-
ArtykułyKapuściński, Kryminalna Warszawa, Poznańska Nagroda Literacka. Za nami weekend pełen nagródKonrad Wrzesiński3
-
ArtykułyMagiczna strona Zielonej Górycorbeau0
-
ArtykułyPałac Rzeczypospolitej otwarty dla publiczności. Zobaczysz w nim skarby polskiej literaturyAnna Sierant2
-
Artykuły„Cztery żywioły magii” – weź udział w quizie i wygraj książkęLubimyCzytać58
Biblioteczka
2024-02-06
2023-12-20
2022-07-15
2021-12-29
2020-12-24
2020-09-18
W porównaniu do poprzednich książek, ta to zaledwie szkic, wtórność, schemat. Więcej tu ilustracji niż faktycznego tekstu, fleszy wspomnień niż prawdziwych wynurzeń. Redaktor Niedźwiedź, zraniony do krwi, liże rany, a ta książka jest chyba trochę remedium na pustkę i smutek.
Pomimo wszystko musiałam ją mieć, ponieważ kocham Pana, Panie Marku!
Zabrakło mi jednak szczególnej bliskości i więzi z Autorem, jakie uzyskiwało się po lekturze poprzednich książek. Może dlatego, że On po prostu nic już nie musi. W odróżnieniu od nas, wiernych słuchaczy- my potrzebujemy relacji z Panem, z głosem, muzyką i osobowością.
W porównaniu do poprzednich książek, ta to zaledwie szkic, wtórność, schemat. Więcej tu ilustracji niż faktycznego tekstu, fleszy wspomnień niż prawdziwych wynurzeń. Redaktor Niedźwiedź, zraniony do krwi, liże rany, a ta książka jest chyba trochę remedium na pustkę i smutek.
Pomimo wszystko musiałam ją mieć, ponieważ kocham Pana, Panie Marku!
Zabrakło mi jednak szczególnej...
2020-02-06
2020-01-25
2019-12-09
2019-11-10
2019-02-20
Nie zawsze mam czas i siły, by pisać obszerne recenzje, tak jest właśnie teraz. Jednak pozostawić tę książkę bez komentarza, to byłoby wielce nie w porządku.
Czapkins był pięknym człowiekiem i tym dobitniej boli jego śmierć na Nandze. Każdy nadwrażliwiec, ja również, zostaje ze smutną refleksją, że życie sprawia ból i niemożliwym jest osiągnięcie spełnienia- w codzienności go nie ma, a walka o marzenia może prowadzić w potrzask. Dla niego był to szczyt Nanga Parbat, dla każdego z nas będzie czym innym- może dzieckiem, może domem z ogrodem, może podróżami, a może odwzajemnioną miłością.
Jednak to rozdarcie- pomiędzy marzeniami, a codziennym życiem- rozumiem świetnie, sama stawiam mu czoła.
Strasznie smutny los niezwykłego i dobrego człowieka, którego świat nie zrozumiał i nie docenił, jak wielu przed nim i po nim.
Nie zawsze mam czas i siły, by pisać obszerne recenzje, tak jest właśnie teraz. Jednak pozostawić tę książkę bez komentarza, to byłoby wielce nie w porządku.
Czapkins był pięknym człowiekiem i tym dobitniej boli jego śmierć na Nandze. Każdy nadwrażliwiec, ja również, zostaje ze smutną refleksją, że życie sprawia ból i niemożliwym jest osiągnięcie spełnienia- w...
2018-12-19
2018-09-16
To już moja trzecia książka Bernadette i po raz kolejny miałam poczucie, że kanadyjska pisarka bardzo dobrze czuje się w kronikarskim stylu.
Literatura faktu nie ma w sobie polotu równego pięknej, ale można tchnąć w nią więcej ducha i pasji. Jednakże to, co jest wadą, w tym przypadku staje się też zaletą- opisując wielką kronikarkę Himalajów- Elizabeth Hawley, Bernadette McDonald w pragmatyczny i równie uporządkowany sposób przybliża nam sylwetkę Miss Hawley.
