-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik235
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2022-04-22
2021-08-21
Co to była za przygoda. Mam już za sobą ostatni tom Dotyku Julii i mogę z czystego serca powiedzieć, że ta seria była niesamowita. Jeżeli patrzę na ogół wszystkich sześciu książek, autorka miała tak niesamowitą wyobraźnię, żeby napisać te książki, stworzyć taką historię, żeby wszystko miało sens i dodatkowo poświęcić tyle uwagi bohaterom, ich rozwoju i osobowości. Każdy z nich był inny i wyjątkowy i cała ta seria była po prostu pełna emocji.
Ostatnia część zaczyna się tam, gdzie skończyła się piąta i dużo się dzieje. Tak naprawdę to, co podobało mi się w tej ostatniej części to fakt, że wszystko było naprawdę nieprzewidywalne. Nie dało się wymyśleć, co się stanie dalej, bo po prostu to, co się działo było szokujące. Czytając tę część miałam tyle momentów, gdzie po prostu przerywałam w połowie, bo nie mogłam pojąć, jak takie coś się może dziać, po prostu szokujące rzeczy, ale to wszystko dodawało prawdy do całego tego stworzonego świata symulacji i eksperymentów.
W tej części również zobaczymy innego Warnera, trochę Warnera z przeszłości. Dlaczego? No, są powody. Kenji, wow, z nim chciałabym jeszcze jakąś historię, bo brakuje mi wiedzieć co dalej z nim, Kenji to po prostu tak trzymał tę historię w kupie, dodawał humoru ale też dużo urozmaicał. Bardzo go lubię, a jego interakcje i popychanki z Warnerem wywołują uśmiech na twarzy.
Julia, jej postać jest najbardziej przełomowa. Czytając od 1. części, aż po tę ostatnią, widzimy taki rozwój jej postaci, że jest to naprawdę inspirujące. Stała się taką silną osobą, walczącą o siebie i o to, co wierzy. W tej części jednak, naprawdę dużo się z nią działo. To właśnie z nią miałam te momenty szoku, bo naprawdę, to trzeba przeczytać, żeby poczuć na sobie. Czasami mroziło krew w żyłach. To, co przeszła i to, co było poza jej kontrolą... ta część to rollercoaster emocji, do samego końca czytelnik jest trzymany w napięciu.
Nie jest to moim zdaniem najlepsza część w serii. Dużo się działo, ale właśnie chyba też za szybko, tempo było szybkie, dużo emocji, ale też przez to tempo nie zostało wszystko wyjaśnione np. względem Adama i James'a. Książka mi się bardzo podobała, ale chciałabym więcej wyjaśnień. Szkoda też, że nie dostaliśmy żadnych rozdziałów z perspektywy Warnera, ale dzięki temu, że była Julia i Kenji, historia nabierała tempa i super było widzieć też historię z perspektywy Kenji.
Jeśli chodzi o zakończenie, myślę, że jest satysfakcjonujące. Może ktoś pamięta, jak ta seria miała się skończyć po trzeciej części? Było ono wtedy trochę otwarte. Tutaj, mimo, że jakby historia się zakończyła, to również nie ma też całkowitego zamknięcia i moim zdaniem, jeżeli autorka by chciała, można by jeszcze napisać jakąś kontynuację. Ostatnio ogłosiła nawet na swoim Instagramie kolejną nowelkę do tej serii, okładka jest przecudowna! Polecam sprawdzić. :) Napisała tam, że ta nowelka będzie dłuższa niż zazwyczaj, i zacznie się tam, gdzie właśnie się skończyła ostatnie cześć, więc myślę, że może tutaj już historia dopnie się na ostatni guzik.
Co to była za przygoda. Mam już za sobą ostatni tom Dotyku Julii i mogę z czystego serca powiedzieć, że ta seria była niesamowita. Jeżeli patrzę na ogół wszystkich sześciu książek, autorka miała tak niesamowitą wyobraźnię, żeby napisać te książki, stworzyć taką historię, żeby wszystko miało sens i dodatkowo poświęcić tyle uwagi bohaterom, ich rozwoju i osobowości. Każdy z...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-03-12
,,Gdyby ocean nosił twoje imię" to młodzieżówka, którą bardzo przyjemnie mi się czytało i bardzo szybko. Historia jest napisana w taki sposób, że bardzo szybko się ją czyta, jednak przez to mam też niedosyt, bo historia jest tak naprawdę krótka. Chciałabym więcej, więcej scen, i rozwoju historii oraz bohaterów, bo czuję jakbym dostała tylko skrawek większej części obrazu.
