-
Artykuły6 książek o AI przejmującej władzę nad światemKonrad Wrzesiński20
-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać316
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
Biblioteczka
2024-04-21
2024-04-19
Odkąd w ubiegłym roku przeczytałam po raz pierwszy książkę Sylwii Chutnik , a niedawno kolejną, pozostaję pod urokiem jej prozy. Wzięłam więc z biblioteki “Smutek cinkciarza” nie dla tytułu, przywołującego lata PRL-u, które dobrze pamiętam, nie dla serii (którą skądinąd znam i cenię), ale właśnie dla autorki.
Pani Chutnik po raz kolejny pokazuje postać, która wymyka się społecznej presji, stereotypom i dezyderatom. Nie wpasowuje się w zuniformizowane komunistyczne społeczeństwo. I znowu świetnie jej to wychodzi.
Nie jest to reportaż ani dokument, ale fabularyzowana opowieść oparta jednakże na prawdziwych faktach. Autorka (ur. 1979) zdobywała wiadomości również z pierwszej ręki, od rodziców i babci, którym dedykuje książkę.
Życiowe sukcesy, rozterki i problemy tytułowego bohatera - Wiesława R. - opisane w pierwszej osobie i znakomicie stylizowane czyta się szybko, lekko, czasem z uśmiechem, czasem z lekkim zażenowaniem, a często ze współczuciem i niestety politowaniem. Autorka wprowadza nas w każdy aspekt życia, nawet najbardziej intymny. To nie tylko portret cinkciarza – cwaniaka, króla życia i imprezowicza - ale też syna, męża i ojca. Jego życiowa filozofia pełna jest skrajności. Z jednej strony oszukuje klientów pod PEWEX-ami, robi lewe interesy, korumpuje i kłamie, a z drugiej bardzo kocha i szanuje najbliższych, bo najważniejsza jest dla niego rodzina i zabezpieczenie jej bytu.
Czuć klimat tamtych lat, chorej gospodarki, w której albo stoi się tygodniami pod sklepem, albo kombinuje. Autorka nie koncentruje się jednak jedynie na pracy i nadludzkich staraniach o zwykły byt, ale i na rozrywkach, jakie w tamtych latach królowały. Dancingi, nocne imprezy, hektolitry alkoholu, a wszystko okraszone fragmentami peerelowskich szlagierów.
Zachwycająca precyzja w odtwarzaniu wszystkich realiów codziennego życia dla wielu starszych czytelników będzie powrotem do lat młodości, dla młodszych lekcją historii, jakiej nie ma w podręcznikach.
Po tej lekturze, od dwóch dni, godzinami słucham starego hitu “Jak się masz, kochanie” zespołu Happy End😊
Odkąd w ubiegłym roku przeczytałam po raz pierwszy książkę Sylwii Chutnik , a niedawno kolejną, pozostaję pod urokiem jej prozy. Wzięłam więc z biblioteki “Smutek cinkciarza” nie dla tytułu, przywołującego lata PRL-u, które dobrze pamiętam, nie dla serii (którą skądinąd znam i cenię), ale właśnie dla autorki.
Pani Chutnik po raz kolejny pokazuje postać, która wymyka się...
2024-04-14
“Przeszłości czasami trzeba stawić czoło. Inaczej nie pozwoli nam uciec. Przeszłość jest jak kotwica”.
Wstyd, że dotąd nie czytałam Małeckiego. Z ilości opinii o książce wnioskuję, że jest popularny, jeśli nie rozchwytywany. I pewnie nie jest trudno się z tym nie zgodzić, bo “wykonanie” opowieści o żałobnicy z Torunia to, według mnie, prawdziwy majstersztyk. Chodzi mi jednak o kwestie konstrukcyjne i językowe. Trzy warstwy czasowe, detalicznie oddane odczucia bohaterki, narracja pierwszoosobowa, świetny klimat, mroczny i duszny, mnogość krótkich zdań, niedopowiedzenia, tajemnice, powolne odkrywanie przeszłości w kolejnych scenach niczym klatki taśmy filmowej... To sprawia, że chce się czytać, a potrzeba dotarcia do prawdy staje się paląca i trudno odłożyć książkę. Zarwałam noc, by po pięciu godzinach snu, z samego rana, chłonąć ją od nowa... Tak, napisane to jest niewątpliwie świetnie. Do tego absolutnie perfekcyjnie oddane są realia społeczne, potwierdzające, że luksus i wygodne życie niekoniecznie są gwarancją szczęścia rodzinnego, a wieś, mimo zmian obyczajowych, tkwi w swoim konserwatyzmie i hipokryzji, chętnie stygmatyzując tych, którzy odstają w tym środowisku i takim postawom nie hołdują.
