-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant5
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać423
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać5
Biblioteczka
2018-12-16
2018-11-01
KIEDY NIE ZOSTAJE JUŻ NIC, WSPOMNIENIA WCIĄŻ ŻYJĄ
Okładka „ Listów do Duszki „ przyciągnęła mój wzrok i od pierwszej chwili skradła moje serce. Jest piękna, klimatyczna i w pewien sposób pasuje do powieści. Muszę przyznać, że gdyby nie ta okładka, to pewnie w ogóle nie zwróciłabym na ten tytuł uwagi, co byłoby wielką stratą, bo to niezwykle wartościowa książka.
Zastanawiałam się, co mam napisać w komentarzu, bo co można napisać o tej poruszającej lekturze tym bardziej, że jest oparta na faktach. Autorka z zawodu jest opiekunką osób starszych i niepełnosprawnych, historię, którą opisała w książce usłyszała od jednej ze swoich podopiecznych. Autorka zastrzega jednak, że do końca nie jest pewna czy wszystko wydarzyło się naprawdę, czy też trochę jest ubrane w nutkę fantazji.
Ewa Formella stworzyła piękną i wzruszającą opowieść o miłości i wojnie. Historię o dwójce zakochanych młodych ludzi, których miłość jest niemożliwa do spełnienia, bo romans pół Żydówki i Niemca z dobrego domu nie mógł skończyć się dobrze. Stefania i Heinrich zostali rozdzieleni na zawsze przez wojenną zawieruchę oraz przez tajemnice i kłamstwa rodziny, która od początku była przeciwna ich związkowi.
Wiele lat po wojnie Joanna opiekunka starszej pani wysłuchując jej zwierzeń dowiedziała się o dramacie kobiety jaki przeżyła po starcie dziecka i rodziny, o tym jak starała się sobie radzić i przeżyć w tym mrocznym czasie wojny. Przejęta jej relacją postanawia pomóc staruszce w poszukiwaniach bliskich, ale czy zdąży w końcu jej podopieczna jest już bardzo posuniętą w wieku osobą.
To niewiarygodnie piękna i smutna historia, a przede wszystkim prawdziwa. Styl autorki powoduje, że pomimo niełatwego tematu „ Listy do Duszki „ czyta się bardzo dobrze. Sam pomysł na książkę może nie jest zbyt oryginalny, ale trudno nie docenić jej wartości. Jeżeli obawiałam się zbytniej ckliwości, czy dramatyzmu, moje obawy były niepotrzebne, bo jest to rzetelnie opisana pełna trudności wojenna historia. To powieść o niełatwych wyborach, błędnych decyzjach i okrutnych czasach wojny. I o ludziach, którzy mimo złych rzeczy, jakie ich spotkały, pozostali wierni swoim przekonaniom i swojej miłości. Tytułowe listy, to listy pisane przez Heinricha do Stefanii, przepełnione po brzegi emocjami i miłością do ukochanej kobiety. Listy mężczyzny, który wie, że już nigdy nie zobaczy swojej ukochanej, pełne tęsknoty i smutku, a jednocześnie zapewniające o niegasnącym uczuciu mimo upływu lat.
Zastanawiam się ile takich historii nie ujrzało i nie ujrzy nigdy światła dziennego. Historii ludzi, którzy przeżyli w czasie wojny istny koszmar. Głód, zimno, choroby, strach, śmierć, która nie odstępowała na krok, a gdy przeżyli i na chwilę ogarnęła ich euforia radości z powodu wyzwolenia, już wkrótce mieli się przekonać jak bardzo się mylili. Jeden koszmar został zamieniony na inny, kiedy to tzw. „wybawcy „ byli gorsi od hitlerowców. Jednak, jak wspomina bohaterka powieści, nadal można było pielęgnować w sercu miłość i nadzieję. To pozwalało przetrwać w obliczu niewyobrażalnego dramatu i pozostać człowiekiem. Nadziei i miłości na szczęście nie udało się zabić ani jednym ani drugim.
Polecam „Listy do Duszki” wszystkim, którzy interesują się tematyką drugiej wojny światowej i lubią historie osadzone w tych czasach. Pozycja obowiązkowa dla czytelników oczekujących od lektury silnych emocji, bo tu są one gwarantowane.
„ Człowiek jest tyle wart, ile jest w stanie kochać „ - Św. Augustyn
„ Różnymi drogami biegnie życie ludzkie, ale wszyscy szukają szczęścia i miłości „ -
Jan Paweł II
KIEDY NIE ZOSTAJE JUŻ NIC, WSPOMNIENIA WCIĄŻ ŻYJĄ
Okładka „ Listów do Duszki „ przyciągnęła mój wzrok i od pierwszej chwili skradła moje serce. Jest piękna, klimatyczna i w pewien sposób pasuje do powieści. Muszę przyznać, że gdyby nie ta okładka, to pewnie w ogóle nie zwróciłabym na ten tytuł uwagi, co byłoby wielką stratą, bo to niezwykle wartościowa...
2017-04-07
Co można napisać nowego o książce legendzie, którą pokochały dziesiątki a może setki milionów czytelników na całym świecie.
Czytając opinie na temat tej powieści przeważnie same ochy i achy typu: porywająca historia trzymająca w napięciu, zapierająca dech w piersiach, nie można oderwać się od czytania....itp. itd. pomyślałam, muszę koniecznie przeczytać.
Trochę ciężko mi ocenić tę książkę, ponieważ nie do końca wiem jakie emocje we mnie wzbudziła. W jakiś sposób rozumiem popularność tej książki, gdyż fajnie się ją czyta i w każdym razie na tyle wciąga czytelnika, że nie pozwala oderwać się od lektury. Ale myślę, że trochę narażę się wielbicielom tej pozycji, gdyż nie wszystko mi się podobało.
"Jeździec miedziany" nie jest według mnie książką wybitną, ale na pewno ciekawą z uwagi na ukazanie dramatu ludności podczas historycznej blokady Leningradu w czasie II wojny światowej oraz sytuacji wewnątrz radzieckiej armii.
Oczywistym plusem powieści jest tematyka pięknej i trudnej miłości oraz związane z tym mocno wzruszające sceny. Obok tych dwojga bardzo ważnym bohaterem jest miasto ze wszystkimi jego mieszkańcami. Przyznam, że nie mam zbytniej wiedzy na temat realiów życia w oblężonym Leningradzie, podejrzewam więc, iż mogą one być niezbyt wiernie przedstawione – wszak to nie pozycja historyczna.
Niemniej jednak od dawna już żadna lektura mnie tak nie poruszyła, chyba ze względu na opis sytuacji w oblężonym Leningradzie.
Czar prysł w momencie słynnej sceny, a raczej scen erotycznych. Nie jestem osobą pruderyjną i sex w literaturze mi nie przeszkadza jeżeli książka jest o takiej tematyce, ale pisanie na kilkunastu stronach, w jaki sposób naiwne i niedoświadczone rosyjskie dziewczę traci niewinność ze wszystkimi szczegółami, na dłuższą metę staje się nużące, a do fabuły niewiele wnoszą. Z ręką na sercu przyznać muszę, iż reżyserzy filmów pornograficznych niejednego mogliby się od Paulliny Simons nauczyć.
Jeśli autorka zapragnęła napisać erotyk, dlaczego wplotła go w tak okrutne wydarzenia historyczne?
Jednak Jeździec Miedziany bardzo mnie poruszył mimo błędów, prostoty i naiwności oraz osławionych scen erotycznych. Jest pewne, że w jakiś sposób historia Tatiany i Aleksandra zapisała się w mojej pamięci. czytania....itp. itd pomyślałam muszę koniecznie przeczytać.
Trochę ciężko mi ocenić tę książkę, ponieważ nie do końca wiem jakie emocje we mnie wzbudziła. W jakiś sposób rozumiem popularność tej książki, gdyż fajnie się ją czyta i w każdym razie na tyle wciąga czytelnika, że nie pozwala oderwać się od lektury. Ale myślę, że trochę narażę się wielbicielom tej pozycji gdyż nie wszystko mi się podobało.
Jeździec miedziany” nie jest według mnie książką wybitną, ale na pewno ciekawą z uwagi na ukazanie dramatu ludności podczas historycznej blokady Leningradu w czasie II wojny światowej oraz sytuacji wewnątrz radzieckiej armii.
Oczywistym plusem powieści jest tematyka pięknej i trudnej miłości oraz związane z tym mocno wzruszające sceny.Obok tych dwojga bardzo ważnym bohaterem jest miasto ze wszystkimi jego mieszkańcami.Przyznam, że nie znam świetnie realiów życia w oblężonym Leningradzie, podejrzewam więc, iż mogą one być niezbyt wiernie przedstawione – wszak to nie pozycja historyczna.
Niemniej jednak od dawna już żadna lektura mnie tak nie poruszyła, chyba ze względu na opis sytuacji w oblężonym Leningradzie.
Czar prysł w momencie słynnej sceny a raczej scen erotycznych. Nie jestem osobą pruderyjną i sex w literaturze mi nie przeszkadza jeżeli książka jest o takiej tematyce ale pisanie na kilkunastu stronach , w jaki sposób naiwne i niedoświadczone rosyjskie dziewczę traci niewinność ze wszystkimi szczegółami, na dłuższą metę staje się nużące a do fabuły niewiele wnoszą. Z ręką na sercu przyznać muszę,iż reżyserzy filmów pornograficznych niejednego mogliby się od Paulliny Simons nauczyć.
Jeśli autorka zapragnęła napisać erotyk, dlaczego wplotła go w tak okrutne wydarzenia historyczne?
Jednak Jeździec Miedziany bardzo mnie poruszył mimo błędów, prostoty i naiwności oraz osławionych scen erotycznych. Jest pewne, że w jakiś sposób historia Tatiany i Aleksandra zapisała się w mojej pamięci.
Co można napisać nowego o książce legendzie, którą pokochały dziesiątki a może setki milionów czytelników na całym świecie.
Czytając opinie na temat tej powieści przeważnie same ochy i achy typu: porywająca historia trzymająca w napięciu, zapierająca dech w piersiach, nie można oderwać się od czytania....itp. itd. pomyślałam, muszę koniecznie przeczytać.
Trochę ciężko mi...
2018-07-03
REMBRANDT, WOJNA I DZIEWCZYNA Z KABARETU
"Życie to gra i labirynt. Pełen pułapek. Labirynt, w którym nie ma ani nitki, ani Ariadny".
Autorka komentuje swoją powieść takimi słowami "Mam nadzieję, że książeczka, którą napisałam, jest lekką łatwą i przyjemną" a opis na okładce umieszczony przez wydawcę głosi, że to historia Dolasa w spódnicy.
Dlaczego zaczynam od takiego przedstawienia tej powieści? Ano, dlatego, że nie mogę się zgodzić z tego typu stwierdzeniami. Moim zdaniem nie jest to powieść optymistyczna, chociaż nie odbiera też nadziei. Autorka zaimponowała mi włożoną pracą w napisanie książki, jak sama mówi, zapoznała się z licznymi historycznymi zbiorami i dziennikami. Kalicka umiejętnie przetworzyła zgromadzone informacje, tworząc niezwykłą opowieść, gdzie akcja toczy się szybko i sprawnie, od której czytania trudno było mi się oderwać. Wplecenie w fabułę wątku kryminalnego nadaje lekturze dynamiki i rozbudzało moją ciekawość. Dotychczas nie spotkałam się z tak nietypową historią wojenną, bo zamiast obozów koncentracyjnych czy też opisów walki, autorka skupiła się na życiu zwyczajnych ludzi i na realiach życia w ówczesnych czasach.
