-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2023-11-26
2014-09-26
Badum tssss… I co ja mam napisać o ostatnim tomie tej sagi? Mam kłamać? Mówić prawdę? Sama nie wiem. No dobra, ale postaram się coś składnego napisać. Zarówno w przypadku Belli i Edwarda ma się spełnić ich największe marzenie. Oczywiście każde z nich ma wtedy na myśli zupełnie co innego niż partner. Bella, aż się pali (dosłownie) do zostania nieśmiertelną, z kolei Edward w końcu będzie miał swoją żonę. Wszystko układa się cudownie. Młodzi uciekają na swój miesiąc miodowy i tam dzieje się ponownie coś niespodziewanego, a Belli kolejny raz grozi tym razem już dość realne niebezpieczeństwo.
Cóż reakcja Edwarda jest prosta: trzeba się za wszelką cenę pozbyć tego co zagraża ukochanej. Tylko, że powstaje mały problem: ona to coś pokochała. Chce to coś ochronić, bo wie, że dostała szanse od losu. O dziwo sojuszniczkę widzi w wampirzycy, która do tej pory nie była do niej zbyt przyjaźnie nastawiona. Rosalie, rozumie Bellę i za wszelką cenę pomoże jej ochronić życie, które zabija Bellę. Do głowy przyszło mi jedno pytanie. Dlaczego to robiła? Czyżby dlatego, że liczyła, że żona jej brata tego nie przeżyje i dostanie to o czym zawsze marzyła? Mimo zapewnień Belli, że tak nie było ja odnosiłam cały czas właśnie takie wrażenie, że Rose robi to wszystko z pobudek czysto egoistycznych i wcale nie liczy na szczęśliwe zakończenie dla Belli.
Nie mogę ominąć Jacoba, o którym zawsze mi się ciężko pisze, ale w tym tomie zamienił się chyba z Bellą duszami, bo to on bardziej narzekał na swoje nieszczęście w miłości, aż mnie mdliło. Później się trochę ogarnął, ale dalej był taki rozlazły, nagle z wyrazistej postaci stał się rozlazły. Bolał mnie ten zabieg autorki, bo lubiłam Jacoba bardziej niż Edwarda. Zepsuta postać w ostatnim tomie i to całe wpojenie, które podało na ostatnią osobę, na którą bym stawiała.
Wraz z przewijaniem stron tego opasłego tomiska dochodziło do mnie straszne zachowanie Edwarda. Sam fakt, że chciał jak najszybciej zlikwidować to co chciało zabić Bellę. Kochał ją – rozumiem. Ale pytam się autorki czy pomyślała, że poruszając tak ważną kwestię: aborcji w powieści dla młodzieży przemyślała sprawę tego jak to może wpłynąć na ich przyszłe życie? Nie chodzi mi o to czy jestem za aborcją czy przeciw, ale o sam fakt podania tego jako rozwiązania najprostszego i najszybszego, które powoduje, że problem sam znika. Pisarze muszą sobie zdawać sprawę z faktu, że odpowiadają za ukształtowanie (w jakiś sposób) sposobu myślenia swoich czytelników. Mnie to nie ruszyło, bo umiem to jakby oddzielić wszystko od siebie, ale fani sagi mają zazwyczaj naście lat (sama miałam tyle gdy ją czytałam). Trzeba to brać pod uwagę. Pisarze muszą pamiętać, że odpowiadają za kształtowanie światopoglądu swoich czytelników i nie ma usprawiedliwienia dla pani Meyer za ten pomysł. Nie chodzi mi tez o to by nie poruszać trudnych tematów kompletnie w powieściach. Chodzi mi o to by dostosowywać tematy do wieku czytelników. Umieszczenie tematu aborcji w książce, po którą raczej nie sięgną nastolatki rozumiem bardziej, bo jest to pozycja skierowana do czytelnika już w jakiś sposób ukształtowanego psychicznie i posiadającego swój własny tok myślenia.
Aaaa i ta idealność pewnej postaci w tej części doprowadzała mnie do mdłości. Jak można było tak wyidealizować jedną osobę? Ja rozumiem, że pani Meyer w zgodzie ze swoją wiarą starała się przekazać czytelnikowi miłość do rodziny, ale nie sztuką jest kochać kogoś kto jest nad wyraz idealny i inteligentny. Sztuką jest kochać kogoś kto ma wady i popełnia błędy.
