-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant3
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać73
Biblioteczka
2023-02-03
2023-01-23
Uwagę zwraca narracja- pozbawiona dialogów- przedstawiona z pozycji różnych bohaterów, nie tylko ludzi, ale także gór, zwierząt, chmur, płyt tektonicznych. I to z pewnością może się podobać, jest odświeżające i ciekawe- do pewnego momentu.. Potem męczy i to bardzo, zwłaszcza, że sama akcja jest dość mało porywająca, a udziwnianie jej na siłę nie prowadzi do niczego dobrego. Niestety ja tego nie kupuję, choć momentami czytałam nawet lekko zaciekawiona. Kolejny raz dochodzę do wniosku, że jeśli ktoś nie ma daru porywania ludzkich serc, nie osiągnie tego wygibasami językowymi powieści.
Uwagę zwraca narracja- pozbawiona dialogów- przedstawiona z pozycji różnych bohaterów, nie tylko ludzi, ale także gór, zwierząt, chmur, płyt tektonicznych. I to z pewnością może się podobać, jest odświeżające i ciekawe- do pewnego momentu.. Potem męczy i to bardzo, zwłaszcza, że sama akcja jest dość mało porywająca, a udziwnianie jej na siłę nie prowadzi do niczego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-15
Czasem się zastanawiam nad tym, co wzbudza zachwyt czytelników. Ta książka miała bardzo pochlebne opinie, była jedną z najbardziej poczytnych w 2022 roku. Dla mnie natomiast- dość przeciętna. Może jestem już po prostu z innego, starszego pokolenia, może potrzebuję czegoś innego, głębszego? Książka, która budzi mój absolutny zachwyt i wzruszenie nie musi być na siłę udziwniona- tak jak tu- typem narracji. Ma zawierać prawdę o ludziach i odrobinę nieuchwytnej magii, w ujęciu czasem aż naturalistycznego świata przedstawionego. Tutaj było zaledwie muśnięcie. Czegoś zabrakło, choć przesłanie książki ważne. Coraz trudniej jest mi znaleźć książkę, która sprawi, że na moment stanie mi serce.
Czasem się zastanawiam nad tym, co wzbudza zachwyt czytelników. Ta książka miała bardzo pochlebne opinie, była jedną z najbardziej poczytnych w 2022 roku. Dla mnie natomiast- dość przeciętna. Może jestem już po prostu z innego, starszego pokolenia, może potrzebuję czegoś innego, głębszego? Książka, która budzi mój absolutny zachwyt i wzruszenie nie musi być na siłę...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-08-26
2021-12-14
To nie jest zła książka. Jest dobra i dotyka autentycznych emocji bohaterów. Niestety jednak nie jest to Małecki, na jakiego czekam po Dygocie i Śladach i może tylko Saturnin meandrował gdzieś w dalszej okolicy.
Autor zagubił po drodze ten najczulszy nerw, jaki budzi w czytelniku prawdziwe katharsis, na rzecz wzruszenia, które niebezpiecznie ociera się o przewidywalną i sprawdzoną ckliwość.
Mam przemyślenia skąd to wynika, ale zostawię je dla siebie.
Takie są moje refleksje, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi się z nimi zgadzać.
To nie jest zła książka. Jest dobra i dotyka autentycznych emocji bohaterów. Niestety jednak nie jest to Małecki, na jakiego czekam po Dygocie i Śladach i może tylko Saturnin meandrował gdzieś w dalszej okolicy.
Autor zagubił po drodze ten najczulszy nerw, jaki budzi w czytelniku prawdziwe katharsis, na rzecz wzruszenia, które niebezpiecznie ociera się o przewidywalną i...
2021-12-09
Rzeka, wzburzona, wezbrana, szeroko tocząca niespokojne, zmącone i bure wody była motywem snu, który wracał do mnie w dzieciństwie. Wywoływał niepokój, drżenie serca, lęk. Po dziś dzień nie wiem, co konkretnego oznaczał, ale prawdopodobniej był sublimacją mojego strachu przed światem. Wrażliwa i nieśmiała bałam się go i nie wierzyłam w siebie. To książki pozwoliły mi nabrać poczucia własnej wartości i były moimi nauczycielami.