Bohaterką jest Shirin, muzułmanka, która wiele przeszła tylko przez to, kim jest. A jest zwykłym, normalnym człowiekiem. Jednak w świecie rasizmu tak nie jest. Często czytając książkę myślałam o autorce, która mówiła, że przeżycia, przez które przeszła Shirin, samą ją spotkały. Wiele z nich były naprawdę paskudne i ciężko uwierzyć, że ludzi naprawdę spotykają tak nieprzyjemne sytuacje. Oczywiście głównym przekazem tej książki jest właśnie pokazanie jak naprawdę jest, że świat nie jest piękny i kolorowy i spodobało mi się to, jak autorka pokazała drugą stronę, od osoby, która jest biała, i nie zdaje sobie sprawy, jak wiele rasistów jest dookoła. Mowa o Oceanie. Chłopak nie zdawał sobie sprawy, jak okropne rzeczy spotykały dziewczynę tylko przez jej ubiór, chustę na głowie, jej religię, wygląd, pochodzenie. On również może reprezentować wiele z nas, bo my tak naprawdę nie często sami mamy do czynienia z rasizmem. Więc to otworzyło oczy.
Ocean jest cudną postacią, dawno nie czytałam o tak ciepłej postaci. Może się wydawać nawet zbyt idealny, jednak ja tego tak nie odczułam, był po prostu taki dobry i najbardziej, co podziwiam w jego osobowości to to, jak walczył o swoje, nie obchodziło go NIGDY co mówią inni, co myślą, on robił swoje i się nie poddawał. To było takie piękne czytać coś takiego, jak stawał na swoim i był uparty pod tym względem. Jego walka i siła, żeby się nie poddawać - ba, nawet to mu przez myśl nie przeszło - to było coś, co podobało mi się mega w tej historii.
Sama Shirin, ona jest naprawdę silna. Ja na jej miejscu już dawno bym się poddała i mimo że oczywiście, miała swoje sposoby na radzenie sobie z tym wszystkim, np. gniew wobec ludzi, jednak to jak szła przez życie i trzymała się własnych przekonań mimo wszystko, było piękne. Była sobą i nie zmieniała się dla nikogo, nawet jeśli inni ludzie ją za to prześladowali.
Mój ogólny odbiór historii jest taki, że to bardzo dobra książka. Wiem, że wszędzie ludzie ją wychwalają pod nieba, dla mnie jednak nie była ona aż taka najlepsza, po prostu bardzo dobra i przyjemna do czytania. To lekka młodzieżówka mimo wszystko, ale warta przeczytania na pewno. :)
,,Gdyby ocean nosił twoje imię" to młodzieżówka, którą bardzo przyjemnie mi się czytało i bardzo szybko. Historia jest napisana w taki sposób, że bardzo szybko się ją czyta, jednak przez to mam też niedosyt, bo historia jest tak naprawdę krótka. Chciałabym więcej, więcej scen, i rozwoju historii oraz bohaterów, bo czuję jakbym dostała tylko skrawek większej części...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-01-10
Kolejna, już czwarta część serii "Begin Again" Mony Kasten. Jak tym razem wypadło "Hope Again" w moich oczach?
Byłam zauroczona "Begin Again" oraz "Trust Again". W "Feel Again" coś jednak już poszło nie tak. Mimo tego, chciałam zobaczyć, czy w czwartej części będzie lepiej, skoro te dwie pierwsze tak bardzo mi się podobały. Niestety... zawiodłam się. Jeśli o mnie chodzi autorka spadła z poziomem i podczas gdy 1. i 2. część były dla mnie ekscytujące i ciekawe, tu już 3. i 4. były nudne jak flaki z olejem.
