-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-13
2024-03-09
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘂𝗱𝗮 𝗰𝗼𝗱𝘇𝗶𝗲𝗻𝗻𝗼ś𝗰𝗶
𝑁𝑖𝑒 𝑡ę𝑠𝑘𝑛𝑖𝑗 𝑧𝑎 𝑐𝑧𝑦𝑚ś, 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑠𝑧 […] 𝑁𝑖𝑔𝑑𝑦. 𝐵𝑜 𝑚𝑜ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć, ż𝑒 𝑡𝑜 𝑤𝑦𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎𝑛𝑒 𝑖 𝑤𝑦𝑚o𝑑𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑑𝑎 𝑐𝑖 𝑏ó𝑙.
Zakochałam się w książkach Agnieszki Zakrzewskiej od chwili przeczytania 𝐵łę𝑘𝑖𝑡𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑜𝑙𝑖𝑏𝑟𝑎, kiedy autorka zabrała mnie w fascynującą podróż w czasie i przestrzeni do Holandii i miałam możliwość poznania procesu powstawania holenderskiej porcelany. Moja miłość do książek autorki jeszcze się wzmogła w chwili, gdy zabrała mnie na pola pełne przepięknych i kolorowych tulipanów w 𝑅𝑢𝑏𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 𝑎𝑘𝑤𝑎𝑟𝑒𝑙𝑖.
Teraz zaś przeniosła mnie na magiczne Podlasie i opowiedziała tak przepiękną historię o miłości, która niespodziewanie zaskoczyła parę bohaterów niczym podlaska pogoda. 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒. Czy słyszycie tę melodię, którą zawiera tytuł, a okładka książki… jest jak marzenie? 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 to wspaniała, sensualna i niesamowicie piękna opowieść. Jeśli nawet wypieralibyście się, że nie czytacie i nie lubicie romansów, to na taki, jak napisała Agnieszka Zakrzewska, na pewno będziecie mieli ochotę.
Romy Sokołowska swoje oryginalne imię, jak na polskie standardy zawdzięcza amerykańskiej aktorce Romy Schneider i swojemu ekscentrycznemu ojcu, scenografowi, który postanowił, że jego ukochana jedynaczka musi się odróżniać od innych. Ojciec wspiął się na wyżyny dyplomacji, żeby przekonać urzędniczkę do wpisania takiego imienia do aktu urodzenia dziewczynki. I tym sposobem stała się pierwszą Romy w stolicy. Niestety prócz imienia w życiu Romy, nie działo się nic nadzwyczajnego. Pracuje w popularnym lifestyle’owym wydawnictwie, ledwo wiąże koniec z końcem, sama wychowując nastoletniego Łukasza, po tym, jak jej mąż postanowił wymienić ją na inny model i założył nową rodzinę.
Romy po nieudanym małżeństwie z Patrykiem nie potrafi się pozbierać, chociaż bardzo się stara. Robi, co może by nastoletniemu synowi zapewnić wszystko, co najlepsze, a gdy sobie gorzej radzi zwraca się o pomoc do wujka. Były mąż ma nową rodzinę i uważa, że alimenty, które płaci żonie, muszą jej wystarczyć, nie interesuje go, że jest inaczej. Romy, chociaż ma syna to i tak czuje się samotna.
Po roszadach na samej górze zarządzających gazetą wszyscy pracownicy czują presję, boją się utraty pracy. Romy jest przerażona, bo jeśli ją zwolnią, pójdzie na dno. Jedyną deską ratunku jest pomysł podsunięty przez przyjaciółkę na wywiad z dawną gwiazdą kina, Barbarą Anczyc, po której słuch zaginął, podobnie jak po Mateuszu Przebindowskim, znakomitym fotografie, którego dziełem jest ostatni fenomenalny portret artystki, zanim wycofała się z życia towarzyskiego i zniknęła bez śladu. Fotograf także przepadł jak kamień w wodę, po karczemnej awanturze, jaką wywołał na swojej ostatniej wystawie. Podczas poszukiwań śladów Barbary, Romy dowiedziała się o tym przypadkiem [...] 𝑝𝑜𝑐𝑧𝑢ł𝑎 𝑝𝑎𝑙ą𝑐𝑎 𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎𝑤𝑜ść, 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑛𝑖𝑒𝑜𝑘𝑟𝑒ś𝑙𝑜𝑛𝑦 ż𝑎𝑙. 𝑍𝑎 𝑧𝑎𝑔𝑎𝑑𝑘𝑜𝑤ą ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖ą 𝑧𝑛𝑎𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑓𝑜𝑡𝑜𝑔𝑟𝑎𝑓𝑎 𝑘𝑟𝑦ł 𝑠𝑖ę 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑑𝑟𝑎𝑚𝑎𝑡.
Wywiad z Barbarą jest dla Romy ostatnią deską ratunku, zdaje sobie bowiem sprawę, że naczelna pozbędzie się jej bez mrugnięcia okiem i nie będzie miała na to wpływu nawet rozwijająca się znajomość z przystojnym szefem. Tajemnice związane z Barbarą i fotografem coraz bardziej Romy ciekawią, ale Julian Konan nie jest zachwycony tym pomysłem i wolałby, żeby z niego zrezygnowała. W końcu jednak zgadza się na wyjazd Romy na Podlasie, chociaż robi to niechętnie. Zdaniem niektórych wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to właśnie tam przebywa aktorka.
Zaintrygowana mnożącymi się tajemnicami Romy rusza w dziewicze okolice położone przy nadbużańskich mokradłach. Wieś podlaska, do której trafiła dziennikarka, to miejsce, gdzie ludzie się znają i szanują, a dla wszystkich najważniejszy jest święty spokój w domu i w sumieniu. Romy nazywają tu miastową, ale bardzo szybko znajduje z miejscowymi wspólny język, zdobywa ich zaufanie i sympatię. Może dlatego, że nigdy nikogo nie udawała i dzięki temu tak szybko zyskała ich przychylność. Jedyną osobą, która okazuje jej jawną wrogość, jest Bodnar, który mieszka w prymitywnej chacie, prowadzi życie pustelnika i tropi kłusowników. Mimo że tych dwoje wciąż się ze sobą kłóci, to ciągnie ich do siebie jakaś niewidzialna siła.
𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 to przepiękna powieść pełna emocji z niesamowitą podlaską przyrodą w tle. Z jednej strony wielkomiejskie życie z pracą w korporacji, gdzie wyścig szczurów wiedzie prym, a na życzliwość koleżanek, nie ma co liczyć, a wręcz odwrotnie, a z drugiej nadbużańska wieś ze wszystkimi jej urokami. Ciszą, spokojem, zapachem dzikiej przyrody, śpiewem ptaków, a także ludźmi, którzy są szczerzy i pomocni z sercem na dłoni. W mieście ploteczki i intrygi za plecami, a na wsi, co w sercu to na języku. I pomiędzy tymi dwoma światami Romy, kobieta opuszczona przez męża z nastoletnim synem na wychowaniu. Prostolinijna, z zasadami, niepasująca do wielkiego świata, pełnego szumu i obłudy.
Agnieszka Zakrzewska postawiła na drodze Romy dwóch mężczyzn. Juliana Komana przystojnego i zblazowanego bawidamka, właściciela La Belle i hardego, mrocznego Bodnara. Obaj mają tajemnice, obaj coś ukrywają. Czy serce Romy żywiej zabije dla nowego szefa, który może zapewnić jej i synowi dostatnie życie, czy do Bodnara, który swoim aroganckim zachowaniem doprowadza ją do szewskiej pasji? Nieubłaganie nadejdzie czas wyborów i Romy będzie musiała podjąć decyzję.
Jestem zauroczona tą historią, której bohaterowie poszukują swojego miejsca na ziemi i szczęścia tak po prostu. Każdy rozdział rozpoczyna się fragmentem piosenki, w środku znajduje się mnóstwo cudnych grafik i czarnobiałych fotografii, całość tworzy niezwykły klimat. Ta książka to po prostu prawdziwe dzieło sztuki.
Autorka stworzyła całą plejadę bohaterów, których nie da się nie polubić. Nie są jednoznaczni, jednowymiarowi, są kolorowi, jak Podlasie. Każde z nich ma coś na sumieniu, coś ukrywa, ale w którymś momencie ich ścieżki się prostują, a los będzie miał dla nich niespodzianki. Ta powieść daje chwilę oddechu, zmusza do refleksji i przypomina, że w życiu nie gonitwa za pieniędzmi jest najważniejsza. 𝐶𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑜𝑤𝑖 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚, ż𝑒 𝑏𝑒𝑧 𝑡𝑒𝑗 𝑐𝑎ł𝑒𝑗 𝑛𝑜𝑤𝑜𝑐𝑧𝑒𝑠𝑛𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑘𝑜𝑚𝑒𝑟𝑐𝑗𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑤 𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒ż𝑦ć, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑧𝑑𝑜𝑏𝑦𝑐𝑧𝑒 𝑡𝑒𝑐ℎ𝑛𝑖𝑘𝑖 𝑠ą 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑟𝑒𝑘𝑙𝑎𝑚𝑜𝑤a𝑛𝑒. 𝑀𝑦ś𝑙𝑖𝑚𝑦, ż𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒𝑚𝑦 𝑠𝑖ę 𝑏𝑒𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑜𝑏𝑒𝑗ść, 𝑎 𝑡𝑦𝑚𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑜ść 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑎𝑚 𝑧𝑏ę𝑑𝑛𝑎. 𝑂𝑘𝑟𝑒ś𝑙𝑎𝑗ą 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑡𝑢𝑠 𝑚𝑎𝑡𝑒𝑟𝑖𝑎𝑙𝑛𝑦 𝑖 𝑢𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑒𝑑𝑙𝑖𝑤𝑖𝑎𝑗ą 𝑙𝑒𝑛𝑖𝑠𝑡𝑤𝑜.
Urzekła mnie ta powieść wspaniałymi opisami piękna przyrody, podlaską gwarą i ciepłem roztaczanym przez prostych ludzi zakochanych w swoim regionie. Nigdy nie zapomnę postaci Józefy Tokajukowej, kobiety życzliwej całemu światu, która mogłaby stanowić wzór najlepszej babci, jaką można by sobie wymarzyć. Twarda i honorowa, ale zarazem pełna światła, radości i pokory. 𝑊𝑎𝑟𝑠𝑧𝑎𝑤𝑠𝑐𝑦 𝑚𝑎𝑙𝑘𝑜𝑛𝑡𝑒𝑛𝑐𝑖 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑎 𝑛𝑎𝑢𝑘ę 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑜𝑑𝑛𝑎𝑗𝑑𝑜𝑤𝑎𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤 𝑑𝑟𝑜𝑏𝑖𝑎𝑧𝑔𝑎𝑐ℎ 𝑖 𝑐𝑖𝑐ℎ𝑦𝑐ℎ 𝑐𝑢𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑜ś𝑐𝑖. Swoją postawą życiową imponowała mi także Romy, która w każdym człowieku dopatruje się dobra, nawet w byłym mężu i to dobro próbuje przekazać swojemu zbuntowanemu synowi […] 𝐴𝑙𝑒 𝑝𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑎𝑗, 𝑓𝑎𝑘𝑡, ż𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜ś 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎𝑠𝑧, 𝑎 𝑡𝑒𝑛 𝑘𝑡𝑜ś 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎 𝑐𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑛𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑟𝑜𝑛𝑖 𝑛𝑎𝑠 𝑜𝑑 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑏ó𝑙𝑢. Kobieta pragnie doświadczyć miłości, ale nie szuka przelotnych romansów. Tęskni za niemodną, zapomnianą miłością, taką, od której kręci się w głowie i drży serce. Nie chciała pomylić się kolejny raz.
Powieść 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 brzmi jak najpiękniejsza ballada, której można słuchać bez końca. Wzrusza, chwilami chwyta za gardło, wywołuje uśmiech, a na koniec skłania do refleksji. Nie warto gonić za mamoną i poświęcać wszystko i wszystkich dla kariery. Trzeba się zatrzymać, wsłuchać w klangor żurawi, śpiew ptaków, usiąść na tarasie z kubkiem aromatycznej herbaty i uścisnąć rękę komuś bliskiemu, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: 𝑂𝑏𝑖𝑒𝑐𝑢𝑗ę 𝑐𝑖ę 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎ć, 𝑏𝑜 𝑚𝑜𝑗𝑒 𝑠ł𝑜𝑤𝑎 𝑡𝑤ó𝑗 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟 𝑟𝑜𝑧𝑤𝑖𝑒𝑗𝑒, 𝑙𝑒𝑐𝑧 𝑏𝑒𝑧 𝑐𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑢𝑗ę, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦𝑚 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖ł𝑎 𝑘𝑎𝑤𝑎ł𝑒𝑘 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒. Na miłość nigdy nie jest za późno i każdy chce kochać.
Czytajcie kochani 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒, bo ta powieść jest jak podlaska aura. 𝐷𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧 𝑖 𝑠ł𝑜ń𝑐𝑒. 𝐶ℎ𝑚𝑢𝑟𝑦, 𝑏ł𝑦𝑠𝑘𝑎𝑤𝑖𝑐𝑒 𝑖 𝑘𝑟𝑦𝑠𝑡𝑎𝑙𝑖𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑠𝑡𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑏𝑜. 𝑃𝑜𝑟𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑦 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟 𝑖 𝑑𝑧𝑤𝑜𝑛𝑖ą𝑐𝑎 𝑤 𝑢𝑠𝑧𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑖𝑠𝑧𝑎.
A na koniec chciałoby się śpiewać na całe gardło: 𝐾𝑜𝑐ℎ𝑎𝑚 𝑐𝑖ę ż𝑦𝑐𝑖𝑒.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘂𝗱𝗮 𝗰𝗼𝗱𝘇𝗶𝗲𝗻𝗻𝗼ś𝗰𝗶
𝑁𝑖𝑒 𝑡ę𝑠𝑘𝑛𝑖𝑗 𝑧𝑎 𝑐𝑧𝑦𝑚ś, 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑠𝑧 […] 𝑁𝑖𝑔𝑑𝑦. 𝐵𝑜 𝑚𝑜ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć, ż𝑒 𝑡𝑜 𝑤𝑦𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎𝑛𝑒 𝑖 𝑤𝑦𝑚o𝑑𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑑𝑎 𝑐𝑖 𝑏ó𝑙.
Zakochałam się w książkach Agnieszki Zakrzewskiej od chwili przeczytania 𝐵łę𝑘𝑖𝑡𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑜𝑙𝑖𝑏𝑟𝑎, kiedy autorka zabrała mnie w fascynującą podróż w czasie i przestrzeni do Holandii i miałam możliwość poznania procesu...
