjeść jak najszybciej swoją porcję, by uniknąć zbierania jej z ziemi po wybuchu szału swojego kuzyna Dudley’a. Musi nosi ubrania, które są na niego zdecydowanie za duże i w szkole nie ma przyjaciół, bo kto by się chciał przyjaźnić z workiem treningowym Dudley’a? Jeszcze by sobie Dursley pomyślał, że Harry ma przyjaciół!
Czasami Harry’emu towarzyszą dziwne rzeczy. Zmienia kolor peruki swojej nauczycielki, okropny sweterek kurczy się za każdym razem gdy ciotka próbuje włożyć mu go przez głowę. On nie umie tego wyjaśnić, ale i tak za wszystko obrywa. W dniu jedenastych urodzin wszystko się wyjaśnia i okazuje, że Harry Potter jest czarodziejem znanym w swoim prawdziwym świecie. Dlaczego? Co on takiego zrobił?
Początkowo nasz główny bohater jest zagubiony (co jest jasne) i pragnie tylko tego by ludzie przestali wytykać go palcami. Najbardziej na świecie chciałby mieć normalną rodzinę jak jego najlepszy przyjaciel Ron Weasley, który jest bardzo barwną postacią tego cyklu. Rudzielec pochodzi z wielodzietnej rodziny, gdzie najważniejsza jest miłość i wsparcie, a nie byt materialny. Ron jest po prostu biedny. Wstydzi się tego, ale przede wszystkim jest cudownym młodym chłopakiem, który potrafi zawsze znaleźć jakiś śmieszny komentarz. Z jego rodzeństwa najbardziej uwielbiam bliźniaków Weasley, którzy dają tej powieści wiele.
Skoro mówimy o Ronie to nie wolno nam zapomnieć o Hermionie, która jest lekko przemądrzałą dziewczyną z mugolskiej rodziny, ale jednocześnie jest najlepszą czarownicą na pierwszym roku w Hogwarcie. Początkowo jest to postać mało sympatyczna ze względu na to, że ponad wszystko ceni sobie naukę i bycie prymusem, ale wraz z upływem czasu u mnie zyskała chociaż dalej była przemądrzała.
Nie będę spolerować, ale Harry Potter już na pierwszym roku musi zmierzyć się ze swoim największym wrogiem. Cóż zdecydowanie Harry ma wybitne zdolności do pakowania się w kłopoty (najwyraźniej odziedziczył to po swoim ojcu). Jest jednak przede wszystkim obrońcą słabszych i najlepszym przyjacielem jakiego można sobie wyobrazić.
To jaki pani Rowling stworzyła świat na zwykłej serwetce jest czymś niesamowitym i pięknym. Pokochałam cały cykl od pierwszego zdania i za każdym razem wracam do niego bardzo chętnie i zawsze będzie kojarzył mi się głównie z czasami dzieciństwa, gdzie wszystko było łatwiejsze.
"Są takie wydarzenia, które – przeżyte wspólnie – muszą zakończyć się przyjaźnią […]." ~ Joanne K. Rowling, Harry Potter i kamień filozoficzny, Poznań 2000, s.188.
Biorąc do ręki pierwszy tom Harry’ego Pottera wzruszenie ścisnęło mi gardło, gdy zobaczyłam, że ten cykl jest tak bardzo zaczytany przez moją mamę i moją skromną osobę. Harry Potter jest zaraz obok Ani Shirley i Tomka Wilmowskiego bohaterem mojego dzieciństwa. Był również pierwszym cyklem w pełni zebranym przeze mnie (co wyjaśnia dlaczego jest w stanie gorszym niż Ania i...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-31
W listopadzie 2021 roku cały świat żył tym, że po 13 latach Britney Spears została zwolniona spod kurateli swojego ojca i ponownie stałą się wolną kobietą, która może decydować o obie, swoim ciele, życiu czy karierze. Czego dowiadujemy się z autobiografii Księżniczki Popu?
Myślę, że nie ma osoby z mojego pokolenia, czyli trzydziestolatków, które nie znają Britney Spears. Ja nie byłam jej wielką fanką, ale jej największe hity z przełomu lat 90. XX wieku i początku XXI wieku kojarzę i znam. Tuż przed premierą wyszło na światło dzienne, że Britney dokonała aborcji, gdy była w związku z Justinem Timberlakem. Cały Internet stanął murem za Księżniczką Popu. Nie dziwię się, bo jeśli wersja Britney jest prawdziwa w 100% to Justin jest strasznym człowiekiem, którego nie tłumaczy nawet młody wiek. Oboje mieli pieniądze żeby utrzymać to dziecko. Dlaczego napisałam 'jeśli"? Otóż jest to tylko wersja jednej strony i nie wiem jak to wyglądało z perspektywy Justina, a żeby móc wygłosić osąd w danej sprawie należy znać oba stanowiska.
Wiem, że łatwo jest czuć żal i współczucie dla Britney. Kontrolujący ojciec, rodzina, która żerowała na jej ciężkiej pracy. Książka jest bardzo smutna i poruszająca. Na dodatek napisana bardzo prostym językiem. Dlatego łatwo współczuć Britney, ale też mam wrażenie, że trochę ta książka została napisana po łebkach. Miałam wrażenie, że kilka wątków nie zostało dokończonych.
Myślę również, ze Britney nie ujawniła wszystkiego i pewnie zrobiła to ze względu na swoich synów, bo to, że ich kocha bija z każdej strony tej książki. Jednak ona przedstawia zupełnie inną wersję ich relacji niż tę, którą znamy z mediów czy wypowiedzi jej synów. Odnośnie kurateli uważam, że była bardzo niesprawiedliwa, ponieważ według ojca kobieta nie była zdolna decydować o sobie czy swoim majątku, ale do grania kolejnych koncertów na jedno kopyto była zdolna. To tylko pokazuje, że rodzina chciała ją kontrolować i na niej zarabiać, a robiła to w sposób najgorszy z możliwych: czyli szantażem o dzieci.