Perypetie Irenki Górskiej młodej tancerki z kabaretu tylko w niewielkim stopniu można porównać z przygodami Franka Dolasa. I owszem bohaterka, chcąc uciec przed zawieruchą wojenną z Warszawy, pakuje się w jeszcze większe kłopoty. Nie miała zamiaru zostać bohaterką i zabłysnąć niesamowitymi czynami, popadając przy tym w coraz większe tarapaty. Zwyczajna, rezolutna i harda dziewczyna postawiona w obliczu niebezpieczeństwa musi podjąć właściwe decyzje i stawić czoła zagrożeniu. Zamiast upragnionej ucieczki od wojny staje się przypadkiem właścicielką cennego obrazu Rembrandta, którego pożądają wszyscy, włącznie z Niemcami. Obraz ów zmieni na zawsze życie Ireny, narażając ją i jej przyjaciół na kolejne niebezpieczeństwa, z zagrożeniem życia włącznie.
Na domiar wszystkiego, nieoczekiwanie na jej drodze los postawił małego chłopca sierotę, którym chcąc nie chcąc musiała się zająć. Trzeba przyznać autorce, że stworzyła bohaterkę, z krwi i kości, która skupiła całą moją uwagę przez liczne nieszczęścia, których przyszło jej doświadczyć. Zaimponowała mi odwagą, dobrym sercem oraz siłą przebicia w chwilach, kiedy wydawało się, że nie ma już wyjścia.
Muszę przyznać, że „ Rembrandt, wojna i dziewczyna z kabaretu” albo "Dziewczyna
z kabaretu" (wznowienie z 2016 r. nosi taki tytuł) jest jedną z lepszych książek, które było mi dane w tym roku przeczytać. Opisywane historie są inspirowane prawdziwymi wydarzeniami, chociaż występujące w niej postaci są fikcyjne. Czytając książkę, czuje się ducha czasów, włącznie z doskonale odwzorowanym życiem społeczno – kulturalnym Warszawy i Krakowa. Autorka zadbała nawet o to, aby jej bohaterowie posługiwali się gwarą i słownictwem, którego się dziś już nie używa. Pokazuje okrucieństwo wojny, ale nim nie epatuje a bohaterowie to większości ludzie dobrzy, którzy nie wahają się, kiedy trzeba pomóc drugiemu człowiekowi.
Pomimo że początki lektury" Dziewczyny z kabaretu" były trudne, bo na zmianę to wzbudzała moje zainteresowanie, to znów nudziła, ale nastąpił taki moment, gdy już nie byłam w stanie się oderwać. Moje spotkanie z twórczością Manueli Kalickiej zakończyło się ogromnym zachwytem. Powieść jest starannie napisania i z dużym wyczuciem, bo przecież to historia wojenna i to, co smutne musiało też znaleźć swoje miejsce. Zaangażowała mnie nie tylko w przygody Irenki, ale także w losy dalszoplanowych postaci, dostarczając mi mnóstwo emocji. Jest to powieść, którą należy się delektować, bo to nie jest wbrew wcześniejszym zapewnieniom autorki literatura lekka, łatwa i przyjemna do poduszki. To literatura, która kryje w sobie przesłanie i dotyka naprawdę ważnych tematów.
Tę wyjątkową książkę opartą na tak bogatym materiale źródłowym naprawdę warto przeczytać, a następnie sięgnąć po kontynuację, „"Koniec i początek", na którą niektórzy czytelnicy musieli czekać osiem długich lat.
„ Gdyby człek nie znał wilka, toby pomyślał, że to babcia „
REMBRANDT, WOJNA I DZIEWCZYNA Z KABARETU
"Życie to gra i labirynt. Pełen pułapek. Labirynt, w którym nie ma ani nitki, ani Ariadny".
Autorka komentuje swoją powieść takimi słowami "Mam nadzieję, że książeczka, którą napisałam, jest lekką łatwą i przyjemną" a opis na okładce umieszczony przez wydawcę głosi, że to historia Dolasa w spódnicy.
Dlaczego zaczynam od takiego...
2018-03-27
Zastanawia mnie fenomen popularności tej niepozornej książki. Może pojawia się w niej dużo świątecznych motywów oraz historia, która pozwala wierzyć, że dobro zawsze zwycięża.
„Szczęście do wzięcia” to na pozór bajkowa opowieść przypominająca mi filmy familijne emitowane najczęściej w okresie Gwiazdki z optymistycznym przekazem, skłaniające do przemyśleń.
Jak ważne jest, by nigdy nie zostać obojętnym, by potrafić pomóc, gdy ktoś tej pomocy potrzebuje, o tym opowiada niezwykła, ciepła i wzruszająca opowieść Jasona F. Wright, która ma jeden podstawowy cel – sprawić, że szerzej otworzymy oczy i rozejrzymy się wokół siebie. Książka niewielkich rozmiarów do przeczytania w jeden wieczór napisana prostym językiem. Nie oczarowała mnie stylem czy wybitną treścią, ale jednak poruszyła moje serce i ma w sobie coś niesamowitego. Ta niepozorna powiastka zrobiła niemałe zamieszanie za oceanem, gdzie rozpoczęła jedną z najpiękniejszych akcji charytatywnych w historii Stanów Zjednoczonych. Zainspirowała Amerykan do niesienia bezinteresownej pomocy, wprowadziła zwyczaj zbierania pieniędzy do słoika w ciągu całego roku i obdarowywania nimi potrzebujących w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Amerykanie zresztą chętnie i często angażują się w pomoc innym, chorym, poszkodowanym, biednym…, już od najmłodszych lat.
"Bożonarodzeniowy słoik" to niejako symbol dobroczynności i nie chodzi tu o pieniądze, ale o prosty ludzki gest, dobry uczynek, który pozwoli przywrócić wiarę w drugiego człowieka. Pomagajmy innym, nie odwracajmy wzroku, bo dobro powraca i to ze zdwojoną siłą, także wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewamy.
Tylko niestety ta historia jest tak bardzo amerykańska. Dlaczego piszę niestety? Ano dlatego, że Amerykanie naturalnie zauważają drugiego człowieka obok, rozumieją jego potrzeby, natomiast trochę mniej optymistyczna jest ta nasza rzeczywistość. Nie wiem, czy to wina czasów, w jakich przyszło nam żyć, kiedy wydaje się, że najważniejszy to wyścig szczurów, kariera i pieniądze. Za dużo zarabiasz, jeździsz dobrym samochodem, masz ładny dom, już jesteś podejrzany. Smutna ta nasza rzeczywistość, więc propagowanie książek, które zawierają tak optymistyczny przekaz, niosące w sobie mnóstwo nadziei i dobroci jest jak najbardziej na miejscu.
A może by tak już jutro powiedzieć komuś coś miłego, cokolwiek.
A może by tak życzyć komuś dobrego dnia tak bez powodu.
A może by tak pomóc komuś bezinteresownie nie oczekując nic w zamian.
A może by tak popatrzeć życzliwie na drugiego człowieka
Czyż nie żyłoby się nam przyjemniej gdybyśmy się wszyscy o siebie troszczyli i wspierali?
A przede wszystkim uśmiechajmy się do siebie nawzajem i sami do siebie… w środku, w sercu, w duszy!
Książka otrzymała ode mnie 8 gwiazdek nie za poziom literacki, lecz za bardzo pozytywny przekaz.
„Darowane dobro zawsze powraca”.
Zastanawia mnie fenomen popularności tej niepozornej książki. Może pojawia się w niej dużo świątecznych motywów oraz historia, która pozwala wierzyć, że dobro zawsze zwycięża.
„Szczęście do wzięcia” to na pozór bajkowa opowieść przypominająca mi filmy familijne emitowane najczęściej w okresie Gwiazdki z optymistycznym przekazem, skłaniające do przemyśleń.
Jak ważne jest, by...
2019-05-29
Czasem chęć poznania prawdy zmienia się w obsesję
" Zdjęcia […] Są zarówno lustrami, jak i oknami".
Śmierć kogoś bliskiego to jedno z poważniejszych i obciążających emocjonalnie doświadczeń. Strata bliskiej osoby zawsze jest tragedią bez względu na okoliczności, ale widok zmarłej osoby i możliwość pożegnania się, pójścia na cmentarz zapalenia świeczki pomaga w odbywaniu żałoby. Ale co gdy nie ma perspektywy uznania śmierci, jak to się zdarza w sytuacji zaginięcia osoby w niewyjaśnionych okolicznościach. Często z zaginięciem trudniej poradzić sobie niż ze śmiercią czy chorobą kogoś bliskiego. Zwłaszcza że niejednokrotnie nigdy nie otrzymuje się odpowiedzi na pytanie, co stało się z danym człowiekiem i dlaczego zniknął. Bliskim trudno jest być zawieszonym w niepewności co do śmierci ukochanej osoby. Przez lata nie można pogodzić się z rzeczywistością , bo ból po starcie bliskiej osoby jest nie do ujarzmienia, a zwłaszcza, gdy zachodzi podejrzenie, że została zamordowana.
Z taką stratą przychodzi się zmierzyć bohaterce książki "Papierowe duchy" Julii Heaberlin, która stworzyła portret kobiety, która nigdy nie pogodziła się z zaginięciem starszej siostry, gdy miała dwanaście lat. Całe swoje życie poświęciła na rozwikłanie zagadki jej losów i nie wiadomo, jaki dokładnie ma plan. Wiadomo tylko, że po wieloletnim śledztwie odnajduje mężczyznę, który był podejrzany o stalking i porywanie młodych kobiet, ale z braku dowodów nie został skazany. Za młodu był znanym fotografikiem i dokumentalistą, dziś przebywa w ośrodku wraz z kryminalistami cierpiącymi na demencję, którą stwierdzono także u niego. Bohaterka uznała go za mordercę swojej ukochanej siostry i podszywając się pod jego córkę, zabiera go w podróż po Teksasie, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się wtedy, gdy jej starsza siostra Rachel zaginęła bez śladu.
Odtąd zaczyna się gra pełna niewiadomych. "Papierowe duchy" są oparte na niezłym pomyśle, przynajmniej z takim do tej pory się nie spotkałam. Autorka postawiła na bardzo niestereotypowych bohaterów, zestawiając ze sobą ludzi zupełnie sobie obcych. Stworzyła dwie silne i inteligentne osobowości, wzajemnie manipulujące. Cierpiący na demencję fotograf zaskakuje jasnością umysłu, a nie pozorna dziewczyna, której imienia na początku autorka nie ujawnia, przekształca się, w kogo chce. Oboje mają tyle samo do ukrycia, co do stracenia, dlatego ich wzajemne podchody stanowią zasadniczą i najbardziej interesującą część powieści. Dziewczyna jest przekonana, że człowiek na fotelu pasażera jest mordercą jej siostry, natomiast Carl nie wierzy, że ona jest jego córką i nie pamięta, by kogokolwiek zamordował, w co z kolei dziewczyna nie wierzy. Kto kłamie ? A może oboje ?