" Tylko to, co poznane, jest bezpieczne. Tylko to, co poznane, można tolerować. Tolerując nieznane... osłabia się samego siebie." ~ Stephenie Meyer, Przed świtem, Wrocław 2009, s.629.
Badum tssss… I co ja mam napisać o ostatnim tomie tej sagi? Mam kłamać? Mówić prawdę? Sama nie wiem. No dobra, ale postaram się coś składnego napisać. Zarówno w przypadku Belli i Edwarda ma się spełnić ich największe marzenie. Oczywiście każde z nich ma wtedy na myśli zupełnie co innego niż partner. Bella, aż się pali (dosłownie) do zostania nieśmiertelną, z kolei Edward w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-21
Jest to zdecydowanie najlepsza część całej sagi. Chociaż całość psuje bardzo egoistyczne i niestabilna emocjonalnie i psychicznie Bella to jednak ta powieść wyszła autorce zdecydowanie lepiej.
Jak do tej pory Bella Swan nie denerwowała mnie tak bardzo. W zasadzie jej zachowanie dawało się podciągnąć pod to jak dla normalnej nastolatki. Jednak w „Zaćmieniu” przeszła samą siebie. Podporządkowuje się woli Edwarda jakby brakowało jej rozumu i własnego zdania. Sam wampir również działał mi na nerwy. Uważał, że doskonale wie jak zapewnić Belli bezpieczeństwo i nie ufa wilkołakom. Chyba zapomniał, że przez długi okres czasu Swan przebywała w ich towarzystwie i nawet włos jej z głowy nie spadł. Na początku powieści jest to dość toksyczny związek. Kilka razy miałam ochotę potraktować Cullena mocniej, bo zachowywał się jak prawdziwy tyran i despota. Jednak Bella również nie pozostaje tu bez winy. Lawiruje między Edwardem i Jacobem. Potrzebuje ich obu by móc funkcjonować, by żyć. Są jej niezbędni. Jednak przy tym wszystkim jest ogromną egoistką. Przy okazji zarzucam jej również brak stabilności emocjonalnej, bo to jak wykorzystywała Jacoba i jak się z nim obchodziło prowadziło tylko do takiego wniosku.
Sam Black nie jest w tym wszystkim bez winy. Jednak jak to on sam określił „walczy o Bellę wszystkimi możliwymi sposobami”. Jest również wybitnym manipulatorem co nie raz przysparza problemów wszystkim dookoła. Gubi go też jego pewność siebie i pokazuje, że pod względem emocji i psychiki jest jeszcze dzieckiem, które nie wiele rozumie.
Wyobrażacie sobie, że wampiry i wilkołaki łączą wspólnie siły przed wspólnym wrogiem? Ja też nie, ale w przypadku powieści pani Meyer wszystko jest możliwe. W pobliskim mieście ma miejsce cała plaga dziwnych i nie mających wyjaśnienia morderstw. Czy za tym wszystkim stoi pewna wampirzyca, która powróciła do lasów Forks? Jedno jest pewne, Belli grozi śmiertelne niebezpieczeństwo i zarówno Jacob jak i Edward staną na głowie by zapewnić jej maksymalne bezpieczeństwo. Co prawda jak to zwykle Isabella ma w zwyczaju bardziej niż o siebie martwi się o innych, co kolejny raz pokazuje, że autorka zupełnie tego nie przemyślała. W bohaterce brakło podstawowej cechy: chcę przeżyć za wszelką cenę. Owszem w książce jest scena gdzie taki instynkt przetrwania się pojawia, ale jest z góry skazany na przegraną, bo wcześniejsze zachowanie Swan jasno i otwarcie mówi: jeśli was to uratuje to ja mogę zginąć. Przyznacie, że to wcale nie trzyma się ładu i składu.
W tej części jest najwięcej emocji i akcji, która nie wlecze się tak mocno jak w poprzednich częściach. Osobiście moim ulubionym fragmentem jest ten, gdzie lepiej poznajemy Rosalie, która do tej pory kreowana była na czarny charakter rodziny Cullenów. Uważam, że powieść byłaby lepsza gdyby autorka nie poskąpiła Belli ludzkich cech, które zdecydowanie zostały zdominowane przez pragnienie bycia wampirem. I właśnie czy Bella na pewno zostanie nieśmiertelną tak jak jej ukochany Edward? A może to siła przebicia Jacoba będzie górą?
