-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać10
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2015-10-27
2015-08-06
2015-09-05
2015-11-11
2015-11-15
2015-01-31
2015-04-09
2015-06-29
2015-12-25
W zabieganym przedświątecznym czasie niełatwo mi było znaleźć chwilę na książkę. Tym razem okazało się to dla mnie szczególnie trudnym wyzwaniem. Po pierwsze wybrałam autorkę, którą znam tylko z jednej książki "Wywiad z wampirem" i nie do końca jestem pewna, czy jej styl mi odpowiada - ociera się o pretensjonalność, kicz. Po drugie - początek powieści tak mnie wymęczył, że bliska byłam odłożenia jej na zawsze. Kusił mnie jednak temat - barwny Nowy Orlean, początek 19 wieku, przed wojną secesyjną; zagmatwane stosunki rasowe, w tle historia buntu na Haiti, historia "wolnych ludzi koloru", wpływy francuskie w Luizjanie. Od połowy powieść stała się pasjonująca, emocjonująca, nabrała tempa, aczkolwiek - literacko jest powiedzmy "średnia". Trzecia moja uwaga dotyczy wydawnictwa, poziomu tłumaczenia, składu, korekty - niestety to wszystko na żenującym poziomie. Dawno nie zetknęłam się z takim zjawiskiem. Nie wiem, czy ktoś w wydawnictwie Vis a vis przeczytał tę książkę ze zrozumieniem. Z taką liczbą podstawowych błędów jeszcze nigdy się nie spotkałam (nawet tego typu jak "ona powiedział"). Może książką zasługuje jednak na nieco większą uwagę, na ponowną szansę u innego wydawcy.
W zabieganym przedświątecznym czasie niełatwo mi było znaleźć chwilę na książkę. Tym razem okazało się to dla mnie szczególnie trudnym wyzwaniem. Po pierwsze wybrałam autorkę, którą znam tylko z jednej książki "Wywiad z wampirem" i nie do końca jestem pewna, czy jej styl mi odpowiada - ociera się o pretensjonalność, kicz. Po drugie - początek powieści tak mnie wymęczył, że...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-23
2015-09-23
Czy można żyć po to, aby opowiadać, aby snuć w nieskończoność opowieści, historie, fabuły? Tak – i jest to życie mające większy sens, bardziej spełnione.
Powieść przenosi nas na Bliski Wschód, gdzie hakawati (mistrzowie opowieści) to byli zawodowcy, gromadzący w kawiarniach tłumy spragnionych opowieści Libańczyków, Druzów, Turków, Ormian, Kurdów, wszystkich licznych narodowości zamieszkujących ten rejon. Miasteczko zamierało zasłuchane, gdy hakawati rozpoczynał swoją historię. Sam akt mówienia, opowiadania, snucia historii został uświęcony. Hawakati uwodzi, urzeka, porywa publiczność tak, że zapomina się o wszystkim.
Jakie znaczenie w życiu człowieka mają opowiadane historie? Autor opowiada ich tyle, że toniemy w ich nurtach: homerycznych, baśniowych, legendarnych, awanturniczych i wziętych z codziennego życia. Są to opowieści dziadka, wujka z rodu al-Charratów - umiejętności gawędziarskie przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Historii oraz ich opowiadaczy jest bardzo wiele - jedne prowadzą do innych, i tak w nieskończoność. Opowieści o emirach, sułtanach, bejach, niewolnikach, dżinnach, pięknych kobietach, herosach licznych wojen, o postaciach biblijnych (Abraham, Izmael), śpiewakach i muzykach grających na udzie, o bliźniętach i gołębiarzach; o Orfeuszu i Eurydyce.
Historie, opowiadania, gawędy, przekazywane ustnie legendy, mity, historie z życia wzięte o młodości ukochanych osób - wszystkie one przeplatają się wzajemnie pełnią różne role: ratują ludzi przed złem, powstrzymują słuchacza przed działaniem w szybkich emocjach, przed zdradą – „nie działaj za szybko, posłuchaj”; koją cierpienie, oddalają od smutku; dają wytchnienie, emocje, radość; zapełniają czas, gdy skończą się tematy do rozmów (na starość); dają zapomnienie w chwilach grozy; przekazywane wnukowi mogą ocalić od zapomnienia historię rodziny; ratują przed samotnością.