Sięgając po "Papierowe duchy" oczekiwałam dynamicznej i mrożącej krew w żyłach akcji, bo thriller jest gatunkiem, w którym powinno się coś dziać. Dostałam natomiast pomimo oryginalnego pomysłu, nudną i monotonną fabułę wymagającą ciszy i skupienia. Autorka w nieskończoność wydłuża akcję, co podziałało na niekorzyść książki. Chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu miałam wielką ochotę odłożyć książkę i nie czytać do końca, a że nie porzucam książek w trakcie lektury, brnęłam dalej. Oczywiście chciałam poznać odpowiedzi na pytania dotyczące zaginięcia Rachel, ale ten brak dynamizmu, przeciągająca się w nieskończoność podróż nie napawała mnie optymizmem, czułam się coraz bardziej zniechęcona. Odkładałam książkę i wracałam do lektury, bo myślałam, że jak zrobię sobie przerwę, to powrocie będzie lepiej. Niestety cała gra pomiędzy bohaterami jest tylko do pewnego momentu frapująca i dostarcza emocji, bo owa gra jest niemal pozbawiona napięcia i dość szybko staje się nużąca. Zakończenie powieści trudno mi uznać za wiarygodne i wygląda, jakby było napisane naprędce. Wyjaśnienie zaginięcia Rachel zajęło autorce kilka stron i zostawiło mnie z pewnym rozczarowaniem i niedosytem. Oczekiwałam fantastycznej historii, a powieść okazała się przeciętną lekturą i zapewne nie zagości za długo w mojej pamięci. Autorka włożyła duży wysiłek w napisanie książki i nawet podobał mi się jej wyjątkowy klimat, ale nie jest to powieść, która wbiłaby mnie w fotel. Szkoda, bo pomysł jest ciekawy, relacje pomiędzy bohaterami mają duży potencjał , a motyw zdjęć wykonanych przez Carla jest intrygujący. Autorka nieźle przedstawiła motywy działania bohaterki, jej potrzebę szukania sprawiedliwości i zemsty. Zaczęłam się zastanawiać, do czego może posunąć się człowiek ogarnięty obsesją ? Czy taka obsesja jest czymś wyniszczającym, czy mechanizmem obronnym, aby uporać się z traumą po stracie starszej ukochanej siostrze ? Czy warto poświęcić całe młode życie także pieniądze i energię, aby dokonać zemsty na kimś, kogo winy nie do końca się jest pewnym ?
Jeżeli ktoś szuka dynamicznej i zaskakującej akcji, może spokojne odpuścić sobie lekturę "Papierowych duchów", natomiast, jeżeli ktoś uwielbia historie pełne niedomówień, zmuszające do myślenia to ta książka jest dla niego.
"Ludziom się wydaje, że to muzyka jest uniwersalnym językiem. Nie. Jest nim fotografia. Idealne ujęcie żyje".
Czasem chęć poznania prawdy zmienia się w obsesję
" Zdjęcia […] Są zarówno lustrami, jak i oknami".
Śmierć kogoś bliskiego to jedno z poważniejszych i obciążających emocjonalnie doświadczeń. Strata bliskiej osoby zawsze jest tragedią bez względu na okoliczności, ale widok zmarłej osoby i możliwość pożegnania się, pójścia na cmentarz zapalenia świeczki pomaga w odbywaniu...
2020-05-25
MROK DUSZY
“Martwi nie powinni przyćmiewać żywych.”
Swego czasu było bardzo głośno o tej książce, nie pamiętam, aby któraś przed nią, czy po niej miała aż taką promocję marketingową. „Kasztanowy ludzik” dawno został przeze mnie przeczytany, ale nigdy dotąd nie pojawiła się moja recenzja tej książki. Takie życie. Zapomniałam o niej i wydaje mi się, że większość czytelników, także. Teraz powróciła jako wspaniała ekranizacja na Netflixie. Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością, że jest to bardzo dobrze zrealizowana ekranizacja, duńskiej produkcji, z świetną grą aktorską. Powieść nie jest zła, chociaż trochę przereklamowana, ale za to ekranizacja wypadła doskonale i serial świetnie ogląda.
Historia zaczyna się trzydzieści lat temu, kiedy pewna rodzina mieszkająca na farmie zostaje brutalnie wymordowana, wraz z przechodzącym na emeryturę detektywem, który zatrzymał się tam z powodu skarg na błąkający się inwentarz. Jestem wielką fanką procedur policyjnych i dla mnie ta książka była strzałem w dziesiątkę, ale jest ona bardzo krwawa i ekspresyjna. Jest też bardzo klimatyczna, z mroczną, ponurą i zimną aurą Kopenhagi przygotowującą scenę dla seryjnego mordercy.
„Kasztanowy ludzik” to debiutancka powieść duńskiego scenarzysty Søren Sveistrupa, w której szczegółowo opisuje policyjne śledztwo dotyczące morderstw matek, mających zarzuty o zaniedbanie i nadużycia wobec własnych dzieci. Morderstwa są brutalne i makabryczne. Zabójca ucina rękę jednej, nogę drugiej, ale zostawia coś w zamian. Kasztanowe ludziki. Policja znajduje na nich odcisk palca młodej dziewczyny, która zaginęła rok temu i została uznana za martwą.
Sprawa zostaje powierzona dwójce detektywów, która ma odnaleźć seryjnego mordercę, niezwykle sprytnego i przebiegłego, który wciąż wymyka się policji. Rozwiązywanie tej sprawy jest wyjątkowo niebezpieczne i skomplikowane, bo zabójca jest wciąż o krok przed nimi. Śledczy mają mroczną przeszłość, chociaż nie było mi dane poznać całej historii o żadnym z nich, być może kiedyś uda się coś więcej dowiedzieć na ich temat, gdy autor zdecyduje się napisać kolejną książkę z nimi w roli głównej. Dochodzenie, które prowadzą, jest bardzo zawiłe i żmudne, niezliczone ślady z przeszłości, zaciemniają im obraz śledztwa. Czują presję upływającego czasu, bo zdają sobie sprawę z tego, że gdy nie rozwiążą tej sprawy zginie więcej kobiet.
Z wielkim zainteresowaniem śledzi się współpracę tej mało zgranej pary śledczych. Detektyw z wydziału zabójstw Thulin, została zmuszona do współpracy z młodym, ale doświadczonym detektywem Hessem, który z powodów dyscyplinarnych znalazł się w jej dziale. Wydaje się, że Hess jest mało zainteresowany prowadzoną sprawą i głównie zależy mu tylko na powrocie do swojej poprzedniej pracy, gdzie zajmował się przestępczością międzynarodową, natomiast Thulin ma nadzieję na szybkie zakończenie śledztwa i przejdziecie do działu zajmującego się cyberprzestępczością. Ale najpierw muszą rozwiązać sprawę śmierci kobiety, która została brutalnie zamordowana, lecz nim zdołają wpaść na trop zabójcy, zostaje popełniona kolejna zbrodnia. Zdają sobie sprawę, że psychopata ich wyprzedza i realizuje swój makabryczny plan.
Søren Sveistrup napisał fascynujący kryminał z frapującym śledztwem prowadzonym przez parę jak się na początku wydawało papierowych postaci, które w trakcie ewaluują i odtąd z dużym zaciekawieniem można obserwować ich wzajemną rozwijającą się relację, która staje się jednym z głównych punktów powieści. Hess okazuje się być człowiekiem, który nie odpuści aż nie dotrze do sedna popełnionych zbrodni. Nikt z działu kryminalnego go nie akceptuje, a szef upatrzył sobie w nim kozła ofiarnego, gdy presja wywierana na policję się nasila. Potrzeba czasu, by Thulin zobaczyła w Hessie oddanego i skutecznego detektywa, który kwestionuje postrzeganie sprawy. Zawziętego i zdeterminowanego śledczego, który wkracza na zakazane terytorium, bo jest przekonany, że sprawa ma swoje korzenie w przeszłości, i że zaginiona nastolatka ma w tej sprawie kluczowe znaczenie. Chciałabym zobaczyć, jak tych dwoje pracuje jako prawdziwie zgrany zespół, bo teraz nie połączyli swoich sił do końca i przez to, że każde prowadzi śledztwo na swoją rękę, nie dzieląc się zbytnio swoimi odkryciami, niejednokrotnie wpadają w tarapaty.
„Kasztanowy ludzik” to thriller kryminalny, dla osób o mocnych nerwach, bo jest kilka makabrycznych scen, które moim zdaniem są uzasadnione, bo autor chciał pokazać, jak bardzo zaburzony i obłąkany jest zabójca, który w swoim mniemaniu jest wybawcą skrzywdzonych małych dzieci. W rezultacie, po za kilkoma niedociągnięciami, jest to niezła powieść o niebanalnej fabule i mrocznych, przerażających, ale przekonujących motywach mordercy, co czyni ją jednym z dobrych przykładów gatunku, któremu zaszkodził marketing i wszechobecna reklama. Bardzo wysoko postawiłam mu poprzeczkę i pomimo że nieźle mi się ją czytało, to spodziewałam się jednak czegoś znacznie lepszego. Gdyby autor pokusił się o większą analizę psychologiczną zabójcy, bardziej zagłębił się w przeszłość śledczych, książka byłaby dużo lepsza, a tak jest to przyzwoita lektura z dużym potencjałem.
Czy polecam, oczywiście, a czy ją czytać, czy nie zostawiam to Waszemu wyborowi, za to bardzo polecam serial.
„Smutek jest miłością, która stała się bezdomna, i że trzeba nauczyć się z nim żyć i zmuszać się do myślenia o przyszłości”.
MROK DUSZY
“Martwi nie powinni przyćmiewać żywych.”
Swego czasu było bardzo głośno o tej książce, nie pamiętam, aby któraś przed nią, czy po niej miała aż taką promocję marketingową. „Kasztanowy ludzik” dawno został przeze mnie przeczytany, ale nigdy dotąd nie pojawiła się moja recenzja tej książki. Takie życie. Zapomniałam o niej i wydaje mi się, że większość...
2018-08-29
„Bądź wyrozumiały dla drugiego tak, jak jesteś pobłażliwy dla siebie”.
Niejednokrotnie przekonałam się już, że lepiej ufać własnej intuicji przy wyborze powieści, które chcę przeczytać, niż kierować się emocjami i pod wpływem chwili sięgać po coś, na co szkoda czasu. Pozwalać, aby to reklamy w sieci, dające zielone światło wszelkiej maści bestsellerom kształtowały nasz gust czytelniczy, wmawiając nam, że akurat ta pozycja to hit roku. Dzięki temu ograniczonemu zaufaniu do marketingu udało mi się ostatnio przeczytać kilka naprawdę dobrych książek.
Tym razem mój wybór padł na powieść o przewrotnym tytule „Dopóki śmierć nas nie połączy”, która wyszła spod pióra Danuty Noszczyńskiej.
Wcześniej spotkałam się już z bardzo pozytywnymi opiniami na temat twórczości tej autorki, która znana jest, jako pisarka, reżyserka i scenarzystka a w każdej z tych ról sprawdza się rewelacyjnie. Noszczyńska była trzykrotnie nagradzana na Festiwalu Literatury Kobiet „Pióro i Pazur”, bo kobiety po prostu pokochały jej powieści. Udowodniła niejednokrotnie, że literatura kobieca może być wartościowa. Nie musi kojarzyć się z singielkami szukającymi męża, nieszczęśliwie zakochanymi młodymi kobietami, które na prowincji zaczynają nowe życie.
Pomimo że spodziewałam się oryginalnej powieści obyczajowej, czytając opis wydawcy, dałam się jednak zwieść i sądziłam, że mam do czynienia z lekkim romansem.
Jednakże wkrótce stwierdziłam, że wydawca celowo bądź nieświadomie w opisie książki, wprowadza czytelnika w błąd, pozwalając mu sądzić, że będzie miał do czynienia z powieścią o biednej dziewczynie sponiewieranej przez życie, którą obdarzy miłością wybawca na białym koniu. Cała historia zakończy się happy endem, będą żyli długo i szczęśliwie. Bardzo szybko przekonałam się, że tego tu na kartkach tej powieści nie znajdę. Nie jest to wcale lekka i łatwa opowiastka. To bardzo mądra książka, która robi niesamowite wrażenie, zmusza do refleksji i własnych przemyśleń.