Everly i Nolan byli dla mnie nudnymi postaciami. Nic szczególnego w nich nie było, tak samo jak i cała książka, wszystkie sceny był nijakie i tak naprawdę takie codzienne... wiecie, takie typowe studenckie życie, czułam się jakbym czytała po prostu codzienny dzień typowego studenta. Wszystkie interakcje, rozmowy, wydarzenia, nawet te mroczne przeszłości bohaterów... po prostu nic mnie nie zaskakiwało.
Dlatego też bardzo długo mi zeszło z czytaniem tej książki. Czytałam, bo już chciałam ją skończyć, ale mozolnie brnęłam przez te rozdziały. Nie pomagały też czasami żenujące zachowania bohaterów, w tym sensie, że u Everly czasami to było takie zachowanie jak przy typowym zauroczeniu, że świata nie widziała poza Nolanem, a Nolan w jednym momencie, to po prostu zachował się tak dziecinnie, że śmiać mi się chciało. Mimo że miał wytłumaczenie, nie zmieniało to faktu, że się tak nie postępuje.
I też nie kupiłam tej historii miłosnej. Bo jest tutaj relacja nauczyciel-student, ale... nie poczułam tego. Żadnego jakiegoś niebezpieczeństwa, ryzyka itp., wszystko było raczej spokojne. I też nie rozumiem jak mogli się zakochać. Wiem, głupio to brzmi, ale po prostu nie było aż takich relacji między nimi, spotkań, rozmów, z których sama mogłabym wywnioskować, ze coś się święci, bo jedynym powodem, że wiedziałam, iż Everly się w nim zakochała to to, że ciągle o tym wspominała. Nie poczułam żadnej jakiejś naturalnej iskry.
Z żalem stwierdzam, że ta część i poprzednia, to już po prostu nie to samo. Jakby te książki były pisane na siłę, może na zysk. Na pewno fani chcieli, rozumiem, sama po 1. i 2. części chciałam kolejne, ale jednak wszystko jest w tym samym miejscu, otoczeniu, bohaterowie z wszystkich części są swoimi przyjaciółmi i ta paczka jest już tak wielka, że już mi się myliło kto jest kim, oraz kto jest z kim parą. :D
Po prostu chciałabym jakiegoś przypływu świeżości, niestety tego się w tej części nie doczekałam.
Kolejna, już czwarta część serii "Begin Again" Mony Kasten. Jak tym razem wypadło "Hope Again" w moich oczach?
Byłam zauroczona "Begin Again" oraz "Trust Again". W "Feel Again" coś jednak już poszło nie tak. Mimo tego, chciałam zobaczyć, czy w czwartej części będzie lepiej, skoro te dwie pierwsze tak bardzo mi się podobały. Niestety... zawiodłam się. Jeśli o mnie chodzi...
2020-09-06
Druga części kontynuuje historię z pierwszej, ale nie zwalnia z tempa. Dużo się dzieje, i znaczące jest to... że nikt nie wie o co chodzi i dlaczego. Nawet Luc, a wiemy, że on zawsze wszystko wie. Evie... próbuje zrozumieć kim jest. W 1. części spadła na nią wielka bomba, więc wiadomo, że nie jest łatwo. Ale próbuje i jakoś sobie radzi. Podziwiam ją w sumie, że tak daje sobie radę. Jest silna. Chociaż przejawia te typowe dla książkowej nastolatki zachowania, że pcha się w niebezpieczeństwo, bo myśli, że może będzie potrafiła pomóc, a pomóc nie może i trzeba ją czasami ratować. Jest tylko człowiekiem. Została uleczona dzięki serum. I właśnie to serum... i przeszłość... pytania... wszystko zaczyna się komplikować. Przez kłamstwa i wiele innych rzeczy. Naprawdę chciałabym się rozpisać ale nie mogę spojlerować. :D Musicie wiedzieć, że to wszystko jest po prostu częścią czegoś wielkiego i w sumie poza kontrolą bohaterów.
