-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika1991
2017-02-06
1990
To książka nie tylko o Himalajach, ale i o ludziach żyjących w ich cieniu. Pasjonująca i przede wszystkim głęboko ludzka opowieść, napisana przez kogoś, kto oprócz swej pasji - wspinaczki wysokogórskiej - zadał sobie trud, by poznać mieszkańców Nepalu i ich niełatwe życie. Mimo upływu czasu - warto przeczytać.
To książka nie tylko o Himalajach, ale i o ludziach żyjących w ich cieniu. Pasjonująca i przede wszystkim głęboko ludzka opowieść, napisana przez kogoś, kto oprócz swej pasji - wspinaczki wysokogórskiej - zadał sobie trud, by poznać mieszkańców Nepalu i ich niełatwe życie. Mimo upływu czasu - warto przeczytać.
Pokaż mimo to2017-03-18
Jedna z najlepszych książek podróżniczych, jakie wpadły mi w ręce w ostatnich latach. A już na pewno jedna z najlepszych o Indonezji. Wraz z Autorami odwiedzamy różne rejony tego największego archipelagu świata zamieszkanego przez ćwierć miliarda ludzi. Przemieszczamy się od położonego na zachód od Sumatry archipelagu Mentawai poprzez dżunglę Borneo, Jawę, Lombok, aż po Papuę. Czytamy o turystyce masowej, której symbolem jest wyspa Bali, srogim ustawodawstwie antynarkotykowym, korupcji, trudnym kontaktach z sąsiednią, spowinowaconą etnicznie, językowo i kulturowo Malezją, płci pięknej (której uroda nieodmiennie przykuwa uwagę przybyszy z Zachodu), uprawie palm oleistych, świecie indonezyjskiej piłki nożnej (emocjami nie ustępującej południowoamerykańskiej), poszukiwaczach złota z wyspy Lombok, waranach z Komodo, indonezyjskiej wersji islamu, obyczajach pogrzebowych Papuasów, jawajskich walkach kogutów, tradycyjnych rikszach i wielu innych sprawach. Znajdziemy tu też pożyteczne informacje dla osób szukających możliwości robienia interesów na handlu z indonezyjskimi firmami. Ciekawy jest też rozdział pt. "Dylematy turysty niemasowego" - w zasadzie to esej dotykający kwestii orientalizmu i kontaktów kulturowych między ludźmi Wschodu i Zachodu. W końcowym rozdziale pt. "Wypożyczalnia szczęścia" znajdziemy rozważania na temat korumpujacego wpływu kultury konsumpcyjnej i globalizacji na tradycyjnie żyjące społeczności, pozwalające zrozumieć, dlaczego wielu tzw. tubylców z rezerwą podchodzi do "dobrodziejstw" współczesności. Oczywiście, można by sobie zażyczyć jeszcze innych tematów: o geologii (Indonezja to "najbardziej wulkaniczny" kraj świata), o problemach urbanizacji (Dżakarta to jedno z największych miast globu z lśniącymi wieżowcami, ale i rozległymi dzielnicami nędzy), uprawie kawy i herbaty itp. itd. etc. No, ale trudno zawrzeć wszystkie informacje o tak dużym kraju na mniej niż 300 stronach.
Atutem książki jest to, że obaj Autorzy dobrze poznali Indonezję i nawiązali wiele znajomości z jej mieszkańcami. To, w jaki zaprezentowali ten ogromny kraj - w sposób żywy, niepozbawiony poczucia humoru, a jednocześnie pomagając nam ten go zrozumieć - sprawia, że ma się ochotę wracać do tej publikacji. Taki sposób pisania książek podróżniczych jest niewątpliwie godny naśladowania.