Narratorką powieści jest Dorota, redaktorka gazety zajmująca się zjawiskami paranormalnymi, pracująca w domu. Jest kobietą po przejściach, wycofaną ze świata, ale niebawem zaprzyjaźnia się z młodą kobietą, która wprowadza się naprzeciwko. Gosia zostawiła za sobą trudną przeszłość, opuściła rodzinną wieś, przyjechała do miasta, aby zaznać lepszego życia. Marzy o dobrej pracy zdaniu matury, ale okazuje się, że nie jest to takie proste, jak jej się wydawało. Problemy się mnożą, a za to ubywa pieniędzy, jedyną podporą jest Dorota, która wspiera ją i próbuje wyprowadzić dziewczynę na dobrą drogę. Historia Małgorzaty jest swoistą biografią opowiedzianą przez Dorotę, która obserwuje wszystkie wydarzenia w jej życiu, pomaga, doradza i martwi się jej złymi wyborami. Na początku Małgorzata nie wzbudzała mojej sympatii, denerwowała mnie sposobem bycia swoją wulgarnością, ale wkrótce okazało się, że to delikatna i wrażliwa dziewczyna, która potrafi wdać się w bójkę z chuliganami, aby ocalić życie kotu. W miarę jak poznawałam kawałek po kawałku jej przeszłość, a potem przyszłość zaczęła mi w pewnym stopniu imponować swoją niezłomnością i wolą walki. Nie ze wszystkimi jej wyborami się zgadzałam, to przyświecał im jakiś cel, a skutki swoich decyzji odczuła dotkliwie sama Małgosia. Nie potrafiłam jej nie współczuć. Los doświadczył ją okrutnie i polubiłam ją na tyle, że trudno mi było pogodzić się z jej ostatecznym wyborem.
"Dopóki śmierć nas nie połaczy" to pozornie opowieść o niczym, tak przynajmniej niektórzy ją postrzegają i wydawało mi się, że nie ma w niej nic szczególnego, ale im bardziej zagłębiałam się w lekturę to, tym bardziej uświadamiałam sobie, że jest piękna i wstrząsająca. To historia dwóch kobiet znacznie różniących się wiekiem potrzebujących się wzajemnie, w życiu, których niemałą rolę odegrał ów ocalony bury kot. O ludzkiej zawiści, która potrafi zniszczyć drugiego człowieka a z drugiej strony, że istnieją ludzie bezinteresowni niosący pomoc potrzebującym. Powieść o życiu tak po prostu z bardzo dużym ładunkiem emocjonalnym. Wartość tej książki docenia się dopiero wtedy, gdy dobrnie się do końca, bo pozostawia po sobie mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Danuta Noszczyńska stworzyła niesamowitą opowieść przepełnioną dramatem, miłością i nadprzyrodzonymi wątkami. Zapewne długo jeszcze nie zapomnę Małgorzaty dziewczyny, wrażliwej i utalentowanej, która walczyła o swoje marzenia, a także Doroty kobiety o ogromnych pokładach życzliwości, empatii i złotym sercu.
"Czasem jedyną okazją do pochylenia się nad losem drugiego człowieka i spojrzenie na niego bardziej "po ludzku" jest jego śmierć".
„Bądź wyrozumiały dla drugiego tak, jak jesteś pobłażliwy dla siebie”.
Niejednokrotnie przekonałam się już, że lepiej ufać własnej intuicji przy wyborze powieści, które chcę przeczytać, niż kierować się emocjami i pod wpływem chwili sięgać po coś, na co szkoda czasu. Pozwalać, aby to reklamy w sieci, dające zielone światło wszelkiej maści bestsellerom kształtowały nasz...
2019-09-06
„Powieść „Głód miłości” Natalii Nowak – Lewandowskiej, była książką, która bardzo przypadła mi do gustu. Tym razem jednak pokazała się nieco z innej strony, bo w odsłonie kryminalnej, chociaż obie książki z serii „Teoria gier” bardziej przypominały mi powieści obyczajowe z nutką kryminału, to czytało mi się je bardzo dobrze i z dużą przyjemnością. Zwłaszcza drugą część, gdzie wydaje mi się, że autorka bardziej poczuła temat, ale niestety jak na razie nie ma zakończenia trylogii i nie wiadomo, kiedy będzie”.
„Powieść „Głód miłości” Natalii Nowak – Lewandowskiej, była książką, która bardzo przypadła mi do gustu. Tym razem jednak pokazała się nieco z innej strony, bo w odsłonie kryminalnej, chociaż obie książki z serii „Teoria gier” bardziej przypominały mi powieści obyczajowe z nutką kryminału, to czytało mi się je bardzo dobrze i z dużą przyjemnością. Zwłaszcza drugą część,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-11-30
Recenzja umieszczona ponownie, gdyż poprzednia przepadła. :(
Autorka komentuje swoją powieść takimi słowami "Mam nadzieję, że książeczka, którą napisałam, jest lekką łatwą i przyjemną" a opis na okładce umieszczony przez wydawcę głosi, że to historia Dolasa w spódnicy.
Dlaczego zaczynam od takiego przedstawienia tej powieści? Ano, dlatego, że nie mogę się zgodzić z tego typu stwierdzeniami. Moim zdaniem nie jest to powieść optymistyczna, chociaż nie odbiera też nadziei. Autorka zaimponowała mi włożoną pracą w napisanie książki, jak sama mówi, zapoznała się z licznymi historycznymi zbiorami i dziennikami. Kalicka umiejętnie przetworzyła zgromadzone informacje, tworząc niezwykłą opowieść, gdzie akcja toczy się szybko i sprawnie, od której czytania trudno było mi się oderwać. Wplecenie w fabułę wątku kryminalnego nadaje lekturze dynamiki i rozbudzało moją ciekawość. Dotychczas nie spotkałam się z tak nietypową historią wojenną, bo zamiast obozów koncentracyjnych czy też opisów walki, autorka skupiła się na życiu zwyczajnych ludzi i na realiach życia w ówczesnych czasach.
Perypetie Irenki Górskiej młodej tancerki z kabaretu tylko w niewielkim stopniu można porównać z przygodami Franka Dolasa. I owszem bohaterka, chcąc uciec przed zawieruchą wojenną z Warszawy, pakuje się w jeszcze większe kłopoty. Nie miała zamiaru zostać bohaterką i zabłysnąć niesamowitymi czynami, popadając przy tym w coraz większe tarapaty. Zwyczajna, rezolutna i harda dziewczyna postawiona w obliczu niebezpieczeństwa musi podjąć właściwe decyzje i stawić czoła zagrożeniu. Zamiast upragnionej ucieczki od wojny staje się przypadkiem właścicielką cennego obrazu Rembrandta, którego pożądają wszyscy, włącznie z Niemcami. Obraz ów zmieni na zawsze życie Ireny, narażając ją i jej przyjaciół na kolejne niebezpieczeństwa, z zagrożeniem życia włącznie.
Na domiar wszystkiego, nieoczekiwanie na jej drodze los postawił małego chłopca sierotę, którym chcąc nie chcąc musiała się zająć. Trzeba przyznać autorce, że stworzyła bohaterkę, z krwi i kości, która skupiła całą moją uwagę przez liczne nieszczęścia, których przyszło jej doświadczyć. Zaimponowała mi odwagą, dobrym sercem oraz siłą przebicia w chwilach, kiedy wydawało się, że nie ma już wyjścia.
Muszę przyznać, że „ Rembrandt, wojna i dziewczyna z kabaretu” albo "Dziewczyna
z kabaretu" (wznowienie z 2016 r. nosi taki tytuł) jest jedną z lepszych książek, które było mi dane w tym roku przeczytać. Opisywane historie są inspirowane prawdziwymi wydarzeniami, chociaż występujące w niej postaci są fikcyjne. Czytając książkę, czuje się ducha czasów, włącznie z doskonale odwzorowanym życiem społeczno – kulturalnym Warszawy i Krakowa. Autorka zadbała nawet o to, aby jej bohaterowie posługiwali się gwarą i słownictwem, którego się dziś już nie używa. Pokazuje okrucieństwo wojny, ale nim nie epatuje a bohaterowie to większości ludzie dobrzy, którzy nie wahają się, kiedy trzeba pomóc drugiemu człowiekowi.
Pomimo że początki lektury" Dziewczyny z kabaretu" były trudne, bo na zmianę to wzbudzała moje zainteresowanie, to znów nudziła, ale nastąpił taki moment, gdy już nie byłam w stanie się oderwać. Moje spotkanie z twórczością Manueli Kalickiej zakończyło się ogromnym zachwytem. Powieść jest starannie napisania i z dużym wyczuciem, bo przecież to historia wojenna i to, co smutne musiało też znaleźć swoje miejsce. Zaangażowała mnie nie tylko w przygody Irenki, ale także w losy dalszoplanowych postaci, dostarczając mi mnóstwo emocji. Jest to powieść, którą należy się delektować, bo to nie jest wbrew wcześniejszym zapewnieniom autorki literatura lekka, łatwa i przyjemna do poduszki. To literatura, która kryje w sobie przesłanie i dotyka naprawdę ważnych tematów.
Tę wyjątkową książkę opartą na tak bogatym materiale źródłowym naprawdę warto przeczytać, a następnie sięgnąć po kontynuację, „"Koniec i początek", na którą niektórzy czytelnicy musieli czekać osiem długich lat.
„ Gdyby człek nie znał wilka, toby pomyślał, że to babcia „
Recenzja umieszczona ponownie, gdyż poprzednia przepadła. :(
Autorka komentuje swoją powieść takimi słowami "Mam nadzieję, że książeczka, którą napisałam, jest lekką łatwą i przyjemną" a opis na okładce umieszczony przez wydawcę głosi, że to historia Dolasa w spódnicy.
Dlaczego zaczynam od takiego przedstawienia tej powieści? Ano, dlatego, że nie mogę się zgodzić z tego...
2020-05-05
JAK POKOCHAĆ CUDZE DZIECKO
„Być może nie ma na świecie nic trudniejszego od przyznania się do nienawiści. Nienawiści do dziecka. Nie znam nikogo, kto by kiedykolwiek powiedział coś takiego głośno. Nigdzie o tym nawet nie czytałam”
Słowo ”macocha” wyjątkowo źle mi się kojarzy. W baśniach były to kobiety złe, podstępne pełne zawiści i taki stereotyp wszyscy chyba mamy w głowie. Czy macocha może być dobrą, kochającą matką ? Zastąpić dziecku tę prawdziwą ? Obecnie już nikogo nie dziwi rodzina patchworkowa, ale to nie znaczy, że tworzenie nowej nie oznacza dla dzieci dramatu i nie są powodem spięć. Taka sytuacja jest trudna zwłaszcza dla kobiet, które wiążąc się z osobami po przejściach nie zdają sobie sprawy, z jakimi problemami jest związana taka decyzja. Związek z osobą posiadającą pewien bagaż doświadczeń nie jest taki prosty, jakby się mogło wydawać i wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Brak akceptacji ze strony dziecka partnera to sytuacja niezwykle powszechna, która nie pozostaje bez wpływu na psychikę kobiety. Dodatkowo przytłaczająca jest świadomość tego, że była żona już zawsze będzie obecna w ich życiu właśnie ze względu na wspólne potomstwo.
Ten problem wspaniale przedstawiła Danuta Awolusi w powieści „Macochy”. Od tej powieści zaczęła się moja niesamowita przygoda z twórczością autorki. Czy można pokochać cudze dziecko ? W patchworkowej rodzinie, funkcjonowanie jest utrudnione. Jej dzieci, jego dzieci, były mąż, żona. Rodzicom nie wyszło zakładają nowy związek z kimś innym i w tym wszystkim są dzieci, które są zagubione, zdezorientowane często zbuntowane. Trudno im uwierzyć, że nadal są kochane. Partnerzy, którzy od nowa układają sobie życie muszą uczyć się jak być rodzicami nie tylko dla swoich dzieci w nowej sytuacji, ale także dla tych obcych, które muszą zaakceptować. Cieszą się z nowego związku, a ich dzieci niekoniecznie. Różnie mogą zareagować zazdrością, złością, współczuciem dla drugiego rodzica, takie uczucia są zrozumiałe i normalne. Trzeba zdefiniować swoją rolę w nowej rodzinie, zbudować więź z dziećmi partnera. Nie będzie to ani łatwe ani proste.
