-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać358
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2016-12-29
2016-12-01
2016-01-03
Kiedyś napisałam wiersz:
jak dziki kot
na miękkich łapach
noszę swoją samotność
grzbiet rozpięty między biegunami
na jednym
obietnica dotyku
na drugim
pulsuje strach
ostrożnie przemykam
labiryntem moich dróg
zbyt trudno jest mnie oswoić
Po przeczytaniu tej książki, w której splecione jest kilka historii samotności z dominującą opowieścią o Ewie, mam mieszane uczucia. Z jednej strony dobrze znam smak tego uczucia i potrafię ocenić prawdziwość tej historii. A z drugiej coś, co dla innych (jak czytam w recenzjach) jest klimatem, niepowtarzalnym nastrojem, mnie niemal zadusiło nadmiarem słów, nadmiarem odczuć sensualnych, zagłaskało, zemdliło... Dla mnie to jednak trąci ckliwością i pozbawione jest autentycznego przeżycia... Choć przecież jak każdy czujący człowiek rozumiem potrzebę miłości i dążenia do odnalezienia swojego szczęścia i przeznaczenia. Nie umiem jednoznacznie ocenić tej książki...
Kiedyś napisałam wiersz:
jak dziki kot
na miękkich łapach
noszę swoją samotność
grzbiet rozpięty między biegunami
na jednym
obietnica dotyku
na drugim
pulsuje strach
ostrożnie przemykam
labiryntem moich dróg
zbyt trudno jest mnie oswoić
Po przeczytaniu tej książki, w której splecione jest kilka historii samotności z dominującą opowieścią o Ewie, mam mieszane uczucia. Z...
2016-01-05
Stopniowo ta historia sączyła się w moją nieufną krew... aż zaczął w niej płynąć zachwyt. Nad oszczędnością słów, ulotnością nastrojów, bliskością, którą tak łatwo przeerotyzować lub ubezpłciowić; nad skomplikowanym układem międzyludzkim, a jednocześnie tak bliskim prawdziwemu życiu. We współczesnym wysypie pseudo- książek z życiem w tytule, ta ma autentyczną twarz. Ładnie się kończy, ma mocne przesłanie. Warto się nią umocnić. I zasłuchać w nastrojowy utwór "Pod niebem pełnym cudów":
"(...) pod cudnym niebem jeszcze
każdy choć jedno miejsce
być może ma i chwilę
gdy godnie ją przeżyje
bo nieba co w marzeniach
spełnia się albo zmienia
skłonni jesteśmy szukać
do bram jego ciężkich pukać(...)"
A kto szuka, ten przecież zawsze znajdzie. :)
Stopniowo ta historia sączyła się w moją nieufną krew... aż zaczął w niej płynąć zachwyt. Nad oszczędnością słów, ulotnością nastrojów, bliskością, którą tak łatwo przeerotyzować lub ubezpłciowić; nad skomplikowanym układem międzyludzkim, a jednocześnie tak bliskim prawdziwemu życiu. We współczesnym wysypie pseudo- książek z życiem w tytule, ta ma autentyczną twarz. Ładnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-01-05
Jak powstrzymać łzy płynące nieprzebraną rzeką, jak uspokoić dygot wzruszonego serca? Jakich klawiszy klawiatury dotknąć i jakie wybrać słowa, by wyrazić bezmiar tego co czuje wezbrane emocjami serce?
Oto opowieść dla której warto szukać i błądzić. Kierunkowskaz, drogowskaz, znak, przesłanie.
Choć niewielkich rozmiarów, nie może pomieścić życiowej mądrości, bo ulatuje ona z każdej strony. Tę książkę chłonie się jak tlen.
Broniłam się przed tym wszystkim- nieufna, wroga amerykańskiej filozofii keep smiling...Myślałam, że właśnie taki głodny kawałek zaserwuje mi Albom. Jakże się myliłam.
