-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2023-11-24
2023-11-24
Biorąc do ręki pierwszy tom Harry’ego Pottera wzruszenie ścisnęło mi gardło, gdy zobaczyłam, że ten cykl jest tak bardzo zaczytany przez moją mamę i moją skromną osobę. Harry Potter jest zaraz obok Ani Shirley i Tomka Wilmowskiego bohaterem mojego dzieciństwa. Był również pierwszym cyklem w pełni zebranym przeze mnie (co wyjaśnia dlaczego jest w stanie gorszym niż Ania i Tomek). Jednak nie miałabym sumienia wymienić go na nowe, bo w nowych nie znalazłabym tych wszystkich swoich myśli, które zostawiłam w starych. Po prostu nie znalazłabym samej siebie z dzieciństwa.
Potter wychowuje się w u Veronona i Petunii Dursley’ów, którzy traktują go jak piąte koło u wozu. Z jakiegoś powodu nienawidzą go bardzo mocno. Chłopiec cierpi, ale stara się dzielnie walczyć o to by podczas śniadania zjeść jak najszybciej swoją porcję, by uniknąć zbierania jej z ziemi po wybuchu szału swojego kuzyna Dudley’a. Musi nosi ubrania, które są na niego zdecydowanie za duże i w szkole nie ma przyjaciół, bo kto by się chciał przyjaźnić z workiem treningowym Dudley’a? Jeszcze by sobie Dursley pomyślał, że Harry ma przyjaciół!
Czasami Harry’emu towarzyszą dziwne rzeczy. Zmienia kolor peruki swojej nauczycielki, okropny sweterek kurczy się za każdym razem gdy ciotka próbuje włożyć mu go przez głowę. On nie umie tego wyjaśnić, ale i tak za wszystko obrywa. W dniu jedenastych urodzin wszystko się wyjaśnia i okazuje, że Harry Potter jest czarodziejem znanym w swoim prawdziwym świecie. Dlaczego? Co on takiego zrobił?
Początkowo nasz główny bohater jest zagubiony (co jest jasne) i pragnie tylko tego by ludzie przestali wytykać go palcami. Najbardziej na świecie chciałby mieć normalną rodzinę jak jego najlepszy przyjaciel Ron Weasley, który jest bardzo barwną postacią tego cyklu. Rudzielec pochodzi z wielodzietnej rodziny, gdzie najważniejsza jest miłość i wsparcie, a nie byt materialny. Ron jest po prostu biedny. Wstydzi się tego, ale przede wszystkim jest cudownym młodym chłopakiem, który potrafi zawsze znaleźć jakiś śmieszny komentarz. Z jego rodzeństwa najbardziej uwielbiam bliźniaków Weasley, którzy dają tej powieści wiele.
Skoro mówimy o Ronie to nie wolno nam zapomnieć o Hermionie, która jest lekko przemądrzałą dziewczyną z mugolskiej rodziny, ale jednocześnie jest najlepszą czarownicą na pierwszym roku w Hogwarcie. Początkowo jest to postać mało sympatyczna ze względu na to, że ponad wszystko ceni sobie naukę i bycie prymusem, ale wraz z upływem czasu u mnie zyskała chociaż dalej była przemądrzała.
Nie będę spolerować, ale Harry Potter już na pierwszym roku musi zmierzyć się ze swoim największym wrogiem. Cóż zdecydowanie Harry ma wybitne zdolności do pakowania się w kłopoty (najwyraźniej odziedziczył to po swoim ojcu). Jest jednak przede wszystkim obrońcą słabszych i najlepszym przyjacielem jakiego można sobie wyobrazić.
To jaki pani Rowling stworzyła świat na zwykłej serwetce jest czymś niesamowitym i pięknym. Pokochałam cały cykl od pierwszego zdania i za każdym razem wracam do niego bardzo chętnie i zawsze będzie kojarzył mi się głównie z czasami dzieciństwa, gdzie wszystko było łatwiejsze.
"Są takie wydarzenia, które – przeżyte wspólnie – muszą zakończyć się przyjaźnią […]." ~ Joanne K. Rowling, Harry Potter i kamień filozoficzny, Poznań 2000, s.188.
Biorąc do ręki pierwszy tom Harry’ego Pottera wzruszenie ścisnęło mi gardło, gdy zobaczyłam, że ten cykl jest tak bardzo zaczytany przez moją mamę i moją skromną osobę. Harry Potter jest zaraz obok Ani Shirley i Tomka Wilmowskiego bohaterem mojego dzieciństwa. Był również pierwszym cyklem w pełni zebranym przeze mnie (co wyjaśnia dlaczego jest w stanie gorszym niż Ania i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-30
Już sam początek książki, dla czytelnika, który nigdy jej nie czytał wydaje się dość tragiczny, bo ma wrażenie, że ktoś bardzo ważny dla całej powieści kończy tragicznie. I to jest celowy zabieg autora, na który gdy czytałam pierwszy raz dałam się nabrać w stu procentach.
Lakoniczny telegram od Jana Smugi do Andrzeja Wilmowskiego sprowadza przyjaciół do Indii. Zmartwienie o przyjaciela, który prosi ich o pomoc natychmiast wyruszają na niebezpieczną wyprawę do Tybetu, który nie został jeszcze do końca zbadany przez człowieka.
Już od samego początku natrafiają oni na same przeszkody. Za każdym razem, gdy przybywają do miejsca gdzie miał czekać na nich Smuga, zastają po nim tylko ślad i krótką wiadomość, która mówi o miejscu jego pobytu. Zarówno Tomek, bosman Nowicki, jak i Andrzej Wilmowski niepokoją się o Jana, który nigdy nie potrzebował od nikogo pomocy i zawsze to on spieszył z pomocą przyjaciołom.
W Bombaju, gdzie mieli zastać Smugę zostali powitani kradzieżą i morderstwem na samym początku swojej przygody. Mimo to niezrażeni tym czynem łowcy zwierząt ruszają dalej za Smugą, który znika tuż za rogiem. W Alwarze przyjemnie spędzają czas w pałacu maharadży Alwaru i jego uroczej małżonki, która najbardziej polubiła Tomka Wilmowskiego i na każdym kroku okazywała mu swoje uczucia, co nie do końca podobało się Anglikom, którzy przybyli do Alwaru na coroczne polowanie na tygrysy. Już w Alwarze czeka na Tomka pierwsze niebezpieczeństwo, z którego ratuje go właśnie żona maharadży.
By przedrzeć się przez nie za dobrze znane człowiekowi rejony nasi bohaterowie muszą wykazać się nie lada sprawnością oraz hartem ducha i ciała. Najbardziej cierpi na tym bosman Nowicki, który musi ‘wytrząsać swój bosmański brzuch na jakiś górach’ jednak wiedziony niepokojem o przyjaciela, dzielnie brnie dalej przez góry, których serdecznie nienawidzi.
W końcu docierają do klasztoru w Hemis, gdzie znajdują Smugę, który na całe szczęście jest cały i zdrowy, a Pandit Davarsarman nie poczuje, co to znaczy bosmańska pięść. Jan wtajemnicza przyjaciół w dość niebezpieczny plan, który ostatecznie może dla nich zakończyć się sukcesem i niespodziewanym majątkiem. Podroż jest wyjątkowo groźna dla bosmana Nowickiego i Andrzeja Wilmowskiego, którzy szukani przez carską policję nie mogą legalnie przebywać na terytorium carskiej Rosji, jednak ostatecznie decydują się na udział w wyprawie.
Kolejny raz czytając ten cykl ponownie zakochałam się w bosmanie Nowickim, który jest w gorącej wodzie kąpany i nie raz jego zachowanie mogło sprowadzić na łowców ogromne problemy, ale przede wszystkim jest przyjacielem, którego wszyscy szukamy, bo dla najbliższych jest w stanie ryzykować własne życie.
Autor podobnie jak w swoich poprzednich tomach przybliża czytelnikowi florę, faunę oraz kulturę krajów, który opisuje. Dzięki temu kolejny raz możemy poznać cząstkę czegoś gdzie nigdy nie byliśmy. To jest właśnie najpiękniejsze w serii o Tomku. Autor przede wszystkim skupia się na przybliżeniu czytelnikowi opisów, by ten mógł poczuć się częścią wyprawy łowieckiej. Ważnym elementem są również wątki polskich odkrywców, którzy mieli nie mały wkład w odkrywanie Azji Środkowej, o czym jest dość spory fragment książki.
Jak dla mnie ta pozycja nie odłącznie wiąże się z następną ‘Tajemnicza wyprawa Tomka’, która wprowadza w carską Rosję i zsyłanie rewolucjonistów na Syberię, która dla wielu kończyła się śmiercią. Podobny los czekał na bosmana i Wilmowskiego, ale tylko ucieczka z kraju uchroniła ich przed pewną śmiercią na niezbadanej do tej pory mapie świata.
Ważnym przesłaniem tej części cyklu jest, że nie musisz być bogaty by być szczęśliwym. Będziesz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, jeśli będziesz miał przy sobie ludzi, na których możesz liczyć i z którymi możesz kraść przysłowiowe konie.
„Wszystkie kobiety, prawdziwe kobiety, najbardziej cenią w mężczyźnie odwagę, rycerskość i szlachetność.” ~ Alfred Szklarski, Tomek na tropach Yeti, Warszawa 2008, s. 128
Już sam początek książki, dla czytelnika, który nigdy jej nie czytał wydaje się dość tragiczny, bo ma wrażenie, że ktoś bardzo ważny dla całej powieści kończy tragicznie. I to jest celowy zabieg autora, na który gdy czytałam pierwszy raz dałam się nabrać w stu procentach.
Lakoniczny telegram od Jana Smugi do Andrzeja Wilmowskiego sprowadza przyjaciół do Indii. Zmartwienie...
2021-11-30
Tomek po stratowaniu przez nosorożca dochodzi do siebie na ranczu szeryfa Allana (wujka przeuroczej sikorki – jak nazywa Sally bosman Nowicki). Nie towarzyszy mu tym razem ani ojciec Andrzej Wilmowski, ani Jan Smuga. Panowie wyruszają na dalsze łowy, a opiekę nad chłopcem powierzają właśnie Tadeuszowi Nowickiemu. Oczywiście przemiła Australijka również jest znajduje się na ranczu razem ze swoją mamą.
Tomasz wbrew pozorom nie leni się. Dostał od Hagenbecka (przedsiębiorcy, dla którego pracowali dorośli mężczyźni) specjalne zadanie. Miał on zwerbować grupę Indian do pracy w cyrku. Cała akcja dzieje się, gdy całe szczepy Indian są zmuszone przez białych ludzi do przebywania w rezerwatach i przydzielane są im coraz to gorsze ziemie. Czerwoni ludzie cierpią z tego powodu głód i niedostatek, bo racje żywnościowe, które dostają od swoich oprawców są niewystarczające, a często również dochodzi do pewnych nadłożyć. Młodemu Wilmowskiemu dziwnym trafem udaje się zjednać przyjaźń Indian, którzy są pod wrażeniem szlachetności białego człowieka, który za nic nie przypomina ludzi, którzy wbrew pozorom nie jest taki jak jego biali bracia. Już kolejny raz autor pokazuje nam jak bardzo ludzie z Europy przez wiele lat tyranizowali cały świat i uważali, że są lepsi od innych bez powodu…
Nic nie zapowiada pewnej katastrofy do czasu dopóki Tomek nie bierze udziału w wyścigu stumilowym, który wygrywa. Wtedy na arenę wkracza niejaki Don Pedro, który co roku wygrywał wyścig i znany jest z tego, że na swoim ranczu posiada najlepsze rumaki, jakie tylko mogą być. Próbuje odkupić od szeryfa Allana klacz, która wygrała, ale niestety nie udaje mu się. Przyjaciele z Polski znieważają go na oczach wszystkich, a on już szykuje zemstę… okrutną zemstę.
By ratować bardzo ważną dla siebie osobę Tomek musi prosić o pomoc Indian, którzy przyjęli go do swojego szczepu. Na pomoc przybywa mu sam Czarna Błyskawica, który jest przywódcą buntów wśród Indian, którzy nie zgadzają się ze swoim losem. Wilmowski zyskał jego przyjaźń ratując go z poważnej opresji. Rozpoczyna się akcja ratunkowa, która ma na celu odzyskanie utraconych rzeczy.
Jednak, czym byłaby opowieść o Tomku bez zabawnych i zarazem dramatycznych przygód bosmana Nowickiego? Ten silny mężczyzna wpadł w poważne tarapaty, otóż w obronie własnej zabił jednego z Indian i w związku z tym czeka go pal śmierci lub… no właśnie ożenek z wdową po zmarłym. Wyobrażacie sobie poczciwego bosmana z żoną i dziećmi? Ja nie! Nie jestem w stanie. Przecież to jest nie możliwe. Taki zatwardziały kawaler jak Tadeusz Nowicki nie jest w stanie mieć kobiety na całe życie, dlatego właśnie wybiera on pal śmierci ku wielkiej rozpaczy Tomasza. Jednak z nieoczekiwaną odsieczą przychodzi pewna urocza młoda dama…
Dzięki temu, że Polakowi udało się wejść do grona Indian, czytelnik jest w stanie poznać ich zwyczaje, obrządki i wiele innych rzeczy. Poznaje się podstawową różnice między tipi a wigwamami. Jesteśmy dzięki temu w stanie poznać jak ponad sto lat temu żyli Indianie, jest to z pewnością cenne. Możemy poznać kolejne rodzaje fauny i flory tym razem Ameryki Północnej. Mamy spotkanie z bizonem, które już dawno wyginęły i teraz najwyżej możemy oglądać ich szkielety. I znowu mamy to, za co również mocno kocham powieści pana Szklarskiego. Otóż wzmianki o polskich podróżnikach, który mieli nie mały wpływ na odkrywanie Ameryki czy innych zakątków świata. Kolejny raz jest okazja do poszerzenia swojej wiedzy historyczno-geograficzno-biologicznej.