Bohaterki powieści mają o tyle łatwiej, że nie posiadają własnego potomstwa, więc mogą z całym zaangażowaniem skupić na dzieciach swoich partnerów i poświęcić im właściwą uwagę i miłość. Nadia i Anita, poróżniły się wiele lat temu i nie utrzymywały ze sobą kontaktów, połączył je jednak podobny los. Obie związały się z mężczyznami po przejściach, którzy mają dzieci z poprzednich związków. Spotykają się przypadkiem w grupie wsparcia, gdzie wiedzą już że walczą z tym samym problemem. Obie nie radzą sobie z faktem bycia macochą i szczerze nienawidzą dzieci tej pierwszej. Długo ukrywają przed uczestnikami, że łączą je więzi rodzinne, lecz kobiety szybko wyczuwają negatywne emocje między nimi i próbują je pogodzić.
Nadia, cicha i spokojna, w dzieciństwie robiła wszystko, aby zaspokoić ambicje rodziców. To kobieta sukcesu, ma wszystko o czym marzy, ale do szczęścia brakuje jej miłości. Gdy myśli, że szczęście znajdzie u boku Olafa, na tym idealnym związku pojawia się rysa. Okazuje się, że ten jedyny, wymarzony mężczyzna, z którym postanowiła dzielić swoje życie, oprócz siebie ofiarowuje jej także swoją kilkuletnią córkę Klaudię.
Anita, jest zupełnym przeciwieństwem Nadii. Jest kreatywna i przebojowa, zawsze zbuntowana i liczy się dla niej tylko tu i teraz. Kiedy w końcu zamierza ustabilizować swoje życie osobiste i wyjść za mąż, okazuje się, że oprócz męża zyska jeszcze Leosia, syna z poprzedniego związku partnera.
Każda z kobiet ma swoją historię, chociaż wychowały się w tym samym domu, to tak naprawdę nie łączyła ich siostrzana więź. Są zupełnym przeciwieństwem siebie. To niespodziewane spotkanie po latach w grupie wsparcia Macochy Polska powoduje, że powracają dawno zapomniane urazy z dzieciństwa. Pomimo trudnych początków, siostry próbują naprawić swoje relacje i poznać się na nowo.
Autorka podjęła się napisania powieści o zwyczajnej, ale ważnej tematyce.
„Macochy”, to nie zwykła powieść obyczajowa z etykietką kobieca, ale nie opowiada ona o nieszczęśliwej miłości i małych bezbronnych kobietkach. To piękna historia. Powieść o rodzinie, trudnych wyborach i niełatwych decyzjach. To podczas czytania tej książki zakochałam się w stylu pisania autorki i jej umiejętności opowiadania o trudnych sprawach, w pozornie lekkiej i łatwej formie.
JAK POKOCHAĆ CUDZE DZIECKO
„Być może nie ma na świecie nic trudniejszego od przyznania się do nienawiści. Nienawiści do dziecka. Nie znam nikogo, kto by kiedykolwiek powiedział coś takiego głośno. Nigdzie o tym nawet nie czytałam”
Słowo ”macocha” wyjątkowo źle mi się kojarzy. W baśniach były to kobiety złe, podstępne pełne zawiści i taki stereotyp wszyscy chyba mamy w...
2018-10-09
Ta książka nie da się porównać do żadnej innej przeczytanej przeze mnie do tej pory. Nawet nie wiem, co mną powodowało, gdy wybierałam ją spośród innych tytułów stojących na półce z napisem „ Nowości „ w bibliotece. Nazwisko autorki, które gdzieś przemknęło mi przed oczami, tajemnicza i ładna okładka, tytuł czy może opis?
Złapałam się w pułapkę moich oczekiwań, gdyż w zasadzie sądziłam, że jest to romans i nawet początek utwierdził mnie w tym przekonaniu. „ Twarz Grety di Biase „ jest powieścią o miłości, ale nie w zwyczajnym tego słowa znaczeniu. To opowieść malowana słowami o miłości do sztuki i o sztuce miłości. Opowieść o miłości niesamowicie emocjonalna, obok której nie da się przejść obojętnie, bo jest to historia, którą się przeżywa. Opowiedziana z perspektywy Adama Dancera, właściciela małej Galerii we Wrocławiu, bohatera o bardzo skomplikowanej konstrukcji psychologicznej. Pełno w nim sprzeczności, z powodu silnej nerwicy natręctw. Pomimo że prowadzi uporządkowane życie, czerpiąc radość z obcowania ze sztuką, zdominowany jest przez lęk przed jakimikolwiek zmianami. Ma tylko jednego przyjaciela i znajomą prostytutkę, z którą łączy go pewien układ. Wszystko zmienia pewnego dnia, gdy Adam kupuje od tajemniczej malarki z Włoch dwa portrety. Piękna i intrygująca modelka zafascynowała go na tyle, że zaciekawienie zmienia się bardzo szybko w obsesję. Ta obsesja wzmaga się jeszcze bardziej, gdy udaje mu się nawiązać kontakt mailową z autorką obrazów. Im więcej korespondują, tym Adam mniej wie o tajemniczej Grecie. Fascynacja Adama postacią malarki przenosi się także na czytelnika, a spowodowane to jest tym, że autorka stopniowo odkrywa jej historię w kolejnych mailach pełnych emocji i znaczeń. Kobieta pragnąca zachować anonimowość zdradza jednak coraz więcej niepokojących szczegółów z własnego życia.
Adam, osoba przewidywalna dla otoczenia, zaskakuje nawet sam siebie, postanawia zaryzykować i wyruszyć w podróż do Włoch, śladem tajemniczej Grety, aby ją odnaleźć i powiedzieć, że się zakochał poprzez jej obrazy. Podróż, którą odbywa do Włoch, opisaną tak sugestywnie i dbałością w powieści, zmieni na zawsze Adama. Czy odnajdzie Gretę di Biase i kim właściwie jest tajemnicza kobieta?
Magdalena Knedler napisała fascynującą historię z nieszablonowymi bohaterami, tworząc niesamowitą atmosferę, przekonującą fabułę. Znalazłam tu takie motywy jak miłość, samotność, pasja czy strach podane w sposób wyjątkowy. Pomimo że powieść nie kończy się w tradycyjny sposób, ale ten rodzaj historii nie mógł mieć innego zakończenia, to i tak niesie optymistyczne przesłanie. Chyba nawet nie oczekiwałam innego zakończenia, dzięki czemu moim zdaniem, autorka umknęła wszelkim schematom. Jest to literatura wysokich lotów, dramat psychologiczny dopracowany w każdym calu. Na pewno walory tej powieści bardziej docenią czytelnicy interesujący się sztuką, dla których informacje dotyczące licznych dzieł sztuki zawartych na kartach książki będą przydatne. Jeżeli chodzi o mnie doceniam kunszt pisarki Magdaleny Knedler, chociaż aż tak bardzo nie ekscytuję się sztuką, bo o ile podziwiam ludzi mających talent malarski potrafiący odbiorcę czarować obrazem, to miałam problem z zaakceptowaniem mnogości odniesień do malarskich stylów, biografii znanych artystów. To był jedyny element, który mi przeszkadzał, bo przyznaje się z ręką na sercu, zwyczajnie nie znam się na dziełach sztuki i bardziej od opisów warsztatu malarskiego, szczegółów dotyczących historii sztuki, przypadł mi do gustu sposób narracji powieści i jestem pod wielkim wrażeniem prozy autorki, która dostarczyła mi wielu przeżyć, tworząc wspaniałą powieść o uczuciach.
„ Każdy nosi w sobie jakąś opowieść. Wciąż się rozwijającą i nieprzewidywalną. Zmierzająca do finału, który dla każdego jest wielką niewiadomą . „
Ta książka nie da się porównać do żadnej innej przeczytanej przeze mnie do tej pory. Nawet nie wiem, co mną powodowało, gdy wybierałam ją spośród innych tytułów stojących na półce z napisem „ Nowości „ w bibliotece. Nazwisko autorki, które gdzieś przemknęło mi przed oczami, tajemnicza i ładna okładka, tytuł czy może opis?
Złapałam się w pułapkę moich oczekiwań, gdyż w...
2019-03-11
Granice człowieczeństwa
"Tyle książek napisano już o wojnie "
Za każdym razem, gdy czytam książkę o tematyce wojennej, moje pięści zaciskają się z bezsilnej złości, łzy płyną z oczu, a wzruszenie chwyta za gardło. Takie historie nie są łatwe i przyjemne w odbiorze, ale ważne i potrzebne, bo dzisiejsze pokolenie wychowane w czasach pokoju nie potrafi do końca zrozumieć, co oznacza wojna. Małgorzata Kalicińska zwróciła uwagę, że my współcześni nadużywamy takich słów jak „dramat”, „tragedia”, w odniesieniu do zwykłych problemów, bo nie doświadczyliśmy na szczęście okrucieństwa i brutalności wojny, które były udziałem naszych dziadków. Wszystkich okropieństw, o których oni wolą nie wspominać.
Lucie Di Angeli-Ilovan, Polka, która urodziła się w 1945 roku w Zielonej Górze, obecnie mieszkająca w Ameryce napisała powieść na podstawie wspomnień matki i ciotki, wdów, których mężowie polegli na wojnie. „Żniwo gniewu” opowiada o wojennych losach dwóch sióstr Kaszmiry i Maruszki, które wychowywały się w biedzie na wileńskich Kresach. Maruszka doskonała krawcowa, żona polskiego żołnierza, właściciela ziemskiego, który zginął z rąk hitlerowców. Kaszmira, która odziedziczyła po matce zdolności zielarskie, wspaniała kucharka, żona rosyjskiego Żyda komunisty, który również zginął z rąk hitlerowców. Kobiety, które straciły bliskich wraz z dziećmi Maruszki wyruszają z rodzinnego Mołdeczna uciekając przed zawieruchą wojenną, szukają swojego miejsca na ziemi. Nakreślony przez autorkę obraz poraża swoją prawdziwością. Losy sióstr są tak dramatyczne, że momentami wydają się aż niewiarygodne. Odniosłam wrażenie, że ta historia to nie tylko opowieść o dwóch siostrach wplątanych wbrew swojej woli w niezrozumiałą wojnę, ale to opowieść wojenna o wszystkich kobietach różnych narodowości doświadczonymi przez II wojnę światową, bo żadnej z nich cierpienie nie zostało oszczędzone.
Biorąc do ręki książkę Angeli-Ilovan, nie spodziewałam się, że ta opowieść zawiera tak ogromny ładunek emocjonalny. Historię, która wstrząsie mną dogłębnie i nie pozwoli o sobie zapomnieć. „Żniwo gniewu „to świadectwo wojennego okrucieństwa i heroizmu nie tylko żołnierzy, ale przede wszystkim kobiet. To opowieść, która pokazuje, z czym się zmagały, gdy ich mężczyźni walczyli na froncie. Jak wielką siłą i odwagą musiały się wykazać. Ile upokorzeń znieść, by ocalić siebie i swoje dzieci. Nie oceniam tła historycznego, nie wiem ile w tej książce prawdy, bo choć oparta na prawdziwych wydarzeniach zapewne dużo w niej fikcji literackiej. To, co miało dla mnie największą wartość w tej powieści to obraz z pogranicza, ten tygiel kulturowy a przede wszystkim losy wojenne sióstr. Opowieść o sile przetrwania, o oddaniu dla drugiego człowieka, o miłości, cierpieniu i śmierci oraz próbach zachowania człowieczeństwa pomimo wszystko. Jedynie, nad czym się zastanawiałam to, po co w takiej literaturze autorka umieściła szczegółowe opisy aktów seksualnych. Momentami trącało mi trochę "Miedzianym jeźdźcem ", ale w końcowym efekcie nie miało to dla mnie znaczenia, bo po przeczytaniu ostatniej strony trudno mi było powstrzymać się od łez wzruszenia i refleksji. Żyjemy w szczęśliwym świecie, w świecie pokoju i tak często nie potrafimy tego docenić. Polecam, warto przeczytać, gdyż ta historia porusza do głębi i pozostawia głęboki ślad w sercu.
