-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać189
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik11
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-11
2024-04-28
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗽𝗼𝘀𝘇𝘂𝗸𝗶𝘄𝗮𝗻𝗶𝘂 ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗮
Joanna Tekieli to kolejna autorka, której twórczość jest znana i lubiana, a ja niestety nie czytałam jeszcze żadnej z jej książek. Joanna Tekieli przeważnie pisze powieści obyczajowe o życiu, bo czerpie pomysły z otaczającej ją rzeczywistości. W jednym z wywiadów z autorką przeczytałam, że inspiracją do pisania książek dla niej jest przyroda, a także silne kobiety, które świetnie potrafią „ogarniać” rzeczywistość, a trzema najważniejszymi rzeczami w życiu pisarki to komputer, kawa i cisza (to stwierdzenie jest mi bardzo bliskie, bo w życiu blogerki jest podobnie).
𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 zachwyciło mnie od samego początku językiem, bohaterami, fabułą i ciepłym klimatem. Sielska okładka kryje w sobie niesamowitą historię pełną emocji. Autorka powoli z niezwykłą czułością snuje niezwykłą opowieść o poszukiwaniu szczęścia, prawdziwej przyjaźni, walce z traumą, a także o przebaczaniu i uwalnianiu się z negatywnych uczuć. Powieść momentami bardzo smutna, ale nie pozbawiona nadziei. Joanna Tekieli stawia bohaterów na wspólnej drodze i chociaż żadne z nich nie jest wolne od problemów, to wspólnie po zjednoczeniu sił mogą wzajemnie sobie pomóc.
Niejednokrotnie z jakiś powodów postanawiamy diametralnie zmienić swoje życie w myśl zasady „rzuć wszystko i jedź w Bieszczady”. To stwierdzenie stało się synonimem wszelkich zmian w życiu, które czasem są nieuniknione. Bohaterka 𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑎 Nina jest życiowym rozbitkiem, wciąż nękają ją demony przeszłości, więc decyduje się na podjęcie radykalnych kroków z dnia na dzień. Odchodzi z pracy, sprzedaje mieszkanie i rusza w trasę, by szukać swojego miejsca na ziemi. Nina chciała schować się przed wszystkimi na końcu świata, ale los zdecydował inaczej. Autobus, którym jedzie, ulega awarii w przypadkowym miejscu. A może nie? Być może właśnie tu i teraz dziewczyna miała osiąść na dłużej, a może na zawsze? Może ktoś wie lepiej i to miejsce wcale nie jest przypadkowe? Miała znaleźć się tu i teraz, poznać ludzi, którzy tu mieszkają. Nina nie wierzy w przypadki, czuje, że los po coś ją skierował do Dębowego Uroczyska.
W poszukiwaniu noclegu Nina trafia do pensjonatu, prowadzonego przez parę młodych mieszczuchów, którzy odziedziczyli dom po wujku i zakochali się w tym miejscu od pierwszej chwili. Niestety brak im doświadczenia i sama pasja oraz pomysł nie wystarczą, by potrafili właściwie zarządzać pensjonatem, w związku z czym nie wielu gości go odwiedza. Nina od pierwszej chwili zaprzyjaźnia się z gospodarzami i czuje, że to może być jej miejsce na ziemi, którego tak szukała i będzie mogła się tu zakotwiczyć na dłuższy czas albo nawet na zawsze. Wspólny język znajduje także z rezydentem pensjonatu, który podobnie jak ona szuka w życiu swojego miejsca.
Nina postanawia pomóc sympatycznej parze w rozkręceniu biznesu. Pomimo iż wciąż walczy z upiorami w swojej psychice, to wydaje się jej, że dzięki temu miejscu i mieszkającym tu ludziom, stopniowo się wycisza. Wyzwania i kontakt z naturą zawsze przynoszą człowiekowi pożytek. W codziennej gonitwie nie jesteśmy w stanie wsłuchać się w głos swego serca i reagować na ostrzeżenia, zanim dotrzemy do ściany. Gdy wsłuchamy się w swoje wnętrze, los zaprowadzi nas tam, gdzie jesteśmy najbardziej potrzebni, gdzie znajdziemy właściwe miejsce, odpowiednich ludzi, którzy nam pomogą, albo my będziemy mogli komuś pomóc.
𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 to przepiękna powieść o przyjaźni, miłości, śmierci i o wspomnieniach. Opowiada o samotności i o tym, co może dać obecność drugiego człowieka. Ta książka pojawiła się u mnie w odpowiedniej chwili, żeby dodać mi otuchy, przywrócić wiarę w drugiego człowieka. Opisana w niej historia pokazała mi, że nie jesteśmy sami, tylko trzeba się rozejrzeć dookoła i w odpowiedniej chwili poprosić o pomoc. Nigdy nie jest tak, żeby nie można było znaleźć wyjścia z jakiejś sytuacji. 𝑆𝑘𝑜𝑟𝑜 𝑟𝑎𝑧 𝑠𝑖ę 𝑢𝑑𝑎ł𝑜, 𝑢𝑑𝑎 𝑠𝑖ę 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑟𝑎𝑧.
Nina sądziła, że to miejsce, o którym coraz częściej myśli, jak o domu, pomoże definitywnie wypędzić jej demony. Nie jest to jednak łatwe, gdyż każdy głośniejszy dźwięk, nieprzewidziana sytuacja wywołuje w niej ataki paniki. Nadal nie potrafi podzielić się z przyjaciółmi tym, co spotkało ją w przeszłości. Myślała, że wszystko już przepracowała, niestety wciąż wszystko w niej siedzi. We wspomnieniach wraca do przeszłości, a poczucie winy dalej jej nie opuszcza.
𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 to przepiękna powieść o tym, że po każdej burzy świeci słońce i że jeśli ma się wsparcie kochających osób, można pokonać wszelkie przeciwności losu. Zamykanie swoich demonów w klatce na nie wiele się zda, bo i tak niepostrzeżenie się wydostaną. Trzeba im się przeciwstawić i pokonać raz na zawsze. W każdym mroku pojawi się kiedyś maleńkie światełko nadziei. Trzeba ruszyć w jego kierunku i nie oglądać się za siebie, a upiory tkwiące w psychice pokonać i zakopać głęboko pod ziemią. A przede wszystkim rozmawiać z innymi, bo czasem jedna szczera rozmowa może zmienić wszystko.
Joanna Tekieli stworzyła wciągającą i wzruszającą historię. Z ogromną czułością opowiada o kobiecie, która w życiu nie miała łatwo i za swoje wybory zapłaciła wysoką cenę. Być może jedną z najwyższych, a teraz zmaga się z zespołem stresu pourazowego. W jej głowie wciąż na nowo odtwarzają się obrazy tragicznych zdarzeń, w których brała udział, dręczą ją koszmary senne i poczucie winy. Czy pozostawienie dotychczasowego życia i przeprowadzka w nieznane miejsce było dobrym pomysłem? Czy decyzja o wyjeździe nie było jedynie potrzebą chwili, zwykłym kaprysem, którego pożałuje?
Pensjonat, mieszkający w nim ludzie i zwierzęta, a także otoczenie przyrody to miejsce, w którym z największą przyjemnością zamieszkałabym sama. Jestem oczarowana 𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑦𝑚 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑖𝑒𝑚, w którym zachwyciło mnie dosłownie wszystko. Świetna fabuła piękny język, znakomicie wykreowani bohaterowie oraz niesamowite i klimatyczne opisy przyrody, które dopełniają całości. Ta niecodzienna historia niespodziewanie się urywa, teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na ciąg dalszy.
𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑧𝑎𝑚𝑖𝑎𝑡𝑎ć 𝑝𝑟𝑜𝑏𝑙𝑒𝑚𝑦 𝑝𝑜𝑑 𝑑𝑦𝑤𝑎𝑛, 𝑤 𝑘𝑜ń𝑐𝑢 𝑢𝑟𝑜ś𝑛𝑖𝑒 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑡𝑎𝑘𝑎 𝑔ó𝑟𝑎, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑤𝑟ó𝑐𝑖𝑠𝑧
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗽𝗼𝘀𝘇𝘂𝗸𝗶𝘄𝗮𝗻𝗶𝘂 ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗮
Joanna Tekieli to kolejna autorka, której twórczość jest znana i lubiana, a ja niestety nie czytałam jeszcze żadnej z jej książek. Joanna Tekieli przeważnie pisze powieści obyczajowe o życiu, bo czerpie pomysły z otaczającej ją rzeczywistości. W jednym z wywiadów z autorką przeczytałam, że inspiracją do pisania książek dla niej jest...
2024-05-02
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗭𝗮𝗽𝗮𝗰𝗵𝘆 𝗶 𝘀𝗺𝗮𝗸𝗶
𝑊𝑒𝑑ł𝑢𝑔 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑤𝑎 𝑚𝑖𝑎ł𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑤𝑦𝑘ł𝑦 𝑤𝑝ł𝑦𝑤 𝑛𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖. 𝑂𝑝𝑟ó𝑐𝑧 𝑡𝑒𝑔𝑜, ż𝑒 𝑑𝑎𝑤𝑎ł𝑎 𝑠𝑖łę, ł𝑎𝑔𝑜𝑑𝑧𝑖ł𝑎 𝑖𝑐ℎ 𝑐ℎ𝑎𝑟𝑎𝑘𝑡𝑒𝑟𝑦, 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎ł𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑒𝑚𝑛𝑜ść, 𝑟𝑜𝑧𝑙𝑒𝑛𝑖𝑤𝑖𝑎ł𝑎 𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑐𝑧𝑢𝑙𝑎ł𝑎. 𝑇𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑜𝑏𝑖𝑎𝑑ó𝑤 𝑖 𝑘𝑜𝑙𝑎𝑐𝑗𝑖 𝑧𝑎ł𝑎𝑡𝑤𝑖𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑟𝑒𝑠𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑎𝑘ż𝑒 𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑦 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑜𝑤𝑎ł𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑒 𝑛𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑛𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑛𝑘𝑎 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑦. 𝑁𝑖𝑐 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜𝑐𝑧𝑦ł𝑜 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑗𝑎𝑘 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑜𝑛𝑦 𝑠𝑡ół.
Jak pięknie Anna Sakowicz potrafi pisać, większość z Was doskonale wie, niestety ja do tej pory nie miałam okazji się o tym przekonać. 𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 oczarowała mnie od samego początku nie tylko niesamowitą historią, ale przepięknym językiem, jakim jest napisana.
Historia Anny Sakowicz przywiodła mi na myśl powieści w stylu płaszcza i szpady i chociaż fabuła nie charakteryzuje się żywą akcją i intrygami, a głównym bohaterem nie jest mężczyzna odznaczający się wysoką inteligencją i wojowniczą naturą, to jednak nie umniejszyło to atrakcyjności powieści. 𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 jest to bowiem powieść historyczno-przygodowa, która fikcję literacką łączy z faktami historycznymi. Główna bohaterka Frieda marzy o tym, by stać się doskonałą kuchmistrzynią albo jeszcze lepiej móc poprowadzić własną karczmę. Dziewczyna, co prawda nie umie władać szpadą, ale za to doskonale radzi sobie w kuchni i potrafi operować warząchwią. Posadę u państwa Schopenhauerów otrzymała dzięki ciotce, swojej chrzestnej matce, która dostrzegła w dziewczynie niewątpliwy talent kulinarny. Czuje, że Frieda kiedyś doskonale poradzi sobie w roli kuchmistrzyni.
𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 to opowieść o dwóch opryszkach, którzy w Danzig szukają sposobu na odmianę swojego życia. Chcieliby zaciągnąć się do służby na statek, ale kiepsko im to idzie. Robert próbuje zdobyć pieniądze, grając na fujarce, a bardziej rozrzutny Ben nadal okrada bogatych jegomościów. Naprzemiennie autorka opowiada o losach Friedy półsieroty, której marzeniem jest zostać kuchmistrzynią lub właścicielką karczmy. Dziewczyna trafia pod skrzydła ciotki, kucharki cieszącej się uznaniem w domu Schopenhauerów, gdzie pod czujnym okiem matki chrzestnej ma się uczyć fachu kucharki.
Ben na targowisku przypadkowo wpada na Friedę, która od razu wpada mu w oko, ale pomimo że ich do siebie ciągnie doskonale wiedzą, że nie mają szans na związek. Trójka bohaterów kolejny raz spotyka się podczas włamania do domu chlebodawców Friedy. Wygląda na to, że do kradzieży nie dochodzi, ale dziewczyna bardzo źle znosi ukrywanie prawdy, że w domu pojawili się złodzieje. Ciotka zaniepokojona samopoczuciem podopiecznej sama wyrusza wczesnym rankiem na targowisko, z którego nie wraca. Okazuje się, że Anna została brutalnie zamordowana, a pani domu odkrywa brak drogocennej broszy. Ben i Frieda na własną rękę postanawiają szukać mordercy Anny. W powieści pojawia się także postać maleńkiej Mathilde, której rolę na tę chwilę trudno odgadnąć, ale nie ma wątpliwości, że będzie miała jakieś znaczenie dla tej historii.
Odkąd Frieda pojawiła się w domu Schopenhauerów, wydaje się, że wszystko stanęło na głowie. Marzenia o osiągnięciu mistrzostwa w gotowaniu przerywa tragiczna śmierć ciotki, która niespodzianie splata losy dziewczyny z dwoma opryszkami. Frieda ma słabość do Bena niebieskiego ptaka, który w poszukiwaniu lepszego jutra ciągle wikła się w podejrzane interesy. Ciepłe uczucia w niej budzi także Robert, który swoją grą na fujarce potrafi poruszać ludzkie serca i otwierać ich sakiewki. Obaj przybyli do Gdańska, by zaciągnąć się do służby na statek i wypłynąć w morze, ale zanim im się to udało, wpakowali się w kłopoty, chociaż Ben wciąż przyrzekał Robertowi, że skończył z kradzieżami, ale przecież to nie jego wina, że pieniądze topniały jak śnieg na wiosnę, a on nie miał ochoty tyrać od świtu do nocy za miskę zupy ze śledziowych łbów.
𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 to mistrzowsko połączone prawdziwe wydarzenia i postaci istniejące w przeszłości, z postaciami fikcyjnymi, które wykreowała na kartach powieści autorka. Tę książkę czyta się wspaniale, opowieść płynie niczym piękna muzyka, pieszcząca ucho swoją doskonałością. Historia dzieje się w czasach, gdy posłuszeństwo wobec państwa było obowiązkowe, a za niesubordynację wymierzano służbie karę chłosty. To także czasy, gdy o losach kobiety decydował najpierw ojciec, potem mąż, a za wszelkiego rodzaju przestępstwa obowiązywała kara śmierci, zwłaszcza ludzi ubogiego stanu.
𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 to barwna, pięknie napisana z niezwykłą dbałością o detale powieść obyczajowa pełna zwrotów akcji, zapierająca dech w piersiach, a zwłaszcza w momentach, gdy autorka zawiesza scenę i trzyma w niepewności. Przyjemnie było obserwować perypetie Bena i Roberta, pary złodziejaszków i Friedy dziewczyny, która marzyła o tym, by zostać bardzo dobrą kuchmistrzynią lub prowadzić własną karczmę. Cudowna powieść z historią w tle, w której autorka z dużą skrupulatnością opisuje wiele historycznych faktów i w niezwykle przystępny sposób dzieli się swoją wiedzą, prowadzając po zakamarkach obskurnych mieszkań gdańskiej biedoty, miejskich zaułkach, w których Ben i Robert ukrywają się przed wzrokiem mieszkańców miasta, a zwłaszcza służb porządkowych. Autorka pozwala zaglądać do dusznej i parnej kuchni, gdzie Frieda doprawia potrawy, które potem serwuje swoim pracodawcom. To poprzez opisy pachnących ziół, egzotycznych przypraw i aromatycznych napojów, zapachu pasztetu i delikatnej leguminy, świeżo parzonej kawy oraz misternie przygotowywanej czekolady, autorka pozwala poznać właścicieli kamienicy i ich codzienne zwyczaje. Na uznanie zasługuje doskonale oddany klimat epoki, bo chwilami odnosi się wrażenie przebywania w tym miejscu i przemierzania wraz z bohaterami ulic Danzig.
Anna Sakowicz stworzyła niezwykłą historię, w której czuć dbałość o szczegóły i ogromną wiedzę historyczną. Na uwagę zasługuje doskonale odwzorowanie realiów ówczesnego Gdańska, miasta pełnego kontrastów i niesprawiedliwości. Przepychu i bogactwa mieszczaństwa z jednej strony i skrajnej nędzy biedoty z drugiej. Interesująco wypadła historia dziewczyny, która próbuje zrealizować swoje marzenia o niezależności, w czasach, kiedy to było niezwykle trudne do osiągnięcia dla kobiety. Wykształcenie mogli zdobywać jedynie chłopcy, a rola kobiet była z góry narzucona, albo wiernej żony, albo służącej. 𝐾𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑎 𝑆𝑐ℎ𝑜𝑝𝑒𝑛ℎ𝑎𝑢𝑒𝑟ó𝑤 to świetna powieść obyczajowa z historią w tle okraszona małym wątkiem kryminalnym. Przepiękna, oryginalna, emocjonująca, napisana z ogromną pasją i przepięknym językiem. Na koniec czuję pewien niedosyt, ale na szczęście będzie kontynuacja przygód bohaterów poznanych w tej części, a w kolejnej ponownie będzie można zanurzyć się w świat dziewiętnastowiecznego Gdańska.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗭𝗮𝗽𝗮𝗰𝗵𝘆 𝗶 𝘀𝗺𝗮𝗸𝗶
𝑊𝑒𝑑ł𝑢𝑔 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑤𝑎 𝑚𝑖𝑎ł𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑤𝑦𝑘ł𝑦 𝑤𝑝ł𝑦𝑤 𝑛𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖. 𝑂𝑝𝑟ó𝑐𝑧 𝑡𝑒𝑔𝑜, ż𝑒 𝑑𝑎𝑤𝑎ł𝑎 𝑠𝑖łę, ł𝑎𝑔𝑜𝑑𝑧𝑖ł𝑎 𝑖𝑐ℎ 𝑐ℎ𝑎𝑟𝑎𝑘𝑡𝑒𝑟𝑦, 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎ł𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑒𝑚𝑛𝑜ść, 𝑟𝑜𝑧𝑙𝑒𝑛𝑖𝑤𝑖𝑎ł𝑎 𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑐𝑧𝑢𝑙𝑎ł𝑎. 𝑇𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑜𝑏𝑖𝑎𝑑ó𝑤 𝑖 𝑘𝑜𝑙𝑎𝑐𝑗𝑖 𝑧𝑎ł𝑎𝑡𝑤𝑖𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑟𝑒𝑠𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑎𝑘ż𝑒 𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑦 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑜𝑤𝑎ł𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑒 𝑛𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑛𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑛𝑘𝑎 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑦. 𝑁𝑖𝑐 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜𝑐𝑧𝑦ł𝑜 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑗𝑎𝑘...
2024-04-24
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝙒 𝙯𝙖𝙬𝙞𝙚𝙧𝙪𝙨𝙯𝙚 𝙬𝙤𝙟𝙣𝙮
𝐵ó𝑔 𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑛𝑎𝑚 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑛𝑎𝑠 𝑤𝑦𝑐ℎ𝑜𝑤𝑎𝑙𝑖, 𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑑 𝑔ł𝑜𝑤ą, 𝑏𝑦ś𝑚𝑦 𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑒𝑠𝑧𝑘𝑎ć 𝑖 𝑑𝑜𝑘ą𝑑 𝑤𝑟𝑎𝑐𝑎ć , 𝑖 𝑂𝑗𝑐𝑧𝑦𝑧𝑛ę, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 ż𝑦𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑧 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚𝑖 𝑏𝑟𝑎ć𝑚𝑖 𝑖 𝑠𝑖𝑜𝑠𝑡𝑟𝑎𝑚𝑖 𝑖 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖ś𝑚𝑦 𝑐𝑧𝑢ć 𝑠𝑖ę 𝑏𝑒𝑧𝑝𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑘𝑡𝑜ś 𝑢𝑑𝑒𝑟𝑧𝑎 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑚𝑎𝑡𝑘ę 𝑙𝑢𝑏 𝑜𝑗𝑐𝑎 – 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 𝑜𝑏𝑜𝑤𝑖ą𝑧𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑡𝑎𝑛ąć 𝑤 𝑖𝑐ℎ 𝑜𝑏𝑟𝑜𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑐ℎ𝑐𝑒 𝑧𝑏𝑢𝑟𝑧𝑦ć 𝑑𝑜𝑚 – 𝑠𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑤𝑖𝑎𝑚𝑦 𝑠𝑖ę. 𝐴 𝑗𝑒ś𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑂𝑗𝑐𝑧𝑦𝑧𝑛ę – 𝑖𝑑𝑧𝑖𝑒𝑚𝑦 𝑧𝑎 𝑛𝑖ą 𝑤𝑎𝑙𝑐𝑧𝑦ć.
𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to kolejna część jednej z moich ukochanych sag, którą od samego początku jestem zauroczona. Daria Kaszubowska tak wspaniale i z ogromną czułością opowiada o ziemi kaszubskiej i jej dumnych mieszkańcach, że nie sposób zakochać się w tym regionie. Zdążyłam się przywiązać do bohaterów sagi, pośród których czuję się jak w rodzinie i nie potrafiłam spokojnie czytać o ich wojennych losach. Robiłam to ze ściśniętym gardłem, roniąc co chwila łzy. To najsmutniejsza i najbardziej tragiczna część z całej sagi. Zdawałam sobie sprawę, że Daria Kaszubowska nie mogła tych zdarzeń opisać inaczej, ale to nie stanowiło dla mnie żadnej pociechy.
𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to opowieść pełna strachu o siebie i swoich bliskich, o trudnych wyborach, które niejednokrotnie decydowały o życiu. To nie tylko lekcja pokory wobec losu, ale opowieść o piekle niemieckiej okupacji, gdzie ważniejsze niż kiedykolwiek stawały się więzi rodzinne oraz ojczyzna, zarówno ta duża, jak i ta mała. Chylę czoło przed niesamowitą wiedzą historyczną autorki. Dziś z perspektywy upływającego czasu, coraz trudniej odtworzyć tamte dzieje, wielu świadków owych zdarzeń już nie żyje, a Niemcy starannie zacierali za sobą ślady masowych zbrodni, które popełnili. Autorka pięknie splotła losy fikcyjnych bohaterów z prawdą historyczną, przeniosła w świat obrazów i emocji tak silnych, że ta historia zostanie we mnie już na zawsze.
Widmo wojny zawisło nad światem. Marta miewa przerażające sny, w których widzi pole pełne krwi i trupów, rozdziobywanych przez ptaki. Ludzie zaklinają rzeczywistość, ale to, co nieuchronne zbliża się wielkimi krokami.
Anna i Markus, Kaszubka i Niemiec zakochali się kiedyś wbrew podziałom, ale teraz coraz częściej sprzeczają się o swoje poglądy. Ich syn Otto służy Führerowi, nie we wszystkim się z nim zgadza, ale ogólnie jest zachwycony polityką, jaki prowadzi. Anna podświadomie czuje, że Hitler to zły człowiek, który dla dobra Rzeszy poświęci jednostkę. Nienawidzi bowiem Żydów i Polaków. Dodatkowo para nie jest zadowolona z wyboru córki kandydata na męża, który w kręgach towarzyskich nie cieszy się dobrą opinią.
Brunon i Marta żyją w szczęśliwym związku, rodzi im się kolejne dziecko. Pelagia, chociaż już wiekowa dziarsko trzyma wodze domowego ogniska, na co ugodowa Marta się zgadza. Zofka bystra dziewczyna wpada w oko Staszkowi Bachowi, lecz dziewczyna nie odwzajemnia jego atencji, a wprost przeciwnie ma zupełnie inne plany.
Piotr Stoltman wiedzie w miarę ustabilizowane życie u boku Lisel i wspólnie wychowują jej syna Sambora, natomiast Monika odkąd Jyndrys uratował ją z rąk brutalnego Huberta Wójcika, wiedzie spokojne i szczęśliwe życie u boku dobrotliwego Ślązaka. A Anton niespokojny duch, służy w wojsku.
Wybuch wojny przewróci do góry nogami życie wszystkich, choć do końca mieli nadzieję, że najgorsze jednak nie nadejdzie. Wprawdzie czuli na plecach oddech nadciągającej wojny, słyszeli szaleństwo w słowach uwielbianego przez Niemców Hitlera, ale łudzili się, że Anglia i Francja nie pozwolą Polaków skrzywdzić. Niestety czas pokaże, jak bardzo się mylili.
Jeszcze śpiewają ptaki i szumią drzewa, a powietrze wypełniają aromaty żywicy, igliwia, grzybów i wilgotnej ziemi. Na łąkach spokojnie pasą się krowy, drogę znienacka przecina bury kot, po niebie krąży jastrząb, ale w oddali słychać już pomruk nadciągającej strasznej wojennej nawałnicy, najtragiczniejszej w dziejach polskiego narodu. Żal ściska serce, oczy wypełniają się łzami, ale nie da się powstrzymać tego, co nieuniknione. Łatwiej w powieściach przyjąć do świadomości wojenną rzeczywistość, gdy nie jest się tak bardzo przywiązanym do bohaterów powieści, jak w tym przypadku a Kaszubom nie oddało całego serca.
Młodzi ludzie z głowami pełnymi ideałów i sercem do walki, ginęli w bezsensownych potyczkach z regularnym wojskiem najeźdźcy, albo w egzekucjach pod murem. Wojska polskie dzielnie bronili swojego kraju, chociaż zdawali sobie sprawę, że nie mają szans z tak silnym agresorem, a pomoc aliantów nigdy nie nadejdzie, bo to była tylko polityczna gadka.
Niektóre sceny zostaną już ze mną na zawsze. Piotr uśmiechający się z troską do żony, prowadzony przez gestapowców. Bernard syn Brunona klęczący i modlący się 𝐿𝑖𝑡𝑎𝑛𝑖ą 𝐿𝑜𝑟𝑒𝑡𝑎ń𝑠𝑘ą pod przydrożną figurą matki Boskiej wraz z towarzyszami broni. Janek syn Moniki stający się tarczą przed kulami dla dziewczyny, która mogła zostać miłością jego życia. Anton wrzucający z grupą desperatów granaty do niemieckich czołgów. Brunon aresztowany pod domem i załadowany na oczach rodziny do ciężarówki jak zwierzę i wywieziony do obozu i wiele, wiele innych scen. […] 𝑙𝑎𝑠 𝑏𝑦ł 𝑐𝑖𝑐ℎ𝑦, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦 𝑡𝑟𝑤𝑎ł 𝑤 𝑧𝑑𝑢𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑐𝑜 𝑠𝑖ę 𝑡u𝑡𝑎𝑗 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑜.
Gdy ucichły echa kampanii wrześniowej, okupant brutalnie wkroczył na kaszubską ziemię i zaczął wprowadzać swoje porządki. Ludzie buntowali się, a walka z najeźdźcą zeszła do podziemi, ale czasem wola walki i miłość do ojczyzny nie wystarczyła. Od patriotyzmu często silniejszy był strach o bliskich. Ludzie z tego strachu podpisywali volkslistę, a potem Niemcy w „podzięce” wysyłali ich synów jako mięso armatnie na wojnę. Każdy w każdej chwili mógł zginąć. Od kuli lub w obozie koncentracyjnym po donosie „życzliwego” sąsiada. Nikt nikomu nie ufał, a wszechobecny strach paraliżował normalne funkcjonowanie. Jednak mimo wszystko każdy starał się żyć w miarę normalnie. Obchodzić święta, żenić się, chrzcić dzieci, uprawiać pole. Wbrew pozorom człowiek potrafi dużo znieść i się przystosować.
𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to najbardziej emocjonująca i wstrząsająca część ze wszystkich. Daria Kaszubowska wrzuciła swoich fikcyjnych bohaterów w zdarzenia, które niestety miały miejsce i nie wszyscy z wojennej zawieruchy wyjdą obronną ręką. Nie było łatwo, bo tak bardzo z wszystkimi się zżyłam, ale przecież nie można było inaczej. Dawno mnie tak serce nie bolało jak podczas lektury tej książki, co oznacza tylko jedno, że Daria Kaszubowska jest mistrzynią w kreowaniu ówczesnej rzeczywistości. Potrafi jak rzadko kto dzielić się swoimi emocjami i tak pięknie je przekazać.
𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to powieść pełna przeogromnych emocji, a zarazem prawdy historycznej. Pod buciorem okupanta, życie wszystkich ludzi nie tylko Stoltmanów przewróciło się do góry nogami. Kto przeżyje, a kto z życiem musi się pożegnać? To jedyna powieść osadzona w czasach II wojny światowej, która wydaje mi się tak wiarygodna. Może dlatego, że jest pokazana przez pryzmat osobistych dramatów głównych bohaterów, do których zdołałam się przywiązać jak do rodziny. Daria Kaszubowska opowiada historię z niezwykłą czułością i wrażliwością, nie ocenia i nikomu nie wystawia rachunków. Oprócz niezwykle wstrząsających scen pojawiają się także takie, które budzą odrobinę nadziei. Chociażby wtedy, gdy Inga mówi przypadkowemu człowiekowi, któremu pod wpływem impulsu ocala życie, że mama nauczyła ją widzieć w innych przede wszystkim ludzi, a dopiero później narodowość, poglądy i wyznanie.
𝑊𝑎𝑙𝑘𝑎 to niezwykle realistyczna powieść, a przy tym bardzo emocjonalna i wstrząsająca. Nie mogła być inna, takie były wtedy realia, taka była rzeczywistość. Opowieść o tym, że w każdym narodzie są ludzie dobrzy i źli. To nie wojna tworzy z ludzi bestie, ale to w ludzkich bestiach wojna wyzwala najgorsze instynkty. Okrucieństwo i brak człowieczeństwa.
Jest rok 1943 trwa wojna i trawa okupacja…
𝑁𝑖𝑒𝑚𝑐𝑦 𝑝𝑜𝑑𝑛𝑖𝑒ś𝑙𝑖 𝑟ę𝑘ę 𝑛𝑎 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐ó𝑤, 𝑧𝑏𝑢𝑟𝑧𝑦𝑙𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑜m𝑦, 𝑝𝑜𝑔𝑤𝑎ł𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑃𝑜𝑙𝑠𝑘ę. 𝑈𝑑𝑒𝑟𝑧𝑦𝑙𝑖 𝑤 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑒ń𝑠𝑡𝑤𝑜, 𝑤 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑘𝑎 𝑔𝑜𝑑𝑛𝑜ść 𝑖 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑜 𝑑𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎! 𝑁𝑎 𝑧𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦 ℎ𝑖𝑡𝑙𝑒𝑟𝑜𝑤𝑠𝑘𝑖 𝑠𝑦𝑠𝑡𝑒𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑎𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑧𝑔𝑜𝑑𝑦! 𝑁𝑖𝑒 𝑤𝑜𝑙𝑛o 𝑛𝑎𝑚 𝑑𝑎ć 𝑛𝑎 𝑡𝑜 𝑧𝑔𝑜𝑑𝑦!
