-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2021-03-12
2021-02-17
2021-01-10
Kolejna, już czwarta część serii "Begin Again" Mony Kasten. Jak tym razem wypadło "Hope Again" w moich oczach?
Byłam zauroczona "Begin Again" oraz "Trust Again". W "Feel Again" coś jednak już poszło nie tak. Mimo tego, chciałam zobaczyć, czy w czwartej części będzie lepiej, skoro te dwie pierwsze tak bardzo mi się podobały. Niestety... zawiodłam się. Jeśli o mnie chodzi autorka spadła z poziomem i podczas gdy 1. i 2. część były dla mnie ekscytujące i ciekawe, tu już 3. i 4. były nudne jak flaki z olejem.
Everly i Nolan byli dla mnie nudnymi postaciami. Nic szczególnego w nich nie było, tak samo jak i cała książka, wszystkie sceny był nijakie i tak naprawdę takie codzienne... wiecie, takie typowe studenckie życie, czułam się jakbym czytała po prostu codzienny dzień typowego studenta. Wszystkie interakcje, rozmowy, wydarzenia, nawet te mroczne przeszłości bohaterów... po prostu nic mnie nie zaskakiwało.
Dlatego też bardzo długo mi zeszło z czytaniem tej książki. Czytałam, bo już chciałam ją skończyć, ale mozolnie brnęłam przez te rozdziały. Nie pomagały też czasami żenujące zachowania bohaterów, w tym sensie, że u Everly czasami to było takie zachowanie jak przy typowym zauroczeniu, że świata nie widziała poza Nolanem, a Nolan w jednym momencie, to po prostu zachował się tak dziecinnie, że śmiać mi się chciało. Mimo że miał wytłumaczenie, nie zmieniało to faktu, że się tak nie postępuje.
I też nie kupiłam tej historii miłosnej. Bo jest tutaj relacja nauczyciel-student, ale... nie poczułam tego. Żadnego jakiegoś niebezpieczeństwa, ryzyka itp., wszystko było raczej spokojne. I też nie rozumiem jak mogli się zakochać. Wiem, głupio to brzmi, ale po prostu nie było aż takich relacji między nimi, spotkań, rozmów, z których sama mogłabym wywnioskować, ze coś się święci, bo jedynym powodem, że wiedziałam, iż Everly się w nim zakochała to to, że ciągle o tym wspominała. Nie poczułam żadnej jakiejś naturalnej iskry.
Z żalem stwierdzam, że ta część i poprzednia, to już po prostu nie to samo. Jakby te książki były pisane na siłę, może na zysk. Na pewno fani chcieli, rozumiem, sama po 1. i 2. części chciałam kolejne, ale jednak wszystko jest w tym samym miejscu, otoczeniu, bohaterowie z wszystkich części są swoimi przyjaciółmi i ta paczka jest już tak wielka, że już mi się myliło kto jest kim, oraz kto jest z kim parą. :D
Po prostu chciałabym jakiegoś przypływu świeżości, niestety tego się w tej części nie doczekałam.
Kolejna, już czwarta część serii "Begin Again" Mony Kasten. Jak tym razem wypadło "Hope Again" w moich oczach?
Byłam zauroczona "Begin Again" oraz "Trust Again". W "Feel Again" coś jednak już poszło nie tak. Mimo tego, chciałam zobaczyć, czy w czwartej części będzie lepiej, skoro te dwie pierwsze tak bardzo mi się podobały. Niestety... zawiodłam się. Jeśli o mnie chodzi...
2019-12-29
Ta książka naprawdę mi się podobała. Tak ogólnie spodziewałam się trochę bardziej strasznej książki, takiej co by mnie wystraszyła jak w horrorach, ale tak nie było. Było coś przerażającego, ale to raczej pod takim względem, że ciężko pojąć jak ktoś może coś takiego zrobić.
Nie mogę też powiedzieć, że "Coraz większy mrok" to książka nieprzewidywalna. Bo ja dosyć szybko zorientowałam się jaka jest sytuacja, bo to miało największy sens. Potem nawet pomyślałam o pewnej możliwości, która się nawet pojawiła. :) Także to jest taki łagodny thriller w moim odczuciu, ale to dobrze, bo jestem strachliwa. :D
Jednak wiem, że ta książka na pewno zapadnie w mojej pamięci. Myślę o niej ciągle teraz. Bo w sumie nic nie wiadomo już co jest jasne i co PRAWDZIWE. Bo prawda to jest tutaj właśnie pod największym znakiem zapytania. Weszłam na grupę dysksyjną o tej książce na fb, gdzie autorka długą litanię o tej książce napisała. Jak się okazuje, nawet ona sama nie wie, która z możliwości mogłaby być najbardziej odpowiednia. Także to pozostaje nam, czytelnikom do oceny, kogo uznamy za ofiarę, a kogo za sprawcę.
W angielskiej wersji tytuł "Verity" trochę mnie zmylił, bo myślałam, że książka będzie z jej perspektywy. Jest jednak z perspektywy innej bohaterki Lowen, która jako pisarka wprowadza się chwilowo do domu Verity i Jeremy'ego w celach ogarnięcia papierów do napisania kolejnych tomów książki Verity, ponieważ ona niestety nie może. Verity odkryła maszynopis Verity, w którym są napisane same brudy i najgorsze grzechy. Spowiedź, bym powiedziała. Prawda, czy kłamstwa, to wszystko nam miesza w głowie i dodać fakt, że dzieją się dziwne rzeczy w domu, plus wiedza z przeszłości, co się stało w tej rodzinie, i to małżeństwo... to wszystko daje naprawdę satysfakcjonującą książkę, przy której można się trochę oderwać.
To nie jest raczej książka, która daje wam do myślenia pod względem tego, co powinniście zmienić w swoim życiu, ale która wam otwiera oczy na pewne kwestie i sprawia, że się od książki uczycie. To raczej książka, o której myślicie, że co się tu kurde wydarzyło. :D Ale cieszę się, że Colleen poszła w inną stronę, wyszło jej to niesamowicie i naprawdę czekam na więcej takich historii spod jej pióra.
Ta książka naprawdę mi się podobała. Tak ogólnie spodziewałam się trochę bardziej strasznej książki, takiej co by mnie wystraszyła jak w horrorach, ale tak nie było. Było coś przerażającego, ale to raczej pod takim względem, że ciężko pojąć jak ktoś może coś takiego zrobić.
Nie mogę też powiedzieć, że "Coraz większy mrok" to książka nieprzewidywalna. Bo ja dosyć szybko...
2017-12-13
Kocham książki Tosca Lee. Mimo, że po Królowej Saby (która była wręcz rewelacyjna i zostawiła mnie z rozdziawioną buzią) jest to druga książka autorki jaką przeczytałam. Ale czytając Potomków poczułam się jak w domu. Bo to jest jej niepowtarzalny styl. Tylko Tosca Lee potrafi pisać tak świetne książki z nutką super historii, którą czytając, w ogóle się nie nudzisz! Wręcz przeciwnie, to cię zmusza do zaglądnięcia w google i wpisanie jakiejś postaci z historii, by dowiedzieć się o jej życiorysie. Uwielbiam to. Uwielbiam to, jak Tosca Lee pisze książki. A ta była kolejną super, super mega książką!
Audra usunęła sobie pamięć, ponieważ ukrywała tajemnice, o których nikt miał się nie dowiedzieć. Żyje w małym miasteczku, z dala od kłopotów i spotyka świetnego chłopaka Luka. Miała zacząć zwykłe, normalne życie. Pojawia się też Rolan, który uświadamia dziewczynie, że Luka jest niebezpieczny. Ufa mu. Jednak on nie jest godny zaufania. Ale czy Luka jest? Tosca Lee już od samego początku po prostu wciągnęła nas w akcję. No kocham to. Ta książka jest pełna akcji, tajemnic i ich odkrywania i niespodziewanych zwrotów akcji! Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego ile tutaj jest zwrotów akcji. A ja błagam już każdego w tym miejscu, żeby nie przechodził obojętnie obok tej książki. Bo naprawdę warto przeczytać, jest genialna i mądra. Podziwiam wielu pisarzy, piszę to przy wielu recenzjach, bo nie pojmuję, jak mogą pisać takie genialne książki, jak wpadli na fabułę i jak umiejętnie tworzą akcję po akcji, aż wszystko się rozwiązuje. To jest epickie czytając taką książkę.
Dodatkowo mamy tu mały romans! Niby nic szczególnego ale wplatając to do takiej książki akcji, tajemnic, ciemnej historii Krwawej Hrabiny Elżbiety Batory... to było takie świetne, że aż brakuje mi po prostu słów! Ta więź była opisana i pokazana jako taka silna i zdołająca pokonać wszystko. Bohaterowie mieli wobec siebie bardzo silne uczucia i tak miło się to czytało. Ta troska, czułość.... to trzeba przeczytać, żeby to poczuć.
A reszta bohaterów? Wszystko było idealne. Bardzo polubiłam Claudię i Piotrka. Nie miałam za bardzo poczucia więzi z Nino i Anią, ale oni... odgrywają ważną rolę. Jeszcze ten Historyk... tyle tajemnic. Ten świat Potomków jest tak rozbudowany, że nikt, by sobie nie zdawał z tego sprawy.