Jednak sama fabuła książki wydaje mi się zbyt wydumana, a zakończenie mało realne. Trochę trudno przyjąć za pewnik, że mąż grzebie w przeszłości żony aż dwadzieścia lat wstecz. I nie rozumiem absolutnie finalnej decyzji bohaterki. Dodatkowo pewne okoliczności ujrzały światło dzienne na ostatniej stronie, a szkoda, że nie zostały wcześniej rozbudowane.
Jako thriller psychologiczny jest to świetne, ale warstwa kryminalna zbytnio mnie nie zafascynowała.
I nie rozumiem, dlaczego żałobnica musi być suką. Wiem, że takie mocne słowa są dziś modne, że współczesna literatura podąża za codziennym językiem, ale ta “suka” była tu wyraźnie nadużywana. Niepotrzebnie.
Czy sięgnę po kolejne tytuły autora? Tak - dla klimatu i umiejętności budowania napięcia. A może trafię na lepszą historię kryminalną. Oby.
“Przeszłości czasami trzeba stawić czoło. Inaczej nie pozwoli nam uciec. Przeszłość jest jak kotwica”.
Wstyd, że dotąd nie czytałam Małeckiego. Z ilości opinii o książce wnioskuję, że jest popularny, jeśli nie rozchwytywany. I pewnie nie jest trudno się z tym nie zgodzić, bo “wykonanie” opowieści o żałobnicy z Torunia to, według mnie, prawdziwy majstersztyk. Chodzi mi...
2024-04-12
Podobnie jak w czytanym przez mnie niedawno “Medalionie z bursztynem” autorka podejmuje tu temat poszukiwania odpowiedzi na zagadki, które rozegrały się w czasie ostatniej wojny, a rzutowały na życie kilku kolejnych pokoleń. Tym razem w przededniu klęski powstania warszawskiego.
Śmierć szanowanego warszawskiego lekarza i jego żony w pożarze willi na Żoliborzu w końcówce września 1944 roku, a także tajemnicze zniknięcie ich starszej córki, uczestniczki powstania, stały się obsesją tej, która przeżyła gehennę wojny.
Młodsza córka, bo o niej mowa, poświęciła całe życie na odnalezienie odpowiedzi na pytania o tragiczne losy rodziny, angażując w to ryzykowne - jak na powojenną, komunistyczną rzeczywistość - przedsięwzięcie także swego męża, a potem córkę. Cień przeszłości nie dał o sobie zapomnieć przez kolejnych sześć dekad. Prywatne śledztwo uruchomiło całą lawinę dziwnych, tragicznych w skutkach wydarzeń, ale nie przyniosło jej, aż do nagłej i nieprzypadkowej śmierci, żadnych odpowiedzi. Co więcej poturbowało psychicznie jej jedyną córkę.
Anna Klejzerowicz stworzyła fenomenalnie skonstruowaną i bardzo emocjonalną opowieść, w której odrzucona wojenna miłość łatwo przerodziła się w nienawiść, doprowadziła do zbrodni, a próba jej ukrycia w kolejnych latach uruchomiła cały ciąg, tragicznych w skutkach, wydarzeń.
Historia sióstr z Żoliborza dowodzi, że opętanie poszukiwaniem prawdy nie zawsze przynosi ukojenie bólu i straty po najbliższych. Wyzwala złość, rozgoryczenie i dojmującą potrzebę zemsty. Staje się siłą niszczącą życie, prawdziwym przekleństwem...
Książka cudowna w każdym wymiarze. Wyzwalająca mnóstwo emocji, pokazująca oblicze człowieka w krytycznej sytuacji, opisująca siłę rodzinnych więzi, determinacji w dążeniu do odpowiedzi, a jednocześnie znakomicie oddająca klimat i rzeczywistość polityczną kilku epok. Wojennej, komunistycznej i tej po 89’roku (fabuła kończy się jakieś dziesięć lat temu). I żadna z nich nie zostaje poddana upiększeniu, ale wiernie oddaje nastroje społeczne tamtych lat, bez przebarwień, rzetelnie i obiektywnie.