Osamotniony młodziutki wujek głównego bohatera powieści, zaczął mówić do … gołębi:
„Gołębie reagowały na mnie. Może nie rozumiały ani słowa z tego, co do nich mówiłem, ale polubiły dźwięk mego głosu. Gdy skończyły mi się tematy, zaczynałem paplać. Mówiłem, mówiłem, aż pewnego dnia zacząłem robić to, co umiem najlepiej. Dla publiczności złożonej z gołębi i ludzi zacząłem snuć opowieści.”
Gdzie można słuchać historii? Wszędzie: w kawiarni, w podróży (gdy nudno), w schronie (podczas wojny), przy piecu w zimny dzień, przy łóżku umierającego… Słuchają ich wszyscy w Imperium Osmańskim, w Egipcie, beduini na pustyni, w Urfie, w Iraku, w Armenii, w Syrii, w Libanie – w Trypolisie a przede wszystkim w Bejrucie; słuchają ich także gołębie :-).
Pisarz podkreśla, że opowiadania nie muszą być rozumiane do końca – „odrzuć potrzebę rozumienia czegokolwiek. W tym świecie i w świecie opowieści ta potrzeba jest niczym innym jak przeszkodą”.
Kto może opowiedzieć historię? Chyba jednak nie każdy. Musi mieć ten dar, musi ćwiczyć, inaczej nie skupi uwagi na opowiadanej historii, powinien robić to po mistrzowsku. Bo historia jest tu najważniejsza. „Nie ufaj nigdy narratorowi, zaufaj historii” – pisze autor. Na początku Księgi Drugiej pojawia się cytat z Javiera Mariasa (mojego ukochanego pisarza): „… opowieść nie jest własnością tylko tych, którzy jej towarzyszą, ani tego, kto ją wymyśla, raz opowiedziana – należy do kogokolwiek, przekazywana z ust do ust, i jest przekręcana, i przeinaczana, niczego nie opowiada się dwukrotnie tak samo ani tymi samymi słowami…”.
Jak w każdej świetnej powieści i tutaj również – ważny jest rytm, hipnotyzująca główna linia melodyczna oraz poboczne wątki, frazy, które przenikają się wzajemnie, aby potem dołączyć znów do głównego nurtu. Można się zagubić, owszem, ale potem zawsze się odnajdziemy; można nie rozumieć wszystkiego – to nie jest wymagane; trzeba tylko słuchać i dać się ponieść historii.
Kto może słuchać historii? Każdy z nas, oby tylko dał się ponieść i umiał zasłuchać.
W „Hakawatim” każdy może znaleźć swoją ulubioną opowieść. Mnie urzekły np.: ta o ośmiu małych demonach, z których każdy bawił się innym kolorem, a także ta o przyjaźni gołębiarzy z Bejrutu… A na koniec opowiem wam historię o łysej papudze. Opowiadanie jest zaraźliwe, posłuchajcie:
„ Kiedyś wuj Dżihad opowiadał historię o papudze należącej do handlarza perfumami. Przez długie lata ptak zabawiał klientów różnymi opowiastkami i anegdotami. Pewnej nocy do sklepu wpadł kot goniący mysz i wystraszył papugę. Ptak latał od półki do półki, tłukąc po drodze flakony z perfumami. Gdy kupiec wrócił i zobaczył bałagan, rąbnął papugę z taką siłą, że spadły jej wszystkie pióra z głowy. Łysa papuga smuciła się wiele dni, aż w końcu pewnego ranka do sklepu wszedł łysy mężczyzna. Rozradowany ptak powitał go okrzykiem:
- Ty też potłukłeś flakony z perfumami?”
To jest taka powieść, że zaraz po jej zakończeniu, chciałoby się rozpocząć lekturę na nowo (tym bardziej, że wtedy byłabym już lepiej zorientowana w różnych powiązaniach pomiędzy historiami i postaciami). A jednak jest coś, czego mi brakowało – drzewa genealogicznego rodziny al-Charratów. Trudno mi się było połapać w ich koligacjach, a rodzina była bardzo liczna… Przydałaby się też mapka miejsc, w których rozgrywają się różne historie. Ale może to już prośba pod adresem kolejnego wydania. A to wydanie jest piękne – magiczna okładka, winiety, rozmieszczenie cytatów na początku każdej z ksiąg, czcionka. No i przede wszystkim tłumaczenie – wspaniała praca trojga tłumaczy: Anny Gralak, Marii Markuch i Mateusza Borowskiego. Podziękowania dla wydawnictwa Znak i nieśmiała prośba o wydanie następnej powieści Rabiha Alameddine. Wspaniała proza.