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝙒 𝙯𝙖𝙬𝙞𝙚𝙧𝙪𝙨𝙯𝙚 𝙬𝙤𝙟𝙣𝙮
𝐵ó𝑔 𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑛𝑎𝑚 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑛𝑎𝑠 𝑤𝑦𝑐ℎ𝑜𝑤𝑎𝑙𝑖, 𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑑 𝑔ł𝑜𝑤ą, 𝑏𝑦ś𝑚𝑦 𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑒𝑠𝑧𝑘𝑎ć 𝑖 𝑑𝑜𝑘ą𝑑 𝑤𝑟𝑎𝑐𝑎ć , 𝑖 𝑂𝑗𝑐𝑧𝑦𝑧𝑛ę, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 ż𝑦𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑧 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚𝑖 𝑏𝑟𝑎ć𝑚𝑖 𝑖 𝑠𝑖𝑜𝑠𝑡𝑟𝑎𝑚𝑖 𝑖 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖ś𝑚𝑦 𝑐𝑧𝑢ć 𝑠𝑖ę 𝑏𝑒𝑧𝑝𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑘𝑡𝑜ś 𝑢𝑑𝑒𝑟𝑧𝑎 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑚𝑎𝑡𝑘ę 𝑙𝑢𝑏 𝑜𝑗𝑐𝑎 – 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 𝑜𝑏𝑜𝑤𝑖ą𝑧𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑡𝑎𝑛ąć 𝑤 𝑖𝑐ℎ 𝑜𝑏𝑟𝑜𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑐ℎ𝑐𝑒 𝑧𝑏𝑢𝑟𝑧𝑦ć 𝑑𝑜𝑚 – 𝑠𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑤𝑖𝑎𝑚𝑦 𝑠𝑖ę. 𝐴 𝑗𝑒ś𝑙𝑖...
2023-12-23
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶ę𝗱𝘇𝘆 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲𝗺 𝗮 𝗿𝗼𝘇𝘂𝗺𝗲𝗺
Lektura kolejnej części 𝑍𝑎𝑤𝑖𝑒𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 sprawiła, że poczułam się jak w domu wśród przyjaciół, których dawno nie widziałam. Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej przywiązuje się do sióstr Kellerówien, pokochałam je bowiem całym sercem za ich hart ducha, niezłomną wolę, a przede wszystkim za siostrzaną miłość, która pozwalała im przetrwać najtrudniejsze chwile związane z czasami, w jakich przyszło im żyć. W tle wielka historia, niespokojne czasy dziejowe, w których kobiety były zmuszone radzić sobie same. Autorka cudownie opisuje obrazy życia ludzi z tego okresu, świetnie oddaje klimat epoki, odkrywając przy tym kolejne tajemnice. Zawierucha moim zdaniem to rewelacyjna saga, która wzbudza emocje, momentami rozczula, a chwilami wywołuje uśmiech. To po mistrzowsku napisana historia, której motywem przewodnim są różne odcienie miłości oraz siła rodzinnych więzów. Ida Żmiejewska fantastycznie splotła losy rodziny Kellerów z tym, co działo się w tamtym okresie. To niesamowita porcja wiedzy historycznej kunsztownie wplecionej w opowieść o ludzkich losach na tle zawieruchy wojennej z nutką romansu i kryminału.
Rok 1916 dobiega końca. Rosja boleśnie odczuwa skutki wojny, sytuacja społeczno -polityczna w Warszawie robi się coraz bardziej napięta. Car odnosi coraz większe militarne porażki, a w uciemiężonym społeczeństwie narasta niezadowolenie i bunt. Natomiast Niemcy i Austro – Węgry próbują zyskać przychylność Polaków i zachęcić ich do walki po swojej stronie. Ogłaszają Akt 5 listopada, w którym cesarze deklarują wskrzeszenie Królestwa Polskiego. Wydaje się, że niepodległość znajduje się na wyciągnięcie ręki. Pierwszego grudnia ulicami Warszawy maszerują wracający z frontu żołnierze II Brygady Legionów. Wraz z nimi wraca Stanisław, który nie tylko musi pogodzić się ze śmiercią żony, ale także stać się ojcem dla malutkiej córeczki, która go nie zna.
Zofia i Witold podczas balu sylwestrowego przypadkiem dowiadują się, że mąż Julii w towarzystwie uchodzi za wdowca i zamierza ponownie się ożenić. Chociaż udaje im się to udaremnić, Julia nie zamierza wrócić do męża, pomimo że ciotka Klara próbuje ją przekonać do dania Andrzejowi jeszcze jednej szansy, bo rozwód przecież nie wchodził w grę. Julia natomiast jest coraz bliżej miejsca odkrycia pobytu Józefa Waryńskiego i zastanawia się, czy uda się jej go przekonać o swoich uczuciach. Klara pokazuje zupełnie inne oblicze, gdy okaże się, że także ona ma szansę na miłość. Pola znudzona i przytłoczona codziennością postanawia przeżyć ekscytującą przygodę, ale nie zdaje sobie sprawy, że jest tylko środkiem do celu dla łotra i cwaniaczka, który nie cofnie się przed niczym, by zdobyć to, na czym mu zależy. Zofia ma dość życia w zawieszeniu w Piotrogrodzie, ale kiedy z Witoldem postanowili wrócić do Warszawy, plany krzyżuje im wybuch rewolucji. Gdy w końcu Witoldowi udaje się dla nich załatwić paszporty i mają wsiąść na statek, by opuścić Rosję, Witold znika, a zdumionej Zofii zostawia list. Babcia Adela poznaje w końcu prawdę o bankructwie syna. Czy Dressler i jego córka rzeczywiście mają coś wspólnego z kłopotami Kellerów? To nie jest jedyne pytanie, z jakim autorka zostawia czytelnika na zakończenie. Mnożące się zagadki nie tylko nie doczekały się rozwiązania, ale dodatkowo pojawiły się nowe.
Jestem pod wielkim wrażeniem tej sagi. Na szczególną uwagę zasługuje wspaniale odmalowane tło historyczne. Ida Żmiejewska tak wspaniale opisuje ówczesne realia, że ma się wrażenie, iż przebywa się w Warszawie i uczestniczy w codziennym życiu jej mieszkańców. Przeżywa wraz z kobietami z rodu Kellerów dylematy i rozterki sercowe, uczestniczy w ich rozmowach i snuje domysły na temat tajemnicy rodziny, którą chcą odkryć, jak się okazuje nie tylko one. Prym w tej historii wiedzie babcia Adela, najbarwniejsza postać sagi, której zaradność, poczucie godności i pomysłowość budzi szacunek i niezwykłą sympatię. Tym razem zaskakuje nawet Klara, która była dotąd postrzegana jako stara i zrzędliwa stara panna, a okazała się zranioną i nieszczęśliwą kobietą, która może wreszcie teraz będzie miała szansę na szczęście.
𝐵łę𝑑𝑛𝑒 𝑜𝑔𝑛𝑖𝑒 to fascynująca opowieść o sile kobiet żyjących w czasach ciągłej niepewności, o nadziei, odwadze i siostrzanej miłości. To piękna historia, która nie tylko wzrusza, przyprawia o szybsze bicie serca, ale nie pozbawiona jest też szczypty humoru, bez którego życie bohaterów byłoby szare i monotonne. Autorka nie szczędzi swoim bohaterkom trosk i stawia je przed trudnymi wyborami życiowymi, ale jednocześnie daje im nadzieję, że wszystko da się ułożyć i naprawić. Nie skąpi im też miłosnych uniesień. Kellerówny muszą często zmagać się z problemami, na które kompletnie nie były przygotowane, mierzyć się z zaskakującymi sytuacjami, ale zawsze i wciąż się wzajemnie wspierają, a siostrzana miłość pozwala im przezwyciężać wszystkie trudności. Oprócz zmagania się z trudną codziennością każda z kobiet przeżywa swoje rozterki. Doskonale zdają sobie sprawę, że ich decyzje będą miały wpływ nie tylko na nie same, ale także na ich rodzinę. Urzekła mnie ta saga i z niecierpliwością czekam na finał, ale wiem, że potem będzie mi żal rozstawać się z jej bohaterami.
Jedna mała uwaga na koniec. Nie polecam czytania sagi od przypadkowego tomu. Trzeba zacząć od samego początku, bo tylko wtedy losy sióstr Kellerówien i wszystkie wątki, a jest ich sporo, będą zrozumiałe.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶ę𝗱𝘇𝘆 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲𝗺 𝗮 𝗿𝗼𝘇𝘂𝗺𝗲𝗺
Lektura kolejnej części 𝑍𝑎𝑤𝑖𝑒𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 sprawiła, że poczułam się jak w domu wśród przyjaciół, których dawno nie widziałam. Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej przywiązuje się do sióstr Kellerówien, pokochałam je bowiem całym sercem za ich hart ducha, niezłomną wolę, a przede wszystkim za siostrzaną miłość, która pozwalała im...
2024-04-13
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗶𝗲 𝗯𝘆ł𝗼 𝗰𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗲 𝗹𝗮𝘁
𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑖, 𝑤 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑙𝑢𝑏 𝑛𝑖𝑒, 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑚𝑦ś𝑙 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑤ó𝑙, ż𝑒𝑏𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜ś𝑤𝑖ę𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑤 𝑐𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą, 𝑚ó𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑐𝑖, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑟𝑜𝑏𝑖ć.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 jest trzecią powieścią Tomasza Kieresa, którą w ostatnim czasie przeczytałam i nie mogę jej zaliczyć do tych najlepszych, ale jedno muszę autorowi oddać, że jak mało kto pięknie potrafi pisać o miłości i emocjach. Jednak trudno było mi uwierzyć, że wyidealizowana nastoletnia miłość, odradza się po latach, bo przetrwała rozłąkę, która trwała dwadzieścia lat. Natomiast nie ukrywam, że z dużym zainteresowaniem i ciekawością śledziłam rozwój związku głównych bohaterów i zastanawiałam się, dokąd ich to doprowadzi. Zadawałam sobie pytanie, czy możliwe jest, by uczucie dojrzałych Oli i Tomka było tak samo silne, jak wtedy, gdy oboje byli nastolatkami i wierzyli, że na zawsze będą razem. Nie potrafiłam wczuć się w sytuację bohaterów, szczególnie irytowało mnie postępowanie Oli, która zachowywała się jak niestabilna emocjonalnie nastolatka, a nie kobieta, która swoją młodość i porywy serca miała już dawno za sobą.
Gdy po pięciu latach wspólnego życia Wojtek oświadcza się Oli, mimo, że ma wątpliwości, to zgadza się za niego wyjść, bo czuje, że mężczyzna zapewni jej stabilne i spokojne życie. Nie przeczuwa wtedy, że w mieście pojawi się jej pierwsza wielka nastoletnia miłość, a w klasie, której jest wychowawczynią, rozpocznie naukę jego córka. 𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to pozornie banalna historia jakich wiele, chociaż w końcowym rozrachunku wcale taka nie jest. Tomasz Kieres z opowieści o nastoletniej miłości, która miała być na całe życie, a nieoczekiwanie trafiła na przeszkodę nie do pokonania, która rozdzieliła zakochanych w sobie nastolatków, stworzył historię, przyciągającą uwagę. Tomek wraz z rodzicami wyjeżdża jak co roku do pracy w Szwecji, z tą tylko różnicą, że tym razem oni nie mają zamiaru wracać do Polski, o czym młodzi nie wiedzą. Po latach ta dwójka ponownie staje na swojej drodze. Tomek po niezbyt udanym małżeństwie i rozwodzie postanawia na chwilę wrócić do swojego rodzinnego miasta, by uporać się ze swoimi problemami. Ola natomiast długo zmagała się z utratą ukochanego i dopiero pięć lat temu związała się z Wojtkiem i właśnie przyjęła jego oświadczyny. Nieoczekiwane spotkanie z Tomkiem po latach burzy ustabilizowane życie kobiety. Wojtek nie ma pojęcia, z czym przez lata zmagała się jego ukochana kobieta, prawdę zna tylko jej bliska przyjaciółka Marzena.
𝑃r𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to historia, w której z pozoru nie ma nic odkrywczego. Para młodych ludzi, którzy nie widzą świata poza sobą, nagle zostaje rozdzielona z powodu okoliczności, których nie byli w stanie przewidzieć. On układa sobie życie przy boku Szwedki, ona przez lata nie potrafi się odnaleźć w rzeczywistości bez niego. Minęło dwadzieścia lat i pomimo że lepiej lub gorzej poukładali sobie życie i starają się o sobie zbyt wiele nie myśleć, nagle spotykają się w tym samym mieście, gdzie wszystko się zaczęło. Ona mieszkała tu cały czas, a on po rozwodzie wrócił do Polski z dorastającą córką tylko na chwilę. Nieoczekiwane spotkanie sprawia, że wydaje im się, iż lata rozłąki nie miały miejsca, nadal ich do siebie ciągnie i świetnie im się ze sobą rozmawia. Niestety oboje mają swoje zobowiązania, nie są już parą nastolatków sprzed lat. Gdy są bliscy podjęcia ważnych decyzji, historia nagle zatacza koło i nieoczekiwane okoliczności ponownie ich rozdzielają.
Sama historia nie wzbudza emocji, nie kibicuje się bohaterom, nie oczekuje nagłego zwrotu akcji, zwyczajnie spokojnie śledzi się ich poczynania i rozważania za i przeciw. Niemniej jednak w tej historii czuje się, że to miłość jest tu najważniejsza, ponad czasowa, jedyna i niepowtarzalna. To ona determinuje całe życie bohaterów. Wtedy dwadzieścia lata temu Tomkowi i Oli nie było dane przekonać się, czy ich miłość przetrwałaby próbę czasu, czy zniszczyłaby ją proza życia. Teraz po latach nadal żyją w bańce ułudy i myślą, że gdyby dano im szansę, ich życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, ale czy lepiej? Na to pytanie ani para bohaterów, ani czytelnik nie uzyskają odpowiedzi.
Historia nastoletniej miłości, która przetrwała dwadzieścia lat, wydaje się nierzeczywista i trochę naciągana, brzmi bowiem jak bajka. Miłość jest najważniejsza w życiu, ale mając naście lat, żyje się marzeniami, wtedy wydaje się, że uczucie jest trwałe i na zawsze. Owszem po latach wspomina się tę miłość jako coś pięknego, nieuchwytnego, ale żeby miała ona wpływ na całe życie, by potem nigdy nie dać sobie szansy na szczęście, niestety to wydaje się mało wiarygodne. Ciągłe tkwienie Oli w przeszłości w trudnym dzieciństwie, skupianie się na żalu do rodziców o brak miłości z ich strony, wydaje się przerysowane. Chociaż Tomasz Kieres stara się pokazać aspekty psychologiczne postępowania Oli. Opisywane przez autora relacje, jakie panowały pomiędzy Olą, a jej matką mogłyby sugerować, że nastoletnia bohaterka była ofiarą przemocy domowej, subtelnej, ale zostawiającej głębokie rany. Jej matka zrobiła naprawdę wiele, by ją zniszczyć. I wtedy gdy było jej bardzo źle, na jej drodze pojawił się Tomek, który pokazał, że Ola jest dla niego kimś wyjątkowym i ważnym. Powoli wyciągał ją ze skorupy, w której była zamknięta. Relacje pomiędzy matką i córką mimo upływu lat nigdy nie uległy poprawie. Matka nadal czterdziestoletnią kobietę traktuje jak dziecko, wciąż w dosadny sposób pokazuje, że Ola sobie w życiu nie radzi, chociaż ona od dawna nie mieszka w domu rodzinnym. Ola także nie stara się nic zmienić w ich relacjach, a wprost przeciwnie pielęgnuje w sobie żal do matki i zadawnione urazy, nie wierzy, że rodzicielce może zależeć na jej szczęściu. Nie jest znany powód, dlaczego matka Oli traktowała ją w taki, a nie inny sposób i czym to było spowodowane. Można uznać, że była toksyczną matką, ale dlaczego zachowywała się tak tylko w stosunku do Oli? Tego nie wiadomo.
Odbiór powieści psuła mi postawa głównej bohaterki. Trudno bowiem współczuć osobie skupionej tylko i wyłącznie na sobie i swoich dramatach, prawdziwych, czy też nie. Szczególnie irytował mnie jej brak doceniania osób w swoim otoczeniu, które ją kochały i wspierały, a ona i tak czuła się wciąż nieszczęśliwa. Nie potrafiłam zrozumieć jej egoizmu i nawet nie tłumaczyły tego niepoprawne relacje z matką. Ola jawiła mi się jako niedojrzała kobieta, rozchwiana emocjonalnie, wymagająca ciągłej uwagi. Nie ukrywam, że cały czas czekałam, że w jej życiu wydarzy się jakiś prawdziwy dramat, który nią wstrząśnie, ale niestety nic takiego nie miało miejsca, a szkoda, bo dopiero wtedy ta powieść nabrałaby kolorów i wzbudziła prawdziwe emocje.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to nieśpieszna opowieść o życiowych dylematach, rozterkach, wyborach i konsekwencjach tych wyborów, bo jakkolwiek Tomek i Ola postąpią, ktoś zostanie skrzywdzony. Opowieść o uczuciach i emocjach napisana przepięknym językiem, ale nie wzbudzająca emocji w czytającym. Zachwyca natomiast sposób, w jaki autor pisze o miłości. Jego niezwykła wrażliwość i czułość, które emanują z każdego słowa, zwłaszcza z dialogów pomiędzy bohaterami. Brzmią jak niezwykła muzyka, melodia serc, które udręczone spotkały się po latach i na nowo wspólnie zaczynają grać pieśń o miłości. Zapomina się wtedy o irytującej bohaterce, która całe życie nie wiedziała, czego chce, wie to dopiero teraz, gdy ponownie spotkała swego ukochanego z marzeń.
𝑀𝑜ż𝑒 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗, 𝑛𝑎 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑜 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗. 𝑇𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚𝑦. 𝑁𝑎𝑠𝑧𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑢𝑚𝑎 𝑤𝑦𝑏𝑜𝑟ó𝑤. 𝑁𝑖𝑒𝑠𝑡𝑒𝑡𝑦 𝑤𝑦𝑏𝑜𝑟𝑦, 𝑎 𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡, 𝑡𝑎𝑘 𝑚𝑖 𝑠𝑖ę 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒, 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒, 𝑎𝑏𝑦 𝑏𝑦ł𝑦 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒, ż𝑒𝑏𝑦 𝑛𝑎 𝑘𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐 𝑑𝑛𝑖𝑎 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑏𝑦ł𝑜 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒ć, 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑎𝑙𝑒ż𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑗e𝑠𝑡: 𝑇𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑚𝑜𝑗𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒𝑚 𝑤 𝑡𝑦𝑚 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑢, 𝑏𝑜 𝑡𝑎𝑘 𝑧𝑑𝑒𝑐𝑦𝑑𝑜𝑤𝑎ł𝑒𝑚.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗶𝗲 𝗯𝘆ł𝗼 𝗰𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗲 𝗹𝗮𝘁
𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑖, 𝑤 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑙𝑢𝑏 𝑛𝑖𝑒, 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑚𝑦ś𝑙 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑤ó𝑙, ż𝑒𝑏𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜ś𝑤𝑖ę𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑤 𝑐𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą, 𝑚ó𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑐𝑖, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑟𝑜𝑏𝑖ć.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 jest trzecią powieścią Tomasza Kieresa, którą w...
2024-04-06
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗢𝗰𝗮𝗹𝗶ć 𝗼𝗱 𝘇𝗮𝗽𝗼𝗺𝗻𝗶𝗲𝗻𝗶𝗮
[…] 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎 𝑡o 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒. 𝐷𝑜𝑝𝑖𝑒𝑟𝑜 𝑤 𝑧𝑏𝑙𝑖ż𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑤𝑖𝑑𝑎ć 𝑤𝑦𝑟𝑎ź𝑛𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘 𝑜𝑘𝑟𝑢𝑡𝑛𝑒 𝑏𝑦ł𝑦 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑦.
Małgorzata Lis dała się poznać w znakomitych 𝑂𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒ś𝑐𝑖𝑎𝑐ℎ 𝑧 𝑤𝑖𝑎𝑟𝑦, ale tym razem napisała powieść z historią w tle, spełniając tym samym swoje marzenia. 𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵 𝘴𝘵𝘢𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘧𝘰𝘵𝘰𝘨𝘳𝘢𝘧𝘪𝘪 to opowieść o losach Magdy i Ireny, która jest co prawda historią fikcyjną, ale inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Dwie kobiety, które wcale nie są jakieś wyjątkowe. Zwyczajne dziewczyny z sąsiedztwa, które dzieli kilkadziesiąt lat, a łączy jeden stary dom.
ʀᴏᴋ 1939
Irenka Będkowska wpadła w oko przystojnemu i szarmanckiemu Stachowi Nowakowskiemu. Każda panna w Żarkach chętnie by się za niego wydała, ale Irena nie wie, czy tego chce. Zauroczył ją, lecz ona go nie kochała. Miała dopiero 18 lat i sama myśl o małżeństwie ją paraliżowała, nie mniej niż słowo „wojna”. Małżeństwo ze Stachem zapewniłoby jej dobrobyt i pomogłaby w ten sposób rodzinie. W tym czasie w mieście mieszkało sporo Żydów, na których coraz mniej łaskawym okiem patrzą Polacy. Irenka co prawda była Polką i katoliczką, ale nie miała nic przeciwko Żydom, sama przyjaźniła się z Sarą Klizmanówną, a potem zakochała się w jej bracie.
ᴡsᴘóᴌᴄᴢᴇśɴɪᴇ
Magda Kowalczyk przeżywa właśnie swój najgorszy dzień życia. Jeśli można wyobrazić sobie wszystkie katastrofy świata, jakie mogą spotkać samotną kobietę, to one spadły jednego dnia na Magdę. Począwszy od zaspania do pracy, awarii windy, a na przyłapaniu ukochanego na całowaniu się z inną panną skończywszy. Całości dopełnia złamany obcas, podarte rajstopy i pęknięta szybka w telefonie. Gdy wydaje się, że limit nieszczęść został wyczerpany, otrzymuje informację, że musi opuścić zajmowane mieszkanie. Wtedy pod wpływem chwili Magda postanawia zmienić swoje życie. Zwalnia się z pracy w korporacji, składa podanie o pracę w szkole w Żarkach i spontanicznie kupuje zrujnowany dom, w którym podobno straszy, ale miał w sobie coś takiego, że ją przyciągał i wiedziała, że na pewno jego mury kryły historię.
ʀᴏᴋ 1939
Irenie, Abram Klizman nie może wyjść z głowy, a ojciec żąda od niej deklaracji w spawie zamążpójścia za Stacha Nowakowskiego, do którego ona nic nie czuje. Irena zdaje sobie sprawę z beznadziejności swego położenia, bo jeśli nawet Abram odwzajemniał jej uczucia to Żyd i gojka nigdy nie będą mogli być razem.
ᴡsᴘóᴌᴄᴢᴇśɴɪᴇ
Magda z góry założyła, że Żarki są jak większość małych polskich miasteczek. Spokojne i nudne. Nie sądziła, że kryje taką ciekawą, a zarazem przykrą historię. Magdzie od razu po przyjeździe wpada w oko pomocny, przystojny Szymon. Chociaż nie miała szczęścia do facetów, to lubiła być zakochana. Podczas porządków na dnie szafy Magda znajduje bardzo starą fotografię przedstawiającą kobietę z dzieckiem.
ʀᴏᴋ 1939
Irena ma spore wątpliwości, czy wychodzić za Stacha, chociaż jej rodzice bardzo tego oczekują. Jej serce coraz bardziej wyrywa się do Abrama, zdaje sobie jednak sprawę, że nie ma wyjścia. 𝐶𝑧𝑦𝑚 𝑏𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑠ą 𝑟𝑜𝑧𝑡𝑒𝑟𝑘𝑖 𝑝𝑎𝑛𝑛𝑦 𝑛𝑎 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑤 𝑝𝑜𝑟ó𝑤𝑛𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑧 𝑝𝑟𝑧𝑒ś𝑙𝑎𝑑𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎𝑚𝑖 𝑖 𝑤𝑖𝑑𝑚𝑒𝑚 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑦? Decyzja Ireny o przyjęciu oświadczyn Stacha cieszy wszystkich, oprócz jej samej i Abrama oczywiście, chociaż ich uczucie było z góry skazane na porażkę.
ᴡsᴘóᴌᴄᴢᴇśɴɪᴇ
Magdę zachwycają Żarki, to niezwykłe i klimatyczne miasteczko ze swoją tragiczną historią. Pasja i miłość Mariusza do tego miejsca udziela się także jej. Dla młodych jest to interesująca historia, a dla starszych trudne wspomnienia.
Magda coraz bardziej zadomawia się w swoim wymarzonym domu, który wymaga kapitalnego remontu, uświadamia sobie, jak radykalnej przemianie uległo jej życie, a popchnęła ją do tego zdrada Łukasza. Przy okazji dowiaduje się, że przystojny Szymon, który jej pomógł, ma inne zobowiazania, Mariusz pasjonat historii Żarek o semickiej urodzie nie jest ortodoksyjnym Żydem, natomiast przystojny weterynarz Wojtek, któremu się spodobała z wzajemnością, jest zajęty.
Magda tak do końca nie wie, czego chce. Rozumie, że czas skończyć z flirtowaniem i na poważnie zająć się swoim życiem. Może chciałaby stabilizacji i oparcia w mężczyźnie, ale każdy facet w jej otoczeniu nie był tym właściwym. Zastanawia się, czy trudno zakochać się ze wzajemnością i sprawić, by to przetrwało? Remont domu mógł skończyć się dla Magdy tragicznie, ale zarazem doprowadził do ważnego odkrycia…
𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵 𝘴𝘵𝘢𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘧𝘰𝘵𝘰𝘨𝘳𝘢𝘧𝘪𝘪 to świetnie skonstruowana powieść obyczajowa z historią w tle, dwutorowa, gdzie w przeszłość wpleciona jest w teraźniejszość. Taki przekaz ma mniejszy ciężar emocjonalny, łatwiej historię Ireny sobie przyswoić. Dwie linie czasowe pozwalają czytającemu odetchnąć, bo problemy współczesne nie są tak ciężkie i trudne jak realia wojenne. Losy Ireny autorka przedstawia tuż przed wybuchem wojny i to co działo się później można jedynie poznać z opowieści tych, którzy pamiętają tamten dramat i losy ludzi, które zmieniły się nieodwracalnie raz na zawsze. Autorka kreśli nastroje, jakie wtedy panowały w Polsce, a konkretnie w Żarkach. Jak zaczyna się szerzyć antysemicka nagonka, jak dawni znajomi sąsiedzi, nagle stają się dla siebie wrogami. Przedstawiana historia przedwojennej miłości Żyda i gojki urywa się tuż przed wybuchem wojny. Reszty historii Magda dowiaduje się z ust leciwej sąsiadki Wandy. Pomimo tragicznego przebiegu zdarzeń dotyczących rodziny Będkowskich, przyjmuje się tę opowieść ze spokojem, bo bezpośrednio się w niej nie uczestniczy. Małgorzata Lis bardziej skupiła się na współczesnym wątku i na tym, jaki wpływ miała przeszłość na powojenne losy ludzi. Świadków tamtych zdarzeń jest coraz mniej, a współcześni różnie na te opowieści reagują. Jednych ta historia bardzo interesuje i starają się ją ocalić od zapomnienia jak Mariusz i Magda a innych ona zupełnie nie obchodzi i reagują znużeniem jak Wojtek.
Znakomicie wypadła kreacja współczesnej bohaterki Magdy, skupionej na flirtach i miłostkach, która jednak stopniowo zmienia się pod wpływem opowiadanej wojennej historii przez leciwą i dobrą Wandę. Imponująca jest postawa nad wyraz dojrzałej osiemnastoletniej Irenki, która, pomimo że jest tak bardzo zakochana, twardo stąpa po ziemi i wybiera zgodnie z rozsądkiem, wbrew swoim uczuciom. Zestawienie odmiennych charakterów bohaterek jest jak zderzenie dwóch odległych światów i sposobu postrzegania rzeczywistości. Małgorzata Lis przedstawia, z czym wtedy musiały zmagać się kobiety, a jak bardzo niefrasobliwie podchodzą do życia te współczesne, które są przekonane, że wszystko im się należy.
Ta powieść uświadamia, że wciąż trzeba wracać do tamtych zdarzeń, żeby młode pokolenie doceniało, w jakich czasach przyszło nam żyć, bez wojny i bez strachu. Oby nigdy się to nie powtórzyło. Może się wydawać, że na rynku jest przesyt tego typu literatury, ale zgadzam się z autorką, że trzeba o tym mówić. I nie chodzi tu o epatowanie tragedią wojny, czy tworzeniu ckliwych romansów, które z rzeczywistością mają nie wiele wspólnego, ale o to, by przypominać o tym, co wydarzyło się naprawdę. Ż𝑒𝑏𝑦 𝑜𝑐𝑎𝑙𝑖ć 𝑜𝑑 𝑧𝑎𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎. 𝑃𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒𝑚𝑦 𝑚ó𝑤𝑖ć 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑜 𝑡𝑦𝑚, 𝑐𝑜 𝑚𝑖ł𝑒 𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑒𝑚𝑛𝑒, 𝑧𝑎𝑓𝑎ł𝑠𝑧𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖ę. 𝑃𝑜𝑧𝑎 𝑡𝑦𝑚 𝑜𝑓𝑖𝑎𝑟𝑜𝑚 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑙𝑒ż𝑦, 𝑐ℎ𝑜ć𝑏𝑦 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑎 𝑝𝑎𝑚𝑖ęć.
Wtedy ludzie, żyli intensywniej, bardziej kochali, cieszyli się każdą chwilą, teraz czasem mamy wrażenie, że czas ucieka nam przez palce i trwonimy go na głupstwa i się nimi przejmujemy.
Mężczyźni walczyli i ginęli na wojnie, a kobiety strzegły ogniska domowego i czekały. Ratowały innych, narażając przy tym swoje życie. Przeprowadzały Żydów przez granicę z generalnej Guberni do III Rzeszy jak mieszkanki Żarek. 𝐵𝑜 𝑘𝑎ż𝑑𝑎 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑎, 𝑡𝑜 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑠𝑖𝑙𝑛𝑎 𝑏𝑒𝑠𝑡𝑖𝑎, 𝑎 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑗𝑒 𝑚𝑎𝑡𝑘ą, 𝑤ó𝑤𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑑𝑙𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑜ż𝑙𝑖𝑤𝑦𝑐ℎ. Nie ma znaczenia, że Małgorzata Lis opowiada historię dwóch fikcyjnych postaci, bo prawdziwa jest historia, która okrutnie doświadczyła miliony Polaków i Żydów. Autorka w przepiękny sposób snuje swoją opowieść, nie ocenia, nie oskarża. Opisuje tamte realia, takimi jak były. Trudne, bolesne i stara się je ocalić od zapomnienia, nie chce pielęgnować w sobie bólu i nienawiści, bo [… ] 𝑤 𝑘𝑎ż𝑑𝑦𝑚 𝑛𝑎𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑠ą 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑖 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑠𝑘𝑎. Powieść napisana ku pamięci tych co pomagali mimo wszystko.