"Dobro jest dobrem, zło tylko złem. Nie ma mniejszego zła ani mniejszego dobra. Jest wina, kara".
Granice człowieczeństwa
"Tyle książek napisano już o wojnie "
Za każdym razem, gdy czytam książkę o tematyce wojennej, moje pięści zaciskają się z bezsilnej złości, łzy płyną z oczu, a wzruszenie chwyta za gardło. Takie historie nie są łatwe i przyjemne w odbiorze, ale ważne i potrzebne, bo dzisiejsze pokolenie wychowane w czasach pokoju nie potrafi do końca zrozumieć, co...
2018-04-08
TA, KTÓREJ NIE ZNAM
Dotychczas nie miałam okazji zapoznać się z twórczością Małgorzaty Wardy, więc sięgając po „ Ta, którą znam „ spodziewałam się typowej powieści obyczajowej. Bardzo szybko przekonałam się, że nie jest to literatura z serii lekka, łatwa i przyjemna. Raczej trudno mi zakwalifikować ją do jakiegoś konkretnego gatunku, gdyż jest to powieść, która jest połączeniem powieści obyczajowej, psychologicznej z wątkami kryminalnymi.
Jest coś niepokojącego w tej książce, ukryty mrok, a jej klimat wciągnął mnie od pierwszego akapitu. Tajemnicza fabuła, ciekawa problematyka oraz ogromne ilości emocji, nie pozwalały mi oderwać się od czytania. Autorka poruszyła wiele trudnych tematów, jak przemoc w rodzinie, alkoholizm, gwałt.
Moim zdaniem styl pisania Małgorzaty Wardy wyróżnia ją na tle innych autorów, narracja książki jest bardzo subiektywna, wręcz psychologiczna. Książka dotyka spraw trudnych, bolesnych, często przez pisarzy omijanych, jest pełna emocji, nie pozwoliła mi na lenistwo umysłowe, niezwykle angażująca i wyrazista.
Nawet nie potrafię nazwać uczuć, jakie pozostały ze mną po przeczytaniu książki. Pomimo rozwiązania głównych wątków pozostał pewien niedosyt, jakbym nie poznała zakończenia, jakbym jeszcze tkwiła w tej historii. Myślę, że spowodowała to forma powieści, nagromadzenie retrospekcji, momentami chyba się gubiłam i trudno mi było się odnaleźć.
Historia jest opowiedziana z perspektywy Ady, która próbuje się zmierzyć z demonami przeszłości. Autorka świetnie wnika w psychikę kobiety, która przeżyła dramat i w jednej chwili jej marzenia i plany sypią się jak domek z kart. Pokazuje jej ból strach oraz chęć zemsty.
Ada przez długie lata żyła skrywając przed wszystkimi swoją tajemnicę, uciekając przed prawdą i pozwalając wszystkim wierzyć, że wyruszyła w świat, aby realizować swoje plany.
Kolejna tragedia zmusza ją do powrotu i zmierzenia się z przeszłością. Postać głównej bohaterki jest niezwykle realistyczna, a jej myśli, rozterki i zachowanie, moim zdaniem bardzo prawdziwe. Pewnie, dlatego książka jest tak trudna w odbiorze, bo przytłacza ogromem krzywdy i cierpienia.
Na zakończenie autorka zadała kilkanaście pytań, z którymi warto się zapoznać i sobie na nie odpowiedzieć.
Polecam, ale nie jest to lektura dla osób, które szukają lekkiego czytadła, bo jest ona trudna w odbiorze i wywołuje skrajne emocje.
„Kiedy staniesz przed trudnym dylematem, zadaj sobie pytanie: "Co najtrudniej byłoby mi teraz zrobić?". W ten sposób będziesz wiedziała, co słuszne.”
TA, KTÓREJ NIE ZNAM
Dotychczas nie miałam okazji zapoznać się z twórczością Małgorzaty Wardy, więc sięgając po „ Ta, którą znam „ spodziewałam się typowej powieści obyczajowej. Bardzo szybko przekonałam się, że nie jest to literatura z serii lekka, łatwa i przyjemna. Raczej trudno mi zakwalifikować ją do jakiegoś konkretnego gatunku, gdyż jest to powieść, która jest...
2017-08-24
Tytuł skojarzył mi się z czymś rozrywkowym i wesołym, a dostałam nostalgiczną i nieco smutną historię o prawdziwym życiu.
Urzekł mnie ładny i poprawny język literacki, ale początkowo niechęć budziły we mnie postaci, wiecznie niezadowolone i narzekające, chociaż w gruncie rzeczy są to dobrzy ludzie.
Czułam się tym trochę zawiedziona, ponieważ szukałam odskoczni od codzienności, ale w miarę zagłębiania się w fabułę, losy bohaterów zaczęły mnie wciągać i koniecznie chciałam się przekonać, jak potoczą się ich losy. Każdy z bohaterów boryka się z innymi problemami życiowymi i na swój sposób każda postać jest bardzo ciekawa i do samego końca nie potrafiłam odgadnąć jakie decyzje podejmą.
Czy Leszek faktycznie ma magiczny wpływ na ich życie, czy to tylko taki zabieg autorki, który ma uzmysłowić, jak pokrętne mogą być ścieżki ludzkiego życia?
Autorka przedstawia w powieści sytuacje znane nam z życia codziennego i pokazuje, w jaki sposób można zrujnować życie sobie lub innym.
Nie zawsze uśmiech losu oznacza polepszenie naszego życia na zasadzie „uważaj, czego sobie życzysz, bo może się spełnić”.
Autorka pocięła fabułę na kilka życiorysów i poprzez opowieść o poszczególnych bohaterach moim zdaniem chciała zwrócić uwagę na różne aspekty psychologiczne naszego życia.
Czasem pragnienie miłości i posiadania kogoś bliskiego przyćmiewa postrzeganie rzeczywistości, powoduje idealizowanie partnera, wchodząc w związek, nic o nim nie wiedząc, a potem okazuje się, że ideał nic z tym wyobrażeniem nie ma wspólnego.
Gonitwa za idealnym wyglądem, domem, pieniędzmi przysłania często to, co w życiu najważniejsze kiedy przyjdzie moment otrzeźwienia, na ratunek rodziny często jest już za późno.
Tkwienie dla pozorów w związku bez przyszłości i niezrealizowanie marzeń powoduje zgorzknienie, niezadowolenie z życia i poczucie przegranej.
I wreszcie nie można być odpowiedzialnym za losy całego świata oraz za osoby, które lubimy i kochamy, a nie potrafić zadbać o samego siebie.
Nie wszystko jest takie, jak się nam wydaje i nie zawsze jest tak, jak byśmy chcieli.
" Życie często wymyka się naszym wyobrażeniom. "
Polecam, ponieważ jest to dobra i solidna literatura obyczajowa z nutką fantazji. Na pewno sięgnę jeszcze po pozycje pani Agaty, oczarowała mnie stylem pisania, mądrymi przemyśleniami i wielobarwnymi postaciami.
Tytuł skojarzył mi się z czymś rozrywkowym i wesołym, a dostałam nostalgiczną i nieco smutną historię o prawdziwym życiu.
Urzekł mnie ładny i poprawny język literacki, ale początkowo niechęć budziły we mnie postaci, wiecznie niezadowolone i narzekające, chociaż w gruncie rzeczy są to dobrzy ludzie.
Czułam się tym trochę zawiedziona, ponieważ szukałam odskoczni od...
2017-10-08
Marketing i reklama wszak robi swoje, gdyż wielokrotnie mój wzrok w księgarni zatrzymywał się na interesującej okładce tej książki i kusiło mnie do zakupu.
Teraz się cieszę, że pojawiła się ona w naszej bibliotece i zapoznałam się z jej zawartością, nie tracąc pieniędzy.
Lektura tej książki wbrew pozytywnym opiniom i jej ogromnej popularności szła mi topornie. Dłuższy czas zastanawiałam się, czy ze mną jest coś nie tak, czy ta powieść jednak nie jest odkrywcza i zapewnia rozrywkę jedynie na średnim poziomie.
Skąd taka popularność? Myślę, że chodzi o uniwersalną opowieść, skupiającą się na uczuciach bohaterów, której akcja dzieje się w czasie drugiej wojny światowej.Jest tu namiętna miłość w mrocznych czasach wojny, jest poświęcenie i bohaterstwo. Wszystko, co potrzeba, by książka stała się międzynarodowym bestsellerem.
No właśnie najlepiej się sprzedająca wcale nie musi oznaczać najlepszej.
Sama autorka przyznaje, że jest zaskoczona popularnością tej powieści, a przedtem napisała ich chyba ze dwadzieścia i żadna do tej pory nie przyniosła jej takiego rozgłosu.
Nad „Słowikiem” pracowała ponad trzy lata. Pojechała do Francji, spotykała się z historykami, spędzała długie godziny w bibliotekach, czytając dokumenty i pamiętniki. Przeszła nawet trasę, którą pokonywała jedna z bohaterek ruchu oporu Andrée de Jongh przeprowadzająca alianckich lotników do Hiszpanii, a której to życiorys był inspiracją do historii opowiedzianej przez Kristin Hannah.
Po takich informacjach można by się spodziewać czegoś wyjątkowego, rzetelnej wiedzy, ogromnego ładunku emocjonalnego. A jednak czytając tę książkę, nie mogłam się pozbyć natrętnego uczucia, że Hannah nie pozwala myśleć, ona każe mi się wzruszać.Zdecydowanie przegadana i odbierająca mi jakiekolwiek momenty, w których chciałbym się czegoś sama domyślić. Miałam też niestety dotkliwe poczucie straty czasu. W miarę rozwoju akcji nabierałam coraz większego przekonania, że ta książka nie wniesie kompletnie nic do mojego życia.
Opowiada o wojennym koszmarze w niemal pastelowych kolorach. Stosuje takie środki wyrazu, które kazały mi myśleć i czuć dokładnie to samo, co autorka.Hannah nie pozostawia absolutnie żadnych niedomówień. Miłość i wojnę zestawia w doprawdy tak wtórnym i kiczowatym stylu, że ta opowieść o ludzkich okrucieństwach wywoływał u mnie czasami uśmiech pobłażania.
Barierą w pozytywnym odbiorze tej książki był fakt, że nie mogłam się utożsamić z żadnym z bohaterów oraz powierzchowna i uboga narracja. Miałam wrażenie, że czytam rozbudowany scenariusz filmowy . Podejrzewam, że powstający na podstawie "Słowika" film, będzie sto razy lepszy niż książka.
Nazywanie tej książki historyczną jest lekką przesadą.
"Słowik" to taka przesłodzona wojenna bajka dla Amerykanów niemających zielonego pojęcia o tym co podczas wojny przeżyła Europa i jej ludność. Myślę, że mieszkańców naszej części Europy trudno zaskoczyć nową opowieścią o wojnie. I rzeczywiście, nazistowskie prześladowania, egzekucje na ulicy – czytaliśmy o tym w powieściach bardziej istotnych czy lepszych literacko. Pewnie pomyślicie, że jestem bez serca, tyle dramatycznych wydarzeń zawiera książka, a jestem tak krytyczna. Pewnie jest to spowodowane tym, że po tak dobrych opiniach oczekiwałam czegoś niezwykłego, a dostałam bardzo przeciętne "czytadło" niewymagające zbytnio zaangażowania.
