-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-28
2024-04-20
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: Ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗼 𝘁𝗼 ż𝘆𝗰𝗶𝗲. 𝗖𝗶𝗲𝗺𝗻𝗼ść 𝘁𝗼 ś𝗺𝗶𝗲𝗿ć.
Ż𝑎𝑟 autorstwa Weroniki Mathii głęboko zapisał się w mojej pamięci. Była to uczta literacka na bardzo wysokim poziomie. Powieść dostarczyła mi doskonałej rozrywki, a oprócz ciekawej historii kryminalnej autorka miała do przekazania jeszcze coś więcej, co zmusiło mnie do refleksji.
Nie ukrywam, że po tak doskonałym debiucie miałam do nowej książki autorki bardzo wysokie oczekiwania, ale się nie zawiodłam, a wprost przeciwnie utwierdziłam się w przekonaniu, że Weronika Mathia zasłużenie otrzymała nagrodę w ubiegłorocznym plebiscycie czytelników, bo ma niewątpliwy talent do snucia nietuzinkowych historii. Ponownie znakomicie splotła przeszłość z teraźniejszością w jedną zgrabną całość. Opowiedziała o dwóch bezsensownych śmierciach, które dzieli mnóstwo lat, a łączy iławskie jezioro.
𝑆𝑧𝑒𝑝𝑡 to mroczna, wielowymiarowa, świetna i wciągająca historia. Niesamowity kryminał z doskonale odwzorowanym tłem obyczajowym, poruszający wiele kwestii ważnych społecznie. Weronika Mathia ponownie urzekła mnie niezwykle skomplikowaną fabułą, świetnie wykreowanymi postaciami i zachwyciła przepięknym językiem oraz ciekawą konstrukcją narracji.
Historia, jaką stworzyła Weronika Mathia, toczy się między dwoma liniami czasowymi i kilkoma bohaterami. Na brzegu jeziora zostają odnalezione zwłoki nastolatki Kaji, która była opiekunką dla dziecka młodszej aspirantki Dominiki Sajny, która po trzech latach przerwy ma nadzieję wrócić do wydziału kryminalnego. Podejrzanym o zamordowanie dziewczyny jest niepełnosprawny umysłowo chłopak Piotr Janik, który staje się łatwym celem. W jego winę nie wierzy kapelan więzienny ksiądz Robert Wierzbicki, dawny znajomy Dominiki. Sandra siostra Kaji nie potrafiła się z nią dogadać, ale po jej śmierci postawiła sobie za punkt honoru odnaleźć zabójcę siostry i się na nim zemścić. O ile Sandra wcześniej miała z matką złe relacje, to po śmierci Kaji jeszcze bardziej się od siebie odsunęły. […] 𝑠𝑘𝑎𝑙ę 𝑚𝑖ł𝑜ś𝑐𝑖 𝑤 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦 𝑠𝑖ę 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑤 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑢 𝑡𝑟𝑎𝑔𝑒𝑑𝑖𝑖. 𝐼𝑚 𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗 𝑜𝑑𝑠𝑢𝑤𝑎𝑠𝑧 𝑠𝑖ę 𝑜𝑑 𝑏𝑙𝑖𝑠𝑘𝑖𝑐ℎ, 𝑔𝑑𝑦 𝑏𝑜𝑙𝑖, 𝑡𝑦𝑚 𝑚𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑎 𝑠𝑧𝑎𝑛𝑠𝑎, ż𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑧𝑏𝑙𝑖ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒.
Nikt nic nie potrafi wytłumaczyć, jedno jest tylko pewne, że Piotr stał się głównym podejrzanym i został osadzony w więzieniu. Nikt nie ma wątpliwości, że grzeczną i spokojną Kaję ktoś zamordował. Nie weszłaby dobrowolnie do wody, bo nie potrafiła nawet pływać.
[…] 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖𝑐𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑚𝑎𝑗ą 𝑤𝑝ł𝑦𝑤 𝑛𝑎 𝑡𝑜, 𝑘𝑖𝑚 𝑠ą 𝑖𝑐ℎ 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑐𝑖.
Piotr cichy, skromny i niekonfliktowy chłopak, który wszystko pojmował, ale ciężko było się z nim porozumieć. Nie lubił głośnych dźwięków i podejrzewano, że nie jest sprawny umysłowo. Policjantka i ksiądz znali się w przeszłości i niewątpliwie coś ich łączyło, ale rozdzieliła jakaś tragedia. Dominika po macierzyńskim i wychowawczym wróciła do pracy w policji i sądziła, że na starcie zostanie jej przydzielona sprawa Kaji, a tymczasem ją zdegradowano i wyznaczono do mało ambitnych zadań o bardzo niewielkim znaczeniu. Dominika nie chciała siedzieć za biurkiem, chciała działać. To ona powinna prowadzić to śledztwo, nie zamierzała dać usunąć się w cień.
Piotr wydaje się podejrzany, bo łatwiej jest przyjąć, że mordercą jest dziwak, którego łatwo rozpoznać i można omijać. Trudniej bowiem uwierzyć, że życia dziewczyny mógł pozbawić prawy i szanowany obywatel. Czy Piotr Janik naprawdę zamordował Kaję Dolną? Czy Sandra znała swoją nastoletnią siostrę, tak dobrze, jak sądziła? Czy postępowanie Kaji było do końca jasne?
Ś𝑤𝑖𝑎𝑡ł𝑜 𝑡𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑒. 𝐶𝑖𝑒𝑚𝑛𝑜ść 𝑡𝑜 ś𝑚𝑖𝑒𝑟ć.
Życie składa się z nagromadzonych sytuacji, których nie da się przewidzieć. Nie da się mieć wszystkiego pod kontrolą. Szept to kryminał, w którym akcja nie pędzi z zawrotną prędkością, jego czytanie bowiem wymaga uwagi i skupienia. To nie kryminał napisany tylko dla rozrywki, ta historia niesie z sobą ważny przekaz. Nic tu nie jest oczywiste i niełatwo ocenić, kto tak naprawdę jest winnym, a kto ofiarą. To niezwykła gra słów i powolne zagłębianie się w psychikę bohaterów jak w wody Iławskiego jeziora.
𝑆𝑧𝑒𝑝𝑡 to istny majstersztyk. Tajemnice, zagadki, zawiła fabuła. To inteligentny, doskonale skonstruowany i niezwykle skomplikowany kryminał rozgrywający się na dwóch liniach czasowych, a w zasadzie nawet trzech. Różni bohaterowie, ich traumy i zależności. Ścieżki postaci dramatu w jakiś niepojęty sposób się ze sobą łączą. Okazuje się, że wszyscy znali się już wcześniej, a każda z postaci ma swoją przeszłość, tajemnice i dręczące ją demony.
Gdy bliscy umierają, umiera się wraz z nimi na wiele długich lat. Umiera się, dotykając ubrań, gdy patrzy się na zdjęcia. I wspomina to wszystko, co robiło się razem. […] 𝑖𝑠𝑡𝑛𝑖𝑒𝑗𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑒 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑎𝑗ó𝑤 ś𝑚𝑖𝑒𝑟𝑐𝑖. Każdy kiedyś umarł. Wtedy, gdy został odrzucony, pozbawiony marzeń, skrzywdzony, albo wtedy gdy sam skrzywdził kogoś. 𝑀𝑎ł𝑒 ś𝑚𝑖𝑒𝑟𝑐𝑖 𝑑𝑜𝑡𝑦𝑐𝑧ą 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑔𝑜 𝑖 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑎𝑗ą 𝑠𝑖ę 𝑐𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑎 𝑐𝑎ł𝑦𝑚 ś𝑤𝑖𝑒𝑐𝑖𝑒. Śmierć Kaji zmieniła wiele w życiu wielu ludzi. Sandry, Dominiki, Piotra, Wiktora i więźnia zwanego Aktorem. Każdy z bohaterów próbuje odkryć prawdę na własną rękę. Niestety okaże się ona przerażająca.
Przejmująco opisana jest rozpacz rodziców po stracie dziecka. Tak wygląda śmierć dziecka. 𝐽𝑒𝑠𝑡 𝑐𝑖𝑠𝑧ą 𝑤 𝑐𝑖𝑒𝑚𝑛𝑦𝑚 𝑝𝑜𝑘𝑜𝑗𝑢, 𝑘𝑡ó𝑟𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧𝑦𝑤𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑠𝑎𝑚𝑜𝑡𝑛𝑜ś𝑐𝑖. […] 𝑀𝑢𝑠𝑖𝑠𝑧 𝑧𝑛𝑎𝑙𝑒źć 𝑘𝑜𝑔𝑜ś 𝑙𝑢𝑏 𝑐𝑜ś, 𝑐𝑜 𝑐𝑖ę 𝑢𝑟𝑎𝑡𝑢𝑗𝑒… 𝑚𝑢𝑠𝑖𝑠𝑧 𝑚𝑖𝑒ć 𝑐𝑜ś, 𝑤 𝑐𝑜 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧. 𝐼𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗 𝑧𝑤𝑎𝑟𝑖𝑢𝑗𝑒𝑠𝑧. 𝑀𝑢𝑠𝑖𝑠𝑧 𝑚𝑖𝑒ć 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗ę, ż𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑑𝑧𝑖𝑠𝑧 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑧 𝑘𝑎ż𝑑𝑦𝑚 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑝𝑎𝑑𝑘𝑖𝑒𝑚. 𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦𝑠𝑧 𝑤 𝐵𝑜𝑔𝑎, 𝑢𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧 𝑤 𝑑𝑟𝑢𝑔𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑎.
A mimo wszystko szukamy winnych… […] 𝑤 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑚𝑜ż𝑒 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑦ć 𝑠𝑖ę 𝑐𝑜ś, 𝑐𝑜 𝑐𝑎ł𝑘𝑜𝑤𝑖𝑐𝑖𝑒 𝑜𝑑𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑎𝑙𝑏𝑜 𝑗𝑒 𝑧𝑎𝑘𝑜ń𝑐𝑧𝑦. To my moglibyśmy być na tym miejscu i zginąć, a jednak zdarzyło się coś, że my żyjemy, a ten ktoś nie. Ty albo ty mógłbyś być mną, albo ja tobą. To nie życie w luksusie zapewnia nieśmiertelność, tylko oswojenie strachu przed śmiercią.
𝑆𝑧𝑒𝑝𝑡 to nie tylko kryminał, to fantastyczna powieść pełna emocji o stracie, rodzinnych relacjach i tajemnicach, które kiedyś i tak wyjdą na jaw. 𝐶𝑧𝑦 𝑡𝑜 𝑚𝑜ż𝑙𝑖𝑤𝑒, ż𝑒𝑏𝑦 𝑧ł𝑜 𝑝𝑜𝑗𝑎𝑤𝑖𝑎ł𝑜 𝑠𝑖ę 𝑖 𝑧𝑛𝑖𝑘𝑎ł𝑜? Ż𝑒 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑦 𝑙𝑢𝑑z𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑟𝑜𝑏𝑖𝑙𝑖 𝑧ł𝑒 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦? W tej historii nie ma wygranych. Każdy coś bezpowrotnie utracił. Życie, rodzinę, wolność. Przeszłość powróciła jak bumerang i zabrała niektórym, co mieli najcenniejszego. Prawda nie wyzwoliła nikogo. Nikomu nie przyniosła ulgi. Jak cierń poraniła, pozostawiła niezagojone rany, zniszczyła życie.
𝑆𝑧𝑒𝑝𝑡 jest dla mnie perfekcyjnym, doskonałym, skomplikowanym, nieoczywistym, wspaniale skonstruowanym kryminałem. Wszystkie zależności pomiędzy bohaterami, które stopniowo i powoli się ujawniają, zmuszają do maksymalnego wysiłku umysłowego. Autorka po mistrzowsku przeplata zdarzenia sprzed pięćdziesięciu lat z tymi współczesnymi. Tamta tragedia ukrywana skrzętnie przez winowajców odbiła się echem we współczesności i pociągnęła za sobą kolejną ofiarę. Dwie historie, których finał chce się poznać jak najszybciej, ale będzie on szokujący. Ta historia wstrząsnęła mną do głębi i zostanie ze mną jeszcze długo.
Ż𝑦𝑗 𝑡𝑎𝑘, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑏𝑦ł𝑜 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒ś 𝑗𝑢𝑡𝑟𝑜
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: Ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗼 𝘁𝗼 ż𝘆𝗰𝗶𝗲. 𝗖𝗶𝗲𝗺𝗻𝗼ść 𝘁𝗼 ś𝗺𝗶𝗲𝗿ć.
Ż𝑎𝑟 autorstwa Weroniki Mathii głęboko zapisał się w mojej pamięci. Była to uczta literacka na bardzo wysokim poziomie. Powieść dostarczyła mi doskonałej rozrywki, a oprócz ciekawej historii kryminalnej autorka miała do przekazania jeszcze coś więcej, co zmusiło mnie do refleksji.
Nie ukrywam, że po tak doskonałym...
2024-05-04
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗧𝗼𝗸𝘀𝘆𝗰𝘇𝗻𝗮 𝗺𝗶ł𝗼ść
Małgorzata Rogala znajduje się w ścisłym gronie moich ulubionych autorek. Wspominałam już o tym wielokrotnie, ale za każdym razem nie potrafię się powstrzymać, by tego nie podkreślać. Twórczością Pani Małgorzaty jestem zachwycona od czasu, gdy zakochałam się w serii 𝐴𝑔𝑎𝑡𝑎 𝐺ó𝑟𝑠𝑘𝑎 𝑖 𝑆ł𝑎𝑤𝑒𝑘 𝑇𝑜𝑚𝑐𝑧𝑦𝑘, a teraz, chociaż uwielbiam wszystkie książki autorki, to na czołówkę wysunęła się 𝑃𝑒ł𝑛𝑖𝑎 𝑡𝑎𝑗𝑒𝑚𝑛𝑖𝑐 z Moniką Gniewosz sympatyczną policjantką w roli głównej. Z każdym kolejnym tomem lubię tę bohaterkę coraz bardziej, a w Pełni czuję się jak u siebie. I nie ma to znaczenia, że jak wszędzie mieszkają tu ludzie i ludziska, że czasem wady niektórych osobników przeważają ich zalety. Popełniane są tu także zbrodnie, ale doskonale wiem, że Pani Małgosia, jak zwykle złu przeciwstawi dobro i to ono na końcu zwycięży. Co wyróżnia powieści Małgorzaty Rogali? To, że nie ma w nich drastycznych opisów i wulgaryzmów, ale za to można w nich znaleźć interesującą i wciągającą intrygę kryminalną oraz wspaniałe zobrazowane tło obyczajowe. W każdej książce Małgorzata Rogala podejmuje najbardziej aktualne problemy społeczne, dzieli się z czytelnikami swoimi obserwacjami i spostrzeżeniami.
Ślub, wesele to dla pary młodej najpiękniejszy dzień w życiu. Przynajmniej taki powinien być. Marzenia o wspólnym wspaniałym życiu i stworzeniu rodziny zazwyczaj właśnie w tym dniu mają swój początek. Niestety słowa 𝑚𝑖𝑒𝑙𝑖 ż𝑦ć 𝑑ł𝑢𝑔𝑜 𝑖 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑙𝑖𝑤𝑖𝑒 nie były przeznaczone dla Antka i Judyty. Antek w ciągu paru godzin z kawalera stał się mężem, a następnie wdowcem. Podczas przyjęcia weselnego na oczach uczestników imprezy umiera Judyta, panna młoda. Wkrótce okazuje się, że jej śmierć nie nastąpiła z przyczyn naturalnych, badania bowiem wykazały, że została otruta. Kto i dlaczego życzył dziewczynie śmierci? Nikt wcześniej w Pełni jej nie znał. Być może komuś zależało na przysporzeniu cierpienia Antkowi? Policja jednak nie wyklucza jego udziału w zbrodni. W kręgu podejrzanych znaleźli się także, Karol dawny przyjaciel Antka, którego tamten obwinia o śmierć swojej dziewczyny przed laty oraz Halina, gorseciarka niegdysiejsza wielka miłość Antka. W kręgu podejrzanych znalazła się Sylwia, która o ślubie byłego chłopaka dowiedziała się z mediów społecznościowych i przyjechała na ślub, dając publicznie upust swoim emocjom. Podejrzane wydaje się pojawienie się w kościele ojca pana młodego, który mieszkał za granicą ponad trzydzieści lat i do tej pory nie kontaktował się z synem.
Podkomisarz Monika Gniewosz oraz starszy aspirant Tadeusz Sokół prowadzą śledztwo, ale nic w tej sprawie im się nie klei. Na domiar złego znika Kornelia, córka Moniki. Matka policjantki ma zeznawać w procesie byłego męża i Kornelia stała się kartą przetargową dla gangsterów. Trwa wyścig z czasem. Monika jest rozdarta pomiędzy obowiązkami zawodowymi a potrzebą chronienia bliskich, kolejny raz musi zawalczyć o bezpieczeństwo swojej rodziny.
𝑍𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑝ół𝑛𝑜𝑐ą to nie tylko zwykły kryminał, ale świetnie skonstruowana i zgrabnie napisana powieść poruszająca wiele problemów dotyczących codziennego życia.
Ludzie, którym bezgranicznie się ufa, mogą okazać się osobami o wypaczonej psychice. Zazdrosnymi, zaborczymi, chcącymi posiadać kogoś na własność. Krok po kroku niezauważalnie niszczącymi czyjeś życie, a tej osobie nawet cień wątpliwości nie przejdzie przez myśl, że wszystko, co robią ma na celu tylko jedno. Ich własne dobro. Potrafią z zimną krwią planować działania i doskonale maskują swoje prawdziwe oblicze, manipulują innymi i wykorzystują do własnych celów. Taka zaborcza i toksyczna miłość, prędzej czy później musi zakończyć się katastrofą.
Uzależnienie od mediów społecznościowych to stosunkowo nowy problem społeczny, który występuje u młodych i starszych osób na coraz większą skalę. Korzystający z internetu nie zdają sobie nawet sprawy, czym może skończyć się informowanie o każdej drobnostce dotyczących swojego życia wszystkich dookoła. Przerażające jest niefrasobliwie przyjmowanie do grona znajomych zupełnie obcych osób, które potem mają nieograniczony dostęp do wszelkiego rodzaju prywatnych informacji. Obserwująca osoba może być jednostką psychopatyczną, która w ten sposób poszukuje ofiary. Jest drapieżcą, któremu dobrowolnie udziela się informacji. Nie każdy przecież kto udaje życzliwego, ma dobre i prostolinijne zamiary. Każdy ma prawo do prywatności, a w tej sytuacji dobrowolnie z niego rezygnuje.
Małgorzata Rogala jest dla mnie niekwestionowaną mistrzynią w tworzeniu nietuzinkowych kryminałów bez rozlewu krwi. Lekkość języka i niesamowita dbałość o jego poprawność sprawiają, że książkę czyta się błyskawicznie i z ogromną przyjemnością. 𝑍𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑝ół𝑛𝑜𝑐ą to świetnie skonstruowany kryminał, w którym autorka nic nie pozostawiła przypadkowi. Każdy wątek, każda postać, każde zdarzenie ma tu niebagatelne znaczenie. Nawet, wtedy gdy autorka zdaje się kierować uwagę w zupełnie innym kierunku, to w końcowym efekcie wszystkie elementy znajdują wspólny mianownik. Każdy detal, mniejszy czy większy, odgrywa tu istotną rolę. Chociaż wydaje się, że poszczególne wątki na pierwszy rzut oka, nie mają ze sobą nic wspólnego, to nadchodzi moment, gdy zaczynają wychodzić na jaw tajemnice z przeszłości i wszystko łączy się w zgrabną całość.
Zachwycił mnie jak zawsze doskonały balans pomiędzy warstwą kryminalną a obyczajową. Małgorzata Rogala po mistrzowsku wplotła wątki prywatne bohaterów między śledztwo. Uwagę przyciągają wspaniale wykreowane postacie z bardzo dobrą analizą psychologiczną, pozwalającą wczuć się w motywy postępowania poszczególnych bohaterów. Może to nie jest historia, która przyprawia o palpitacje serca i nie pozwoli spać w nocy, ale jest to mistrzowsko połączona intryga z zawiłościami ludzkiej psychiki.
Po 𝑍𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛𝑖ę 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑝ół𝑛𝑜𝑐ą sięgałam bez większych obaw i się nie zawiodłam. W Pełni bardzo przyjemnie spędziłam czas i wróciłam stamtąd z poczuciem satysfakcji czytelniczej. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejną podróż do tego miejsca.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗧𝗼𝗸𝘀𝘆𝗰𝘇𝗻𝗮 𝗺𝗶ł𝗼ść
Małgorzata Rogala znajduje się w ścisłym gronie moich ulubionych autorek. Wspominałam już o tym wielokrotnie, ale za każdym razem nie potrafię się powstrzymać, by tego nie podkreślać. Twórczością Pani Małgorzaty jestem zachwycona od czasu, gdy zakochałam się w serii 𝐴𝑔𝑎𝑡𝑎 𝐺ó𝑟𝑠𝑘𝑎 𝑖 𝑆ł𝑎𝑤𝑒𝑘 𝑇𝑜𝑚𝑐𝑧𝑦𝑘, a teraz, chociaż uwielbiam wszystkie...
2024-04-18
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶𝘀𝗷𝗮
𝐴 𝑐𝑜 𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒? 𝑁𝑖𝑘𝑡 𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎ł 𝑛𝑎 𝑑𝑟𝑜𝑑𝑧𝑒 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑡𝑘𝑛ął, 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑔𝑜 𝑐𝑎ł𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗ą, 𝑛𝑜𝑔𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ą 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑢𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑜 𝑏ą𝑏𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑠𝑡𝑜𝑝𝑎𝑐ℎ, 𝑎 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑗𝑑ą. 𝐷𝑙𝑎𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜? 𝐵𝑜 ź𝑙𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗ą, 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑎𝑚 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎. 𝑊 𝑏𝑜𝑔𝑎𝑐𝑡𝑤𝑖𝑒 𝑖 𝑧𝑎𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑐ℎ 𝑔𝑜 𝑡𝑟𝑜𝑝𝑖ą, 𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑛𝑖𝑒 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑛 𝑛𝑎 𝑠ł𝑎𝑤ę 𝑧𝑎𝑠ł𝑢𝑔𝑢𝑗𝑒. 𝐴 𝑡𝑦𝑚 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑏𝑙𝑖ż𝑒𝑗 𝑛𝑖ż 𝑚𝑦ś𝑙𝑖𝑚𝑦: 𝑤 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑦𝑚 𝑢𝑐𝑧𝑦𝑛𝑘𝑢 𝑛𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑘ł𝑎𝑑 𝑖 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑎𝑚 𝑔𝑜 𝑤𝑖ę𝑐𝑒𝑗 𝑛𝑖ż 𝑤 𝑐𝑎ł𝑦𝑚 𝑑ł𝑢𝑔𝑖𝑚 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖𝑚 ż𝑦𝑤𝑜𝑐𝑖𝑒 - fragment powieści – str. 31/32
Wiem doskonale, że Krzysztof Bochus jest znakomitym pisarzem i po każdą jego nową książkę sięgam w ciemno. W 𝐶𝑧𝑎𝑟𝑛𝑒𝑗 𝑘𝑟𝑤𝑖 autor stworzył nowego nietypowego bohatera Marka Smugę, który zyskuje dopiero przy bliższym poznaniu, chociaż intryguje od samego początku. Napisałam wtedy, że to były policjant, który ma za sobą trudną przeszłość, bywa na zmianę brutalny i zagubiony, sprytny i inteligentny, ale lubi też przesadzać i wtedy mu się obrywa. Zamknięty w swoim świecie, do którego nikogo nie dopuszcza, więc trudno go poznać, trudno polubić, ale warto dać mu szansę, bo już potem kibicuje się mu całym sercem.
𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to kolejna odsłona przygód tego bohatera. Ta powieść jest zupełnie inna niż poprzednim razem, ale równie ciekawa i ekscytująca. Wielowarstwowa, sensacyjna z egzotyką w tle.
Tragiczna przeszłość i choroba, utrudniają Markowi Smudze życie, ale jak trzeba, potrafi działać w obronie wilków, swojej dziewczyny, jej siostry, czy swojej własnej. Aby rozwiązać kolejną zagadkę, musi okiełznać dręczącą go słabość i dotrzeć do granicy swoich możliwości.
Smuga bezskutecznie walczy z depresją w bieszczadzkiej ciszy. Żyje skromnie, ale spokojnie. Obserwuje wilki, które zafascynowały go niezwykłą symbiozą z otaczającą je naturą. Nie rozważa powrotu do dawnego życia, ale z marazmu wyrywa go niepokojący telefon od Agnieszki. Jego dziewczyna otrzymała dziwnego maila od zaginionej pięć lat temu siostry z błaganiem o ratunek. Agnieszka nigdy nie pogodziła się z zaginięciem Karoliny i nadal liczy na to, że ona wciąż żyje, więc teraz postanawia wznowić jej poszukiwania przy pomocy Smugi.
Były policjant nie potrafi odmówić kobiecie, na której mu coraz bardziej zależy i podejmuje się próby wyjaśnienia tej dziwnej sprawy. Szukając punktu zaczepienia rusza najpierw do Berlina, a potem do Zanzibaru i na wyspę Pembę u wschodnich wybrzeży Afryki. (Dlaczego tam, trzeba doczytać samemu). W tej podróży tym razem towarzyszy mu Agnieszka i depresja, z którą nieustannie musi walczyć. Wciąż trafiają na tropy, które w końcowym efekcie prowadzą donikąd. Nikt nic nie wie, nikt nic nie słyszał, nie widział dziewczyny, której pojawienia trudno byłoby nie zauważyć. Czy Karoliny faktycznie tu nie było, czy ktoś sprytnie zacierał wszelkie ślady?
Podejrzani wydają się wszyscy. Alan Benesz, u którego mieszkają, charyzmatyczny pastor z pobliskiej misji i Blume właściciel luksusowego hotelu The Aiyana Lodge, zapewniający turystom dosłownie wszystko. 𝑃𝑜𝑧𝑜𝑟𝑦, 𝑎 𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑜ść 𝑡𝑜 𝑑𝑤𝑖𝑒 𝑟óż𝑛𝑒 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑦.