Britney nie miała lekkiego życia. Trudny ojciec, złe małżeństwo rodziców, problemy rodzinne. To wszystko odbijało się na niej i jej psychice, a w efekcie tego powstały jej problemy. Nieprzepracowane traumy, ciągłe wymagania aby być lepszą, chudszą i bogatszą spowodowały, że presja, którą czuła stała się zbyt duża.
Jest to dobra książka i nic więcej. Jest kilka zaskakujących faktów, ale kompletnie nie żałuję, że nie mam jej fizycznie. Nie jest, aż tak dobra. Ebook zdecydowanie mi wystarczy.
W listopadzie 2021 roku cały świat żył tym, że po 13 latach Britney Spears została zwolniona spod kurateli swojego ojca i ponownie stałą się wolną kobietą, która może decydować o obie, swoim ciele, życiu czy karierze. Czego dowiadujemy się z autobiografii Księżniczki Popu?
Myślę, że nie ma osoby z mojego pokolenia, czyli trzydziestolatków, które nie znają Britney Spears. Ja...
2023-10-15
Z wielką chęcią wzięłam się za ostatni tom serii "Tron we krwi". Byłam ogromnie ciekawa jak to wszystko zostało opisane.
Bolesław Krzywousty nie żyje. Zgodnie z jego wolą na tronie senioralnym zasiada Władysław, a synowie z drugiego małżeństwa otrzymują własne dzielnice. W historii Polski jest to nazywane rozbiciem dzielnicowym. Żaden z synów nie jest zadowolony z takiego rozwiązania. Władysław uważa, że to on powinien być księciem całego kraju, a bracia nie powinni mieć własnych dzielnic. Z kolei najstarszy syn z drugiego małżeństwa Bolesław Kędzierzawy, uważa, że to jemu należy się pełnia władzy. Sambor z Łabędziów też nie ma łatwego zadania. Przysięgał na łożu śmierci Bolesława Krzywoustego, że będzie wspierał pierworodnego syna. Jednak czy w związku z odkrytą tajemnicą może złamać obietnicę? I jak bardzo będzie go to kosztowało?
Autorka pokazała, że życie dworskie czy też królewskie nie jest proste, a w zasadzie składa się z samych intryg, kłamstw i spisków. Władysław za wszelką cenę chciał utrzymać władzę i pozbyć się przyrodnich braci z kraju. Próbuje szukać sojuszników poza granicami kraju. Niestety, ale rodzina jego żony nie jest skłonna do pomocy, bo osłabiona Polska jest Niemcom na rękę. Autorka pokazała jakie wydarzenia mogły mieć miejsce, ale nie zostały ujęte w żadnych oficjalnych kronikach - oczywiście z uwzględnieniem wierzeń słowiańskich i zjawisk nadprzyrodzonych, co już oczywiście jest fikcją literacką.
W dalszym ciągu mamy ukazaną wiarę pogańską, którą bardzo powoli wypiera chrześcijaństwo. Podobały mi się te fragmenty. Były naprawdę fascynujące - czytać o tym jak w imię Boga mordowano ludzi. Wielu niestety zapomina o tym krwawym elemencie historii chrześcijaństwa.
Czułam jednak pewien niedosyt. Jak dla mnie za dużo było wątków pobocznych, a za mało dworskiego życia Władysława czy jego braci. Rozumiem, że autorka chciała doprowadzić do końca wszystkie wątki, ponieważ to ostatni tom. Jednak zdecydowanie więcej wolałabym czytać o dworach królewskich. Pozostałe wątki zaczynały mnie momentami użyć.
Całą serię oceniam dobrze. Była ciekawa i przybliżała odrobinę historii - oczywiście, wiem, że wiele rzeczy było inaczej, ale przeczytanie trylogii zachęciło mnie do własnego poszukiwania informacji na ten temat.
Z wielką chęcią wzięłam się za ostatni tom serii "Tron we krwi". Byłam ogromnie ciekawa jak to wszystko zostało opisane.
Bolesław Krzywousty nie żyje. Zgodnie z jego wolą na tronie senioralnym zasiada Władysław, a synowie z drugiego małżeństwa otrzymują własne dzielnice. W historii Polski jest to nazywane rozbiciem dzielnicowym. Żaden z synów nie jest zadowolony z takiego...
2023-09-11
Jolanta Maria Kaleta zdecydowanie zaczyna wyrabiać sobie u mnie dobrą opinię. Rok temu czytałam pierwszy tom „Tronu we krwi”, czyli „Zdradę” i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona i co najlepsze bardzo dużo z tego pamiętałam, bo podczas czytania „Kłamstwa” dużo wątków nie było dla mnie nie jasnych jak się tego obawiałam.
Na tronie Polski – zasiadł Bolesław Krzywousty. Oślepił swojego przyrodniego brata Zbigniewa. Co doprowadziło do jego śmierci. Z tego powodu kościół nałożył na księcia klątwę. Ten w ramach pokuty wyruszył na pielgrzymkę na Węgry. Jednak czy zrobił to ze szczerego serca? Sambor z Łabędziów przejmuje opiekę nad synem zmarłego Zbigniewa i usynawia go, jednocześnie zmieniając mu imię z Lestek na Jaczemir. Chłopiec nie może nikomu się przyznać, kto jest jego prawdziwym ojcem. Nierozłączona do tej pory trójka przyjaciół: książę Bolesław, Sambor oraz Radomir już nie są sobie tak bliscy, a to wszystko za sprawą jednej kobiety. Sprawy państwowe również nie układają się po myśli Bolesława. Sąsiedzi ingerują w sprawy Polski, a wojna goni wojnę…
Wow… To jak autorka pomieszała fikcję z rzeczywistością bardzo mnie zaskoczyło. Oczywiście pozytywnie. Bardzo dobrze czytało mi się ten tom. Oczywiście jak w przypadku poprzedniego trafił na czas, kiedy nie miałam za bardzo przestrzeni na czytanie, ale nawet to nie zabrało mi przyjemności z lektury. Bohaterowie (historyczni oraz fikcyjni) są z krwi i kości. Irytują tak jakbyśmy z nimi przebywali. A już najbardziej irytowała mnie druga żona Bolesława Krzywoustego – Salomea. Nie mogłam znieść tej postaci. Jednak jednocześnie ją rozumiałam, bo chciała zapewnić swoim synom koronę.