2023-01-27
𝗞𝗼ł𝗼 𝗿𝗮𝘁𝘂𝗻𝗸𝗼𝘄𝗲
„𝐼𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑧𝑑𝑜𝑏𝑦𝑤𝑎𝑠𝑧 𝑘𝑜𝑙𝑒𝑗𝑛𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦𝑡𝑦 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑦ś𝑙𝑖𝑠𝑧 𝑜 𝑑𝑟𝑜𝑏𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑎𝑐ℎ. 𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑦ś𝑙𝑖𝑠𝑧 𝑜 𝑡𝑦𝑚, 𝑐𝑜 𝑠𝑘ł𝑎𝑑𝑎 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎 𝑘𝑎ż𝑑𝑦 𝑑𝑧𝑖𝑒ń. 𝑂 𝑡𝑦𝑐ℎ 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑑𝑟𝑜𝑏𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑎𝑑𝑜ś𝑐𝑖𝑎𝑐ℎ. 𝑂𝑛𝑒 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑠ą, 𝑎 𝑡𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑘𝑡𝑢𝑗𝑒𝑠𝑧 𝑗𝑒 𝑗𝑎𝑘 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑖𝑘. 𝐾𝑡ó𝑟𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑠ą”.
Twórczość Tomasza Kieresa jest porównywana do Sparksa i Musso. Nie wiem, czy słusznie, ale autor udowodnił, że mężczyźni także są wrażliwi i potrafią przepięknie pisać o miłości, traktować swoich bohaterów z taką czułością, jakiej nie powstydziłaby się niejedna autorka. Nie czytałam książek wspomnianych wcześniej pisarzy, więc nie mam porównania, ale jedno wiem na pewno, że ta historia przeniknęła mnie na wskroś, zmusiła do refleksji, chwyciła za serce, sprawiła, że poleciało kilka łez. To powieść pełna niespodzianek, podobnie jak życie, w którym nie ma nic pewnego. Tomasz Kieres niezwykle subtelnie pisze o prawdziwej miłości, pokazuje, że nie ma dla niej przeszkód ani granic pojawia się nieproszona i zmienia wszystko. Prawdziwa miłość to nie zwykłe zakochanie, które spłoszy byle przeszkoda. „𝑀𝑖ł𝑜ść, 𝑎𝑏𝑦 𝑏𝑦ł𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑧𝑖𝑤𝑎, 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑘𝑜𝑠𝑧𝑡𝑜𝑤𝑎ć, 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑏𝑜𝑙𝑒ć, 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑜𝑔𝑜ł𝑎𝑐𝑎ć 𝑛𝑎𝑠 𝑧 𝑠𝑎𝑚𝑦𝑐ℎ 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒” – Matka Teresa z Kalkuty
Sebastian dość obojętnie reaguje na informację, że żona wystąpiła o rozwód. Para spędziła ze sobą kawał życia, a on przyjmuje ten fakt do wiadomości ze spokojem i spontanicznie rusza w świat na urlop, na który oboje nigdy nie mieli czasu. Nie tylko na urlop, ale także na to, by w ogóle ze sobą rozmawiać. Nie byli dla siebie ani partnerami ani przyjaciółmi, byli ze sobą tylko z przyzwyczajenia. Ten brak czasu nie przeszkodził jednak żonie Sebastiana poszukać sobie nowego partnera, na co Sebastian reaguje ze stoickim spokojem, jakby pozbywał się z domu niepotrzebnego mebla. Nie próbuje walczyć o związek, nie szuka wyjaśnień, a fakt, że kobieta kogoś ma, przyjmuje z ulgą. Porządkując rzeczy i stare pamiątki znajduje łańcuszek z wisiorkiem i pod wpływem chwili, wsiada do samolotu i leci do Amsterdamu w poszukiwaniu jego właścicielki. Dopiero na miejscu uświadamia sobie, jak absurdalny był to pomysł.
Sebastian dotychczas tkwił w marazmie, wygodnym życiu, ocknął się dopiero w chwili rozwodu, który wyrwał go ze strefy komfortu. Jego żona żyła podobnie, nie szukała kontaktu z mężem, nie próbowała z nim rozmawiać, za to miała czas by spotykać się z innym mężczyzną. Oboje byli w związku, dla którego nic nie zrobili. Nie było w nim przemocy, ale nie było w nim też miłości, za to była codzienna rutyna, która zniszczyła wszystko. Żyli wygodnie z dnia na dzień, nie dając sobie nic w zamian, prócz obojętności. Nic dla siebie nie zrobili, byli obok, ale nie razem. Prowadzili życie pełne złudzeń i fałszywych nadziei, starali się przez jakiś czas, a później wszystko im spowszedniało. „𝑍𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑡𝑜 𝑡𝑎𝑘 𝑧𝑤𝑎𝑛𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑦𝑡𝑦𝑤𝑛𝑒 𝑚𝑦ś𝑙𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖ą𝑧𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑑𝑙𝑎 𝑚𝑛𝑖𝑒 𝑧 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑦𝑚 𝑧𝑎𝑘𝑙𝑖𝑛𝑎𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑜ś𝑐𝑖. 𝐽𝑎𝑘 𝑏𝑦ł𝑜 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑒, 𝑡𝑜 𝑏𝑦ł𝑜 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑒, 𝑎 𝑗𝑎𝑘 ź𝑙𝑒 𝑡𝑜 ź𝑙𝑒 𝑖 ż𝑎𝑑𝑛𝑒 𝑛𝑎𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎ł𝑜”.
W Amsterdamie Sebastian wchodzi do przypadkowego hotelu, w którym wdaje się w rozmowę z sympatyczną recepcjonistką. Stopniowo ta dwójka zupełnie obcych sobie ludzi się zaprzyjaźnia i zaczyna darzyć sympatią, stają się dla siebie swoistym kołem ratunkowym. Widać doskonale, że mężczyzna tylko udaje przed sobą, że rozwód zupełnie go nie dotknął i poszukiwaniem dziewczyny poznanej w dzieciństwie pod wpływem znalezionego wisiorka jest próbą uporania się ze swoją przeszłością i nieudanym małżeństwem. O Anouk nie wiele wiadomo, jedynie można się domyślić, że relacja z obcym człowiekiem, przypadkowo poznanym turystą i pomoc w poszukiwaniu nieznanej dziewczyny niczym igły w stogu siana, pozwala jej na radzenie sobie z własnym ciężarem. Jej ciągłe powtarzanie, żeby żyć chwilą, jakby jutra nie było, prowadzi do jednoznacznych wniosków. „𝑀𝑜ż𝑒 𝑡𝑜 𝑏𝑦ł𝑜 𝑖𝑠𝑡𝑜𝑡𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑎𝑘, ż𝑒 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑚𝑢𝑠𝑖𝑎ł 𝑧𝑜𝑏𝑎𝑐𝑧𝑦ć 𝑐𝑜ś 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑤𝑦𝑘ł𝑒𝑔𝑜, 𝑎𝑏𝑦 𝑐ℎ𝑜𝑐𝑖𝑎ż 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑚𝑜𝑚𝑒𝑛𝑡 𝑠𝑖ę 𝑧𝑎𝑡𝑟𝑧𝑦𝑚𝑎ć 𝑖 𝑡𝑜 𝑑𝑜𝑐𝑒𝑛𝑖ć? 𝐴 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑤𝑦𝑘ł𝑒 𝑏𝑦ł𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜, 𝑘𝑎ż𝑑𝑎 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑚𝑜𝑔ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑧𝑎𝑟𝑎𝑧 𝑠𝑘𝑜ń𝑐𝑧𝑦ć”.
Powieść napisana pięknym językiem, w której historia toczy się powoli w nieznanym kierunku i nie wiadomo, jakiego zakończenia należy oczekiwać. Autorowi udało się stworzyć niezwykły klimat, zanurzyć w swoją opowieść, przenieść do nieistniejącego świata. Niesamowite wrażenie robią poetyckie, wysmakowane, ale jednocześnie wyważone opisy. Czułość i delikatny dotyk. Niespieszny akt i zainteresowanie drugą osobą. Sebastian poczuł coś, czego już się nie spodziewał, a Anouk zaś to, czego tak bardzo się obawiała, ale oboje wiedzą, że to coś niezwykle ważnego, a zarazem kruchego i ulotnego. „Jakby jutra nie było” to opowieść o dwójce rozbitków życiowych, spragnionych miłości, zagubionych i szukających oparcia w drugim człowieku. Oboje muszą zmierzyć się z czymś absurdalnie niemożliwym, muszą poczuć, jak to jest żyć naprawdę. Teraz dopiero Sebastian wie, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby oboje z żoną zaangażowali się bardziej w swój związek, bo życie tak naprawdę sprowadza się do chwili, a bez emocji jest nic niewarte.
Wspaniale opowiedziana historia przy pomocy naprzemiennej narracji Sebastiana i Anouk, pozwalająca bliżej poznać emocje bohaterów, to czego pragną i czego oczekują. Aonuk obawia się bliskości, natomiast Sebastian czuje, że między nimi zrodziło się coś wyjątkowego i pięknego. Jest to szansa na szczęście i drugi raz nie zamierza popełnić tego samego błędu, zamierza walczyć o tę miłość bez względu na wszystko, bo poczuł się żywy dopiero w obecności Anouk. Uczuciami nie da się zarządzać po swojemu, one podążają swoimi ścieżkami. Nic nie dzieje się bez przyczyny. „𝐷𝑧𝑖𝑤𝑛𝑒 𝑏𝑦ł𝑦 𝑡𝑒 𝑘𝑜𝑙𝑒𝑗𝑒 𝑙𝑜𝑠𝑢. 𝐺𝑑𝑦𝑏𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑖𝑒𝑝𝑟𝑧𝑦ł 𝑚𝑜𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑎łż𝑒ń𝑠𝑡𝑤𝑎, 𝑔𝑑𝑦𝑏𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑖𝑎ł 𝑠𝑖ę 𝑤𝑦𝑝𝑟𝑜𝑤𝑎𝑑𝑧𝑖ć, 𝑔𝑑𝑦𝑏𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑗𝑟𝑧𝑎ł 𝑠𝑡𝑎𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦, 𝑑𝑜 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑔𝑙ą𝑑𝑎ł𝑒𝑚 𝑜𝑑 𝑑𝑒𝑘𝑎𝑑… 𝐺𝑑𝑦𝑏𝑦𝑚, 𝑔𝑑𝑦𝑏𝑦𝑚, 𝑔𝑑𝑦𝑏𝑦𝑚. 𝐺𝑑𝑦𝑏𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖ł 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜, 𝑡𝑜𝑏𝑦𝑚 𝑡𝑢𝑡𝑎𝑗 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑒𝑐ℎ𝑎ł, 𝑎 𝑤𝑡𝑒𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑛𝑎ł𝑏𝑦𝑚 𝐴𝑛𝑜𝑢𝑘”. Trzeba chwytać chwile tu i teraz, bo życie to tylko drobne momenty.
„Jakby jutra nie było” to niebanalna historia miłości, która pojawiła się niespodziewanie, nieproszona. To wspaniała, wzruszająca, pełna emocji i miłości powieść, opisana z niezwykłej perspektywy, przedstawiona oczami mężczyzny, napisana z niespotykaną wrażliwością. Piękna nostalgiczna opowieść o docenianiu tego, co tu i teraz, że chwilą trzeba się cieszyć tak mocno, jakby jutra nie było.
„𝐶𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑎𝑑𝑟𝑒𝑛𝑎𝑙𝑖𝑛𝑎 𝑘𝑜𝑗𝑎𝑟𝑧𝑦 𝑠𝑖ę 𝑤ł𝑎ś𝑛𝑖𝑒 𝑧 𝑝𝑒ł𝑛𝑖ą ż𝑦𝑐𝑖𝑎. 𝐴 𝑧𝑎𝑝𝑜𝑚𝑖𝑛𝑎𝑚𝑦, ż𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑡𝑜 𝑡𝑒𝑛 𝑜𝑑𝑑𝑒𝑐ℎ, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑧 𝑛𝑖𝑚 𝑛𝑖𝑒𝑟𝑜𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑙𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑤𝑖ą𝑧𝑎𝑛𝑦. 𝑂𝑑𝑑𝑒𝑐ℎ, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑧 𝑛𝑖𝑚 𝑛𝑖𝑒𝑟𝑜𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑙𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑤𝑖ą𝑧𝑎𝑛𝑦. 𝑂𝑑𝑑𝑒𝑐ℎ 𝑧𝑎𝑤𝑎𝑟𝑡𝑎 𝑤 𝑡𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖. 𝐷𝑜𝑝ó𝑘𝑖 𝑗𝑒𝑠𝑡, 𝑑𝑜𝑝ó𝑘𝑖 ż𝑦𝑗𝑒𝑚𝑦”.
Współpraca recenzencka Wydawnictwem Flow
𝗞𝗼ł𝗼 𝗿𝗮𝘁𝘂𝗻𝗸𝗼𝘄𝗲
„𝐼𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑧𝑑𝑜𝑏𝑦𝑤𝑎𝑠𝑧 𝑘𝑜𝑙𝑒𝑗𝑛𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦𝑡𝑦 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑦ś𝑙𝑖𝑠𝑧 𝑜 𝑑𝑟𝑜𝑏𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑎𝑐ℎ. 𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑦ś𝑙𝑖𝑠𝑧 𝑜 𝑡𝑦𝑚, 𝑐𝑜 𝑠𝑘ł𝑎𝑑𝑎 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎 𝑘𝑎ż𝑑𝑦 𝑑𝑧𝑖𝑒ń. 𝑂 𝑡𝑦𝑐ℎ 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑑𝑟𝑜𝑏𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑎𝑑𝑜ś𝑐𝑖𝑎𝑐ℎ. 𝑂𝑛𝑒 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑠ą, 𝑎 𝑡𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑘𝑡𝑢𝑗𝑒𝑠𝑧 𝑗𝑒 𝑗𝑎𝑘 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑖𝑘. 𝐾𝑡ó𝑟𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑠ą”.
Twórczość Tomasza Kieresa jest porównywana do Sparksa i Musso. Nie wiem, czy słusznie, ale autor udowodnił, że mężczyźni...
2021-12-24
NIE SUKNIA ZDOBI CZŁOWIEKA
„Czasami życie zadaje tak mocne ciosy, zbyt często właśnie tym najlepszym ludziom”.
Jeszcze czas okołoświąteczny, nadal można delektować się tzw. świątecznymi książkami.