Agnieszce i Markowi nie tylko nie udaje się odnaleźć Karoliny, ale sami wpadają w tarapaty i trafiają na samo dno piekła. Czy uda im się wydostać kiedykolwiek z tej przeklętej wyspy ? 𝑆𝑚𝑢𝑔𝑎 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑏𝑎ł 𝑜 𝑡𝑜, 𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑙𝑒źć 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑠𝑦𝑡𝑢𝑎𝑐j𝑖 𝑏𝑒𝑧 𝑤𝑦𝑗ś𝑐𝑖𝑎. 𝐷ł𝑢𝑔𝑜 𝑚𝑢 𝑠𝑖ę 𝑡𝑜 𝑢𝑑𝑎𝑤𝑎ł𝑜, 𝑎ż 𝑑𝑜 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑢 𝑤 𝑁𝑎𝑡𝑜𝑙𝑖𝑛𝑖𝑒, 𝑔𝑑𝑦 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖ł 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜, 𝑐𝑜 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎ł. Dużo czasu potrzebował, by odbudować swoją pewność, a teraz znów znalazł się w matni w niezrozumiałym dla siebie świecie. Znów zawiódł, a dodatkowo musi mierzyć się z depresją, wrogiem podstępnym i trudnym do okiełznania.
𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to świetna powieść kryminalno sensacyjna z hipnotyzującą okładką, doskonale wykreowanymi bohaterami i dziką Afryką w tle. Ten ląd to istny raj, do którego nie będzie się chciało wracać. Czy ta ziemia jest przeklęta, czy to ludzie zmienili ją w piekło? Czy ludzie z natury są źli? Czy jeśli kogoś dręczono w przeszłości, sam staje się dręczycielem? Czy upokorzony wielokrotnie, upokarza potem innych? Czy Afryka daje takim osobnikom możliwość stania się drapieżnikiem? Autor stawia wiele trudnych pytań, na które nie ma odpowiedzi.
Po przeczytaniu 𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑒𝑔𝑜 𝑙𝑜𝑑𝑢 nasunęło mi się parę moich własnych przemyśleń. Fascynacja Czarnym Lądem może przewrócić świat do góry nogami. Ta kraina to nie tylko unikalny klimat, nieograniczona przestrzeń, sawanna, zapach, piękne plenery, ale także wszechobecna korupcja, napięcia etniczne i religijne, które w każdej chwili mogą przeistoczyć się w krwawą pożogę, a także panujący rasizm skierowany przeciwko białym. Europa od pewnego czasu choruje na poprawność polityczną posuniętą do absurdu, natomiast w Afryce, chociaż ludzie żyją na granicy ubóstwa, to szanują swoje korzenie dla zachowania swojej tożsamości, czego nie można powiedzieć o Europejczykach. Pemba to beczka prochu, gdzie wciąż narastają konflikty i łatwo tu wpaść w ręce wszelkiej maści oszustów, ludzi, którzy w tym rejonie świata uważają się za Bogów, bo wydaje im się, że nikt i nic nie jest w stanie im przeszkodzić. Afryka to wymarzone miejsce dla wszelkiej działalności przestępczej, miejsce obce naszej kulturze i raczej niezbyt przyjazne. To kraj, gdzie łatwo w tyglu różnych nacji i wiar ukryć swoje ciemne interesy.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii, w której sporo się dzieje. Fabuła jest bardzo dynamiczna, ciekawie skonstruowana, często opisywane sytuacje szokują, a niejednokrotnie mrożą krew w żyłach. Kolejny raz przekonałam się, że Krzysztof Bochus to niezwykle utalentowany autor. Stworzył wspaniały mix gatunkowy, bo Kruchy lód to istny majstersztyk, prawdziwy powiew świeżości na rynku wydawniczym. Głównym bohaterem jest oryginalny detektyw, którego się lubi i kibicuje całym sercem, a poza tym wyłamuje się on z grona tworzonych ostatnio postaci śledczych w kryminałach. Nie ma też w powieści poprawnie politycznie wątków, które wałkuje się w polskiej literaturze aż do bólu.
Autor wyśmienicie połączył ciekawą intrygę kryminalną z sensacją i rasową powieścią przygodową oraz doskonale odwzorował egzotykę miejsca akcji, co dodało powieści pazura. 𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to kryminał z najwyższej półki, w której czuć, że autor doskonale zna realia Czarnego lądu i wie, o czym pisze. To nie tylko powieść stricto sensacyjna, z łatwością bowiem można w niej dostrzec inne aspekty poza niewątpliwą rozrywką na najwyższym poziomie. 𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to opowieść o stracie, traumie i mrocznej naturze człowieka. Jest to opowieść o zbrodni, pysze i poczuciu własnej nieomylności, a w ostatecznym rozrachunku o karze. Ostatni akapit pozwolił mi zakończyć lekturę z poczuciem pełnej satysfakcji czytelniczej, ale nie jest to jedyny powód, dla którego ta powieść tak bardzo mi się podobała. 𝐾𝑟𝑢𝑐ℎ𝑦 𝑙ó𝑑 to perfekcyjnie napisana książka, którą od początku do końca, czyta się z zapartym tchem, a na koniec jeszcze długo w głowie krążą własne przemyślenia. Panie i panowie czapki z głów.
𝑆𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑏𝑙𝑖ż𝑒𝑗, 𝑛𝑖ż 𝑚𝑦ś𝑙𝑖𝑚𝑦 …
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗶𝘀𝗷𝗮
𝐴 𝑐𝑜 𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒? 𝑁𝑖𝑘𝑡 𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑘𝑎ł 𝑛𝑎 𝑑𝑟𝑜𝑑𝑧𝑒 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑡𝑘𝑛ął, 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑑𝑜𝑚𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑤𝑦𝑔𝑙ą𝑑𝑎. 𝐿𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑔𝑜 𝑐𝑎ł𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗ą, 𝑛𝑜𝑔𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ą 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑢𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑜 𝑏ą𝑏𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑠𝑡𝑜𝑝𝑎𝑐ℎ, 𝑎 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑗𝑑ą. 𝐷𝑙𝑎𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜? 𝐵𝑜 ź𝑙𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗ą, 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑎𝑚 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎. 𝑊 𝑏𝑜𝑔𝑎𝑐𝑡𝑤𝑖𝑒 𝑖 𝑧𝑎𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦𝑡𝑎𝑐ℎ 𝑔𝑜 𝑡𝑟𝑜𝑝𝑖ą, 𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑛𝑖𝑒 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑛 𝑛𝑎 𝑠ł𝑎𝑤ę 𝑧𝑎𝑠ł𝑢𝑔𝑢𝑗𝑒. 𝐴 𝑡𝑦𝑚 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡...
2024-04-13
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗶𝗲 𝗯𝘆ł𝗼 𝗰𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗲 𝗹𝗮𝘁
𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑖, 𝑤 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑙𝑢𝑏 𝑛𝑖𝑒, 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑚𝑦ś𝑙 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑤ó𝑙, ż𝑒𝑏𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜ś𝑤𝑖ę𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑤 𝑐𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą, 𝑚ó𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑐𝑖, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑟𝑜𝑏𝑖ć.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 jest trzecią powieścią Tomasza Kieresa, którą w ostatnim czasie przeczytałam i nie mogę jej zaliczyć do tych najlepszych, ale jedno muszę autorowi oddać, że jak mało kto pięknie potrafi pisać o miłości i emocjach. Jednak trudno było mi uwierzyć, że wyidealizowana nastoletnia miłość, odradza się po latach, bo przetrwała rozłąkę, która trwała dwadzieścia lat. Natomiast nie ukrywam, że z dużym zainteresowaniem i ciekawością śledziłam rozwój związku głównych bohaterów i zastanawiałam się, dokąd ich to doprowadzi. Zadawałam sobie pytanie, czy możliwe jest, by uczucie dojrzałych Oli i Tomka było tak samo silne, jak wtedy, gdy oboje byli nastolatkami i wierzyli, że na zawsze będą razem. Nie potrafiłam wczuć się w sytuację bohaterów, szczególnie irytowało mnie postępowanie Oli, która zachowywała się jak niestabilna emocjonalnie nastolatka, a nie kobieta, która swoją młodość i porywy serca miała już dawno za sobą.
Gdy po pięciu latach wspólnego życia Wojtek oświadcza się Oli, mimo, że ma wątpliwości, to zgadza się za niego wyjść, bo czuje, że mężczyzna zapewni jej stabilne i spokojne życie. Nie przeczuwa wtedy, że w mieście pojawi się jej pierwsza wielka nastoletnia miłość, a w klasie, której jest wychowawczynią, rozpocznie naukę jego córka. 𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to pozornie banalna historia jakich wiele, chociaż w końcowym rozrachunku wcale taka nie jest. Tomasz Kieres z opowieści o nastoletniej miłości, która miała być na całe życie, a nieoczekiwanie trafiła na przeszkodę nie do pokonania, która rozdzieliła zakochanych w sobie nastolatków, stworzył historię, przyciągającą uwagę. Tomek wraz z rodzicami wyjeżdża jak co roku do pracy w Szwecji, z tą tylko różnicą, że tym razem oni nie mają zamiaru wracać do Polski, o czym młodzi nie wiedzą. Po latach ta dwójka ponownie staje na swojej drodze. Tomek po niezbyt udanym małżeństwie i rozwodzie postanawia na chwilę wrócić do swojego rodzinnego miasta, by uporać się ze swoimi problemami. Ola natomiast długo zmagała się z utratą ukochanego i dopiero pięć lat temu związała się z Wojtkiem i właśnie przyjęła jego oświadczyny. Nieoczekiwane spotkanie z Tomkiem po latach burzy ustabilizowane życie kobiety. Wojtek nie ma pojęcia, z czym przez lata zmagała się jego ukochana kobieta, prawdę zna tylko jej bliska przyjaciółka Marzena.
𝑃r𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to historia, w której z pozoru nie ma nic odkrywczego. Para młodych ludzi, którzy nie widzą świata poza sobą, nagle zostaje rozdzielona z powodu okoliczności, których nie byli w stanie przewidzieć. On układa sobie życie przy boku Szwedki, ona przez lata nie potrafi się odnaleźć w rzeczywistości bez niego. Minęło dwadzieścia lat i pomimo że lepiej lub gorzej poukładali sobie życie i starają się o sobie zbyt wiele nie myśleć, nagle spotykają się w tym samym mieście, gdzie wszystko się zaczęło. Ona mieszkała tu cały czas, a on po rozwodzie wrócił do Polski z dorastającą córką tylko na chwilę. Nieoczekiwane spotkanie sprawia, że wydaje im się, iż lata rozłąki nie miały miejsca, nadal ich do siebie ciągnie i świetnie im się ze sobą rozmawia. Niestety oboje mają swoje zobowiązania, nie są już parą nastolatków sprzed lat. Gdy są bliscy podjęcia ważnych decyzji, historia nagle zatacza koło i nieoczekiwane okoliczności ponownie ich rozdzielają.
Sama historia nie wzbudza emocji, nie kibicuje się bohaterom, nie oczekuje nagłego zwrotu akcji, zwyczajnie spokojnie śledzi się ich poczynania i rozważania za i przeciw. Niemniej jednak w tej historii czuje się, że to miłość jest tu najważniejsza, ponad czasowa, jedyna i niepowtarzalna. To ona determinuje całe życie bohaterów. Wtedy dwadzieścia lata temu Tomkowi i Oli nie było dane przekonać się, czy ich miłość przetrwałaby próbę czasu, czy zniszczyłaby ją proza życia. Teraz po latach nadal żyją w bańce ułudy i myślą, że gdyby dano im szansę, ich życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, ale czy lepiej? Na to pytanie ani para bohaterów, ani czytelnik nie uzyskają odpowiedzi.
Historia nastoletniej miłości, która przetrwała dwadzieścia lat, wydaje się nierzeczywista i trochę naciągana, brzmi bowiem jak bajka. Miłość jest najważniejsza w życiu, ale mając naście lat, żyje się marzeniami, wtedy wydaje się, że uczucie jest trwałe i na zawsze. Owszem po latach wspomina się tę miłość jako coś pięknego, nieuchwytnego, ale żeby miała ona wpływ na całe życie, by potem nigdy nie dać sobie szansy na szczęście, niestety to wydaje się mało wiarygodne. Ciągłe tkwienie Oli w przeszłości w trudnym dzieciństwie, skupianie się na żalu do rodziców o brak miłości z ich strony, wydaje się przerysowane. Chociaż Tomasz Kieres stara się pokazać aspekty psychologiczne postępowania Oli. Opisywane przez autora relacje, jakie panowały pomiędzy Olą, a jej matką mogłyby sugerować, że nastoletnia bohaterka była ofiarą przemocy domowej, subtelnej, ale zostawiającej głębokie rany. Jej matka zrobiła naprawdę wiele, by ją zniszczyć. I wtedy gdy było jej bardzo źle, na jej drodze pojawił się Tomek, który pokazał, że Ola jest dla niego kimś wyjątkowym i ważnym. Powoli wyciągał ją ze skorupy, w której była zamknięta. Relacje pomiędzy matką i córką mimo upływu lat nigdy nie uległy poprawie. Matka nadal czterdziestoletnią kobietę traktuje jak dziecko, wciąż w dosadny sposób pokazuje, że Ola sobie w życiu nie radzi, chociaż ona od dawna nie mieszka w domu rodzinnym. Ola także nie stara się nic zmienić w ich relacjach, a wprost przeciwnie pielęgnuje w sobie żal do matki i zadawnione urazy, nie wierzy, że rodzicielce może zależeć na jej szczęściu. Nie jest znany powód, dlaczego matka Oli traktowała ją w taki, a nie inny sposób i czym to było spowodowane. Można uznać, że była toksyczną matką, ale dlaczego zachowywała się tak tylko w stosunku do Oli? Tego nie wiadomo.
Odbiór powieści psuła mi postawa głównej bohaterki. Trudno bowiem współczuć osobie skupionej tylko i wyłącznie na sobie i swoich dramatach, prawdziwych, czy też nie. Szczególnie irytował mnie jej brak doceniania osób w swoim otoczeniu, które ją kochały i wspierały, a ona i tak czuła się wciąż nieszczęśliwa. Nie potrafiłam zrozumieć jej egoizmu i nawet nie tłumaczyły tego niepoprawne relacje z matką. Ola jawiła mi się jako niedojrzała kobieta, rozchwiana emocjonalnie, wymagająca ciągłej uwagi. Nie ukrywam, że cały czas czekałam, że w jej życiu wydarzy się jakiś prawdziwy dramat, który nią wstrząśnie, ale niestety nic takiego nie miało miejsca, a szkoda, bo dopiero wtedy ta powieść nabrałaby kolorów i wzbudziła prawdziwe emocje.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 to nieśpieszna opowieść o życiowych dylematach, rozterkach, wyborach i konsekwencjach tych wyborów, bo jakkolwiek Tomek i Ola postąpią, ktoś zostanie skrzywdzony. Opowieść o uczuciach i emocjach napisana przepięknym językiem, ale nie wzbudzająca emocji w czytającym. Zachwyca natomiast sposób, w jaki autor pisze o miłości. Jego niezwykła wrażliwość i czułość, które emanują z każdego słowa, zwłaszcza z dialogów pomiędzy bohaterami. Brzmią jak niezwykła muzyka, melodia serc, które udręczone spotkały się po latach i na nowo wspólnie zaczynają grać pieśń o miłości. Zapomina się wtedy o irytującej bohaterce, która całe życie nie wiedziała, czego chce, wie to dopiero teraz, gdy ponownie spotkała swego ukochanego z marzeń.
𝑀𝑜ż𝑒 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗, 𝑛𝑎 𝑝𝑒𝑤𝑛𝑜 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗. 𝑇𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚𝑦. 𝑁𝑎𝑠𝑧𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑠𝑢𝑚𝑎 𝑤𝑦𝑏𝑜𝑟ó𝑤. 𝑁𝑖𝑒𝑠𝑡𝑒𝑡𝑦 𝑤𝑦𝑏𝑜𝑟𝑦, 𝑎 𝑡𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡, 𝑡𝑎𝑘 𝑚𝑖 𝑠𝑖ę 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒, 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑎ż𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑒, 𝑎𝑏𝑦 𝑏𝑦ł𝑦 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒, ż𝑒𝑏𝑦 𝑛𝑎 𝑘𝑜𝑛𝑖𝑒𝑐 𝑑𝑛𝑖𝑎 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑏𝑦ł𝑜 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒ć, 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑎𝑙𝑒ż𝑛𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑗𝑎𝑘 𝑗e𝑠𝑡: 𝑇𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑚𝑜𝑗𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑗𝑒𝑠𝑡𝑒𝑚 𝑤 𝑡𝑦𝑚 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑢, 𝑏𝑜 𝑡𝑎𝑘 𝑧𝑑𝑒𝑐𝑦𝑑𝑜𝑤𝑎ł𝑒𝑚.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗶𝗲 𝗯𝘆ł𝗼 𝗰𝗶𝗲𝗯𝗶𝗲 𝘁𝘆𝗹𝗲 𝗹𝗮𝘁
𝑁𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑖, 𝑤 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑙𝑢𝑏 𝑛𝑖𝑒, 𝑝𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑚𝑦ś𝑙 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑝𝑦𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎, 𝑡𝑜 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜. 𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒ś 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑙𝑖𝑔𝑒𝑛𝑡𝑛𝑎 𝑖 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑧𝑤ó𝑙, ż𝑒𝑏𝑦 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜ś𝑤𝑖ę𝑐𝑖𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑗 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑛𝑎 𝑧𝑎𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑑 𝑡𝑦𝑚, 𝑤 𝑐𝑜 𝑠𝑎𝑚𝑖 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧ą, 𝑚ó𝑤𝑖𝑙𝑖 𝑐𝑖, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑠𝑧 𝑟𝑜𝑏𝑖ć.
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑟𝑤𝑎𝑛𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑐𝑗𝑎 𝑎𝑛𝑔𝑖𝑒𝑙𝑠𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 jest trzecią powieścią Tomasza Kieresa, którą w...
2024-03-27
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗛𝗲𝗿𝗯𝗮𝘁𝗮 𝗽𝗼𝘇𝘆𝘁𝘆𝘄𝗻𝘆𝗰𝗵 𝘇𝗺𝗶𝗮𝗻
𝑆ą 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑒, 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖𝑚𝑦 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗ę 𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś, 𝑘𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑔𝑜ś𝑐𝑖 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑠𝑚𝑎𝑘 𝑢𝑧𝑑𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą𝑐𝑒𝑗 𝑖 𝑎𝑟𝑜𝑚𝑎𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒𝑗 𝑗𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 ℎ𝑒𝑟𝑏𝑎𝑡𝑦
Aleksandry Rak specjalnie przedstawiać nie muszę, bo napisała już 20 książek i doskonale jest znana swoim fanom, którzy cenią ją za to, że potrafi zaczarować czytelnika i wprowadzić go w świat, z którego nie się chce wychodzić. Nie bez powodu nazywana „mistrzynią relacji i więzi międzyludzkich”. W swoich powieściach porusza głównie tematy rodzinne, które opisuje w delikatny i czuły sposób. Po przeczytaniu 𝘚𝘦𝘬𝘳𝘦𝘵ó𝘸 𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪𝘯𝘺 𝘞𝘪𝘯𝘯𝘪𝘤𝘬𝘪𝘤𝘩 napisałam, że po lekturze książki czuję się, niczym po wypiciu lampki dobrego wina. Byłam oczarowana tą niesamowitą i piękną historią, zmuszającą do refleksji, wspaniałymi opisami i mądrością życiową, jaka z niej płynęła.
𝐻𝑒𝑟𝑏𝑎𝑐𝑖𝑎𝑟𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑜𝑑 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑒𝑚 to kolejna przepiękna opowieść autorki o tym, że kobiety mogą być dla siebie dobre, być przyjaciółkami na dobre i złe. I o tym, że każda z nas potrzebuje miejsca poza domem, gdzie mogłaby się spotkać z innymi kobietami, pogadać o wszystkim i o niczym. Poskarżyć się, ponarzekać, otrzymać wsparcie, albo chociaż zostać wysłuchaną.
Jubileusz w liceum przyczynił się do tego, że koleżanki ze szkolnej ławy nieoczekiwanie spotykają się po latach. Żadna z nich nie zrealizowała swoich marzeń i żadna z nich tak do końca nie jest szczęśliwa. Honorata jest matką trójki wymagających dzieci i żoną rozpieszczonego mężczyzny, któremu obce są obowiązki domowe. Gabrysia musiała zaopiekować się siostrą, by uchronić ją przed pobytem w domu dziecka. Niestety nastolatka przyzwyczaiła się, że nie musi uczestniczyć w domowych obowiązkach, nie interesuje jej, że siostra wyzbyła się swoich artystycznych zamiłowań, na rzecz pracy w znienawidzonej przez nią agencji ubezpieczeniowej, żeby miały z czego się utrzymać. Alicja uwielbia swoją pracę z dziećmi w przedszkolu, ale związała się z egoistycznym facetem, z którym jest w ciąży, a ten siedzi jej na głowie w małej ciasnej kawalerce i zupełnie nie okazuje zainteresowania ani jej, ani ich jeszcze nienarodzonemu dziecku. Ala nie ma do kogo się zwrócić o pomoc, bo dawno temu zerwała relacje ze swoimi rodzicami. Dagmara jest bibliotekarką i mimo że bardzo kocha przebywanie w otoczeniu książek, marzy o czymś więcej. Te marzenia skutecznie torpeduje jej matka, która nie lubi zmian i nie wierzy w sukces córki.
Wszystkie na swój sposób są samotne, a powrót do wspomnień sprawia, że zaczynają analizować swoje wybory i żałować niewykorzystanych możliwości i utraconych szans. Wszystkie po tym spotkaniu czują, że pragną zmian w swoim życiu, bo na co dzień brakuje im ciepła i otuchy. Zaskakujące ciągi zdarzeń i zbiegów okoliczności sprawiają, że losy tych czterech kobiet nieoczekiwanie dla nich samych się splatają. Nie są już ze swymi problemami same, wspierają się nawzajem i stawiają czoła przeciwnościom losu. Ż𝑎𝑑𝑛𝑎 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖𝑎ł𝑎 𝑖𝑑𝑒𝑎𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑟𝑡𝑢 𝑤 𝑑𝑜𝑟𝑜𝑠ł𝑜ść […] Czy w pozornie poukładanym życiu kobiet jest miejsce na zmiany?
Kobiety próbują postawić swoje rodziny do pionu, ale bliscy nie wykazują zrozumienia, a wprost przeciwnie zaczynają się buntować. Nie potrafią stanąć na wysokości zadania, bo wygodnictwo i wyręczanie się innymi weszło im w nawyk. Kobiety zamiast oczekiwanej wdzięczności ze strony rodziny, spotykają się z niezadowoleniem, słowami pełnych pretensji i żalu. Zniechęcone sytuacją, chcą odpuścić, ale dobre rady przyjaciółek je przed tym powstrzymują. Koło zmian zostało już puszczone w ruch i żal je teraz zatrzymywać, bo wszystko, co dotąd zrobiły, zostałoby zaprzepaszczone raz na zawsze. To świeże spojrzenie na sytuację może pomóc kobietom i wiele zmienić, przede wszystkim pozwolić im wyrwać się z układów, w których bezradnie dotąd tkwiły.
Daga pragnie wyrwać się spod wpływu toksycznej matki, narzucającej swoje zdanie i decydującej o wszystkim. Honi z układu idealnej rodzinki zrzucającej wszystko na jej barki, bo skoro nie ma ambicji i nie pracuje, to może być darmową „służącą” dla bliskich z wiecznie kontrolującą ją teściową. Ala ze związku z mężczyzną, który z jej mieszkania zrobił sobie wygodną metę do spania i pożywiania, a dbanie o wygody partnerki zupełnie nie jest zgodne z jego naturą. Gabi z roli matki dla nastoletniej siostry, która w ogóle nie docenia jej poświęcenia.
Wszystkie pragną odmienić swoje życie, ale Dagmarę przed zmianami powstrzymuje apodyktyczna matka, bo córce i tak się nic nie uda, Honoratę, teściowa i mąż, bo przecież sama takiego życia chciała, Alicję strach, bo mężczyzna jest ojcem jej dziecka, a ona nie poradzi sobie z samotnym macierzyństwem, Gabrielę lęk o losy siostry, bo jeśli porzuci pracę w znienawidzonym miejscu, nastolatka trafi do domu dziecka. A gdzie w tym wszystkim są one same? Czy ktoś je pyta, co czują, czego chcą? Czy komuś zależy, by one mogły spełniać swoje marzenia? Dla każdej z kobiet nadchodzi jednak taki moment, kiedy rozgoryczenie przechyla szalę w jedną stronę. W trudnych chwilach pojawiają się przyjaciółki, które wspierają w niełatwych, ale potrzebnych decyzjach. Są zawsze tam, gdy któraś z nich potrzebuje rady i wsparcia. 𝐾𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑟𝑦𝑧𝑦𝑘𝑢𝑗𝑒, 𝑡𝑒𝑛 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑖𝑗𝑒 𝑠𝑧𝑎𝑚𝑝𝑎𝑛𝑎.
𝘏𝘦𝘳𝘣𝘢𝘤𝘪𝘢𝘳𝘯𝘪𝘢 𝘱𝘰𝘥 𝘑𝘢ś𝘮𝘪𝘯𝘦𝘮 to tylko z pozoru historia lekka, łatwa i przyjemna, a jest to zapewne spowodowane przyjemnym i przystępnym w odbiorze stylem pisania autorki. Tak naprawdę ta powieść ma do przekazania sporo życiowej mądrości i wzbudza mnóstwo emocji. Niejednokrotnie zaciskałam pięści z bezsilnej złości, gdy bohaterki napotykały mur obojętności bliskich, a na próby zwrócenia im uwagi, że źle postępują, reagowali złością. Każda z bohaterek boryka się z problemami codziennego życia z kieratem obowiązków, w które same się zaprzęgły. Kiedyś źle wybrały i te niewłaściwe decyzje odcisnęły piętno na ich obecnym życiu, a próba zmienienia czegokolwiek spotyka się z oporem rodziny, bo przecież dobrze jest, tak jak jest. Przynajmniej dla nich.
𝐻𝑒𝑟𝑏𝑎𝑐𝑖𝑎𝑟𝑛𝑖𝑎 𝑝𝑜𝑑 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑒𝑚 to piękna opowieść o przyjaźni, bratnich duszach, które łączą się w trudnych chwilach. To wspaniała powieść, którą czyta się z zapartym tchem od początku, aż do samego końca. Aleksandra Rak opowiada historię czterech kobiet, otulonej aromatem jaśminowej herbaty, spotykających się po latach, by mogły przewartościować swoje życie. Historia pokazująca, że zmiany zawsze są możliwe, jeśli naprawdę będziemy tego chciały, że na realizację swoich marzeń nigdy nie jest za późno. Często, jak bohaterki popadamy w rutynę dnia codziennego, a przyzwyczajenia sprawiają, że brakuje nam odwagi, by coś zmienić i zawalczyć o swoje. Każdy potrzebuje kogoś, by przytulił, wysłuchał, otarł łzy, doradził, albo po prostu by był.