Rys wrażliwej dziewczynki, którą życie od początku przygotowywało do walki o przetrwanie, łączy mnie z Wiolettą Grzegorzewską, tak samo jak mury uczelni w Częstochowie, którą obie skończyłyśmy- ja kilka lat później.
Wilcza rzeka porywa nas w rwący nurt pandemicznej rzeczywistości i nie dba o to, co się z nami stanie.
Dryfujemy za bohaterką, próbując się utrzymać na powierzchni. Jak ona przyglądamy się światu, oczyma starego mędrca, nie będąc niczym zaskoczeni, a jednocześnie wszystkiemu się dziwiąc. Umiejętność przenoszenia uwagi ze szczegółu na ogół, słowny sus z drobiazgu w szeroką refleksję nie jest dany każdemu- Grzegorzewska ma dar widzenia świata wielopłaszczyznowo. Pisze nie tylko o sobie- jej życie staje się tylko osnową głębszej historii każdego ja. W tej lekturze to człowiek, który nagle obudził się w pandemicznym świecie i nie wie jak sobie z wszystkim poradzić. To matka, która chroni dziecko, jak Król Olch Goethego, chce je zasłonić przed przemocą. To kobieta, która tęskni i nie może realizować swojego uczucia, gdyż absurdy współczesności przecinają wszystkie połączenia, wydawałoby się perfekcyjne skomunikowanego świata. To emigrant, który wyruszył w dal, by żyć lepiej, nie będący u siebie, poniewierany, a tak bardzo poszukujący spokoju. I ten piękny język, który niezmiennie chwyta mnie za moje rozmiłowane w pięknym słowie serce. Tę książkę naprawdę warto przeczytać.
Rzeka, wzburzona, wezbrana, szeroko tocząca niespokojne, zmącone i bure wody była motywem snu, który wracał do mnie w dzieciństwie. Wywoływał niepokój, drżenie serca, lęk. Po dziś dzień nie wiem, co konkretnego oznaczał, ale prawdopodobniej był sublimacją mojego strachu przed światem. Wrażliwa i nieśmiała bałam się go i nie wierzyłam w siebie. To książki pozwoliły mi nabrać...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-15
Anna Dziewit- Meller znów nie zwiodła!
W cudownym, mięsistym, przaśnym języku śląskiej gwary wykreowała boleśnie prawdziwą opowieść o wszystkich grzechach i namiętnościach ludzkiego serca, które w zakamarkach najgłębszych pokładów komórkowych przenosi traumę- z pokolenia na pokolenie. Cierpienie jest odnawiane wciąż i wciąż, aż do chwili, gdy urodzi się odwaga, by wreszcie je przeciąć, odcinając pępowinę bólu.
Mnie przyniosła jeszcze coś- echa życia na pograniczu śląskiej ziemi, wpływy czarne jak węgiel, które naznaczyły moją duszę- nawet nie wiedziałam, że aż tak bardzo. Dobrze było się o tym wszystkim dowiedzieć i po raz kolejny zanurzyć się w arcy ciekawej tematyce psychologii traumy, ubranej w bliski ciału strój dobrej, głębokiej powieści o ludziach. Gorąco polecam!
Anna Dziewit- Meller znów nie zwiodła!
W cudownym, mięsistym, przaśnym języku śląskiej gwary wykreowała boleśnie prawdziwą opowieść o wszystkich grzechach i namiętnościach ludzkiego serca, które w zakamarkach najgłębszych pokładów komórkowych przenosi traumę- z pokolenia na pokolenie. Cierpienie jest odnawiane wciąż i wciąż, aż do chwili, gdy urodzi się odwaga, by wreszcie...
2018-12-26
2018-11-01
2018-07-04
2018-01-24
Niezwykle wyczekana nagroda w konkursie literackim LC!