To nie jest jeszcze koniec historii mieszkańców Kwiatowej 18 i to zarówno tych sprzed ponad osiemdziesięciu lat jak i tych współczesnych. Bardzo jestem ciekawa, jak dalej potoczyły się ich losy.
𝑃𝑜𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎ł𝑦 𝑧𝑑𝑗ę𝑐𝑖𝑎, 𝑚𝑎𝑡𝑘𝑖 𝑖 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑐𝑘𝑎 𝑧 𝑐𝑧𝑎𝑠ó𝑤 𝑧𝑎𝑛𝑖𝑚 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎ł𝑦 𝑟𝑜𝑧𝑑𝑧𝑖𝑒𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑑r𝑎𝑚𝑎𝑡 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑦. 𝑃𝑟𝑧𝑒 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑠𝑜𝑤𝑛ą 𝑛𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖ść.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗢𝗰𝗮𝗹𝗶ć 𝗼𝗱 𝘇𝗮𝗽𝗼𝗺𝗻𝗶𝗲𝗻𝗶𝗮
[…] 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎 𝑡o 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒. 𝐷𝑜𝑝𝑖𝑒𝑟𝑜 𝑤 𝑧𝑏𝑙𝑖ż𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑤𝑖𝑑𝑎ć 𝑤𝑦𝑟𝑎ź𝑛𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘 𝑜𝑘𝑟𝑢𝑡𝑛𝑒 𝑏𝑦ł𝑦 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑦.
Małgorzata Lis dała się poznać w znakomitych 𝑂𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒ś𝑐𝑖𝑎𝑐ℎ 𝑧 𝑤𝑖𝑎𝑟𝑦, ale tym razem napisała powieść z historią w tle, spełniając tym samym swoje marzenia. 𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵 𝘴𝘵𝘢𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘧𝘰𝘵𝘰𝘨𝘳𝘢𝘧𝘪𝘪 to opowieść o losach Magdy i Ireny, która jest co prawda historią...
2024-03-28
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝘇𝗸𝗹𝗮𝗻𝗲 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲
Moja miłość do książek Anny Stryjewskiej nie gaśnie, a wprost przeciwnie wzrasta z każdą kolejną książką autorki. Anna Stryjewska tworzy niezwykłe i wzruszające historie o zwyczajnych ludziach, ich problemach, życiowych wyborach i skutkach tych wyborów. Autorka zachwyca mnie swą prozą, każda jej książka dostarcza mi mnóstwa emocji i pozostaje w pamięci na długo po zakończeniu lektury.
𝐿𝑢𝑐𝑦𝑛𝑎. 𝑍𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑛𝑖ć opowiada historię zwyczajnej kobiety, która zakochała się bez pamięci i myślała, że będzie to miłość na zawsze. Sądziła, że jej wybranek tę miłość odwzajemnia równie mocno i wydawało się, że nie ma takiej siły, która by ich rozdzieliła. Niestety pojawił się między nimi człowiek, jak zły duch udający przyjaciela, który sięgnął po to, co nie jego, niszcząc przy tym szczęście tej dwójki. Historia bohaterki wydaje się nieprawdopodobna i choć chwilami przypomina film sensacyjny, to zdarzyła się naprawdę. Historia wielkiej miłości, która nie przetrwała próby czasu, zwłaszcza że fałszywy przyjaciel zapragnął cudzej żony, a ona uwierzyła podszeptom człowieka, który bezczelnie sięgnął po to, co nie jego. Opowieść o wielkiej miłości, która miała trwać, aż po grób, ale życie napisało zupełnie inny scenariusz.
Akcja powieści rozgrywa się w dwóch liniach czasowych od lat 70. do 1990 r. Jedna z nich to, okres, w którym Julian i Lucyna stali się nierozłączni, a ich uczucie wydawało się wieczne i nie do ruszenia. Druga zaś opowiada o tym, jak Julian wyjeżdża za granicę, po czym kontakt się z nim urywa, a zdesperowana Lucyna wyrusza z małym dzieckiem, by go odnaleźć.
Lucyna wychowywała się w dość biednej rodzinie z trójką rodzeństwa i postanowiła, że jej życie będzie wyglądało zupełnie inaczej. Matka pracowała w przędzalni na trzy zmiany, a i tak ledwo wiązała koniec z końcem. Z pięknej i powabnej niegdyś kobiety zmieniła się w podstarzałego i zmęczonego życiem człowieka. Ojciec pijak, nie tylko przepuszczał wszystkie zarobione pieniądze, ale zdradzał matkę przy każdej nadarzającej się okazji. Lucyna obserwując życie matki z pijakiem, który jej nie szanuje, przysięga sobie, że nigdy z kimś takim się nie zwiąże. Były to czasy, gdy żaden chłop za kołnierz nie wylewał, a więzy małżeńskie były święte i nierozerwalne. Każdy mąż bez względu na to, co robił, był lepszy niż gdyby w ogóle go nie było. Dziewczyna jest przekonana, że ślub z Julianem kolorowym ptakiem, z którym łączy ją wielkie uczucie, pozwoli jej stworzyć szczęśliwą rodzinę. Lucyna przyrzekła sobie, że nie pozwoli, by mąż ją oszukał i że nigdy nie da się traktować tak jak matka. Jeszcze nie wie, że wszystko nie jest takie proste, jak jej się wydaje i wkrótce jej życie potoczy się zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażała.
Idylla jednak nie trwa zbyt długo, bo Julian wskutek nierozważnego zachowania musi szukać pracy za granicą. Gdy w Berlinie Zachodnim Julian trafia do więzienia, Lucyna z pomocą zauroczonego nią fałszerza dokumentów przekracza wraz z córeczką nielegalnie granicę. Mieszka w domu dla uchodźców i jest przerażona tym, że nie wie, gdzie jest jej mąż, a ona nie może wrócić do kraju. Tkwiła tu z małym dzieckiem od dwóch miesięcy i wciąż nie wiedziała co będzie dalej. Mąż zapadł się jak kamień w wodę, a jej myśli nieustannie krążyły między domem w Polsce a przytułkiem dla uchodźców. Serce przepełniał strach. 𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑝𝑢𝑠𝑧𝑐𝑧𝑎ł𝑎, ż𝑒 𝑑𝑜𝑐𝑖𝑒𝑟𝑎𝑗ą𝑐 𝑛𝑎 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑒, 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑢ż 𝑚ęż𝑎. 𝑁𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑜d𝑧𝑖𝑒𝑤𝑎ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑖𝑜𝑠𝑢 𝑜𝑑 𝑙𝑜𝑠𝑢, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑐𝑎ł𝑘𝑜𝑤𝑖𝑐𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑘𝑟𝑧𝑦ż𝑜𝑤𝑎ł 𝑗𝑒𝑗 𝑝𝑙𝑎𝑛𝑦. Gdy w końcu odnajduje Juliana, dostaje kubeł zimnej wody na głowę. Teraz musi zdecydować, wraca do kraju, czy zostaje, choć w tej sytuacji zaczyna jej być wszystko jedno. Zdaje sobie sprawę z ironii losu, że mimo wszystko dostała szansę na nowe życie. Została oszukana, zraniona do głębi, zdradzona, a Wojtek znalazł się przy niej w odpowiednim momencie, chociaż ona wcale go nie kochała. Lucyna w desperacji do końca nie przemyślała swoich decyzji. Postanowiła wraz z Wojtkiem wyjechać do Ameryki, wbrew radom siostry i przyjaciółki. Nie wiedziała, czy chce zrobić na złość Julkowi, udowodnić coś sobie, czy może uległa namowom Wojtka. Chociaż czuje zapętlający się strach na gardle przed nieznanym, rozpacz, złość i chęć odegrania się na mężu prowadzi ją w świat, wbrew wszystkim i wszystkiemu. Lucynie marzył się własny skrawek nieba, a Ameryka miała go jej zapewnić.
Ameryka nie do końca spełniła oczekiwania Lucyny, a Wojtek stawał się coraz bardziej zazdrosny i agresywny. Lucyna bardzo tęskni za rodziną i siermiężną ojczyzną, w której zostawiła najlepsze chwile swojego życia, wielką miłość i nadzieję… 𝑃𝑜𝑝𝑒ł𝑛𝑖ł𝑎 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑒 𝑏łę𝑑ó𝑤, 𝑝𝑜𝑚𝑦𝑙𝑖ł𝑎 𝑡𝑦𝑙𝑒 𝑑𝑟ó𝑔, 𝑎𝑙𝑒 𝑘𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑏łą𝑑𝑧𝑖, 𝑘𝑡o 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑦𝑙𝑖?
Konstrukcja powieści jest niezwykle ciekawa, jej akcja rozgrywa się na przestrzeni kilku lat w Łodzi, a potem w Niemczech, Kanadzie i Ameryce. Autorka wspomina w posłowiu, że nie byłoby tej powieści, gdyby nie pewna podróż na początku 2023 roku na północ Francji, Belgii i Anglii, gdy do grupy dołączyła powieściowa Lucyna pełna radości i optymizmu pomimo kilkuletniej walki z nowotworem, snuła plany na przyszłość i opowiadała o swoim barwnym i niezwykłym życiu.
Większość występujących w powieści bohaterów to postaci autentyczne, ludzie z krwi i kości, którzy żyli w tamtych czasach. Szczególnie imponowała mi postawa mamy Lucynki, kobiety z pozoru kruchej i stłamszonej przez życie, ale gdy trzeba, potrafiła zawalczyć o swoje. Chociaż wydawała się kobietą uzależnioną od męża, to jak na tamte czasy była niezwykle operatywna i odważna. Mając na utrzymaniu czwórkę dzieci, nie mogąc liczyć na pomoc męża pijaka, mieszkająca w lokalu urągającym wszelkim standardom, gdy pojawi się okazja, ona robi wszystko by zapewnić sobie i dzieciom przyzwoity lokal do mieszkania.
Anna Stryjewska wspaniale nakreśliła ówczesne realia, trudną codzienność Polaków, która często zmuszała do „kombinowania” i „załatwiania”, co dziś wydaje się nie do pomyślenia, wówczas było normą. To był niezapomniany czas prywatek, adapterów i płyt winylowych z nagraniami znanych zespołów zdobywających w ówczesnej Polsce szczyty popularności. Autorka pokazała, jak wtedy wyglądały relacje rodzinne i sąsiedzkie, a także marzenia ludzi zwłaszcza młodych o wyjeździe do Ameryki, który jawił się im jako amerykański sen o dobrobycie. Były to lata w pewnym sensie podobne do naszej rzeczywistości. Propaganda goniła propagandę. Kolejny premier nie był lepszy od poprzedniego. 𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑜𝑏𝑖𝑒𝑐𝑢𝑗𝑒, 𝑎 𝑝óź𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑟𝑜𝑏𝑖 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒!
Małżeństwo Lucyny i Juliana jest przykładem związków na odległość w tamtych czasach, odzwierciedleniem sporej liczby rozbitych małżeństw z powodu migracji za granicę. Młodzi ludzie zyskiwali pieniądze, lecz zazwyczaj tracili rodziny. Zazwyczaj związki na odległość nie wytrzymywały próby czasu albo jak to ma miejsce w powieści, rozpadowi przysługiwali się „przyjaciele”, mający w tym osobisty interes. Marzenia o innym lepszym życiu kończyły się zwykle rodzinnymi dramatami. Pieniądze to nie wszystko, każdy się kiedyś o tym przekonuje.
Historia opowiedziana przez Annę Stryjewską jest nie tylko oparta na faktach, ale ma uniwersalny przekaz, a dla mnie była podróżą sentymentalną do przeszłości.
Niejednokrotnie za swoje wybory płacimy wysoką cenę, bo całe lata zajmuje nam dostrzeżenie oczywistej prawdy i docenienia tego, co jest najważniejsze w życiu. Każdy z nas nosi bagaż życiowych doświadczeń i przeżyć. Często jednak nasze marzenia i założenia są bardzo dalekie od rzeczywistości i życie je weryfikuje. Tak nie wiele przecież trzeba nam do szczęścia, a próbujemy go szukać hen daleko. Niestety obiecany American Dream jest tylko ułudą, bo wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
Historia Lucyny zapadła mi głęboko w serce i bardzo chciałabym się dowiedzieć, jaki był ciąg dalszy jej niezwykłych losów, a że jakiś był, sugeruje to otwarte zakończenie.
𝐾𝑎ż𝑑𝑎 𝑧 𝑛𝑎𝑠 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎𝑗ą𝑐, 𝑝𝑜𝑠𝑧𝑢𝑘𝑢𝑗ą𝑐 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑖 𝑠𝑝eł𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑧𝑑𝑜𝑙𝑛𝑎 𝑏𝑦ł𝑎 𝑙𝑢𝑏 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑑𝑜 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑦𝑛ó𝑤 𝑖 𝑤𝑦𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑒ń. 𝑀𝑖ł𝑜ść 𝑢𝑠𝑘𝑟𝑧𝑦𝑑𝑙𝑎, 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑛𝑜𝑠𝑖 𝑔ó𝑟𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑚𝑜ż𝑒 𝑡𝑒ż 𝑟𝑎𝑛𝑖ć, 𝑎 𝑧𝑟𝑎𝑛𝑖𝑜𝑛𝑎, 𝑧𝑑𝑟𝑎𝑑𝑧𝑜𝑛𝑎 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑎 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖 𝑏𝑦ć 𝑛𝑖𝑒𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑎𝑙𝑛𝑎.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝘇𝗸𝗹𝗮𝗻𝗲 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗲
Moja miłość do książek Anny Stryjewskiej nie gaśnie, a wprost przeciwnie wzrasta z każdą kolejną książką autorki. Anna Stryjewska tworzy niezwykłe i wzruszające historie o zwyczajnych ludziach, ich problemach, życiowych wyborach i skutkach tych wyborów. Autorka zachwyca mnie swą prozą, każda jej książka dostarcza mi mnóstwa emocji i pozostaje...
2024-03-27
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗛𝗲𝗿𝗯𝗮𝘁𝗮 𝗽𝗼𝘇𝘆𝘁𝘆𝘄𝗻𝘆𝗰𝗵 𝘇𝗺𝗶𝗮𝗻
𝑆ą 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑒, 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖𝑚𝑦 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗ę 𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś, 𝑘𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑔𝑜ś𝑐𝑖 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑠𝑚𝑎𝑘 𝑢𝑧𝑑𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą𝑐𝑒𝑗 𝑖 𝑎𝑟𝑜𝑚𝑎𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒𝑗 𝑗𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 ℎ𝑒𝑟𝑏𝑎𝑡𝑦
Aleksandry Rak specjalnie przedstawiać nie muszę, bo napisała już 20 książek i doskonale jest znana swoim fanom, którzy cenią ją za to, że potrafi zaczarować czytelnika i wprowadzić go w świat, z którego nie się chce wychodzić. Nie bez powodu nazywana „mistrzynią relacji i więzi międzyludzkich”. W swoich powieściach porusza głównie tematy rodzinne, które opisuje w delikatny i czuły sposób. Po przeczytaniu 𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵ó𝘸 𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪𝘯𝘺 𝘞𝘪𝘯𝘯𝘪𝘤𝘬𝘪𝘤𝘩 napisałam, że po lekturze książki czuję się, niczym po wypiciu lampki dobrego wina. Byłam oczarowana tą niesamowitą i piękną historią, zmuszającą do refleksji, wspaniałymi opisami i mądrością życiową, jaka z niej płynęła.
𝐻𝑒𝑟𝑏𝑎𝑐𝑖𝑎𝑟𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑜𝑑 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑒𝑚 to kolejna przepiękna opowieść autorki o tym, że kobiety mogą być dla siebie dobre, być przyjaciółkami na dobre i złe. I o tym, że każda z nas potrzebuje miejsca poza domem, gdzie mogłaby się spotkać z innymi kobietami, pogadać o wszystkim i o niczym. Poskarżyć się, ponarzekać, otrzymać wsparcie, albo chociaż zostać wysłuchaną.
Jubileusz w liceum przyczynił się do tego, że koleżanki ze szkolnej ławy nieoczekiwanie spotykają się po latach. Żadna z nich nie zrealizowała swoich marzeń i żadna z nich tak do końca nie jest szczęśliwa. Honorata jest matką trójki wymagających dzieci i żoną rozpieszczonego mężczyzny, któremu obce są obowiązki domowe. Gabrysia musiała zaopiekować się siostrą, by uchronić ją przed pobytem w domu dziecka. Niestety nastolatka przyzwyczaiła się, że nie musi uczestniczyć w domowych obowiązkach, nie interesuje jej, że siostra wyzbyła się swoich artystycznych zamiłowań, na rzecz pracy w znienawidzonej przez nią agencji ubezpieczeniowej, żeby miały z czego się utrzymać. Alicja uwielbia swoją pracę z dziećmi w przedszkolu, ale związała się z egoistycznym facetem, z którym jest w ciąży, a ten siedzi jej na głowie w małej ciasnej kawalerce i zupełnie nie okazuje zainteresowania ani jej, ani ich jeszcze nienarodzonemu dziecku. Ala nie ma do kogo się zwrócić o pomoc, bo dawno temu zerwała relacje ze swoimi rodzicami. Dagmara jest bibliotekarką i mimo że bardzo kocha przebywanie w otoczeniu książek, marzy o czymś więcej. Te marzenia skutecznie torpeduje jej matka, która nie lubi zmian i nie wierzy w sukces córki.
Wszystkie na swój sposób są samotne, a powrót do wspomnień sprawia, że zaczynają analizować swoje wybory i żałować niewykorzystanych możliwości i utraconych szans. Wszystkie po tym spotkaniu czują, że pragną zmian w swoim życiu, bo na co dzień brakuje im ciepła i otuchy. Zaskakujące ciągi zdarzeń i zbiegów okoliczności sprawiają, że losy tych czterech kobiet nieoczekiwanie dla nich samych się splatają. Nie są już ze swymi problemami same, wspierają się nawzajem i stawiają czoła przeciwnościom losu. Ż𝑎𝑑𝑛𝑎 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑎ł𝑎 𝑖𝑑𝑒𝑎𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑟𝑡𝑢 𝑤 𝑑𝑜𝑟𝑜𝑠ł𝑜ść […] Czy w pozornie poukładanym życiu kobiet jest miejsce na zmiany?
Kobiety próbują postawić swoje rodziny do pionu, ale bliscy nie wykazują zrozumienia, a wprost przeciwnie zaczynają się buntować. Nie potrafią stanąć na wysokości zadania, bo wygodnictwo i wyręczanie się innymi weszło im w nawyk. Kobiety zamiast oczekiwanej wdzięczności ze strony rodziny, spotykają się z niezadowoleniem, słowami pełnych pretensji i żalu. Zniechęcone sytuacją, chcą odpuścić, ale dobre rady przyjaciółek je przed tym powstrzymują. Koło zmian zostało już puszczone w ruch i żal je teraz zatrzymywać, bo wszystko, co dotąd zrobiły, zostałoby zaprzepaszczone raz na zawsze. To świeże spojrzenie na sytuację może pomóc kobietom i wiele zmienić, przede wszystkim pozwolić im wyrwać się z układów, w których bezradnie dotąd tkwiły.
Daga pragnie wyrwać się spod wpływu toksycznej matki, narzucającej swoje zdanie i decydującej o wszystkim. Honi z układu idealnej rodzinki zrzucającej wszystko na jej barki, bo skoro nie ma ambicji i nie pracuje, to może być darmową „służącą” dla bliskich z wiecznie kontrolującą ją teściową. Ala ze związku z mężczyzną, który z jej mieszkania zrobił sobie wygodną metę do spania i pożywiania, a dbanie o wygody partnerki zupełnie nie jest zgodne z jego naturą. Gabi z roli matki dla nastoletniej siostry, która w ogóle nie docenia jej poświęcenia.
Wszystkie pragną odmienić swoje życie, ale Dagmarę przed zmianami powstrzymuje apodyktyczna matka, bo córce i tak się nic nie uda, Honoratę, teściowa i mąż, bo przecież sama takiego życia chciała, Alicję strach, bo mężczyzna jest ojcem jej dziecka, a ona nie poradzi sobie z samotnym macierzyństwem, Gabrielę lęk o losy siostry, bo jeśli porzuci pracę w znienawidzonym miejscu, nastolatka trafi do domu dziecka. A gdzie w tym wszystkim są one same? Czy ktoś je pyta, co czują, czego chcą? Czy komuś zależy, by one mogły spełniać swoje marzenia? Dla każdej z kobiet nadchodzi jednak taki moment, kiedy rozgoryczenie przechyla szalę w jedną stronę. W trudnych chwilach pojawiają się przyjaciółki, które wspierają w niełatwych, ale potrzebnych decyzjach. Są zawsze tam, gdy któraś z nich potrzebuje rady i wsparcia. 𝐾𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑟𝑦𝑧𝑦𝑘𝑢𝑗𝑒, 𝑡𝑒𝑛 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑖𝑗𝑒 𝑠𝑧𝑎𝑚𝑝𝑎𝑛𝑎.
𝘏𝘦𝘳𝘣𝘢𝘤𝘪𝘢𝘳𝘯𝘪𝘢 𝘱𝘰𝘥 𝘑𝘢ś𝘮𝘪𝘯𝘦𝘮 to tylko z pozoru historia lekka, łatwa i przyjemna, a jest to zapewne spowodowane przyjemnym i przystępnym w odbiorze stylem pisania autorki. Tak naprawdę ta powieść ma do przekazania sporo życiowej mądrości i wzbudza mnóstwo emocji. Niejednokrotnie zaciskałam pięści z bezsilnej złości, gdy bohaterki napotykały mur obojętności bliskich, a na próby zwrócenia im uwagi, że źle postępują, reagowali złością. Każda z bohaterek boryka się z problemami codziennego życia z kieratem obowiązków, w które same się zaprzęgły. Kiedyś źle wybrały i te niewłaściwe decyzje odcisnęły piętno na ich obecnym życiu, a próba zmienienia czegokolwiek spotyka się z oporem rodziny, bo przecież dobrze jest, tak jak jest. Przynajmniej dla nich.
𝐻𝑒𝑟𝑏𝑎𝑐𝑖𝑎𝑟𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑜𝑑 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑒𝑚 to piękna opowieść o przyjaźni, bratnich duszach, które łączą się w trudnych chwilach. To wspaniała powieść, którą czyta się z zapartym tchem od początku, aż do samego końca. Aleksandra Rak opowiada historię czterech kobiet, otulonej aromatem jaśminowej herbaty, spotykających się po latach, by mogły przewartościować swoje życie. Historia pokazująca, że zmiany zawsze są możliwe, jeśli naprawdę będziemy tego chciały, że na realizację swoich marzeń nigdy nie jest za późno. Często, jak bohaterki popadamy w rutynę dnia codziennego, a przyzwyczajenia sprawiają, że brakuje nam odwagi, by coś zmienić i zawalczyć o swoje. Każdy potrzebuje kogoś, by przytulił, wysłuchał, otarł łzy, doradził, albo po prostu by był.
Jestem tą historią wprost oczarowana, bo z każdą stroną nabiera mocy, jak świeżo zaparzona aromatyczna herbata. Cudownie było obserwować, jak przyjaźń kobiet nabiera tempa, jak się rozwija i jak stają za sobą murem, by szukać rozwiązania skomplikowanych problemów. Daga, Honia, Gabrysia i Ala, pomimo że są tak różne od siebie, to łączy je wielka potrzeba zmian, a gdy się zjednoczą, nie będzie takiej siły, która by je pokonała.
Chociaż na tę chwilę ta niezwykła historia ma swój koniec, to już nie mogę się doczekać drugiego tomu powieści – 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑏𝑎𝑏𝑒𝑐𝑧𝑒𝑘.
Ludzie lubią i z łatwością oceniają drugiego człowieka […] 𝑖 𝑚𝑦ś𝑙ą 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑜𝑛 𝑚𝑎 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑧ł𝑒. 𝑂𝑠𝑎𝑑𝑧𝑎𝑗ą, 𝑎 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑛𝑖𝑐 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧ą. […] 𝐾𝑡𝑜ś 𝑚ą𝑑𝑟𝑦 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑎ł 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś, ż𝑒 ż𝑒𝑏𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś 𝑧𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑒ć, 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑤ł𝑜ż𝑦ć 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑏𝑢𝑡𝑦, 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑗ść 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑟𝑜𝑔ę 𝑖 𝑠𝑝𝑜𝑗𝑟𝑧𝑒ć 𝑛𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑜𝑐𝑧𝑎𝑚𝑖.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗛𝗲𝗿𝗯𝗮𝘁𝗮 𝗽𝗼𝘇𝘆𝘁𝘆𝘄𝗻𝘆𝗰𝗵 𝘇𝗺𝗶𝗮𝗻
𝑆ą 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑒, 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖𝑚𝑦 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗ę 𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś, 𝑘𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑔𝑜ś𝑐𝑖 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑠𝑚𝑎𝑘 𝑢𝑧𝑑𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą𝑐𝑒𝑗 𝑖 𝑎𝑟𝑜𝑚𝑎𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒𝑗 𝑗𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 ℎ𝑒𝑟𝑏𝑎𝑡𝑦
Aleksandry Rak specjalnie przedstawiać nie muszę, bo napisała już 20 książek i doskonale jest znana swoim fanom, którzy cenią ją za to, że potrafi zaczarować czytelnika i wprowadzić...
2024-03-23
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗗𝘂𝗰𝗵𝘆 𝗽𝗿𝘇𝗲𝘀𝘇ł𝗼ś𝗰𝗶
𝐶𝑧𝑎s𝑒𝑚 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑢𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑢𝑐ℎó𝑤 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ś𝑐𝑖, 𝑏𝑜 𝑚𝑜𝑔ą 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć 𝑧𝑏𝑦𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑖ł𝑒.
[…]𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒 𝑏𝑦ć 𝑡𝑎𝑘, ż𝑒 𝑐𝑖ą𝑔𝑙𝑒 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑖𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑒. 𝑃𝑟ę𝑑𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑦 𝑝óź𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑐𝑜ś 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑝ę𝑘𝑛ąć. 𝑇𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 ż𝑦𝑐𝑖𝑒. 𝑅𝑎𝑧 𝑛𝑎 𝑤𝑜𝑧𝑖𝑒, 𝑟𝑎𝑧 𝑝𝑜𝑑 𝑤𝑜𝑧𝑒𝑚.
Kolejny raz wybrałam się do Jemiołek, wsi spokojnej, wsi uroczej, wsi wyjątkowej, w której jak się okazuje można wieść życie równie ciekawe, jak w Paryżu. W tej wsi tak wiele się dzieje, że od mnogości zdarzeń nawet święty traci głowę. Czy znajdzie się ktoś, kto pomoże mu ją odzyskać? Czy uda się zatrzeć granicę, która od wieków dzieli wieś na pół?
Jemiołki to bardzo nietypowa wieś, od wieków podzielona na dwie części , na włościańską i szlachecką. Niewidoczna granica przebiegała przez główny ołtarz w kościele. 𝐺𝑟𝑎𝑛𝑖𝑐𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑙𝑖ł𝑎 𝑤𝑖𝑒ś 𝑛𝑎 𝑝ół, 𝑎 𝑤 𝑏𝑜𝑐𝑧𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑤𝑎𝑐ℎ 𝑤𝑖𝑠𝑖𝑎ł𝑦 𝑑𝑤𝑎 𝑖𝑑𝑒𝑛𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒 𝑜𝑏𝑟𝑎𝑧𝑦 𝑀𝑎t𝑘𝑖 𝐵𝑜𝑠𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑧 𝐷𝑧𝑖𝑒𝑐𝑖ą𝑡𝑘𝑖𝑒𝑚. 𝐷𝑜 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑧𝑜𝑟𝑒𝑚 𝑝𝑟𝑧𝑜𝑑𝑘ó𝑤 𝑚𝑜𝑑𝑙𝑖𝑙𝑖 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑡𝑜𝑚𝑘𝑜𝑤𝑖𝑒 𝑤ł𝑜ś𝑐𝑖𝑎𝑛, 𝑎 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑔𝑜 – 𝑠𝑧𝑙𝑎𝑐ℎ𝑡𝑦. Ten podział sięgał niepamiętnych czasów, jakimś cudem przetrwał do współczesnych i nadal był przyczyną nieporozumień.
Gaja obdarzona jest niezwykłymi zdolnościami i choć wciąż miewa przeczucia, to często stara się je ignorować. W dniu, gdy zasłabł Walenty, na szczęście ich posłuchała i dzięki temu uratowała życie swojemu przyjacielowi, który był dla Gai kimś wyjątkowym. Zresztą nie tylko dla niej, ale także dla Fabiana uważanego za wioskowego głupka, małomównego kościelnego Hieronima Knuta i Małgosi Podhoreckiej zwanej babcią Pogodą oraz dla każdego, komu los Walentego leżał na sercu. Wszystkich zastanawia, co takiego zobaczył Walenty na rozdrożu, gdzie bardzo często lubił przesiadywać, że o mało nie umarł na zawał serca.
Walerka, Klara i Małgosia odnalazły na nowo swoją dawną przyjaźń. Niepełnosprawny Fabian Antosik tak naprawdę nie jest głupi, tylko ułomny fizycznie. Doskonale wie o tym Gaja i stary Walenty. Niestety społeczeństwo Jemiołek niepełnosprawność fizyczną chłopaka zrównało z niepełnosprawnością umysłową, nie siląc się na jego bliższe poznanie. Mógł spokojnie grać rolę wioskowego głupka i nawet nie musiał się specjalnie ukrywać […] 𝑏𝑜 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑜ść 𝑧 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑎 𝑧𝑎𝑘ł𝑎𝑑𝑎ł𝑎, ż𝑒 𝑤 𝑛𝑖𝑒𝑑𝑜𝑠𝑘𝑜𝑛𝑎ł𝑦𝑚 𝑐𝑖𝑒𝑙𝑒, 𝑛𝑎𝑑 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑠𝑖ę 𝑝𝑒ł𝑛𝑒𝑗 𝑘𝑜𝑛𝑡𝑟𝑜𝑙𝑖, 𝑡𝑘𝑤𝑖 𝑡𝑎𝑘𝑖 𝑠𝑎𝑚 𝑢𝑚𝑦𝑠ł – 𝑘𝑎𝑙𝑒𝑘𝑖, 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑜𝑟𝑎𝑑𝑛𝑦 𝑖 𝑛𝑖𝑒𝑢ż𝑦𝑡𝑒𝑐𝑧𝑛𝑦. Gaja, przed którą niewiele się udało ukryć, bo umiała zajrzeć głębiej niż inni, wie doskonale, że Fabian jest zupełnie inny, niż się wszystkim wydaje.
Po drugiej stronie rozlewiska w ciągu jednej nocy powstaje tajemniczy dom. We wsi pojawia się przystojny Francuz Colin, który szuka tu swoich korzeni, a swoją obecnością denerwuje Radka. Gaja z Emilią czują, że ich miejsce pracy może być zagrożone, bo nie wiadomo, czyją własnością jest dwór. Hanna, siostra Gai doczekała się wymarzonego dziecka, ale przeżywa problemy związane z macierzyństwem. Ciężarna Tereska niepokoi się o dziecko i o pracę, a Wargoniowa przejmuje losami swojego sklepu. Radek zazdrosny jest o Gaję, bo dziewczyna ociąga się z podjęciem decyzji o wspólnej przyszłości. Natomiast Walerka, ekscentryczna ciotka z Ameryki, ujawnia wszystkie zakurzone tajemnice i prawda w końcu wychodzi na jaw.
