Marlena. Błękitny anioł w garniturze Christopher W. Gortner 7,3
ocenił(a) na 738 tyg. temu Gorąco polecam, ja połknęłam na raz. Historia opowiedziana w pierwszej osobie, bez żadnej pruderii, a jednocześnie w żaden sposób nie ordynarna. Autorem tej książki jest mężczyzna, wczucie się w szalony charakter kobiety, jaką była Dietrich, zrobiło na mnie wrażenie.
Zaczyna się od dzieciństwa i wczesnych wspomnień Marlene głównie opowiadających o jej życiu z matką i siostrą i jej romantycznym, lub raczej niezwykle kochliwym, usposobieniu. Wejście w dorosłe życie w szkole średniej, a potem odważne życie w pojedynkę, co w tamtych czasach nie było takie proste i oczywiste jak dziś. Gorący klimat Berlina z lat 20tych porywa. Marlene, szalona młoda dziewczyna, która była gotowa na wszystko, byle osiągnąć sukces, mogłaby uczyć dzisiejsze młode talenty, jak wspiąć się na szczyt. A potem opowieść o pracy, sukcesie, wojnie i o życiu prywatnym. O tym ostatnim całkiem otwarcie i bez wstydu.
Czyta się super. Postać niezwykle kontrowersyjna, ekscentryczna, egoistyczna, a jednocześnie odważna. Podczas wojny otwarcie potępiła faszyzm i wojnę wywołaną przez Niemców, nigdy się nie sprzedała, choć mogła wrócić do kraju i robić karierę jako gwiazda. Faktem jest, że nie musiała, w Stanach miała się dobrze. Ale nie musiała też jeździć z koncertami dla żołnierzy w Europie podczas wojny, a jednak to robiła.
Po wojnie raz udała się do Niemiec, chyba w latach 60tych, i została obrzucona błotem przez swój naród. Po powrocie stwierdziła: Niemcy i ja nie mówią już tym samym językiem. Powiedziała też podobno: Można urodzić się w Niemczech, ale niekiedy przykro przyznawać się do tego .
Po pochowaniu jej w Berlinie (lata 90te) ludzie przychodzili pluć na jej grób. Niemieccy ludzie. Całkiem smutne zważywszy, że podobno większość Niemców nigdy nie poparła Hitlera, a jedynie garstka, która po prostu dała radę większości. Wygląda na to, że nie do końca tak było.
Ja polecam, przez tę książkę wzięłam się za biografię Marlene napisaną przez jej córkę Marię. Uważam, że jest to doskonałe uzupełnienie historii opowiedzianej w pierwszej osobie przez inną z zewnątrz, będącą jednocześnie najbliżej jak to możliwe bohaterki tej opowieści. Ja po tej książce polubiłam Marlene, aczkolwiek obawiam się, że gdybym poznała ją w prawdziwym życiu, udusiłabym babę gołymi rękami. I to zdaje się potwierdzać książka napisana przez jej córkę 😊 Ale o tym później.