Dlaczego po nie sięgamy ? Może warto zadać sobie pytanie, dlaczego w ogóle czytamy książki? Każdy, kto czyta, doskonale zna odpowiedź na te pytania. Chyba zwyczajnie chcemy zmniejszyć stres, który ostatnio dominuje nasze myśli i utrudnia życie, przenieść się w świat fikcji i oderwać się od rzeczywistości, by poprawić sobie zdrowie psychiczne i fizyczne. Mogłabym tak bez końca wymieniać korzystne aspekty czytania, ale każdy książkoholik doskonale o tym wszystkim wie. Wracając do książek świątecznych, ich czytanie sprawia chyba podwójną radość, bo zawsze mają szczęśliwe zakończenie. Czytamy, uśmiechamy się i zwyczajnie jest nam dobrze i bezpiecznie. I teraz nam tego trzeba, takich optymistycznych, banalnych, książek z pozytywnym przekazem.
Kiedy ojciec Megan umiera, ona odkłada na bok swoje marzenia o świecie mody, o które tak bardzo walczyła, aby zarządzać odziedziczonym po nim apartamentowcem. Dziewczyna oprócz domu, dziedziczy także jego lokatorów, którzy wydają się być oddani jej ojcu i nie mają ochoty go nikim zastępować. Są to ludzie starsi i ekscentryczni, ale razem tworzą jedną wielką rodzinę, kochają się i wspierają. Od dawna nieremontowany dom, jest w ruinie i pierwszej chwili dziewczyna zamierza wszystko zostawić i wracać do Nowego Jorku. Przed tym krokiem wstrzymuje ją jednak myśl, że gdy ona się podda i sprzeda dom, to ci wszyscy mili ludzie zostaną skazani na tułaczkę, bo oprócz tego miejsca nie mają nic. Dom trzyma się jeszcze w jednym kawałku, bo wciąż reanimuje go Logan, złota rączka, który przybywa na każde zawołanie, gdy tylko zachodzi taka potrzeba.
Trudne początki w zarządzaniu domem, rekompensuje Meg, znajomość z jedną z lokatorek Ellie Wade, sympatyczną starszą panią, która w młodości straciła miłość swego życia i pomimo że miała dobrego męża i dobre życie, wiąż tęskni za tym co zaprzepaściła z powodu niesłusznego oskarżenia i młodzieńczej dumy. Opowiada dziewczynie swoją historię, po tym jak chce wyrzucić elegancką sukienkę, którą Meg się zachwyca. Ellie założyła ją tylko raz w najszczęśliwszym, a zarazem najbardziej tragicznym dniu swojego życia. Okazją było przyjęcie zaręczynowe wiele lat temu, podczas którego doszło do ich zerwania, a małżeństwo z ukochanym, nigdy nie doszło do skutku. Meg zafascynowana klasycznymi liniami i niezwykłym krojem sukienki, prosi Ellie, żeby mogła ją zatrzymać. Ta niezwykła sukienka inspiruje Meg do stworzenia swojej kolekcji, którą zamierza wprowadzić na rynek i uratować dom przed kompletną ruiną a jego lokatorów przed domem starców.
Normalnie nie czytam świątecznych powieści, ale zdecydowanie polecam lekturę „Świątecznej sukienki”. Ta książka pozostawiła mnie z uśmiechem na twarzy. To miła, ciepła, nieschematyczna i typowo świąteczna opowieść z prostym przesłaniem. Piękna historia o ludzkiej życzliwości, miłości, spełnianiu swoich marzeń, która jest dowodem na to, że nie potrzeba magicznych zaklęć, czarodziejskiej różdżki, by odmienić swój los. Wystarczy w odpowiednim momencie komuś coś podarować, tak zwyczajnie prosto z serca, co zmotywuje do działania i pomoże w spełnianiu marzeń.
Wspaniale było czytać o tym, jak Meg przejmuje kontrolę nad swoim życiem i okolicznościami. Podobała mi się koncepcja ponadczasowej, klasycznej, wysokiej jakości mody. Zachwyciły mnie pięknie przedstawione relacje między bohaterami, zarówno tymi młodymi, jak i starszymi, no i uroczy kotek, Winter, którego wszyscy kochają, dzielą się opieką nad nim, który w efekcie staje się zwierzęciem wsparcia emocjonalnego. Może chciałbym, żeby było trochę więcej "świątecznego" klimatu, bo te ciągłe naprawy wydawały się przytłaczać całą historię. Wolałabym też, trochę mniej elementów melodramatycznych, a trochę więcej humoru. Na samym końcu, jednak wszystko zostało zgrabnie połączone i szczęśliwie rozwiązane.
Ta książka, to bardzo przyjemna lektura, rozgrzewająca serce i zapewniająca przyjemną podróż z kilkoma interesującymi postaciami. To miła ciepła opowieść w klimacie świąt, w której wszystko powinno i kończy się dobrze, bo tego oczekuje się od tego typu powieści. Jeżeli nie postawi jej się wygórowanych oczekiwań, do tego dołączy kubek z gorącą czekoladą i ciepły kocyk, można z nią spędzić bardzo miły wieczór. Niezwykła, urocza powieść świąteczna, w której elegancka sukienka łączy dwa pokolenia kobiet. Sukienka, która nie tylko pasuje, ale sprawia, że każda kobieta, wygląda w niej wspaniale niezależnie od okazji.
Na koniec jeden minus i muszę trochę po marudzić, bo można było bardziej popracować nad korektą tekstu. Te kilka błędów w tekście trochę popsuło mi przyjemność czytania, ale nie na tyle, żeby nie móc delektować się lekturą.
„Los ma taki zabawny sposób na dopinanie różnych rzeczy”.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości HARDE Wydawnictwo
NIE SUKNIA ZDOBI CZŁOWIEKA
„Czasami życie zadaje tak mocne ciosy, zbyt często właśnie tym najlepszym ludziom”.
Jeszcze czas okołoświąteczny, nadal można delektować się tzw. świątecznymi książkami.
Dlaczego po nie sięgamy ? Może warto zadać sobie pytanie, dlaczego w ogóle czytamy książki? Każdy, kto czyta, doskonale zna odpowiedź na te pytania. Chyba zwyczajnie chcemy...
2021-11-03
DOM POD LASEM
„Skoro wy, matołki jedne, woli Bożej nie czujecie i choć uniwersytety pokończyliście, to i tak głupi jesteście, to ja wam pokażę, jak się miłości szuka”.
Każdemu wolno kochać
I wolno być kochanym
Każdemu wolno kochać
Do tego prawo mamy - /fragment tekstu piosenki Sławka Uniatowskiego/
Każdy potrzebuje bliskości i drugiego człowieka. Człowiek czasem lubi być sam, ale nie jest stworzony do samotności. Człowiek z natury potrzebuje obecności drugiego człowieka. Każdy z nas oczekuje wsparcia, miłości, zrozumienia, podzielenia się swoją radością i smutkiem. Człowiek nie jest samotną wyspą, przez całe życie ludzie dążą do stworzenia związków z innymi, swojego szczęścia i bliskich relacji.
„Pięć wdów”, to z pozoru lekka komedia obyczajowa, która prezentuje ważny przekaz życiowy, nie tylko dla tych, którzy mieszkają na wsi. Wobec rosnącej liczby osób starszych i samotnych w naszym społeczeństwie, która rośnie w zastraszającym tempie, poszukiwanie miłości jest naturalne dla osób w tym wieku. Na poszukiwanie kogoś, z kim będzie dzieliło się czas wolny.
Prawie osiemdziesięcioletni nestor rodu Nowaków owdowiał ponad rok temu i chociaż opiekuje się nim rodzina, to i tak bardzo doskwiera mu samotność. Franciszek nie może znieść widoku dorosłych wnuków, którzy co niedzielę, zamiast szukać kandydatek na żonę, leżą na kanapie z telefonami w ręku. Trudno mu powstrzymać się od złośliwych komentarzy pod ich adresem, bo nie może zrozumieć, jak trzech dorosłych mężczyzn w kwiecie wieku potrafi zalegać u swoich rodziców, bez żadnych życiowych planów. Wnukowie natomiast mają już dość komentarzy dziadka, jak to za jego czasów było i co tydzień dochodzi do słownych przepychanek pomiędzy nimi. Dziadek nie widzi nic złego w tym, by poszli szukać miłości i kandydatki na żonę, więc żeby im dać dobry przykład, postanawia zacząć od siebie. Mężczyźni są przerażeni tą perspektywą, bo przecież na wsi wszyscy wszystko wiedzą i wiekowy dziadek nie tylko narazi się na kpiny ze strony mieszkańców, ale im samym narobi wstydu i wystawi na pastwę plotkarzy. Dziarski staruszek niezrażony niechętnym nastawieniem młodych, tworzy listę wdów, kandydatek na żonę, ale szybko przekonuje się, że owdowiałe kobiety wcale nie pałają chęcią ponownego zamążpójścia. Kiedy działania matrymonialne Franciszka nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, odwiedza w końcu dom Jadwigi, która w rankingu kandydatek jest najniżej i wtedy szczęka mu opada ze zdziwienia, bo trafił do domu, w którym mieszka nie jedna, a pięć wdów. Każda z sióstr jest inna. Łączy je tylko stan wdowieństwa i wspólny rodzinny dom. Pojawienie się Franciszka wywołała w kobietach burzę wspomnień z młodych lat i na nowo obudziła potrzebę miłości. Wiekowy kawaler postanowił odwiedzać kobiety do skutku, aż któraś zgodzi się zostać jego żoną. Chłopaki, zbulwersowani postępowaniem dziadka, postanawiają sprowadzić do pomocy wnuczki kobiet, sądząc, że te, wybiją dziadkowi amory z głowy. Tylko że pojawienie się młodych kobiet sprawia, że cała trójka poczuła wolę Bożą, jak to określił dziadek, wtedy historia nabiera rumieńców i zaczyna robić się ciekawie. Trzy młode kobiety, nie są beztroskimi podlotkami, na jakie wyglądają, każda z nich ma bagaż własnych przeżyć, każda z nich ma swoje tajemnice i problemy, z którymi muszą się zmagać.
„Pięć wdów” to nie tylko lekka i łatwa komedia obyczajowa, napisana pięknym językiem, ze świetnie wykreowanymi postaciami, ale przede wszystkim piękna historia, w której jest dużo mądrości życiowych i refleksji. Agnieszka Olszanowska kolejny raz udowodniła, że jest bystrym obserwatorem otaczającego ją świata. Jej najnowsza książka, to nie tylko bardzo dobrze napisana powieść, ale przede wszystkim znakomicie przedstawione realia współczesnej wiejskiej rzeczywistości. To nie tylko fikcja literacka, ale ubrane w słowa polskie wiejskie realia. Wieś obecna i ta dawniej, którą dane jest czytelnikowi poznać, w trakcie czytania pamiętnika córki Jadwigi. Ten pamiętnik, szczególnie mnie poruszył i wstrząsnął moim światem. Podobnie jak Agata pochodzę ze wsi, a moi rodzice mieli ogromne gospodarstwo, któremu poświęcali każdą chwilę i nie mieli czasu, żeby myśleć o czymkolwiek innym. Na tym gospodarstwie, które było dla nich życiowym celem i pasją, pracowali bezustannie, nie mając wakacji ani wolnego. Wtedy wydawało mi się, że mnie nie kochają, że ten cały majdan jest ważniejszy ode mnie, ale to nie tak, że mnie nie kochali. Kochali, ale na swój sposób, bo zwyczajnie nie mieli dla mnie czasu, nawet siły, żeby okazywać mi swoje uczucia i zainteresowanie. Podobnie jak rodzice bohaterki, nawet gdy się ze sobą ostro pokłócili, to w zgodzie i w harmonii musieli udać się do obory i zająć inwentarzem, którego humory gospodarzy w ogóle nie obchodziły.
Autorka w przekonujący sposób snuje swoją historię, by pokazać, jak skomplikowane są ludzkie losy, jak zaskakujące i nieprzewidywalne jest życie. Lubię takie powieści, które oprócz rozrywki dostarczają mi powodów do przemyśleń. Są pełne emocji i zaskakujących niespodzianek. W „Pięciu wdowach”, mimo lekkiej narracji i humorystycznego podejścia autorki do tematu, z łatwością można dostrzec głębszy przekaz. Każdy człowiek potrzebuje miłości i bliskości drugiego człowieka, bez względu na wiek. Każdy próbuje stworzyć niepowtarzalny związek oparty na wzajemnej sympatii, szacunku, lojalności i życzliwości. "Każdemu wolno kochać i wolno być kochanym".
Urokliwa, piękna i wspaniała lektura, którą polecam z czystym sumieniem.
„Jak się szuka, to się znajdzie. A jak się nie szuka, to samo się raczej się nie znajdzie”.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószyński i S-ka
DOM POD LASEM
„Skoro wy, matołki jedne, woli Bożej nie czujecie i choć uniwersytety pokończyliście, to i tak głupi jesteście, to ja wam pokażę, jak się miłości szuka”.
Każdemu wolno kochać
I wolno być kochanym
Każdemu wolno kochać
Do tego prawo mamy - /fragment tekstu piosenki Sławka Uniatowskiego/
Każdy potrzebuje bliskości i drugiego człowieka. Człowiek czasem lubi być...
2021-09-12
KINTSUGI
"Życie nigdy nie jest czarno-białe. Nigdy nie jest proste. Każdy z nas ma jakieś tajemnice, o których nie chce mówić [...]"
Czasem jedno zdarzenie, pozwala spojrzeć na problemy z odpowiedniej perspektywy, zobaczyć szansę na zmianę, chociaż wcześniej wydawało się, że nie ma już innego wyjścia, że trzeba przyzwyczaić się, zaakceptować i dopasować się do okoliczności.
List nieznajomej do Lidii, a potem kontakty telefoniczne z pani Ireną sprawiają, że dziewczyna zaczyna zastanawiać się nad swoim życiem, weryfikować swoje postępowanie. Przewartościowuje wszystko, co do tej pory wiedziała o matce i ojcu lub to, czego nie wiedziała. Tajemnica tego listu i niespodziewany spadek przewijają się przez całą powieść, podsycając ciekawość i angażując zainteresowanie czytelnika, bo chociaż można się było domyślać prawdy, nie odbierało to przyjemności z czytania.
Lidia całe swoje dzieciństwo, a potem okres nastoletni opiekowała się swoją matką. Nie matka nią, jak powinna wyglądać normalna relacja matka dziecko, tylko ona matką. Musiała żyć i zachowywać się jak dorosła osoba, przez co nie wiedziała, jak to jest być dzieckiem, a potem zbuntowaną nastolatką. Wszystko powinno mieć swój czas, wszystko powinno się przeżyć w odpowiedniej kolejności. Lidia tego nie miała. Gdy dziewczyna przygotowuje się do matury, jej matka nieoczekiwanie umiera, a na jej drodze staje Konrad, dojrzały mężczyzna, który oferuje jej wsparcie i opiekę, z której Lidia skwapliwie korzysta. Nikt do tej pory nie okazał jej takiego zainteresowania i tyle troski. Tych dwoje jest sobą tak zafascynowane, że postanawiają zostać małżeństwem.