Jedna z najlepszych książek podróżniczych, jakie wpadły mi w ręce w ostatnich latach. A już na pewno jedna z najlepszych o Indonezji. Wraz z Autorami odwiedzamy różne rejony tego największego archipelagu świata zamieszkanego przez ćwierć miliarda ludzi. Przemieszczamy się od położonego na zachód od Sumatry archipelagu Mentawai poprzez dżunglę Borneo, Jawę, Lombok, aż po...
więcej mniej Pokaż mimo to1989
Fascynująca opowieść o odkrywaniu najmniejszego z kontynentów i (poza Antarktydą) najpóźniej zbadanego. W XIX wieku wyobrażenia o wnętrzu Australii dalece różniły się od tego, co odkrywcy zastali w trakcie swoich wypraw. A wielu z nich za swoją odkrywczą pasję zapłaciło najwyższą cenę. Świetny styl narracji i barwne przedstawienie sylwetek bohaterów pozwala nam poczuć smak "australijskiego dramatu" - przygody absolutnie ekstremalnej w epoce, gdy nikt nie śnił o GPS-ie, telefonii komórkowej czy lotnictwie. Dodajmy znakomite tłumaczenie i już mamy przepis na lekturę, od której niemal nie sposób się oderwać i do której chce się wracać i wracać...
Fascynująca opowieść o odkrywaniu najmniejszego z kontynentów i (poza Antarktydą) najpóźniej zbadanego. W XIX wieku wyobrażenia o wnętrzu Australii dalece różniły się od tego, co odkrywcy zastali w trakcie swoich wypraw. A wielu z nich za swoją odkrywczą pasję zapłaciło najwyższą cenę. Świetny styl narracji i barwne przedstawienie sylwetek bohaterów pozwala nam poczuć smak...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-07
1991
2024-01-06
Książka zwyczajnie i po prostu - świetna. Autorka stopniowo, z północy na południe, przeprowadza czytelników przez tę tajemniczą, deszczową, chłodną, a zarazem niezwykle piękną ziemię, jaka rozciąga się na południowo-zachodnim skraju Ameryki Południowej: krainę fiordów, wysp, jezior i lasów. Jest tu miejsce na informacje z zakresu krajoznawstwa, ochrony przyrody, etnografii, historii. Czytamy m.in. o tragicznym losie patagońskich Indian czy o wyspie Chiloé, gdzie jak w tyglu stopiły się kultury europejska i indiańska. Słowem: uczta dla każdego, kto lubi podróże do krain mało znanych i skąpo opisanych.
Moim skromnym zdaniem tak powinny wyglądać książki podróżnicze. A nawet jeśli Autorce zdarzyły się drobne i nieliczne błędy (np. nie wiem, jak Autorce wyszło, że 600 tys. Mapuczy to 4,5% populacji blisko 18-milionowego Chile; poza tym Carretera Austral to szosa, nie autostrada ;) ), to w niczym nie zmieniają one faktu, że mamy do czynienia z fascynującą i wartościową publikacją.
Książka zwyczajnie i po prostu - świetna. Autorka stopniowo, z północy na południe, przeprowadza czytelników przez tę tajemniczą, deszczową, chłodną, a zarazem niezwykle piękną ziemię, jaka rozciąga się na południowo-zachodnim skraju Ameryki Południowej: krainę fiordów, wysp, jezior i lasów. Jest tu miejsce na informacje z zakresu krajoznawstwa, ochrony przyrody,...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-07-24
Jak Tłumaczka, a także sama Autorka zaznaczyły na początku książki, niniejsza publikacja to plon rozmów Autorki z mieszkańcami Japonii. Z założenia była to próba zrozumienia i przybliżenia Amerykanom, zarówno decydentom
i administracji prezydenta Trumana, jak i zwykłym obywatelom kultury i mentalności narodu, z którym dopiero co przyszło im stoczyć zaciekłą, bezpardonową wojnę. Zadaniem tej publikacji było też pomóc amerykańskim politykom i wojskowym zrozumieć japońskie wartości, a przez to być w stanie umiejętnie nadzorować powrót do normalności w pokonanym i okupowanym kraju. Książka m. in. wyjaśnia, jak i dlaczego Amerykanie zorganizowali okupację Japonii w inny sposób niż miało to miejsce w wypadku Niemiec i Włoch - w sposób dający Japończykom więcej autonomii niż narodom pokonanych krajów Europy.