Jemiołki to taki kawałek małego świata, w którym ksiądz Eryk chce dokonać zmian. Jest przeciwieństwem proboszcza Piekiełki, który dla własnej wygody i spokoju, potrafi tworzyć pozory. Eryk uparty jest jak osioł ma głowę pełną pomysłów dotyczących zmian we wsi. Wydawało mu się, że jego misją jest zbawianie świata, nawet jeśli ten świat tego nie chciał.
Jemiołki to miejscowość, w której nic nie da się ukryć, bo prędzej, czy później wszyscy się o wszystkim dowiadywali, chociaż niektóre tajemnice nigdy nie powinny wyjść na światło dzienne. Piękna powieść 𝑜 𝑊𝑎𝑙𝑒𝑛𝑡𝑦𝑚, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑐𝑖ą𝑔𝑙𝑒 𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎ł 𝑛𝑎 𝐽𝑎𝑠𝑖ę, 𝑝𝑒𝑤𝑖𝑒𝑛, ż𝑒 𝑤 𝑘𝑜ń𝑐𝑢 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑟ó𝑐𝑖. 𝑂 𝑀𝑎ł𝑔𝑜𝑠𝑖, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑏𝑒𝑧 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑦 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎ł𝑎 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑔𝑜 𝐽𝑎ś𝑘𝑎 […]. O Colinie, który mimo starań miał problem z odnalezieniem przodków, 𝑜 𝑝𝑒ł𝑛𝑦𝑚 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑖 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑛𝑐𝑗𝑖 𝐸𝑟𝑦𝑘𝑢, 𝑜 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑦𝑚, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑐𝑖ą𝑔𝑙𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑎ł 𝑔ł𝑜𝑤𝑦 […] i wielu jeszcze innych sprawach. Opowieść o rodzinach, które żrą się od pokoleń, chociaż powód do waśni dawno już nie istniał.
Jemiołki to wieś, która przypomina Dom wariatów, jak potocznie nazywano tu przychodnię Gai i Emilii z plejadą niesamowitych postaci i ich historiami przyprawiającymi o zawrót głowy. Fabian, który jest zupełnie inny, niż się wszystkim wydawało, szanowana rodzina, która na to miano nie zasługuje, wyrachowany ksiądz Piekiełko, któremu zależy tylko na świętym spokoju. Grono staruszków, ukrywających dawne sekrety, Oliwia, która nie chce mieć dzieci, ale doradza w sprawach macierzyństwa. I na koniec dobry i empatyczny wikary Eryk, który jak się wydaje, że jest jedyną osobą zdolną zmienić wieś i zetrzeć niewidzialną granicę, która wciąż dzieli wieś na pół, co dawno nie ma najmniejszego sensu.
𝐺𝑑𝑧𝑖𝑒 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑔ł𝑜𝑤ę, to opowieść pełna tajemnic z przeszłości i zaskakujących powiązań. Od wszelkiego rodzaju zależności, mnogości imion i nazwisk nie tylko święty mógł stracić głowę. Podziwiam autorkę, że nie pogubiła się w tych wszystkich wątkach i nazwiskach. Przyznaję, że chwilami miałam nie lada problem, kto z kim i dlaczego?
𝐺𝑑𝑧𝑖𝑒 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑔ł𝑜𝑤ę, to piękna powieść, która doskonale obrazuje polskie społeczeństwo. Historia Jemiołek jest takim małym skrawkiem naszego kraju, gdzie z jednej strony autorka przedstawia polski naród jako zasłużony i pracowity, w którym od pokoleń przekazywane są honor, szacunek dla starszych i troska o rodzinę, a z drugiej pokazuje, że nie jest on wolny od podziałów prowadzących do niechęci i braku zrozumienia.
𝐺𝑑𝑧𝑖𝑒 ś𝑤𝑖ę𝑡𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖 𝑔ł𝑜𝑤ę to powieść idealna, prawie pozbawiona wad, jedyne zastrzeżenie, jakie mam dotyczy wątku poprawnego politycznie, w który ostatnio obfituje nasza współczesna literatura, jakby bez niego nie mogła się obejść. Ta bardzo dobra powieść stworzona przez Renatę Kosin, wcale go nie potrzebowała.
[…] 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑜 𝑤 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑢 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑎𝑗𝑐𝑒𝑛𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒, 𝑐𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑠𝑎𝑚𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑢 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑜, 𝑐𝑜 𝑔𝑜 𝑜𝑑 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑟óż𝑛𝑖. 𝐷𝑙𝑎𝑡𝑒𝑔𝑜 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑎𝑘𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑚𝑎𝑖𝑡𝑦 𝑖 𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎𝑤𝑦.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗗𝘂𝗰𝗵𝘆 𝗽𝗿𝘇𝗲𝘀𝘇ł𝗼ś𝗰𝗶
𝐶𝑧𝑎s𝑒𝑚 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑢𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑢𝑐ℎó𝑤 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ś𝑐𝑖, 𝑏𝑜 𝑚𝑜𝑔ą 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć 𝑧𝑏𝑦𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑖ł𝑒.
[…]𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒 𝑏𝑦ć 𝑡𝑎𝑘, ż𝑒 𝑐𝑖ą𝑔𝑙𝑒 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑖𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑒. 𝑃𝑟ę𝑑𝑧𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑦 𝑝óź𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑐𝑜ś 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑝ę𝑘𝑛ąć. 𝑇𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 ż𝑦𝑐𝑖𝑒. 𝑅𝑎𝑧 𝑛𝑎 𝑤𝑜𝑧𝑖𝑒, 𝑟𝑎𝑧 𝑝𝑜𝑑 𝑤𝑜𝑧𝑒𝑚.
Kolejny raz wybrałam się do Jemiołek, wsi spokojnej, wsi uroczej, wsi wyjątkowej, w której jak się okazuje można wieść...
2024-03-14
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪𝗯𝗿𝗲𝘄 𝘄𝘀𝘇𝘆𝘀𝘁𝗸𝗶𝗲𝗺𝘂
𝑆𝑒𝑟𝑐𝑒 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎 𝑛𝑎 𝑐𝑎ł𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑎 𝑑𝑢𝑠𝑧𝑎 𝑛𝑎 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑜ść.
𝑂𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒ść 𝑤𝑎𝑟𝑚𝑖ń𝑠𝑘𝑎 zajęła w moim sercu szczególne miejsce. Jej bohaterów pokochałam od pierwszego tomu, a z każdą kolejną częścią moja miłość do nich wciąż rośnie. Coraz bardziej się do nich przywiązuję, a ich losy śledzę z zapartym tchem. 𝑁𝑎𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎 𝑠ą 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑚ł𝑜𝑑𝑒, przyprawiły mnie o szybsze bicie serca, wielokrotnie wycisnęły łzy i przeczołgały emocjonalnie. Świat ogarnęła mordercza wojna, Lizka za sprawką Oswalda znalazła się w obozie Hohenbruch. Opisywane przez autorkę dantejskie sceny rozgrywające się w obozie, faktycznie miały miejsce. 𝑊𝑖ęź𝑛𝑖𝑜𝑤𝑖𝑒 𝑢𝑚𝑖𝑒𝑟𝑎𝑙𝑖 𝑧 𝑔ł𝑜𝑑𝑢, 𝑤𝑎𝑟𝑢𝑛𝑘𝑖 ℎ𝑖𝑔𝑖𝑒𝑛𝑖𝑐𝑧𝑛𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑖𝑠𝑡𝑛𝑖𝑎ł𝑦, 𝑧𝑎 𝑝𝑜𝑠ł𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑠ł𝑢ż𝑦ł𝑎 𝑔𝑎𝑟ść 𝑙𝑢𝑧𝑒𝑚 𝑟𝑧𝑢𝑐𝑜𝑛𝑒𝑗 𝑠ł𝑜𝑚𝑦, 𝑝𝑒ł𝑛𝑒𝑗 𝑟𝑜𝑏𝑎𝑐𝑡𝑤𝑎 𝑖 𝑏𝑟𝑢𝑑𝑢. 𝑊 „𝑠𝑧𝑝𝑖𝑡𝑎𝑙𝑢” 𝑐ℎ𝑜𝑟𝑧𝑦 𝑙𝑒ż𝑒𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑐𝑒𝑚𝑒𝑛𝑡𝑜𝑤𝑒𝑗 𝑝𝑜𝑠𝑎𝑑𝑧𝑐𝑒, 𝑤𝑒 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑜𝑑𝑐ℎ𝑜𝑑𝑎𝑐ℎ, 𝑝𝑜𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖 𝑏𝑒𝑧 𝑜𝑝𝑖𝑒𝑘𝑖 𝑖 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒𝑗𝑘𝑜𝑙𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑝𝑜𝑚𝑜𝑐𝑦 𝑙𝑒𝑘𝑎𝑟𝑠𝑘𝑖𝑒𝑗 – napisała autorka w posłowiu. Franz próbuje ratować ukochaną i jak najszybciej chce dotrzeć do obozu, lecz niestety pociąg, którym jedzie, ulega katastrofie. Nie dość, że nie udało mu się pomóc Lizce, to leży ranny w szpitalu i może zostać oskarżony o dezercję.
Gertruda dopiero teraz zrozumiała, jacy źli i bezwzględni są jej starsi synowie. Rozpacza, że tak źle ich wychowała. Po śmierci męża zbliżyła się do Augusty i Jana. Chciałaby pomóc Franzowi w odnalezieniu ukochanej, ale od potrzeby pomagania silniejszy jest paniczny strach o rodzinę, więc tylko udaje, że wciągnęła się w poszukiwania Lizki.
Lizka z towarzyszkami niedoli rozpaczliwie próbują przeżyć, chociaż tyfus, głód i bezwzględne traktowanie przez Niemców dziesiątkuje więźniów. Wciąż powtarzają sobie, że ich drzewa na trumny są jeszcze za młode, lecz tu nie używano trumien do pochówku, tu nic nie używano. Wrzucano ciała na wózek i wieziono do lasu, zakopywano jak truchło zwierząt we wspólnym, bezimiennym dole. Bez godnego pochówku, bez modlitwy niczym śmieci. Opisy warunków w obozie są tak realistyczne i wstrząsające, że jeżą włos na głowie. Ciężka praca, urągające wszelkim normom warunki bytowe, w jakich przetrzymywani są więźniowie, nieludzkie traktowanie, karmienie lurą, która nie nadaje się do jedzenia to obozowa codzienność. Trudno sobie wyobrazić, że ludzie opętani ideologią Hitlera lepiej traktowali swoje zwierzęta aniżeli ludzi uwięzionych w obozie.
Gdy wydaje się, że upodlenie więźniarek sięga dna, zdarza się cud narodzin dziecka, który porusza serca nawet najbardziej zatwardziałych więźniarek. Ciężarna kobieta ukrywa jak może swój błogosławiony stan, w czym wszystkie jej pomagają, a potem ostatkiem sił wydaje na świat dziecko. Lizka otrzymuje od kobiety niejako testament, w chwili śmierci powierza jej swoje dziecko i każe przysiąc, że je uratuje. I tak rodzi się plan ucieczki Lizki z dzieckiem z obozu. Cud narodzin dziecka w obozie i to jak wszystkie te lepsze i gorsze więźniarki w obliczu tych narodzin starały się, aby to dziecko przeżyło, wyciska łzy. Żadna nie myślała o sobie ani konsekwencjach, jakie mogłyby je spotkać, gdyby to się wydało. Tamte kobiety tak bardzo chciały żyć i tego samego pragnęły dla swoich dzieci. Serce się ściska na myśl, czego teraz żądają kobiety, bo mają do tego prawo.
Przeraża okrucieństwo, bezwzględność Oswalda i jego kompanów oraz ich bezpodstawna wiara w istnienie rasy aryjskiej. I nie do końca jest to opętanie ideologią Hitlera, która i owszem dała im narzędzia pozwalające znęcać się nad innymi i dzięki czemu mogli realizować swoje chore wizje. Podążając śladami braci Reiter od samego początku tej historii, doskonale się wie, że byli to ludzie pozbawieni sumienia, okrutni i bezwzględni, którzy nawet nie mieli serca dla własnego ojca, chociaż to z jego winy tacy się stali. Idą do celu po trupach i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Scena mrożąca krew w żyłach to przyjazd Oswalda z kompanem na inspekcje do obozu Soldau, w którym bez litości katowano więźniów, a tych, co nie potrafili się podnieść rozszarpywały specjalnie do tego szkolone psy. Oni zaś śmiali się i drwili, cieszyli z kaźni, zachowywali niczym bestie w ludzkiej skórze.
Utkwiła mi też w pamięci pewna scena, którą wciąż podsuwa mi wyobraźnia. Księża w tym obozie byli traktowani jeszcze gorzej niż pozostali więźniowie. Oslwald nie mógł znieść, że wszyscy duchowni cały czas nosili sutanny. Komendant, chcąc zabłysnąć przed wyższymi szarżą, przywołuje jednego z nich i rozkazuje mu zdjąć sutannę, gdy ten spokojnie odmawia, mówiąc, że Bóg jest miłością i dobrem, które wszystko zwycięża, a sutanna jest jego znakiem przynależności do Niego. Wściekły komendant ponawia rozkaz, oferując mu życie za zdjęcie sutanny. […] 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑑𝑒𝑗𝑚ę 𝑠𝑢𝑡𝑎𝑛𝑛𝑦, odpowiada spokojnie ksiądz, czyniąc przed nimi znak krzyża, błogosławiąc ich. 𝑀𝑜ż𝑒𝑐𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑏𝑖ć 𝑚𝑜𝑗𝑒 𝑐𝑖𝑎ł𝑜, 𝑙𝑒𝑐𝑧 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑢𝑐ℎ𝑎. 𝑁𝑖𝑒𝑐ℎ 𝐵ó𝑔 𝑤𝑎𝑚 𝑤𝑦𝑏𝑎𝑐𝑧𝑦. Wtedy Niemiec powodowany bezsilną złością, sięga do kabury po broń i strzela… księdzu między oczy. Postawa i godność tego duchownego zaimponowały mi. Zdeptany, sponiewierany, wyglądający jak robak, odarty z człowieczeństwa i tak do końca został człowiekiem, wyjątkowym jedynym w swoim rodzaju, a przegrany Niemiec tylko bestią w ludzkiej skórze. 𝑁𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑤ś𝑟ó𝑑 𝑤𝑖𝑙𝑘ó𝑤 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑏𝑦ć 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑖𝑒𝑚.
Gustaw kierowca Oswalda będąc świadkiem okrutnych zbrodni popełnianych przez pobratymców, czuje się cząstką machiny śmierci i pogardy dla drugiego człowieka, a jego góra wyrzutów sumienia wciąż rośnie. Dziadek zawsze mu powtarzał, że przyzwolenie na zbrodnię też jest zbrodnią. Nie mógł uratować całego świata, ale mógł uratować chociaż jedną osobę… 𝑆𝑧𝑎𝑐𝑢𝑛𝑒𝑘 𝑑𝑜 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎 𝑠𝑖ę 𝑜𝑑 𝑠𝑧𝑎𝑐𝑢𝑛𝑘𝑢 𝑑o 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑎.
𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑠𝑡𝑢 𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖 𝑟óż𝑜𝑤𝑒, 𝑎 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑖ę𝑐𝑖𝑢 𝑐𝑧𝑎𝑟𝑛𝑒, 𝑡𝑜 𝑤 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑜ś𝑐𝑖, 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡? 𝐶𝑧𝑎𝑟𝑛𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑟óż𝑜𝑤𝑒? 𝑇𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑗𝑎𝑘 𝑚𝑦 𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖𝑚𝑦, 𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑎𝑘 𝑘𝑎ż𝑒 𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖𝑒ć.
𝑂𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒ść 𝑤𝑎𝑟𝑚𝑖ń𝑠𝑘𝑎 to wyśmienita saga, napisana przepięknym językiem, ze świetnie wykreowanymi bohaterami. Autorka przekazuje w niej sporo wiedzy historycznej, zgrabnie wplecionej w fikcję literacką. Moim zdaniem 𝑁𝑎𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎 𝑠ą 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑚ł𝑜𝑑𝑒 to najtrudniejsza i najbardziej wstrząsająca część ze wszystkich. Piękna, wspaniała, wyciskająca łzy, chwytająca za gardło, opowiadająca o życiu, śmierci, ogromnej miłości, która ocali i o nadziei ponad wszystko, bo 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎 𝑛𝑎 𝑡𝑟𝑢𝑚𝑛ę 𝑠ą 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑚ł𝑜𝑑𝑒, jak wciąż powtarza Bogna przyjaciółka i towarzyszka niedoli Lizki. Okazuje się, że człowiek, by przetrwać, nie potrzebuje wielu rzeczy, tylko wielkiej nadziei. 𝑁𝑎𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎 𝑠ą 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑚ł𝑜𝑑𝑒 to powieść o okrucieństwie wojny, bezwzględności i nienawiści człowieka, za które los wkrótce wystawi rachunek i każe słono zapłacić.
Wioletta Sawicka kolejny raz urzekła mnie pięknym językiem, zachwyciła niezwykłym kunsztem pisarskim oraz niesamowitą wiedzą na temat tego, co działo się na ziemiach warmińskich w tamtym okresie. Z niezwykłą czułością opowiada o ziemi warmińskiej, jej mieszkańcach i ich losach, w każdym słowie czuć pasję, zaangażowanie i ogromną wiedzę historyczną autorki. Jestem pod wielkim wrażeniem przedstawionych przez Wiolettę Sawicką wartości , ogromu włożonej pracy i wiedzy merytorycznej. Autorka wspomina w posłowiu, że 𝑊𝑎𝑟𝑚𝑖𝑎 𝑖 𝑀𝑎𝑧𝑢𝑟𝑦 𝑑𝑜 1945 𝑟𝑜𝑘𝑢 𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖ł𝑎 𝑐𝑧ęść 𝑃𝑟𝑢𝑠 𝑊𝑠𝑐ℎ𝑜𝑑𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑖 𝑐ℎ𝑜𝑐𝑖𝑎ż 𝑑𝑜 𝑠𝑐ℎ𝑦ł𝑘𝑢 1944 𝑟𝑜𝑘𝑢 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑜𝑤𝑎𝑑𝑧𝑜𝑛𝑜 𝑡𝑢 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑎ń 𝑤𝑜𝑗𝑒𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑒𝑙𝑘𝑖𝑒 𝑜𝑘𝑟𝑢𝑐𝑖𝑒ń𝑠𝑡𝑤𝑎, 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑛𝑖𝑜𝑠ł𝑎 𝑧𝑒 𝑠𝑜𝑏ą 𝑤𝑜𝑗𝑛𝑎, 𝑏𝑦ł𝑦 𝑡𝑢 𝑜𝑏𝑒𝑐𝑛𝑒.
Nie da się obok tej powieści przejść obojętnie, po jej przeczytaniu spojrzy się na świat z zupełnie innej perspektywy. Wojna nie tyle zmienia ludzi w bestie, ile raczej ujawnia bestie ukryte w ludziach. Autorka dość często podkreśla, że to jakim się jest człowiekiem, ma wpływ przykład wyniesiony z domu i wychowanie. Po obu stronach zdarzali się dobrzy i źli. Niektórzy Niemcy też potrafili zachować się przyzwoicie, rzucić kromkę chleba, zapewnić przymusowym przyzwoite warunki mieszkania lub przygarnąć cudze dziecko.
Chora ideologia Hitlera, przyprawiła o śmierć setki tysięcy ludzi. Ile było obozów koncentracyjnych? Ile było ofiar? O tym można poczytać w encyklopedii. Każda wojna wyzwala w ludziach czyste zło. Jednak okropieństwa, jakich dopuszczali się wyznawcy Hitlera, pozostają szczególnie kontrowersyjne. Dla nich ludzie byli istotami mniej wartymi od zwierząt.
Kolejny tom dobiegł końca.
Czy Lizce uda się uciec z obozu i ocalić dziecko? Czy kiedyś będzie taka jak dawniej? Czy będzie umiała normalnie żyć z piętnem z przeszłości? Czy strach wciąż będzie koło niej i czy będą mieli szansę z Franzem wieść takie życie, o jakim zawsze marzyli?
𝐶𝑧𝑦𝑗 𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚 𝑧𝑑𝑜ł𝑎ł 𝑝𝑜𝑗ąć 𝑚𝑜𝑟𝑧𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖ś𝑐𝑖 𝑖 𝑝𝑜𝑔𝑎𝑟𝑑𝑦? 𝐶𝑧𝑦 𝑘𝑡𝑜ś 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑒?
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪𝗯𝗿𝗲𝘄 𝘄𝘀𝘇𝘆𝘀𝘁𝗸𝗶𝗲𝗺𝘂
𝑆𝑒𝑟𝑐𝑒 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎 𝑛𝑎 𝑐𝑎ł𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑎 𝑑𝑢𝑠𝑧𝑎 𝑛𝑎 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑜ść.
𝑂𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒ść 𝑤𝑎𝑟𝑚𝑖ń𝑠𝑘𝑎 zajęła w moim sercu szczególne miejsce. Jej bohaterów pokochałam od pierwszego tomu, a z każdą kolejną częścią moja miłość do nich wciąż rośnie. Coraz bardziej się do nich przywiązuję, a ich losy śledzę z zapartym tchem. 𝑁𝑎𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎 𝑠ą 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑚ł𝑜𝑑𝑒, przyprawiły mnie o...
2024-03-09
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘂𝗱𝗮 𝗰𝗼𝗱𝘇𝗶𝗲𝗻𝗻𝗼ś𝗰𝗶
𝑁𝑖𝑒 𝑡ę𝑠𝑘𝑛𝑖𝑗 𝑧𝑎 𝑐𝑧𝑦𝑚ś, 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑠𝑧 […] 𝑁𝑖𝑔𝑑𝑦. 𝐵𝑜 𝑚𝑜ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć, ż𝑒 𝑡𝑜 𝑤𝑦𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎𝑛𝑒 𝑖 𝑤𝑦𝑚o𝑑𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑑𝑎 𝑐𝑖 𝑏ó𝑙.
Zakochałam się w książkach Agnieszki Zakrzewskiej od chwili przeczytania 𝐵łę𝑘𝑖𝑡𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑜𝑙𝑖𝑏𝑟𝑎, kiedy autorka zabrała mnie w fascynującą podróż w czasie i przestrzeni do Holandii i miałam możliwość poznania procesu powstawania holenderskiej porcelany. Moja miłość do książek autorki jeszcze się wzmogła w chwili, gdy zabrała mnie na pola pełne przepięknych i kolorowych tulipanów w 𝑅𝑢𝑏𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 𝑎𝑘𝑤𝑎𝑟𝑒𝑙𝑖.
Teraz zaś przeniosła mnie na magiczne Podlasie i opowiedziała tak przepiękną historię o miłości, która niespodziewanie zaskoczyła parę bohaterów niczym podlaska pogoda. 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒. Czy słyszycie tę melodię, którą zawiera tytuł, a okładka książki… jest jak marzenie? 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 to wspaniała, sensualna i niesamowicie piękna opowieść. Jeśli nawet wypieralibyście się, że nie czytacie i nie lubicie romansów, to na taki, jak napisała Agnieszka Zakrzewska, na pewno będziecie mieli ochotę.
Romy Sokołowska swoje oryginalne imię, jak na polskie standardy zawdzięcza amerykańskiej aktorce Romy Schneider i swojemu ekscentrycznemu ojcu, scenografowi, który postanowił, że jego ukochana jedynaczka musi się odróżniać od innych. Ojciec wspiął się na wyżyny dyplomacji, żeby przekonać urzędniczkę do wpisania takiego imienia do aktu urodzenia dziewczynki. I tym sposobem stała się pierwszą Romy w stolicy. Niestety prócz imienia w życiu Romy, nie działo się nic nadzwyczajnego. Pracuje w popularnym lifestyle’owym wydawnictwie, ledwo wiąże koniec z końcem, sama wychowując nastoletniego Łukasza, po tym, jak jej mąż postanowił wymienić ją na inny model i założył nową rodzinę.
Romy po nieudanym małżeństwie z Patrykiem nie potrafi się pozbierać, chociaż bardzo się stara. Robi, co może by nastoletniemu synowi zapewnić wszystko, co najlepsze, a gdy sobie gorzej radzi zwraca się o pomoc do wujka. Były mąż ma nową rodzinę i uważa, że alimenty, które płaci żonie, muszą jej wystarczyć, nie interesuje go, że jest inaczej. Romy, chociaż ma syna to i tak czuje się samotna.
Po roszadach na samej górze zarządzających gazetą wszyscy pracownicy czują presję, boją się utraty pracy. Romy jest przerażona, bo jeśli ją zwolnią, pójdzie na dno. Jedyną deską ratunku jest pomysł podsunięty przez przyjaciółkę na wywiad z dawną gwiazdą kina, Barbarą Anczyc, po której słuch zaginął, podobnie jak po Mateuszu Przebindowskim, znakomitym fotografie, którego dziełem jest ostatni fenomenalny portret artystki, zanim wycofała się z życia towarzyskiego i zniknęła bez śladu. Fotograf także przepadł jak kamień w wodę, po karczemnej awanturze, jaką wywołał na swojej ostatniej wystawie. Podczas poszukiwań śladów Barbary, Romy dowiedziała się o tym przypadkiem [...] 𝑝𝑜𝑐𝑧𝑢ł𝑎 𝑝𝑎𝑙ą𝑐𝑎 𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎𝑤𝑜ść, 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑛𝑖𝑒𝑜𝑘𝑟𝑒ś𝑙𝑜𝑛𝑦 ż𝑎𝑙. 𝑍𝑎 𝑧𝑎𝑔𝑎𝑑𝑘𝑜𝑤ą ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖ą 𝑧𝑛𝑎𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑓𝑜𝑡𝑜𝑔𝑟𝑎𝑓𝑎 𝑘𝑟𝑦ł 𝑠𝑖ę 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑑𝑟𝑎𝑚𝑎𝑡.
Wywiad z Barbarą jest dla Romy ostatnią deską ratunku, zdaje sobie bowiem sprawę, że naczelna pozbędzie się jej bez mrugnięcia okiem i nie będzie miała na to wpływu nawet rozwijająca się znajomość z przystojnym szefem. Tajemnice związane z Barbarą i fotografem coraz bardziej Romy ciekawią, ale Julian Konan nie jest zachwycony tym pomysłem i wolałby, żeby z niego zrezygnowała. W końcu jednak zgadza się na wyjazd Romy na Podlasie, chociaż robi to niechętnie. Zdaniem niektórych wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to właśnie tam przebywa aktorka.
Zaintrygowana mnożącymi się tajemnicami Romy rusza w dziewicze okolice położone przy nadbużańskich mokradłach. Wieś podlaska, do której trafiła dziennikarka, to miejsce, gdzie ludzie się znają i szanują, a dla wszystkich najważniejszy jest święty spokój w domu i w sumieniu. Romy nazywają tu miastową, ale bardzo szybko znajduje z miejscowymi wspólny język, zdobywa ich zaufanie i sympatię. Może dlatego, że nigdy nikogo nie udawała i dzięki temu tak szybko zyskała ich przychylność. Jedyną osobą, która okazuje jej jawną wrogość, jest Bodnar, który mieszka w prymitywnej chacie, prowadzi życie pustelnika i tropi kłusowników. Mimo że tych dwoje wciąż się ze sobą kłóci, to ciągnie ich do siebie jakaś niewidzialna siła.
𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 to przepiękna powieść pełna emocji z niesamowitą podlaską przyrodą w tle. Z jednej strony wielkomiejskie życie z pracą w korporacji, gdzie wyścig szczurów wiedzie prym, a na życzliwość koleżanek, nie ma co liczyć, a wręcz odwrotnie, a z drugiej nadbużańska wieś ze wszystkimi jej urokami. Ciszą, spokojem, zapachem dzikiej przyrody, śpiewem ptaków, a także ludźmi, którzy są szczerzy i pomocni z sercem na dłoni. W mieście ploteczki i intrygi za plecami, a na wsi, co w sercu to na języku. I pomiędzy tymi dwoma światami Romy, kobieta opuszczona przez męża z nastoletnim synem na wychowaniu. Prostolinijna, z zasadami, niepasująca do wielkiego świata, pełnego szumu i obłudy.
Agnieszka Zakrzewska postawiła na drodze Romy dwóch mężczyzn. Juliana Komana przystojnego i zblazowanego bawidamka, właściciela La Belle i hardego, mrocznego Bodnara. Obaj mają tajemnice, obaj coś ukrywają. Czy serce Romy żywiej zabije dla nowego szefa, który może zapewnić jej i synowi dostatnie życie, czy do Bodnara, który swoim aroganckim zachowaniem doprowadza ją do szewskiej pasji? Nieubłaganie nadejdzie czas wyborów i Romy będzie musiała podjąć decyzję.
Jestem zauroczona tą historią, której bohaterowie poszukują swojego miejsca na ziemi i szczęścia tak po prostu. Każdy rozdział rozpoczyna się fragmentem piosenki, w środku znajduje się mnóstwo cudnych grafik i czarnobiałych fotografii, całość tworzy niezwykły klimat. Ta książka to po prostu prawdziwe dzieło sztuki.
Autorka stworzyła całą plejadę bohaterów, których nie da się nie polubić. Nie są jednoznaczni, jednowymiarowi, są kolorowi, jak Podlasie. Każde z nich ma coś na sumieniu, coś ukrywa, ale w którymś momencie ich ścieżki się prostują, a los będzie miał dla nich niespodzianki. Ta powieść daje chwilę oddechu, zmusza do refleksji i przypomina, że w życiu nie gonitwa za pieniędzmi jest najważniejsza. 𝐶𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑜𝑤𝑖 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚, ż𝑒 𝑏𝑒𝑧 𝑡𝑒𝑗 𝑐𝑎ł𝑒𝑗 𝑛𝑜𝑤𝑜𝑐𝑧𝑒𝑠𝑛𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑘𝑜𝑚𝑒𝑟𝑐𝑗𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑤 𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒ż𝑦ć, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑧𝑑𝑜𝑏𝑦𝑐𝑧𝑒 𝑡𝑒𝑐ℎ𝑛𝑖𝑘𝑖 𝑠ą 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑟𝑒𝑘𝑙𝑎𝑚𝑜𝑤a𝑛𝑒. 𝑀𝑦ś𝑙𝑖𝑚𝑦, ż𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒𝑚𝑦 𝑠𝑖ę 𝑏𝑒𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑜𝑏𝑒𝑗ść, 𝑎 𝑡𝑦𝑚𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑜ść 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑎𝑚 𝑧𝑏ę𝑑𝑛𝑎. 𝑂𝑘𝑟𝑒ś𝑙𝑎𝑗ą 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑡𝑢𝑠 𝑚𝑎𝑡𝑒𝑟𝑖𝑎𝑙𝑛𝑦 𝑖 𝑢𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑒𝑑𝑙𝑖𝑤𝑖𝑎𝑗ą 𝑙𝑒𝑛𝑖𝑠𝑡𝑤𝑜.
