-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2020
2020
2019
2019
2019
Może i bardzo amerykańska książka, może dobór przykładów jest tendencyjny, ale autorki w żadnym miejscu nie piszą, że ich metody zawsze działają, a do każdego dziecka istnieje jedna instrukcja obsługi. Warto jednak zapoznać się z proponowanymi przez nie narzędziami, szczególnie, że opierają się one na prostych zasadach: szacunku do dziecka i samego siebie, zrozumienia i akceptacji.
Może i bardzo amerykańska książka, może dobór przykładów jest tendencyjny, ale autorki w żadnym miejscu nie piszą, że ich metody zawsze działają, a do każdego dziecka istnieje jedna instrukcja obsługi. Warto jednak zapoznać się z proponowanymi przez nie narzędziami, szczególnie, że opierają się one na prostych zasadach: szacunku do dziecka i samego siebie, zrozumienia i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zaglądanie za cienką zasłonę — tam, gdzie „udomowiona” i bezpieczna rzeczywistość niepostrzeżenie zmienia się w niepokojąco nieznaną — to jedna ze specjalności Olgi Tokarczuk. Autorka ta od dawna eksploruje stan, w którym świat przestaje być dla człowieka swojski i zrozumiały. Zaciera jasno wytyczone granice, pokazując, że nigdy nie są one tak wyraźne, jakby się wydawało. Tokarczuk, przez badaczy umieszczana w nurcie realizmu magicznego, już we wcześniejszych swoich utworach chętnie pokazywała przenikanie się uniwersum ludzkiego z roślinnym lub zwierzęcym (jak choćby wątek arcydzięgla w „Prawieku”), rozmywanie się granic życia i śmierci (Jenta z „Ksiąg Jakubowych”) czy realność tworów zrodzonych w ludzkiej świadomości (Agni z „Dom dzienny, dom nocny”).
Trzeba przyznać, że „Opowiadania bizarne” mogą wywołać konsternację u czytelnika fantastyki. Reklamowane jako nowa jakość, są przecież mocno osadzone w tym właśnie gatunku. I choć nie obniża to ich — doskonałego — poziomu, dziwi przypisywanie Tokarczuk odkrycia literackiej Ameryki w sytuacji, kiedy jej utwory mogłyby z powodzeniem znaleźć się w antologii tekstów fantastycznych lub choćby magazynie „Silmaris”. Większość recenzentów i komentatorów zdaje się być w ogóle nie mieć świadomości istnienia nurtu bizarro (z którym, nawiasem mówiąc, zbiór autorki „Biegunów” poza nazwą nie ma nic wspólnego), a o tekstach fantastycznych mieć nikłe bądź żadne pojęcie. Konkluzja jest dość smutna: fantastyka pozostaje gatunkiem niszowym i słabo zauważalnym w literackim świecie, przez co często naprawdę dobre utwory przechodzą niemal bez echa.
Całość recenzji w jedenastym numerze magazynu "Silmaris": http://silmaris.pl/silmaris-4-2018/
Zaglądanie za cienką zasłonę — tam, gdzie „udomowiona” i bezpieczna rzeczywistość niepostrzeżenie zmienia się w niepokojąco nieznaną — to jedna ze specjalności Olgi Tokarczuk. Autorka ta od dawna eksploruje stan, w którym świat przestaje być dla człowieka swojski i zrozumiały. Zaciera jasno wytyczone granice, pokazując, że nigdy nie są one tak wyraźne, jakby się wydawało....
więcej mniej Pokaż mimo to
„Czarownica znad Kałuży" ma niewiele wspólnego ze sztampową,
powielaną w książkach i filmach wizją świata po apokalipsie —
czytelnik nie dostaje opisu absolutnej anarchii i wojny wszystkich ze
wszystkimi, krwawych starć uzbrojonych band i zombie albo mutantów
snujących się wśród ruin opuszczonych miast. W mazurskiej wsi
nie ma kanibalizmu, gwałtów i morderstw. Jest grupa ludzi, która
stara się po prostu żyć — w świecie po wielkiej wojnie, bez elektryczności
i silników spalinowych, bez wiedzy o przedwojennej historii
i kulturze (poza religijną, która jednak bywa daleka od tradycji).