Okazuje się też, że moje podejrzenie, które już miałam czytając 1. część (podejrzenie wzięło się, ponieważ znam właśnie historię z serii Lux, która nauczyła mnie podejrzliwości i kwestionowania), okazało się prawdą. I ta prawda jest mega przerażająca i może niektórzy, którzy znają historię głębiej wiedzą o co mi chodzi. W tej części, co przyciąga naszą uwagę jest fakt, że coś się zaczyna dziać w okół bohaterów i ogólnie w ich kraju. Dużo ludzi zaczyna chorować niby na grypę, niby to nie grypa i każdy obwinie Luksjan. Ale dlaczego? Jest powód. To co, lubię w tej części to fakt, że mamy odpowiedzi na nasze pytania. Pod koniec książki, ale jednak są. I też odkryta jest prawda. Kolejnym plusem dla niektórych może być to, że książka nie kończy się jakoś strasznie, że musimy od razu mieć w rękach trzecią część. :D Książka kończy się szokującymi faktami, także dalej jesteśmy mega ciekawi co dalej, ale nie umieramy, nie mając przy sobie 3. części. :D
Książka mi się podobała i szczerze mówiąc trochę się boję trzeciej części. Pamiętam, co przeżyli bohaterowie w serii Lux i patrząc w jakim kierunku idzie ta książka, mam strach, że będzie ciężko. Jednak patrząc jaką wyobraźnię ma autorka, wiem, że mnie nie zawiedzie. Już teraz się dużo działo, a wiem, że to tylko początek. Mam nadzieję, że trzecia część będzie epicka.
Druga części kontynuuje historię z pierwszej, ale nie zwalnia z tempa. Dużo się dzieje, i znaczące jest to... że nikt nie wie o co chodzi i dlaczego. Nawet Luc, a wiemy, że on zawsze wszystko wie. Evie... próbuje zrozumieć kim jest. W 1. części spadła na nią wielka bomba, więc wiadomo, że nie jest łatwo. Ale próbuje i jakoś sobie radzi. Podziwiam ją w sumie, że tak daje...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-03-17
Seria Illuminae jak leży tak leży (kiedyś się za nią wezmę), a ja zabrałam się za nowszą książkę autorów jaką jest Aurora Rising. Opis mnie mega zachęcił, bo przedstawił, zwariowanych bohaterów, którzy są inni od reszty, więc pomyślałam, że może być ciekawie. Zaczęłam czytać.
Przyznaję, że na początku ciężko mi się było wkręcić. Jest to książka o kosmosie, więc tych słów było trochę trudnych, tym bardziej, że czytałam po angielsku i mimo to, że to dla mnie żaden problem czytać w tym języku, tutaj miałam wyzwanie. :D Jednak ciekawość i napięcie mnie pchały do przodu, ponieważ w tej książce wszystko jest jedną wielką tajemnicą.
Tayler jest liderem grupy, która sama mu została przydzielona, ponieważ nie mógł się znaleźć na uroczystości, kiedy liderzy wybierają uczestników swoich grup. Był zajęty ratowaniem Aurory. Która nie powinna żyć. I ma ponad 200 lat. Aurora jest zagubiona, ciężko jej się odnaleźć w nowej rzeczywistości i coś z nią nie tak. Ma na grzywce pasmo siwych włosów... białe oko. Ma wizje. O co chodzi? A no, tak naprawdę ona pełni tutaj ważną rolę w całym tym świecie, o jej roli dowiadujemy się dopiero na końcu książki, ale od początku jedna sprawa prowadzi do drugiej właśnie przez nią.
Trochę mało się utożsamiłam z bohaterami ponieważ, w moim odczuciu, nie jest o nich tak dużo. Bardziej tutaj książka opiera się na samej historii i akcji niż bohaterach, ale jednak poprzez dialogi widzimy osobowość każdego z nich. Cichą Zilę, sarkastyczną Scarlett, wybuchową Cat, dowcipnisia Finiana, gburowatego Kala i Tylera, który jest bardzo mądry, rozsądny. Każdy z nich ma też kilka rozdziałów z ich punktu widzenia, ale jednak trochę było mi ich mało.