Jestem tą historią wprost oczarowana, bo z każdą stroną nabiera mocy, jak świeżo zaparzona aromatyczna herbata. Cudownie było obserwować, jak przyjaźń kobiet nabiera tempa, jak się rozwija i jak stają za sobą murem, by szukać rozwiązania skomplikowanych problemów. Daga, Honia, Gabrysia i Ala, pomimo że są tak różne od siebie, to łączy je wielka potrzeba zmian, a gdy się zjednoczą, nie będzie takiej siły, która by je pokonała.
Chociaż na tę chwilę ta niezwykła historia ma swój koniec, to już nie mogę się doczekać drugiego tomu powieści – 𝐽𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑏𝑎𝑏𝑒𝑐𝑧𝑒𝑘.
Ludzie lubią i z łatwością oceniają drugiego człowieka […] 𝑖 𝑚𝑦ś𝑙ą 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒, 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑜𝑛 𝑚𝑎 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑧ł𝑒. 𝑂𝑠𝑎𝑑𝑧𝑎𝑗ą, 𝑎 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑛𝑖𝑐 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧ą. […] 𝐾𝑡𝑜ś 𝑚ą𝑑𝑟𝑦 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑎ł 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś, ż𝑒 ż𝑒𝑏𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś 𝑧𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑒ć, 𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑤ł𝑜ż𝑦ć 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑏𝑢𝑡𝑦, 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑗ść 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑟𝑜𝑔ę 𝑖 𝑠𝑝𝑜𝑗𝑟𝑧𝑒ć 𝑛𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡 𝑗𝑒𝑔𝑜 𝑜𝑐𝑧𝑎𝑚𝑖.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗛𝗲𝗿𝗯𝗮𝘁𝗮 𝗽𝗼𝘇𝘆𝘁𝘆𝘄𝗻𝘆𝗰𝗵 𝘇𝗺𝗶𝗮𝗻
𝑆ą 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑤𝑖𝑙𝑒, 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖𝑚𝑦 𝑛𝑎𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗ę 𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑧𝑒𝑏𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑘𝑜𝑔𝑜ś, 𝑘𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑔𝑜ś𝑐𝑖 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑚 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑦𝑚 𝑠𝑚𝑎𝑘 𝑢𝑧𝑑𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎𝑗ą𝑐𝑒𝑗 𝑖 𝑎𝑟𝑜𝑚𝑎𝑡𝑦𝑐𝑧𝑛𝑒𝑗 𝑗𝑎ś𝑚𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 ℎ𝑒𝑟𝑏𝑎𝑡𝑦
Aleksandry Rak specjalnie przedstawiać nie muszę, bo napisała już 20 książek i doskonale jest znana swoim fanom, którzy cenią ją za to, że potrafi zaczarować czytelnika i wprowadzić...
2024-03-04
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗲𝗰𝗵𝗮𝗻𝗶𝘇𝗺 𝗼𝗯𝗿𝗼𝗻𝗻𝘆
𝑁𝑖𝑐 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑤𝑎 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒, 𝑤𝑖ę𝑐 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑤𝑖ą𝑧𝑦𝑤𝑎ć […] 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑑𝑧𝑖ę𝑘𝑖 𝑡𝑒𝑚𝑢 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑡𝑟𝑤𝑎ć 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 […]
Kiedyś po przeczytaniu 𝐿ę𝑘ó𝑤 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑘ó𝑟𝑛𝑦𝑐ℎ napisałam, że jest to thriller, który od samego początku zachwycił mnie stylem i niezwykłym klimatem. Podtrzymuję to stwierdzenie po przeczytaniu kolejnego thrillera Marty Zaborowskiej 𝑆𝑧𝑒ść 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒ć. Od samego początku zwraca uwagę intrygujący tytuł, bo zwykle wystarcza jeden powód, by umrzeć, a tu jest ich aż sześć.
Miriam ukochana żona Konrada, w dniu czwartej rocznicy ślubu znika bez śladu. Jej poszukiwania nie przynoszą rezultatu, a Konrad i jej siostra Adela rozważają, co w ich relacjach z Miriam było nie tak. Dlaczego niespodziewanie zniknęła i nie daje znaku życia? Kiedy pół roku później zostaną odnalezione spalone zwłoki kobiety, Konrad nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to jego żona, natomiast Adela nie podziela jego zdania i zostają zarządzone badania genetyczne. Następuje wznowienie śledztwa z dwójką nowych śledczych, jednym z najdziwniejszych duetów detektywów, z jakim spotkałam się w literaturze.
Czy Konrad i Adela przejęli się tą sytuacją? Konrad dla Adeli stara się być miły i współczujący, a ona dla niego jest zimna i odległa. Oboje gramy w tym teatrze i oszukujemy się wzajemnie. Nie stać nas na szczerość i każde z nas ma swój powód. Oboje oczekują na wyniki DNA, ale każdy wie swoje. Nie są oni jedynymi postaciami w tym dramacie. Oprócz siostry i męża jest jeszcze przyjaciel Konrada Stan, Florian dawny kochanek Miriam i jego partnerka Natalia. Z rozważań wszystkich bohaterów, którzy znali Miriam stopniowo okazuje się, że wcale nie była ona taka święta, jak początkowo się wydawało. Uwielbiała życie na krawędzi, tylko trochę się uspokoiła, gdy wyszła za mąż, ale szybko zaczęło jej brakować adrenaliny. Stan doskonale wiedział, że Miriam dusiła się w związku i zamierzała zrobić coś szalonego. Konrad też zdawał sobie z tego sprawę, więc uważa, że postanowiła odejść na swoich warunkach i popełniła samobójstwo. Obaj mężczyźni czują, że pomimo łączącej ich wieloletniej przyjaźni zrobiło się między nimi jakoś niezręcznie i coraz częściej zapominają o tym, że są przyjaciółmi.
Z zewnątrz niektóre sytuacje wyglądały zupełnie inaczej, niż było faktycznie. Miriam dzięki małżeństwu z Konradem żyła luksusowo. Czy zatem z dawnym kochankiem rozstała się dla wygody, czy powód rozstania był zgoła inny? Adela i Konrad nieustannie skaczą sobie do gardeł, wzajemnie obwiniając się o to, co stało się z Miriam. Czy tylko to jest powodem ich konfliktów?
Sprawa się komplikuje, gdy pojawia się świadek, który widział Miriam żywą. Ta sprawa zaczyna Konrada przerastać i wydaje mu się, że zaczyna wariować. Nie wie, kto go okłamuje, a kto mówi prawdę. Czy może wierzyć, że dwa dni temu ktoś widział Miriam w przejściu podziemnym metra? Konrad nie wie, co to za gra i kto ją prowadzi, nie był na to przygotowany. Czy ktoś wie, kto przyłożył rękę do śmierci Miriam? Jak wśród tych sprzecznych informacji wyłuskać prawdę?
Z każdym rozdziałem wychodzi na jaw coraz więcej tajemnic wszystkich biorących udział w dramacie. Stan to dziwna i tajemnicza postać. Wspólnik i przyjaciel Konrada, natomiast widać wyraźnie, że coś przed nim ukrywa. Florian dużo wie na temat Miriam, chociaż podobno kochanka dawno z nim zerwała. Adela sprawia wrażenie wycofanej i uskarża się na dziwne dolegliwości, za to z Konradem łączy ją chyba coś więcej niż koligacje rodzinne. Natalia, która nie potrafi znieść zachowania swojego partnera i nie życzy dobrze swojej rywalce. W tle dziwna tajemnicza gra o życie, w którą Florian wciągnął Miriam, która nie znosiła stabilizacji, więc pozwoliła Florianowi wkręcić się w grę, której zasad do końca nie rozumiała, tak przynajmniej mu się wydawało. Czy kobieta zrobiła o jeden krok za daleko i doszło do tragedii?
Zachwyca warsztat pisarski autorki sposób, w jaki stopniuje napięcie i wciąż podbija ciekawość. Prowadzi narrację każdej postaci w pierwszej osobie, dając tym samym wgląd w myśli bohaterów, nie zdradzając przy tym istoty rzeczy. Ta powieść to żywa energia, chociaż pozornie wszystko toczy się powoli, to każda kolejna informacja spada jak ciężka kropla wody i rozbryzguje się na tysiące kropelek.
Całość historii uzupełnia dwójka zupełnie niepasujących do siebie śledczych. Nouman doświadczony policjant po traumatycznych przejściach i Shi Lu Azjatka, której zależy na karierze. Ich współpraca bardziej oparta jest na relacjach córki z ojcem niż służbowych. Ona odnosi się do niego z szacunkiem, a on do niej dobrotliwie. To para świetnych detektywów, która mimo dzielących ich różnic doskonale się uzupełnia. Z ogromnym zainteresowaniem śledzi się ich dedukcję i dochodzenie do prawdy. Nikt z bliskiego grona Miriam nie może czuć się bezpiecznie, bo dzięki drobiazgowemu śledztwu tej niecodziennej pary detektywów powoli na jaw wychodzą ich brudne sekrety. W chwili, gdy sieć misternie utkanych kłamstw zaczyna się rwać, by odsunąć od siebie podejrzenia, każdy staje przeciwko każdemu. 𝑆𝑧𝑒ść 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒ć to skomplikowana układanka, w której kolejne elementy powoli wskakują na swoje miejsce, lecz jej rozwiązanie i tak jest dość zaskakujące. 𝑃𝑜𝑑𝑜𝑏𝑛𝑜 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑎 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎, 𝑎 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑧𝑎𝑙𝑒ż𝑦 𝑜𝑑 𝑗𝑒𝑗 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑟𝑝𝑟𝑒𝑡𝑎𝑐𝑗𝑖.
Wszyscy mieli motyw, by zabić Miriam. Każde z bohaterów ma mroczne sekrety, które stopniowo wyłaniają się z ich narracji. Każdy na swój sposób jest winny. Adela z zaburzoną histrioniczną osobowością, Konrad, który ma wiele na sumieniu, a gdy miał szansę stać się dobrym człowiekiem, spieprzył wszystko koncertowo. Stan człowiek zagadka, sprawiający wrażenie oderwanego od rzeczywistości, pogrążony w buddyjskich historiach, będący pod urokiem Miriam. Natalia, szczerze nienawidząca rywalki i Florian wplątany w grę o życie. Były, czy także obecny kochanek Miriam? Im bliżej końca tym, coraz więcej wyskakuje niespodzianek jak diabeł z pudełka. Zaczyna się wątpić we wszystkich i we wszystko. 𝑂𝑘𝑎𝑧𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę, ż𝑒 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑐𝑖 𝑛𝑎𝑗𝑏𝑙𝑖ż𝑠𝑖 𝑝𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖ą 𝑚𝑖𝑒ć 𝑜𝑏𝑙𝑖𝑐𝑧𝑎 𝑐𝑎ł𝑘𝑖𝑒𝑚 𝑖n𝑛𝑒 𝑜𝑑 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑤𝑦𝑜𝑏𝑟𝑎ż𝑒ń.
𝑆𝑧𝑒ść 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒ć to świetny kryminał połączony z dramatem i dreszczykiem thrillera. Napisany w doskonałym stylu, chociaż na koniec pozostał lekki niedosyt. Pomimo że każde z bohaterów dostało to, na co zasłużyło, nie został do końca wyjaśniony motyw gry, który miał duże znaczenie dla fabuły. I nie polubiłam bohaterów, nie nawiązałam z nimi żadnej więzi, dlatego było mi zupełnie obojętne co się z nimi stanie. Na plus, że autorka przedstawiła ich w różnym świetle, udowodniła, że nikt do końca nie jest ani dobry, ani zły. Ż𝑎𝑑𝑒𝑛 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑛𝑖𝑒 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖 𝑠𝑖ę 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑖𝑒ż 𝑝𝑜𝑡𝑤𝑜𝑟𝑒𝑚. 𝑆𝑡𝑎𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑖𝑚 𝑤 𝑤𝑦𝑛𝑖𝑘𝑢 𝑑𝑒𝑓𝑖𝑐𝑦𝑡𝑢 𝑚𝑖ł𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑎𝑘𝑐𝑒𝑝𝑡𝑎𝑐𝑗𝑖. 𝑆𝑧𝑒ść 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑ó𝑤, 𝑏𝑦 𝑢𝑚𝑟𝑧𝑒ć, przykuwa uwagę wielowątkową fabułą, misternie uknutą intrygą, nieoczekiwanymi zwrotami akcji w momentach, gdy wydaje się, że sprawa jest już rozwiązana. To świetny, zagmatwany, mroczny i nieoczywisty thriller, z niejednoznacznymi bohaterami, dokładnie taki jak lubię.
𝐾𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑗𝑒𝑠t 𝑛𝑎 𝑑𝑛𝑖𝑒, 𝑧𝑤𝑦𝑘𝑙𝑒 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑜𝑤𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑗𝑎𝑘 𝑤𝑦𝑠𝑡𝑟𝑎𝑠𝑧𝑜𝑛𝑦 𝑠𝑧𝑐𝑧𝑢𝑟 𝑖 𝑎𝑙𝑏𝑜 𝑢𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎, 𝑎𝑙𝑏𝑜 𝑘ą𝑠𝑎 𝑏𝑒𝑧 𝑜𝑝𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑎𝑛𝑖𝑎. 𝑀𝑒𝑐ℎ𝑎𝑛𝑖𝑧𝑚 𝑜𝑏𝑟𝑜𝑛𝑛𝑦 𝑢 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑧𝑖𝑎ł𝑎 𝑖𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑗, 𝑎𝑙𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑤 𝑡𝑦𝑐ℎ 𝑑𝑤ó𝑐ℎ 𝑡𝑟𝑦𝑏𝑎𝑐ℎ : 𝑝𝑜𝑑𝑑𝑎𝑗 𝑠𝑖ę 𝑙𝑢𝑏 𝑠𝑡𝑎𝑤𝑎𝑗 𝑑𝑜 𝑤𝑎𝑙𝑘𝑖.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗠𝗲𝗰𝗵𝗮𝗻𝗶𝘇𝗺 𝗼𝗯𝗿𝗼𝗻𝗻𝘆
𝑁𝑖𝑐 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑟𝑤𝑎 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒, 𝑤𝑖ę𝑐 𝑙𝑒𝑝𝑖𝑒𝑗 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑤𝑖ą𝑧𝑦𝑤𝑎ć […] 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑑𝑧𝑖ę𝑘𝑖 𝑡𝑒𝑚𝑢 𝑚𝑜ż𝑛𝑎 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑡𝑟𝑤𝑎ć 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 […]
Kiedyś po przeczytaniu 𝐿ę𝑘ó𝑤 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑘ó𝑟𝑛𝑦𝑐ℎ napisałam, że jest to thriller, który od samego początku zachwycił mnie stylem i niezwykłym klimatem. Podtrzymuję to stwierdzenie po przeczytaniu kolejnego thrillera Marty...
2024-02-07
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞ł𝗮𝗺𝘀𝘁𝘄𝗼 𝗶 𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝗮
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ść 𝑛𝑎𝑠 𝑘𝑠𝑧𝑡𝑎ł𝑡𝑢𝑗𝑒[…] 𝐼 𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑑𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑒ń 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑗𝑚𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑟óż𝑛𝑒 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗𝑒[…]
𝑀𝑔ł𝑎 to nie jest pierwsza powieść Kamili Bryksy, ale moim zdaniem zdecydowanie najlepsza ze wszystkich, które do tej pory napisała. Z czym może kojarzyć się mgła? Nikt nie lubi, jak świat jest nią spowity, bo nigdy nie wiadomo, co się w niej czai. Ogranicza pole widzenia i nie da się przewidzieć, co może się z niej wyłonić. Tytuł książki idealnie oddaje stan umysłu Eweliny głównej bohaterki, która straciła pamięć. Z mglistej otchłani niepamięci kobiety wyłania się powoli nieprzyjemny obraz. Co takiego ukrywa Ewelina?
Ewelina nic nie pamięta. Czy to, że ma kłopoty z pamięcią, chce ktoś wykorzystać? Kto mówi prawdę, a kto kłamie? To, co wraca z jej zamglonej pamięci, niekoniecznie dla niej jest przyjemne. Lepiej czasem nie pamiętać, bo pamięć lubi płatać figle. Potrafi zniekształcać rzeczywistość jak mgła.
Gdy ma się kłopoty z pamięcią, każdy może wmówić, co chce, bo jak sprawdzić, co jest prawdą, a co nie. Ewelina wciąż błądzi we wspomnieniach, które są jak chwilowe przebłyski pojawiające się w jej głowie. Wszyscy wokół kłamią i mataczą, ale powoli okazuje się, że Ewelina wcale nie jest takim niewiniątkiem, jak na początku mogłoby się wydawać.
Mąż pod płaszczykiem opieki zaczyna coraz bardziej ingerować w życie Eweliny i przekraczać pewne granice, co zaczyna ją irytować. Karol natomiast czuje, że wszystko wokół niego jest nie tak. Nie podobał mu się psycholog żony, zachowanie szwagra. Zaczyna odnosić wrażenie, że nie tylko żona dziwnie się zachowuje, ale wszyscy dookoła.
Wszystko we Mgle jest zupełnie inne, niż na początku się wydawało. Żonglowanie wątkami i sukcesywne odsłanianie tajemnic tworzyło niesamowity klimat i wzmagało ciekawość. Wciąż mnożyły się pytania, na które nie było odpowiedzi, aż do samego końca, cała fabuła thrillera bowiem składa się z niedomówień i kłamstw. Autorka każdemu z bohaterów po kolei zdziera maskę i gdy ukazuje się jego prawdziwe oblicze, zaczyna się wątpić w prawdziwość swoich domysłów. Jeszcze bardziej zaciemniają obraz, wydarzenia przedstawione z perspektywy kilku osób i stopniowo uwalniane wspomnienia głównej bohaterki. Nadchodzi jednak moment, gdy ta mgła, w którą autorka opatuliła powieść, stopniowo się rozwiewa i naszym oczom ukazuje się obraz, który szokuje. Kamila Bryksy pozwala domyślać się, kto stoi za intrygą, ale nie daje pewności. Co chwila podrzuca nowy wątek i stara się, żeby jej misternie utkana intryga zbyt szybko nie znalazła wyjaśnienia. Tytuł tego świetnego thrillera ma wiele znaczeń i trzeba czytać książkę bardzo uważnie, żeby udało się je wszystkie odkryć. Zakończenie nie jest jednoznaczne, pozostawia spory margines na domysły i refleksje. Każdy będzie mógł je zinterpretować po swojemu.
𝑀𝑔ł𝑎 to thriller opowiadający o zawiłych relacjach międzyludzkich, mrocznych tajemnicach ukrytych gdzieś głęboko. Nie ma gwałtownych zwrotów akcji, atmosferę budują mnożące się nieustannie pytania i niedopowiedzenia. Pomysł z utratą pamięci może nie jest nowy, ale autorka ten zgrany motyw wykorzystała w bardzo oryginalny sposób, co w sumie wyszło na plus. Szczególnie zwraca uwagę kreacja postaci głównej bohaterki Eweliny. To postać niezwykle zagadkowa, której nie wiadomo czy współczuć, czy potępić. Podzielenie książki na Kłamstwo i Prawdę pozwala z góry założyć, że to, co czytamy w pierwszej części, może mijać się z prawdą, będzie tylko ułudą i oszustwem. W drugiej zaś wszystko, co zdołaliśmy sobie ułożyć w głowie, zostanie wywrócone do góry nogami. Nasz mózg i pamięć nadal dla naukowców stanowią wielką niewiadomą. Na pamięć nie można liczyć, wystarczy jedna chwila, by zaczęła nas zawodzić.
𝑀𝑔ł𝑎 to bardzo dobry, nieoczywisty thriller ze świetnie wykreowanymi postaciami, z doskonałą intrygą, w której aspekt psychologiczny ma niebagatelne znaczenie. Autorka głównie skupiła się na ukazaniu relacji między wszystkimi członkami rodziny, które od początku wydają się niejasne. Nie wiadomo kto faktycznie jest oprawcą, a kto ofiarą, bo niemal każdy bohater skrywa jakieś tajemnice, które stopniowo wychodzą na jaw, wprawiając w coraz większe osłupienie. Wszyscy kłamią, każdy ma swoje powody, by to robić, każdy myśli wyłącznie o sobie. 𝑀𝑔ł𝑎 to mroczna historia o manipulacji, bolesnych tajemnicach i próbie pokonania własnych demonów, a jedna zła decyzja zmieniła wszystko.
𝐿𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖 𝑢𝑚𝑦𝑠ł 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑟𝑧𝑒𝑤𝑖𝑑𝑦𝑤𝑎𝑙𝑛𝑦. 𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑎𝑙𝑔𝑜𝑟𝑦𝑡𝑚𝑢, 𝑤𝑒𝑑ł𝑢𝑔 𝑘𝑡ó𝑟𝑒𝑔𝑜 𝑓𝑢𝑛𝑘𝑐𝑗𝑜𝑛𝑢𝑗𝑒
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞ł𝗮𝗺𝘀𝘁𝘄𝗼 𝗶 𝗽𝗿𝗮𝘄𝗱𝗮
𝑃𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜ść 𝑛𝑎𝑠 𝑘𝑠𝑧𝑡𝑎ł𝑡𝑢𝑗𝑒[…] 𝐼 𝑛𝑎 𝑝𝑜𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑑𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑒ń 𝑐𝑧ę𝑠𝑡𝑜 𝑝𝑜𝑑𝑒𝑗𝑚𝑢𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑟óż𝑛𝑒 𝑑𝑒𝑐𝑦𝑧𝑗𝑒[…]
𝑀𝑔ł𝑎 to nie jest pierwsza powieść Kamili Bryksy, ale moim zdaniem zdecydowanie najlepsza ze wszystkich, które do tej pory napisała. Z czym może kojarzyć się mgła? Nikt nie lubi, jak świat jest nią spowity, bo nigdy nie wiadomo, co się w...
2024-03-09
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘂𝗱𝗮 𝗰𝗼𝗱𝘇𝗶𝗲𝗻𝗻𝗼ś𝗰𝗶
𝑁𝑖𝑒 𝑡ę𝑠𝑘𝑛𝑖𝑗 𝑧𝑎 𝑐𝑧𝑦𝑚ś, 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑠𝑧 […] 𝑁𝑖𝑔𝑑𝑦. 𝐵𝑜 𝑚𝑜ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć, ż𝑒 𝑡𝑜 𝑤𝑦𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎𝑛𝑒 𝑖 𝑤𝑦𝑚o𝑑𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑑𝑎 𝑐𝑖 𝑏ó𝑙.
Zakochałam się w książkach Agnieszki Zakrzewskiej od chwili przeczytania 𝐵łę𝑘𝑖𝑡𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑜𝑙𝑖𝑏𝑟𝑎, kiedy autorka zabrała mnie w fascynującą podróż w czasie i przestrzeni do Holandii i miałam możliwość poznania procesu powstawania holenderskiej porcelany. Moja miłość do książek autorki jeszcze się wzmogła w chwili, gdy zabrała mnie na pola pełne przepięknych i kolorowych tulipanów w 𝑅𝑢𝑏𝑖𝑛𝑜𝑤𝑒𝑗 𝑎𝑘𝑤𝑎𝑟𝑒𝑙𝑖.
Teraz zaś przeniosła mnie na magiczne Podlasie i opowiedziała tak przepiękną historię o miłości, która niespodziewanie zaskoczyła parę bohaterów niczym podlaska pogoda. 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒. Czy słyszycie tę melodię, którą zawiera tytuł, a okładka książki… jest jak marzenie? 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 to wspaniała, sensualna i niesamowicie piękna opowieść. Jeśli nawet wypieralibyście się, że nie czytacie i nie lubicie romansów, to na taki, jak napisała Agnieszka Zakrzewska, na pewno będziecie mieli ochotę.
Romy Sokołowska swoje oryginalne imię, jak na polskie standardy zawdzięcza amerykańskiej aktorce Romy Schneider i swojemu ekscentrycznemu ojcu, scenografowi, który postanowił, że jego ukochana jedynaczka musi się odróżniać od innych. Ojciec wspiął się na wyżyny dyplomacji, żeby przekonać urzędniczkę do wpisania takiego imienia do aktu urodzenia dziewczynki. I tym sposobem stała się pierwszą Romy w stolicy. Niestety prócz imienia w życiu Romy, nie działo się nic nadzwyczajnego. Pracuje w popularnym lifestyle’owym wydawnictwie, ledwo wiąże koniec z końcem, sama wychowując nastoletniego Łukasza, po tym, jak jej mąż postanowił wymienić ją na inny model i założył nową rodzinę.
Romy po nieudanym małżeństwie z Patrykiem nie potrafi się pozbierać, chociaż bardzo się stara. Robi, co może by nastoletniemu synowi zapewnić wszystko, co najlepsze, a gdy sobie gorzej radzi zwraca się o pomoc do wujka. Były mąż ma nową rodzinę i uważa, że alimenty, które płaci żonie, muszą jej wystarczyć, nie interesuje go, że jest inaczej. Romy, chociaż ma syna to i tak czuje się samotna.
Po roszadach na samej górze zarządzających gazetą wszyscy pracownicy czują presję, boją się utraty pracy. Romy jest przerażona, bo jeśli ją zwolnią, pójdzie na dno. Jedyną deską ratunku jest pomysł podsunięty przez przyjaciółkę na wywiad z dawną gwiazdą kina, Barbarą Anczyc, po której słuch zaginął, podobnie jak po Mateuszu Przebindowskim, znakomitym fotografie, którego dziełem jest ostatni fenomenalny portret artystki, zanim wycofała się z życia towarzyskiego i zniknęła bez śladu. Fotograf także przepadł jak kamień w wodę, po karczemnej awanturze, jaką wywołał na swojej ostatniej wystawie. Podczas poszukiwań śladów Barbary, Romy dowiedziała się o tym przypadkiem [...] 𝑝𝑜𝑐𝑧𝑢ł𝑎 𝑝𝑎𝑙ą𝑐𝑎 𝑐𝑖𝑒𝑘𝑎𝑤𝑜ść, 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑛𝑖𝑒𝑜𝑘𝑟𝑒ś𝑙𝑜𝑛𝑦 ż𝑎𝑙. 𝑍𝑎 𝑧𝑎𝑔𝑎𝑑𝑘𝑜𝑤ą ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖ą 𝑧𝑛𝑎𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑓𝑜𝑡𝑜𝑔𝑟𝑎𝑓𝑎 𝑘𝑟𝑦ł 𝑠𝑖ę 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑑𝑟𝑎𝑚𝑎𝑡.
Wywiad z Barbarą jest dla Romy ostatnią deską ratunku, zdaje sobie bowiem sprawę, że naczelna pozbędzie się jej bez mrugnięcia okiem i nie będzie miała na to wpływu nawet rozwijająca się znajomość z przystojnym szefem. Tajemnice związane z Barbarą i fotografem coraz bardziej Romy ciekawią, ale Julian Konan nie jest zachwycony tym pomysłem i wolałby, żeby z niego zrezygnowała. W końcu jednak zgadza się na wyjazd Romy na Podlasie, chociaż robi to niechętnie. Zdaniem niektórych wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to właśnie tam przebywa aktorka.