Spotkanie z profesorem Morriem jest jak duchowa strawa, która dodaje sił ciału i umysłowi. Jak gwiazda wskazująca drogę do domu. Autor nie używa wielkich słów. Wszystko co najprostsze najtrudniej jest wyrazić, ale jemu się udało:
"Okazujcie współczucie- szepnął Morrie.- I przyjmijcie na siebie odpowiedzialność za innych. Gdybyśmy tylko przestrzegali tych zasad, świat byłby lepszy.- Złapał oddech, po czym dorzucił swoją mantrę: -Bez miłości zginiecie."
I ja spotkałam Kogoś, kto był dla mnie takim nauczycielem, dobrym aniołem.. Zrozumiałam to zanim odeszła, choć nigdy nie zdążyłam Jej powiedzieć, jak jest dla mnie ważna i jak bardzo Ją kocham. Myślę, że wiedziała. Moja dobra Ciocia Alinka :)
Morie pokazuje jak mądrze odchodzić, jak pogodzić się ze śmiercią, łagodzi lęki skrywane najgłębiej. Posłuchajcie Go... To autentyczna historia.
Żaden myślący człowiek nie powinien pominąć tej książki!
Jak powstrzymać łzy płynące nieprzebraną rzeką, jak uspokoić dygot wzruszonego serca? Jakich klawiszy klawiatury dotknąć i jakie wybrać słowa, by wyrazić bezmiar tego co czuje wezbrane emocjami serce?
Oto opowieść dla której warto szukać i błądzić. Kierunkowskaz, drogowskaz, znak, przesłanie.
Choć niewielkich rozmiarów, nie może pomieścić życiowej mądrości, bo ulatuje ona...
2016-01-10
Tę książkę powinien przeczytać każdy! Małecki stworzył historię niebanalną, inną niż wszystkie, choć sposób narracji przypomina trochę "Sońkę" Karpowicza, a kreacja świata i opowiadanie o nim od podszewki "Prawiek i inne czasy" Tokarczuk. Całość tchnie realizmem magicznym Schultz'owskich "Sklepów cynamonowych".
Dzieje rodzin Łabędowiczów i Geldów, ściśle ze sobą splątane i zadzierzgnięte, niosą nas przez historię świata i historię człowieka- od narodzin po śmierć. Fatum ciążące nad rodzinami, będące wynikiem przekleństwa i niechcianej wróżby, splata się z dobrem ludzkiego serca. Bohaterowie niby tacy jak każdy, a jednak inni, widzą i czują więcej. Świat przedstawiony jakże jest daleki od znanej nam przestrzeni z laptopem i smartfonem w zasięgu wzroku. A przecież on trwa, gdzieś na prowincji, którą tak często mijamy, dodając gazu i wrzucając piąty bieg.
Takie historie poruszają mnie do głębi, zachwyca zatrzymany w miejscu czas, przyszpilenie ulotności chwili w kadr słowa, dotknięcie niewidzialnego i nienazwanego, takiego, którego większość z nas nie przeczuje nawet w dreszczu skóry czy w uniesionych przeczuciem włosach.
Brawo Panie Małecki! Dał nam Pan niezwykłą książkę, a o to teraz coraz trudniej! Chciałabym czytać jeszcze i jeszcze.
Tę książkę powinien przeczytać każdy! Małecki stworzył historię niebanalną, inną niż wszystkie, choć sposób narracji przypomina trochę "Sońkę" Karpowicza, a kreacja świata i opowiadanie o nim od podszewki "Prawiek i inne czasy" Tokarczuk. Całość tchnie realizmem magicznym Schultz'owskich "Sklepów cynamonowych".
Dzieje rodzin Łabędowiczów i Geldów, ściśle ze sobą splątane i...
2016-01-14
Trudna i pogmatwana opowieść o mrocznych, grząskich sprawach. Dobrze napisana, ale zmęczyła mnie ciężkością kalibru. To przerażające, że wokół nas jest tyle złych ludzi, kryjących w sobie swoje śliskie, wstydliwe sekrety. Obawiam się, że zbyt łatwo ich spotkać. Zakończenie przynosi powiew wiatru znad morza. Z każdego tunelu jest wyjście...
