-
ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant4
-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński34
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać409
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Biblioteczka
2021-12-13
Ta, która zawiniła Jane Corre.
Każdy z nas ma swoje tajemnice. Oczywiście mają one bardzo różnorodny wymiar. Jedne są błahe skrywane ze wstydu, inne natomiast mogą wpłynąć na resztę naszego życia. Zastanówmy się zatem dlaczego bywają sytuacje i zdarzenia, z których czynimy sekret. Chcemy je ukryć przed innymi, a nawet nie potrafimy podzielić się nimi ze swoimi najbliższymi. Powodów może być naprawdę bardzo wiele. Poczynając od wspomnianego już wcześniej wstydu, a kończąc na próbie odcięcia się od tego, co się wydarzyło i zaczęcia wszystkiego od początku, a nawet strachu. Nierzadko zdarza się bowiem, że mamy za sobą trudną przeszłość, która odcisnęła na nas swoje piętno i nawet jeśli udało nam się zbudować nowe lepsze życie, to przez cały czas boimy się, że to, z czym mierzymy się bardzo często przez całe życie we wspomnieniach, ujrzy światło dzienne i zniszczy wszystko, co udało nam się osiągnąć.
W takim poczuciu lęku żyła główna bohaterka książki Jane Corry „Ta, która zawiniła”, z której recenzją do Was przychodzę. Ellie, bo to o niej właśnie mowa jest szczęśliwą matką i babcią zakochaną bez pamięci w swoim wnuku. Niestety nie może powiedzieć, że jest szczęśliwą żoną. A to dlatego, że jej mąż ma na koncie liczne zdrady, a jego obietnice zerwania relacji pozamałżeńskich kończą się tylko na słowach bez pokrycia. Roger jest świetnym manipulantem i wykorzystuje tę umiejętność perfekcyjnie od początku trwania ich małżeństwa. Nasza bohaterka przez cały ten czas godziła się na takie życie, mimo że bardzo cierpiała. A wszystko dla dobra dzieci i rodziny, którą tworzyli. Dziś, kiedy my czytelnicy, przystępując do lektury powieści, wkraczamy w jej życie, kobieta za radą terapeutki postanawia dać kolejną szansę ich związkowi. Tym razem dla dobra wnuka, któremu nie chce niszczyć rodziny. Ponadto teraz to Josh jest jej oczkiem w głowie i wszystko inne traci na znaczeniu. Pewnego dnia, choć nic początkowo na to nie wskazuje, jedna chwila zamienia jej życie w koszmar, a raczej uśpione dotychczas demony przeszłości budzą się i wyciągają ku niej swoje mroczne macki. Kolejna kłótnia i krótka chwila, kiedy straciła chłopca z oczu, sprawiła, że przeżywa swego rodzaju deja vu. Czyżby historia miała się powtórzyć? Czy znowu ona jest wszystkiemu winna?
Tak oto otwiera się Puszka Pandory skrywająca smutne i trudne życie dziewczynki, która zbyt wcześnie straciła matkę. Dziecka, które pozostając pod opieką kochającego ojca, nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo już wkrótce zmieni się jej życie. A wszystko przez nową żonę taty, który, choć kocha swoją córkę, żeniąc się ponownie, jest rozdarty pomiędzy dzieckiem a nową małżonką. Macocha zmienia się w tę, którą znamy z bajek dla dzieci, kiedy sama zachodzi w ciąże. Przyjście na świat małego Michaela napełnia radością serce jego siostry, ale jednocześnie bardzo szybko staje się początkiem bolesnych przeżyć, które, jak się przekonacie, poznając tę historię, poniosą za sobą tragiczne konsekwencje. Macocha uprzykrza pasierbicy niemalże każdą chwilę jej codzienności. Traktuje ją jak służącą. To na nią zrzuca obowiązek opiekowania się bratem, a za wszystko, co dzieje się złego malcowi obwinia wyłącznie Ellie. Jest doskonałą aktorką perfekcyjnie odgrywającą rolę zatroskanej matki, która obawia się o bezpieczeństwo malca, któremu starsza siostra może zrobić krzywdę. Przeciąga na swoją stronę męża i tak Ellie trafia do szpitala psychiatrycznego. Jednak to dopiero początek jej niełatwego życia, bo kiedy wydaje się, że udało jej się wyjść na prostą, dochodzi do tragicznego wypadku. To był błąd, który wszyscy nazwali zabójstwem, a zawiniła znowu ona.
Teraz gdy straciła z oczu wnuka, obawia się, że historia zatoczyła koło. Musicie koniecznie przeczytać tę książkę i przekonać się, do czego może posunąć się kobieta, która doświadczyła tak traumatycznej przeszłości, która nieustannie żyła, będąc wpędzaną w poczucie winy. Doświadczając poczucia samotności i będąc upokarzaną już jako dziecko a także później przez męża, któremu poświęciła całe życie. Musimy zdawać sobie sprawę, że każda trauma, której doświadczamy, zostawia w nas trwały ślad. I nawet jeśli przepracujemy to, co nas spotkało ze specjalistami, to i tak nigdy nie uda nam się wymazać tych zdarzeń z pamięci. Uczymy się z nimi żyć, ale one w każdej chwili w najmniej spodziewanym momencie mogą odżyć na nowo, budząc w nas silne emocje. Autorka poprzez kreację postaci i doświadczeń głównej bohaterki bardzo obrazowo i wyraziście przedstawiła nam obraz życia z Zespołem Stresu Pourazowego występującego u osób, które przeżyły tragiczne wydarzenia najczęściej zagrażające życiu ich, bądź osób trzecich lub były świadkami takich zdarzeń.
Jednak to nie wszystko, o czym przeczytamy w książce. Na jej kartach poznamy bowiem także Jo. Młodą bezdomną kobietę, która, jak sama mówi, ciągle jest w drodze. Nie ma dachu nad głową, a jej domem jest ulica. Nigdy nie wie, co przyniesie jej kolejny dzień. Nie ma pewności czy będzie miała co jeść i gdzie spać kolejnej nocy. Jej drogi splatają się z innymi bezdomnymi, a z każdym z nich kryje się historia, tego, co uczyniło ich życie takim, a nie innym. Jednak w środowisku bezdomnych nikt nie chce za wiele o sobie mówić. Im mniej inni o tobie wiedzą, tym lepiej dla ciebie. Dzięki tej książce możemy poznać ten niedostępny dla „zwykłego śmiertelnika” świat ludzi bezdomnych. I uwierzcie mi, że po zajrzeniu za jego kulisy zostaniecie skłonieni do głębokich przemyśleń i już z pewnością inaczej spojrzycie na bezdomnego, którego spotkacie, idąc ulicą.
Muszę przyznać, że początkowo poznając ten wątek książki, zastanawiałam się, co może on wnosić do całości fabuły. Przecież życie obu kobiet dzieli ogromna życiowa przepaść, ale z biegiem następujących po sobie zwrotów akcji zrozumiałam, że tak naprawdę łączy je więcej, aniżeli moglibyśmy przypuszczać. O tym jednak musicie przekonać się sami.
„Ta, która zawiniła” to bardzo wciągający i angażujący czytelnika thriller psychologiczny, który czyta się z poczuciem więzi łączącej nas z jej bohaterką. Z racji tego, że mamy możliwość przekonać się, jak trudne było jej dzieciństwo, niemalże od początku staje nam się bardzo bliska. Wiemy doskonale jak bardzo po tym, co przeżyła i jakiej tragedii doświadczyła, potrzebuje czuć się kochana i bezpieczna. Jednocześnie czujemy się rozdarci pomiędzy wyborami i decyzjami, które podejmuje, będąc świadomą romansów męża. Z jednej strony nie możemy zrozumieć, jak to jest możliwe, że nie podejmie drastycznych kroków i nie rozstanie się z nim, ale z drugiej strony wiemy, jak dla osoby, której rozbito rodzinę w tak młodym wieku, ważne jest, aby ta, którą stworzyła, przetrwała. Ellie nie chce, aby najpierw jej dzieci, a potem wnuk poczuły to, co kiedyś czuła ona. Dlatego poświęca siebie, tłumi swoje emocje. Pytanie, jak długo będzie w stanie to robić i co stanie się, kiedy któregoś dnia tama tłamszonych emocji pęknie?
Jak widzicie, Jane Corry oddała w nasze ręce wielowątkową opowieść, której wątki perfekcyjnie się splatając, tworzą zajmującą historię ze świetnie wykreowanymi i bardzo złożonymi portretami psychologicznymi jej bohaterów. Co warto zaznaczyć, na uwagę zasługują także kreacje postaci drugoplanowych, które wspaniale dopełniają całość fabuły. Serdecznie zachęcam Was, abyście spędzili czas z tą książką. Choć możecie, odnieść wrażenie, że czytając ją, zaznacie smutku, cierpienia i goryczy, to możecie mi wierzyć, że znajdziecie w niej także pięknie ukazaną rodzinną miłość. A nawet jeśli poczujecie gorycz smutku i ciężar doświadczeń Ellie i Jo to nawet lepiej, gdyż wtedy nie unikniecie cennych i wartościowych przemyśleń. Nie obawiajcie się jednak, ponieważ mimo niełatwej tematyki poruszanej w książce, dzięki swobodnemu językowi, którym posługuje się autorka, a także przystępnemu stylowi pisania, czyta ją się niezwykle szybko i płynnie. Ja jednak uważam, że sekret tkwi w niezwykłej umiejętności autorki do skupienia uwagi i wzbudzenia ciekawości czytelnika. Od tej książki nie sposób się oderwać. Jej się nie czyta, ją się pochłania.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Albatros, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/12/ta-ktora-zawinia-jane-corre.html
Ta, która zawiniła Jane Corre.
Każdy z nas ma swoje tajemnice. Oczywiście mają one bardzo różnorodny wymiar. Jedne są błahe skrywane ze wstydu, inne natomiast mogą wpłynąć na resztę naszego życia. Zastanówmy się zatem dlaczego bywają sytuacje i zdarzenia, z których czynimy sekret. Chcemy je ukryć przed innymi, a nawet nie potrafimy podzielić się nimi ze swoimi...
2021-12-03
"Topieliska" Ewa Przydryga
Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale w moim odczuciu wszystko, co złe i czego skutki zostawiają swoje piętno na naszym życiu na bardzo długi czas, a nierzadko na zawsze dzieje się nagle i zupełnie niespodziewanie. Najczęściej nic nie wskazuje na to, że wkrótce wydarzy się coś, co sprawi, że już nigdy nic nie będzie takie samo. Nikt z nas bowiem nie myśli o tym, że wystarczy jedna chwila, abyśmy stracili wszystko to, co dotychczas było dla nas wyznacznikiem szczęścia i od teraz pogrążyli się we wszechogarniającej nas pustce, którą wypełni mrok, niepewność i tysiące pytań bez odpowiedzi. A już na pewno tragedii, która spotka jej rodzinę, nie spodziewała się główna bohaterka książki Ewy Przydrygi „Topieliska”, o której chcę wam opowiedzieć kilka słów.
Pola jest szczęśliwą żoną i matką. Wiedzie ustabilizowane, spokojne życie, które nie wyróżnia się niczym szczególnym od tych, jakie wszyscy znamy. Zimowy poranek, kiedy my czytelnicy wkraczamy w jej życie, miał być taki, jak każdy inny. Tata małego Jasia zabiera chłopca do przychodni na umówioną już wcześniej wizytę, a mama wraca do łóżka złapać jeszcze trochę snu, przed powrotem swoich chłopaków do domu, gdyż tego dnia nie czuje się najlepiej. Spokojny sen przerywa jednak telefon, po którym w serce kobiety wdziera się lęk i obawa o to, co mogło się wydarzyć. Okazuje się bowiem, że Kuba nie dotarł z synem do przychodni. Pola wiedziona impulsem postanawia udać się tam osobiście, mając nadzieję, że szybko wszystko się wyjaśni. Warunki na drodze nie są łatwe, więc o nieszczęście nie trudno, czego potwierdzeniem jest fakt, że po drodze Pola jest świadkiem akcji ratunkowej, w której z rzeki wyławiany jest samochód z rozbitą przednią szybą. Niestety nasza bohaterka rozpoznaje w nim nissana męża. Jego ciało zostaje wyłowione kilka dni później. Dziecka nie odnaleziono. Policyjne dochodzenie wskazuje na nieszczęśliwy wypadek. Serce matki jednak nie traci nadziei. Ciągle tli się w nim nadzieja, że być może jej synek żyje. Pola decyduje się przeprowadzić własne śledztwo.
To, co podczas niego odkrywa burzy jej obraz postrzegania męża. Oboje obiecywali sobie bezwzględną szczerość wobec siebie, a tymczasem, prawdziwe oblicze mężczyzny, z którym dzieliła wspólne życie, jest dla niej zupełnie obce. Mnożą się tajemnice, mroczne sekrety, a na jaw wychodzą przerażające fakty. A wszystko to spowija zimne ramię śmierci, które, jak się przekonacie, dosięgło tę rodzinę już nie raz.
Wszyscy doskonale wiemy, że każde traumatyczne zdarzenie nie pozostaje bez wpływu na człowieka, który go doświadcza. Jak zatem poradzić sobie z czymś, co nas niszczy i od czego chcielibyśmy uciec, a najlepiej zapomnieć o tym na zawsze? Czy to, jest możliwe i do czego jesteśmy zdolni, aby odzyskać utracone życie? Na te i wiele innych szokujących pytań odnajdziecie wstrząsające odpowiedzi na kartach powieści.
Jest jednak coś, o czym wszyscy, którzy znają już twórczość Ewy Przydrygi doskonale wiedzą, a o czym nie wolno nam zapomnieć podczas czytania „Topielisk”. Mianowicie, jest to autorka, w której książkach nie ma miejsca na nic, co przewidywalne i oczywiste. Kiedy zaczynamy je czytać, powinniśmy spodziewać się niespodziewanego. Tak też jest i tym razem. Zostajemy wciągnięci w psychodeliczny klimat thrillera pełnego zagadek, który zwiedzie na manowce nasz umysł i realne postrzeganie rozgrywających się na jego kartach wydarzeń. Oczywiście będziecie ulegali przeświadczeniu, że udało wam się odnaleźć drugie dno tego, co dzieje się niemalże na waszych oczach, ale Pani Ewa właśnie tego chce. Zwodzi nas, gra na naszych emocjach, by za chwile ujawnić kolejny element tej przerażającej układanki zbudowanej z cierpienia, krzywdy i straty. Nie bez powodu napisałam, że ulegamy wrażeniu, iż bieg następujących po sobie wydarzeń rozgrywa się na naszych oczach.
Ja poznając fabułę tej książki, poczułam się dosłownie wessana w najgorszy koszmar, z którego chciałam się, jak najszybciej obudzić, a jednocześnie nie mogłam się oderwać od czytania, chcąc wreszcie dowiedzieć się, co jest tu prawdą, a co tylko na prawdziwe ma wyglądać. Pani Ewa ma niezwykłą umiejętność oddziaływania nie tylko na emocje, ale także na wyobraźnię swoich czytelników. Wszystko, o czym czytałam, wizualizowało się niczym film klatka po klatce w mojej głowie, co dodatkowo potęgowało moje napięcie, a także odczucie niepokoju, a jednocześnie zagubienia. Tak zagubienia, bo w pewnym momencie nie wiedziałam, komu mogę zaufać, a to dlatego, że kreacje postaci wszystkich bohaterów książki są tak złożone, iż każdy może mieć wiele twarzy, ale o tym już musicie przekonać się sami.
Chciałabym zdradzić wam o wiele więcej na temat tego, co czeka Was, jeśli zdecydujecie się sięgnąć po ten tytuł, do czego serdecznie zachęcam, ale nie zrobię tego, gdyż, jeśli cokolwiek więcej zdradzę, pozbawię jej przyszłych czytelników tej podsycającej ciekawość niewiadomej, która przerazi i zszokuje, kiedy przekręcą kolejną stronę książki. Zależy mi na tym, abyście podobnie jak ja czytali tę książkę w pełni zaangażowani w lekturę, z duszą na ramieniu, ale i z przecież nigdy nieutraconą wiarą, że jeszcze wszystko ma szansę dobrze się skończyć.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Muza, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/12/topieliska-ewa-przydryga.html
"Topieliska" Ewa Przydryga
Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale w moim odczuciu wszystko, co złe i czego skutki zostawiają swoje piętno na naszym życiu na bardzo długi czas, a nierzadko na zawsze dzieje się nagle i zupełnie niespodziewanie. Najczęściej nic nie wskazuje na to, że wkrótce wydarzy się coś, co sprawi, że już nigdy nic nie będzie takie samo. Nikt z nas...
2021-11-25
„Wszystko, czego nie miała" Dawid Waszak.
Jak powszechnie wiadomo wszystko, co powtarzalne i znane zapewnia dziecku poczucie bezpieczeństwa. Każdy psycholog i terapeuta dziecięcy na pewno zgodzi się z tym, że wypracowanie codziennej rutyny i wprowadzenie w życiu młodego człowieka pewnego rodzaju przewidywalności zagwarantuje mu tak bardzo ważny spokój i harmonię. Stałe elementy dnia takie jak pójście do szkoły, odrabianie lekcji, wspólny obiad z rodziną, czy spotkania z przyjaciółmi są dla naszej latorośli potwierdzeniem tego, że w życiu jego i jego najbliższych nic złego się nie dzieje i nie musi się niczym martwić. Natomiast gdy w domu dzieje się coś złego, to niezależnie od tego, jak bardzo my dorośli chcielibyśmy ten fakt przed nim ukryć, ono wyczuje nasz niepokój i napiętą atmosferę. Wówczas najgorsza dla dziecka jest niewiedza i niepewność tego, co się może wydarzyć.
Chciałabym, abyśmy dzisiaj spojrzeli na ów problem w kontekście pandemii. Dla nas wszystkich jej początki były bardzo trudne. Żyjąc w lęku o zdrowie i życie swoje i swoich najbliższych, śledziliśmy niepokojące doniesienia medialne, ucząc się żyć z nakładanymi na obywateli naszego kraju zakazami i obostrzeniami. Wirus był dla nas zupełnie nieznanym, groźnym przeciwnikiem i nikt nie był w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał rozwój tych przerażających wydarzeń za kilka dni, tygodni, a jak się później okazało miesięcy. Zostaliśmy zamknięci we własnych domach, nie mając pojęcia, jak długo to wszystko będzie trwało i w jakiej mierze to, co się dzieje, wpłynie na naszą przyszłość. Strach unosił się niemal w powietrzu i udzielał się każdemu. A teraz zadajmy sobie pytanie. Skoro nas dorosłych paraliżował strach, to jak czuły się dzieci, kiedy z dnia na dzień odebrano im wszystko, co lubiły, do czego były przyzwyczajone i co dawało im stabilizację emocjonalną? Szkoły przeszły na tryb zdalnego nauczania, a co za tym idzie, zdezorientowane i zagubione dzieci zostały pozostawione zupełnie samym sobie. Nauki było, coraz więcej, a sił coraz mniej. Przemęczone nie miały czasu dla siebie. Mało tego, ucierpiały również ich relacje koleżeńskie i przyjacielskie. Wszelkie kontakty z kolegami i koleżankami ograniczały się do małego wyświetlacza telefonu i okienka komunikatora. Czary goryczy dopełniały informacje o ciągle rosnącej liczbie osób zarażonych i zmarłych.
Wirus ciągle nas nie opuszcza i zbiera tragiczne żniwo, dlatego tym bardziej z ogromną ulgą przyjmuję fakt, iż nie poruszam tego tematu na podstawie przeżycia kogoś mi znanego, czy też bliskiego, a w odniesieniu do książki Dawida Waszaka „Wszystko, czego nie miała”, z której recenzją do was przychodzę.