To, co w pierwszej części również mi się podobało i było obecne w drugiej to, to jak autorka mieszała wierzenia słowiańskie z wiarą katolicką, która w dniu śmierci Bolesława Krzywoustego była obecna na ziemiach księstwa od 142 lat! Wydawałoby się, że to wystarczy, aby wiara chrześcijańska już zadomowiła się na ziemiach polskich. Nie jest tak. Bogowie słowiańscy ciągle mieszają się z wiarą katolicką, a królowie, książęta i cesarzowie prześcigają się w zdobywaniu kolejnych terytoriów, które nie wyznają tej samej wiary. Każdy chce wypaść jak najlepiej w oczach papieża.
„Kłamstwo” to fascynująca podróż, gdzie bohaterowie są z krwi i kości i wciągają nas w swój świat i intrygi. Ja wcale nie żałuję, że przeczytałam ten tom. Wręcz przeciwnie: żałuję, że nie mogłam czytać tyle ile chciałam. Od razu zabieram się za ostatni tom.
Jolanta Maria Kaleta zdecydowanie zaczyna wyrabiać sobie u mnie dobrą opinię. Rok temu czytałam pierwszy tom „Tronu we krwi”, czyli „Zdradę” i byłam bardzo pozytywnie zaskoczona i co najlepsze bardzo dużo z tego pamiętałam, bo podczas czytania „Kłamstwa” dużo wątków nie było dla mnie nie jasnych jak się tego obawiałam.
Na tronie Polski – zasiadł Bolesław Krzywousty....
2023-08-06
Z powieściami Katarzyny Michalak mam tak, że do tej pory nie mogłam ich czytać bez przewracania oczami z irytacji. Zaczęłam, więc przyświecać mi myśl, że czas wyczytać jej książki i się po prostu ich pozbyć. Postanowiłam zacząć od serii „Sklepik z niespodzianką” i powiem Wam, że to była prawdziwa niespodzianka.
Bogusia Leszczyńska wraca do Polski z pracy na emigracji w Holandii. Zamierza w Warszawie otworzyć kwiaciarnie za zarobione pieniądze. Przypadkiem jednak trafia do miasteczka Pogodna, które znajduje się nad Bałtykiem. Z miejsca zakochuje się w niewielkiej kamieniczce, którą wynajmuje od razu i otwiera „Sklepik z niespodzianką”, gdzie oprócz sprzedaży tzw. Kurzułapek, czyli wszystkich tych rzeczy, które stawiamy do ozdoby na meblach, a one łapią tylko kurz, serwuje również najlepszą gorącą czekoladę oraz ciasta w całym mieście. Tu poznaje Adelę – łamaczkę męskich serc, Lidkę – panią weterynarz marzącą o rodzinie, Konstancję – tap madl oraz Stasię – cudowną staruszkę. Czy w Pogodnej Bogusia pozna smak upragnionej miłości?
Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, gdy zaczęłam czytać „Sklepik z niespodzianką”. Wcale mi to nie przypominało twórczości Katarzyny Michalak. Kilka razy nawet sprawdziłam okładkę czy to faktycznie jej imię i nazwisko tam widnieje. Bohaterowie nie byli tacy sztuczni, wręcz przeciwnie czułam w nich i w ich problemach realność. Nie przewracałam z irytacji oczami. Byłam wręcz ciekawa, co się wydarzy i jak zakończy się pierwszy tom.
Bogusia jest młodą kobietą, której serce najpierw bije szybciej dla malarza Igora, a potem w jej życiu pojawia się Bartek Potocki oraz Wiktor Potocki – jego ojciec. I nie myślcie, że autorka zrobiła nam tu trójkąt, gdzie Bogusia biega raz do Bartka, a raz do jego ojca. Katarzyna Michalak zrobiła to w sposób dobry i bardzo mnie to zaskoczyło.
Na dodatek to zakończenie! Uwierzcie mi, że tego kompletnie się nie spodziewałam. No musiałam sięgnąć po kolejny tom, bo pojawienie się TEJ postaci w końcówce kompletnie mnie zaskoczyło.
Podsumowując mocno mnie zaskoczyła ta książka, ale na szczęście na plus.
"Gdy kogoś kochasz, nie przeliczasz tej miłości na uczynki. Nie licytujesz: ja dałam tyle, ty dałeś tyle. Po prostu... ofiarowujesz, nie myśląc o zapłacie." ~ Katarzyna Michalak, Sklepik z niespodzianką. Bogusia, Warszawa 2011, s. 132.
Z powieściami Katarzyny Michalak mam tak, że do tej pory nie mogłam ich czytać bez przewracania oczami z irytacji. Zaczęłam, więc przyświecać mi myśl, że czas wyczytać jej książki i się po prostu ich pozbyć. Postanowiłam zacząć od serii „Sklepik z niespodzianką” i powiem Wam, że to była prawdziwa niespodzianka.
Bogusia Leszczyńska wraca do Polski z pracy na emigracji w...
2023-08-09
Po tym jak zakończyła się pierwsza część „Sklepiku z niespodzianką” wiedziałam, że od razu muszę przeczytać następny tom. Dobrze, że byłam na to przygotowana, bo pierwszy tom przeczytałam na wyjeździe, ale drugi czekał sobie bezpiecznie w walizce. Byłam ciekawa, jakie przygody są przygotowane do Adeli.