Publikacja ta jest też ważna z punktu widzenia polskiego czytelnika. O ile bowiem na naszym rynku księgarskim jest sporo książek dotyczących Kraju Kwitnącej Wiśni, o tyle niewiele z nich w sposób tak dogłębny i precyzyjny wyjaśnia kwestie dotyczące japońskich wartości. Również w internecie sprawa ta nie wygląda za dobrze. Np. w polskojęzycznej Wikipedii kompletnie pomieszano pojęcia giri i gimu (moralnego długu możliwego do spłacenia i moralnego długu, którego jednostka nie jest w stanie spłacić, np. wobec rodziców). Na tak kiepskim tle książka Pani Benedict wyróżnia się w sposób ewidentny.
Kolejny walor tej publikacji to zaznaczenie podobieństw i (zwłaszcza) różnic między kulturą Japonii a cywilizacją chińską. Ze społecznego punktu widzenia Japonia na przestrzeni wieków była bliższa Europie niż Chinom jeśli chodzi o dość hermetyczne podziały klasowe. Mało tego, awans społeczny ambitnych jednostek bywał w Japonii nawet bardziej osiągalny niż w wielu kulturach Zachodu. Niemniej w Japonii nigdy nie było tak szerokich sposobności awansu jak w klanowym społeczeństwie Chin, gdzie możliwość zdobycia wykształcenia i awansu związanego z służbą w roli urzędnika (mandaryna) była otwarta dla wszystkich i gdzie przynależności danej jednostki czy rodziny nie określała klasa społeczna, a klan skupiający ludzi o różnej pozycji społecznej, jednak związany pewną solidarnością opartą na pochodzeniu od wspólnego przodka. W Chinach główną barierą mogły być pieniądze (te często pochodziły od społeczności, z której wywodził się kandydat na cesarskiego urzędnika) oraz pracowitość i zapał do nauki, względnie osobiste uzdolnienia. W Japonii natomiast, mimo oparcia systemu biurokratycznego na chińskich wzorach, piastowane urzędy zależały od pochodzenia klasowego, co upodabniało japoński feudalizm do znanego przez wieki z krajów Zachodu (może za wyjątkiem krajów anglosaskich, Niderlandów czy Skandynawii, gdzie pracowity i zdolny człowiek z "gminu" mógł się wybić niczym chiński mandaryn z chłopskim rodowodem).
Czynnikiem, który z kolei wyraźnie różnił Japonię (ale już niekoniecznie Chiny) od kultur Zachodu, był wymóg całkowitego podporządkowana osobie cesarza, a na kolejnych szczeblach władzy - lokalnym zwierzchnikom (daimyo), wreszcie rodzicom. W Chinach cesarz co prawda miał władzę realną, a nie - jak w Japonii - symboliczną (realną do epoki Meiji posiadał szogun, a potem politycy, wojskowi i wielkie koncerny), zarazem jednak musiał liczyć się z utratą "mandatu nieba", np. gdy podwładni uznali, że władca postępuje w sposób sprzeczny z powszechnie przyjętą etyką. Stąd tyle dynastii w dziejach Chin w porównaniu z jedyną, jaką zna historia Japonii. Tu nasuwa się konkluzja, że Chińczycy, podobnie jak ludzie Zachodu, od dawna uznawali istnienie etyki obiektywnej, która w pewnych sytuacjach dopuszczała niepodporządkowanie cesarzowi, zwierzchnikom lokalnym czy też własnym rodzicom, podczas gdy Japończycy, którzy "przefiltrowali" konfucjanizm przez "sito" własnych uwarunkowań społeczno-kulturowych, moralność sprzęgnęli ściśle z wywiązywaniem się przez jednostkę z różnorakich zobowiązań, moralnych długów itd. Wyjątkiem w Japonii było moralne zobowiązanie do troski o własne dobre imię, które mogło popchnąć np. samuraja - wasala do buntu, gdy tenże doznał upokorzenia ze strony zwierzchnika, nawet gdy był nim daimyo - dysponujący ogromną władzą lokalny lider będący z grubsza odpowiednikiem europejskich książąt. Trudno powiedzieć, w jakiej mierze jest to rezultat wpływu kultury Chin z jej dążeniem do "zachowania twarzy", a na ile jest to rys specyficznie japoński.