Świat stworzony przez autorów jest bardzo barwny i różnorodny, czasem aż dziwny ale w dobrym sensie. Często się zastanawiałam podczas czytania, jak oni to wszystko wymyślili i wpadli na to i na to? Bo jednak tutaj wyobraźnia mega mi pracowała i widziałam w głowie dziwne obrazy przez opisy tych różnorodności. :D
Ogólnie świat w tej książce chyba mogę podzielić na sci-fi i końcówkę na fantastykę. Bo w pierwszej części jakby, mamy dużo właśnie o kosmosie, ogólnie te sprawy, również mamy wieeeele rodzajów kosmitów, co też było ciekawe, szczególnie ich opisy. Na końcu jednak gdzieś lądujemy i tutaj widzimy dziwny przekręt natury i nie wiedziałam czy się tym brzydzić czy fascynować. :D Tutaj znowu autorów wyobraźnia poniosła do tego stopnia, że mi w życiu by do głowy nie przyszło, żeby na takie coś wpadnąć. Szacuneczek.
Oczywiście jak ktoś szuka humoru, tutaj go nie brakuje. Dialogi między tak różnymi bohaterami są po prostu epickie, szczególnie ich docinki. To naprawdę jeszcze bardziej ubarwiło całą książkę.
Szacunek również do tego, ile wiedzy musieli autorzy nabyć, żeby tę książkę napisać. Bo głowa mała ile tutaj jest technicznych rzeczy i innych dziedzin, żeby wiedzieć jak co działa itp., także podziwiam, bo to nie było zasiadanie do komputera i pisanie, tutaj było na pewno ogrom researchu, także wkład pracy musiał być ogromny.
Ogółem, książka mi się podobała, na pewno było to coś całkiem innego niż zazwyczaj czytam i dobrze się bawiłam czytając, bo moje szare komórki rozruszały się na pewno. Jedyne co mi pozostało, to sięgnąć po drugą część. :D
Seria Illuminae jak leży tak leży (kiedyś się za nią wezmę), a ja zabrałam się za nowszą książkę autorów jaką jest Aurora Rising. Opis mnie mega zachęcił, bo przedstawił, zwariowanych bohaterów, którzy są inni od reszty, więc pomyślałam, że może być ciekawie. Zaczęłam czytać.
Przyznaję, że na początku ciężko mi się było wkręcić. Jest to książka o kosmosie, więc tych słów...
2019-12-29
Ta książka naprawdę mi się podobała. Tak ogólnie spodziewałam się trochę bardziej strasznej książki, takiej co by mnie wystraszyła jak w horrorach, ale tak nie było. Było coś przerażającego, ale to raczej pod takim względem, że ciężko pojąć jak ktoś może coś takiego zrobić.
Nie mogę też powiedzieć, że "Coraz większy mrok" to książka nieprzewidywalna. Bo ja dosyć szybko zorientowałam się jaka jest sytuacja, bo to miało największy sens. Potem nawet pomyślałam o pewnej możliwości, która się nawet pojawiła. :) Także to jest taki łagodny thriller w moim odczuciu, ale to dobrze, bo jestem strachliwa. :D
Jednak wiem, że ta książka na pewno zapadnie w mojej pamięci. Myślę o niej ciągle teraz. Bo w sumie nic nie wiadomo już co jest jasne i co PRAWDZIWE. Bo prawda to jest tutaj właśnie pod największym znakiem zapytania. Weszłam na grupę dysksyjną o tej książce na fb, gdzie autorka długą litanię o tej książce napisała. Jak się okazuje, nawet ona sama nie wie, która z możliwości mogłaby być najbardziej odpowiednia. Także to pozostaje nam, czytelnikom do oceny, kogo uznamy za ofiarę, a kogo za sprawcę.
W angielskiej wersji tytuł "Verity" trochę mnie zmylił, bo myślałam, że książka będzie z jej perspektywy. Jest jednak z perspektywy innej bohaterki Lowen, która jako pisarka wprowadza się chwilowo do domu Verity i Jeremy'ego w celach ogarnięcia papierów do napisania kolejnych tomów książki Verity, ponieważ ona niestety nie może. Verity odkryła maszynopis Verity, w którym są napisane same brudy i najgorsze grzechy. Spowiedź, bym powiedziała. Prawda, czy kłamstwa, to wszystko nam miesza w głowie i dodać fakt, że dzieją się dziwne rzeczy w domu, plus wiedza z przeszłości, co się stało w tej rodzinie, i to małżeństwo... to wszystko daje naprawdę satysfakcjonującą książkę, przy której można się trochę oderwać.