Kocham całą serię, bo nieodłącznie wiąże mnie z dzieciństwem i daje namiastkę tego, co utraciłam bezpowrotnie i już nigdy nie wróci.
„Ludzie prawi i szlachetni zawsze znajdą właściwą drogę postępowania.” ~ Alfred Szklarski, Tomek na wojennej ścieżce, Warszawa 2005, s. 40
Tomek po stratowaniu przez nosorożca dochodzi do siebie na ranczu szeryfa Allana (wujka przeuroczej sikorki – jak nazywa Sally bosman Nowicki). Nie towarzyszy mu tym razem ani ojciec Andrzej Wilmowski, ani Jan Smuga. Panowie wyruszają na dalsze łowy, a opiekę nad chłopcem powierzają właśnie Tadeuszowi Nowickiemu. Oczywiście przemiła Australijka również jest znajduje się na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-11-19
Mija niespełna rok od przygód w Australii, a przed Tomkiem czeka nowa przygoda. Po spieniężeniu złota, które dostał od poszukiwaczy złota, których obronił przed groźnymi rozbójnikami łowcy zwierząt wyruszają do Afryki by tam łapać lwy, antylopy, zebry czy żyrafy oraz legendarne okapi, o którym każdy słyszał, lecz nikt go nie widział.
Podobnie jak w pierwszej części Tomkowi w jego przygodach towarzyszą kąpany w gorącej wodzie bosman Nowicki, który jest najlepszym przyjacielem młodego Wilmowskiego i jak to określił ojciec chłopca obaj „szukali się w korcu maku”. Tadeusz Nowicki jest postacią, którą od razu się lubi. Już po pierwszym zdaniu. Wprowadza do całej powieści trochę żartu i przede wszystkim polskości. W tym tomie mamy przyjemność czytać o tym jak nadzwyczaj silnym człowiekiem jest bosman i dzięki czemu zyskuje szacunek tragarzy wynajętych na czas wędrówki przez Czarny Ląd.
Obok Nowickiego, ważną postacią jest również Jan Smuga, który dalej pozostaje idolem młodego Wilmowskiego, który stara się go we wszystkim naśladować. Smuga, jest chodzącym człowiekiem niespodzianką. Przyjaciele określają go mianem ‘niespokojnego ducha’, co ma znaczyć, że w przeszłości bywał w wielu miejscach, ale nie chce zbytnio o tym mówić. Jego poprzednia wyprawa do Afryki pozwoliła mu zaznajomić się z kulturą tego kontynentu, ale również poznać pewne tajniki, które nigdy nie były dane białemu człowiekowi.
Opanowany i rozsądny, a także nienawidzący przelewu krwi między ludźmi Andrzej Wilmowski jest rozsądkiem każdej wyprawy. To na jego barkach leży ciężar pertraktacji z obcokrajowcami, którzy mają pomagać łowcom w przedzieraniu się przez Afrykę. Nie wolno również zapomnieć o wiernym Dingo, którego Tomek dostał od Sally w ramach podziękowania za odnalezienie jej w australijskim stepie.
Tomek dojrzał przez rok szkolny, który spędził w Londynie. Nie jest już tak bardzo narwanym chłopcem, którego poznaliśmy w Australii. Mając niewielkie doświadczenie z poprzedniej wyprawy, częściej myśli o następstwach swojego zachowania czy pomysłów. Dla całej karawany jest amuletem przynoszącym szczęście w łowach i nie tylko. To on głównie przełamuje swoją otwartością opór nieufnych czarnoskórych mieszkańców Afryki, którzy mają wielki uraz do białego człowieka. Razem z bosmanem Nowickim tworzą duet, który z każdej opresji potrafi wyjść cało.
W tym tomie poznamy niebezpieczeństwa, jakie czyhały na początku XX w. na podróżników podczas ich wypraw po Afryce. Muchy tes tes, nieprzyjazne plemiona, handlarze niewolnikami, złowrogo brzmiące tam-tamy oraz niebezpieczne zwierzęta, które mogą kryć się za każdym krzewem, o czym Tomek przekonał się na własnej skórze. Przede wszystkim jednak poznamy kolejne okazy fauny i flory, dzięki wspaniałym i dokładnym opisom, a także poznamy historię polskich podróżników na nieznany wtedy jeszcze dobrze Czarny Ląd.
Pewnie nie uwierzycie, ale przy tej książce również można płakać. Również można uronić kilka łez, gdy czyta się o niedoli nie tylko naszego kraju, ale również innych ludzi, a już przede wszystkim zwierząt.
„Przede wszystkim jednak trzeba umieć pozyskiwać sobie serca ludzi… Wyrozumiałość i tolerancja są najlepszą ku temu drogą.” ~ Alfred Szklarski, Tomek na Czarnym Lądzie, Warszawa 2009, s. 157
Mija niespełna rok od przygód w Australii, a przed Tomkiem czeka nowa przygoda. Po spieniężeniu złota, które dostał od poszukiwaczy złota, których obronił przed groźnymi rozbójnikami łowcy zwierząt wyruszają do Afryki by tam łapać lwy, antylopy, zebry czy żyrafy oraz legendarne okapi, o którym każdy słyszał, lecz nikt go nie widział.
Podobnie jak w pierwszej części Tomkowi...
2021-07-31
I po skończonej Ani, z czystym sumieniem i radującym się sercem przystąpiłam do czytania kolejny raz cyklu, który podobnie jak seria o Shirley wiąże mnie z moim dzieciństwem. Pamiętam, że w czwartej lub piątej klasie szkoły podstawowej (już nie pamiętam dokładnie), jako lekturę miałam „Tajemnicza wyprawa Tomka”. Był to jeszcze okres, gdy do lektur zasiadałam, bo wiedziałam, że muszę, a coś takiego jak streszczenie nie wchodziło nawet w grę u mojej mamy. Jednak przez „Tajemniczą wyprawę Tomka” nie przebrnęłam za pierwszym razem. Odłożyłam po kilku stronach i była to moja pierwsza lektura, której nie przeczytałam. Jednak, gdy w wakacje skończyłam czytać kolejny raz cykl o Ani i nie miałam, co począć ze swoim czasem, postanowiłam sprawdzić w Internecie czy może lektura, której nie przeczytałam nie jest przypadkiem środkiem jakiegoś cyklu. I jak się okazało moje przypuszczenia były trafne, więc czym prędzej popędziłam z kartką do biblioteki i wypożyczyłam wszystkie tomy przygód młodego Wilmowskiego, który stał się nieodłączną częścią mojego dzieciństwa.
Mam nadzieje, że zostanie mi wybaczony zbyt długi wstęp. Już przechodzę do sedna sprawy, czyli recenzji. Cała historia rozgrywa się w roku 1902, kiedy to znaczna część Polski znajdowała się pod zaborem rosyjskim. Młody Tomasz Wilmowski ma lat czternaście i jest wysokim i dobrze zbudowanym chłopcem o blond włosach. Główny bohater wychowywany był przez wujostwo Karskich. Ojciec chłopca kilka lat przed rozpoczęciem powieści musiał uciekać z Polski za spiskowanie przeciwko carowi, a matka chłopca zmarła dwa lata później. Od tego czasu Tomek jest pod opieką ciotki Janiny i wujka Antoniego. Jest traktowany na równi ze swoim kuzynostwem, czyli: Ireną, Zbyszkiem oraz Witka. Z wyjątkiem lekcji angielskiego, na które Tomek uczęszcza dzięki wyraźnemu życzeniu ojca, który raz na pół roku przesyłał pieniądze na ubrania dla wszystkich dzieci. Jednak w Tomaszu drzemie niespokojny duch. Jako młody patriota chce walczyć o wolność ojczyzny. Nie godzi się z faktem, że musi się uczyć historii carskiej Rosji oraz że w szkole wykładana jest fałszywa przeszłość Polski. Matka chłopca przed śmiercią uczyła go prawdziwych dziejów jego kraju.
Pewnego dnia jednak wszystko się zmienia. Dosłownie wszystko. Tomek, wraca później ze szkoły i od progu wyczuwa, że stało się coś złego. Irena poinformowała go, że jej rodzice zamknęli się z jakimś tajemniczym jegomościem w salonie i debatują już od trzech godzin. Według dziewczynki mężczyzna pachniał dżunglą… I przygody Tomka dopiero się zaczynają. Mężczyzna okazuje się dobrym przyjacielem ojca Tomasza. Jan Smuga został wykreowany, jako idol młodego chłopaka. Od samego początku ich znajomości Wilmowski chciał być taki jak Smuga, który był łowcą dzikich zwierząt. Nowy przyjaciel zabiera czternastolatka do ojca, a potem wszyscy razem wyruszają na ekscytującą i fantastyczną przygodę do Australii, gdzie będą chwytać zwierzęta do ogrodu zoologicznego w Europie.
Tomek, daje się poznać, jako chłopiec pewny siebie i łaknący przygód, bo co chwila wpada w jakieś nowe tarapaty. Jednak przez członków ekipy jest uważany za talizman, który przynosi szczęście, bo to właśnie młody Wilmowski nakłonił tubylców do pomocy w łowach na zwierzęta. Z wyjątkiem Smugi, który stał się idolem głównego bohatera poznajemy również dobrodusznego i prostolinijnego bosmana Tadeusza Nowickiego, który jest Warszawiakiem z krwi i kości. On podobnie jak ojciec Tomka spiskował przeciwko carowi i musiał uciekać z Polski, ale w odróżnieniu do swojego przyjaciela, on w ukochanym kraju, na ukochanym Powiślu zostawił rodziców. Bosman Nowicki ma jeden ulubiony trunek, który jest ratunkiem na całe zło i jest to rum „Jamajka”. To właśnie Tadeusz Nowicki uczył Tomka posługiwać się bronią i od tego momentu stali się najlepszymi przyjaciółmi. Zawsze, gdy czytam cały cykl w roli cudownego bosmana widzę mojego tatę, który idealnie pasuje do opisu podawanego w książce.
Nie wolno zapomnieć nam o ojcu Tomka. Andrzej Wilmowski w końcu ma przy sobie ukochanego syna. Jest to mężczyzna, który twardo stąpa po świecie. Przez lata pracy, jako łowca zwierząt do ogrodów zoologicznych poznał zwyczaje innych kultur i nic nie jest go w stanie zdziwić. To właśnie po nim syn odziedziczył miłość do geografii, która nie raz uratuje życie czwórce nierozłącznych przyjaciół.
Tomek w Australii przeżywa chwile grozy, szczęścia i wzruszenia. Poluje na wielkie kangury jak i na małe misie koala. Książka daje nam możliwość nie tylko powiększenia swojej wiedzy geograficznej, ale również biologii i historii. Jest idealna dla ludzi w każdym wieku, bo dzięki niej znowu możemy poczuć się jak dzieci i przeżywać z głównym bohaterem nowe przygody. Polecam ją głównie młodszym czytelnikom, bo dzięki niej zwiedzicie cały świat nie wychodząc z domu.
„Tylko chłopcy są tak niedomyślni. Każda dziewczynka patrząc na ciebie wiedziałaby od razu, o czym myślisz.” ~ Alfred Szklarski, Tomek w krainie kangurów, Warszawa 2009, s. 201
I po skończonej Ani, z czystym sumieniem i radującym się sercem przystąpiłam do czytania kolejny raz cyklu, który podobnie jak seria o Shirley wiąże mnie z moim dzieciństwem. Pamiętam, że w czwartej lub piątej klasie szkoły podstawowej (już nie pamiętam dokładnie), jako lekturę miałam „Tajemnicza wyprawa Tomka”. Był to jeszcze okres, gdy do lektur zasiadałam, bo wiedziałam,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-12-30
Ostatnie spotkanie z Anią i całą jej rodziną było jak zawsze wzruszające. Nigdy nie lubię opuszczać świata, który wykreowała Lucy Montgomery. Zawsze po zakończeniu całego cyklu czuję się jednocześnie bogatsza o coś i biedniejsza o to, że koniec tej przygody. Chociaż wiem, że zawsze mogę wrócić do całego cyklu to jednak to uczucie towarzyszy mi nieodmiennie.