Jednocześnie pokazuje inne - zwykłe, ludzkie oblicze powstańców warszawskich. Bez epatowania heroizmem. To byli przecież ludzie z krwi i kości, miotani uczuciami dobrymi i złymi, jak każdy. A przez to opowiedziana historia zyskuje całkiem spore prawdopodobieństwo.
Polecam fascynatom kryminałów z historią rodzinną w tle.
Podobnie jak w czytanym przez mnie niedawno “Medalionie z bursztynem” autorka podejmuje tu temat poszukiwania odpowiedzi na zagadki, które rozegrały się w czasie ostatniej wojny, a rzutowały na życie kilku kolejnych pokoleń. Tym razem w przededniu klęski powstania warszawskiego.
Śmierć szanowanego warszawskiego lekarza i jego żony w pożarze willi na Żoliborzu w końcówce...
2024-04-06
“– Widzisz – zaczął rycerz po krótkiej chwili milczenia – musisz być jak pancerz. Wszyscy musimy. Jak pancerze trzeba nam odbijać kamienie przez los w nas ciskane nieprzerwanie. Bez tego nawet najsilniejszy w końcu upadnie i zginie.”
Niewiele ponad tydzień temu otrzymałam od autora egzemplarz jego debiutanckiej powieści w postaci ebooka. Książki historyczne czytam od dzieciństwa i pałam do nich miłością po dziś dzień. To one zdeterminowały kierunek studiów i moje życie zawodowe.
Z wielką chęcią zanurzyłam się więc w fabułę osadzoną w latach 1521-1522 opisującą perypetie niejakiego Jana Godziemby z Broniowa, rycerza zaprawionego w ostatniej wojnie z Krzyżakami, dzierżawcy wsi Lgota nieopodal Częstochowy.
Jeśli chciałam poczuć prawdziwy powiew historii autor zapewnił mi go w całej rozciągłości. Największą bowiem zaletą tej książki jest znakomicie oddany klimat epoki widoczny nie tylko w detalach uzbrojenia, kuchni, strojów, zwyczajów, ale i pieczołowicie, i szeroko stosowanym staropolskim języku (za dbałość o wymogi ówczesnego języka dodaję gwiazdkę). Autor zadbał również o dokładne odtworzenie nie tylko szlacheckich zajazdów, potyczek i awantur w karczmach, co znamy z wielu utworów i filmów, ale i elementów mniej znanych powszechnie, jak treści klątw rzucanych przez Kościół (odtworzone na podstawie oryginalnego źródła), sposobu spisywania dzierżaw i sprzedaży majątków, czy też rozsądzania sporów przez starostów. Poprzez bohaterów drugoplanowych uwypuklił szeroko przekrój polskiego społeczeństwa, koncentrując się nie tylko na rozwarstwieniu szlachty, ale także zróżnicowanej pozycji mieszczan i chłopów. Nie pominął kwestii religijności, roli społecznej dostojników kościelnych i sposobów funkcjonowania zakonów. Rzadko kiedy współcześni pisarze tak dogłębnie dbają o najdrobniejsze szczegóły, opisując codzienne życie w dawnych wiekach. Dlatego narracja, bardzo mocno osadzona w realiach społecznych, ekonomicznych i kulturowych XVI wieku stanowić może nie lada gratkę dla miłośników historii.
Na historycznym tle rozgrywają się szlacheckie awantury, podróżnicze przygody (które zawiodą bohatera aż na Podole) i romanse. Z początku akcja wydaje się być niespieszna, ale potem nabiera tempa i los miota rycerzem Janem i jego druhami stawiając mu na drodze same kłody. Pasmo nieszczęść udaje mu się szczęśliwie przetrwać, choć nie bez szwanku. Daje jednak popis odwagi, bezkompromisowości i nieugiętej siły. Jest jak tytułowy pancerz, który niejedno przetrzyma. I taki pewnie był zamiar autora. Na przykładzie zwykłego rycerza, jakich rzesza była wtedy w Rzeczpospolitej, autor uwydatnił znaczenie honoru i godności, walki o dobre imię i woli przetrwania.