Czy można żyć po to, aby opowiadać, aby snuć w nieskończoność opowieści, historie, fabuły? Tak – i jest to życie mające większy sens, bardziej spełnione.
Powieść przenosi nas na Bliski Wschód, gdzie hakawati (mistrzowie opowieści) to byli zawodowcy, gromadzący w kawiarniach tłumy spragnionych opowieści Libańczyków, Druzów, Turków, Ormian, Kurdów, wszystkich licznych...
2015-09-11
Shahriar Mandanipour, będący na indeksie we własnym kraju, na początku książki pisze o sobie w ten sposób:„… jestem irańskim pisarzem, zmęczonym pisaniem różnych mrocznych i gorzkich historii, pełnych duchów i narratorów w zaświatach, a także wszelkich utworów, które kończą się przewidywalnie – czyli śmiercią i zniszczeniem. Jestem pisarzem, zbliżającym się do pięćdziesiątki, który zrozumiał, że w rzekomo realnym świecie wokół nas jest już dosyć śmierci, zniszczenia oraz smutku i że nie mam prawa dorzucać do nich kolejnych porażek ani beznadziei, które wypełniają moje teksty. (…) z całego serca pragnę napisać powieść o miłości. Historię pewnej dziewczyny, co jeszcze nie widziała mężczyzny, który kocha się w niej już od roku, a którego ona też bardzo kocha.” Autor chce wskrzesić w swoich rodakach, zanikające coraz bardziej, poczucie wolności wyboru indywidualnej drogi życia, mając tu na myśli głównie miłość, której nie da się zamknąć w absurdalnej klatce systemu totalitarnego. Pisze – „po tej lekturze mój czytelnik nie będzie się bał zakochać”. Jest to także książka o męce pisania, tworzenia w totalitarnym systemie, o potrzebie chronienia ostatnich wartości kultury, o trudnej do zachowania wolności słowa.
Pisarz bardzo lekko prowadzi historię miłosną między Sarą (dziewczyna) i Darą (młody facet), która to historia zaczyna w końcu żyć własnym życiem, nie tylko wymykając się wyobrażonemu cenzorowi, ale także – samemu autorowi. Autor przeplata perypetie bohaterów ze zdarzeniami z własnego życia, pisarza w represyjnym systemie politycznym, gdzie starożytna kultura perska, a także wpływy zachodu, powoli zanikają. Wprowadza fikcyjne dialogi z cenzorem, wprowadza autocenzurę (te zdania, słowa, akapity są w tekście powieści skreślone), zakładając z góry, które słowa nie spodobałyby się cenzorowi. Książka jest zabawna, absurdalna, autoironiczna; dzięki nieszablonowym zabiegom formalnym (skreślanie „ocenzurowanego” tekstu, pogrubianie, przedstawianie kilku wersji tej samej sytuacji – dialogi pisarza ze sobą i cenzorem)autor nadaje powieści lekkość – nie czułam się przytłoczona tym, co czytam o tym skrajnie represyjnym państwie. Jak ominąć rygorystyczne nakazy segregacji płciowej pisząc autentyczną historię miłosną? Za łamanie tych nakazów grozi chłosta, więzienie, śmierć. Bohaterowie, Sara i Dara, stworzyli sekretny sposób porozumiewania się poprzez zaznaczanie kropkami wyrazów w książkach wypożyczonych z biblioteki (pierwszy list do Sary został ukryty w „Ślepej sowie”, kolejny w „Drakuli”, w irańskim poemacie mistycznym „ Chosrow i Szirin”, w „Nieznośnej lekkości bytu” Kundery). Zdobycie tych książek graniczyło z cudem.
Pisarz zbudował historię miłosną bardzo pięknie – począwszy od nieśmiałych prób sekretnego porozumiewania się, poprzez ukradkowe spotkania, chodzenie do kina, muzeum, spacery po uczęszczanych ulicach (bo tylko takie spacery zmniejszają niebezpieczeństwo złapania i aresztowania przez strażników reżimu), skradanie się Dary pod domem Sary i aresztowanie go za to, aż do pierwszej randki, podczas której dominuje strach przed odkryciem ich sekretu.
Podobał mi się np. taki fragment:
„Po wyjściu z kina idą razem w milczeniu. Potem Sara zauważa, że Dara celowo idzie z nią noga w nogę, jak maszerujący żołnierze.