Zaintrygowana mnożącymi się tajemnicami Romy rusza w dziewicze okolice położone przy nadbużańskich mokradłach. Wieś podlaska, do której trafiła dziennikarka, to miejsce, gdzie ludzie się znają i szanują, a dla wszystkich najważniejszy jest święty spokój w domu i w sumieniu. Romy nazywają tu miastową, ale bardzo szybko znajduje z miejscowymi wspólny język, zdobywa ich zaufanie i sympatię. Może dlatego, że nigdy nikogo nie udawała i dzięki temu tak szybko zyskała ich przychylność. Jedyną osobą, która okazuje jej jawną wrogość, jest Bodnar, który mieszka w prymitywnej chacie, prowadzi życie pustelnika i tropi kłusowników. Mimo że tych dwoje wciąż się ze sobą kłóci, to ciągnie ich do siebie jakaś niewidzialna siła.
𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 to przepiękna powieść pełna emocji z niesamowitą podlaską przyrodą w tle. Z jednej strony wielkomiejskie życie z pracą w korporacji, gdzie wyścig szczurów wiedzie prym, a na życzliwość koleżanek, nie ma co liczyć, a wręcz odwrotnie, a z drugiej nadbużańska wieś ze wszystkimi jej urokami. Ciszą, spokojem, zapachem dzikiej przyrody, śpiewem ptaków, a także ludźmi, którzy są szczerzy i pomocni z sercem na dłoni. W mieście ploteczki i intrygi za plecami, a na wsi, co w sercu to na języku. I pomiędzy tymi dwoma światami Romy, kobieta opuszczona przez męża z nastoletnim synem na wychowaniu. Prostolinijna, z zasadami, niepasująca do wielkiego świata, pełnego szumu i obłudy.
Agnieszka Zakrzewska postawiła na drodze Romy dwóch mężczyzn. Juliana Komana przystojnego i zblazowanego bawidamka, właściciela La Belle i hardego, mrocznego Bodnara. Obaj mają tajemnice, obaj coś ukrywają. Czy serce Romy żywiej zabije dla nowego szefa, który może zapewnić jej i synowi dostatnie życie, czy do Bodnara, który swoim aroganckim zachowaniem doprowadza ją do szewskiej pasji? Nieubłaganie nadejdzie czas wyborów i Romy będzie musiała podjąć decyzję.
Jestem zauroczona tą historią, której bohaterowie poszukują swojego miejsca na ziemi i szczęścia tak po prostu. Każdy rozdział rozpoczyna się fragmentem piosenki, w środku znajduje się mnóstwo cudnych grafik i czarnobiałych fotografii, całość tworzy niezwykły klimat. Ta książka to po prostu prawdziwe dzieło sztuki.
Autorka stworzyła całą plejadę bohaterów, których nie da się nie polubić. Nie są jednoznaczni, jednowymiarowi, są kolorowi, jak Podlasie. Każde z nich ma coś na sumieniu, coś ukrywa, ale w którymś momencie ich ścieżki się prostują, a los będzie miał dla nich niespodzianki. Ta powieść daje chwilę oddechu, zmusza do refleksji i przypomina, że w życiu nie gonitwa za pieniędzmi jest najważniejsza. 𝐶𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑜𝑤𝑖 𝑤𝑦𝑑𝑎𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚, ż𝑒 𝑏𝑒𝑧 𝑡𝑒𝑗 𝑐𝑎ł𝑒𝑗 𝑛𝑜𝑤𝑜𝑐𝑧𝑒𝑠𝑛𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑘𝑜𝑚𝑒𝑟𝑐𝑗𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑤 𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒ż𝑦ć, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑧𝑑𝑜𝑏𝑦𝑐𝑧𝑒 𝑡𝑒𝑐ℎ𝑛𝑖𝑘𝑖 𝑠ą 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑟𝑒𝑘𝑙𝑎𝑚𝑜𝑤a𝑛𝑒. 𝑀𝑦ś𝑙𝑖𝑚𝑦, ż𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒𝑚𝑦 𝑠𝑖ę 𝑏𝑒𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑜𝑏𝑒𝑗ść, 𝑎 𝑡𝑦𝑚𝑐𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑜ść 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑎𝑚 𝑧𝑏ę𝑑𝑛𝑎. 𝑂𝑘𝑟𝑒ś𝑙𝑎𝑗ą 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑡𝑢𝑠 𝑚𝑎𝑡𝑒𝑟𝑖𝑎𝑙𝑛𝑦 𝑖 𝑢𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑒𝑑𝑙𝑖𝑤𝑖𝑎𝑗ą 𝑙𝑒𝑛𝑖𝑠𝑡𝑤𝑜.
Urzekła mnie ta powieść wspaniałymi opisami piękna przyrody, podlaską gwarą i ciepłem roztaczanym przez prostych ludzi zakochanych w swoim regionie. Nigdy nie zapomnę postaci Józefy Tokajukowej, kobiety życzliwej całemu światu, która mogłaby stanowić wzór najlepszej babci, jaką można by sobie wymarzyć. Twarda i honorowa, ale zarazem pełna światła, radości i pokory. 𝑊𝑎𝑟𝑠𝑧𝑎𝑤𝑠𝑐𝑦 𝑚𝑎𝑙𝑘𝑜𝑛𝑡𝑒𝑛𝑐𝑖 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑛𝑛𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ć 𝑑𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑎 𝑛𝑎𝑢𝑘ę 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑎 𝑜𝑑𝑛𝑎𝑗𝑑𝑜𝑤𝑎𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤 𝑑𝑟𝑜𝑏𝑖𝑎𝑧𝑔𝑎𝑐ℎ 𝑖 𝑐𝑖𝑐ℎ𝑦𝑐ℎ 𝑐𝑢𝑑𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑜ś𝑐𝑖. Swoją postawą życiową imponowała mi także Romy, która w każdym człowieku dopatruje się dobra, nawet w byłym mężu i to dobro próbuje przekazać swojemu zbuntowanemu synowi […] 𝐴𝑙𝑒 𝑝𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑎𝑗, 𝑓𝑎𝑘𝑡, ż𝑒 𝑘𝑜𝑔𝑜ś 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎𝑠𝑧, 𝑎 𝑡𝑒𝑛 𝑘𝑡𝑜ś 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎 𝑐𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒, 𝑛𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑟𝑜𝑛𝑖 𝑛𝑎𝑠 𝑜𝑑 𝑧𝑎𝑑𝑎𝑤𝑎𝑛𝑖𝑎 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑏ó𝑙𝑢. Kobieta pragnie doświadczyć miłości, ale nie szuka przelotnych romansów. Tęskni za niemodną, zapomnianą miłością, taką, od której kręci się w głowie i drży serce. Nie chciała pomylić się kolejny raz.
Powieść 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒 brzmi jak najpiękniejsza ballada, której można słuchać bez końca. Wzrusza, chwilami chwyta za gardło, wywołuje uśmiech, a na koniec skłania do refleksji. Nie warto gonić za mamoną i poświęcać wszystko i wszystkich dla kariery. Trzeba się zatrzymać, wsłuchać w klangor żurawi, śpiew ptaków, usiąść na tarasie z kubkiem aromatycznej herbaty i uścisnąć rękę komuś bliskiemu, spojrzeć mu w oczy i powiedzieć: 𝑂𝑏𝑖𝑒𝑐𝑢𝑗ę 𝑐𝑖ę 𝑘𝑜𝑐ℎ𝑎ć, 𝑏𝑜 𝑚𝑜𝑗𝑒 𝑠ł𝑜𝑤𝑎 𝑡𝑤ó𝑗 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟 𝑟𝑜𝑧𝑤𝑖𝑒𝑗𝑒, 𝑙𝑒𝑐𝑧 𝑏𝑒𝑧 𝑐𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑢𝑗ę, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦𝑚 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐𝑖ł𝑎 𝑘𝑎𝑤𝑎ł𝑒𝑘 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒. Na miłość nigdy nie jest za późno i każdy chce kochać.
Czytajcie kochani 𝐶𝑧𝑢ł𝑒 𝑝𝑜𝑟𝑎𝑛𝑘𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑛𝑒 𝑛𝑜𝑐𝑒, bo ta powieść jest jak podlaska aura. 𝐷𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧 𝑖 𝑠ł𝑜ń𝑐𝑒. 𝐶ℎ𝑚𝑢𝑟𝑦, 𝑏ł𝑦𝑠𝑘𝑎𝑤𝑖𝑐𝑒 𝑖 𝑘𝑟𝑦𝑠𝑡𝑎𝑙𝑖𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑦𝑠𝑡𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑏𝑜. 𝑃𝑜𝑟𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑦 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟 𝑖 𝑑𝑧𝑤𝑜𝑛𝑖ą𝑐𝑎 𝑤 𝑢𝑠𝑧𝑎𝑐ℎ 𝑐𝑖𝑠𝑧𝑎.
A na koniec chciałoby się śpiewać na całe gardło: 𝐾𝑜𝑐ℎ𝑎𝑚 𝑐𝑖ę ż𝑦𝑐𝑖𝑒.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘂𝗱𝗮 𝗰𝗼𝗱𝘇𝗶𝗲𝗻𝗻𝗼ś𝗰𝗶
𝑁𝑖𝑒 𝑡ę𝑠𝑘𝑛𝑖𝑗 𝑧𝑎 𝑐𝑧𝑦𝑚ś, 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑠𝑧 […] 𝑁𝑖𝑔𝑑𝑦. 𝐵𝑜 𝑚𝑜ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑜𝑘𝑎𝑧𝑎ć, ż𝑒 𝑡𝑜 𝑤𝑦𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎𝑛𝑒 𝑖 𝑤𝑦𝑚o𝑑𝑙𝑜𝑛𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒 𝑑𝑎 𝑐𝑖 𝑏ó𝑙.
Zakochałam się w książkach Agnieszki Zakrzewskiej od chwili przeczytania 𝐵łę𝑘𝑖𝑡𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑘𝑜𝑙𝑖𝑏𝑟𝑎, kiedy autorka zabrała mnie w fascynującą podróż w czasie i przestrzeni do Holandii i miałam możliwość poznania procesu...
2024-03-03
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗼𝗹𝗼𝘄𝗮𝗻𝗶𝗲 𝗽𝗮𝗷ą𝗰𝘇𝗸𝗮
Marek Stelar kończąc cykl z 𝐾𝑜𝑚𝑖𝑠𝑎𝑟𝑧 𝐼𝑤𝑜𝑛ą 𝐵𝑎𝑛𝑎𝑐ℎ obiecał czytelnikom naprawić życie głównej bohaterki, mimo że tamta dwutorowa opowieść z 𝑊𝑦𝑏𝑟𝑎𝑛𝑒𝑗 i 𝑃𝑟𝑧𝑒𝑔𝑟𝑎𝑛𝑒𝑗 jest już definitywnie zamknięta. Iwona potrzebuje spokoju i kogoś do towarzystwa i tak zrodził się pomysł na nowy cykl zatytułowany 𝑉𝑜𝑔𝑒𝑙.
Heinrich Vogel dwadzieścia lat wcześniej był kimś innym. Jedno zdarzenie z nieszczęśliwym finałem zaprowadziło go za kraty więzienia. Zniszczyło jego życie i bezpowrotnie wszystko zmieniło. Dwadzieścia lat temu, nazywał się zupełnie inaczej, teraz poukładał sobie wszystko od nowa, w czym pomógł mu odziedziczony majątek po matce, nie zamierza wracać do przeszłości, ale niestety to ona wróciła do niego, w najmniej spodziewanym momencie. Koło łodzi, na której mieszka, dryfują zwłoki zastrzelonej kobiety, jak się później okazuje, asystentki ojca. Potem dociera do niego wiadomość, że dawno niewidziany ojciec zginął w katastrofie śmigłowca. Wraz z tą informacją pojawia się u niego najgorszy koszmar z więzienia Misza. Współwięzień, którego mężczyzna miał nadzieję już nigdy nie spotkać. Ów człowiek nie tylko go znalazł, ale żąda od niego współpracy. Vogel nękany przez Miszę nie mając najmniejszego wyboru, godzi się mu pomóc w odszukaniu ojca, w którego śmierć tamten nie wierzy.
W swoje prywatne śledztwo Heinrich wciąga Iwonę Banach z CBŚP, z którą poczuł niewidzialną więź. Uważa, że przy jej pomocy uda mu się odkryć prawdę. Iwona zaś pragnie mu pomóc i podobnie jak on dowiedzieć się, co faktycznie stało się z jego ojcem. Vogel idzie śladem ojca uwikłanego w ciemne interesy, a tropy prowadzą go do Niemiec, skąd pochodzi część jego rodziny. Kluczem do rozwiązania zagadki pogoni Miszy za Ptasznikiem jest stara tajemnicza kaseta VHS i nagrany na niej krótki film. Iwona i Heinrich powoli odkrywają fragmenty układanki i składają w jedną całość. Prawda, którą udaje im się ustalić, wywróci świat mężczyzny do góry nogami, narazi na niebezpieczeństwo nie tylko jego, ale także Iwonę.
Wspólne śledztwo w jakiś dziwny sposób łączy Heinricha i Iwonę. Chociaż Vogel czuje z policjantką wspólnotę dusz i zaczyna się na nią otwierać, to jednak zdaje sobie sprawę, że szczelina w pancerzu kobiety pojawiła się tylko na chwilę i nie szykował się na żadne deklaracje, nie snuł planów. Liczył się z tym, że gdy sprawa znajdzie swój szczęśliwy finał, on wyjedzie stąd i nigdy więcej się z nią nie zobaczy.
Sprawa powoli dobiega końca. Vogel i człowiek, który wysłał Miszę, byli ofiarami postępków swoich ojców. Wszyscy przegrali wszystko. Ich ojcowie przynajmniej odnieśli w życiu sukces, opływali w dostatek i zmarli w dość późnym wieku. Użyli życia, ale zniszczyli je swoim synom, którzy muszą ponosić konsekwencje ich czynów. Tkwią w szambie po uszy i to nie na własne życzenie, zostali ofiarami pewnego polowania. Co teraz? Odpowiedź na to pytanie nie istniała. Jeden wybrał wyjście honorowe, a drugi…
Intryga w 𝑃𝑡𝑎𝑠𝑧𝑛𝑖𝑘𝑢 ułożona jest w sposób bardzo ciekawy i momentami zaskakujący. Uwagę zwracają dość ciekawie skonstruowane postacie, których losy są niezwykle skomplikowane i zagmatwane. Zakończenie jest zarówno nieprzewidywalne, jak i satysfakcjonujące. Postać Iwony może wydawać się mdła i nijaka, a jej zachowanie dla wszystkich, którzy nie mieli okazji poznać policjantki w poprzedniej serii, wyda się niezrozumiałe. Z drugiej strony Ptasznik to opowieść Vogla i na nim autor skupił swoją uwagę. Jak to zwykle u Stelara bywa, postać głównego bohatera nie jest czarno biała. Vogel jest pełen sprzeczności, dręczą go dylematy moralne, ma nieciekawą przeszłość za sobą i nierozliczone bolesne relacje z ojcem. Do tej pory nie miał pojęcia, co działo się w jego rodzinie, gdy był młodym chłopakiem. Dopiero teraz, gdy odkrył prawdę, przeżył szok. Czy pozwoli mu to uporać się z demonami przeszłości?
Stelar kolejny raz udowodnił, że potrafi budować odpowiednią atmosferę w swoich powieściach. Pozwolił wraz ze swoimi bohaterami odkrywać kolejne warstwy tajemnic, które z przeszłości wróciły jak bumerang i uderzyły w Vogla. 𝑃𝑡𝑎𝑠𝑧𝑛𝑖𝑘 to nie tylko powieść kryminalna, ale także obraz ludzkich dramatów, gdzie dobro miesza się ze złem. To świat pełen niebezpieczeństw, korupcji i powiązań. Udało się Stelarowi stworzyć postać niebanalnego głównego bohatera, który jednak nie od razu zyskał moją sympatię. Nastąpiło to znacznie później, gdy okazał się inteligentnym i odważnym facetem o przenikliwym umyśle. Podobał mi się sposób, w jaki autor uzasadnił zachowanie Heinricha. Wrażenie zrobiły opisy życia więziennego, które odcisnęło trwałe piętno na bohaterze. Stelar postarał się, żeby przedstawiony obraz życia za kratami wypadł realistycznie. Pokazał, co działo się po drugiej stronie, gdy za młodym chłopakiem więzienne bramy zamknęły się na ładnych parę lat. Więzienne przeżycia spowodowały u Vogla alergię na małe pomieszczenia, która zapewne nie opuści go do końca życia.
𝑃𝑡𝑎𝑠𝑧𝑛𝑖𝑘 nie epatuje przemocą, nie znajdzie się w niej hektolitrów krwi, bo autor bardziej postawił na kreację postaci, zagłębia się w psychologiczne aspekty ludzkiego umysłu, skupia się na dylematach moralnych. Nie ma tu pędzącej na łeb na szyję akcji, nieoczekiwanych zwrotów, tempo jest spokojne, nieśpieszne, a bohaterowie rozwiązują krok po kroku zagadkę z przeszłości, rozplątując misternie utkaną intrygę niczym pajęczą sieć, by na końcu nie było im dane poczuć ulgi, bo nie wszystko potoczyło się tak, jakby chcieli.
𝑃𝑡𝑎𝑠𝑧𝑛𝑖𝑘 to świetna powieść kryminalna, która zawiera wszystko, co powinno znaleźć się w tego typu literaturze. Skomplikowana zagadka kryminalna, dobrze wykreowani bohaterowie, nieprzewidywalność zdarzeń i satysfakcjonujące zakończenie, które otwiera furtkę do ciągu dalszego. I jest jednak coś, co różni tę powieść od typowego kryminału, to niecodzienny śledczy, który nie będąc policjantem, doskonale sobie radzi, kojarzy fakty i dochodzi do prawdy, nie mając wsparcia w możliwościach techniki policyjnej. Pomocą służy mu jedynie zaprzyjaźniona policjantka, która robi to, ale nie formalnie.
𝑃𝑡𝑎𝑠𝑧𝑛𝑖𝑘 może nie porywa tak bardzo, jak poprzednia seria i nie ma w nim, aż tylu emocji, czy niespodziewanych zwrotów akcji, ale jest to bardzo interesująca pozycja, którą warto przeczytać, a zwłaszcza dlatego, że to początek nowej serii i bardzo ciekawi mnie, jak historia Vogla się rozwinie.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗼𝗹𝗼𝘄𝗮𝗻𝗶𝗲 𝗽𝗮𝗷ą𝗰𝘇𝗸𝗮
Marek Stelar kończąc cykl z 𝐾𝑜𝑚𝑖𝑠𝑎𝑟𝑧 𝐼𝑤𝑜𝑛ą 𝐵𝑎𝑛𝑎𝑐ℎ obiecał czytelnikom naprawić życie głównej bohaterki, mimo że tamta dwutorowa opowieść z 𝑊𝑦𝑏𝑟𝑎𝑛𝑒𝑗 i 𝑃𝑟𝑧𝑒𝑔𝑟𝑎𝑛𝑒𝑗 jest już definitywnie zamknięta. Iwona potrzebuje spokoju i kogoś do towarzystwa i tak zrodził się pomysł na nowy cykl zatytułowany 𝑉𝑜𝑔𝑒𝑙.
Heinrich Vogel dwadzieścia lat...
2024-03-05
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞𝗿𝘆𝗺𝗶𝗻𝗮ł ł𝗮𝗺𝗮𝗻𝗲 𝗻𝗮 𝘁𝗵𝗿𝗶𝗹𝗹𝗲𝗿
𝑊𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑒 𝑝𝑖𝑒𝑛𝑖ą𝑑𝑧𝑒 𝑏𝑢𝑑𝑧ą 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑛𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑒 𝑧ł𝑜.
Uwielbiam Małgorzatę Starostę i jej książki. O tym, co mnie w nich zachwyca, mogłabym pisać nieustannie i bez końca, bo w kilku zdaniach nie da się opisać niezwykłego kunsztu pisarskiego autorki. Nie chciałabym być monotematyczna i się powtarzać, więc napisze o moich wrażeniach po przeczytaniu, 𝐾𝑜𝑚𝑢 𝑧𝑔𝑖𝑛ął 𝑡𝑟𝑢𝑝?, będącej kontynuacją przygód kryminalnych najbardziej nietypowej pary śledczych, jaką spotkałam w literaturze. U Małgorzaty Starosty wszystko bowiem jest możliwe i wszystko do przyjęcia. Nie zawiodłam się jeszcze ani razu i oczywista oczywistość, że tym razem nie mogło być inaczej.
Niezwykła para śledczych powraca i znów zwiera swoje szyki. Od pamiętnej mokrzeszyńskiej sprawy i znikniętych zwłok Jeremi i Linda zostali przyjaciółmi.
Jeremi głowi się nad prezentem urodzinowym dla przyjaciółki, bo nie ma pojęcia, co mogłoby ucieszyć dziewczynę. 𝑃𝑦𝑠𝑘𝑎𝑡𝑎, 𝑧𝑏𝑦𝑡 𝑑𝑢ż𝑜 𝑚ó𝑤𝑖ą𝑐𝑎, 𝑖𝑚𝑝𝑢𝑙𝑠𝑦𝑤𝑛𝑎, 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑛𝑜ś𝑛𝑎 𝑖 𝑧𝑎𝑠𝑘𝑎𝑘𝑢𝑗ą𝑐𝑜 𝑖𝑛𝑡𝑒𝑟𝑒𝑠𝑢𝑗ą𝑐𝑎 ℎ𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑦𝑐𝑧𝑘𝑎, 𝑑𝑙𝑎 𝑘𝑡ó𝑟𝑒𝑗 𝑝𝑟𝑜𝑏𝑙𝑒𝑚𝑦 𝑠𝑡𝑎𝑛𝑜𝑤𝑖ł𝑦 𝑗𝑒𝑑𝑦𝑛𝑖𝑒 𝑘𝑜𝑙𝑒𝑗𝑛𝑒 𝑒𝑡𝑎𝑝𝑦 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑔𝑜𝑑𝑦, 𝑗𝑎𝑘ą 𝑗𝑒𝑠𝑡 ż𝑦𝑐𝑖𝑒, będzie właśnie obchodzić swoje dwudzieste szóste urodziny. Problem z wyborem prezentu sam się rozwiązuje w chwili, gdy Jeremi wspomina o zamku Topacz i zlocie fanów zabytkowych pojazdów, w którym ma zamiar wziąć udział. Linda zakochana w starych samochodach, od razu podchwytuje ten pomysł i wybiera się tam wraz z nim.
Organek jest niezwykle podekscytowany tym wyjazdem, martwi go jedynie nieprzewidywalność Lindy. Od chwili poznania tej niepokornej dziewczyny bardzo poszerzyły mu się horyzonty, ale ta znajomość ani na jotę nie przybliżyła go do lepszego poznania kobiet. Linda niepokorna, pyskata, spontaniczna i nieprzewidywalna, nie potrafi zamilknąć ani na chwilę, Organek zaś to dżentelmen w każdym calu, stoik z charakterem i milczek z zamiłowania, w jakimś stopniu przyzwyczaił się już do słowotoku dziewczyny.
Przyjazd do zamku Topacz od początku nie przebiega tak, jak sobie to zaplanowali. Linda niespodziewanie dziedziczy po zmarłym byłym chłopaku zabytkowy samochód. Z powodu niespodziewanego spadku, dziewczyna jest przeszczęśliwa, natomiast Jeremi podchodzi do tego bardzo sceptycznie. Organek snuje spiskowe teorie, czym zadziwia Lindę, bo to tej pory to ona miała skłonność do wymyślania sensacyjnych scenariuszy.
Rudzielec tak się cieszy, że nie docierają do niej słowa rozsądku przyjaciela, aż do chwili, gdy w bagażniku odziedziczonego samochodu znajduje trupa młodego mężczyzny, który według Jeremiego (w końcu się na tym zna) nie żyje od kilku dni. 𝑁𝑜 𝑡𝑜 𝑏𝑦 𝑏𝑦ł𝑜 𝑛𝑎 𝑡𝑦𝑙𝑒 𝑧𝑒 𝑠𝑝𝑜𝑘𝑜𝑗𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑒𝑒𝑘𝑒𝑛𝑑𝑢 𝑏𝑒𝑧 𝑡𝑟𝑢𝑝ó𝑤 𝑖 𝑧𝑎𝑔𝑎𝑑𝑒𝑘. Spokój widocznie nie był im pisany.
Nie mają wyjścia, muszą poinformować organy ścigania o nietypowym znalezisku. Oczywiście do akcji wkracza bystry i inteligentny komisarz Bączek, a dopiero potem nadinspektor Wilczyński, który po powrocie z urlopu ma fazę marudzenia i narzekania. Udział w tej sprawie Jeremiego i Lindy po Mokrzeszowie w ogóle policjanta nie dziwi, jednak podświadomie czuje, że rudzielec znów coś kręci i nie mówi całej prawdy.
Śledztwo nabiera rumieńców, za sprawą pojawienia się przecudnej urody kobiety Salomei Murawskiej pani na włościach Pałacu Książęcego we Wleniu. Osoby, która potrafi oczarować i zmanipulować dosłownie każdego, ale nie Michała Bączka. Komisarz nie ufał pięknym kobietom i jego intuicja nakazywała mu zachować służbowy dystans. 𝑁𝑎𝑡𝑢𝑟𝑎 𝑧𝑤𝑦𝑘𝑙𝑒 𝑛𝑎𝑗𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧ą 𝑢𝑟𝑜𝑑ą 𝑜𝑏𝑑𝑎𝑟𝑧𝑎 𝑠𝑡𝑤𝑜𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑛𝑎𝑗𝑏𝑎𝑟𝑑𝑧𝑖𝑒𝑗 𝑛𝑖𝑒𝑏𝑒𝑧𝑝𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑒.
Tropy w tej sprawie prowadzą do tragicznych wydarzeń związanych z tym Pałacem, a mianowicie z brutalnym morderstwem dziedziczki Dorothei Rohrbeck, zastrzelonej w 1921 r. razem z młodszą, 12-letnią kuzynką Ursulą. Prym w śledztwie wiodą oczywiście Jeremi i Linda, którzy próbują dowiedzieć się, co łączy denata z bagażnika z potworną zbrodnią popełnioną sto lat wcześniej. Co śmierć młodego kopisty mogła mieć wspólnego z tragedią sprzed wieku? Kim jest Barokowa Wenus i co ukrywa? Jakie sekrety historii pałacu wyjdą na światło dzienne? Zanim uda się tej parze wyjaśnić wszystkie kwestie, to w międzyczasie przeżyją mnóstwo niecodziennych sytuacji i nieprawdopodobnych przygód. I na koniec finał, godny Małgorzaty Starosty.
