rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

"Proszę, pokochaj mnie, tato!" Marta Maciejewska / recenzja patronacka

Zaledwie dwa dni temu Marta Maciejewska oddała w ręce czytelników swoje najmłodsze literackie dziecko „Proszę, pokochaj mnie, tato!” Jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. A to dlatego, iż powieść ta jest kontynuacją wspaniałej historii opisanej na kartach książki „Proszę, pokochaj mnie, mamo!”, która wówczas przez wielu z nas, w tym także przeze mnie została uznana za jedną z najlepszych książek, jakie mieliśmy okazję przeczytać w minionym roku. Zapewne zgodzicie się ze mną, że tak wysoka poprzeczka w momencie pisania kontynuacji jest dla autora dużym wyzwaniem. Mając to na uwadze, nie mogłam doczekać się chwili, kiedy przystąpię do lektury i przekonam się, co tym razem przygotowała dla nas Marta. I już teraz mogę wam powiedzieć, że ta kontynuacja jest jeszcze lepsza od swojej poprzedniczki. Jak to możliwe? Posłuchajcie zatem.

Ci z was, którzy czytaliście już pierwszą część tej dylogii, doskonale wiecie, że jej główna bohaterka, wtedy niespełna osiemnastoletnia dziewczyna Anka Zwolenkiewicz doświadczyła niewyobrażalnej krzywdy. Ktoś zniszczył ją i jej świat. Brutalnie odebrał nadzieję na spełnienie marzeń. Dziś, kiedy po raz kolejny wkraczamy w życie Anki, jest już dorosłą kobietą i wszystko wskazuje na to, iż życie wynagrodziło jej cierpienia, przez które przeszła. Teraz ma wszystko, a nawet o wiele więcej, niż kiedykolwiek mogłaby sobie wyobrazić. Wspólnie z kochającym i oddanym mężem wychowują dwójkę wspaniałych dzieci. Życie, jakie wiodą, jest spełnionym jej marzeniem, za które kobieta czuje ogromną wdzięczność. Szybko jednak przekonujemy się, że Anka robi wszystko, by właśnie w taki obraz jej życia uwierzyli wszyscy wokół. Tylko ona wie, że swoje szczęście zbudowała na kłamstwie. Wszak o człowieku wiemy tyle, ile sam zechce nam pokazać. W swoim sercu i pamięci skrywa sekrety, które postanowiła zabrać ze sobą do grobu. Teraz chce skupić się na rodzinie i wykorzystaniu szansy na spełnienie pragnień i ambicji zawodowych. Tylko czy, tak niestabilny fundament, który tworzą kłamstwa i tajemnice, może zapewnić podstawę dla trwałości szczęścia rodzinnego? To musicie sprawdzić już sami, czytając książkę, do czego każdego, kto teraz czyta moją recenzję, gorąco zachęcam.

Możecie mi wierzyć, że autorka nawet przez moment nie oszczędza swojej bohaterki. Jeszcze do niedawna, Anka była przekonana o tym, że udało jej się zamknąć bolesną i druzgocącą przeszłość. Teraz za wszelką cenę stara się by, prawda o niej nigdy nie ujrzała światłą dziennego, a ona sama nie chce do niej wracać. Nie wie jeszcze, że za chwilę bardzo dotkliwie przekona się, jak okrutna bywa ironia losu. Uświadomi jej, że demony przeszłości ciągle tkwią uśpione w jej wnętrzu, a ona będzie musiała stanąć z nimi oko w oko, walcząc o dobro najwyższe. Dobro własnego dziecka. A my czytelnicy będziemy przeżywać ten koszmar razem z nią.

Podobnie jak, miało to miejsce we wcześniejszej odsłonie tej historii, tak i tym razem ciężar wszelkich decyzji oraz dokonanych wyborów spada wyłącznie na barki Anki. Z tą różnicą, że dziś stawka jest o wiele wyższa, gdyż nie chodzi już wyłącznie o nią. Od tego, co zdecyduje, zależy przyszłość, a nawet życie najważniejszej dla niej istoty. Autorka stawia swoją bohaterkę w obliczu trudnego dylematu moralnego, który tak naprawdę dla matki, która dla swojego dziecka jest w stanie zrobić wszystko, tym dylematem przestaje być. I o tym właśnie w głównej mierze jest ta książka. Czytając ją, doświadczycie ogromnej siły miłości matki do dziecka, która bez wahania zdolna jest do największych poświęceń i ofiar, dla dziecka, które nosiła pod sercem. A jak się przekonacie podczas czytania książki, Anka będzie musiała znaleźć w sobie nadludzką siłę, aby zrobić to, co zrobić musi.

Na pewno jej decyzje i wybory podzielą czytelników, na tych którzy powiedzą, że będąc na jej miejscu, postąpiliby dokładnie tak samo i tych, którzy będą uważali, że mogła szukać innego wyjścia z sytuacji, w której się znalazła. Jednak uwierzcie mi, nie zrozumie jej wyłącznie ten, kto nie wie, co znaczy być matką. W życiu są bowiem sytuacje, kiedy tego wyboru niestety nie mamy i zmuszeni jesteśmy grać takimi kartami, jakie w danym momencie rozdał nam los. A ten niestety bywa bezlitosny.

Tak jak lektura „Proszę, pokochaj mnie, mamo!” rozłożyła mnie emocjonalnie na łopatki, tak ta część dosłownie wgniotła mnie w ziemię. Płakałam jak dziecko, czytając tę książkę. Ciężar i ból Anki stał się niemalże moim cierpieniem, ale jednocześnie nie mogłam oderwać się od czytania nawet na chwilę. Ja w pełni rozumiem decyzję bohaterki i przyznaję, że postąpiłabym dokładnie tak, jak ona, dlatego było mi strasznie ciężko ze świadomością bolesnych konsekwencji, jakie musiała ponosić za to, na co się zdecydowała. Piętrzące się kłamstwa wciągają ją niczym ruchome piaski, a ona z każdym dniem traci tych, którzy byli filarami jej szczęśliwego i bezpiecznego życia. Matczyne serce jednak wie, że nie mogła postąpić inaczej, a każde wypowiadane kłamstwo padło z jej ust, nie z myślą o sobie samej, ale po to, by chronić rodzinę. Koniecznie przeczytajcie tę niezwykle poruszającą, wstrząsającą i trafiającą wprost do serca każdego, kto zechce spędzić z nią swój wolny czas książkę, by przekonać się, czy zdruzgotane życie rodzinne Anki da się jeszcze poukładać. A przede wszystkim, zanim zaczniecie oceniać i ferować wyroki przemyślcie to wszystko, o czym przeczytacie w książce i zastanówcie się, czy ktokolwiek ma do tego prawo.

Przeżycia głównej bohaterki i jej najbliższych to jeszcze nie wszystko, o czym przeczytamy w książce. Jej wartością nadrzędną bez wątpienia jest moc tkwiąca w matczynej miłości. Marta przypomina nam jednak, że matka to nie tylko ta kobieta, która dziecko urodziła, ale także ta, która otworzyła swoje serce na dziecko, które z dużym prawdopodobieństwem nigdy wcześniej ciepła tej matczynej miłości nie zaznało. Ta, która je pokochała, otoczyła opieką, wychowała i stworzyła dla niego szczęśliwy dom. Autorka daje nam możliwość spojrzenia oczami kobiety, która matką być nie może na te, którym dar macierzyństwa został dany. Jednocześnie przywraca tym kobietom nadzieję, jaką niesie ze sobą adopcja.

„Proszę, pokochaj mnie tato!” to książka, o której mogłabym pisać wam bez końca, ale jednocześnie wiem, że nie mogę napisać zbyt wiele, nie tylko dlatego, że nie chcę zdradzić wam za dużo, ale przede wszystkim dlatego, że ciągle mam wrażenie, iż niezależnie od tego, co wam o niej napiszę, będzie to niczym w porównaniu do tego, czego doświadczycie i co przeżyjecie, sami zagłębiając się w tę historię. Bo tej książki się nie czyta, ją się przeżywa. I choć wzbudza w nas ogrom silnych, trudnych, a chwilami wręcz miażdżących nas emocji, to chcę, aby wybrzmiało to, iż jest to powieść bardzo wartościowa i potrzebna społecznie. Życiowość i autentyzm wszystkiego, o czym napisała Marta, sprawi, że wiele kobiet odnajdzie w niej cząstkę swoich przeżyć, kiedy to nic poza dobrem ich dziecka nie miało znaczenia. Kiedy właśnie dla niego poświęciły wszystko, by stoczyć najtrudniejszą walkę w swoim życiu.

PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/prosze-pokochaj-mnie-tato-marta.html

"Proszę, pokochaj mnie, tato!" Marta Maciejewska / recenzja patronacka

Zaledwie dwa dni temu Marta Maciejewska oddała w ręce czytelników swoje najmłodsze literackie dziecko „Proszę, pokochaj mnie, tato!” Jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku. A to dlatego, iż powieść ta jest kontynuacją wspaniałej historii opisanej na kartach książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Nuda jest tym, na co najczęściej narzekają dzieci. Kiedy we wspomnieniach wracam do lat dzieciństwa, doskonale pamiętam, jak wiele razy skarżyłam się mojej mamie, że mieszkając na wsi, nie mam możliwości ciekawego spędzenia czasu. Bardzo długo trwałam w przekonaniu, że gdybym mieszkała w mieście, moja dziecięca codzienność byłaby o wiele ciekawsza. Drogie dzieci, bo to głównie do was zwracam się tym razem, dziś już wiem, że to nie prawda. Niezależnie od tego, czy mieszkamy w mieście, czy na wsi przygoda może spotkać nas wszędzie. Przekonała się o tym główna bohaterka powieści przygodowej „Wszystko się może zdarzyć”, którą z myślą o swoich małych czytelnikach napisała autorka Elżbieta Stępień.

Małgosia, bo to o niej mowa właśnie rozpoczyna wakacje. Nie cieszy się jednak z tego, gdyż wszyscy gdzieś wyjechali, a ona jest przekonana, że wspólnie z siostrą spędzą kolejne nudne wakacje na wsi. Nie wie jeszcze, w jak wielkim jest błędzie. Tegorocznych wakacji na pewno nigdy nie zapomni. Wkrótce przekona się, że będą one magiczne, a ona sama przeżyje coś niesamowitego. Uwierzy w to, co niewiarygodne i pozna to, co niewyobrażalne.

A wszystko miało swój początek podczas wydawałoby się, zwykłej burzy. Jednak każdy, kto przeczyta książkę, przekona się, że wbrew pozorom, nie była to burza, jakich wiele. To właśnie ona sprowadzi na naszą planetę gości z innego wymiaru, którzy pojawią się w życiu dziewczynki. Ta niezwykła znajomość sprawi, że nasza bohaterka pozna światy o istnieniu, których my ludzie nie mamy pojęcia. Magiczny pyłek przeniesie Małgosię i jej przyjaciół do świata Axela. Chłopca, w którego świecie rośliny i zwierzęta mówią, a ludzie żyją z nimi w symbiozie. Wszyscy wzajemnie się wspierają i pomagają sobie. To w połączeniu ze szczyptą magii sprawia, że tutaj wszystko jest możliwe. Zachęcam was kochane dzieci do tego, abyście i wy dołączyli do waszych książkowych przyjaciół i wspólnie z nimi przeżyli pełną emocji podróż, podczas której poznacie przyjazne smoki i wyjątkową starą Lipę oraz podobnie jak Małgosia będziecie mogli nawiązać wielowymiarowe przyjaźnie.

Bądźcie jednak ostrożni, bo choć jest to bardzo przyjazna kraina, to jest ktoś, kto zagraża jej bezpieczeństwu. Kierowany chciwością i rządzą władzy absolutnej Amadeus może zniszczyć świat Alexa. Zdradzę wam, że to właśnie Małgosia okaże się jedyną osobą, która może pomóc w tej trudnej sytuacji. Koniecznie przeczytajcie książkę i sprawdźcie, czy znajdzie w sobie odwagę, by ratować ten niezwykły świat, a także czy się to uda.

Tutaj spełniają się marzenia i Małgosi dane będzie spełnić jedno z nich. Jednocześnie będzie musiała dokonać pewnego wyboru i podjąć niełatwą decyzją. Jest coś, czego bardzo pragnie, ale wie, że jeśli poświęci ofiarowany jej prezent na rzecz kogoś innego może na zawsze odmienić życie tej osoby, czyniąc je szczęśliwym. Na pewno jesteście ciekawi, co zdecyduje nasza bohaterka, więc musicie niezwłocznie przeczytać książkę.

„Wszystko się może zdarzyć” to bardzo wciągająca i angażująca młodego czytelnika w bieg toczących się na jej kartach wydarzeń książka. Choć jest adresowana do dzieci, to jednak śmiało można ją uznać za powieść familijną. Rodzice na pewno również przeczytają ją z ogromną przyjemnością ze swoimi pociechami. Macie moje słowo, że przygody grupy przyjaciół zafascynują całą rodzinę, a ciekawość tego, co wydarzy się za chwilę będzie rosła z każdą przeczytaną stroną książki.

Drodzy rodzice, z pewnością przykładacie dużą wagę do tego, aby do rąk waszych latorośli trafiały wartościowe książki. Takie, które nie tylko dostarczą im przyjemności z czytania, ale także takie, w których odnajdą cenne życiowe wartości, a autor zwróci ich uwagę na to, co naprawdę ważne. I zapewniam was, że „Wszystko się może zdarzyć" niewątpliwie taką książką jest. Autorka zwraca uwagę na kwestię ochrony środowiska. W książkowej rzeczywistości widzimy jak dbałość o rośliny jest tutaj ważna. Jak bardzo są one tutaj cenne. Podczas gdy niestety w naszym świecie, to właśnie głównie człowiek niszczy przyrodę. Ponadto w swojej książce Ela ukazuje ogromną moc przyjaźni i siły, jaka w niej drzemie. Na uwagę zasługuje również aspekt tego, jak bardzo może zmienić się człowiek, kiedy w życiu doświadczy naprawdę trudnych przeżyć. To piękna i poruszająca powieść, która na zasadzie kontrastu pokaże dziecku jak wiele dobrego może przynieść okazanie serca drugiej osobie. Dobry uczynek i bezinteresowny gest serca mają w sobie wielką moc. Z drugiej strony pisarka przemawia do świadomości dziecka pokazując jak wiele złego dzieje się wtedy kiedy jesteśmy chciwi i nie myśląc o innych chcemy zagarnąć wszystko dla siebie. To powieść, która da do myślenia nie tylko dzieciom, ale także skłoni do przemyśleń ich opiekunów. Bez wątpienia stanie się impulsem do wielu ważnych i ciekawych rodzinnych rozmów.

Śmiało mogę przyznać, że ta książka we mnie samej obudziła wewnętrzne dziecko, które staram się w sobie pielęgnować. Po jej przeczytaniu wspólne z siostrzeńcami zupełnie inaczej spojrzeliśmy na otaczający nas świat, na przyrodę. Na co dzień bowiem nie myślimy o tym, że przyroda żyje, czuje i przez postępowanie nas ludzi cierpi. Ze mną i moim siostrzeńcami ta barwna historia zostanie na bardzo długo. Książeczka zajmie szczególne miejsce na naszej półeczce z literaturą dziecięcą i na pewno niejednokrotnie będziemy do niej wracać. Cieszę się, że mogę promować i polecać wam tak wspaniałe książki.

PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.
[Materiał reklamowy] Autorka Elżbieta Stępień

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/wszystko-sie-moze-zdarzyc-elzbieta_24.html

Nuda jest tym, na co najczęściej narzekają dzieci. Kiedy we wspomnieniach wracam do lat dzieciństwa, doskonale pamiętam, jak wiele razy skarżyłam się mojej mamie, że mieszkając na wsi, nie mam możliwości ciekawego spędzenia czasu. Bardzo długo trwałam w przekonaniu, że gdybym mieszkała w mieście, moja dziecięca codzienność byłaby o wiele ciekawsza. Drogie dzieci, bo to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"A gdybyś musiał zabić?" Karolina Osińska - Marcińczyk

Jesteś dobrym człowiekiem i nigdy nikogo byś nie skrzywdził, ale ktoś inny może zadecydować za ciebie i choć jeszcze o tym nie wiesz, za chwilę staniesz się narzędziem w rękach kogoś, kto chce zrealizować swój perfekcyjnie przemyślany plan. Plan, w którym ty masz stać się mordercą. Od teraz już nic nie będzie takie samo, będziesz musiał żyć z czyjąś krwią na rękach. Tylko, czy z takim piętnem w ogóle da się jeszcze normalnie żyć? To i wiele innych trudnych pytań zrodzi się w każdym, kto zechce sięgnąć po debiutancką książkę Karoliny Osińskiej – Marcińczyk „A gdybyś musiał zabić?”, do czego już teraz kochani serdecznie was zachęcam.

Zanim jednak przybliżę nieco bardziej samą fabułę książki, muszę wspomnieć o jej wręcz szokującym autentyzmie. Na kartach tej wciągającej i zajmującej powieści znajdziecie bowiem historię, która niestety może stać się częścią życia każdego z nas. Wystarczy tylko, że pojawimy się w niewłaściwym miejscu o nieodpowiednim czasie, a ktoś uzna, że idealnie pasujemy do jego wizji sposobu realizacji tego, co chce osiągnąć. Wówczas niezwiastujące niczego złego wyjście z domu może zakończyć się tragicznie, a nasze życie zamienić w koszmar.

Ciężar tej bolesnej prawdy bardzo dotkliwie odczuł główny bohater książki Piotr Łuczak. Mężczyzna jest strażakiem, a więc tym, który każdego dnia często z narażeniem własnego życia i zdrowia ratuje życie innych. W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, a tym samym wkraczamy w szczęśliwe i spokojne życie, które mężczyzna buduje wspólnie z żoną Moniką, wychowując dwumiesięcznego synka Wojtusia, nikt z nas, a tym bardziej sam Piotr nawet przez moment nie przypuszcza, że już za chwilę ten spokój zostanie mu odebrany. A dramat bohatera rozpoczyna się w momencie, kiedy on i jego najbliżsi stają się ofiarami porwania. Jednak porwanie to dopiero preludium koszmaru, który stanie się ich udziałem. Teraz to w rękach Piotra leży bezpieczeństwo tych, których kocha. Aby chronić życie żony i syna strzela do porywacza. Nie żyje człowiek, a on jest mordercą.