Na jej kartach poznajemy dwunastoletnią Anię i jej rodzinę, która wiedzie spokojne życie. Jak wszystkie dzieci w jej wieku chodzi do szkoły, ma przyjaciół. Dobrze się uczy i jest przykładną córką kochających ją rodziców. Ma też starszą siostrę Natalię, z którą jak to w przypadku rodzeństwa się zdarza, relacje bywają różne. Jest jeszcze ktoś, bardzo bliski sercu dziewczynki. Wujek Roman, z którym Ania bardzo lubi spędzać czas. Jak widzicie, jest to niczym niewyróżniająca się typowa polska rodzina, która jak my wszyscy w marcu 2020 roku stała się częścią przerażającej covidowej rzeczywistości. Najgorsze jednak nadeszło dopiero podczas drugiej fali. Wówczas rodzice i siostra Ani musieli zostać hospitalizowani. Sama Ania, pozostając pod opieką wujka, spędzała całe dnie odcięta od świata zamknięta w piwnicy. Nie wiedząc, co dzieje się z jej bliskimi, wszelką ufność pokłada w wujku. Jedyne co jej teraz zostało, to właśnie on i wspomnienia z czasu, kiedy życie było jeszcze normalne. Czasu, który teraz wydaje się tak odległy. Oczywiście o tym, jak wygląda teraz życie dziewczynki w tej uwięzionej w klatce splątanej więzami tęsknoty i lęku musicie już przeczytać sami, sięgając po książkę.
Ja natomiast chciałabym zwrócić waszą uwagę na inny jej bardzo ważny aspekt. Jak się bowiem przekonacie, pozostając w izolacji, Ania zacznie zupełnie inaczej, niż dotychczas patrzeć na wiele aspektów życia. Jeśli komuś bezgranicznie ufacie, przestajecie być obiektywni i stajecie się łatwym celem. Patrzycie na tę osobę przez różowe okulary, a tym samym tracicie czujność i ktoś może wykorzystać to przeciwko wam. Zaufanie może zostać bez skrupułów wykorzystane do tego, aby zadać nam najbardziej bolesny cios, po którym już nigdy nic nie będzie takie samo.
Tak bardzo chciałabym wykrzyczeć teraz swój ból i niemoc, którą czuję po przeczytaniu tej książki, ale oczywiście nie chcę zdradzać zbyt wiele, żebyście mogli sami poczuć wszystkie te poruszające do głębi emocje towarzyszące tej lekturze. Duża część tego, o czym w niej przeczytacie, jest historią nas samych. Bo to wszystko nadal się dzieje. Macie moje słowo, że znajdziecie w niej odbicie własnych obaw. I wiecie co, kiedy już przeczytacie „Wszystko, czego nie miała”, dotrze do was, że to nie samego zarażenia wirusem i doniesień z nim związanych powinniśmy bać się najbardziej, a okrucieństwa, które dzieje się być może gdzieś obok nas za zamkniętymi drzwiami.
Autor oddał w nasze ręce, książkę, którą powinien przeczytać każdy. Taką, wobec której nikomu z nas nie wolno pozostać obojętnym. Nawet jeśli czujecie się zmęczeni i przytłoczeni tematem pandemii, czemu się nie dziwię, proszę was, abyście ją przeczytali. Na pewno otworzy ona wasze oczy na o wiele ważniejsze kwestie, aniżeli pandemia, które przez nią zdominowane nie są dostrzegane. Co w konsekwencji może doprowadzić do tragedii i zniszczyć życie niewinnej, bezbronnej osobie. Ja czytałam całą historię z ogromnym przejęciem i smutkiem z powodu zagubienia i osamotnienia Ani. Dziewczynka chciała tylko znowu czuć się bezpieczna, a w zamian została oszukana i pozbawiona niewinności. Jeśli sięgniesz po ten tytuł, na zawsze pozostawi on ślad w waszym sercu i umyśle.
Na zakończenie chciałabym podziękować Panu Dawidowi, za to, że znalazł w sobie siłę, by nie pozwolić na to, aby karygodne czyny zostały przemilczane.
Recenzja powstała we współpracy z autorem.
http://kocieczytanie.blogspot.com/2021/11/wszystko-czego-nie-miaa-dawid-waszak.html#disqus_thread
„Wszystko, czego nie miała" Dawid Waszak.
Jak powszechnie wiadomo wszystko, co powtarzalne i znane zapewnia dziecku poczucie bezpieczeństwa. Każdy psycholog i terapeuta dziecięcy na pewno zgodzi się z tym, że wypracowanie codziennej rutyny i wprowadzenie w życiu młodego człowieka pewnego rodzaju przewidywalności zagwarantuje mu tak bardzo ważny spokój i harmonię. Stałe...
2021-11-19
"Wysłuchaj mnie" Paula Er./ Depresja zabija.
Moje drogie panie, czy pamiętacie moment, kiedy dowiedziałyście się, że nosicie pod sercem nowe życie? Dla większości z nas wieść o dziecku to wielkie szczęście i radość. Od pierwszych chwil dajemy się ponieść marzeniom o tym, jak wspaniale będzie trzymać nasze słodkie maleństwo w ramionach, czuć dotyk jego maleńkiego ciałka oraz cudowny zapach jego skóry. Przyszłe mamy kompletują wyprawkę i wyobrażają sobie, jak pięknie ich dzieciątko będzie wyglądało w tych słodkich, maleńkich ubrankach, które dla niego kupują. Musicie przyznać, że kiedy tak teraz czytacie moje słowa, macierzyństwo jawi się w nich jako coś najwspanialszego, czego może doświadczyć kobieta. I tak bez wątpienia jest, ale niestety dla coraz większej liczby kobiet cieniem na ten wyjątkowy okres w ich życiu kładzie się depresja poporodowa. Matki nią dotknięte przeżywają bardzo ciężkie chwile, nie mogąc poczuć ciepłych uczuć i emocji do swojego nowo narodzonego dziecka. Mało tego nie mają siły, aby zająć się dzieckiem, a kiedy nawet próbują się nim opiekować, ogarnia je lęk, przed zrobieniem mu krzywdy. Wszystko to wiąże się z poczuciem bycia złą matką i ogromnymi wyrzutami sumienia, co w konsekwencji prowadzić może nawet do samobójstwa. Tak musimy zdawać sobie z tego, że depresja zabija.
Zazwyczaj, kiedy widzimy matkę z dzieckiem, najczęściej zachwycamy się samym dzieckiem, pytamy, jak maluch rośnie, jak się rozwija. Natomiast niestety bardzo rzadko pytamy o samopoczucie mamy i to, jak ona sobie radzi. Tymczasem, jak się za chwilę się przekonacie, często ich macierzyństwo naznaczone jest grą pozorów, sztucznych uśmiechów i do perfekcji wyćwiczonych ról matki, która doskonale odnajduje się w zaistniałej sytuacji. Prawda skrywa bowiem samotną, wystraszoną kobietę, która pozostawiona samej sobie chce zniknąć z tego świata, będąc przekonaną, że jej dziecku będzie bez niej lepiej. A nawet jeśli zauważamy, że z mamą dzieje się coś niepokojącego, to najczęściej padają wówczas najgorsze słowa, jakie możemy w takiej chwili powiedzieć: „Ogarnij się, musisz wziąć się w garść”. Możecie być pewni, że słowa te na pewno żadnej kobiecie nie pomogą, a wywołają jedynie jeszcze większe poczucie winy.
Bardzo ważne jest, aby podnosić świadomość społeczną odnośnie do tego, czym jest depresja i z jak poważnymi konsekwencjami zagrażającymi nie tylko zdrowiu, ale i życiu kobiety się wiąże w przypadku, kiedy zmagająca się z nią kobieta nie otrzyma niezbędnego jej wsparcia i fachowej pomocy. Warto także dołożyć wszelkich starań, aby kobiety wiedziały, że nie są ze swoją chorobą same. Jest wiele miejsc i specjalistów, którzy pomogą nam kobietom przejść przez ten trudny etap w naszym życiu i na nowo odnaleźć jego radość, będąc tak wspaniałymi mamami, którymi przecież bez względu na okoliczności pragniemy być.
Bez wątpienia jednym z narzędzi, które na szeroką skalę trafia w ręce kobiet i ma na nie bardzo uświadamiający i motywujący wpływ w walce o siebie, jest książka. Dlatego też cieszę się ogromnie, że coraz większe grono autorów decyduje się podjąć temat depresji poporodowej w swoich książkach. A ja właśnie dziś, przychodzę do was z recenzją jednej z nich. Mianowicie opowiem Wam o powieści Pauli Er „Wysłuchaj mnie”.
Na jej kartach poznajemy Anetę. Szczęśliwą matkę i żonę, która właśnie przygotowuje się do przyjścia na świat drugiego dziecka. Wspólnie z mężem Bartkiem i synkiem Mikołajem przeprowadza się do miasta rodzinnego, gdzie mieszkając blisko swoich rodziców, będzie mogła liczyć na jej pomoc. Mając w pamięci piękne chwile, które przeżywała po narodzinach Mikołaja, cieszy się na myśl o tym, że będzie mogła doświadczyć ich ponownie. Dzień narodzin córeczki oraz wszystko to, co dzieje się później odbiega zupełnie od jej wyobrażeń. Córka wcale nie jest słodka i pachnąca, a wręcz przeciwnie jest dla niej obca, zimna i oślizgła. Kiedy bierze ją na ręce, czuje strach i wymiotuje. Najchętniej całe dnie spędziłaby w łóżku, nie chcąc słuchać płaczu dziecka. Apodyktyczna matka, owszem chce pomóc przy wnuczętach, ale na swoich warunkach. Nie bierze pod uwagę tego, co czuje i czego chce jej córka. Nasza bohaterka czuje, się coraz gorzej, ale aby nie pokazać tego po sobie, popada w stan zobojętnienia i wykonuje wszelkie czynności mechanicznie. Bliscy kobiety widzą, że coś się z Anetą dzieje, ale jedyne, co robią, to dają swoje „złote rady”, o których wspomniałam na początku recenzji. Słyszy również, że jest niewdzięczna, spędzając tyle czasu w łóżku, podczas gdy matka zajmuje się jej dzieckiem. Aneta nie mogąc liczyć na zrozumienie ze strony najbliższych, w samotności walczy ze swoimi demonami. Własne problemy, to jednak nie wszystko, co niepokoi Anetę. Z biegiem czasu docierają do niej strzępki rozmów, z których wynika, że jej rodzina ma przed nią tajemnicę. Oczywiście, jaka jest to tajemnica, musicie dowiedzieć się sami, czytając książkę.
Zdradzę tylko, że odkrywając ją, poznacie poruszającą, ale i tragiczną historię, która mocno chwyci za serce, ale też wstrząśnie i da do myślenia. Sięgnijcie koniecznie po książkę i przekonajcie się, czy historia zatoczy koło i tak jak dawniej, tak i teraz nad rodziną Anety wisi tragedia.
„Wysłuchaj mnie” to bardzo życiowa i autentyczna historia, którą powinien przeczytać każdy. Nawet jeśli was ani nikogo wam bliskiego problem depresji poporodowej nie dotyczy, to mocno wierzę w to, że po lekturze tej książki, będziecie bardziej uważni i wyczuleni spotykając matkę z dzieckiem. Będziecie wiedzieli jak się zachować, a przede wszystkim, jak pomóc. Tytuł książki jest jak najbardziej adekwatny do historii, którą skrywają jej karty, gdyż często, kobiety cierpiące na depresję poporodową, a nawet pójdźmy o krok dalej, każdy, kto cierpi na depresję, najbardziej potrzebują właśnie tego, aby zostać wysłuchanym. Jedna rozmowa i pytanie „Jak sobie radzisz? Nie jesteś sama, moja codzienność również nie jest kolorowa”, może uratować komuś życie. To, co warto podkreślić to fakt, że mężczyźni również padają ofiarami tej podstępnej choroby, o czym również przeczytacie w powieści.
Chyba nikt z was nie ma wątpliwości, że warto spędzić z tą książką czas. Możecie być pewni, że będzie to czas bardzo wartościowy i mocno przemawiający do świadomości czytelnika. Ja będę polecała i promowała ją, jak najbardziej się da i was również o to proszę, ponieważ jestem przekonana, że kiedy trafi ona w ręce osoby utożsamiającej się z przeżyciami jej głównej bohaterki, stanie się światełkiem nadziei rozpraszającym mrok, który spowija jej życie. Na zakończenie chcę serdecznie podziękować autorce za to, że zdecydowała się napisać tę książkę. Pani Paulo, jeśli pomoże ona choć jednej osobie, a wiem, że tak będzie, to było warto. Ja przeczytałam ją z ogromnym zaangażowaniem i całą gamą emocji, które ciągle są we mnie żywe. Było wzruszenie, łzy, współczucie, smutek, ale także złość, na wiele zachowań rodziny bohaterki książki, ale również nadzieja. Jak widzicie, samo życie. Ja na pewno jeszcze długo nieprzestane o tej powieści myśleć.
Recenzja powstała we współpracy z portalem Czytajmy polskich autorów.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/11/wysuchaj-mnie-paula-er-depresja-zabija.html
"Wysłuchaj mnie" Paula Er./ Depresja zabija.
Moje drogie panie, czy pamiętacie moment, kiedy dowiedziałyście się, że nosicie pod sercem nowe życie? Dla większości z nas wieść o dziecku to wielkie szczęście i radość. Od pierwszych chwil dajemy się ponieść marzeniom o tym, jak wspaniale będzie trzymać nasze słodkie maleństwo w ramionach, czuć dotyk jego maleńkiego ciałka...
2021-11-14
"Uwikłana" Alicja Sinicka
Niestety życie ma to do siebie, że potrafi nas mocno przytłoczyć i doświadczyć. Na pewno nie będzie nadużyciem, jeśli pokuszę się o stwierdzenie, że każdy z nas chociaż raz doszedł w nim do takiego momentu, kiedy marzył o tym, aby znaleźć się w jakimś urokliwym miejscu odosobnienia, gdzie będzie mógł odnaleźć wewnętrzny spokój. Ukoić skołatane nerwy i nabrać siły do realizacji powierzonych mu obowiązków, zadań i zobowiązań. Takie odcięcie się od świata może być dla nas zbawienne, ale też pociągnąć za sobą szereg zdarzeń, które obudzą wspomnienia i przeżycia, o których chcielibyśmy zapomnieć. Uważajcie więc, bo demony przeszłości nigdy nie odpuszczają i budzą się w najmniej oczekiwanym momencie.
Bardzo często mówi się nam, że nie powinniśmy żyć tym co, już było i minęło, a skupić się na tym, co tu i teraz mając na uwadze własne dobro. Zadajmy sobie jednak pytanie: "Jak dalej żyć, jeśli przeszłość skrywa wiele pytań bez odpowiedzi, a jej piętnem jest bolesna trauma, z którą nie potrafimy sobie poradzić?". Boję się nawet pomyśleć, jak wówczas musi być trudno przetrwać choćby jeden dzień, a co dopiero tygodnie, miesiące, a nawet lata. Dziś przychodzę do was, aby opowiedzieć wam przyprawiającą o szybsze bicie serca i ciarki na ciele przerażającą historię Zuzy. Młodej dziewczyny, której życie, jak się za chwilę przekonacie, przerodziło się koszmar, a ona sama stała się ofiarą tkwiącą w pułapce własnego umysłu. Na szczęście i piszę to z poczuciem ogromnej ulgi, Zuza Wilk jest tylko fikcyjną bohaterką najnowszej książki Alicji Sinickiej „Uwikłana”, o której chcę Wam dziś opowiedzieć. Autorka jej nie oszczędza i już teraz mogę was zapewnić, że najgorszemu wrogowi nie życzylibyście tego, przez co na kartach powieści przechodzi ta młoda kobieta.
Kiedy my czytelnicy wkraczamy w jej życie, w pierwszej chwili moglibyśmy odnieść wrażenie, że mamy jej czego zazdrościć. Jest młodą poetką, której twórczość zyskuje dużą popularność i uznanie na Instagramie. Pomimo młodego wieku jest już autorką bestsellerowego tomiku poezji i właśnie pracuje nad wydaniem kolejnego. A wszystko, dzięki siostrze, która przez przypadek opublikowała jej wiersz w mediach społecznościowych. Zuzia jednak nie potrafi cieszyć się swoim sukcesem i skupić na pracy. Tragedia, która dotknęła jej rodzinę, mimo mijającego czasu nadal sprawia ból, ale najgorsza jest niepewność tego, co tak naprawdę stało się tej nocy, która zmieniła ich życie bezpowrotnie. Strzępki wspomnień rozbijają się o kurtynę ciemności w głowie dziewczyny. Zuza czemu nie trudno się dziwić, chce zaznać choć chwili spokoju od targających nią emocji, dlatego przyjmuje od swojego chłopaka Michała zaproszenie wyjazdu do jego rodzinnego domu w lesie. Młodzi nie są jednak jedynymi mieszkańcami domu. Towarzyszyć im będzie brat Michała oraz wspólna przyjaciółka obu mężczyzn. Nie mogę oczywiście zdradzić zbyt wiele, ale możecie mi wierzyć, że gdyby Zuzia wiedziała, co czeka ją po przekroczeniu progu tego domu, chciałaby z niego, jak najszybciej uciec.
Niemalże od początku czujemy niezwykły klimat domu, który niestety nie wpływa uspokajająco na samą Zuzię. Sytuacji nie poprawia także pozornie życzliwa, ale napięta atmosfera między jego domownikami. Wbrew nadziejom dziewczyny to właśnie tutaj wspomnienia poprzedzające zniknięcie jej siostry Zosi wracają do Zuzy ze zdwojoną siłą. A precyzyjniej mówiąc tylko mgliste ich wizje, ponieważ ona sama niewiele pamięta z imprezy, na której widziała ją po raz ostatni. Ucieczką od tego, co trudne i bolesne jest dla dziewczyny właśnie pisanie wierszy. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu konto na Instagramie, gdzie je publikuje ma już duże grono obserwatorów, ale młoda poetka nie wie jeszcze, że już wkrótce, to właśnie ten portal społecznościowy stanie się początkiem przeżyć, które mogą ją zniszczyć, a nawet zagrażać jej życiu. Wszystko przybiera przerażający wymiar w momencie, kiedy następujący po sobie bieg wydarzeń, o których wy kochani musicie oczywiście przeczytać sami, sięgając po książkę, wskazuje na to, że ktoś może znać prawdę. Prawdę, która może rozsypać ten i tak chwiejący się bardzo mocno świat poetki na tysiące kawałków, których już nigdy nie da się poskładać.
Jestem przekonana, że czytając tę książkę, na początku będziecie pewni, że tu przecież wszystko wiadomo i wszystko jest jasne. Właśnie taki jest cel autorki. Chce, abyśmy uwierzyli w pozorną prawdę, podczas gdy tak naprawdę nic nie jest takim, jakim to postrzegamy. Zdradzę Wam, że główna bohaterka obawia się, iż dostrzega u siebie obawy schizofrenii, na którą cierpiała jej matka. Opierając się na wątku tej choroby, Alicja Sinicka wprowadza w życie naszej bohaterki niepewność i lęk. Zuzia staje się kłębkiem nerwów. Nie może być pewna, czy sposób, w jaki odbiera świat i dziejące się wokół niej wydarzenia są tymi rzeczywistymi, czy może tylko wytworem jej wyobraźni tkwiącym w alternatywnym świecie Zarówno ona sama, jak i my czytelnicy czujemy się zagubieni i nie wiemy komu ufać. A samo zakończenie... Ono jest tak zaskakujące, że po przeczytaniu książki zadacie sobie pytanie ”Jak to możliwe? Co przeoczyłam/em” i natychmiast będziecie chcieli przeczytać tę historię jeszcze raz.