O ile wydarzenia z przeszłości faktycznie miały miejsce, to autorka wykorzystała ten wątek historyczny do stworzenia fikcyjnego czysto hipotetycznego przebiegu zdarzeń. Ciekawostką jest bowiem, że człowiek uznany za mordercę Peter Grupen nigdy nie przyznał się do winy, a jego kochanka - tej wiedzy dostarczają bohaterowie powieści - nagle znika i ślad po niej ginie. W prawdziwej historii jest za dużo domysłów i niedopowiedzeń, co dało Małgorzacie Staroście, jako autorce kryminałów, pole do popisu.
𝐾𝑜𝑚𝑢 𝑧𝑔𝑖𝑛ął 𝑡𝑟𝑢𝑝?, to świetna komedia kryminalna napisana pięknym językiem, ze wspaniale wykreowanymi postaciami, pełna humoru z doskonale rozpisaną intrygą kryminalną. Zabawna, chwilami całkiem poważna, dynamiczna i spójna, a całość czyta się z wielkim zainteresowaniem i uśmiechem na twarzy. Niczego w niej nie można brać za pewnik, bo w każdej chwili wszystko może ulec zmianie i okazać się zupełnie inne niż mogłoby się wydawać. Małgorzata Starosta kolejny raz udowodniła, że nie ma sobie równych w tworzeniu nietuzinkowych historii kryminalnych. Autorka jak zawsze budzi mój podziw niewymuszonym świetnym humorem, tworzeniem zakręconych fabuł, gdzie z premedytacją pakuje w kłopoty swoich bohaterów, a wszystko uzupełnia skrzącymi się dowcipem i sarkazmem dialogami, które nie mają sobie równych, a zwłaszcza te w wykonaniu Lindy. Kolejna wspaniała przygoda czytelnicza z Jeremim i Lindą. Czy ostatnia? Kto to wie? Może się zdarzyć, że życzenie Lindy się spełni.
Na koniec cytat, który zapadł mi w pamięć i spowodował, że kąciki moich ust powędrowały w górę.
[…] 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑗𝑎𝑘𝑎 𝑏𝑦ł𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑𝑎, 𝑏𝑜 𝑤 𝑡𝑦𝑐ℎ 𝑐𝑧𝑎𝑠𝑎𝑐ℎ 𝑢𝑓𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑖𝑘𝑎𝑟𝑧𝑜𝑚 𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑘𝑎𝑧𝑦𝑤𝑎𝑛𝑦𝑚 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑖𝑛𝑓𝑜𝑟𝑚𝑎𝑐𝑗𝑜𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑝𝑜𝑝𝑖𝑠𝑒𝑚 𝑔ł𝑢𝑝𝑜𝑡𝑦.
𝐾𝑠𝑖ąż𝑘𝑎 𝑧 𝐾𝑙𝑢𝑏𝑢 𝑅𝑒𝑐𝑒𝑛𝑧𝑒𝑛𝑡𝑎 𝑠𝑒𝑟𝑤𝑖𝑠𝑢 nakanapie.pl
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞𝗿𝘆𝗺𝗶𝗻𝗮ł ł𝗮𝗺𝗮𝗻𝗲 𝗻𝗮 𝘁𝗵𝗿𝗶𝗹𝗹𝗲𝗿
𝑊𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑒 𝑝𝑖𝑒𝑛𝑖ą𝑑𝑧𝑒 𝑏𝑢𝑑𝑧ą 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑚𝑖ę𝑡𝑛𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑒 𝑧ł𝑜.
Uwielbiam Małgorzatę Starostę i jej książki. O tym, co mnie w nich zachwyca, mogłabym pisać nieustannie i bez końca, bo w kilku zdaniach nie da się opisać niezwykłego kunsztu pisarskiego autorki. Nie chciałabym być monotematyczna i się powtarzać, więc napisze o...
2024-02-11
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞𝗹𝘂𝗰𝘇 𝗱𝗼 𝘇𝗮𝗴𝗮𝗱𝗸𝗶
Katarzyna Wolwowicz jest dla mnie niewątpliwie jedną z lepszych autorek kryminałów i po każdą jej książkę sięgam z ciekawością, ale także z przekonaniem, że się nie zawiodę. Twórczością Katarzyny Wolwowicz jestem zachwycona od chwili przeczytania 𝑁𝑖𝑒𝑤𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑜𝑓𝑖𝑎𝑟. Wiedziałam, że to debiut kryminalny autorki, ale czułam, że będzie to coś wyjątkowego i dobrego. Okazało się, że intuicja mnie nie zawiodła i otrzymałam to, czego zazwyczaj oczekuję od dobrego kryminału. Zawiłą zagadkę, drobiazgowe śledztwo i świetnie wykreowanych bohaterów. W tym przypadku jest to postać silnej kobiety policjantki, która w życiu i w pracy kieruje się zasadami.
Na terenie bursy szkolnej, która lata świetności ma już dawno za sobą, znaleziono zwłoki młodej kobiety. Tożsamość denatki nie jest znana, bo sprawca pozbawił ją nie tylko odzieży, ale zabrał wszystko, co pozwoliłoby ją zidentyfikować. W pobliżu miejsca zbrodni znaleziono jedynie różaniec. Przypadek? Czy zabójca umyślnie go podrzucił? Przed ekipą Olgi pojawia się zawiła układanka, rebus, którego nie potrafią rozwiązać. Idąc po śladach, być może dotrą do celu, ale być może tam, gdzie chce sprawca. Nie mają pewności czy morderca bawi się ze śledczymi w kotka i myszkę i celowo chce wskazać im konkretne miejsce lub coś przekazać.
W tym samym czasie niedaleko bursy zaginął nastoletni Tomasz, ale zachowanie jego rodziców wydaje się co najmniej dziwne, bo zwlekają ze zgłoszeniem zaginięcia syna. Olga od razu wyczuwa fałsz w ich zachowaniu. Ojciec ewidentnie coś ukrywa, a matka wygląda na kompletnie załamaną. Śledczy zastanawiają się, czy zaginięcie chłopaka w niejasnych okolicznościach ma jakiś związek ze sprawą znalezienia martwej dziewczyny. Ta sprawa powoduje, że rodzi się coraz więcej pytań. Czy morderstwo dziewczyny to jednorazowa zbrodnia, czy też będzie to początek serii? Czy może mieć ona związek z niedawno odnalezionymi szkieletami na terenie bursy? Jak mają odkryć prawdę, jeśli jedynym świadkiem, który być może widział mordercę, jest autystyczny chłopiec. Olga sama jest matką, dlatego bardzo emocjonalnie angażuje się w śledztwo, lecz przy tym traci dystans, co utrudnia jej prawidłową ocenę sytuacji. Zadania nie ułatwiają jej zmiany personalne w komendzie i praca męża po za granicami kraju, chociaż teraz akurat przebywa n urlopie i udziela jej wsparcia. Kluczem do rozwiązania wszystkich zagadek mogą być odkopane na terenie bursy trzy szkielety. Jednak sprawa niespodziewanie zostaje uznana za przedawnioną. Czy komuś zależy, by prawda sprzed lat nie ujrzała nigdy światła dziennego?
Autorka sprytnie podrzuca tropy, wprowadza w błąd, wodzi za nos, wpuszcza w ślepy zaułek. Stawia mnóstwo pytań, na które brak odpowiedzi, prezentuje kilkoro podejrzanych i mistrzowsko stosuje suspens. Bursa to mroczny, zaskakujący i jeżący włos na głowie kryminał. 𝑃𝑟𝑧𝑒𝑚𝑜𝑐 𝑟𝑜𝑑𝑧𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑚𝑜𝑐. 𝐴 𝑐𝑖𝑒𝑟𝑝𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑐𝑎𝑙𝑒 𝑛𝑖𝑒 𝑢𝑠𝑧𝑙𝑎𝑐ℎ𝑒𝑡𝑛𝑖𝑎. Zemsta nie przynosi ulgi i nie wyrównuje rachunków. Autorka oprócz świetnie skonstruowanej intrygi kryminalnej poruszyła szerokie spektrum problemów. Żal i traumy z przeszłości, niedokończone sprawy, niewyjaśnione zaginięcia, kłamstwa, ukryte zbrodnie, które po latach domagają się sprawiedliwości. Niespełnione miłości, niefrasobliwe zabawy i zbrodnia, która wydawała się doskonała. Zadawnione sprawy, które teraz dotykają wszystkich bez wyjątku. Zrozpaczonych rodziców, pracowników wymiaru ścigania i bezpośrednio zagrażają Oldze. Jak to zwykle u autorki bywa, książki nie sposób odłożyć, aż się nie pozna zakończenia.
Cała seria 𝐾𝑜𝑚𝑖𝑠𝑎𝑟𝑧 𝑂𝑙𝑔𝑎 𝐵𝑎𝑙𝑖𝑐𝑘𝑎 trzyma wysoki poziom, każdy tom jest jednakowo ciekawy i wciągający. Miałabym ogromny problem z określeniem, która z części jest najlepsza, bo każda z nich jest jednakowo dobra. Mam wrażenie, że to nie koniec, bo Katarzyna Wolwowicz nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W kolejce czeka już 𝑀𝑟𝑜𝑘, a co dalej czas pokaże. Całość należy czytać po kolei, bo chociaż każda sprawa kryminalna znajduje swoje rozwiązanie, to wątki dotyczące życia prywatnego Olgi ściśle się ze sobą łączą.
Trudno nie zauważyć doskonałego researchu autorki dotyczącego genetyki, psychologii i obrządków kościelnych. Na uwagę zasługują świetnie wykreowani bohaterowie powieści, zarówno pierwszoplanowi, jak i drugoplanowi. Wyraziści, różnorodni, barwni, z charakterem. Każdy z nich ma ogromne znaczenie dla fabuły, każdy ma swoją rolę do odegrania. 𝐵𝑢𝑟𝑠ę cechuje doskonale skonstruowana fabuła, dynamiczna akcja i nietuzinkowi bohaterowie. Zaskakujące zwroty akcji, tajemnice i odkrywanie prawdy krok po kroku, z niespodziewanym zakończeniem. To kolejny znakomity kryminał Katarzyny Wolwowicz, który trzeba koniecznie przeczytać.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞𝗹𝘂𝗰𝘇 𝗱𝗼 𝘇𝗮𝗴𝗮𝗱𝗸𝗶
Katarzyna Wolwowicz jest dla mnie niewątpliwie jedną z lepszych autorek kryminałów i po każdą jej książkę sięgam z ciekawością, ale także z przekonaniem, że się nie zawiodę. Twórczością Katarzyny Wolwowicz jestem zachwycona od chwili przeczytania 𝑁𝑖𝑒𝑤𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑜𝑓𝑖𝑎𝑟. Wiedziałam, że to debiut kryminalny autorki, ale czułam, że będzie to coś...
2024-02-16
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗮𝗺𝗼𝗸𝘂
𝑅ę𝑐𝑒 𝐵𝑜𝑔𝑎 to kolejny debiut na moim blogu. Autor niewątpliwie zafundował czytelnikowi koktajl emocji godny mistrzów kryminału. Mimo kilku małych zastrzeżeń wróżę autorowi całkiem udaną karierę jako pisarza kryminałów. Powieść czyta się jednym tchem z dużym zaangażowaniem, chociaż brutalne sceny i chwilami dość wulgarny język mogą zniechęcić. Męczą też spore ilości dosłownie cytowanych wersetów z Biblii. Autor zapewne chciał się wykazać znajomością tematu, ale moim zdaniem, zamiast pomóc, zaszkodził tym treści, bo cytatów z Pisma Świętego było zdecydowanie za dużo. Jednak rekompensuje to dynamiczna akcja i dobrze przemyślana narracja, która budzi duże emocje. W końcowym efekcie 𝑅ę𝑐𝑒 𝐵𝑜𝑔𝑎 to brutalny, wyrazisty kryminał, przeznaczony dla ludzi o mocnych nerwach, bo skala okrucieństwa antagonisty budzi przerażenie i odrazę.
Maciej Torebko nie bierze jeńców. Mocny prolog nie pozostawia miejsca na wyobraźnię i jest przedsmakiem tego, co znajduje się w środku.
Potem akcja rusza w szaleńczym tempie i już nie zwalnia do samego końca, nie dając czasu na oddech, czy jakiekolwiek refleksje. 𝑅ę𝑐𝑒 𝐵𝑜𝑔𝑎 to mocna brutalna i emocjonalna rozrywka dla ludzi o mocnych nerwach, przedstawia bowiem okrucieństwo nie do wyobrażenia i zawiera bardzo drastyczne opisy. Autor dla przeciwwagi nie szczędzi metafor i porównań, których czasami jednak miałam dość. Maciej Torebko pisze sprawnie i dość ciekawie, ale przez te porównania momentami stawało się mało treściwie, jakby nie na temat. Później porównań było zdecydowanie mniej albo po prostu się do nich przyzwyczaiłam. Zdaję sobie sprawę, że to brutalny i soczysty kryminał i takie wrzucanie sarkastycznych dialogów, czy humorystycznych porównań miały umilić czytanie i rozluźnić napięcie. Rozumiem, że autor chciał rozproszyć mroczną i gęstą atmosferę czarnym poczuciem humoru i zapewne to był dobry pomysł, ale jego nadmiar nie przysłużył się fabule.
Podkomisarz Ariel Janicki to człowiek niestroniący od alkoholu, policjant z nieciekawą przeszłością, która niewątpliwie miała ogromny wpływ na to, jaki jest teraz. Niespodziewanie stanie w obliczu zbrodni tak przerażającej, z jaką nawet w koszmarach sennych się nie spotkał. Psychopata, który tego dokonał nazwał się „Rękami Boga”.
Janicki z jednej strony to bardzo dobry "pies policyjny" a z drugiej zaś dress, który nie do końca zerwał swoje kontakty z przeszłości. Ma parcie na karierę, rozdmuchane ego faceta, któremu w jego mniemaniu, żadna się nie oprze, a w każdej kobiecie widzi obiekt seksualny. Jego przeszłość to ustawki, bójki, śmierć brata, którego zabójcy nigdy nie odnaleziono i alkoholizm rodziców, więc nadszedł taki czas, gdy Ariel uznał, że wstąpienie do policji pozwoli mu z tym wszystkim się uporać. Niestety praca, która miała pomóc w wyjściu na prostą, dodatkowo niszczy mu życie. Swoje frustracje topi w alkoholu i nie potrafi nawiązać trwałych relacji z żadną kobietą. Związek z Agatą rozpadł się z jego winy, jedynie córka jest jego oczkiem w głowie i kocha ją nad życie. Kiedy w lesie zostają odnalezione szczątki zwłok młodych dziewcząt, ponownie znalazł się w lesie, do którego wracać nie chciał, w miejscu, gdzie jego życie wywróciło się do góry nogami.
Początkowo zachowanie Janickiego budziło we mnie awersję i denerwowała ta pewność siebie i przekonanie, że każda kobieta mu ulegnie, jeśli tylko on tego zechce. Jednak w miarę rozwoju akcji polubiłam tego niesfornego bohatera niewylewającego alkohol za kołnierz, bo jego wizerunek znacznie ociepliły wspaniałe relacje z córeczką i z nową partnerką w pracy.
Maciej Torebko to niewątpliwie bardzo utalentowany i inteligentny pisarz. Trochę jednak szkoda, że posłużył się szablonami wykorzystywanymi niejednokrotnie w kryminałach, ale za to na plus wypadła postać psychopaty i motyw, który popchnął go na drogę zbrodni. Skrzywdzony w przeszłości szuka zadośćuczynienia w teraźniejszości, wierząc, że ma prawo wymierzać karę, bo jest rękami Boga. Doskonale wypadł jego portret psychologiczny, ale pomimo że bardzo mu współczułam z powodu tego, co go kiedyś spotkało, nie byłam w stanie zaakceptować sposobu, w jaki dokonywał zemsty.
Gdybym nie widziała nazwiska na okładce, byłabym przekonana, że czytam książkę zupełnie innego autora. Nie wiem, czy to tylko przypadek, czy Maciej Torebko wzorował się w jakimś stopniu na twórczości kolegi. Obaj bowiem wydali książki pod skrzydłami tego samego wydawnictwa, dlatego skojarzenie nasunęło mi się samo. Podobne odniesienia do religii, sarkastyczny i dosadny humor, trafne komentarze dotyczące rzeczywistości. Sporo wątków religijnych, krwawe zbrodnie, cięty język, riposty cały czas kojarzyły mi się z kimś innym i gdyby nie nazwisko Macieja Torebki na okładce, byłabym niemal pewna, że jest to dzieło zupełnie kogoś innego. Co różni autorów, to że Maciej Torebko na postać protagonisty wybrał bohatera, którego z łatwością można spotkać w wielu powieściach kryminalnych, ale za to doskonale wypadła kreacja postaci antagonisty, którego pobudki do działania nie do końca są jasne. Można jedynie się domyślać, że w życiu tego człowieka wydarzyło się coś tak strasznego, co spowodowało wypaczenie jego umysłu. Na tyle, że bez skrupułów dokonuje okrutnych zbrodni, bo w swojej pokręconej logice jest mścicielem, który wymierza karę w imieniu Boga, wzorując się na Starym Testamencie.
Zdaję sobie sprawę, że w zalewie literatury na rynku i pojawiających się wciąż nowych autorów, trudno zaproponować coś nowego, żeby udało się jeszcze czytelnika zaskoczyć. 𝑅ę𝑐𝑒 𝐵𝑜𝑔𝑎 to całkiem udany debiut, z ciekawa intryga kryminalną, pełną niespodziewanych zwrotów akcji. Nie przeszkadzał mi nawet wulgarny język, makabryczne i szczegółowe opisy zbrodni, bo w jakiś sposób byłam na to przygotowana, ponieważ wydawnictwo Initium wydaje książki, w których nie oszczędza czytelnika i doskonale sobie z tego zdawałam sprawę. Dawno jednak nie czytałam książki, która chwilami bardzo mi się podobała i wywoływała uśmiech na twarzy, ale zarazem powodowała, że także się wzdragałam, bo moja wrażliwość była wystawiana na próbę. Szczegółowe opisy zbrodni nie pozostawiały miejsca na wyobraźnię i zapewne nie wszystkim przypadną do gustu.
Natomiast podobały mi się przedstawione relacje pomiędzy pracownikami policji, bo wypadły bardzo naturalnie, zupełnie jakby autor doskonale orientował się w tym środowisku. Książkę czyta się jednym tchem i z dużym zainteresowaniem, a wszystkie niedociągnięcia można wybaczyć, wszak to debiut. Mam nadzieję, że autor nie spocznie na laurach i w następnych powieściach wykorzysta swój potencjał i będzie unikał schematów oraz popularnych tematów, bo są już oklepane i nużące, a autor ma niebywały talent, więc szkoda czasu na stosowanie kalek.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗮𝗺𝗼𝗸𝘂
𝑅ę𝑐𝑒 𝐵𝑜𝑔𝑎 to kolejny debiut na moim blogu. Autor niewątpliwie zafundował czytelnikowi koktajl emocji godny mistrzów kryminału. Mimo kilku małych zastrzeżeń wróżę autorowi całkiem udaną karierę jako pisarza kryminałów. Powieść czyta się jednym tchem z dużym zaangażowaniem, chociaż brutalne sceny i chwilami dość wulgarny język mogą zniechęcić. Męczą...
2024-02-09
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗮𝗻 𝗶 𝘄ł𝗮𝗱𝗰𝗮
𝐻𝑎𝑙𝑛𝑦 𝑧𝑚𝑜𝑟𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑎𝑟𝑧𝑦 𝑖 𝑟𝑎𝑡𝑜𝑤𝑛𝑖𝑘ó𝑤. 𝐶𝑧𝑎𝑠 𝑧𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑜𝑛𝑒𝑗 𝑙𝑖𝑐𝑧𝑏𝑦 𝑤𝑒𝑧𝑤𝑎ń 𝑑𝑜 𝑢𝑑𝑎𝑟ó𝑤, 𝑧𝑎𝑤𝑎łó𝑤, 𝑜𝑠ó𝑏 𝑧 𝑧𝑎𝑏𝑢𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎𝑚𝑖 𝑝𝑠𝑦𝑐ℎ𝑖𝑐𝑧𝑛𝑦𝑚𝑖, 𝑠𝑎𝑚𝑜𝑏ó𝑗𝑐ó𝑤.
Niejednokrotnie wspominałam, że lubię debiuty, bo bardzo często znajduję w nich to, czego do tej pory nie doświadczyłam, a autorka/autor zabierają mnie w obszary, w jakich jeszcze nie byłam. Debiuty zapewniają mi zupełnie inne emocje i przeżycia. Maria Gąsienica – Zawadzka urodziła się w Zakopanem w miejscu, gdzie halny potrafi uprzykrzyć życie zarówno góralom, jak i ceprom. Nie ma z nim żartów, funduje ludziom prywatny horror, a i zwierzęta w tym czasie zachowują się inaczej. Czas, gdy halny przejmuje władzę nad miastem, dają o sobie znać wszystkie możliwe dolegliwości, które przez kilka wietrznych dni skutecznie zatruwają wszystkim życie. Wykorzystując ten nieprzewidywalny żywioł, autorka stworzyła niepokojącą historię, która zupełnie zawładnęła moimi myślami. Jedyne pięć dni, jedno miasto, które zostało odcięte od świata, siedem tragicznych historii przypadkowych bohaterów, których losy na zawsze połączy halny stulecia. Nawet sobie nie wyobrażałam, że halny potrafi wyciągnąć z ludzi ich najgorsze cechy charakteru.
𝐺𝑛𝑖𝑒𝑤 ℎ𝑎𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜 to bardzo udany debiut, wciągający, interesujący i dobrze napisany, ale moim zdaniem jest to powieść, której nie da się jednoznacznie sklasyfikować. Uważam, że jest to bardzo dobra powieść obyczajowa, a raczej dramat z elementami grozy. Doskonałe studium ludzkiej psychiki i przedstawienie mechanizmu dokonywania zbrodni. Jest wina, musi być kara, w powieści rolę sędziego pełni halny.
W Zakopanem pojawiają się nieliczni goście, których nie odstraszył nadciągający halny, ich drogi prowadzą do pensjonatu Pod Smrekami. Kordian, bezduszny biznesmen żerujący na ludzkiej naiwności, Janusz i Grażyna skłócone małżeństwo z Warszawy i Jerzy policjant szukający wytchnienia. Oprócz przyjezdnych bohaterów pojawiają się także miejscowi. Arek, sympatyczny recepcjonista z pensjonatu noszący na barkach brzemię sprzed lat, Julia ratowniczka medyczna, pracująca ponad siły kosztem własnych związków i Jadwiga, uciekająca przed mężem katem oraz główny bohater. Tajemniczy mężczyzna znający prawdę o każdym z nich. Wraz z nasilającym się wiatrem ich drogi zaczynają się krzyżować, a historie splatać. Halny każdemu z nich przyznał odpowiednią rolę w swoim dramacie. Każde z nich ma swoje przeznaczenie, które spełni się w ciągu tych kilku dni. Każde z nich widzi symptom nadchodzącej tragedii w jabłku, baloniku, kompocie, torebce i bieliźnie. Wszystkie te rzeczy kolorem kojarzą się im z jednym, są czerwone jak krew.
Miejscowi, widząc oznaki nadchodzącego halnego, są mocno zaniepokojeni, dawno bowiem nie widzieli wału chmur nad górami w kolorze różu i czerwieni. Wszyscy są tym zjawiskiem zaniepokojeni i podenerwowani. […] 𝑤 ż𝑦𝑐𝑖𝑢 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑑𝑜𝑠𝑡𝑎𝑗𝑒𝑚𝑦 𝑡𝑜, 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑖ę 𝑏𝑜𝑖𝑚𝑦. Lepiej myśleć o tym, co dobre. Halny podkręcał niepokoje i irytację. 𝐶ℎ𝑜𝑙𝑒𝑟𝑛𝑦 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟. 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟 𝑖 𝑎ż 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟. 𝑃𝑎𝑛 𝑖 𝑤ł𝑎𝑑𝑐𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑢𝑚𝑦𝑠łó𝑤 𝑖 𝑒𝑚𝑜𝑐𝑗𝑖.
Lolek, bezdomny w gruncie rzeczy dobry człowiek, znany jest miejscowym z tego, że podczas halnego ubiera się w dziwny strój i wszystko, co mówi, jest przepowiednią. On sam nie zdaje sobie nawet z tego sprawy, że wypowiada jakieś słowa, bo dzieje się to poza jego świadomością
Fabuła 𝐺𝑛𝑖𝑒𝑤𝑢 ℎ𝑎𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜 jest doskonale skonstruowana. Akcja powieści nabiera rozpędu wraz z nasilającym się halnym. Miesza w głowie bohaterom, a przy okazji czytelnikowi. Każde z bohaterów ma swoje lęki i obawy, mroczne sekrety, ukryte grzechy. Kto z nich zdąży je odkupić, a kto poniesie zasłużoną karę, jak przepowiedział im halny głosem Lolka. Wiatr osacza, wiatr niszczy, wiatr oczyszcza.
Arek od lat boryka się z depresją, odkąd przylgnęła do niego łatka gwałciciela. Kordian nie ma wyrzutów sumienia, chociaż swoje imperium finansowe zbudował na krzywdzie innych. Władek od lat katuje swoją żonę, bo alkohol wydobywa z niego najgorsze instynkty. Jadzia jest przekonana, że życie z mężem alkoholikiem i brutalem jest jej powinnością i krzyżem. Jerzy to dobry policjant, ale jest winny śmierci dziewczyny, którą potrącił po pijaku i nigdy nie poniósł za to kary. Sfrustrowana Grażyna, skutecznie uprzykrza życie swojej rodzinie. Julia przedkłada pracę i ratowanie innych nad swoje dobro i związki z mężczyznami. Lolek przegrał swoje życie dosłownie i w przenośni, jest bezdomny, w Zakopanem przebywa od lat.
Halny […] 𝑇𝑜 𝑜𝑛 𝑏𝑎𝑤𝑖ł 𝑠𝑖ę 𝑙𝑢𝑑ź𝑚𝑖, 𝑗𝑎𝑘 𝑧𝑎𝑏𝑎𝑤𝑘𝑎𝑚𝑖 𝑖 𝑙𝑜𝑠𝑜𝑤𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑎ł 𝑟𝑜𝑙ę 𝑤 𝑠𝑤𝑜𝑖𝑚 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑𝑠𝑡𝑎𝑤𝑖𝑒𝑛𝑖𝑢.
