Wszystko, co lśni Eleanor Catton 7,3
ocenił(a) na 101 rok temu Nowa Zelandia, lata 60. XIX wieku. U wybrzeży Hokitika cumuje „Z Bogiem”, na którym przypłynął Walter Moody, skuszony wizją zbicia fortuny na miejscowych działkach obfitych w złoto. Zanim jednak Moody na dobre zaaklimatyzował się w nowym miejscu jest świadkiem dziwnego zgromadzenia w palarni hotelu Korona – dwunastu różnych, zdawałoby się przypadkowych mężczyzn, rozprawia o tajemniczych zdarzeniach mających miejsce w Hokitika: zaginięciu najbardziej majętnego poszukiwacza złota, próbie samobójczej najpopularniejszej w okolicy prostytutki oraz śmierci lokalnego odludka, mieszkającego niedaleko. Wszystko miało miejsce w tym samym dniu i zgromadzeni próbują połączyć ze sobą wszystkie trzy wydarzenia. Nie jest to jednak łatwe, gdyż jak się okazuje, zdarzenia są powiązane także z nimi samymi, a żeby wyjaśnić wszystko od początku do końca cała trzynastka – włączając w to Moody’ego – będzie musiała cofać się miesiące wstecz i przypominać sobie rzeczy pozornie przypadkowe.
Czytanie tej książki to była przeprawa, ale jakże cudowna. Sięgając po „Wszystko, co lśni” wiedziałam, że to nie byle jaka książka, w końcu to najdłuższe dzieło nagrodzone Bookerem, a jego autorka jest najmłodszą, która otrzymała tę nagrodę – w mojej opinii całkowicie zasłużenie. Nie spodziewałam się jednak, że ta książka będzie aż tak dobra – dopracowana w najmniejszych szczegółach, napisana tak pięknym i cieszącym czytelnika językiem. Pełno jest tu najróżniejszych kreacji bohaterów, których ilość może na początku przytłaczać, ale z biegiem lektury wszystko się klaruje, ponieważ każdy z nich jest inny, każdy reprezentuje trochę inną moralność (lub jej brak),ma inne cele, sympatie i inne racje i po bliższym poznaniu nie sposób ich ze sobą pomylić. Ponadto smaku, a także realizmu, dodaje książce tygiel kulturowy, który nie jest tylko pustym określeniem.
To co najbardziej mnie zachwyciło i zdziwiło, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa, jest konstrukcja powieści, zbudowana na zasadzie złotego podziału, czy jak kto woli, boskiego podziału. To w połączeniu z rozległą analizą astrologiczną (chyba tak to mogę nazwać) daje naprawdę przemyślaną konstrukcyjnie powieść, która wraz z jej treścią stanowi niesamowity materiał nie tylko do czytania, ale i do interpretacji.
Jest to historia przypominająca te z okresu, w którym toczy się akcja – jest tu trochę westernu, powieści przygodowej, kryminał a nawet szczypta romansu. To w porównaniu z rozmachem tej historii a także z przepięknym stylem Catton tworzy naprawdę wspaniałą opowieść, która opowiada wręcz niesłychaną, ale jednak, jak można się przekonać, całkiem prawdopodobna historię, w której pierwsze skrzypce grają nie tyle ludzie, co złoto – a ono, jak wiadomo, lśni nawet piękniej niż gwiazdy.