Dobrą literaturę zwykle poznaje się od razu. Słowa płyną gładko i zakorzeniają się w umyśle, nie pozwalając odłożyć książki na półkę, każąc o niej myśleć, nawet gdy jest poza zasięgiem dłoni. A tutaj było co czytać! Ponad 400 stron małego druku. Zajęło mi to sporo czasu, ale był to nadzwyczajny zastrzyk emocji.
Historia opowiedziana przez Rutkowskiego jest doskonałym scenariuszem na film i mam nadzieję, że kiedyś takowy powstanie- sukces murowany!
Po mistrzowsku dozowane i budowane napięcie, zawieszenie historii pomiędzy czasami końca wojny a współczesnością, szeroka paleta charakterów i postaw ludzkich zmieszana w tyglu wydarzeń.
Ludzie z różnych stron i kultur, rzuceni na pastwę historii i jej paradoksów, kierowani są mocą przypadku, przymusu, a czasem i własnego wyboru do poniemieckiego majątku, z którego na fali nowej, powojennej władzy powstaje gdzieś na Pomorzu Zachodnim PGR.
Wrześniowo, mała mieścina usytuowana w pewnym oddaleniu od Miastka (Miasteczka) i Koszalina jest soczewką, w której odbija się obraz tamtych czasów. Wymęczeni wojną, uwikłaniem w układy, rzuceni przez ślepy wir historii ludzie pragną zacząć nowe życie, ale czy będzie im dane odrzucić od siebie uprzedzenia? Czasem łatwiej odpowiedzialność za własne krzywdy zrzucić na barki wroga, kozła ofiarnego...
O tym jak kształtowała się PGRowska mentalność- "Czy się stoi czy się leży, to wypłata się należy", mieniu niczyim, przymykaniu oczu na kradzieże, układach i układzikach i wykuwaniu się społecznych relacji przeczytamy tu sporo. Dowiemy się też skąd w ludziach wzięła się poustrojowa bezradność i bieda.
Nade wszystko jednak, między wierszami, w strzępkach historii wypowiadanych ściszonym głosem przy trwożnym odwracaniu głowy, będziemy przeczuwać nieuniknioną hamletowską tragedię zwaśnionych rodów.
Aż do ostatniej strony nakręcona spirala napięcia przytrzyma nas w pełnym niedowierzania szachu.
Niezwykle mocna lektura!
Niezwykle wyczekana nagroda w konkursie literackim LC!
Dobrą literaturę zwykle poznaje się od razu. Słowa płyną gładko i zakorzeniają się w umyśle, nie pozwalając odłożyć książki na półkę, każąc o niej myśleć, nawet gdy jest poza zasięgiem dłoni. A tutaj było co czytać! Ponad 400 stron małego druku. Zajęło mi to sporo czasu, ale był to nadzwyczajny zastrzyk...
2017-12-24
Z przykrością muszę stwierdzić, że jest to najsłabsza książka autora. Jej niewątpliwy potencjał zaczyna się rozmywać mniej więcej od połowy, gubiąc się w gąszczu wątków i bohaterów, wprowadzanych w zasadzie nie wiadomo po co. I kiedy dochodzi wreszcie do spotkania rodzeństwa nie poraża ono emocjami, tak jak można by tego oczekiwać. Czytelnik zadaje sobie więc pytanie jaki sens miała ta historia?
Niewątpliwym plusem jest malowniczy, artystyczny język Hosseiniego, ale spodziewałam się po nim czegoś więcej.
Z przykrością muszę stwierdzić, że jest to najsłabsza książka autora. Jej niewątpliwy potencjał zaczyna się rozmywać mniej więcej od połowy, gubiąc się w gąszczu wątków i bohaterów, wprowadzanych w zasadzie nie wiadomo po co. I kiedy dochodzi wreszcie do spotkania rodzeństwa nie poraża ono emocjami, tak jak można by tego oczekiwać. Czytelnik zadaje sobie więc pytanie jaki...
więcej mniej Pokaż mimo toO życiu od jego wewnętrznej, ukrytej dla oczu śmiertelnika strony. Odkrywczo i wciągająco. Polecam!