Bogusia dochodzi do siebie po tym jak Anna Potocka wróciła do żywych. Ale to Adela wysuwa nam się na pierwszy plan. Adela jest radną Pogodnej i pracuje, jako księgowa. W mieście uchodzi, jako femme fatale. Nie wiele osób wie, a w zasadzie nikt nie wie, co sprawiło, że nie była taka zawsze. Stała się taka z powodu nieszczęśliwej miłości z lat nastoletnich. Jednak życie ma dla niej jeszcze jedną niespodziankę. Czy Adela się podda? Czy Bogusia zapomni o Wiktorze?
Sama Adela nie miała łatwego życia. Najstarsza z rodzeństwa nigdy nie czuła, że ma wystarczająco dużo uwagi rodziców. Zawsze musiała być opiekunką swoich sióstr i braci, a kiedy zaczęła odnosić sukcesy zawodowe poczuła się, że rodzina mieszkająca na drugim końcu Polski traktuje ją, jako sponsora. Na dodatek życie miłosne Adeli to kompletna porażka. Od czasów licealnych, gdy ulokowała uczucia w nieodpowiednim chłopaku jest niedostępna dla mężczyzn i nie interesują ją związki prowadzące do założenia rodziny. Nie znaczy to, że Adela o tym nie marzy. Jest to postać bardzo smutna, bo na zewnątrz wydaje się, że wszystko ma, a w środku czuje pustkę i samotność, którą próbuje zabić kolejnymi randkami czy sesjami Rady Miasta Pogodna.
Kurczę, ten tom zdecydowanie utrzymał poziom poprzedniego. Nie spodziewałam się tego. Podobało mi się w tej książce, że mimo tego, iż Adela miała być wiodącą postacią to jednak ciągle wiedzieliśmy jak radzi sobie Bogusia z sytuacją z Wiktorem i Anną.
Podobała mi się ta część. Doceniam też, że autorka porusza trudne społecznie tematy. Zawsze to jest u mnie duży plus, bo może to pomóc komuś, kto czyta daną powieść. Na dodatek to zakończenie ponownie było zaskakujące!
"Owszem, każdy z nas wcześniej czy później dozna szoku, uzmysławiając sobie, że życie to nie bajka, a ludzie to nie dobre wróżki i prawi książęta. Trudne przeżycia i tragedie, których musimy doświadczyć, z jednych czynią zgorzkniałych malkontentów, innych popychają ku wódzi i narkotykom, jeszcze inni popadają w marazm i depresję. Jednak szczęśliwcy obdarzeni duszą dziecka otrząsają się z porażek, tak właśnie jak dziecko, które robiąc pierwsze kroki, upada, płacze, podnosi się i znowu próbuje - tylko dlatego, że nikt dziecku nie powiedział: "Możesz się poddać! Po co próbujesz? To bez sensu! Tylko sprawi ci ból!". Tak, wstaje i idzie dalej. Istota o duszy dziecka przełknie łzy, zniesie ból i... z nową wiarą, nową nadzieją i tą samą radością rozpocznie życie od nowa, naiwnie ufając, że tym razem się uda." ~ Katarzyna Michalak, Sklepik z niespodzianką. Adela, Warszawa 2012, s.251.
Po tym jak zakończyła się pierwsza część „Sklepiku z niespodzianką” wiedziałam, że od razu muszę przeczytać następny tom. Dobrze, że byłam na to przygotowana, bo pierwszy tom przeczytałam na wyjeździe, ale drugi czekał sobie bezpiecznie w walizce. Byłam ciekawa, jakie przygody są przygotowane do Adeli.
Bogusia dochodzi do siebie po tym jak Anna Potocka wróciła do żywych....
2023-08-17
Zaczynając ostatni tom „Sklepiku z niespodzianką” prosiłam tylko o to, aby nie był on gorszy od poprzednich, ponieważ bałam się powrotu stylu autorki, którego nie lubię.
Lidka jest szanowaną i lubianą w Pogodnej panią Weterynarz. Nikt jednak nie wie, że ta kobieta nie jest szczęśliwa w małżeństwie, a na dodatek nie może spełnić swojego największego marzenia, jakim jest zostanie matką. W momencie, gdy widzi nieszczęśliwe dziecko decyduje się na desperacki krok. Krok, który może kosztować ją wolność. Na dodatek frustracja z powodu niespełnionego marzenia zmienia ją w osobę, która bezmyślnie rani innych. Czy Lidka odnajdzie brakujące szczęście?
W każdym tomie autorka przybliżyła nam przeszłość konkretnej postaci. To pozwala czytelnikowi poznać je lepiej i zrozumieć motywy ich zachowań. Poznając życie Lidki, a już zwłaszcza jej dzieciństwo było mi jej bardzo szkoda. Żadne dziecko nie powinno przeżyć tego, co ona i czuć się tak jak Lidka. Nie oznacza to jednak, że popieram to jak zachowywała się od połowy poprzedniej książki. Uważam, że zbyt mocno zamknęła się w sobie i nie chciała dopuścić swoich przyjaciółek do siebie, które nigdy jej źle nie oceniały.
Podkreślę również w tej recenzji, że bardzo podoba mi się to, że autorka nie skupia się w danej części tylko i wyłącznie na tytułowej bohaterce tylko na pozostałych również i wiemy, co dzieje się w ich życiu i jak sobie radzą. Dzięki temu wiemy, że Bogusi ciągle czeka na Wiktora, który uciekł do Australii, a Adela zmaga się z kryzysem podjętych przez siebie decyzji.
Wracając do Wiktora – autorka bardzo sprytnie i ładnie zrobiła z niego postać o dwóch twarzach. Podobało mi się to i bardzo mnie to zaskoczyło, bo nie było to takie oczywiste.