Trudna i pogmatwana opowieść o mrocznych, grząskich sprawach. Dobrze napisana, ale zmęczyła mnie ciężkością kalibru. To przerażające, że wokół nas jest tyle złych ludzi, kryjących w sobie swoje śliskie, wstydliwe sekrety. Obawiam się, że zbyt łatwo ich spotkać. Zakończenie przynosi powiew wiatru znad morza. Z każdego tunelu jest wyjście...
Pokaż mimo to2016-01-24
Licząca 450 stron pozycja zadrukowana drobną czcionką zajęła mi bez mała tydzień.
Podchodziłam do niej z dużą dozą nieufności, bo książki pisane przez amerykańskich pisarzy często robią na mnie wrażenie przelukrowanych i nie posiadających związku z naszą siermiężną ciągle jeszcze rzeczywistością. Perspektywa spojrzenia jest również daleka od looku naszej słowiańskiej duszy. Czy tak było i w tym wypadku... Nie do końca. Ale nie pomyliłam się za bardzo.
Oczywiście zdumiewa mnie fakt, że dorosłe osoby z Zespołem Downa już w 1988 roku mogły zamieszkać względnie samodzielnie w specjalnych domach dyskretnej opieki, gdzie nie były zdane całkiem na łaskę innych. Czytałam to jako matka niepełnosprawnego dziecka, próbując znaleźć odpowiedzi na pytania dręczące i mnie samą, i po drodze zbierałam okruchy odpowiedzi.
David Henry podejmując kluczową w swoim życiu decyzję, uciekając przez bólem z przeszłości, nieprzepracowaną żałobą swojego rodzinnego domu, zmienił życie swoich najbliższych, syna i żony. To jak potem potoczą się ich losy, zależy od jednej śnieżnej nocy gdzieś w bezkresnej Ameryce. I tu doszukałam się analogii z przeżyciami, których doświadczam sama i z historią mojej rodziny..
Życie Phoebe jak dla mnie ukazane jest zbyt prosto, łatwo i przyjemnie. Tu moim zdaniem brak autentyzmu.
Ciekawe obserwacje świata, poszukiwanie sensu życia w fotografowaniu, muzyce.
Jednym zdaniem- historia, w której ostatecznie prawda wychodzi na jaw, ale wtedy raptownie się kończy. Zabrakło mi tu mierzenia się z rzeczywistością, prób akceptacji, wypracowywania rozwiązań. Jako człowiek obdarowany niepełnosprawnością dziecka, chcę wiedzieć jak takie historie się kończą. Któż jednak będzie umiał mi odpowiedzieć na takie pytania.Życie samo je przyniesie, nie pozostawiając miejsca na sprzeciw czy akceptację. Jesteśmy tylko pionkami rzuconymi niedbale na szachownicę, przez kogoś, kto pozwala nam myśleć, że coś od nas zależy...
Licząca 450 stron pozycja zadrukowana drobną czcionką zajęła mi bez mała tydzień.
Podchodziłam do niej z dużą dozą nieufności, bo książki pisane przez amerykańskich pisarzy często robią na mnie wrażenie przelukrowanych i nie posiadających związku z naszą siermiężną ciągle jeszcze rzeczywistością. Perspektywa spojrzenia jest również daleka od looku naszej słowiańskiej...
2016-01-31
To fałszywa duma, ale fajnie stwierdzić- chodziłam do tej samej podstawówki co autor! A nawet znałam go z widzenia! Tym bardziej więc rzuciłam się na tę książkę jak wygłodniałe zwierzę. Co też ten 'Czarny' wymyślił?
Wyobraźnię to Pan ma- chapeau bas! I warsztat jak się okazuje też..
Sposób opowiadania świata, wielość różnorakich słów, wartka akcja, wielogłos narracji (Z czymś takim na skalę jakiej doświadczyłam tutaj nie spotkałam się jeszcze w żadnej książce- chodzi mi o fragment, gdy narracja płynnie przechodzi z ust do ust przypadkowych- nieprzypadkowych pasażerów tramwaju.), odnajdywanie w niej wątków biograficznych autora, sklejanie poszarpanych historii, domyślanie się wszystkiego... płynęło jak wartki strumień.