O życiu od jego wewnętrznej, ukrytej dla oczu śmiertelnika strony. Odkrywczo i wciągająco. Polecam!
Pokaż mimo to2017-11-20
Małgorzata Kalicińska to jedyna pisarka "dla kobiet" którą cenię. Jednak daleka jestem od obyczajówki z romansem w tle. U pani Małgosi jest smakowita, jak domowy obiad. Nie dość, że smakuje to jeszcze się za nią tęskni. Super neologizmy (m.in. soraśki!), język pełen analogii i skojarzeń i wiadomo, że autorka to dojrzała, inteligentna kobieta, która ma coś ważnego do powiedzenia. Życiowa, otwarta, ciekawa świata i ludzi w dosłownym znaczeniu.
Ciut przegadana , ale na poziomie. Lubię ją!
Marianna Roszkowska po śmierci siostry Lilki zapada się w siebie i żałobę. "Budzi" ją po pół roku, i to dosłownie, zimny prysznic z mieszkania powyżej- zostaje zalana przez sąsiadów. Wydarzenie to porusza bohaterkę na tyle, że na nowo zaczyna się mierzyć z życiem. Poszukiwania pracy, perypetie z ojcem, u którego pojawia się powabna pani letniczka i niespodziewane zaproszenie do Korei Południowej od internetowego rozmówcy, którego ongiś, w niezbyt sprzyjających okolicznościach poznała w Warszawie.
Co wydarzy się dalej? Teraz trzeba już sięgnąć po tę bardzo fajną, ciepłą książkę!
Niezwykle interesujący jest wątek książki pisanej przez główną bohaterkę - wywiadów z młodymi Polkami, które szukają swojego szczęścia w świecie- odważnie i przełamując schematy. Dużo poruszył w mojej głowie.
Czytajcie, warto!
Małgorzata Kalicińska to jedyna pisarka "dla kobiet" którą cenię. Jednak daleka jestem od obyczajówki z romansem w tle. U pani Małgosi jest smakowita, jak domowy obiad. Nie dość, że smakuje to jeszcze się za nią tęskni. Super neologizmy (m.in. soraśki!), język pełen analogii i skojarzeń i wiadomo, że autorka to dojrzała, inteligentna kobieta, która ma coś ważnego do...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-04
Ktoś tutaj w opiniach napisał, że dla osób, które pokochały książki Joanny Bator, ta również będzie czytelniczą ucztą. Dla mnie była! Nieprawdą jest przekonanie o zawiłościach słownych, to językowe mistrzostwo! Poplątane narracje i style, smakowite porównania, wygibasy słowne, które tyleż samo śmieszą, co przerażają. Nie wypaliła się, jak ktoś pięknie napisał, Szeptucha z Dolnego Śląska, ona dopiero się rozgrzewa! Wszak nie dotknęła jeszcze materialnej mrocznej siostry i jestem pewna, będzie ją tropić dalej...
"Rok królika" to kryminał, thriller, farsa, obyczajówka z pierwszej strony Faktu, groteska, dramat i tragikomedia. I bagnista prawda o ludziach, pełna przaśnej polskości, beznadziei, sprytu, zawiści, parcia po trupach do celu. Bawi i straszy. Pozostawia czytelnika ogłuszonego i nasyconego. Na chwilę, bo znowu chce więcej.
Ktoś tutaj w opiniach napisał, że dla osób, które pokochały książki Joanny Bator, ta również będzie czytelniczą ucztą. Dla mnie była! Nieprawdą jest przekonanie o zawiłościach słownych, to językowe mistrzostwo! Poplątane narracje i style, smakowite porównania, wygibasy słowne, które tyleż samo śmieszą, co przerażają. Nie wypaliła się, jak ktoś pięknie napisał, Szeptucha z...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-31
Odebrana z księgarni- niewielka, poręczna i pachnąca farbą drukarską, z nieco dziwną i zastanawiającą okładką- w tym samym dniu przeczytana, pochłonięta wręcz.