Sara uśmiecha się, wskazuje nogi Dary i pyta:
- Dlaczego to robisz?
- Nie wiem. Zapytaj moje nogi.
- Dlaczego drży ci głos?
- Zapytaj moje serce.
Serce Sary zaczyna gwałtownie bić.
- I co my teraz zrobimy? – pyta Dara.
- Nie wiem. Zapytaj o to nasz los.
- A gdzie on jest?
- Nie wiem. Zapytajmy nasze przeznaczenie.
Dara myśli: „Modlę się o to, żeby nasze przeznaczenie nie znajdowało się w rękach jakiegoś tchórzliwego, nędznego, ocenzurowanego pisarza…”
W Iranie – Republice Islamskiej, Ministerstwo Kultury i Przewodnictwa Islamskiego udziela zgody na wywóz utworu z drukarni i jego dystrybucję. Wiele książek uznanych za deprawujące z punktu widzenia islamskiej ideologii, szło na przemiał. Wydawcy zbankrutowali. Pisarze wyjechali lub nie publikują, przymierają głodem pisząc do szuflady. W ministerstwie pracuje cenzor o pseudonimie Porfiry Pietrowicz; wykonuje „święty zawód” - oczyszcza tekst książki z nieprzyzwoitych słów i zdań, zagrażających moralności publicznej i tradycyjnym wartościom społecznym. Duchowe męczarnie pana Pietrowicza nad daną książką mogą trwać nawet lata… Trzeba bowiem koniecznie wykryć te wyrazy, które z pozoru niewinne, podstępem przemyca pisarz. Tak sobie myślę, ile czasu panu Pietrowiczowi zajmie zbadanie wielu warstw tej książki, ile godzin trudu, znoju i potu… Ta absurdalna robota nie zostanie wykonana, na szczęście bowiem nie ocenzurowana książka dociera do Irańczyków poprzez ich rodaków żyjących w innych krajach świata - pisarz mieszka w USA. Tak opresyjne państwo, jak irańskie, trudno sobie wyobrazić, nawet nam, Polakom. Przeczytajcie.
Shahriar Mandanipour, będący na indeksie we własnym kraju, na początku książki pisze o sobie w ten sposób:„… jestem irańskim pisarzem, zmęczonym pisaniem różnych mrocznych i gorzkich historii, pełnych duchów i narratorów w zaświatach, a także wszelkich utworów, które kończą się przewidywalnie – czyli śmiercią i zniszczeniem. Jestem pisarzem, zbliżającym się do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-30
2015-01-10
2015-03-15
2015-12-29
2015-12-26
Zdecydowanie to najlepsza powieść Laurenta Gaude. Porównałabym ją do "Drogi" Cormaca McCarthy'ego. Podziwiam piękny styl książki, jej elegijny klimat. Narracja ma spokojny, hipnotyzujący rytm. W mistrzowski sposób przenikają się, splatają i łączą losy kilku osób, których świat skończył się, gdy Katrina wzięła w posiadanie Nowy Orlean. I jest mały chłopczyk, którzy z pozycji sędziego, obserwatora, patrzy na tę apokalipsę mądrze, przenikliwie - jakby rozumiał więcej niż dorośli. I jest niesamowita postać stuletniej czarnuchy Josephine, która przeczuła nadejście "tej suki" Katriny. Ta czarownica z bagien, czarnucha o głosie zdartym przez długie życie pełne walki, sterana jak stare wierzby na bagnach, ona sama i świat czarnych ludzi, jest nie do zdarcia. Świat czarnych z Luizjany, złączonych nieodwracalnie z tym bagiennym klimatem, będzie nadal istniał, a ona sama wybierze moment swojej śmierci i umrze jak wolny człowiek.
Josephine jest postacią uosabiającą amerykańskie sumienie. Demokracja, równość - to wszystko frazesy - biali Amerykanie umknęli ze swoich domów przed nadejściem huraganu, czarni - zostali stłoczeni na stadionie, otoczeni przez wygłodniałe aligatory, wtedy gdy pękły tamy, a Nowy Orlean został zatopiony. Josephine unika ewakuacji, jak długo jest to możliwe. Odjeżdża ostatnia, ostatnim autobusem, pełna dumy, odrzucająca puste gesty i frazesy o pomocy. "Udręczona starością chciałabym, żeby wiatr rozbił mnie w pył. Tylko ja, Josephine Linc. Steelson się nie boje, we mnie nic już nie można zniszczyć poza niezłomną wolą, a tej nikt mi nie odbierze, bo z niej jestem zrobiona, czarny niezłomny głaz, który z czasem tylko twardnieje". Niesamowita postać, nie da się jej zapomnieć.