Jeśli oczekujecie tu jednak powszechnie znanych w XVI wieku person srodze się zawiedziecie. Król Zygmunt jest jedynie wspomniany, podobnie jak kanclerze czy inni dostojnicy. To opowieść o zwykłych obywatelach, tylko w innych historycznie czasach. Ale przez to powieść staje się czytelnikowi bliższa.
Autor prosił mnie jednak o szczerą opinię, więc nie będę ukrywać, że kilka elementów nieco mnie rozczarowało. Po pierwsze ograniczyłabym ilość bohaterów, a tych “ocalonych” opisała szerzej i dogłębniej. Czasem trudno było się połapać o kim czytam. Po drugie odsłoniłabym karty w sprawie morderstwa dokonanego skądinąd na terenie katedry i na osobie znanego szlachcica, a przez to wielce bulwersującego całą okoliczną społeczność. Nie wiem czemu autor porzucił ten kryminalny wątek, bo rokował świetnie, ale rozwiązania nie znalazłam. Po trzecie czemuż to tak szybko zakończył powieść i nie raczył nawet napisać, czy małżonka Jana szczęśliwie powiła i jak dalej potoczyły się ich losy. Brakło mi choćby dwóch zdań.
Jednak, podsumowując, to bardzo dobry debiut. Autor prezentuje znakomity warsztat językowy, wystrzega się wulgaryzmów (co bardzo cenię), świetnie zdał egzamin z historycznego researchu do powieści, ma wiedzę i niewątpliwą pasję.
Dziękuję za rzetelność i udaną przygodę czytelniczą. Gratuluję i czekam na kolejne tytuły!
“– Widzisz – zaczął rycerz po krótkiej chwili milczenia – musisz być jak pancerz. Wszyscy musimy. Jak pancerze trzeba nam odbijać kamienie przez los w nas ciskane nieprzerwanie. Bez tego nawet najsilniejszy w końcu upadnie i zginie.”
Niewiele ponad tydzień temu otrzymałam od autora egzemplarz jego debiutanckiej powieści w postaci ebooka. Książki historyczne czytam od...
2024-04-01
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Są takie książki, po przeczytaniu których łzy same płyną po policzkach, a opowiedzianej historii nie da się wyrzucić z głowy i z serca. Zostanie z nami na zawsze, bo jest wyjątkowa. I pewnie nie raz będziemy do niej wracać. Bo kiedy zanurzamy się w niej wkraczamy do świata niekoniecznie doskonałego, a jednak takiego, którego nie chcielibyśmy za nic opuścić.
Płynęłam przez tę opowieść z zachwytem dla maestrii pióra, dla znakomicie wykreowanych bohaterów, którzy, choć oddaleni od współczesności, byli ludźmi z krwi i kości, a ich emocje zrozumiałe i bliskie czytelnikowi naszej epoki. Nie każdemu autorowi książek bazujących na historii, udaje się wykrzesać świat bez sztuczności, przesadnego patosu i nadmiaru nudnej, suchej faktografii. Świat, który pokaże, że, odlegli o setki lat, nasi antenaci borykali się z takimi samymi życiowymi problemami, jak my współcześnie, chociaż musieli ściśle trzymać się właściwych ich czasom ograniczeń.
Ania Szepielak należy do tych autorek, które z niezwykłym wdziękiem wydobywają na światło dzienne postacie, które, utrwalone w dawnych rocznikach, kronikach i aktach są dziś w większości jedynie przedmiotem naukowych poszukiwań historyków. Ci jednak rzadko odtwarzają postacie historyczne jako zwykłych ludzi, lokując ich w szeroko ujętych uwarunkowaniach politycznych, ekonomicznych, militarnych czy kulturowych. Ania zaś bazując na bogatej faktografii, bardzo umiejętnie i oszczędnie ją dawkuje, skupiając się na czysto ludzkich działaniach, na życiu osobistym, wymiar polityczny umieszczając na drugim tle. Dostajemy w efekcie piękną literacką wizję historii, która jest nam bliska, bo przybiera uniwersalny charakter. Wizję lekką, przystępną i smakowitą. Odpowiednią nawet dla najbardziej opornych na faktografię czytelników albo traktujących historię jako nudny, nic nie wnoszący, przedmiot.