Rilla jest najmłodszym i najbardziej rozpieszczonym dzieckiem w Złotym Brzegu. Dla niej świat jest wielką rozrywką i nie może już się doczekać, kiedy zacznie chodzić na zabawy… Przede wszystkim ni e może jednak się doczekać tego, gdy będzie miała, co najmniej kilku adoratorów. Rilla jest świadoma swojej urody. Wie, że jest najpiękniejszą dziewczynką ze Złotego Brzegu. Jest również przy tym odrobinę próżna, co martwi Anię, która odebrała surowe wychowanie od swojej opiekunki Maryli. Ania sama wie jak wiele przykrości może sprawić próżność. Wystarczy wspomnieć tylko historię z nieszczęsną próbą ufarbowania swoich włosów… Zamiast czarnych zrobiły się zielone. Rilla nie ma również chęci do ukończenia szkoły wyższej jak jej rodzeństwo. Jej życie płynie na bezustannym byciu piękną, podziwianą i kochaną.
Co do wyglądu głównej bohaterki to można jej zarzucić tylko to, że jest wyjątkowo chuda, przez co jej uroda trochę blaknie. Jednak dalej ma w sobie wszystkie najlepsze cechy. Podobnie jak matka uwielbia marzyć i przebywać w krainie fantazji. Jednak i czas beztroskiego dzieciństwa, które prowadziła Rilla musi się kiedyś skończyć. Świat ogarnia Wielka Wojna. Wszyscy chłopcy z Glen idą, jako ochotnicy do wojska. Dla Rilli, która do tej pory nie miała styczności z prawdziwym i rzeczywistym życiem przeżywa szok. Wraz z nastaniem wojny kończą się spotkania towarzyskie, a nastaje nerwowe oczekiwanie na następny dzień. Oczekiwanie, które wykańcza, bo każda taka wiadomość może przynieść wiadomość o śmierci najbliższych, których żegnała na stacji.
Rilla najlepszy kontakt miała zawsze z Walterem, którego kochała najbardziej z całego rodzeństwa. Walter był powiernikiem jej sekretów… Początkowo Rilla jest zazdrosna o nić porozumienia, która łączy Waltera z Di… Jednak wraz z rozwojem sytuacji wszystko się poprawia, a ta dwójka staje się nierozłączona, aż do czasu…
Nie tylko bracia głównej bohaterki poszli do wojska. Również ukochany Kenneth, znika na froncie. Miłość, która spadła nagle na najmłodszy kwiat Blythe’ów nie sprawia tak wielkiej radości jak powinna. Kenneth na wojnie, a Rilla musi sama radzić sobie z niepokojącymi ją myślami. Nie do końca wiedząc czy jest jego narzeczoną czy też nie odrzuca swoich adoratorów, przekonując się, że posiadanie zbyt dużej ilości ukochanych to nie do końca tak wielka zaleta. W między czasie Rilla opiekuje się wojennym dzieckiem, którego matka zmarła przy porodzie, a o ojcu słuch zaginął. To powoduje, że Blythe staje się coraz lepszą i bardziej pracowitą kobietą. Mając świadomość, że chłopcy z Kanady oddają życie za ojczyznę, ona też chce mieć swój skromny udział w wojnie. Zajmując się tak prostymi sprawami jak organizowanie Młodzieżowego Czerwonego Krzyża zapełnia sobie czas, który w jej pierwszych marzeniach był wypełniony zabawami. Rilla poznaje również smak zawodu przyjaźni. Nie wszystko udaje się tak jak powinno i śmierć również wita w progi Złotego Brzegu…
Przez całą powieść widzimy wyraźnie zmianę w zachowaniu panny Blythe. Z trzpiotka staje się rozważną panną, która wie, co to ból i cierpienie. Która zna podstawowe wartości. Książka ma pokazać obraz rodziny, której członkowie uczestniczyli w wojnie. Nawet po zakończeniu konfliktu nic nie jest takie samo jak było. Mężczyźni wracający z frontu to nie są ci sami roześmiani chłopcy, którzy byli żegnani kilka lat temu. Nie wszyscy nawet wrócili do domów. Rodziny musiały radzić sobie ze stratą najbliższych. Matki musiały pogodzić się z tym, że ich ukochani synowie już nigdy nie przybiegną z bukietem kwiatów. Siostry muszą znieść okropną myśl, że nigdy już nie porozmawiają szczerze z bratem. Żony i ukochane muszą stłumić ból serca. Wszystko się zmieniło i nic nie było już takie jak wcześniej.
Gdy skończyłam cały cykl natchnęła mnie myśl, że chciałabym żyć w czasach Ani. Oczywiście nie mówię tu konkretnie o tomie ostatni, ale początkowym. Przecież wtedy świat był lepszy. Ludzie częściej rozmawiali ze sobą twarzą w twarz, więzy rodzinne były trwalsze, a przyjaźnie zawierane były na dworze, a nie przez Internet. Ludzie nie tracili czasu na przeglądanie jakiś portali społecznościowych, a dzieci wychowywały się według zasad szacunku dla starszych. Nikt wtedy nie słyszał o czymś takim jak ‘bezstresowe’ wychowanie. Wtedy najlepszą metodą wychowawczą był porządny klaps. Trochę smutno, że te czasy odeszły, bo patrząc na to, co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą to strasznie mi przykro patrzeć jak wszyscy ‘mądrzy’ ludzie twierdzą, że klaps jest szkodliwy i stresujący. Ludzie uwierzcie mi, że bardziej stresująca jest szkoła i gdy dziecko wchodzi w wielki świat rówieśników szybciej się stresuje i czuje się od nich gorsze, a potem tylko słychać o kolejnych samobójstwach wśród dzieci lub prześladowaniach w szkole… Dlatego właśnie chciałabym żyć w czasach Ani.
"Jednak uśmiechnął się do dużych, szarych oczu, które kochał – oczu dawniej pełnych radości, a teraz przygasłych od nie wypłakanych łez." ~ Lucy Maud Montgomery, Rilla ze Złotego Brzegu, Kraków 2010, s.217.
Ostatnie spotkanie z Anią i całą jej rodziną było jak zawsze wzruszające. Nigdy nie lubię opuszczać świata, który wykreowała Lucy Montgomery. Zawsze po zakończeniu całego cyklu czuję się jednocześnie bogatsza o coś i biedniejsza o to, że koniec tej przygody. Chociaż wiem, że zawsze mogę wrócić do całego cyklu to jednak to uczucie towarzyszy mi nieodmiennie.
Rilla jest...
2020-12-18
Jeśli mam być szczera to… ten tom wyjątkowo nigdy nie przypadał mi do gustu. No może, gdy zaczynałam przygodę z Anią to byłam oczarowana każdą książką z cyklu. Jednak za każdym razem, gdy siadałam do „Doliny Tęczy” ponownie czułam pewne rozczarowanie. Tak samo było teraz. Zawsze mam nadzieję, że znajdę więcej przygód Kuby, Waltera, bliźniaczek, Shirley’a i Rilli, ale nie… Dostaję rodzeństwo Meredith i bardzo pewną siebie Marysię Vance. Cóż powiadają, że nie można mieć wszystkiego.
Oczywiście to nie jest tak, że wcale nie polubiłam Flory, Uny, Jerry’ego i Karolka czy Marysi…. No dobra ta ostatnia bardzo działała mi na nerwy. Polubiłam ich, bo to przecież przyjaciele z mojego dzieciństwa, ale mam wrażenie, że „Dolina Tęczy” powstała, bo czymś trzeba było zapchać dziurę między „Anią ze Złotego Brzegu” a „Rillą ze Złotego Brzegu”. Dla mnie świadczy o tym sam fakt, że o dzieciach Ani jest zaledwie kilkanaście lub kilkadziesiąt stron. W większości poznajemy dzieci pastora, które są okropnymi urwisami, a ich matka nie żyje od dobrych kilku lat. Sam pastor jest częściej zajęty zastanawianiem się nad pojęciem grzechu i zbawieniem ludzkości lub innych kaznodziejskich problemach niż na wychowaniu i zapewnieniu wszystkiego, co najlepsze swoim dzieciom. Dzieci są pod opieką starej ciotki Marty, która pierwszej młodości już nie jest i nie umie zaopiekować się pociechami. Odnosi się wrażenie, że większą miłością darzy kota, któremu daje, co najlepsze do jedzenia niż Unę, Florę, Jerry’ego i Karolka.
Pewnego dnia rodzeństwo Meredith spotyka Marysię Vance, która uciekła od swojej opiekunki, bo miała dość bicia (i tyle będzie z fabuły). Cóż jest to postać, której nie polubiłam od samego początku. Zarozumialstwo to za słabe określenia dla tej młodej dziewczynki. Jest tak pewna siebie, a przy tym bezczelna, że nic tylko ją wziąć zlać rózgą. Nie ma się w sumie jednak temu dziwić, bo przecież jej też nie miał, kto wychowywać i podobnie jak Ania tułała się po sierocińcach i innych rodzinach, które jej wcale nie chciały i wykorzystywały do katorżniczej pracy.
Rodzeństwo, co chwila popada w jakieś tarapaty. Nie jest to oczywiście do końca ich wina, bo przecież w końcu ich matka nie żyje, a ojciec nie ma czasu na zajmowanie się tak przyziemnymi sprawami jak wychowanie czwórki dzieci. Starają się oczywiście zachowywać jak najbardziej poprawnie, bo przecież ile można słuchać od Marysi, że są okropni? Jednak szłoby im to zdecydowanie lepiej gdyby mieszkańcy Glen St. Mary nie stawiali przed dziećmi pastora tak wielkich wymagań. Przecież można wykazać trochę zrozumienia dla półsierot i spróbować im pomóc, a nie tylko kręcić z politowaniem głową i krytykować. Zresztą w dzisiejszych czasach jest podobnie. I w sumie z tą pomocą trzeba uważać, bo przecież czasami można wyskoczyć jak królik z kapelusza z niezapowiedzianą adopcją jednej z pociech, a to już jest przesada.
Na całe szczęście autorka pomyślała też o trochę starszych czytelnikach niż tylko dzieci, do których jest skierowany cały cykl, bo da się odkryć wątek romantyczny. W końcu sam pastor zaczyna zauważać, że jego dzieci zdecydowanie odstają od rówieśników. Zachowują się inaczej, mają gorsze ubrania i nie jedzą tego, co powinny dzieci. Zamknięty w sobie od śmierci ukochanej Cecylii nie zauważa innych kobiet, które chętnie usidliłby wdowca. No może nie ma z drugiej strony tylu tych kobiet, bo kto chciałby wiązać się z wdowcem, który ma czwórkę dzieci? Jednak w Glen St. Mary znajduje się jedna odważna kobieta, której serce kilkanaście lat temu utonęło w morzu wraz z katastrofą statku, na którym był jej ukochany…
I wśród dzieci zdarzają się miłości… Nieśmiałe spojrzenia Uny do jednego z Blythe’ów… Cóż, niestety ich dalsze dorastanie nie będzie już takie proste… Nadchodzi, bowiem Kobziarz i coraz mocniej gra swoją melodię, wzywając chłopców do siebie…
Podsumowując… Najsłabsza powieść z całego cyklu. Jednak bez niej cała seria byłaby dziwnie pusta.
"Nigdy nie należy być pewnym, że życie nasze dobiega już kresu, bo kiedy nam się nawet zdaje, że los skończył pisać swą historię, to gdy odwracamy stronicę księgi naszego życia, widzimy ze zdziwieniem świeżo napisany rozdział." ~ Lucy Maud Montgomery, Dolina Tęczy, Kraków 2010, s.118.
Jeśli mam być szczera to… ten tom wyjątkowo nigdy nie przypadał mi do gustu. No może, gdy zaczynałam przygodę z Anią to byłam oczarowana każdą książką z cyklu. Jednak za każdym razem, gdy siadałam do „Doliny Tęczy” ponownie czułam pewne rozczarowanie. Tak samo było teraz. Zawsze mam nadzieję, że znajdę więcej przygód Kuby, Waltera, bliźniaczek, Shirley’a i Rilli, ale nie…...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-11-19
Ania stała się matką pięciorga, a potem już sześciorga cudownych, małych urwisów, które wypełniają każdy jej dzień. Sama pozbawiona matczynej miłości daje jej swoim dzieciom jak najwięcej może. Jest przede wszystkim ich powierniczką, nauczycielką, ostoją i opoką, w trudnych chwilach rozczarowania. Jest centrum i świata i to właśnie do niej biegną z każdym najmniejszym problemem. Piękne jest to u Ani, że nawet, jeśli któraś z pociech przybiegnie z prostym i czasem zabójczo śmiesznym problemem, ona zawsze zachowuje spokój i powagę oraz wyrozumiałość. Ja czytając nie byłam w stanie czasem powstrzymać śmiechu. Jednak Ania doskonale wie, co znaczy, gdy dorośli nie rozumieją świata dziecięcych marzeń i przykrości. Stara się nie ograniczać swobody dzieciom i wychowywać w sposób, od jaki zawsze wierzyła – bez żadnej przemocy. Same dzieci stały się dla niej wszystkim i nazwała je nawet ‘dziełami, które żyją’. Pięknie je określiła. Jak każda matka z trudem przyjmuje do świadomości moment, gdy będzie musiała wypuścić je ze swoich objęć i pozwolić układać życie na swój własny sposób. Jednak wraz z rozwojem akcji ma świadomość, że zawsze będzie dla nich jedną z najważniejszych i najbliższych osób na świecie.