W tym tomie widziałam pewne próby absurdu, czułam go odrobinę, ale naprawdę odczuwałam tylko trochę irytacji, bo jeszcze wszystko było pod bardzo dużą kontrolą. Doceniam tę serią za to, że po pierwsze trochę złagodziła moje podejście do twórczości Katarzyny Michalak, a po drugie porusza ważne tematy dla społeczeństwa i może tym komuś pomóc.
Ocena ciut niższa, ale dobrze oceniam ten tom i spędziłam dobrze czytając go, a pod koniec nawet się odrobinę wzruszyłam.
"Ludzki umysł jest łaskawy, wyrzuca z pamięci wspomnienia i widoki, z jakimi nie moglibyśmy żyć." ~ Katarzyna Michalak, Sklepik z niespodzianką. Lidka, Warszawa 2013, s. 79.
Zaczynając ostatni tom „Sklepiku z niespodzianką” prosiłam tylko o to, aby nie był on gorszy od poprzednich, ponieważ bałam się powrotu stylu autorki, którego nie lubię.
Lidka jest szanowaną i lubianą w Pogodnej panią Weterynarz. Nikt jednak nie wie, że ta kobieta nie jest szczęśliwa w małżeństwie, a na dodatek nie może spełnić swojego największego marzenia, jakim jest...
2023-07-21
Colleen Hoover do tej pory nigdy mnie nie zawiodła. Każda z jej książek była dla mnie bardzo dobra. Najchętniej przeczytałabym wszystkie od razu, ale wolę sobie tę przyjemność dawkować. W końcu przyszedł czas na „November 9”. O matko! Jaka ta książka była dobra!
Ben i Fallon spotkali się zupełnie przypadkiem 9 listopada. Od tego momentu postanawiają spotykać się ze sobą raz w roku, właśnie 9 listopada. Przez pozostały czas zarówno Ben jak i Fallon żyją swoim życiem, spełniają swoje marzenia. Jednak Ben ma tajemnicę, która jest związana z Fallon i jej życiem. Ich historia to spotkania oraz książka, którą pisze Ben. Czy w rzeczywistości może wydarzyć się happy end?
Uwielbiam książki Hoover. Po każdą sięgam, jako pewniak dobrze spędzonego czasu. Nie był inaczej i w tym przypadku „November 9”. Pokochałam zarówno Fallon jak i Bena. Oboje są skrzywdzeni przez los. Fallon o mały włos nie zginęła w pożarze w domu swojego ojca, a Ben ciągle walczy z konsekwencjami samobójczej śmierci matki. Spotykają się w drugą rocznicę tych tragicznych wydarzeń, kiedy Fallon wyjeżdża do Nowego Jorku.
Czułam ogromne emocje podczas czytania tej książki. To była istna jazda bez trzymanki. Było tak wiele zwrotów akcji. Moment, gdy byłam pewna, że to zakończy się dobrze, a za kilka stron zmiana i dramat. Lubię takie książki, a na dodatek Colleen Hoover robi to z wyczuciem. Prowadzi akcję w sposób wyważony i nigdzie tam nie ma odrobiny przesady.
Co do zakończenia to nie wiem czy udałoby mi się zachować tak jak Fallon. Nie wiem czy miałabym w sobie dość siły. Uważam, że Fallon to wspaniała postać. Mądra dziewczyna pozbawiona pewności siebie przez wypadek, który dał początek bliznom na jej ciele. Przez to nie spełniła swoich aktorskich marzeń i jej kariera skończyła się nim na dobre się zaczęła.
No, co ja mogę powiedzieć? Uwielbiam tę powieść! Uwielbiam to jak Colleen pisze. Dlatego nie czytam od razu wszystkich jej powieści. Chcę je sobie dawkować.
"Nigdy nie uda ci się odnaleźć siebie, jeśli zatracisz się w drugiej osobie." ~ Colleen Hoover, November 9, Kraków 2016, s. 48.
Colleen Hoover do tej pory nigdy mnie nie zawiodła. Każda z jej książek była dla mnie bardzo dobra. Najchętniej przeczytałabym wszystkie od razu, ale wolę sobie tę przyjemność dawkować. W końcu przyszedł czas na „November 9”. O matko! Jaka ta książka była dobra!
Ben i Fallon spotkali się zupełnie przypadkiem 9 listopada. Od tego momentu postanawiają spotykać się ze sobą...
2023-07-24
„Róża z Wolskich” skończyła się w takim momencie życia Niny oraz Róży, że musiałam sięgnąć po „Rose de Vallenord”. Ten tom przedstawiano mi, jako dużo gorszy niż poprzedni, ale mnie czytało się go nawet lepiej, ale sama historia była również moim zdaniem dużo ciekawsza i bohaterki dostały więcej krwi i kości.
Nina udała się do Paryża, aby podążając śladami Rose de Vallenord odkryć tajemnicę, kto kradnie obrazy malarki. Liczy, że w mieście, która pokochała Rose znajdzie odpowiedź na pytanie: kim była księżna Rose de Vallenord. Nina w Paryżu poznaje tajemniczego mężczyznę, który podobnie jak ona interesuje się historią i twórczością Rose. Jakie ma zamiary ten mężczyzna? Dlaczego tak bardzo interesuje go twórczość Rose?
Druga część losów Róży podobała mi się dużo bardziej. Podobało mi się to jak stawała się pewną siebie kobietą. Mimo tego, że los jej nie oszczędzał to ona się nie poddawała. Oczywiście podejmowała decyzje, których kompletnie nie popierałam, np. sprawa z dzieckiem. Na jej miejscu zrobiłabym inaczej. Historia Rose to również historia zmieniającego się Paryża i świata – było to bardzo interesujące, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że były opisane bardzo pobieżnie. O ile w pierwszym tomie opisów było bardzo dużo i mogłam sobie wyobrazić XIX-wieczny Paryż, tak w drugim tomie tego mi brakło.