Urzekła mnie ta powieść wspaniałymi opisami piękna przyrody, podlaską gwarą i ciepłem roztaczanym przez prostych ludzi zakochanych w swoim regionie. Nigdy nie zapomnę postaci Józefy Tokajukowej, kobiety życzliwej całemu światu, która mogłaby stanowić wzór najlepszej babci, jaką można by sobie wymarzyć. Twarda i honorowa, ale zarazem pełna światła, radości i pokory. 𝑊𝑎𝑟𝑠𝑧𝑎𝑤𝑠𝑐𝑦 𝑚𝑎𝑙𝑘𝑜𝑛𝑡𝑒𝑛𝑐𝑖 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑎 𝑛𝑎𝑢𝑘ę 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑜𝑑𝑛𝑎𝑗𝑑𝑜𝑤𝑎𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤 𝑑𝑟𝑜𝑏𝑖𝑎𝑧𝑔𝑎𝑐ℎ 𝑖 𝑐𝑖𝑐ℎ𝑦𝑐ℎ 𝑐𝑢𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑜ś𝑐𝑖. Swoją postawą życiową imponowała mi także Romy, która w każdym człowieku dopatruje się dobra, nawet w byłym mężu i to dobro próbuje przekazać swojemu zbuntowanemu synowi […] 𝐴𝑙𝑒 𝑝𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑎𝑗, 𝑓𝑎𝑘𝑡, ż𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜ś 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎𝑠𝑧, 𝑎 𝑡𝑒𝑛 𝑘𝑡𝑜ś 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎 𝑐𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑛𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑟𝑜𝑛𝑖 𝑛𝑎𝑠 𝑜𝑑 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑏ó𝑙𝑢. Kobieta pragnie doświadczyć miłości, ale nie szuka przelotnych romansów. Tęskni za niemodną, zapomnianą miłością, taką, od której kręci się w głowie i drży serce. Nie chciała pomylić się kolejny raz.
Powieść 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 brzmi jak najpiękniejsza ballada, której można słuchać bez końca. Wzrusza, chwilami chwyta za gardło, wywołuje uśmiech, a na koniec skłania do refleksji. Nie warto gonić za mamoną i poświęcać wszystko i wszystkich dla kariery. Trzeba się zatrzymać, wsłuchać w klangor żurawi, śpiew ptaków, usiąść na tarasie z kubkiem aromatycznej herbaty i uścisnąć rękę komuś bliskiemu, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: 𝑂𝑏𝑖𝑒𝑐𝑢𝑗ę 𝑐𝑖ę 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎ć, 𝑏𝑜 𝑚𝑜𝑗𝑒 𝑠ł𝑜𝑤𝑎 𝑡𝑤ó𝑗 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟 𝑟𝑜𝑧𝑤𝑖𝑒𝑗𝑒, 𝑙𝑒𝑐𝑧 𝑏𝑒𝑧 𝑐𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑢𝑗ę, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦𝑚 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖ł𝑎 𝑘𝑎𝑤𝑎ł𝑒𝑘 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒. Na miłość nigdy nie jest za późno i każdy chce kochać.
Czytajcie kochani 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒, bo ta powieść jest jak podlaska aura. 𝐷𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧 𝑖 𝑠ł𝑜ń𝑐𝑒. 𝐶ℎ𝑚𝑢𝑟𝑦, 𝑏ł𝑦𝑠𝑘𝑎𝑤𝑖𝑐𝑒 𝑖 𝑘𝑟𝑦𝑠𝑡𝑎𝑙𝑖𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑠𝑡𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑏𝑜. 𝑃𝑜𝑟𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑦 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟 𝑖 𝑑𝑧𝑤𝑜𝑛𝑖ą𝑐𝑎 𝑤 𝑢𝑠𝑧𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑖𝑠𝑧𝑎.
A na koniec chciałoby się śpiewać na całe gardło: 𝐾𝑜𝑐ℎ𝑎𝑚 𝑐𝑖ę ż𝑦𝑐𝑖𝑒.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘂𝗱𝗮 𝗰𝗼𝗱𝘇𝗶𝗲𝗻𝗻𝗼ś𝗰𝗶
𝑁𝑖𝑒 𝑡ę𝑠𝑘𝑛𝑖𝑗 𝑧𝑎 𝑐𝑧𝑦𝑚ś, 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑠𝑧 […] 𝑁𝑖𝑔𝑑𝑦. 𝐵𝑜 𝑚𝑜ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć, ż𝑒 𝑡𝑜 𝑤𝑦𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎𝑛𝑒 𝑖 𝑤𝑦𝑚o𝑑𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑑𝑎 𝑐𝑖 𝑏ó𝑙.
Zakochałam się w książkach Agnieszki Zakrzewskiej od chwili przeczytania 𝐵łę𝑘𝑖𝑡𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑜𝑙𝑖𝑏𝑟𝑎, kiedy autorka zabrała mnie w fascynującą podróż w czasie i przestrzeni do Holandii i miałam możliwość poznania procesu...
2024-03-03
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝗲𝗸𝗿𝗲𝘁𝘆 𝗶 𝘁𝗮𝗷𝗲𝗺𝗻𝗶𝗰𝗲
𝑍𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ę𝑡𝑎 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎ć 𝑜𝑑 𝑟𝑎𝑧𝑢. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑝𝑜𝑧𝑛𝑎ć. 𝐼𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑡𝑢𝑟𝑎 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑘𝑜𝑚𝑝𝑙𝑖𝑘𝑜𝑤𝑎𝑛𝑎. 𝑁𝑖𝑒 𝑠ą 𝑡𝑎𝑘 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑟𝑧𝑦, 𝑗𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑠𝑖 𝑐𝑧𝑤𝑜𝑟𝑜𝑛𝑜ż𝑛𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑎𝑐𝑖𝑒𝑙𝑒.
𝑍𝑎𝑘𝑙ę𝑡𝑎 𝑤 𝑐𝑖𝑠𝑧𝑦 Urszuli Gajdowskiej, to powieść, która mnie całkowicie oczarowała. Autorka zawarła w niej elementy romansu, dawne zwyczaje, tajemnice sprzed lat i odrobinę wątku kryminalnego. Zaklęta w ciszy to powieść niebanalna i wyjątkowa, wspaniała, chwytająca za serce. Niezwykle mądra i poruszająca.
Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że najnowsza powieść autorki – 𝑍𝑟𝑎𝑛𝑖𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑒𝑟𝑐𝑎 też mnie urzeknie. Jest w tej książce wszystko, co tak bardzo spodobało mi się w poprzedniej powieści autorki. Wyraziści bohaterowie, których nie sposób nie polubić, nutka kryminału, tajemnice z przeszłości, odrobina dreszczyku, sporo emocji, wspaniałe dialogi i pięknie zarysowane tło historyczne.
Luiza Lubieniecka nie miała łatwego życia. Straciła rodziców i majątek w nietypowych okolicznościach, a jej jedynymi krewnymi są dziadkowie, którzy przygarnęli ją pod swój dach. Luiza na przekór przyjętym społecznym zasadom i protestom najbliższych nie zamierza wyjść za mąż, bo woli zajmować się edukacją młodych panien, aniżeli pozwolić zamknąć się w domowych pieleszach. Sama zarabia na swoje utrzymanie, jest bowiem nauczycielką w Warszawie w jednej z niewielu pozostałych na terenach Kraju Nadwiślańskiego pensji dla dziewcząt z tak zwanych dobrych domów. Spędzając lato z dziadkami, odkrywa, że ich życie, a zwłaszcza babci nie jest tak idealne, jak jej się wcześniej wydawało. Babcia otrzymuje tajemnicze listy, ale nie chce, żeby ktokolwiek dowiedział się o sekrecie skrywanym latami, że nieprzerwanie od pół wieku jej myśli zaprząta mężczyzna, który nie jest jej mężem. Czyżby bolesna tajemnica babci, którą nosi w sercu, miała coś wspólnego, z tym że dwa mieszkające tak blisko siebie rody, są od lat zwaśnione?
Edwin Horodyński znany kobieciarz i bawidamek był podkomendnym zmarłego ojca Luizy, dużo mu zawdzięczał, więc postanowił teraz spłacić swój dług wobec niego i zaopiekować się jego rodziną, chociaż od tego pomysłu próbuje go odwieść przyjaciel Olgierd Czechowski. Edwinowi śmierć żony Lucjana i pożar dworu, wydają się podejrzane, czuje, że córce Lucjana także może grozić niebezpieczeństwo. Jedzie więc na pensję do Warszawy, na której jak domniemywa, uczy się Luiza, by ją ostrzec, ale ona nie jest już dziewczęciem pobierającym nauki, o czym Edwin nie ma pojęcia. Nieoczekiwanie ta dwójka, spotyka się w pociągu w drodze do Warszawy, z tą tylko różnicą, że Luiza doskonale wie, kim jest szarmancki i przystojny mężczyzna, a on nawet nie podejrzewa, że ma przed sobą Luizę Lubieniecką, bo dziewczyna przezornie podaje mu fałszywe nazwisko. Zła sława kobieciarza, jaka o Edwinie krąży w towarzystwie, budzi w dziewczynie uzasadnioną niechęć, ale zarazem jego urok osobisty i czar, jaki wokół siebie roztacza, nie pozwala jej zachować odpowiedniego dystansu. Edwin zaś nie potrafi powstrzymać się przed dokuczaniem lodowatej damie (jak ją w myślach określił), nie znał jej, ale miał dojmującą chęć pozostawienia śladu w jej pamięci.
Luiza to wyjątkowo świadoma kobieta, o poglądach uznawanych wówczas za kontrowersyjne. Nie mogła i nie chciała pogodzić się ze sposobem, w jaki dziadek traktował babcię. Z trudem powstrzymywała się od komentarzy, chociaż niejednokrotnie świerzbił ją język. 𝑁𝑖𝑒 𝑙𝑢𝑏𝑖ł𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑒𝑤𝑎żą𝑐𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑗ś𝑐𝑖𝑎 𝑑𝑜 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑧𝑒 𝑤𝑧𝑔𝑙ę𝑑𝑢 𝑛𝑎 𝑖𝑐ℎ 𝑝ł𝑒ć 𝑐𝑧𝑦 𝑠𝑡𝑎𝑡𝑢𝑠 𝑠𝑝𝑜ł𝑒𝑐𝑧𝑛𝑦. Niestety dziadek nie przejmował się tym, czy jego postępowanie podobało się komuś, czy też nie. Dla niego budowa świata była prosta. Płeć nadawała przywileje i prawa lub je odbierała. Władza i sukcesja należała do mężczyzn, a postulaty wyzwolenia kobiet traktowano jako fanaberie i wymysły. Dziewczęta najpierw wychowywano na posłuszne córki, a później na uległe żony i mało komu przychodziło do głowy, żeby negować taki stan rzeczy.
Luiza buntowała się przeciwko takiemu stanowi rzeczy, natomiast babcia spętana obowiązkiem i pogrążona w poczuciu winy, poddała się konwenansom, pomimo że mąż poniżał ją na każdym kroku i upadlał często w wyrafinowany sposób. Nauczyła się trwać w małżeństwie i odgrywać rolę posłusznej i przykładnej małżonki. Wspiera jednak wnuczkę i odradza jej kierowanie się opinią innych. Chce ją uchronić przed popełnieniem błędu i jego skutkami. Babcia doskonale wie, ile będzie kosztowała Luizę źle podjęta decyzja. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑗𝑚𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑛𝑖𝑒𝑤ł𝑎ś𝑐𝑖𝑤ą 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗ę, 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑚𝑢𝑠𝑖𝑎ł𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑡𝑟𝑤𝑎ć 𝑧𝑎 𝑤𝑠𝑧𝑒𝑙𝑘ą 𝑐𝑒𝑛ę. Życie to nie sztuka teatralna, gdzie można przybrać na chwilę maskę, a potem ją ściągnąć. W życiu za błędne decyzje trzeba zapłacić wysoką cenę, a potem ukrywać prawdziwe oblicze już zawsze. Silne emocje mogą doprowadzić do podjęcia decyzji, których później będzie się żałować, a najgorsze, że będą one miały wpływ na życie innych. Luiza ma jeszcze czas, może dokonać właściwego i mądrego wyboru.
Edwin to zubożały dziedzic majątku, nie boi się ubrudzić rąk pracą, ale równocześnie niegardzący dobrą zabawą, sprawiający wrażenie lekkoducha. Empatyczny, umiejący dostosować się do okoliczności i jak na tamte czasy nowoczesny. Brał udział w powstaniu styczniowym, co spowodowało, że jest postacią niejednoznaczną, bardziej skomplikowaną niż mogłoby się wydawać. […] 𝑅𝑒𝑙𝑎𝑐𝑗𝑒 𝐸𝑑𝑤𝑖𝑛𝑎 𝑧 𝑙𝑢𝑑ź𝑚𝑖 𝑜𝑑𝑏𝑖𝑒𝑔𝑎ł𝑦 𝑜𝑑 𝑢𝑡𝑎𝑟𝑡𝑦𝑐ℎ 𝑠𝑐ℎ𝑒𝑚𝑎𝑡ó𝑤, 𝑎𝑙𝑒 𝑧𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ę𝑡𝑎 𝑡𝑟𝑎𝑘𝑡𝑜𝑤𝑎ł 𝑧 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑛𝑦𝑚 𝑠𝑧𝑎𝑐𝑢𝑛𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑖 𝑚𝑖ł𝑜ś𝑐𝑖ą. Luiza szybko dostrzegła w Edwinie pozytywne cechy i chociaż jego postawa była irytująca, to wiedziała, że jest naturalna i uczciwa. Mimo że tych dwoje zaczyna łączyć nić sympatii, nie potrafią się porozumieć i ewidentnie żadne z nich nie chce ustąpić. Ich szermierka słowna niejednokrotnie wywołuje uśmiech na twarzy. Spotkało się dwoje godnych siebie przeciwników, którzy władają językiem równie sprawnie, jak szpadą.
Luiza to kobieta, która wyprzedza swoje czasy. Pracuje na swoje utrzymanie, podróżuje sama bez obstawy, a szpadą włada nie gorzej niż niejeden mężczyzna. Harda i uparta, a zarazem wrażliwa i uczuciowa. Coraz bardziej ciągnie ją do Horodyńskiego, chociaż zdaje sobie sprawę, że znajomość z kimś takim dostarczy jej jedynie problemów, których ona nie potrzebowała. Nie szukała męża i nie szukała kłopotów, często za to postępowała wbrew ustalonym normom. Edwin też był negatywnie nastawiony do instytucji małżeństwa, ale ta niepokorna niewiasta budziła w nim uczucia, jakich nie żywił do żadnej innej kobiety. 𝐵𝑦ł𝑎 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎, 𝑠𝑝𝑟𝑦𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑧𝑤𝑖𝑛𝑛𝑎, 𝑧𝑎𝑏𝑎𝑤𝑛𝑎 𝑖 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑤𝑦𝑐𝑎𝑗ą𝑐𝑎. 𝑆𝑎𝑚 𝑗𝑒𝑗 𝑤𝑖𝑑𝑜𝑘 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎ł, ż𝑒 𝑠𝑒𝑟𝑐𝑒 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎ł𝑜 𝑚𝑢 𝑠𝑧𝑦𝑏𝑐𝑖𝑒𝑗 𝑏𝑖ć. Im żywiej biło jego serce dla niej, tym on coraz bardziej niepokoił się o jej bezpieczeństwo.
𝑍𝑟𝑎𝑛𝑖𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑒𝑟𝑐𝑎 to przepiękna powieść o miłości, namiętności zazdrości, nienawiści, rozterkach serca i trudnych wyborach. Chwilami jest zabawna a czasem nostalgiczna, nie zabraknie w niej też emocji i dreszczyku oraz zagadki kryminalnej, której rozwiązanie kryje się w powstaniu styczniowym. 𝑍𝑟𝑎𝑛𝑖𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑒𝑟𝑐𝑎 to romans z pięknie zarysowanym XIX -wiecznym tłem, ze świetnie wykreowanymi postaciami pierwszoplanowymi, jak i drugoplanowymi. Chociaż prym w powieści wiedzie para głównych bohaterów Luiza i Edwin, to postać babci Liwii zajmuje w niej szczególne miejsce. Przez wiele lat obwiniała siebie za to, że nie potrafiła pokochać męża i to jej serce zostało najbardziej zranione, bo ograniczona konwenansami, nie mogła być z ukochanym, żyła tylko marzeniami i wiedziała, że ta sytuacja nigdy się nie zmieni, ale to marzenia trzymały ją przy życiu i jej ukochane dzieci. Bez wątpienia na uwagę też zasługuje postać kucharki Wiesi, która zadziwia swą mądrością i przenikliwością. Zranionych serc w powieści jest wiele i to z różnych powodów. Skomplikowanych okoliczności, niedomówień, strachu i tego, co wymuszały tradycje i zwyczaje. Złamane i zranione serca, które po latach będą miały szansę się skleić. 𝐶𝑧𝑎𝑠 𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑠𝑧𝑐𝑧ę𝑑𝑧𝑖ł 𝑛𝑖𝑘𝑜𝑔𝑜 𝑖 𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑝𝑒ł𝑛ą ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜ść 𝑡𝑒𝑔𝑜, ż𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑒 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦 𝑢𝑙𝑒𝑔ł𝑜 𝑧𝑚𝑖𝑎𝑛𝑖𝑒. 𝑂𝑛𝑖 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑙𝑖 𝑠𝑖ę 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑡𝑒 𝑙𝑎𝑡𝑎…
𝑍𝑟𝑎𝑛𝑖𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑒𝑟𝑐𝑎 to opowieść o ludzkich namiętnościach, która bawi, ale zarazem zmusza do refleksji. To przepiękny hymn pochwalny na cześć miłości, jak również próba wytłumaczenia czym jest prawdziwa miłość. Miłość to nie mrzonki i wyobrażenie o niej, to uczucie, które scala ludzi na lata i trzeba się bardzo starać, by nie minęła.
𝑊𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜, ż𝑒 𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑐𝑧ą𝑡𝑘𝑢 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑢𝑟𝑜𝑐𝑧𝑒, 𝑤𝑧𝑛𝑖𝑜𝑠ł𝑒 𝑖 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒, 𝑎𝑙𝑒 𝑝𝑜𝑡𝑒𝑚 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖 𝑐𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑜ść 𝑖 𝑤𝑒𝑟𝑦𝑓𝑖𝑘𝑢𝑗𝑒 𝑤𝑦𝑜𝑏𝑟𝑎ż𝑒𝑛𝑖𝑎. […] 𝑊𝑧𝑑𝑦𝑐ℎ𝑎𝑚𝑦 𝑑𝑜 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑓𝑎𝑛𝑡𝑎𝑧𝑗𝑖 𝑖 𝑤𝑦𝑜𝑏𝑟𝑎ż𝑒ń. 𝑃𝑜𝑡𝑒𝑚 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑧 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ą.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝗲𝗸𝗿𝗲𝘁𝘆 𝗶 𝘁𝗮𝗷𝗲𝗺𝗻𝗶𝗰𝗲
𝑍𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ę𝑡𝑎 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎ć 𝑜𝑑 𝑟𝑎𝑧𝑢. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑝𝑜𝑧𝑛𝑎ć. 𝐼𝑐ℎ 𝑛𝑎𝑡𝑢𝑟𝑎 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑘𝑜𝑚𝑝𝑙𝑖𝑘𝑜𝑤𝑎𝑛𝑎. 𝑁𝑖𝑒 𝑠ą 𝑡𝑎𝑘 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑟𝑧𝑦, 𝑗𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑠𝑖 𝑐𝑧𝑤𝑜𝑟𝑜𝑛𝑜ż𝑛𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑎𝑐𝑖𝑒𝑙𝑒.
𝑍𝑎𝑘𝑙ę𝑡𝑎 𝑤 𝑐𝑖𝑠𝑧𝑦 Urszuli Gajdowskiej, to powieść, która mnie całkowicie oczarowała. Autorka zawarła w niej elementy romansu, dawne zwyczaje, tajemnice sprzed lat i odrobinę wątku...
2024-02-18
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗟𝗮𝗯𝗶𝗿𝘆𝗻𝘁 𝗹𝘂𝗱𝘇𝗸𝗶𝗰𝗵 𝗹𝗼𝘀ó𝘄
𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑙𝑎𝑏𝑖𝑟𝑦𝑛𝑡 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑙𝑜𝑠ó𝑤 𝑚𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒ś 𝑤𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑒. 𝐵𝑜 𝑘𝑎ż𝑑𝑦 𝑚𝑎 𝑤𝑒𝑗ś𝑐𝑖𝑒 𝑖 𝑑𝑟𝑜𝑔ę 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑠𝑜𝑏ą. 𝐷𝑟o𝑔ę, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑛𝑎ć.
Styl pisania Danuty Szulczyńskiej – Miłosz poznałam w powieści 𝑃𝑜𝑑𝑠𝑧𝑒𝑝𝑡𝑦. Byłam pod ogromnym wrażeniem tamtej historii i stwierdziłam wtedy, że bardzo chciałabym czytać jak najwięcej takich mądrych w przekazie książek. Autorka długo kazała czekać na swoją nową powieść, ale warto było, bo po raz kolejny miałam okazję przeczytać literaturę z najwyższej półki. 𝐸r𝑎𝑡𝑜𝑠𝑓𝑒𝑟𝑎 to znakomita powieść, którą należy się delektować, zachwycać każdym słowem, zaczerpnąć dla siebie z niej jak najwięcej i dlatego nie da się jej połknąć jednym haustem. Trzeba sobie dać na nią czas, zanurzyć się w fabule, całym sobą i znaleźć swój rytm, by na koniec stwierdzić, że żal opuszczać tę historię. Danuta Szulczyńska – Miłosz w 𝐸𝑟𝑎𝑡𝑜𝑠𝑓𝑒𝑟𝑧𝑒 idealnie połączyła sagę rodzinną, literaturę obyczajową i historię z realizmem magicznym. Miłość do słowa autorki można wyczuć nie tylko w każdym wersie powieści, ale w tym, co można znaleźć między wierszami i trzeba się wyciszyć, zaczytać, by to wychwycić. 𝐸𝑟𝑎𝑡𝑜𝑠𝑓𝑒𝑟𝑎 bowiem to złożona i tajemnicza powieść, która zachwyca niebanalnym pomysłem, pięknym językiem i wywołuje niesamowite wrażenia. Podobało mi się w niej dosłownie wszystko. Sposób napisania, język, kreacja postaci i jej wiarygodność. To literatura z najwyższej półki, dotykająca wszystkich zmysłów, dostarczająca niezwykłych przeżyć i pozostawiająca trwały ślad na duszy.
Głównej bohaterce po latach starań, udało się zdobyć uznanie za swoją twórczość. Tak długo czekała na ten sukces, że teraz w ogóle ją nie cieszy. Wsparcia udziela jej babcia, która widzi sprzeczność i rozdźwięk pomiędzy emocjami dziewczyny w wierszach a jej prawdziwym życiem. Dostrzega, że na zewnątrz wnuczka jest zimna i niedostępna, a prawdziwa Dorota kryje się pod pancerzem z lodu, którego nie umie stopić. Ma ogromne pokłady uczuć, ale nie potrafi ich okazać. Podobnego zdania jest jej przyjaciel Mikołaj. Jedynie wielkie emocje wzbudza w Dorocie nikomu nieznana poetka Emma Wanssen. Dorota bardzo chciałaby się dowiedzieć kim była, ale czy uda się znaleźć informacje na jej temat, skoro tworzyła w pierwszej połowie ubiegłego stulecia.
Potem w ręce Doroty przypadkiem wpada list z przeszłości, Barbary do Horacego Bluma. Dorota zastanawia się, czy ta historia miała ciąg dalszy i czy ten list chciał coś jej przekazać. Przyjaciel Doroty, Mikołaj chętnie włącza się w jej prywatne śledztwo, bo jest dziennikarzem i fascynują go tematy związane z ludźmi, zagadkami i z przeszłością. Uważa, że dostali klucz do drzwi z przeszłości, który powinni wykorzystać. Jest to dopiero początek niezwykłej historii, a odkrywanie kolejnych elementów zaprowadzi ich nie tylko w przeszłość, ale także w głąb siebie.
Fabuła 𝐸𝑟𝑎𝑡𝑜𝑠𝑓𝑒𝑟𝑦 jest skonstruowana na wielu poziomach, przeszłość miesza się z teraźniejszością i nic nie jest oczywiste. Śledztwo pary bohaterów chwilami się plącze, ślady urywają, pojawiają się nowe. Niezwykle ciekawa jest kreacja bohaterów, stawianych przed trudnymi wyborami, często dramatycznymi w skutkach. Szczególną uwagę zwraca powtarzający się motyw labiryntu, symbolizujący plątaninę ludzkich losów, zarówno tych z przeszłości, jak i tych współczesnych. 𝐸𝑟𝑎𝑡𝑜𝑠𝑓𝑒𝑟𝑎 pełna jest skomplikowanych splotów wydarzeń, myśli, znaków od losu, odniesień do poezji. Autorka przejmująco opowiada o latach wojennej rzeczywistości, którą przedstawia z zupełnie innej perspektywy, z punktu widzenia dwóch kobiet, które były ściśle ze sobą związane. Basi wykluczonej ze społeczeństwa i Żydówki Estery, która nigdy nie miała możliwości ujawnienia się.
Czytanie powieści rodzi w głowie wiele pytań, ale to jedno moim zdaniem najważniejsze wysuwa się na pierwszy plan. Czy nadejdą takie czasy, że ludzie nie będą pałali do siebie nienawiścią o wszystko? Brak tolerancji, chęci zrozumienia i wszechogarniająca bezduszność to smutny obraz współczesnego świata, a życie mamy tylko jedno i jak nas zapamiętają, zależy wyłącznie od nas. Ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑚𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑧ł𝑜ż𝑜𝑛𝑒, 𝑛𝑖ż 𝑛𝑎𝑚 𝑠𝑖ę 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒. 𝑂𝑑 𝑝𝑜𝑐𝑧ą𝑡𝑘𝑢 𝑑𝑜 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑗𝑒𝑑𝑦𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑟𝑜𝑔ą 𝑑𝑜 ś𝑚𝑖𝑒𝑟𝑐𝑖. 𝐽𝑎𝑘 𝑗ą 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑗𝑑𝑧𝑖𝑒𝑚𝑦, 𝑡𝑜 𝑗𝑢ż 𝑛𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑦𝑏ó𝑟 𝑙𝑢𝑏, 𝑐𝑜 𝑡𝑒ż 𝑠𝑖ę 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑎, 𝑘𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑜ść.
Powieść smutna, refleksyjna i niepokojąca zarazem, ale dająca jednak nadzieję. Zarówno poetycka, jak i twarda. Melancholijna i liryczna, w której przeszłość przeplata się z teraźniejszością, miłość z nienawiścią, a zawiść z gniewem. Powieść o życiu i śmierci. O nadziei i jej braku. O szacunku do przeszłości i historii. Strasznym bólu, rozdarciu, traumie, splątanej w nadmiarze emocji. Powieść impulsywna, wrażliwa. Poezja i wojna. Piękno i śmierć. Piekło ucieczek, strachu, walki o życie, ukrywania się.
Istnieją sprawy, które same się proszą, żeby znalazł się ktoś, kto dojdzie do prawdy, ktoś, kto jest godny poznać tajemnice. Może się okazać, że jakaś niezwykła historia dotyczy właśnie nas, naszego życia. 𝐷𝑜𝑠𝑡𝑎𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑧𝑛𝑎𝑘𝑖, 𝑛𝑎𝑝𝑜𝑡𝑦𝑘𝑎𝑚𝑦 𝑟𝑜𝑧𝑚𝑎𝑖𝑡𝑒 𝑠𝑝𝑙𝑜𝑡𝑦 𝑤𝑦𝑝𝑎𝑑𝑘ó𝑤, 𝑧𝑏𝑖𝑒𝑔𝑖 𝑜𝑘𝑜𝑙𝑖𝑐𝑧𝑛𝑜ś𝑐𝑖, 𝑎𝑙𝑒 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖𝑚𝑦 𝑗𝑒 𝑡𝑟𝑎𝑓𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑑𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎ć. […] Gdy otrzymujemy znaki, nie zawsze właściwie je interpretujemy, bo próby naukowego tłumaczenia krępują nasze pozazmysłowe odczuwanie.
Kiedyś przywiązywano uwagę do zwyczajów, tradycji, pamiątek. Dziś mamy coraz mniej przedmiotów, do których byśmy czuli sentyment. Nie ma historii zatrzymanej w przedmiotach, które tworzyłyby niezwykłą aurę i uczyły szacunku do minionego czasu, do ludzi, którzy odeszli dawno temu, do literatury do sztuki. Dziś kupujemy wszystko na chwilę, a potem się pozbywamy.
Czy tego chcemy, czy nie, każdy dom ma swoją historię, zostały w nim ślady ludzi, którzy w nim mieszkali, a dawno odeszli. Może gdybyśmy się wyciszyli, usłyszelibyśmy w ciszy ich myśli błąkające się wśród ścian. Natłok myśli, nadmiar zadań do wykonania, obowiązków i celów, nieustanne życie w pośpiechu odebrały nam wrażliwość na przeczucia i sygnały. Jednak przyjdzie dzień, gdy każdy znajdzie wyjście z labiryntu ludzkich dróg, poplątanych myśli, wiecznych zmartwień i będzie… wolny.
𝐸𝑟𝑎𝑡𝑜𝑠𝑓𝑒𝑟𝑎 to niezwykle piękna powieść, dopieszczająca wszystkie zmysły. To książka dla wszystkich, którzy lubią tajemnice, wielowarstwową fabułę, piękny język. To niesamowita powieść, o której można opowiadać bez końca, a i tak w pełni nie odda się jej niezwykłości.
𝐿𝑎𝑏𝑖𝑟𝑦𝑛𝑡 𝑚𝑎 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜 𝑤𝑒𝑗ś𝑐𝑖𝑒 𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜 𝑤𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑒. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖 𝑚ó𝑧𝑔 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑟ó𝑤𝑛𝑖𝑒ż 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑚 𝑙𝑎𝑏𝑖𝑟𝑦𝑛𝑡𝑒𝑚. 𝑈𝑘ł𝑎𝑑𝑎𝑛𝑘𝑎 𝑚𝑦ś𝑙𝑖 𝑖 𝑝𝑦𝑡𝑎ń, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑏𝑎r𝑑𝑧𝑜 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑒 𝑤 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑠ą 𝑜𝑑𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖ą, 𝑝𝑜𝑤𝑟𝑜𝑡𝑒𝑚 𝑑𝑜 𝑝𝑢𝑛𝑘𝑡𝑢 𝑤𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑎. Ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑡𝑎𝑘ż𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑙𝑎𝑏𝑖𝑟𝑦𝑛𝑡𝑒𝑚. 𝐿𝑎𝑏𝑖𝑟𝑦𝑛𝑡𝑒𝑚 𝑠łó𝑤, 𝑢𝑐𝑧𝑢ć 𝑖 𝑑𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑒ń 𝑡𝑎𝑘 𝑚𝑛𝑜𝑔𝑖𝑐ℎ, ż𝑒 𝑛𝑖𝑒ł𝑎𝑡𝑤𝑜 𝑧𝑛𝑎𝑙𝑒źć 𝑑𝑟𝑜𝑔ę 𝑝𝑜𝑤𝑟𝑜𝑡𝑛ą 𝑖 𝑟𝑜𝑧𝑤𝑖ą𝑧𝑎𝑛𝑖𝑒.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗟𝗮𝗯𝗶𝗿𝘆𝗻𝘁 𝗹𝘂𝗱𝘇𝗸𝗶𝗰𝗵 𝗹𝗼𝘀ó𝘄
𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑙𝑎𝑏𝑖𝑟𝑦𝑛𝑡 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑙𝑜𝑠ó𝑤 𝑚𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒ś 𝑤𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑒. 𝐵𝑜 𝑘𝑎ż𝑑𝑦 𝑚𝑎 𝑤𝑒𝑗ś𝑐𝑖𝑒 𝑖 𝑑𝑟𝑜𝑔ę 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑠𝑜𝑏ą. 𝐷𝑟o𝑔ę, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑛𝑎ć.