Historia Krwawej Hrabiny jest tu świetnie przedstawiona. Potomkowie to są... potomkowie właśnie tej hrabiny. I mają też moce, ale niektórzy mają najsilniejsze od innych. I historia cała dąży do odnalezienia Pamiętnika, która albo pogrąży Potomków udowadniając, że Hrabina dopełniła się zbrodni... albo ją uniewinni. Tyle mogę napisać. Więcej nie mogę, bo aż mną nosi. :D Książka epicka i już się czas zabrać za kolejną część.
Kocham książki Tosca Lee. Mimo, że po Królowej Saby (która była wręcz rewelacyjna i zostawiła mnie z rozdziawioną buzią) jest to druga książka autorki jaką przeczytałam. Ale czytając Potomków poczułam się jak w domu. Bo to jest jej niepowtarzalny styl. Tylko Tosca Lee potrafi pisać tak świetne książki z nutką super historii, którą czytając, w ogóle się nie nudzisz! Wręcz...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-25
Uwielbiam książki Tosca Lee i jeszcze się na niej nie zawiodłam. Autorka świetnie potrafi wmieszać elementy historii w książkę, a dodatkowo umieścić jakieś przesłanie dla czytelników.
Pierwsza część zostawiła nas z wieloma pytaniami, ale po tej części już wiemy o wiele więcej rzeczy. Oczywiście akcja tutaj jest niesamowita. Już od samego początku jesteśmy w nią wciągnięci, kiedy to Audra chce odzyskać swojego ukochanego Lukę. Mogę się na nim na troszkę zatrzymać? Bo ten chłopak... no zakochałam się w nim. Jest takim ideałem chłopaka, który tak się troszczy o Audrę, tak bardzo ją kocha, ja naprawdę czytając tę książkę to poczułam. Więc Audra to szczęściara, mieć przy sobie takiego męża.
A mówiąc o Audrze, to bardzo silna dziewczyna. Chciałabym być aż tak odważna jak ona. Pójdzie w ogień bez wahania. Wszystko to, by uratować bliskich. To bardzo piękne i odważne.
Jak myślę ogólnie o tym, co się w tej książce działo, to aż mam ciarki. :D Bo działo się wiele rzeczy, ale także tyle niespodziewanych! To się świetnie czyta, po prostu niesamowicie. Dodatkowo cała ta tajemniczość i niebezpieczeństwo podkręca temperaturę. :) Kto jest Historykiem? Oj wiemy, wiemy. W końcu! Każdy z was będzie zdziwiony na ten temat. To było świetnie pomyślane. :D Podoba mi się też pomysł z Sergem. Dziedzicem, który niby pomagał.... jednak oczywiście miał swoje cele. Ale Audra... wszystko oczywiście naprawia. :)
Też chcę wspomnieć o bohaterach drugoplanowych. O Błaźnie, który miał w tej książce - nie oszukujmy się - największą rolę. Claudia, która chciała mieć trochę normalności i właśnie pokazała jak to jest dobrze żyć normalnie. Piotrek, który bardzo się opiekował dziewczynami. Był bardzo opiekuńczy i jego zakończenie... trochę jest dla mnie niejasne.
Zakończenie było słodkie, jednak czuję, że mało zostało wyjaśnione. Całe dwie książki były skupione na tej sprawie z pamiętnikiem, "wojnie" między Potomkami a Dziedzicami. Na końcu tej książki w sumie nic się nie dowiadujemy jak to wszystko się kończy i jak wszystko się rozwiązało. Nie wiemy nic. Została jeszcze sprawa z samolotem, nie wiem kto tam był, chociaż można się domyślać, ale jednak. Więc mimo to, że zakończenie było również zaskakujące, to jednak mam to poczucie niewiedzy. Jednak książka zasługuje na brawa. I na to, że autorka w świetny sposób pokazała, jak należy szanować życie i te zwykłe czynności, które robimy codziennie... chodzenie do szkoły, czy pracy. Szanowanie tego, że mamy normalne życie i bezpiecznie żyjemy.
Uwielbiam książki Tosca Lee i jeszcze się na niej nie zawiodłam. Autorka świetnie potrafi wmieszać elementy historii w książkę, a dodatkowo umieścić jakieś przesłanie dla czytelników.
Pierwsza część zostawiła nas z wieloma pytaniami, ale po tej części już wiemy o wiele więcej rzeczy. Oczywiście akcja tutaj jest niesamowita. Już od samego początku jesteśmy w nią wciągnięci,...
2018-08-01
Na pewno wiele z was już od kilku lat czyta książkę, którą chcieliście przeczytać od dawna i jeszcze tego nie zrobiliście. Hm? Tak, mówię o tobie, czytelniku. Jaką książkę odkładasz? Nie czekaj, bo będziesz sobie potem mówić, tak jak ja: 'dlaczego zeszło mi tyle czasu, żeby przeczytać to cudeńko?'
Wiecie, od trzech lat miałam w planie przeczytać tę książkę. Dużo, prawda? Zbiera ona tyle pozytywnych opinii, więc postanowiłam, że od razu tę książkę kupię, bo wiedziałam, że mi się spodoba, to chciałam od razu ja mieć. Często tak mam, że jak wiem, że to mi się spodoba, to staram się kupować. I zawsze historie okazują się być boskie i się wtedy cieszę, że je mam. I dlatego zeszło mi tyle z czytaniem tej książki. Bo za każdym razem zapominałam, że mam ją kupić. I w końcu sobie pomyślałam: idę do biblioteki. Pewnie zanim kupię tę książkę zejdzie kolejne x lat, a przynajmniej zobaczę, czy ta książka jest naprawdę warta tracenia pieniędzy. I teraz wam powiem, że to kolejna seria, którą przeczytałam dzięki bibliotece, a teraz czeka, aż na serio ją kupię. :D
Fabuła tej książki. O mamuniu. Mamy tu to, co w książkach uwielbiam, czyli zepsuty świat, ktoś, kto chce mieć nad wszystkimi władzę i panować nad ludźmi. Ktoś kto zastrasza, manipuluje, że będzie dobrze, a jest gorzej. Chmury zmieniają kolory. Już nie chodzi się do kin. Nie ma wysokich biurowców. Ptaki nie latają. A jest spustoszenie. I zniszczenie.
Tak bardzo uwielbiam Julię. Ona jest taką silną bohaterka, że na pewno ją pokochacie. Na początku jest słaba, nie wierzy w siebie, myśli, że jest czymś złym, bo zabija dotykiem. Wiecie, jest samotna, bo nikogo nie może dotknąć, nie tylko ona, ale inni nie mogą dotknąć jej. Ale byłam z niej niesamowicie dumna kiedy nie dała się poddać czarnemu charakterowi książki, Warnerowi. Manipulował ja strasznie, a ja myślałam tylko pod napięciem 'nawet się nie waż mu wierzyć, nie waż się!'. To jak jej postać się w tej książce rozwija jest niesamowite, jestem z niej bardzo dumna.
Drugim głównym bohaterem jest Adam. Jak ja kocham tego człowieka. Może inaczej: kocham to, jak autorka opisywała uczucia Julii względem niego i sposób, w jaki Adam na nią patrzył i ją adorował. Jestem pod takim wrażeniem... To wszystko się czuje na własnej skórze. Uwielbiam Adama, kocham go i nie zapomnę tego, co dla niej robił. To taki dobry, słodki człowiek. Książkowy mąż? Tak! Jeszcze się pytacie? Niesamowity chłopak, któremu chyba każda, by padła na kolana. :D
Warner. Nienawidzę go szczerym sercem. Na początku myślałam, że będzie czarnym charakterem, który przemieni się w dobrego. Bo zazwyczaj w książkach tak jest i przymróżałam oko na to co robił. Nawet mi imponował. Do czasu. Ten facet jest chory psychicznie. Powiem wam, że jego charakter w tej książce jest niesamowicie potrzebny, bo bez niego ta historia chyba by nie była kompletna. Mimo że nie mogę wręcz o nim czytać, to jednak to, że jest w książce niesamowicie podnosi jej ocenę! Wiecie jak byłam przerażona????? Kompletnie przerażona, bo bałam się razem z bohaterką co ten psychol wymyśli, co on zrobi. Byłam wystraszona, że bałam się czytać dalej. Bałam się jego i jego pomysłów. Ale to była adrenalina. Ale dzięki temu, książka jest doskonała, za co jestem niezmiernie wdzięczna autorce. Bez niego, ta książka nie miałaby szału. Bez Adama też.
Znacie to uczucie kiedy czytacie książkę i bohaterowie już są wam po prostu obojętni? Nie przejmujecie się co zrobią dalej, jak skończą. Tutaj tak nie będzie. Przez całą książkę martwiłam się losami Adama i Julii, niesamowicie im kibicowałam, żeby wyszli cało z każdej sytuacji, bo mieli niesamowicie ciężko. Byłam przerażona, gdy coś nie wypaliło. Bałam się, że coś nie wyjdzie. Byłam z nimi związana przez cały okres, kiedy czytałam książkę. Emocje cały czas mi towarzyszyły i były skrajne. Od szczęścia i radość, po ulgę, po strach i przerażenie.