W tej książce nie odnajdziecie jednak typowego śledztwa zmierzającego do udowodnienia winy i wymierzenia kary, bowiem autorka skupiła się na ukazaniu kary w wymiarze psychologicznym. Kiedy tragizm sytuacji dociera do Piotra, dręczony wyrzutami sumienia nie potrafi poradzić sobie z kłębiącymi się w nim emocjami. Bieg tamtejszych wydarzeń niczym echo odbija się w jego głowie. Sytuacji nie ułatwia fakt, że zabił polityka, a więc osobę publiczną, której niewyjaśniona śmierć wzbudza sensację. Pisarka w bardzo dogłębny sposób ukazała niszczący wpływ tak traumatycznych przeżyć na psychikę człowieka. Oczywiście nie chcę zdradzać wam zbyt wiele, aby nie odbierać nikomu, kto zechce przeczytać książkę możliwości rozwikłania jej meandrów i złożoności, ale możecie mi wierzyć, że kara pozbawienia wolności jest niczym, w porównaniu do konsekwencji psychicznych, z jakimi zmaga się nasz bohater. Przy czym, warto zaznaczyć, że autorka fantastycznie wodzi swoich czytelników za nos, sprawiając, że czytając książkę, nigdy nie możemy być pewni, co jest faktem, a co tylko wytworem udręczonego umysłu, który owładnięty strachem i rosnącymi obawami nie potrafi poradzić sobie z tym, co się stało.

Zostawmy jednak na chwilę Piotra, gdyż zdecydowanie warto skupić się na szerszym aspekcie rozgrywających się w książce wydarzeń i zadać sobie pytanie, co może skłonić człowieka, do tego, by wykreować plan, według którego ktoś, kto chce umrzeć, dokona tego ręką drugiego człowieka, wbrew jego woli? Co może sprawić, że jesteśmy w stanie posunąć się do tak desperackiego kroku? Ja oczywiście już to wiem, a jeśli i wy chcielibyście poznać odpowiedzi na te intrygujące pytania, a jestem przekonana, że tak właśnie jest, to nie pozostaje wam nic innego, jak spędzić czas z tą emocjonującą książką. Dzięki temu, że została ona podzielona niejako na dwie części, a w drugiej, pisarka zastosowała zabieg retrospekcji wydarzeń, przenosimy się w czasie i mamy możliwość dowiedzieć się, co było podłożem tak drastycznej i ostatecznej decyzji. Jak się domyślacie, nie mogę napisać zbyt wiele, ale chcąc jeszcze bardziej zachęcić was do sięgnięcia po ten tytuł, uchylę rąbka tajemnicy i napiszę, że autorka dotknęła bardzo ważnych problemów, o których powinno mówić się dużo i głośno, a którym niestety wciąż poświęca się zbyt mało uwagi. Nie zwlekajcie zatem ani chwili dłużej i niezwłocznie przystąpcie do lektury, aby przekonać się, na jakie problemy zwraca naszą uwagę Karolina.

„A gdybyś musiał zabić?” to wciągająca i trzymająca czytelnika w nieustannym napięciu powieść kryminalna z mocno rozbudowanym wątkiem psychologicznym, którą gorąco wam polecam. Zdecydowanie warto spędzić swój wolny czas na jej lekturze. Macie moje słowo, że będzie to czas, który zapewni wam niezapomniane przeżycia czytelnicze, ale także ważne przemyślenia i refleksje. Z pewnością wszystko, o czym przeczytacie w książce, odniesiecie do własnego życia, zastanawiając się, jak wy poradzilibyście sobie, będąc na miejscu Piotra, ale także czy umielibyście znaleźć zrozumienie dla czynu samego polityka. A kiedy już odłożycie książkę na półkę, przekonacie się, że tutaj nie ma oczywistych i prostych odpowiedzi. W życiu nic nie jest tylko czarne albo białe i są sytuacje, kiedy nawet kwestia winy i kary przestaje być oczywista.

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/a-gdybys-musia-zabic-karolina-osinska.html

[Zakup własny]

"A gdybyś musiał zabić?" Karolina Osińska - Marcińczyk

Jesteś dobrym człowiekiem i nigdy nikogo byś nie skrzywdził, ale ktoś inny może zadecydować za ciebie i choć jeszcze o tym nie wiesz, za chwilę staniesz się narzędziem w rękach kogoś, kto chce zrealizować swój perfekcyjnie przemyślany plan. Plan, w którym ty masz stać się mordercą. Od teraz już nic nie będzie takie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Srebrne wrzeciono" Ewa Sobieniewska

Życie nas kobiet nigdy nie było łatwe. Już dzieje historii pokazują, jak trudno było nam żyć w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Zakuwając nas w kajdany konwenansów i bezwzględnego posłuszeństwa sprowadzali kobietę do roli posłusznej żony i matki ich dzieci. To oni mieli prawo napisać za kobietę scenariusz jej życia, a ona zgodnie ze swoją powinnością miała się mu podporządkować i będąc posłuszną, oddaną panu swojego losu pokornie go wypełniać. Choć dziś nadal wiele drzwi na drodze rozwoju i samorealizacji, pozostaje dla nas zamkniętych właśnie z racji płci, to trzeba przyznać, że wiele się w tej kwestii zmieniło. Teraz wydaje się to tak proste i oczywiste, że niestety zapominamy, jak wielką odwagą siłą i poświęceniem musiały wykazywać się kobiety wiele lat wstecz, abyśmy my miały szansę na lepszą przyszłość, w której słowo kobieta nabierze należnego mu znaczenia, a nie będzie inwektywą, jak bywało dawniej. Na szczęście są wspaniali autorzy i ich książki, którzy wkładają mnóstwo serca, pracy i zaangażowania w to, aby poprzez to, o czym piszą nie pozwolić nam zapomnieć i na pewno również mocno trafić do świadomości swoich czytelników. A piszę o tym kochani dlatego, że właśnie dziś chciałabym opowiedzieć wam o książce Ewa Sobieniewska „Srebrne wrzeciono”, która niewątpliwie do takich książek należy.

Autorka oddała w nasze ręce swój wspaniały debiut literacki. Już teraz mogę zdradzić, że jest to mocno zajmująca, poruszająca i refleksyjna powieść historyczna. Na jej kartach poznajemy tak naprawdę dwie zupełnie różne bohaterki, które wydawałoby się, dzieli wszystko, a w istocie łączy bardzo wiele. Ich chwytające za serce i bez wątpienia wzbudzające w nas czytelnikach podziw i uznanie koleje losów poznajemy na dwóch płaszczyznach czasowych.

Przystępując do lektury powieści, zostajemy przeniesieni do roku 1640 i trafiany do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tu poznajemy Vaivę. Młodą, piękną dziewczynę, która w tamtejszej społeczności cieszy się złą sławą. Jest uznawana za czarownice. Diabelskie nasienie, które na ludzi, pośród których żyje, może ściągnąć samo zło. Dla takich jak ona nie ma miejsca na świecie, a piętno, jakim została obarczona, sprowadza na nią widmo śmierci poprzez spalenie na stosie. Dziewczyna wzbudza w mężczyznach pożądanie, co sprawia, że nie może szukać pomocy u kobiet, które pałają do niej tylko nienawiścią i zawiścią. Przemawia przez nie zazdrość. Jest ktoś, kto chce mieć ją tylko dla siebie, ale ona chce móc decydować o sobie i sprzeciwia się woli innych. Jak się przekonacie, czytając książkę, za ten sprzeciw będzie musiała zapłacić bardzo wysoką cenę. Staje się on bowiem początkiem trudnej walki o siebie i swoje życie. Vaiva wkracza na drogę pełną bólu, upokorzeń, cierpienia i niepewnej przyszłości.

Jak już wcześniej wspomniałam, ta historia ma też drugą bohaterkę. Jest nią Wiktoria. Córka powstańca listopadowego. My czytelnicy do życia panienki Wiktorii wkraczamy ponad 200 lat później i stajemy się jego częścią od jej lat dzieciństwa. Wspólnie z nią przeżywamy śmierć ojca, która, choć ona sama jeszcze o tym nie wie, diametralnie odmieni jej życie. A wszystko to za sprawą kogoś, kto nie tylko będzie chciał zająć miejsce ojca, ale także pokierować jej życiem według własnego uznania niekoniecznie myśląc o jej dobru. Szlachcianka nie godzi się na życie u boku tego, którego wybrał dla niej ojczym. Bo właśnie taki los by ją czekał. Ucieka i szuka schronienia przed tym, którego odrzuciła. Wie jednak, że ten wiele może i tylko jeśli porzuci dotychczasowe życie i swoją tożsamość być może zdoła uniknąć karzącej ręki urażonej męskiej dumy. Oczywiście nie zdradzę Wam zbyt wiele, abyście sami mogli odkrywać złożoność perypetii tej młodej kobiety, ale mogę wam zdradzić, że los postawi ją przed wieloma trudnymi wyborami i decyzjami, które w pewnym momencie nie będą miały wpływu tylko na jej życie, ale także na życie kogoś, kogo pokocha. Bo oczywiście jest to także powieść o miłości. Miłości pięknej, ale też takiej, dla której trzeba będzie wiele poświęcić i zaryzykować. Takiej, dla której dobra trzeba będzie się ukorzyć.

„Srebrne wrzeciono” to piękna, niezwykle klimatyczna opowieść o kobietach, które pragnęły być wyłącznymi prządkami swojego losu na wrzecionie życia. Choć owo życie niejednokrotnie ofiarowało im nie najlepsze nici w postaci przeciwności i kłód rzucanych pod nogi, to one swoją siłą, odwagą, determinacją i cierpliwością nieustannie dążyły do tego, aby żyć w zgodzie ze sobą, własnym sercem i pragnieniami.

Jeśli sięgniecie po ten tytuł, do czego namawiam i zachęcam każdego, kto teraz czyta moją recenzję to macie moje słowo, że spędzicie czas z piękną książką, w której autorka wspaniale oddała realia czasów, w których dzieją się opisane na jej kartach wydarzenia. Zadbała o niemalże każdy detal. Z racji tego, że nasze bohaterki poznajemy w dwóch odległych perspektywach czasowych, różni się styl pisania, jakim autorka posługuje się, kreując ich życie. W rozdziałach poświęconych Vaivie zetkniemy się z ludową gwarą. Pisarka postarała się również, aby wiernie odzwierciedlić to, jak wówczas się żyło. Z książki dowiemy się, co wtedy jadano, jak się ubierano, jak się leczono. Poznamy również ciekawe legendy i opowieści. Na uwagę i uznanie zasługuje również bardzo ciekawy i zaskakujący sposób splecenia losów obu kobiet. Ewa Sobieniewska poddaje w rozważanie, kim tak naprawdę jest czarownica i możecie mi wierzyć, że każda z nas mogłaby zostać za nią uznana. A jeśli jesteście ciekawi dlaczego, nie pozostaje wam nic innego, jak przeczytać książkę, ponieważ tam właśnie czeka na was odpowiedź na to pytanie.

Nie mogłabym również nie wspomnieć o tym, że mimo iż jest to powieść historyczna to jednak w dużej mierze ma ona charakter ponadczasowy. Bo choć w życiu nas kobiet wiele zmieniło się na lepsze, to jednak nadal są sytuacje i problemy, z którymi musimy zmagać się tylko dlatego, że jesteśmy kobietami. Bywają sytuacje, kiedy wykazując się odwagą, by zaprotestować przeciwko czemuś, z czy się nie zgadzamy, musimy liczyć się ze skierowaną przeciwko nam krytyką. Autorka dzięki swojej książce daje nam wsparcie do tego, aby się nie poddawać. Nawet jeśli będziemy musiały przejść przez naprawdę trudne i bolesne przeżycia, to warto każdego dnia walczyć o siebie, bo nigdy nie wiemy, co czeka nas jutro. Z tą pozytywną myślą was zostawiam i mam nadzieje, że udało mi się zachęcić was do przeczytania książki.

Dla mnie była to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam i jestem przekonana, że wasze odczucia po odłożeniu jej na półkę będą zbieżne z moimi. Czytałam ją z wielkim zaangażowaniem, nie mogąc oderwać się od lektury. Obie jej bohaterki stały mi się bardzo bliskie. I od początku drżałam o ich dobro, trzymając mocno kciuki za szczęście, na które każda z nich bardzo zasłużyła. Nie obyło się również bez łez wzruszenia. Jeśli szukacie książki, która zapewni wam wielowymiarową i niezapomnianą podróż w czasie, ten tytuł będzie idealnym wyborem.

(Materiał reklamowy) Autorka Ewa Sobieniewska

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/srebrne-wrzeciono-ewa-sobieniewska.html

"Srebrne wrzeciono" Ewa Sobieniewska

Życie nas kobiet nigdy nie było łatwe. Już dzieje historii pokazują, jak trudno było nam żyć w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Zakuwając nas w kajdany konwenansów i bezwzględnego posłuszeństwa sprowadzali kobietę do roli posłusznej żony i matki ich dzieci. To oni mieli prawo napisać za kobietę scenariusz jej życia, a ona zgodnie ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lucyna. Zerwana nić" Anna Stryjewska/ Recenzja patronacka

Nie wierzę w przypadki. Ufam, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu, dzieje się po coś. A szczególnie ludzie, których spotykamy na swojej życiowej drodze, nie pojawiają się na niej bez powodu. Myślę, że zgodzi się ze mną autorka Anna Stryjewska, która ma niebywałe szczęście do ludzi, co nas, wielbicieli jej twórczości bardzo cieszy. Już niejednokrotnie przekonaliśmy się bowiem, że takowe spotkania owocują powstaniem pięknych książek, które trafiają wprost do naszych serc. Ogromna serdeczność i życzliwość Ani sprawia, że osoby, które poznaje, otwierają się przed nią i opowiadają historie swojego życia, a Ona wykazując się wielką empatią i wyczuciem spisuje je na kartach swoich powieści. Piszę wam o tym nie bez powodu, gdyż dziś przychodzę do was z recenzją najnowszego literackiego dziecka pisarki „Lucyna. Zerwana nić”, która jest właśnie taką książką. Jak czytamy w słowie „Od autorki”, nie byłoby tej książki, gdyby nie pewna podróż i spotkanie z powieściową Lucyną, której koleje losów, jak się przekonacie podczas lektury, tworzą niezwykłą, barwną opowieść.

A wszystko zaczęło się w Łodzi lat 70., gdzie urodziła się i wychowała Lucyna. Nie tylko dla tego miasta, ale także dla całej Polski był to bardzo ciężki czas, który nie szczędził ludziom trudów życia. Pisarka wspaniale ukazała specyfikę tego okresu. Wszechogarniająca szarość ulic, brak podstawowych artykułów w sklepach, kolejki, zdobycze spod lady. To czas, kiedy rozkwita czarny rynek, a łapówki mają wielką moc sprawczą i dla ludzi, którzy próbują odnaleźć się w biednej Polsce lub w poszukiwaniu lepszego życia chcą wyjechać do zachodniej Europy i za ocean są przepustką do szczęścia. W takich właśnie realiach codzienności zmagając się z ciężką sytuacją materialną Lucynę i jej rodzeństwo wychowywała ich kochana matka. I muszę przyznać, że już od pierwszych stron książki, ta kobieta zyskała mój ogromny podziw i szacunek. Mimo że ma męża, to ten jednak pokonamy przez słabość do innych kobiet oraz alkoholu, w swojej osobistej hierarchii rodzinę umieszcza daleko od tego, co w życiu najważniejsze. Najczęściej możemy spotkać go w funkcjonujących wówczas w Łodzi knajpach Cyganeria, Peszt, Casanova, Maxim, czy Malinowa, których urok nawiasem pisząc, autorce wspaniale udało się oddać w książce. To właśnie pani Terkowska, pracując w przędzalni na trzy zmiany, robi wszystko, aby w miarę możliwości jej najbliższym niczego nie brakowało. Sama Lucyna nie rozumie, dlaczego matka spędza, życie u boku takiego hulaki, którego składane obietnice to wyłącznie kłamstwa i puste słowa. Koniecznie sięgnijcie po książkę i przekonajcie się, czy wy znajdziecie zrozumienie dla przesłanek kierujących rodzicielką naszej bohaterki.

Lucyna wie jedno, nie chce żyć tak jak matka. Chce dla siebie lepszej przyszłości. Wierzy, że taka czeka ją u boku Julka, z którym chce stworzyć rodzinę. Młodzi zakochani zamknięci w swoim świecie marzeń i pragnień snują własne plany. Wizja szczęścia zostaje zasnuta mgłą, kiedy ukochany trafia do więzienia w Berlinie Zachodnim. Wieść o aresztowaniu mężczyzny wstrząsa kobietą, ale kierowana miłością i wiarą w to, że uda się go uwolnić i znowu będą razem, Lucyna wykazuje się ogromną odwagą i mierząc się z niebezpieczeństwem, decyduje się wyjechać do Niemiec, by pomóc mężowi. Swoją pomoc oferuje kobiecie fałszerz dokumentów, któremu Lucyna nie jest obojętna. Tak nasza bohaterka wspólnie z córeczką nielegalnie przekracza granice. Nie wie jeszcze, że jej ufność w męża i nadzieja skrywana w sile jego miłości może okazać się złudna, a ją czeka tułacze życie pełne obaw, lęków i niepewności jutra, ale także niegasnąca potrzeba odnalezienia kawałka bezpiecznego nieba dla siebie i tych, których kocha. O tym jednak przekonajcie się już sami, spędzając czas z tą mocno poruszającą i chwytającą za serce książką.