To, co w książce Hannah zasługuje na uwagę i pochwałę, to pokazanie wojny z kobiecej perspektywy. To dla mnie jedyny plus. Pokazuje, że kobiety również odegrały ważną rolę w dziejach wojny, również walczyły i wcale nie miały łatwiej.
"Opowiadanie historyjek to działka mężczyzn. Kobiety żyją dalej. Dla nas wojna była czymś innym niż dla nich"
Podsumowując moje rozważania, kto chce, niechaj czyta, bo jak mówi przysłowie "Nie to ładne, co piękne, ale to, co się komu podoba."
Marketing i reklama wszak robi swoje, gdyż wielokrotnie mój wzrok w księgarni zatrzymywał się na interesującej okładce tej książki i kusiło mnie do zakupu.
Teraz się cieszę, że pojawiła się ona w naszej bibliotece i zapoznałam się z jej zawartością, nie tracąc pieniędzy.
Lektura tej książki wbrew pozytywnym opiniom i jej ogromnej popularności szła mi topornie. Dłuższy czas...
2019-11-06
POWRACAJĄCA FALA
„Kiedy jesteś martwy, nic nie wiesz o tym. Tylko innym jest ciężko. Tak samo jest gdy jesteś głupi. Lepiej mądrze milczeć, niż głupio gadać. „
Anna Potyra znana z książek dla dzieci spróbowała swoich sił w kryminale. „Pchła”, to jej debiut, który spotkał się z ciepłym przyjęciem czytelników. Nawiązanie do czasów wojennych już od samego początku sprawia, że ta książka wyróżnia się pośród innych kryminałów. Autorka świetnie łączy współczesność z krótkim, ale ważnym wątkiem wojennym. Dodatkowo akcja powieści zaczyna się w trakcie Wigilii Bożego Narodzenia, gdzie każdy spędza czas z rodziną. Marta przygotowuje się do ślubu, martwiąc się o dodatki do sukni, gdy dostaje zdjęcie, które mrozi jej krew w żyłach. Jej narzeczony został zamordowany w swoim mieszkaniu.
Do sprawy zostaje przydzielony komisarz Wydziału Zabójstw, Adam Lorenz, człowiek samotny, doświadczony przez los, dla którego praca jest wybawieniem. W śledztwie pomagać mu będzie profilerka Iza Drawska, próbująca nakreślić portret osoby, która stoi za zbrodnią. Zanim odkryją, kto i dlaczego, dochodzi do kolejnych morderstw.
Tajemnicze listy, zaplanowane morderstwa, wręcz egzekucje i pozostawiane na miejscach zbrodni stare fotografie. Kolejne ofiary, brak śladów, motywów i podejrzanych. „Pchła”, to niekonwencjonalny kryminał ze wciągająca fabułą i charyzmatycznymi bohaterami. Śledztwo, morderca pełen obłędu i dobrze wykreowana postać inteligentnego policjanta, doświadczonego przez życie, to główne atuty tej powieści. „Pchła” zaczyna się krwawą sceną egzekucji, jakiej dopuścili się Niemcy podczas Powstania Warszawskiego, w której ginie cała rodzina Gajewskich. Motyw drugiej wojny światowej zrobił na mnie ogromne wrażenie, w pewnym sensie jest on kanwą tej historii. Nawiązanie do historii Polski tworzy świetny klimat, a sama sprawa staje się jeszcze bardziej intrygująca, tajemnicza i mroczna. Kolejne rozdziały to intrygujące połączenie krwawych zbrodni, zadziwiających motywów mordercy i wspaniałego śledztwa policyjnego. Wszystko w tej powieści zaskakuje, niespodziewane zwroty akcji, solidnie wykreowani bohaterowie, którzy rzetelnie krok po kroku prowadzą śledztwo. Morderca przygotował dla swych ofiar zadziwiający plan , a opisane zbrodnie robią duże wrażenie. Przez długi czas trudno znaleźć związek pomiędzy kolejnymi morderstwami. Autorce udało się spójnie połączyć ze sobą wątki, zwłaszcza ten wojenny.
Bardzo dobry debiut, autorka umiejętnie wprowadza czytelnika w błąd, kiedy wydaje się już wszystko jasne, następuje zwrot akcji. Mistrzowsko poprowadzona intryga, wciągająca akcja i nieoczywiste rozwiązania to coś, co zadowoli każdego fana gatunku, jedynie motywacje mordercy były mało przekonujące, ale to taki maleńki minusik, do całej reszty nie ma się czego przyczepić. Nie jest to, może najlepszy kryminał, jaki czytałam w życiu, ale chętnie sięgnę po jego kontynuację, na którą będę czekać z niecierpliwością.
„Całym nieszczęściem tych ludzi było to, że przyszło im żyć w nieodpowiednich czasach. Historia zmiażdżyła ich w swoich trybach”.
POWRACAJĄCA FALA
„Kiedy jesteś martwy, nic nie wiesz o tym. Tylko innym jest ciężko. Tak samo jest gdy jesteś głupi. Lepiej mądrze milczeć, niż głupio gadać. „
Anna Potyra znana z książek dla dzieci spróbowała swoich sił w kryminale. „Pchła”, to jej debiut, który spotkał się z ciepłym przyjęciem czytelników. Nawiązanie do czasów wojennych już od samego początku sprawia,...
2020-10-06
MĘSKIE SPRAWY
„Śmierć nie jest rozwiązaniem, byłaby dla ciebie za dobra. „
„Blizny”, to kryminał na najwyższym poziomie, jeden z nielicznych, który ostatnio zrobił na mnie takie wrażenie. Do samego końca trzymał w napięciu i chociaż miałam swoje podejrzenia co do sprawcy, to jednak dopiero finał historii utwierdził mnie w tym, że się nie myliłam. Dobrze skonstruowana fabuła, w której autor cały czas sprytnie podkładał nowe wątki i mnie zwodził. Stelar stworzył porywającą historię, niełatwą do rozszyfrowania, bo czasem trudno dostrzec, to co się ma tuż pod nosem, zwłaszcza gdy patrzy się daleko.
Na placu budowy zostały znalezione zmumifikowane zwłoki, a śledczy Rędzia przydzielony do tej sprawy ze Szczecińskiej Komendy Policji wpada na ślad, który łączy śmierć denata z tragedią sprzed lat. Bohaterowie z burzliwą przeszłością, których współczesne losy Stelar osadził w czasie epidemii korona wirusa znanej każdemu z nas, dzięki czemu historia wydaje się bardziej autentyczna. Na szczęście ten temat jest tylko lekko zarysowany, tworzy delikatnie tło powieści. Autor umiejętnie połączył obecne wydarzenia z przeszłością, która jest kluczem do rozwiązania zagadki. Połączenie wątków wydarzeń z przeszłości oraz tajemniczego morderstwa odkrytego wiele lat później, to dobry materiał na emocjonującą fabułę. Historia kryminalna, gdzie płaszczyzny przeszłości i teraźniejszości spójnie przeplatają się ze sobą, wciągając czytelnika w odmęty zdarzenia, które miało miejsce dawno temu, a teraz jego szczegóły wypływają na powierzchnię.
Krąg powiązań i podejrzanych rozszerza się coraz bardziej. Tajemnica goni tajemnicę i gdy wydaje się, że śledczy jest już blisko prawdy, następuje zwrot akcji. Autor sprytnie podsuwa czytelnikowi coraz to nowe poszlaki. Świetnie oddaje realia zarówno te współczesne, kiedy powstaje zamieszanie związane z pandemią, jak i te z lat dziewięćdziesiątych, dlatego nie czułam, aby któraś z historii bardziej mnie przeciągała na swoją stronę. Powieść do samego końca trzyma poziom. Autor nie przesadził z liczbą bohaterów czy wątków, a dzięki retrospekcjom wszystko powolutku łączy się w całość. Stelar stworzył doskonale przemyślaną fabułę, skupił się na śledztwie i bohaterach, nie epatuje niepotrzebnymi wulgaryzmami czy też rozlewem krwi. Wszystko jest świetnie wyważone i spójne.
Blizny, to rany które nie chcą się zagoić, chociaż niektórzy bardzo by chcieli żeby to nastąpiło , a zarazem robią wszystko aby tak się jednak nie stało. Bohaterowie „Blizn”, to ludzie, którzy bardzo pragną zamknąć przeszłość, a jednocześnie nie mogą tego zrobić, bo podąża ona za nimi niczym gradowa chmura. Powieść, w której autor porusza temat zemsty i sprawiedliwości odwołujących się do błędów popełnionych w młodości. Kryminał, gdzie winny okaże się być nie winnym, a człowiek obwołany mianem bohatera, wcale na to nie zasługuje.
Solidny polski kryminał z górnej półki, który zapisał się w mojej pamięci i każdy, kto uwielbia takie powieści, śmiało może po niego sięgnąć. Kryminał, wart polecania.
„Każdy ma swoją tajemnicę.” „Tajemnica też jest jak pocisk potrafi zabić. „
MĘSKIE SPRAWY
„Śmierć nie jest rozwiązaniem, byłaby dla ciebie za dobra. „
„Blizny”, to kryminał na najwyższym poziomie, jeden z nielicznych, który ostatnio zrobił na mnie takie wrażenie. Do samego końca trzymał w napięciu i chociaż miałam swoje podejrzenia co do sprawcy, to jednak dopiero finał historii utwierdził mnie w tym, że się nie myliłam. Dobrze skonstruowana...
2019-12-04
Stara szafa z duszą.
"To, że przeszłość zasnęła, nie oznacza, że umarła."
Bardzo dużo dobrego słyszałam o książkach Sabiny Waszut, które niezmiennie wzbudzają zachwyt czytelniczek, chociaż muszę przyznać z przykrością, że dotychczas żadnej nie przeczytałam. Autorka ma za sobą bardzo udany debiut literacki. Jej „Rozdroża” były nominowane do Nagrody Literackiej Europy Środkowej „Angelus” za rok 2014. W ubiegłym roku do rąk czytelników trafiła kolejna książka autorki inspirowana prawdziwymi zdarzeniami. „Narzeczona z getta”, jak sama autorka podkreśla, to opowieść fikcyjna, która mogłaby wydarzyć się naprawdę, bo jest osadzona w prawdziwej historii.
Na pozór mogłoby się wydawać, że jest to kolejna książka o Holokauście, największej zbrodni w historii ludzkości. „Narzeczona z getta”, to nie jest kolejna powieść napisana po to by wycisnąć łzy z oczu czytelnika, ale wspaniała powieść o człowieczeństwie i miłości w cieniu drugiej wojny światowej, o poznawaniu siebie, zrozumieniu własnego losu, wybaczaniu sobie i innym. Oszczędna w słowach, ale z ogromną siłą przekazu, to wspaniała podróż w czasie, w jaką zabrała mnie autorka. Sabina Waszut znalazła sposób jak po raz kolejny napisać o Zagładzie, kiedy na ten temat napisano i powiedziano już nieomal wszystko, a półki księgarń zalegają powieści o Holokauście w ilościach wręcz zatrważających.