Zakończenie? Tutaj go nie ma. Nie ma jakiegoś bum, które nagle karze wam sięgnąć po następną część. Jest rozdział. I w drugiej książce jestem pewna, że książka zacznie się w momencie, gdzie skończyła się ta pierwsza część. Ale kurczę mimo tego 'otwartego' zakończenia dalej chce się sięgnąć po druga część! Bo ja właśnie zaraz to zrobię. Boję się, co tam będzie. Ale trudno, super książki trzeba czytać. :)
Jeden minus książki jaki znalazłam to pisanie wszędzie "2" zamiast: dwojga, dwóch, dwie. Czasami musiałam się namyślić jaka właśnie forma tu ma być: dwoje ludzi, dwóch rzeczy? Czasami to było frustrujące, że pojawiały się same liczby.
A jeśli chodzi o styl pisania... autorka ma taki piękny, poetycki język i to nie taki, że go nie zrozumiesz. Rozumiesz i się zachwycasz, jak słowa potrafią być piękne. Niesamowite. (właśnie też czytałam recenzje na goodreads i tam się wylewa od negatywnych słów na temat właśnie metafor. Moim zdaniem są one bardzo fajne, czasami dziwne, tak, to zauważyłam, ale właśnie nie wiem, wydaje mi się, że polski tłumacz świetnie te metafory przetłumaczył, skoro mi się to podobało. Bo amerykańskim czytelnikom widzę, że nie, bo strasznie rzucają błotem, czego nie rozumiem. Więc chyba tłumaczka tej książki się postarała, skoro dla mnie wyszło świetnie. Marudzą też, że w tej książce jest więcej romansu niż dystopii. Znowu, moim zdaniem, jest to wyrównane. Jakby było dużo dystopii, myślę, że to byłoby przytłaczające, a moim zdaniem świetnie to wyszło, a romans w tej książce jest boski, przynajmniej dla mnie, i nie wydaje mi się, że jest go nadmiar. Myślę, że po prostu to, że Julia nie mogła dotykać, jej emocje i myśli, jak to przeżywała są dokładniej opisane, co czytelnik czuje niesamowicie. Mi się to niezmiernie podobało).
Ta książka jest dla mnie sztosem. Nie chcę jej porównywać do żadnych książek, bo wiem, że niektórych może to odstraszyć, jeśli ją do czegoś porównam. Po prostu ten świat apokaliptyczny jest tu niesamowity. Rząd, który chce zapanować nad światem. Manipulacja. Walki, broń, strach. Niesamowity romans. <3 Brak mi słów. Tak się cieszę, że w końcu się zmusiłam do przeczytania tej książki. Szkoda tylko, że zeszło mi z tym trzy lata. :D
Jeżeli ktoś tu jeszcze dotrwał, taka jedna piękna piosenka niesamowicie mi się skojarzyła z tą książką, bardziej z samą Julią i Adamem ich relacją... dotykiem, który przecież zabija... A jej tytuł.... och. (dla tych co czytali kolejne tomy, jeśli sobie zobaczycie jak po angielsku brzmi tatuaż na plecach pewnej osoby, który zauważyła Julia, to właśnie brzmi tak samo jak tytuł tej piosenki :D)
Więc to piosenka IGNITE - ALAN WALKER
I niektóre fragmenty piosenki...
In your eyes, I see something to believe in
Your hands are like a flame
Your palms the sweetest pain
Let the darkness lead us into the light
Let our dreams get lost, feel the temperature rise
Baby, tell me one more beautiful lie
One touch and I ignite
Like a starship speeding into the night
You and I get lost in the infinite lights
Baby, tell me one more beautiful lie
One touch and I ignite
Na pewno wiele z was już od kilku lat czyta książkę, którą chcieliście przeczytać od dawna i jeszcze tego nie zrobiliście. Hm? Tak, mówię o tobie, czytelniku. Jaką książkę odkładasz? Nie czekaj, bo będziesz sobie potem mówić, tak jak ja: 'dlaczego zeszło mi tyle czasu, żeby przeczytać to cudeńko?'
Wiecie, od trzech lat miałam w planie przeczytać tę książkę. Dużo, prawda?...
2017-01-06
Ta książka to arcydzieło. Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką i nie mogę się nadziwić temu, co stworzyła. Byłam baaardzo ciekawa tej książki, ale nie spodziewałam się, że będzie to dla mnie takie interesujące cudo. To nie jest nudna lekcja historii. Dla mnie to jest jak współczesne opowiadanie, tyle, że dziejące się 3 tysiące lat wcześniej. Jestem pełna podziwu pracy, jaką włożyła w tę książkę autorka. O Królowej Saby nie wiele wiemy, ale ona musiała się przekopać na pewno w wielu źródłach, żeby dowiedzieć się jak najwięcej i stworzyć nam idealną historię, która pozwoliłaby nam poznać Bilkis, jej życie, królestwo. Jestem pod wrażeniem!
Powieść jest napisana w bardzo łatwym języku, wszystko jest doskonale wyjaśnione, może czasami się gubiłam, ale to nieważne, bo książka jest napisana idealnie. Córa księżyca jest silną i jakże mądrą i piękną kobietą! Jej dzieciństwo było bardzo ciężkie, wiele przeżyła, a królową nie miała w ogóle być. Wiele wycierpiała, jednak jako młoda 18-letnia kobieta bardzo odpowiedzialnie przyjęła obowiązki królowej. Taka młoda dziewczyna stanęła na tronie, decydując o losach swojego kraju! A była taka mądra, że jestem - powtórzę się po raz kolejny - pod wrażeniem!
Kontakt między Bilkis a Salomonem był bardzo dobrze dopracowany, listy i podarunki, które sobie wysyłali były sprytne, wszystko przemyślane, oboje niesamowicie mądrzy, wyrażali swoje opinie. Kiedy się wreszcie spotkali, ich spory, polemiki, rozmowy na różne tematy były na bardzo wysokim poziomie, nie wiem czy ludzie w dzisiejszych czasach tak pięknie potrafią mówić. Ich więź się rozwijała powoli i mimo wielu przeciwności, oboje bardzo się do siebie przywiązali, byli dla siebie oparciem. Salomon pisał dla niej romantyczne wiersze, które mną poruszyły.
Postacie drugoplanowe miały bardzo duży udział w opowieści, co bardzo mi się podobało. Relacje królowej ze swoimi służkami, obrońcami, radnymi, były bardzo przyjazne, nie sztywne. Kochała swoją przyjaciółkę i służkę Sharę, która również ma swoją piękną historię. Była przywiązana do swojego eunucha i handlarza Tamrina, który pośredniczył między nią a Salomonem. W Królestwie Saby wszystko było uporządkowane, żadnych wojen, kraj ociekający bogactwem, u Salomona zaś było dużo zamieszek i niepokojów. Sam Salomon stracił wiarę w siebie, czuł się winny, że nie przestrzega przykazań Jahwe. Młoda królowa pomogła mu odzyskać wiarę i siłę w przestrzeganiu zasad wobec jego Boga mimo, że ona sama wierzyła w Almaqaha, choć często podważała jego i innych bogów istnienie.
Ta powieść jest dla mnie dziełem sztuki. Napisana w nowoczesny sposób. Uważam, że takie lektury powinny być w szkołach, z lekkością i łatwością czytało mi się tę książkę, byłam bardzo zainteresowana, nie odczuwałam tego jako nużącej historii, bo wszystko zostało tu bardzo ciekawie napisane! Niech każdy, kto ma okazję pozna tę historię, jest na bardzo wysokim poziomie, myślę, że nikt nie pożałuje tego, że przeczytał taką genialną opowieść.
Ta książka to arcydzieło. Jest to moje pierwsze spotkanie z autorką i nie mogę się nadziwić temu, co stworzyła. Byłam baaardzo ciekawa tej książki, ale nie spodziewałam się, że będzie to dla mnie takie interesujące cudo. To nie jest nudna lekcja historii. Dla mnie to jest jak współczesne opowiadanie, tyle, że dziejące się 3 tysiące lat wcześniej. Jestem pełna podziwu pracy,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-18
Ta książka była po prostu piękna.
Ale czemu ja się w ogóle dziwię.
Przecież to Brittainy C. Cherry.
Ta autorka zawsze wplata w swoje książki coś ciężkiego, takiego życiowego, dlatego tym bardziej się to wszystko wydaje bardziej prawdziwe, a emocje, które się odczuwa - intensywniejsze.
(tutaj, dla niektórych może to być mały spojer, ale to jest główny temat książki i wyjaśnienie pojawia się już w pierwszym rozdziale)
Ta książka zawiera temat, o którym chyba nie czytałam. Albo przynajmniej sobie nie mogę przypomnieć teraz żadnego innego tytułu. Tu w dużej mierze mamy żałobę obydwu bohaterów głównych. Tylko, no właśnie, zazwyczaj jak czytałam to była żałoba po rodzicach/rodzeństwie/przyjaciół itp., tutaj zaś w obu przypadkach mamy żałobę po małżonkach.
I właśnie to tak bardzo odczułam... nie wiem dlaczego, sama mam dopiero 19 lat, w małżeństwie nie jestem, ale jak czytałam, a potem o tym pomyślałam jak to może być stracić miłość swojego życia, osobę, którą najbardziej kochasz, z którą dzielisz najpiękniejsze momenty, lęki, marzenia i doświadczenia... i ta osoba znika nagle. Bez wytłumaczenia. Bez pożegnania. I zostawia po sobie jedynie nieopisany ból, który cię niszczy i ciężko ci się oddycha.
