„Róża z Wolskich” skończyła się w takim momencie życia Niny oraz Róży, że musiałam sięgnąć po „Rose de Vallenord”. Ten tom przedstawiano mi, jako dużo gorszy niż poprzedni, ale mnie czytało się go nawet lepiej, ale sama historia była również moim zdaniem dużo ciekawsza i bohaterki dostały więcej krwi i kości.
Nina udała się do Paryża, aby podążając śladami Rose de Vallenord odkryć tajemnicę, kto kradnie obrazy malarki. Liczy, że w mieście, która pokochała Rose znajdzie odpowiedź na pytanie: kim była księżna Rose de Vallenord. Nina w Paryżu poznaje tajemniczego mężczyznę, który podobnie jak ona interesuje się historią i twórczością Rose. Jakie ma zamiary ten mężczyzna? Dlaczego tak bardzo interesuje go twórczość Rose?
Druga część losów Róży podobała mi się dużo bardziej. Podobało mi się to jak stawała się pewną siebie kobietą. Mimo tego, że los jej nie oszczędzał to ona się nie poddawała. Oczywiście podejmowała decyzje, których kompletnie nie popierałam, np. sprawa z dzieckiem. Na jej miejscu zrobiłabym inaczej. Historia Rose to również historia zmieniającego się Paryża i świata – było to bardzo interesujące, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że były opisane bardzo pobieżnie. O ile w pierwszym tomie opisów było bardzo dużo i mogłam sobie wyobrazić XIX-wieczny Paryż, tak w drugim tomie tego mi brakło.
Nie mogę za to zbyt wiele dobrego powiedzieć o Ninie. W pierwszym tomie współczułam jej z tego powodu jak traktowała ją matka. Natomiast w tym tomie przyznałam jej statuetkę dla największej naiwniary roku książkowego 2023. To jak szybko zaufała i do czego ją to doprowadziło zdenerwowało mnie, bo miałam ją za osobę rozważną i rozsądnie myślącą.
Myślę, że lepiej, aby autorka nie zabierała się za pisanie thrillerów, ponieważ w końcówce próbowała to zrobić i była zażenowana pomysłowością głównych bohaterów. Nie sadze, aby były to klimaty bliskie autorce.
Uważam serię „Podróż do Miasta Świateł” za popraną. Nie jest bardzo zła ani dobra. Z pewnością nie powinno zaczynać się od niej przygody z twórczością autorki, ponieważ można się rozczarować.
""Było zbyt dobrze. Zbyt dobrze… - pomyślała. Za bardzo chciałam" - tłumaczyła sobie nauczona życiowym doświadczeniem, że nie dostaje się tego, o czym się zbyt często marzy. Tę przewrotną, choć nieco dziecinną grę z życiem prowadziła już od dawna, dmuchając na zimne i starając sie nie zapeszać. Tym razem odstąpiła od reguł, prawie pewna, że udało się przechytrzyć los, że schwyta wymarzone szczęście i znalazła mężczyznę na każdą porę roku. Niestety, szybko dostała nauczkę." ~ Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Rose de Vallenord, Warszawa 2013, s. 10.
„Róża z Wolskich” skończyła się w takim momencie życia Niny oraz Róży, że musiałam sięgnąć po „Rose de Vallenord”. Ten tom przedstawiano mi, jako dużo gorszy niż poprzedni, ale mnie czytało się go nawet lepiej, ale sama historia była również moim zdaniem dużo ciekawsza i bohaterki dostały ...
Rozwiń
Zwiń