Jak czytamy w opisie książki, wszystko, co w niej przeczytamy, przypomina film sensacyjny i ja się z tym zgadzam. A jednak wydarzyło się naprawdę. I muszę to napisać wprost. Z tego, przez co przeszła i czego doświadczyła Lucyna, można by napisać scenariusz, życia dla kilku osób i obawiam się, wszystkie razem nie udźwignęłyby tego, co na swoich barkach niosła ta kobieta. Ona doskonale zna gorzki smak zawiedzionych nadziei, ciężar trudnych wyborów i decyzji. Rozczarowania tym, co niosła obietnica lepszego świata. Wszak, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. To bardzo silna kobieta, która nigdy się nie poddała, choć życie nie raz mocno ją doświadczyło.

Mimo że życie Lucyny nie rozpieszczało, na pewno samotność, tęsknota, a także strach byłyby o wiele trudniejsze do zniesienia, gdyby nie wsparcie siostry Lucyny Wioli, która dodawało jej siły i nie pozwoliło popaść w zwątpienie i zaprzestać walki o bezpieczeństwo oraz poczucie odnalezienia swojego miejsca na ziemi. Samo, życie nauczyło ją, że łatwo jest krytykować to, na jakie życie godzą się inni, dopóki tak naprawdę jeszcze się tego życia nie zna. Dopiero kiedy pozna się jego blaski i cienie, dostrzec, że nam również nie udało się ustrzec błędów, których tak bardzo chcieliśmy uniknąć.

Mając świadomość, że sięgając po książkę, poznaję historię życia kobiety, która zaufała i otworzyła swoje serce nie tylko przed Anną Stryjewską, ale także przed każdym czytelnikiem tej powieści, za co ze swej strony bardzo dziękuję, czytałam ją z ogromnym przejęciem i wzruszeniem, trzymając kciuki za szczęście nie tylko Lucyny, ale także jej rodzicielki i rodzeństwa. Nie mogłam oderwać się od lektury, chcąc dowiedzieć się, czy stanie się ono ich udziałem, na co bezsprzecznie zasługują. Z drugiej strony nie chciałam, dotrzeć do ostatnich stron powieści, gdyż Lucyna stała mi się bardzo bliska i odkładając książkę na półkę, miałam poczucie, że rozstaję się z przyjaciółką, której dobro mocno leży mi na sercu. Myślę, że już wiecie, iż jest to książka wyjątkowa, piękna i wartościowa i trzeba ją przeczytać. Zanim jednak to zrobicie, zróbcie dla niej miejsce w swoich sercach, bo na pewno tam trafi i zostanie w nim na zawsze.

Na zakończenie podziękowania należą się Ani, która po raz kolejny podjęła się niełatwego zadania wiernego odzwierciedlenia ludzkich losów, wystrzegając się wpływu własnych odczuć i emocji na to, o czym pisała. No i oczywiście wspaniale nakreśliła czasy, w jakich przyszło im żyć. Możecie mi wierzyć, że z realizacją tego zadania, które z pewnością było również wyzwaniem, poradziła sobie doskonale. A to potwierdza fakt, iż jej warsztat pisarski i talent twórczy jest naprawdę imponujący.

PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.

[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Szara Godzina

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/lucyna-zerwana-nic-anna-stryjewska.html

Lucyna. Zerwana nić" Anna Stryjewska/ Recenzja patronacka

Nie wierzę w przypadki. Ufam, że wszystko, co dzieje się w naszym życiu, dzieje się po coś. A szczególnie ludzie, których spotykamy na swojej życiowej drodze, nie pojawiają się na niej bez powodu. Myślę, że zgodzi się ze mną autorka Anna Stryjewska, która ma niebywałe szczęście do ludzi, co nas, wielbicieli jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Gdzie jest moja żona?" Anna Matusiak/ recenzja przedpremierowa

Miłość to piękne uczucie, którego siła może pokonać wszelkie przeciwności losu, ale może także okazać się dla nas zgubna, gdyż, jak mówi przysłowie, bywa ślepa, a więc zakochanej osobie potrafi przysłonić prawdę o drugiej połówce, którą dostrzegają inni. Już zaledwie to jedno zdanie obrazuje wszystko to, czego, we własnym życiu doświadczyli bohaterowie najnowszej książki Anna Matusiak-Rześniowiecka „Gdzie jest moja żona?”, na którą chciałabym zwrócić waszą uwagę.

Vincenta i Elżbietę połączyło piękne uczucie, które nie liczy lat. Serce mężczyzny skradła młodsza od niego o dwadzieścia pięć lat kobieta. Choć ich związek wspiera wiele osób, to jednak znaleźli się i tacy, którzy nie są mu życzliwi. Jednak bez względu na to, z jakimi reakcjami ze strony otoczenia spotyka się nasza dwójka, oni sami zawsze stoją za sobą murem. Vincent dla swojej ukochanej, która dla bycia z nim poświęciła naprawdę wiele, jest największym wsparciem, ostoją i opoką. Przyznam szczerze, że łącząca ich więź i relacja, jaką ze sobą zbudowali, sprawia, iż nam czytelnikom robi się ciepło na sercu i my również mocno trzymamy kciuki za ich szczęście. Nie można powiedzieć, że ich wspólne życie jest łatwe, ale czujemy, że razem przetrwają wszystko. Nie wiedzą jednak jeszcze, że już niebawem ich tak bardzo potrzebny im spokój zostanie zachwiany, a świat Vincenta rozsypie się, jak domek z kart.
Pewnego dnia Elżbieta znika, a jej zrozpaczony mąż otrzymuje pierwszą wiadomość od porywaczy z żądaniem okupu w wysokości miliona dolarów. Rozpoczyna się pełen napięcia wyścig z czasem o bezpieczeństwo, a może nawet o życie porwanej kobiety. Do prowadzenia tej sprawy zostaje przydzielony najlepszy w dziedzinie porwań Komisarz Darek, który jak zawsze zrobi wszystko, aby Elżbieta cała i zdrowa wróciła do domu. Jego skuteczność jest niemalże stuprocentowa, więc wydawać by się mogło, że uwolnienie Elżbiety z rąk porywaczy jest niemalże pewne. Niestety jednak bardzo szybko sam Darek zdaje sobie sprawę, że tym razem będzie trudniej, niż przypuszczał. Tutaj nie da się niczego przewidzieć, a o żadnej pewności nie może być mowy. Sytuacja komplikuje się coraz bardziej, a my czytamy książkę z poczuciem, coraz większej niepewności tego, jak zakończy się dramat tej rodziny. Oczywiście ja niczego wam nie zdradzę, tego już musicie dowiedzieć się sami, sięgając po tę niezwykle wciągającą i angażującą nas w bieg toczących się na jej kartach wydarzeń książkę.
A musicie wiedzieć, że to dopiero początek tego, co przygotowała dla nas Ania. Samo porwanie bowiem nie jest głównym aspektem tej książki, a stanowi doskonały przyczynek do ważnych życiowych rozważań odnoszących się do relacji międzyludzkich, zaufania, szczerości, prawdy i kłamstwa, które jak się przekonacie podczas poznawania tej historii, tak naprawdę nigdy nie są jednoznaczne, tak jak nic w życiu nie jest tylko czarne, albo tylko białe. A będzie to możliwe dzięki temu, że autorka pozwala nam spojrzeć na wszystko, o czym czytamy w książce z trzech zupełnie innych perspektyw. Przez ten koszmar, a także jego następstwa przechodzimy wspólnie z Vincentem, z komisarzem, jak również z samą Elżbietą. I w tym miejscu czeka nas jedno z wielu zaskoczeń, jakie serwuje nam pisarka, bowiem nie wiedzieć czemu, choć ta trójka przeżywa to samo zdarzenie, to każde z nich widzi je w zupełnie innych barwach. Anna Matusiak nie podaje nam gotowego rozwiązania, a pozwala samemu zdecydować, w którą z przedstawionych wersji uwierzymy. Widzimy jednak bezsprzecznie, że na tym dotychczas nieskazitelnym wizerunku małżeństwa pojawiają się rysy. Łyżkę dziegciu do beczki miodu dodaje sam komisarz. Jego doświadczenie zawodowe i spostrzegawczość pozwalają dostrzec to, czego może nie dostrzec ktoś, kto kocha. Dostajemy cenną lekcję, aby nie oceniać po pozorach, gdyż może się okazać, że naprawdę niewiele wiemy o samym sobie, a co dopiero o innych.
Warto również dłuższą chwilę skupić się na postaci Komisarza Dariusza. Poznajemy go nie tylko na płaszczyźnie zawodowej, ale również niemalże na naszych oczach dokonuje się destrukcja jego życia rodzinnego. Mężczyzna jest pracoholikiem i tylko pracy oddaje swoje serce i zaangażowanie. Cierpi na tym oczywiście rodzina a dla mężczyzny zwieńczeniem niezależnie czy to sukcesów, czy też problemów jest alkohol. Koniecznie spędźcie czas z tą mocno przejmującą i autentyczną w swojej wymowie opowieścią i przekonajcie się, czy Darkowi uda się wyrwać z niszczących macek uzależnienia.

„Gdzie jest moja żona?” to książka skrywająca w swoim wnętrzu historię, której bohaterem mógłby być każdy z nas i co więcej, na pewno będą takie osoby, które znajdą w niej cząstkę własnych przeżyć. Czego nikomu nie życzę, bo jeśli przeżyjecie coś takiego, to ani wy sami, ani wasze życie nigdy już nie będziecie takie, jakim było kiedyś. Tak traumatyczne i trudne przeżycia zmieniają ludzi, tym bardziej, jeśli w pewnym momencie zdacie sobie sprawę, że nie możecie być do końca pewnymi, co było w nim prawdą, a co tylko wyreżyserowanym scenariuszem. To właśnie ten dojmujący autentyzm w połączeniu z wartką i trzymającą nas w napięciu akcją, która nieustannie zaskakuje, sprawia, że od książki nie można się oderwać. A owe zaskoczenia z kolei skłaniają nas do ważnych przemyśleń i nie pozwalają uniknąć pytania „Jak ja zachował/a bym się będąc na miejscu bohaterów książki"? Nie mogłabym nie wspomnieć o zakończeniu, które dla mnie jest jednym wielkim WOW. Nie mogę i nie chcę pisać o nim zbyt wiele, ale uwierzcie mi, jest mocno niejednoznaczne, a zabieg, który zastosowała Ania, pozwala czytelnikowi niejako mieć na nie swój indywidualny wpływ. Jeśli jesteście ciekawi, jak to jest możliwe, nie pozostaje wam nic innego, jak tylko przeczytać książkę, do czego każdego, kto czyta moją recenzję, gorąco namawiam. Tu naprawdę dużo się dzieje, a autorka nie pozwala nam odetchnąć ani chwili. Emocje sprawiają, że wszystko wokół przestaje istnieć do momentu, aż przeczytamy ostatnie zdanie zapisane w książce. A nawet,kiedy odłożymy ją na półkę, to nie przestajemy o niej myśleć. To książka, o której chce się rozmawiać, którą chce się analizować i docierać do ludzkiej psychiki po to, by dociekać, jakie są motywy takiego, a nie innego zachowania i postępowania człowieka. Taka, którą chce się polecać innym, gwarantując satysfakcję czytelniczą, co ja niniejszym bez wahania czynię.

[Zakup własny].

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/gdzie-jest-moja-zona-anna-matusiak.html

"Gdzie jest moja żona?" Anna Matusiak/ recenzja przedpremierowa

Miłość to piękne uczucie, którego siła może pokonać wszelkie przeciwności losu, ale może także okazać się dla nas zgubna, gdyż, jak mówi przysłowie, bywa ślepa, a więc zakochanej osobie potrafi przysłonić prawdę o drugiej połówce, którą dostrzegają inni. Już zaledwie to jedno zdanie obrazuje wszystko to,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wiele do stracenia. Cienie przeszłości" Marek Marcinowski/ Recenzja patronacka przedpremierowa

Już 16 kwietnia 2024 roku Marek Marcinowski - profil autorski na kartach swojej najnowszej powieści „Wiele do stracenia. Cienie przeszłości”, ponownie zabierze nas do bezwzględnego świata ogromnych pieniędzy i wcale nie gwarantowanych obietnic dużych zysków. Świata biznesu, w którym przetrwają tylko najtwardsi drapieżnicy finansowi o fenomenalnej intuicji. Tutaj bowiem najmniejszy błąd może kosztować naprawdę wiele, a ryzyko kryje się w każdej podejmowanej przez nas decyzji i w każdym dokonywanym przez nas wyborze. Nie bez powodu użyłam stwierdzenia, iż zostaniemy zabrani tam po raz kolejny. Najnowsze literackie dziecko autora jest, co już teraz bez wahania mogę przyznać fantastyczną kontynuacją powieści „Wiele do stracenia”, dzięki której mieliśmy możliwość wspólnie z jej głównym bohaterem Andrew Freshetem poznać, jak się okazało, bardzo złożone i niebezpieczne środowisko ludzi finansjery inwestycyjnej.

Tym razem spotykamy nowojorskiego finansistę w momencie, kiedy próbuje uporać się z demonami trudnych przeżyć, których doświadczył, tracąc tak bardzo ważną w jego pracy czujność. Ma poczucie, że zawiódł, ale chce wrócić tam, gdzie czuje się najlepiej. Niezwłocznie rzuca się w wir pracy. Nie wie jeszcze, że jego pracoholizm w połączeniu z rządzą zysku, może stać się przyczyną zguby. W natłoku podjętych zadań i zobowiązań nietrudno, o popełnienie błędów, na które tylko czekają rekiny biznesu oraz utratę zdolności logicznego poglądu na to, co nam się oferuje i o czym się nas zapewnia. Co z kolei może stać się powodem sromotnej porażki.

Autor w bardzo obrazowy i mocno przemawiający do czytelnika sposób uświadamia nam, że w momencie, kiedy rozpoczynamy grę na szachownicy biznesu, ani przez chwilę nie wolno nam zapomnieć, że stąpamy po bardzo niepewnym i nieprzewidywalnym gruncie. Tylko jeśli uda nam się być o trzy kroki przed konkurencją, mamy szansę odnieść zwycięstwo. Przy czym powinniśmy ufać wyłącznie samym sobie i swojemu sercu, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo kto jest naszym przyjacielem, a kogo ucieszy nasza przegrana, w której ten ktoś będzie upatrywał swojej szansy na zysk.

Ta książka nie została jednak napisana po to, abyśmy poznali tajniki i zasady skutecznego inwestowania i pomnażania naszych majątków oraz zwiększana środków na kontach bankowych, ale właśnie po to, aby skłonić nas do bardzo ważnej refleksji, iż pieniądze to nie wszystko. I zdaje sobie sprawę, że na pewno dla wielu z was brzmi to, jak banał i wyświechtany frazes, ale właśnie dopiero wtedy, kiedy jesteśmy częścią niedostępnego dla wszystkich zakulisowego świata, w którym pieniądz jest wartością nadrzędną, zdajemy sobie sprawę, jak wiele musimy poświęcić, by w nim nie zginąć. Jak wielką cenę zapłacić za to, by ciągle być potrzebnym. Wszak nikt nie jest niezastąpiony, a człowiek jest tu wart tyle, na ile jego działania procentują w zyskach.

Czytając tę zajmującą, wciągającą i mocno angażującą nas w bieg toczących się na jej stronach wydarzeń książkę, jesteśmy świadkami wewnętrznej przemiany jej bohaterów, do których niemalże na naszych oczach po latach bycia na usługach i na wyłączność innych w imię bogactwa wreszcie dociera, że pieniądze nigdy nie powinny być celem samym w sobie, a celem do spełniania marzeń naszych i naszych najbliższych. Skupiając się tylko na pracy, możemy stracić życie prywatne i dojść do wniosku, że wszystko, co naprawdę w nim istotne przeciekło nam przez palce, a przecież utraconego czasu nic i nikt nam nie zwróci. Tylko czy tam, gdzie mowa o pieniądzach, jest jeszcze miejsce na sentymenty? O tym musicie już przekonać się sami, do czego każdego gorąco zachęcam.

Jeśli zechcecie sięgnąć po ten tytuł, a myślę, że już wiecie, iż warto, w wasze ręce trafi książka, która oplecie was w sieć intryg i tajemnic. Poznacie życie pod ciężarem szantażu, a to wszystko sprawi, że nie będziecie mogli się od tej historii oderwać. To, o czym przeczytacie, wielokrotnie was zaskoczy i wywoła całą gamę emocji. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ta powieść na pewno na długo zapadnie w waszej pamięci, a także zrodzi w was wiele pytań odnośnie do tego, jak wy postępowalibyście, doświadczając potęgi pieniądza oraz ile bylibyście gotowi poświęcić i zaryzykować, by móc doświadczyć jej we własnym życiu.

PATRONAT MEDIALNY BLOGA KOCIE CZYTANIE.

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/wiele-do-stracenia-cienie-przeszosci.html

Wiele do stracenia. Cienie przeszłości" Marek Marcinowski/ Recenzja patronacka przedpremierowa

Już 16 kwietnia 2024 roku Marek Marcinowski - profil autorski na kartach swojej najnowszej powieści „Wiele do stracenia. Cienie przeszłości”, ponownie zabierze nas do bezwzględnego świata ogromnych pieniędzy i wcale nie gwarantowanych obietnic dużych zysków. Świata biznesu, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

" Zaginiony chłopiec" Nicole Trope

Tym razem moi kochani opowiem wam o książce, która, jak przyznaje sama jej autorka Nicole Trope, jest odzwierciedleniem jej lęków i obaw. W liście pozostawionym przez pisarkę do jej czytelników przyznaje ona, że pisze o tym, czego się boi. W „Zaginionym chłopcu”, o której to powieści mowa pozwala nam niemalże namacalnie przeżywać największy koszmar, w jaki może zmienić się nasze życie, w którym mieliśmy zbudować szczęśliwe małżeństwo i cieszyć się pięknem rodzicielstwa.

Już w pierwszej scenie opisanej na kartach powieści serce jej czytelnika zamiera, gdyż stajemy się światkami ogromnego cierpienia, jakiego może doświadczyć rodzic. Towarzysząc jej głównej bohaterce Morgan, wspólnie z nią jedziemy odebrać ze szkoły sześcioletniego syna. Niestety dziecka już tam nie ma, a on sam nigdy do domu nie wrócił. Daniel został porwany. W momencie, kiedy my czytamy książkę, to dramatyczne wydarzenie poznajemy ze wspomnień zrozpaczonej matki. Choć od tamtego tragicznego dnia minęło już sześć lat, ona nigdy nie przestała szukać swojego syna. Wiele wylanych łez, niegasnąca tęsknota i tysiące pytań bez odpowiedzi, które zrodziły się w jej głowie przez te wszystkie lata, nie pozwoliły jej zaprzestać poszukiwań.