Zawsze byłam Jej ciekawa. Pojawiała się w kuluarach pasjonujących historii niczym nepalska Pytia i każdy liczył się z jej zdaniem. Tutaj gra pierwsze skrzypce. Niezależna, silna, mająca odwagę znaleźć własny sposób na życie i uparcie się go trzymać, budując przy tym zupełnie nową jakość pracy i dokonań. A tuż za nią, za drobną sylwetką w okularach, za łagodnym łukiem maski niebieskiego garbusa i stosem teczek z raportami, Nepal na przestrzeni dziesięcioleci. Może nieco zbyt ugrzeczniony, ciut odległy, niejasny. Przesłonięta woalem tajemniczości niezwykła kraina, u stóp najwyższych gór świata.
Cierpliwie będę sobie budować jej obraz i gdyby jednak mnie, zwykłej kobiecie z Polski, nie udało się jej zobaczyć na własne oczy, to "Strażniczka gór" stanie się w tym pejzażu kolejnym światło- cieniem.
Dla wszystkich miłośników literatury wysokogórskiej to z całą pewnością łakomy kąsek, ale nie spodziewajcie się lawiny emocji. Dostaniecie próbkę ujęcia w słowa postaci, będącej niepisanym ambasadorem Nepalu. Wpasowuje się ona w szerokie tło krainy opasanej, jak okładka książki, powiewającymi, kolorowymi choragiewkami w trójkątny kształcie.
Według mnie nie można tej książki pominąć.
To już moja trzecia książka Bernadette i po raz kolejny miałam poczucie, że kanadyjska pisarka bardzo dobrze czuje się w kronikarskim stylu.
Literatura faktu nie ma w sobie polotu równego pięknej, ale można tchnąć w nią więcej ducha i pasji. Jednakże to, co jest wadą, w tym przypadku staje się też zaletą- opisując wielką kronikarkę Himalajów- Elizabeth Hawley, Bernadette...
2018-07-29
2018-06-15
2018-03-08
Skalny Zwierz, Wojtek Kurtyka długo czekał na swoją biografię. Napisała ją autorka kilku bestsellerowych książek o wspinaczach wysokogórskich Bernadette McDonald.
Może fakt, iż polski nie jest jej rodzimym językiem i tekst musiał być tłumaczony, a może bardziej werbalna niemoc wobec uchwycenia tak wybitnego zjawiska jakim jest Kurtyka sprawiły, że trudno się czyta tę książkę, a przynajmniej niełatwo czytało się ją mnie. A jednak po przeczytaniu całości, w głowie krystalizuje się świadomość, że obcowało się z niezwykłym człowiekiem.
Jest to w zasadzie klasyczna biografia, przedstawiająca wspinacza- od genealogicznego zarysu przodków, poprzez rozwój pasji i osobowości, po współczesność i perspektywę spojrzenia wstecz na życie dojrzałego i uformowanego mentalnie człowieka.
Wojtek wymyka się jednak gładkim zdaniom i cezurom czasowym. Jest nieuchwytny i nieokiełznany. Taki, jaki zawsze chciał być: wolny i niezależny.
To chyba największy atut tej książki, który najmocniej wypływa spośród słów samego wspinacza- jego niezwykła osobowość bezkompromisowego człowieka, który wolność przekonań stawiał zawsze na pierwszym miejscu, umiłował góry, darząc je wielkim szacunkiem i taką uczynił swoją wspinaczkę.
Im bliżej skały, w jak najmniejszym zespole, z jak najmniejszą ilością sztucznych wspomagaczy (lin i różnych wspinaczkowych "przydasi", o których przecież jako laik nie mam pojęcia)- nocą, bez smyczy i nago- tym lepiej.
Bez parcia do odbierania not i nagród w jakichkolwiek rankingach, bez konieczności zdobywania szczytu, z czujną, zwierzęcą wręcz uwagą i instynktem, który każe się wycofać tuż przed niebezpieczeństwem i z wielką troską o partnera wspinaczkowego- tak Wojtek przetrwał bezpiecznie kilka dekad niebezpiecznej pasji.
Współtowarzyszom górskich dróg i eksplorowanych ścian jest w tej opowieściowi poświęcone dużo uwagi. Przy Wojtku nigdy nikt nie zginął i to bardzo istotna kwestia, ukazująca jego podejście do gór i człowieka, jego wyczucia, odniesienia do standardów bezpieczeństwa i personalnych relacji z innymi ludźmi.