„Uwikłana” To mocno wciągająca i angażująca czytelnika książka, od której nie można się oderwać. Czytając ją, poznacie rewelacyjną sztukę manipulacji ludzkimi emocjami. Przestaniecie ufać nie tylko jej bohaterom, ale także samemu sobie. Przez długi czas po jej przeczytaniu będziecie inaczej, niż dotychczas patrzeć na waszych bliskich i przyjaciół. Jest to genialny thriller, podczas którego zostaniecie uwikłani w masę intryg spowitych mgłą wszechobecnej psychozy, którą poczujecie na własnej skórze. Całym sercem polecam Wam tę książkę. Królowa polskiego domestic noir, oddała w nasze ręce powieść, którą po raz kolejny udowodniła, że w pełni zasługuje na ten tytuł.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Kobiecym, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/11/uwikana-alicja-sinicka.html
"Uwikłana" Alicja Sinicka
Niestety życie ma to do siebie, że potrafi nas mocno przytłoczyć i doświadczyć. Na pewno nie będzie nadużyciem, jeśli pokuszę się o stwierdzenie, że każdy z nas chociaż raz doszedł w nim do takiego momentu, kiedy marzył o tym, aby znaleźć się w jakimś urokliwym miejscu odosobnienia, gdzie będzie mógł odnaleźć wewnętrzny spokój. Ukoić skołatane...
2021-11-05
"Podróże Julki i Krzysia. Zamki Polski Południowej. Marek Marcinowski./ Recenzja patronacka przedpremierowa.
Nie od dziś wiadomo, że dzieci są jak gąbka. Ich młode umysły chłoną otaczający je świat najmocniej w czasie dzieciństwa i lat wczesnoszkolnych. To właśnie wtedy są najbardziej podatne na przyswajanie wiedzy i doświadczanie wszystkiego, co je otacza. Dlatego nam, ich rodzicom i opiekunom powinno zależeć na tym, aby odciągnąć je od telefonów i komputerów. Dać inspirację do tego, by chciały spędzić czas aktywnie. Wiem jednak, że nie jest to łatwe. Trudno bowiem znaleźć równie ciekawe alternatywy dla czasu spędzonego w sieci, czy przed telewizorem. Dla nikogo z Was zapewne nie będzie zaskoczeniem, że dla mnie nie ma i zapewne nie będzie lepszego sposobu na pobudzenie ciekawości dziecka niż książka. I nie chodzi mi wcale o samo czytanie. Zwrócenie uwagi naszej latorośli na wartościową i ciekawą książkę może pociągnąć za sobą wiele fantastycznych przeżyć i przygód, które my dorośli możemy przeżywać wspólnie z synem, czy córką. Mało tego, wszystko, o czym w danej książce przeczytamy, możemy niejako odzwierciedlić w naszej rzeczywistości, co jak za chwilę się przekonacie, skutkować będzie wspaniałą zabawą i nauką niepostrzeżenie dla naszych dzieciaczków.
Jako ciocię dwóch wspaniałych chłopców bardzo cieszy mnie fakt, że wachlarz wartościowej literatury dziecięcej pojawiającej się na polskim rynku wydawniczym jest coraz szerszy. Zdecydowanie mamy w czym wybierać, a jednym z naszych rodzimych autorów, który dla mnie jest prekursorem godnych uznania i polecenia książek dla dzieci, jest Pan Marek Marcinowski. Zawsze, bez wahania to właśnie Jego książki wybieram, ponieważ fantastycznie łączy w nich to, co przyjemne z tym, co pożyteczne dla młodego czytelnika. Na moim blogu prezentowałam Wam już dwie cudowne książeczki Kosmoliski i Ekoliski, dzięki którym uświadamia najmłodszym, jak ważne jest dbanie o środowisko i zabiera w niesamowitą wyprawę w kosmos. Patrząc na entuzjazm i radość, jaką moi siostrzeńcy mają za każdym razem, kiedy sięgają po obie z nich (bo musicie wiedzieć, że czytane były już wielokrotnie) utwierdzam się w przekonaniu, że sięgnięcie po nie było świetną decyzją.
Karolek, Jaś i oczywiście ja z niecierpliwością czekaliśmy na kolejną książkę spod pióra Pana Marka, bardzo ciekawi, co tym razem dla nas przygotuje. I właśnie dziś jest ten dzień, kiedy przychodzę do Was, aby zaprezentować Wam „Podróże Julki i Krzysia. Zamki Polski Południowej”, która to książka już wkrótce 28.11.2021. będzie mogła wzbogacić biblioteczkę Waszych dzieci. Dla mnie ta premiera będzie szczególna, gdyż mój blog ma ogromny zaszczyt i przyjemność znaleźć się w zacnym gronie patronatów medialnych książki. Ogromnie mnie to cieszy, bo, za chwilę przekonacie się, jak wiele wartościowych i niesamowicie ciekawych informacji na temat jak wskazuje sam tytuł „Zamków Polski Południowej” znajdziecie na jej stronach. Takie książki chcę promować i polecać.
A zatem drogie dzieci, kochani rodzice, ciocie, babcie i wujkowie wspólnie z Julką i Krzysiem bohaterami książki, a także ich rodzicami, wyruszymy w niezapomnianą podróż szlakiem najpiękniejszych zamków, które bez wątpienia są perełkami architektonicznymi. Wyposażeni w mapę i niczym nieograniczoną wyobraźnię zwiedzimy ich sekretne przejścia, ukryte tunele, a także poznamy fascynujące legendy, które wiążą się z każdym z nich. Czasem poznając je, możecie poczuć dreszczyk niepewności tego, co może Was spotkać podczas zwiedzania ich komnat, ale to jeszcze bardziej spotęguje Waszą ciekawość. Nasi bohaterowie zabiorą nas ze sobą m.in. do zamku w Mosznej, Ojcowie, Bolkowie Nidzicy, Łańcucie i wielu innych. Poznacie ich historię opowiedzianą w bardzo zajmujący sposób, ale także odkryjecie mnóstwo zaskakujących ciekawostek. Nie wiem, czy wiecie, ale obecnie właściciele zamków dają ich zwiedzającym możliwość spędzenia nocy w wynajętym pokoju. Zdradzę Wam, że Julka i Krzyś mieli okazję nocować w zamku, a wy moi drodzy koniecznie musicie przeczytać książkę i przekonać się, jak taka noc w zamku wygląda. Drogie dzieci, na pewno każdy z was choć raz marzył o tym, aby chociaż raz, przez chwilę stać się księżniczką, bądź rycerzem. Powiem Wam w sekrecie, że Julce i Krzysiowi się to udało. Jeśli jesteście ciekawi, a wierzę, że tak, jak to możliwe, zachęcam Was serdecznie do spędzenia czasu z tą książką. To, o czym Wam teraz napisałam, to zaledwie niewielka część z tego, co czeka na Was na jej kartach. Czytajcie ją jednak bardzo uważnie, ponieważ na końcu książkowej podróży zostały przygotowane dla Was pytania dotyczące tego, o czym w niej przeczytacie, jak również kreatywne zadania, które możecie wykonywać całą rodziną, spędzając wspólnie czas.
Mam nadzieję, że udało mi się przekonać Was o wartości tej książki i będziecie chcieli zainteresować nią dzieci. Jestem przekonana, że jej przeczytanie poskutkuje tym, iż dziecko będzie chciało, podobnie jak Julka i Krzyś stać się małym podróżnikiem i wybrać się na wycieczkę, aby na własne oczy zobaczyć zamki poznane w książce. Pamiętajmy również o tym, że tak zdobyta wiedza na pewno zaprocentuje w przyszłości na lekcjach historii. Pasją autora są zamki i to się czuje. Dzieli się on nią z dziećmi, ale chce przemawiać do nich nie tylko słowem, ale także za pomocą pięknych ilustracji, które wzbogacają książkę.
Na zakończenie od siebie dodam jeszcze, że jeśli zastanawiacie się nad wyborem prezentu na zbliżające się Mikołajki, to już właśnie go znaleźliście.
Recenzja powstała we współpracy z autorem, za co bardzo dziękuję
"Podróże Julki i Krzysia. Zamki Polski Południowej. Marek Marcinowski./ Recenzja patronacka przedpremierowa.
Nie od dziś wiadomo, że dzieci są jak gąbka. Ich młode umysły chłoną otaczający je świat najmocniej w czasie dzieciństwa i lat wczesnoszkolnych. To właśnie wtedy są najbardziej podatne na przyswajanie wiedzy i doświadczanie wszystkiego, co je otacza. Dlatego nam,...
2021-10-31
Życie jest kwestią wyboru. Czas pędzi i niestety nie da się mieć wszystkiego, dlatego tak bardzo ważne jest, abyśmy zastanowili się, co jest dla nas istotne. Jakie są nasze priorytety. Oczywiście dla każdego z nas odpowiedź na to pytanie będzie inna i uwarunkowana tym, w jakim momencie życia się obecnie znajdujemy. Nie wolno nam jednak zapomnieć, że to jak je sobie ułożymy, jest ciągiem przyczynowo skutkowym, składającym się z podejmowanych przez nas decyzji. Wszystko, na co się zdecydujemy, ma swoje konsekwencje nie tylko w danym momencie, ale najczęściej także w przyszłości. Taką mądrość życiową nabieramy jednak zazwyczaj, dopiero kiedy los mocno nas doświadczy i niestety często już po szkodzie, kiedy jest za późno, by coś zmienić i naprawić. Kiedy jesteśmy młodzi, żyjemy w przeświadczeniu, że wszystko, co mamy, jest nam dane na zawsze i możemy traktować nasze życie wybiórczo, skupiając się tylko na tym, co w danej chwili wydaje nam się najistotniejsze, bo inne kwestie przecież mogą poczekać. Nic bardziej mylnego, ale ta gorzka prawda dociera do nas dopiero wówczas, kiedy namacalnie odczujemy, że straciliśmy coś bezpowrotnie. Pewnego dnia budzimy się i zdajemy sobie sprawę, że choć mogliśmy mieć tak wiele, z własnej winy przegraliśmy swoje życie i mało tego, rykoszetem oberwał ktoś, kto był, a może nadal jest nam bliski. Nie chcę abyście ani Wy, ani ja odbierali tak trudną i bolesną lekcję z autopsji, dlatego dziś przychodzę do Was z recenzją książki Pani Jolanty Kosowskiej „Bożonarodzeniowa księga szczęścia”, która mocno w to wierzę, skłoni Was do przemyśleń na temat całokształtu Waszego życia i zbudowania go według właściwej hierarchii wartości.
Bohaterami powieści są Rafał, Tomek, Lena, Aśka i Maria. Piąta przyjaciół z czasów liceum. Teraz kiedy my czytelnicy towarzyszymy im podczas lektury książki, są to już dorośli ludzie, których koleje losów rozrzuciły po różnych częściach świata. Mimo że, od czasów szkolnych tak wiele w życiu każdego z nich się zmieniło, a życie nie szczędziło trudnych przeżyć, ich przyjaźń pozostaje jedyną niezmienną wartością. Co prawda dzieląca ich odległość i zwykła codzienność nie pozwalają już na tak częste i intensywne utrzymywanie kontaktów, ale i na to znaleźli piękny sposób, który ku mojemu wielkiemu smutkowi, w dobie internetu i komunikatorów społecznościowych odszedł w zapomnienie. Mianowicie każdego roku przed świętami Bożego Narodzenia każde z nich pisze do pozostałych list, w którym opisuje wszystko to, co wydarzyło się w jego życiu przez te kilkanaście miesięcy, a czym chciałby się z przyjaciółmi podzielić. Dzięki temu czytając je w Wigilię, mogą czuć się bliżej siebie. Tym razem dzieje się podobnie. Wkrótce nadejdą kolejne święta, więc tradycyjnie docierają listy. Wszystko byłoby jak zawsze, gdyby nie niepokojący przyjaciół fakt brakującego listu od Leny. To właśnie ona zawsze była tą, która wysyłała listy jako pierwsza, a w tym roku cisza. Obawy całej czwórki przybierają na sile, kiedy okazuje się, że wszelkie próby skontaktowania się z kobietą nie przynoszą rezultatów. Strach najmocniej chwyta w swoje macki Rafała, gdyż dla niego Lenka nigdy nie była i nie będzie tylko przyjaciółką. Tak niewiele brakowało, aby była jego żoną, ale on koncertowo spieprzył wszystko. Dużo czasu potrzebował na to, aby zrozumieć, jak strasznym był dupkiem. Za dużo. Bez wahania wyrusza w podróż do Chorwacji, aby odszukać Lenkę i spróbować odzyskać utraconą szansę na prawdziwą miłość i szczęście. Tylko, czy jest to, jeszcze możliwe? Przecież oboje są już zupełnie innymi ludźmi i musicie wiedzieć, że Lena naprawdę dużo przeszła przez ostatnie lata. Teraz ma tylko córkę, która jest jej jedynym szczęściem. O tym jednak musicie przekonać się sami.
Nie bez powodu piszę, że musicie sięgnąć po tę książkę. Na jej kartach poznajemy bowiem poruszającą i mądrą historię, która poprzez swoją autentyczność odnosi się do każdego z nas. W dzisiejszych czasach, kiedy jesteśmy tak mocno nastawieni na robienie kariery, wspinanie się po jej szczeblach zatracamy siebie w pogoni za zdobyciem kolejnego dyplomu, wyróżnienia, czy kilku słów uznania od przełożonego. Tymczasem pozostajemy ślepi i głusi na to, co powinno być dla nas wartością nadrzędną. Rodzina, miłość, związek. A co najbardziej uderzające z czasem okazuje się, że marzenia o prestiżu, karierze i pozycji zawodowej wcale nie były nasze. Staliśmy się narzędziem do spełnienia pragnień innych osób, podczas gdy te prawdziwe nasze skrywane głęboko w sercu rozpadły się, jak domek z kart.
Bardzo dotkliwie słuszności tej bolesnej prawdy doświadczyli właśnie Rafał i Lena. Ich miłość była piękna. Chcieli być razem na zawsze, ale okazało się to trudniejsze, niż myśleli, kiedy w sferę pragnień serca wkroczyło prawdziwe życie. Kiedy trzeba było wykazać się odpowiedzialnością, oddaniem, wsparciem. Poznając historię tej dwójki, widzimy, że trzeba było naprawdę niewiele, aby wszystko mogło być dziś inaczej. Zabrakło rozmowy i uwagi skierowanej na potrzeby drugiej osoby. Rafał ewidentnie się pogubił, a kiedy zrozumiał, że niczym są wszelkie osiągnięcia w porównaniu z czasem spędzonym z bliską naszemu sercu osobą, przeżywanymi z nią emocjami, przeżyciami, które bywają niepowtarzalne, dla tej miłości było już za późno. Przeczytaj „Bożonarodzeniową księgę szczęścia” i ucz się na jego błędach, abyś niczego w życiu nie musiał/a żałować.
Pani Jolanta Kosowska oddała w nasze ręce, książkę o ludziach takich, jak my. Nikt z nas nie jest idealny. Wszyscy popełniamy błędy. W momencie narodzin każdy z nas otrzymuje swoją księgę z białymi stronami i tylko od nas zależy, jak je zapiszemy. Nawet jeśli nie zawsze możemy powiedzieć, że to, co się na nich do tej pory znajduje, można nazwać księgą szczęścia, to dopóki żyjemy, mamy szansę pozostałe w niej białe kartki wypełnić pięknymi chwilami. Sprawdźcie koniecznie, czy w życiu Leny i Rafała los chce jeszcze coś naprawić.
Całym sercem polecam Wam spędzić niezapomniane chwile z tą książką. W fotelu z kubkiem gorącej herbaty otuleni kocykiem pozwólcie, aby klimat tej powieści otoczył Was swoim ciepłem. Macie moje słowo, że książka wciągnie Was od pierwszej chwili i zapomnicie o wszystkim, co dzieje się wokół. Mocno zaangażowani we wszystko, co przeczytacie, niepostrzeżenie dotrzecie do ostatniej strony, żałując, że to już koniec. Autorka zapewniła nam całą gamę emocji. Doświadczamy bowiem godnej podziwu przyjaźni, pięknej miłości, ale także bólu, poczucia straty, cierpienia, a nawet złości, ale nie bądźcie zbyt surowi. Jak mówi sam Rafał, kochankiem okazał się kiepskim, ale przyjacielem jest całkiem dobrym.
I wiecie co, książkę przeczytałam już kilka dni temu, ale nie mogłam od razu Wam o niej opowiedzieć. Bieg myśli i natężenie emocji po skończonej lekturze było tak silne, że potrzebowałam chwili, żeby wszystko przemyśleć. Odnieść jej treść na płaszczyznę własnego życia i już na spokojnie podzielić się z Wami swoimi odczuciami. Dla mnie taka reakcja czytelnika na książkę jest idealnym dowodem na to, że warto ją przeczytać, a dla Was? Mam nadzieję, że się skusicie. Premierę książki świętować będziemy już 10.11.2021.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Novae Res, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/10/bozonarodzeniowa-ksiega-szczescia.html
Życie jest kwestią wyboru. Czas pędzi i niestety nie da się mieć wszystkiego, dlatego tak bardzo ważne jest, abyśmy zastanowili się, co jest dla nas istotne. Jakie są nasze priorytety. Oczywiście dla każdego z nas odpowiedź na to pytanie będzie inna i uwarunkowana tym, w jakim momencie życia się obecnie znajdujemy. Nie wolno nam jednak zapomnieć, że to jak je sobie ułożymy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-25
"Nasza melodia" Anna Dąbrowska
O miłości zawsze chce się myśleć i mówić jak najpiękniej. Wszyscy o niej marzymy i pragniemy poczuć wyjątkowość tego uczucia. Chcemy zatracić się w melodii przyspieszonego rytmu bicia serca dwojga zakochanych w sobie ludzi i zatopić w głębi spojrzeń skrywających oddanie osoby, której jesteśmy gotowi ofiarować siebie. Takiej miłości szukamy i na taką czekamy. Niestety, o czym na pewno przekonało się wielu z nas, to samo życie bywa najbardziej trudnym przeciwnikiem dla tego uczucia. To ono wyposażając nas bardzo często w ciężki bagaż doświadczeń, z którymi musimy się mierzyć każdego dnia, sprawia, że zagubieni i przepełnieni strachem obawiamy się dopuścić do głosu serce. Ogromny ciężar tej prawdy odczuli bohaterowie czwartej i ostatniej części cyklu „Płomienie” autorstwa Anny Dąbrowskiej „Nasza melodia”.
Rita i Daniel są sąsiadami z dzieciństwa. W żadnej mierze jednak nie można ich nazwać przyjaciółmi z podwórka. Będąc nastolatkami bowiem, nie pałali do siebie sympatią. Choć może nie do końca. To Daniel widział w Ricie piegowatego rudzielca, którego wręcz nienawidził, a ona ze zranionym sercem podkochiwała się w nim skrycie. Młode lata tej dwójki naznaczone były chęcią rywalizacji, której obiektem była pasja i miłość do muzyki. Oboje grają na pianinie i każde z nich jest pewne wyższości swojego talentu i umiejętności nad tym drugim. Jak to często bywa, los rozdziela ich na wiele lat. W momencie, kiedy my czytelnicy stajemy się obserwatorami ich życia, są już dorośli i nie ma w nich już nic z dzieci, którymi byli kiedyś. Daniel, czy też Dany jak mówią na niego koledzy z zespołu „Płomienie”, stał się sławny, a Rita prowadzi swój klub i jest nauczycielką w szkole muzycznej. Choć wydawać by się mogło, że dzieli ich wszystko, to los pokaże im, że tak naprawdę są tacy sami i da im drugą szansę, choć oni sami jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy.