"Sen nie przyniósł pełnego ukojenia, a jedynie odrętwienie połączone z obojętnością, niczym środek uspokajający. Ból stał się łatwiejszy do zniesienia - ale nie zniknął." ~ Stephenie Meyer, Zmierzch, Wrocław 2009, 534.
Jest to zdecydowanie najlepsza część całej sagi. Chociaż całość psuje bardzo egoistyczne i niestabilna emocjonalnie i psychicznie Bella to jednak ta powieść wyszła autorce zdecydowanie lepiej.
Jak do tej pory Bella Swan nie denerwowała mnie tak bardzo. W zasadzie jej zachowanie dawało się podciągnąć pod to jak dla normalnej nastolatki. Jednak w „Zaćmieniu” przeszła samą...
2014-09-16
Powiem szczerze, że jeśli którakolwiek z części tej sagi wcale nie jest horrorem to zdecydowanie Księżyc w nowiu. Nie ma nawet najmniejszego fragmentu zdania, który by plasował tę pozycję na tej półce. Jest to po prostu zwykły romans, a raczej rozpaczliwy bełkot Belli, która nie może sobie poradzić z rozstaniem. W jakiś sposób rozumiem jej stan. Dwa lata temu przeżyłam coś podobnego i w sumie z życia miałam wyjęte dwa miesiące, których kompletnie nie pamiętam z wyjątkiem dwóch czy trzech przebłysków. Więc na to ze względu na swoje osobiste doświadczenia jestem w stanie przeżyć i zrozumieć.
Wszystko układa się naszej parze cudownie. Są razem i cały świat pada im do stóp. Jednak jeden wieczór i wszystko zmienia się w najgorszy koszmar i Bella zostaje sama. Cały świat wali się nieszczęsnej dziewczynie na głowę, co pokazuje jak bardzo jest słaba i jak bardzo nie umie radzić sobie z przeciwnościami losu, co jest bardzo dziwne, bo przecież całkiem normalnie przyjęła do wiadomości, że fakt, że jej luby jest wampirem! Zachowała się tak jakby powiedział jej „Kochanie żywię się ludzką krwią, ale nie przejmuj się w sumie to jestem wegetarianinem, bo staram się trzymać tej zwierzęcej”. No ludzie! Albo dziewczyna przyjmuje ze spokojem wieść o tym, że ma styczność z tworem nad ludzkim i jednocześnie daje sobie jakoś radę z faktem, że ukochany ją porzuca, bo się o nią martwi lub też robi z niej kompletnego nieudacznika bojącego się własnego cienia. Bo przecież to nie jest normalne zachowanie, gdy mniej się martwi o siebie a bardziej o ukochanego wampira czy przyjaciela, który też jest tworem nadludzkim! Trochę równowagi.
Co mnie w niej jeszcze denerwowało? Fakt, że jest egoistką i hipokrytką. Facet wampir? Całkiem spoko, bo przecież nie pije ludzkiej krwi. Kumpel inny potwór? No tu mamy problem, bo jeśli zabija ludzi to raczej nie będziemy się przyjaźnić. Na dodatek wykorzystuje Jacoba tylko dlatego by trzymać się na powierzchni życia i nie tonąć we własnych łza. I gdy ten ją zostawia (podobnie jak Edward dla jej własnego bezpieczeństwa) ma mu za złe, bo przecież ona nie może bez niego żyć i jednocześnie wybiela Cullena, który postąpił wobec niej podobnie. Litości! Kolejny raz apeluję do autorki, więcej litości i logiki.
Brakowało mi Edwarda i jego ciętych, trafnych i ironicznych uwag. Mimo wszystko ten w książce ma więcej męskości niż ten filmowy, który wyglądał jakby miał się zaraz rozlecieć. Serio! Jakoś zupełnie lepiej przyswajam tego książkowego. Jest taki bardziej wampirzy. No może pod koniec tej części był zbyt łzawy i zbyt mocno obciążający się winą za wszystko, ale nie można mieć wszystkiego. Na całe szczęście brak ukochanego Belli rekompensuje nam nowa postać męska w postaci Jacoba. Przyjaciel z czasów dzieciństwa wyciąga naszą główną bohaterkę z nie małych tarapatów. Oczywiście nie mogło być tak by nasz Indianin nie poczuł czegoś do Swan. Przecież bez tego byłoby źle! Trochę mnie to denerwuje ilekroć sięgam po ten cykl. Czy nie można było stworzyć przyjaciela płci męskiej, który kompletnie nie leciałby na Bellę? Zapewniam, że można było, tylko po co się wysilać.