Choć teraz udało jej się zbudować zupełnie nowe życie u boku kochającego męża, wspólnie z którym wychowuje kilkuletnią córeczkę, to Daniel każdego dnia jest obecny w sercu i myślach swojej mamy i to właśnie jego obecności brakuje do szczęścia tej rodziny. Sama Morgan nie wie jeszcze, że jej największe pragnienie już wkrótce się spełni. A dzieje się tak w dniu, kiedy otrzymuje telefon, że jej synek został odnaleziony. Wydawać by się mogło, że teraz już wszystko będzie dobrze. Bardzo szybko jednak okazuje się, że rzeczywistość po powrocie chłopca do domu jest zupełnie różna od tej, jaką kreowała sobie Morgan. Nie zdradzę wam oczywiście zbyt wiele, aby nie pozbawiać was elementu zaskoczenia, powiem tylko, że to, kim ten czas rozłąki uczynił Daniela, przeraża jego matkę. Budzi obawy nie tylko odnośnie do tego, czego chłopiec doświadczył, ale także tego, jak odnajdzie się w nowej dla siebie rzeczywistości i zerwanych dotychczas relacjach rodzinnych.

To, co warto zaznaczyć to fakt, że Nicole Trope w swojej książce zwróciła naszą uwagę na kilka aspektów psychologicznych. Po pierwsze Morgan kilkukrotnie powtarza, że ma wrażenie, iż Daniel stał się dla niej obcy i zdystansowany. Czuje, jakby to nie był jej syn. Dla niej czas się zatrzymał i w jej pamięci dziecko, które jej odebrano, jest nadal dzieckiem. Tymczasem, po latach wraca do niej nastolatek, któremu podobnie jak, jej jako matce, odebrano jego dzieciństwo. Ponadto matka czuje, że Daniel nie mówi jej całej prawdy o tym, przez co przeszedł. Jeśli jesteście ciekawi, co się wydarzy, kiedy już cała prawda zostanie odkryta, koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Mało tego, autorka uświadamia nam, że dziecko jest niczym glina, którą osoby z nim żyjące mogą kształtować na swój sposób. Mając to na uwadze, rodzi się zatem pytanie, kim mógł stać się Daniel, żyjąc przez kilka lat ze swoim porywaczem i będąc nieustannie poddawanym manipulacji z jego strony? Grając na emocjach dziecka i karmiąc go kłamstwami przez tak długi czas, porywacz mógł stworzyć potwora takiego, jakim jest on sam. Czy takiej właśnie krzywdy doznał Daniel i czy w związku z takimi obawami Morgan i jej najbliżsi mogą czuć się bezpieczni? O tym już musicie przekonać się sami, sięgając po książkę.

„Zaginiony chłopiec” to bardzo ciekawa i wciągająca nas w bieg toczących się na jej stronach wydarzeń opowieść. Mimo że ich tempo jest powolne, to z uwagi na bardzo życiową i autentyczną tematykę, która niestety mogłaby stać się bolesnym scenariuszem życia każdego rodzica, czy opiekuna książkę czytamy z dużym przejęciem. I choć jest ona dość przewidywalna, nie odbierało mi to zupełnie satysfakcji czytelniczej, gdyż wszelkie niedociągnięcia zrekompensowała mi świetnie dopracowana warstwa psychologiczna książki. Wspaniale wykreowany portret osoby o skłonnościach socjopatycznych, zaburzeniach emocjonalnych, a także samo zakończenie, które pokazuje, jak bardzo nieprzewidywalne mogą być zachowania i postępowanie takiej osoby.

Gdybyście zapytali mnie, czy polecam wam spędzenie czasu z tą książką, to bez wahania odpowiedziałabym, że tak. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie jest to książka dla każdego. Mogą bowiem nie odnaleźć się w niej osoby, oczekujące wartkiej pełnej napięcia akcji. Właśnie napięcia mi tu zabrakło. I mówiąc szczerze, w moim odczuciu jest to bardziej dramat rodzinny, z którego tematem, stawiając się na miejscu Morgan, konfrontował się będzie każdy rodzic, aniżeli thriller. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to dobra książka.

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/04/zaginiony-chopiec-nicole-trope.html

[Zakup własny]

" Zaginiony chłopiec" Nicole Trope

Tym razem moi kochani opowiem wam o książce, która, jak przyznaje sama jej autorka Nicole Trope, jest odzwierciedleniem jej lęków i obaw. W liście pozostawionym przez pisarkę do jej czytelników przyznaje ona, że pisze o tym, czego się boi. W „Zaginionym chłopcu”, o której to powieści mowa pozwala nam niemalże namacalnie przeżywać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dbam o ząbki" Marek Marcinowski - recenzja patronacka przedpremierowa

Każdy rodzic wie, jak bardzo ważne jest, aby nasze dzieci nauczyły się, prawidłowej higieny jamy ustnej i aby dbanie o nią stało się dla nich codziennym nawykiem. Jednak także rodzic wie najlepiej, jak trudnym wyzwaniem bywa nakłonienie dziecka do mycia ząbków. Wiele razy, kiedy mówimy do naszego maluszka „Kochanie czas umyć ząbki” słyszymy „Mamo, nie teraz, teraz chcę bajkę”. Nietrudno się domyślić, że w obliczu takiego argumentu ze strony naszej latorośli stoimy na przegranej pozycji. Nie martwcie się jednak moi kochani, gdyż jak zawsze, z pomocą przychodzi nam promotor wartościowej literatury dziecięcej o walorze edukacyjnym Marek Marcinowski - profil autorski. Tym razem, autor postanowił połączyć to, co dzieci lubią najbardziej, czyli bajkę, z tym, co ważne dla nas rodziców, czyli nauką dbania o zęby i już 3.04.2024 roku odda w ręce swoich małych czytelników bajkę „Dbam o ząbki”, którą blog Kocie czytanie objął swoją medialną opieką.

Możecie mi wierzyć, że po zapoznaniu się z tą książeczką mycie ząbków dla każdego dziecka, które nie lubi tego robić, z przykrego obowiązku stanie się czystą przyjemnością, a wszystkie dzieci szczotkując zęby, na pewno również będą się świetnie bawić. A to dzięki ciekawym rymowankom, które znajdziemy wewnątrz książeczki. Każda z rymowanek pomaga dziecku przyswoić wiedzę dotyczącą tego, jak dbać o ząbki, ale także tego, co dzieje się w momencie, kiedy myjemy je niedokładnie. Dowiadujemy się również, jakie jedzenie sprzyja temu, aby władzę nad naszymi ząbkami przejęły próchniaki. Ponadto autor zostawia dzieciom niezbędne wskazówki odnośnie do tego, co warto jeść, aby zęby były mocne i zdrowe. I co również bardzo istotne, kto na pewno nam pomoże, jeśli nie uda nam się uchronić przed próchniakami i zadba o to, by na naszą buzię ponownie wrócił piękny uśmiech.

To jeszcze nie wszystkie atuty tej wspaniałej książeczki, gdyż cała ważna treść, jaką w sobie kryje, wzbogacona została w piękne, niezwykle barwne ilustracje, które z pewnością wzbudzą ciekawość i zainteresowanie dziecka i co najważniejsze skupią jego uwagę na czytanej treści. Dzięki temu, że rymowanki są krótkie i napisane prostym językiem, dziecko na pewno bardzo łatwo je zapamięta, a może nawet przy pomocy rodziców nauczy się ich na pamięć. Warto wspomnieć, że wszystko, o czym przeczytamy na stronach książki, konsultowane było z panem doktorem dentystą, dzięki czemu rodzic ma pewność, że przekazywana jego dziecku wiedza jest rzetelna.

Myślę, że już wiecie, iż warto wzbogacić dziecięcą biblioteczkę w waszym domu o tę książeczkę. Mogę was zapewnić, że zostanie ona z wami na długo, gdyż jej grube strony są przyjazne dziecięcym rączkom i na pewno szybko się nie zniszczy.

[Materiał reklamowy] Autor Marek Marcinowski - profil autorski
https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/03/dbam-o-zabki-marek-marcinowski-recenzja.html

"Dbam o ząbki" Marek Marcinowski - recenzja patronacka przedpremierowa

Każdy rodzic wie, jak bardzo ważne jest, aby nasze dzieci nauczyły się, prawidłowej higieny jamy ustnej i aby dbanie o nią stało się dla nich codziennym nawykiem. Jednak także rodzic wie najlepiej, jak trudnym wyzwaniem bywa nakłonienie dziecka do mycia ząbków. Wiele razy, kiedy mówimy do naszego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Ostatnia Tajemnica" Anna Ziobro

W życiu każdego z nas są takie tematy i kwestie, o których nigdy wolelibyśmy nie myśleć i nigdy o nich nie rozmawiać. Dotyczą one różnych aspektów naszej życiowej historii, które w dużej mierze uzależnione są od tego, jak to swoje życie przeżyliśmy. Niezależnie jednak, jakie ono było, nadejdzie w nim taki moment, kiedy wszyscy będziemy musieli zmierzyć się z tym, co nieuniknione i ostateczne, ze śmiercią. Niewielu z nas umie i jest gotowym na to, aby o śmierci myśleć i o niej rozmawiać. W większości z nas wzbudza ona strach i choć jesteśmy świadomi tego, że każdy człowiek prędzej, czy później doświadczy jej na różnych etapach swojego życia, a kiedyś przyjdzie ona także po nas samych, to jednak rozważania o śmierci spychamy gdzieś w najdalsze zakamarki naszego umysłu. Tymczasem trzeba i warto na tyle, na ile się da oswajać się ze śmiercią, po to, aby kiedy już jej bliskość i obecność stanie się dla nas namacalna i dojmująca, mieć poczucie, że pozamykaliśmy wszystkie swoje ziemskie sprawy i odchodzimy spokojni. Taką właśnie próbę niejako pokazania nam śmierci w zupełnie innym świetle podjęła w swojej najnowszej książce „Ostatnia tajemnica” Anna Ziobro”, a ja teraz chcę wam opowiedzieć o niej kilka słów.

Zanim jednak skupię się na samej książce, chciałabym, żebyśmy zwrócili uwagę na jej okładkę. Jestem bowiem przekonana, że patrząc na tę iście wiosenną jej odsłonę, my czytelnicy nie spodziewaliśmy się, że decydując się na jej przeczytanie, zostaniemy skonfrontowani z tak trudną tematyką. Już teraz jednak chcę uspokoić każdego, kto czyta tę recenzję i myśli sobie, że nie jest w stanie podołać emocjonalnie jej lekturze. Bez obaw, opisana na kartach książki opowieść w żaden sposób nie przytłacza, a wzrusza czytelnika i porusza najczulsze zakamarki jego serca i duszy. Poza silnym ładunkiem emocjonalnym powieść ta skrywa w sobie ogromną życiową mądrość, a śmierć nie jest w niej jedynym poruszanym problemem. Przeczytamy również o tym, jak ważną rolę w naszym życiu odgrywają relacje międzyludzkie, a jednocześnie jak łatwo je zniszczyć, kiedy zabraknie w nich szczerej rozmowy, w której będziemy otwarci na to, co czują i czego chcą osoby nam bliskie.

No ale nie uprzedzajmy biegu opisanych w książce wydarzeń i zacznijmy od początku. Decydując się na spędzenie czasu z tą niezwykle życiową i refleksyjną powieścią, stajemy się częścią życia Sabiny, a dołączamy do niego na ostatniej prostej jej ziemskiej drogi. Starsza kobieta ma tego świadomość, a zapomnieć o tym nie pozwala choroba i samotność, dwie nieodłączne towarzyszki jej starości. Już sam początek tej wciągającej i zajmującej opowieści chwyta czytelnika za serce, gdyż wspólnie z bohaterką wsiadamy do taksówki i odbywamy ostatni dla niej sentymentalny kurs po Przemyślu. Kierowcą taksówki jest Artur, mężczyzna, który nie wie jeszcze, że spotkanie z tą kobietą, która jak twierdzi, spakowała swoje całe życie do jednej walizki, a jej obecnym domem będzie teraz hospicjum, odmieni jego życie. Do tego jednak wrócimy za chwilę.

Zapewne zgodzicie się ze mną, że czymś bardzo częstym i oczywiście zupełnie naturalnym u osób starszych jest fakt, iż wracają oni do swoich wspomnień, które skrywają bagaż ich życiowych przeżyć, doświadczeń, jak również podjętych wyborów i decyzji. Do przeszłości wraca również Sabina, a zastosowany przez autorkę zabieg retrospekcji sprawia, że cofamy się w czasie do lat 60. i 90., gdzie szybko przekonujemy się, że tak naprawdę nigdy nie miała łatwego życia. Już jako dziecko zaznała bolesnej straty, a będąc zakochaną młodą kobietą, przekonała się, że piękne obietnice i roztaczane przez męża wizje ich wspaniałej przyszłości rozpłynęły się niczym bańka mydlana. Los nie szczędził jej trudów codzienności. Jej szczęściem był syn, który kochał matkę, jednak pewien rodzinny sekret, a także uprzedzenia, a nawet nienawiść rozdzieliły tę dwójkę. Dziś nasza seniorka pragnie już tylko jednego, by spotkać się ze swoją wnuczką i wreszcie stanąć w prawdzie, do której prowadzić może tylko szczera rozmowa. Czy wnuczka i babcia zdążą się spotkać i czy dojdzie do upragnionego pojednania? Tego już musicie dowiedzieć się sami, czytając książkę, do czego oczywiście z całego serca wszystkich zachęcam.

Teraz natomiast wróćmy do Artura i jego rodziny. Mężczyzna jest kochającym mężem i ojcem. Jednak od dłuższego czasu w solidnym fundamencie, na którym wspólnie z żoną Elizą zbudowali swój związek i rodzinę, pojawiają się pęknięcia. Nie znaczy to, że już się nie kochają. Po prostu gdzieś się pogubili i zapomnieli o tym, że żadna relacja, nawet ta nam najbliższa nie jest nam dana na zawsze i jeśli nie będziemy jej pielęgnować i o nią dbać zacznie słabnąć. A podłożem wszystkiego staje się po raz kolejny brak rozmowy i tajemnice, których w tej rodzinie podobnie, jak w życiu Sabiny również nie brakuje. Sytuacji nie ułatwiają także problemy z nastoletnią córką, która buduje wokół siebie mur, odgradzając się od rodziców. Chciałoby się powiedzieć, że to normalne, typowe zachowania zbuntowanej nastolatki. Nie bądźcie, jednak zbyt pewni w ferowanych osądach, bo może się okazać, że bardzo się mylicie.

Jak wspomniałam już wcześniej, Sabina odmieni życie Artura, ale też jego żony. Musicie jednak wiedzieć, że małżeństwo to również ubogaci ostanie policzone dni kobiety. Pomogą sobie wzajemnie, a wyjątkowa relacja, a nawet więź, która zrodziła się między nimi niemalże na naszych oczach, sprawia, że dochodzimy do bardzo ważnych przemyśleń, do których skłania nas Ania. To nie długość relacji świadczy o jej wartości, a to, co w tę relację wnosimy. Los połączył ich drogi na zaledwie dwa miesiące, a uwierzcie mi dali sobie wzajemnie naprawdę wiele.

W zasadzie w tym miejscu mogłabym zakończyć swoją recenzję, gdyż jestem przekonana, że już wiecie, że warto i chcecie przeczytać „Ostatnią tajemnicę”, ale nie mogłabym nie zwrócić waszej uwagi na jeszcze jeden ogromnie ważny aspekt tej książki. Mianowicie fakt, iż autorka w sposób mocno poruszający zadała kłam sposobowi, w jaki postrzegamy hospicja. Większości z nas kojarzą się one z umieralnią i poniekąd tak, jest, gdyż często dla osób, które są ich podopiecznymi, pobyt tutaj jest biletem w jedną stronę, lecz Anna Ziobro pięknie ociepliła wizerunek tego miejsca, uświadamiając nam, że tworzą je ludzie, którzy wciąż żyją i mogą wiele dobrego wnieść. Personel i wolontariusze stają się im bardzo bliscy i niestety często bywa, że mają tylko ich i to oni towarzyszą im w momencie ostatniego tchnienia, trzymając ich za rękę. I jeśli myślicie, że taka śmierć przecież w gruncie rzeczy obcych ludzi może tak zwyczajnie spłynąć bez emocji dla pracownika, czy wolontariusza, to ta książka pokaże wam, że jest to niemożliwe.

„Ostatnia tajemnica” to bez wątpienia powieść trudna, ale piękna, po przeczytaniu której na pewno wszystko, co w niej przeczytaliście, będziecie przenosić na płaszczyznę własnego życia, waszych stosunków i relacji nie tylko rodzinnych. I to świadczy o niezaprzeczalnej wartości tego tytułu. Bo każdy, kto przeczyta tę książkę, ma jeszcze czas, aby naprawić to, co zostało zniszczone, docenić wartość szczerości i rozmowy. Bo dopóki żyjemy, zawsze jest szansa na to, by powiedzieć „PRZEPRASZAM” i „WYBACZAM”. Tylko wtedy będziemy mogli spać spokojnie, pewni, że w godzinie naszej śmierci przy naszym łóżku stać będzie krewny, a nie obca osoba.