Bohaterka Wioletta, alter ego autorki, przyjeżdża do miasta świętej wieży- mojego rodzinnego- na studia. Sama nazywa je miastem wsią podszytym. Jest druga połowa lat dziewięćdziesiątych, okres mojego nastoletniego buntu, a u niej pierwszy rok trudnej i biednej samodzielności w mieście, tak różnym od jurajskich pól i łąk.
Nasze losy plotą się tak wspólnymi tropami, że mam wrażenie, że Wioletta Rogala i Wioletta Grzegorzewska to ja- tylko ta odważniejsza, ta bardziej samodzielna, zdeterminowana, z przymusu nieco realizująca marzenia.
To samo uderzyło mnie i zastanowiło już w "Gugułach", wywołując potok łez i tornado przemyśleń. Niesamowicie czyta się książkę, podczas której dzieli się nie tylko wrażliwość i marzenia, wspólny, aż do środka trzewi język, wpisany w najbardziej ukryty podkład komórek ciała, ale i dosłownie- idzie się tymi samymi ulicami, odwiedza te same miejsca, spotyka tych samych (sic!) ludzi! Swoiste deja vu, pokrewieństwo dusz- trudno to ująć w słowa.
Wioletta studiowała na moim wydziale w czasie, gdy ja chodziłam do liceum, 2 przystanki tramwajowe od Instytutu filologii polskiej w Częstochowie. Musiałyśmy się mijać na ulicy!
Znam dobrze te wszystkie miejsca, które ona, mieszkanka podczęstochowskich Hektarów, odkrywała dla siebie; miałam zajęcia z charyzmatycznym i nieszkodliwie zwariowanym profesorem Bratkowskim (nazwisko zostało nieco zmienione i nie będę go podawać; wystarczy, że dodam, iż profesor od gramatyki historycznej już nie żyje i był znany w częstochowskim światku akademickim).
Częstochowa ze "Stancji" to to miasto, po którym włóczyłam się na wagarach, gdzie przeżywałam swoje pierwsze miłości i zachwyty, skąd chciałam się wyrwać, ale nie starczyło mi odwagi na dekadę.
Mocną, jeśli nie najmocniejszą stroną tej powieści jest jej język- przepiękny poetycki styl; zdania zaczynające, kończące rozdziały- majstersztyk. Są jak akwarele mistrza malarstwa. Słowa zbudowane w ciągi zdań są jak uwertury, w których nic nie jest ponad ani nic nie jest dość; płyną jak chmury po niebie, ciągle zmienne, zatrzymujące w sobie bezmiar emocji poprzez wymierne przecież, werbalne konstrukcje. W to wszystko wpleciony humor, jak lekki, rześki wiatr. Wioletta Grzegorzewska czuje słowa jak mało kto. Widać to na każdej stronie- panta rhei, jak u Heraklita, tylko w wymiarze bezpośrednim.
Listy - gawędy dziadka są absolutnie doskonałe. Pisane gwarą (mieszanina gwary małopolskiej z przemożnym wpływem śląskiej- tak znana mi z rodzinnej wsi i okolic) słowa prostego, wiejskiego człowieka, wiodą nas przed ołtarz tego co najświętsze i najważniejsze- wspomnień.To perspektywa odwrócona, spojrzenie wstecz u kresu wszystkiego co mamy- jedynego życia.
Recenzent książki napisał, że mało tu opisu studiów, choć to czas najbardziej kształtujący człowieka dojrzałego. Może to prawda, ale tu najbardziej liczy się Wioletta i jej widzenie świata, jej przemyślenia, dywagacje, wybory, przypadki, próby. Jej zmagania z brakiem pieniędzy, ludzie których spotyka i to, jak widzi otaczający ją świat i relacje międzyludzkie. Wszystko tu ma sens i wszystko jest potrzebne i ważne.