Potem, w miarę rozjaśniania się całości zamysłu autora, zaczęło się leciutko przymulać, tak jak rzeka uchodząca do morza. A może ja byłam już zmęczona tym szaleńczym tempem?
Ostatecznie na pewno mogę stwierdzić, że książka jest novum na rynku wydawniczym- pomieszanie gatunków literackich, główny, spajający wszystko motyw noża, mnogość bohaterów, wątków, myśli, obrazów, dźwięków, zapachów, język do którego lgną wulgaryzmy i który ma (sic!) w sobie autentyzm... Wszystkiego tu dużo, aż na koniec męczy ten pośpiech i bezmiar.
Jednak- z pewnością trzeba przeczytać! Choćby po to, by zobaczyć jak młody wszak jeszcze człowiek (rocznik '77) w niesłychany sposób bawi się słowem i próbuje je okiełznać. To majstersztyk u debiutującego autora, a więc zjawisko nader rzadkie. Pewnie Cuprjak jeszcze nie raz odsłoni nam swoją perspektywę widzenia świata, skądinąd bardzo interesującą.
To fałszywa duma, ale fajnie stwierdzić- chodziłam do tej samej podstawówki co autor! A nawet znałam go z widzenia! Tym bardziej więc rzuciłam się na tę książkę jak wygłodniałe zwierzę. Co też ten 'Czarny' wymyślił?
Wyobraźnię to Pan ma- chapeau bas! I warsztat jak się okazuje też..
Sposób opowiadania świata, wielość różnorakich słów, wartka akcja, wielogłos narracji (Z...
2016-02-26
Książka przyprawia o depresyjne myśli, ale równocześnie jest ostrą odbitką rzeczywistości. Tej zza podszewki, z przedostatniej strony gazety. Czy gorszej? Ciekawszej moim zdaniem, nabrzmiałej od ludzkich historii, pulsującej życiem. Życiem, które nie znosi próżni i tak często ma dziwne, wykreowane w krzywym zwierciadle odbicie.
Takiej Polski się boję i taka mnie fascynuje. Bo nawet pod toną śmieci można wygrzebać żółte słoneczko mlecza.
Najbardziej na uwagę zasługuje końcowa część książki, poświęcona tematyce obozów koncentracyjnych i próbie rozliczenia się z przeszłością, która nie jest chyba możliwa.
Coś dla fanów "Ekspresu Reporterów".
Książka przyprawia o depresyjne myśli, ale równocześnie jest ostrą odbitką rzeczywistości. Tej zza podszewki, z przedostatniej strony gazety. Czy gorszej? Ciekawszej moim zdaniem, nabrzmiałej od ludzkich historii, pulsującej życiem. Życiem, które nie znosi próżni i tak często ma dziwne, wykreowane w krzywym zwierciadle odbicie.
Takiej Polski się boję i taka mnie fascynuje....
2016-03-07
Węzeł gordyjski upleciony z ironiczno- gorzkich słów. Perełki językowe, plecakowe włóczenie się po Ukrainie, próba definicji czym jest. Można i się zaśmiać, i ze zgrozą bądź wstydem zazgrzytać zębami.
Węzeł gordyjski upleciony z ironiczno- gorzkich słów. Perełki językowe, plecakowe włóczenie się po Ukrainie, próba definicji czym jest. Można i się zaśmiać, i ze zgrozą bądź wstydem zazgrzytać zębami.
Pokaż mimo to2016-07-12
Przeraża świadomość jak łatwo media wydają na kogoś wyrok. Jak przypadek może definitywnie wpłynąć na życie człowieka. Jak bezproblemowo ludzie leczą kompleksy kosztem innych. Jak nie chcąc ponosić odpowiedzialności za własne błędy, zrzucają winę na wcale nie tak przypadkowo wybranego kozła ofiarnego.