To nie jest raczej książka, która daje wam do myślenia pod względem tego, co powinniście zmienić w swoim życiu, ale która wam otwiera oczy na pewne kwestie i sprawia, że się od książki uczycie. To raczej książka, o której myślicie, że co się tu kurde wydarzyło. :D Ale cieszę się, że Colleen poszła w inną stronę, wyszło jej to niesamowicie i naprawdę czekam na więcej takich historii spod jej pióra.
Ta książka naprawdę mi się podobała. Tak ogólnie spodziewałam się trochę bardziej strasznej książki, takiej co by mnie wystraszyła jak w horrorach, ale tak nie było. Było coś przerażającego, ale to raczej pod takim względem, że ciężko pojąć jak ktoś może coś takiego zrobić.
Nie mogę też powiedzieć, że "Coraz większy mrok" to książka nieprzewidywalna. Bo ja dosyć szybko...
2019-11-15
Jeśli kochacie Kenji'ego, a wątpię, że jest jakakolwiek osoba, któraby go nie kochała, to ta książka jest dla was obowiązkowa! Jeszcze nigdy tak nie pokochałam bohatera. W serii Dotyku Julii widzimy jego akcje, ale nie myśli. Jego myśli w tych dwóch opowiadaniach są takie intensywne i mocne, że czujecie tyle emocji. Jest tak naprawdę taką samotną i zagubioną duszą, że od razu można go jeszcze bardziej pokochać. A kartki przekręcają się same. Mamy tutaj też Nazeerę, nową bohaterkę, jaka jest przedstawiona w serii i to kombo ich dwójki. ich rozmowy, przekomarzania... siedzicie na krawędzi krzesła i tylko oczekujecie co się wydarzy, takie jest napięcie. Także polecam mocno, bo mamy dużo informacji o bohaterze, które otwierają oczy na pewne rzeczy. :)
Jeśli kochacie Kenji'ego, a wątpię, że jest jakakolwiek osoba, któraby go nie kochała, to ta książka jest dla was obowiązkowa! Jeszcze nigdy tak nie pokochałam bohatera. W serii Dotyku Julii widzimy jego akcje, ale nie myśli. Jego myśli w tych dwóch opowiadaniach są takie intensywne i mocne, że czujecie tyle emocji. Jest tak naprawdę taką samotną i zagubioną duszą, że od...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-21
Książek Leisy Rayven zdecydowanie jest za mało! Przeczytałam wszystkie i co ja mam teraz zrobić? Ta książka oczywiście, że była genialna, przecież wiadomo! Śmieję się zawsze z tego jak opis książki lub okładka szczególnie mogą zmylić i pokazać, że książka jest o niczym i to takie zwykłe romansidło. Jednak ja wiem czyją książkę czytałam i wiedziałam, że będzie wyjątkowa. Bo Leisa Rayven pokazuje problemy, które są na porządku dziennym i to wszystko jest bardzo prawdziwie opisane. Szczególnie w tej książce opisała problem, w który nawet ja sama siebie zaliczam.
Eden to dziennikarka, której grozi zwolnienie z pracy i musi napisać coś, co podniesie ją na szczyt. Siostra opowiada jej o Mister Romance, facecie, który sprawia, że spełniają się fantazje kobiet. Już od razu możemy sobie wyobrazić na czym to może polegać, ale czy na pewno? Eden postanawia zagłębić się w sprawę, ujawnić jego tożsamość, jego, jej zdaniem, złe metody i ujawnić jego klientki, które okazuje się mają wysokie pozycje w społeczeństwie.
Max, czyli nasz tytułowy Mister Romance chce jej udowodnić, że nic co robi nie ma szkodliwego wpływu na nikogo. Co więcej... chce jej pokazać, że istnieje prawdziwa miłość w życiu i że seks nie jest zawsze czymś ważnym. Bo sam pocałunek potrafi wyrazić wiele rzeczy. Muszę zaznaczyć, że właśnie Eden jest dziewczyną, która nie wierzy w prawdziwą miłość, nie wierzy w małżeństwo. Jedyne co akceptuje to faceci na jedną noc i tego się trzyma. Max chce jej pokazać, że seks to nie wszystko i chce jej udowodnić na czym polega prawdziwa miłość, fascynacja.