Co do akcji to powiem szczerze, że w sumie ślimak szybciej pokuje swoją trasę niż autorka poprowadziła całą powieść. W sumie to wartkość akcji zmieniłaby na plus te ciągłe egzystencjonalne problemy Belli, której co chwila chciałam podkładać pod nos chusteczkę, bo bałam się, że z książki wypłynie mi zaraz fontanna łez. I podobnie jak w pierwszej części akcja pod koniec pędzi jak szalona. Zero równowagi.
Jednak romans jest romansem i ma swoje prawa, których należy przestrzegać, ale proszę mi nie wmawiać, że to jest horror, bo jednym momentem kiedy szybciej zabiło mi serce to było wtedy gdy mama znienacka weszła do mojego pokoju. Cóż jak czytam dość często wyłączam się kompletnie zupełnie nie zależnie od tego jakiej jakości jest powieść, którą trzymam w rękach.
"Czasami szczerość wchodzi w drogę lojalności. Czasami ten sekret nie jest do końca nasz i zdradzając go, możemy zaszkodzić innym." ~ Stephenie Meyer, Księżyc w nowiu, Wrocław 2007, 242.
Powiem szczerze, że jeśli którakolwiek z części tej sagi wcale nie jest horrorem to zdecydowanie Księżyc w nowiu. Nie ma nawet najmniejszego fragmentu zdania, który by plasował tę pozycję na tej półce. Jest to po prostu zwykły romans, a raczej rozpaczliwy bełkot Belli, która nie może sobie poradzić z rozstaniem. W jakiś sposób rozumiem jej stan. Dwa lata temu przeżyłam coś...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-11
Odnosząc się do opisu książki z tyłu książki to nie wiem czy to porywająca opowieść o miłości, chociaż nie ukrywam zainteresowała mnie gdy ją czytałam. Jak zawsze przy recenzji staram się przywoływać tylko swoje pierwsze wrażenie, gdy książkę czytałam pierwszy raz tak w tym wypadku trochę odejdę od swojego zwyczaju i powiem, że potencjał pomysłu nie został wykorzystany.
I wcale mi tu nie chodzi o to, że autorka nie zrobiła z wampirów stworzeń typowo nocnych czy też dała im jeszcze inne cechy, które wielu znawcom tego gatunku stworzeń literackich nie przypadły do gustu. W końcu to był jej świat i jej kredki, więc mogła z nimi zrobić co chciała. Przy czytaniu o pannie Swan zastanawiałam się której klepki nie ma, bo sam fakt, że nie uciekła gdzie pieprz rośnie po poznaniu tajemnicy swojego lubego nie świadczy dobrze o jej zdrowiu psychicznym. Przynajmniej jakaś jej część powinna chcieć go unikać. Na dodatek za szybko do wszystkiego doszła jak na osobę, która kompletnie nie miała pojęcia o istotach nadprzyrodzonych.
Co do postaci męskiej to nieodłącznie towarzyszyły mi porównania Edwarda z książki do Edwarda z filmu i… Edward z filmu to parodia książkowej postaci. Odniosłam wrażenie, że ta postać w filmie nie została zrozumiana. Był taki jakby miał się zaraz rozpłakać lub też rozlecieć. Z kolei chłopak poznany w książce tryska humorem, żartami i wcale nie zadręcza się cały czas tym czym zadręczał się podczas filmu. Zdecydowanie bardziej podoba mi się ta opcja książkowa. Na dodatek Pattinson zupełnie nie pasował do granej przez niego postaci.
Co mogę zarzucić jeszcze? Fakt, że książka wlecze się niemiłosiernie. Wszystko jest opisywane z największą dokładnością co powoduje, że nie są odrzucane elementy, które kompletnie nie pasują do danej sytuacji. Z kolei pod koniec akcja przyśpieszyła jakby była pociągiem pośpiesznym we Włoszech i pędziła do Rzymu i zatrzymywała się tylko przy najważniejszych akcja.