W drugim tomie dylogii “Serce w koronie” odnajdziemy kontynuację życia i działalności państwowej Zygmunta I zwanego Starym, przedostatniego z dynastii Jagiellonów. Fabuła obejmuje lata 1505 – 1548, a więc poprowadzona została do końca panowania króla. Zresztą dzień śmierci - 1 kwietnia 1548 – stanowi klamrę otwierającą i kończącą opowieść. A chociaż Zygmunt będzie tu księciem śląskim, potem wielkim księciem litewskim i w końcu polskim królem, my patrzymy na niego jak na syna, brata, ojca, kochanka i męża. I odnajdujemy w nim mężczyznę pochłoniętego miłością do kobiet – kochanki i dwóch żon, kochającego ojca, zawsze lojalnego, chociaż nie bez konfliktów, wobec rodziny syna i brata, człowieka religijnego, honorowego, ufnego i wierzącego w ludzi. Wrażliwego na sztukę i muzykę, ceniącego nowości, nienawidzącego wojen i śmierci. Ania, w swoim doskonałym, poetyckim stylu, znakomicie odmalowała wszystkie rozterki, marzenia i pragnienia Zygmunta. Te najbardziej intymne, przyziemne i zwykłe. Z wieloma zetknęliście się w swoim własnym życiu, więc tym bardziej władca sprzed pół tysiąca lat stanie się wam bliższy.
Czy literacki wizerunek Zygmunta zgadza się z opiniami historyków? W tej książce nie jest to istotne. Należy bowiem rozgraniczyć go jako władcę i jako człowieka. A przecież tu nie o ocenę faktów i decyzji politycznych chodzi, lecz o człowieka z krwi i kości. A to w pełni się Ani udało. Zygmunt kochał i był kochany, troszczył się o byt materialny rodziny, walczył z długami, modlił się gorliwie, ale i z chęcią oddawał rozrywkom. Jak każdy z nas.
Nie oddałabym w pełni klimatu powieści, gdybym nie odniosła się do kobiet w otoczeniu Zygmunta. Muszę o nich napisać, bo Ania już nie pierwszy raz fascynuje mnie swoimi bohaterkami. A te zawsze są nietuzinkowe. Odważne, bezkompromisowe, mądre, walczące o dobro swoich dzieci. Cierpliwie znosząca ból i oddana do końca rodzinie Matka Królów - Elżbieta Rakuszanka, walcząca z fizyczną ułomnością, matka trzynaściorga dzieci, umiłowana żona Kazimierza. Nieco wyzwolona i bezpruderyjna, ale honorowa i godnie znosząca przytyki środowiska Katarzyna z Trenczyna. Oddana mężowi, nad wyraz pokorna i cicha Barbara Zapolya – pierwsza żona Zygmunta. I w końcu ta, którą potomność odsądzała od czci i wiary, a przysłużyła się krajowi i rodzinie jak mało która. Tu mowa oczywiście o Bonie. Jej zaradność, gospodarność i energia nie miała sobie równych wśród polskich królowych.
Jeśli chcecie się zanurzyć w opowieść o znanych ludziach sprzed pięciuset lat, a nie zanudzić, tylko zachwycić, to zapewniam Was, że wybór serii “Serce w koronie” będzie strzałem w dziesiątkę. Tu historia jest tylko tłem dla uniwersalnej opowieści o wartości życia człowieka. “Wielkość człowieka mierzy się trudem jego służby” (s. 202). Stylizowany język, detale strojów, kuchni, obyczajów, czy architektury nie przesłaniają tak sformułowanej prawdy o człowieku, bo ta jest właściwa każdej epoce. Może odnajdziecie tu swój własny portret.
Życzę Wam takiego zatracenia w tej książce, jakiego ja doświadczyłam.
Dziękuję Ci bardzo Aniu za niezapomnianą, cudowną przygodę. Jedenastą. Wiem, że nie ostatnią.
Składam podziękowania także Wydawnictwu Filia za możliwość przeczytania powieści jeszcze przed oficjalną premierą. Ta pojutrze, 3 kwietnia.
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Są takie książki, po przeczytaniu których łzy same płyną po policzkach, a opowiedzianej historii nie da się wyrzucić z głowy i z serca. Zostanie z nami na zawsze, bo jest wyjątkowa. I pewnie nie raz będziemy do niej wracać. Bo kiedy zanurzamy się w niej wkraczamy do świata niekoniecznie doskonałego, a jednak takiego, którego nie chcielibyśmy za nic...