Arek ma myśli samobójcze, Jerzy nie może spać i zaczyna mu odbijać, wszędzie bowiem widzi dziewczynę, do której śmierci się przyczynił. Grażyna pogrąża się w amoku i sprawia wrażenie opętanej, Władek boi się utraty rodziny, ale to alkohol ma nad nim władzę. Jadzia zdaje sobie sprawę, że jak nic nie zrobi to tragedia i śmierć już są na wyciągnięcie ręki. Konrad chciałby opuścić to miejsce, ale halny odciął Zakopane od świata, Julia zaś coraz bardziej się obawia, że jej partner Dawid, którego kocha ponad życie, zostawi ją jak pozostali.
Atmosfera grozy narasta. Halny szaleje powoduje kolejne wypadki i tragedie, jakby uwziął się na to miasto i ludzi, których w nim uwięził. Każdy, kto odważył się wyjść na zewnątrz, czuł jak wiatr, wchodzi mu pod skórę i wnika do żył, że wypełnia płuca i wsiąka w mięśnie. Budzi najgorsze instynkty, wydobywa najczarniejsze myśli z zakamarków psychiki. Ludzie snują się jak opętani, są drażliwi, agresywni, objawia się uśpione w nich szaleństwo, a Lolek ma im do przekazania wiadomość. Nikt nie wie, skąd pochodzi wiedza bezdomnego, ale się sprawdza. Lolek znany jest miejscowym z tego, że podczas halnego wszystko, co mówi, jest przepowiednią, z czego on sam nie zdaje sobie sprawy.
Lolek przepowiedział bohaterom ich los. Czy to, co ma ich spotkać, jest nieodwracalne? Czy los tych ludzi jest już przesądzony? Mówią, że Lolek wieszczy, przynosi ludziom śmierć, a on tego nie chce, ten głos wychodzi z niego bez jego udziału i bez świadomości. Ludzie widzą w nim diabła i chcieliby go zniszczyć. 𝑁𝑖𝑒 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑗𝑐𝑖𝑒 𝑑𝑖𝑎𝑏ł𝑎 𝑤 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ, 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑧𝑎𝑗𝑟𝑧𝑦𝑗𝑐𝑖𝑒 𝑤𝑒 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑒 𝑠𝑒𝑟𝑐𝑎, 𝑏𝑜 𝑤𝑖𝑑𝑧ę, ż𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑒 𝑡𝑎𝑚 𝑗𝑎𝑑𝑢 𝑖 𝑛𝑖𝑒𝑛𝑎𝑤𝑖ś𝑐𝑖, ż𝑒𝑏𝑦ś𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑡𝑜 𝑑𝑖𝑎𝑏łó𝑤 𝑜𝑏𝑑𝑧𝑖𝑒𝑙𝑖ł𝑦.
W 𝐺𝑛𝑖𝑒𝑤𝑖𝑒 ℎ𝑎𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜 znalazłam mnóstwo odniesień do rzeczywistości, które sprawiły, że powieść wydała mi się bardzo realna i rzeczywista. Halny opisywany przez autorkę naprawdę potrafi ludziom mieszać w głowie. Ostatni tak silny, jak opisywany w książce miał miejsce w 2013 roku. 𝐺𝑛𝑖𝑒𝑤 ℎ𝑎𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜 to bardzo dobrze napisana książka, dająca do myślenia. Czy w tym amoku i szaleństwie jest jeszcze miejsce na czynienie dobra, wyciągnięcie ręki do potrzebującego? Autorka pokazała, że na niesienie pomocy i okazywanie innym serca zawsze jest czas, przede wszystkim w sytuacjach kryzysowych. Trzeba nieść pomoc potrzebującym, nie można przechodzić obojętnie obok, gdy dzieje się zło. Gdy cierpi drugi człowiek. Jak wyglądałby świat, gdyby wszyscy byli obojętni na cierpienie innych? W powieści Marii Gąsienicy – Zawadzkiej halny pozbawia ludzi masek, pokazuje, jakimi są naprawdę.
Autorka doskonale zna realia miasta, dlatego wypomina władzom Zakopanego, że miasto było jedną z ostatnich gmin w Polsce, która uchwaliła program przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Fikcyjne losy Jadzi i Władka mają pokazać, jak tragicznie przedstawiają się losy kobiet i dzieci w przemocowej rodzinie. Nie każda kobieta jak Jadzia może i szuka pomocy u sąsiadki, gdy mąż w szale alkoholowym katuje ją bez opamiętania.
𝐺𝑛𝑖𝑒𝑤 ℎ𝑎𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜 to bardzo dobry debiut, który trzeba koniecznie przeczytać, bo nie da się obok niego przejść obojętnie. To świetnie napisany thriller obyczajowy z elementami grozy i wątkami fantasty, o którym nie da się zapomnieć jeszcze długo po zakończeniu lektury. Każda postać ma tu znaczenie, swój czas i swoją rolę do spełnienia, ale prym wiedzie tajemnicza postać Lolka, który wbrew sobie, wypełnia misję, przekazując ludziom słowa przeznaczone tylko dla nich. Głównym bohaterem jest jednak halny, to on jest reżyserem spektaklu i to on w nim rozdaje role.
„"𝐾𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑡𝑎ń𝑐𝑢𝑗ą 𝑑𝑖𝑎𝑏ł𝑦, 𝑤 𝑔ó𝑟𝑎𝑐ℎ 𝑤𝑖𝑒𝑗𝑒 ℎ𝑎𝑙𝑛𝑦" – 𝑜𝑝𝑜𝑤𝑖𝑎𝑑𝑎𝑗ą 𝑚𝑖𝑒𝑠𝑧𝑘𝑎ń𝑐𝑦 𝑃𝑜𝑑𝑡𝑎𝑡𝑟𝑧𝑎. 𝐼 𝑐ℎ𝑜ć 𝑑𝑧𝑖ś 𝑛𝑎𝑢𝑘𝑎 𝑟𝑜𝑧𝑤𝑖𝑒𝑤𝑎 𝑚𝑎𝑔𝑖𝑐𝑧𝑛𝑒 𝑡𝑒𝑜𝑟𝑖𝑒, 𝑡𝑜 ℎ𝑎𝑙𝑛𝑦 𝑤𝑐𝑖ąż 𝑚𝑎 𝑤 𝑔ó𝑟𝑎𝑐ℎ 𝑝𝑖𝑒𝑘𝑖𝑒𝑙𝑛ą 𝑟𝑒𝑝𝑢𝑡𝑎𝑐𝑗ę. 𝐽𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑎𝑑𝑒𝑗ś𝑐𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑦ł𝑜 𝑐ℎ𝑜𝑟𝑜𝑏ę 𝑙𝑢𝑏 ś𝑚𝑖𝑒𝑟ć. 𝑆𝑎𝑚𝑜𝑏ó𝑗𝑠𝑡𝑤𝑎, 𝑝𝑠𝑦𝑐ℎ𝑜𝑧𝑦 𝑖 𝑎𝑡𝑎𝑘𝑖 𝑎𝑔𝑟𝑒𝑠𝑗𝑖 𝑡𝑜 𝑚𝑟𝑜𝑐𝑧𝑛𝑒 ż𝑛𝑖𝑤𝑜 𝑓𝑒𝑛𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟𝑢. – ᴢ ɴᴇᴛᴜ.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗮𝗻 𝗶 𝘄ł𝗮𝗱𝗰𝗮
𝐻𝑎𝑙𝑛𝑦 𝑧𝑚𝑜𝑟𝑎 𝑙𝑒𝑘𝑎𝑟𝑧𝑦 𝑖 𝑟𝑎𝑡𝑜𝑤𝑛𝑖𝑘ó𝑤. 𝐶𝑧𝑎𝑠 𝑧𝑤𝑖ę𝑘𝑠𝑧𝑜𝑛𝑒𝑗 𝑙𝑖𝑐𝑧𝑏𝑦 𝑤𝑒𝑧𝑤𝑎ń 𝑑𝑜 𝑢𝑑𝑎𝑟ó𝑤, 𝑧𝑎𝑤𝑎łó𝑤, 𝑜𝑠ó𝑏 𝑧 𝑧𝑎𝑏𝑢𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎𝑚𝑖 𝑝𝑠𝑦𝑐ℎ𝑖𝑐𝑧𝑛𝑦𝑚𝑖, 𝑠𝑎𝑚𝑜𝑏ó𝑗𝑐ó𝑤.
Niejednokrotnie wspominałam, że lubię debiuty, bo bardzo często znajduję w nich to, czego do tej pory nie doświadczyłam, a autorka/autor zabierają mnie w obszary, w jakich jeszcze nie byłam. Debiuty zapewniają mi...
2024-01-30
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗰𝗶𝗲𝗻𝗶𝘂
Piotr Borlik to znany i ceniony autor kryminałów. Nie ukrywam, że lubię historie tworzone przez tego pisarza, cenię go za pomysłowość, prosty i czytelny język. Podobają mi się jego intrygujące i nieprzewidywalne historie. W każdej kolejnej książce udaje się autorowi mnie zaskoczyć, chociaż nie jest to łatwe, jako że jestem dość wymagającym czytelnikiem.
𝐷𝑟𝑢𝑑𝑧𝑦 to rasowy, typowy kryminał, który rozpoczyna się bardzo mocnym wejściem, a potem tempo nie zwalnia. Piotr Borlik wykorzystał w nim symbolikę motyli i ciem, połączył z opowieścią o nielegalnych wyścigach. Z tego połączenia wyszła niezwykła opowieść nie tylko o historii zbrodni, śledztwie, ale o złych kłębiących się uczuciach, krzywdzie i zemście.
Na ulicach Gdańska pod osłoną nocy odbywają się wyścigi samochodowe. Uczestnicy nawet nie starają się ukrywać, bo nikt nic z tym nie robi. Przed startem aut do kolejnego karkołomnego wyścigu ktoś podjeżdża na motorze, oblewa dziewczynę benzyną i podpala. Makabrycznego obrazu dopełniają wypuszczone ćmy, które wpadają w płomienie.
Śledztwo w tej sprawie powierzono duetowi policjantów. Doświadczonemu podkomisarzowi Pawłowi Szumskiemu i zdobywającej pierwsze szlify aspirantce Monice Lewickiej. Pomimo że preferują różne style pracy, ale muszą działać wspólnie, by jak najszybciej złapać sprawcę, który ewidentnie bawi się z nimi w kotka i myszkę, podrzucając mylne tropy.
Podobał mi się przedstawiony przez autora obraz działań policji, żmudnego i męczącego śledztwa. Sprawcy bowiem nie zależy, by zostać złapanym, a wprost przeciwnie. Wszystkie podrzucane przez niego tropy prowadzą śledczych w ślepy zaułek. Czy zdołają schwytać mordercę, zanim pojawią się kolejne ofiary?
Przypadł mi do gustu świetnie wykreowany duet śledczych, budzących sympatię. On szarmancki i poukładany, bogata narzeczona zobaczyła w nim idealnego kandydata na bohatera, nie zdając sobie sprawy, że gwiazdorzenie przed kamerą nie pomoże śledztwu. Ona młoda zdeterminowana, niedawno przeniesiona z Wejherowa, za punkt honoru postawiła sobie złapanie podpalacza. Lubią się, ale wyważone działania Szumskiego działają Lewickiej na nerwy i wtedy Monika często postępuje wbrew procedurom, podejmując działania na własną rękę.
Paweł i Monika próbują zrozumieć symbolikę motyli i ciem oraz ich związek z nielegalnymi wyścigami, których organizatorem był brat zaatakowanej dziewczyny. W śledztwie nie pomagają świadkowie, którym media zdążyły już namieszać w głowie i wygadują niestworzone rzeczy, często wyciągając niesłuszne wnioski. Policjanci muszą oddzielić prawdę od fantazji, znaleźć jakiś element, który pomoże im w śledztwie. Dochodzenia nie ułatwia im też niechętny do współpracy Błażej Rojewski, brat podpalonej dziewczyny.
Dość długo nie wiadomo jakie znaczenie dla fabuły mają motyle i tytuł książki. Dopiero później okazuje się, że intryga kryminalna jest pretekstem do poruszenia ważnego problemu, który dotyka rodziny nie tylko w Polsce, ale także za granicą. Kim są drudzy? Tytuł może jednoznacznie kojarzyć się z przegraną na wyścigach, ale wierzcie mi, że nie o to chodziło autorowi. Problem jest mało znany, bo nie wiele się o nim mówi. Symbol motyla traktuje się jako coś mało znaczącego, a jest to metafora ulotności i straty. Straty tak wielkiej, że doprowadzi rodzinę na skraj rozpaczy, a pokrzywdzonego po latach popycha do zemsty i nieobliczalnego zachowania. Rodzina próbuje ten problem zamieść pod dywan, zamiast szukać fachowej pomocy, a po latach poczucie krzywdy wyleci z zakamarków duszy jak ćma i będzie szukać zemsty.
Muszę przyznać, że najnowszy kryminał Piotra Borlika ma jedną z ciekawszych okładek, jakie ostatnio widziałam, oryginalną i pasującą idealnie do treści. Jedyny zarzut, jaki mam do tego kryminału, związany jest z wątkiem Justyny i Błażeja, który został pozostawiony samemu sobie. Zdaję sobie sprawę, że głównym motywem 𝐷𝑟𝑢𝑔𝑖𝑐ℎ jest opowieść o skrzywdzonym, psychopatycznym sprawcy, wymierzającym sprawiedliwość na własną rękę. To na nim autor skupił całą swoją uwagę, ale urwany wątek pary ludzi skrzywdzonych przez psychopatę sprawił, że mam pewien niedosyt.
Ogólnie rzecz biorąc, 𝐷𝑟𝑢𝑑𝑧𝑦 to bardzo dobry kryminał. Miałam co do niego duże oczekiwania i się nie zawiodłam. Podobała mi się kreacja nieszablonowej pary śledczych, która mimo początkowych nieporozumień stworzyła naprawdę zgrany team, wciągająca fabuła i niespodziewane zwroty akcji oraz zaskakujące motywy działania sprawcy. Największe wrażenie jednak na mnie zrobiło rozwiązanie sprawy i finał dający do myślenia.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗰𝗶𝗲𝗻𝗶𝘂
Piotr Borlik to znany i ceniony autor kryminałów. Nie ukrywam, że lubię historie tworzone przez tego pisarza, cenię go za pomysłowość, prosty i czytelny język. Podobają mi się jego intrygujące i nieprzewidywalne historie. W każdej kolejnej książce udaje się autorowi mnie zaskoczyć, chociaż nie jest to łatwe, jako że jestem dość wymagającym...
2024-02-02
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘇𝗮𝘀𝗲𝗺 𝘀ł𝗼ń𝗰𝗲, 𝗰𝘇𝗮𝘀𝗲𝗺 𝗱𝗲𝘀𝘇𝗰𝘇.
𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒𝑔𝑜 𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦𝑠𝑚𝑎𝑔𝑎ł 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟. 𝑁𝑖𝑒𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑜𝑑 𝑐𝑖ą𝑔ł𝑦𝑐ℎ 𝑝𝑜𝑑𝑚𝑢𝑐ℎó𝑤 𝑝𝑜𝑐ℎ𝑦𝑙𝑖ł𝑦 𝑠𝑖ę 𝑖 𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖ł𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑤𝑎𝑗ą.
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘oń𝑐𝑎 to niezwykła i piękna powieść o życiu, odcieniach miłości i o przemijaniu. O niezaspokojonym głodzie miłości, a także o podstępnej chorobie naszych czasów, depresji. Marlena Szemczyszyn stworzyła wspaniałą historię, podczas której czytania śmiałam się i płakałam na zmianę, by na koniec z drżeniem serca towarzyszyć bohaterom w dramatycznej sytuacji, w jakiej się znaleźli. 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 napisane są pięknym językiem z niesamowitą lekkością i poczuciem humoru i trochę mi żal, że się skończyły.
W powieści opowiadanej przez autorkę spotkało się dwoje życiowych rozbitków. Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością. O tym jest ta historia, czasem zabawna, a czasem pokropiona łzami.
Co może się stać, gdy miłość tak dalece odbierze rozum, że dla wybranej osoby postanawia się zmienić całe dotychczasowe życie. Przestaje się być sobą, wdziewa cudzą skórę i zakłada maskę. Zamiast chodzić na koncerty i spotykać się z przyjaciółmi robić maślane oczy i słuchać z ukochanym śpiewu ptaków i szumu drzew. Może to byłoby bardzo piękne i romantyczne, pod warunkiem że to sprawia przyjemność obojgu. W przeciwnym razie nieuchronnie dojdzie do katastrofy. Wbrew sobie nie da się bowiem zachowywać, jak głupie dziewczę i kochać człowieka, który na to pozwala, nie dając nic w zamian. […] 𝑎𝑙𝑒 𝑚𝑖ł𝑜ść 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑗𝑎𝑘 𝑐ℎ𝑜𝑟𝑜𝑏𝑎 – 𝑎𝑡𝑎𝑘𝑢𝑗𝑒 𝑟ó𝑤𝑛𝑖𝑒ż 𝑚ó𝑧𝑔.
Po dziesięciu latach tego "szczęścia" mając czterdzieści lat, Karolina mentalnie czuje, że ma raz tyle, dorobiła się kilku zmarszczek wokół zmęczonych oczu i została porzucona dla jakieś „Ewelinki”. Ułożyła swoje życie pod ukochanego, zrezygnowała z wielu rzeczy i została z niczym. Stworzyła go, dała pewność siebie, a teraz dostała tym w twarz. Robiła wszystko, żeby mu się przypodobać, całe swoje życie mu podporządkowała, a on postanowił odejść.
Na Mazurach w rodzinnej wsi umiera ukochana nauczycielka Wisława, której ostatnią prośbą jest, aby to Karolina przejęła po niej etat w szkole. Pomimo że tego nie chce, to nie ma odwagi sprzeciwić się ostatniej woli Wisi.
Obawiała się, że nie da rady budować wszystkiego od nowa. Już kiedyś na własne życzenie wycięła siebie i wkleiła w tło męża. Nie ma pojęcia, od czego ma zacząć, bo oprócz przyjaciółki Tesi nie ma tu nikogo bliskiego, nie licząc matki, z którą nigdy się jej nie układało. To ojciec był jej mentorem i kimś, kto umiał je obie pogodzić. Teraz nie ma do kogo się zwrócić. 𝑀ąż 𝑜𝑑𝑠𝑧𝑒𝑑ł, 𝑊𝑖𝑠𝑖𝑎 𝑤 𝑡𝑟𝑢𝑚𝑛𝑖𝑒, 𝑎 𝑚𝑎𝑡𝑘𝑎 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑜𝑤𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę, 𝑗𝑎𝑘𝑏𝑦 𝑜𝑛𝑎, 𝐾𝑎𝑟𝑜𝑙𝑖𝑛𝑎 𝑐ℎ𝑐𝑖𝑎ł𝑎 𝑔𝑤𝑖𝑎𝑧𝑑𝑜𝑟𝑧𝑦ć, 𝑏𝑦ł𝑎 𝑝𝑜𝑧𝑏𝑎𝑤𝑖𝑜𝑛𝑎 𝑤𝑦ż𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑢𝑐𝑧𝑢ć. Karolina jeszcze nie wie, że właśnie teraz i w tym miejscu, gdzie wracać nie chciała, jej życie ulegnie przeobrażeniu. To tu nareszcie będzie mogła być sobą. Czy przypadkowe spotkanie z Mateuszem, który odnalazł się w tym miejscu, po tym, jak życie mu się zawaliło, sprawi, że Karolina zmieni swoje postrzeganie świata i zdecyduje się na zmiany ? Jest córką zimnej matki i wyniesionego na ołtarze ojca, rozpieszczoną przez niego do granic możliwości, odrzuconą przez matkę, zazdrosną o miłość męża do córki. Teraz, pomimo że Karolina jest dorosłą kobietą, a ojca dawno nie ma, to żal do matki pozostał. Jednakże tylko matka jej została, może nie idealna, ale jedyna, jaką ma.
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 to piękna i pełna ciepła opowieść i do tego przecudnie wydana z przyjazną dla oczu czcionką. Podobało mi się w niej dosłownie wszystko. Kreacja bohaterów, niewymuszony humor i życiowe opowieści od końca, śmiech, czasem przez łzy, chwile wzruszeń i nostalgii. Ta powieść to hymn pochwalny dla życia. Autorka pokazała, że szkoda czasu na bylejakość, na serwowanie sobie szczęścia na raty, że nigdy na nic nie jest za szybko. 𝑁𝑖𝑒𝑟𝑜𝑏𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑖𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜 𝑠𝑧𝑎𝑙𝑜𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑜𝑤𝑜𝑑𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜ś 𝑠𝑧𝑎𝑙𝑜𝑛𝑒𝑔𝑜 𝑖 𝑝𝑜𝑐𝑧𝑢𝑐𝑖𝑒 𝑏𝑒𝑧𝑠𝑒𝑛𝑠𝑢, 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑤𝑠𝑡𝑦𝑑𝑢, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑜𝑤𝑖 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑐ℎ 𝑏𝑟𝑒𝑤𝑒𝑟𝑖𝑖 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑐𝑖𝑒𝑤𝑎.
Ta powieść brzmi jak ballada, której chciałoby się słuchać bez końca, by móc poczuć, że jest się dla innych kimś wyjątkowym, jak wiekowa nauczycielka Wisia. Kimś ważnym, wartym zapamiętania. Nie z powodu tego, że dało się komuś walizkę z pieniędzmi, ale że dawało się ludziom nadzieję. Ta historia chwilami jest smutna, ale nie brakuje w niej radosnych akcentów, czasem jest melancholijna, dająca do myślenia. Życie samo pisze scenariusze, ważne, by w odpowiednim momencie zagrać swoją rolę. Docenić, jakie to szczęście spotkać na swojej drodze kogoś, kto jest tak samo wrażliwy, jak my, ma podobne poczucie humoru, a nasz widok rozjaśnia się niczym robaczek świętojański.
Każdy ma swoją historię, buty, których ktoś inny nie chciałby nosić. Z zewnątrz trudno dostrzec, co kryje się za radosnym uśmiechem, czy tak naprawdę ten ktoś nie nosi bólu w swoim sercu. Nieporozumienia i zadawnione żale, dopóki się żyje, można wyjaśnić. Wystarczy wykazać się tylko dobrą wolą, wyciągnąć rękę do zgody, usiąść przy stole i szczerze porozmawiać. Każdy ma w sercu głód miłości, najważniejsze, żeby go zaspokoić, by ten głód nie zrobił z nas zombie. Trzeba uważnie słuchać siebie, a także innych, bo ludzie pozornie szczęśliwi i z poukładanym życiem także wpadają w szpony depresji. Problemy zawsze łatwiej rozwiązywać razem. Próba radzenia sobie z nimi samemu nie jest właściwym wyborem. W ten sposób nie ochroni się bliskich, a wprost przeciwnie góra niedomówień rośnie, by w końcu się zawalić i wszystkich przygnieść.
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 to wspaniała powieść zmuszająca do refleksji. Zabawna i poważna zarazem, napisana świetnym językiem, pokazująca, że w życiu tak naprawdę liczy się tylko jedna umiejętność. Umiejętność proszenia innych o pomoc. Ta powieść jest wspaniałą ilustracją prawdziwego życia, pozwala odczuć, że w obliczu śmierci najbliższych nikt nie jest mocny, że największych twardzieli utrata bliskich potrafi złamać jak zapałkę. 𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘𝑜ń𝑐𝑎 to opowieść o różnych odcieniach miłości, uzmysławiająca, że bez rodziny i miłości nasze życie jest puste i bez sensu. Parafrazując autorkę powieści, nasza codzienność tka się z nici powszedniej. 𝐴𝑙𝑒 𝑐𝑜𝑑𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑜ść 𝑝𝑜𝑧𝑤𝑎𝑙𝑎 𝑐𝑧𝑢ć, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑑𝑜𝑚, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑐𝑖𝑒𝑝ł𝑜, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑐ℎ𝑐𝑒 𝑠𝑖ę 𝑤𝑟𝑎𝑐𝑎ć. Żyjemy tu i teraz, a jak to życie przeżyjemy, zależy tylko od nas, bo nie każdy jak bohaterowie książki otrzyma drugą szansę, by budować wszystko na nowo. Natomiast każdy kiedyś będzie miał swoją historię od końca i tylko od niego zależy, jak będą go wspominać.
[…] 𝑚𝑎𝑟𝑛𝑜𝑤𝑎𝑛𝑖𝑒 ż𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑡𝑜 𝑧𝑏𝑟𝑜𝑑𝑛i𝑎, 𝑎 𝑚𝑦ś𝑙𝑒𝑛𝑖𝑒, ż𝑒 𝑛𝑎 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑝𝑜𝑟𝑎, 𝑡𝑜 𝑏𝑧𝑑𝑢𝑟𝑦. 𝐶𝑖𝑒𝑠𝑧𝑚𝑦 𝑠𝑖ę 𝑖 ś𝑚𝑖𝑒𝑗𝑚𝑦 𝑠𝑖ę!
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗖𝘇𝗮𝘀𝗲𝗺 𝘀ł𝗼ń𝗰𝗲, 𝗰𝘇𝗮𝘀𝗲𝗺 𝗱𝗲𝘀𝘇𝗰𝘇.
𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑎 𝑑𝑟𝑧𝑒𝑤𝑎, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒𝑔𝑜 𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦𝑠𝑚𝑎𝑔𝑎ł 𝑤𝑖𝑎𝑡𝑟. 𝑁𝑖𝑒𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑜𝑑 𝑐𝑖ą𝑔ł𝑦𝑐ℎ 𝑝𝑜𝑑𝑚𝑢𝑐ℎó𝑤 𝑝𝑜𝑐ℎ𝑦𝑙𝑖ł𝑦 𝑠𝑖ę 𝑖 𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖ł𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑟𝑤𝑎𝑗ą.
𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑒 𝑜𝑑 𝑘oń𝑐𝑎 to niezwykła i piękna powieść o życiu, odcieniach miłości i o przemijaniu. O niezaspokojonym głodzie miłości, a także o podstępnej chorobie naszych czasów, depresji. Marlena Szemczyszyn...