Tak wybitny indywidualista jakim jest Kurtyka, bardzo umiejętnie dobierał sobie partnerów wspinaczkowych, a w swoistej ekwilibrystyce załatwiania pozwoleń, zdobywania pieniędzy, konieczności dalekich podróży w trudnych czasach i przy oczywistych różnicach charakterów oraz podejściu do tej wymagającej pasji, różnej u każdego z nich, było to karkołomne i prawie niewykonalne zadanie. Jemu się udawało, co nie znaczy, że nie dochodziło do sporów i nieprzekraczalnych różnic zdań, które w konsekwencji doprowadzały do rozstań i rozchodzenia się wspólnych dróg na zawsze.
Kurtyka analizował je wszystkie bardzo świadomie i metodycznie- a na drugiej uczuciowej płaszczyźnie- bardzo je przeżywał.
Doświadczył braku troski partnera i jego parcia w drodze na szczyt bez obejrzenia się na drugiego człowieka ze strony Kukuczki, osamotnienia na górskim szlaku ze strony Erharda Loretana i Jeana Troilleta. A mimo to umiał wybaczać i nie chował w sobie urazy. Najbliższą mu osobą był Alex McIntyre i jego wspominał z największym żalem, jako bezpowrotnie utraconego przyjaciela, który tuż przy górskiej ścianie ofiarował mu najwięcej.
Choć między słowami przesącza się niezrozumienie do wielu postaw wspinaczy (zwłaszcza Jerzego Kukuczki, z dogłębną analizą przyczyn jego śmierci, będącej konsekwencją "przemocowego", "taranicznego" parcia do przodu, bez względu na koszty i konsekwencje- którymi m. in. była śmierć jego wielu partnerów wspinaczkowych, wobec której Jurek zdawał się pozostawać niewzruszony) Wojtek potrafi szczerze i altruistycznie oddać każdemu to, co w nim było najlepsze i co zyskał poprzez wspólne drogi z danym człowiekiem. Świadczy to o jego niezwykle światłym umyśle, szlachetnej postawie i dobrym sercu, któremu obce było wszelkie wyrachowanie.
Kurtyka całym swoim życiem zaświadcza, że choć nieobcy był mu egoizm, polegający na bezgranicznym oddaniu swojej pasji, nigdy nie stracił kontaktu z rzeczywistością. Choć presji wymagającego hobby nie wytrzymały dwa małżeństwa, zbudował silną więź ze swoimi dziećmi; prowadzi utrzymującą materialną stabilizację firmę, do której podłoże ugruntowała właśnie pasja i liczne wyjazdy i kontakty z ludźmi.
Potrafił nawet teraz, będąc w wieku, gdy wspinaczka staje się już coraz bardziej poza zasięgiem, odnaleźć radość i spokój w ogrodnictwie, tam upatrując możliwości bliskiego kontaktu z przyrodą, który we wspinaczce był zawsze istotną pointą przeżyć.
Zachował piękne, szczupłe ciało i otwarty umysł, nigdy nie pozostając w tyle i długo będąc równym dla o wiele młodszych od siebie wspinaczy, a już na pewno zawsze pozostając dla nich inspiracją.
Jego pokolenie, pokolenie Ice Warriors, prawie wyginęło... Tak wielu z nich zostało w górach. A on, choć tak wybitny i będący zawsze na uboczu, poza głównym nurtem, a z wcale nie mniejszymi osiągnięciami, pozostał żywy i pełen mądrości, i doświadczenia.
Jest przykładem, również dla mnie, że można żyć "pod prąd", że można być wiernym swoim przekonaniom, że można mieć własne poglądy na życie, kontakty międzyludzkie, religię i w tym wszystkim osiągnąć pełnię szczęścia i spokoju.
Bezkompromisowy, uczciwy i skromny- takim zostanie w mojej pamięci po tej lekturze.
Na koniec kilka "smaczków":
"Podczas swego powietrznego trawersu zarówno Jurek, jak i Wojtek osiągnęli ten poziom spokoju, który dawał im gotowość akceptacji wszystkiego, czego oczekiwały od nich żywioły i sama góra. Osady ich codzienności spłynęły w dół, została sama przejrzystość.[...]
Doświadczenie przemiany na przełęczy pomiędzy północnym a środkowym wierzchołkiem Broad Peaku, potwierdziło przekonanie Wojtka, że górska wspinaczka jest drogą do odmiennych stanów świadomości, w których świat przybiera zupełnie nowe barwy i nabiera nowych właściwości."