Całość zbudowana z 3 opowiadań splecionych w jedną całość- drogę dziewczyny do pełnej, świadomej, zachłannej życia i świata kobiecości, której nie wystarczy w bruk odziany zaścianek. I dlatego właśnie zakończenie ma dokładnie taką wymowę. Krzyk, sięgający pierwotnych pokładów woli życia, krzyk wojownika, który rusza na wojnę lub polowanie, by pomimo lęku zrzucić z siebie skórę, przeobrazić się, zostawić bolesne przeżycia. Zwyciężyć, na każdym poziomie swojego człowieczeństwa!
Dajcie się przenieść do tej krainy, nawet jeśli nie będziecie- tak jak ja- mogli jej sobie wyobrazić w sposób dosłowny. To bardzo ożywcza i smakowita powieść, dzieło kompletne. Wszystko ma tu przemyślane znaczenie i prowadzi nas znaną z największej literatury drogą przemiany, wykuwania się per aspera ad astra. Jak u najbardziej cenionych pisarzy.
Mam nadzieję na kontynuację twórczości Pani Grzegorzewskiej.
Odebrana z księgarni- niewielka, poręczna i pachnąca farbą drukarską, z nieco dziwną i zastanawiającą okładką- w tym samym dniu przeczytana, pochłonięta wręcz.
Bohaterka Wioletta, alter ego autorki, przyjeżdża do miasta świętej wieży- mojego rodzinnego- na studia. Sama nazywa je miastem wsią podszytym. Jest druga połowa lat dziewięćdziesiątych, okres mojego nastoletniego...
2017-08-27
Rozbudowana saga rodzinna, z której najbardziej poruszył mnie wątek założyciela rodu- Pułkownika Eliego i jego pobytu w osadzie plemienia Komanczów.
Naturalistyczne opisy, skomplikowane relacje międzyludzkie i mikroskopijny obraz tego, co decyduje o fakcie zdobycia w życiu pozycji wodza, założyciela, człowieka- dziś tak byśmy go nazwali- sukcesu. Gorzki zawsze jest koniec- tracimy wszystko co tu i teraz. Zgody na przemijalność, akceptacji zmienności Indianie uczyli się od przyrody. Moglibyśmy brać z nich przykład, każdemu z nas byłoby wtedy łatwiej.
Rozbudowana saga rodzinna, z której najbardziej poruszył mnie wątek założyciela rodu- Pułkownika Eliego i jego pobytu w osadzie plemienia Komanczów.
Naturalistyczne opisy, skomplikowane relacje międzyludzkie i mikroskopijny obraz tego, co decyduje o fakcie zdobycia w życiu pozycji wodza, założyciela, człowieka- dziś tak byśmy go nazwali- sukcesu. Gorzki zawsze jest koniec-...
2017-07-04
Autorka, Aida Amer pisze w posłowiu, że powieść ta jest literacką fikcją, a mimo to pracując nad nią wciąż szukała prawdy.
Odnalazłam tę właśnie życiową prawdę i wzruszyła mnie ona niezwykle.
Prawdę o tęsknocie ludzkiego serca, o pracy, która daje poczucie sensu, o głębokim zespoleniu z przyrodą, które potrafi leczyć chorą duszę.
Wraz z opowieścią o rodzinie Sztulmowskich i Stulmaherów i przetaczającą się nad nimi machiną wojen XX wieku wróciły do mnie cenne chwile mojego skromnego życia.
Droga do szkoły, ścieżką wijącą się pośród pachnących i szumiących łanów zbóż, pełnych maków i chabrów, ptasie trele i zapach siana przewracanego drewnianymi grabiami, wszystkie wojenne, rodzinne opowieści, wypowiadane w kuchni przez wujka, gdy pod blachą płonął prawdziwy ogień. Historie przodków, które ciasno oplotły się wokół mojego serca, zasupłały i nie umiem dać im popłynąć, choć bardzo tego pragnę...