2024-01-14
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝘀𝘇𝗽𝗼𝗻𝗮𝗰𝗵 𝗯𝗲𝘀𝘁𝗶𝗶
𝐶𝑧𝑎𝑟𝑐𝑖𝑒 𝑙𝑢𝑠𝑡𝑟𝑜 to najnowszy thriller jednej z moich ulubionych autorek. Tą powieścią Magdalena Zimniak udowodniła, że jest w doskonałej formie. Stworzyła niezwykły, złożony i wstrząsający thriller, który trzeba czytać uważnie i w skupieniu. Łatwo się w nim pogubić i dać wyprowadzić w pole. Źle połączyć fakty i opacznie odczytać przekaz powieści. W ogóle uważam, że ta książka jest skierowana do dojrzałego i wyrobionego czytelnika. 𝐶𝑧𝑎𝑟𝑐𝑖𝑒 𝑙𝑢𝑠𝑡𝑟𝑜 porusza bowiem bardzo trudny i drażliwy temat, o którym niby się mówi, ale moim zdaniem wciąż za mało. Krzywdzone są bowiem małe dzieci, a dorośli bardzo często nie dają im wiary, nawet gdy symptomy są tak widoczne, że tylko ślepy, by ich nie zauważył. Dlaczego tak jest? Może dlatego, że dzieci boją się i wstydzą, a dorośli nie chcą źle mówić o sąsiadach, o mężu, żonie. Dzieci są ufne, łatwowierne, łatwe do przekupienia i dla pedofila są ofiarą niemalże idealną. To trudne do wykrycia przestępstwa, gdyż dotyczą sfery, o której dziecko nie potrafi mówić. Szkoda, że ostatnio skupiono się tylko na jednym środowisku, jakby pedofilia poza nim nie istniała. Media i instytucje państwowe udają, że tak jest, pomijają milczeniem te przestępstwa w innych grupach społecznych. Nikomu nie powinno się odpuszczać. Dzieci mają prawo do ochrony i opieki, a miejsce ich krzywdzicieli jest w więzieniu.
Co mają ze sobą wspólnego czternastoletnia Marta, którą przez sześć lat więził obcy mężczyzna i zaginiony dyrektor prestiżowego liceum ? Na odpowiedź na to pytanie trzeba będzie czekać do końca tego fascynującego thrillera.
Zaginiona przed laty Marta wraca do domu, ale jej powrót nie oznacza końca kłopotów. Nastolatka musi uczyć się wszystkiego na nowo, bo przez sześć lat, gdy była więziona, zapomniała, czego się wcześniej nauczyła i nie pamięta, kim była, zanim ją porwano. Nie wie, jak składać litery, jak się nazywa i ile ma lat. Odzyskała swoją rodzinę i tożsamość, ale mimo to trudno jej odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nadal jest uzależniona od decyzji innych, ciągłe ktoś mówi, co ma robić. Marta próbuje przypomnieć sobie, jak wyglądało jej życie, zanim człowiek każący nazywać się Mistrzem ją porwał i uwięził. Nie wie, czy obrazy, które ma w głowie są prawdziwe, czy też je sobie wymyśliła. Niepokoi ją to, co pamięta, tym bardziej że przyłapała matkę na kłamstwie.
Marta przyzwyczajona do wykonywania poleceń bez sprzeciwów boi się, że zadawaniem pytań narazi się matce. Matka natomiast nieustanie córkę kontroluje, co dziewczynie kojarzy się z niewolą, w której tyle czasu była trzymana. Chociaż chce wolności, to czy potrafi na niej żyć ? Czy po tym wszystkim może być jeszcze normalna? Ciągłe gwałty, kary wymierzane za nieposłuszeństwo, zamykanie w ciemnej komórce i sączone do jej umysłu kłamstwa niczym trucizna na zawsze ją zmieniły. Wszystkim się wydaje, że wiedzą, co jej się przydarzyło, ale tak naprawdę tego nie wie nikt.
Szanowany i lubiany dyrektor prestiżowego liceum, pomimo że ma rodzinę, znany jest ze swej słabości do płci pięknej i wdawania w romanse. Elwira młoda anglistka nie była wyjątkiem w tej kwestii, więc gdy zaginął, robi wszystko, by jej związek z szefem nie ujrzał światła dziennego. Niestety zaginiony zostawił w domu telefon, a w nim SMS-y, które z nią wymieniał, zatem szybko wychodzi na jaw, że się z nim spotykała. Policji udaje się ustalić prawdę, a jej mataczenie powoduje jedynie, że staje się główną podejrzaną w sprawie zaginięcia dyrektora. Elwira od dawna planowała zbliżenie się do tego mężczyzny. Czym się kierowała? Czy jest niezrównoważona psychicznie? Okazuje się, że nie jest jedyną, która kłamie. Wszystkie kobiety z otoczenia dyrektora nie mówią prawdy, a każda z nich miała motyw, by go zabić.
Autorka naprzemiennie oddaje narrację wszystkim bohaterom. Ze strzępków ich wspomnień wyłania się powoli obraz tego, co spotkało Martę i co zrobiła Elwira. 𝐶𝑧𝑎𝑟𝑐𝑖𝑒 𝑙𝑢𝑠𝑡𝑟𝑜 to świetnie skonstruowany thriller, ze znakomicie wykreowanymi postaciami. Autorka poruszyła problem pedofilii, krzywdzenia małych dzieci przez dorosłego mężczyznę. Dzieci pozostawionych samym sobie ze swoim dramatem, bo mama, siostra nie wierzą im, że są krzywdzone. Magdalena Zimniak porusza także problem syndromu sztokholmskiego, uzależnienia się ofiary od kata. Po latach krzywdzona dziewczyna nadal wierzy, że kochała swojego oprawcę. To, co ją spotkało, na zawsze zdeterminuje jej życie. Złych wspomnień nie wymaże z pamięci najlepsza psychoterapia ani miłość rodziny, w której wciąż czuje się obco i nieswojo. Dochodzi dodatkowo strach o młodszą siostrę, bo Mistrz powiedział, że wziął ją sobie na celownik i o mamę, którą przyrzekł, że zabije, jeśli naprowadzi na jego ślad organy ścigania. Nikt nie wie, kim jest, ani gdzie tyle czasu przetrzymywał swoją ofiarę. Policja zapewnia ją, że są już bezpieczne, ale czy może im wierzyć? Pewnych rzeczy nie da się zostawić za sobą. One zawsze będą w nas. Nie da się zaprzeczyć rzeczywistości.
Pomimo że 𝐶𝑧𝑎𝑟𝑐𝑖𝑒 𝑙𝑢𝑠𝑡𝑟𝑜 jest fikcją literacką, to rzeczywistość niejednokrotnie jest jeszcze bardziej przerażająca. Tytuł thrillera moim zdaniem nie jest przypadkowy, odwołuje się bowiem do baśni Hansa Christiana Andersa 𝐾𝑟ó𝑙𝑜𝑤𝑎 ś𝑛𝑖𝑒𝑔𝑢. Takich odwołań w fabule do baśni Andersena jest więcej, bo zaczytuje się w nich jedna z głównych bohaterek, której działania później przypominają Gerdę i Kaja.
W którymś momencie narracja się zmienia, a emocje sięgają zenitu. To już nie tylko sprawa pedofila, ale wszystkich, których on skrzywdził. Jedno zdarzenie pociąga za sobą kolejne, a tragedia zatacza coraz szersze kręgi. Każda z ofiar przeżywa swój koniec świata. Czy powinno się wybaczyć, czy szukać zemsty? Do czego jest zdolna kobieta, gdy dowie się, że jej dziecko zostało skrzywdzone przez kogoś, kogo dobrze znała? Jedna z nich wynajmuje detektywa, by odnalazł jej dziecko, a znajduje drugie dno w sprawie, druga w obronie swego dziecka jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. Obie są w stanie zabić. Sądzę, że każda matka jest zdolna do zbrodni w obronie swego dziecka, zwłaszcza gdy odkryje, że żyła pod jednym dachem z człowiekiem pozbawionym skrupułów, dla którego własne dziecko nie miało znaczenia. Wszystkie pozornie niepasujące do siebie wątki spinają się w końcu w jedną całość. Czas na finał, który szokuje i zaskakuje. Okruchy czarciego lustra trafiły do serc ofiar krzywdzicieli i zmieniły je w sopel lodu. Czy uda się je kiedykolwiek stamtąd wyjąć ?
Czy czyny pedofili i krzywdzę małych dzieci, można tłumaczyć chorobą? Czy ktoś wie, ile w ich postępowaniu jest choroby, a ile świadomych decyzji? Takie potwory, jak te przedstawione w książce mieszkają często bardzo blisko, tuż obok za płotem, a czasem nawet w domu. Powinniśmy być czujni i mieć oczy szeroko otwarte.
Autorka porusza w thrillerze nie tylko temat pedofili, ale przedstawia przy okazji przerażającą prawdę o reakcji dorosłych na próbę powiedzenia im przez małe dziecko, że wujek, przyjaciel rodziny, dobry znajomy bawi się z nimi … na golasa. Z góry zakładają, że dzieci kłamią, wymyślają niestworzone historie, by zwrócić na siebie uwagę, bo to przecież niemożliwe, by ten wspaniały człowiek, był zboczeńcem. Ten brak reakcji dorosłych poraża i woła o pomstę do nieba. Widzieli przecież sygnały, przerażenie w oczach dziecka, czuli, że coś jest nie tak, ale wygodniej im było oskarżyć je o kłamstwo, zamiast działać i coś z tym zrobić. A pedofil miał się całkiem dobrze, czuł się bezkarny i krzywdził kolejne dzieci, które znalazły się w kręgu jego zainteresowania.
Bardzo dobra książka, świetnie napisana, którą powinno się przeczytać ku przestrodze, by nie pozostać głuchym na głos krzywdzonych dzieci.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝘀𝘇𝗽𝗼𝗻𝗮𝗰𝗵 𝗯𝗲𝘀𝘁𝗶𝗶
𝐶𝑧𝑎𝑟𝑐𝑖𝑒 𝑙𝑢𝑠𝑡𝑟𝑜 to najnowszy thriller jednej z moich ulubionych autorek. Tą powieścią Magdalena Zimniak udowodniła, że jest w doskonałej formie. Stworzyła niezwykły, złożony i wstrząsający thriller, który trzeba czytać uważnie i w skupieniu. Łatwo się w nim pogubić i dać wyprowadzić w pole. Źle połączyć fakty i opacznie odczytać przekaz...
2024-01-11
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗮 𝗽𝗿𝘇𝗲𝗸ó𝗿 𝘄𝘀𝘇𝘆𝘀𝘁𝗸𝗶𝗲𝗺𝘂
𝐽𝑎𝑘 𝑠𝑘𝑜𝑛𝑠𝑡𝑟𝑢𝑜𝑤𝑎𝑛𝑦 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑒𝑛 𝑝𝑖𝑒𝑝𝑟𝑧𝑜𝑛𝑦 ś𝑤𝑖𝑎𝑡? 𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒𝑠𝑧 𝑠𝑖ę 𝑢𝑝𝑖ć, 𝑏𝑜 𝑘𝑡𝑜ś 𝑐𝑖ę 𝑝𝑜𝑟𝑤𝑖𝑒, 𝑧𝑔𝑤𝑎ł𝑐𝑖, 𝑛𝑎𝑔𝑟𝑎 , 𝑝𝑜𝑡𝑒𝑚 𝑤𝑟𝑧𝑢𝑐𝑖 𝑓𝑖𝑙𝑚𝑖𝑘 𝑑𝑜 𝑠𝑖𝑒𝑐𝑖? 𝐾𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑜𝑠𝑖ą𝑔𝑛ę𝑙𝑖ś𝑚𝑦 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑑𝑛𝑜?
𝐷𝑜𝑡𝑘𝑛ąć 𝑔𝑤𝑖𝑎𝑧𝑑 to wyjątkowa książka, zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory czytałam. Opowiada historię dwójki ludzi, którzy postanowili zakończyć swój żywot, a nieoczekiwanie staną się dla siebie ostatnią deską ratunku. Anastazja i Daniel to dwójka ludzi, dla których życie straciło sens, ale otrzymują od losu szansę. Ona nie może umrzeć, dopóki nie spłaci swojego długu za uratowanie życia, a on pierwszy raz spotkał tak niezwykłą kobietę. Ona jest ćpunką, a on właśnie opuścił więzienie po dziesięciu latach odsiadki. Czy tych dwoje bardzo samotnych i poranionych ludzi, odnajdzie jeszcze sens życia? Ta noc, gdy spotykają się przypadkowo na moście i ona ratuje mu życie, zmienia wszystko. Chcieliby sobie pomóc, ale nie wiedzą jak. Próbują się wzajemnie wyciągać na powierzchnię, chwytają się siebie, jak tonący brzytwy, ale mimo to wciąż osuwają się w dół. Gdzieś tam w głębi czują, że są dla siebie ważni, ale długo nie będą chcieli się przed sobą do tego przyznać.
Anastazja jest znaną influencerką, ma spore grono obserwatorów, dużo współprac, dzięki czemu zarabia mnóstwo pieniędzy. Stać ją na mieszkanie, ładny samochód i wakacje za granicą, markowe ciuchy i drogie kosmetyki, ale brakuje jej kogoś, z kim mogłaby to dzielić. Najbliższą jej osobą jest ojciec, bo z matką nie łączą jej zbyt ciepłe relacje. Potrzebuje kogoś, kto kochałby ją bezwarunkowo i wspierał, gdy wpadała w tarapaty. Kiedy opuszcza internet, jest zwykłą zagubioną dziewczyną, skrzywdzoną przez chłopaka, który chcąc zyskać zasięgi i popularność zepsuł jej reputację w sieci. Jedyną ucieczką od koszmarnego wspomnienia wydaje się jej sięganie po narkotyki i alkohol. Gdy to nie pomaga, Anastazja czuje, że wolałaby umrzeć niż żyć. I wtedy nieznajoma kobieta ratuje ją przed samobójczą śmiercią, oświadczając, że teraz to Anastazja ma dług do spłacenia, bo ona już swój dług spłaciła.
Daniel dopiero co wyszedł z więzienia i pomimo że bardzo chciałby zmienić swoje życie, to przestępczy świat mu na to nie pozwala. Sąsiedzi nie okazują współczucia, bo widzą w nim jedynie mordercę i jawnie okazują mu swoją niechęć. Nikt nie próbuje zrozumieć jego motywacji, dlaczego zabił oraz powodu, dla którego wciąż obwinia się za samobójczą śmierć siostry. Daniel nie widząc wyjścia z tej patowej sytuacji, postanawia zakończyć swoje życie. Chce skoczyć z mostu, ale wtedy od śmierci ratuje go Anastazja, po czym znika. Chłopak postanawia odnaleźć swoją wybawicielkę, nie wiedząc, jak mało pozostało mu czasu… Gdy ją wreszcie odnajduje, połączy ich pokręcone uczucie, które jeszcze bardziej pogrąża ich w ciemności. Dziewczyna nie umie bez niego żyć, a jemu coraz bardziej na niej zależy, a mimo to nie potrafią być ze sobą szczerzy i rozmawiać o swoich tajemnicach. Mogliby stać się dla siebie ratunkiem, ale sekrety i niedomówienia nie pozwalają im na normalne relacje. Uczucie, zamiast dodać im skrzydeł, uzależnia ich od siebie i ciągnie w dół. Chcieliby zacząć wszystko od nowa, ale czy mają na to jakąkolwiek szansę.
Anastazja i Daniel to dwa odległe światy niczym planety na niebie. Wydaje się, że nie łączy ich nic, poza poczuciem zagubienia, i zanurzania się w bezsensie egzystencji. Wbrew dzielącym ich różnicom, mają jednak ze sobą wiele wspólnego. Oboje są samotni, narażeni na społeczny ostracyzm, łączy ich trudna codzienność, tragiczna i traumatyczna przeszłość. Czy uda im się pokonać uzależnienie i demony przeszłości? Czy mają szansę na zmiany i wspólne życie?
Kreacja bohaterów to ogromny plus tej powieści. Są barwni, złożeni i skomplikowani, jak i ich życie. Z naprzemiennej narracji Anastazji i Daniela można dowiedzieć się, jak dramatyczną przeszłość ta dwójka ma za sobą. Tego, jak próbują walczyć ze swoimi słabościami i uzależnieniami, co czują i co myślą. Jednak moim ulubionym elementem tej historii jest przemiana matki Anastazji, kiedy z kobiety oschłej i irytującej, skupionej na swojej karierze, zmienia się w osobę, która potrafi dokonać właściwego wyboru, gdy trzeba ratować rodzinę.
Okładka i tytuł książki są bardzo zwodnicze. Zwłaszcza tytuł, który może kojarzyć się z romansem. Owszem jest tu miłość, ale powieść opowiada przede wszystkim o różnego rodzaju obliczach depresji, która często prostą drogą prowadzi swoje ofiary do samobójczej śmierci. Każda depresja jest inna i każdy chory inaczej ją przeżywa. Depresja to podstępna choroba, której bardzo często nie widać. Chorują na nią zarówno młodsi, jak i starsi. Słowo „depresja” weszło do potocznego języka i jest często używane jako synonim smutku. Depresja różni się jednak od zwykłej chandry, a smutek jest tylko jednym z jej objawów. Zdrowi ludzie bez problemu poradzą sobie ze smutkiem, natomiast depresja bardzo często prowadzi do samobójstw, jest też powodem różnego rodzaju chorób. 𝐷𝑜𝑡𝑘𝑛ąć 𝑔𝑤𝑖a𝑧𝑑 opowiada o ludziach, którzy muszą nauczyć się żyć na nowo, znaleźć w życiu sens i nadać mu barw. Pokazuje, jak ważna jest bliskość drugiego człowieka i nie bez powodu mówi się, że wśród samobójców nie ma osób, które mają prawdziwego przyjaciela.
𝐷𝑜𝑡𝑘𝑛ąć 𝑔𝑤𝑖𝑎𝑧𝑑 to fascynująca, mądra i bardzo dobra książka. Zula Anankon stworzyła oryginalną powieść, w której pokazała, że życie jest nieustającą walką. Poruszyła trudne tematy jak uzależnienie, trudny start po wyjściu z więzienia, depresja i brak samoakceptacji. Pokazuje naszą codzienność, w której nieustanie żyjemy jak transie z nosami w telefonach, wpatrzeni w świat mediów społecznościowych, szukający ideału ze zdjęć, choć żadnych ideałów tam nie ma. Wiecznie spóźnieni zestresowani, zbyt zaaferowani medialnym światem, by dostrzec, jak smutne prowadzimy życie, gdzie liczy się tylko liczba serduszek i polubień. Nie bądźmy obojętni na los drugiego człowieka, odłóżmy na chwilę telefony i rozejrzymy się dookoła, może ktoś właśnie potrzebuje naszej pomocy. Zróbmy to, pomóżmy, zanim będzie za późno. Doceńmy to, kim jesteśmy tu i teraz, zaakceptujmy świat, w którym żyjemy. Wszyscy popełniamy błędy i jesteśmy omylni. Było tak, jest i będzie.
𝑊𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒𝑗 𝑔ł𝑜𝑤𝑖𝑒, 𝑢𝑧𝑎𝑙𝑒ż𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑎𝑙𝑘𝑜ℎ𝑜𝑙, 𝑛𝑎𝑟𝑘𝑜𝑡𝑦𝑘𝑖 𝑐𝑧𝑦 𝑝𝑎𝑝𝑖𝑒𝑟𝑜𝑠𝑦. 𝑇𝑜 𝑠𝑡𝑎𝑙𝑒 𝑝𝑜𝑟ó𝑤𝑛𝑦𝑤𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑖ę 𝑑𝑜 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ, 𝑠𝑧𝑢𝑘𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑟𝑜𝑏𝑙𝑒𝑚ó𝑤 𝑡𝑎𝑚, 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑖𝑐ℎ 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑎, 𝑜𝑑𝑏𝑖𝑒𝑟𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦łą𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑧ł𝑦𝑐ℎ 𝑒𝑚𝑜𝑐𝑗𝑖 […].
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗡𝗮 𝗽𝗿𝘇𝗲𝗸ó𝗿 𝘄𝘀𝘇𝘆𝘀𝘁𝗸𝗶𝗲𝗺𝘂
𝐽𝑎𝑘 𝑠𝑘𝑜𝑛𝑠𝑡𝑟𝑢𝑜𝑤𝑎𝑛𝑦 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑒𝑛 𝑝𝑖𝑒𝑝𝑟𝑧𝑜𝑛𝑦 ś𝑤𝑖𝑎𝑡? 𝑁𝑖𝑒 𝑚𝑜ż𝑒𝑠𝑧 𝑠𝑖ę 𝑢𝑝𝑖ć, 𝑏𝑜 𝑘𝑡𝑜ś 𝑐𝑖ę 𝑝𝑜𝑟𝑤𝑖𝑒, 𝑧𝑔𝑤𝑎ł𝑐𝑖, 𝑛𝑎𝑔𝑟𝑎 , 𝑝𝑜𝑡𝑒𝑚 𝑤𝑟𝑧𝑢𝑐𝑖 𝑓𝑖𝑙𝑚𝑖𝑘 𝑑𝑜 𝑠𝑖𝑒𝑐𝑖? 𝐾𝑖𝑒𝑑𝑦 𝑜𝑠𝑖ą𝑔𝑛ę𝑙𝑖ś𝑚𝑦 𝑡𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑑𝑛𝑜?
𝐷𝑜𝑡𝑘𝑛ąć 𝑔𝑤𝑖𝑎𝑧𝑑 to wyjątkowa książka, zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory czytałam. Opowiada historię dwójki ludzi, którzy postanowili zakończyć swój żywot, a...
2024-01-03
𝗣𝗿𝗮𝘄𝗱𝗮 𝗶 𝘇𝘆𝘀𝗸
Gdzie są duże pieniądze, są także duże pokusy. Rynek farmaceutyczny to ogromne pieniądze, a co za tym idzie, od dawna trwa ostra i bezpardonowa walka o klienta. Budzą te działania wiele wątpliwości i dają pole do popisu wszelkim spekulacjom i teoriom spiskowym. Wystarczy włączyć telewizor na jakikolwiek kanał, a od razu zostajemy zasypani dziesiątkami reklam cudownych specyfików, które mają nam zapewnić zdrowie i wieczną młodość, a producentom odpowiednie liczby na koncie. Tytuł książki kojarzy się jednoznacznie z tekstem, który każdy z nas znajdzie na ulotce załączonej do leku. Niekorzystne, niepożądane i niezamierzone działanie, które jednak może wystąpić, więc już wiecie, dlaczego tak brzmi tytuł tej książki, po prostu będziecie ją czytać na własną odpowiedzialność, przed czym autor ostrzegał. 𝐷𝑧𝑖𝑎ł𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑜żą𝑑𝑎𝑛𝑒 to znakomity thriller medyczny, w którym autor przedstawił mroczne środowisko farmaceutyczne i ich niepokojące poczynania, pokazał, jak działają przedstawiciele handlowi. Nie ma w powieści wyszukanych i fachowych opisów, co działa na jej plus, bo nie każdy się na tym zna, za to fabuła thrillera obfituje w zwroty akcji, intrygujące poszlaki i fałszywe tropy, które cały czas utrzymują w napięciu. 𝐷𝑧𝑖𝑎ł𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑜żą𝑑𝑎𝑛𝑒 czyta się z ogromną przyjemnością i dużym zainteresowaniem od samego początku, aż do zaskakującego finału.
Przerażające sny i zaniki pamięci powodują, że Maria Drzewiecka budzi się codziennie przepełniona lękiem. Żyje cały czas między snem a jawą bowiem męczona koszmarami, boi się zasnąć, bo w każdym niemal śnie ktoś usiłuje ją zabić. W Vigorei luksusowym domu seniora umieścił ją syn Adam, który nie jest w stanie zajmować się niedołężniejącą matką i zapewnić jej należytej opieki, lecz kobieta nie czuje się tu komfortowo i bezpiecznie.
Adam prowadzi sieć dobrze prosperujących aptek i burzliwe życie erotyczne. Jest niedawno rozwiedzionym facetem, który jednak nie potrafi cieszyć się życiem, bo od pewnego czasu czuje, że wokół jego szyi zaciska się jakaś niewidzialna pętla. Matka zdaje się tracić rozum, leki, które jej zapisano, budzą w nim niepokój, była żona, chce dokonać na nim zemsty, kochanka ulega wypadkowi, a w jej samochodzie policja znajduje sporą kwotę pieniędzy i specyfiki, które z całą pewnością pochodzą z jego apteki, ktoś go obserwuje, a chłopak, który okradł jedną z jego aptek, został zamordowany.
Dodatkowo bezdomna staruszka ujawnia Adamowi nieznane fakty z życia jego rodziców. W wydaje mu się, że oboje z matką znaleźli się w sytuacji rodem z Matrixa. Adam zaczyna obawiać się o swoje życie i nawet gdy wsiada do samochodu, z niepokojem rozgląda się po parkingu. Nie wie, co budzi w nim większy lęk. Zbir nasłany przez byłą żonę, czy opowieść staruszki, która w piętnaście minut nakreśliła obraz życia jego rodziny, które wyglądało zupełnie inaczej, niż zapamiętał. Adam czuje, że zaczyna tracić kontrolę nad sytuacją i nie może pojąć, jak do tego doszło, że znalazł się w tak absurdalnej sytuacji. Zaledwie dwa tygodnie temu bawił się z kumplem w najlepsze, zmieniając panienki jak rękawiczki, a teraz dostaje gęsiej skórki na samą myśl o tym, że ma wyjść z mieszkania. Potęguje się w nim irracjonalny strach o matkę, bo coraz bardziej jest przekonany, że przebywanie w luksusowym ośrodku opieki Vigorea wcale dla niej nie jest dobre. Gdy zaczyna dociekać prawdy, w jego otoczeniu zaczynają się dziać rzeczy rodem z filmu sensacyjnego. Kto i dlaczego go prześladuje?
Życie mężczyzny jest zagrożone, ale znajomy policjant, który bardzo chciałby mu pomóc, nie za bardzo może to zrobić, bo policję obowiązują przepisy i procedury, w przeciwieństwie do ludzi, którzy czyhają na Adama. On nie może uwierzyć w to, co się dzieje, bo jeszcze kilka dni temu jego największym zmartwieniem były leki z upływającym terminem ważności, a teraz musi walczyć o przetrwanie i odpierać fałszywe oskarżenia.
𝐷𝑧𝑖𝑎ł𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑛𝑖𝑒𝑝𝑜żą𝑑𝑎𝑛𝑒 to świetna rozrywka na bardzo wysokim poziomie. Gratuluję autorowi pomysłu i jego realizacji. Przez 640 stron nieustannie utrzymywał moją uwagę i zapewniał wzrost adrenaliny. Pomimo że wprowadził do fabuły sporo postaci i mnóstwo wątków, a dodatkowo tak wiele się dzieje, nie spowodowało to chaosu i zagubienia, a wprost przeciwnie wszystko się idealnie spina. Obok siebie zamiennie funkcjonują sceny spokojne i statyczne, przeplatane dynamicznymi i pełnymi akcji. Thomas Arnold doskonale wykreował wszystkie postacie, ale na największą uwagę zasługuje niecodzienny team śledczych, którzy darzą się godną podziwu przyjaźnią bez podtekstów.