Na użytek powieści autorka stworzyła fikcyjne postaci, które mogłyby istnieć naprawdę. Opowiada historie dwóch kobiet o skomplikowanym życiorysie: Barbary i Żydówki Sary. Sabina Waszut pięknie splata przeszłość z teraźniejszością zaś wspólnym ogniwem tych dwóch historii jest stara trzydrzwiowa przedwojenna szafa z lustrem, która skrywa wiele tajemnic. Szafa, która jest symbolem śmierci, jak i ocalenia. Sara, ukryta przez ukochanego przeżyje wojnę, natomiast kilka lat później w szafie zginie siostra Barbary. Pozornie jest to lekka opowieść, którą się czyta jednym tchem, ale jednocześnie porusza ważne tematy, dlatego warto ją poznać. „Narzeczona z getta” przemyca kawałek ważnej historii, której nie znamy szerzej. Zagłada sławkowskich Żydów, jak i mord na Kaszubach w Piaśnicy, wciąż pozostają przemilczane, nikną pośród innych świadectw tragedii II Wojny Światowej. Dlatego tak ważna jest powieść Sabiny Waszut. W jej książce historia gett w Strzemieszycach i Sławkowie oraz przekaz o Żydówce ukrywającej się w szafie splata się z losami fikcyjnych bohaterów z ich własnymi tajemnicami i demonami z przeszłości, dzięki temu czytelnik otrzymuje przejmującą, pełną emocji opowieść.
Lektura „Narzeczonej z getta” wymaga skupienia, gdyż jej poszczególne elementy składają się w całość dopiero na końcu, by stworzyć jednorodny obraz. Momentami może nawet wydawać się nudna, ale warto dać jej szansę i przetrwać chwile znużenia, bo nieoczekiwane zakończenie łączy ze sobą dwie skrajnie różne historie. Daje zupełnie inne spojrzenie na ludzką tragedię i wynikającą z niej traumę. Powieść wzruszająca, bolesna, z rozbudowanym wątkiem historycznym i psychologicznym. To wielopłaszczyznowa opowieść o ludzkich dramatach, o radzeniu sobie z traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości, walce o przetrwanie. Opowiadająca o czasach, kiedy największym przewianiem było własne pochodzenie. Szczerze i gorąco polecam.
"Na wojnie każda miłość jest dobra. Trzeba kogoś kochać, bo to jedyne lekarstwo na rany głów i szerzący się świerzb. Jeśli się kocha, wystarczy sił, aby walczyć."
Stara szafa z duszą.
"To, że przeszłość zasnęła, nie oznacza, że umarła."
Bardzo dużo dobrego słyszałam o książkach Sabiny Waszut, które niezmiennie wzbudzają zachwyt czytelniczek, chociaż muszę przyznać z przykrością, że dotychczas żadnej nie przeczytałam. Autorka ma za sobą bardzo udany debiut literacki. Jej „Rozdroża” były nominowane do Nagrody Literackiej Europy...
2020-01-31
Stracone lata
"Czasem warto wyruszyć w podróż by znaleźć coś niezwykłego."
„Powroty„ kończą cykl „Owoc granatu” o burzliwych losach bliźniaczek z Kresów. Powieści o trudnych czasach i jeszcze trudniejszych relacjach międzyludzkich. Nadszedł moment, gdy po roku trzeba na zawsze pożegnać się z siostrami Łukowskimi i jak łatwo się domyślić jest to finał ich historii, która niejako zatacza koło. Wojna zniszczyła życie wielu ludzi, złamała niejednego silnego człowieka, skłoniła do najokrutniejszych działań, jak i do wyborów, które w normalnym życiu nigdy nie miałyby miejsca. Halszka i Elżbieta, gdyby nie wojna mogłyby żyć zupełnie beztrosko, lecz te wszystkie zdarzenia raz na zawsze wypaczyły ich psychikę. Niestety, wojna zabrała im wszystko, prawo do szczęścia i poczucie bezpieczeństwa.
Trudno mi się odnieść do ostatniej części nie wspominając o całości. „Owoc granatu„ to niesamowita podróż, w którą Maria Paszyńska zabiera czytelnika od sielankowych kresów przez mroźną i okrutną Syberię, orientalny Iran do peerelowskiej Polski. Autorka z niezwykłą sprawnością snuje losy swych bohaterek tworząc niezwykłą wzruszającą historię pełną emocji. Nie da się wrócić do normalności po tym, co siostry przeżyły, na każdej z nich wojna wyryła swoje piętno. Bliźniaczki przeszły długą drogę podczas której zupełnie zgubiły więź, która i tak nie była zbyt silna. Przez lata żyły w zawieszeniu, pomimo że ich losy się przeplatały nie potrafiły ze sobą żyć. Gdy zdawało się, że nigdy nie znajdą szans na pojednanie, przewrotny los na nowo łączy ich ścieżki i zmusza by stanęły twarzą w twarz mierząc się z demonami przeszłości. Zapewne jak każdy oczekiwałam szczęśliwego zakończenia, ale tak jak w życiu nie każdy tego szczęścia może doczekać. Jednak losy bliźniaczek zostały domknięte każda z nich odnalazła szczęście według swojego przeznaczenia.
Opowieść o siostrach Łukowskich pozwoliła mi poznać wiele nieznanych miejsc, fakty z historii, o których mało się mówi i pisze, ale przede wszystkim przeżyć niezapomniane chwile z bohaterkami, które przeszły długą i trudną drogę na przestrzeni sześćdziesięciu dwóch lat. Jedyne moje zastrzeżenie budzi brak konsekwencji w kreacji postaci, które są dla mnie mało przekonujące. Jakoś trudno mi uwierzyć w tak nagłe zmiany charakteru, niełatwo zaakceptować fakt, że Stefania z roszczeniowej i zapatrzonej w siebie samolubnej kobiety stała się nagle uosobieniem dobroci, natomiast szlachetna i skłonna do poświęceń Elżbieta przemieniła się w wyrachowaną i zimną egoistkę. Być może autorka chciała wytłumaczyć wcześniejsze postępowanie swoich bohaterek, ale w ogólnym rozrachunku wyszło to mało wiarygodnie.
„Powroty„ zgrabnie łączą całą tetralogię w jedną całość i są zwieńczeniem serii. Ta część cyklu jest dla mnie zdecydowanie najpiękniejsza i najbardziej emocjonalna. Maria Paszyńska ma niezwykły talent do łączenia faktów historycznych z fikcją literacką, doskonale wie jak snuć swoje opowieści i żonglować uczuciami czytelnika, by po zakończeniu lektury długo jeszcze siedział w zamyśleniu. Trudne wybory, próba rozliczenia się z przeszłością i tytułowy powrót do domu, który tak naprawdę jest niemożliwy, bo dom rodzinny nie istnieje, a Kresy od dawna nie należą już do Polski. „Powroty” to także definitywne rozstanie z bohaterami. Ogromna wiedza historyczna, duża wrażliwość i lekkie pióro autorki sprawiają, że jej książki czyta się jednym tchem. Całość należy czytać w odpowiedniej kolejności.
„(…) jakie to dziwne, jak bardzo można zżyć się z jednymi w tak krótkim czasie, podczas gdy z innymi całe lata nie wystarczają na wytworzenie więzi.„
„Jesteście złączone i rozdzielone. Nie możecie być razem ani żyć osobno. Mimo to dopóki będziecie po tej samej stronie czasu, wasze losy będą się przenikać jak światło księżyca przenika mgłę nocy.„
Stracone lata
"Czasem warto wyruszyć w podróż by znaleźć coś niezwykłego."
„Powroty„ kończą cykl „Owoc granatu” o burzliwych losach bliźniaczek z Kresów. Powieści o trudnych czasach i jeszcze trudniejszych relacjach międzyludzkich. Nadszedł moment, gdy po roku trzeba na zawsze pożegnać się z siostrami Łukowskimi i jak łatwo się domyślić jest to finał ich historii, która...
Holokaust oczami Morris
Książkę postanowiłam przeczytać, jak tylko pojawiła się w zapowiedziach. Nawet zamierzałam ją kupić. Miałam, co do niej duże, żeby nie rzec ogromne oczekiwania. Temat trudny, bolesny, obawiałam się lektury tej książki, ale okazało się, że niepotrzebnie. Zamiast potężnej dawki emocji, dostałam twór literacki na bardzo niskim poziomie, napisany fatalnie i mało wiarygodny, który czytałam bez szczególnego zaangażowania.
Po przeczytaniu kilkunastu stron nie mogłam uwierzyć, że książka jest porównywana do „ Listy Schindlera „ czy też „ Chłopca w pasiastej piżamie”. Wydawca zastosował tani wybieg reklamowy, dopełniając całości biało- niebieskimi paskami na okładce, które jednoznacznie kojarzą się z pasiakami więzionych w obozach ludzi.
W pierwotnej formie historia Lalego, była scenariuszem filmowym, ostatecznie Morris postanowiła zamienić go w książkę i oto powstał bestseler światowy napisany ubogim językiem, słaby warsztatowo niebudzący emocji, po prostu nijaki.
Książka miała podobno opisywać okrutną rzeczywistość Auschwitz – Birkenau, tymczasem wszystko, co negatywne wydaje się w książce odległe. Nie do wiary wręcz, że wydawnictwo zapewnia, że to taka ważna i przejmująca lektura. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Lale nie powiedział Morris całej prawdy, albo została ona celowo spreparowana na użytek komercyjny. Na pierwszy plan wysuwa się wątek romansowy, a cała historia została pozbawiona realnego okrucieństwa i przerażającej atmosfery obozu.
Pomimo, że tytułowy bohater wielokrotnie podkreśla, że zrobi wszystko, by przeżyć to nie znajdziemy jakoś odstręczających opisów kolaboracji. Niemiec jak na swoją rolę nie jawi się zbyt negatywnie, a Słowak pozwala sobie na niewybredne komentarze po jego adresem. Gita na zmianę obraża się na ukochanego, żeby następnie się na niego rzucać i uprawiać z nim seks. Chwilami można zapomnieć, że chodzi o obóz koncentracyjny.
Opinię na temat tego osławionego bestselera piszę z ciężkim sercem, bo jest mi przykro, że muszę wypowiedzieć się krytycznie wobec tej książki. Zwłaszcza, że dotyczy tak bolesnego tematu. Niestety Heather Morris napisała o Holokauście, w taki sposób, że nie potrafię powstrzymać się od komentarza. Nie oceniam wartości historycznej tego dzieła, bo jestem zupełnym laikiem w tych sprawach, natomiast fachowcy w tej dziedzinie zapewne z łatwością podważą autentyczność zawartych w książce wydarzeń i opisów. Ale skoro jest to opowieść oparta na faktach jak to rekomenduje Morris, to miałam prawo oczekiwać rzetelności. Tym bardziej, że autorka wysłuchała relacji od naocznego świadka, który przeżył to piekło, podobnie jak jego ukochana. Ale widocznie autorka nie zrozumiała ciężaru historii lub nie potrafiła jej odpowiednio przekazać.
Odnoszę wrażenie, że nastała ostatnio moda na pisanie o Holokauście. Z jednej strony to dobrze, bo należy młodemu pokoleniu przybliżyć historię tamtych czasów, ale należy to robić ostrożnie i z wyczuciem, aby temat nie spowszedniał i nie został sprowadzony do taniego romansu i braku wiarygodności jak to ma miejsce w „ Tatuażyście z Auschwitz „.
Nie robić z dramatu, jaki przeżyła ludzkość infantylnej hollywoodzkiej historyjki odwołującej się do prawdziwych wydarzeń. Można pisać różne ckliwe opowiastki osadzone w czasach wojny, ale pisać w taki sposób na temat Zagłady Żydów po prostu nie wypada. Nie polecam.
Holokaust oczami Morris
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKsiążkę postanowiłam przeczytać, jak tylko pojawiła się w zapowiedziach. Nawet zamierzałam ją kupić. Miałam, co do niej duże, żeby nie rzec ogromne oczekiwania. Temat trudny, bolesny, obawiałam się lektury tej książki, ale okazało się, że niepotrzebnie. Zamiast potężnej dawki emocji, dostałam twór literacki na bardzo niskim poziomie, napisany...