Konrad uważa, że młodej żonie należy się wolność i korzystanie z życia, natomiast Lidia coraz śmielej z tej wolności korzysta. Ta niefrasobliwość obojga, sprawia, że koncertowo rozwalają swoje życie. Nie mogąc dojść do porozumienia, rozstają się. Cierpią oboje, ale żadne nie chce pierwsze wyciągnąć ręki do zgody. Unoszą się gniewem i nie chcą sobie wybaczyć, nie mogąc uwolnić się od ciężaru wzajemnych pretensji i żalu. Dopiero długie rozmowy telefoniczne Lidii z obcą kobietą, uświadamiają jej, co w życiu jest najważniejsze, że miłość jest krucha jak porcelana i trzeba dużej troski i sporo starań, by posklejać ją na nowo w całość.
Historia dość przewidywalna, ale to nie odbiera przyjemności z lektury, czerpania z niej mądrości życiowej, którą prezentuje Pani Irena. Współczesne pary szybko ulegają fascynacji, która równie szybko gaśnie. Potem szukają kolejnych wrażeń, bo przecież żyje się raz i trzeba szukać szczęścia. Pani Irena reprezentuje pokolenie, które wszystko naprawiało, związki także. Uświadamia Lidii, że o miłość trzeba walczyć i wiele wybaczyć. Walczyć za wszelką cenę, zanim będzie za późno, by na koniec życia nie żałować, że nie wykorzystało się wszystkich możliwości.
Tajemniczy list i tytułowa srebrna łyżeczka, odgrywają w powieści znaczącą rolę. Odkryją tajemnicę z przeszłości, z którą Lidia musi się uporać. Żeby mogła żyć szczęśliwie, musi zacząć wszystko od nowa. Trudne tematy wplecione w pozornie banalną opowieść, która taka nie jest, bo autorka nie stworzyła idealnego świata, gdzie on kocha ją, a ona jego i żyli długo i szczęśliwie. To powieść o odkrywaniu siebie, o trudnych i bolesnych wspomnieniach dotyczących przeszłości i popełnionych błędów i o tym, że trzeba mieć obok siebie kogoś bliskiego, by warto było żyć. Magdalena Witkiewicz uchwyciła w swojej książce wszystko, co najcenniejsze, najlepsze, życiowe i prawdziwe. To intrygująca historia, bez zbędnego koloryzowania, smak prawdziwego życia z perspektywy trójki bohaterów, które każde cierpi. Przepiękna opowieść o naprawianiu związków, pełna refleksji, mądrości, która zmusza do myślenia i zastanowienia się nad własnym życiem. Powieść o sile miłości, dorastaniu, popełnianiu błędów, przyjaźni i traumach z przeszłości, która zachwyca lekkością pióra autorki i mądrością płynącą z tej historii.
"Kintsugi [...] Przypomina nam o tym, jak bardzo krucha jest miłość, ale też o tym, że jeżeli bardzo się staramy, to wszystko można posklejać na nowo. I nawet może się to stać bardziej wartościowe."
Książkę przeczytałam, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Filia.
KINTSUGI
"Życie nigdy nie jest czarno-białe. Nigdy nie jest proste. Każdy z nas ma jakieś tajemnice, o których nie chce mówić [...]"
Czasem jedno zdarzenie, pozwala spojrzeć na problemy z odpowiedniej perspektywy, zobaczyć szansę na zmianę, chociaż wcześniej wydawało się, że nie ma już innego wyjścia, że trzeba przyzwyczaić się, zaakceptować i dopasować się do...
2021-08-31
MARIAŻ PRZYSZŁOŚCI Z PRZESZŁOŚCIĄ
„Przecież tak mało trzeba, by na pozór zwyczajna myśl jak za dotknięciem zaklętej różdżki zmieniła się w tęsknotę. Tęsknotę udręczała jeszcze bardziej niż myślenie i potęgowała ból. Jednak nie było to cierpienie ciała, na które można by coś zaradzić, tylko tortura duszy odporna na wszelkie lekarstwa”.
„Kłamstwa i sekrety”, to powieść osadzona w XX wieku, z Powstaniem Wielkopolskim w tle, połączony ze współczesnym śledztwem rodzinnym prowadzonym przez spadkobierców rodowych tajemnic. To śledztwo prowadzone jest pomiędzy dwoma epokami, pełne napięcia i niedomówień.
Rok 1919
Okres po pierwszej wojnie światowej, tuż po Powstaniu Wielkopolskim, gdy odradza się niepodległa Polska po 123 latach zaborów. Polacy się cieszą, ale tej radości nie podzielają niemieccy właściciele majątków. Sprzedają swoje posiadłości, nie widząc swojej przyszłości w Polsce i przenoszą się do Niemiec. Róża Wittelsbach, córka Polki i Niemca po śmierci matki nie mając wyboru, musi podążyć za załamanym ojcem do jego rodzinnego kraju. Ciężko jej opuszczać Dębice, bo bardziej czuje się Polką i zostawia tu mężczyznę, któremu oddała serce i siebie. Berlin nie jest miejscem, w którym chciałaby spędzić życie i rozważa potajemny powrót do Polski, niestety niespodziewane zdarzenia jej to uniemożliwiają.
Rok 2018
Blisko sto lat później Filip Witkowski, pewnego dnia otrzymuje list z kancelarii prawniczej w Poznaniu informujący go o otrzymaniu spadku po Róży Wittelsbach, której nie zna i nie ma pojęcia, co go z nią łączy. Jedyną osobą, o tym samym imieniu była babcia, która niedawno zmarła, ale nie nosiła inne nazwisko. Do poszukiwań związku Filipa ze spadkodawczynią namawia go jego żona. Agata i Filip niczym para rasowych detektywów próbują poskładać w całość uzyskane informacje. Parze mimo usilnych starań za bardzo nie udaje się zbliżyć do prawdy. Co rusz odkrywają fragmenty z przeszłości rodziny Filipa, o których nie miał pojęcia? Pytań i niejasności jest mnóstwo, a każda odpowiedź rodzi kolejne pytania.
Autor oparł narrację na dwóch liniach czasowych, co nie jest nowością, bo taki zabieg bardzo często jest stosowany w tego typu literaturze. Akurat bardzo lubię w książkach, gdy przeszłość przeplata się z teraźniejszością, a autor płynnie manewruje pomiędzy dwiema płaszczyznami czasowymi, stopniowo odkrywając historię. Tomasz Wandzel umiejętnie balansuje, pomiędzy dwoma czasami i zachowuje równowagę, co rzadko, któremu autorowi się to udaje, bo zwykle szala zainteresowania przechyla się na jedną ze stron.
Dwie niezwykłe opowieści, połączone w całość. Jedna z nich, to fascynująca historia młodej polskiej arystokratki, panny z dobrego domu, która wyrasta w małżeństwie polsko niemieckim. Dziewczyny, która doskonale zdaje sobie sprawę, że ślub jej rodziców zaważył na tym, jak są postrzegani w środowisku. Chociaż w jej żyłach płynie arystokratyczna krew, to fakt, że ojciec zdecydował się na ślub z Polką, sprawił, że został odrzucony przez swoją rodzinę, tracąc prawo do majątku i tytułu szlacheckiego, a ona z tego powodu jest w zasadzie ziemianką. Natomiast Polacy nie mogą jej matce zapomnieć zdrady, jakiej się dopuściła, poślubiając Niemca. Dla Róży, która coraz bardziej odczuwa rozdarcie swojej narodowej tożsamości, to jest prawdziwy dramat. Opowiedzenie się po którejś ze stron stanowi dla niej ogromny problem emocjonalny. Trudno jej nie współczuć i nie rozumieć jej wyborów.
Druga historia, to opowieść o współczesnej parze, prowadzącej dotąd normalne życie, która po otrzymaniu pisma, próbuje za wszelką cenę odkryć tajemnice przeszłości. Odwiedzają cmentarze, nawiedzają groby, poszukują danych w archiwach i odległych miejscowościach. Determinacja tej dwójki jest wyjątkowa, nie ustają w poszukiwaniach, nawet wtedy, gdy przeszkody nieustannie się piętrzą, a każdy odkryty element nie przybliża ich do prawdy. Praca w korporacji mężczyzny i kobiety, jako nauczyciela historii w szkole schodzi na dalszy plan. Towarzysząc im w ich drodze do odkrywania rodzinnych sekretów, czuje się, że ta sympatyczna para odnalazła swoje miejsce na ziemi i zyskała nową pasję.
Postać Róży Wittelsbach, jak sam autor przyznaje, nie jest w żadnej mierze prawdziwa, ale pewne fakty historyczne, z którymi się w powieści zetknęłam już tak. „Kłamstwa i sekrety”, jest to historia pełna emocji, którą czyta się z dużym zainteresowaniem. Zarówno o wydarzeniach z przeszłości, jak i tych współczesnych. Zaskakują dylematy i wybory Róży tak znacząco nieróżniących się od tych, z którymi muszą mierzyć się współczesne kobiety. Niespełniona miłość, niechciane macierzyństwo, małżeństwo pozbawione miłości. Różnica może polega na tym, że współczesne kobiety cechuje większa swoboda obyczajowa i niezależność. W wielu sprawach trudno się mi było zgodzić z postępowaniem Róży, ale przecież tamten świat jest tak bardzo odległy i obcy, chociaż autor doskonale oddał realia epoki. Każda rodzina ma jakieś sekrety, tajemnice, ale nie każdy ma tyle szczęścia, co Filip, by się o nich dowiedzieć. Opowieść dobiegła końca, wszystkie tajemnice zostały wyjaśnione, chociaż odniosłam wrażenie, że jednak nie wszystkie. Taki lekki niedosyt na koniec, a może tak miało być, jak w życiu.
„[…] zauważyła, że swoim zachowaniem odbiega od większości dziewcząt w jej wieku. Nie wiedziała, czy skomplikowany charakter był skutkiem wymieszania genów, czy efektem świadomego wychowania przez matkę”.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości autora.
MARIAŻ PRZYSZŁOŚCI Z PRZESZŁOŚCIĄ
„Przecież tak mało trzeba, by na pozór zwyczajna myśl jak za dotknięciem zaklętej różdżki zmieniła się w tęsknotę. Tęsknotę udręczała jeszcze bardziej niż myślenie i potęgowała ból. Jednak nie było to cierpienie ciała, na które można by coś zaradzić, tylko tortura duszy odporna na wszelkie lekarstwa”.
„Kłamstwa i sekrety”, to powieść...
2020-08-30
Na zmiany nigdy nie jest za późno
„Jeżeli kogoś nie lubisz możesz dać sobie z nim spokój”
Debiut literacki „Lokatorzy” O’Leary jest światowym hitem. Tak się złożyło, że jeszcze go nie czytałam, więc za lekturę „Zamiany” zabrałam się spokojnie, bez wielkich oczekiwań. Może ta historia to nie hit i ktoś powie, że to już było, ale czytało mi się wyśmienicie, a lekki uśmiech nie schodził mi z twarzy.
„Zamiana”, to idealna książka w naszych niespokojnych i smutnych czasach, zwłaszcza teraz gdy wielu z nas jest zmuszanych do niechcianej izolacji. Komedia romantyczna, która porusza ważne tematy w bardzo mądry i przemyślany sposób. Główne bohaterki babcia i wnuczka, które ogromnie się kochają po niepowodzeniach, jakie w życiu je spotkały, postanowiły na jakiś czas zamienić się miejscem zamieszkania. Eileen mimo sędziwego wieku szuka miłości innego mężczyzny, po tym, jak dla młodszej partnerki opuścił ją mąż. Leena po ataku paniki na ważnej prezentacji zmuszona jest przez pracodawcę do wzięcia dwumiesięcznego urlopu. Jedna trafia do tętniącego życiem wielkiego miasta, druga na wieś, żeby trochę odpocząć.
Życie żadnej z kobiet już nigdy nie będzie takie samo, nowe przygody, miłość i wyzwania w ich życiu dają im możliwość przetworzenia i pogodzenia się z żalem, jednocześnie dając im szansę na rozwinięcie swojej tożsamości, by stać się kimś innym niż były do tej pory. Zarówno Eileen, jak i Leena są niezłomnymi organizatorkami. Starsza energiczna pani niczym trąba powietrzna wtrąca się w życie innych współlokatorów Leeny, natomiast Leena angażuje się w plotki lokalnego społeczeństwa i działania straży sąsiedzkiej. Chociaż obie kobiety opłakują śmierć Carli, siostry Leeny, to jak nikt inny potrafią łączyć ludzi i pomagać im się zmienić. W zasadzie prym w powieści wiedzie babcia, która wykazuje więcej energii i rezolutności niż jej dwudziestokilkuletnia wnuczka, która chwilami mnie irytowała bezkrytycznym zaufaniem niewłaściwym osobom.
O’Leary pisze z dowcipem, wdziękiem i humorem jednocześnie tworząc postaci, których nie sposób nie polubić. Rzadko zdarza się pisarz, który wie jak połączyć niezapomniane postacie z ciepłą, zachęcającą fabułą, a także wie jak przyprawić całość zarówno słodko-gorzkimi emocjami, jak i odrobiną romansu. Powieść bardziej oparta jest na kreacji postaci niż fabule. Główny punkt emocjonalny pochodzi tak naprawdę z nieobecności, którą Leena odczuwa w swoim życiu z powodu śmierci siostry. Smutek i złość, wynikające z tej straty, blokują jej możliwości w pracy i kładą się cieniem na relacjach z matką, co z kolei głęboko przeżywa Eileen.
Trochę szkoda, że cała historia została opisana i streszczona w notatce na okładce, więc tak naprawdę nie miałam na co czekać, ponieważ mniej więcej wiedziałam, jak potoczy się ta historia. Mimo to jest to świetna książka zarówno dla młodszych, jak i starszych czytelniczek. Dojrzała, mądra, dająca nadzieję. Utrzymana w tonie powieści obyczajowej, może chwilami za słodka, ale porusza kilka ważnych problemów, w tym żałobę po starcie ukochanej osoby, prawdziwe zrozumienie i komunikację między ludźmi oraz uczenie się jak pokochać siebie. W ogólnym rozrachunku „Zamiana” to wspaniała komedia romantyczna z przesłaniem. Choć zmiany są czasami trudne, ale zdecydowanie potrzebne. Polecam z całego serca, każda z nas potrzebuje ciepłej rodzinnej opowieści, pełnej subtelnego humoru przesiąkniętą pozytywną energią.