Nie wiem, na ile książka jest aktualna obecnie i w jakim stopniu przeciętny Japończyk kieruje się gimu i giri w XXI wieku. Niemniej publikacja Pani Benedict to znakomity wgląd w funkcjonowanie japońskiego społeczeństwa na przestrzeni wieków, aż do lat 40-tych ubiegłego stulecia. Książka tym cenniejsza, że napisana przez osobę będącą światowym autorytetem w dziedzinie antropologii kulturowej. Dałbym może i więcej gwiazdek, gdyby Pani Benedict mieszkała w Japonii. Trudno jednak tego oczekiwać od osoby będącej obywatelką kraju, który stoczył z Japonią wojnę, a i wcześniej miał z nią dość napięte stosunki. Niemniej zaraz po wojnie Amerykanie nie mieli żadnych trudności z nawiązaniem dobrych kontaktów z Japończykami, z czego Autorka skwapliwie skorzystała. Książka wyjaśnia też, jak to było możliwe, dlaczego dopiero co pokonani w zaciekłej wojnie Japończycy nie wykazywali wobec Amerykanów żadnej nienawiści czy żądzy zemsty. Ciekawe jest też wyjaśnienie radykalnie odmiennego traktowania przez Japończyków jeńców rosyjskich w wojnie 1904-1905 i jeńców alianckich w czasie II wojny światowej.
P.S. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o życiu w Japonii w czasie wojny na Pacyfiku, to zdecydowanie polecam Wam "Od Pearl Harbor do Hirosimy" autorstwa francuskiego dziennikarza Roberta Guillaina. Oczywiście, jeśli jeszcze nie czytaliście. :)
Jak Tłumaczka, a także sama Autorka zaznaczyły na początku książki, niniejsza publikacja to plon rozmów Autorki z mieszkańcami Japonii. Z założenia była to próba zrozumienia i przybliżenia Amerykanom, zarówno decydentom
i administracji prezydenta Trumana, jak i zwykłym obywatelom kultury i mentalności narodu, z którym dopiero co przyszło im stoczyć zaciekłą, bezpardonową...
2021-08-24
2009
Rewelacyjne wydawnictwo albumowe. Mnóstwo barwnych zdjęć i znakomicie opracowany tekst to niewątpliwe walory tej publikacji. Książka prezentuje przyrodę Indonezji, kraju zajmującego największy archipelag świata, a zarazem mogącego poszczycić się największą - obok Brazylii - liczbą znanych nauce gatunków roślin i zwierząt. Mimo upływu czasu od wydania to pozycja wciąż godna polecenia każdemu miłośnikowi fauny i flory.