Nie myślcie jednak, że happy end tej historii jest oczywisty. W książkach Ani Dąbrowskiej nie ma miejsca na oczywistości. Mocno doświadcza swoich bohaterów i tak też jest i tym razem. Choć oboje starają się ukryć bolesną prawdę o tym, jak wygląda ich obecne życie.
Kiedy drogi naszych bohaterów po latach splatają się ponownie Daniel, walcząc z samym sobą i bojąc się do tego przyznać, zaczyna dostrzegać w tej rudej jędzy piękną kobietę i wreszcie dociera do niego, jak wielkim był kiedyś głupkiem. Chciałby cofnąć czas i wszystko naprawić, ale być może na wszystko jest już za późno. Tylko on jeden wie, jak bardzo błędne są przeświadczenia o sławie, którymi żyją ludzie. Tylko on jeden zna ciężar samotności, która pojawia się, gdy zgasną światła i opadną emocje granych koncertów. Pragnie spędzić życie z kobietą, która dotrzyma mu kroku w biegu, którym jest jego życie, albo będzie tą, dla której będzie chciał się zatrzymać. Czuje, że to właśnie Rita jest tą jedyną, ale w jej pięknych zielonych oczach dostrzega smutek.
Jak przekonacie się wraz z biegiem lektury, kobieta ma za sobą trudną przeszłość, od której nie potrafi się odciąć. Przeszłość, która ją niszczy i sprawia, że boi się już zaufać. Zapewne domyślacie się, że Daniel będzie próbował zdobyć jej serce, ale jak otworzyć je przed kimś, kto już raz cię zranił.
„Nasza melodia” na swoich kartach skrywa przejmującą historię, która jestem tego pewna, skradnie serce każdego, kto po nią sięgnie. Poznacie w niej kobietę i mężczyznę, którzy, tak jak my wszyscy pragną kochać i być kochanymi, ale doświadczeni przez przeszłość boją się tę miłość zarówno przyjąć, jak i ją okazywać. Na naszych oczach rozgrywa się pełna namiętności i pożądania swego rodzaju gra między Ritą i Danielem, dla której najpotężniejszym przeciwnikiem jest rozum. Czytelnik niemalże namacalnie odczuwa targające nimi emocje toczące walkę serca i rozsądku.
Oczywiście kibicujemy ich szczęściu bardzo mocno i chcielibyśmy, aby byli ze sobą, ale Ania Dąbrowska, za co bardzo jej dziękuję doskonale rozumie i wie, że w sprawie uczuć nie należy niczego przyspieszać, ani na nic naciskać. Trzeba być cierpliwym i dać sobie czas. I ona ten czas swoim bohaterom dała. Mimo że w książce nie brakuje pikantnych dwuznaczności między nimi, to jednak wszystko dzieje się we właściwym sobie tempie z ujmującą delikatnością i wrażliwością. A co z tego wyniknie, musicie już przekonać się sami, sięgając po książkę, do czego gorąco Was zachęcam.
Moi kochani, jak wspomniałam we wstępie recenzji, jest to już ostatnia część cyklu "Płomienie". Z ogromnym żalem żegnam się z jego bohaterami, gdyż śmiało mogę powiedzieć, że ma on swoje miejsce w moim sercu. Ogromnie się cieszę, że w tej części autorka jeszcze raz dała nam, jego wielbicielom możliwość spotkania się z pozostałymi członkami zespołu i sprawdzenia, co teraz u nich słychać. Muszę Wam jednak powiedzieć, że okoliczności, jakie temu spotkaniu towarzyszyły, sprawiły, że moje serce na dłuższą chwilę przestało bić. Nie powiem nic więcej. Musicie koniecznie sami przeczytać tę książkę, jak i cały cykl, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.
Zachęcam także do zapoznania się z moimi recenzjami wcześniejszych odsłon cyklu:
„Odlecimy stąd”.
„W deszczu”.
„Czas na ciszę”.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwo Novae Res, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/10/nasza-melodia-anna-dabrowska.html
"Nasza melodia" Anna Dąbrowska
O miłości zawsze chce się myśleć i mówić jak najpiękniej. Wszyscy o niej marzymy i pragniemy poczuć wyjątkowość tego uczucia. Chcemy zatracić się w melodii przyspieszonego rytmu bicia serca dwojga zakochanych w sobie ludzi i zatopić w głębi spojrzeń skrywających oddanie osoby, której jesteśmy gotowi ofiarować siebie. Takiej miłości szukamy i...
2021-10-14
Z chwilą, kiedy dowiadujemy się, że zostaniemy rodzicami, budzi się w nas naturalna potrzeba ochrony naszego dziecka przed wszelkimi niebezpieczeństwami i troskami. Pragniemy zapewnić mu beztroskie dzieciństwo, a na jego twarzy widzieć szczęście i spokój. Niestety jednak zdarzają się w życiu sytuacje, kiedy choć bardzo tego pragniemy, nie możemy zrobić nic, aby ustrzec dziecko przed strachem, niepewnością tego, co przyniesie przyszłość i jak będzie wyglądało jego życie już wkrótce. Dzieje się tak na przykład wówczas, gdy nasz skarb, nasze oczko w głowie dotyka poważna choroba. Najczęstsze zdanie, które pada z ust rodzica w takiej sytuacji to: „Najgorsza jest ta bezsilność i bolesna świadomość, że nie mogę zrobić nic, co mogłoby wyleczyć moją/ego córkę/syna. Jedyne co mogę w tej sytuacji to, być przy nim i starać się zrobić, co tylko w mojej mocy, aby pomóc mu przechodzić przez to, co przeżywa każdego dnia". Dopóki nie staniemy w obliczu tak trudnego doświadczenia, często nie zdajemy sobie w pełni sprawy z tego, jak wiele wysiłku i starań kosztuje rodzica chorego dziecka zachowanie spokoju i pogody ducha, po to, by nie niepokoić dziecka, podczas gdy jego serce rozrywa ból i lęki, a w duszy panuje chaos. Tym bardziej, że jak się za chwilę przekonacie, los bywa bardzo bezwzględny i przewrotny. Najboleśniejsze ciosy zadaje wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy, a doświadcza nas nieszczęściami, które zazwyczaj w myśl powiedzenia chodzą parami. Takie i wiele innych rozważań oraz przemyśleń kłębi się w mojej głowie od momentu, kiedy skończyłam czytać książkę Alison Ragsdale „Kochana córeczka”, o której dziś Wam opowiem.
Na jej kartach poznajemy trzyosobową szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Ava, Rick i ich dziesięcioletnia córka Carly w momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury powieści, rozpoczynają nowy etap w swoim życiu. Decydują się na przeprowadzkę z miasta na wieś do domu nieżyjącej babci Avy. Małżonkowie zdają sobie sprawę, że będzie to duża zmiana w ich życiu, ale możecie mi wierzyć, że nawet przez chwilę nie przypuszczają, jak wieloma trudami naznaczona będzie ich przyszłość. Bo też nic na to nie wskazuje. Snują wizje życia rysującego się w pięknych barwach w blasku ich pięknej rodzinnej miłości. Szczęście, którym się cieszą, nie trwa jednak długo, gdyż potwierdzają się obawy, które tkwią w sercu Avy, w momencie, gdy dostrzega pewne przesłanki świadczące o tym, że coś niepokojącego może dziać się ze zdrowiem Carly. Mąż uspokaja żonę, ale matki czują takie rzeczy. Kiedy pada druzgocąca diagnoza o rzadkiej chorobie genetycznej córki, Ava oddałaby wszystko, aby tym razem przeczucie ją myliło. Wspólnie z Rickiem robią wszystko, aby przygotować dziewczynkę na nieuchronne następstwa choroby i pomóc jej nauczyć się żyć w nowej dla niej rzeczywistości. Ich świat zupełnie się zmienia, a priorytety i plany się przewartościowują. Gdyby tylko wiedzieli, że to,co teraz przeżywają, to zaledwie skrawek bolesnych doświadczeń, którymi zostanie dotknięta ich rodzina. I to naprawdę niewiele w porównaniu do tego, co jeszcze ich czeka... O tym jednak musicie już przeczytać sami, do czego gorąco Was zachęcam. Już teraz mogę Wam zdradzić, że jest to bardzo poruszająca i życiowa historia, która wywoluje w czytelniku wiele silnych emocji ze względu na przejmujący, a wręcz bolesny autentyzm opisywanych w niej wydarzeń, których czego, aż strach przyznać, w każdej chwili doświadczyć może każdy z nas.
Powiem tylko, że tragiczny wypadek sprawia, iż już nic nigdy w tej rodzinie nie będzie takie samo. Ava zostanie przygnieciona ciężarem odpowiedzialności dbania o dobro tych, których kocha najbardziej na świecie. Stanie przed koniecznością odpowiedzenia sobie na pytanie, na które nikt z nas nigdy nie chciałby musieć odpowiadać. Będzie musiała znaleźć w sobie siłę, aby dokonać strasznego wyboru, poświęcając jedno z najdroższych sobie na ziemi istnień.
Kiedy będziecie czytać tę książkę, bardzo szybko przekonacie się, że nie została ona napisana tylko po to, aby dostarczyć jej czytelnikom przyjemności czytania. Autorka chce przede wszystkim poszerzyć naszą wiedzę na temat bardzo rzadkiej choroby genetycznej, o której jestem pewna, wielu z was nigdy nie słyszało. A tym którzy się z nią zmagają, daje nadzieję. Poznając wszystko to, z czym musi zmierzyć się Ava, nie da się uniknąć także pytania, co ja zrobił/a bym będąc na jej miejscu. W tym momencie pojawiają się również przemyślenia natury moralnej. Takie, które nie dają prostych i oczywistych rozwiązań.
Nie mogłabym również nie wspomnieć o jeszcze innym aspekcie, który mnie bardzo mocno chwycił za serce. A mianowicie wątek relacji na płaszczyźnie matka – córka pomiędzy Avą a Carly. Autorka wspaniale przedstawiła więzi ich łączące, które ewoluują wręcz na naszych oczach, w momencie, kiedy wspólnie starają się nie poddać i sprostać przeciwnościom losu. Podczas gdy jak wspomniałam we wstępie recenzji, to my rodzice staramy się uchronić dzieci przed całym złem tego świata, to właśnie one w tak trudnych momentach bardzo często ogromnie nas zaskakują, wykazując się mimo swojego młodego wieku niezwykłą dojrzałością, zrozumieniem tego, co się dzieje oraz rezolutnością. To one nie pozwalają nam upaść, kiedy czujemy, że brakuje nam sił, by walczyć o to, co najważniejsze.
Całym sercem polecam wszystkim tę niezmiernie wartościową i maksymalnie angażującą nas książkę. Na jej kartach spotkacie bohaterów, którzy są tacy jak my. Mają swoje plany i marzenia. Pragną cieszyć się pełnią szczęścia rodzinnego. Jak widzicie, nie oczekują zbyt wiele. Mają bowiem siebie i to jest dla nich najcenniejsze. Los jednak ma za nic ich pragnienia i kawałek po kawałku niszczy ich świat. Teraz trwa nierówna walka o to, aby zbudować ten świat na nowo, mając jednocześnie dojmującą świadomość, że nie da się go już idealnie odwzorować. Jak widzicie, fabuła tej książki to samo życie. Fakt ten sprawia, że od początku do końca czasu spędzonego na jej lekturze będziecie czuć się częścią tego, co przeczytacie. W konsekwencji czego nie będziecie w stanie odłożyć książki nawet na chwilę, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że czytanie utrudniać Wam będą płynące łzy, ściśnięte gardło i mocno bijące serce. To jedna z tych powieści, które bohaterów nie sposób opuścić jeszcze na długo po odłożeniu jej na półkę, ponieważ ich losy mimo mijającego czasu ciągle są żywe w naszych sercach i nie możemy przestać o nich myśleć. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku i na pewno do niej wrócę. Mam nadzieję, że Was też zachęciłam do poznania tej historii. Choć nie jest łatwa, to przypomina nam o tym, że nic w życiu nie jest nam dane na zawsze. Należy doceniać każdą jego chwilę, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro, ale także dodaje sił i wiary w to, że nawet kiedy nasze życie spowił mrok, to kiedyś i dla nas na nowo wyjdzie słońce.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Filia, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/10/kochana-coreczka-alison-ragsdale.html
Z chwilą, kiedy dowiadujemy się, że zostaniemy rodzicami, budzi się w nas naturalna potrzeba ochrony naszego dziecka przed wszelkimi niebezpieczeństwami i troskami. Pragniemy zapewnić mu beztroskie dzieciństwo, a na jego twarzy widzieć szczęście i spokój. Niestety jednak zdarzają się w życiu sytuacje, kiedy choć bardzo tego pragniemy, nie możemy zrobić nic, aby ustrzec...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-01
"Gorzki smak marzeń" Aneta Krasińska. Patronat medialny./ Recenzja przedpremierowa.
O tym, że szczęście bywa ulotne, niestety z pewnością przekonał się niemal każdy z nas. Wystarczy dosłownie jedna chwila, aby los odebrał nam wszystko to, co było dla nas jego źródłem i nadzieją na rysującą się przed nami piękną przyszłość. Plany i marzenia, które jeszcze dosłownie przed chwilą były tak cudowne i słodkie stają się bolesnymi wspomnieniami przesiąkniętymi bólem i goryczą. Oczywiście w momencie, kiedy nasze serce wypełnia radość, nikt z nas o tym nie myśli, ale życie potrafi nam bardzo boleśnie przypomnieć, że nic, co nam ofiarowało, nie zostało nam dane na zawsze.
Dramatyczne piętno tej prawdy poczuła Laura, główna bohaterka najnowszej powieści Anety Krasińskiej „Gorzki smak marzeń”, której premierę świętować będziemy już 6 października 2021 roku, a o której ja, jako jedna z jej patronek medialnych opowiem Wam już teraz.
Zapewne większość z Was wie, że jest to kontynuacja „Słodkiego smaku marzeń”. Ciągle żywe są we mnie emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania pierwszej części, a także uczucie ogromnej potrzeby dowiedzenia się, co będzie dalej po przeczytaniu jej ostatniego zdania. Zamykając książkę bowiem, zostawiliśmy Laurę w takim momencie jej życia, w którym mogło wydarzyć się naprawdę wszystko. Mając to na uwadze, do lektury „Gorzkiego smaku marzeń” przystąpiłam z bijącym sercem i duszą na ramieniu. I wiecie co, serce mi się krajało, kiedy przekonałam się, jak wygląda jej życie, kiedy my czytelnicy możemy ponownie w nie wkroczyć.
Kobieta doświadczyła bolesnej straty, przez którą straciła sens życia. Pogrążona w swojej rozpaczy i bólu, nie potrafi poradzić sobie z poczuciem marazmu i osamotnienia. Przedłużanie się takiego stanu może prowadzić do poważnych konsekwencji, które, jak się przekonacie bardzo szybko i niepostrzeżenie mogą nas zniszczyć. Choć nasza bohaterka pragnie odciąć się od świata i przestać czuć, to są osoby, które bardzo chcą jej pomóc i pokazać, że życie musi toczyć się dalej, nawet jeśli dla nas samych się zatrzymało. Wiadomo jednak, że jeśli my sami w takiej sytuacji nie będziemy chcieli sobie pomóc, nikt inny za nas tego nie zrobi. Laura nie wie jednak jeszcze, że już wkrótce w jej życiu pojawi się ktoś, kto sprawi, że będzie zmuszona zweryfikować znane sobie fakty, o kimś, kto jest najważniejszą dla niej osobą. Nastoletnia Nicole, bo to o niej mowa zjawia się niespodziewanie w życiu Laury i utrzymuje, że należy do rodziny Wolfów. Dziewczyna jest skrytą osobą, ale z czasem ujawnia wstrząsające fakty skrywane w czterech ścianach jej rodzinnego domu, które są obrazem piekła przeżywanego przez nią każdego dnia. Zagubiona i przerażona Laura nie wie, ile w tym wszystkim, czego się ostatnio dowiedziała jest prawdy, ale ani przez chwilę nie ma wątpliwości, że nie może pozostać obojętna na słowa dziewczyny. Cierpienie nastolatki pozostawionej samej sobie w obojętności dorosłych osiągnęło już apogeum i teraz jest gotowa na wszystko, aby wreszcie wyrwać się z rąk tych, którzy mieli zapewnić jej miłość i bezpieczeństwo. Podejmuje bardzo ryzykowne działania, które ściągają na nią i Laurę niebezpieczeństwo, ale o tym musicie przeczytać już sami, do czego oczywiście Was zachęcam.
Mówi się, że każdy człowiek pojawia się w naszym życiu po coś. Relacja Laury i Nicole jest idealnym dowodem na słuszność tych słów. Choć początki jej budowania nie były łatwe, to z czasem widzimy, że obie wzajemnie sobie pomogły i dały szansę na odbudowanie swojego życia na nowo. Historia Nicole uświadomiła Laurze, że jeśli bardzo chcesz i jesteś konsekwentny w dążeniu do obranego przez siebie celu, możesz odmienić swoje życie, nawet jeśli jest ono bardzo trudne. Natomiast Nicole wzbudziła w sercu Laury uczucia uśpione gdzieś głęboko. Nauczyły się budować i doceniać więzi z drugim człowiekiem, ale także uświadomiły sobie, że niestety w każdej chwili niespodziewanie możemy je stracić.
„Gorzki smak marzeń” to kontynuacja, która swoim poziomem zdecydowanie dorównuje swojej poprzedniczce. Podobnie jak miało to miejsce wówczas, tak i teraz w nasze ręce trafiła książka, w której autorka zmierzyła się z bardzo trudnymi i życiowymi tematami, które, choć są fikcją literacką, to niestety dotykają nas również w życiu realnym. Dlatego jestem pewna, że każdy z nas znajdzie w historii opisanej na kartach powieści cząstkę siebie. Aneta Krasińska jest autorką, która nie pisze książek dla samego pisania, ale po to, aby zwrócić uwagę swoich czytelników na ważne tematy i skłonić nas do refleksji, a także do niesienia pomocy innym. Chciałabym tak bardzo wiele Wam jeszcze o tej książce powiedzieć, ale z oczywistych względów nie mogę i nie chcę psuć Wam przyjemności czytania i przeżywania emocji, których macie moje słowo, jest w niej bardzo wiele. No, ale dobrze uchylę Wam rąbka tajemnicy i zdradzę, że poza motywem straty i bolesnym procesem jej przeżywania, tym razem zostajemy skłonieni do pochylenia się między innymi nad problemem krzywdzenia dzieci i pozostawianie ich osamotnionymi w tym, co przeżywają często w bardzo wymownym milczeniu. Wszak cisza może powiedzieć więcej, aniżeli najgłośniej wykrzyczany potok słów. To straszne i przykre, ale my dorośli bardzo często nie wykazujemy zainteresowania problemami młodych ludzi, a takie postępowanie może prowadzić do tragedii.
W tym miejscu się zatrzymam i nie napiszę już ani słowa o treści książki, choć nie jest to łatwe, bo to o czym napisałam, jest niczym w porównaniu do tego, czego doświadczycie, czytając książkę. Muszę powiedzieć Wam otwarcie, że na pewno nie będziecie mogli oderwać się od jej czytania, więc zarezerwujcie sobie dla niej wolny czas. A kiedy już skończycie ją czytać, to jeszcze bardzo długo będziecie ją przeżywać w waszych sercach. Takie książki sobie cenię i takie chcę promować, dlatego z całego serca dziękuję autorce i wydawnictwu Jaguar, za umożliwienie mi objęcia jej opieką medialną. 6 października, zapamiętajcie tę datę. To będzie dzień premiery wspaniałej książki.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Jaguar, za co bardzo dziękuję.