Nie mogę za to zbyt wiele dobrego powiedzieć o Ninie. W pierwszym tomie współczułam jej z tego powodu jak traktowała ją matka. Natomiast w tym tomie przyznałam jej statuetkę dla największej naiwniary roku książkowego 2023. To jak szybko zaufała i do czego ją to doprowadziło zdenerwowało mnie, bo miałam ją za osobę rozważną i rozsądnie myślącą.
Myślę, że lepiej, aby autorka nie zabierała się za pisanie thrillerów, ponieważ w końcówce próbowała to zrobić i była zażenowana pomysłowością głównych bohaterów. Nie sadze, aby były to klimaty bliskie autorce.
Uważam serię „Podróż do Miasta Świateł” za popraną. Nie jest bardzo zła ani dobra. Z pewnością nie powinno zaczynać się od niej przygody z twórczością autorki, ponieważ można się rozczarować.
""Było zbyt dobrze. Zbyt dobrze… - pomyślała. Za bardzo chciałam" - tłumaczyła sobie nauczona życiowym doświadczeniem, że nie dostaje się tego, o czym się zbyt często marzy. Tę przewrotną, choć nieco dziecinną grę z życiem prowadziła już od dawna, dmuchając na zimne i starając sie nie zapeszać. Tym razem odstąpiła od reguł, prawie pewna, że udało się przechytrzyć los, że schwyta wymarzone szczęście i znalazła mężczyznę na każdą porę roku. Niestety, szybko dostała nauczkę." ~ Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Rose de Vallenord, Warszawa 2013, s. 10.
„Róża z Wolskich” skończyła się w takim momencie życia Niny oraz Róży, że musiałam sięgnąć po „Rose de Vallenord”. Ten tom przedstawiano mi, jako dużo gorszy niż poprzedni, ale mnie czytało się go nawet lepiej, ale sama historia była również moim zdaniem dużo ciekawsza i bohaterki dostały więcej krwi i kości.
Nina udała się do Paryża, aby podążając śladami Rose de...
2023-07-15
Wiele dobrego słyszałam o twórczości Małgorzaty Gutowskiej – Adamczyk, więc do „Róży z Wolskich” zasiadłam z wielkim entuzjazmem. Niestety mój entuzjazm mnie zgubił. To była średnia książka.
Nina jest wykładowczynią na Wydziale Historii Sztuki. Jej życie jest dość nudne i skupia się na pracy oraz matce. Irena Hirsch jest egoistyczną i zgorzkniałą kobietą, które chce mieć córkę tylko dla siebie, a jej największym hobby jest prawienie Ninie kazań i wpędzanie jej w poczucie winy. Nina trafia do Gutowa, aby zorganizować pogrzeb swojej ciotki Agaty. W Gutowie z kolei poznaje Ige Toroszyn, która jest właścicielką portretu Tomasza Zajezierskiego. W obrazie nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że są na nim inicjały „RdV”, czyli Rose de Vallenord, której obrazy giną z muzeów na całym świecie. Nina postanawia zbadać tę sprawę i zamierza wyruszyć w podróż do Miasta Świateł śladami Rose de Vallenord, która z Polski wyjechała, jako Róża z Wolskich.
Naprawdę liczyłam, że Małgorzata Gutowska – Adamczyk zostanie jedną z moich topowych polskich pisarek. Oczywiście ciągle może tak się stać, gdy przeczytam więcej jej książek. Jednak po przeczytaniu „Róży z Wolskich” nie mogę tak powiedzieć. Nie mogłam wejść w tę książkę. Polubienie Niny zajęło mi trochę czas. Jest to bohaterka zdominowana przez własną matkę. Irena Hirsch jest postacią bardzo irytującą. Tylko wymaga od swojej córki, ciągle ją krytykuje, co powoduje u Niny brak wiary we własne możliwości, a także wyrzuty sumienia, że źle opiekuje się matką. Nina ma ogromny problem, żeby ułożyć sobie życie uczuciowe właśnie z powodu matki, która wmawia jej, że żaden facet nie będzie jej chciał. Jednak to, co zrobiła córce pod koniec książki to zdecydowane świństwo i nie wiem, co tą kobietą kierowało.
Czytając powieść poznajemy Różę i Ninę i odnosimy wrażenie, że są do siebie podobne. Ich relacje z matkami są wręcz identyczne, obie uwielbiają sztukę i potrafią ulokować uczucia w nieodpowiednich facetach. Róża jednak jest dużo bardziej świadoma siebie i można ją postawić w rzędzie feministek. Potrafiła sobie radzić sama i nie zgadzała się na złe traktowanie.
Średnio mi się czytało ten tom. Spodziewałam się, że powieść wciągnie mnie dużo bardziej. Możliwe, że winę za to ponosi fakt czytania książek w nieodpowiedniej kolejności. Najpierw powinnam przeczytać „Cukiernię pod Amorem”, a dopiero potem „Podróż do Miasta Świateł”, ale sprawdzałam to w Internecie i wiele było opinii, że znajomość Cukierni nie jest konieczna, żeby połapać się w fabule. Z tym się zgadzam, ale może być konieczna do polubienia stylu autorki.
"Tylko szczęście impregnuje nas w kontakty z innymi, w nieszczęściu szukamy pomocy i wsparcia." ~ Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Róża z Wolskich, Warszawa 2012, s. 272.
Wiele dobrego słyszałam o twórczości Małgorzaty Gutowskiej – Adamczyk, więc do „Róży z Wolskich” zasiadłam z wielkim entuzjazmem. Niestety mój entuzjazm mnie zgubił. To była średnia książka.
Nina jest wykładowczynią na Wydziale Historii Sztuki. Jej życie jest dość nudne i skupia się na pracy oraz matce. Irena Hirsch jest egoistyczną i zgorzkniałą kobietą, które chce mieć...