„Kiedy kogoś obejmujesz, możesz użyczyć mu rękawa i jednocześnie sama się wypłakać.”„(…)nie mogła wypłakiwać się w rękaw mamie, skoro sama pogrążyła się w czarnej rozpaczy. Pewnie dlatego tragedie rodzinne są takie przykre, w jednej chwili rozsypuje się najlepsza sieć wsparcia.”
"Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl" dzięki uprzejmości wydawnictwa Albatros
Na zmiany nigdy nie jest za późno
„Jeżeli kogoś nie lubisz możesz dać sobie z nim spokój”
Debiut literacki „Lokatorzy” O’Leary jest światowym hitem. Tak się złożyło, że jeszcze go nie czytałam, więc za lekturę „Zamiany” zabrałam się spokojnie, bez wielkich oczekiwań. Może ta historia to nie hit i ktoś powie, że to już było, ale czytało mi się wyśmienicie, a lekki uśmiech...
2019-10-27
Diamenty nie zawsze są najlepszym przyjacielem kobiety
„Niebo złote ci otworzę, jeno wyjmij mi z tych oczu widmo pustego portfela „
Deficyt finansowy, kto nie zna tego pojęcia. Myślę, że każdy, kto ma wiele marzeń, a portfel świeci pustkami i snuje rozważania jakby tu nagle się wzbogacić. Z pustego i Salomon nie naleje, kiedy pustki na koncie. Gdy nie ma perspektyw na spadek, a wygrana w totolotka, to tylko mrzonki, to można jak bohaterki książki wymyślić napad na bank, a jeszcze lepiej na jubilera. Oczywiście w sferze żartów i wyobraźni. A co jeśli napad na jubilera naprawdę ma miejsce kilka dni później i znika cenna kolia z diamentami. Majka zakręcona dziewczyna, znana z pierwszej części „ Tego kwiatu jest pół światu” pakuje się w nowe kłopoty, chociaż nie robi tego umyślnie. Nieszczęsne rozważania na temat napadu sprawiają, że staje się podejrzaną numer jeden. Jakby by miała mało kłopotów, dodatkowo pojawia się trup, który może zostać przypisany do listy przewinień Majki.
Nie ma obawy nie jest, to rasowy kryminał, ale niezwykła mieszanka obyczaju z kryminałem i szczyptą romansu, która zapewni mnóstwo dobrej zabawy i możliwość oderwania się od rzeczywistości. „ O jeden diament za daleko „ , to lekka zwariowana komedia pomyłek o zabarwieniu kryminalnym z groteskowymi bohaterami. Znakomita kontynuacja przygód niefrasobliwej Majki, która co krok wplątuje się w nowe kłopoty. Trzeba przyznać, że życie głównej bohaterki jest równie nieprzewidywalne tak cały wątek kryminalny. Poszukiwanie zbrodniarza śledziłam z zapartym tchem, cały czas zastanawiając się kto mógł tego dokonać. Znajdzie się tu także coś dla fanów kocich historii. Nie jest tajemnicą, że autorka jest wielbicielką kotów, sama ma w domu kilka, więc podobnie jak w poprzedniej części koty grają tu kluczowe role, a zwłaszcza szalony kocur Loki.
Radomska stworzyła świetną historię pełną niespodziewanych zwrotów akcji bazującą na humorze i dynamicznych dialogach o dość przewrotnym tytule, który skojarzył mi się z filmem „ O jeden most za daleko „ , ale daję słowo nie jest to dramat wojenny. Powinna raczej nosić tytuł „ O jedno marzenie za daleko „ , bo w życiu trzeba uważać o czym się marzy i nie wypowiadać głośno swoich myśli, aby się nie zmaterializowały.
Szczerze polecam i jeżeli jeszcze ktoś nie czytał poprzedniej części zachęcam gorąco, bo czas nadrobić zaległości, gdyż Majka wkrótce powraca z nowymi przygodami w kolejnej książce „ Przypadki chodzą parami „ Premiera już 29 stycznia.
„Zgnębiona kobieta rzadko jest w stanie myśleć racjonalnie. „
Diamenty nie zawsze są najlepszym przyjacielem kobiety
„Niebo złote ci otworzę, jeno wyjmij mi z tych oczu widmo pustego portfela „
Deficyt finansowy, kto nie zna tego pojęcia. Myślę, że każdy, kto ma wiele marzeń, a portfel świeci pustkami i snuje rozważania jakby tu nagle się wzbogacić. Z pustego i Salomon nie naleje, kiedy pustki na koncie. Gdy nie ma perspektyw...
2020-01-14
Kiedy opadną złudzenia
„Los bywa przewrotny i zadziwiająco okrutny. Niweczy nasze plany i niszczy nadzieję, ale ona zawsze się w końcu odradza.”
Wyobraźcie sobie starą posiadłość na wzgórzu otuloną nieprzeniknioną mgłą, późny wieczór, salon, ogień w kominku i grono dobrych znajomych trzymających się za ręce. Właśnie odbywa się seans
spirytystyczny podczas którego dojdzie do tragedii, której nikt nie będzie umiał racjonalnie wytłumaczyć, a to jest dopiero początek dramatów. Zaczynają się dziać dziwne rzeczy, nocą pojawiają się w oknach sylwetki duchów, w ogrodzie lampiony z dyni, mieszkańcy mają wrażenie, że po całej posiadłości kręcą się goście z zaświatów, a stopniowe narastanie strachu potęguje gęstniejąca mgła. Wkrótce dochodzi do kolejnej zbrodni i już nie ulega wątpliwości, że morderca czai się wśród gości.
Madeline Hyde, po zawodzie miłosnym postanowiła przyjechać do posiadłości ukochanej ciotki na Wzgórzu Mgieł. Liczyła, że znajome okolice znane z dzieciństwa, uleczą jej złamane serce, lecz udział w seansie spirytystycznym podczas którego poznała przystojnego Gabriela zmieni jej życie na zawsze. Madleline nie przypuszcza, że fascynacja młodym mężczyzną, który skrywa wiele tajemnic nie ukoi jej nerwów i nie uleczy ran w jej sercu.
Paulina Kuzawińska zabrała mnie na angielskie wrzosowiska, gdzie snuje gotycką opowieść w klimacie wiktoriańskiej epoki. Zahipnotyzowała magiczną scenerią, mrocznym klimatem, aż gęstym od sekretów i tajemnic. Pierwszoosobowa narracja pozwoliła mi razem z główną bohaterką snuć przypuszczenia i dopasowywać elementy układanki. Kto zamordował i dlaczego? Jaką tajemnicę kryje
stara wiktoriańska posiadłość otoczona wrzosowiskiem? Dlaczego przystojny Gabriel wzbrania się przed pójściem na policję?
Klimatyczna powieść napisana barwnym plastycznym językiem, która od początku wciągnęła mnie w intrygę. Nie przeszkadzało mi nawet, że tożsamości Gabriela i mordercy domyśliłam się w połowie książki w przeciwieństwie do bohaterki, która w miarę pogłębiającego się uczucia do Gabriela traciła zdolność racjonalnego myślenia i kojarzenia faktów, więc może nie było elementu zaskoczenia poza malutkim wyjątkiem. Byłam jednakże ciekawa czy wpadnie w końcu na oczywiste rozwiązanie, które miała tuż pod nosem.
„Dama z wahadełkiem” nie jest powieścią grozy i jeżeli ktoś liczy na takie przeżycia, to ta powieść nie jest dla niego. Jest to lektura, dla miłośników kryminałów oraz fanek powieści kostiumowych, bo klimat powieści przywodzi na myśl kryminały Agaty Christie, którymi być może autorka się inspirowała. Można w niej znaleźć sporo motywów, które mogą przypaść do gustu. Posiadłość na odludziu, romantyczne wrzosowiska, niewyjaśnioną przeszłość bohaterów, liczne intrygi, morderstwa oraz namiastkę romansu. „Dama z wahadełkiem, to niezobowiązująca pozycja rozrywkowa na jeden wieczór, którą czyta się w błyskawicznym tempie.
„ Niestety nie każdy ma taki koniec na jaki zasłużył „
Kiedy opadną złudzenia
„Los bywa przewrotny i zadziwiająco okrutny. Niweczy nasze plany i niszczy nadzieję, ale ona zawsze się w końcu odradza.”
Wyobraźcie sobie starą posiadłość na wzgórzu otuloną nieprzeniknioną mgłą, późny wieczór, salon, ogień w kominku i grono dobrych znajomych trzymających się za ręce. Właśnie odbywa się seans
spirytystyczny podczas którego dojdzie...
2019-12-22
Hmm. Chyba wyrosłam z tego typu historyjek. Opowieść jest nieprawdopodobna naciągana do granic możliwości. Czyta się szybko, ale to jedyna zaleta tej książki. Historia żywcem ściągnięta z filmu klasy B albo C zabili go i uciekł. Zadziwia mnie pomysłowość tej autorki tylko szkoda, że przed napisaniem książki nie postarała się o jakąś rzetelną wiedzę na temat tego, co napisała, a tak podczas czytania włos mi się jeżył na głowie i bynajmniej nie z emocji, lecz od nadmiaru bzdur, które w tej książce znalazłam. Jest w niej mnóstwo niespójności, niekonsekwencji, niedociągnięć, okraszonych infantylnymi dialogami. Szkoda mi czasu na tego typu książki, ale to moja subiektywna ocena, jeżeli komuś sprawia przyjemność czytanie opowiastek Pani Michalak to już nie moja sprawa. Nie to ładne, co piękne tylko to co się komu podoba.
Hmm. Chyba wyrosłam z tego typu historyjek. Opowieść jest nieprawdopodobna naciągana do granic możliwości. Czyta się szybko, ale to jedyna zaleta tej książki. Historia żywcem ściągnięta z filmu klasy B albo C zabili go i uciekł. Zadziwia mnie pomysłowość tej autorki tylko szkoda, że przed napisaniem książki nie postarała się o jakąś rzetelną wiedzę na temat tego, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-05
Papierowy związek
„ Gdy żyjesz z kłamcą, on idzie za twoimi plecami , a ty ciągle spoglądasz przez ramię. Tak się obracasz, obracasz, aż w końcu się potkniesz i upadniesz „
Wiele książek napisano o miłości i trudno zapewne napisać coś odkrywczego. Nie inaczej jest w kontynuacji „ Konkursu na żonę „. Nie jest ona jakoś specjalnie skomplikowana czy zaskakująca. Lekko i przyjemnie napisana historia, gdzie poznani wcześniej bohaterowie Hugo i Łucja starają się naprawić swoje relacje. Łucja próbuje odbudować nadszarpnięte zaufanie i odpowiedzieć na pytanie, czy chce dać drugą szansę Hugo. Pomimo, że dziewczyna czuje się oszukana i nie potrafi zapomnieć przystojnemu adwokatowi prawdziwych intencji, dla których zabiegał o jej względy, wychodzi za niego za mąż. Nie ufa mu i być może nigdy to nie nastąpi, ale zdrowie babci jest dla niej ważniejsze, niż jej osobiste animozje. Wie, że tylko nieoceniona pomoc Hugo może uratować jej życie. Natomiast Hugo odkrywa, że w jego życiu nie ma już nic cenniejszego niż Łucja i jego maleńka córeczka. Postanowił walczyć o swoją rodzinę ze wszystkich sił, ale wcześniej musi rozliczyć się z przeszłością i nauczyć się wybaczać. Gdy wszystko jest na najlepszej drodze i para ma szansę na pojednanie, a Łucja z trudem odbudowuje więź z Hugo, wydarza się coś, co znów nadszarpuje i tak cienką nić porozumienia.
Jedynie ciekawość jak potoczą się losy bohaterów „ Konkursu na żonę „ sprawiła, że sięgnęłam po jej kontynuację. Oczekiwałam też, że autorka o wiele bardziej skomplikuje życie swoim bohaterom, a tak wyszło słodko, że momentami, aż mdli. Być może zrobi to w kolejnym tomie, ale raczej nie będę chciała się o tym przekonać. Pomimo, że książka napisana lekko, łatwo i przyjemnie, nie wciąga zwłaszcza na początku, gdy autorka opisuje codzienność rozgrywającą się między dwoma szpitalami. Historia rozciągana niemiłosiernie do granic wytrzymałości, o dwóch zagubionych sercach, które próbują odnaleźć drogę do siebie, ale nie potrafią dojść do porozumienia. Nie było by w tym nic złego, ale tym razem autorce nie udało się stworzyć zbyt ciekawej historii. Muszę stwierdzić, że niestety kontynuacja wyszła dość przeciętnie. O ile w pierwszej części doszukałam się przekazu o tym, co w życiu najważniejsze i w pewnym stopniu nawet mi się ta historia podobała, to teraz zmęczyłam się wewnętrznymi rozterkami bohaterów, które zwyczajnie mnie nudziły. Chyba w przeciętnym Harlekinie bardziej iskrzy między bohaterami niż w „ Bilecie do szczęścia.„ Większość czytelniczek jest tą powieścią oczarowana i się nią zachwyca, ale ta książka zdecydowanie jest nie dla mnie i nie przypadła mi do gustu. Owszem czyta się w miarę szybko, ale jest banalna i przewidywalna do bólu ze zbyt idealnymi bohaterami, którzy mi się nie spodobali. Babcia Łucji, kobieta niemal święta, do której wszyscy zwracają się o radę niczym do wyroczni. Łucja dziecinna, irytująca swoją naiwnością i nadmierną wiarą w ludzi, Hugo przechodzi metamorfozę i z srogiego, bezwzględnego uwodziciela przedzierzga się w łagodnego pantoflarza. Ja tej historii nie kupuję, jako jedna z nielicznych, ale to nie znaczy, że krytykuję osoby, którym tego typu literatura się podoba i ją czytają. Dopóki sprawia ona przyjemność czytelniczkom, jest sens tworzenia kolejnych takich historii.
Naiwny i schematyczny romans, jakich stworzono setki, myślę, że jest to książka w sam raz na wakacje, kiedy rozleniwiony mózg nie ma ochoty na wysiłek i raczej dla młodszych czytelniczek, które żyją ideałami.