"Wspinaczki, takie jak trawers Broad Peaku, zasadniczo zmieniały życie Wojtka. Doświadczenia emocjonalne, które stały się jego udziałem na tych wysokich szczytach, różniły się między sobą intensywnością. Strach i niepokój, ekstremalne, psychofizyczne wyczerpanie, rozpacz, głód i pragnienie- wszystko to przeżył podczas trawersu Broad Peaków. Każde z tych uczuć, choć przeważnie negatywnych, otwierało możliwość odwrotnej reakcji. Euforia. Zaufanie. Opanowanie i spokój. Było tak, jak gdyby wrota percepcji zostały przed nim otwarte. Wszystko to było przywilejem, który stać się może udziałem wysokogórskiego wspinacza."
"Niestety , element, który towarzyszy najczęściej naszym górskim poczynaniom, to stępienie wrażliwości na różne zagrożenia, połączone z "subiektywnym poczuciem nieśmiertelności". Jest to często stan pożądany. "Ekspozycja nie robi na mnie wrażenia", "z radością ładuję się w horrory", to często i z satysfakcją wypowiadane zdania. Stan, który porównałbym do etapu "mocnej głowy" na drodze do alkoholizmu. To pomaga przekraczać bariery sportowego wyczynu, ale jakże często jest powodem przekroczenia bariery życia. Silny duchowy element alpinizmu, który propaguje Kurtyka, to w istocie pielęgnowanie swojej naturalnej wrażliwości, na którą składa się również strach przed utratą najcenniejszego daru- życia." (słowa Ludwika Wilczyńskiego)
"Po próbie na zachodniej ścianie K2 Wojtek był boleśnie świadom, że etos lekkiego stylu i trudnych, nowych dróg, zawsze wiąże się z możliwością porażki. Nauczył się również, że o bezpieczną porażkę, zamiast ryzykownego zwycięstwa, warto walczyć. Rozwiązaniem było trwać na swojej "ścieżce"- tam, gdzie nie ma reguł i procedur, a jedyna rada przychodzi z wnętrza człowieka. Niezależnie od sukcesu czy porażki Wojtek wracał z każdej wspinaczkowej przygody z nowym spojrzeniem na codzienne życie. "Góry funkcjonowały, jako coś w rodzaju Wielkiej Miotły, która wymiatała ze mnie wszelkie śmieci, wszelki banał, wszelkie obarczenie, które wyniosłem z codziennego, neurotycznego życia, i ja wracałem z tych gór jako nieskazitelna, czysta osoba." Stał się bardziej otwarty na piękno życia i otaczający go świat. Nauczył się lepiej przyjmować życiowe sprawy: to, że słabnie, starzeje się, choruje."
"Wojtek- elitarysta i obdarzony intuicją artysta- definiował wolność poprzez styl i estetykę swoich doświadczeń. Ale również poprzez wspinaczki i ryzyko, których podejmować nie chciał. Jako urodzony intelektualista wyniósł ideę wolności na inny poziom, nawet jeżeli był to tylko przejściowy stan świadomości. "Nie ma lepszego środka antyneurotycznego, który równie skutecznie przywracałby właściwe miejsce panoszącemu się konwenansowi i właściwe proporcje urojonym problemom, niż wspaniała ściana. Nie ma też łatwiejszego sposobu na powrót do szczerego i spontanicznego zachowania niż długa i trudna grań. Dlatego człowiek powracający z trudnej eskapady górskiej jest istotą mądrzejszą, spokojniejszą i promieniującą wewnętrznie. Niejako- wyzwoloną."
A tu kwintesencja całej opowieści i próba zwerbalizowania trudności jej narracji, kluczowa do zrozumienia całości:
"Jestem pewna, że dla Wojtka, najczystsze doświadczenie wspinaczkowe istnieje w krainie poza jakąkolwiek formą komunikacji. Tej historii nie da się opowiedzieć. Ale Wojtek rozumie wartość przekazywania swoich głęboko osobistych epifanii dotyczących piękna, partnerstwa i przyjaźni oraz- przede wszystkim- wolności. Wie, że swoim przekonaniem, iż alpinizm nie polega jedynie na wznoszeniu się górską formacją, lecz na wychodzeniu poza siebie samego, powinien dzielić się z innymi. "Jeśli doświadczenia siły i miłości nie potrafisz przenieść z gór do swojego normalnego życia i przekazać go innym, to wspinaczka nie ma sensu. [...] Góry są moim tchnieniem."