Znam twórczość Anny Ziobro i wiem, nie boi się trudnych tematów i jak sama mówi, nigdy nie gwarantuje szczęśliwych zakończeń. Macie natomiast moje słowo, że gwarantowane są silne emocje podczas czytania jej książek, wynikające z autentyczności zarówno kreacji samej fabuły, jak i jej bohaterów. Tutaj w przeciwieństwie do poprzednich literackich dzieci pisarki mamy ich dość duże nagromadzenie, ale każdy, kogo poznajemy na kartach książki, nie pojawia się w niej bez powodu. Wszyscy odgrywają bardzo ważną rolę i tworzą historię, od której czytelnik nie może się oderwać i o której z pewnością nigdy nie zapomni. Muszę również docenić fakt, że autorka po raz pierwszy w tej powieści cofnęła nas w tak daleką przeszłość i doskonale oddała realia i klimat tamtych czasów. Mało tego dziejące się wydarzenia dzielone są na trzy miejsca akcji, to jednak zupełnie nie utrudniło nam lektury, gdyż przenosimy się między nimi bardzo płynnie. Cóż więcej mogę napisać. Uwielbiam powieści Anny Ziobro. Dla mnie są one pewnikiem wspaniałych chwil z książką i takie właśnie zapewniła mi „Ostatnia tajemnica”.

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/03/ostatnia-tajemnica-anna-ziobro.html

"Ostatnia Tajemnica" Anna Ziobro

W życiu każdego z nas są takie tematy i kwestie, o których nigdy wolelibyśmy nie myśleć i nigdy o nich nie rozmawiać. Dotyczą one różnych aspektów naszej życiowej historii, które w dużej mierze uzależnione są od tego, jak to swoje życie przeżyliśmy. Niezależnie jednak, jakie ono było, nadejdzie w nim taki moment, kiedy wszyscy będziemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

" Znajdź mnie " Anne Frasier

Poznajcie Reni Fischer, bohaterkę książki Anne Frasier „Znajdź mnie”, z której recenzją dziś do was przychodzę. Jest to młoda kobieta, która przez całe swoje życie podąża śladami innych osób. Jeszcze do niedawna była agentką FBI. Swoją codzienność podporządkowała temu, aby zrozumieć, naprawić i odpokutować grzechy innych, a przy tym spróbować zbudować swoją własną tożsamość, którą odebrano jej już jako zaledwie kilkuletniej dziewczynce. Posłuchajcie zatem jej historii.

Choć teraz jest dorosła, to tak naprawdę nigdy nie była w pełni sobą. Piętno nazwiska i poczucie winy zakorzenione w niej bardzo głęboko odcisnęły się na jej całym życiu, a wszystko dlatego, że jest córką swojego ojca. Bena Fishera, seryjnego mordercy, który zamordował wiele kobiet, a swojej wówczas pięcioletniej córeczki, używał, jako przynęty, aby zagrać na emocjach ofiar i zwabić je w zastawioną na każdą z nich pułapkę. Swego czasu, cała Kalifornia, w której dzieje się akcja tej powieści, żyła sprawą brutalnych morderstw. W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, oprawca już od trzydziestu lat odbywa karę pozbawienia wolności, skazany na śmierć. Sprawa jednak do tej pory nie została doprowadzona do końca, ponieważ Ben Fisher nigdy nie wskazał miejsca porzucenia ciał zamordowanych kobiet. Mężczyzna zwodzi policję już bardzo długo, jednak jest nadzieja, że tym razem może wyjawić całą prawdę. Czy tak się stanie? O tym musicie już przekonać się sami, sięgając po tę książkę.

Sprawą zajmuje się detektyw Daniel Ellis, który jest gotów spełnić wszystkie wystosowane przez skazańca warunki, byle tylko ten zaczął wreszcie mówić. Problem jednak polega na tym, że Ben stawia warunek, na którego realizację sam detektyw nie ma wpływu. Chce spotkać się z córką, z którą utracił kontakt w dniu aresztowania. Reni nie utrzymuje kontaktów z ojcem i odcina się od niego zupełnie. Czy wobec zaistniałej sytuacji da się przekonać do spotkania z ojcem? Tego oczywiście wam nie zdradzę, powiem tylko, że Reni stoczy ze sobą wewnętrzny bój na szali, którego stać będzie powrót do bolesnej, trudnej przeszłości i poczucie powinności wobec osób, które nie zaznają spokoju, dopóki ich krewni nie wrócą do domu i nie zostaną godnie pochowani.

Muszę przyznać, że fabularnie książka bardzo mnie zaciekawiła, gdyż autorka podeszła do podjętego w niej tematu w dużej mierze w aspekcie psychologicznym. Skłania swoich czytelników do dwóch istotnych rozważań. Po pierwsze, morderca nie ma wypisane na twarzy, że jest mordercą. Może mieć dwa zupełnie różne oblicza. Ben był kochającym ojcem, który uwielbiał swoją córeczkę. To właśnie z nim dziecko miało silną więź. Dlaczego więc wciągnął je w swoją chorą grę? Ponadto pisarka wykazała, że badania wskazują, iż badając ludzki mózg, możemy określić, czy dana osoba ma predyspozycje do stania się mordercą. Świadczą o tym trzy czynniki, które muszą zostać spełnione. Jeśli jesteście ciekawi, o jakich czynnikach mowa, nie pozostaje wam nic innego, jak przeczytać książkę.

W momencie, kiedy w opisie książki przeczytałam, że decydując się na spędzenie czasu z tym tytułem, dostanę mrożący krew w żyłach thriller, od którego nie będę mogła się oderwać, wiedziałam, że nadejdzie moment, kiedy trafi w moje ręce. I teraz gdy wreszcie to się stało, z przykrością muszę przyznać, że czuję się zawiedziona konfrontacją obietnic z rzeczywistością. A to dlatego, że całość jest bardzo nierówna, jeśli chodzi o napięcie i znaczna część opisywanych na jej kartach wydarzeń była dla mnie nużąca. Owszem czeka na nas kilka zwrotów akcji, które zaskakują. Oczywiście nie napiszę zbyt wiele, ale uchylając rąbka tajemnicy, powiem tylko, że umysł dziecka ma tę niesamowitą zdolność, że w sytuacji, kiedy w jego życiu dochodzi do wydarzeń, z którymi nie byłoby sobie w stanie poradzić, umysł po prostu je blokuje. Prawda jednak prędzej, czy później do niego wróci, a wtedy wszystko, co przeżyliśmy, możemy zobaczyć w zupełnie innym świetle, odkrywając mroczne rodzinne tajemnice, o czym przekona się Reni.

Myślę, że przyznacie mi rację, iż tematycznie książka kryje w sobie ogromny potencjał na świetny thriller. W moim odczuciu jednak nie został on zupełnie wykorzystany. Choć początek był obiecujący, a zakończenie bardzo ciekawe i zaskakujące, to w środku coś nie zagrało. Zabrakło mi obiecanego napięcia, poczucia niepokoju i niepewności tego, co wydarzy się za chwilę, a na to właśnie liczę, sięgając po thriller. Jest jednak jeszcze jeden bardzo ważny wątek, który rodzi w nas czytelnikach pytanie: Jak bardzo to, co nas spotyka w dzieciństwie, może zdominować resztę naszego życia. Na ile dążenie do odkrycia prawdy może stać się niemalże naszą misją?

A powstaną one w momencie, kiedy razem z Reni dowiadujemy się, że Daniel, który przewodniczy wznowionej sprawie seryjnego mordercy z Inland Empire, jest w nią zaangażowany nie tylko służbowo, ale przede wszystkim prywatnie i emocjonalnie. Jak to możliwe, sprawdźcie już sami. To, czy warto przeczytać tę książkę, zostawiam indywidualnej rozwadze każdego, kto czyta moją recenzję. Ja mimo wszystko nie żałuję spędzonego z nią czasu, jednak zdecydowanie „Znajdź mnie” nie zostanie długo w mojej pamięci.
[Zakup własny]

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/03/znajdz-mnie-anne-frasier.html

" Znajdź mnie " Anne Frasier

Poznajcie Reni Fischer, bohaterkę książki Anne Frasier „Znajdź mnie”, z której recenzją dziś do was przychodzę. Jest to młoda kobieta, która przez całe swoje życie podąża śladami innych osób. Jeszcze do niedawna była agentką FBI. Swoją codzienność podporządkowała temu, aby zrozumieć, naprawić i odpokutować grzechy innych, a przy tym spróbować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Zranione serca" Urszula Gajdowska.

Dzielimy życie z bliskimi nam osobami i żyjemy w przeświadczeniu, że bardzo dobrze je znamy i wiemy o nich niemalże wszystko. Tymczasem, często ku naszemu zaskoczeniu okazuje się, że owo przeświadczenie bywa bardzo złudne i mylące, gdyż jedyną prawdą jest to, że każdą osobę, nawet tę nam najbliższą poznajemy na tyle, na ile ona sama nam na to pozwoli. Zapominamy bowiem o tym, że poznać kogoś to nie znaczy, dostrzec tylko to, co na co dzień widoczne dla ludzkich oczu, ale zajrzeć znacznie głębiej. Wysłuchać historii życia tej osoby, ponieważ wtedy możemy zdać sobie sprawę, że jej powierzchowność, prezentowana wszystkim wokół każdego dnia, jest tylko maską pozorów, noszoną przez całe życie w imię wyższego dobra. Maską, za którą skrywane są bolesne przeżycia, trudne doświadczenia, niespełnione marzenia, utracone szanse na szczęście i prawdziwą miłość. Do tych oraz, jak za chwilę się przekonacie wielu innych bardzo życiowych i niezwykle wartościowych przemyśleń, skłania swoich czytelników Urszula Gajdowska autorka dzięki swojej najnowszej książce „Zranione serca”, o której chcę wam teraz pokrótce opowiedzieć.

Już w pierwszych słowach mojej recenzji mogę was zapewnić, że jest to niezwykle prawdziwa w swojej wymowie, a przez to mocno chwytająca za serce powieść historyczna, która angażuje nas w bieg toczących się na jej kartach wydarzeń od pierwszej do ostatniej strony. Przystępując do lektury, zostajemy przeniesieni na Podlasie 1869 roku, a więc czasy po powstaniu styczniowym, kiedy mimo utraconych majątków i carskich prześladowań ludzie nie tracą nadziei na odzyskanie przez Polskę niepodległości.

Wspólnie z główną bohaterką najmłodszego literackiego dziecka autorki Luizą Lubieniecką, trafiamy do posiadłości jej dziadków. Młoda kobieta w majątku baronostwa spędzi wakacje i przerwę w pracy nauczycielki w warszawskiej pensji dla dziewcząt. Ten czas, o czym nasza bohaterka jeszcze nie wie, wpłynie znacząco na sposób postrzegania osób, które kocha i ich życia, a także zupełnie odmieni jej własne życie. Zrozumie bowiem, że prawda o człowieku i jego, życiu najczęściej schowana jest głęboko w sercu, a przekona się o tym, odkrywając sekrety i tajemnice swojej rodziny, a ściślej rzecz ujmując nestorki rodu babci Liwi, która chcąc ustrzec wnuczkę przed nieświadomym powieleniem jej błędów z przeszłości, odkrywa przed nią bardzo bolesną historię swojego życia u boku bezwzględnego męża. Teraz już wie, że decyzje i wybory, których dokonujemy w życiu, znacząco wpływają na naszą przyszłość i jeśli wybierzemy źle, możemy ściągnąć na nasze barki krzyż, który będziemy dźwigać latami, a nie rzadko nawet przez całe życie. A ponadto, piętno naszej decyzji może odcisnąć się dotkliwie na życiu innych, niczemu niezawinionych osób.

Sama Luiza być może nigdy nie poznałaby tych mocno przejmujących kolei losów życia małżeńskiego swojej krewnej, gdyby nie pewna noc, kiedy to zastaje swoją babcię czytającą list, na który kapią jej łzy. Mało tego posłańcem, który dostarczył list kobiecie, okazuje się hrabia Edwin Horodyński, członek sąsiadującego z dworem Lubienieckich, aczkolwiek od lat zwaśnionego z nimi dworu Horodyńskich właśnie. Pod wpływem tej sceny Luiza postanawia znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania i obawy. Co stoi za konfliktem, który poróżnił oba rody, jak również, czy ona sama może czuć się bezpieczna, przebywając blisko Edwina Horodyńskiego, który ze względu na swoje uwielbienie do płci pięknej nie cieszy się zbyt dobrą opinią? Jeśli i wy jesteście ciekawi odpowiedzi na te pytania, a jestem przekonana, że tak właśnie jest, to koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Ja niczego więcej nie zdradzę ponadto, że Urszula Gajdowska podjęła się poruszenia naprawdę trudnych tematów, które poruszą każdego, kto spędzi czas z tą wspaniałą książką. Przeczytamy tu o przemocy, zazdrości poświęceniu dla dobra innych, samotności, tęsknocie za prawdziwą miłością i pragnieniem nigdy niezaznanego szczęścia, ale także o stracie, śmierci i największym cierpieniu, jakiego może doświadczyć kobieta i matka. To, co dodatkowo mocno ujęło mnie za serce to uwaga, jaką autorka poświęca problemom zdrowotnym osób starszych, takim jak demencja starcza i opiece nad nimi.

Zapewne domyślacie się już, że podczas czytania tej książki w sercu każdego z nas zrodzi się bardzo wiele silnych emocji, a nawet wyciśnie ona łzy z naszych oczu. Stanie się tak za sprawą dojmującego autentyzmu wszystkiego, o czym czytamy, jak również ponadczasowości podjętych w niej tematów, Doskonale wiedziała o tym również Ula, dlatego, aby pozwolić swoim czytelnikom odetchnąć i ochłonąć zrównoważyła całość, wplatając w kreowaną przez siebie opowieść wątek romansu opartego na swego rodzaju grze oplecionej w konwenanse, w której nie brakuje humoru sytuacyjnego. Wydawać, by się mogło, że jest to powieść typowo kobieca. Myślę jednak, że z uwagi na bardzo ciekawy wątek w pewnej mierze zagadki kryminalnej, która może rzucić zupełnie nowe światło na tragiczne zdarzenia mające swój początek jeszcze w powstaniu, a której rozwiązania podjął się duet idealny, mężczyźni również doskonale odnajdą się w tej historii.

Nie są to jednak jeszcze wszystkie atuty tej książki. Jak przystało na powieść historyczną, autorka wspaniale oddała klimat i realia tamtych czasów, a także wzbogaciła ją o bardzo istotne fakty historyczne, jak również ciekawostki dotyczące wiejskich obyczajów. Oczywiście nie mogłabym nie wspomnieć o wspaniałej kreacji bohaterów powieści, zarówno tych pierwszoplanowych, jak i drugoplanowych. W parze z wielowątkowością powieści idą również jej wielowymiarowi bohaterowie. Tak jak samo życie nigdy nie jest tylko czarne albo tylko białe, tak samo oni są barwni i niejednoznaczni. Natomiast ich postawy, zachowania i decyzje wzbudzają w nas czytelnikach często skrajnie różne odczucia. Przy czym samej autorce udało się uniknąć ich oceniania i tego samego uczy nas. Pamiętajmy o tym, że nie mamy prawa nikogo oceniać, ponieważ nigdy nie założymy tych samych butów, w których ten ktoś kroczy przez życie.

Myślę, że już wiecie, iż warto przeczytać „Zranione serca”, ale niech wybrzmi to, że ja z całego serca każdemu tę książkę polecam. Możecie mi wierzyć, że pochłonie was ona bez reszty i odłożycie ją na półkę z poczuciem wielkiej satysfakcji czytelniczej. Jeszcze długo po skończonej lekturze będziecie o niej myśleć w odniesieniu do własnego życia, by wreszcie zrozumieć, że wszystko, co nas spotyka ma swój początek i koniec w miłości.

[Materiał reklamowy] Autorka Urszula Gajdowska autorka, Wydawnictwo Szara Godzina.

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/03/zranione-serca-urszula-gajdowska.html#disqus_thread

"Zranione serca" Urszula Gajdowska.

Dzielimy życie z bliskimi nam osobami i żyjemy w przeświadczeniu, że bardzo dobrze je znamy i wiemy o nich niemalże wszystko. Tymczasem, często ku naszemu zaskoczeniu okazuje się, że owo przeświadczenie bywa bardzo złudne i mylące, gdyż jedyną prawdą jest to, że każdą osobę, nawet tę nam najbliższą poznajemy na tyle, na ile ona sama nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Dama w kapeluszu" Anna Stryjewska / recenzja premierowa

Witam was moi kochani w wyjątkowym dla mnie, wielbicielki dobrej książki, jak i z pewnością również dla szerokiego grona pozostałych czytelników dniu. A ten dzień bez wątpienia czyni wyjątkowym dzisiejsza uroczysta premiera najnowszej książki Anny Stryjewskiej „Dama w kapeluszu”, którą świętujemy wspólnie z autorką oraz wydawnictwem Skarpa Warszawska, które wspaniale zaopiekowało się najmłodszym literackim dzieckiem Ani. Nie da się zaprzeczyć, że dzień premiery jest najlepszym momentem, aby opowiedzieć wam nieco więcej o historii, którą skrywają karty powieści, co też z wielką radością i przyjemnością uczynię. Posłuchajcie zatem.

Tym razem akcja powieści osadzona została w dwudziestoleciu międzywojennym i w przeważającej części dzieje się w Łodzi, która jak wiemy, jest bardzo bliska sercu Ani. Zanim jednak przeniesiemy się do tego miasta, najpierw rozpoczynając lekturę książki, trafiamy do niewielkiej wioski pod Rzgowem, gdzie wspólnie z rodziną mieszka jej główna bohaterka, młodziutka Apolonia Marchew. Już z chwilą rozpoczęcia lektury książki silne emocje chwytają nas za serce, bo oto stajemy się obserwatorami bardzo poruszającej sceny, w której dziewczyna zmuszona jest uciekać z domu z zaledwie kilkoma groszami przy duszy otrzymanymi od matki zatroskanej o bezpieczeństwo córki. I tak zaczynamy towarzyszyć Poli w trudnej drodze w nieznane, ku niepewnej przyszłości.

Jak wiadomo, Łódź tamtego okresu w historii Polski to miasto niezwykle różnorodne, stanowiące zlepek czterech kultur, a także, o czym przeczytamy w książce miejsce wielu zmian kulturowych i artystycznych. To właśnie wtedy zaczęły powstawać kabarety i teatry. Wówczas organizowano wystawy obrazów. Nie da się jednak nie wspomnieć, iż tamtejsza Łódź to miejsce wielu kontrastów, co wspaniale udało się autorce ukazać w książce. Nie tylko tych wewnętrznych wynikających z różnic i odmienność między życiem ówczesnej bohemy a tym, jakie wiedli ludzie nisko urodzonych, o których nasza Pola przekona się z czasem, ale także tych będących niemalże przepaścią pomiędzy wsią a miastem, które dla dziewczyny, jawi się jako wielki świat pełen luksusu i przepychu.