W tym tomie zdecydowanie mniej jest Gilberta. Pojawia się szczątkowo, żeby nie powiedzieć, że nie ma go wcale. Dopiero pod koniec książki ujawnia się na całe trzy rozdziały. Trochę szkoda, bo osobiście przepadam za młodym lekarzem, który jako jeden z nielicznych rozumie swoją wiecznie rozmarzoną żonę. Mimo wszystko jest kochanym mężem, ojcem i szanowanym przez wszystkich lekarzem, a ludzie wierzą, że nawet umarłego postawi na nogi.
Przejdźmy może do krótkiego opisu dzieci państwa Blythe’ów. W poprzedniej książce poznaliśmy już Joy, która żyła tylko jeden dzień oraz Jakuba Mateusza, który jest wielbicielem wszelkich przygód i zapowiada się od samego początku, że nie będzie w stanie usiedzieć na jednym miejscu, gdy tylko dorośnie. Jako jedyne dziecko przyszedł na świat w Wymarzonym Domku, co często jest mu wypominane przez młodsze siostry.
Młodszym bratem Jakuba Matusza jest Walter, który imię otrzymał po ojcu swojej matki. Jest on chyba najukochańszym dzieckiem Ani. Ma on bardzo wrażliwą duszę i nad wszystko kocha poezję i to z niej wynosi wszelką mądrość życiową. Podobnie jak matka i reszta rodzeństwa uwielbia wędrować do krainy marzeń i pozostawiać w niej tak długo jak tylko chce. Często w szkole ma problemy z powodu tego, że pisze wiersze.
Pora na bliźniaczki, które chyba nie mogły ominąć Ani. Była na nieskazana, od kiedy się urodziła. Ania i Diana nie są zupełnie do siebie podobne. Ania, na którą wszyscy wołają Nan ma piękne brązowe włosy i oczy oraz długie rzęsy. Posiada idealną fryzurę i doskonale wygląda, gdy nosi ubrania w kolorze czerwonym. Jest świadoma swojej urody i dlatego nosi główkę, trochę wyżej niż powinna. Czasami za daleko ponosi ją wyobraźnia i musi potem sprostać rozczarowaniom, które nie są łatwe. Jej siostra Diana, nazywana przez wszystkich Di, jest kopią swojej matki, przez co jest ulubienicą ojca. Podobnie jak rodzicielka nienawidzi swoich rudych włosów. Di ma niestety ogromnego pecha, jeśli chodzi o znalezienie przyjaciółki od serca. Dwukrotnie musiała znieść gorzką pigułkę rozpaczy, gdy dwie dziewczynki okazały się zupełnie inne niż o sobie mówiły. Mimo wszystko jest bardzo sympatyczną dziewczynką, chociaż nie wyróżnia się niczym szczególnym i autorka potraktowała ją trochę po macoszemu. Jest ulubioną siostrą Waltera.
Następnym potomkiem Złotego Brzegu jest Shirley, który ma dość ciemny kolor skóry, oczu i włosów. Przez wszystkich nazywany Murzynkiem. Po jego narodzinach Ania długo chorowała i dlatego to Zuzanna (pomoc domowa) opiekowała się nim i traktuje go jak swoje własne dziecko, a on jak swoją mamę, ale zawsze też chętnie ląduje w ramionach Ani. O nim też mowa jest stosunkowo nie duża, a w zasadzie z wyjątkiem kilku wzmianek o tym, dlaczego Zuzanna traktuje go jak własne dziecko nie ma nic więcej.
Ostatnią pociechą, którą poznajemy jest Berta Marilla. Dziewczynka ma bardzo długie rzęsy oraz cudowny uśmiech. Niestety posiada tendencje do seplenienia i jako małe dziecko jest dość pulchna, ale podobnie jak reszta rodzeństwa uwielbia marzyć i kocha nad życie Złoty Brzeg i jego mieszkańców. O niej jest osobna książka, więc to zrozumiałe, że autorka nie poświęciła jej zbyt wiele czasu. Chociaż jest poświęcony jej jeden lub dwa rozdziały.
Bądźmy szczerzy, ale ta pozycja również nie zachwyca. Nie jest moją ulubioną. Długo i ciężko mi się zawsze ją czyta. Może gdyby było trochę więcej samej Ani byłoby lepiej? Kto wie. Mimo wszystko dzieci Blythe’ów są tak urocze i mają tak wiele ze swojej matki, że da się wyczuć namiastkę Ani.
"Grzeczność nie mogłaby istnieć bez odrobiny hipokryzji." ~ Lucy Maud Montgomery, Ania ze Złotego Brzegu, Kraków 2010, s.352.
Ania stała się matką pięciorga, a potem już sześciorga cudownych, małych urwisów, które wypełniają każdy jej dzień. Sama pozbawiona matczynej miłości daje jej swoim dzieciom jak najwięcej może. Jest przede wszystkim ich powierniczką, nauczycielką, ostoją i opoką, w trudnych chwilach rozczarowania. Jest centrum i świata i to właśnie do niej biegną z każdym najmniejszym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-10-08
Jest to mój najmniej lubiany tom o Ani. Chociaż mam swoje ulubione rozdziały jak ‘Świt i zmierzch’ lub ‘Okręt szczęścia przybija do brzegu’. Jednak zawsze czytając tą część odnoszę wrażenie, że za mało jest Ani w samej Ani oraz Gilberta w Gilbercie. Jakby autorka, trochę zagubiła swoje postacie i nie pamiętała, jacy byli. Co prawda Ania dalej uwielbia marzyć, dalej ma cudownie rude włosy, których zawsze jej zazdrościłam. Jednak to już nie jest ta sama kobieta, jaką poznaliśmy. Jednak dalej przeżywa to swoje życie z tą samą intensywnością, co wcześniej.
Zakochana po uszy w swoim mężu chce mu być opoką i powierniczką. Jednak młodego doktora często nie ma w domu. Dlatego pani Blythe z chęcią spędza czas razem z kapitanem Jakubem, który jako stary wilk morski opowiada jej historie swojego życia. Dzięki niemu poznajemy również los jego wielkiej miłości, z którą nigdy za życia niedane było mu się połączyć. Jest on częstym gościem w małym, ale przede wszystkim Wymarzonym Domku Ani. Również ona sama chętnie odwiedza kapitana w jego latarni, gdzie popijając razem herbatę rozmawiają o tym i o owym.
Właśnie nad brzegiem morza Anna poznaje Leslie Moore, kobietę, której życie od pewnego czasu nie szczędzi bólu i rozczarowań. Leslie jest najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziała główna bohaterka. Jej złote włosy sięgają do ziemi. Moore pochodziła z rodziny dość biednej, ale przede wszystkim szczęśliwej. Jednak jeden wypadek przynosi za sobą tragiczne skutki i nic potem nie jest takie jak kiedyś. Od tego momentu Leslie nie jest sobą, a na dodatek zmuszona do małżeństwa z Ryszardem Moore, ma wrażenie, że wpadła w pułapkę bez wyjścia. Na szczęście każde nieszczęście w końcu zdaje się mieć swój koniec i Leslie może cieszyć się tym, czym pragnęła i czego zazdrościła Ani. Bo musicie wiedzieć, że te dwie kobiety nie od razu były przyjaciółkami, mimo usilnych starań żony Gilberta. Cieniem na tych relacjach było to, że Ania dostała w życiu wiele szczęścia i to właśnie jego zazdrościła jej pani Moore.
Niestety los nie oszczędza też Anny, która z utęsknieniem wyczekując najważniejszej dla niej chwili w życiu musi pogodzić się z tym, że i jej szczęśliwa gwiazda nie będzie świeciła bez końca. Jeden czerwcowy dzień kładzie się cieniem na całym jej dalszym życiu i już nigdy w życiu jej śmiech nie będzie brzmiał tak beztrosko jak kiedyś. Teraz był on przepełniony małą dawką bólu, która miała nigdy nie zginąć.
Jest jeszcze jedna postać, którą pokochałam od razu. Oczywiście, że jest to panna Kornelia Bryant, która nienawidzi mężczyzn i w każdym możliwym momencie dogryza nie tylko Gilbertowi, którego prawdziwym hobby stało się prowadzenie rozmów z Kornelią, również kapitan Jakub nie jest oszczędzany przez pannę Bryant, której ulubionym tekstem jest „Iście po męsku prawda?”. Zawsze, gdy czytałam te słowa wybuchałam głośnym śmiechem nie ważne gdzie byłam. Odnalazłam w niej bratnią duszę, bo i ja czasem po prostu nie mogę się opanować i powiem, że całe zło tego świata jest po prostu spowodowane przez panów, ale za kilka dni bądź tygodni dochodzę do wniosku, że w sumie bez nich świat byłby nudny i jestem pewna, że tego samego zdania była panna Kornelia.
Kończąc, bo moje palce nie chcą sunąć z zimna po klawiaturze, przypomnę tylko, że to jest najmniej lubiany przeze mnie tom, dlatego z ulgą go opuszczam, jednak nawet mimo tego kocham Anię dalej, całym swoim sercem. Bo przecież dalej jest Anią tylko trochę bardziej dorosłą i nie zawsze już przemawiającą do dzieci lub młodzieży, mimo, że książka jest otwarcie do nich skierowana, bo autorka nie mówi, wprost o tym, że Ania jest w ciąży tylko nazywa to ‘szczęściem’, a wiadomo nie wszystkie jedenastoletnie dzieci umieją czytać między wierszami.
"Dotychczas nie zwracała uwagi na samotność. Teraz obawiała się jej. Przytłaczała ją obecnie podwójnym ciężarem." ~ Lucy Maud Montgomery, Wymarzony dom Ani, Kraków 2010, s.162.
Jest to mój najmniej lubiany tom o Ani. Chociaż mam swoje ulubione rozdziały jak ‘Świt i zmierzch’ lub ‘Okręt szczęścia przybija do brzegu’. Jednak zawsze czytając tą część odnoszę wrażenie, że za mało jest Ani w samej Ani oraz Gilberta w Gilbercie. Jakby autorka, trochę zagubiła swoje postacie i nie pamiętała, jacy byli. Co prawda Ania dalej uwielbia marzyć, dalej ma...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-17
Nim się obejrzałam doszłam do trzeciego tomu o Ani Shirley. Nasza Ania nie jest już ani małą dziewczynką, która co chwila popada w kłopoty ani też nie jest podlotkiem, który próbuje wspaniałymi ideałami zjednać swoich uczniów. Nie. Zdecydowanie to nie jest ta sama Ania, którą miałam przyjemność poznać w dwóch pierwszych tomach. Ta jest bardziej dojrzała, jednak dalej uwielbiająca marzyć i będąca niepoprawną romantyczką. Shirley jedzie na uniwersytet zdobyć wykształcenie wyższe, jako pierwsza kobieta z Avonlea. Jest przerażona, ale jednocześnie podekscytowana. Nie jedzie zresztą sama. Towarzyszy jej towarzysz dziecięcych zabaw, który w szkole nazwał ją ‘Marchewką’, tak dobrze odgadujecie jest to Gilbert Blythe oraz Karol Sloane, do którego Ania czuje wyłącznie współczucie.
Na szczęście razem z Anią zaczyna studia również jej dobra przyjaciółka Priscilla Grant, dzięki czemu dziewczyna nie czuje się tak samotna. Już pierwszego dnia koleżanki poznają Philippe Gordon, która była dość irytującą postacią. Była po prostu taka jak mała Ania, z tym, że wieku dwudziestu lat i to było dość irytujące. Panna Shirley traktowała ją raczej, jako bezbronnego kociaka, który nie jest wstanie nikogo skrzywdzić. Głównym zmartwieniem Phil (bo tak prosiła, żeby ją nazywać) jest to, kto ma zostać jej mężem. Czy ma to być przystojny Alec, który jest nie tylko przystojny, ale również wspaniale wychowany i nie ma żadnych wad, czy też może skierować swe serce do Alonza, którego imię kompletnie nie pociąga Phil. Mimo wszystko panna Gordon to dobra dziewczyna i wspaniała przyjaciółka, ale trochę próżna.
Nasza Ania jest już w takim wieku, że pora najwyższa myśleć o małżeństwie. Podczas całego czytania tego tomu, Shirley dostaje kilka propozycji małżeństwa, ale żadna z nich nie jest tak romantyczna jak rudowłosa gąska by chciała. Życie brutalnie weryfikuje wyobrażenie o życiu, głównej bohaterki, bo dość często spotykają ją rozczarowania. Jednak Ania nie traci radości, którą czerpie żyjąc. Nie odłącznym elementem jej życia w Redmond jest, Giblert. Wie, że nie może do Ani mówić wszystkiego otwarcie, bo to może ją tylko spłoszyć, więc pozostaje jej idealnym towarzyszem takim, jakim był, gdy byli dziećmi. Jednak do czasu. Blythe w końcu wyjawia swoje uczucia, ale zostaje brutalnie odprawiony, a przyjaźń między tym dwojgiem zostaje zerwana i każdy z nich idzie w swoją stroną, ale czy aby na pewno?
W życiu Ani w końcu pojawia się ten jedyny, wymarzony i idealny. Taki, jaki był w jej wyobraźni, gdy rozmawiały o tym z Dianą mając po kilkanaście lat. Roy Gardner jest z pewnością ideałem. Przystojny, szarmancki, zasypujący swoją ukochaną codziennie kwiatami. Dbający o ty by niczego jej nie brakowało. Shriley jest przekonana, że go kocha, ale czy tak jest? Czy zakochujemy się od razu w swoich ideałach? Czy szukamy kogoś, kto ma wady, za które właśnie go kochamy?