To odpowiedź dla wszystkich, pewnie dla większości ludzi, którzy zadają sobie pytania o sens tak karkołomnej pasji. Warto ją poznać, choć pewnie zrozumie ją niewielu.
Skalny Zwierz, Wojtek Kurtyka długo czekał na swoją biografię. Napisała ją autorka kilku bestsellerowych książek o wspinaczach wysokogórskich Bernadette McDonald.
Może fakt, iż polski nie jest jej rodzimym językiem i tekst musiał być tłumaczony, a może bardziej werbalna niemoc wobec uchwycenia tak wybitnego zjawiska jakim jest Kurtyka sprawiły, że trudno się czyta tę...
2018-02-17
Przypadek sprawił, że właśnie dziś kończyłam czytać biografię tuza polskiego himalaizmu- Lidera Andrzeja Zawady. Przecież to dziś właśnie mija 38 rocznica pierwszego, zimowego, polskiego wejścia na Mount Everest! Stało się to, dzięki Niemu właśnie- niezwykłemu, wyjątkowemu człowiekowi i patriocie wielkiej skali, który, jak zawsze to podkreślał- wszystko co robił, robił dla Polski.
Minęło już 18 lat od Jego śmierci i jeszcze nie spełniło się Jego wielkie marzenie- zdobycie K2 zimą.
Krzysztof Wielicki- jego następca, ma właśnie szansę dokonać tego, kierując polską wyprawą i jako Polacy, przez wzgląd na pamięć o kilku dekadach polskiego himalaizmu, a zwłaszcza górskiej działalności Andrzeja Zawady, powinniśmy im mocno kibicować!
Ewa Matuszewska snuje opowieść o Panu Andrzeju z klasą i elegancją, jakiej Jemu samemu nigdy nie brakowało. Przybliża nam Jego drogę do gór, nadzwyczajną osobowość, która skupiała wokół siebie ludzi; talent organizacyjny, zdolności przywódcze, charyzmę, kindersztubę, opanowanie, zdecydowanie, humor.
Zawada był niezwykle skuteczny w dążeniu do celu i swoim zacięciem, osobowością sprawiał, że nie było dla Niego rzeczy niemożliwych. Choć sam nigdy nie przekroczył bariery 8000 metrów, dzięki Niemu, Jego niesłabnącej wierze, wyczuciu, instynktowi, umiejętności podejmowania trafnych decyzji, udało się to tak wielu, a podczas Jego licznych wypraw zginęło tylko dwóch ludzi.
Poznajemy go z relacji partnerów wspinaczkowych, przyjaciół, ludzi, którzy się z nim zetknęli, a także ze szczerej i wzruszającej opowieści żony- aktorki i poetki- Anny Milewskiej. I nie sposób się Nim nie zachwycić.
Oprócz podziwu, który we mnie rósł z każdą stroną opowieści, przyglądałam się z bliska akcjom wysokogórskim; ja wiem, że to tylko słowa- ale jest to tutaj nadzwyczaj barwnie opisane. I wynotowałam sobie jak zwykle kilka cytatów:
"Powyżej 7500 metrów każdy wspinacz zaczyna umierać na raty i tylko od indywidualnej odporności , od zdolności aklimatyzacji zależy tempo, w jakim to następuje. Zamieranie funkcji życiowych, ubytek sił fizycznych i psychicznych, utrata kontroli nad swym organizmem- występowanie tych wszystkich objawów jest wprost proporcjonalne do wysokości. Miraż bliskości szczytu niejednemu odebrał zdolność właściwej oceny sytuacji i oceny samego siebie."
"Przy pewnym poziomie zmęczenia walczący o życie człowiek traci wszelką skłonność do filozofowania. Bierze się rzeczy takimi, jakimi są. Refleksje, rozmyślania, uogólnienia przychodzą później, w domowym fotelu, a nie tam, na szczycie."
"Zastanawiałem się czasami, czy my alpiniści, nie jesteśmy bardziej infantylni niż nasi rówieśnicy. Ich podejście do życia pełne jest pretensji, goryczy, mają często poczucie niespełnienia, a nie robią nic by to zmienić. Zasiąść w fotelu, popić wódeczki i ponarzekać na życie- oto do czego głównie sprowadza się życie towarzyskie."