„ W życiu zawsze chodzi o wybór. Gdy tracisz możliwość wyboru, tracisz prawie wszystko. Zostaje ci jedynie bezradność i bierne oczekiwanie na to, co przyniesie los. „
Papierowy związek
„ Gdy żyjesz z kłamcą, on idzie za twoimi plecami , a ty ciągle spoglądasz przez ramię. Tak się obracasz, obracasz, aż w końcu się potkniesz i upadniesz „
Wiele książek napisano o miłości i trudno zapewne napisać coś odkrywczego. Nie inaczej jest w kontynuacji „ Konkursu na żonę „. Nie jest ona jakoś specjalnie skomplikowana czy zaskakująca. Lekko i...
2019-06-22
Zakazana miłość w czasach wojny
„ Przeszłość jest obcą krainą, w której wszystko wyglądało inaczej.„
Trudno mi pisać o książce, która w moim wyobrażeniu miała być historyczna, a okazało się, że prawdziwa historia tak naprawdę jest tylko tłem. Gdybym wcześniej przeczytała opis na okładce, to wiedziałabym, że „ Ostatnie lato” to popularna powieść historyczna dla kobiet, a Catrin Collier ma ich na swym koncie aż dziewiętnaście. Nie mam nic przeciwko takiej twórczości, ale spodziewałam się czegoś innego.
„ Ostatnie lato „ jest napisane z innej perspektywy niż powieści, które dotychczas przeczytałam. Zazwyczaj wojna opisywana jest z punktu widzenia napadniętych, tymczasem autorka opisuje losy zamożnej niemieckiej rodziny w przededniu wojny. Historia oparta jest na zapiskach zamożnej młodej dziewczyny, wychowanej w Prusach Wschodnich. Nastoletnia Charlotte wchodzi w dorosłość, na cześć jej osiemnastych urodzin rodzice organizują wystawny bal, podczas którego mężczyzna, którego skrycie kocha prosi o jej rękę. Dziewczyna jest przekona, że nic więcej nie trzeba jej do szczęścia, jednak oficer Wermachtu nie jest księciem z bajki, jakiego sobie wymarzyła młoda niedoświadczona dziewczyna. Sielankowe życie Charlotte zmienia się jeszcze bardziej wraz z wybuchem drugiej wojny światowej. Będzie zmuszona z dnia na dzień dorosnąć i zająć się rodzinnym majątkiem.
Mijają lata, wojna się skończyła, ziemie, na których mieszkała Charlotte przed wojną zostały włączone do Polski, a ona sama mieszka w Stanach Zjednoczonych. Właśnie dowiedziała się, że jest chora na raka trzustki i postanawia przed śmiercią odwiedzić tereny niegdysiejszych Prus Wschodnich, gdzie znajdował się jej dom rodzinny, aby go ostatni raz zobaczyć. Podczas podróży czyta swoje pamiętniki, które następnie oddaje swojej wnuczce. Książka ma ciekawą formę, bo pamiętniki łączą czasy wojny z tym, co dzieje się współcześnie. Raził mnie natomiast sposób, w jaki są napisane, bo o wszystkim, nawet najbardziej okropnych rzeczach Charlotte pisze w sposób beznamiętny, dlatego w żaden sposób nie potrafiłam utożsamić się z bohaterką.
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę, bo z jednej strony, historia opowiedziana przez Collier mi się podobała i czytało mi się ją bardzo dobrze, a z drugiej nie ze wszystkim się zgadzam, co autorka opisała. Powieść bardzo przypomina mi „ Miedzianego jeźdźca”, kiedy to losy bohaterek są luźno związane z prawdziwymi wydarzeniami historycznymi, chociaż nie mnie to oceniać, ale jak sądzę każdy, kto interesuje się historią z łatwością taką tezę potwierdzi. Sądzę, że w tego typu powieściach zapewne bardziej niż na prawdzie autorce zależało na tym by grać na emocjach czytelnika ( raczej czytelniczek), co jej się doskonale udało. Wystarczyło wspomnieć, że książka jest oparta na faktach, a kanwą powieści są pamiętniki babki, ciotki, wspomnienia matki i już mamy ładną opowieść osadzoną w realiach wojny. Śledząc z zapartym tchem losy bohaterek w końcowym efekcie, co raz mniej zwraca się uwagę na fakt jak się to ma do rzeczywistości, ale jako że wątek podróży Charlotte i jej wnuczki dotyczy Polski trudno nie przyjrzeć się bliżej opisom dotyczącym naszego kraju. Moim zdaniem autorka nigdy nie była w Polsce gdyż łatwo doszukać się nieścisłości ( np. dotyczących Olsztyna – odsyłam do opinii Kamilli, która dużo wyjaśnia). Po przeczytaniu bzdur, nagromadzonych uprzedzeń i banałów dotyczących realiów w Polsce, kiedy to główna bohaterka jadąc przez naszą ojczyznę ( w 2005 r.!) widzi fiaty i trabanty po rowach, stojące tam z powodu braku części, na trasie Warszawa – Olsztyn spotyka liczne wozy ciągnione przez zaprzęgi konne i kilka innych takich „ rewelacji„ można jeszcze w tekście spotkać, to przepraszam, ale zwyczajnie ręce mi opadły.
Pomijając stereotypy, które znacznie obniżyły wartość powieści, to „ Ostatnie lato „ czyta się z dużym zainteresowaniem i trudno mi było się od niej oderwać. Autorka poruszyła mnóstwo trudnych tematów. Wojna, holokaust, okupacja rosyjska, dylematy moralne, gwałty, śmierć, prześladowania rodzin spiskowców i niemożliwa miłość, tylko trochę szkoda, że przede wszystkim jest to romans z wojną w tle, wyciskacz łez nic więcej.
Mimo kilku moich zastrzeżeń, uważam, że powieść warto przeczytać, bo przecież takie historie zdarzały się naprawdę a nasze pokolenie bardzo mało wie o losach swoich rodzin podczas wojny.
„ Dlaczego tak łatwo nie zwracać uwagi na niedolę ludzi, których się nie zna, nawet jeśli umierają z głodu, atak trudno odwrócić się plecami do kogoś, kto kiedyś okazał ci uprzejmość ? No właśnie dlaczego ? „
Zakazana miłość w czasach wojny
„ Przeszłość jest obcą krainą, w której wszystko wyglądało inaczej.„
Trudno mi pisać o książce, która w moim wyobrażeniu miała być historyczna, a okazało się, że prawdziwa historia tak naprawdę jest tylko tłem. Gdybym wcześniej przeczytała opis na okładce, to wiedziałabym, że „ Ostatnie lato” to popularna powieść historyczna dla kobiet, a...
2019-04-07
Miłość wszystko wybaczy ?
„ Odkładamy zbyt wiele rzeczy na później. I to jest złe, bo możemy nie zdążyć, a to magiczne "później" czasami się nie zdarza. „
Dawno miałam ochotę zapoznać się z twórczością Beaty Majewskiej, ale jakoś ciągle było mi nie po drodze. Sięgając po „ Konkurs na żonę „ byłam przekonana, że ta książka jest nieskomplikowaną rozrywką dla umilenia czasu. Muszę przyznać, że początek nie należał do najłatwiejszych i mój entuzjazm bardzo szybko opadł. Stwierdziłam, że opowieść o studentkach posługujących się w dialogach slangiem jest nie dla mnie.
Fabuła oparta na zgranym schemacie, banalna i przewidywalna.
Typowa historia o księciu i kopciuszku, przypominała mi trochę znaną komedię romantyczną „ Nie kłam kochanie „ i pomyślałam, że powieść zupełnie nie przypadnie mi do gustu.Przynajmniej tak sądziłam na początku, ale wbrew pozorom książka nie jest całkiem schematyczna. Historia stworzona przez autorkę nieraz mnie zaskoczyła, rozbawiła i wzruszyła.
Pod względem bohaterów powieść doskonale wpisuje się w romantyczne schematy. Hugo to klasyczny przykład współczesnego faceta. Doświadczony, nowoczesny, nieprzyzwoicie bogaty, wzięty prawnik z praktyką w USA. Wychowany w poczuciu, że jest najważniejszy, żyje swobodnie i bez zobowiązań. Odpowiada mu życie singla, bo pozycja i uroda przyciągają do niego kobiety niczym magnes. Jest jedynym spadkobiercą ogromnego majątku i kancelarii wujka, ale aby stać się pełnoprawnym właścicielem musi spełnić pewne warunki zawarte w testamencie. Łucja natomiast jest kompletnym przeciwieństwem mężczyzny. Ufna i prostolinijna „ szara mysz „, dziewczyna sierota, która została wychowana na wsi przez babcię tradycjonalistkę, kobietę o złotym sercu. Nieśmiała studentka i rozrywkowy prawnik żyją w dwóch skrajnie różnych światach i teoretycznie nie mają szans na jakiekolwiek porozumienie.
Hugo, aby dotrzymać warunków testamentu wpada ze swoim przyjacielem na pomysł rozpisania pewnego konkursu. I tak oto przecinają się drogi naiwnej i nieco zdesperowanej Łucji wierzącej w zainteresowanie mężczyzny, który niespodziewanie ją adoruje i Hugo wyrachowanego, zimnego drania niezdolnego do głębszych uczuć, dla którego dziewczyna jest tylko narzędziem do osiągnięcia celu.
Powieść mimo trudnych początków i lekkiego zniechęcenia bardzo mnie wciągnęła. Na szczęście historia wkrótce nabrała rumieńców, gdyż pierwsze wrażenie dotyczące głównych bohaterów okazało się całkowicie mylące. Łucja i owszem to skromna dziewczyna ze wsi, ale zaradna. Kiedy potrzeba silna i zdecydowana, natomiast Hugo, gdy porzuca maskę zimnego wyrachowania okazał się być całkiem wrażliwym facetem.
Pomimo, że książka jest lekka, łatwa i przyjemna w odbiorze, zawiera całkiem poważny przekaz. Nie chodzi tu o słodką romantyczną historię rodem z hollywoodzkich produkcji, ale o słodko – gorzką prawdę o naszym społeczeństwie gdzie nie docenia się już takich wartości jak tradycje rodzinne, wzajemny szacunek czy miłość. Króluje natomiast hipokryzja, wyrachowanie, materializm, wyścig szczurów. Powieści nie brakuje ciekawych zwrotów akcji i sekretów z przeszłości, nawet zakończenie mnie zupełnie zaskoczyło. Spodziewałam się typowego happy endu jak to w obyczajówkach i romansach bywa a książka kończy się dość smutno. Życie Hugo i Łucji zupełnie się posypało i nie wiadomo jak dalej potoczą się ich losy. Nie miałam pojęcia, że jest to pierwszy tom i nie pozostaje mi nic innego jak sięgnąć po „ Bilet do szczęścia, „ bo inaczej nie dowiem się, jakie ma zakończenie historia tej nietypowej pary.
„ Świat się nie kończy, gdy bliska osoba odchodzi lub zawodzi. Ciągle jeszcze jest ktoś dla ciebie najważniejszy, ty sama. „
Miłość wszystko wybaczy ?
„ Odkładamy zbyt wiele rzeczy na później. I to jest złe, bo możemy nie zdążyć, a to magiczne "później" czasami się nie zdarza. „
Dawno miałam ochotę zapoznać się z twórczością Beaty Majewskiej, ale jakoś ciągle było mi nie po drodze. Sięgając po „ Konkurs na żonę „ byłam przekonana, że ta książka jest nieskomplikowaną rozrywką dla umilenia czasu....
2019-05-08
Wojna uczuć
„ Nie ważne ile lat żyjesz (…) liczy się to , jak jasno przez cały ten czas świecisz”
Kate McCarthy mieszka w Brisbane w Australii, pracuje, jako księgowa, jednocześnie piecze torty weselne. Mężatka, matka dwójki dzieci w wolnym czasie czyta i pisze. Ma na swym koncie sporo książek cieszących się dużą popularnością wśród czytelniczek. Powieść „ Walcząc o odkupienie”, która swoją premierę miała w 2013 r., jest pierwszą książką autorki wydaną w Polsce.
Miałam lekki problem z tą książką, która przypadła do gustu polskim czytelniczkom a mnie w niej coś nie pasowało. Przede wszystkim zacznę od stwierdzenia, że nie jest to oryginalna historia. Opowieści o wojnie i miłości są podstawą literatury i filmów od zawsze. Przykłady można by mnożyć bez końca. Nienawidzę też, gdy autor zaczyna swą opowieść od ujawnienia głównego punktu fabularnego. Autorka pokusiła się o dotknięcie trudnego tematu, bo wojna w Afganistanie, na którą wysłano tysiące żołnierzy budzi kontrowersje. Na bazie tych wydarzeń stworzyła swoją historię, która niby jest świetna, ale zabrakło mi emocji, których oczekiwałam.
Trudno mi uwierzyć w historię miłości, przed którą bronią się ze wszystkich sił zarówno Rayan Kandall żołnierz Australian Army jak i Fin Tanner dziewczyna, z którą dorastał, siostra jego przyjaciela Jake’a. Niby kochają się całym sercem, ale wolą udawać, że im na sobie nie zależy, bo sądzą, że nie są dla siebie dość dobrzy. Szczególnie denerwowało mnie zachowanie Rayana. W jednej chwili pragnie Fin do szaleństwa a następnie ją odpycha. Niby ją chce, ale ciągle snuje rozważania czy jest dla niej wystarczająco dobry. Chce, ale nie może mieć, nie może bez niej żyć, ale odchodzi dla jej dobra i tak w kółko. W końcu zachowuje się jak tchórz i wyjeżdża na sześć długich lat nie odzywając się do dziewczyny ani słowem. Nic zero kontaktu. Czy tak zachowuje się ktoś, kto jest zakochany? Fin natomiast, pomimo, że kocha Rayana, to wielkie uczucie nie przeszkadza jej szukać pocieszenia w ramionach innego. Gdy w końcu się spotykają nie potrafią się porozumieć. Zamiast kochać z całego serca boją się odrzucenia. Brak dialogu i niedomówienia powodują, że tych dwoje, chociaż mogliby, ale nie są razem. W jednej chwili potrafią uprawiajć gorący seks by następnie się kłócić o bzdury i na siebie się obrażać.