Pobyt na studiach uczy Anię życia i tego, że miłość może przyjść po cichutku, jak szelest wiatru w jesienny dzień. Że miłość może się pojawić nieśmiało jak pierwsze promyki słońca w zimowy dzień. Miłość przychodzi niespodziewanie i czasem po prostu nie towarzyszą jej żadne wzniosłe i górnolotne uniesienia.
Ania również odwiedza dom swoich rodziców, którzy odeszli, gdy miała ona trzy miesiące. Miejsce gdzie przyszła na świat jest dokładnie takie jak sobie wyobrażała. Obecna właścicielka, podarowała Annie listy, które jej rodzice pisali do siebie podczas swojego krótkiego małżeństwa. W tym momencie rodzice Ani stali się dla niej istotami żywymi, a nie tylko mglistym wspomnieniem przekazywanym z ust do ust. Ania przestała się czuć jak sierota i odnalazła wewnętrzny spokój.
Ania, jako pierwsza kobieta z Avonlea wraca z uniwersytetu z tytułem licencjata nauk humanistycznych. Jest z tego dumna, a cała jej rodzina również. Zdruzgotana odkryciem swojego serca stara się nie dać niczego po sobie poznać i nie cierpieć. Śmierć ponownie puka do progów Avonlea tym razem nie po najlepszą przyjaciółkę panny Shirley, ale po kogoś, kto dla Ani jest najważniejszą osobą w życiu.
Kolejny raz płakałam przy tej książce. Zresztą jak przy dwóch poprzednich. Ania ma w sobie to coś, co pociąga za nią człowieka i mimo, że czytałam to już około kilkunastu razy dalej z wypiekami na twarzy czekam na rozwój wydarzeń, mimo, że dobrze go znam. Och, Aniu, co ty ze mną robisz.
„Dla mnie życie jest kielichem prawdziwej rozkoszy, który od czasu do czasu podnosi się do ust. Na dnie kielicha znajduje się gorycz, której każdy człowiek musi skosztować. Ja osobiście z całą świadomością wychylam ten kielich, choć wiem, że ta gorycz mnie nie ominie.” ~ Ania na uniwersytecie, Lucy Maud Montgomery, Kraków 2009, s. 61.
Nim się obejrzałam doszłam do trzeciego tomu o Ani Shirley. Nasza Ania nie jest już ani małą dziewczynką, która co chwila popada w kłopoty ani też nie jest podlotkiem, który próbuje wspaniałymi ideałami zjednać swoich uczniów. Nie. Zdecydowanie to nie jest ta sama Ania, którą miałam przyjemność poznać w dwóch pierwszych tomach. Ta jest bardziej dojrzała, jednak dalej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-09-30
Ania jest zaręczona z Gilbertem, ale na ukochanego musi czekać długie trzy lata, bo tyle jeszcze trwają jego studia medyczne. Shirley dostała posadę kierowniczki szkoły średniej w Summerside. Zamieszkuje w Szumiących Topolach, na ulicy, którą wszyscy nazywają Zaułek Duchów (w rzeczywistości ulica ma inną nazwę, ale w książce wymieniona jest ona tylko raz, dlatego jej nie pamiętam). Pokój wynajęła u dwóch ciotek: Katarzyna i Karolina oraz u ich służącej/prowadzącej dom Rebeki Dew, która sądzi, że rządzi w tym domu, a prawda jest zupełnie inna.
Po pierwszym dniu w szkole Ania już wie, że największy problem będzie miała z rodziną Pringle’ów, którzy poczuli się urodzeni, że na kierowniczkę szkoły została wybrana kobieta po studiach, a na dodatek została odrzucona kandydatura jednego z nich. Między nową nauczycielką, a rodziną panującą rozpętała się cicha wojna, która niestety w ani jednym calu nie przechyla się na stronę Ani. Dziewczyna w listach do ukochanego zastanawia się nad porzuceniem posady i powrotem na Zielonego Wzgórze. Jednak w końcu po zdobyciu zupełnie przypadkiem jednej ważnej rzeczy i wysłaniu jej do najważniejszej osoby w rodzinie Pringle’ów wszystko ustaje jak za dotknięciem magicznej różdżki (warto zaznaczyć w tym miejscu, że Ania wcale nie miała złych zamiarów i nawet do głowy jej nie przyszło takie rozwiązanie konfliktu).
Podczas trzech lat pobytu w Szumiących Topolach Ania staje się powierniczką największych sekretów wszystkich trzech kobiet, które gorąco pokochała – największym sekretem jest oczywiście maseczka z maślanki. Swoją drogą próbowała z Was, kiedyś? Ja nie. Shirley dalej jest cudownie zakochaną w życiu kobietą, która opisuje otoczenie w bardzo wzniosły sposób, ale już bez używania górnolotnych słów, którego znaczenia nie zna. Z prawdziwą przyjemnością czyta się listy do ukochanego, w którym nie brak opisów zdarzeń, ale z pewnością brakuje kilku wątków miłosnych – co jest zdecydowanym minusem. Nie pogardziłabym kilkoma fragmentami miłosnych listów, które pisze zakochana kobieta oraz również zdecydowanie brakowało mi, chociaż jednego listu od Gilberta, w którym to on opisywałby swoje przeżycia na studiach. Ja wiem, że to jest książką o Ani, ale czyż pan Gilbert nie jest częścią Anny od pierwszej książki?
Podczas swojej pracy w Avonlea Ania znalazła bratnią duszę w postaci Pawełka, tak w Szumiących Topolach odnajduje ją w malutkiej Elżbiecie, która wychowywana jest przez babcię i Tę Kobietę (imię i nazwisko postaci wymienione było również raz i nie zapadło mi dobrze w pamięć). Mała Elżbieta marzy o tym by spotkać w końcu swojego ojca, ale wie, że to się stanie dopiero wtedy, gdy nadejdzie Jutro, a ona cały czas tkwi w Dzisiaj, jednak, gdy jest w Dzisiaj, jest zdecydowanie bliżej Jutra, niż gdyby była we Wczoraj – to zdanie nie jest cytatem z książki, ale idealnie odzwierciedla duszyczkę małej Eli. Dziewczynka jest wychowywana w bardzo surowy sposób. Nie wolno jej biegać, hałasować, krzyczeć, rozmawiać. Ma się zachowywać jak mała dama. Tak samo jest również ubierana. Prawdziwą pociechą są dla niej rozmowy z Panią Shirley, którą kocha nad życie i to z nią udaje się do krainy wyobraźni. Również dzięki Ani jej marzenie o tym by w końcu nastało Jutro staje się coraz bardziej realne.
Jest jeszcze wiele postaci, o których chciałabym wspomnieć, ale nie ma na to czasu i miejsca. Ania musiała pokonać wiele przeszkód w ciągu minionych trzech lat, ale w końcu udało się i jest tylko o krok od swojego wymarzonego ślubu i przeprowadzki do wymarzonego domku z mężczyzną swoich marzeń. Mimo upływu lat dalej jestem oczarowana tym jak Ania mówi, pisze czy zachowuje się. Jest w niej jednocześnie coś z dziecka i coś z osoby dorosłej. Autorka idealnie zrównoważyła te dwa etapy w życiu młodej damy. Ta część nigdy nie dostawała ode mnie maksymalnej liczby punktów, a to właśnie za brak miłosnych listów do Gilberta (których człowiek był pozbawiony) oraz chociaż jednej krótkiej odpowiedzi od mężczyzny.
„[…] a świat i bez nas da sobie radę, nawet, gdy przez chwilę wyrzucimy go z pamięci.” ~ Ania z Szumiących Topoli, Lucy Maud Montgomery, Kraków 2010, s. 182.
Ania jest zaręczona z Gilbertem, ale na ukochanego musi czekać długie trzy lata, bo tyle jeszcze trwają jego studia medyczne. Shirley dostała posadę kierowniczki szkoły średniej w Summerside. Zamieszkuje w Szumiących Topolach, na ulicy, którą wszyscy nazywają Zaułek Duchów (w rzeczywistości ulica ma inną nazwę, ale w książce wymieniona jest ona tylko raz, dlatego jej nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-07
Matko! Na wstępie zaznaczę, że cały cykl o Ani Shirley jest jednym z dwóch moich ulubionych z dzieciństwa. Dlatego wybaczcie wszelkie odwołania do tego okresu, ale właśnie ta pozycja zapoczątkowała moją przygodę z czytaniem i należy do listy tych książek, które przeczytałam, jako lektury (wstyd przyznać, ale lista ta jest tak mizerna, że spokojnie wystarczyłby tylko dwie ręce). Wróćmy jednak do głównego wątku.
Kto z nas nie zna tej miłej i uroczej, rudowłosej osóbki, jaką jest Ania? Chyba wśród naszych czytelników nie ma nikogo takiego. Nie twierdzę, że każdemu musi się podobać ta pozycja i jej kontynuacje, ale chyba każdy kojarzy sierotkę przygarniętą przez rodzeństwo Cuthbertów. Jest to bardzo temperamentna, kąpana w gorącej wodzie rudowłosa dziewczynka, która w wieku trzech miesięcy straciła rodziców i do tego czasu tułała się po różnych rodzinach, gdzie niekoniecznie była chcianym gościem. W wyniku okropnej pomyłki trafia na Zielone Wzgórze gdzie już zostaje i wprowadza wiele ciepła w życie jego mieszkańców. Czasami również przyprawia ich o nie mały ból głowy i szybsze bicie serca, ale przecież to tylko dziecko.
Oprócz Ani poznajemy również pozostałych mieszkańców Avonlea, jak Marylę i jej brata Mateusza. To właśnie Maryla wychowuje Anię, a Mateusz ma się nie wtrącać. Jednak dziewczynka, od razu zawładnęła sercem spokojnego, starego kawalera i jest w stanie dać jej wszystko. Z kolei Maryla to ta zła i bardziej ostra, ale jednocześnie kocha ponad życie tę iskierkę, która biega po ich domu. Poznajmy również panią Linde, która jest okiem całego Avonlea i jako pierwsza wie o wszystkich plotkach i ploteczkach oraz najlepiej zna się na wszystkim.
Wróćmy jednak do Ani. Utrapieniem panny Shirley są przede wszystkim jej rude włosy, których szczerze nienawidzi i najchętniej widziałaby się w czarnych jak smoła włosach. Ma duże zielony oczy i piękny, zgrabny nosek. Jak na dziecko w swoim wieku jest bardzo rezolutna, ale używa zbyt dużo wzniosłych i mądrych słów. Łatwo ją zranić, co pokazała w rozdziale pod tytułem „Pani Małgorzata Linde przeżywa szok”. Mimo wszystko zyskuje ogromną sympatie każdego, kogo napotka na swojej drodze. Popełnia całą masę błędów, przez co Maryla nie raz załamywała ręce, ale jak to rezolutnie zauważyła Ania ‘nigdy nie popełnia dwa razy tego samego’. Największym marzeniem Ani jest to by znaleźć przyjaciółkę od serca i staje się nią Diana Barry, która jest zupełnym przeciwieństwem Shirley. Jednak mimo różnic, które dzielą obie dziewczynki szybko się zaprzyjaźniają i pozostają nierozłączone oraz popadają w przeróżne tarapaty.
Bez wątpienia dzięki wybujałej wyobraźni Ania była w stanie znieść jedenaście lat swojego życia, które spędziła tułając się po różnych rodzinach. Często przez to popada w kłopoty, ale przecież dzięki temu jej życie jest tak fascynujące. Ania jest również prawdziwą małą dziewczynką, która uwielbia mieć piękne stroje. Jednak konserwatywna Maryla uparcie ubiera ją w smutne, sztywne sukienki, które nie mają ozdób. Na całe szczęście Mateusz, w końcu coś zauważył i w moim ulubionym rozdziale „Mateusz funduje Ani bufiaste rękawy’ rudowłosa trzpiotka dostaje to, o czym marzyła – ku niezadowoleniu Maryli.
Nie możemy zapomnieć również o Gilbercie Blythe, który już od pierwszego spotkania bardzo mocno dokuczył Ani, co spowodowało, że ich stosunki były bardzo napięte. Oczywiście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wszyscy wiemy jak to później się kończy.
Autorka wspaniale oddała myśli małej dziewczynki. Możliwe, że gdy czytałam ją teraz trochę mnie denerwowało gadulstwo Anny. Jednak, gdy miałam tyle lat, co ona i zaczynałam z nią przygodę była najwspanialszą bohaterką, jaką mogłam wymarzyć. Dlatego pozostanę wierna swojemu pierwszemu odczuciu i będę ją darzyła sympatią i wielką miłością. To przecież przez nią chciałam mieć rude włosy, a na imię mieć Anna. Swego czasu czytałam cały cykl, co wakacje i co wakacje podobał mi się tak samo. To był taki mój rytuał. Gdyby nie moja mama to z pewnością w życiu nie odkryłabym magii czytania i dziś pewnie mój pokój nie ginąłby w książkach. Dzięki tej pozycji zaczęłam czytać i będę zawsze z ciepłymi uczuciami do niej wracała i polecam każdemu, aby polecił swojej córce, siostrzenicy, bratanicy, kuzynce, która dopiero nauczyła się czytać. Ta historia je zahipnotyzuje i sprawi, że zakochają się w niej i będą jej wierne do końca życia.