Dzięki temu, że pisarka tak wspaniale oddała klimat i atmosferę tamtejszej epoki, my czytelnicy czujemy się częścią owych realiów, a sama Pola i jej los staje nam się bardzo bliska. Wspólnie z nią przemierzamy ulice miasta. Dziewczyna wynajmuje maleńki pokój w jego części zamieszkałej przez biedną część społeczeństwa. Teraz w niewielkiej przestrzeni, którą dzieli z czwórką współlokatorów, którzy podobnie jak ona sama wiedzą czym jest i jak smakuje bieda, stara się przetrwać w tej trudnej dla nich codzienności. Oczywiście nie chcę zdradzać zbyt wiele, abyście sami mogli odkrywać tę niezwykle życiową i zajmującą opowieść. Napiszę tylko, iż relacje międzyludzkie mające w tej powieści swój początek właśnie dzięki spotkaniu się w tej życiowej niedoli piątki wyrazistych postaci mają dla czytanej przez nas historii duże znaczenie. Dowodzą temu, że na to, jak potoczy się nasze życie, bardzo często istotny wpływ mają osoby, które spotykamy na jego drodze, o czym sama Apolonia jeszcze niejednokrotnie się przekona.

Nie będzie natomiast spojlerem, jeśli napiszę, że początki życia w nowym i zupełnie nieznanym dotychczas Poli środowisku nie były dla niej łatwe. Na szczęście mimo młodego wieku była ona osobą bardzo dojrzałą, pracowitą, odpowiedzialną i zdeterminowaną. Te wszystkie przymioty sprawiły, że udaje jej się znaleźć pracę w pracowni kapeluszy, w której klientkami są wytworne damy. Bardzo szybko okazuje się, że umiejętności zdobyte w domu rodzinnym przydają się naszej Poli i już wkrótce tworzone przez nią kapelusze zdobią głowy dam. W tym miejscu chciałabym zwrócić waszą uwagę właśnie na kapelusz. Jak również tytułową damę w kapeluszu. Otóż, kiedy bierzemy książkę do rąk i czytamy jej tytuł, z pewnością żywimy przekonanie, że to właśnie owa dama będzie główną jej bohaterką, Tymczasem autorka mocno nas zaskakuje i tak się nie dzieje. Jednak musicie wiedzieć, że dama w kapeluszu pojawia się w życiu Poli kilkakrotnie i za każdym razem mocno je odmienia. Sam kapelusz będący wówczas symbolem statusu społecznego, kobiecości i elegancji w życiu Poli odegra również znaczącą rolę.

Jeśli sięgniecie po ten tytuł, do czego oczywiście gorąco każdego zachęcam i namawiam, zapewniam was, że wszystko, o czym przeczytacie, zostawi trwały ślad w waszych sercach. Wyrazisty autentyzm kolei losów nie tylko Apolonii, ale także jej przyjaciół na dobre i na złe wywoła w czytelniku poruszenie, jak również refleksję nad przewrotnością losu. Tego, który niespodziewanie może odmienić nasze życie na lepsze, ale również tego, który czasem bardzo boleśnie uczy nas, aby doceniać to, co mamy i cieszyć się tym, gdyż w każdej chwili możemy to wszystko stracić, o czym świadczy zaskakujące, a wręcz szokujące zakończenia, z którym zostawia nas autorka, a uwierzcie mi takich niespodziewanych zwrotów, akcji w całości fabuły czeka na nas co najmniej kilka, ale o tym musicie przekonać się już sami.

W ostatnich słowach mojej recenzji chcę serdecznie pogratulować Tobie Aniu kolejnej wspaniałej powieści w twoim dorobku twórczym, a wydawnictwo Skarpa Warszawska nieśmiało, aczkolwiek bardzo serdecznie prosić o kontynuację, perypetii Poli, gdyż otwarte zakończenie „Damy w kapeluszu” wręcz się o nią prosi.

[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska]

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/03/dama-w-kapeluszu-anna-stryjewska_13.html

"Dama w kapeluszu" Anna Stryjewska / recenzja premierowa

Witam was moi kochani w wyjątkowym dla mnie, wielbicielki dobrej książki, jak i z pewnością również dla szerokiego grona pozostałych czytelników dniu. A ten dzień bez wątpienia czyni wyjątkowym dzisiejsza uroczysta premiera najnowszej książki Anny Stryjewskiej „Dama w kapeluszu”, którą świętujemy wspólnie z autorką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

" Czerwony pamiętnik" Ewelina Klimko

Bardzo cieszy mnie fakt, że nasz polski rynek wydawniczy rośnie w siłę. Moje serce czytelniczki raduje się ogromnie, kiedy mam możliwość sięgnąć po książkę debiutującego autora. Za każdym razem jest to dla mnie swego rodzaju podróż w nieznane, w którą chętnie się wybieram i której jestem bardzo ciekawa. Dziś chciałabym w taką podróż zabrać również was, gdyż w ostatnim czasie dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dragon miałam wielką przyjemność spędzić wyjątkowy czas na lekturze pierwszej w dorobku twórczym Ewelina Klimko powieści „Czerwony pamiętnik” i już teraz muszę przyznać, że było to dla mnie niezapomniane przeżycie czytelnicze.

Zanim jednak opowiem nieco więcej o książce, chciałabym podzielić się z wami tym, czego możemy dowiedzieć się od samej autorki, chociażby na spotkaniach autorskich, a co mnie mocno ujęło za serce i sprawiło, że zupełnie inaczej odebrałam wszystko to, o czym przeczytamy na kartach tego tytułu. Otóż tytułowy czerwony pamiętnik istnieje naprawdę i jest wyjątkową pamiątką po nieżyjącej już babci pisarki, który to otrzymała po jej śmierci. Marzeniem babci było napisanie książki o swoim życiu, którego niestety nie zdążyła spełnić. Za to wnuczka postanowiła zrobić to za nią. I tak oto, między innymi na podstawie zapisków z owego pamiętnika powstała ta niezwykle klimatyczna i emocjonalna powieść. Nie bez powodu napisałam, że powstała ona nie tylko na podstawie wspomnianych zapisków, gdyż część z opisanych przez Ewelinę w książce wydarzeń jest fikcją literacką obrazującą życie babci Michaliny takim, jakim chciałaby je widzieć jako jej wnuczka.

Przejdźmy już zatem do samej fabuły utworu, która została podzielona na dwie płaszczyzny czasowe. Pierwszą z nich stanowi współczesność, w której poznajemy Emilię. Młodą kobietę, która wspólnie z przyjacielem prowadzi pracownię dzieł sztuki oraz galerię. Ponadto fascynują ją stare przedwojenne domy i przedmioty, którym nadaje nowe życie. Postanawia odrestaurować starą biblioteczkę babci, w której znajduje schowek skrywający jej osobisty pamiętnik. My czytelnicy wspólnie z kobietą przenosimy się do czasów drugiej wojny światowej, a także czasów powojennych, w których wspólnie z Emilią poznajemy trudy życia młodziutkiej dziewczyny w czasach wojennej zawieruchy i niepewności jutra, które nigdy może nie nadejść. Poznając koleje jej losów, doświadczamy bardzo wielu silnych emocji. Nie tylko tych trudnych wynikających z czasów, w jakich przyszło jej żyć. Strach, zwątpienie, brak sił do walki, ale także tych pięknych jak miłość, determinacja, nadzieja.

Ten pamiętnik miał sprawić, że Emilia pozna lepiej swoją babcię i rzeczywiście tak się stało. Czytając tę książkę, uświadamiamy sobie, jak niewiele wiemy o naszych bliskich. Historia Michaliny przypomina nam, aby doceniać i dostrzegać to, co mamy. Często bowiem żyjemy owładnięci tęsknotą, ułudą, mrzonką, nie dostrzegając wartości tego, co mamy obok siebie. Również doświadczenie życiowe tej kobiety uczy nas, abyśmy nie oceniali zbyt pochopnie innych ludzi. Życie bowiem nierzadko wymusza na nich zakładanie masek, które uniemożliwiają im bycie do końca sobą, a tym samym postępowanie w zgodzie z samym sobą.
To jednak jeszcze nie ostatnia życiowa lekcja, którą dostaniemy, sięgając po tę książkę. Jej lektura uświadomi nam również, że przeszłość naszych krewnych, nigdy nie jest wyłącznie ich przeszłością, gdyż jak sami się przekonacie, w tej opowieści przeplata się ona z teraźniejszością i dopełnia przeznaczenia.

„Dziewczyna popatrzyła na siebie i wydawało jej się, że jest starsza niż w rzeczywistości. Dostrzegła w sobie pewną nieuchwytną zmianę, jakby przeżycia babci na nią wpłynęły. Zdawała sobie sprawę, że doświadczenia przodków kształtują potomnych, i można odziedziczyć pamięć wydarzeń, które rozgrywały się na wiele lat przed ich urodzeniem. Teraz miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze”.

„Czerwony pamiętnik” to piękna i niezwykle klimatyczna powieść fabularyzowana z solidnie dopracowanym tłem historycznym, która poruszy każdego, kto zechce poświęcić jej swój czas, do czego gorąco zachęcam. Jestem przekonana, że dotknie ona najczulszych strun waszych serc i dusz. Nie mogłabym nie wspomnieć także o tym, że jest to również książka o książkach. Książkach, które są naszym dziedzictwem i które w tej powieści, a także w historii naszego kraju odegrały bardzo ważną rolę. Każdy znajdzie w tej historii coś dla siebie. Bo choć mogłoby się, wydawać, że jest ona adresowana do kobiet, to mężczyźni również na pewno będą zadowoleni, oddając się jej lekturze. Satysfakcję czytelniczą zapewnią nam nie tylko wciągająca historia i tło historyczne, ale także zajmująca zagadka kryminalna, którą wspólnie z bohaterami próbujemy rozwikłać. Na uwagę i uznanie zasługuje również plastyczny, wręcz malujący przed naszymi oczami słowem piękne obrazy język, jak również ciekawe kreacje bohaterów, którzy są mocno niejednoznaczni.

Te wszystkie aspekty sprawiają, iż bez wahania mogę napisać, że debiut literacki okazał się bardzo udany, co bez wątpienia czyni Ewelinę Klimko bardzo obiecującą autorką. Oddała w nasze ręce książkę, która od początku budzi naszą ciekawość i zainteresowanie Tak zostaje aż do ostatnich stron, a samo zakończenie zaskakuje. Kochana serdecznie Ci gratuluję i z niecierpliwością, czekam na to, co teraz dla nas przygotujesz. Jestem pewna, że babcia patrzy na Ciebie z góry i jest dumna.

[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Dragon.

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/03/czerwony-pamietnik-ewelina-klimko.html

" Czerwony pamiętnik" Ewelina Klimko

Bardzo cieszy mnie fakt, że nasz polski rynek wydawniczy rośnie w siłę. Moje serce czytelniczki raduje się ogromnie, kiedy mam możliwość sięgnąć po książkę debiutującego autora. Za każdym razem jest to dla mnie swego rodzaju podróż w nieznane, w którą chętnie się wybieram i której jestem bardzo ciekawa. Dziś chciałabym w taką podróż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

" Matylda. Droga ku przyszłości" Aneta Krasińska

Minął niespełna tydzień od premiery najnowszej książki Aneta Krasińska - autorka „Matylda. Droga ku przyszłości” wydanej pod opieką wydawnictwa Skarpa Warszawska. Czas więc, żebym opowiedziała wam o tej powieści kilka słów, co uczynię z wielką przyjemnością, gdyż już teraz mogę szczerze napisać, że pokochałam ją od pierwszych jej stron i znalazła ona swoje miejsce w moim sercu.

Nie będę ukrywać, że stało się tak w znacznej mierze za sprawą głównej bohaterki książki. Pozwólcie zatem, że swoją recenzję rozpocznę od przybliżenia wam jej postaci. Jestem bowiem pewna, że dzięki temu, nie tylko zrozumiecie moje zamiłowanie do historii opisanej na kartach tej bardzo wartościowej i poruszającej książki, ale w co mocno wierze, skradnie również wasze serca.

Matylda Daszkowska, bo to o niej mowa, jest dziesięcioletnią dziewczynką dorastającą w okresie dwudziestolecia międzywojennego, do którego tym razem przeniosła swoich czytelników autorka. To bardzo mądre i rezolutne dziecko, które mimo młodego wielu wykazujące się ogromną dojrzałością Życie nigdy jej nie rozpieszczało. Matylda wspólnie z rodziną mieszka w niewielkiej wiosce. Wie, czym jest ciężka praca i skromne życie. Pragnie dla siebie lepszej przyszłości i ma świadomość, że przepustką do niej jest nauka, którą uwielbia. Jej głód wiedzy i miłość do książek jest imponujące i sprawia, że Matyldzia bardzo szybko zjednuje sobie nas czytelników, budząc naszą sympatię. W momencie, kiedy przystępujemy do czytania książki, widzimy, jak wielką pociechą i wsparciem jest dla swojej rodzicielki, która została sama z czwórką dzieci na gospodarstwie, kiedy mąż Antoni wyruszył na Wielką Wojnę. Teraz nastał kres tej wojennej tułaczki. Ojciec po dwóch latach wraca do domu i najbliższych. Zgodnie z decyzją niemieckich władz okupacyjnych wioska zostaje przyłączona do Łodzi. Ludzie próbują odbudować swoje życie na nowo. Ta rodzina nie wie jednak jeszcze, że ich spokój nie potrwa długo, gdyż los ześle na ich dom śmierć. A tych, którzy będą ją przeżywać, ogarnie marazm i otępienie. Wraz z tym traumatycznym przeżyciem skończy się dzieciństwo Matyldy. Samo życie wymusi na niej konieczność szybkiego dorastania. Przez cały czas mocno trzymamy kciuki za szczęście naszej bohaterki, ale możecie mi wierzyć, że to dopiero początek jej trudnej drogi.

To, co bardzo ważne i o czym warto wspomnieć, to niezwykle ciekawy, wręcz obrazowy sposób ukazania przez autorkę rozwoju Łodzi. Zmian zachodzących w tym przemysłowym mieście, w odniesieniu do tych następujących w życiu samej Matyldy. Mamy tutaj wspaniale naświetloną sytuację społeczno-polityczną miasta, gdzie Polacy żyją obok Niemców, Żydów i Rosjan. Jak możecie się domyślać, taka mozaika narodowości i kultur, a co się z tym wiąże, także wielu różnic narodowościowych rodzi rywalizację. Jednak czytając książkę, przekonacie się, że mimo tego, ludzie ci mogli sobie wzajemnie pomóc i tak też czynili. Namacalnych przejawów takowej pomocy doświadcza także Matylda, czego dowiadujemy się już z opisu na okładce książki. Przeczytamy tutaj o relacjach międzyludzkich, które wedle przyjętych podziałów nigdy nie powinny zaistnieć, a także przyjaźni ponad wszelkimi podziałami, która staje się wyjątkowym wsparciem w chwilach, kiedy serce już młodej kobiety wypełniają strach i obawy.

Mocno wyrazisty autentyzm fabuły książki w połączeniu z kreacją bohaterów z krwi i kości sprawia, że wchodzimy w tę historię całym sobą. Chłoniemy ją. Dobro Matyldy leży nam na sercu. Jesteśmy pełni podziwu dla jej siły i determinacji, a także tego, że we wszystkim, czego doświadcza, potrafi dostrzec szansę na to, by nauczyć się czegoś nowego, a co najważniejsze umie tę szansę wykorzystać. Mimo, że, jak wiemy, jest to dopiero początek serii, a więc autorka przedstawia nam tylko jej zarys, a tym samym nie może pokazać zbyt wiele z całości realizacji swojego pomysłu na tę trylogię, to mnie już bardzo poruszyła i wzruszyła.

Dzięki tej części historii poczułam wielką siłę więzi rodzinnych, ból straty, samotność, ale także to właśnie ta historia przywraca wiarę w ludzi i to, że pomocną dłoń możemy otrzymać, od kogoś po kim byśmy się tego zupełnie nie spodziewali. Ponadto zyskałam książkową przyjaciółkę, do której chcę, jak najszybciej wrócić. Jestem bardzo ciekawa, co szykuje dla niej życie, a ściślej rzecz ujmując sama autorka. I przyznam otwarcie, że drżę z niepokoju, gdyż wiem, że Aneta jest jedną z tych pisarek, które nie oszczędzają swoich bohaterów. Zapewne więc Matylda na swojej drodze ku przyszłości napotka jeszcze wiele przeciwności.

[Materiał reklamowy] Wydawnictwo Skarpa Warszawska

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/03/matylda-droga-ku-przyszosci-aneta.html#disqus_thread

" Matylda. Droga ku przyszłości" Aneta Krasińska

Minął niespełna tydzień od premiery najnowszej książki Aneta Krasińska - autorka „Matylda. Droga ku przyszłości” wydanej pod opieką wydawnictwa Skarpa Warszawska. Czas więc, żebym opowiedziała wam o tej powieści kilka słów, co uczynię z wielką przyjemnością, gdyż już teraz mogę szczerze napisać, że pokochałam ją od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Zamieć" Karolina Wójciak

Nie wiedzieć czemu śnieg od najmłodszych lat budzi w nas fascynację. Kiedy tylko nadejdzie zima, wszyscy z niecierpliwością wyczekujemy jego pierwszych opadów. A gdy wreszcie biały puch pokryje wszystko wokół, ulegamy urokowi tej niczym bajkowej aury. Jednak, jak wszystko w życiu także aspekt nastania zimy wygląda zupełnie inaczej, jeśli spojrzymy na tę porę roku z zupełnie innej perspektywy. Czego świadomość mają osoby mieszkające w górach. W nich zima budzi strach i nierzadko spędza im sen z powiek. To oni doskonale wiedzą, jak nieprzewidywalne i niebezpieczne bywają siły natury, a przede wszystkim, jak bezbronny w ich obliczu staje się człowiek. We mnie samej zima wzbudza lęk. Mam wrażenie, że może sprzyjać przebudzeniu się uśpionego zła, a jednocześnie jest idealnym jego sprzymierzeńcem. A piszę wam o tym, gdyż właśnie przeczytałam najnowszą książkę Karolina Wójciak „Zamieć”, która nie tylko w pewien sposób utwierdziła mnie w słuszności moich obaw, ale także mocno je nasiliła. A już za chwilę, w dalszej części mojej recenzji przekonacie się, dlaczego tak się stało.