Oprócz wspaniałej sensacyjnej fabuły autor zaserwował swojemu odbiorcy gorzką pigułkę. Najbardziej luksusowy dom starców nie zaspokoi bowiem potrzeb starego człowieka, odstawionego na boczny tor. Zasłanianie się brakiem czasu, nie są dostatecznym wytłumaczeniem na bezduszne zachowanie wobec swoich bliskich. Wykwalifikowany personel, choćby nie wiem, jak się starał, nie zastąpi więzi z najbliższymi, a podopieczni tak naprawdę są zostawieni samym sobie. "Starych drzew się nie przesadza", to ludowe porzekadło idealnie oddaje sytuację starego człowieka oddanego pod opiekę obcym ludziom.
Adam w końcu dowiaduje się, jak wyglądało prawdziwe życie jego rodziców. Było dalekie od tego, jakie na co dzień kreowała matka, próbująca zachować pozory. Czy Adam wyjdzie obronną ręką z patowej sytuacji, w jakie się znalazł?
𝑍𝑎𝑙𝑒ż𝑦 𝑜𝑑 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘𝑎. 𝑁𝑖𝑒𝑘𝑡ó𝑟𝑧𝑦 𝑢𝑟𝑧ą𝑑𝑧ą 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑤 𝑝𝑖𝑒𝑘𝑙𝑒, 𝑎 𝑖𝑛𝑛𝑖 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑏ę𝑑ą 𝑠𝑖ę 𝑐𝑧𝑢𝑙𝑖 ź𝑙𝑒 𝑤 𝑜𝑏𝑐𝑦𝑚 𝑚𝑖𝑒𝑗𝑠𝑐𝑢.
𝗣𝗿𝗮𝘄𝗱𝗮 𝗶 𝘇𝘆𝘀𝗸
Gdzie są duże pieniądze, są także duże pokusy. Rynek farmaceutyczny to ogromne pieniądze, a co za tym idzie, od dawna trwa ostra i bezpardonowa walka o klienta. Budzą te działania wiele wątpliwości i dają pole do popisu wszelkim spekulacjom i teoriom spiskowym. Wystarczy włączyć telewizor na jakikolwiek kanał, a od razu zostajemy zasypani dziesiątkami reklam...
2024-01-05
𝗦𝘇𝗮𝗰𝗵 – 𝗺𝗮𝘁
𝑍ł𝑜 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑐𝑖ę 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑦𝑘𝑎, 𝑙𝑒𝑐𝑧 𝑡𝑜, 𝑐𝑜 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖𝑠𝑧 𝑧 𝑡𝑦𝑚 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚. – Epiktet
𝑁𝑎𝑝𝑜𝑙𝑒𝑜𝑛 𝑚ó𝑤𝑖ł, ż𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑎 𝑓𝑖𝑔𝑢𝑟𝑎 𝑟𝑒𝑡𝑜𝑟𝑦𝑐𝑧𝑛𝑎: 𝑝𝑜𝑤𝑡𝑎𝑟𝑧𝑎𝑛𝑖𝑒. 𝐷𝑧𝑖ę𝑘𝑖 𝑝𝑜𝑤𝑡𝑎𝑟𝑧𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑤𝑦𝑝𝑜𝑤𝑖𝑎𝑑𝑎𝑛𝑒 𝑝𝑜𝑔𝑙ą𝑑𝑦 𝑝𝑟𝑧𝑒n𝑖𝑘𝑎𝑗ą 𝑑𝑜 𝑑𝑢𝑠𝑧𝑦 𝑡ł𝑢𝑚𝑢, 𝑎 𝑤 𝑘𝑜ń𝑐𝑢, 𝑐𝑧𝑦 𝑠ą 𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑎𝑛𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒, 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑗ą 𝑢𝑧𝑛𝑎𝑛𝑒 𝑧𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑑𝑙𝑒𝑔𝑎𝑗ą𝑐ą 𝑑𝑦𝑠𝑘𝑢𝑠𝑗𝑖 – Le Bon - Psychologia tłumu.
Artur Żurek w swojej najnowszej książce dokonał psychologicznej analizy zachowania tłumu. Autor wykazał się doskonałą wiedzą na ten temat i znakomicie wykorzystał ją w Ł𝑢𝑐𝑧𝑛𝑖𝑘𝑢. Pokazuje, jak łatwo ludzie ulegają sugestiom i stają się bezwolnymi marionetkami w cudzych rękach. Strach przed nieznanym spowodowany przez nieuchwytnego mordercę powodują u niektórych irracjonalne zachowanie, u innych chęć wzbogacenia się, bo w nietypowej sytuacji zwietrzyli możliwość łatwego zarobku na gadżetach mającymi rzekomo zapewnić bezpieczeństwo, a wisienką na torcie jest zachowanie władz w sytuacji kryzysowej. Ludzi posiadających władzę i wielki prestiż, nie martwią działania psychopaty, bardziej boją się utraty ciepłych posadek, więc robią wszystko by nie dopuścić do osłabienia swojej pozycji.
Henryk Zamroz mieszka teraz w Warszawie i wiedzie spokojne życie od posiłku do posiłku. Nie ma ochoty pisać kolejnej książki, bo życie bez presji zupełnie mu odpowiada. Na Warszawę zasypaną śniegiem i skutą mrozem, pada blady strach. Po ulicach miasta zaczyna grasować bezwzględny morderca, strzelający z łuku do ludzi jak do kaczek. Henryk Zamroz w tę niecodzienną sytuację zostaje wplątany zupełnie przypadkowo, grywa bowiem w szachy z głównym podejrzanym. Wiedziony ciekawością, dodatkowo zmanipulowany przez policję rozpoczyna swoje prywatne śledztwo, które prowadzi go prostą drogą ku niebezpieczeństwu.
Nietypowy morderca, nietypowe narzędzie zbrodni i przypadkowe ofiary. Bezradna policja i przerażeni politycy, bo bardziej niż ofiarami Łucznika, przejęci są walką o władzę. Warszawiaków paraliżuje lęk o życie, a polityków perspektywa możliwości utracenia stołków. Łucznik tymczasem popełnia kolejne zbrodnie i jest nieuchwytny. Czuje się panem życia i śmierci, bo jest przekonany o swojej nieomylności. Autor chwilami pozwala wejść w umysł psychopaty, więc bez trudu nadąża się za jego tokiem rozumowania, bez możliwości zidentyfikowania kim jest. 𝑂𝑑 𝑑𝑎𝑤𝑛𝑎 𝑤𝑖𝑒𝑚, 𝑗𝑎𝑘 ł𝑎𝑡𝑤𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖 𝑜𝑠𝑧𝑢𝑘𝑖𝑤𝑎ć, 𝑝𝑜𝑑𝑎𝑤𝑎ć 𝑠𝑖ę, 𝑧𝑎 𝑘𝑜𝑔𝑜 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑐ℎ𝑐𝑒. 𝑇𝑒𝑛 𝑡ł𝑢𝑚 𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦 𝑤𝑒 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜, 𝑐𝑜 𝑚𝑢 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑑𝑎. 𝐵𝑦𝑙𝑒𝑏𝑦 ł𝑎𝑑𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑝𝑎𝑘𝑜𝑤𝑎𝑛𝑒 𝑖 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑚𝑢𝑠𝑧𝑎ć 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖 𝑑𝑜 𝑚𝑦ś𝑙𝑒𝑛𝑖𝑎. 𝑁𝑎𝑗𝑡𝑟𝑢𝑑𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑖𝑚 𝑢𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑤 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę, 𝑧𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑒ć 𝑡𝑜, 𝑐𝑜 𝑜𝑐𝑧𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑒 𝑖 𝑑𝑜𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑐 𝑡𝑜, 𝑐𝑜 𝑚𝑎𝑗ą 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑 𝑜𝑐𝑧𝑎𝑚i. 𝑆ą 𝑔ł𝑢𝑠𝑖, ś𝑙𝑒𝑝𝑖, 𝑔ł𝑢𝑝𝑖, 𝑎𝑙𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑘𝑜𝑛𝑎𝑛𝑖 𝑜 𝑠𝑤𝑒𝑗 𝑚ą𝑑𝑟𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑘𝑙𝑖𝑤𝑜ś𝑐𝑖. 𝐷𝑙𝑎𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑚𝑢𝑗ą 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜, 𝑐𝑜 𝑚𝑖𝑒ś𝑐𝑖 𝑠𝑖ę 𝑤 𝑖𝑐ℎ 𝑤𝑦𝑜𝑏𝑟𝑎ż𝑒𝑛𝑖𝑎𝑐ℎ, 𝑎 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜𝑐𝑧𝑒ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑎𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑎 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑖𝑒𝑚𝑢, 𝑐𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑜𝑑𝑙𝑒𝑔ł𝑒 𝑜𝑑 𝑖𝑐ℎ 𝑝𝑜𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑔𝑎𝑛𝑖𝑎 ś𝑤𝑖𝑎𝑡𝑎, 𝑛𝑎𝑤𝑒𝑡 𝑗𝑒ż𝑒𝑙𝑖 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑜 𝑜𝑐𝑧𝑦𝑤𝑖𝑠𝑡𝑒.
Presja, by zakończyć śledztwo sukcesem, przeradza się w polowanie na czarownice. Nie ważne jak, nieważne kogo, byleby społeczeństwo zobaczyło, jak dzielna i mądra jest policja. Trzeba tylko złapać kandydata na zabójcę, który w świetle reflektorów pójdzie siedzieć. Wszystko się będzie zgadzać, wszyscy będą zadowoleni, oprócz osadzonego. A, że morderca czuje się bezkarny i znów zabije? Łatwo taką sytuację wyjaśnić. Pojawił się naśladowca albo morderca miał wspólnika. Trzeba coś zrobić, zanim 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ 𝑧𝑎𝑐𝑧𝑛𝑖𝑒 𝑟𝑧ą𝑑𝑧𝑖ć 𝑙𝑢𝑑ź𝑚𝑖, 𝑎 𝑡ł𝑢𝑚 𝑚𝑖𝑎s𝑡𝑒𝑚.
Udział policjanta w śledztwie, które ma prywatne animozje do podejrzanego, zaciemniają prawdziwy obraz sprawy. Sposób w jaki traktuje się osadzonego przez organy ścigania woła o pomstę do nieba. Na użytek fabuły autor zapewne przerysował tę sytuację. A może jednak nie? Perspektywa utraty intratnej posadki popycha ludzi do podłych działań. Dla poklasku społecznego, ochrony własnego stołka, zamiast ścigać prawdziwego mordercę, łatwiej jest aresztować i wsadzić za kratki niewinnego człowieka. 𝑊𝑦𝑚𝑖𝑎𝑟 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑒𝑑𝑙𝑖𝑤𝑜ś𝑐𝑖 𝑡𝑜 𝑠𝑦𝑠𝑡𝑒𝑚, 𝑤 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑚 𝑛𝑖𝑒𝑠𝑡𝑒𝑡𝑦 𝑧𝑏𝑦𝑡 𝑑𝑢ż𝑜 𝑚𝑎𝑗ą 𝑑𝑜 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑖 𝑖𝑐ℎ 𝑒𝑚𝑜𝑐𝑗𝑒.
Artur Żurek prowadzi z czytelnikiem inteligentną rozgrywkę niczym świetną partię szachów. Doskonale prowadzona gra wyprowadzi w pole nawet najbardziej wytrawnego gracza. Świetnie skonstruowana fabuła, doskonałe dialogi i dynamiczna akcja nie pozwalają odłożyć książki, aż do ostatniej strony. W zasadzie mordercę ma się na wyciągnięcie ręki, ale autor tak sprytnie manipuluje czytelnikiem, podobnie jak policja Zamrozem, że w momencie, gdy wydaje się znana tożsamość winowajcy, następuje gwałtowny zwrot.
Ł𝑢𝑐𝑧𝑛𝑖𝑘 to druga część z Henrykiem Zamrozem w roli głównej. Z poprzednią częścią 𝑆𝑡𝑟𝑧𝑦𝑔𝑜ń łączy go jedynie postać głównego bohatera, pisarza kryminałów. Ł𝑢𝑐𝑧𝑛𝑖𝑘 idealnie wpasował się w mój gust czytelniczy, cechuje go doskonała i dynamiczna narracja, świetna intryga, ale najbardziej zachwycił mnie sposób przedstawienia przez Artura Żurka społeczności dużej aglomeracji sparaliżowanej strachem przed seryjnym mordercą. Autor świetnie przedstawia schemat narastania napięcia i paniki. Idealnie kreśli obraz ludzi przerażonych nieznanym, którzy zrobią wszystko, by się ocalić i tych, którzy w takiej sytuacji zwietrzyli sposób łatwego wzbogacenia się. Okazuje się, że tak nie wiele trzeba by doprowadzić do wybuchu paniki. Przed oczami mam niedawną sytuację w naszym kraju, o czym autor też delikatnie wspomina. Stworzenie sytuacji zagrożenia daje możliwość rozgrywek zarówno na polu prywatnym, jak i politycznym. Doskonale przedstawione sytuacje, gdy jedna grupa dyletantów, spiera się z drugą grupą im podobnych, a ofiarami ich ignorancji, jak zawsze zostaną zwykli ludzie. 𝑃𝑒𝑤𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑟ó𝑐𝑖 𝑑𝑜 𝑡𝑎𝑘 𝑧𝑤𝑎𝑛𝑒𝑗 𝑛𝑜𝑟𝑚𝑎𝑙𝑛𝑜ś𝑐𝑖. […] Ś𝑙𝑎𝑑 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎𝑘 𝑝𝑜𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒. 𝐽𝑎𝑘 𝑝𝑜 𝑘𝑎ż𝑑𝑦𝑚 𝑑𝑜ś𝑤𝑖𝑎𝑑𝑐𝑧𝑒𝑛𝑖𝑢.
Autor perfekcyjnie odmalował narastający strach i panikę w mieście, bezradność służb oraz bezmyślne zachowanie polityków. Konwersacje tych u sterów, próby wymyślenia przez nich czegoś na siłę, nieudolne posunięcia, które do niczego nie prowadzą to istny majstersztyk. Dezinformacja i rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji doprowadzają do tego, że nawet najbliżsi wzajemnie się podejrzewają.
Ł𝑢𝑐𝑧𝑛𝑖𝑘 jako całość bardzo mi się podobał, ale mój największy podziw wywołał sposób, w jaki Artur Żurek ukazuje ludzi i ich zachowania w warunkach ekstremalnych. Szczypta polityki, nieporadnych działań policji, dużo psychologii tłumu, wciągająca intryga, świetne dialogi, dodatkowo okraszone inteligentnym humorem sprawiły, że Ł𝑢𝑐𝑧𝑛𝑖𝑘 to nietuzinkowy kryminał napisany na bardzo wysokim poziomie, który warto przeczytać i zastanowić się nad tym, jak łatwo dajemy się oszukać i sobą manipulować.
Może fabuła Ł𝑢𝑐𝑧𝑛𝑖𝑘𝑎 wydaje się oderwana od rzeczywistości, ale czy aż tak nieprawdopodobna?
𝑂 𝑡𝑜 𝑤ł𝑎ś𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑖 𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖. 𝑁𝑖𝑒𝑐ℎ 𝑧𝑤𝑎𝑟𝑖𝑢𝑗ą, 𝑛𝑖𝑒𝑐ℎ 𝑔ł𝑢𝑝𝑖𝑒𝑗ą, 𝑟𝑧𝑢𝑐𝑎𝑗ą 𝑠𝑖ę 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑑𝑜 𝑔𝑎𝑟𝑑𝑒ł. 𝐵𝑖𝑗ą 𝑖 𝑧𝑎𝑏𝑖𝑗𝑎𝑗ą 𝑛𝑎𝑤𝑧𝑎𝑗𝑒𝑚. 𝐽𝑒𝑑𝑛𝑎 ℎ𝑜ł𝑜𝑡𝑎. 𝐵𝑒𝑧𝑤𝑜𝑙𝑛𝑖 𝑝𝑜𝑙𝑖𝑐𝑗𝑎𝑛𝑐𝑖, 𝑏𝑒𝑧𝑘𝑎𝑟𝑛𝑖 𝑏𝑎𝑛𝑑𝑦𝑐𝑖 𝑖 𝑜𝑔ł𝑢𝑝𝑖𝑎ł𝑦 𝑡ł𝑢𝑚.
𝗦𝘇𝗮𝗰𝗵 – 𝗺𝗮𝘁
𝑍ł𝑜 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒, 𝑘𝑡ó𝑟𝑒 𝑐𝑖ę 𝑠𝑝𝑜𝑡𝑦𝑘𝑎, 𝑙𝑒𝑐𝑧 𝑡𝑜, 𝑐𝑜 𝑧𝑟𝑜𝑏𝑖𝑠𝑧 𝑧 𝑡𝑦𝑚 𝑧𝑑𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚. – Epiktet
𝑁𝑎𝑝𝑜𝑙𝑒𝑜𝑛 𝑚ó𝑤𝑖ł, ż𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑎 𝑓𝑖𝑔𝑢𝑟𝑎 𝑟𝑒𝑡𝑜𝑟𝑦𝑐𝑧𝑛𝑎: 𝑝𝑜𝑤𝑡𝑎𝑟𝑧𝑎𝑛𝑖𝑒. 𝐷𝑧𝑖ę𝑘𝑖 𝑝𝑜𝑤𝑡𝑎𝑟𝑧𝑎𝑛𝑖𝑢 𝑤𝑦𝑝𝑜𝑤𝑖𝑎𝑑𝑎𝑛𝑒 𝑝𝑜𝑔𝑙ą𝑑𝑦 𝑝𝑟𝑧𝑒n𝑖𝑘𝑎𝑗ą 𝑑𝑜 𝑑𝑢𝑠𝑧𝑦 𝑡ł𝑢𝑚𝑢, 𝑎 𝑤 𝑘𝑜ń𝑐𝑢, 𝑐𝑧𝑦 𝑠ą 𝑟𝑜𝑧𝑢𝑚𝑖𝑎𝑛𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑛𝑖𝑒, 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑗ą 𝑢𝑧𝑛𝑎𝑛𝑒 𝑧𝑎 𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑜𝑑𝑙𝑒𝑔𝑎𝑗ą𝑐ą 𝑑𝑦𝑠𝑘𝑢𝑠𝑗𝑖 – Le Bon - Psychologia tłumu.
Artur Żurek w...
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗽𝗼𝘀𝘇𝘂𝗸𝗶𝘄𝗮𝗻𝗶𝘂 ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗮
Joanna Tekieli to kolejna autorka, której twórczość jest znana i lubiana, a ja niestety nie czytałam jeszcze żadnej z jej książek. Joanna Tekieli przeważnie pisze powieści obyczajowe o życiu, bo czerpie pomysły z otaczającej ją rzeczywistości. W jednym z wywiadów z autorką przeczytałam, że inspiracją do pisania książek dla niej jest przyroda, a także silne kobiety, które świetnie potrafią „ogarniać” rzeczywistość, a trzema najważniejszymi rzeczami w życiu pisarki to komputer, kawa i cisza (to stwierdzenie jest mi bardzo bliskie, bo w życiu blogerki jest podobnie).
𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 zachwyciło mnie od samego początku językiem, bohaterami, fabułą i ciepłym klimatem. Sielska okładka kryje w sobie niesamowitą historię pełną emocji. Autorka powoli z niezwykłą czułością snuje niezwykłą opowieść o poszukiwaniu szczęścia, prawdziwej przyjaźni, walce z traumą, a także o przebaczaniu i uwalnianiu się z negatywnych uczuć. Powieść momentami bardzo smutna, ale nie pozbawiona nadziei. Joanna Tekieli stawia bohaterów na wspólnej drodze i chociaż żadne z nich nie jest wolne od problemów, to wspólnie po zjednoczeniu sił mogą wzajemnie sobie pomóc.
Niejednokrotnie z jakiś powodów postanawiamy diametralnie zmienić swoje życie w myśl zasady „rzuć wszystko i jedź w Bieszczady”. To stwierdzenie stało się synonimem wszelkich zmian w życiu, które czasem są nieuniknione. Bohaterka 𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑎 Nina jest życiowym rozbitkiem, wciąż nękają ją demony przeszłości, więc decyduje się na podjęcie radykalnych kroków z dnia na dzień. Odchodzi z pracy, sprzedaje mieszkanie i rusza w trasę, by szukać swojego miejsca na ziemi. Nina chciała schować się przed wszystkimi na końcu świata, ale los zdecydował inaczej. Autobus, którym jedzie, ulega awarii w przypadkowym miejscu. A może nie? Być może właśnie tu i teraz dziewczyna miała osiąść na dłużej, a może na zawsze? Może ktoś wie lepiej i to miejsce wcale nie jest przypadkowe? Miała znaleźć się tu i teraz, poznać ludzi, którzy tu mieszkają. Nina nie wierzy w przypadki, czuje, że los po coś ją skierował do Dębowego Uroczyska.
W poszukiwaniu noclegu Nina trafia do pensjonatu, prowadzonego przez parę młodych mieszczuchów, którzy odziedziczyli dom po wujku i zakochali się w tym miejscu od pierwszej chwili. Niestety brak im doświadczenia i sama pasja oraz pomysł nie wystarczą, by potrafili właściwie zarządzać pensjonatem, w związku z czym nie wielu gości go odwiedza. Nina od pierwszej chwili zaprzyjaźnia się z gospodarzami i czuje, że to może być jej miejsce na ziemi, którego tak szukała i będzie mogła się tu zakotwiczyć na dłuższy czas albo nawet na zawsze. Wspólny język znajduje także z rezydentem pensjonatu, który podobnie jak ona szuka w życiu swojego miejsca.
Nina postanawia pomóc sympatycznej parze w rozkręceniu biznesu. Pomimo iż wciąż walczy z upiorami w swojej psychice, to wydaje się jej, że dzięki temu miejscu i mieszkającym tu ludziom, stopniowo się wycisza. Wyzwania i kontakt z naturą zawsze przynoszą człowiekowi pożytek. W codziennej gonitwie nie jesteśmy w stanie wsłuchać się w głos swego serca i reagować na ostrzeżenia, zanim dotrzemy do ściany. Gdy wsłuchamy się w swoje wnętrze, los zaprowadzi nas tam, gdzie jesteśmy najbardziej potrzebni, gdzie znajdziemy właściwe miejsce, odpowiednich ludzi, którzy nam pomogą, albo my będziemy mogli komuś pomóc.
𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 to przepiękna powieść o przyjaźni, miłości, śmierci i o wspomnieniach. Opowiada o samotności i o tym, co może dać obecność drugiego człowieka. Ta książka pojawiła się u mnie w odpowiedniej chwili, żeby dodać mi otuchy, przywrócić wiarę w drugiego człowieka. Opisana w niej historia pokazała mi, że nie jesteśmy sami, tylko trzeba się rozejrzeć dookoła i w odpowiedniej chwili poprosić o pomoc. Nigdy nie jest tak, żeby nie można było znaleźć wyjścia z jakiejś sytuacji. 𝑆𝑘𝑜𝑟𝑜 𝑟𝑎𝑧 𝑠𝑖ę 𝑢𝑑𝑎ł𝑜, 𝑢𝑑𝑎 𝑠𝑖ę 𝑗𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑟𝑎𝑧.
Nina sądziła, że to miejsce, o którym coraz częściej myśli, jak o domu, pomoże definitywnie wypędzić jej demony. Nie jest to jednak łatwe, gdyż każdy głośniejszy dźwięk, nieprzewidziana sytuacja wywołuje w niej ataki paniki. Nadal nie potrafi podzielić się z przyjaciółmi tym, co spotkało ją w przeszłości. Myślała, że wszystko już przepracowała, niestety wciąż wszystko w niej siedzi. We wspomnieniach wraca do przeszłości, a poczucie winy dalej jej nie opuszcza.
𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑒 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑜 to przepiękna powieść o tym, że po każdej burzy świeci słońce i że jeśli ma się wsparcie kochających osób, można pokonać wszelkie przeciwności losu. Zamykanie swoich demonów w klatce na nie wiele się zda, bo i tak niepostrzeżenie się wydostaną. Trzeba im się przeciwstawić i pokonać raz na zawsze. W każdym mroku pojawi się kiedyś maleńkie światełko nadziei. Trzeba ruszyć w jego kierunku i nie oglądać się za siebie, a upiory tkwiące w psychice pokonać i zakopać głęboko pod ziemią. A przede wszystkim rozmawiać z innymi, bo czasem jedna szczera rozmowa może zmienić wszystko.
Joanna Tekieli stworzyła wciągającą i wzruszającą historię. Z ogromną czułością opowiada o kobiecie, która w życiu nie miała łatwo i za swoje wybory zapłaciła wysoką cenę. Być może jedną z najwyższych, a teraz zmaga się z zespołem stresu pourazowego. W jej głowie wciąż na nowo odtwarzają się obrazy tragicznych zdarzeń, w których brała udział, dręczą ją koszmary senne i poczucie winy. Czy pozostawienie dotychczasowego życia i przeprowadzka w nieznane miejsce było dobrym pomysłem? Czy decyzja o wyjeździe nie było jedynie potrzebą chwili, zwykłym kaprysem, którego pożałuje?
Pensjonat, mieszkający w nim ludzie i zwierzęta, a także otoczenie przyrody to miejsce, w którym z największą przyjemnością zamieszkałabym sama. Jestem oczarowana 𝐷ę𝑏𝑜𝑤𝑦𝑚 𝑈𝑟𝑜𝑐𝑧𝑦𝑠𝑘𝑖𝑒𝑚, w którym zachwyciło mnie dosłownie wszystko. Świetna fabuła piękny język, znakomicie wykreowani bohaterowie oraz niesamowite i klimatyczne opisy przyrody, które dopełniają całości. Ta niecodzienna historia niespodziewanie się urywa, teraz nie pozostaje mi nic innego jak czekać na ciąg dalszy.
𝐽𝑒ś𝑙𝑖 𝑏ę𝑑𝑧𝑖𝑒𝑠𝑧 𝑧𝑎𝑚𝑖𝑎𝑡𝑎ć 𝑝𝑟𝑜𝑏𝑙𝑒𝑚𝑦 𝑝𝑜𝑑 𝑑𝑦𝑤𝑎𝑛, 𝑤 𝑘𝑜ń𝑐𝑢 𝑢𝑟𝑜ś𝑛𝑖𝑒 𝑧 𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑡𝑎𝑘𝑎 𝑔ó𝑟𝑎, ż𝑒 𝑠𝑖ę 𝑛𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑗 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑤𝑟ó𝑐𝑖𝑠𝑧
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗪 𝗽𝗼𝘀𝘇𝘂𝗸𝗶𝘄𝗮𝗻𝗶𝘂 ś𝘄𝗶𝗮𝘁ł𝗮
więcej Pokaż mimo toJoanna Tekieli to kolejna autorka, której twórczość jest znana i lubiana, a ja niestety nie czytałam jeszcze żadnej z jej książek. Joanna Tekieli przeważnie pisze powieści obyczajowe o życiu, bo czerpie pomysły z otaczającej ją rzeczywistości. W jednym z wywiadów z autorką przeczytałam, że inspiracją do pisania książek dla niej jest...