Styl pisania Danuty Szulczyńskiej – Miłosz poznałam w powieści 𝑃𝑜𝑑𝑠𝑧𝑒𝑝𝑡𝑦. Byłam pod ogromnym wrażeniem tamtej historii i stwierdziłam wtedy, że bardzo chciałabym czytać jak najwięcej takich mądrych w...
2024-02-22
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗼𝗱𝘀𝘇𝗲𝗽𝘁𝘆 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗮
𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑔𝑙ą𝑑𝑎ć 𝑠𝑖ę 𝑧𝑎 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑏𝑜 𝑧𝑔𝑢b𝑖𝑠𝑧 𝑑𝑟𝑜𝑔ę.
Czytając 𝐽𝑒𝑑𝑦𝑛𝑒 𝑚𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒, czuję się w pełni usatysfakcjonowana. Dopóki istnieją takie autorki, jak Małgorzata Garkowska, które potrafią tworzyć niezwykłe powieści, pełne emocji, pisać przepięknym, niezwykle plastycznym językiem, fenomenalnie oddając klimat opisywanych czasów, to jestem spokojna o dalsze losy naszej rodzimej literatury. 𝐽𝑒𝑑𝑦𝑛𝑒 𝑚𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒 to przepiękna historia, od której trudno się oderwać. Podobnie jak powieść 𝐽𝑒𝑑𝑦𝑛𝑦 𝑤𝑎𝑙𝑐, była dla mnie prawdziwą ucztą literacką z najwyższej półki i dopieściła wszystkie moje zmysły. Stanowi ona doskonałe uzupełnienie 𝐽𝑒𝑑𝑦𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑎𝑙𝑐𝑎, z tą tylko różnicą, że tym razem historię widzimy oczyma Tatiany, którą mieliśmy okazję poznać w poprzedniej powieści.
Tatiana była jedyną córką spośród czwórki rodzeństwa w rodzinie Makarow. Od najmłodszych lat lubiła stawiać na swoim i zamiast spędzać czas na nauce, uciekała oknem, bo od książek wolała towarzystwo wiejskich dzieci pasących gęsi. Biegała na bosaka i była równie umorusana, jak wszystkie dzieci. Przeistaczała się tu w zupełnie kogoś innego, nie musiała przejmować się etykietą i czekać, aż ktoś jej pozwoli się odezwać. Zakusy niesfornej i upartej Tatiany do ciągłych ucieczek na łąki dopiero zostały poskromione przez wyproszonego kucyka i naukę gry na fortepianie, do czego wykazywała niebywały talent. Ośmioletnia Tania, jak o pasaniu gęsi, zaczęła marzyć o nauce w konserwatorium, a jej przyjaźń z dziećmi zarządcy stopniowo zaczyna słabnąć.
Jorgus, Liepa, Adam i Tatiana przyjaźnili się od dziecka i razem przesiadywali nad rzeką. Czas nieubłaganie płynie, a dni nie są już takie proste, jak dawniej, gdy pewna dziewczynka z dworu uparła się, by pasać gęsi z dziećmi zarządcy. 𝑁𝑖𝑐 𝑗𝑢ż 𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑦ł𝑜 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑗𝑎𝑘 𝑤𝑡𝑒𝑑𝑦, 𝑔𝑑𝑦 𝑑𝑤𝑎 𝑜𝑑𝑙𝑒𝑔ł𝑒 ś𝑤𝑖𝑎𝑡𝑦 𝑧𝑏𝑙𝑖ż𝑦ł𝑦 𝑠𝑖ę 𝑖 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑠𝑧𝑎ł𝑦, 𝑎 𝑜𝑛𝑖 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑐𝑦 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦𝑙𝑖, ż𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒. 𝑇𝑒𝑟𝑎𝑧 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑎𝑠u𝑗ą𝑐𝑒 𝑑𝑜 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒 𝑒𝑙𝑒𝑚𝑒𝑛𝑡𝑦 𝑤ł𝑎ś𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑟𝑎𝑐𝑎ł𝑦 𝑛𝑎 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑎. 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑜𝑛𝑖 𝑗𝑎𝑘𝑜ś 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖𝑙𝑖 𝑠𝑖ę 𝑧 𝑡𝑦𝑚 𝑝𝑜𝑔𝑜𝑑𝑧𝑖ć. Z dzieci zaczęli zmieniać się w podlotki, potem w mężczyzn i kobiety. Jorgus i Adam dostrzegli w Tatianie kobietę, a Liepa i Tatiana mężczyznę w Adamie. Tatianie nawet wydawało się, że jest zakochana w Adamie, ale gdy na święta wraz z braćmi przyjeżdża do dworku przystojny oficer wojsk carskich Paweł Orłowski, dziewczyna od razu traci dla niego głowę, ale on widzi w niej tylko młodszą siostrę przyjaciół. Fakt, że Paweł nie zwraca na nią uwagi, powoduje, że dziewczyna jeszcze bardziej szuka jego towarzystwa.
Czas szczęścia rodziny Makarow kończy się wraz z wybuchem wojny rosyjsko – japońskiej, na którą zostaną wysłani dwaj bracia Tatiany i ukochany Paweł. Potem pożar, który niszczy majątek zmusza rodzinę do porzucenia ukochanego Kormiałowa. Bracia już nigdy z wojny nie wrócą, a Tatiana z Miszą, najmłodszym z braci wyjeżdża do Warszawy. Dziewczyna liczy, że zamieszkanie w Warszawie umożliwi jej nie tylko naukę, ale da szansę na widzenia z Orłowskim. Miasto jednak nie jest już takie jak zapamiętała. Panuje w nim napięcie, a na ulicach pełno żandarmów, policjantów i Kozaków. Dziewczynę nie za bardzo interesuje polityka i jej nie rozumie. Polityka dla niej to niszczycielska siła, która z łatwością wybudowała mur strachu i niedopowiedzeń pomiędzy ludźmi. Ona nie potrafiła się z tym pogodzić, dla niej przede wszystkim liczył się człowiek, a nie narodowość. To, co dla niej było naturalne, dla innych było niemożliwe.
Niespełnione porywy serca Tatiana przelewa w muzykę i grę na fortepianie. Brak zainteresowania Pawła rekompensuje sobie znajomością z szarmanckim lekkoduchem Fiodorem Buninem, wystawiając na szwank swoją reputację, a także narażając życie swojego jedynego ukochanego brata. Nadal zabiega o względy Orłowskiego, chociaż doskonale wie, że jego serce należy do hrabiny Sorokiny. Trudno mieć za złe zakochanej bez pamięci dziewczynie, że uczucie do Orłowskiego ma tak ogromny wpływ na jej postępowanie, ale jej wcześniejsze zachowania sprawiają, że rozterki sercowe Tatiany jawią się jako zachcianki rozkapryszonej panny, która w życiu zawsze dostawała tego, czego chciała.
Z jednej strony imponował mi ten nieposkromiony charakterek Tatiany, a z drugiej co rusz irytowała mnie swoim postępowaniem, a zwłaszcza wtedy, gdy przez nierozważne jej zachowanie, cierpiała cała rodzina. Niepokorna, kochliwa i jak na tamte czasy dość beztrosko podchodząca do relacji damsko- męskich, często kierująca się afektami i impulsami. Od dziecka uparta i niesforna. Działająca emocjonalnie pod wpływem chwili, wbrew konwenansom. Często nie robiła tego, czego od niej oczekiwano, bo postępowała, jak jej się podobało. Z łatwością nawiązywała relacje z mężczyznami, schlebiało jej zainteresowanie z ich strony, ale ten, na którego atencji najbardziej jej zależało, tego zainteresowania w ogóle nie okazywał.
Gdy w końcu udaje jej się spełnić marzenie i zostaje żoną Pawła, Tatiana boleśnie przekonuje się, jak to jest zajmować mało zaszczytne drugie miejsce, chociaż Paweł ze wszystkich sił starał się być dobrym mężem i ukrywać przed Tatianą uczucie do owdowiałej Eweliny. Może gdyby Tatiana wcześniej nie zachowywała się tak swobodnie w relacjach damsko- męskich współczułabym jej bardziej, a tak miałam wrażenie, że dziewczyna sięga po to, co chce, bo nie uznaje porażki i odrzucenia.
𝐽𝑒𝑑𝑦𝑛𝑒 𝑚𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒 opowiada o latach młodzieńczych zauroczeń, nastoletnich miłości, które miały być na zawsze. Burzliwych związkach, namiętnościach i trudnych wyborach. Jestem pod wrażeniem wirtuozerii pisarskiej Małgorzaty Garkowskiej, zachwycił mnie sposób, w jaki odmalowała barwny obraz przełomu XIX i XX wieku. Zauroczyły mnie ze smakiem opisywane sceny miłosne, które są pełne autentycznej pasji i miłości. Wprawiły w podziw niesamowite opisy huśtawki uczuć bohaterów, która raz wprawiona w ruch nie będzie mogła się zatrzymać. Bardzo im współczułam, bo znaleźli się w potrzasku własnych uczuć i cokolwiek by nie zrobili i tak ktoś musiał ucierpieć. […] 𝑠𝑝𝑒ł𝑛𝑖𝑜𝑛𝑒 𝑚𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑠𝑚𝑎𝑘𝑢𝑗ą 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑔𝑜𝑟𝑧𝑘𝑜. Cudownie było obserwować Tatianę i Pawła, jak dojrzewają, jak zaczynają doceniać to, co w życiu jest najważniejsze. Tatiana z rozpuszczonej, niefrasobliwej i irytującej osóbki zmienia się w kobietę, która dla dobra ukochanego stawia wszystko na jedną kartę, dając mu wolność wyboru, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że być może przegra. Paweł miota się pomiędzy obowiązkiem a uczuciami do Eweliny i będzie potrzebował czasu, by dokonać właściwego wyboru, by mógł się przekonać, co było tylko zauroczeniem, a co jest prawdziwą miłością. Ewelina budzi sprzeczne uczucia, bo nagle zachowuje się tak jakby zapomniała, że Paweł ma żonę, a ona, gdy miała prawo wyboru, oddała serce Sorokinowi. Jeszcze krew szumi w żyłach, jeszcze szybko bije serce, ale niestety ta przepiękna podróż w czasie właśnie dobiegła końca. Wygasły emocje, ucichły słowa miłości, wybrzmiała melodia serc.
Do zobaczenia znów, w kolejnej innej historii.
𝐵𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑤𝑦𝑐𝑧𝑒𝑘𝑖𝑤𝑎ć, 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑚𝑢 𝑝𝑜𝑚ó𝑐, 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑜ś𝑐𝑖, 𝑐𝑧𝑦 𝑤 𝑒𝑓𝑒𝑘𝑐𝑖𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖 𝑠𝑖ę 𝑤 ż𝑎𝑙.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗼𝗱𝘀𝘇𝗲𝗽𝘁𝘆 𝘀𝗲𝗿𝗰𝗮
𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑔𝑙ą𝑑𝑎ć 𝑠𝑖ę 𝑧𝑎 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑏𝑜 𝑧𝑔𝑢b𝑖𝑠𝑧 𝑑𝑟𝑜𝑔ę.
Czytając 𝐽𝑒𝑑𝑦𝑛𝑒 𝑚𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒, czuję się w pełni usatysfakcjonowana. Dopóki istnieją takie autorki, jak Małgorzata Garkowska, które potrafią tworzyć niezwykłe powieści, pełne emocji, pisać przepięknym, niezwykle plastycznym językiem, fenomenalnie oddając klimat opisywanych czasów, to...
2024-01-30
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶ę𝗱𝘇𝘆 𝗴𝘄𝗶𝗮𝘇𝗱𝗮𝗺𝗶
[…] 𝘥𝘻𝘪𝘸𝘯𝘺 ś𝘸𝘪𝘢𝘵, ż𝘦 𝘯𝘪𝘣𝘺 𝘬𝘢ż𝘥𝘺 𝘵𝘢𝘬𝘪 𝘴𝘢𝘮 𝘴𝘪ę 𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪, 𝘢 𝘱𝘰𝘵𝘦𝘮 𝘭𝘶𝘥𝘻𝘪𝘦 𝘵𝘢𝘬 𝘳óż𝘯𝘪 𝘸𝘺𝘳𝘢𝘴𝘵𝘢𝘫ą.
𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑎 𝑜𝑑 𝑠𝑛ó𝑤 to wspaniałe zwieńczenie Serii sokołowskiej. Odniosłam wrażenie, że ta część jest najbardziej mroczna z nich wszystkich, Sokołów nie wydawał mi się już takim sielskim miejscem jak na początku. Agnieszka Kuchmister przenosi czytelnika w niezwykły świat, pełen starych wierzeń, gdzie wśród drzew drzemią dawne tajemnice, stare legendy, zapomniane już opowieści, zaplątany czas. Magiczny klimat, malownicze opisy i przepiękny język, jakim 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑎 𝑜𝑑 𝑠𝑛ó𝑤 jest napisana, sprawiły, że nie miałam ochoty opuszczać tej historii. To nie jest powieść, którą połyka się na raz. Trzeba czasu, bo dopiero wtedy można się nią w pełni delektować, zachwycać każdym słowem, każdym zdaniem i niesamowitością tej historii pełnej niezwykłych zdarzeń, w której jawa plącze się ze snem.
𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑎 𝑜𝑑 𝑠𝑛ó𝑤 to prawdziwa uczta literacka okraszona słowiańskimi wierzeniami i realizmem magicznym. Piękna, dotykająca wszystkich zmysłów historia, ukazująca wyjątkowe relacje człowieka z przyrodą, niezwykłość ludzkiego życia, ale także jego ulotność. Mądra, pełna miłości, akceptacji ludzi i świata książka, wobec której nie da się przejść obojętnie i nie da się o niej zapomnieć. Chwyta za serce i pozostaje w głowie. Sekrety natury, głęboko skrywane tajemnice, wszystko ma tu swój czas i swoje miejsce. Nie da się nie docenić uroku tej niezwykłej książki i na zakończenie pomyśleć, ależ to było pięknie napisane.
Kolejny raz Agnieszka Kuchmister trafiła prosto w moje serce. Oczarowała słowem i niezwykłą historią, pełną przecudownych opisów, baśniowej atmosfery, gdzie głównym bohaterem jest świat nierzeczywisty, którego istnienia nie doceniamy. Czytając tę czarującą opowieść o przemijaniu i miłości, wydawało mi się, że śnię na jawie. Powinniśmy czytać takie książki, może uda nam się coś uszczknąć z tamtego świata, jego wierzeń i piękna przyrody, którego dziś już nie doceniamy.
W Sokołowie, wsi odciętej od świata, w której wszystko dzieje się w swoim tempie, gdzie wszyscy się znają, w tajemniczych okolicznościach znika córka sołtysa powszechnie uznawana za pomyloną. Marysia jest inna, bo inaczej odbiera rzeczywistość, niż przeciętny człowiek i obdarzona wyjątkowym głosem. Niestety jej irracjonalne zachowanie, częste odwiedziny domu Nadziei i opowieści o tym, że ją tam spotyka, jeszcze bardziej utwierdza wszystkich w przekonaniu, że Marysia jest zaburzona umysłowo.
Odkąd Nadziei pękło serce, jak przepowiedziała jej stara niewidoma Cyganka, Florentyna pogrążyła się w marazmie. 𝘛𝘰 𝘯𝘪𝘦𝘱𝘳𝘢𝘸𝘥𝘢, ż𝘦 𝘤𝘻𝘢𝘴 𝘭𝘦𝘤𝘻𝘺 𝘳𝘢𝘯𝘺, 𝘤𝘻𝘢𝘴 𝘱𝘰𝘬𝘳𝘺𝘸𝘢 𝘫𝘦 𝘵𝘺𝘭𝘬𝘰 𝘬𝘶𝘳𝘻𝘦𝘮 𝘻𝘢𝘱𝘰𝘮𝘯𝘪𝘦𝘯𝘪𝘢. Chociaż ogród Florentyny wciąż kwitnie niebieskimi kwiatami, to ona sama jest krucha i delikatna jak lalka. Jej córki spoglądają na nią z niepokojem, widzą bowiem, jak matka powoli gaśnie.
Róża i Jaśmina bliźniacze siostry, które, choć miały takie same rysy twarzy, różniły się od siebie dosłownie wszystkim, od stroju począwszy, a na fryzurze skończywszy. Jedyne, co je łączyło to przywiązanie do rodzinnego domu, do niebieskiego ogrodu i do wsi z pozoru zwyczajnej, ale kryjącej więcej niż mogłoby się wydawać. Róża lubiła mieć wszystko pod kontrolą, a wokół Jaśminy panował chaos taki sam, jak w jej głowie. Florentyna widziała w Róży swoją matkę Jodełkę, która potrafiła trzymać dom w ryzach, a w Jaśminie raz siebie, raz Nadzieję, choć Nadzieja była jak dzikie zwierzątko, a Jaśmina, jak wróżka, czy zjawa. Jaśmina sama sobie wydawała się duchem, bo żyła w świecie skleconym ze snów i wspomnień.
𝘞𝘴𝘻𝘺𝘴𝘵𝘬𝘰 𝘪 𝘬𝘢ż𝘥𝘺 𝘳𝘰𝘻𝘱ł𝘺𝘯𝘪𝘦 𝘴𝘪ę 𝘸 𝘤𝘻𝘢𝘴𝘪𝘦, ta oczywistość nie daje jednak Jaśminie spokojnie spać i to nie są zwykłe koszmary, które mąż próbuje z lekarzem tłumić przy pomocy pigułek. Kobieta śni przeszłość Sokołowa, to co wydarzyło się naprawdę, a ta przeszłość wylewa się dosłownie z jej snów. Śni o pustych korytarzach w pałacu, o topielicy w rzece, która koniecznie chce jej coś przekazać i o zmarłej siostrze Nadziei. Kiedy Jaśmina budzi się z niespokojnych snów, widzi w ogrodzie koło domu wszystkie zwierzęta, które kiedyś pochowali pod drzewem, które uparcie wpatrują się w drzwi domu Nadziei zamkniętego na cztery spusty. Czego chcą od Jaśminy? Brak snu nie jest tak bardzo dokuczliwy, jak koszmary, które wydają się jej tak boleśnie rzeczywiste. […] 𝘣𝘰 𝘤𝘻𝘢𝘴𝘢𝘮𝘪 𝘤𝘻ł𝘰𝘸𝘪𝘦𝘬𝘰𝘸𝘪 𝘴𝘪ę 𝘸y𝘥𝘢𝘫𝘦, ż𝘦 𝘫𝘢𝘬 𝘴𝘪ę 𝘰 𝘤𝘻𝘺𝘮ś 𝘯𝘪𝘦 𝘮ó𝘸𝘪, 𝘵𝘰 𝘴𝘪ę 𝘰 𝘵𝘺𝘮 ł𝘢𝘵𝘸𝘪𝘦𝘫 𝘻𝘢𝘱𝘰𝘮𝘪𝘯𝘢 𝘪 𝘸 𝘬𝘰ń𝘤𝘶 𝘵𝘰 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘴𝘵𝘢𝘫𝘦 𝘪𝘴𝘵𝘯𝘪𝘦ć? Jaśmina od zawsze wiedziała, że mieszkają z duchami, ale nie wie, co chcą jej przekazać.
Gdy Dziubowie postanowili w końcu wyremontować dom Florentyny, w ścianie budynku odnaleziono szkatułkę wraz z dokumentami i zdjęciami. Kto i dlaczego to zrobił i jakie tajemnice są w niej ukryte?
Przez powieść przewija się cała plejada postaci. Franciszek Kukła organista, którego od dzieciństwa w domu traktowano jak odczepieńca, garbaty Wieczorek, wioskowa zielarka Grzebielucha, sołtys Miśta bezskutecznie poszukujący zaginionej córki, tajemnicza para Kwiecińskich nowych właścicieli pałacu, wioskowa zgraja chuliganów na czele z młodym Grzybkiem, ksiądz, który raczy się lawendową nalewką i komendant Filipowicz próbujący ogarnąć całe to towarzystwo. Natomiast rodzina Dziubów próbuje okryć tajemnice z przeszłości, które domagają się rozwiązania.
𝘔𝘪𝘫𝘢ł 𝘤𝘻𝘢𝘴, 𝘻𝘮𝘪𝘦𝘯𝘪𝘢ł𝘺 𝘴𝘪ę 𝘱𝘰𝘳𝘺 𝘳𝘰𝘬𝘶, 𝘭𝘶𝘥𝘻𝘪𝘦 𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪𝘭𝘪 𝘴𝘪ę 𝘪 𝘶𝘮𝘪𝘦𝘳𝘢𝘭𝘪, 𝘻𝘮𝘪𝘦𝘯𝘪𝘢𝘭𝘪 𝘴𝘪ę 𝘬𝘴𝘪ęż𝘢 𝘸 𝘴𝘰𝘬𝘰ł𝘰𝘸𝘴𝘬𝘪𝘮 𝘬𝘰ś𝘤𝘪𝘦𝘭𝘦, 𝘸𝘺𝘣𝘶𝘤𝘩𝘢ł𝘺 𝘪 𝘨𝘢𝘴ł𝘺 𝘸𝘰𝘫𝘯𝘺. Każdy miał swoje życie, plany i marzenia, troski, wady i zalety, a tylko zostanie po nich wykaligrafowany napis w księdze i nagrobek na cmentarzu. 𝘛𝘢𝘬 𝘯𝘢𝘱𝘳𝘢𝘸𝘥ę 𝘯𝘪𝘨𝘥𝘺 𝘯𝘪𝘦 𝘫𝘦𝘴𝘵𝘦ś𝘮𝘺 𝘯𝘪𝘤𝘻𝘺𝘮 𝘪𝘯𝘯𝘺𝘮, 𝘫𝘢𝘬 𝘵ą 𝘻𝘪𝘦𝘮𝘪ą […] 𝘵𝘺𝘭𝘬𝘰 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘻 𝘤𝘩𝘸𝘪𝘭ę 𝘸𝘺𝘥𝘢𝘫𝘦 𝘯𝘢𝘮 𝘴𝘪ę, ż𝘦 𝘮𝘺 𝘪 ś𝘸𝘪𝘢𝘵 𝘵𝘰 𝘰𝘴𝘰𝘣𝘯𝘦 𝘳𝘻𝘦𝘤𝘻𝘺. Czas to takie zapomniane warstwy, które się na siebie nakładają. Ta historia składa się z warstw, podobnie jak sny Jaśminy o topielicy i przeszłości Sokołowa. Nadchodzi wielka woda, która niszczy wszystko, co napotka na drodze, a gdy się cofnie, zostawi po sobie zniszczone stodoły, piwnice, powalone płoty, zamulone studnie i ujawni tajemnice, jakie kryła ziemia.
𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑎 𝑜𝑑 𝑠𝑛ó𝑤 to powieść o nienawiści, która niszczy duszę, o pustych marzeniach bez sensu, o nierozliczonej przeszłości, która nie da o sobie zapomnieć, ludzkich słabościach, ale przede wszystkim jest to powieść o przemijaniu, swoim miejscu na ziemi, korzeniach i miłości. Świat ze snu Jaśminy to świat widziany oczami małej Rozalii, dziecka niekochanego, której stryj Grzegorz jawił się jako zły wilk i zauroczonej nim matki. Sny o tragedii, która miała miejsce lata temu, a jej ofiary domagają się prawdy, bo inaczej nigdy nie zaznają spokoju.
W 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑠𝑛ó𝑤, powieści osadzonej w realiach polskiej wsi wszechobecna tajemnica splata się z mrocznymi wątkami, tworząc niecodzienną i magiczną historię, która łączy ze sobą różne elementy. Garbate sumienie starego Wieczorka, cichą rozpacz sołtysa Miśty, ciemność w ludziach, którą widzi stara Grzebielucha, jąkającego się organistę obawiającego się diabła i ciemności. Lisa, który lubił zgniłki, cud, który cudem nie był, powódź, tajemniczą przeszłość, która wróciła i znalezisko w ogrodzie Faberów, które zmieniło wszystko. Parę nowych właścicieli pałacu, mających swoje tajemnice i akację rosnącą przy płocie, która była niczym wyrzut sumienia. Bolesne tajemnice skrywane latami i wiele innych dziwnych rzeczy, ale już się temu nikt nie dziwił. 𝑇𝑎𝑘 𝑡𝑜 𝑏𝑦𝑤𝑎 𝑛𝑎 ś𝑤𝑖𝑒𝑐𝑖𝑒, ż𝑒 𝑔𝑑𝑦 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑤𝑦𝑘ł𝑒 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑎𝑗ą 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜, 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜 ł𝑎𝑡𝑤𝑜 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑧𝑤𝑦𝑐𝑧𝑎𝑗𝑎𝑚𝑦.
Zima dobiegała końca, ale po niej już nic nie będzie takie samo, jak wcześniej. To, co się wydarzyło tego roku w Sokołowie, odcisnęło piętno chyba na każdym mieszkańcu.
Dziwny jest czas, w którym przychodzi nam żyć. Wszystko przemija i powraca, zatacza koło, kończy się i zaczyna na powrót. Czy wszystko jest wieczne i się zapętla? Najważniejsze to mieć miejsce, do którego się wraca, to mieć dom. Mieć osobę, którą się kocha, to mieć rodzinę. Mieć obie te rzeczy to prawdziwe błogosławieństwo.
[…] 𝘣𝘰 𝘬𝘢ż𝘥𝘺 𝘥𝘰𝘮 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘥ł𝘶ż𝘦𝘯𝘪𝘦𝘮 𝘯𝘢𝘴 𝘴𝘢𝘮𝘺𝘤𝘩. 𝘑𝘦𝘴𝘵 𝘵𝘰 𝘰𝘣𝘴𝘻𝘢𝘳, 𝘥𝘰 𝘬𝘵ó𝘳𝘦𝘨𝘰 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘯𝘢𝘭𝘦ż𝘺𝘮𝘺, 𝘥𝘰 𝘬𝘵ó𝘳𝘦𝘨𝘰 𝘻𝘢𝘸𝘴𝘻𝘦 𝘮𝘰ż𝘦𝘮𝘺 𝘸𝘳ó𝘤𝘪ć. 𝘋𝘰𝘮 𝘵𝘰 𝘤𝘪ą𝘨ł𝘰ść 𝘸 𝘤𝘻𝘢𝘴𝘪𝘦 𝘪 𝘸𝘪ęź 𝘻 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘴𝘵𝘳𝘻𝘦𝘯𝘪ą. 𝘛𝘰 𝘸𝘴𝘱𝘰𝘮𝘯𝘪𝘦𝘯𝘪𝘢 𝘪 𝘳𝘺𝘵𝘶𝘢ł𝘺, 𝘮𝘪ł𝘰ść 𝘪 𝘴𝘮𝘶𝘵𝘦𝘬. 𝘡𝘢ż𝘺ł𝘰ść. 𝘗𝘶𝘴𝘵𝘬𝘢, 𝘬𝘵ó𝘳ą 𝘱𝘳ó𝘣𝘶𝘫𝘦𝘮𝘺 𝘸𝘺𝘱𝘦ł𝘯𝘪ć. 𝘋𝘰𝘮𝘺 𝘯𝘰𝘴𝘪𝘮𝘺 𝘸 𝘴𝘰𝘣𝘪𝘦.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶ę𝗱𝘇𝘆 𝗴𝘄𝗶𝗮𝘇𝗱𝗮𝗺𝗶
[…] 𝘥𝘻𝘪𝘸𝘯𝘺 ś𝘸𝘪𝘢𝘵, ż𝘦 𝘯𝘪𝘣𝘺 𝘬𝘢ż𝘥𝘺 𝘵𝘢𝘬𝘪 𝘴𝘢𝘮 𝘴𝘪ę 𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪, 𝘢 𝘱𝘰𝘵𝘦𝘮 𝘭𝘶𝘥𝘻𝘪𝘦 𝘵𝘢𝘬 𝘳óż𝘯𝘪 𝘸𝘺𝘳𝘢𝘴𝘵𝘢𝘫ą.
𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑎 𝑜𝑑 𝑠𝑛ó𝑤 to wspaniałe zwieńczenie Serii sokołowskiej. Odniosłam wrażenie, że ta część jest najbardziej mroczna z nich wszystkich, Sokołów nie wydawał mi się już takim sielskim miejscem jak na początku. Agnieszka Kuchmister przenosi czytelnika w...
2024-02-04
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗲𝗱𝗮𝗹 𝘇𝗮𝘄𝘀𝘇𝗲 𝗺𝗮 𝗱𝘄𝗶𝗲 𝘀𝘁𝗿𝗼𝗻𝘆.
[…] 𝐼𝑙𝑒 𝑟𝑎𝑧𝑦 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑧𝑒 𝑠𝑜𝑏ą 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑦𝑘𝑎𝑗ą, 𝑧𝑎𝑛𝑖𝑚 𝑤 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑠𝑝𝑜𝑠ó𝑏 𝑧𝑤𝑖ążą 𝑠𝑖ę 𝑖𝑐ℎ 𝑙𝑜𝑠𝑦.
Książki Magdaleny Witkiewicz biorę w ciemno i nie jest to dla nikogo tajemnicą. Powieści Magdaleny to przepiękne historie, wywołujące we mnie mnóstwo pozytywnych emocji i są jak jasne latarenki dające światło w ciemności, jak plasterki miodu zasklepiające ranę. Dające nadzieję, że na świecie jest mnóstwo dobrych ludzi, którzy pojawiają się w naszym życiu w odpowiednim momencie. Właśnie wtedy, gdy potrzebujemy tego najbardziej, bo nie jesteśmy samotną wyspą i by żyć i kochać potrzebujemy drugiego człowieka. Nie wiem, jak Magda to robi, ale za każdym razem przenoszę się do miejscowości, w której dzieje się akcja powieści i przeżywam wszystko wraz z jej bohaterami. Czuję się wśród nich, jak w gronie dobrych przyjaciół, uczestniczę w ich rozmowach, siedzę tuż obok zaangażowana całą sobą w ich historię.