Autorka dobrze wiedziała kogo poruszy jej książka:
- Postać Jana Putry, który pomimo podeszłego wieku niespodziewanie dla wszystkich wybiera się na wędrówkę po świecie, jest dla mnie w tej książce najcenniejsza. Stworzyłam ją z myślą o tych, którzy marzą, by ruszyć w drogę. Przez "ruszanie w drogę" rozumiem odmianę własnego życia, zerwanie z rutyną i monotonią, odwagę w podejmowaniu zupełnie nowych wyzwań niezależnie od wieku i liczby grosików uzbieranych w puszce po herbacie. Tej właśnie odwagi życzę Tobie, drogi czytelniku...
Aido, chcę wierzyć, że Twoje słowa w stosunku do mnie kiedyś okażą się prorocze. Twoja książka to dla mnie cenny dar, dziękuję.
Autorka, Aida Amer pisze w posłowiu, że powieść ta jest literacką fikcją, a mimo to pracując nad nią wciąż szukała prawdy.
Odnalazłam tę właśnie życiową prawdę i wzruszyła mnie ona niezwykle.
Prawdę o tęsknocie ludzkiego serca, o pracy, która daje poczucie sensu, o głębokim zespoleniu z przyrodą, które potrafi leczyć chorą duszę.
Wraz z opowieścią o rodzinie Sztulmowskich i...
2017-03-16
Jak zapewne wielu czytelników i ja zostałam zainspirowana filmem Agnieszki Holland pt. "Pokot". Scenariusz został oparty na motywach powieści Olgi Tokarczuk i po tak genialnym filmie nie mogłam po nią nie sięgnąć. Nie tylko sięgnęłam, ale i wpierw kupiłam, a potem przeczytałam w dwa dni. Bardzo lubię powieści Olgi Tokarczuk, choć, wstyd się przyznać, dotychczas przeczytałam tylko dwie. Z pewnością wkrótce nadrobię.
Duszejko, emerytka obsesyjnie zainteresowana astrologią i tłumacząca sobie świat według jej prawideł, mieszka na pograniczu Kotliny Kłodzkiej. Jeszcze trochę uczy w szkole, jeszcze tłumaczy wiersze Blake'a wraz ze swoim byłym uczniem i dogląda domów sąsiadów zimową porą, ale tak naprawdę żyje we własnym świecie, pogrążając się w myślach i obserwacji przyrody. Obrończyni zwierząt stara się walczyć z kastą myśliwską, która - znacząco- jest zapełniona przez lokalnych notabli, ale jest w tej walce skazana na przegraną. Znosi swoje małe upokorzenia ze swoistym poczuciem humoru, wręcz sarkazmem i ironią, ale do czasu, gdy odnajduje zdjęcie, które sprawia, że łzy i gniew mieszają się w jedno pragnienie...
Sporo lat minęło od mojej ostatniej książki Tokarczuk, ale nic się nie zmieniło. Nadal odczuwam zachwyt nad pięknem jej prozy, klasycznym, gładkosłowym, wieloznacznym. Klimat powieści wciąga, przytrzymuje, jest ciut duszny i klaustrofobiczny, ale wciągający. Niepokoi, przestrasza, jak złowróżebny tytuł. Zostaje z człowiekiem na dłużej.
Jak zapewne wielu czytelników i ja zostałam zainspirowana filmem Agnieszki Holland pt. "Pokot". Scenariusz został oparty na motywach powieści Olgi Tokarczuk i po tak genialnym filmie nie mogłam po nią nie sięgnąć. Nie tylko sięgnęłam, ale i wpierw kupiłam, a potem przeczytałam w dwa dni. Bardzo lubię powieści Olgi Tokarczuk, choć, wstyd się przyznać, dotychczas przeczytałam...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dopiero co spod okularów spłynęło po policzkach kilka gorących łez. Może to szaruga za oknem, długotrwała choroba, może po prostu smutek istnienia, a może to ta książka?