Rewelacyjne wydawnictwo albumowe. Mnóstwo barwnych zdjęć i znakomicie opracowany tekst to niewątpliwe walory tej publikacji. Książka prezentuje przyrodę Indonezji, kraju zajmującego największy archipelag świata, a zarazem mogącego poszczycić się największą - obok Brazylii - liczbą znanych nauce gatunków roślin i zwierząt. Mimo upływu czasu od wydania to pozycja wciąż godna...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
Kolejna książka o Indonezji, którą "zaliczyłem". A właściwie to kolejna, która przyczyniła się do tego, że kraj ten postrzegam jako jeden z najbardziej fascynujących na świecie. Znajdujemy tu opisy poszczególnych rejonów tego największego archipelagu świata, liczącego ponad 17 tysięcy wysp, i to nie tylko najbardziej znanych, jak Jawa czy Bali, ale i tych rzadziej odwiedzanych, np. Borneo (w Indonezji znane jako Kalimantan), Celebes (Sulawesi), Moluki czy Małe Wyspy Sundajskie. Oprócz tego znajdujemy tu informacje na temat historii, kultury i mieszkańców tego azjatyckiego kolosa. Indonezja to czwarte pod względem liczby ludności państwo świata - liczy ćwierć miliarda mieszkańców. Ten dawny gospodarczy "kopciuszek" dziś imponuje tempem gospodarczego wzrostu. Jest to też kraj niesłychanie zróżnicowany pod względem etnicznym, językowym, kulturowym i religijnym. Przybysza fascynuje bogactwo i rozmaitość tutejszej kultury, architektury, kuchni, rękodzieła czy muzyki. A propos, gamelan z Jawy i Bali jest przez muzykologów uważany za jedna z najbardziej wyrafinowanych i eleganckich form muzyki. Co się tyczy religii, mimo, że większość ludności Indonezji to muzułmanie, tutejszy islam jest dużo bardziej tolerancyjny niż ma to miejsce np. w świecie arabskim. Wyjątkiem jest Aceh, prowincja położona w północnej części Sumatry. Poza tym w niektórych częściach Indonezji wyznawcy islamu ustępują liczebnie wyznawcom innych religii, np. hinduistom na Bali czy chrześcijanom w Papui, nie mówiąc o obszarach, na których przeważają animistyczne kulty plemienne. Podsumowując, niniejsza książka to - jak zwykle w serii "Podróże marzeń" - więcej niż zwykły przewodnik. To swoiste zaproszenie do odwiedzenia tego fascynującego kraju. A zagłębienie się w tę lekturę przy filiżance znakomitej indonezyjskiej kawy (niekoniecznie kopi luwak) lub herbaty to doskonała recepta na miłe spędzenie czasu. W takich momentach nieporozumienia w szkole czy pracy lub kiepska pogoda za oknem przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Na koniec ciekawostka. Poznałem kiedyś jedną Panią z Indonezji, rodowitą mieszkankę stolicy - Dżakarty, osobę wykształconą, znającą biegle angielski, całkiem nieźle niemiecki, o światowym obyciu i zarazem po indonezyjsku nienagannie uprzejmą. W pewnej chwili zeszliśmy na tematy pracy i życia w naszych krajach. Podobało się jej, że mamy dwa razy tyle dni urlopu w roku, co oni. Kiedy jednak usłyszała o obowiązkowym systemie ubezpieczeń społecznych, stwierdziła, że współczuje Europejczykom tego zniewolenia. I jak tu nie lubić Indonezyjczyków!?
Kolejna książka o Indonezji, którą "zaliczyłem". A właściwie to kolejna, która przyczyniła się do tego, że kraj ten postrzegam jako jeden z najbardziej fascynujących na świecie. Znajdujemy tu opisy poszczególnych rejonów tego największego archipelagu świata, liczącego ponad 17 tysięcy wysp, i to nie tylko najbardziej znanych, jak Jawa czy Bali, ale i tych rzadziej...