2024-03-30
"....Czasem historia budzi demony. Nie warto wyciągać trupów z szafy” (s. 166)
Dotychczas znałam Annę Klejzerowicz jako autorkę pasjonującej serii kryminalnej z Felicją Stefańską. Teraz w moje ręce wpadła pozycja nie mniej emocjonująca, chociaż inaczej poprowadzona.
Dostałam oto opowieść, w której tragiczne współczesne konsekwencje są pokłosiem nigdy dotąd nie wyjaśnionych wydarzeń, rozegranych pod koniec drugiej wojny światowej. Wydarzenia, po których pozostał tytułowy bursztynowy medalion i dosyć skąpy list, a potem, jak się okazało, wspomnienia, pielęgnowane latami, a nigdy nie wypowiedziane, ukryte w książce kucharskiej (!), które nie miały ujrzeć nigdy światła dziennego. Były niewygodne dla sprawców, zaś dla potomków poszkodowanych stanowiły śmiertelne zagrożenie.
Przypadkiem odnaleziony medalion uruchomił śledztwo, na poły prywatne, na poły dziennikarskie, i uwolnił wszystkie demony przeszłości. Powoli odkrywane karty spowodowały zbyt dużo “przypadkowych” śmierci, a ci, którzy chcieli ujawnić prawdę, czuli na plecach oddech morderców.
W tej historii pobrzmiewa echo trudnych, przedwojennych, narodowościowych relacji na terenie Pomorza Gdańskiego, które w latach wojny wybuchły z ogromną siłą. Autorka znakomicie ujęła tło historyczne, nie tylko z lat wojny, ale i wczesnych lat komunizmu. Jednocześnie genialnie odmalowała istotę władzy w ręku ludzi bez skrupułów, pozbawionych jakichkolwiek zasad moralnych, którzy niezależnie od ustroju, traktują ludzi jako pionki w grze, służące im do gromadzenia jeszcze większych wpływów i materialnego zaplecza.
“Medalion z bursztynem” jest wciągającą opowieścią, która udowadnia, że poszukiwanie rozwiązań rodzinnych tajemnic, trzymanych przez lata pod kluczem, może sprowokować całkiem realne niebezpieczeństwo, ale jednocześnie przynieść ukojenie i skutecznie naprawić rodzinne relacje. Chyba jednak, mimo wszystko, warto trupy z szafy wyciągnąć.
Miejscami dramatyczna, miejscami wyjątkowo ciepła historia porwała mnie na całego i przeczytałam ją niemal jednym tchem. To także znakomita powieść obyczajowa o realiach życia współczesnych rodzin, w której niejeden czytelnik przejrzy się jak w zwierciadle.
Dla wielbicieli powieści kryminalnych i obyczajowych z dawnymi tajemnicami w tle wymarzona pozycja.
Polecam!
"....Czasem historia budzi demony. Nie warto wyciągać trupów z szafy” (s. 166)
Dotychczas znałam Annę Klejzerowicz jako autorkę pasjonującej serii kryminalnej z Felicją Stefańską. Teraz w moje ręce wpadła pozycja nie mniej emocjonująca, chociaż inaczej poprowadzona.
Dostałam oto opowieść, w której tragiczne współczesne konsekwencje są pokłosiem nigdy dotąd nie...
2024-03-24
“Kim byś chciała być, jak dorośniesz?”
“Chciałabym być krzakami wtopionymi w mrok nocy, myślę, że to wystarczy”.
Przeczytałam jedną z najsmutniejszych, najbardziej dołujących i rozrywających serce książek.
Szkoda, że historia dotyczyła mojej imienniczki, bo przez to tytułu nigdy nie zapomnę i pewnie już na zawsze ta książka zostanie we mnie.
W czasie ostatniego pobytu w bibliotece szukałam Sylwii Chutnik, bo odkąd poznałam jej pióro poprzez książkę “Tyłem do kierunku jazdy” przepadłam na amen.
Uwielbiam jej styl, jej niecodzienne skojarzenia, sposób kreowania rzeczywistości, słodko-gorzkie rozważania o istocie kobiecości. Pisane trochę z humorem, trochę z sarkazmem, ale epatujące bólem - niespełnionych nadziei, zmarnowanych szans, bólem niezrozumienia i odrzucenia.