"Myśląc o Andrzeju, wciąż jestem pod wrażeniem jego młodzieńczego sposobu bycia. Był człowiekiem pod wieloma względami imponującym, emanował wdziękiem i kulturą. Sposób, w jaki odnosił się do uczestników wyprawy, nieco żartobliwy, czasem lekko kpiący, a jednocześnie bardzo życzliwy, utkwił mi głęboko w pamięci."
"Uważam, że intelekt i logika powinny kierować postępowaniem człowieka. Trzeba sprawdzać, co nas ogranicza, na co możemy się narazić, jaki wysiłek podjąć, na co nas stać. Wydaje mi się, że cała moja działalność była przykładem takiego postępowania."
"Mimo upływu lat wciąż pozostaję pod wrażeniem, jakie wywierało przebywanie z nim. Było to jedyne w swoim rodzaju przeżycie, doświadczenie niepowtarzalne. Trudno wyrazić słowami te doznania, ale wyraźnie czuło się, że jest to człowiek, który innym potrafi przekazać swoją energię życiową, emocje, zarazić swymi pasjami. Przebywając w jego towarzystwie, przyjmowało się jego spojrzenie na świat i podejście do życia, pełne dynamizmu, a zarazem pogodne. Niepoprawny wizjoner [...]"
Pozostając pod wrażeniem tego niepoprawnego wizjonera, polecam Wam tę lekturę z całego serca!
Przypadek sprawił, że właśnie dziś kończyłam czytać biografię tuza polskiego himalaizmu- Lidera Andrzeja Zawady. Przecież to dziś właśnie mija 38 rocznica pierwszego, zimowego, polskiego wejścia na Mount Everest! Stało się to, dzięki Niemu właśnie- niezwykłemu, wyjątkowemu człowiekowi i patriocie wielkiej skali, który, jak zawsze to podkreślał- wszystko co robił, robił dla...
więcej mniej Pokaż mimo to
"- O czym mówimy?
O sobie,
że dobrze być sobie sterem,
że wolność jest nam ojczyzną
i dumą naszą stokrotną.
-O czym milczymy?
O bólu,
że ściosał tasakiem czerep,
że w pysze -
rosnących -
kręgów -
rośnie wraz z nami
samotność - -"
To fragment z młodzieńczego wiersza pochodzącej z Równego na Wołyniu poetki Zuzanny Gincburg, która już wtedy zdawała się przeczuwać swój tragiczny los.
Ta skrupulatna, faktograficzna opowieść pióra mistrzyni biografii- Izoldy Kiec- jest rozpaczliwą próbą ocalenia "Sanoczki- Sulamity" od zapomnienia. Opowieścią o minionym świecie wielokulturowości, o strzępkach jej życia, zawiłościach ostatnich chwil, których nie sposób już zidentyfikować, a nade wszystko apoteozą jej genialnej poezji, która nie daje się porównać z żadną inną. Wyrafinowaną, finezyjną grą słów, dojrzałą głębią skojarzeń, a jednocześnie natchnioną, młodzieńczą afirmacją życia.
Tak mało o niej wiedziałam.
Dziękuję autorce za dar, jakim jest ta książka, na jej kartach Sana żyje, uśmiecha się jak cudowna bizantyjska ikona i może choć przez chwilę nie jest sama, zamieszkując w poruszonym czytelniczym sercu?
Choć mówiła: "nie upilnuje mnie nikt", choć tragicznie przepadła w bezdusznym, wojennym przemyśle śmierci, to zasłużyła na miejsce w ludzkiej pamięci- tak pojemne, że mogłoby pomieścić każdą z utraconych istot.
Bylebyśmy tylko nie stracili serca do tego, co ważne, piękne i dobre.
"- O czym mówimy?
więcej Pokaż mimo toO sobie,
że dobrze być sobie sterem,
że wolność jest nam ojczyzną
i dumą naszą stokrotną.
-O czym milczymy?
O bólu,
że ściosał tasakiem czerep,
że w pysze -
rosnących -
kręgów -
rośnie wraz z nami
samotność - -"
To fragment z młodzieńczego wiersza pochodzącej z Równego na Wołyniu poetki Zuzanny Gincburg, która już wtedy zdawała się przeczuwać swój...