Zdecydowanie to najlepsza powieść Laurenta Gaude. Porównałabym ją do "Drogi" Cormaca McCarthy'ego. Podziwiam piękny styl książki, jej elegijny klimat. Narracja ma spokojny, hipnotyzujący rytm. W mistrzowski sposób przenikają się, splatają i łączą losy kilku osób, których świat skończył się, gdy Katrina wzięła w posiadanie Nowy Orlean. I jest mały chłopczyk, którzy z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-08-19
2015-12-07
2015-11-30
Byłabym idealną odbiorczynią przesłania tej książki, ale oto siedzę niezadowolona. Moim marzeniem jest, jak pewnie wielu osób, które w samotności dużo czytają, chęć późniejszego podzielenia się refleksjami, emocjami jakie wzbudziła książka. Czytanie to w końcu czynność bardzo osobista, a emocje bywają bardzo silne i nie są zazwyczaj rozumiane przez osoby z najbliższego otoczenia. Wspaniale byłoby mieć taki krąg znajomych, literackie kółko do spotykania się i rozmawiania o przeczytanych w tym samym czasie książkach. Przeżywać na nowo książkę i widzieć ją oczami innych, poznawać ludzi poprzez to, jakie emocje wzbudziła w nich lektura… Trudno jednak taki czas wydobyć z zapędzonego życia. To raczej plan na przyszłość.
Tym razem cieszyłam się, że mam przed sobą książkę dedykowaną sobie. Moc literatury w totalitarnym systemie – to fantastyczny temat, przyznajcie. Przeczytałam – o ile pamiętam – chyba tylko jedną podobną książkę: „Balzac i chińska krawcówna”. Przede mną kolejna powieść o Iranie „Irańska historia miłosna” - z opisu na okładce wynika, że tu również w życie wplata się literatura.
Życie w Islamskiej Republice Iranu było nieprzewidywalne, rząd miewał cykle pewnej tolerancji, po czym przychodziła kolej na terror. Po dojściu do władzy reżimu Chomeiniego, zwłaszcza kobiety znalazły się w sytuacji najgorszej w całej historii Iranu. Autorka książki, Azar Nafisi, była wykładowczyni literatury zachodniej na uniwersytecie teherańskim, zorganizowała właśnie wtedy rodzaj feministycznego seminarium literackiego, w swoim prywatnym mieszkaniu, tuż pod nosem strażników reżimu.
„Główny cenzor filmowy Iranu był ślepy, a jego metoda pracy polegała na tym, że kazał autorom scenariuszy nagrywać sobie teksty na kasety magnetofonowe, przy czym nie wolno im było w żaden sposób ich uatrakcyjniać ani nadawać im dramaturgii modulacją głosu. Jego następca, mimo że nie był ślepy, pozostał wierny tej metodzie pracy. Nasz świat pod władzą mułłów modelowały bezbarwne szkła ślepego cenzora”. Jak dalej pisze autorka – żyli w świecie, który odmawiał utworom literackim jakiejkolwiek wartości i cenił je tylko o tyle, o ile pełniły rolę służebną w pozornie pilniejszym dziele – ideologii religijnej islamu. „Nasze kółko ….. było próbą ucieczki przed uporczywym wzrokiem ślepego cenzora, choć na kilka godzin w tygodniu”. Jedna z dziewczyn, Manna, powiedziała: „możemy nazwać te zajęcia naszą własną przestrzenią, swego rodzaju grupową wersją własnego pokoju Virginii Woolf”.