„Niestety, sny na jawie mają to do siebie, że nie trwają zbyt długo, przychodzi taki moment, gdy trzeba przestać marzyć, a to bardzo boli.” ~ Ania z Zielonego Wzgórza, Lucy Maud Montgomery, Kraków 2010, s. 48.
Matko! Na wstępie zaznaczę, że cały cykl o Ani Shirley jest jednym z dwóch moich ulubionych z dzieciństwa. Dlatego wybaczcie wszelkie odwołania do tego okresu, ale właśnie ta pozycja zapoczątkowała moją przygodę z czytaniem i należy do listy tych książek, które przeczytałam, jako lektury (wstyd przyznać, ale lista ta jest tak mizerna, że spokojnie wystarczyłby tylko dwie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-14
Ania staje się uroczym, zadziornym, ale dalej wiele marzącym podlotkiem. Zaczyna pracę w szkole. Jej głowę wypełniają wielkie ideały, które chce wprowadzić w życie. Czas oraz cała masa przygód skutecznie zmieniają jej podejście do wszystkiego. Mimo to Ania dalej jest tą samą Anią, którą poznaliśmy w pierwszej części. Może trochę bardziej dojrzałą, ale dalej posiadającą wyobraźnie i używającą górnolotnych słów. Jej włosy dalej są rude, lub też kasztanowe (to zależy, który z sąsiadów jak widzi), a oczy szare i pełne nadziei.
Poznajemy nowych bohaterów, jak np. szczerego do bólu Jakuba Harrisona, który jest właścicielem papugi o dość osobliwym imieniu ‘Imbryk’. Zwierzątko to dostał od swojego brata marynarza w spadku i jest z nim bardzo zżyty. Imbryk klnie lepiej niż nie jeden szewc, czego nie może się oduczyć. Początkowo znajomość tej Ani i Jakuba nie wygląda kolorowo, ale Ania roztacza wokół siebie tak wspaniałą aurę, że nie ma osoby, która by się jej nie oparła.
Pamiętacie jak w pierwszej części Ania wspominała, że wychowywała trzy pary bliźniąt jednej ze swoich opiekunek? Otóż w życie Ani kolejny raz wkraczają bliźnięta. Są to: ułożona, grzeczna i bardzo spokojna dziewczynka Tola oraz buntownik, mający milion pomysłów na minutę oraz pakujący się, co chwila w kłopoty Tadzio (takie męskie wydanie małej Ani). Parka od razu podbija serce Ani, a już zwłaszcza Tadzio, który powoduje, że ilość siwych włosów na głowie Maryli gwałtownie wzrasta. Tadzia podobnie jak małej Shirley nie da się nie lubić. Jest przy tym tak rozczulający i kochany, że człowiek z miejsca przebacza mu wszystkie błędy. Jednak w jego wypadku metody wychowawcze Maryli, które były tak skuteczne na Ani kompletnie nie działają.
Anna rozkwita towarzysko. Zakłada razem z przyjaciółmi Klub Miłośników Avonlea (K.M.A). Również młodzi nie są w stanie ustrzec się pewnych błędów, ale ich koło z czasem zyskuje aprobatę mieszkańców.
W szkole z kolei Ania spotyka kilka bratnich dusz, ale również i swoich przeciwników jak Antoś Pye, którego przychylność zdobywa w dość niecodzienny sposób i z pewnością nie zgodny z jej poglądami. Otuchy dodaje jej Pawełek Irving, który podobnie jak jego ukochana nauczycielka uwielbia marzyć i ma swoich przyjaciół, których spotkać może tylko on. Losy chłopca i Ani splatają się z pewną dość osobliwą postacią, a mianowicie panną Lawendą, która w przeszłości była zaręczona z jego ojcem. Kobieta mimo tego, że jest w średnim wieku cały czas w duszy czuje się małą dziewczynką i uwielbia marzyć. Jest to również urocza postać i nie da się jej nie lubić, chociaż może czasem irytować.
Ania wkracza w wiek, gdzie dziewczęta zaczynają się oglądać za idealnymi kandydatami na męża. Jej przyjaciółka od serca – Diana – pod koniec powieści zaręcza się z niejakim Fredem, co uświadamia naszej bohaterce, że w swoim świecie marzeń i wyobraźni została ona sama, bo Diana ma teraz inne sprawy na głowie. Mimo to dziewczyny dalej są sobie bliskie i z wiekiem coraz bardziej doceniają łączącą ich więź. A zwłaszcza rudowłosa Shirley. Ważną osobą w życiu Ani jest również Gilbert Blythe, z którym łączy ją szczera przyjaźń. Ale czy to tylko przyjaźń?
Drugi tom przygód Ani, jest równie zabawny, czarujący, ale podobnie jak nasza bohaterka dojrzalszy, ale niepozbawiony swego osobliwego charakteru. Autorka świetnie pokazała metamorfozę głównej bohaterki oraz idealnie porzuciła styl dopasowany do dziecka na rzecz dorastającej młodej damy.
„Marzenia są jak cienie, nie można uwięzić tych kapryśnych pląsających tworów” ~ Ania z Avonlea, Lucy Maud Montgomery, Kraków 2009, s. 58.
Ania staje się uroczym, zadziornym, ale dalej wiele marzącym podlotkiem. Zaczyna pracę w szkole. Jej głowę wypełniają wielkie ideały, które chce wprowadzić w życie. Czas oraz cała masa przygód skutecznie zmieniają jej podejście do wszystkiego. Mimo to Ania dalej jest tą samą Anią, którą poznaliśmy w pierwszej części. Może trochę bardziej dojrzałą, ale dalej posiadającą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-08-30
Zbyszek i Natasza nie są już w carskiej Rosji. Cała ekspedycja, która brała udział w obijaniu Karskiego pojechała na święto do Australii na specjalne zaproszenie państwa Allan (poznanych w pierwszym tomie). Poznany również w pierwszej części pan Bentley proponuje łowcom wycieczkę do Nowej Gwinei. Na obszar, z którym jeszcze nigdy nie zetknął się biały człowiek, a żyjące tam plemiona uprawiają kanibalizm. Wyprawa ma mieć charakter przede wszystkim ekspedycji poznawczej i naukowej, bo zdobyte informacje mogą okazać się na wagę złota.
Zarówno Wilmowski jak i jego syn są bardzo mocno podekscytowani czekającą ich przygodą. Panowie wyrażają, zgodę, aby panie brały udział i tym sposobem zarówno Sally i Natasza wyruszają razem z panami. Również kuzyn Sally – James dostaje angaż w wyprawie ku wielkiemu rozczarowaniu Tomka. Wyprawa zaczyna się na statku ‘Sita’, która jest własnością kapitana Nowickiego (który już nie jest bosmanem), który otrzymał go w podarku od małżonki maharadży Alwaru.
Podczas podróży morskiej do Nowej Gwinei z powodu gwałtownej burzy statek kapitana Nowickiego jest zmuszony do zatrzymania się przy niewielkiej wysepce, gdzie już jest inna łajba. Jak się okazuje, jest to statek handlarzy niewolnikami, co w tamtejszych czasach było dość powszechnym procederem i nikt się niczym nie przejmował. Po przygodzie z handlarzami niewolników, gdzie życie kilku osób z załogi wisiało na włosku przyrodnicy dotarli bezpiecznie do lądów Nowej Gwinei.
Już na stałym lądzie czekają na wyprawę nowe wyzwania. Przede wszystkim trzeba zmierzyć się naiwnością i wiarą w duchy krajowców oraz ustrzegać się ludożerców. Mimo wszystko ekspedycja brnie dalej i coraz głębiej, dzięki czemu dociera do miejsc, gdzie jeszcze nie pojawiła się ludzka stopa. W między czasie oczywiście polują na miejscowe gatunki ptaków, motyli i robaków, co nie przynosi im chwały u wierzących w przesądy krajowców. Tomek, musi wykonywać różne sztuczki (co czynił już w Afryce) by przekonać rdzenną ludność o tym, że posiada magiczną moc.
Ten tom, jest najbardziej osobisty, jeśli chodzi o przeżycia młodego Wilmowskiego. Już nie ukrywa tego, że czuje coś do Sally Allan. Jest w stanie zrezygnować z wyprawy byle tylko nie narażać dziewczyny na niebezpieczeństwo. Gdy życie młodej Australijki z kolei zawiśnie na włosku spełnia jej ostatnie życzenie. Myślę, że tym właśnie trafia autor do serc trochę starszych czytelników. Czytelnicy dojrzewają a wraz z nimi Tomek, który musi dokonywać nowych i mądrych wyborów życiowych.
Bohaterowie muszą również kolejny raz udowadniać, że są w stanie poradzić sobie z przeciwnościami losu, jakie dostarcza dzika natura, a także to, co kryją liście nieprzeniknionej dżungli. Przekonał się o tym sam kapitan Nowicki, której każdej powieści dodaje żartobliwego charakteru i bez niego cały cykl byłby niesamowicie nudny jak flaki z olejem…
Podobnie jak w poprzednich tomach znajdziemy wspaniałe opisy fauny i flory, które są świetnymi uzupełnieniami lekcji biologii, geografii i przyrody w szkole, czy też wydarzeń historycznych, o których nie mówią szkolne podręczniki. Kolejny raz podkreślę, że jest to zdecydowany plus powieści pana Szklarskiego. Za to je właśnie kocham. Nie ruszam się ze swojego łóżka, a przemierzam odległe zakątki świata i poznaje jego tajniki, kulturę zwyczaje. Właśnie to mnie oczarowało, gdy pierwszy raz dzierżyłam w rękach książki.
„Niech mu pan powie, że moim jedynym pragnieniem było stale być z nim […]” ~ Alfred Szklarski, Tomek wśród łowców głów, Warszawa 2006, s. 221
Zbyszek i Natasza nie są już w carskiej Rosji. Cała ekspedycja, która brała udział w obijaniu Karskiego pojechała na święto do Australii na specjalne zaproszenie państwa Allan (poznanych w pierwszym tomie). Poznany również w pierwszej części pan Bentley proponuje łowcom wycieczkę do Nowej Gwinei. Na obszar, z którym jeszcze nigdy nie zetknął się biały człowiek, a żyjące tam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-06
Po wyprawie w Nowej Gwinei łowcy wracają do swoich obowiązków. Sally i Tomek wracają do Londynu by kontynuować studia. Tadeusz Nowicki oraz Andrzej Wilmowski stawiają się w Hamburgu, gdzie wykonują powierzone im zadania przez Hagenbecka. Z kolei Smuga ze Zbyszkiem i Natasza udają się do Brazylii, gdzie Jan ma być odpowiedzialny za bezpieczeństwo ludzi pracujących na plantacji kauczukowca – ówczesnego ‘złota’, które doprowadziło do śmierci wielu ludzi. Ktoś zabija bratanka kierownika całej firmy Johna Nixona i okrutnie bezcześci jego zwłoki. Smuga rusza w pogoń za mordercami i… znika jak kamień w wodę.
Zawiadomieni o tajemniczym zniknięciu przyjaciela do Brazylii docierają Tomek, Sally i Tadek Nowicki. Andrzej Wilmowski został w Hamburgu, ponieważ musiał wywiązać się z kontraktu, który podpisał z Hangenbeckiem. Młody Wilmowski szybko wpada na trop odpowiednich osób, które nie tylko odpowiedzialne były za napad na plantację kauczukowca i zabójstwo Johna Nixona, ale również prawdopodobnie miały coś wspólnego ze zniknięciem starego druha Jana Smugi.
Rozpoczyna się niebezpieczna wędrówka przez tereny zamieszkałe przez dzikich Indian, którzy nigdy nie zetknęli się z białym człowiekiem lub też nienawidzą go tak bardzo, że są w stanie bez pytania wystrzelić strzałę zza krzaków, która przyniesie śmierć białemu śmiałkowi. Tomek mimo młodego wieku jest bardzo rozważny i nie podejmuje pochopnych decyzji. Z pewnością wpływ na to miały wcześniejsze wyprawy i niebezpieczeństwa, którym musiał stawić się czoła. Nie podejmuje niepotrzebnego ryzyka, rozważa każdą ewentualność, bo przecież razem z mężczyznami są również kobiety.
W końcu docierają do ‘zapomnianego’ lub też ‘zaginionego’ miasta starożytnych Inków. I wydaje się, że wszystko zaczyna się w końcu układać. Dingo wpada na trop Jana Smugi, ale… właśnie zawsze jest jakieś ‘ale’. Przyjaciele znowu są w poważnym niebezpieczeństwie, a śmierć zagląda w oczy dwóm młodym kobietom. Jednak dzięki opanowaniu Tomka i jego przyjaciół udaje się je uratować oraz uciec z miasta starożytnych Inków. Jednak należy zacząć planować kolejną wyprawę ratunkową by uratować już nie tylko Jana Smugę, ale również Tadka Nowickiego.
Kolejny raz autor daje nam namiastkę historii, geografii i biologii. Wiem, że piszę to przy każdej recenzji, ale prawda jest taka, że gdyby nie te cudowne i realistyczne opisy powieści byłyby puste i pozbawione uroku. Tak mamy okazję poznać jak żyli ludzie dawniej, inne ludy czy rasy. Zagłębiamy się w kulturę innych nacji.