więcej mniej Pokaż mimo to1991
2017-08-25
Autorka - czego nie da się ukryć, pasjonatka Indii - dokonała rzeczy wielkiej: przedstawiła ten ogromny kraj w sposób łączący spory ładunek informacji z pięknem samego pisania. Czytając, niemal czuje się atmosferę opisywanych miejsc, towarzyszy się Hindusom w ich zajęciach, poznaje się ich mentalność i wartości, dostrzega się zróżnicowanie i podobieństwa między różnymi regionami tego ponad miliardowego kraju. To lektura, która angażuje zmysły, a jednocześnie pobudza do refleksji nad tym, jak my ludzie jesteśmy różni, a jednocześnie podobni w naszych dążeniach i pragnieniach. Może to okoliczności powodują różnice? Ale nie szukajmy zbyt wielu odpowiedzi. Ta książka pokazuje Indie takie, jakie są, ale nie rości sobie pretensji do analizy. Pokazuje kraj, który fascynuje i odpycha, kraj wolnych wyborów i uświęconej tradycją korupcji, kraj bajecznego bogactwa i ostatecznej nędzy, kraj postępowej konstytucji i trwającego ucisku milionów kobiet i "niedotykalnych", kraj żyjący jednocześnie w różnych stuleciach, kraj wielu religii, bogów, światopoglądów, języków, kuchni. Kraj zróżnicowany jak być może żaden inny. To lektura, od której niełatwo się oderwać. Jednocześnie jednak ma się ochotę czytać powoli, delektując się kolejnymi akapitami, w niejasnej obawie, że koniec książki coraz bliżej. A gdy to już nastąpiło, człowiek wie, że potem będzie wracać i wracać... Podobnie pisał Pan Ryszard Kapuściński. Tyle, że on nie pisał o subkontynencie.
Wypada podziękować Autorce za czytelniczą ucztę. A po cichu liczę na kolejne książki Pani Pauliny na temat Indii.
Autorka - czego nie da się ukryć, pasjonatka Indii - dokonała rzeczy wielkiej: przedstawiła ten ogromny kraj w sposób łączący spory ładunek informacji z pięknem samego pisania. Czytając, niemal czuje się atmosferę opisywanych miejsc, towarzyszy się Hindusom w ich zajęciach, poznaje się ich mentalność i wartości, dostrzega się zróżnicowanie i podobieństwa między różnymi...
więcej mniej Pokaż mimo to1989
Prof. Andrzej Strumiłło (ur. 1927) to ceniony w kraju i za granicą malarz, grafik, fotografik, rzeźbiarz, poeta, pisarz i scenograf. Jest profesorem kontraktowym Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, a także byłym kierownikiem pracowni plastycznej Sekretariatu Generalnego ONZ. Jest też miłośnikiem Azji. Niniejszy album to plon jego podróży do Nepalu. Autor m.in. towarzyszył tam polskiej wyprawie himalaistycznej, która w 1974 r. zdobyła dziewiczy szczyt Kangbachen w masywie Kangczendzongi. Gros zamieszczonym tu zdjęć to fotografie czarno-białe. Dodajmy, fotografie wykonane po mistrzowsku, oddające ducha i atmosferę tego fascynującego himalajskiego kraju. Drobnym mankamentem jest to, że czarna farba drukarska na fotografiach lekko "brudzi". A jednak to niemały wyczyn, że w przaśnych latach 80-tych na rynek wydawniczy trafiło to niewątpliwe dzieło.
Prof. Andrzej Strumiłło (ur. 1927) to ceniony w kraju i za granicą malarz, grafik, fotografik, rzeźbiarz, poeta, pisarz i scenograf. Jest profesorem kontraktowym Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, a także byłym kierownikiem pracowni plastycznej Sekretariatu Generalnego ONZ. Jest też miłośnikiem Azji. Niniejszy album to plon jego podróży do Nepalu. Autor m.in. towarzyszył...
więcej mniej Pokaż mimo to2010
Przepiękny album, w którym znajdujemy świetne, częstokroć niezwykle nastrojowe fotografie oraz tekst autorstwa Pana Wojciecha Giełżyńskiego. Dla osób dobrze znających Nepal tekst ten może nic szczególnie nowego nie wniesie, ale zapewne zwróci uwagę każdego, kogo ciekawi ten himalajski kraj, a kto jego znawcą nie jest. Mimo, że pozycja ta ukazała się w 1990 r., jest starannie wydana, o - jak na tamten czas - nienagannej jakości fotografii, druku i warsztatu introligatorskiego. Jest z pewnością warta polecenia każdemu, kogo zachwycają dalekie kraje i piękne krajobrazy.