Pisarka wybrała dzieła literackie, które najlepiej – jej zdaniem – współgrają, czy też odnoszą się do życia w Islamskiej Republice Iranu – m.in. Nabokova „Zaproszenie na egzekucję” i „Lolitę”, „Wielkiego Gatsby’ego” Fitzgeralda, „Daisy Miller” i „Dom na placu Waszyngtona” Henry’ego Jamesa, „Dumę i uprzedzenie” Jane Austen. Znaczną część książki zajmują erudycyjne popisy autorki, z punktu widzenia krytyka literackiego. Pisarka mniej interesuje się społecznym ich odbiorem i emocjami jakie budzi książka w innych osobach. Jednak fragment książki poświęcony „Wielkiemu Gatsby’emu” jest bardziej „żywy”, mniej sztuczno-książkowy. To „proces Gatsby’ego”, wymyślony przez początkującą wówczas wykładowczynię dla studentów, wśród których toczyły się zażarte dyskusje o tej książce. „Czy koniecznie musimy sądzić tę książkę?”- zapytał ktoś. „Przecież to dobry czas na procesy – powiedziałam – nieprawdaż?” Powołano prokuratora („Czy tylko Gatsby zasługuje na śmierć? Nie! Cale społeczeństwo amerykańskie zasługuje na ten sam los. Co to za marzenie, kraść cudzą żonę, propagować seks, kłamać i oszukiwać..!" – grzmiał); był obrońca („to zadziwiająca książka, uczy człowieka cenić własne marzenia, ale też mieć się przed nimi na baczności”). W podsumowaniu tego zdarzenia autorka napisała: „Wspólnym elementem łączącym nas w Iranie z Fitzgeraldem było to marzenie, które stało się naszą obsesją i zawojowało naszą rzeczywistość, to straszne, piękne marzenie, w imię którego można było usprawiedliwić czy wybaczyć dowolną ilość przemocy”.
Literatura i życie w państwie totalitarnym - to fantastyczny temat na książkę. Niestety rozczarowana jestem wykonaniem. Tytuł, opis na okładce ale także i pierwsze kilkanaście może stron zapowiadały prawdziwą ucztę. Niestety nie znalazłam tego, czego oczekiwałam, a raczej czuję niedosyt…
Gdyby autorka zdecydowała się napisać książkę jeszcze raz, miałabym następujące prośby:
- o nie nadużywanie terminologii stosowanej przez krytyków literackich, bo potoki słów o literaturze brzmią w sposób napuszony, nienaturalnie. Np. „W literaturze pięknej szukamy nie tyle rzeczywistości, co epifanii prawdy”. Pisarka jest o wiele bardziej autentyczna w innych fragmentach książki, zwłaszcza gdy opowiada o codziennym życiu w Iranie, o okrucieństwie, przemocy, więzieniach, protestach, poniżaniu kobiet, cenzurowaniu niemalże każdej chwili życia;
- o poprowadzenie wątku kobiecego klubu literackiego przez całą książkę. Siedem interesujących, odważnych dziewczyn, tkwiących w swoich własnych skomplikowanych historiach – to jest dopiero fantastyczny materiał literacki. Gdyby tak pisarka zechciała przybliżyć się do nich emocjonalnie, bardziej ich słuchać i powstrzymać chęć prezentowania co chwilę swoich własnych poglądów na literaturę…. Poza tym, po pierwszych udanych stronach, na połowę książki ten tytułowy wątek gdzieś zanika, żeby dopiero na końcu wrócić…. szkoda. Książka staje się w ten sposób nieco chaotyczna i niespójna.
Azar Nafisi zdecydowała się pisać o sobie, ale unikała pogłębienia wątków osobistych. W książce pojawia się jej mąż, Bażim. Co on właściwie myślał o spotkaniach klubu czytelniczek w swoim własnym mieszkaniu? Tuż pod nosem reżimu i strażników patrolujących przestrzeganie moralności, pozwalał żonie na osobiste spotkania w mieszkaniu innego mężczyzny, którego nazywała „czarodziejem”. Jak na mieszkańca Iranu, był wyjątkowy. W książce mężczyźni to przeważnie fanatyczni wrogowie wszystkiego, co kobiece – makijażu, pomalowanych paznokci, uśmiechu, dosłownie wszystkiego. Kobieta, która miała to nieszczęście, że któryś z fanatyków zobaczył jej lekko odsłoniętą, białą szyję, została nazwana prowokatorką i uwięziona. Szkoda, że dla przeciwwagi, nie mogliśmy poznać bliżej „normalnego” mężczyzny.
Gdyby, gdyby …. mam jeszcze parę uwag i próśb. Ale to byłaby już rzeczywiście inna książka. Jeszcze nienapisana.
Byłabym idealną odbiorczynią przesłania tej książki, ale oto siedzę niezadowolona. Moim marzeniem jest, jak pewnie wielu osób, które w samotności dużo czytają, chęć późniejszego podzielenia się refleksjami, emocjami jakie wzbudziła książka. Czytanie to w końcu czynność bardzo osobista, a emocje bywają bardzo silne i nie są zazwyczaj rozumiane przez osoby z najbliższego...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to