Społeczność kontaktująca się ze światem zewnętrznym w stopniu
minimalnym. Nie dowiemy się, co było kilkadziesiąt lat wcześniej
punktem zapalnym, jak toczyły się walki i co rzeczywiście ocalało
ze starego świata — dla Koślawej wojna to okrutni żołnierze,
drony z trującym gazem, długie ukrywanie się w piwnicy przed
śmiercionośnymi maszynami i epidemie, które wybuchały przez pogarszające
się warunki sanitarne.
Motyw posiadanej przez główną bohaterkę wiedzy, która
w oczach niepiśmiennych mieszkańców Okartowa staje się mocą
magiczną, jest w powieści bardzo ciekawie rozegrany. „Czarownica..."
pokazuje mechanizm tworzenia się podań, takich jak to
o wiedźmie Koślawej, będącej w stanie oszukać samego diabła —
podań, w które, dodajmy, wierzą wszyscy, łącznie z miejscowym
proboszczem. Tymczasem „czarownica" to kobieta o wyższym (choć
nie medycznym) wykształceniu, która w czasie rozpoczęcia walk
akurat robiła w okolicy badania do doktoratu. Jej „magiczna moc" to
efekt przedwojennej wiedzy oraz wielu lat studiowania zgromadzonych
przez dawną przyjaciółkę ksiąg i zdobywania doświadczeń.
Koślawa nie zaprzecza jednak własnej legendzie — przeciwnie, choć
sama niewierząca i pragmatyczna do bólu, nie raz wykorzystuje
ludzką wiarę w czary (choćby po to, by osiągnąć efekt placebo).
Całość recenzji w magazynie "Silmaris" nr 3/2017 (http://silmaris.pl/silmaris-32017/).
„Czarownica znad Kałuży" ma niewiele wspólnego ze sztampową,
powielaną w książkach i filmach wizją świata po apokalipsie —
czytelnik nie dostaje opisu absolutnej anarchii i wojny wszystkich ze
wszystkimi, krwawych starć uzbrojonych band i zombie albo mutantów
snujących się wśród ruin opuszczonych miast. W mazurskiej wsi
nie ma kanibalizmu, gwałtów i morderstw. Jest grupa...
Prosta historia pokazana z perspektywy autystycznego chłopca. Autor podszedł do tematu z niesamowitą empatią i humorem, pokazując rzeczywistość z perspektywy dziecka, które widzi świat inaczej niż wszyscy.
Prosta historia pokazana z perspektywy autystycznego chłopca. Autor podszedł do tematu z niesamowitą empatią i humorem, pokazując rzeczywistość z perspektywy dziecka, które widzi świat inaczej niż wszyscy.
Pokaż mimo to"Możesz mnie zjeść, ale co mi za to kupisz" - bajka Masłowskiej prowokuje do dyskusji na temat problemów współczesności. Mimo formy (nie do końca poezja, nie do końca proza) jest na tyle przystępna, że spodoba się zarówno dorosłym, jak i starszym dzieciom. Najlepsza jest tu jednak nie sama historia, a obraz świata, w którym ludzie pragną mieć wciąż "więcej, więcej, więcej".
"Możesz mnie zjeść, ale co mi za to kupisz" - bajka Masłowskiej prowokuje do dyskusji na temat problemów współczesności. Mimo formy (nie do końca poezja, nie do końca proza) jest na tyle przystępna, że spodoba się zarówno dorosłym, jak i starszym dzieciom. Najlepsza jest tu jednak nie sama historia, a obraz świata, w którym ludzie pragną mieć wciąż "więcej, więcej,...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Dom wschodzącego słońca" to pozycja nierówna: pierwsza
połowa ma stosunkowo chaotyczną kompozycję, a ułożenie
początkowych rozdziałów-opowiadań wydaje się być mało
przemyślane. Trudno zrozumieć, dlaczego autorka zdecydowała się
napisać więcej akurat o tych bohaterach, innych zaś pominąć.