2023-06-15
Sama nie wiem, czemu sobie to robię i brnę w serię „Rodzina Monet”. To jest takie guilty pleasure, więc pewnie przeczytam tę serię do końca. Nim jednak dotrę do „Perełki” zrobię sobie kilka tygodni przerwy.
Hailie ledwo uszła z życiem. Ktoś ewidentnie chce skrzywdzić braci Monet i doskonale wie, że najskuteczniej zrobi to krzywdząc Hailie – Królewnę Monet. W związku z tym Vincent wysyła ją na prywatną wyspę, gdzie ma się spotkać z ojcem oraz poznać innych członków swojej rodziny. Czy to uchroni Hailie przed utratą życia? Czy bracia Monet dadzą nastolatce trochę więcej luzu?
Naprawdę nie rozumiem fenomenu „Rodziny Monet”. Ta seria jest absurdalna, ale już nawet nie w braku realności leży problem. Problemem jest Hailie i to jak ona się zachowuje. Momentami jest wręcz lekkomyślna, aby po chwili wykazywać się dojrzałością. Na dodatek irytują mnie Dylan, Tony i Shane. Hailie nie może mieć nawet kolegów, bo od razu są podejrzenia, że to skończy się seksem. Natomiast im wolno zaliczać panienkę za panienką. Niby tacy wyedukowaniu, a Shane już zapomniał, że w poprzednim tomie bał się (chciałam napisać dosadniej, ale nie mogę), że wpadł z dziewczyną, którą traktował jak zabawkę. Brakuje mi tu konsekwencji. Na dodatek Vincent nie widzi nic złego w zachowaniu chłopaków. A jak widzi to nic im nie mówi, bo…? Właśnie, bo co? Bo facet z brzuchem nie wróci?
Dodanie dodatkowej osoby z rodziny Monet miało uratować akcję. Dla mnie tylko pogrążyło. O ile rozumiem, że powiedzenie Hailie o ojcu było ryzykowane to o tej osobie mogli już spokojnie Hailie powiedzieć. Bracia Hailie ciągle trzymają ją pod kloszem, a potem się dziwią, że dziewczyna dostając szansę wykorzystuje ją do granic możliwości, a często te granice przekracza. Do tej pory nie miała, aż tak restrykcyjnego życia.
Sytuacja pod koniec książki jest dla mnie trudna do zrozumienia. Jak ktoś mógł tak be zauważenia wejść do elitarnej, prywatnej szkoły? Gdzie jest konsekwencja? To zaczyna zakrawać o absurd.
Muszę odpocząć od tej serii. Nie rozumiem zachwytów nad nią. Gdyby nie zachowanie Hailie pod koniec dałabym tej książce tylko dwie gwiazdki.
Sama nie wiem, czemu sobie to robię i brnę w serię „Rodzina Monet”. To jest takie guilty pleasure, więc pewnie przeczytam tę serię do końca. Nim jednak dotrę do „Perełki” zrobię sobie kilka tygodni przerwy.
Hailie ledwo uszła z życiem. Ktoś ewidentnie chce skrzywdzić braci Monet i doskonale wie, że najskuteczniej zrobi to krzywdząc Hailie – Królewnę Monet. W związku z tym...
2023-05-30
Jestem z pokolenia, które wychowało się na książkach i filmach o Harrym Potterze. Należę też do grupy dziewczyn, które uwielbiały Draco Malfoy’a tylko, dlatego, że grał go Tom Felton. Gdy tylko zobaczyłam, że autor wydał swoją autobiografię nie mogłam się oprzeć i jej nie przeczytać.
Z reguły nie czytam autobiografii. Mam przeświadczenie, że są one nudne i trudno się w nie wbić. Po autobiografię Toma Feltona musiałam sięgnąć, ponieważ jestem wielką fanką Harry’ego Pottera i musiałam się dowiedzieć, co Tom chce powiedzieć. Nie wiem jak Tom to zrobił, ale w moich oczach odczarował pozycję autobiografii. Może faktycznie jest czarodziejem?
Czytając autobiografię Toma miałam wrażenie, że siedzę z dobrym znajomym na kawie i słucham historii jego życia. Tom w naprawdę cudowny sposób opisał swoje zycie i jak dostał rolę, dzięki, której został zapamiętany przez pokolenia, ale wielu na zawsze zostanie już Draco Malfoy’em.
Smutno się natomiast czytało o tym jak zmagał się z chorobą alkoholową, że również jego dopadła. Mimo, że nigdy nie miał parcia na bycie aktorem to jednak, gdy projekt „Harry Potter” dobiegł końca i nie posypały się kolejne role jak z rękawa nie udźwignął tego. Całe szczęście, że miał obok siebie ludzi, którzy o niego walczyli i chcieli mu pomóc.
Tom posiada wielką umiejętność operowanie słowem. To jak pięknie pisał o Emmie Watson bardzo mnie wzruszyło (serio, poleciało mi kilka łez). Da się w tym rozdziale wyczuć, że łączy ich prawdziwa przyjaźń. We wstępie, który napisała Emma również to czuć, że są prawdziwymi przyjaciółmi.
Bardzo się cieszę, że przeczytałam tę autobiografię. Polubiłam Toma jeszcze bardziej. Polecam z całego serca. Bardzo ciekawa pozycja dla fanów Harry’ego Pottera.
Jestem z pokolenia, które wychowało się na książkach i filmach o Harrym Potterze. Należę też do grupy dziewczyn, które uwielbiały Draco Malfoy’a tylko, dlatego, że grał go Tom Felton. Gdy tylko zobaczyłam, że autor wydał swoją autobiografię nie mogłam się oprzeć i jej nie przeczytać.
Z reguły nie czytam autobiografii. Mam przeświadczenie, że są one nudne i trudno się w nie...