Fabuła powieści to historia, która chwyta za serce, ale miałam wrażenie, że Kate McCarthy nie do końca potrafiła się zdecydować, co miało być jej główną osią, bo ciągle skacze między wydarzeniami. Pięć lat tutaj, sześć miesięcy tam, dwa miesiące tutaj, osiem tygodni tam itd. Nie potrafiłam się wczuć w klimat książki i głębiej wejść w opowieść, bo wszystko działo się za szybko. Żałuję, że autorka nie poświęciła trochę więcej czasu na opisanie niektórych sytuacji. Nie zachwycił mnie też styl powieści, bardzo prosty bez głębszych odniesień, raził mnie wulgarny język używany przez głównego bohatera ( dosłownie czy w myślach) podczas miłosnych uniesień, a raczej aktów seksualnych. Rozumiem, że tak mogli rozmawiać ze sobą żołnierze w koszarach czy podczas akcji, ale w alkowie wolałabym, aby zakochany mężczyzna używał subtelniejszego języka. Byłaby to dobra książka, gdyby autorka postawiła na wyeksponowanie emocji a tak, pomimo, że wiele osób wspominało, że trzeba mieć przygotowane chusteczki to naprawdę nie znalazłam nic, co wycisnęłoby mi łzy z oczu. W zasadzie wydaje mi się, że książka przeznaczona jest raczej dla grona młodszych czytelniczek i właśnie na nich powieść wywrze największe wrażenie, bo w końcu to romans. Historia, która opowiada o wojnie i poświęceniu, sile prawdziwej przyjaźni oraz miłości żołnierza, który walczy na froncie w Afganistanie i próbuje zapomnieć o uczuciu do kobiety swego życia.
„ Walcząc o odkupienie „ może i nie poruszyło mnie tak, jak się spodziewałam, ale to nie oznacza, że żałuję przeczytania tej książki, bo po zakończeniu lektury nasunęły mi się pewne refleksje. Można tylko kochać, bo na wybory drugiej osoby nie mamy wpływu. Miłość zawsze łączy się z ryzykiem cierpienia, czy więc ze strachu przed utratą bliskiej osoby lepiej żyć bez miłości? W życiu mimo wszystko łatwiej jak mamy, z kim dzielić nasze radości i smutki.
„ W życiu nie ma czegoś takiego jak pożegnania. Jest tylko „ do zobaczenia później. „
Dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe za egzemplarz do recenzji.
Wojna uczuć
„ Nie ważne ile lat żyjesz (…) liczy się to , jak jasno przez cały ten czas świecisz”
Kate McCarthy mieszka w Brisbane w Australii, pracuje, jako księgowa, jednocześnie piecze torty weselne. Mężatka, matka dwójki dzieci w wolnym czasie czyta i pisze. Ma na swym koncie sporo książek cieszących się dużą popularnością wśród czytelniczek. Powieść „ Walcząc o...
2019-01-06
Jeden list wiele tajemnic
Na początek mojej przygody z książką w nowym roku wybrałam powieść Lucindy Riley oprawionej w niezwykle przepiękną i stylową okładkę. Powieść autorki, która ma spore grono wielbicieli i znana jest ze swojego charakterystycznego stylu. Pisze, bowiem powieści pełne zagadek rozgrywające się na kilku płaszczyznach ze skomplikowaną fabułą, wątkiem miłosnym i z nawiązaniem do przeszłości.
Te zachwyty czytelników spowodowały, że zaczynając lekturę „ Sekretu listu”, byłam bardzo pozytywnie nastawiona. Liczyłam na opowieść, która porwie mnie od pierwszej strony i nie wypuści aż do końca. Niestety mój entuzjazm wkrótce osłabł, czytało mi się jakoś niemrawo i utknęłam w powieści na dłużej. Nie miałam dotychczas do czynienia z twórczością Lucindy Riley, ale pochlebne opinie czytelników pozwalały mi sądzić, że jest to autorka, której książki czytać warto. Spodziewałam się uczty literackiej, a otrzymałam przeciętną książkę, którą dość długo trawiłam. Niedobry to objaw, gdy w czasie lektury, co chwila zagląda się ile stron zostało do końca, a ja niestety tak miałam.
Z założenia historia mogła być ciekawa. Młoda dziennikarka zostaje wysłana na pogrzeb słynnego aktora, na której ma się pojawić wiele osobistości. Dla dziewczyny to niezwykła szansa, aby napisać artykuł, który znacznie poprawi jej pozycję w redakcji. Niestety podczas uroczystości siedząca obok staruszka zaczyna niedomagać i Joanna zmuszona jest odwieźć ją do domu. Historia okazuje się intrygująca, gdy po kilku dniach dziennikarka chce odwiedzić staruszkę, ale okazuje się, że zmarła, jej mieszkanie wysprzątano a po jej ciele zginął wszelki ślad. W niedługim czasie otrzymuje od niej tajemniczy list sprzed lat, który spowoduje, że od tej pory pewna grupa ludzi nie da jej spokoju chcąc za wszelką cenę zniszczyć dokument.
Od początku wydarzenia się nie kleiły, autorka przeskakiwała z bohatera na bohatera, robiąc przy tym niezły mętlik, przez co powieść od pierwszej chwili nie zrobiła na mnie wrażenia. Książka dość przewidywalna, momentami nawet trochę mnie nudziła, miałam wrażenie, że główny wątek powieści gdzieś ucieka. Wraz z rozwojem akcji, malało tempo, a wraz z nim moje zainteresowanie. Czytałam trochę na siłę, bo czekałam na jakieś większe napięcie. Myślałam, że w jakimś momencie się to zmieni, ale niestety. Te wszystkie teorie spiskowe, romanse sprzed lat, teraźniejsze komplikacje miłosne, tajemnica listu, która miałaby zaszkodzić stabilizacji państwa, jakoś mnie nie przekonały. Było dla mnie zaskoczeniem, że z powodu jednego listu sprzed lat tak wielu straciło życie albo zaginęło w tajemniczych okolicznościach. Do tego tłum tajnych agentów śledzących główną bohaterkę, która dwoi się i troi, aby ich przechytrzyć, próbując rozwikłać tajemnice sprzed lat. Wydarzenia, które kompletnie nie mieściły mi się w głowie a na sam koniec sekret listu jest nieprawdopodobny i wyssany z palca.
Ni pies, ni wydra, ni to romans, ni sensacja, czy też powieść obyczajowa – trudno stwierdzić, ale co ja tam wiem. Wielbiciele autorki zapewne znajdą w tej książce coś, co ich zachwyci i się ze mną nie zgodzą, no cóż trudno. Nie wiem może nie ta pora, nie ta książka. Pomimo mojego pozytywnego nastawienia, nie ujęła mnie ta powieść i teraz czuję się zniechęcona na tyle by w najbliższym czasie nie sięgać po inne pozycje Lucindy Riley. Pierwsza przeczytana książka w tym roku i pierwsze rozczarowanie tym większe, że dotyczy autorki, której powieści cieszą się ogromną popularnością. Obiecywałam sobie dużo po lekturze „ Sekretu listu”, gdyż bardzo lubię historie z nawiązaniem do przeszłości i tajemnicą w tle, ale nie jest to książka, dla której chciałoby się zarwać noc, albo porzucić inne zajęcia.
" Ludzkie życie jest jak wiadro pełne wody. Spróbuj zaczerpnąć z niego kubkiem, a się przeleje. "
Jeden list wiele tajemnic
Na początek mojej przygody z książką w nowym roku wybrałam powieść Lucindy Riley oprawionej w niezwykle przepiękną i stylową okładkę. Powieść autorki, która ma spore grono wielbicieli i znana jest ze swojego charakterystycznego stylu. Pisze, bowiem powieści pełne zagadek rozgrywające się na kilku płaszczyznach ze skomplikowaną fabułą, wątkiem...
2018-09-15
Kolejna książka autorki, która wciąga od samego początku, z niegrzecznymi i tajemniczymi bohaterami. „ Podejrzany „ opiera się na tym samym schemacie, co dwie poprzednie książki. Kryminalne wątki połączone z romansem, gdzie dwójka bohaterów prowadzi ze sobą swoistą grę damsko –męską, okraszoną „ ostrym językiem „. Mieszanka silnych charakterów, uporu i zadziorności.
Poznajemy dalsze losy osób z bliskiego otoczenia prokuratora Zimnickiego, doskonale znanego z całej serii. Tym razem głównymi bohaterami są siostra prokuratora, Maria i brat komisarza Wyrwy, Daniel. W „ Komisarzu „ poznajemy część ich burzliwej wspólnej historii, obecnie autorka cofa się w czasie, aby dokładniej przedstawić perypetie tej dwójki, która od samego początku pasuje do siebie niczym kwiatek do kożucha, a jednak ich do siebie ciągnie. Kiedy Marysia jest w ciąży i na jaw wychodzi uzależnienie Daniela od narkotyków, ich życie sypie się niczym domek z kart. Daniel ląduje na odwyku, urażona Marysia wychodzi za mąż i rodzi córeczkę. Gdy Daniel ponownie pojawia się w jej życiu, chcąc ją odzyskać i swoje dziecko rozpoczyna się „ ostra jazda”.
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie kreacja postaci Daniela Wyrwy, który w „ Komisarzu „ jawił mi się, jako zwykły bandzior i nie bardzo wzbudził moją sympatię. Obecnie okazał się, że jest nie tylko troskliwym i kochającym ojcem, ale także silnym i odważnym mężczyzną, który dla swoich bliskich jest gotów poświęcić wszystko.
Paulina Świst zafundowała w „ Podejrzanym „ bardzo dobrze skonstruowane śledztwo, co chwila zaskakują nowe tajemnice i zagadki. Ta część podobała mi się chyba najbardziej, bo widać, że autorka się rozwija. Jeżeli wcześniej były to erotyki okraszone sensacją, to teraz doszło do zamiany i jest to raczej sensacją przeplatana erotyką, co moim zdaniem wyszło powieści na plus.
Teraz, gdy cały cykl „ Prokuratora „ jest już poza mną, mogę pozwolić sobie na stwierdzenie, że Paulina Świst napisała całą serię jednocześnie. Zarys fabuły wskazuje, że wszystkie części były pisane razem, jako całość, a podzielenie tej historii na trzy odrębne książki i pojawienie się ich w sprzedaży w pewnych odstępach czasu, to raczej rodzaj zabiegu marketingowego, który miał skutecznie podsycać emocje czytelników. Nie jest to twórczość, która ma pretendować do wybitnej literatury, a stworzona dla rozrywki i przyjemności czytelnika. Bawić, cieszyć i wciągać w swój świat. Lekka, przyjemna historia ze zwariowanymi bohaterami, była tym, czego właśnie potrzebowałam, bo są momenty w życiu, kiedy nie zawsze szuka się ambitnej literatury. Moim zdaniem Paulinie Świst to doskonale się udało, tworzy naprawdę dobre książki w swojej kategorii, bo każdemu jest potrzebna chwila rozrywki, oderwania się od rzeczywistości.
Kończąc „ Podejrzanego „ zastanawiałam się, czy autorka wymyśliła ciąg dalszy tej historii, obstawiałam nawet, kogo obsadzi w roli głównej. Pisząc opinię wiem już, że w listopadzie ukaże się nowa seria " Karuzela ", po którą może sięgnę podczas kolejnych wakacji.
„ Wiesz, czemu boję się wódki z sokiem? Bo po wódce z sokiem nie boję się niczego. „
Kolejna książka autorki, która wciąga od samego początku, z niegrzecznymi i tajemniczymi bohaterami. „ Podejrzany „ opiera się na tym samym schemacie, co dwie poprzednie książki. Kryminalne wątki połączone z romansem, gdzie dwójka bohaterów prowadzi ze sobą swoistą grę damsko –męską, okraszoną „ ostrym językiem „. Mieszanka silnych charakterów, uporu i zadziorności....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-20
Diana Palmer jest lekiem na całe zło. Jej książki są dobre na deszczowe i pochmurne dni, ale i z przyjemnością czyta się je podczas wiosennego dzionka, czy choćby w upalnym lecie...a także podczas choroby leżąc w łóżku lub przerywnik pomiędzy trudniejszą w odbiorze literaturą.
Autorka ma specyficzny styl, do tego pisze według pewnego schematu, ale absolutnie nie przeszkadza to w czytaniu.
Lubię jej książki, bohaterów, którzy są barwni, ciekawi i zaskakujący. Mało tego Palmer zabiera nas w ciekawe miejsca.
Typowa opowiastka o miłości..., którą czyta się w znakomicie płynny i wciągający sposób...
Nie wiem czy jest na tyle charakterystyczna, że sprawi, iż zostanie mi w pamięci...nie wiem tego, czas pokaże.
Diana Palmer jest lekiem na całe zło. Jej książki są dobre na deszczowe i pochmurne dni, ale i z przyjemnością czyta się je podczas wiosennego dzionka, czy choćby w upalnym lecie...a także podczas choroby leżąc w łóżku lub przerywnik pomiędzy trudniejszą w odbiorze literaturą.
Autorka ma specyficzny styl, do tego pisze według pewnego schematu, ale absolutnie nie przeszkadza...
2017-12-28
„ Trędowata „ to chyba najsłynniejszy polski melodramat , wielokrotnie wznawiany i czterokrotnie ekranizowany , który jak wszystkim wiadomo zakończył się nieodwracalnie czyli śmiercią głównej bohaterki.
Pani Anna Rohóczanka ( a właściwie Ewa Gronowska ) przebywając na Ukrainie natrafiła na tajemniczy pamiętnik opowiadających o losach młodej nauczycielki , która zakochała się z wzajemnością w krewnym swojej podopiecznej. Z owego pamiętnika wynikało niezbicie jedno, że jego autorka (o losach łudząco podobnych do losów Stefci Rudeckiej) wcale nie umarła- tyle wydawca.
Faktem jest, że do przeczytania książki skłoniła mnie czysta ciekawość jak pisarka poradziła sobie tworząc ciąg dalszy losów Stefci i Waldemara. Do powieści podeszłam z pewną nieufnością , ponieważ takie dopisywanie ciągu dalszego przez innego autora trochę kojarzy mi się z pisaniem scenariuszy do naszych współczesnych seriali… ma dużą oglądalność, jest popularny trzeba coś wymyślić aby się działo …
Czy autorka faktycznie poznała prawdziwą historię czy może legendę żyjącą swoim życiem pośród ukraińskich chłopów nie wiadomo ale bez wątpienia posłużyła Rohóczance jako kanwa do powieści , która rozpoczyna się tam, gdzie zakończyła ją Mniszkówna w „ Ordynacie Michorowskim „
Miałam duże obawy, że kontynuacja historii Stefci i Waldiego będzie parodią dzieła Mniszkówny ale na szczęście nic takiego nie ma tu miejsca. Miałam natomiast nieodparte wrażenie, że tylko imiona głównych bohaterów łączą tę powieść z nieśmiertelną „ Trędowatą” a cała reszta odbiega zupełnie od moich wyobrażeń. Taka skrajna przemiana cech charakterów oraz zachowań niektórych postaci nie do końca mnie nie przekonała .