Przepiękny album, w którym znajdujemy świetne, częstokroć niezwykle nastrojowe fotografie oraz tekst autorstwa Pana Wojciecha Giełżyńskiego. Dla osób dobrze znających Nepal tekst ten może nic szczególnie nowego nie wniesie, ale zapewne zwróci uwagę każdego, kogo ciekawi ten himalajski kraj, a kto jego znawcą nie jest. Mimo, że pozycja ta ukazała się w 1990 r., jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2009
2004
Wyjątkowa i wstrząsająca książka. Bo ilu cudzoziemców na własne oczy widziało życie zwykłych Japończyków podczas agresji wobec Chin, a potem w czasie bezlitosnych zmagań z USA i ich sojusznikami? Ilu widziało płonące pod amerykańskimi bombami dzielnice Tokio? A ilu napisało o tym książkę? Z tych powodów publikacja Pana Guillaina jest wyjątkowa. Co ważne, to także świadectwo człowieka, który dobrze poznał Japonię i jej mieszkańców oraz umiał wyciągnąć trafne konkluzje co do przyszłości tego kraju i jego roli w świecie. Z czystym sumieniem polecam.
Wyjątkowa i wstrząsająca książka. Bo ilu cudzoziemców na własne oczy widziało życie zwykłych Japończyków podczas agresji wobec Chin, a potem w czasie bezlitosnych zmagań z USA i ich sojusznikami? Ilu widziało płonące pod amerykańskimi bombami dzielnice Tokio? A ilu napisało o tym książkę? Z tych powodów publikacja Pana Guillaina jest wyjątkowa. Co ważne, to także świadectwo...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-25
Ile może być warta ideologia, która rości sobie pretensje do uszczęśliwienia ludzkości, a jednocześnie jest przyczyną niezliczonych milionów ludzkich tragedii? Autor daje jednoznaczną odpowiedź: "I mnie, i bardzo wielu współczesnym mi ludziom rosyjskim lata wojny i rewolucji, w szczególności zaś lata bolszewizmu, mocno wbiły w głowę zdecydowane przekonanie, że wszelkie historyczno-filozoficzne czy socjalistyczne teorie nie są warte złamanego grosza."
Niniejsza książka to nie tylko opowieść o ucieczce z sowieckiego łagru do "zgniłej, burżuazyjnej" Finlandii, ale przede wszystkim relacja z pierwszej ręki o tym, czym było życie w sowieckich łagrach i w ogóle w ZSRR w epoce Stalina. Choć nie sposób odmówić Autorowi talentu i typowo rosyjskiego soczyście emocjonalnego pisania, a miejscami wisielczego humoru, nie jest to łatwa ani przyjemna lektura. Opowiada o życiu w kraju zupełnie zdewastowanym przez bezwzględny terror i najbardziej niedorzeczne eksperymenty społeczno-ekonomiczne. Przedstawia sprawy i zjawiska budzące wstręt i niedowierzanie, że ludzkie umysły mogą zrodzić tyle głupoty i podłości. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce bliżej poznać, czym de facto był komunizm w wersji stalinowskiej. Zarazem stanowi poważne ostrzeżenie dla tych, którym - na przekór doświadczeniom ludzkości - wydaje się, że w końcu jakiemuś mądrali uda się "wynaleźć" ustrój powszechnej szczęśliwości.