"Gorzki smak marzeń" Aneta Krasińska. Patronat medialny./ Recenzja przedpremierowa.
O tym, że szczęście bywa ulotne, niestety z pewnością przekonał się niemal każdy z nas. Wystarczy dosłownie jedna chwila, aby los odebrał nam wszystko to, co było dla nas jego źródłem i nadzieją na rysującą się przed nami piękną przyszłość. Plany i marzenia, które jeszcze dosłownie przed...
2021-09-24
"Blizny przeszłości" Krystyna Mirek.
Moi drodzy dziś poruszymy bardzo trudny temat, jakim jest śmierć najbliższych nam osób. Dla każdego z nas jest to jedno z najtrudniejszych przeżyć, jakich doświadczamy przez całe życie. Zawsze wiąże się ono z poczuciem ogromnego bólu i straty. Tym razem jednak zastanowimy się, czy okoliczności, w jakich tracimy tych, których kochamy, mają znaczenie dla nas samych w trudnym i często długim procesie radzenia sobie z ich odejściem, a także w dalszym budowaniu naszego życia? Gdybym to ja miała udzielić odpowiedzi na to pytanie, bez wahania byłaby ona twierdząca. Nie chcę oczywiście, abyście mnie źle zrozumieli i pomyśleli, że umniejszam znaczenia śmierci kogokolwiek, by nadać większą wartość innej. Uważam jednak, że do tego, abyśmy mogli przejść przez trudny proces żałoby, niezbędne jest to, byśmy byli pewni, że wiemy wszystko na temat tego, jak odeszli nasi bliscy. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości nigdy nie zaznamy upragnionego spokoju, gdyż najgorsza jest ta niepewność, która nas trawi i niszczy od środka. Dążenie do prawdy staje się celem, na którym skupiamy wszystkie swoje działania. Jesteśmy w stanie zrobić bardzo wiele, by uzyskać odpowiedzi na targające nami wątpliwości i rodzące się w naszej głowie setki pytań. Nie ulega wątpliwości, że takie życie musi być bardzo trudne, dlatego zawsze współczuję osobom, których matka, ojciec, mąż, żona, syn, czy córka giną, a ich śmierć bądź zaginięcie osnute jest aurą tajemnic i niedopowiedzeń.
Na szczęście z poczuciem ogromnej ulgi mogę Was zapewnić, że nie zdecydowałam się poruszyć powyższego tematu na podstawie prywatnych doświadczeń. Skłoniła mnie do tego lektura książki Krystyny Mirek „Blizny przeszłości", o której chcę Wam teraz opowiedzieć kilka słów.
Ci z Was, który znają twórczość Pani Krystyny, wiedzą, że dotychczas mogliśmy spędzać wspaniałe czytelnicze chwile, czytając jej piękne, mądre, cieple i poruszające powieści obyczajowe. Ja je wszystkie uwielbiam i zawsze z ogromną przyjemnością po każdą z nich sięgam. Dla czytelnika nie ma jednak nic wspanialszego, jak móc obserwować proces rozwoju warsztatu pisarskiego swojego ulubionego autora, a co więcej zachęcać innych do poznania nowej odsłony jego twórczości. Dlatego z ogromną radością podzielę się z Wami moimi wrażeniami po przeczytaniu „Blizn przeszłości”, która to książka ku mojej ogromnej radości reprezentuje bardzo lubiany przeze mnie gatunek literacki, jakim jest thriller psychologiczny.
Nie będę ukrywać, że autorka nie oszczędzała głównej bohaterki swojej książki Majki Sokołowskiej. Dziś dorosła kobieta, już jako dziecko przeżyła ogromną traumę. Mając zaledwie siedem lat, była jedynym świadkiem morderstwa ojca w domu rodzinnym. Aleksander Sokołowski był bohaterem lokalnej policji i komendantem posterunku w małym miasteczku Borki. Cieszył się dużym szacunkiem i uznaniem tamtejszej społeczności. Jego nagła i tragiczna śmierć wzbudziła wielkie emocje i poruszenie wśród mieszkańców. Władze stanęły na wysokości zadania. Winny został bardzo szybko znaleziony i ukarany. Wszystko wydaje się załatwione z największym zaangażowaniem i starannością. Tak mija piętnaście lat. Po tym czasie w miasteczku pojawia się Majka, która będąc już dorosłą, o wiele więcej rozumie i wie, że jedyne co w sprawie jej ojca było wykonane z największym zaangażowaniem to ukrycie prawdy. Bardzo szybko okazuje się, że Borki to miasteczko wielu tajemnic, niebezpiecznych powiązań władzy, gdzie wiele osób przyłożyło rękę do tego, aby prawda o zbrodni sprzed lat nie ujrzała światła dziennego. Pojawienie się córki byłego komendanta jednak burzy ich spokój i pewność siebie. W powietrzu unosi się atmosfera napięcia i zagrożenia. Majka nie jest już małą, bezbronną dziewczynką. Przez wiele lat przygotowywała się do tej trudnej i bezwzględnej walki o prawdę. Tylko czy na pewno jest gotowa na to, by udźwignąć prawdę? O tym musicie już przekonać się sami, sięgając po książkę, do czego gorąco Was zachęcam.
W miasteczku czuje się gęstą atmosferę. Choć ulegając pierwszemu wrażeniu, można poczuć, że w tej zamkniętej społeczności wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą, z biegiem czasu orientujemy się, że tu każdy ma swoje sekrety i pilnie strzeżone tajemnice okryte aurą pozorów dla oczu innych. Tak naprawdę nie wiadomo, komu można tu ufać. Kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto przebiegłym i niebezpiecznym wrogiem. Postacie bohaterów powieści są tak misternie skonstruowane, że można łatwo dać się nabrać na ich wyćwiczone do perfekcji działania i postępowania zdążające wyłącznie do uchronienia własnej osoby przed konsekwencjami win przeszłości.
Na szczególną uwagę zasługuje kreacja postaci samej Majki. Dziewczyna niesiona pragnieniem zemsty staje się zagrożeniem dla wielu osób, jednak nie bierze pod uwagę, że sama może być w niebezpieczeństwie. My czytelnicy widzimy, że mimo iż dzięki swojej postawie silnej kobiety o niezwykłej intuicji stała się groźnym przeciwnikiem dla swoich wrogów, to jednak nadal gdzieś w środku skrywa się ta mała, samotna, wystraszona dziewczynka, którą dopadają demony przeszłości. Dziewczynka, która boi się tego, co zobaczy, kiedy ostatni element tej misternej układanki dotychczas blokowany przez jej świadomość trafi we właściwe miejsce. Tylko, czy w istocie prawda jest tak ważna, czy rzeczywiście wyzwala, a może wręcz przeciwnie niszczy? Musicie to koniecznie sprawdzić, poznając tę historię.
Motyw morderstwa sprzed lat to jednak nie wszystko, co przygotowała dla nas autorka. Znajdziemy w niej również problem uzależnienia, przemocy w rodzinie, życia z niepełnosprawnym dzieckiem, choroby i manipulacji. Widzicie więc, że będzie nie tylko emocjonująco, ale także bardzo życiowo, a to bardzo sobie w książkach cenię.
„Blizny przeszłości” to naprawdę godna uznania i polecenia nowa odsłona twórczości autorki. Choć w fabule książki nadal dostrzegamy elementy powieści obyczajowej, to jest ona uzupełniona o, jak już wcześniej wspomniałam świetnie wykreowane portrety psychologiczne bohaterów, uczucie napięcia, tajemnicy i niepewności. Wszystkie te elementy w połączeniu z dynamiczną akcją sprawiają, że w nasze ręce trafia wciągająca, niepozwalająca się od siebie oderwać książka. Czytamy ją z ogromną ciekawością, chcąc jak najszybciej rozwiązać zagadkę morderstwa. Ponadto kibicujemy Majce i pragniemy, by wreszcie znalazła ukojenie dla bólu, z którym się zmaga.
Po zamknięciu książki bardzo chcę sięgnąć po drugą część cyklu i mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda. Jeśli Wy zdecydujecie się przeczytać tę książkę, na pewno spędzicie z nią godziny pełne emocji, ale także refleksji. Z pewnością poczujecie zadowolenie z lektury i satysfakcję z wartościowo spędzonego czasu z książką, o której jeszcze długo będziecie myśleć i analizować, wszystko to, o czym przeczytaliście na jej kartach.
Recenzja powstała we współpracy z portalem Czytajmy Polskich Autorów, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/09/blizny-z-przeszosci-krystyna-mirek.html
"Blizny przeszłości" Krystyna Mirek.
Moi drodzy dziś poruszymy bardzo trudny temat, jakim jest śmierć najbliższych nam osób. Dla każdego z nas jest to jedno z najtrudniejszych przeżyć, jakich doświadczamy przez całe życie. Zawsze wiąże się ono z poczuciem ogromnego bólu i straty. Tym razem jednak zastanowimy się, czy okoliczności, w jakich tracimy tych, których kochamy,...
2021-09-14
"Skradziona Kołysanka" Anna Stryjewska - Recenzja przedpremierowa./ Patronat Medialny.
Jest wiele rzeczy i zachowań ludzkich, które sprawiają mi ogromną przykrość, a nawet bolą. Jedną z nich jest powierzchowność postrzegania przez nas drugiego człowieka. Nie mogę zrozumieć tego, z jak wielką łatwością potrafimy oceniać innych i wyrabiać sobie własne o nich zdanie tylko na podstawie tego, co widoczne dla oczu. Nie próbując najczęściej dowiedzieć się o tej osobie niczego więcej. Często w swoim otoczeniu spotykamy osoby ubogie, biednie ubrane, niestroniące od alkoholu. Wówczas trzymamy się od nich z daleka. Bez chwili zastanowienia przyklejamy im łatkę pijaka i włóczęgi, od którego trzeba stronić, bo jeszcze jakąś zarazę przyniesie. Tymczasem, nie wolno nam zapominać o tym, że za tą powierzchownością kryje się życiowa historia, której przewrotny los mógł uczynić tych ludzi, takimi, jakimi widzimy ich dzisiaj. Mówiąc szczerze, poczułam ogromną ulgę, mogąc podzielić się z Wami tym, co myślę i czuję. Jednak zapewne nie zrobiłabym tego jeszcze bardzo długo, gdyby nie lektura najnowszej książki Anny Stryjewskiej „Skradziona kołysanka”, której premiera odbędzie się już jutro, a którą mój blog ma ogromną przyjemność objąć swoim patronatem medialnym.
Mam nadzieję i chcę mocno wierzyć w to, że każdy, kto zechce sięgnąć po tę powieść, do czego już teraz gorąco zachęcam, poznając losy jej głównej bohaterki Barbary Walczak, zanim następnym razem osądzi kogoś z góry, dwa razy się przedtem zastanowi.
Basia jest mieszkanką małej miejscowości Wetlina w Bieszczadach. Kobieta wiedzie samotne, ubogie życie. Wśród tamtejszej społeczności, której jest częścią, spotyka ją wiele przykrości i upokorzeń. Z uwagi na to, że często zagląda w kieliszek, równie często znajduje się na ludzkich językach. Mieszkańcy uznali ją za menelkę, dziwaczkę i wariatkę. Nierzadko zdarza się także, że staje się ona obiektem wielu obelg, drwin i wyzwisk ze strony dzieci. Dla samej Basi jest to jednak niczym w porównaniu do tego, co trawi jej serce i duszę już od kilku lat. Gdyby bowiem ci, którzy traktują ją, jak śmiecia spojrzeli jej w oczy, dostrzegliby w nich ogromny ból i rozpacz wynikającą z traumatycznych przeżyć dramatu przeszłości, od którego wspomnień nasza bohaterka pragnie uciec. Myślę, że nikogo z Was nie muszę przekonywać, iż człowieczy los nie jest bajką, ani snem. Nawet jeśli w danej chwili swojego życia czujesz, że masz wszystko i udało ci się złapać Pana Boga za nogi, wystarczy zaledwie moment, aby zepchnąć cię w otchłań cierpienia, zniszczyć i uczynić wrakiem człowieka. A już z pewnością nie trzeba przekonywać do tego Barbary Walczak. To właśnie jej życie jest bardzo wstrząsającym dowodem słuszności tych słów.
Kiedyś nasza bohaterka cieszyła się wielką sławą. Będąc wokalistką zespołu muzycznego odnoszącego wielkie sukcesy, pławiła się w uwielbieniu i miłości tłumów ludzi, którzy kochali jej piękny śpiew. Scena i muzyka były jej całym światem. Potem przyszłą miłość. Do pełni szczęścia brakowało tylko dziecka. A kiedy i ten długo wyczekiwany skarb pojawił się na świecie Basia czuła, że osiągnęła już pełnię szczęścia i teraz chce poświęcić się wychowaniu dziecka, które przy mamie nucącej napisaną specjalnie dla córeczki kołysankę czuło się najbezpieczniej. Dla matki, która rodzinę stawiała zawsze na pierwszym miejscu swojej hierarchii wartości, była to najlepsza decyzja. Ciesząc się miłością męża i czasem spędzonym z córeczką przy nieocenionej pomocy mamy Haliny mogła napawać się swoim szczęściem.
Oczywiste jest, że nikt wówczas nawet przez ułamek sekundy nie pomyślał o tym, że los bywa przewrotny i tak samo, jak potrafi nas szczodrze obdarować swoimi dobrami, tak samo szybko potrafi zabrać to, co dał. Jeszcze nie wiedzą, że niebawem ich rodzina przeżyje największy dramat, jakiego można doświadczyć. Dramat, który sprawi, że Basia straci wszystko, co miała, a sama umrze dla reszty świata. O tym jednak musicie przeczytać już sami.
„Skradziona kołysanka” to bardzo poruszająca i emocjonalna historia pokazująca przemianę człowieka pod wpływem dramatycznych i bolesnych doświadczeń życiowych. To przejmujący obraz tego, jak pod wpływem nieopisanego bólu i straty z człowieka będącego na szczycie sławy można stać się nikim dla innych. Autorka pokazała nam także, jak bardzo potrafią zmienić się relacje w małżeństwie i rodzinie pod wpływem druzgocących nas przeżyć, z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Andrzej, mąż Basi, z którym współtworzyła zespół, nieustannie zapewniał ją o swojej miłości i oddaniu. Patrzył na nią z ogromnym podziwem, aż do momentu, kiedy trzeba było przeistoczyć te piękne słowa w czyny i trwać przy sobie na dobre i na złe. Nie zdradzę nic więcej, abyście sami mogli przekonać się, czy słowa te miały dla tych dwoje jakąkolwiek wartość.
Muszę Wam się przyznać, że kiedy zaczynałam czytać „Skradzioną kołysankę” z racji tego, że jak wspomniałam wcześniej, podjęłam się opieki medialnej nad nią, miałam wrażenie, że mniej więcej wiem, czego mogę się po niej spodziewać. Wszak przygotowując dla Was posty ją promujące, czytałam fragmenty, cytaty. I wiecie co, bardzo się myliłam. Dopiero poznając całość powieści, poczułam się zdruzgotana emocjonalnie nie tylko jako czytelnik, ale przede wszystkim, jako kobieta. Nie potrafię nawet myśleć o tym, co czuje kobieta, która doświadcza tak niewyobrażalnej tragedii, jaka stała się udziałem Basi. Musicie bowiem wiedzieć, że choć ta historia jest fikcją literacką, to niestety takie dramaty zdarzają się także w prawdziwym życiu. Nie dziwię się zupełnie, że przez to, co spotkało Basię, stała się taką, a nie inną osobą. Ktoś okradł ją z największego skarbu i odebrał jej najpiękniejszą melodię.
Czytając tę książkę, płakałam jak dziecko, czułam ogromną bezsilność wobec tego, że w żaden sposób nie mogę pomóc Basi, a jednocześnie przez cały czas w myślach mówiłam do niej „Nie poddawaj się, nie trać nadziei. Nie jesteś sama”. I rzeczywiście na szczęście autorka nie zostawiła Basi w jej niedoli zupełnie samej. Znaleźli się w jej jakże zupełnie odmienionym obecnie życiu ludzie, którzy dostrzegli w niej coś więcej niż podarte ubranie, czy odór alkoholu, które było od niej czuć. Nie będę opisywała Wam szczegółów, ale nie mogłabym nie zwrócić Waszej uwagi na wyjątkową relację, która połączyła Basię z małą Mają. Choć Maja jest dzieckiem, a Basia dorosłą kobietą bardzo wiele je łączy. Obie czują się w pewien sposób wyobcowane. I tylko one potrafią dostrzec u siebie wzajemnie dobroć i wyjątkowość, której nikt inny nie dostrzega. Tylko one czują, jak bardzo są do siebie podobne.
O samej fabule książki nie napiszę już ani słowa więcej, ponieważ chcę, abyście sami mogli ją poznać i poczuć jej wyjątkowość, ale na pewno chcielibyście poznać trochę szczegółów, jeśli chodzi o stronę techniczną tego tytułu. Ci, którzy znają już twórczość Anny Stryjewskiej, zapewne zgodzą się ze mną, że w pisanie każdej swojej książki wkłada ona całe serce i to się czuje już od pierwszych czytanych zdań. Tak też jest i tym razem. Ania już w pierwszej scenie bardzo mocno wzbudza ciekawość czytelnika i przykuwa jego uwagę. I tak zostaje już do samego końca. Powieść ta osnuta została wyjątkowym klimatem, który sprawił, że czujemy się częścią rozgrywających się na jej kartach wydarzeń, przez co, bardzo mocno wpływają one także na nas samych. Bogactwo języka oraz lekkość stylu, którym posługuje się autorka, sprawia, że książkę czyta się z ogromną lekkością i płynnością, a jednocześnie niemijającym uczuciem przejęcia. Na uwagę zasługują również kreacje postaci bohaterów, którzy są bardzo prawdziwi. Popełniają błędy, są często niesprawiedliwi i bezlitośni w swoich osądach. A jednocześnie pragną zrozumienia i wybaczenia. Warto podkreślić również, że całość fabuły została podzielona na dwie perspektywy czasowe. Wydarzeń mających miejsce w Łodzi lat dziewięćdziesiątych i współczesnych w Wetlinie.
Jeśli chcecie przeczytać mądrą, poruszającą i bardzo emocjonalną powieść, która będzie bezlitosna pod względem przeżyć towarzyszących jej lekturze, to nie wahajcie się ani chwili. Będziecie płakać, czuć niemoc i bezsilność, ale także nie stracicie do końca wiary w to, że zły los Basi w końcu się odmieni, bo jak nikt inny na to zasługuje. To jedna z tych książek, której się nie czyta, a przeżywa i o której nigdy się nie zapomina. Pochłonie Was bez reszty i nie pozwoli przerwać lektury nawet na chwileczkę. Zarwana noc i kac książkowy gwarantowany. W moim sercu „Skradziona kołysanka” ma już swoje miejsce i zostanie w nim na zawsze.
PREMIERA JUŻ JUTRO!
Kończąc, chciałabym serdecznie podziękować Autorce oraz wydawnictwu Szara godzina za zaufanie i możliwość patronowania tak pięknej książce.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/09/skradziona-koysanka-anna-stryjewska_14.html
"Skradziona Kołysanka" Anna Stryjewska - Recenzja przedpremierowa./ Patronat Medialny.