Powietrze, którym oddycha.... Ten tytuł jest wręcz idealny.
Moje serce się łamało, gdy widziałam Tristana Cole'a i jego stan. Stracił dwie osoby. Cały swój świat. Jego ból był.... ogromny. Sama to odczułam. Od razu mówię, że ta książka jest w dużej mierze smutna, ale nawet nie wiem co powiedzieć, by zachęcić Was do przeczytania. No jest smutna, ale jest piękna...
Elizabeth zaś straciła męża.
Żałoba ich obojgu jest jeszcze bardzo świeża i zbyt mocno trzymają się dalej swojej przeszłości i wyobrażeń ze swoimi ukochanymi, ale czy możemy się im dziwić? To jest normalne, że tęsknią i że ból ich po prostu zżera od środka.
Poznają się.
Od razu czuć, że to nie przypadek.
I postanawiają się trochę wykorzystać.
Jestem zauroczona tą książką, chociaż to słowo jest nieodpowiednie. Jednocześnie mamy bohaterów w tle, którzy wywierają w nas taką nienawiść do nich. Baby, które plotkują, oczerniają, wiedzą najlepiej o tobie, chociaż nawet słowa z nimi nie zamieniłeś. Tutaj Brittainy pokazała miejscowość, gdzie wszyscy o wszystkich wiedzą, ale najczęściej wiedzą same kłamstwa i nieprawdę. Bolało to nawet mnie, jak widziałam co ci ludzie mówili o Elizabeth i Tristanie, nie wiedząc przez jakie piekło oboje przechodzili. Jest też Tanner... ale o nim to nie wiem czy warto zamieniać słowa.
Muszę jeszcze wspomnąć o Faye, to przyjaciółka Elizabeth, która potrafiła tak rozśmieszyć jak nie wiem co. Więc nie mamy tu tylko smutasów, bo jejku... jak zobaczycie co ona mówi w tej książce... :D Niewyparzony język to jej drugie imię. ;)
Tak naprawdę brak mi słów, co więcej powiedzieć, bo po prostu trzeba samemu przeczytać, by poczuć te wszystkie emocje. Uczucia. To, co się z bohaterami dzieje, co przeżywają. To nie jest też nie wiadomo jakie ciężkie oczywiście, może wyolbrzymiłam trochę, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. To nie jest książka, którą czytacie znudzeni i jutro o niej zapominacie. To książka, która wymusza od was emocje i o której nie da się zapomnieć przez długi czas.
Ta książka była po prostu piękna.
Ale czemu ja się w ogóle dziwię.
Przecież to Brittainy C. Cherry.
Ta autorka zawsze wplata w swoje książki coś ciężkiego, takiego życiowego, dlatego tym bardziej się to wszystko wydaje bardziej prawdziwe, a emocje, które się odczuwa - intensywniejsze.
(tutaj, dla niektórych może to być mały spojer, ale to jest główny temat książki i...
2019-08-12
Kompletnie się nie spodziewałam, że tak wciągnę się w tę historię. Nie tylko w historię głównych bohaterów, Ruby i Jamesa, ale także Ember, Alistaira i Lydii. Kocham te rozdziały innych bohaterów aczkolwiek ubolewam, że nie było ich więcej.
Szczerze mówiąc, zaczynając 1. część nie oczekiwałam czegoś wielkiego. A tu, jestem już po wszystkich częściach i myślę, jak cudowne te książki były i jakie ważne kwestie poruszały. Tu nie ma tylko miłości nastolatków, ich wzloty i upadki i różne problemy. Najpiękniejsze w tej książce to to, jak różne relacje zostały przedstawione i ich różne strony. Piękną, kochającą się rodzinę, wspierającą we wszystkim oraz tę chłodną, którą ciężko nazwać rodziną... ta rodzina jest tylko na papierach.
Obserwując ojca Jamesa i Lydii czułam tylko wściekłość i nienawiść, a jednak tak się naprawdę dzieje. To jest okropne, być uwięzionym i nie móc być na tyle odważnym by marzyć. Moje serce łamało się, gdy patrzyłam na Jamesa, który do tej pory nie śmiał marzyć, ani myśleć o swojej przyszłości, bo ona już była ustalona. Ta książka jest więc też o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, celu, poszukiwaniu i spełnianiu marzeń, o odwadze, którą trzeba mieć, by marzyć i by do tych marzeń sięgnąć, nie ważne jakie są przeszkody. Naprawdę mnie to wzruszyło. Bo znowu, mamy Ruby, która pokazuje, że marzenia ma i do nich dąży za wszelką cenę, pokonuje trudności i to marzenie zdobywa. I nikt jej marzeń nie tłamsi. I mamy Jamesa, który musi dopiero odkryć, co chce i nauczyć się o to walczyć. Dwie strony medalu, a jaki ważny koncept Mona Kasten tu wprowadziła.
Nie tylko w tej trylogii ale też serii Again tak jest. Tam niby zwykłe NA, tutaj niby zwykła YA, ale tak naprawdę to nieprawda. Ponieważ jakoś delikatnie ona umie wplatać ważne rzeczy do swoich książek, które sprawiają, że jednak twój mózg się rusza i myśli nad życiem, nad losem innych. Ta książka i seria sprawiła, że dużo czułam emocji, wściekłość, radość, smutek i nadzieję. Nadzieję, by bohaterowie mieli odwagę. By się sprzeciwić. By się do siebie zbliżyć. By spełniać marzenia. By WYBACZAĆ. Jesteśmy tu świadkiem co zrobił Cyril. I jakie są temu konsekwencje ale też jakich ma boskich przyjaciół.
W tych książkach jest tu przedstawiona droga wielu osób i pokochałam Ember i Wrena. Alistaira i Kesha. Lydię i Grahama. Jest tyle rzeczy, które mi się podobały. I szczerze mówiąc, nie mam się po prostu do czego przyczepić. Ta trylogia to jedna z lepszych młodzieżówek jakie miałam okazję przeczytać. <3
Kompletnie się nie spodziewałam, że tak wciągnę się w tę historię. Nie tylko w historię głównych bohaterów, Ruby i Jamesa, ale także Ember, Alistaira i Lydii. Kocham te rozdziały innych bohaterów aczkolwiek ubolewam, że nie było ich więcej.
Szczerze mówiąc, zaczynając 1. część nie oczekiwałam czegoś wielkiego. A tu, jestem już po wszystkich częściach i myślę, jak cudowne te...
2019-08-04
Eh. To było lepsze od poprzedniej części! Pewnie dlatego, że tam się zapoznawaliśmy z bohaterami, tutaj zaś mamy już więcej problemów i zawiłości.
Nawet nie wiecie jak bardzo mi się podobało, a kompletnie się nie spodziewałam, że aż tak polubię te książki.
Tym bardziej, że tutaj oprócz rozdziałów z perspektywy głównych bohaterów mamy również rozdziały z perspektywy bohaterów pobocznych! Autorka bardzo dobrze zrobiła pisząc tę część w ten sposób. Mamy tu właśnie dodatkowo rozdziały Lydii i Ember. A w tych rozdziałach dużo się dzieje i jeszcze bardziej chcemy wiedzieć więcej o życiu tych dziewczyn. Po prostu kocham to.
Ta część jest poważniejsza. Jak wiecie z pierwszej części mamy tu żałobę po najbliższej osobie jaką się może mieć. I emocje bohaterów były prawdziwe tak, że ja sama się z nimi czułam tak, jak oni. Sama nie mogę sobie wyobrazić takiej sytuacji, po prostu ja nie wiem jak dałabym radę na ich miejscu i jak patrzyłam jacy byli dzielni.. jacy silni... Rozpierała mnie duma z nich, bo też chce być silna w ten sposób.
Tym bardziej, że to był tylko jeden z problemów zarówno Jamesa jak i Lydii.
Jak patrzę na Jamesa i jego osobowość, ma on na prawdę wiele warstw, problemów i rzeczy do zmierzenia się... Na początku 1. części był mega dupkiem, ale tutaj widzimy zmianę jaka zachodzi w nim, jak dojrzewa. Mimo że dalej popełnia błędy, jest ich świadom i bierze konsekwencje na klatę i nie tylko to. Robi on wszystko co w jego mocy, żeby sytuacja była lepsza. Jego determinacja była godna podziwu. Ale jednocześnie smutno mi jak patrzę na jego los i życie. Jest w klatce, z której ciężko wyjść. A niemoc robienia tego co kochasz, moim zdaniem jest najgorsza na świecie. Bo się dusisz. I nie czujesz się pełny.
Ruby mega mi zaimponowała. Wiecie co w niej jest super? Że mimo, iż widziała jak James żałuje i się stara, nie dała sobie tak łatwo odpuścić. Nie dała tak łatwo wybaczyć. Musiał walczyć. Nie mogła bez żadnego wysiłku po prostu do niego wrócić. Było to moim zdaniem bardzo realistyczne podejście. Wiedziała, że zasługuje na więcej i nie dała łatwo się spowrotem zdobyć.