"Czereśnie zawsze muszą być dwie" – te piękne słowa, wypowiedziane przez pewnego ogrodnika, zainspirowały Magdalenę Witkiewicz do napisania powieści. Drzewo czereśniowe potrzebuje drugiego drzewa, by żyć i dawać owoce. Podobnie jest z ludźmi…
Nie udało mi się przeczytać książki w jej poprzednim wydaniu, ale widocznie tak miało być. Ta powieść pojawiła się w moim życiu we właściwym momencie, żebym uwierzyła w to, że wszystko w naszym życiu jest po coś, nawet jeśli na owoce zdarzeń z przeszłości musimy czekać bardzo długo, nawet całymi latami. Czytając, 𝐶𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑧ą 𝑏𝑦ć 𝑑𝑤𝑖𝑒, miałam wrażenie, że siedzę na ganku domu Zosi, otulona ogromnym szydełkowym kocem w kolorze morza, wącham zakwitającą właśnie różę, głaszczę rudego kota i niesamowicie przyjaźnie nastawionego do świata psa. Słucham opowieści Zosi, która uwierzyła, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem i każde zdarzenie ma jakiś sens i o tym jest ta historia
Zawsze wydawało mi się, że życie zależy od bardzo ważnych decyzji, a nie od drobiazgów, ale czy na pewno tak jest? […] 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑛𝑎𝑗𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑜𝑧𝑜𝑟𝑛𝑎 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗𝑎 𝑤𝑝ł𝑦𝑤𝑎 𝑛𝑎 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ść 𝑧𝑎𝑤s𝑧𝑒 𝑤𝑦𝑏𝑟𝑧𝑚𝑖𝑒𝑤𝑎 𝑤 𝑡𝑒𝑟𝑎ź𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑜ś𝑐𝑖. 𝑍𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 […] 𝑔𝑑𝑦 𝑠𝑖ę 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗𝑒 𝑐𝑜ś 𝑧ł𝑒𝑔𝑜 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢, 𝑡𝑜 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑝𝑜 𝑡𝑜, 𝑏𝑦 𝑧𝑎 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑦ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑐𝑜ś 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒𝑔𝑜. Medal zawsze ma dwie strony.
Często zastanawiamy się, co by było, gdyby, ale zapominamy o tym, że już nie mamy wpływu na przeszłość. Rozmyślamy, że gdybyśmy podjęli inną decyzję, spotkali innych ludzi, poszli inną drogą, może byśmy byli szczęśliwsi, ale pewności nie mamy. Nie warto zatem tego rozważać i analizować. Żyjemy tu i teraz, nie możemy wrócić i zacząć wszystkiego od nowa, a konsekwencje swoich wyborów będziemy ponosić już zawsze. Czasem jedna mała decyzja sprawiała, że nasze życie potoczyło się właśnie w taki, a nie inny sposób, więc usiądźmy, uśmiechnijmy się i bądźmy wdzięczni za to, co mamy.
Zosia Krasnopolska przykładna córka i uczennica w ósmej klasie idzie na wagary, by wreszcie klasa, przestała uważać ją za kujona i zaczęła traktować, jak równą sobie. Ta jedna decyzja, jak się później okaże, będzie miała wpływ na całe dorosłe życie Zosi. Za ten postępek wyznaczono jej prace społeczne. Musiała opiekować się starszą panią, której miała robić zakupy, przynieść obiad ze stołówki i trochę ogarnąć mieszkanie. Zosia nie wiedziała wtedy, że przymusowa pomoc starszej pani zaowocuje cudowną przyjaźnią na wiele lat. Stefania Pilch stanie się dla niej nie tylko przyjaciółką i mentorką, ale także ukochaną babcią, której nigdy nie miała. To Stefania dostrzegła w Marku to, czego zakochana Zosia nie widziała. On zaś robił wszystko, by Zosię od przyjaciółki odciągnąć i narzucić jej swoje zasady.
Zosia jest tak zaślepiona wybrankiem, że ignoruje oczywiste sygnały i nie dostrzega, że z Markiem jest coś nie tak. Dla niego gotowa jest położyć na szali dosłownie wszystko, nawet wieloletnią przyjaźń, byle tylko on był zadowolony. Marek natomiast chce spędzać z nią każdą wolną chwilę, nawet ten czas, który Zosia ma zarezerwowany dla Stefanii. Wymyśla dla niej atrakcje, by uniemożliwić jej spotkanie z przyjaciółką, a tak naprawdę chce kontrolować dziewczynę. Trzeba kubła zimnej wody i to nie jednego, żeby Zosia zrozumiała, że Marek to osoba, której ufać nie warto, a wręcz nie wolno.
Miłość nie może polegać na tym, by jedno drugie wykorzystywało. Miłość to pasmo kompromisów i akceptacja drugiej osoby, pozwolenie jej na poruszanie się po swoich obszarach. Tylko że zakochana Zosia nie zdawała sobie sprawy, że jest tylko narzędziem w rękach ukochanego, bo uczucie do Marka zupełnie przysłoniło jej zdrowy rozsądek. Upłynie sporo czasu, zanim dziewczyna zrozumie, że tak naprawdę dla tego człowieka niewiele znaczyła.
Gdy Zosia otrzymuje w spadku urokliwą, chociaż bardzo zniszczoną willę po raz pierwszy poczuje, że Ruda Pabianicka jest jej miejscem na ziemi. Tu czuje się dobrze i jest szczęśliwa. Otoczony czereśniami stary dom skrywa wiele tajemnic z przeszłości, których poznanie doprowadzi dziewczynę do zrozumienia, co jest w życiu najważniejsze. Wcześniej nawet nie przypuszczała, że w tej starej willi odkryje fakty z przeszłości Stefani, a w Rudzie Pabianickiej znajdzie prawdziwą miłość. […] 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑗𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑝𝑜 𝑐𝑜ś. 𝑃𝑟𝑧𝑦𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧ą, 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑗ą 𝑧 𝑛𝑎𝑚𝑖 𝑛𝑎 𝑑ł𝑢ż𝑒𝑗, 𝑎 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑜𝑑𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧ą. 𝑊𝑎ż𝑛𝑒, 𝑏𝑦ś𝑚𝑦 𝑧𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖, 𝑝𝑜 𝑐𝑜 𝑖𝑐ℎ 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎𝑙𝑖ś𝑚𝑦 𝑛𝑎 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑗 𝑑𝑟𝑜𝑑𝑧𝑒.
𝐶𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑧ą 𝑏𝑦ć 𝑑𝑤𝑖𝑒 to niesamowita historia, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością. Urzekła mnie cudownie splecionymi losami współczesnej bohaterki z losami bohaterów z lat trzydziestych. To przepiękna historia z nutką magii, dokraszona klątwą z przeszłości. 𝐶𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑧ą 𝑏𝑦ć 𝑑𝑤𝑖𝑒 to powieść o tym, że jeżeli na świat patrzymy sercem, to los pozwala nam dokonywać właściwych wyborów. O poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, dramatycznych stratach, ale przede wszystkim o miłości, która przetrwała mnóstwo lat, bo była taką na zawsze.
Zakończyłam czytanie książki z poczuciem zadowolenia i satysfakcji, a w mojej głowie zrodziła się myśl. Gdybyśmy pozwolili sobie na chwilę wyciszenia, zapomnieli o trudach dnia codziennego, wyłączyli ten nieustanny jazgot, to może usłyszelibyśmy, co nam chce podpowiedzieć intuicja, zobaczylibyśmy kobietę w czerwonym płaszczu, znaleźli zapomniany brzozowy krzyż w lesie, a w ogrodzie co roku specjalnie dla nas zakwitłaby róża. 𝐶ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖 𝑜 𝑡𝑜, 𝑏𝑦 𝑝𝑖ę𝑘𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒ż𝑦ć 𝑘𝑎ż𝑑𝑦 𝑑𝑧𝑖𝑒ń. 𝐵𝑦 𝑧𝑎𝑠𝑦𝑝𝑖𝑎ć 𝑧 𝑚𝑦ś𝑙ą, ż𝑒 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐵𝑦 𝑡𝑎𝑘 ż𝑦ć, ż𝑒𝑏𝑦 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑜𝑟𝑒𝑚, 𝑔𝑑𝑦 𝑘ł𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑠𝑖ę 𝑠𝑝𝑎ć, 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 ż𝑎ł𝑜𝑤𝑎ć.
𝘞𝘴𝘻𝘺𝘴𝘤𝘺 𝘤𝘩𝘰𝘥𝘻𝘪𝘮𝘺 𝘸 𝘭𝘢𝘣𝘪𝘳𝘺𝘯𝘤𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘱𝘭ą𝘵𝘢𝘯𝘺𝘤𝘩 ż𝘺𝘤𝘪𝘰𝘸𝘺𝘤𝘩 𝘥𝘳ó𝘨. 𝘞 𝘻𝘢𝘭𝘦ż𝘯𝘰ś𝘤𝘪 𝘰𝘥 𝘵𝘦𝘨𝘰, 𝘸 𝘬𝘵ó𝘳ą ś𝘤𝘪𝘦ż𝘬ę 𝘴𝘬𝘳ę𝘤𝘪𝘮𝘺, 𝘯𝘢𝘴𝘻𝘢 𝘥𝘳𝘰g𝘢 𝘻𝘢𝘬𝘰ń𝘤𝘻𝘺 𝘴𝘪ę 𝘸 𝘵𝘺𝘮, 𝘤𝘻𝘺 𝘪𝘯𝘯𝘺𝘮 𝘮𝘪𝘦𝘫𝘴𝘤𝘶.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗲𝗱𝗮𝗹 𝘇𝗮𝘄𝘀𝘇𝗲 𝗺𝗮 𝗱𝘄𝗶𝗲 𝘀𝘁𝗿𝗼𝗻𝘆.
[…] 𝐼𝑙𝑒 𝑟𝑎𝑧𝑦 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑧𝑒 𝑠𝑜𝑏ą 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑦𝑘𝑎𝑗ą, 𝑧𝑎𝑛𝑖𝑚 𝑤 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑠𝑝𝑜𝑠ó𝑏 𝑧𝑤𝑖ążą 𝑠𝑖ę 𝑖𝑐ℎ 𝑙𝑜𝑠𝑦.
Książki Magdaleny Witkiewicz biorę w ciemno i nie jest to dla nikogo tajemnicą. Powieści Magdaleny to przepiękne historie, wywołujące we mnie mnóstwo pozytywnych emocji i są jak jasne latarenki dające światło w ciemności, jak plasterki...
2024-02-02
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘇𝗮𝘀𝗲𝗺 𝘀ł𝗼ń𝗰𝗲, 𝗰𝘇𝗮𝘀𝗲𝗺 𝗱𝗲𝘀𝘇𝗰𝘇.
𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒𝑔𝑜 𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦𝑠𝑚𝑎𝑔𝑎ł 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟. 𝑁𝑖𝑒𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑜𝑑 𝑐𝑖ą𝑔ł𝑦𝑐ℎ 𝑝𝑜𝑑𝑚𝑢𝑐ℎó𝑤 𝑝𝑜𝑐ℎ𝑦𝑙𝑖ł𝑦 𝑠𝑖ę 𝑖 𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖ł𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑤𝑎𝑗ą.
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘oń𝑐𝑎 to niezwykła i piękna powieść o życiu, odcieniach miłości i o przemijaniu. O niezaspokojonym głodzie miłości, a także o podstępnej chorobie naszych czasów, depresji. Marlena Szemczyszyn stworzyła wspaniałą historię, podczas której czytania śmiałam się i płakałam na zmianę, by na koniec z drżeniem serca towarzyszyć bohaterom w dramatycznej sytuacji, w jakiej się znaleźli. 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 napisane są pięknym językiem z niesamowitą lekkością i poczuciem humoru i trochę mi żal, że się skończyły.
W powieści opowiadanej przez autorkę spotkało się dwoje życiowych rozbitków. Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością. O tym jest ta historia, czasem zabawna, a czasem pokropiona łzami.
Co może się stać, gdy miłość tak dalece odbierze rozum, że dla wybranej osoby postanawia się zmienić całe dotychczasowe życie. Przestaje się być sobą, wdziewa cudzą skórę i zakłada maskę. Zamiast chodzić na koncerty i spotykać się z przyjaciółmi robić maślane oczy i słuchać z ukochanym śpiewu ptaków i szumu drzew. Może to byłoby bardzo piękne i romantyczne, pod warunkiem że to sprawia przyjemność obojgu. W przeciwnym razie nieuchronnie dojdzie do katastrofy. Wbrew sobie nie da się bowiem zachowywać, jak głupie dziewczę i kochać człowieka, który na to pozwala, nie dając nic w zamian. […] 𝑎𝑙𝑒 𝑚𝑖ł𝑜ść 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑗𝑎𝑘 𝑐ℎ𝑜𝑟𝑜𝑏𝑎 – 𝑎𝑡𝑎𝑘𝑢𝑗𝑒 𝑟ó𝑤𝑛𝑖𝑒ż 𝑚ó𝑧𝑔.
Po dziesięciu latach tego "szczęścia" mając czterdzieści lat, Karolina mentalnie czuje, że ma raz tyle, dorobiła się kilku zmarszczek wokół zmęczonych oczu i została porzucona dla jakieś „Ewelinki”. Ułożyła swoje życie pod ukochanego, zrezygnowała z wielu rzeczy i została z niczym. Stworzyła go, dała pewność siebie, a teraz dostała tym w twarz. Robiła wszystko, żeby mu się przypodobać, całe swoje życie mu podporządkowała, a on postanowił odejść.
Na Mazurach w rodzinnej wsi umiera ukochana nauczycielka Wisława, której ostatnią prośbą jest, aby to Karolina przejęła po niej etat w szkole. Pomimo że tego nie chce, to nie ma odwagi sprzeciwić się ostatniej woli Wisi.
Obawiała się, że nie da rady budować wszystkiego od nowa. Już kiedyś na własne życzenie wycięła siebie i wkleiła w tło męża. Nie ma pojęcia, od czego ma zacząć, bo oprócz przyjaciółki Tesi nie ma tu nikogo bliskiego, nie licząc matki, z którą nigdy się jej nie układało. To ojciec był jej mentorem i kimś, kto umiał je obie pogodzić. Teraz nie ma do kogo się zwrócić. 𝑀ąż 𝑜𝑑𝑠𝑧𝑒𝑑ł, 𝑊𝑖𝑠𝑖𝑎 𝑤 𝑡𝑟𝑢𝑚𝑛𝑖𝑒, 𝑎 𝑚𝑎𝑡𝑘𝑎 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑜𝑤𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦 𝑜𝑛𝑎, 𝐾𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑎 𝑐ℎ𝑐𝑖𝑎ł𝑎 𝑔𝑤𝑖𝑎𝑧𝑑𝑜𝑟𝑧𝑦ć, 𝑏𝑦ł𝑎 𝑝𝑜𝑧𝑏𝑎𝑤𝑖𝑜𝑛𝑎 𝑤𝑦ż𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑢𝑐𝑧𝑢ć. Karolina jeszcze nie wie, że właśnie teraz i w tym miejscu, gdzie wracać nie chciała, jej życie ulegnie przeobrażeniu. To tu nareszcie będzie mogła być sobą. Czy przypadkowe spotkanie z Mateuszem, który odnalazł się w tym miejscu, po tym, jak życie mu się zawaliło, sprawi, że Karolina zmieni swoje postrzeganie świata i zdecyduje się na zmiany ? Jest córką zimnej matki i wyniesionego na ołtarze ojca, rozpieszczoną przez niego do granic możliwości, odrzuconą przez matkę, zazdrosną o miłość męża do córki. Teraz, pomimo że Karolina jest dorosłą kobietą, a ojca dawno nie ma, to żal do matki pozostał. Jednakże tylko matka jej została, może nie idealna, ale jedyna, jaką ma.
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 to piękna i pełna ciepła opowieść i do tego przecudnie wydana z przyjazną dla oczu czcionką. Podobało mi się w niej dosłownie wszystko. Kreacja bohaterów, niewymuszony humor i życiowe opowieści od końca, śmiech, czasem przez łzy, chwile wzruszeń i nostalgii. Ta powieść to hymn pochwalny dla życia. Autorka pokazała, że szkoda czasu na bylejakość, na serwowanie sobie szczęścia na raty, że nigdy na nic nie jest za szybko. 𝑁𝑖𝑒𝑟𝑜𝑏𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑧𝑎𝑙𝑜𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜ś 𝑠𝑧𝑎𝑙𝑜𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑖 𝑝𝑜𝑐𝑧𝑢𝑐𝑖𝑒 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑠𝑢, 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑤𝑠𝑡𝑦𝑑𝑢, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑜𝑤𝑖 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑏𝑟𝑒𝑤𝑒𝑟𝑖𝑖 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑐𝑖𝑒𝑤𝑎.
Ta powieść brzmi jak ballada, której chciałoby się słuchać bez końca, by móc poczuć, że jest się dla innych kimś wyjątkowym, jak wiekowa nauczycielka Wisia. Kimś ważnym, wartym zapamiętania. Nie z powodu tego, że dało się komuś walizkę z pieniędzmi, ale że dawało się ludziom nadzieję. Ta historia chwilami jest smutna, ale nie brakuje w niej radosnych akcentów, czasem jest melancholijna, dająca do myślenia. Życie samo pisze scenariusze, ważne, by w odpowiednim momencie zagrać swoją rolę. Docenić, jakie to szczęście spotkać na swojej drodze kogoś, kto jest tak samo wrażliwy, jak my, ma podobne poczucie humoru, a nasz widok rozjaśnia się niczym robaczek świętojański.
Każdy ma swoją historię, buty, których ktoś inny nie chciałby nosić. Z zewnątrz trudno dostrzec, co kryje się za radosnym uśmiechem, czy tak naprawdę ten ktoś nie nosi bólu w swoim sercu. Nieporozumienia i zadawnione żale, dopóki się żyje, można wyjaśnić. Wystarczy wykazać się tylko dobrą wolą, wyciągnąć rękę do zgody, usiąść przy stole i szczerze porozmawiać. Każdy ma w sercu głód miłości, najważniejsze, żeby go zaspokoić, by ten głód nie zrobił z nas zombie. Trzeba uważnie słuchać siebie, a także innych, bo ludzie pozornie szczęśliwi i z poukładanym życiem także wpadają w szpony depresji. Problemy zawsze łatwiej rozwiązywać razem. Próba radzenia sobie z nimi samemu nie jest właściwym wyborem. W ten sposób nie ochroni się bliskich, a wprost przeciwnie góra niedomówień rośnie, by w końcu się zawalić i wszystkich przygnieść.
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 to wspaniała powieść zmuszająca do refleksji. Zabawna i poważna zarazem, napisana świetnym językiem, pokazująca, że w życiu tak naprawdę liczy się tylko jedna umiejętność. Umiejętność proszenia innych o pomoc. Ta powieść jest wspaniałą ilustracją prawdziwego życia, pozwala odczuć, że w obliczu śmierci najbliższych nikt nie jest mocny, że największych twardzieli utrata bliskich potrafi złamać jak zapałkę. 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 to opowieść o różnych odcieniach miłości, uzmysławiająca, że bez rodziny i miłości nasze życie jest puste i bez sensu. Parafrazując autorkę powieści, nasza codzienność tka się z nici powszedniej. 𝐴𝑙𝑒 𝑐𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑜ść 𝑝𝑜𝑧𝑤𝑎𝑙𝑎 𝑐𝑧𝑢ć, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑚, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑐𝑖𝑒𝑝ł𝑜, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑐𝑒 𝑠𝑖ę 𝑤𝑟𝑎𝑐𝑎ć. Żyjemy tu i teraz, a jak to życie przeżyjemy, zależy tylko od nas, bo nie każdy jak bohaterowie książki otrzyma drugą szansę, by budować wszystko na nowo. Natomiast każdy kiedyś będzie miał swoją historię od końca i tylko od niego zależy, jak będą go wspominać.
[…] 𝑚𝑎𝑟𝑛𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑡𝑜 𝑧𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛i𝑎, 𝑎 𝑚𝑦ś𝑙𝑒𝑛𝑖𝑒, ż𝑒 𝑛𝑎 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑝𝑜𝑟𝑎, 𝑡𝑜 𝑏𝑧𝑑𝑢𝑟𝑦. 𝐶𝑖𝑒𝑠𝑧𝑚𝑦 𝑠𝑖ę 𝑖 ś𝑚𝑖𝑒𝑗𝑚𝑦 𝑠𝑖ę!
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘇𝗮𝘀𝗲𝗺 𝘀ł𝗼ń𝗰𝗲, 𝗰𝘇𝗮𝘀𝗲𝗺 𝗱𝗲𝘀𝘇𝗰𝘇.
𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒𝑔𝑜 𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦𝑠𝑚𝑎𝑔𝑎ł 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟. 𝑁𝑖𝑒𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑜𝑑 𝑐𝑖ą𝑔ł𝑦𝑐ℎ 𝑝𝑜𝑑𝑚𝑢𝑐ℎó𝑤 𝑝𝑜𝑐ℎ𝑦𝑙𝑖ł𝑦 𝑠𝑖ę 𝑖 𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖ł𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑤𝑎𝑗ą.
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘oń𝑐𝑎 to niezwykła i piękna powieść o życiu, odcieniach miłości i o przemijaniu. O niezaspokojonym głodzie miłości, a także o podstępnej chorobie naszych czasów, depresji. Marlena Szemczyszyn...
2024-01-27
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗢𝘁𝘄𝗮𝗿𝘁𝗲 𝗱𝗿𝘇𝘄𝗶
Po raz pierwszy z twórczością Weroniki Wierzchowskiej miałam styczność jakiś czas temu. 𝑇𝑒𝑙𝑒𝑓𝑜𝑛𝑖𝑠𝑡𝑘𝑎 𝑧 𝑢𝑙𝑖𝑐𝑦 𝑃𝑟óż𝑛𝑒𝑗 tak mnie zachwyciła, że zapamiętałam nazwisko autorki i miałam ochotę przeczytać jej kolejną książkę. 𝑇𝑒𝑙𝑒𝑓𝑜𝑛𝑖𝑠𝑡𝑘𝑎 𝑧 𝑢𝑙𝑖𝑐𝑦 𝑃𝑟óż𝑛𝑒𝑗 to bardzo dobra, mądrze napisana książka, a jej fabuła jest poparta dużą wiedzą historyczną i to samo teraz mogę powiedzieć o 𝐴𝑛𝑡𝑦𝑘𝑤𝑎𝑟𝑖𝑎𝑐𝑖𝑒 𝐶𝑢𝑑𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑤𝑠𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑒ń. Tytułowy antykwariat należy od trzech pokoleń do rodziny Teofila, dziadka głównej bohaterki i jest tylko pretekstem do opowiedzenia historii kilku silnych kobiet, w których poczynaniach czytający może uczestniczyć dzięki nietypowym snom Agnieszki. Każda z kobiet na swój sposób wyprzedza swoje czasy, w których przyszło im żyć, są odważne, ambitne i niezależne. Ta powieść pokazuje, że nie warto się poddawać, że los potrafi się odwrócić i dać nam z życia to, co najlepsze tylko trzeba mieć odwagę, by po to sięgnąć. Bohaterki snów Agnieszki potrafią zadbać o swoje interesy, sięgają po to, co dla kobiet wtedy było niedostępne, realizują swoje cele, spełniają marzenia. Weronika Wierzchowska pokazuje, że kobieta potrafi i że kobieta może, jeśli tylko wystarczy jej odwagi, by realizować to, co na pierwszy rzut oka wydaje się niemożliwe. Trudno nie zauważyć, że doświadczenia tamtych kobiet pomagają Agnieszce w rozwiązywaniu życiowych problemów, bo sny o przeszłości z odważnymi kobietami w roli głównej pojawiają się zawsze we właściwym momencie.
𝐴𝑛𝑡𝑦𝑘𝑤𝑎𝑟𝑖𝑎𝑡 𝐶𝑢𝑑𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑤𝑠𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑒ń to niezwykła szkatułkowa powieść z zaskakującą fabułą. Powieść opowiada bowiem nie tylko losy głównej bohaterki, ale dzięki niezwykłemu darowi, jaki ona posiada, czytelnik wraz z nią odbywa fascynujące podróże w czasie. Akcja powieści zaczyna się praktycznie współcześnie, bo od 1975 roku, kiedy rodzina Agnieszki mieszka w Libanie, a jej ojciec jest attaché technicznym placówki dyplomatycznej, w portowym mieście w Tyrze. I tak rozpoczyna się ta niezwykła przygoda czytelnicza, w której wątki współczesne przeplatają się z tymi, które po kontakcie z antykami, należącymi w przeszłości do niezwykłych kobiet, śni Agnieszka. Odbywa się w ten sposób sentymentalne podróże w przeszłość, gdy główna bohaterka na chwilę staje się kobietami z tamtego okresu.
Zakupiona na targowisku antyków zabawka okazała się figurką pogańskiego boga Molocha i za sprawą kontaktu z nią, Agnieszka przenosi się we śnie do Tyru w 875 r. P.N.E., gdzie młoda Hilini, córka marynarza, wychowywana przez dziadka wbrew tradycji nie chce wyjść za wybranego dla niej dużo starszego od siebie człowieka, bo jest zakochana z wzajemnością w poławiaczu ślimaków Laretcie. Zdeterminowana dziewczyna stawia wszystko na jedną kartę, w czym pomaga jej posąg boga Molocha.
Znaleziony na półce antykwariatu szylkretowy grzebyk w kształcie precyzyjnie wykonanych liści, przywieziony przez ojca z placówki w Leningradzie, przenosi Agnieszkę do Adany, Imperium Osmańskiego w 1526 roku. Biedna dziewczyna Gece, po trzęsieniu ziemi zostaje z niczym, a z opresji wywabia ją bogata krewna, która przygarnia ją pod swój dach. Bystra i mądra dziewczyna jest zachłyśnięta bogactwem ciotki i jej niezależnością, ale urok bogactwa pryśnie, gdy dziewczyna zorientuje się, w jaki sposób krewna dorobiła się fortuny i swojej pozycji. Jednak Gece szybko przekonuje się, że życie wcale nie jest czaro białe, jak jej się na początku wydawało.
Modne buty w 1992 roku, glany marines z demobilu są odpowiedzialne za przeniesienie Agnieszki do Sajgonu, Wietnamu w 1968 roku, gdzie Linda pielęgniarka armii amerykańskiej w brawurowy sposób ratuje życie lekarzowi i swojej przyjaciółce. Po przebudzeniu w podobny sposób Agnieszka ratuje kolegę przed skinami.
Później, gdy ów kolega poszukuje odpowiedniego prezentu dla przyjaciółki wyjeżdżającej na stałe za granicę, Agnieszka postanawia odnowić dla niego instrumenty chirurgiczne, które wydawało się, że miały być nie tylko użyteczne, ale przy okazji także piękne. I tak o to Agnieszka znalazła się w Warszawie w Królestwie Kongresowym w 1848 roku. Wtedy to powstały instrumenty chirurgiczne, które wykonała Miriam córka złotnika Hanusza Hirszfelda, dla lekarza, w którym kochała się bez wzajemności. Nie zdążyła mu ofiarować prezentu, bo Łukasz zmarł na cholerę, a na spełnienie swoich marzeń musiała czekać długie lata, bo wtedy kobiety nie mogły być złotniczkami, nawet jeśli swoimi zdolnościami przewyższały mężczyzn.
Potem jest jeszcze Warszawa 1945 roku, gdzie Agnieszka przenosi się za sprawą pióra babci Stefani. To, czego była świadkiem Agnieszka w swoim śnie, uświadomiło jej, po kim odziedziczyła swoje zdolności. I wisienka na torcie Warmia ze snu babci około 850 roku, kiedy to dzielna Dela staje na czele rodu i w ten sposób broni swój dom oraz rodzinę przed bandą Skomada, będącego postrachem całej okolicy.
Kobiety, które pojawiają się w snach Agnieszki, mimo że ich historie dzielą setki lat, to wszystkie są odważne, waleczne i mądre. Twardo stąpają po ziemi i doskonale wiedzą czego chcą. To nie siła fizyczna pomaga im przezwyciężyć przeciwności, a spryt i inteligencja.
Te niechciane sny, które dziewczynę początkowo bardzo niepokoją, często pomagają jej w stawianiu czoła przeciwnościom. Niejednokrotnie wskazują właściwą drogę. Ma się wrażenie, że pojawiają się zawsze w sytuacjach krytycznych, wtedy gdy dziewczyna najbardziej ich potrzebuje. Gdy Agnieszka jest już dorosła, staje się tak samo niezłomna i odważna, jak kobiety z jej snów.
𝐴𝑛𝑡𝑦𝑘𝑤𝑎𝑟𝑖𝑎𝑡 𝐶𝑢𝑑𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑤𝑠𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑒ń to niezwykła powieść napisana pięknym językiem. Dość często zmienia się czas i miejsce akcji, ale nie wprowadza to chaosu. Wszystkie historie są tak ciekawie opowiedziane, że często żal je opuszczać. Powieść swoją konstrukcją przypomina trochę Baśnie z 1001 nocy, lecz głównym wątkiem narracyjnym jest nie Szeherezada, ale Agnieszka. Czytanie książki przypominało jedzenie bombonierki, bo nigdy nie było wiadomo, co się wyciągnie, sięgając po kolejnego cukierka. Bardzo dobra powieść obyczajowa, która jest równie niezwykła, jak sny głównej bohaterki, do tego przemyślana i świetnie skonstruowana. Na uznanie zasługuje idealna równowaga, jaką autorce udało się osiągnąć pomiędzy wątkiem współczesnym a historiami ze snów Agnieszki.
Weronika Wierzchowska pokazała, że my kobiety zawsze byłyśmy silne, niezależnie od czasów, w jakich przyszło nam żyć. Mężczyźni zajmowali się zdobywaniem jedzenia, walczyli o tytuły, władzę i bogactwa, a my kobiety siedziałyśmy przy ognisku domowym, rodząc im dzieci i czekając na ich powrót. Niby słabe, niby bezwolne, ale jak trzeba, to obalimy posąg, by bronić swojej czci, weźmiemy oszczep do ręki, by bronić swojego domu, ruszymy z patelnią na skinów w obronie kolegi, wbijemy pióro w oko pijanemu sąsiadowi, który maltretuje żonę, spuścimy łomot draniowi, który chce wykorzystać naszą przyjaciółkę, albo postawimy na szali swoje życie, by na świat sprowadzić potomka. Kobieta potrafi, kobieta może, my tylko wyglądamy na takie słabe.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗢𝘁𝘄𝗮𝗿𝘁𝗲 𝗱𝗿𝘇𝘄𝗶
Po raz pierwszy z twórczością Weroniki Wierzchowskiej miałam styczność jakiś czas temu. 𝑇𝑒𝑙𝑒𝑓𝑜𝑛𝑖𝑠𝑡𝑘𝑎 𝑧 𝑢𝑙𝑖𝑐𝑦 𝑃𝑟óż𝑛𝑒𝑗 tak mnie zachwyciła, że zapamiętałam nazwisko autorki i miałam ochotę przeczytać jej kolejną książkę. 𝑇𝑒𝑙𝑒𝑓𝑜𝑛𝑖𝑠𝑡𝑘𝑎 𝑧 𝑢𝑙𝑖𝑐𝑦 𝑃𝑟óż𝑛𝑒𝑗 to bardzo dobra, mądrze napisana książka, a jej fabuła jest poparta dużą wiedzą historyczną i to...