Z takimi refleksjami w głowie będę teraz chodzić przez jakiś czas. Smutne to i gorzkie przemyślenia.
Przeraża świadomość jak łatwo media wydają na kogoś wyrok. Jak przypadek może definitywnie wpłynąć na życie człowieka. Jak bezproblemowo ludzie leczą kompleksy kosztem innych. Jak nie chcąc ponosić odpowiedzialności za własne błędy, zrzucają winę na wcale nie tak przypadkowo wybranego kozła ofiarnego.
Z takimi refleksjami w głowie będę teraz chodzić przez jakiś czas....
2016-08-15
2016-11-23
Niestrudzona tropicielka prawdy i minionych historii przysypanych popiołem dziejów, Magdalena Grzebałkowska, i tutaj stanęła w panteonie reportażystów. A jednak ta książka to coś więcej niż dziennikarskie śledztwo. To pasjonująca powieść dokumentalna, w której postaci wspomnianych ludzi ożywają, biorą nas za rękę i prowadzą po swoich skomplikowanych wojennych ścieżkach.
Razem z nimi patrzysz na to jak całe wozy z ludźmi i ich dobytkiem toną w odmętach mazurskich jezior, trzymasz się panicznie szalupy ratunkowej, gdy twoje dziecko i 10 tysięcy innych istnień idą na dno Bałtyku wraz z liniowcem Wilhelm Gustloff. Zostawiasz ciepły piec i idziesz w ciemną noc, by nigdy już nie wrócić do swego domu i sięgasz po cudzy chleb w cudzym domu, od teraz już twoim, strudzony trwającą wiele dni podróżą, a Twoje jabłka z drzew w sadzie zrywają już obce ręce. Uciekasz przed rosyjskim żołnierzem, jesteś wrogiem, który tylko mieszkał od dziecka na ziemi, którą teraz dano komuś innemu i jesteś przesiedleńcem, który musi wszystko zacząć od nowa. Wikła się to jak węzeł gordyjski, a autorka cierpliwie jak matka prowadzi po meandrach dziejów minionych. Jest tak wspaniałą przewodniczką, że dla człowieka myślącego grzechem jest nie pójść tą drogą. Rok paradoksów, 1945, wcale nie taki dobry i szczęśliwy, wcale nie koniec wojny, jak myślą żyjący współcześnie ludzie.
Niestrudzona tropicielka prawdy i minionych historii przysypanych popiołem dziejów, Magdalena Grzebałkowska, i tutaj stanęła w panteonie reportażystów. A jednak ta książka to coś więcej niż dziennikarskie śledztwo. To pasjonująca powieść dokumentalna, w której postaci wspomnianych ludzi ożywają, biorą nas za rękę i prowadzą po swoich skomplikowanych wojennych...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-07
2016-12-15
2016-12-25
2016-01-01
Czyta się bardzo szybko, ale nie jest to łatwa książka. Gdzieś tam mignął mi przed oczami raz czy dwa serial "Talianka" i to niewątpliwie kopia historii Renee, ale w dużo łagodniejszej formie. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać okrucieństwo historii, ale jeszcze bardziej ciemnota i zacofanie panujące w Rosji, jakie wyzierają z kart takich prawdziwych i mrożących krew w żyłach opowieści. Dobrze że bohaterce udało się po 52 latach wrócić do Francji, ale za cenę jakiego życia...
Czyta się bardzo szybko, ale nie jest to łatwa książka. Gdzieś tam mignął mi przed oczami raz czy dwa serial "Talianka" i to niewątpliwie kopia historii Renee, ale w dużo łagodniejszej formie. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać okrucieństwo historii, ale jeszcze bardziej ciemnota i zacofanie panujące w Rosji, jakie wyzierają z kart takich prawdziwych i mrożących krew w...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-05
Bardzo lubię wspomnieniowe książki. W jakimś stopniu związane jest to z moją nostalgiczną naturą. Z takim trwaniem w pół kroku pomiędzy tym co było, a jest, z próbą zatrzymania w miejscu uciekającego do przodu czasu...