A zasady rządzące światem przedstawionym są na tyle niejasne, że
magiczna rzeczywistość Farewell nie przykuwa uwagi i sprawia
wrażenie mało oryginalnej. Tymczasem w drugiej połowie powieści
okazuje się, że reguły wykreowanego przez Janusz świata są bardziej
skomplikowane, niż się wcześniej wydawało i że historia miasta
i żyjących w nim magów jest głębsza i ciekawsza, niż można byłoby
wnieść z początkowych rozdziałów.
Bohaterowie „Domu.." z pewnością wydadzą się czytelnikowi
znajomi — komponując swoją drużynę, Janusz pełnymi garściami
czerpała z popkultury. Mamy więc zbuntowaną nastolatkę, która
odkrywa swoje niezwykłe zdolności, mamy genialnego informatyka
czy walczącego za pomocą katany pół-Japończyka o mrocznej
przeszłości. Autorka chętnie zresztą żongluje znanymi motywami,
sięgając a to do tradycji horroru, a to do mitologii greckiej. Traktuje
klisze jak puzzle i próbuje skonstruować z nich coś nowego. Mimo iż
użyte przez autorkę znane motywy są potraktowane nieco zbyt prosto
(jakby Janusz nie miała — albo udawała, że nie ma — świadomości,
skąd czerpie inspiracje), to składają się one w logiczną całość.
Innymi słowy: może „Dom wschodzącego słońca‖ czerpie
z popkultury dużo i powierzchownie, jednak sprawne wykorzystanie
tych elementów sprawia, iż lektura jest przyjemna i nie męcząca.
Całość recenzji w 9 numerze magazynu "Silmaris" (do pobrania ze strony http://silmaris.pl/).
„Dom wschodzącego słońca" to pozycja nierówna: pierwsza
połowa ma stosunkowo chaotyczną kompozycję, a ułożenie
początkowych rozdziałów-opowiadań wydaje się być mało
przemyślane. Trudno zrozumieć, dlaczego autorka zdecydowała się
napisać więcej akurat o tych bohaterach, innych zaś pominąć.
A zasady rządzące światem przedstawionym są na tyle niejasne, że
magiczna...
Openminder to historia osadzona w świecie, z którego planowo wyrugowano instynkty ludzkie uznane za złe. W rzeczywistości podzielonej na "dziki" Wschód i "cywilizowany" Zachód openminderzy mają za zadanie zrozumieć mieszkańców Wschodu i wyzwolić ich. Nikodem, główny bohater powieści, kształci się na openmindera w odbudowanym po wojnie Krakowie. Zanim jednak uda mu się dołączyć do elitarnej jednostki, pozna prawdę o sobie i o systemie, w którym żyje.
Autorka książki stworzyła ciekawy, przemyślany świat. Wizja Krakowa po wojnie, ze skażonym polem bitwy w samym centrum, fascynuje swoim rozmachem i kreatywnością. Interesująca jest też warstwa filozoficzna: pod zawiłą intrygą kryją się frapujące etyczne pytania. Czy można programowo wprowadzić "szczepionkę na zło" i za pomocą technologii sprawić, by ludzie musieli być dobrzy? Jak ma się to do wolności? Jaką cenę warto zapłacić za świat bez zła? To tylko niektóre z nich.
Autorka celnie pokazuje współczesne lęki i podziały, dobrze grając na opisanym przez Hansa Roslinga "instynkcie przepaści". Wszystko to spodoba się szczególnie miłośnikom japońskich klimatów, którymi inspirację widać w "Openminderze" bardzo wyraźnie.
Openminder to historia osadzona w świecie, z którego planowo wyrugowano instynkty ludzkie uznane za złe. W rzeczywistości podzielonej na "dziki" Wschód i "cywilizowany" Zachód openminderzy mają za zadanie zrozumieć mieszkańców Wschodu i wyzwolić ich. Nikodem, główny bohater powieści, kształci się na openmindera w odbudowanym po wojnie Krakowie. Zanim jednak uda mu się...
więcej Pokaż mimo to