Bardzo mnie cieszą rozdziały Lydii i Ember, aż jestem podekscytowana na ich dalsze historie. No i jestem ciekawa jak dalej się potoczą losy Ruby i Jamesa w następnej części. :)
Eh. To było lepsze od poprzedniej części! Pewnie dlatego, że tam się zapoznawaliśmy z bohaterami, tutaj zaś mamy już więcej problemów i zawiłości.
Nawet nie wiecie jak bardzo mi się podobało, a kompletnie się nie spodziewałam, że aż tak polubię te książki.
Tym bardziej, że tutaj oprócz rozdziałów z perspektywy głównych bohaterów mamy również rozdziały z perspektywy...
2019-07-30
Powiem Wam, że naprawdę fajnie mi się tę książkę czytało. Zauważyłam, że dużo ludzi mówiło, że pełno tu schematów.. ale ja tego jakoś nie widzę. Bogaty chłopak i biedna dziewczyna. Kujonka. Ale czy on też nie był kujonem?
Ona nie była biedna. Była normalna. Wszyscy jesteśmy biedni w porównaniu z James'em, no chyba, że macie firmę znaną na całą Polskę i każdy o Was wie i zna, to przepraszam. Ale James jest synem właścicieli największego domu towarowego w Anglii. I Ruby chodzi do szkoły elitarnej. Nie dziwmy się, że jest tam bogactwo... że bogaci są prawie wszyscy. Ona nie była biedna. Była normalna.
I uczyła się dużo. Ale James też. Chodzili, powtarzam, do elitarnej, prywatnej szkoły, jednej z najlepszych w Anglii. Tam każdy jest kujonem. I dużo mierzy na Oxford.
Bardzo mi się podobał charakter Ruby. Miała głowę na karku i tak naprawdę jej postawa mnie zmotywowała do działania i podążania za tym, co chcę, bo ona właśnie to robi. Jej celem jest dostanie się na uczelnie Oxfordu i to kurczę robi. Nie ma wyproś, ona biegnie za swoim marzeniem i robi wszystko, byleby tylko to marzenie spełnić. To jest naprawdę postawa godna pochwały i podziwiam ją za to i czerpię z niej inspirację.
James'a poznajemy jako aroganckiego dupka. Ale często wiemy, że w książkach za takim zachowaniem kryje się drugie dno. I to prawda, jest tu także i tutaj, więc musimy czytać, by dowiedzieć się więcej. To było dla mnie smutne i zdarza się to w życiu. Brak wyboru.... Można sobie uświadomić po tej książce, jak możliwość wyboru jest piękna.
Cieszy mnie fakt, że mamy tu dużo bohaterów pobocznych. I dużo się nich dowiadujemy. Historia skupia się na Ruby i Jamesie, ale mamy tu również historię innych. Naprawdę chcę się dowiedzieć więcej o siostrze Ruby, Ember. Niesamowite jest to, co robi. Historia Lin mnie też wzruszyła i... siostra James'a, Lydia. Od samego początku wiedziałam, że jej historia nie jest płytka. I kurczę... chcę wiedzieć co dalej!
Może ta książka nie jest najlepsza z najlepszych, niekoniecznie daję jej 10 gwiazdek. Ale nie żałuję czytania, bo była boska, świetnie mi się ją czytało i w ogólnie jak tak myślę, nie mam się do czego przyczepić. Podobało mi się i tyle. :)
Zakończenie... w życiu do głowy by mi nie przyszedł taki scenariusz... trochę mną wstrząsnęło, nie powiem.
Powiem Wam, że naprawdę fajnie mi się tę książkę czytało. Zauważyłam, że dużo ludzi mówiło, że pełno tu schematów.. ale ja tego jakoś nie widzę. Bogaty chłopak i biedna dziewczyna. Kujonka. Ale czy on też nie był kujonem?
Ona nie była biedna. Była normalna. Wszyscy jesteśmy biedni w porównaniu z James'em, no chyba, że macie firmę znaną na całą Polskę i każdy o Was wie i...
2016-03-21
Z pewnością jest to, ta jedna z tych "lekkich" książek. Spokojnie można ją przeczytać w jeden dzień, gdyż jest bardzo krótka, nad czym niestety ubolewam, bo bardzo męczą mnie myśli, typu co dalej itd. Doceniam, że autorka postanowiła napisać tę część, jednak, jest to niemałe cierpienie dla molów książkowych :)
"Szukając kopciuszka" opowiada Danielu - przyjacielu Holdera i Six - przyjaciółce Sky. By sięgnąć po tę opowieść koniecznie trzeba przeczytać poprzednie książki autorki "Hopeless" i "Losing Hope", gdyż bez wiedzy, na temat tego, co się tam działo, ciężko będzie zrozumieć fabułę.
Daniel poznał dziewczynę. Jednak nie wie jak się nazywa i co najdziwniejsze nie wie jak wygląda. Przeżył z nią bardzo krótką chwilę, gdzie okazało się, że poznał swoją bratnią duszę. Dosłownie. Ta krótka chwila spowodowała, że nie może przestać o niej myśleć przez miesiące. Nie zapomina o niej. Lecz swego czasu, spotkał kogoś, w kim się zakochał. Czy silne emocje, które trzymał w duszy, po pamiętnym spotkaniu z nieznajomą w końcu przeminą? Czy uwolni się od wspomnień? I czy może zacząć od nowa i zaufać swoim nowym uczuciom? Czy to możliwe, by w ciągu jednego dnia zakochać się do szaleństwa?
Jakie tajemnice skrywają bohaterzy?
Oczywiście, odpowiedzi znajdziecie w poruszającej historii. Krótka, lecz wartościowa ;) Nie marnuj chwili dłużej - sięgnij po nią.
Z pewnością jest to, ta jedna z tych "lekkich" książek. Spokojnie można ją przeczytać w jeden dzień, gdyż jest bardzo krótka, nad czym niestety ubolewam, bo bardzo męczą mnie myśli, typu co dalej itd. Doceniam, że autorka postanowiła napisać tę część, jednak, jest to niemałe cierpienie dla molów książkowych :)
"Szukając kopciuszka" opowiada Danielu - przyjacielu Holdera i...
2018-08-03
Wow, to co się w tej książce odpierniczyło.
Powiem tak: emocje. Mówiłam jak w pierwszej części emocje były przepięknie opisane, ale tutaj to chyba był już kosmos. To, co czuł każdy, ja czułam, te wszystkie emocje, które przytłaczały Julie, mnie też przytłaczały. to co czytałam o Adamie, a nawet o Warnerze...Nie jestem nieświadoma, niestety zapamiętałam pewne głosowanie na bookstagramie gdzie ktoś pytał: Warner vs Adam? Zapamiętałam co wolała większość. I czytając pierwsza część nie rozumiałam tego wyniku. Teraz? Nie wiem. Mam taki mętlik w głowie jak Julia. Wiem jednak, jak autorka pięknie pokazała, że każdy zasługuje na lepsze życie. Ludzie oceniają tak pochopnie patrząc po pozorach. Nie dziwię się ocen wobec Warnera. To psychopata. Ale.. czy na pewno? Nie wiem, może wiem. Julia nie wie, ale chyba też wie. Ta akcja, te emocje. Tego nie da się opisać.
Wiem, że wielu osobom Julia wydawała się niesamowicie irytująca, bo użalała się nad sobą. A ja się pytam: czy w każdej książce chcecie badass girls? No przecież to by było nierealne. Ja nic nie miałam do Julii i tego, że wydawała się samotna i nie wiem... nie warta. Rozumiałam ją. I podoba mi się to jak autorka pokazała prawdziwą postać, dziewczynę niepewną siebie, która za pomocą przyjaciół i innych czynników staje się silna. Wiecie jakie to piękne jest obserwować osobę, która z dołu idzie niesamowicie w górę? Która jest silna, pewna siebie, wie, że może zrobić wszystko? To mi się właśnie podobało.
Adam był znowu słodki i piękny prostu. Jednak nic nie wkurza bardziej niż ukrywanie tajemnic. Nie dziwię mu się, no ale... nie powinien. W ogóle to wszystko co tu się dzieje i z Adamem i Warnerem.... wasz mózg będzie się kłócił co o nim myśleć. Podobało mi się to. Podobała mi się rola Warnera w tej książce, no, tego mi właśnie było trzeba. Tego wszystkiego. Emocji i adrenaliny związanej właśnie z Warnerem.
Ogólnie byłam tak pochłonięta tą książką, że nie mogłam przestać czytać. Ciągle tylko: co dalej, co dalej???? Czarne charaktery... Poszukiwanie nadziei, posiadanie marzeń... Niesamowite. Zakończenie? Też. B.O.S.K.I.E. To moja nowa ulubiona seria. Kropka
Wow, to co się w tej książce odpierniczyło.
Powiem tak: emocje. Mówiłam jak w pierwszej części emocje były przepięknie opisane, ale tutaj to chyba był już kosmos. To, co czuł każdy, ja czułam, te wszystkie emocje, które przytłaczały Julie, mnie też przytłaczały. to co czytałam o Adamie, a nawet o Warnerze...Nie jestem nieświadoma, niestety zapamiętałam pewne głosowanie na...