Myślę, że wraz ze ślubem Tomka Wilmowskiego nastąpiła w nim samym jeszcze większa zmiana. Zmężniał. W końcu jest odpowiedzialny również za swoją odważną żonę, która wprost przepada za niezwykłymi przygodami. Jednak również w pisaniu autora zaszła pewna zmiana. Otóż pisze bardziej dosadnie, nie daje czytelnikowi żadnych złudzeń, co do tego, jacy kiedyś byli koloniści.
‘Tomek u źródeł Amazonki’ jest zdecydowanie bardziej drastyczny niż jego poprzednie części. Nie ma litości. Jest walka na śmierć i życie. Jest tylko wola walki o przetrwanie i dotrwanie do końca. Jednak podobnie jak wcześniejsze tomy pokazuje siłę przyjaźni, uporu i walki. Na pierwszym miejscu przede wszystkim stawiana jest przyjaźń i to by ocalić ludzi, na którym zależy wszystkim uczestnikom wyprawy.
„Widok zła tak rozrzutnie rozsiewanego przez ludzi jej rasy, napełniał ją głębokim smutkiem.” ~ Alfred Szklarski, Tomek u źródeł Amazonki, Warszawa 2009, s. 14
Po wyprawie w Nowej Gwinei łowcy wracają do swoich obowiązków. Sally i Tomek wracają do Londynu by kontynuować studia. Tadeusz Nowicki oraz Andrzej Wilmowski stawiają się w Hamburgu, gdzie wykonują powierzone im zadania przez Hagenbecka. Z kolei Smuga ze Zbyszkiem i Natasza udają się do Brazylii, gdzie Jan ma być odpowiedzialny za bezpieczeństwo ludzi pracujących na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-08
Jan Smuga i Tadeusz Nowicki są uwięzieni w miasteczku Inków przez Kampów. Czas mija, a oni dalej nie mają sposobności do ucieczki. Za sześćdziesiąt dni mają stawić się na granicy brazylijsko-boliwijskiej by dołączyć do grupy ratunkowej, której dowodzić ma młody Tomek Wilmowski. Jednak pewnego dnia, gdy Tadek wraca z rozeznania w terenie, na które czasami się wybierał, udaje mu się zyskać przychylność miejscowego czarownika i jego młodszej żony. Delikatnie, ale za to stanowczo pomagają w ucieczce dwójki więźniów.
Dwaj przyjaciele przedzierają się przez niebezpieczną rzekę oraz dżunglę Ameryki Południowej. Autor z dokładnością opisuje to, z jakimi problemami muszą borykać się Polacy, którzy za wszelką cenę chcą się dostać na miejsce spotkania w wyznaczonym czasie. Działania ich utrudnia powstanie przeciwko ludziom białej rasy, które zorganizowali Kampowie. Pokonując wiele przeciwności losu brną dalej w nieznany las, który zazdrośnie strzeże swych tajemnic. Myślę, że w ciągu tej jak i poprzedniej części cyklu da się zauważyć wielką zmianę w charakterze kapitana Nowickiego. Staje się on bardziej odpowiedzialny może nie za swoje życie - o czym świadczy wejście do wody, w której czają się piranie – ale przede wszystkim za życie przyjaciół. Doradza stosowne i bardzo celne porady podczas ucieczki. Zastosowanie manewru, którego użył Kmicic w ‘Potopie’ Sienkiewicza ratuje Polakom skórę.
Jednak w pewnym momencie autor nagle opuszcza Janka i Tadeusza i wraca do Tomka oraz jego przyjaciół, którzy w Limie oczekują na przybycie Andrzeja Wilmowskiego. Z pewnością taki zabieg mocno denerwuje czytelnika, który pierwszy raz zabiera się za powieść Alfreda Szklarskiego. Jednak jest to zabieg taktyczny, który powoduje, że nie są zdradzone od razu wszystkie tajniki i szczegóły akcji. Dopiero w przedostatnim rozdziale wszystko się wyjaśnia.
Wróćmy jednak do Tomka i jego przyjaciół. Oczekiwanie na ojca przedłuża się, co bardzo martwi młodego łowcę. Bez pieniędzy nie może zorganizować nowej wyprawy, a każdy dzień zwłoki powoduje prawdopodobieństwo, że nie dotrą na czas w wyznaczone miejsce. Ostatecznie Wilmowski dociera i wszyscy wyruszają z misją ratunkową. Ich plany krzyżuje rewolucja w Boliwii, przez co muszą nałożyć szmat drogi. Jednak cały czas sprawnie poruszają się do przodu i nie rezygnują z wyznaczonego celu. Cały czas towarzyszy im obawa o przyjaciół.
Docierają do miejsc nietkniętych przez człowieka, co pozwala im prowadzić ciekawe obserwacje, które w przyszłości mogą zmienić wiele w postrzeganiu Ameryki Południowej. Podobnie jak w poprzednich powieściach poznajemy nowe zwierzęta, ich tryb życia oraz przyzwyczajenia. Nie brakuje spotkań z rdzennymi mieszkańcami kontynentu, którzy nie zawsze są przychylnie nastawieni do białego człowieka. Często z winny tego drugiego, który za czasów kolonialnych bezmyślnie i zawsze krwawo rozprawiał się z osadnikami i zabierał im najlepsze ziemie oraz wykorzystywał ich do niewolniczej pracy. Tomek, posiada jednak wielki dar zdobywania sympatii bez przelewania krwi. Chętnie poznaje nowe obyczaje i zawsze szanuje zwyczaje rdzennych ludów.
Gdy wydaje się, że nagle całą wyprawę ‘diabli wzięli’, okazuje się, że nie spodziewanie ktoś wysokiej rangi pojawia się na drodze wyprawy…
Gdzieś przeczytałam, że w tej powieści da się wyczuć brak lekkości pisania Alfreda Szklarskiego. Fakt jest faktem, autor po napisaniu ‘Tomka u źródeł Amazonki’ na kilka dobrych lat rozstał się z postaciami. Jednak powrócił do ich pisania, a ja nie odczułam wielkiej różnicy w sposobie i stylu pisania autora. Dalej tak samo miły, lekki i przyjemny, chociaż trochę bardziej drastyczny. Dalej ten sam żartujący ze wszystkiego Tadek, opanowany Andrzej, rezolutna Sally, tęskniący za ojczyzną Zbyszek oraz młoda rewolucjonistka Natasza, a także nieugięty Jan oraz ulubieniec wszystkich Tomek. Dalej ci sami i dalej tak samo czarujący.
A i pamiętajcie, że do zmian czasem wystarczy jeden krok… ;)
„Człowiek, który nie wstydzi się żadnej pracy, zasługuje na pełny szacunek. ” ~ Alfred Szklarski, Tomek w Gran Chaco, Warszawa 2009, s. 172.
Jan Smuga i Tadeusz Nowicki są uwięzieni w miasteczku Inków przez Kampów. Czas mija, a oni dalej nie mają sposobności do ucieczki. Za sześćdziesiąt dni mają stawić się na granicy brazylijsko-boliwijskiej by dołączyć do grupy ratunkowej, której dowodzić ma młody Tomek Wilmowski. Jednak pewnego dnia, gdy Tadek wraca z rozeznania w terenie, na które czasami się wybierał, udaje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-12
Ostatni tom przygód Tomka jest zupełnie inny od poprzednich. Już od pierwszy stron da się wyczuć inny styl pisania. Inny sposób układania zdań. Cóż sam Alfred Szklarski nie zdążył napisać do końca dziewiątej książki całego cyklu. Jednak mimo wszystko dalej jest to powieść pełna niesamowitych przygód i pełna wiedzy historycznej i geograficznej.
Po pełnej przygód wyprawie do Ameryki Południowej przyjaciele wyruszają do Egiptu na krótkie wakacje. Uradowana z tego powodu jest Sally, która będąc absolwentką archeologii marzyła o tym by odwiedzić kraj faraonów. Początkowo nie ma z nimi Smugi, który ograniczony obowiązkami w Ameryce Południowej nie mógł towarzyszyć w wyprawie. Jednak później dołącza do nich z pewną niezwykłą misją.
Podążając śladem człowieka, który nazywa sam siebie „Żelaznym faraonem” i okrada grobowce panujących, coraz mocniej zagłębiają się w Afrykę oraz samą historię Egiptu, którą zazwyczaj opowiada im Sally, co troszkę denerwuje samego kapitana Nowickiego. Jednak jest on jak gąbka i chłonie każde zdanie ‘uroczej sikorki’. Wraz z przybyciem Smugi do towarzyszy dołącza jeszcze jeden gość, który wiąże ostatnią część z cyklu z pierwszą. Ja odniosłam wrażenie, że mały gość jest jakby następcą Tomka, który dzięki swojej pierwszej niebezpiecznej wyprawie do Australii pokochał zawód łowcy zwierząt i podróże. Myślę, że pojawienie się kogoś w jakiś sposób związanego z pierwszą częścią miało być jakimś swoistym zakończeniem cyklu, które zastosował współautor.
Poszukiwania „Żelaznego faraona” trwają, a wraz z tym na naszych bohaterów czyhają coraz to nowe niebezpieczeństwa. Kto raz zadał z wrogiem wiedział, że nigdy nie zazna spokoju póki zemsta się nie spełni. Tomek, kapitan Nowicki i mały przyjaciel zostają porwani i porzuceni na odległej pustyni z niewielką manierką wody. Wybaczcie ten krótki spojler, ale jest on niezbędny do dalszej recenzji. Podczas nieobecności mężczyzn z obozu została również uprowadzona Sally i zamknięta w piramidzie.
Rusza akcja ratunkowa nie tylko dla Sally, ale również dla trójki przyjaciół. Szybko udaje się odnaleźć Nowickiego i małego towarzysza, ale co się stało z Tomkiem? Gdzie podział się młody Wilmowski? Wszyscy szukają Tomka... Czy uda im się go znaleźć? Co znajdą zagłębiając się coraz dalej w Afrykę? Co ich czeka?
Mimo braku Tomka, który to zazwyczaj opowiadał różne ważne informacje dotyczące poznawanego kraju, fauny lub flory dalej dostajemy kolejne lekcje geografii.
Książka jest inna od pozostałych głównie pod względem pisania, bo dużo więcej żartów jest ze strony Andrzeja Wilmowskiego i Jana Smugi, którzy zazwyczaj są tymi powściągliwymi. O wiele więcej nawiązań jest do Polski i tęsknoty uciekinierów i ich marzeń o wolnej i niepodległej ojczyźnie. W poprzednich powieściach (z wyjątkiem „Tajemniczej wyprawy Tomka” było tego nie wiele, by nie powiedzieć, że mało). Na dodatek narrator często nazywa młodego Wilmowskiego „Tomaszem”, co nie zdarzało się wcześniej, nawet w pierwszej części, gdy poznawaliśmy Warszawiaka.
Mimo inności dalej cudownie się podróżowało z Tomkiem i jego wesołą gromadką. Dalej budzą we mnie przyjemne wspomnienia z dzieciństwa i powodują uśmiech na twarzy. Za jakiś czas znowu do nich wrócę.
„[…] tam gdzie chodzi o pieniądze, nie ma skrupułów.” ~ Alfred Szklarski, Tomek w grobowcach faraonów, Warszawa 2010, s. 47.
Ostatni tom przygód Tomka jest zupełnie inny od poprzednich. Już od pierwszy stron da się wyczuć inny styl pisania. Inny sposób układania zdań. Cóż sam Alfred Szklarski nie zdążył napisać do końca dziewiątej książki całego cyklu. Jednak mimo wszystko dalej jest to powieść pełna niesamowitych przygód i pełna wiedzy historycznej i geograficznej.
Po pełnej przygód wyprawie...
2018-03-18
Gdy otwiera się książkę to widzi się krótką dedykację i jak jeszcze żadna inna nie wpłynęła na mnie tak jak tak. Uśmiechnęłam się z czułością i powitałam ostatni tom przygód Harry’ego jak starego przyjaciela z dzieciństwa. Szczerze powiedziawszy to kilka razy podczas czytania ostatniego tomu pani Rowling w moich oczach pojawiły się łzy. I do tej pory nie wybaczyłam autorce jednej śmierci! (dla czytających powinno to być jasne, a dla tych, którzy mają jeszcze Pottera przed sobą nie będę spolerować). „Harry Potter i Insygnia śmierci” to zdecydowanie najtrudniejszy, najbardziej zagmatwany, ale również zarazem najbardziej emocjonujący tom z całej serii.
Harry musi wyruszyć w trudną podróż a cel ma tylko jeden: zniszczyć wszystkie horkruksy. Jednak ma on jeden problem: dyrektor nie pozostawił żadnych wskazówek czy śladów gdzie konkretnie mogą one być. Towarzyszą mu przyjaciele, którzy są z nimi od jego pierwszego roku nauki w Hogwarcie, czyli Ronald Weasley a także jedna z najmądrzejszych czarownic, jakie znał świat czarodziejów Hermiona Granger. Skoro już jesteśmy przy postaciach to zatrzymam się trochę dłużej na Ronie, który nie będę ukrywała, że rozczarował mnie w pewnym momencie swoją postacią. To już drugi raz w ciągu całego cyklu, gdy poddaje wątpliwości swoją przyjaźń do Wybrańca. Z jednej strony jestem w stanie go zrozumieć. Targały nimi okropne emocje: strach o siebie i bliskich, brak jakichkolwiek postępów w dalszej walce i zazdrość. Jednak z drugiej powinien być wierny temu, co przyrzekł na samym początku Harry’emu.