Jest wiele rzeczy i zachowań ludzkich, które sprawiają mi ogromną przykrość, a nawet bolą. Jedną z nich jest powierzchowność postrzegania przez nas drugiego człowieka. Nie mogę zrozumieć tego, z jak wielką łatwością potrafimy oceniać innych i wyrabiać sobie własne o nich zdanie tylko na...
2021-09-05
"Dobra siostra" Sally Hepworth.
Mam siostrę i bardzo ją kocham. Odkąd pamiętam, byłyśmy i do dziś jesteśmy sobie bardzo bliskie. Wspieramy się, pomagamy sobie i zawsze służymy dla siebie wzajemnie dobrą radą. Uważam, że nasza relacja jest piękna i jestem za nią bardzo wdzięczna. Nasi rodzice od najmłodszych lat powtarzali nam, że więź, która nas łączy jest wyjątkowa i musimy o nią dbać, ale uczyli nas także, że każda z nas jest odrębną jednostką i nie powinnyśmy budować swojego życia, wieszając się na tej drugiej i uzależniając się od niej. Zawsze czułyśmy, że jesteśmy silne i każda z nas potrafi zbudować swoje życie na własnych zasadach i według własnej wizji. Jest to jak najbardziej zdrowe podejście. Jednak życie pisze naprawdę różne scenariusze i nie w każdej rodzinie relacje między rodzeństwem budowane są poprawnie, choć na zewnątrz nic na to nie wskazuje, a co więcej często są one postrzegane, jako godne podziwu.
Poznajcie Rose i Fern – siostry bliźniaczki, bohaterki książki autorstwa Sally Hepworth „Dobra siostra”, z której recenzją dziś do Was przychodzę. Kiedy my czytelnicy wkraczamy w ich życie, są już dorosłymi kobietami, które mają za sobą bardzo trudne dzieciństwo spędzone pod opieką matki socjopatki, które możemy poznać na podstawie wpisów z pamiętnika pisanego przez Rose. To z niego dowiadujemy się, że nie matka, a właśnie Rose, stała się najbardziej oddaną opiekunką dla Fern. Ona bowiem, jest inna, niż wszyscy ludzie wokół i trzeba ją chronić. Rose cierpi na nadwrażliwość emocjonalną na bodźce zewnętrzne takie jak dźwięk, światło i dotyk. Często świat wokół ją przytłacza i wtedy staje się bezbronna. Nie potrafi też do końca poprawnie odczytać zachowań ludzi i ich intencji, ale wtedy może liczyć na pomoc siostry. Ona była przy niej zawsze, by ustrzec przed gniewem matki i uchronić przed konsekwencjami strasznego czynu, który popełniła wiele lat temu. Prawda została ich tajemnicą i odeszła w zapomnienie. Fern jest przekonana, że siostra chce dla niej jak najlepiej i to w niej pokłada największą ufność. Przyznajcie, że trudno nie być pod wrażeniem więzi łączącej dziewczyny. A gdybyście jeszcze potrzebowali dodatkowego potwierdzenia jej wyjątkowości, to zdradzę Wam, że największym marzeniem Rose jest zostać matką. Niestety starania o dziecko nie przynoszą rezultatów, więc Fern oferuje siostrze pomoc w urzeczywistnieniu jej pragnienia. Niestety sprawy przybierają nieoczekiwany dla Rose obrót. Widzi, że siostra dokonuje wyborów, które mogą zagrozić im obu, a także odkryć skrywane tajemnice, o których świat nigdy miał się nie dowiedzieć. Klucz do ich odkrycia zniszczy wszystko i ściągnie kurtynę pozorów.
Na kartach książki poznajemy dwie zupełnie różne od siebie postacie. Ich portrety zostały wykreowane tak, byśmy wyraźnie mogli dostrzec te kontrasty. Fern przez to, że zmaga się ze swoimi ograniczeniami, wynikającymi z silnego odbierania bodźców otaczających ją każdego dnia często czuje się, jak w pułapce, w której musi walczyć o każdy oddech. Wówczas jest słaba i potrzebuje poczucia bezpieczeństwa. Uwierzy we wszystko i zrobi wszystko, aby odzyskać ciszę i spokój, którego tak bardzo potrzebuje. Wie, że kiedyś zrobiła coś złego i czuje, że tak, jak wtedy tak i teraz nie poradzi sobie bez pomocy Fern. No właśnie Fern, ona pamięta przeszłość zupełnie inaczej, aniżeli jej siostra, która w każdym człowieku widzi wyłącznie dobro. Jeśli chcecie dowiedzieć się, czyja prawda jest rzeczywiście taka, jaką nam ją przedstawiono, koniecznie sięgnijcie po książkę. Nie zapomnijcie tylko, że przed prawdą nie da się uciec i prędzej, czy później trzeba będzie się z nią zmierzyć, a to, co ona za sobą niesie, może w jednej chwili wywrócić nasze życie do góry nogami. Prawda może okazać się szokująca, a wręcz przerażająca.
„Dobra siostra” to książka, która pokazuje, jak silnym narzędziem władzy nad drugim człowiekiem jest manipulacja i uzależnienie emocjonalne. Fern i Rose, będąc dziećmi, przez wiele lat każdego dnia były jej ofiarami. Matka bez skrupułów grała na uczuciach i emocjach córek po to, by wymóc na nich wyrazy uwielbienia i oddania względem swojej osoby.
Co za tym idzie, same również mogły przez tak długi czas wiele się od niej nauczyć. Musicie sprawdzić koniecznie, która z nich opanowała tę sztukę do perfekcji i czemu ma ona teraz służyć.
Książka, którą Sally Hepworth oddała w nasze ręce, skrywa w sobie pełną tajemnic i pozorów historię zbudowaną na iluzji tego, co jest nam pokazywane. Czytając ją, bardzo szybko zyskacie przekonanie, że już wszystko wiecie, ale autorce właśnie o to chodzi. Chce, żebyśmy tak czuli po to, abyśmy ostatecznie zaskoczeni przyznali, że nie wiemy nic. Autorka również nami manipuluje i wodzi nas za nos. To jest świetne, ponieważ brnąc w fabułę i na każdym kroku przekonując się, jak bardzo nasze przewidywania się nie sprawdzają, z większą jeszcze ciekawością chcemy dążyć do odkrycia całej prawdy.
Macie moje słowo, że ta książka Was wciągnie i zapewni Wam lekturę, od której nie będziecie mogli się oderwać. Od początku do końca bowiem osnuta jest klimatem niepewności tego, co wydarzy się za chwilę. Nie liczcie jednak na dynamiczną akcję. Muszę wręcz powiedzieć, że na wydarzenia, które przykują uwagę i nie pozwolą Wam odłożyć książki, będziecie musieli poczekać dłuższą chwilę. Cierpliwość na pewno zostanie Wam wynagrodzona, bo im wraz z rozwojem fabuły, jest coraz lepiej. Jeśli dacie się namówić na spędzenie czasu z tą książką, na co nie ukrywam, mocno liczę, dostaniecie wciągający i dający do myślenia dramat rodzinny, który skłoni Was do wielu refleksji, odnośnie silnej potrzeby bycia kochanym.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Prószyński i-ska, za co bardzo dziękuję.
Inne książki autorki, które recenzowałam:
"Teściowa".
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/09/dobra-siostra-sally-hepwworth.html
"Dobra siostra" Sally Hepworth.
Mam siostrę i bardzo ją kocham. Odkąd pamiętam, byłyśmy i do dziś jesteśmy sobie bardzo bliskie. Wspieramy się, pomagamy sobie i zawsze służymy dla siebie wzajemnie dobrą radą. Uważam, że nasza relacja jest piękna i jestem za nią bardzo wdzięczna. Nasi rodzice od najmłodszych lat powtarzali nam, że więź, która nas łączy jest wyjątkowa i...
2021-08-28
"Wiele do stracenia" Marek Marcinowski.
Choć niewielu z nas przyznaje się do tego głośno i otwarcie, to jednak wszyscy mamy w sobie zakorzenione pragnienie bycia bogatym. Dążymy do tego, aby pomnażać swoje pieniądze. Nie dalej, jak kilka dni temu rozmawiałam z moim znajomym, który przekonywał mnie, iż największy kapitał zgromadzić możemy poprzez inwestycje. Jeśli odważysz się zainwestować, bardzo szybko możesz stać się właścicielem bardzo dużych pieniędzy. Oczywiście nie neguję jego przeświadczenia, jednak po tej rozmowie dałam mu do przeczytania książkę Marka Marcinowskiego „Wiele do stracenia”, o której chcę opowiedzieć również Wam.
Zrobiłam to, ponieważ autor na jej kartach przedstawia nam historię opartą na faktach, która nie tyle ostudzi naszą chęć do inwestowania, ile uświadomi nam, że bardzo często wizje szybkich dużych zysków nie mają tak optymistycznego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Bohaterem książki jest ambitny i nastawiony na sukces bankowiec inwestycyjny. Jego pracą, a jednocześnie największym konikiem są inwestycje giełdowe. Mężczyzna ma świadomość tego, że jest bardzo dobry w tym, co robi. Zna swoją wartość i odważnie pnie się po kolejnych szczeblach kariery zawodowej. W momencie, kiedy my czytelnicy stajemy się obserwatorami działalności Andrew Fresheta, wspólnie z nim wyjeżdżamy w służbową podróż, podczas której mężczyzna odkrywa oszustwo, którego zdemaskowanie uchroniło jego pracodawcę przed ogromnymi stratami finansowymi. Andew jest przekonany, że to, czego dokonał, zapewni mu zasłużony awans. Niestety tam, gdzie w grę wchodzą duże pieniądze i inne znaczące profity nie ma sentymentów, a co za tym idzie, często mamy do czynienia z nieczystymi zagrywkami, przez co śmietankę za nasz sukces spija zupełnie ktoś inny. Tak też dzieje się i tym razem. Freshet nie mogąc pogodzić się z tym, że ktoś inny przypisuje sobie jego zasługi, zwalnia się z pracy. Nie wie jeszcze, że przyszłość zamieni jego życie w rozpędzoną kolejkę górską. Będzie musiał zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu. Poczuciem porażki i straty. Nie raz także przekona się, jak wiele jeszcze musi się nauczyć, a także stanie w obliczu niebezpieczeństwa. O tym jednak musicie przeczytać już sami, sięgając po książkę.
Jeśli zdecydujecie się ją przeczytać, do czego już teraz serdecznie Was zachęcam i gorąco namawiam, poznacie blaski i cienie inwestowania na giełdzie. Autor dał nam niezwykle cenną lekcję, czym są tak naprawdę kulisy tego, jakże niepewnego interesu. Tutaj bowiem nie możesz liczyć na stabilność i pewność finansową. Co prawda szybko możemy znaleźć się na szczycie zysków, ale i bardzo boleśnie możemy zacząć z niego spadać i dosięgnąć dna tracąc dosłownie wszystko. Ta branża to wyścig szczurów, a więc nie wolno nam zapomnieć, że nie wszyscy grają tam fair. Nawet jeśli na giełdzie czujemy się, jak rekiny finansjery, musimy zachować czujność i rozwagę, bo w każdej chwili może znaleźć się ktoś, kto obnaży i wytknie nam nasze braki, a co najważniejsze nie zawaha się ich wykorzystać dla własnych zysków.
„Wiele do stracenia” to tytuł, który doskonale odzwierciedla historię oddaną przez Marka Marcinowskiego w nasze ręce. Giełda bez wątpienia uzależnia. Andrew jest pracoholikiem. Cierpią na tym jego relacje rodzinne. Jest gościem we własnym domu. Los bardzo dotkliwie udowodni mu, że straty finansowe, z jakimi ma do czynienia każdego dnia w pracy są niczym, w porównaniu do tego, jak bolesnych strat będzie musiał doświadczyć. Na naszych oczach stacza się po równi pochyłej Musicie sami sprawdzić, czy uda mu się pozbierać i wrócić do gry.
Inwestowanie jest niczym hazard, który bardzo szybko może stać się nałogiem. Kiedy już dorwie nas w swoje macki i omami perspektywą dużych pieniędzy, trudno jest się wyrwać spod jego mocy. No bo przecież nawet jeśli mamy złą passę i powinniśmy powiedzieć pas, to myślimy sobie, że teraz na pewno uda nam się odkuć. W ten sposób nie trudno o bankructwo, utratę dorobku całego życia, rozpad rodziny.
Muszę przyznać, że przystępując do lektury książki, miałam pewne obawy, iż nie będę mogła się w niej odnaleźć. Na co dzień nie interesuję się tym, co dzieje się na giełdzie i mówiąc wprost, zupełnie nie orientuję się w tej dziedzinie. Stąd też byłam przekonana, że zrozumiem niewiele z tego, co przeczytam w książce. Bardzo szybko okazało się, że nie tylko moje obawy były bezpodstawne, ale co więcej, lektura bardzo mocno mnie wciągnęła. Autor w żaden sposób nie zanudza nas szczegółami samego procesu inwestowania, a pokazuje nam tempo zmian dziejących się na jej scenie transakcji. Dostałam pełną zwrotów akcji świetną powieść sensacyjną, utkaną z licznych intryg i oszustw. Nie sposób oderwać się od czytania książki, gdyż autor ciągle trzymają nas w napięciu i oczekiwaniu tego, co wydarzy się za chwilę. A nawet jeśli jesteście pewni, że temat główny nie jest dla Was, to przeczytajcie tę książkę ze względu na dramat rodzinny, który przeżył główny bohater. Jest on bardzo poruszający. Trafia wprost do serca czytelnika i przypomina, co tak naprawdę ma największe znaczenie w życiu.
Nawiasem mówiąc, wspomniany przeze mnie znajomy po lekturze książki przyznał, że dzięki niej poznał temat inwestowania w zupełnie innym kontekście, aniżeli postrzegał go do tej pory. Pozbył się złudzeń i podchodzi do giełdy z większą rozwagą i respektem. Widać więc, że przeczytanie książki przyniosło wiele korzyści.
Recenzja powstała we współpracy z autorem, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/08/wiele-do-stracenia-marek-marcinowski.html
"Wiele do stracenia" Marek Marcinowski.
Choć niewielu z nas przyznaje się do tego głośno i otwarcie, to jednak wszyscy mamy w sobie zakorzenione pragnienie bycia bogatym. Dążymy do tego, aby pomnażać swoje pieniądze. Nie dalej, jak kilka dni temu rozmawiałam z moim znajomym, który przekonywał mnie, iż największy kapitał zgromadzić możemy poprzez inwestycje. Jeśli odważysz...
2021-08-22
Kobiety chcą tylko mieć wybór.
Ciąża i czas oczekiwania na dziecko to bardzo nośny i chwytliwy temat. Wizerunki szczęśliwych mam prezentujących swoje ciążowe brzuszki otaczają nas niemalże z każdej strony. Znajdziemy je na wielu plakatach, bilbordach i reklamach telewizyjnych. Wiele programów, czasopism i książek dla przyszłych mam służy radą odnośnie tego, jak w pełni przeżyć ten wyjątkowy czas i oczywiście, jak najlepiej przygotować się na przyjście dziecka na świat. Wszystko to piękne i bardzo słuszne, tylko dlaczego tak niewiele osób jest w stanie podjąć się niewątpliwie niezmiernie trudnego, ale jakże ważnego i potrzebnego trudu pokazania światu, że nie każda ciąża przebiega tak modelowo i szczęśliwie, jak najczęściej jest nam to prezentowane?Właśnie dlatego, że to trudne, kontrowersyjne i budzi mnóstwo silnych i sprzecznych emocji. Lepiej coś przemilczeć, udać, że tego nie ma i zamieść pod dywan, aniżeli narazić się na krytykę, niezrozumienie, a nawet potępienie.
Piszę Wam o tym, ponieważ dziś przychodzę do Was z recenzją książki Moniki Sawickiej „Nie bo piekło”, która z przykrością muszę to stwierdzić, jest głosem przemawiającym ustami wielu kobiet, które bardzo szybko po tym, jak usłyszały, że zostaną mamami, zostały zepchnięte na dno piekła, słysząc druzgocącą diagnozę: "Dziecko, które nosi Pani pod sercem, cierpi na śmiertelne wady rozwojowe i może nigdy się nie urodzić. A nawet, jeżeli uda się donosić ciąże może urodzić się martwe, bądź żyć zaledwie kilka godzin, dni tygodni lub miesięcy."
Siedemnaście kobiet znalazło w sobie siłę i odwagę, aby podzielić się z tymi, którzy zechcą ich wysłuchać swoimi historiami pełnymi strachu bólu i rozpaczy, ale także ogromnej matczynej miłości i niegasnącej nadziei, która zawsze umiera ostatnia.
Wszystkie one w obliczu tak bolesnej sytuacji musiały zmierzyć się z najtrudniejszym wyborem w swoim życiu i podjąć decyzję może nie tyle, czy chcą, ile czy mają w sobie wystarczająco dużo siły, aby mimo tego, co mówią lekarze, urodzić swoje dziecko, zdając sobie sprawę, że wady latalne, które posiada, nieuchronnie prowadzą do jego śmierci, czy też przerwać ciążę nie narażając go na dodatkowe cierpienie. Wszyscy na pewno zdajemy sobie sprawę, że tutaj nie ma dobrego wyjścia. Niezależnie bowiem, jakiego wyboru dokonamy, nie zmniejszy to cierpienia matki. Ale właśnie o ten wybór chodzi. W momencie, kiedy piszę tę recenzję, kobiety w Polsce zostały tego prawa pozbawione. Z pełną świadomością tego, co teraz piszę, uważam, że wyrządzono nam tym ogromną krzywdę. I nie chodzi mi o to, że opowiadam się za aborcją. Podkreślam jeszcze raz, chodzi o wybór. Każda kobieta powinna mieć prawo decydowania o sobie i swoim ciele zgodnie z własnym sumieniem, przekonaniami, wiarą i poglądami.
Kobiety, których historie poznacie na kartach książki, niejednokrotnie były pozostawione samym sobie. Musiały błagać o pomoc, a i tak w wielu przypadkach lekarze umywali ręce. Były upokarzane, poniżane i obwiniane. Tak łatwo było je oceniać. Ale kto dał nam prawo oceniać postępowanie innych, jeżeli sami nigdy nie znaleźliśmy się w podobnej sytuacji. Nikt kto nie wie, czym jest ból matki rozdzierający serce, morze przelanych jej łez, świat, który zawalił się w jednej sekundzie, nie ma takiego prawa.
„Nie bo piekło” to książka, która zaciera wszelkie podziały i różnice poglądowe. Niezależnie od tego, po której ze stron się opowiecie, nie zmieni to faktu, że nie pozostaniecie wobec przedstawionych historii jej bohaterek obojętni. Lektura ta wzbudzi w Was silne emocje, skłoni do przemyśleń i refleksji. Z pewnością nie pozwoli łatwo o sobie zapomnieć. A także chcę w to wierzyć, wyzwoli w Was moc empatii i zrozumienia. Jestem pewna, że czytelniczkom, które w jakikolwiek sposób utożsamią się z przeżyciami jej bohaterek, doda siły w trudnej drodze podnoszenia się po tak bezwzględnym i niespodziewanym ciosie od życia.
Gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po tę poruszającą do głębi serca książkę. Pani Monice bardzo dziękuję za to, że podjęła się napisania tak, trudnej tematycznie i emocjonalnie również dla niej samej książki, a wszystkim Paniom, które powierzyły nam czytelnikom świadectwa tej największej w swoim życiu straty, życzę siły oraz odzyskania wewnętrznego spokoju, który, choć w niewielkim stopni ukoi ten ból, jaki tak trudno opisać słowami.
Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/08/kobiety-chca-tylko-miec-wybor.html
Kobiety chcą tylko mieć wybór.