“Jolanta” także pokazuje pełny obraz zniszczonego życia. Młodego, liczącego niespełna dwie dekady. Odejście ojca i przedwczesna śmierć matki, a potem zbyt wczesne zamążpójście i macierzyństwo odciskają swe piętno. Ból staje się nie do wytrzymania.
W kreacji głównej bohaterki, skądinąd nie tylko imienniczki, ale i mojej rówieśniczki, autorka pochyla się nad całą rzeszą dziewcząt z rozbitych rodzin, którym przyszło w dodatku żyć w czasach transformacji ustrojowej, kiedy wielu ludziom bezrobocie i bieda patrzyły w twarz. Nawarstwienie traum z dzieciństwa i szybkie wejście w trudy codziennego, dorosłego życia w szczególnie bolesnym dla kraju okresie, stały się nie do udźwignięcia. Zakończenie nie jest jednak definitywne i daje nadzieję na pozytywne zmiany.
Autorka znakomicie oddaje klimat warszawskiego blokowiska z czasów PRL-u, wychwytuje celnie najbardziej pamiętne przeobrażenia gospodarcze roku 89’ i związane z nimi przemiany obyczajowe.
Świetnie napisana książka. Pełna bezsilności, rozgoryczenia, złości i bezdennego smutku. Zmuszająca do refleksji i rozejrzenia się wokół siebie. Wszak, mimo upływu kilku dekad, mimo lepszej, w wymiarze materialnym, jakości życia, “kuszenie dachowe” (genialna metafora skłonności samobójczych) wcale nie jest mniejsze u młodych ludzi. Może gdzieś obok ktoś rozpaczliwie odczuwa pustkę i osamotnienie, brakuje mu sił do życia i potrzebuje wsparcia.
Chutnik znów mnie zachwyciła. Polecam. Warto.
“Kim byś chciała być, jak dorośniesz?”
“Chciałabym być krzakami wtopionymi w mrok nocy, myślę, że to wystarczy”.
Przeczytałam jedną z najsmutniejszych, najbardziej dołujących i rozrywających serce książek.
Szkoda, że historia dotyczyła mojej imienniczki, bo przez to tytułu nigdy nie zapomnę i pewnie już na zawsze ta książka zostanie we mnie.
W czasie ostatniego...
Drugi tom jeszcze lepszy niż pierwszy. Międzywojenne Kłodzko i Duszniki Anno Domini 1921 otworzyły przede mną swe mroczne podwoje. Kłodzkie hrabstwo – Kraj Pana Boga - przesiąknięte jest zachłannością, zdradą, oszustwem, zbrodnią i hipokryzją. Jednak Bóg nie do końca o nim zapomniał - pozostały tam jednostki, dla których prawda, honor i sprawiedliwość jeszcze coś znaczą i które będą w stanie postawić swe życie na szali w zamian za rozwikłanie kryminalnej pajęczyny zła.
Klimat retro genialny, detalicznie zrekonstruowana topografia miast, a intryga kryminalna rozbudowana, mocna i ociekająca krwią. To największe atuty tego tomu. I nie znalazłam tu grama przedobrzenia czy przekombinowania, które finalnie rzucały się w oko w tomie pierwszym.
Kapitan Klein jeszcze nie do końca usłyszy szczegóły sprawy, a już działa. Co za umysł! Wachmistrz Koschella – jego pojętny uczeń z pierwszego tomu - także wspina się na wyżyny zawodu. Do tego duetu dołącza piękna i szlachetna hrabianka. Wszak bez prawdziwych dam przedwojenny klimat nie ma smaku.
“Glatz” to absolutna perełka. Czytam niczym kolejne odcinki kryminalnego serialu. Zaraz zabieram się za trzeci tom - “Zamieć”.
Polecam tym, którzy nie czytali, a lubią retro z kryminałem lub kryminał w klimacie retro. Jak kto woli, bo tu proporcje są zrównoważone.
Drugi tom jeszcze lepszy niż pierwszy. Międzywojenne Kłodzko i Duszniki Anno Domini 1921 otworzyły przede mną swe mroczne podwoje. Kłodzkie hrabstwo – Kraj Pana Boga - przesiąknięte jest zachłannością, zdradą, oszustwem, zbrodnią i hipokryzją. Jednak Bóg nie do końca o nim zapomniał - pozostały tam jednostki, dla których prawda, honor i sprawiedliwość jeszcze coś znaczą i...
więcej Pokaż mimo to