Zatrzymam się jeszcze chwile przy zarzutach dla powieści Meyer. Wielu twierdzi, że to co zrobiła z tymi wampirami woła o pomstę do nieba. Jednak powtórzę drugi raz, że to był jej świat i jej pomysł. Nie każdemu może się to podobać. Nie wszystko jest logiczne i tu się zgodzę. Jednak ta książka ma w sobie jedną rzecz, która dała jej wielką popularność. Zakazaną miłość. To dało jej tego kopa, który spowodował, że zyskała ogromną popularność wśród młodzieży. Bo to jest to czego szukają młode dziewczyny: zakazanej miłości, która da im nadzieję, że w życiu wiele rzeczy może się zdarzyć.
Podsumowując, pomysł był, postacie były, elementy zaskoczenia były, ale nie został wykorzystany potencjał. Niestety, to muszę zarzucić autorce, że nie dopracowała do końca swojego planu i wyszło to co wyszło. Jednak nie zapominajmy, że z każdym nowym pokoleniem ta książka będzie dalej skradała serca. A filmy? Filmów do tego zdecydowanie odbiegają od tego co ukazała autorka. Są bardziej parodią książek niż ich jakąkolwiek ekranizacją.
"Ludzkie istoty są w końcu tak bardzo przewidywalne, a znajome strony dają im poczucie bezpieczeństwa." ~ Stephenie Meyer, Zmierzch, Wrocław 2007, 369.
Odnosząc się do opisu książki z tyłu książki to nie wiem czy to porywająca opowieść o miłości, chociaż nie ukrywam zainteresowała mnie gdy ją czytałam. Jak zawsze przy recenzji staram się przywoływać tylko swoje pierwsze wrażenie, gdy książkę czytałam pierwszy raz tak w tym wypadku trochę odejdę od swojego zwyczaju i powiem, że potencjał pomysłu nie został wykorzystany.
I...
Do sagi "Zmierzch" mam sentyment, ponieważ zaczytywałam się w niej jako nastolatka. Wtedy też nie wiedziałam, że nie jest idealna. Teraz podchodzę do niej zupełnie inaczej. Mając kompletny zastój czytelniczy szukałam książki, która pomoże mi go pokonać. Przeglądałam Legimi i trafiłam na "Słońce w mroku", czyli "Zmierzch" z perspektywy Edwarda. Stwierdziłam, że to może być to.
To jak Edward poznał Bellę i jaka była jego reakcja na nią pierwszego dnia nie jest tajemnicą. Początki ich znajomości nie były proste i gdyby Edwardowi starczyło samozaparcia i nie wrócił do Forks to pewnie ich historia nigdy by się nie wydarzyła.
Stephenie Meyer rozbudowała sagę o tom z przemyśleniami Edwarda oraz jego historię. Poznajemy jego przeszłość i to jak zszedł z drogi picia ludzkiej krwi i wrócił do zwierzęcej. Poznajemy bliżej przemianę Emmetta. Lepiej rozumiemy Rosalie, gdy nienawidziła Belli.
To co denerwowało mnie w tym tomie to ilość stron. Naprawdę było tego za dużo. Myśli Edwarda krążyły wokół tego, że powinien zostawić Bellę w spokoju. Tylko, że te myśli powtarzały się co chwila i czułam się nimi zmęczona.
Narzekaliśmy, że w filmie Edward ma ciągle minę jakby go coś bolało, ale jak okazuje się Robert Pattinson dobrze wpasował się w to, co Edward czuł. Gdyby "Słońce w mroku" wyszło w okolicach filmu to można by się pokusić o stwierdzenie, że Robert po prostu bazował na tej książce. Tak mam wrażenie, że autorka bazowała po prostu na grze aktora, aby trochę złagodzić krytykę. Co prawda zrobiła to 12 lat później, ale jednak zrobiła.
Nie żałuję, że przeczytałam, bo odblokowałam potężny kryzys czytelniczy. Uważam jednak, że książka jest zdecydowanie za długa i po prostu w pewnym momencie zaczęła mnie nudzić.
"Miłość nie zawsze przychodzi do nas w pasującym opakowaniu" ~ Stephenie Meyer, Słońce w mroku, Poznań 2020, s. 151.
Do sagi "Zmierzch" mam sentyment, ponieważ zaczytywałam się w niej jako nastolatka. Wtedy też nie wiedziałam, że nie jest idealna. Teraz podchodzę do niej zupełnie inaczej. Mając kompletny zastój czytelniczy szukałam książki, która pomoże mi go pokonać. Przeglądałam Legimi i trafiłam na "Słońce w mroku", czyli "Zmierzch" z perspektywy Edwarda. Stwierdziłam, że to może być...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to