Ciąża i czas oczekiwania na dziecko to bardzo nośny i chwytliwy temat. Wizerunki szczęśliwych mam prezentujących swoje ciążowe brzuszki otaczają nas niemalże z każdej strony. Znajdziemy je na wielu plakatach, bilbordach i reklamach telewizyjnych. Wiele programów, czasopism i książek dla przyszłych mam służy radą odnośnie tego, jak w pełni...
2021-08-18
Jestem pewna, że za chwilę bardzo mocno zaskoczę tych z Was, którzy w miarę regularnie śledzicie moje social media, w których piszę o książkach, polecając Wam te z nich, które w moim odczuciu warto przeczytać. Nie tylko ze względu na treść, którą skrywają ich karty, ale przede wszystkim na przesłanie i mądrość, którą w nich znajdziecie. Zależy mi głównie na tym, aby zachęcać Was do sięgania po takie pozycje książkowe, które poza samą przyjemnością z czytania będą dla czytelnika swego rodzaju lekcją o życiu, drugim człowieku i sobie samym. Ważne dla mnie jest, abyście po przeczytaniu recenzowanej przez mnie książki mogli pokusić się o refleksje i przemyślenia na temat własnego życia, ale także być może spojrzeli bardziej otwarcie i przychylnie na ludzi wokół nas. Nauczyli się na nich patrzeć, a nie oceniać. Zrozumieć, a nie krytykować. Dziś właśnie chcę przedstawić Wam publikację wyjątkową, a jednocześnie taką, której jeszcze na moim blogu nigdy nie było.
Mianowicie będzie to tomik poezji Anny Lisowiec „Między palcami a ciszą kolory jej duszy się kołyszą”. W tym momencie jestem w stanie wyobrazić sobie zdziwienie wielu z Was. Wszak ja od zawsze powtarzam, że poezja i ja nie chodzimy tymi samymi ścieżkami. Dlaczego w takim razie, tym razem zdecydowałam się zrobić wyjątek, zapytacie? Na to pytanie odpowiem Wam nieco później, a teraz chcę przyznać się Wam, że dziś miała się pojawić recenzja innej książki, ale po wczorajszej rozmowie z koleżanką poczułam, że to jest właśnie ten moment, kiedy muszę opowiedzieć Wam o tym wyjątkowym tomiku. Otóż podczas wspomnianej rozmowy koleżanka stwierdziła, że w dzisiejszym świecie, jeśli głośno i wyraźnie nie zamanifestujesz swojej obecności, nikt cię nie zauważy i nie będziesz nic znaczyć. Nawet jeśli masz talent, ale nie będziesz się przysłowiowo rozbijać łokciami, torując sobie drogę i nie krzykniesz „Jestem tu, zauważ mnie”!, nic w życiu nie osiągniesz. Ja się z nią nie zgadzam, a na dowód tego, że nie do końca ma rację, pokazałam jej właśnie ów tomik i opowiedziałam o siedmioletniej Aleksandrze Annie Sikorskiej, wspaniałej artystce, która jest autorką ilustracji znajdujących się w tomiku.
Ola jest przykładem na to, że nie trzeba krzyczeć, aby być zauważonym. Dziewczynka choruje na autyzm i choć nie potrafi jeszcze w pełni komunikować się z otoczeniem za pomocą słów, to jednak odkryła w sobie wspaniałą pasję i nie bójmy się użyć tego słowa talent do wyrażania siebie poprzez obrazy i kolory, których używa do ich tworzenia. Jako że nie jesteśmy w stanie do końca poznać świata dziecka autystycznego, Pani Anna Lisowiec (poetka, autorka tekstów wielu piosenek, wierszy i bajek dla dzieci), interpretując to, co kryje się w duszy i sercu Oli, pięknie ubiera w słowa przelewane przez nią na papier kolory i kształty. Dzięki tej cudownie uzupełniającej się współpracy każdy, kto sięgnie po tę pozycję, pozna bliżej Olę, jej wrażliwość, emocje, delikatność, ale także dostanie kilka cennych lekcji życia takich jak tolerancja, to, aby nie krytykować siebie wzajemnie i nie zazdrościć innym tego, co osiągają. Mam nadzieję, że kiedy przeczytacie te wiersze, zrozumiecie, że każdy z nas jest wyjątkowy. Jak czytamy w jednym z wierszy, każdy jest wersją limitowaną siebie. Ola jest prawdziwa, niczego nie udaje, dlatego chcę zaprezentować Wam wiersz, który mocno w to wierzę, da Wam do myślenia.
Maski
Dziś tak trudno ludziom zaufać
Przybierają dziwne postacie...
Zakładają maski
A Ona...
Jedyna autentyczna
W swej istocie
Maluje obrazy
Zbiera oklaski.
W istocie mała Aleksandra zbiera oklaski i uznanie na wystawach swoich prac, których ma już na swoim koncie kilka. Jej obrazy są ozdobą ścian wielu domów. Jej artystyczna twórczość jest abstrakcyjna i abyśmy dostrzegli jej piękno i zrozumieli to, co chce nam przez nie powiedzieć, musimy wykazać się zdolnością współodczuwania.
Ja ten przekaz zrozumiałam i bardzo mocno solidaryzuję się z Olą. Nie chcę, abyście myśleli, że uważam się za osobę o wyższej wrażliwości emocjonalnej, niż inni ludzie. Ja po prostu także jestem niepełnosprawna i wiem, że żadna osoba niezależnie od rodzaju niepełnosprawności nie chce, aby traktowano ją inaczej, aniżeli osoby pełnosprawne. Jak każdy człowiek chcemy być akceptowani, rozumiani. Pragniemy się rozwijać i spełniać swoje pasje. Możemy naprawdę wiele osiągnąć i dać wiele dobrego drugiemu człowiekowi, co Ola udowadnia każdego dnia.
Serdecznie zachęcam Was do wzbogacenia swojej biblioteczki o ten wspaniały tomik poezji. Na pewno ubogaci on Wasze serca o wiele pięknych emocji i odczuć, na długo pozostając w Waszej pamięci. Dla wielu będzie motywacją do tego, aby nawet to, co trudne przekłuwać w dobro, a nawet sukces.
Recenzja powstała we współpracy z mamą Oli, za co bardzo dziękuję.
Na blogu mam dla Was kilka zdjęć prac Oli , które znajdziecie w tomiku.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/08/miedzy-palcami-cisza-kolory-jej-duszy.html
Jestem pewna, że za chwilę bardzo mocno zaskoczę tych z Was, którzy w miarę regularnie śledzicie moje social media, w których piszę o książkach, polecając Wam te z nich, które w moim odczuciu warto przeczytać. Nie tylko ze względu na treść, którą skrywają ich karty, ale przede wszystkim na przesłanie i mądrość, którą w nich znajdziecie. Zależy mi głównie na tym, aby...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-14
Nie mam dzieci, ale wielokrotnie wyobrażałam sobie, co czuje kobieta, która dowiaduje się, że zostanie mamą. Wieść o ciąży na pewno dla większości kobiet wiąże się z radością, ale także poczuciem strachu i niepewności odnośnie do tego, jak teraz będzie wyglądało ich życie i co przyniesie przyszłość. Jest to całkiem naturalne, a obawy te znikają wraz z biegiem czasu. Dziś jednak porozmawiamy sobie o sytuacji, kiedy jedna chwila sprawia, że konstrukcja, na której została zbudowana rodzina, w której już za kilka miesięcy ma pojawić się dziecko, mocno się chwieje. Wszyscy wiemy, że najlepszym spoiwem dla fundamentu rodziny jest miłość. Jednak czasem miłość to za mało, by móc czuć się spełnionym i szczęśliwym. Niezbędnym dopełnieniem dla uczucia jest szczerość i otwartość. Dziś za sprawą książki Danuty Awolusi „Zgodnie z prawdą”, z której recenzją do Was przychodzę, będziecie mogli przekonać się, że kiedy tych dwóch czynników zabraknie, ta piękna wiadomość może stać się powodem do zmartwień. Poznajcie zatem Patrycję, główną bohaterkę powieści. Już na początku historii, którą skrywają karty książki, dowiadujemy się, że kobieta ma za sobą nieudane małżeństwo, a swojego byłego męża nazywa Pomyłką Małżeńską. Los jednak dał jej szansę na to, aby zaznała pełni szczęścia, stawiając na jej drodze wyjątkowego mężczyznę. Wiodą szczęśliwe życie, aż do momentu, kiedy dowiadują się, że niebawem będzie ich troje. Zapewne teraz zastanawiacie się, dlaczego pojawienie się dziecka niejako zaburzyło ich szczęście. Otóż tu wcale nie chodzi o dziecko, bo ono będzie kochane. Problem stanowią jednakże okoliczności pojawienia się go na świecie. Klara, bo to o niej mowa jest bowiem owocem zdrady. Patrycja nie ma najmniejszych wątpliwości, że jej córka nie jest dzieckiem Miłosza, ale decyduje, że on nigdy się tego nie dowie. Nie myślcie, jednak, że Patrycja zasługuje na potępienie. Przywdziewa maskę, za którą trwa walka z wieloma sprzecznymi emocjami. Nie wie jednak, że Miłosz również nigdy nie zdobył się na odwagę bycia z nią do końca szczerym.
Oczywiście nie będę Wam zdradzała zbyt wiele szczegółów, abyście sami mogli odkryć wszystkie tajemnice tej dwójki, ale, opowiem Wam o moich odczuciach i przemyśleniach, które już teraz mogę Wam zdradzić, bardzo mocno ewaluowały wraz z rozwojem fabuły. Przyznaję, że początkowo oboje bohaterów oceniłam bardzo surowo, nie mogąc zrozumieć, jak można żyć w jednym domu z osobą, którą się kocha i oplatać ją siecią kłamstw. W tamtym momencie powiedziałam sobie, że to najgorsze, co można zrobić i że ja nigdy nie postąpiłabym w ten sposób. Jednak bardzo szybko przestałam być tak bezwzględna w ocenie Patrycji i Miłosza. Dotarło do mnie coś, co wydaje się bardzo oczywiste i co skłania nas do spojrzenia na wiele kwestii wynikających z poruszonego w książce tematu z zupełnie innej perspektywy. Otóż jeśli ktoś jest nam bardzo bliski, jeśli na czymś nam bardzo zależy, jesteśmy w stanie zrobić naprawdę wiele by to chronić. Jak się okazuje najbardziej przed konsekwencjami własnych błędów.
Patrycja wie, że czasu nie cofnie, a jeśli prawda wyjdzie na jaw, zniszczy nie tylko związek jej i Miłosza, ale może też odebrać dziecku jedynego ojca, którego zna i kocha. Ojcu dziecko, z którym łączy go niezwykła więź, a mało tego zniszczy rodzinę biologicznego rodzica Klary. Odnośnie do tajemnicy Miłosza natomiast, mężczyzna ma świadomość tego, że nie powiedział prawdy o czymś, co gdyby zostało wyjawione jeszcze przed zawarciem małżeństwa z Patrycją, mogłoby całkowicie odmienić ich relacje.
Dochodzimy także do drugiej strony medalu tej bez wątpienia skomplikowanej sytuacji, w jakiej znaleźli się nasi bohaterowie. Mianowicie tego, jak wielką udręką jest życie w kłamstwie i lęku o prawdę, która przecież w każdym momencie może wyjść na jaw. Patrycja i Miłosz są wspaniałymi ludźmi. W pewnym momencie życia nie znaleźli w sobie odwagi, by wyznać prawdę i spróbować wszystko poukładać. Teraz przygniatani poczuciem winy oddalają się od siebie. Targające nimi emocje niszczą ich od środka, choć na zewnątrz muszą przybierać dobrą minę do złej gry. Sprawdźcie koniecznie, czy znajdą w sobie siłę, by wreszcie uwolnić się z kajdan pozorów i zdobędą się na to, aby przekonać się, czy prawda rzeczywiście jest wyzwoleniem.
Jeśli jednak myślicie, że skutki zdrady i nieszczerości to jedyne, na co autorka zwraca uwagę swoich czytelników, to tak nie jest. „Zgodnie z prawdą” to także piękny obraz relacji dziecka z ojcem malowany słowem. Miłość Miłosza do Klary i więź, która się między nimi wytworzyła, jest piękna. Pani Danuta poprzez kreację tego wątku fabuły pokazuje nam także, że nie tylko matka potrafi zapewnić dziecku doskonałą opiekę i wspaniale poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami z tym związanymi. Patrycja spełnia się zawodowo, realizuje swoje marzenia, a Miłosz chce zostać z córką w domu. I to powinno być jak najbardziej naturalne.
Jak czytamy w słowie od autorki książka, którą oddała w nasze ręce, jest inspirowana historią pisaną przez życie jednej z czytelniczek jej książek i tę autentyczność czujemy od pierwszej do ostatniej jej strony. Jestem pewna, że wiele kobiet czytając ją, odnajdzie w niej jakąś część siebie. Realizm perypetii jej bohaterów sprawia, że zagłębiając się w lekturę, jesteśmy w nią mocno zaangażowani i nie możemy przerwać czytania. Trzymamy za nich mocno kciuki i pragniemy, by odzyskali spokój, którego tak bardzo potrzebują. Jednocześnie przez cały czas zastanawiamy się nad tym, jakie decyzje podjęlibyśmy i jakich wyborów dokonalibyśmy, będąc w podobnej sytuacji życiowej. Jest to także bardzo cenna lekcja dla wszystkich nas, która uświadamia nam, że często potrzeba bardzo dużo czasu, aby dojrzeć do momentu, aby dokonywać ich tak, by były zgodne z nami samymi. Byśmy mogli być sobą.
Oczywiście gorąco zachęcam Was do spędzenia czasu z tą książką. Będzie to czas bardzo wartościowy, dzięki któremu poznacie poruszającą i mądrą opowieść, która trafi wprost do Waszych serc i zostanie tam na bardzo długo. Nie pozwoli o sobie zapomnieć i nikogo nie pozostawi obojętnym na to, co w niej przeczytacie.
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Prószyński i s-ka, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/08/zgodnie-z-prawda-danuta-awolusi.html
Nie mam dzieci, ale wielokrotnie wyobrażałam sobie, co czuje kobieta, która dowiaduje się, że zostanie mamą. Wieść o ciąży na pewno dla większości kobiet wiąże się z radością, ale także poczuciem strachu i niepewności odnośnie do tego, jak teraz będzie wyglądało ich życie i co przyniesie przyszłość. Jest to całkiem naturalne, a obawy te znikają wraz z biegiem czasu. Dziś...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-07-31
"Przyjdzie pogoda na szczęście" Wioletta Piasecka./ Recenzja patronacka przedpremierowa.
Kiedy jesteśmy młodzi i, powiedzmy sobie wprost, niewiele wiemy o prawdziwym życiu, wyruszamy w podróż w nieznane na skrzydłach własnych marzeń i pragnień. I gdy do naszych serc zapuka pierwsza młodzieńcza miłość, mocno wierzymy w to, że dzięki niej nasze życie będzie piękne i na pewno wszystko potoczy się tak, jak to sobie wymarzyliśmy. Niestety, o czym wówczas jeszcze nie myślimy, nie zawsze miłość idzie w parze ze szczęściem. To czas i próby, na jakie los wystawia nasz związek, pokazują, czy miałyśmy szczęście pokochać tę właściwą osobę. Dlatego to, co najtrudniejsze jest najlepszym sprawdzianem dla prawdziwości miłosnych zaklęć, które słyszymy od ukochanej osoby. Dopiero gdy przyjdzie nam słowa przeistoczyć w czyny, szczególnie gdy jest źle, stanąć na wysokości zadania i być wsparciem dla naszej drugiej połówki, najlepiej poznajemy osobę, z którą jesteśmy. Przekonały się o tym główne bohaterki powieści Wioletty Piaseckiej "Przyjdzie pogoda na szczęście", której mój blog ma przyjemność patronować, a o której z radością Wam dziś opowiem. Trzy przyjaciółki Joannę, Magdę i Zuzannę mogliście poznać na kartach powieści Przyjdzie pogoda na miłość - moją recenzję tej książki również Wam polecam.
Nie będę oczywiście zdradzała zbyt wiele z poprzedniej części. Powiem tylko, że każda z dziewczyn naprawdę dużo przeszła, a przyczyną ich cierpienia okazały się właśnie źle ulokowane uczucia. Mężczyźni, których pokochały, pod maską pozorów okazali się kłamcami i tchórzami. Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że to właśnie oni zniszczyli im życie. Kończąc czytać poprzednią część, tak bardzo chciałam, aby przyjaciółki wreszcie zaznały spokoju i szczęścia, dlatego z ogromną ciekawością i wręcz duszą na ramieniu, przystąpiłam do lektury kontynuacji ich perypetii, chcąc jak najszybciej wiedzieć, co też tym razem autorka dla nich przygotowała. I już na wstępie mogę powiedzieć, że wszystko, przez co przeszły wiele je nauczyło i sprawiło, że teraz bardziej dojrzale i rozważnie podchodzą do tego, co dzieje się w ich życiu. A dzieje się naprawdę sporo, ponieważ teraz będą musiały uporządkować wiele spraw, spalić za sobą mosty przeszłości, a przede wszystkim stanąć do walki o siebie i o to, co dla nich najważniejsze. Zapraszam Was w odwiedziny do każdej z nich.
Przystępując do lektury książki, towarzyszymy Joannie w niezwykłej podróży. Ta podróż wiedzie ją ku spełnieniu największego marzenia, które jako dziecko żarliwie powierzała gwiazdom. Pełna obaw i lęku snuje wyobrażenia na temat tego, jak będzie wyglądała ta najważniejsza chwila w jej życiu. Już wkrótce jednak przekona się, że marzenia nie zawsze spełniają się tak, jakbyśmy tego chcieli, a wręcz nie mają żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości, w której obliczu przyjdzie Joannie stanąć. Padnie wiele bolesnych słów, pojawią się trudne emocje. Na szczęście nie jest z tym wszystkim sama. U swojego boku ma kochającego i oddanego mężczyznę. Joasia próbuje dać sobie szansę na nowy związek, ale w jej sercu ciągle tkwi mnóstwo sprzecznych emocji. Choć Marek porzucił ją, mając za nic jej miłość, to ona nadal o nim myśli, a nie chce, by Krzysztof był tylko plasterkiem na zranione serce.
Z kolei Magda staje w obliczu bardzo dużego wyzwania, które może przesądzić nie tylko o tym, jak będzie wyglądała przyszłość jej samej, ale także jej dziecka i całej rodziny. Mąż, który miał być przy niej na dobre i na złe, opuścił ją w obliczu choroby, a odchodząc, wykorzystał zaufanie, jakim obdarzyli go rodzice żony i bez żadnych skrupułów zniszczył rodzinną firmę. Magda powinna na siebie uważać i unikać stresów po przebyciu ciężkiej choroby nowotworowej, jednak wie, że tylko ona może zawalczyć o przywrócenie spokoju jej rodziców. Bliscy Magdy wiele oddali ratując jej życie. Magda pragnie także, aby jej córeczka mogła dorastać w takim domu, jaki ona pamięta ze swojego dzieciństwa. Musicie koniecznie przekonać się, czy Magda znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły i odwagi, aby podźwignąć rodzinny biznes z bankructwa i przejść przez czekający ją rozwód.
Sprawdzimy także, co słychać u Zuzanny. Ta dziewczyna również nie ma łatwo. Po fali hejtu, który wylał się na nią po sex aferze z jej udziałem, stara się odzyskać swoje dobre imię i oczyścić z medialnego błota. Nie jest to proste, ponieważ media nie odpuszczają, a ona poza przyjaciółkami, które przecież mają swoje niemałe problemy, nie ma nikogo, komu mogłaby zaufać. Rodzice się jej wyrzekli, mając na względzie wyłącznie to, co ludzie powiedzą, a nie dobro córki. A ci, którzy wykazują zainteresowanie jej osobą, widzą w niej tylko maszynkę do pieniędzy.