2017-08-08
Czytając "Dziesięć płytkich oddechów" myślałam (nie wiedząc o czym są dalsze tomy) o tym, że fajnie by było gdyby była historięa o Livie, właśnie już na studiach. Ponieważ ja wiedziałam, nie wiem jakim cudem, że po prostu Livie nie będzie zawsze taką osobą cały czas z głową na karku, albo po prostu pęknie pod presją dobrej nauki i solidnej przyszłości.
I miałam rację. Dziewczyna wmawia sobie, że wie kim chce być. Wie, że nie może zawieść siostry, która ciężko harowała na studia Livie. Dziewczyna chce sprostać oczekiwaniom swoim, innych oraz jej zmarłego ojca. Przecież Princton to uczelnia jej taty, byłby z niej dumny. Dodatkowo na uczelni spotyka Connora, który jest doskonałym kandydatem na męża. Głowa na karku, małżeństwo, płotek, dziecko, Livie jako pielęgniarka, Connor jako prawnik czy ktoś tam. Jednak Livie nie zdaje sobie sprawy, że to nie jest życie dla niej. Do czasu, gdy Ashton się wkrada w jej życie.
Ashton to chłopak, którego każda chce mieć oczywiście, a Livie chce się trzymać od niego z daleka. Woli bezpieczeństwo nie szaleństwo. Czułam jednak, że właśnie Livie jest tą osobą, w której pod pozorami tego ideału, spokojnego charakteru kryje się coś, co chce się wydostać na zewnątrz. Sama tak mam. Gdy poznaje Ashtona chce właśnie takiego spontanicznego chłopaka, ona zdaje sobie sprawę, że biały płotek dla niej nie jest. Jednak się boi, bo co pomyślą inni? Jednak zaczyna mieć dość bycia doskonałym. Dość spełniać oczekiwana innych. Ona chce być szczęśliwa. Zaczyna dopiero odkrywać siebie. Już niczego nie jest pewna w swoim życiu.
Bardzo mi się podobała ta książka. Pokazuje, że nie zawsze to co myślimy, że chcemy jest dla nas odpowiednie. Pokazuje, że nic się nie dzieje, gdy popełniamy błędy, ba, my je musimy popełniać, bo tak uczymy się życia.
Jedyny mankament w tej książce to to, że schemat się pojawia ten sam jak w "Dziesięć płytkich oddechów". Jest okay, książka się rozwija. Nagle bum, bohaterzy się rozdzielają, końcówka się powtarza tak jak w poprzedniej części. Ale oprócz tego, jest idealna.
Uwielbiam też doktorka psychiatrę w tej książce. Pomaga Livie zobaczyć jej życie na nowo i jest mega śmieszny. Ogólnie ta książka jest mega i polecam każdemu, warto ją poznać! :)
Czytając "Dziesięć płytkich oddechów" myślałam (nie wiedząc o czym są dalsze tomy) o tym, że fajnie by było gdyby była historięa o Livie, właśnie już na studiach. Ponieważ ja wiedziałam, nie wiem jakim cudem, że po prostu Livie nie będzie zawsze taką osobą cały czas z głową na karku, albo po prostu pęknie pod presją dobrej nauki i solidnej przyszłości.
I miałam rację....
2017-08-07
Ta książka jest świetna i boska.
Ogólnie nie spodziewałam się wielu rzeczy i bardzo mi się to podobało. Ta książka jest po prostu inna. Opowiada o bólu i koszmarze jaki prześladuje Kacey, dziewczynę, która przeżyła okropną rzecz w przeszłości i była świadkiem wielkiej tragedii. Niby czuje się lepiej, ale okazuje się, że sobie to tylko wmawia. Wcześniej, by zapomnieć używała narkotyków, alkoholu i seksu. Jednak przestała dla swojej młodszej siostry. Kocha ją nad życie i zrobi dla niej wszystko, by miała dobrą przyszłość, i siostra się o nią nie martwiła. Dlatego przeniosła się na kickboxing. Każdy z nas ma chyba coś, co go trzyma z dala od ciężkich chwil i pomaga przetrwać oraz nie myśleć. Jedni czytają, drudzy grają na instrumentach, tańczą, rysują... ona używała kickboxingu, by przetrwać. Przeprowadziła się z siostrą Livie do Miami, by zacząć w końcu żyć. Jednak praca Kacey nie jest wystarczająca. Za pomocą przyjaciółki znajduje nową, o wiele lepszą pod względem zarobków pracę. Wiecie co? Podziwiam Kacey. Jest to silna dziewczyna. Wiem, że buduje w okół siebie mur. Przecież nie chce zostać skrzywdzona, czyż nie wiele przecierpiała? Rozumiem ją. Z pozoru to silna babka, która pordzi sobie ze wszystkim, skopie dupy facetom i zrobi wszysto, by zapewnić dobry byt sobie i siostrze, jednak... jest też słaba. Bo tak naprawdę ciężko jej żyć. Pod skorupą siły jest słabą dziewczyną i nikt nie potrafił do niej dotrzeć... prócz Trenta chłopaka z 1D.
Czyż to nie dziwne, że on jako jedyny zozgryzł dziewczynę? Potrafił przebić się jak jedyny przez jej skorupę. Ona nie chciała się poddać, jednak jemu się udało. Kacey nie wiedziała co robić, bo czuła się przy nim bezbronna. Rozwalił jej mur, a ona boi się swojego upadku, jednak... uwielbiam Trenta! Chce on poskładać dziewczynę, być przy niej, pomóc jej... Jednak czasami zawodzi. Przynosi Kacey niepewność. Sama już byłam niepewna. Jednak prawda okazała się okrutna. Jednak to uczyniło książkę fantastyczną, przeczytajcie ją! Nawet się nie będziecie spodziewać czego się dowiedziecie, a będziecie zachwyceni.
A Livie, siostra Kacey? Jest młoda, ale wie czego chce od życia. To ona wydaje się być dorosłą w tej rodzinie i tą mądrzejszą. Livie jest podporą dla siostry, nie tylko motywacją. Obie mają piękną relację i się podbudowują.
Strom, przyjaciółka z sąsiedztwa to było dla mnie WOW. Każdy chyba myślał, że to będzie plastikowa lala. To bardzo pokazało jak pozory mylą, bo już wiele naczytaliśmy się książek o charakterze dziewczyn z wyglądem Barbie, a tutaj było to interesujące. Okazuje się, że ludzie mają wielkie serca, choć się po nich tego nie spodziewamy.
Faceci z klubu striptizerskiego. Co się po nich możecie spodziewać? Samych zlych chłopców? Wielkich, okropnych ochroniarzy, na których strach patrzeć? Poznajcie Caina, Bena i Nate'a. W życiu byście się po nich tego nie spodziewali. :D
Książka jest niesamowita. Pokazuje jakie rzeczy tak naprawdę siedzą w naszej psychice, a my zaprzeczamy ich istnieniu. Jednak każdy kiedyś pęka. Nie możemy zaprzeczać złym rzeczom, tylko się nim przeciwstawić. Poszukać złotego środka. Przebywać z innymi ludźmi. Ta książka jest niesamowita i polecam wszystkim.
Ta książka jest świetna i boska.
Ogólnie nie spodziewałam się wielu rzeczy i bardzo mi się to podobało. Ta książka jest po prostu inna. Opowiada o bólu i koszmarze jaki prześladuje Kacey, dziewczynę, która przeżyła okropną rzecz w przeszłości i była świadkiem wielkiej tragedii. Niby czuje się lepiej, ale okazuje się, że sobie to tylko wmawia. Wcześniej, by zapomnieć używała...
2018-08-04
Czuję się jakbym właśnie tutaj dostawała wszystkie odpowiedzi. Ta część zmienia nasz punkt widzenia części pierwszej. Wszystko jest nie tak, jakbyśmy się na początku spodziewali. To takie niesamowite dowiadywać się starych, a jednak całkiem nowych rzeczy. To jak zmieniła się Julia, jak otwiera się Warner. Kocham to. Wszystko co się zmieniło.... to jak się zmieniło nie tylko moje myślenie, ale również ich. Ich rozwój. To tak pięknie się czytało, że dalej zbieram szczenę z podłogi.
W tej książce jest jedna taka boska scena, która przypomina telenowelę. :D Nie tylko ja obserwowałam wydarzenia ale inni z Punktu Omega i to było takie niezręczne ale boskie. Autorka ma super pomysły. To, w jakim ta scena poszła kierunku... wow.
Kenji... Kurczę, Kenji. To jedna z najlepszych postaci w tej książce. Najbardziej pobudza do życia. Sprawiają, że się śmiejemy i stajemy silniejszymi ludźmi. Jest takim promyczkiem, który często robi sobie z ludzi jaja i tak go uwielbiam. I jest taki mądry... Kocham.
Poznajemy tu nowe oblicze Adama. Wiecie, że tutaj naprawdę się zmienił, a to, co czasami mówił było tak okropne, że nie można było sobie tego wyobrazić. Ale go rozumiałam. Bo wiecie... Postawcie się na jego miejscu tak naprawdę. Miał brata, który go prawie zabił. I dziewczynę, która myślał, że zakochała się w psychopacie. Warner tylko Julii pokazał swoje prawdziwe oblicze, więc nie możemy wymagać od Adama sympatii wobec niego. Tym bardziej, gdy Adam całe swoje życie spędził w trudach i walce o przeżycie.
