Śmierć w wyniku upadku z wieżowca to dość często pojawiający się w powieściach, filmach i serialach kryminalnych wątek. Jakby nie patrzeć motyw ten daje twórcom szerokie pole do popisu. W końcu można spaść z wysokości w wyniku nieszczęśliwego wypadku, chęci popełnienia samobójstwa czy też można zostać zepchniętym. Co spotkało bohaterkę „Na krawędzi”? Czy sprawa jest tak prosta jak pozornie wydaje się być?
Tate Kinsella wpakowała się w niezłe kłopoty. Przebywała w budynku, z którego dachu spadła żona mężczyzny, z którym ma romans. Nic więc dziwnego, że w oczach policji staje się główną podejrzaną. Szybko okazuje się, że sprawa ta jest o wiele bardziej skomplikowana oraz, że nawiązuje do wydarzeń z przeszłości. Czy Tate ma coś wspólnego ze śmiercią kobiety? Dlaczego jej zeznaniom brakuje spójności?
„Na krawędzi”można podzielić sobie na dwie części. Pierwsza to początkowe kilkadziesiąt stron, zapoznanie się ze sprawą i wyrabianie sobie przez czytelnika pierwszych opinii. To, co następuje później wywraca wszystko do góry nogami. Powieść Mancini nie jest przykładem klasycznego thrillera, jest czymś więcej. Zdecydowanie wychodzi poza ramy gatunku, oferując czytelnikowi świetnie uknutą, zawiłą, inteligentną intrygę, która z kolei jest czymś innym niż po prostu „kto zabił?”. Nie sposób opisać czego konkretnie ona dotyczy bez zdradzania zbyt wiele, ale tak jak podkreślam, intryga ta wykracza poza standardowe zwroty akcji, jakich można spodziewać się w thrillerze. Dzięki temu powieść niesamowicie wciąga, bo w głowie krąży dużo więcej pytań niż tylko rozmyślanie się kto jest sprawcą. Czytelnik zastanawia się raczej: „po co to wszystko?”, „co wydarzyło się dwadzieścia lat temu?”, „jak te postacie są ze sobą powiązane?”. Najważniejsze jest jednak to, że na kartach powieści można znaleźć odpowiedzi na wszystkich z tych pytań, otrzymując dzięki temu pełną, spójną i… jeszcze bardziej zaskakującą fabułę.
Powieść Ruth Mancini to wyjątkowo dobra książka, ale nie jest pozbawiona wad. Niektórzy bohaterowie, którzy naprawdę mają istotny wpływ na całą sprawę, zostali potraktowani nieco po macoszemu. Choćby Dan. Dan, Dan, Dan… Wiele się o nim naczytałam, ale sam z siebie, jako postać, na kartach powieści chyba w ogóle się nie pojawił. A nawet jeśli to zrobił, musiał co najwyżej odbyć jakąś mdłą, nic nie wnoszącą do fabuły rozmowę. Nieco to dziwne, bo już od pierwszych stron widać, że jest to jedna z kluczowych postaci. Miło byłoby gdyby główna bohaterka odbyła z nim choć jedną rozmowę, by czytelnik mógł choć trochę go poznać.
Kolejna wada (choć w porządku, być może to akurat lekkie czepialstwo) to nie zdradzając zbyt wiele — uknuta intryga, a raczej jej sens. Świetnie było o niej czytać i główkować co i jak, ale czy coś takiego miałoby jakiekolwiek szanse wydarzyć się w realnym życiu? Moim zdaniem nie. Sam powód stworzenia tej intrygi, patrząc na jej poważne konsekwencje, wydawał mi się być zbyt błachy. A co to za intryga, jaki był jej powód oraz konsekwencje — cóż, zapraszam do lektury.
Lektura „Na krawędzi” to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Czy ostatnie? Mam ogromną nadzieję, że nie. Ruth Mancini to prywatnie adwokatka, specjalistka w sprawach karnych. Doskonale widać, że ma pojęcie o czym pisze, a fakt, że robi to w tak przystępny i interesujący sposób tylko zaostrza apetyt, by ponownie zasmakować jej twórczości. Samo „Na krawędzi” mocno mnie zaskoczyło. W porządku, lubię thrillery, ale ta powieść wybiega nieco dalej. Powiedzieć, że spełniła moje oczekiwania to niedopowiedzenie. Spełniła oczekiwania, których nie odważyłam się mieć.
Śmierć w wyniku upadku z wieżowca to dość często pojawiający się w powieściach, filmach i serialach kryminalnych wątek. Jakby nie patrzeć motyw ten daje twórcom szerokie pole do popisu. W końcu można spaść z wysokości w wyniku nieszczęśliwego wypadku, chęci popełnienia samobójstwa czy też ...
Rozwiń
Zwiń