W tomie poznajemy odpowiedzi na wiele pytań i poznajemy również dość zaskakującą przeszłość mentora Pottera, czyli Albusa Dumbledore’a. Myślę, że autorka celowo od samego początku próbuje czytelnik rozczarować poczynaniami dyrektora Hogwartu. Ma to nam pokazać jak czuł się Potter, gdy mógł liczyć tylko na swoją wiedzę i pomoc przyjaciół. To powoduje, że książkę musimy czytać uważnie i skupiać się na każdym drobiazgu, by nie przeoczyć jakiegoś ważnego elementu układanki, którą Rowling sprytnie ułożyła. Wraz z Harrym poznajemy różnego rodzaju nowe uczucia, które do tej pory dla młodego czarodzieja były czymś zupełnie obcym. Przede wszystkim dowiadujemy się, że Potter ma świadomość tego, że cały los czarodziejów leży w jego rękach. Zresztą nie tylko czarodziejów, również mugoli, którzy giną w dość dziwnych okolicznościach.
Nie chce za dużo rozwodzić się nad fabułą, żeby niczego nie zdradzić, więc skupie się nad tym, co było przesłaniem całego cyklu: zło dobrem zwyciężaj. I nie chce tu wchodzić w dyskusje z osobami, które podobnie jak Kościół uważa, że Harry Potter to zło wcielone, bo pokazuje magię w dobrym świetle. Przecież Lord Voldemort był zły do szpiku kości i raczej nie torturował wszystkich dookoła zaklęciami powodującymi napady śmiechu. Autorka tworząc ten świat chciała przede wszystkim pokazać, że nie ma większej broni na zło, tylko dobro. Tylko będąc dobrym i wierząc w pewne ideały jesteśmy w stanie walczyć ze złem, które może przybrać różne postawy. Na dodatek Harry porusza wyobraźnie i pozwala nam przekroczyć pewne bariery i oderwać się od szarości dnia codziennego (co jest oczywiście zdaniem wszystkich książek). Nie chcę tu wchodzić zbytnio dokładniej w ten temat, ale musiałam to napisać. Przesłanie jest jedno: zło dobrem zwyciężaj! Nie wszyscy muszą się zgadzać z moim zdaniem i ja to szanuję. Jednak w przyszłości swoim dzieciom z pewnością podsunę Harry’ego z nadzieją, że podobnie jak ja pokochają ten świat.
„Gdzie skarb wasz, tam i serce wasze." ~ Joanne K. Rowling, Harry Potter i Insygnia śmierci, Poznań 2008, s.336.
Gdy otwiera się książkę to widzi się krótką dedykację i jak jeszcze żadna inna nie wpłynęła na mnie tak jak tak. Uśmiechnęłam się z czułością i powitałam ostatni tom przygód Harry’ego jak starego przyjaciela z dzieciństwa. Szczerze powiedziawszy to kilka razy podczas czytania ostatniego tomu pani Rowling w moich oczach pojawiły się łzy. I do tej pory nie wybaczyłam autorce...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02-25
Szósta część przygód o Harrym Potterze zajmuje specjalne miejsce, a to ze względu na rozbudowany (w końcu!) wątek Draco Malfoy’a, a także Severusa Snape’a. Ten drugi w każdym tomie występuje mniej lub bardziej, ale dopiero od szóstego tomu widać jak bardzo złożona jest to postać i jak wiele pracy kosztowało autorkę by go wykreować w odpowiedni sposób. Ale dość o moim uwielbieniu do tych dwóch panów, bo nam wyjdzie jakaś oda o uwielbieniu, a nie o tym ma być recenzja.
Harry zdał SUM-y i ku jego wielkiemu zaskoczeniu może kontynuować naukę tych przedmiotów, które pomogą mu w karierze aurora. Wiadomość cudowna, ale przecież on nie kupił sobie książek do eliksirów, bo był pewny, że nie będzie mógł ich kontynuować. Wybierając z używanych podręczników w Hogwarcie trafia mu do rąk ta, która należała do niejakiego Księcia Półkrwi. Kim był ów tajemniczy Książę? Jedno jest pewne był bardzo dobry z eliksirów. Byłam trochę zaskoczona, że wiecznie ciekawski Potter nie próbował dowiedzieć się, kim był poprzedni właściciel książki.
Pottera przestały nawiedzać dziwne sny, a to znaczy tylko, że Czarny Pan uznał, że więź, która łączy go z Wybrańcem jest zbyt silna i za bardzo może mu pokrzyżować szyki. Również nastrój Harry’ego nie jest zależny od tego, w jakim jest jego największy wróg. Jest też dzięki temu bardziej znośny, ale w dalszym ciągu bywa irytujący, gdy na coś się uprze i uczepi jak rzep psiego ogona. W tym tomie główny bohater nie jest już szykanowany przez Ministerstwo Magii, wręcz przeciwnie jest przez nich uważany za kogoś, kto jest w stanie uratować świat czarodziejów (tu mają rację, ale niestety młody czarodziej pamięta zeszły rok szkolny i dokładnie to, co się wtedy działo).
Tym razem w szkole nie ma żadnego nauczyciela, który byłby z Ministerstwa, ani też ukrytego w przebraniu Śmierciożercy i nikt nie ma z tyłu głowy Sami-Wiecie-Kogo. Jednym słowem wszystko jest w porządku. Prawie wszystko, bo przecież Draco Malfoy coś knuje! I na dodatek pomaga mu w tym Snape! Według Harry’ego Dumbledore jest po prostu ślepy skoro nie widzi tego, że Severus jest Śmierciożercą i próbuje go zabić. Myślę, że różnice zdań miedzy starym i doświadczonym czarodziejem, a młodym i zapalonym do walki oraz działającym pod wpływem impulsu Potterem ma pokazać właśnie, że im jesteśmy starsi tym racjonalniej powinniśmy postępować. Mając więcej doświadczenia jesteśmy w stanie uniknąć wielu błędów, chociaż jak nie raz przyznał dyrektor Hogwartu on sam w ciągu sześciu lat nauki Harry’ego popełnił bardzo dużo pomyłek. Nie chcąc popełnić kolejnych błędów postanowił jak najlepiej przygotować Pottera do decydującego starcia z jego największym wrogiem. Dzięki temu poznajemy więcej Lorda Voldemorta niż w poprzednich częściach. Zaczynamy lepiej rozumieć pobudki jego działania i dlaczego tak bardzo nienawidził ludzi, którzy byli jugolami, a dostali szansę na naukę w Hogwarcie.
Z tomu na tom autorka wprowadza nas w coraz bardziej mroczne aspekty i tym samym powoduje, że czytelnik dojrzewa wraz z Harrym Potterem i jego przyjaciółmi. Tu już nie ma mowy o radosnych i beztroskich chwilach na błoniach w Hogwarcie, gdzie można było spokojnie pożartować. U już jest walka o życie, by dobro zwyciężyło nad złem. Jest to bardzo dobry zabieg, bo czytelnik może utożsamić się z główną postacią, która nie jest już dzieckiem, która w jakiś sposób dojrzała i jest bardziej odpowiedzialna (a przynajmniej w pewnym sensie odpowiedzialna, bo głównemu bohaterowi do pełnego sensu tego słowa wiele jeszcze brakuje).
„[...] niestety, przypadkowe nieuprzejmości zdarzają się zaskakująco często." ~ Joanne K. Rowling, Harry Potter i Książę Półkrwi, Poznań 2006, s.55.
Szósta część przygód o Harrym Potterze zajmuje specjalne miejsce, a to ze względu na rozbudowany (w końcu!) wątek Draco Malfoy’a, a także Severusa Snape’a. Ten drugi w każdym tomie występuje mniej lub bardziej, ale dopiero od szóstego tomu widać jak bardzo złożona jest to postać i jak wiele pracy kosztowało autorkę by go wykreować w odpowiedni sposób. Ale dość o moim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Najbardziej polska, najbardziej patriotyczna i najbardziej poruszająca książka z całego cyklu. To właśnie przez nią nie mogłam przebrnąć w podstawówce, a potem stała się moją ulubioną książką z całego cyklu. Zazwyczaj przeczytanie jej zajmuje mi trzy dni. Kocham każde zdanie w niej zawarte. Ma w sobie moc. Zawsze na lekcjach historii wyczekiwałam tematów dotyczących zaborów, I i II wojny światowej. Czułam się w nich jak ryba w wodzie. Dlatego „Tajemnicza wyprawa Tomka” zajmuje specjalne miejsce w moim sercu.
Jak po opisie już wiadomo Tomek i jego przyjaciele ruszają na pomoc Zbyszkowi Karskiemu, który za spiskowanie przeciwko caratowi został zesłany na Syberię. Los zesłańca w tak odległy i nieznany dobrze teren nie był łatwy. Wielu nie docierało do miejsca przeznaczenia, jeszcze więcej ginęło na miejscu nie mogąc pogodzić się z losem, z powodu groźnego klimatu, a zaledwie garstka dożywała końca kary i wracała do rodzin. Wilmowscy mając dług u wujostwa Karskich, którzy opiekowali się Tomkiem jak własnym synem po śmierci matki chłopca, a podczas tułaczki ojca po świecie chcą pomóc Zbyszkowi. Jest tylko jeden problem. Zarówno Andrzej Wilmowski jak i Tadeusz Nowicki (moja ulubiona postać z całego cyklu!) nie mogą pod własnymi nazwiskami udać się do carskiej Rosji. Są poszukiwani przez policję, za spiskowanie przeciwko caratowi i im też grozi zesłanie. Jednak podejmują ryzyko i zapuszczają się coraz dalej w paszczę carskiego lwa…
Towarzyszy im również Jan Smuga, który co prawda nie ma długu u wujostwa Karskich, ale cały czas ma w pamięci los swojego przyrodniego brata, który umarł w klasztorze Hemis, gdy udało mu się uciec z zesłania. Złoto, które odnalazł, a które ponownie zostało zazdrośnie zabrane przez matkę naturę, miało w połowie iść na rzecz skazańców przebywających na Syberii. Właśnie ze względu na pamięć o brata Smuga decyduje się na nie do końca legalną, a jeszcze mniej bezpieczną wyprawę.
Jako obcokrajowcom do opieki zostaje przydzielony agent Pawłow. Mało sympatyczna postać. Zgorzkniały mężczyzna w wieku Wilmowskiego i Bosmana, który przed kilkudziesięcioma laty utracił szanse na wysoki awans. Od tego momentu mała chęcią zemsty. Jako dobrze zapowiadający się agent został wysłany do Warszawy by tam rozpracować grupę, która przemycała nielegalne materiały prasowe o charakterze rewolucyjnym. Już był prawie w ogródku, już witał się z gąską, gdy nagle coś poszło nie tak i podejrzani uciekli a wraz z nimi awans i wszelkie pochwały. Za karę został zesłany do Nerczyńska.
Najwięcej problemów dostarcza podróżnikom brak pomysłu jak przetransportować zesłańca. Wszystkie pomysły nagle biorą w łeb. Jeden zły ruch, jeden zły manewr i wszystko bierze w łeb. Łowcy stają przed wielkim problemem zdemaskowania całej wyprawy. Dzięki przytomności umysłu Tomka udaje im się w miarę zniweczyć plany Pawłowa.
W książce znajdziemy kolejny raz wiele opisów fauny i flory, przybliżenie życia zwierząt tego regionu Azji. Jednak przede wszystkim znajdziemy mnóstwo historii Polski i Polaków zesłanych na Syberię. Wielokrotnie zakręci się człowiekowi łza w oku. Wzruszające fragmenty niedoli rodaków i próby ich walki o wolność i godne życie, o wolność Polski. Historie łapiące za serce i powodujące, że docenia się fakt życia w wolnej Polsce, bez okupacji Rosji czy Niemiec. Dopiero po takich lekturach człowiek, młody człowiek, który urodził się w wolnej Polsce docenia jak wielkie szczęście miał. Sami bohaterowie ze łzami w oczach słuchają przejmujących opowieści i całym sercem są rodakami skazanymi na zesłanie.
Myślę, że to właśnie chciał przekazać autor. Patriotyzm, miłość do ojczyzny, że mamy pamiętać o tym, co było i nie dopuścić do tego by to kiedykolwiek się powtórzyło.
„A więc tacy są rewolucjoniści: nieustraszeni i zdecydowani na wszystko.” ~ Alfred Szklarski, Tajemnicza wyprawa Tomka, Warszawa 2008, s. 200
Najbardziej polska, najbardziej patriotyczna i najbardziej poruszająca książka z całego cyklu. To właśnie przez nią nie mogłam przebrnąć w podstawówce, a potem stała się moją ulubioną książką z całego cyklu. Zazwyczaj przeczytanie jej zajmuje mi trzy dni. Kocham każde zdanie w niej zawarte. Ma w sobie moc. Zawsze na lekcjach historii wyczekiwałam tematów dotyczących...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to