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗼 𝗱𝘄ó𝗰𝗵 𝘀𝘁𝗿𝗼𝗻𝗮𝗰𝗵 𝗺𝘂𝗿𝘂
Solidarność i stan wojenny wprowadzony w Polsce 13 grudnia 1981 roku zacierają się już w pamięci ludzi, podobnie jak druga wojna światowa, czy inne wydarzenia historyczne. Jestem zatem wdzięczna autorce, że w swojej najnowszej książce sięgnęła właśnie po ten temat i postanowiła odświeżyć wspomnienia, bo ponad czterdzieści lat, to szmat czasu i wiele faktów z tamtych lat już zatarło się w ludzkiej pamięci. Opowiedziana historia nie była w stanie mną wstrząsnąć, bo ja to przeżyłam, jestem jej naocznym świadkiem, wciąż tamte lata są we mnie żywe. Byłam wtedy młodą kobietą, która niedawno wyszła za mąż, oczekującą narodzin swojego pierwszego dziecka, miałam swoje marzenia i oczekiwania. Moi rodzice natomiast należeli do Solidarności. Pamiętam doskonale, jakim szokiem było dla mnie mijanie biura Solidarności z powybijanymi szybami, rano 14 grudnia 1981 roku, gdy jechałam do pracy, a potem jak traktowano moich rodziców, dając im odczuć, jak bardzo źle postąpili, stając po stronie Solidarności. Pamiętam też naszą wielką radość i łzy, gdy w końcu pozwolono Janowi Pawłowi II na pielgrzymkę do Polski, w czasie gdy dyktatura komunistyczna wolałaby go nie wpuszczać do kraju, doskonale bowiem zdawali sobie sprawę, co ta wizyta może oznaczać dla uciemiężonego narodu. Przeczuwali, że Papież wleje w serca Polaków nadzieję na lepsze jutro i sprawi, że opór narodu wzrośnie. Słynne słowa Jana Pawła II w homilii wygłoszonej pierwszego dnia w katedrze warszawskiej: 𝑊𝑟𝑎𝑧 𝑧𝑒 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑚𝑖 𝑚𝑜𝑖𝑚𝑖 𝑟𝑜𝑑𝑎𝑘𝑎𝑚𝑖, 𝑧𝑤ł𝑎𝑠𝑧𝑐𝑧𝑎 𝑧 𝑡𝑦𝑚𝑖, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑎𝑗𝑏𝑜𝑙𝑒ś𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑐𝑧𝑢𝑗ą 𝑠𝑚𝑎𝑘 𝑧𝑎𝑤𝑜𝑑𝑢, 𝑢𝑝𝑜𝑘𝑜𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎, 𝑐𝑖𝑒𝑟𝑝𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎, 𝑝𝑜𝑧𝑏𝑎𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑜ś𝑐𝑖, 𝑘𝑟𝑧𝑦𝑤𝑑𝑦, 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑝𝑡𝑎𝑛𝑒𝑗 𝑔𝑜𝑑𝑛𝑜ś𝑐𝑖 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑎, 𝑠𝑡𝑎𝑗ę 𝑝𝑜𝑑 𝑘𝑟𝑧𝑦ż𝑒𝑚, w której zanegował koncepcje propagandowe władz, na zawsze zapisały się w historii naszego kraju. 𝑆𝑧𝑡𝑢𝑐𝑧𝑛𝑦 𝑚𝑖ó𝑑 to ważna i poruszająca powieść o niepewnych czasach u schyłku PRL-u, przedstawiająca sytuację robotników na Śląsku tuż przed 13 grudnia 1981 r., zanim w Polsce został wprowadzony stan wojenny, a władzę w kraju przejęła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON).
Sabina Waszut doskonale zobrazowała sytuację na Śląsku rok przed wprowadzeniem stanu wojennego, oddała głos dwóm bohaterkom Basi Uniszewskiej i Marylce Wieczorek. Obie pracują w katowickim szpitalu jako pielęgniarki, z tym że jedna z nich jest żoną milicjanta, a druga żoną górnika działającego w Solidarności, pracującego w kopalni Wujek.
Obie kobiety łączy zawód, lecz dzieli status materialny. Basia żyje na zadowalającym poziomie, którego wielu jej zazdrości. Ma eleganckie M-3, chodzi do kina, spotyka się z koleżankami, uważa się za nowoczesną kobietę, natomiast Marylka ma typową dużą zżytą śląską rodzinę.
Marylka Wieczorek nie lubiła rozmawiać o polityce, nie rozumiała jej, a nawet lękała, chociaż wszyscy wokół o niej rozmawiali, uważając się za specjalistów. Wpisała się wraz z mężem do NSZZ „Solidarność”, choć złe przeczucia jej nie opuszczały. 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑔ł𝑢𝑝𝑖𝑒𝑐 𝑚ó𝑔ł 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć, ż𝑒 𝑤𝑐𝑧𝑒ś𝑛𝑖𝑒𝑗, 𝑐𝑧𝑦 𝑝óź𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑧𝑤𝑖ą𝑧𝑒𝑘 𝑖 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑎𝑐𝑧𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑘𝑢𝑟𝑧ą 𝑡𝑦𝑐ℎ, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑠𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒𝑙𝑖 𝑧𝑎 𝑠𝑡𝑒𝑟𝑎𝑚𝑖 𝑘𝑟𝑎𝑗𝑢.
Basia, gdy w kraju zaczynało wrzeć, w oczach znajomych widziała dezaprobatę, w pracy musi udawać, że nie słyszy szeptów za jej plecami. Koleżanki i koledzy nie rozumieli, że Albert nie jest z tych, którzy używają pałek na robotników, że w MO wykonuje zupełnie inną pracę. Jednak sam fakt, że był milicjantem, wystarczył, by spoglądano na nią spode łba.
Gdy Marylka martwi się, z czego ugotuje rodzinie obiad, przedłużająca się nieobecność męża w domu powoduje, że Basi zaczyna imponować adoracja ze strony kolegi z pracy, znanego bawidamka i flirciarza, pod jego wpływem, wbrew mężowi zapisuje się do Solidarności.
W kraju coraz bardziej wrze, górnicza brać zapowiedziała, że nie pozwoli się gnębić i jak trzeba, będą walczyć. Ich żony chciały zachodniego dobrobytu, ale nie kosztem przelanej krwi ich mężów. Życie i zdrowie było dla nich najważniejsze. Żadne patriotyczne zrywy nie były warte poświęcenia życia kogokolwiek. W niekończących się kolejkach ludziom puszczały nerwy i kłócili się o byle co. 𝑊 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑎𝑐ℎ 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧ł𝑜 ż𝑦ć, ż𝑒 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑎 𝑠𝑡𝑎ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤𝑟𝑜𝑔𝑖𝑒𝑚 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑗 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡𝑦, 𝑎 𝑘𝑎w𝑎ł𝑒𝑘 ż𝑦𝑙𝑎𝑠𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑖ę𝑠𝑎 𝑎𝑙𝑏𝑜 𝑝𝑎𝑐𝑧𝑘𝑎 𝑐𝑖𝑒𝑟𝑝𝑘𝑖𝑒𝑗 ℎ𝑒𝑟𝑏𝑎𝑡𝑦 𝑠𝑡𝑎ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑎 𝑛𝑖ż 𝑤𝑧𝑎𝑗𝑒𝑚𝑛𝑎 ż𝑦𝑐𝑧𝑙𝑖𝑤𝑜ść 𝑖 𝑠𝑜𝑙𝑖𝑑𝑎𝑟𝑛𝑜ść?
Nadchodzi jednak dzień, gdy wybuchną strajki i obie kobiety będą zmuszone dokonać wyborów najtrudniejszych w swoim życiu. Chciałyby chronić siebie i swoich bliskich, ale machina niepokojów już ruszyła, więc cokolwiek zrobią i tak nie będzie miało to znaczenia. Z perspektywy dwóch przerażonych kobiet świat jawi się zupełnie inaczej. W ogóle nie interesowały się polityką, chciały tylko normalnie żyć, nie liczyło się dla nich, kto ma rację.
W opisanych przez autorkę czasach Polacy opuszczali kraj w każdy możliwy sposób i za granicą prosili o azyl, a w Karlinie odkryto złoże ropy, które dawało nadzieję na bogactwo narodowe. To czasy, gdy w niewielkim Karlinie na Pomorzu w niebo wzbił się słup naftowego ognia. Płomienie szalały, a media okrzyknęły PRL nowym Kuwejtem.
To był także czas, gdy 𝑚𝑖𝑙𝑖𝑐𝑗𝑎 𝑧 𝑟𝑜𝑘𝑢 𝑛𝑎 𝑟𝑜𝑘 𝑐𝑖𝑒𝑠𝑧𝑦ł𝑎 𝑠𝑖ę 𝑐𝑜𝑟𝑎𝑧 𝑔𝑜𝑟𝑠𝑧ą 𝑠ł𝑎𝑤ą. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜c𝑧𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑏𝑎𝑙𝑖 𝑠𝑖ę 𝑚𝑢𝑛𝑑𝑢𝑟𝑜𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑖 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ ż𝑎𝑟𝑡𝑜𝑤𝑎𝑙𝑖. Ludzie żyli z dnia na dzień, ważne było to, co dzisiaj, i ewentualnie najbliższa przyszłość, historii znać nie musieli. Czasy, w jakich przyszło im żyć, nie były łatwe, ale zanosiło się na to, że nadchodzą gorsze niż te, do których przywykli.
Wtedy ludzie myśleli, że 𝑤ł𝑎𝑑𝑧𝑎 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑑𝑑𝑎ć, 𝑗𝑒ś𝑙𝑖 𝑐𝑎ł𝑦 𝑛𝑎𝑟ó𝑑 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑐ℎ𝑐𝑒. Nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo się mylą i jak blisko jest już to, co władza, zamierzała zrobić ze zbuntowanym narodem. To kobiety w swej mądrości czuły, że tam w Warszawie tak po prostu nie ugną się pod żądaniem ludu. Był to czas, gdy młodzież musiała dokonywać wyborów, których nawet dorośli dokonywać nie potrafili. Strajki, wiece, slogany i odezwy, gazety i ulotki a między tym wszystkim syn Marylki i córka Barbary. Obie czuły jednakowy lęk o swoje dzieci. Poglądy podzieliły Polaków, rodziny domowników […] 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑙𝑖𝑛𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑏𝑖𝑒𝑔𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑡𝑒𝑛 𝑘𝑟𝑎𝑗, 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑟𝑜𝑑z𝑖𝑛𝑦. 𝑍𝑎𝑟𝑎𝑧 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑐𝑦 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑤𝑝𝑎𝑑𝑛ą. Gdy czasy stają się trudne, to rodzina jest bardzo ważna. Obie kobiety to wiedzą i czują. 𝑁𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖𝑑𝑧ę 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑟𝑎𝑗𝑢 […] 𝑁𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖𝑑𝑧ę 𝑖𝑐ℎ 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑐ℎ, 𝑝𝑜 𝑜𝑏𝑢 𝑠𝑡𝑟𝑜𝑛𝑎𝑐ℎ 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑖𝑒𝑝𝑟𝑧𝑜𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑢𝑟𝑢, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦 𝑛𝑎𝑚 𝑤𝑦𝑏𝑢𝑑𝑜𝑤𝑎𝑙𝑖.
Marylka miała z rodziną wyjechać w góry, a patrzy za odchodzącym mężem, który wraz z innymi górnikami idzie do kopalni strajkować, bo nie mógł postąpić inaczej. […] 𝑏𝑜 Ś𝑙ą𝑧𝑎𝑘 𝑚𝑢𝑠𝑖 𝑏𝑦ć 𝑝𝑜𝑟𝑧ą𝑑𝑛𝑦𝑚 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑖𝑒𝑚. 𝐶𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑡𝑦𝑙𝑒 𝑚𝑎: 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑒 𝑠𝑢𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒. Marylka czuła się przegrana, zniszczona jak kraj, w którym żyła. Albert otrzymał rozkazy i niezależnie od tego, czy mu się to podoba, czy nie musi je wykonać. 𝐷𝑜𝑏𝑟𝑧𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑏𝑖ą 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜 𝑧ł𝑒 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦. 𝐵𝑎𝑠𝑖𝑎 𝑤𝑖𝑒, ż𝑒 𝑜𝑏𝑜𝑗ę𝑡𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑎𝑘 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑠𝑖ę 𝑠𝑘𝑜ń𝑐𝑧𝑦 𝑖 𝑗𝑎𝑘 𝑑ł𝑢𝑔𝑜 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑤𝑎, 𝑜𝑛𝑎 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑑𝑛𝑖𝑒𝑠𝑖𝑒 𝑧𝑒 𝑧𝑔𝑙𝑖𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑗 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑦.
Dwie kobiety ratując rannych z kopalni Wujek, patrzą na siebie bezradnie i blade jak ściana. 𝑃𝑎𝑡𝑟𝑧𝑦ł𝑦 𝑛𝑎 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎𝑗ą𝑐 𝑠𝑖ę 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑦𝑚 𝑙ę𝑘𝑜𝑚, 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑚 𝑠𝑎𝑚𝑦𝑚, 𝑐ℎ𝑜ć 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑒 𝑤𝑐𝑧𝑒ś𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑖𝑐ℎ 𝑚ęż𝑜𝑤𝑖𝑒 𝑠𝑡𝑎𝑙𝑖 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑤𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑠𝑡𝑟𝑜𝑛𝑎𝑐ℎ 𝑘𝑜𝑝𝑎𝑙𝑛𝑖𝑎𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑢𝑟𝑢, 𝑐ℎ𝑜ć 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑚ó𝑤𝑖ł𝑎 𝑜 𝑛𝑖𝑐ℎ ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎. Jeden został postrzelony, drugi został trafiony kamieniem w głowę. To wszystko nie stało się przecież dziś, ani nawet wczoraj, dlaczego tego nie powstrzymali? Obie wiedziały, że […] 𝑏𝑙𝑖𝑧𝑛𝑦 𝑝𝑜 𝑑𝑧𝑖ś 𝑤𝑦𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑙𝑜𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑘𝑢𝑙𝑎𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑔𝑜𝑗ą 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦, 𝑟𝑎𝑛𝑎 𝑝𝑜 𝑘𝑎𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑗ą𝑡𝑟𝑧𝑦ł𝑎 𝑧𝑎 𝑑𝑤𝑎d𝑧𝑖𝑒ś𝑐𝑖𝑎 𝑖 𝑡𝑟𝑧𝑦𝑑𝑧𝑖𝑒ś𝑐𝑖 𝑙𝑎𝑡.
To wszystko o czym pisze Sabina Waszut, jest mi doskonale znane. Akcja 𝑆𝑧𝑡𝑢𝑐𝑧𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑚𝑖𝑜𝑑𝑢 została rozpisana przez autorkę na przestrzeni jednego roku. Zaczyna się w grudniu 1980 roku, a kończy na 13 grudniu 1981 r., który niechlubnie zapisał się na kartach naszego kraju.
Emocje związane z tamtymi zdarzeniami dawno się zatarły, ale pozostała pamięć o ofiarach kul, wystrzelonych przez rodaka, bo o tych, którzy stali po drugiej stronie pamiętać raczej nikt nie chce, chociaż niejednokrotnie byli to uczciwi i dobrzy ludzie. Niestety znaleźli się w złym miejscu i w złym czasie, a te zdarzenia już na zawsze położyły się cieniem na ich dalszym życiu. I byli także tacy, którzy sprzedali swoich braci jak Judasz. Udawali dobrych i przyzwoitych, po wszystkim ukryli się w cieniu historii, a potem wypłynęli w innym miejscu i w innym czasie, gdy zapomniano o tym, co zrobili.
𝑆𝑧𝑡𝑢𝑐𝑧𝑛𝑦 𝑚𝑖ó𝑑 to nie tylko opowieść o górniku i milicjancie, ale przede wszystkim o ich żonach, które chciały żyć spokojnie i wychowywać swoje dzieci, a zostały wbrew sobie rzucone w odmęty historii. Historii, która wszystkich wciągnęła i zmieliła na drobne, bo byli w niej tylko małymi trybikami. Nie było wtedy szacunku ponad podziałami, polityka tak samo, jak dziś skutecznie dzieliła ludzi. Stawiała po przeciwnych stronach muru. Przecież lepiej rządzi się skłóconym narodem, który skacze sobie do oczu, bo za jego plecami rząd może wprowadzać, co chce i nikt tego nie widzi. Prosty lud jest tylko narzędziem w ręku rządzących do osiągnięcia ich celów.
𝑆𝑧𝑡𝑢𝑐𝑧𝑛𝑦 𝑚𝑖ó𝑑 to piękna i prawdziwa historia upleciona z opowieści widzianych oczami tamtych ludzi. 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎 𝑤𝑐𝑖ąż 𝑝𝑜𝑘𝑎𝑧𝑢𝑗𝑒 𝑛𝑎𝑚, ż𝑒 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑛𝑎𝑗𝑠𝑧𝑙𝑎𝑐ℎ𝑒𝑡𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑖 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑏𝑖ą 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑧ł𝑒 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦, 𝑎 𝑐𝑖 𝑧 𝑝𝑜𝑧𝑜𝑟𝑢 ź𝑙𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ą 𝑝𝑜𝑠𝑡ą𝑝𝑖ć 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑧𝑤𝑜𝑖𝑐𝑖𝑒 — napisała autorka w posłowiu. Napisała też, że nie chce zakłamywać historii, 𝑑𝑙𝑎𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑤 𝑘𝑠𝑖ąż𝑐𝑒 𝑝𝑜𝑗𝑎𝑤𝑖ł 𝑠𝑖ę 𝑜𝑏𝑟𝑎𝑧 𝐽𝑎𝑛𝑎 𝑃𝑎𝑤ł𝑎 𝐼𝐼, 𝑡𝑎𝑘𝑖, 𝑗𝑎𝑘𝑖 𝑤𝑖𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑜 𝑤ó𝑤𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑝𝑟𝑎𝑘𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑎ł𝑒 𝑠𝑝𝑜ł𝑒𝑐𝑧𝑒ń𝑠𝑡𝑤𝑜, 𝑏𝑒𝑧 𝑐ℎ𝑜ć𝑏𝑦 𝑛𝑎𝑗𝑚𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑟𝑦𝑠𝑦, 𝑖 𝑐ℎ𝑜ć 𝑜𝑏𝑒𝑐𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑔𝑎𝑚𝑦 𝑚𝑟𝑜𝑘 𝑡𝑎𝑚𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑜𝑛𝑡𝑦𝑓𝑖𝑘𝑎𝑡𝑢, 𝑜 𝑧𝑎𝑠ł𝑢𝑔𝑎𝑐ℎ 𝑑𝑙𝑎 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑒𝑗 𝑃𝑜𝑙𝑠𝑘𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖ś𝑚𝑦 𝑧𝑎𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑒ć. Wielka szkoda, że na koniec padły takie słowa, zupełnie niepotrzebnie.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗼 𝗱𝘄ó𝗰𝗵 𝘀𝘁𝗿𝗼𝗻𝗮𝗰𝗵 𝗺𝘂𝗿𝘂
Solidarność i stan wojenny wprowadzony w Polsce 13 grudnia 1981 roku zacierają się już w pamięci ludzi, podobnie jak druga wojna światowa, czy inne wydarzenia historyczne. Jestem zatem wdzięczna autorce, że w swojej najnowszej książce sięgnęła właśnie po ten temat i postanowiła odświeżyć wspomnienia, bo ponad czterdzieści lat, to...
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: Ż𝘆𝗷 𝘁𝘆𝗹𝗸𝗼 𝗰𝗵𝘄𝗶𝗹ą
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑛𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑘𝑎𝑧𝑢𝑗ą 𝑛𝑎𝑚 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑎𝑗𝑢 𝑤𝑧𝑜𝑟𝑐𝑒 𝑟𝑒𝑙𝑎𝑐𝑗𝑖, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑠𝑡𝑎𝑗𝑎 𝑠𝑖ę 𝑑𝑟𝑜𝑔𝑜𝑤𝑠𝑘𝑎𝑧𝑒𝑚 𝑑𝑙𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧ł𝑦𝑐ℎ 𝑧𝑤𝑖ą𝑧𝑘ó𝑤. 𝑃𝑜𝑑ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑖𝑒 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑛𝑜𝑠𝑖𝑚𝑦 𝑐𝑧ęść ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐ó𝑤 𝑐𝑧𝑦 𝑑𝑧𝑖𝑎𝑑𝑘ó𝑤 𝑑𝑜 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎.
Magdalena Witkiewicz tworzy takie historie, których nie zaleca się czytać wieczorem, gdyż są nieodkładalne i można dla nich zarwać noc, bo koniecznie chce się poznać zakończenie. 𝑈𝑙𝑜𝑡𝑛𝑦 𝑧𝑎𝑝𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖 to niesamowicie piękna historia chwytająca za serce i o ile 𝐶𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑢𝑠𝑧ą 𝑏𝑦ć 𝑑𝑤𝑖𝑒, całkowicie mnie oczarowały, to ta powieść podobała mi się jeszcze bardziej. To przepięknie wydana książka z cudowną grafiką, w której każdy rozdział rozpoczyna się cytatem z polskich piosenek. Dzieło sztuki samo w sobie, a historia taka, że aż dech zapiera.
𝑈𝑙𝑜𝑡𝑛𝑦 𝑧𝑎𝑝𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖 to wspaniała powieść, w której część współczesna splata się z historyczną. Cudownie było odkrywać, że ludzie bez względu na czasy, w jakich im przyszło żyć, mieli podobne marzenia i cele, chcieli być po prostu szczęśliwi. Na uwagę zasługuje historia Elsy Zelmer, postaci, która istniała naprawdę. Pochodziła z zamożnej rodziny o niemieckich korzeniach i wbrew rodzinie wyszła za mąż za syna zubożałych polskich patriotów. Niezwykła miłość, która połączyła tych dwoje, pomimo że doczekała się spełnienia, skończyła się dla tej pary tragedią. Współcześnie natomiast Marianna próbuje poznać losy swojej prababki i odczarować przeszłość.
Marianna to dziewczyna z tzw. dobrego domu, córka lekarzy wychowywana w komfortowych warunkach na osobę, która ma być „kimś”, zakochuje się w Michale, chłopaku z „plebsu”, którego matka sprzedaje pieczywo na straganie, a ojciec jest alkoholikiem. Michał ma marzenia i plany, które są nie do przyjęcia przez „szanowaną” rodzinę. Dla matki Marianny ktoś, kto nawet nie planuje zdawania matury, jest człowiekiem bez żadnych ambicji. Mariannie wtedy też tak się wydawało, że bycie ambitnym to egzamin dojrzałości, dobre studia i praca za biurkiem. Po latach wie, że ambicja to po prostu silna wola i determinacja w dążeniu do osiągania swoich celów. 𝑇𝑜 𝑤𝑒𝑤𝑛ę𝑡𝑟𝑧𝑛𝑒 𝑝𝑟𝑎𝑔𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑖 𝑔𝑜𝑡𝑜𝑤𝑜ść 𝑑𝑜 𝑐𝑖ęż𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑟𝑎𝑐, ż𝑒𝑏𝑦 𝑧𝑟𝑒𝑎𝑙𝑖𝑧𝑜𝑤𝑎ć 𝑚𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑤𝑖𝑒𝑠𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦𝑠𝑜𝑘𝑜 𝑝𝑜𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑘𝑖 𝑖 𝑘𝑜𝑛𝑠𝑒𝑘𝑤𝑒𝑛𝑡𝑛𝑒 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑎𝑛𝑖𝑒, 𝑏𝑦 𝑗ą 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑛𝑎ć.
Michał był bardzo ambitny, Marianna nie znała drugiej tak zdyscyplinowanej osoby, lecz jej matka i babka nie rozumiały tych ambicji, nie chciały nawet słuchać o tym, by w ich pojęciu, wnuczka miała popełnić mezalians, powoływały się przy tym na zdarzenia w ich rodzinie. Dziewczyna nie przyjmowała do świadomości tych argumentów, wtedy nie interesowała jej zamierzchła przeszłość. Była młoda i wolała żyć chwilą, o tym, że postępowanie przodków w jakikolwiek sposób, mogłoby wpływać na jej życie, nie chciała słuchać, uważała to za kompletną bzdurę. 𝐵𝑜 𝑝𝑎𝑚𝑖ęć 𝑙𝑢𝑏𝑖 𝑝ł𝑎𝑡𝑎ć 𝑓𝑖𝑔𝑙𝑒, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑒ż 𝑓𝑖𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑝𝑜𝑤𝑡𝑎𝑟𝑧𝑎𝑛𝑎 𝑡𝑦𝑠𝑖ą𝑐 𝑟𝑎𝑧𝑦 𝑚𝑜ż𝑒 𝑠𝑡𝑎ć 𝑠𝑖ę 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ą.
Marianna wyjeżdża na studia do Gdańska, które zaważą na jej całym późniejszym życiu. Dziewczyna zachłyśnie się studenckim życiem, wolnością i pozwoli oczarować się Marcinowi. Marcin był skrupulatny i precyzyjny, nie pozostawiał przestrzeni na spontaniczność, do jakiej Marianna była przyzwyczajona. Na początku jej to nie przeszkadzało, a później z każdym dniem coraz bardziej i z czasem zaczynało jej brakować trochę szaleństwa. Była rozdarta pomiędzy prawdziwym uczuciem a zauroczeniem. Niby była szczęśliwa, ale bardzo tęskniła za Michałem i gdy zdecydowała się wrócić do niego, los zdecydował inaczej.
𝑈𝑙𝑜𝑡𝑛𝑦 𝑧𝑎𝑝𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖 to historia o tym, że pieniądze szczęścia nie dają. 𝑂𝑤𝑠𝑧𝑒𝑚, 𝑝𝑜𝑚𝑎𝑔𝑎𝑗ą 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜, 𝑎𝑙𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑘𝑢𝑝𝑖ć 𝑧𝑎 𝑛𝑖𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑎. 𝑀𝑜ż𝑛𝑎 𝑗𝑒 𝑢𝑐𝑧𝑦𝑛𝑖ć 𝑡𝑟𝑜𝑐ℎę 𝑙𝑒𝑝𝑠𝑧𝑦𝑚, 𝑤𝑦𝑔𝑜𝑑𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑦𝑚, 𝑚𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑏𝑜𝑙𝑒𝑠𝑛𝑦𝑚. O tym, że kiedyś wszystko było inne, co nie oznacza, że lepsze.
Przepiękna historia o wyborach i ich konsekwencjach, różnicach w poglądach i pochodzeniu. O prawdziwej miłości, która nie wytrzyma próby czasu, ale nie zardzewieje. Takiej, o której nie da się zapomnieć latami. O wychowaniu i narzucaniu swoich priorytetów dzieciom. O manipulacji i decyzji podejmowanych pod wpływem zauroczenia mających konsekwencje na całe życie. O stereotypach, ocenianiu ludzi po wyglądzie, wykształceniu i pochodzeniu, a w tle tajemnicza historia prababki Luizy, kobiety charakternej, mającej odwagę walczyć o swoją miłość i przeciwstawić się rodzinie.
To również opowieść o tym, że pamięć jest ulotna, a może jednak nie. Przodkowie i ich decyzje mają na nas większy wpływ, niż nam się to wydaje. Serca nie da się oszukać. Prawdziwa miłość zdarza się tylko raz w życiu, a potem to są tylko substytuty uczucia. Czerpiemy świadomie bądź nie wzorce od swoich rodziców, przyrzekamy sobie, że na pewno tak nie postąpimy, a potem robimy dokładnie to samo. Uparcie brniemy w to, co tak doskonale znamy. Uświadomienie sobie tego zjawiska daje nam szansę na przerwania tego cyklu. Zanim dotarło to do Marianny, miała już męża i dwoje cudownych dzieci, piękne mieszkanie blisko morza i pracę, którą lubiła. Stabilne, spokojne życie bez większych problemów, ale czy była szczęśliwa? To pytanie, jak mantra powraca do niej po każdym telefonie od brata, który ją o to pyta.
𝑈𝑙𝑜𝑡𝑛𝑦 𝑧𝑎𝑝𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑒𝑟𝑒ś𝑛𝑖 to powieść, która wywołuje pozytywne emocje, chwyta za serce i zmusza do refleksji. A gdyby tak nagle się zatrzymać i zastanowić o czym zawsze marzyliśmy? Czy w ogóle mieliśmy jakieś marzenia? Czy ten wieczny pęd pozwolił nam marzyć? Dajmy […]𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑎𝑠 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑚, 𝑏𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤ł𝑎ś𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑒𝑟𝑎𝑧. 𝑁𝑖𝑒𝑤𝑎ż𝑛𝑒 𝑖𝑙𝑒 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑙𝑎𝑡 𝑖 𝑤 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑚 𝑚𝑜𝑚𝑒𝑛𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑤ł𝑎ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑗𝑑𝑢𝑗𝑒𝑠𝑧. 𝑇𝑒𝑟𝑎𝑧…
Ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙ą. 𝑆𝑘ł𝑎𝑑𝑎 𝑠𝑖ę 𝑧 𝑚𝑖𝑙𝑖𝑜𝑛𝑎 𝑢𝑙𝑜𝑡𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑚𝑜𝑚𝑒𝑛𝑡ó𝑤, 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑔𝑎𝑚𝑦. 𝐶𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑐𝑜ś 𝑠𝑖ę 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗𝑒 𝑤 𝑚𝑔𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑜𝑘𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑚 𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑢𝑤𝑎ż𝑦𝑚𝑦 𝑖 𝑧𝑑ąż𝑦𝑚𝑦 𝑧𝑎𝑟𝑒𝑎𝑔𝑜𝑤𝑎ć, 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑧𝑏𝑦𝑡 𝑝óź𝑛𝑜, 𝑏𝑦 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖ć 𝑏𝑖𝑒𝑔 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑟𝑧𝑒ń.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: Ż𝘆𝗷 𝘁𝘆𝗹𝗸𝗼 𝗰𝗵𝘄𝗶𝗹ą
więcej Pokaż mimo to𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑛𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑘𝑎𝑧𝑢𝑗ą 𝑛𝑎𝑚 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑎𝑗𝑢 𝑤𝑧𝑜𝑟𝑐𝑒 𝑟𝑒𝑙𝑎𝑐𝑗𝑖, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑠𝑡𝑎𝑗𝑎 𝑠𝑖ę 𝑑𝑟𝑜𝑔𝑜𝑤𝑠𝑘𝑎𝑧𝑒𝑚 𝑑𝑙𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧ł𝑦𝑐ℎ 𝑧𝑤𝑖ą𝑧𝑘ó𝑤. 𝑃𝑜𝑑ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑖𝑒 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑜 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑛𝑜𝑠𝑖𝑚𝑦 𝑐𝑧ęść ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐ó𝑤 𝑐𝑧𝑦 𝑑𝑧𝑖𝑎𝑑𝑘ó𝑤 𝑑𝑜 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎.
Magdalena Witkiewicz tworzy takie historie, których nie zaleca się czytać wieczorem, gdyż są nieodkładalne i można dla...