Światu widzianemu oczyma kilku- nastoletniej Joasi daleko jest od obiektywnej perspektywy. Naznaczony widmem wojennych przeżyć, będący ucieczką od mar przeszłości, a jednocześnie będący hołdem spotkanych wtedy, żyjących wokół ludzi. Żeby nie przeminęli bez echa. To nie pean pochwalny ku czci matki i babki, ale nie sposób nie oddać im zasług za bohaterskie stawianie czoła powojennej rzeczywistości i próbę wskrzeszenia iście międzywojennej kultury w siermiężnej RP. To nie było wyrównane starcie i raczej z góry skazane na klęskę. Ciekawe jest spojrzenie na relację Różewicza i Staffa, na życie po wojnie w Nowym Jorku tych, którym udało się ocaleć z wojennej pożogi. Te kontrasty aż niewyobrażalne. I taka w tym pokora Hanny Olczakowej.
Warto sięgnąć po tę książkę, by dowiedzieć się więcej o świecie, którego już nie ma, wspomnieć tamte czasy i tamtych ludzi. Mam nawet pewien niedosyt. Gorąco polecam!
Bardzo lubię wspomnieniowe książki. W jakimś stopniu związane jest to z moją nostalgiczną naturą. Z takim trwaniem w pół kroku pomiędzy tym co było, a jest, z próbą zatrzymania w miejscu uciekającego do przodu czasu...
Światu widzianemu oczyma kilku- nastoletniej Joasi daleko jest od obiektywnej perspektywy. Naznaczony widmem wojennych przeżyć, będący ucieczką od mar...
2016-03-16
Niezbyt łatwo czytało się tę biografię, ale i temat i okoliczności do prostych nie należały. Niezwykle cenny przykład obiektywnej dociekliwości badawczej, prawdomówności, opierania się na faktach. Co z tego wyszło? Biografia zagadka, paradoks, znak zapytania? Wróćmy do wierszy...
Niezbyt łatwo czytało się tę biografię, ale i temat i okoliczności do prostych nie należały. Niezwykle cenny przykład obiektywnej dociekliwości badawczej, prawdomówności, opierania się na faktach. Co z tego wyszło? Biografia zagadka, paradoks, znak zapytania? Wróćmy do wierszy...
Pokaż mimo to
Obowiązkowa pozycja dla: ludzi wrażliwych na piękno słów, zainteresowanych psychologią (pamięć traumy, ukierunkowanie na zbrodnicze instynkty itp), nie chcących, by wojenne historie przeminęły bez echa.
Mama autorki książki, 9-letnia dziewczynka, wraz z dwójką rodzeństwa przetrwała pacyfikację rodzinnej wsi Sochy na Zamojszczyźnie, tracąc rodziców i przyglądając się śmierci z bliska. Jej przeżycia skamieniałe w bólu i lęku wędrują po połączeniach neuronowych, i stają się udziałem autorki. Anna Janko postanawia rozprawić się z przeszłością, by pozwolić matce spokojnie umrzeć i uwolnić swoich potomków od ciężaru wojennej traumy.
Książka w prosty sposób ukazuje genezę zła, sposób działania żywiącej się krwią wojennej machiny, której piekielny oddech świadomy człowiek niestety zawsze będzie czuł na plecach. Zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, również z powodu wirtuozerii języka, jakim opowiadana jest historia. Szybko z głowy nie wyjdzie (myślę, że nigdy)...
Obowiązkowa pozycja dla: ludzi wrażliwych na piękno słów, zainteresowanych psychologią (pamięć traumy, ukierunkowanie na zbrodnicze instynkty itp), nie chcących, by wojenne historie przeminęły bez echa.
więcej Pokaż mimo toMama autorki książki, 9-letnia dziewczynka, wraz z dwójką rodzeństwa przetrwała pacyfikację rodzinnej wsi Sochy na Zamojszczyźnie, tracąc rodziców i przyglądając się...