Muszę przyznać, że nie nudziłam się podczas czytania , ponieważ autorka napisała powieść z wiarygodną, dobrze umotywowaną intrygą. Opowiada historię Waldemara, jego bliskich i znajomych z werwą, ciekawie przeplatając wątki ani na moment nie zwalniając tempa. Rohócznka posługuje się piękną polszczyzną co czyni moim zdaniem powieść bardziej wiarygodną w stylu starych polskich romansów .
Pomimo , że całość z łatwością przykuła moja uwagę to moja ocena tej książki nie jest jednoznaczna. Moim zdaniem autorka dość dobrze naśladuje styl Mniszkówny ale znacznie przesłodziła swoją historię – ot taka bajeczka dla dorosłych na zimowe wieczory z gorącą herbatką.
Nie wiem czy sięgnę po ciąg dalszy Sagi Rodu Michorowskich . Na tą chwilę nie , ale może kiedyś …
" Człowiek nie żyje wyłącznie dla siebie, nie wolno więc mu tylko sobą się zajmować. Człowiek szczęśliwy bywa takim samym egoistą jak nieszczęśliwy. "
„ Trędowata „ to chyba najsłynniejszy polski melodramat , wielokrotnie wznawiany i czterokrotnie ekranizowany , który jak wszystkim wiadomo zakończył się nieodwracalnie czyli śmiercią głównej bohaterki.
Pani Anna Rohóczanka ( a właściwie Ewa Gronowska ) przebywając na Ukrainie natrafiła na tajemniczy pamiętnik opowiadających o losach młodej nauczycielki , która zakochała...
2017-06-25
Piękna i klimatyczna okładka przykuwająca wzrok, intrygujący opis oraz pozytywne komentarze o tej książce czytelników na LC spowodowały, że czym prędzej zapragnęłam zapoznać się z jej zawartością. Potrzebowałam właśnie takiej książki. Lekkiej, odprężającej, z którą można przyjemnie spędzić wieczór, może dwa. Fabuła wciągnęła mnie od samego początku, ponieważ jest pełna sekretów a autorka odkrywa je powoli, co sprawiło, że nie mogłam oderwać się od czytania. Delikatna jak płatki róż, aczkolwiek momentami w tych płatkach dostrzec można kolce, ale tak to już z różami bywa. Aromatyczna i zmysłowa jak luksusowe perfumy, które produkuje główny bohater a wszystko opowiedziane pięknym językiem dostosowanym do czasów, lecz nie banalnym. To nie zwykły romans, jakich wiele, to magiczna opowieść o ludziach bogatych w miłość, która wszystko zniesie i przetrzyma. Dwie rodziny, które się wcześniej nie znały, łączy a raczej dzieli spór o dom. Powieść jest tak skonstruowana, że nie sposób opowiedzieć się za którąś ze stron. Pewnie też bym doznała szoku tak jak Libby i jej ojciec gdyby po powrocie z wakacji do domu okazało się, że mieszka w nim ktoś inny i rości sobie do niego prawo, chociaż nie czynił tego przez 27 lat. Natomiast poznając motywy działania Michaela Dobrescu nie sposób potępić go i mało tego zaczynamy czuć do niego sympatię podobnie jak główna bohaterka. Jak rozstrzygnął się konflikt może trochę przewidywalnie, ale nie szkodzi, bo to i tak cudownie opowiedziana historia. Dzięki pani Camden zostałam przeniesiona w zupełnie inny wymiar. Piękna historia o kwiatach, miłości, przywiązaniu a także przebaczeniu. Polecam gorąco, książka warta poświęcenia czasu na czytanie.
" Jakie to niesamowite, że przedmioty stają się piękniejsze, kiedy doświadczą burz i trudów "
Piękna i klimatyczna okładka przykuwająca wzrok, intrygujący opis oraz pozytywne komentarze o tej książce czytelników na LC spowodowały, że czym prędzej zapragnęłam zapoznać się z jej zawartością. Potrzebowałam właśnie takiej książki. Lekkiej, odprężającej, z którą można przyjemnie spędzić wieczór, może dwa. Fabuła wciągnęła mnie od samego początku, ponieważ jest pełna...
więcej mniej Pokaż mimo to
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗶𝗲 𝗯𝘆ł𝗼 𝗰𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗲 𝗹𝗮𝘁
𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑖, 𝑤 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑙𝑢𝑏 𝑛𝑖𝑒, 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑚𝑦ś𝑙 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑤ó𝑙, ż𝑒𝑏𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜ś𝑤𝑖ę𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑤 𝑐𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą, 𝑚ó𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑐𝑖, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑟𝑜𝑏𝑖ć.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 jest trzecią powieścią Tomasza Kieresa, którą w ostatnim czasie przeczytałam i nie mogę jej zaliczyć do tych najlepszych, ale jedno muszę autorowi oddać, że jak mało kto pięknie potrafi pisać o miłości i emocjach. Jednak trudno było mi uwierzyć, że wyidealizowana nastoletnia miłość, odradza się po latach, bo przetrwała rozłąkę, która trwała dwadzieścia lat. Natomiast nie ukrywam, że z dużym zainteresowaniem i ciekawością śledziłam rozwój związku głównych bohaterów i zastanawiałam się, dokąd ich to doprowadzi. Zadawałam sobie pytanie, czy możliwe jest, by uczucie dojrzałych Oli i Tomka było tak samo silne, jak wtedy, gdy oboje byli nastolatkami i wierzyli, że na zawsze będą razem. Nie potrafiłam wczuć się w sytuację bohaterów, szczególnie irytowało mnie postępowanie Oli, która zachowywała się jak niestabilna emocjonalnie nastolatka, a nie kobieta, która swoją młodość i porywy serca miała już dawno za sobą.
Gdy po pięciu latach wspólnego życia Wojtek oświadcza się Oli, mimo, że ma wątpliwości, to zgadza się za niego wyjść, bo czuje, że mężczyzna zapewni jej stabilne i spokojne życie. Nie przeczuwa wtedy, że w mieście pojawi się jej pierwsza wielka nastoletnia miłość, a w klasie, której jest wychowawczynią, rozpocznie naukę jego córka. 𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to pozornie banalna historia jakich wiele, chociaż w końcowym rozrachunku wcale taka nie jest. Tomasz Kieres z opowieści o nastoletniej miłości, która miała być na całe życie, a nieoczekiwanie trafiła na przeszkodę nie do pokonania, która rozdzieliła zakochanych w sobie nastolatków, stworzył historię, przyciągającą uwagę. Tomek wraz z rodzicami wyjeżdża jak co roku do pracy w Szwecji, z tą tylko różnicą, że tym razem oni nie mają zamiaru wracać do Polski, o czym młodzi nie wiedzą. Po latach ta dwójka ponownie staje na swojej drodze. Tomek po niezbyt udanym małżeństwie i rozwodzie postanawia na chwilę wrócić do swojego rodzinnego miasta, by uporać się ze swoimi problemami. Ola natomiast długo zmagała się z utratą ukochanego i dopiero pięć lat temu związała się z Wojtkiem i właśnie przyjęła jego oświadczyny. Nieoczekiwane spotkanie z Tomkiem po latach burzy ustabilizowane życie kobiety. Wojtek nie ma pojęcia, z czym przez lata zmagała się jego ukochana kobieta, prawdę zna tylko jej bliska przyjaciółka Marzena.
𝑃r𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to historia, w której z pozoru nie ma nic odkrywczego. Para młodych ludzi, którzy nie widzą świata poza sobą, nagle zostaje rozdzielona z powodu okoliczności, których nie byli w stanie przewidzieć. On układa sobie życie przy boku Szwedki, ona przez lata nie potrafi się odnaleźć w rzeczywistości bez niego. Minęło dwadzieścia lat i pomimo że lepiej lub gorzej poukładali sobie życie i starają się o sobie zbyt wiele nie myśleć, nagle spotykają się w tym samym mieście, gdzie wszystko się zaczęło. Ona mieszkała tu cały czas, a on po rozwodzie wrócił do Polski z dorastającą córką tylko na chwilę. Nieoczekiwane spotkanie sprawia, że wydaje im się, iż lata rozłąki nie miały miejsca, nadal ich do siebie ciągnie i świetnie im się ze sobą rozmawia. Niestety oboje mają swoje zobowiązania, nie są już parą nastolatków sprzed lat. Gdy są bliscy podjęcia ważnych decyzji, historia nagle zatacza koło i nieoczekiwane okoliczności ponownie ich rozdzielają.
Sama historia nie wzbudza emocji, nie kibicuje się bohaterom, nie oczekuje nagłego zwrotu akcji, zwyczajnie spokojnie śledzi się ich poczynania i rozważania za i przeciw. Niemniej jednak w tej historii czuje się, że to miłość jest tu najważniejsza, ponad czasowa, jedyna i niepowtarzalna. To ona determinuje całe życie bohaterów. Wtedy dwadzieścia lata temu Tomkowi i Oli nie było dane przekonać się, czy ich miłość przetrwałaby próbę czasu, czy zniszczyłaby ją proza życia. Teraz po latach nadal żyją w bańce ułudy i myślą, że gdyby dano im szansę, ich życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, ale czy lepiej? Na to pytanie ani para bohaterów, ani czytelnik nie uzyskają odpowiedzi.
Historia nastoletniej miłości, która przetrwała dwadzieścia lat, wydaje się nierzeczywista i trochę naciągana, brzmi bowiem jak bajka. Miłość jest najważniejsza w życiu, ale mając naście lat, żyje się marzeniami, wtedy wydaje się, że uczucie jest trwałe i na zawsze. Owszem po latach wspomina się tę miłość jako coś pięknego, nieuchwytnego, ale żeby miała ona wpływ na całe życie, by potem nigdy nie dać sobie szansy na szczęście, niestety to wydaje się mało wiarygodne. Ciągłe tkwienie Oli w przeszłości w trudnym dzieciństwie, skupianie się na żalu do rodziców o brak miłości z ich strony, wydaje się przerysowane. Chociaż Tomasz Kieres stara się pokazać aspekty psychologiczne postępowania Oli. Opisywane przez autora relacje, jakie panowały pomiędzy Olą, a jej matką mogłyby sugerować, że nastoletnia bohaterka była ofiarą przemocy domowej, subtelnej, ale zostawiającej głębokie rany. Jej matka zrobiła naprawdę wiele, by ją zniszczyć. I wtedy gdy było jej bardzo źle, na jej drodze pojawił się Tomek, który pokazał, że Ola jest dla niego kimś wyjątkowym i ważnym. Powoli wyciągał ją ze skorupy, w której była zamknięta. Relacje pomiędzy matką i córką mimo upływu lat nigdy nie uległy poprawie. Matka nadal czterdziestoletnią kobietę traktuje jak dziecko, wciąż w dosadny sposób pokazuje, że Ola sobie w życiu nie radzi, chociaż ona od dawna nie mieszka w domu rodzinnym. Ola także nie stara się nic zmienić w ich relacjach, a wprost przeciwnie pielęgnuje w sobie żal do matki i zadawnione urazy, nie wierzy, że rodzicielce może zależeć na jej szczęściu. Nie jest znany powód, dlaczego matka Oli traktowała ją w taki, a nie inny sposób i czym to było spowodowane. Można uznać, że była toksyczną matką, ale dlaczego zachowywała się tak tylko w stosunku do Oli? Tego nie wiadomo.
Odbiór powieści psuła mi postawa głównej bohaterki. Trudno bowiem współczuć osobie skupionej tylko i wyłącznie na sobie i swoich dramatach, prawdziwych, czy też nie. Szczególnie irytował mnie jej brak doceniania osób w swoim otoczeniu, które ją kochały i wspierały, a ona i tak czuła się wciąż nieszczęśliwa. Nie potrafiłam zrozumieć jej egoizmu i nawet nie tłumaczyły tego niepoprawne relacje z matką. Ola jawiła mi się jako niedojrzała kobieta, rozchwiana emocjonalnie, wymagająca ciągłej uwagi. Nie ukrywam, że cały czas czekałam, że w jej życiu wydarzy się jakiś prawdziwy dramat, który nią wstrząśnie, ale niestety nic takiego nie miało miejsca, a szkoda, bo dopiero wtedy ta powieść nabrałaby kolorów i wzbudziła prawdziwe emocje.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to nieśpieszna opowieść o życiowych dylematach, rozterkach, wyborach i konsekwencjach tych wyborów, bo jakkolwiek Tomek i Ola postąpią, ktoś zostanie skrzywdzony. Opowieść o uczuciach i emocjach napisana przepięknym językiem, ale nie wzbudzająca emocji w czytającym. Zachwyca natomiast sposób, w jaki autor pisze o miłości. Jego niezwykła wrażliwość i czułość, które emanują z każdego słowa, zwłaszcza z dialogów pomiędzy bohaterami. Brzmią jak niezwykła muzyka, melodia serc, które udręczone spotkały się po latach i na nowo wspólnie zaczynają grać pieśń o miłości. Zapomina się wtedy o irytującej bohaterce, która całe życie nie wiedziała, czego chce, wie to dopiero teraz, gdy ponownie spotkała swego ukochanego z marzeń.
𝑀𝑜ż𝑒 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗, 𝑛𝑎 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑜 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗. 𝑇𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚𝑦. 𝑁𝑎𝑠𝑧𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑢𝑚𝑎 𝑤𝑦𝑏𝑜𝑟ó𝑤. 𝑁𝑖𝑒𝑠𝑡𝑒𝑡𝑦 𝑤𝑦𝑏𝑜𝑟𝑦, 𝑎 𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡, 𝑡𝑎𝑘 𝑚𝑖 𝑠𝑖ę 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒, 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒, 𝑎𝑏𝑦 𝑏𝑦ł𝑦 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒, ż𝑒𝑏𝑦 𝑛𝑎 𝑘𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐 𝑑𝑛𝑖𝑎 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑏𝑦ł𝑜 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒ć, 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑎𝑙𝑒ż𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑗e𝑠𝑡: 𝑇𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑚𝑜𝑗𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒𝑚 𝑤 𝑡𝑦𝑚 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑢, 𝑏𝑜 𝑡𝑎𝑘 𝑧𝑑𝑒𝑐𝑦𝑑𝑜𝑤𝑎ł𝑒𝑚.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗶𝗲 𝗯𝘆ł𝗼 𝗰𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗲 𝗹𝗮𝘁
więcej Pokaż mimo to𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑖, 𝑤 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑙𝑢𝑏 𝑛𝑖𝑒, 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑚𝑦ś𝑙 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑤ó𝑙, ż𝑒𝑏𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜ś𝑤𝑖ę𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑤 𝑐𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą, 𝑚ó𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑐𝑖, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑟𝑜𝑏𝑖ć.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 jest trzecią powieścią Tomasza Kieresa, którą w...