Ile może być warta ideologia, która rości sobie pretensje do uszczęśliwienia ludzkości, a jednocześnie jest przyczyną niezliczonych milionów ludzkich tragedii? Autor daje jednoznaczną odpowiedź: "I mnie, i bardzo wielu współczesnym mi ludziom rosyjskim lata wojny i rewolucji, w szczególności zaś lata bolszewizmu, mocno wbiły w głowę zdecydowane przekonanie, że wszelkie...
więcej mniej Pokaż mimo to1988
Do napisania tej recenzji zbierałem się kilka tygodni, rozmyślając nad tym, co przeczytałem. To książka stosunkowo niewielka objętościowo i napisana „zwyczajnym” językiem, ale z całą pewnością silnie poruszająca wyobraźnię i uczucia. Pokazuje bowiem, czym tak naprawdę egzystencja ludzi skazanych na pobyt w sowieckich łagrach. Autor sam zaznał łagrowego życia, więc doskonale wiedział, o czym pisze. Poznajemy dzień z życia więźnia Iwana Denisowicza Szuchowa i brygady, do której należał. Dzień, w którym udziałem więźniów była ciężka praca na mrozie, ale też przymus ciągłego kombinowania, lawirowania między koniecznością zdobywania pożywienia i innych potrzebnych rzeczy, a unikaniem wejścia w konflikt z przełożonymi, co mogło łatwo skończyć się pobytem w betonowym karcerze (nie każdy wychodził z niego żywy). Łagier tak naprawdę był zminiaturyzowaną wersją sowieckiej rzeczywistości z jej wiecznymi niedoborami i brakiem elementarnych praw, otoczonej drutami kolczastymi i zasiekami, nie tyle, by uniknąć ataku obcych wojsk czy infiltracji ich szpiegów, ile raczej by uniemożliwić milionom mieszkańców ZSRR ucieczkę z tego „robotniczo-chłopskiego raju”.
Oprócz Szuchowa poznajemy osoby, których sama obecność w łagrze jest dostatecznym świadectwem okrucieństwa i niesprawiedliwości stalinowskiego imperium: kapitana, którzy dostał wyrok 25 lat łagru za odbycie miesiąca służby w brytyjskim konwoju przewożącym zaopatrzenie dla… ZSRR w czasie zmagań z nazistowskimi Niemcami. Inny członek brygady Szuchowa trafił do łagru za… 2 dni spędzone wśród Amerykanów. Cóż jeszcze dodać w temacie „socjalistycznej praworządności”?
Odrębny temat to tęsknota zesłańców za bliskimi. Co u nich? Czy jeszcze czekają? A może stracili nadzieję, spisali człowieka na straty? A może lepiej zapomnieć, to przynajmniej mniej boli? Trudno ten wątek rozwijać, bo… jak każdy z nas czułby się w takim położeniu? I jeszcze ta nieustanna walka. Walka o każdy kęs, każdy okruch, każdą łyżkę strawy. O to, by nie ukradli zdobycznej kielni, o to, by zaprawa nie zdążyła zamarznąć na kilkudziesięciu stopniach mrozu, o to, by nie podpaść funkcyjnemu, o to, by przemycić kawałek żelastwa, o to, by dobrze ukryć chleb w sienniku, o to, o tamto… Wszystko w głowie wiecznie niedożywionego, przemarzniętego, poniewieranego przez naczalstwo zeka. To bez wątpienia był „inny świat”, w którym działały inne prawa niż te, które rządzą życiem cywilizowanych społeczeństw.
„Jeden dzień Iwana Denisowicza” zapada w pamięć i uczy wdzięczności za to, że to nie my, tam, wtedy… A przecież opisuje historię, jakich w tamtym czasie były miliony. Bez wątpienia do tematyki łagrowej wrócę. Do twórczości Sołżenicyna, ale też Herlinga-Grudzińskiego, Szałamowa, Sołoniewicza… Tych, którzy dali świadectwo z pierwszej ręki o „innym świecie”.
Do napisania tej recenzji zbierałem się kilka tygodni, rozmyślając nad tym, co przeczytałem. To książka stosunkowo niewielka objętościowo i napisana „zwyczajnym” językiem, ale z całą pewnością silnie poruszająca wyobraźnię i uczucia. Pokazuje bowiem, czym tak naprawdę egzystencja ludzi skazanych na pobyt w sowieckich łagrach. Autor sam zaznał łagrowego życia, więc doskonale...
więcej Pokaż mimo to