Wraz z rozpoczęciem lektury powieści przenosimy się do Kanady 1988 roku i trafiamy na stację paliw w Zapkios. Stacja, jak i wszystkie okoliczne miejscowości została sparaliżowana przez szalejącą zamieć, odcinając jej pracowników od reszty świata. Właśnie nastała pora nocnej zmiany, którą pełnić będzie Callie wspólnie ze swoim współpracownikiem Griffinem. Młoda kobieta nie pała entuzjazmem na myśl o swoim towarzystwie podczas tej zmiany, gdyż nigdy nie żywiła do swojego kolegi z pracy zbytniej sympatii. Mężczyzna jest upośledzony umysłowo, przez co porozumienie się z nim oraz współżycie społeczne jest mocno utrudnione. Dziewczyna ma jednak nadzieję, że z uwagi na tragiczne warunki pogodowe, nikt nie przyjedzie na stację i będzie to tylko nudny dyżur. Ku jej zaskoczeniu jednak na stacji pojawiają się mężczyźni, którzy potrzebują pomocy. Nasza bohaterka oczywiście udziela schronienia przybyszom. Nie wie jeszcze, że właśnie rozpoczął się największy koszmar w jej życiu, a ona będzie musiała walczyć o przetrwanie. Zdradzę wam, że książka rozpoczyna się swego rodzaju wycinkiem prasowym informującym czytelników, że na stacji zginęły cztery osoby. Nie wiadomo jednak, kto i dlaczego zabił.

Każdy, kto zdecyduje się sięgnąć po tę powieść, do czego już teraz serdecznie wszystkich zachęcam, od pierwszych jej stron zostanie wciągnięty niezwykle emocjonującą trzymającą swojego czytelnika w nieustannie rosnącym napięciu historię. Nasza bohaterka bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że chcąc pomóc, sprowadziła na siebie i Griffina śmiertelne niebezpieczeństwo, a śnieżyca stała się dla nich pułapką. Fabuła pochłonęła mnie bez reszty i nie mogłam oderwać się od czytania książki. Strach i niepewność tego, co wydarzy się za chwilę, wypełniły każdą komórkę mojego ciała. Nawet przez moment nie przypuszczałam, że to, co najbardziej przerażające i szokujące, a jednocześnie mocno chwytające za serce dopiero przede mną.

A to za sprawą podzielenia opisanych w książce wydarzeń na dwie perspektywy czasowe. Tym razem przenosimy się w czasie do roku 1969 i obserwujemy piekło pacjentów szpitala psychiatrycznego Riverview. To właśnie tutaj stosuje się nieludzkie metody leczenia. Osoby, które tu trafiają, cierpią i choć przebywają wśród ludzi, są pozostawione samym sobie. Oczywiście nie będę zdradzała zbyt wiele, gdyż to bardzo ważne, abyście sami niemalże na własnej skórze poczuli okrucieństwo, ból i bezsilność, jakiej doświadczali podopieczni tej placówki. Zapewniam was, że to, o czym przeczytacie, poruszy nawet najtwardsze serce, a tych silnych przeżyć, dopełni fakt, że ten szpital naprawdę istniał i działał. Autorka w mocno przejmujący sposób skonfrontowała nas z tamtejszymi realiami początków leczenia psychiatrycznego. Jesteśmy mocno przejęci tragedią, którą przeżywali ci ludzie i ich rodziny. Zastanawiamy się także, czy po tak traumatycznych przeżyciach i doświadczeniach da się zbudować normalne i szczęśliwe życie? Odpowiedź na to i wiele innych pytań, intrygujących zagadek i niewyjaśnionych tajemnic oczywiście czeka na was na kartach książki, więc niezwłocznie spędźcie swój wolny czas z tą wstrząsającą, niepokojącą, ale jednocześnie mocno zajmującą opowieścią.

Jak się zapewne domyślacie, obie płaszczyzny czasowe zastosowane w książce w pewnym momencie zazębiają się ze sobą i uwierzcie mi, tworzą zaskakującą, nieoczywistą całość, która jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę siedzi w naszej głowie. Skłania nas do trudnych refleksji i przemyśleń. Zanim zaczniecie czytać „Zamieć” zarezerwujcie sobie dużo wolnego czasu, gdyż na pewno odetnie was ona od otaczającej rzeczywistości. Klimat tej powieści jest tak mocno wyrazisty i odczuwalny, że nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że czytając ją, czułam przejmujące zimno na ciele. To z kolei sprawiało, że miałam wrażenie, iż jestem częścią wszystkiego, o czym czytam i wspólnie z Callie robię wszystko, co w mojej mocy, by przeżyć. Przy czym, obie czujemy się bardzo osamotnione w tej walce, nie wiedząc, czy jest jeszcze, ktoś, komu możemy zaufać. A mogę wam zdradzić, że tutaj do końca nie można być niczego pewnym. Nie wszystko jest takie, jakim wydaje się na początku, więc nie ufaj nawet samemu sobie.

Karolina Wójciak oddała w nasze ręce nieprzewidywalną, dopracowaną w każdym calu historię, która na pewno wywoła silne emocje. Nie tylko, ze względu na zagadkę kryminalną, ale także, a może przede wszystkim ze względu na jej bardzo życiowy i boleśnie prawdziwy wymiar. Uświadamia nam, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest konsekwencją czegoś. Bagaż życiowych doświadczeń i przeżyć budujący naszą przeszłość, bez wątpienia wpływa na naszą teraźniejszość. A tym samym na nasze wybory, decyzje i podejmowane działania. Autorka nie pozostawia nas jednak bez nadziei, zostawiając z bardzo ważną myślą. Nigdy nie trać nadziei na lepsze jutro. Nie każdy z nas miał szansę na dobry życiowy start, ale jeśli tylko będziemy chcieli i się postaramy, mamy szansę na piękną przyszłość. Z tą pozytywną myślą was zostawiam i życzę zaczytanego weekendu. Mam nadzieję, że spędzicie go na lekturze „Zamieci”.

[Zakup własny].

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/03/zamiec-karolina-wojciak.html

"Zamieć" Karolina Wójciak

Nie wiedzieć czemu śnieg od najmłodszych lat budzi w nas fascynację. Kiedy tylko nadejdzie zima, wszyscy z niecierpliwością wyczekujemy jego pierwszych opadów. A gdy wreszcie biały puch pokryje wszystko wokół, ulegamy urokowi tej niczym bajkowej aury. Jednak, jak wszystko w życiu także aspekt nastania zimy wygląda zupełnie inaczej, jeśli spojrzymy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

" Powrót matki" Danuta Awolusi / recenzja przedpremierowa

Warto pomagać i to nie ulega żadnej wątpliwości. Jednak dziś porozmawiamy sobie o tym, jak łatwo jest zatracić się w chęci pomocy i bardzo szybko wcielić się w rolę opiekuna dla wszystkich, zapominając przy tym o tym, co najważniejsze. A mianowicie by zatroszczyć się o siebie. Nad tą, a także wieloma innymi bardzo ważnymi życiowymi kwestiami pochylimy się w odniesieniu do najnowszej książki Danuty Awolusi „Powrót matki”, którą wczoraj skończyłam czytać, a teraz z przyjemnością o niej opowiem.

Bohaterką powieści jest Mela. Żona i matka dwójki dorastających dzieci. Kobieta pracuje jako menadżerka w restauracji sushi. Współpracownicy są dla niej niczym rodzina, której tak naprawdę nigdy przedtem nie miała. Choć mieszkała z matką, to nie dane jej było poczuć się dzieckiem. Musiała bardzo szybko dorosnąć. Los, a ściślej rzecz ujmując, postępowanie matki wymusiło na niej zamianę ról w ich relacji. To Mela dbała o dom i na swój dziecięcy sposób cieszyła się, że może zaopiekować się mamą i sprawić jej przyjemność. Jeszcze wtedy nie do końca rozumiejąc, że nie tak powinna wyglądać jej codzienność. To, co najgorsze nastąpiło jednak na kilka dni przed osiemnastymi urodzinami dziewczyny. Matka została aresztowana i skazana wieloletnim wyrokiem. Zostawiła córkę samą i złamała jej życie.

W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury, od tamtejszych wydarzeń minęło już dwadzieścia lat i właśnie nastał kres odbywania kary pozbawienia wolności dla Wandy. Mela odbiera matkę z więzienia i przywozi do swojego domu. Zdaje sobie sprawę, że powrót matki nie będzie łatwy, ale nie wie jeszcze, że tegoroczne wakacje, które właśnie się rozpoczynają, będą trudnym czasem nie tylko dla niej, ale także dla jej rodziny, gdyż życie postawi ich przed bardzo ciężką próbą w konfrontacji z traumami i tajemnicami przeszłości oraz niewypowiedzianym żalem. Próbą, z której ta rodzina może już nigdy nie wyjść cało.

Rodzina od zawsze była dla Meli najważniejsza. Mąż, córka i syn bardzo jej potrzebują. Każde z nich ma swoje problemy, z którymi próbują sobie na swój sposób poradzić. Pojawienie się Wandy burzy jednak ich z trudem osiągniętą stabilizację i odciska piętno na każdym z nich. Mela stara się zrobić, co w jej mocy, aby poukładać wszystko tak, by nowa sytuacja nie stała się ciężarem dla jej bliskich. Nie jest prosto. Bardzo szybko dostrzegamy, że ludzie ci oddalają się od siebie. Wanda i Mela stają przed bardzo trudnym zadaniem podjęcia starań o odbudowę wzajemnych relacji, ale czy to jeszcze jest możliwe? O tym musicie przekonać się już sami, zagłębiając w tę historię, do czego serdecznie każdego, kto czyta tę recenzję, gorąco zachęcam.

„Powrót matki” to bardzo życiowa i mocno autentyczna opowieść o kobietach, które miały w swoim życiu ciągle pod górkę i nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że tak jest do dziś. Poznając Wandę, początkowo możemy ocenić ją bardzo surowo, ale dzięki temu, że fabuła książki została podzielona na dwie płaszczyzny czasowe, mamy możliwość spojrzenia na jej przeszłość i teraźniejszość jej oczami, a wtedy już ocena tej postaci nie będzie tak mocno jednoznaczna. W życiu bowiem nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Dziś kobieta będzie musiała odnaleźć się w zupełnie innym świecie, niż ten, który opuściła, trafiając za więzienne mury. Jak się przekonacie, powrót na łono społeczeństwa nie będzie łatwy, tym bardziej że dawne życie po raz kolejny daje o sobie znać.

Muszę przyznać, że nie jestem w stanie usprawiedliwić postępowania Wandy, ale musicie wiedzieć, że jej również życie nigdy nie rozpieszczało. Mając to na uwadze, przez cały czas mocno trzymałam kciuki za to, aby kobiety zdobyły się na szczerość i otwartość wobec siebie. Bo dopiero gdy wybrzmi skrywana przez lata prawda, jest szansa na wybaczenie, nie tylko innym, ale przede wszystkim samemu sobie. A tym samym nadzieja na normalne życie. Przeczytajcie koniecznie dającą mocno do myślenia książkę i przekonajcie się, czy tym kobietom to się uda.

Jeśli macie ochotę na mądrą powieść obyczajową, która sprawi, że po odłożeniu jej na półkę jeszcze długo nie przestaniecie o niej myśleć, gdyż wszystko, o czym w niej przeczytaliście, zaczniecie przenosić na płaszczyznę własnego życia, stawiając się na miejscu jej bohaterek, to ta pozycja będzie doskonałym wyborem. Nie doświadczycie tu wartkiej akcji i spektakularnych zwrotów wydarzeń, ale czeka na was, coś o wiele ważniejszego. Poczujecie siłę miłości dziecka do matki, która, choć zostanie naznaczona wieloma przeciwnościami, nigdy nie wygasa. Przeczytacie także o błędach przeszłości i ich wpływie na dalsze życie, młodzieńczym uczuciu, za które często przychodzi nam zapłacić wysoką cenę. Pisarka uświadamia nam również, jak zgubna dla młodego człowieka może okazać się wizja pozornie łatwego zysku oraz słuszność powiedzenia, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Przypomnicie sobie trudy dorastania nastolatków i ich dążenie do życia w zgodzie z samym sobą.

Mam nadzieję, że wiecie już, że warto spędzić swój wolny czas z tym tytułem i że zrobicie to niezwłocznie. Uwierzcie mi, naprawdę warto. Danuta Awolusi po raz kolejny nie zawodzi. Całość czyta się bardzo płynnie i szybko, co sprawia, że niepostrzeżenie dla samych siebie docieramy do ostatniego zdania zapisanego w książce z poczuciem gwarantowanej satysfakcji czytelniczej.

PREMIERA 6 MARCA 2024
E-book dostępny już na Legimi.

[Zakup własny].

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/02/powrot-matki-danuta-awolusi.html

" Powrót matki" Danuta Awolusi / recenzja przedpremierowa

Warto pomagać i to nie ulega żadnej wątpliwości. Jednak dziś porozmawiamy sobie o tym, jak łatwo jest zatracić się w chęci pomocy i bardzo szybko wcielić się w rolę opiekuna dla wszystkich, zapominając przy tym o tym, co najważniejsze. A mianowicie by zatroszczyć się o siebie. Nad tą, a także wieloma innymi bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie pamiętam cię, córeczko" Danka Braun

„Po co żyć na tym popapranym świecie, kiedy nic, co nas otacza, nie jest prawdziwe, i jeśli nikomu nie można zaufać?”

Ten cytat znajdziecie na kartach najnowszej książki Danki Braun „Nie pamiętam cię, córeczko”, z której recenzją dziś do was przychodzę. W moim odczuciu doskonale odzwierciedla on charakter tej, co już teraz mogę wam zdradzić, bardzo wciągającej i w żadnej mierze nieoczywistej powieści. Już na początku autorka konfrontuje swoich czytelników z bardzo złożonym i przerażającym doświadczeniem, jakim jest utrata pamięci, a co za tym idzie rodzącym się lękiem, obawami i niepewnością w głowie i sercu osoby na nią cierpiącej.

Dokładnie tak czuje się główna bohaterka poznawanej przez nas historii. Kobieta, którą spotykamy w jednym z krakowskich szpitali. Nie wie, kim jest, nie wie, jak się nazywa. Według tego, co słyszy od lekarza, ma na imię Laura, a jej tożsamość potwierdził mąż, gdyż ona sama trafiła do placówki medycznej bez żadnych dokumentów. Wkrótce w sali Laury pojawia się mężczyzna, który podaje się za jej męża. Utrzymuje on, że są kochającym się kilkunastoletnim małżeństwem, którego owocem jest pięcioletnia córka Maja. Wydawać by się mogło, że Laura, która padła ofiarą brutalnego napadu, teraz wszystko, co najgorsze ma już za sobą. Nie jest to jednak takie proste, gdyż ona nie tylko nic nie pamięta, ale także nic nie czuje. Żadne ciepłe uczucia do Aleksa nie budzą się w jej sercu. Co gorsza, po powrocie do domu, nie poznaje również małej dziewczynki, a serce nie wyrywa się do dziecka. Jak to możliwe, że matka nie czuje nic do własnej córki? Jak wiadomo, po tak traumatycznych przeżyciach potrzeba czasu, aby dojść do siebie i zaakceptować nowy stan rzeczy. Naszej bohaterce w pewien sposób się to udaje, aż do momentu, kiedy nastaje noc, a w jej snach pojawia się nieznajomy mężczyzna z dziewczynką. Laura za każdym razem czuje z tą dwójką niezrozumiałą dla siebie silną emocjonalną więź. Nie wie jeszcze, że już wkrótce, sen nabierze realnych kształtów, a wtedy możecie mi wierzyć, będzie się działo.

Moje pierwsze skojarzenie odnośnie do wszystkiego, co czeka nas w momencie, kiedy sięgniemy po tę książkę to mocno skomplikowane i starannie przemieszane puzzle, które pozornie do siebie nie pasują, ale kiedy już zaczniemy je układać, bardzo szybko okaże się, że wyłaniający się z nich obraz jest tak bardzo zajmujący i intrygujący, że nie jesteśmy w stanie przerwać czytania książki choćby na chwilę, chcąc, jak najszybciej dociec całej prawdy. Przy czym nie jest to łatwe, gdyż prawda ta skrywa jest za siecią zawiłych relacji międzyludzkich, ale także więzi rodzinnych. Mało tego, prawdę będzie musiała przezwyciężyć szereg kłamstw, intryg i niedopowiedzeń, co sprawia, że do końca nie możemy wierzyć w to, co czytamy, gdyż niejednokrotnie przekonamy się, że to, co przyjmowaliśmy za pewnik, okaże się tylko złudzeniem, którego pozbawi nas wiele zaskakujących zwrotów akcji. Pisarka od początku do końca prowadzi z czytelnikiem fantastyczną grę wodząc nas za nos i grając na naszych emocjach. A jest ich tu naprawdę wiele.

Całość fabuły została podzielona na dwie płaszczyzny czasowe „Teraz” i „Przedtem”. Przyznam szczerze, że przenosząc się pomiędzy tymi dwiema płaszczyznami, początkowo miałam wrażenie, że czytam dwie niezwykle ciekawe i pochłaniające mnie bez reszty, ale zupełnie odrębne historie. Przez cały czas zastanawiałam się, w jaki sposób mogą się one połączyć i zbudować spójną całość. Jednak tego, co fantastycznie zrobiła Danka Braun nawet przez moment się nie spodziewałam. Oczywiście niczego wam nie zdradzę, abyście sami mogli rozwiązywać tę wspaniale poplątaną intrygę, do czego serdecznie każdego z was zachęcam. Napiszę tylko, że część opisanych w książce wydarzeń dzieje się w dalekiej Australii dzięki czemu, mamy w książce przemycone wiele ciekawostek i niemalże możemy doświadczyć namiastki życia na tym kontynencie.