Wymyka mi się ona. Gdzieś między łzą, a potoczystą narracją, ukrywa się, jak to licho, jej sens. Człowiek i jego z nami bycie. My, szukający odbicia siebie w jego życiu i przez tę podróż - drogi do siebie samego. Inni, ważni. Świat, sztuczny- pozorów i bliski, szczery - natury. Próbuję to wszystko w sobie pozbierać. Wiem, że ma mi ona coś istotnego do przekazania.
Odbyłam tę podróż razem z Tarniną, w jej wędrówce w poszukiwaniu przeszłości ukochanej ciotki, do Nowej Ziemi i jej nieznanego siostrzenicy życia.
Szybką, jak mgnienie. Nasyconą emocjami, skierowaną do wewnątrz, by odwrócić wzrok od spływających po szybie kropel, od myśli o mijającym nieuchronnie czasie, od szarugi i beznadziei.
A tam, w splątanym gaju roślin, zwierząt i emocji, prawdziwe życie, tuż pod stromymi stokami uśpionych wulkanów.
Pełnokrwiści bohaterowie, wątek myśliwych, odkrywanie tajemnic starego domu i sekretów Wandy ze starego sztambucha.
I jak zwykle znalazłam w tej książce siebie. Odbitą w trzeszczach Tośki, bezsilną wobec złośliwego licha, sarnio bezbronną w zasadzce.
Uwagę zwraca bardzo ciekawy język- wartki, pocięty na krótkie równoważniki, a tak pełny obrazowych porównań, metafor, czarów. Początkowo mało uważny czytelnik może się pogubić w licznych dygresjach, ale szybko naciąga gęstą, ziołową atmosferą, od której może zakręcić się w głowie.
By zachłysnąć się i na chwilę zapomnieć o codzienności. Pomyśleć o przemijaniu i o tym co ważne. O konfrontacji ze śmiercią, z odchodzeniem bliskiej osoby, o zgodzie na nieuchronność tego, przed czym nijak nie zdołamy uciec.
Bardzo wzruszające ostatnie strony książki poświęcone Wandzie- czułe wspomnienie odchodzenia bliskiej i kochanej osoby. Pełne szacunku, tkliwe, a jednocześnie mocne. Tak mówmy o śmierci- jak o przejściu, ale i obecności, która się nie kończy z chwilą, gdy serce przestaje bić. To bardzo ważny i potrzebny temat.
I dlatego długo będzie jeszcze we mnie rezonować ta książka. Szukać, wciąż szukać ujścia.
Choćby te słowa:
"Myślę, że gdy czytasz ten list, wiesz już o czym mówię. O oczekiwaniach, które stawia nam świat, inni ludzie, wreszcie, które my sami sobie stawiamy. O dziecięcej wrażliwości, która jest naszą perłą, jest perłą, pamiętaj, choć czasami zdaje się nam, że to łyżka dziegciu. O zwątpieniu w siebie, co wcale nie musi być symbolem klęski, bo nie ma nic głupszego, niż pyszna pewność. O bezsilności i rozpaczy, bo nasz wpływ na resztę świata jest mocno ograniczony. O potrzebie akceptacji, wyrosłej z niskiego poczucia własnej wartości. O osamotnieniu, w którym jesteśmy w stanie zrobić wiele, by choć przez chwilę czuć, że odgrywamy jakąś rolę. Łatwo wtedy o łańcuchy, kajdany, kleszcze. O niechciane wybory i kłamstwa. O zaprzeczenie sobie, co prowadzi do faktycznej klęski. "
Dopiero co spod okularów spłynęło po policzkach kilka gorących łez. Może to szaruga za oknem, długotrwała choroba, może po prostu smutek istnienia, a może to ta książka?
więcej Pokaż mimo toWymyka mi się ona. Gdzieś między łzą, a potoczystą narracją, ukrywa się, jak to licho, jej sens. Człowiek i jego z nami bycie. My, szukający odbicia siebie w jego życiu i przez tę podróż - drogi do siebie...