TA KSIĄŻKA JEST GENIALNA. Max jest tutaj kluczową postacią, bo jego rola jest tutaj bardzo ważna. No bo jak przekonać 25-latkę o prawdziwej miłości? Max jej ma zamiar pokazać, że ludzie nie są stworzeni by być samotni, i to, że wybieramy samotność i mówimy, że czujemy się z tym dobrze jest tylko maską, której nie chcemy ściągnąć. Plus... udowadniając jej, że jego metody pracy z klientkami są dobre... pokazuje, że każdy powinien czuć się bezcenny chociaż raz. Że każdy zasługuje na uczucie, bycie docenionym, bycie kochanym. Każdy zasługuje na kogoś, na kim może się oprzeć.
Nie wiem co więcej powiedzieć, bo brak mi słów! To jedna z najprawdziwszych książek, które czytałam... Nawet mnie Max przekonał. No bo nie da się inaczej. Każdy kto myśli, że miłość mu jest nie potrzebna, będzie myślał inaczej po tej książce. Bo każdy miłości potrzebuje, chociaż do tego możemy się nie przyznawać. Ale najważniejsze jest to, żeby odpuścić i pozwolić sobie być kochanym
Książek Leisy Rayven zdecydowanie jest za mało! Przeczytałam wszystkie i co ja mam teraz zrobić? Ta książka oczywiście, że była genialna, przecież wiadomo! Śmieję się zawsze z tego jak opis książki lub okładka szczególnie mogą zmylić i pokazać, że książka jest o niczym i to takie zwykłe romansidło. Jednak ja wiem czyją książkę czytałam i wiedziałam, że będzie wyjątkowa. Bo...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po pierwszym tomie miałam duże oczekiwania względem tej części. I tak. Byłam mega zaskoczona kolejnymi sztuczkami Kaz'a. Wszystko, co się działo było naprawdę wow. Jednak to, co brakowało mi w 1. tomie i miałam nadzieję, że będzie tu... tego nie było. Mianowicie chodzi mi o głębszą historię wszystkich bohaterów i też relacje między nimi. Owszem, dostaliśmy po małym rozdziale z przeszłości kilku z nich ale... to za mało. Dlatego, że w tej duologii jest tak mało o samych bohaterach i ich osobistym życiu, czuję pustkę trochę i niedosyt. Myślałam, że będzie więcej osobistych interakcji między bohaterami, ich przemyśleń i tego typu rzeczy, a książka jest po prostu przesiąknięta planowaniem i atakami. Akcja jest niesamowita i jest jej dużo, ale ja cenię w książce historie bohaterów i było im tego za mało. Byłam pewna, że w drugim tomie się wszystko rozkręci, bardziej rozwinie i się więcej dowiem o bohaterach, a znowu dostałam jedynie przebłyski. Końcówka też szybka. Akcja się czasami aż zbyt długo ciągnęła, a koniec jest taki, że mało co wiem, co z nimi dalej. Jedynie domysły. No i też jestem zła o los jednego bohatera, bo to było bardzo nierealne i mam wrażenie, że autorka zrobiła to specjalnie byleby tylko pokazać, że nie jest idealnie. Tylko, że ja tego nie kupuję, bo bohaterowie przez tyle rzeczy przeszli przez dwa tomy, że to, co się stało jest błahe i nierealne i kompletnie było niepotrzebne. Już lepiej by było jakby nic się nie stało. Przynajmniej mniejszą czułabym frustrację.
Obie książki są naprawdę dobre, jednak za mało mi było osobistych relacji między bohaterami. Wszystko za bardzo kręciło się wokół akcji i planowania. A chciałam dostać trochę więcej ICH samych, rozmów itd.
Po pierwszym tomie miałam duże oczekiwania względem tej części. I tak. Byłam mega zaskoczona kolejnymi sztuczkami Kaz'a. Wszystko, co się działo było naprawdę wow. Jednak to, co brakowało mi w 1. tomie i miałam nadzieję, że będzie tu... tego nie było. Mianowicie chodzi mi o głębszą historię wszystkich bohaterów i też relacje między nimi. Owszem, dostaliśmy po małym...
więcej Pokaż mimo to