2023-05-23
Na wstępie chcę pogratulować grafikowi za okładkę. Widziałam ją na żywo i robi fenomenalne wrażenie. Przyciąga wzrok i zachęca czytelnika do sięgnięcia, aby przeczytać sam opis, który tez mnie zachęcił.
Deka ma szesnaście lat i za chwile będzie musiała przejść Rytuał Czystości. Jej krew musi być czerwona, bo inaczej czeka ją śmierć. Dziewczyna czuje, że jest inna i bardzo zależy jaj na staniu się pełnoprawną członkinią wioski. Niestety spełnił się najgorszy sen Deki. Jej krew jest złota. To zwiastuje dla niej konsekwencje gorsze niż śmierć. Deka dostaje jednak propozycję dołączenia do grupy dziewcząt takich jak ona – ze złotą krwią. Gdy dociera do stolicy i rozpoczyna elitarne szkolenie jeszcze bardziej utwierdza się w przekonaniu, że jest inna od reszty ludzi, a nawet koleżanek, z którymi pobiera nauki. Kim jest Deka?
Autorka przenosi nas do świata, gdzie kobieta nie może bez zgody męża zrobić niczego. Po ukończeniu szesnastu lat musi ukrywać swoją twarz, a każdemu wyjściu musi towarzyszyć mężczyzna. Tuż przed staniem się pełnoprawną członkinią wioski – każda dziewczyna musi przejść Rytuał Czystości, jeśli jej krew nie okaże się czerwona to czeka ją śmierć. Oto właśnie jest Ortera, którą rządzi cesarz, a ludzie oddają cześć bogu Oyomo.
Życie kobiet w Orterze nie jest proste. Ciągłe zakazy i nakazy. Ukrywanie twarzy, bycie w cieniu mężczyzn. Brzmi strasznie, ale czy nie brzmi znajomo? Wiele religii dokładnie w ten sposób traktuje kobiety. Tu autorka nawiązuje konkretnie do Islamu, ale ja widzę nawiązania również do wielu innych religii czy też sytuacji życiowych, np. odnalezienie się po emigracji do nowego kraju, gdzie każdy traktuje Cię jak wyrzutka lub też posiadanie innego koloru skóry.
Podobała mi się ta książka. Dobrze, że porusza ważne tematy społeczne, ale moim zdaniem to dobry kawałek fantastyki. Autorka ma dobry warsztat i nie nudziłam się przy czytaniu tej książki. Liczę, że wydany zostanie drugi tom, bo jestem ogromnie ciekawa jak potoczą się losy Deki.
Zastanawiam się tylko, kto dał tej książce oznaczenie 14+? Ta książka jest bardzo brutalna. Jest w niej dużo przemocy i znęcania się nad ludźmi.
Na wstępie chcę pogratulować grafikowi za okładkę. Widziałam ją na żywo i robi fenomenalne wrażenie. Przyciąga wzrok i zachęca czytelnika do sięgnięcia, aby przeczytać sam opis, który tez mnie zachęcił.
Deka ma szesnaście lat i za chwile będzie musiała przejść Rytuał Czystości. Jej krew musi być czerwona, bo inaczej czeka ją śmierć. Dziewczyna czuje, że jest inna i bardzo...
Sama nie wiem, co mnie skłoniło do czytania "Cudu na zamówienie". Po prostu przeglądałam Legimi w poszukiwaniu kolejnej książki świątecznej i wybrałam losowo. I wiecie, co? To był bardzo dobry wybór!
Główną bohaterką jest samotna matka Mila. Kobieta ma pod opieką nie tylko syna, ale również owdowiałego ojca, który zmaga się z nieleczoną depresją. Aby związać koniec z końcem kobieta pracuje jako kierowca taksówki. Wie, że w Wigilię będzie miała spory zarobek, więc decyduje się na pracę w najbardziej magiczny dzień roku. Oprócz Mili poznajemy również policjanta Grzegorza, który nie jest zbytnio sympatyczny, binezwoman Jowitę, która przyciąga wiele męskich spojrzeń, ale to Boże Narodzenie ma być dla niej wyjątkowe. Katię, która jest wolontariuszką mimo, że jej wygląd na to nie wskazuje oraz Artura programistę, który z całego serca nienawidzi Bożego Narodzenia. Co sprawi, że Ci wszyscy ludzie zasiądą do jednego wigilijnego stołu? I jakie znaczenie ma pies?
Z reguły trudno czyta mi się książki, gdzie jest wielu bohaterów i co kilka stron przeskakujemy do innej postaci. W "Cudzie na zamówienie" kompletnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz cieszyłam się, że każda z postaci dostaje tyle samo miejsca w książce.
"Cud na zamówienie" to piękna i ciepła historia, która pokazuje, że najważniejsze w święta nie są prezenty, ale bliskość drugiego człowieka i empatia. A nieoczywiste i niematerialne prezenty mają zdecydowanie większą wartość, bo dane są prosto z serca.
Karolina Wilczyńska pokazała w swojej książce, że aby pomóc drugiemu człowiekowi nie trzeba wiele. Trzeba po prostu chcieć i zacząć od rozmowy. Ludzie nie zawsze chcą dostać gotowe rozwiązania na tacy. Czasami po prostu chcą być wysłuchani.
To najlepsza świąteczna książka jaką przeczytałam w tym roku To w niej czuła najbardziej magię i ducha świąt Bożego Narodzenia.
Sama nie wiem, co mnie skłoniło do czytania "Cudu na zamówienie". Po prostu przeglądałam Legimi w poszukiwaniu kolejnej książki świątecznej i wybrałam losowo. I wiecie, co? To był bardzo dobry wybór!
więcej Pokaż mimo toGłówną bohaterką jest samotna matka Mila. Kobieta ma pod opieką nie tylko syna, ale również owdowiałego ojca, który zmaga się z nieleczoną depresją. Aby związać koniec z...