Jak widzicie, przyjaciółki nadal zmagają się z wieloma przeciwnościami losu, ale takie właśnie jest prawdziwe życie i my czytelnicy od pierwszej do ostatniej strony książki tę autentyczność bardzo mocno czujemy. W życiu czasami musi być źle, by potem bardziej docenić to, co dobre. Wszystko dzieje się po coś. Jesteśmy mocno doświadczani, ale dzięki temu także bardzo wiele zyskujemy. Poznajemy siebie, uczymy się dokonywać dobrych wyborów. Dojrzewamy w swoich decyzjach. Na pewno nie będzie dla Was zaskoczeniem, gdy zdradzę Wam, że nasze bohaterki, choć pragną kochać i być kochane, zaznać szczęścia w miłości, to jednak doświadczenia życiowe nauczyły je, że prawdziwa miłość to nie tylko porywy serca, które z czasem zgasną w biegu prozy życia, ale też trwanie przy sobie bez względu na wszystko. Zachęcam Was serdecznie, abyście sięgnęli po książkę i przekonali się, czy nad życie Joanny Magdy i Zuzanny wreszcie nadciągnie pogoda na szczęście, na którą, możecie mi wierzyć, bardzo zasługują.
Przyjdzie pogoda na szczęście to bardzo wartościowa książka. Na swoich kartach skrywa poruszającą i życiową historię kobiet, z którymi na pewno utożsami się bardzo wiele czytelniczek. Któż z nas bowiem w młodości nie popełnił błędów niesiony porywami uczuć, by później niestety zmagać się z ich konsekwencjami? Mimo wszystko nie zamykajmy się na przyszłość ani na miłość. Ważne jest, tylko abyśmy odebrali lekcję z tego, przez co przeszliśmy, a wtedy każda łza rozpaczy może przerodzić się w łzę szczęścia, a każda tragedia w sukces. Realizm i życiowa mądrość, którą odkryjecie w powieści, nie pozwoli Wam przerwać czytania nawet na chwilę. Pochłonięci bez reszty będziecie mocno trzymać kciuki za decyzje i wybory młodych kobiet. Co więcej, przeżywane przez nie emocje udzielą Wam się tak bardzo, że poczujecie się niemalże częścią ich życia, namacalnie doświadczając ich strach, obawy niepewność. Ale także determinację i nadzieję. Razem z nimi będziecie płakać, wzruszać się i cieszyć. Wierzę także, że Ci z Was, którzy chowają w swoim sercu jakikolwiek żal, złość, czy urazę, po lekturze tej książki będą potrafili powiedzieć: „Wybaczam ci”.
Dla mnie ta książka jest wyjątkowa nie tylko dlatego, że jest to, jak wspomniałam wcześniej, mój blogowy patronat, za który serdecznie dziękuję autorce oraz wydawnictwu Szara Godzina, ale także dlatego, że dała mi bardzo wiele do myślenia i pozwoliła docenić jeszcze bardziej to, co mam. Za to ogromnie dziękuję Pani Wioli Piaseckiej. Was natomiast proszę o zapamiętanie daty 10.08.2021, kiedy to książka będzie miała swoją premierę. Mam nadzieję, że nie macie wątpliwości, że będzie to wspaniała lektura i już dziś zakupicie ją w przedsprzedaży. Naprawdę warto!
Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Szara Godzina.
"Przyjdzie pogoda na szczęście" Wioletta Piasecka./ Recenzja patronacka przedpremierowa.
Kiedy jesteśmy młodzi i, powiedzmy sobie wprost, niewiele wiemy o prawdziwym życiu, wyruszamy w podróż w nieznane na skrzydłach własnych marzeń i pragnień. I gdy do naszych serc zapuka pierwsza młodzieńcza miłość, mocno wierzymy w to, że dzięki niej nasze życie będzie piękne i na pewno...
2021-07-23
Urodziłam się jako niepełnosprawne dziecko moich rodziców. Mój start na tym świecie był naprawdę trudny. Po urodzeniu nie dawano mi wielu szans na przeżycie. Jak ma to miejsce w przypadku większości rodzin, które dowiadują się, że w ich życiu pojawi się dziecko, byłam dzieckiem wyczekiwanym i kochanym. Dlatego nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie cierpienia i rozpaczy moich bliskich, kiedy dowiedzieli się, że dostałam zaledwie trzy punkty w skali apgar i musieli zmierzyć się ze świadomością, iż mój czas z nimi może być bardzo krótki. Wiem też, że choć mnie się udało, to, jak dziś funkcjonuję, zawdzięczam ich wieloletniemu wysiłkowi i walce o mnie, która przysporzyła im ogromu trosk, obaw i niepokoju o to, co przyniesie przyszłość. Dziś jestem im wdzięczna za trud, jaki włożyli w to, aby poprawić moją sprawność, a tym samym zadbać o moją jakość życia. Teraz jestem już dorosłą kobietą i wiem, że nie byłabym tym, kim jestem, gdyby nie ich wsparcie i oddanie.
Piszę Wam o tym, ponieważ niestety nie każde życie poczęte da się uratować. Wiele małżeństw oczekujących dziecka ku swojemu ogromnemu przerażeniu i niedowierzaniu w to, co słyszą, dowiaduje się, że życie, które nosi pod sercem mama tej jeszcze nienarodzonej istotki, może w każdej chwili się skończyć. Wtedy ich świat legnie w gruzach, a oni sami stają przed najtrudniejszym wyborem swojego życia, z którego tak naprawdę nie ma dobrego wyjścia. Niezależnie bowiem od tego, jakie decyzje podejmą i tak wyjdą z tych bolesnych doświadczeń życiowo wyniszczeni i poranieni. Przekonali się o tym bohaterowie książki Patrycji Żurek „Iskierka”, z której recenzją do Was przychodzę.
Zanim jednak opowiem Wam ich historię, chcę zaznaczyć, że jak pisze sama autorka, książka powstała jeszcze przed decyzją Polskiego Trybunału Konstytucyjnego uznającą przerwanie ciąży z powodu ciężkich i nieuleczalnych wad płodu za niezgodne z konstytucją.
Poznajcie Różę i Seweryna. Młode małżeństwo, które z ogromną radością przyjęło wiadomość o byciu rodzicami. Wiedzieli, że te dwie kreseczki pojawiające się na teście ciążowym zmienią zupełnie ich życie, ale nawet przez chwilę nie spodziewali się tego, jak wielki ból i ciężar wypełni ich serca już wkrótce. Wszystko zmienia jedna wizyta lekarska, podczas której rodzice dowiadują się, że ich dziecko cierpi na nieuleczalną wadę rozwojową, która w konsekwencji prowadzi do jego nieuchronnej śmierci. Lekarze nie są w stanie określić, czy dziecko w ogóle się urodzi, a jeśli tak ile godzin, dni, a może tygodni będzie żyło. Oboje stają przed najtrudniejszą decyzją ich życia wynikającą z zaledwie trzech możliwości, które w tej sytuacji zostają im przedstawione. Pierwsza to niestety może dojść do poronienia. Kolejna, usunąć ciążę do czasu, kiedy jest to jeszcze dopuszczalne. No i wreszcie trzeci wariant, urodzić dziecko i być z nim do końca. Oczywiście, aby dowiedzieć się, jakie decyzje podjęli Róża i Seweryn musicie sięgnąć po książkę, do czego bardzo Was zachęcam.
Ja chciałabym zwrócić Waszą uwagę na kilka innych aspektów, które stały się powodem wielu obaw i przemyśleń naszych bohaterów wynikających właśnie z tragedii, w której obliczu się znaleźli.
Małżonkowie czują strach i niepewność tego, co będą mówić ludziom, głównie rodzinie, jeśli zdecydują się na aborcję. Mają świadomość, że łatwiej zrozumieją i pogodzą się z poronieniem, niż, z tym że zdecydowali się usunąć ciążę. I tutaj pada bardzo mądre i słuszne zdanie, które otoczenie osób w podobnej sytuacji powinno wziąć sobie do serca.
„Będziemy mówić prawdę. Nikt nie ma prawa nas oceniać, bo nikt nie znalazł się w takiej sytuacji. Wiem, że niektórzy lubią to robić, ale nawet jeśli powiedzą kilka przykrych słów, ile one znaczą w obliczu tego, co się dzieje?”
Jak się przekonacie podczas lektury książki, ludzie nie szczędzili małżonkom przykrych słów. Wielu wyrażało swoje zdanie, nie wykazując się ani krztą nie tylko troski, wsparcia, a wręcz przeciwnie bezdusznością, brakiem taktu i nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu głupotą. Taka mała podpowiedź ode mnie, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia, to po prostu milcz.
Nie możemy również zapomnieć, że tak trudne przeżycia nie pozostają bez wpływu na samo małżeństwo. Bardzo często sytuacja, przez którą musimy przejść, przygniata nas tak mocno, że nie potrafiąc poradzić sobie z własnym cierpieniem, oddalamy się od siebie. Zamykamy się w pancerzu bólu i coraz trudniej nam odnaleźć drogę do siebie. Jeśli chcecie dowiedzieć się, czy taki kryzys dotknął również Różę i jej męża koniecznie przeczytajcie książkę.
„Iskierka” to bardzo poruszająca, ważna i potrzebna książka. Mocno wierzę w to, że jeśli przeczyta ją rodzina, która w tej chwili przygotowuje się na narodziny chorego dziecka, bądź już takie dziecko wychowuje wszystko, co skrywają jej karty stanie się dla tych osób bardzo pomocne. Chociażby ze względu na to, że w wielu przypadkach rodzice dzieci śmiertelnie chorych zostają sami ze swoim zmartwieniem i problemem. Tymczasem nie musi tak być, gdyż jest wiele instytucji, które otoczą ich opieką i służą pomocą, o czym również dowiecie się z książki.
Jestem chwilę po odłożeniu książki na półkę i ocieram łzy. Ta historia poruszyła mnie do głębi. Oczywiście ze względu na jej trudną tematykę nie było mi łatwo ją czytać. Emocje wzięły górę, ale z całego serca dziękuję za to autorce. Dziękuję za możliwość przeczytania niezwykłej powieści o pięknie i sile rodzicielskiej miłości i nigdy niegasnącej iskierce nadziei. O gromadzeniu pięknych chwil i wspomnień przeżytych z tymi, których kochamy, bo jak wiadomo, tak długo żyje człowiek, jak długo pozostaje żywy w naszej pamięci.
Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/07/iskierka-patrycja-zurek.html
Urodziłam się jako niepełnosprawne dziecko moich rodziców. Mój start na tym świecie był naprawdę trudny. Po urodzeniu nie dawano mi wielu szans na przeżycie. Jak ma to miejsce w przypadku większości rodzin, które dowiadują się, że w ich życiu pojawi się dziecko, byłam dzieckiem wyczekiwanym i kochanym. Dlatego nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie cierpienia i rozpaczy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Prawda, która nie mieści się w głowie.
Moi drodzy zapewne są wśród nas tacy, którzy kupowali bądź szukali domu do wynajęcia. Oczywiście wybierając ten wymarzony dla siebie, każdy z nas kieruje się wieloma kryteriami. Lokalizacja, metraż, odległość od miejsca pracy itd. Rzadko natomiast myślimy o tym, jaka jest jego historia. Jacy byli poprzedni mieszkańcy domu, który za chwilę będzie nasz i co przeżyli, mieszkając w nim. Tymczasem mury każdego domu przesiąknięte są wieloma ludzkimi emocjami i przeżyciami. I uwierzcie mi, że nie zawsze są to te pozytywne emocje. Niestety bywa bowiem tak, że domy są niemymi świadkami ludzkich tragedii i dramatów, a nawet powiernikami mrocznych, budzących grozę i strach tajemnic. I jestem pewna, że w wielu przypadkach, gdyby potencjalni ich nowi właściciele mieli świadomość, co tak naprawdę się w nich wydarzyło, nigdy nie zdecydowaliby się w nich zamieszkać, a już na pewno mocno zastanowiliby się przed podjęciem takiej decyzji.
Dziś właśnie za sprawą Sylwii Gillis i jej debiutanckiej książki „Dom obok”, z której recenzją do Was przychodzę, zostaniemy zabrani na spokojne łódzkie osiedle, którego jedną z mieszkanek jest niespełna czternastoletnia Julia. Niedawno do domu będącego w sąsiedztwie dziewczynki i jej rodziny wprowadziło się młode małżeństwo. Adrian i jego żona, bo to właśnie o nich mowa nie wiedzą jednak, że od teraz będą mieszkać w domu mordercy Andrzeja Kołtuna, który dopuścił się brutalnych zbrodni, pozbawiając życia dwie małe dziewczynki. Od tych tragicznych i wstrząsających wydarzeń minęło już trzydzieści lat. Sprawca został wykryty i ukarany najsurowszą i według tamtejszych władz adekwatną karą. Śmierć za śmierć. Mężczyzna został skazany na karę śmierci z natychmiastowym nakazem wykonania wyroku. To, co się wówczas stało, nie pozostało obojętnym dla nikogo z osób mieszkających na tym osiedlu, ale życie musi toczyć się dalej. Na pewno nikt z nich nie chce wracać do tak bolesnych wspomnień. I myślę, że skoro cała sprawa została zamknięta, nikt nigdy więcej nie poświęciłby jej uwagi, gdyby nie Julia. A właściwie projekt szkolny z języka polskiego, który jak zdecydowała uczennica, poświęcony będzie właśnie tamtejszym zbrodniom.
Musicie wiedzieć, że Julia jest córką policjanta i już wie, że w przyszłości chce pójść w ślady ojca. Już teraz wykazuje idealne do cechy niezbędne w zawodzie policjanta. To dziewczynka bardzo inteligentna, dociekliwa i bezpośrednia. Jeśli bardzo jej na czymś zależy i jest pewna swoich racji, uparcie o nie walcz. Nie wie jednak, że szkolne zadanie domowe zmusi ją do walki z dorosłymi, którzy niestety nie będą jej sprzymierzeńcami w dążeniu do niewiarygodnej prawdy. Nasza bohaterka odkrywa bowiem wiele nieścisłości i pytań, na które odpowiedzi są tylko przypuszczeniami dorosłych. Oczywiście nie zdradzę zbyt wiele, aby nie pozbawiać Was możliwości współprowadzenia śledztwa na własną rękę wspólnie z naszą bohaterką. Powiem tylko, że powinniście zdawać sobie sprawę, że grzebanie w przeszłości, a szczególnie w przeszłości tak mrocznej bywa bardzo niebezpieczne. Często bowiem budzi demony, które nie cofną się przed niczym, aby fakty nie ujrzały światła dziennego.
Na pewno zgodzicie się ze mną, że zawsze, kiedy słyszymy, na przykład w wiadomościach, że w niewielkiej społeczności doszło do wydarzeń, które skutkowały czyjąś śmiercią, bądź wyrządzeniem komuś krzywdy najczęściej od osób z najbliższego otoczenia sprawcy, pada stwierdzenie, że nigdy nic nie wskazywało na to, by mógł on zrobić coś tak strasznego. Przecież to zawsze był taki spokojny i porządny człowiek. Niestety, zapominamy o tym, że każdy z nas ma wiele twarzy i nie zawsze, a wręcz nigdy nie pokazuje światu zewnętrznemu tej prawdziwej. Ludzie, kiedy chcą coś zyskać, a jeszcze bardziej ukryć, potrafią być doskonałymi aktorami
Dociekliwość dziewczynki rzuciła nowe światło na wiele aspektów wydarzeń rozgrywających się w 1985 roku, ale także uświadomiła nam czytelnikom, że nigdy o żadnym człowieku nie możemy powiedzieć, że bardzo dobrze go znamy. Nawet jeśli jest naszym sąsiadem i widujemy go praktycznie każdego dnia. Wszyscy mamy swoje sekrety, tajemnice i przewinienia na koncie. Mocno wierzę w to, że nikt nie rodzi się zły z natury i skłonny do popełniania złych czynów. Często takimi, jakimi się staliśmy, ukształtowało nas samo życie. Na kartach tej bardzo emocjonalnej i emocjonującej od początku do końca książki jest to doskonale pokazane. Poza wątkiem samej zbrodni jest to bowiem także opowieść o miłości, przyjaźni, poświęceniu, stracie, samotności.
Gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po ten świetny debiut autorki, którym już teraz mogę to powiedzieć podniosła sobie bardzo wysoko poprzeczkę dla przyszłych swoich książek, które mam ogromną nadzieję, już wkrótce trafią w ręce czytelników. Gdybym miała sklasyfikować tę książkę gatunkowo, powiedziałabym, że jest to kryminał oparty na płaszczyźnie szeroko rozbudowanej powieści obyczajowej. Macie moje słowo, że wszystko, o czym przeczytacie na długo zapadnie w waszej pamięci, gdyż należy zaznaczyć, że punktem wyjścia dla powstania książki były autentyczne zabójstwa dwóch dziewczynek mające miejsce w Łodzi. Muszę przyznać, że ta świadomość sprawiła, iż książkę czytałam z ogromnym zaangażowaniem. Kibicowałam Julii w jej działaniach i przekręcając kolejne strony książki, wspólnie z nią analizowałam wszystko, co udało jej się odkryć.
Zdradzę Wam, że fabuła powieści została podzielona na dwie płaszczyzny czasowe. Jedna to czasy obecne, natomiast druga przenosi nas do roku 1985. Ten zabieg sprawia, że czytelnik ma możliwość bardzo dokładnego prześledzenia całej sprawy. Taki przeskok czasowy jest możliwy dzięki pamiętnikowi pisanemu przez jedną z ofiar Andrzeja Kołtuna. Dzięki tym zapiskom możemy także dostrzec wiele różnic pomiędzy tym, jak wyglądało życie kiedyś, a jak wygląda teraz. Chociażby w wychowaniu i sprawowaniu opieki rodzica nad dzieckiem.
Pani Sylwia oddała w nasze ręce wciągającą i zajmującą historię, od której nie sposób się oderwać. Ja zarwałam dla niej noc, a o trzeciej nad ranem pisałam do autorki wiadomość, że właśnie skończyłam czytać książkę i chyba teraz nie zasnę z nadmiaru emocji. Sylwia Gillis potrafi doskonale wciągnąć odbiorcę swojej książki w bieg toczących się wydarzeń, nieustannie podsycając jego ciekawość, a jednocześnie ciągle ujawniając nowe fakty, które burzą naszą koncepcję tego, gdzie szukać prawdy. I nawet jeśli czytając, pomyślicie, że wiecie już wszystko, to tak wam się tylko wydaje. Tutaj do ostatniej chwili nie możesz być niczego pewien. A kiedy już wszystko stanie się jasne, będziecie mocno zaskoczeni, a wręcz zszokowani i jedyne, co wówczas ciśnie się na usta to pytanie: „Jak to możliwe"? Takiego zakończenia nie można się było spodziewać.
Recenzja powstała we współpracy z autorką, za co bardzo dziękuję.
https://kocieczytanie.blogspot.com/2021/12/prawda-ktora-nie-miesci-sie-w-gowie.html
Prawda, która nie mieści się w głowie.
więcej Pokaż mimo toMoi drodzy zapewne są wśród nas tacy, którzy kupowali bądź szukali domu do wynajęcia. Oczywiście wybierając ten wymarzony dla siebie, każdy z nas kieruje się wieloma kryteriami. Lokalizacja, metraż, odległość od miejsca pracy itd. Rzadko natomiast myślimy o tym, jaka jest jego historia. Jacy byli poprzedni mieszkańcy domu, który za...