To, co warto zaznaczyć, to fakt, że jak możemy przeczytać w samej książce, nie wszystkie wydarzenia w niej opisane są fikcją literacką. Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale dla mnie taka świadomość sprawia, że zupełnie inaczej podchodzę do lektury powieści. Doszukuję się w niej życiowych aspektów. I tutaj również są one bardzo wyraziste. Ta opowieść uświadamia nam bowiem, jak bardzo jeden wybór, jedna podjęta decyzja może wpłynąć na życie wielu ludzi, uruchamiając szereg zdarzeń przyczynowo – skutkowych. Takich, które mogą skrzywdzić, a nawet zniszczyć komuś życie. Oczywiście nie mogę i nie chcę zbyt wiele ujawniać, ale jestem przekonana, że wspomniana decyzja jednego z bohaterów wzbudzi w czytelnikach wiele kontrowersji. Jedni go potępią, inni być może usprawiedliwią. Ja sama, choć w pewien sposób rozumiem jego decyzję to, jednak nie do końca znajduję dla niej usprawiedliwienie.

A jeśli o bohaterach mowa, to mamy ich tu naprawdę wielu. Każdy z postaci jest wyrazista, niejednoznaczna i bardzo ciekawa, co w połączeniu z fabułą daje poczucie czasu spędzonego na lekturze niezwykle mocno angażującej czytelnika, która na pewno na długo pozostanie w jego pamięci. Nie pozwoli o sobie zapomnieć, gdyż skłoni nas do głębokich refleksji i przemyśleń, wywołując silne emocje, często bardzo trudne i smutne. Poza wspomnianymi aspektami poruszanymi w książce przeczytacie tutaj również o miłości w różnych jej płaszczyznach, przyjaźni, popełnianych błędach, przebaczeniu, a więc o samym życiu, które często, choć wydaje się nieprawdopodobne, jest boleśnie prawdziwe.

Mam nadzieję, że udało mi się wzbudzić waszą ciekawość tej książki. Naprawdę warto ją przeczytać. Myślę, że jej wielowątkowość zadowoli nawet najbardziej wymagającego czytelnika, bo choć tytuł ten został sklasyfikowany jako powieść obyczajowa, to znajdziecie w niej również elementy kryminału, a nawet thrillera psychologicznego, w którym nie zabraknie sekretów i tajemnic z przeszłości.

Na zakończenie mam dla was małą i jak się przekonacie podczas czytania książki bardzo cenną radę. „Nie pamiętam cię, córeczko” jest już dostępna we wszystkich formach. Według mnie jednak dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z audiobookami, w przypadku tej książki zdecydowanie dogodniejszą formą będzie jej czytanie. A to ze względu na zawiłość intrygi w niej ukazanej, która wymaga od nas dużego skupienia, abyśmy uniknęli poczucia zagubienia.

Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Danki Braun, ale na pewno nie ostatnie, gdyż uważam je za niezwykle udane i satysfakcjonujące. Książka podsyciła moją ciekawość wcześniejszych literackich dzieci autorki, więc na pewno będę nadrabiać zaległości.

[Zakup własny]

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/02/nie-pamietam-cie-coreczko-danka-braun.html

"Nie pamiętam cię, córeczko" Danka Braun

„Po co żyć na tym popapranym świecie, kiedy nic, co nas otacza, nie jest prawdziwe, i jeśli nikomu nie można zaufać?”

Ten cytat znajdziecie na kartach najnowszej książki Danki Braun „Nie pamiętam cię, córeczko”, z której recenzją dziś do was przychodzę. W moim odczuciu doskonale odzwierciedla on charakter tej, co już teraz mogę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Za ścianą ciszy" Anna Ziobro

Niepełnosprawność od urodzenia jest integralną częścią mnie i dziś jestem gotowa na to, aby otwarcie przyznać, że z jej powodu od dziecka spotykało mnie wiele przykrości i upokorzeń. Mając w pamięci te przykre i bolesne wspomnienia, już jako dorosła kobieta postanowiłam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby podnosić świadomość społeczną w aspekcie chorowania i wszelkiego rodzaju niepełnosprawności. Po to, aby każdy, kto będzie miał styczność z osobami niepełnosprawnymi, nie tylko wiedział, jak wiele trudności na co dzień przysparza ona sama w sobie, ale przede wszystkim zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo duży wpływ na to, jak sobie z nią radzimy, ma środowisko, którego jesteśmy częścią. To właśnie osoby pełnosprawne poprzez sposób, w jaki nas postrzegają i w jaki nas traktują, mogą sprawić, że albo nasza odmienność nie będzie miała większego wpływu na nasze relacje społeczne, albo wręcz przeciwnie już na zawsze odciśnie piętno nie tylko na naszej teraźniejszości, ale i przyszłości. Zdecydowałam, że postaram się dotrzeć do ludzi z tak ważnym tematem poprzez książki, które czytam i o których wam opowiadam. Wierzę, że mają one wielką moc sprawczą i mogą przemówić do swoich czytelników, skłaniając ich do zmiany mentalności i postrzegania drugiego człowieka. A piszę wam o tym nie bez powodu, bowiem przychodzę do was z recenzją powieści Anna Ziobro - autorka „Za ścianą ciszy”, która bez wątpienia do książek tego typu należy i już teraz mogę was zapewnić, że nikogo, kto po nią sięgnie, nie pozostawi wobec siebie obojętnym.

Na jej kartach poznajemy piękną, zdolną trzydziestoletnią kobietę, która jednak nie dostrzega swoich zalet i atutów. Wszystkie one nikną w oczach Idy w obliczu niepełnosprawności, która towarzyszy jej od zawsze. Choć być może zabrzmi to strasznie, chciałabym napisać, że to właśnie postępująca dysfunkcja słuchu, z którą się zmaga, odebrała jej pewność siebie i poczucie własnej wartości. Niestety to bezpośrednio nie sama choroba stała się powodem takiego stanu emocji i postrzegania siebie przez naszą bohaterkę. Przyczyną tego stanu rzeczy stał się drugi człowiek, a ściślej rzecz ujmując, pewne traumatyczne wydarzenie z przeszłości, które po dziś dzień nie pozwala Idzie o sobie zapomnieć, a które w znaczący sposób ukształtowały ją i jej obecne życie.

Dziewczyna bardzo boleśnie przekonała się, jak złudne okazały się próby jej rodziców przygotowania córki, na to, co może się wydarzyć w momencie, kiedy będzie musiała wyjść spod bezpiecznego klosza ich wsparcia i zmierzyć się z okrucieństwem prawdziwego życia. Nie ma ono litości, dla tych, którzy w jakikolwiek sposób nie wpasowują się w wizerunek tego, co powszechnie akceptowalne i pozornie idealne. To właśnie wtedy rozpoczęła się jej trudna batalia o przetrwanie wśród osób, które postrzegają ją tylko poprzez pryzmat jej schorzenia. To wtedy ostatecznie zniszczono jej poczucie własnej wartości i wiarę w to, że ona również może zaznać szczęścia.

W momencie, kiedy my czytelnicy przystępujemy do lektury książki, a tym samym stajemy się obserwatorami codzienności Idy, bardzo szybko orientujemy się, że każdego dnia odgrywa ona rolę osoby pogodzonej ze swoim losem. Nie chce być dla nikogo ciężarem. Biernie przyjmuje wszystko, co otrzymuje, nie wierząc w to, że może spotkać ją jeszcze wiele dobrego. Wszystko, co czuje, skrywa za murem obojętności, na to, czego doświadcza. A trwa w toksycznym związku u boku egoistycznego partnera, który oczekuje od niej, by była śliczną laleczką, dopełniającą jego nieskazitelny wizerunek. Koniecznie przeczytajcie tę niezwykle poruszającą, emocjonalną i zapadającą w serce każdego, kto po nią sięgnie powieść. Przekonacie się, czy naszej bohaterce uda się pokonać traumatyczne wspomnienia i odzyskać dawno utraconą radość życia.

Jednak to jeszcze nie wszystko, co w tej książce przygotowała dla swoich czytelników autorka. Spotykamy tu jeszcze kogoś, kto podobnie, jak Ida wie, czym jest poczucie osamotnienia w walce z własnymi demonami, które pojawiły się w życiu Adama w momencie, kiedy przygniotło go ono zbyt mocno. Los nigdy go nie oszczędzał, a on szuka ukojenia, w czymś, co prowadzi do samozniszczenia. Dziś jednak nie może myśleć tylko o sobie, bowiem jest całym światem kogoś, kto pokłada w nim całą swoją ufność. Jak się możecie domyślać, życie postawi tę dwójkę na wspólnej drodze. Co wyniknie z tego spotkania osób, które nie potrafią uwierzyć, że za trawiącym ich bólem i cierpieniem czeka światło nadziei na lepszą przyszłość.

„Za ścianą ciszy” to książka, która już zawsze będzie miała swoje szczególne miejsce w moim sercu i chciałabym bardzo podziękować autorce za to, że zdecydowała się oddać ją w nasze ręce. Po pierwsze dlatego, że dzięki niej zwróciła naszą uwagę na rodzaj niepełnosprawności, o którym mówi się zdecydowanie zbyt mało, a tym samym przybliżyła nam jego istotę. Ponadto dała nadzieję i przywróciła wiarę każdemu niepełnosprawnemu na lepsze jutro, a także dodała sił w procesie odbudowania siebie na nowo, gdyż niezależnie od tego, jaka niepełnosprawność nas dotknęła na pewno, w pewien sposób utożsamimy się z uczuciami i emocjami Idy.

Ja przyznam szczerze, że podczas poznawania kolei jej losów wiele razy płakałam, gdyż w mojej pamięci powróciły moje osobiste trudne doświadczenia, przez które niejednokrotnie cierpiałam i czułam się gorsza. Trzeba przyznać, że autorka mocno doświadczyła swoją bohaterkę, ale pamiętajcie, że to nie jest modelowy przykład osoby niepełnosprawnej. To jak sobie radzimy z niepełnosprawnością, jest ściśle zależne od naszej osobowości i cech charakteru nas odzwierciedlających. Cóż więcej mogę powiedzieć. Tę książkę powinien przeczytać każdy, gdyż skłania ona do głębokich refleksji i przemyśleń, które pozwalają zobaczyć w niepełnosprawnych ludzi, którzy są tacy sami, jak wszyscy i mogą dać od siebie wiele dobrego dla drugiego człowieka.

https://kocieczytanie.blogspot.com/2024/02/za-sciana-ciszy-anna-ziobro.html

"Za ścianą ciszy" Anna Ziobro

Niepełnosprawność od urodzenia jest integralną częścią mnie i dziś jestem gotowa na to, aby otwarcie przyznać, że z jej powodu od dziecka spotykało mnie wiele przykrości i upokorzeń. Mając w pamięci te przykre i bolesne wspomnienia, już jako dorosła kobieta postanowiłam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby podnosić świadomość społeczną w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Chcę kochać moją kobietę" Hanka V. Mody

Jest szansa, że już wkrótce nastąpi przełomowy moment w życiu osób ze środowiska LGBT+ w naszym kraju. Zaledwie dni dzielą nas od przedstawienia projektu ustawy o legalizacji związków partnerskich w Polsce. Zapewne domyślacie się, że ustawa ta ma wielu swoich przeciwników i budzi wiele kontrowersji oraz silnych emocji. Najczęściej ich podłożem jest brak wystarczającej wiedzy. Człowiek zawsze boi się tego, co nieznane, więc warto, abyśmy na chwilę przed tak istotnymi zmianami w polskim prawie przestali myśleć stereotypowo i wreszcie spojrzeli na życie osób o odmiennej orientacji seksualnej ich oczami. Mocno wierzę w to, że jeśli tylko wykażemy odrobinę dobrej woli i chęci otwarcia się na uczucia i potrzeby drugiego człowieka, porzucimy zaściankowe myślenie i nie będziemy dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Wreszcie dotrze do nas, że nikt nie ma prawa uzależniać sposobu traktowania i odbierania człowieka od jego orientacji seksualnej. Za to wszyscy mamy prawo być kochani i kochać kogo chcemy oraz jak chcemy. W myśl powiedzenia kuj żelazo, póki gorące przychodzę do was z recenzją najnowszego literackiego dziecka Hanki V. Mody „Chcę kochać moją kobietę”, którego lektura pozwoli, zajrzeć za kulisy życia osób homoseksualnych i niejako oswoić się z tematem.

Tytuł ten jest zbiorem opowiadań. Znajdziecie ich tu dziesięć, a każde z nich jest odzwierciedlaniem słów, iż miłość nie jedno ma imię, a idąc dalej, powiedziałabym, ale człowiek zawsze jest ten sam. Miłość bowiem nie ma płci, nie liczy lat i wznosi się ponad wszelkie podziały. Jeśli zdecydujecie się sięgnąć po ten zbiór opowiadań, do czego już teraz serdecznie każdego z was zachęcam, wkroczycie do świata osób kochających inaczej, by poznać ich codzienność. I bardzo szybko przekonacie się, że nie różni się ona niczym od tej, jaką wiodą osoby heteroseksualne. Odmienność seksualna nie czyni nas bowiem odmiennymi emocjonalnie. Wszyscy czujemy dokładnie tak samo. Odczuwamy potrzebę zaspokojenia zarówno na poziomie psychicznym, jak i fizycznym.

Jednak nie, uważam, że życie tych osób nie jest takie samo, jak nas wszystkich. Jest o wiele trudniejsze. A czynią je takim uprzedzone do nich osoby heteroseksualne. To one sprawiają, że osoby będące w jednopłciowych związkach czują się bardzo często osamotnione w swojej seksualności, co również w tym zbiorze podkreśla autorka. Wiedzą, że z uwagi na brak tolerancji i akceptacji społecznej świat ich nie zrozumie, przez co nigdy nie mogą być w pełni sobą. Przepełnieni lękiem i obawami kryją się ze swoimi uczuciami, lawirując tak, aby nikogo nie zranić, często kosztem samych siebie i swoich uczuć. Nierzadko nie mogą również liczyć na zrozumienie i wsparcie swoich najbliższych. To my sprawiamy, że osoby te nie mogą zaznać pełni szczęścia w miłości, nie mogąc się nią w pełni cieszyć i dzielić tym szczęściem ze światem. Co więcej, ciągle narażone są na obelgi i szykany, a nawet agresję fizyczną.

„Chcę kochać moją kobietę” to niezwykle życiowe i autentyczne opowiadania, w których pisarka w niezwykle delikatny i sensualny sposób, z dużą dozą wyczucia i taktu pozwala nam zajrzeć w najbardziej intymne sfery życia ich bohaterów. Co nie zmienia faktu, że są one mocno erotyczne, pełne namiętności. Mocno wyraziste w swojej wymowie, co sprawia, że budzą w czytelniku nie tylko refleksje i przemyślenia, ale także rozbudzają jego pragnienia, przyprawiając nas o dreszcze i szybsze bicie serca. To sprawia, że zdecydowanie jest to literatura adresowana do dorosłego czytelnika. Na kartach tego zbioru spotkacie silne kobiety, które odważyły się zawalczyć o siebie. Dać sobie prawo do dawania i brania tego, co najpiękniejsze i najbardziej intymne. Choć mają świadomość swoich słabości. Nie są bez skazy i bez winy. Popełniają błędy: kłamią, zdradzają. Wiedzą, czym jest poczucie winy i wyrzuty sumienia. Ten świat nie jest idealny.

Ja jestem Hani bardzo wdzięczna, za to, że zdecydowała się napisać tak bardzo ważne tematycznie opowiadania i oddać je w nasze ręce. Myślę, że jeśli tylko przestaniemy się zacietrzewiać w swoich uprzedzeniach i krytyce, mogą one być przyczynkiem do wielu zmian na lepsze dla obu stron. Osobom o homoseksualnej orientacji pozwoli nie bać się przyznać do tego, co czują i czego pragną, choćby tylko przed lustrem. A także przypomną, aby bez względu na to, co dzieje się w ich życiu, próbując chronić innych, po drodze nie zgubiły siebie samych. Natomiast osobom heteroseksualnym uświadomią, że nie sztuką jest krytykować, hejtować i uprzykrzać życie innym. Sztuką jest spróbować ich życie poznać i spojrzeć na nie z ich perspektywy. A jeśli nie jesteśmy w stanie tego zrobić, to po prostu żyjmy i pozwólmy żyć innym.

Mam nadzieję, że spędzicie swój czas z tym zbiorem opowiadań. Czyta się go z poczuciem zapadającej w serce i pamięć lektury, która angażuje nas tak mocno, że z ogromnym zaskoczeniem zdajemy sobie sprawę, że dotarliśmy już do końca. Ja przeczytałam ten zbiór dwukrotnie i za każdym razem odkrywałam w nim coś dla siebie nowego. Niezwykłym jego atutem jest jego swego rodzaju uniwersalność, która sprawi, że każdy czytelnik odbierze go zupełnie inaczej i na co innego zwróci w nim uwagę. Ja na pewno za jakiś czas jeszcze do niego wrócę.

[Materiał reklamowy] Autorka Hanka V. Mody.

Inne książki autorki, które czytałam i również serdecznie polecam:
" Ona"
"Dziewczyny z agencji"

http://kocieczytanie.blogspot.com/2024/02/chce-kochac-moja-kobiete-hanka-v-mody.html

"Chcę kochać moją kobietę" Hanka V. Mody

Jest szansa, że już wkrótce nastąpi przełomowy moment w życiu osób ze środowiska LGBT+ w naszym kraju. Zaledwie dni dzielą nas od przedstawienia projektu ustawy o legalizacji związków partnerskich w Polsce. Zapewne domyślacie się, że ustawa ta ma wielu swoich przeciwników i budzi wiele kontrowersji oraz silnych emocji. Najczęściej...

więcej Pokaż mimo to