Warner skradł moje serce w tej książce już całkowicie. Ta część jest chyba dla mnie najlepsza, ale tamte poprzednie również były boskie. Jednak tak mi szkoda go było, kiedy wyznał Julii prawdę, miłość, a ona go odrzucała bo nie była pewna jego prawdziwej osoby, a jego uczucia do niej były prawdziwe i piękne. Był przy niej całkowicie odsłonięty i wrażliwy.
Oglądałam na yt booktalk o tej książce i dziewczyna powiedziała coś, co chciałabym w tej recenzji zaznaczyć. Oboje, i Adam i Warner są dobrymi ludźmi. Ale nie każdy z nich był odpowiedni dla Julii. Julia sama powiedziała, że gdy była z Adamem, ona opierała się na nim, liczyła na jego ochronę, sama się nie rozwijała, bo zawsze była pod ochroną Adama.
Warner zaś... od 1. części wymagał od niej. Wymagał, by stawała się lepszą osobą. Silniejszą osobą. By mogła się rozwijać i sama na sobie polegać. By była taką osobą, którą zawsze chciała się stać. On jej dawał tego kopa i się rozwijała, podczas gdy przy Adamie stała w miejscu.
Sama Julia... Stała się taka silną bohaterka, że aż jej zazdroszczę. Wiadomo, że my nie posiadamy takich mocy, ale chodzi mi o jej psychikę. To jak chciała żyć i walczyć, nawet jeśli jej to groziło śmiercią. To, jak stała się tak niesamowicie pewna siebie, że mając 17 lat chciała objąć panowanie nad krajem. Mega to podziwiam, chyba każdy chciałby być tak mocno silny. Na końcu książki nie poddawała się, mimo że była w tak ciężkiej sytuacji. Chciała dokończyć to, co miała skończyć, mimo wszystko. Jej postać jest po prostu niesamowita. Jej siła jest tym, co mnie motywuje, bym sama taką była. To była piękna przygoda obserwować ją, jak z samego dna podniosła się na taki szczyt.
Zakończenie jest trochę otwarte, w podziękowaniach autorka pisze, że to koniec, ale sami już wiemy, że wyszły kolejne części. :D Jestem podekscytowana, chociaż się obawiam, ale oby wyszło wszystko dobrze. Nie mogę się doczekać czytania, chociaż chyba szybciej przeczytam po ang, niż po pl. :)
Czuję się jakbym właśnie tutaj dostawała wszystkie odpowiedzi. Ta część zmienia nasz punkt widzenia części pierwszej. Wszystko jest nie tak, jakbyśmy się na początku spodziewali. To takie niesamowite dowiadywać się starych, a jednak całkiem nowych rzeczy. To jak zmieniła się Julia, jak otwiera się Warner. Kocham to. Wszystko co się zmieniło.... to jak się zmieniło nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-27
Światło, które utraciliśmy odkładałam ponad rok, mimo tego, że opinie są zadowalające i wiele dobrych słów się oczytałam na jej temat. Emocjonalna, piękna.
Teraz, po przeczytaniu, jestem w rozsypce i czuję się rozszarpana, ponieważ nie wiem, co powiedzieć co czuję. Trochę jestem zawiedziona. Dlatego, że autorka w zakończeniu poszła na łatwiznę. Napisała historię, w której każda decyzja byłaby zła, więc aby uniknąć wyboru, zrobiła takie coś. Jestem mega wkurzona. Ale o co chodzi?
Z opisu wiemy, że Lucy przeżyła wielką miłość z Gabem. Ludzie, jak czytałam ich przepiękną, tak silną więź... tak szczerą i nierozerwalną... ich relacja dała mi nadzieję, że taka miłość może istnieć. Nie mogę w słowach wyrazić tego, jak piękne było ich uczucie, jak intensywne. To wymarzona miłość każdego, kto tylko pragnie doświadczyć prawdziwej i rozkwitającej miłości aż po śmierć.
Gabe jednak nie jest szczęśliwy. Miłość widocznie to nie wszystko, ponieważ marzenia również wzywają. I tutaj chcę się zatrzymać. Gabe wybiera pracę. Nie mógł pójść na kompromis. Bo był szczęśliwy z Lucy ale nieszczęśliwy sam z sobą, ponieważ nie mógł spełniać marzeń. Rozumiem to poczucie niespełnienia, bo sama go posiadam. To ciągłe poczucie, że twoje marzenie się nie może spełnić, że masz wszystko jednak czegoś ci brakuje w środku, ta dziura, która wypełnia twoją pierś i nawet wielkie bogactwa i szczęście tego nie wypełni. Tą dziurę trzeba wypełnić. Czuje się przymus, ciągłe oczekiwanie i niedosyt.
Jednak byłam niesprawiedliwa. I dalej trochę jestem.
JAK mógł zostawić taką wielką, piękną miłość, która zdarza się raz na milion?
Rozumiem, ale i nie rozumiem.
Patrząc na Gabe'a i na losy Lucy, widać gołym okiem, że takiego uczucia nie da się po prostu wyrzucić i o nim zapomnieć. Ta więź dalej jest.
Jednak przecież Lucy nie będzie wiecznie sama, skoro Gabe jest na drugim końcu świata, prawda?
Nawet nie wiecie jak to bolało.
Tak książka daje do myślenia, jeśli chodzi o życiowe sprawy. Miłość, wybory. Co ważniejsze? W przypadku Gabe, widzimy, że jednak również nie do końca był potem szczęśliwy, gdy wybrał pracę. Nie wiadomo co wybrać. Może mógł po prostu zostać i się pomęczyć. A może to Lucy powinna pójść z nim, by mogli być razem i żyć szczęśliwie? Lucy również zadawała sobie te pytania. I chyba nie ma tu dobrej odpowiedzi.
Tak samo jak nie ma dobrego wyboru.
Stara miłość nigdy nie rdzewieje.
Sytuacja Lucy jest teraz jasna. Ma rodzinę. Pracę. Pieniądze. Jednak czy możemy ją winić, że tęskni za Gabem? Ja nie mogłam. Jednak czułam też, że Darren, jej mąż, również był poszkodowany, choć nieświadomie. Nie był jej prawdziwą miłością, chociaż go kochała. Był dobry. Wymarzony facet. Jednak miał wady. Gabe miał wady. I cieszę się, że autorka poprzez Lucy nam to pokazała, że oboje są niesamowitymi ludźmi, ale mają wady. Jeden zbyt egoistyczny, drugi zwala na ciebie rolę matki gosposi. Nie umiałam wybrać stron. Nie jestem ani #teamdarren ani #teamgabe. Ponieważ ta sytuacja jest trudna. Lucy staje przed wyborem.
W końcu jestem bliska, by dowiedzieć się, co Lucy wybierze. Kogo. Jak się to potoczy. KTO ucierpi? Bo ktoś cierpieć musi. Tutaj każda decyzja jest tragiczna.
Ale autorka postanowiła pójść na łatwiznę.
Zrzuciła podjęcie decyzji na los/przeznaczenie, czy co tam chcecie nazwać. Dlatego jestem taka wkurzona. Książka była dobra, choć nie ma tu akcji. To taki pamiętnik Lucy. A raczej opowiadanie skierowane do Gabe'a. Opowiada o swoim prostym życiu. Co się dzieje. Tak naprawdę nie ma tu nic ciekawego, ale emocje są.
I co? By dodać goryczy najlepiej dać takie zakończenie. Aż chcę krzyczeć, taka jestem wkurzona. Bo decyzji nie podjęła. A zależało mi na tym. Autorka sama nie wiedziała, co zrobić, to zrobiła takie coś. Co w tym przypadku nie wydaje się być zdziwieniem, ze względu na okoliczności, ale co, wyjątku nie może być??? Nie wiem jak mogła to zrobić. Nie umiem teraz ocenić tej książki.Lucy decyzji nie podjęła, bo los się tym zajął. Tak nie powinno być.
Tę historię polecam każdemu, to nie tak, że to, że mnie zakończenie nie zadowoliło to macie jej nie czytać. Wam pewnie też się nie spodoba. Ale tu chodzi o historię i emocje. Ja po prostu nic nie mogę poradzić, że czuję złość i smutek. Bo chciałam inne zakończenie, ale cóż nie mogę dostać wszystkiego, czego zapragnę.
Światło, które utraciliśmy odkładałam ponad rok, mimo tego, że opinie są zadowalające i wiele dobrych słów się oczytałam na jej temat. Emocjonalna, piękna.
Teraz, po przeczytaniu, jestem w rozsypce i czuję się rozszarpana, ponieważ nie wiem, co powiedzieć co czuję. Trochę jestem zawiedziona. Dlatego, że autorka w zakończeniu poszła na łatwiznę. Napisała historię, w której...
2016-12-11
Ostatnio trafiam na bardzo dobre książki, dlatego czasami jestem niestabilna emocjonalnie z ich powodu. :D Ta jest jedną z tych, które mnie zmiażdżyły. Podczas czytania "Caldera" targało mnie bardzo wiele emocji. Była wielka huśtawki. Od zdziwienia, podziwu, wzruszenia, szczęście, radości, po smutek, wściekłość, złość. Naprawdę.
Byłam bardzo zdziwiona tym, że akcja dzieje się w Akadium, w sekcie stworzonej przez niejakiego Hectora. Na początku myślałam, że jest to historia, gdzie wszystko toczy się x lat temu, ale nie. Jest to współczesność. Dziwiłam się jakie zacofanie tam panuje i jaka niesprawiedliwość. Że są robotnicy (niewolnicy), którzy ciężko pracują na przeżycie, cisną się w dwu-pokojowych chatkach z brakiem dostępu do elektryczności i bieżącej wody! Podczas gdy obok, w siedzibie mieli wszystko, przywódca ludu, który mówił, że trzeba się poświęcać dla społeczności, co robił? Żył jak królewicz w porównaniu do tych biednych, podporządkowujących się i niczego nieświadomych ludzi. Wierzyli w bogów, oddawali im cześć. I Hector, dodatkowo chciał wykorzystać 8-letnią dziewczynkę do małżeństwa z nim, by razem z nim miała przeprowadzić wszystki do Elizjum w czasie powodzi. Nieprawdopodobne.
Przejdźmy do bohaterów. Calder i Eden. Niesamowicie silni, odważni. Zakochani pomimo zakazów, przeznaczenia. Zaryzykowali wszystko... w imię miłości. Dlatego to jest piękne. Ponieważ takie wartości jak miłość i przyjaźń są w tej książce postawione na pierwszym miejscu. Nie liczy się nic innego. Przyjaźń pomiędzy Xandrem i Calderem budzi podziw. Każdy broni drugiego, dzielą się wszystkim, bo "co mam, połowa należy do ciebie". To było piękne. Także to, że żaden nie zostawił drugiego w potrzebie. Nie mogę także nie wspomnieć o Mai, chorej siostrze Caldera. Spodobał mi się ich gest trzykrotnego uścisku ręki, oznaczający "kocham cię". Czyż to nie piękne? Każdy tutaj się o siebie troszczy z wielkim oddaniem. Silne więzi zdołały pokonać wszystko. Razem im się zawsze udaje.
Jednak serce mi się łamało, gdy czytałam o tym wszystkich co tam się działo. Jakie kary odbywali ci, co uczynili według nich poważny grzech. Kary jak za czasów Chrystusa, chłosty i inne takie. Najbardziej bolało to, co Hector uczynił Calderowi i Eden na końcu książki. Chcecie się dowiedzieć - przeczytajcie. Jednak mimo tego uważam, że Mia Sheridan zrobiła to genialnie wplatając w fabułę sceny tego typu, ponieważ idealnie przedstawiały sektę, dzięki temu nie było to nudne. Całe zacofanie, reguły i zasady, wszystko to nadało kolorytu i stało się ciekawe.
Podobała mi się nauka Eden, która pragnęła poznać świat, chłonęła wiedzę, powtarzała, cieszyła się z tego, a ukradkowe spotkania obojga przy źródle były świetnym doświadczeniem i historią.
Ostatnio trafiam na bardzo dobre książki, dlatego czasami jestem niestabilna emocjonalnie z ich powodu. :D Ta jest jedną z tych, które mnie zmiażdżyły. Podczas czytania "Caldera" targało mnie bardzo wiele emocji. Była wielka huśtawki. Od zdziwienia, podziwu, wzruszenia, szczęście, radości, po smutek, wściekłość, złość. Naprawdę.
Byłam bardzo zdziwiona tym, że akcja dzieje...
2016-12-14
Świetne przedłużenie pierwszej części. Po tamtej byłam bardzo załamana, jestem raczej wrażliwa na cierpienie innych ludzi, dlatego 1 cześć i jej kontynuacja wstrząsnęły mną i targało mną wiele emocji. Czasami miałam żal do autorki, że ciągle przysparza bohaterom bólu. Ale wiecie, co jest najpiękniejsze?
Najpiękniejsze jest to, że siebie nawzajem uleczyli. Żyli w rozłące po okropnej tragedii o wiele za długo, dłużej niż się spodziewałam. Sądziłam, że odnajdą się wcześniej. I obserwując ich ból było mi ciężko z ich powodu. Oboje nie żyli, tylko egzystowali. Bo jak żyć, bez miłości swojego życia? W pełni ich rozumiałam. Lecz, gdy się odnaleźli... doznali szczęścia, ale co za tym idzie zbyt wiele nowych problemów. Nie spodziewałam się tego, ale ich miłość, ich determinacja trzymała ich w kupie i z nadzieją, że kiedyś, na pewno w końcu będzie lepiej. To było piękne, gdy uzdrawiali siebie nawzajem. Naprawdę.
A jeśli mowa o innych bohaterach... Podziwiam Xandra. I kocham jednocześnie, bo jest najlepszym przyjacielem na świecie! Taki człowiek to cud, bardzo wytrwały, pomagał przejść Calderowi jego najcięższe chwile. Muszę też wspomnieć tu o Felixie i Marissie. Jestem im wdzięczna, że zaopiekowali się Eden. Również Molly stała się najlepszą przyjaciółką na świecie, w pełni rozumiejąc problemy Eden i broniąc ją, oraz czasami chronić przed zbytnim "matkowaniem" jej rodzicielki.
Cieszę się, że Eden, Calder oraz Xander zobaczyli, że w świecie istnieje również dobro. Wśród całego zła jakie przeżyli, potrafili dostrzec, że gdzieś tam była miłość, i że są osoby, które ich kochają, nie zawiodą i zostaną na zawsze.
Świetne przedłużenie pierwszej części. Po tamtej byłam bardzo załamana, jestem raczej wrażliwa na cierpienie innych ludzi, dlatego 1 cześć i jej kontynuacja wstrząsnęły mną i targało mną wiele emocji. Czasami miałam żal do autorki, że ciągle przysparza bohaterom bólu. Ale wiecie, co jest najpiękniejsze?
Najpiękniejsze jest to, że siebie nawzajem uleczyli. Żyli w rozłące...
,,Gdyby ocean nosił twoje imię" to młodzieżówka, którą bardzo przyjemnie mi się czytało i bardzo szybko. Historia jest napisana w taki sposób, że bardzo szybko się ją czyta, jednak przez to mam też niedosyt, bo historia jest tak naprawdę krótka. Chciałabym więcej, więcej scen, i rozwoju historii oraz bohaterów, bo czuję jakbym dostała tylko skrawek większej części obrazu.
Bohaterką jest Shirin, muzułmanka, która wiele przeszła tylko przez to, kim jest. A jest zwykłym, normalnym człowiekiem. Jednak w świecie rasizmu tak nie jest. Często czytając książkę myślałam o autorce, która mówiła, że przeżycia, przez które przeszła Shirin, samą ją spotkały. Wiele z nich były naprawdę paskudne i ciężko uwierzyć, że ludzi naprawdę spotykają tak nieprzyjemne sytuacje. Oczywiście głównym przekazem tej książki jest właśnie pokazanie jak naprawdę jest, że świat nie jest piękny i kolorowy i spodobało mi się to, jak autorka pokazała drugą stronę, od osoby, która jest biała, i nie zdaje sobie sprawy, jak wiele rasistów jest dookoła. Mowa o Oceanie. Chłopak nie zdawał sobie sprawy, jak okropne rzeczy spotykały dziewczynę tylko przez jej ubiór, chustę na głowie, jej religię, wygląd, pochodzenie. On również może reprezentować wiele z nas, bo my tak naprawdę nie często sami mamy do czynienia z rasizmem. Więc to otworzyło oczy.
Ocean jest cudną postacią, dawno nie czytałam o tak ciepłej postaci. Może się wydawać nawet zbyt idealny, jednak ja tego tak nie odczułam, był po prostu taki dobry i najbardziej, co podziwiam w jego osobowości to to, jak walczył o swoje, nie obchodziło go NIGDY co mówią inni, co myślą, on robił swoje i się nie poddawał. To było takie piękne czytać coś takiego, jak stawał na swoim i był uparty pod tym względem. Jego walka i siła, żeby się nie poddawać - ba, nawet to mu przez myśl nie przeszło - to było coś, co podobało mi się mega w tej historii.
Sama Shirin, ona jest naprawdę silna. Ja na jej miejscu już dawno bym się poddała i mimo że oczywiście, miała swoje sposoby na radzenie sobie z tym wszystkim, np. gniew wobec ludzi, jednak to jak szła przez życie i trzymała się własnych przekonań mimo wszystko, było piękne. Była sobą i nie zmieniała się dla nikogo, nawet jeśli inni ludzie ją za to prześladowali.
Mój ogólny odbiór historii jest taki, że to bardzo dobra książka. Wiem, że wszędzie ludzie ją wychwalają pod nieba, dla mnie jednak nie była ona aż taka najlepsza, po prostu bardzo dobra i przyjemna do czytania. To lekka młodzieżówka mimo wszystko, ale warta przeczytania na pewno. :)
,,Gdyby ocean nosił twoje imię" to młodzieżówka, którą bardzo przyjemnie mi się czytało i bardzo szybko. Historia jest napisana w taki sposób, że bardzo szybko się ją czyta, jednak przez to mam też niedosyt, bo historia jest tak naprawdę krótka. Chciałabym więcej, więcej scen, i rozwoju historii oraz bohaterów, bo czuję jakbym dostała tylko skrawek większej części...
więcej Pokaż mimo to