-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać342
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2018-11-14
2018-10-07
Życie nie zawsze jest usłane różami. Bardzo często ludzie zapominają, jak ważne jest mieć obok siebie bliską osobę, wsparcie rodziny i przyjaciół. Kłótnie, zdrady, fochy, monotonia i ciche dni – w wielu długoletnich związkach to norma. Ale kiedy przychodzi taki moment, kiedy to życie rozdaje karty i to ono dyktuje zasady gry – czy wygrasz, czy nie – to wszystko znika, bo najważniejszy jest człowiek, zwłaszcza ten najbliższy naszemu sercu.
Historia ta być może niezbyt różni od innych z tego gatunku książek. Być może czytelnicy unikali jej ze względu na to, że nie oczekiwali od niej zbyt wiele i zdecydowali nie tracić czasu na czytanie. Jakże to mylne. Karuzela Agnieszki Lis oczarowała mnie właśnie tą prostotą, ale i realizmem. I nawiązując do poprzedniego zdania – bardzo różni się od innych. Jest bardzo prawdziwa i przekazana w taki sposób, że zapiera dech w piersi.
Ehh życie
Renata prowadzi spokojne życie u boku męża i trójki dzieci. Jej każdy dzień wygląda praktycznie tak samo: rano wstaje, szykuje dzieciom kanapki, odwozi do szkoły, wraca do domu i gotuje obiad, odbiera dzieci ze szkoły, znów zajmuje się domem i tak w kółko. Mąż pracuje do późnych godzin wieczornych, widują się sporadycznie. Renata przyzwyczaiła się już do tego, ale brakuje jej tej bliskości z mężem, tęskni za czasami, kiedy byli młodzi i szaleni, ale teraz ma dzieci i musi o nie dbać, a swoje potrzeby odkłada na potem.
Życie toczy się swoim codziennym rytmem, dopóki Renata nie zaczyna czuć się bardzo zmęczona. Wmawia sobie, że się nie wyspała, że za dużo roboty ma w domu, może pogoda jej dokucza, ehh samo przejdzie. Kiedy jej samopoczucie drastycznie się zmienia, nie ma odwrotu. Renata otrzymuje w szpitalu od głównego lekarza prowadzącego najgorsze wieści, jakie są możliwe – nowotwór. W jednej chwili życie Renaty i jej rodziny się wali, diagnoza postawiona, smutek, załamanie, bezradność, a do tego wszystkiego problemy małżeńskie.
Podsumowanie
Kiedy zaczynałam czytać Karuzelę podobnie jak wiele osób, byłam dosyć sceptycznie nastawiona, bo przecież ile jest takich historii, które różnią się tylko rodzajem choroby oraz imionami. Po przeczytaniu kilku stron już wiedziałam, jak bardzo się pomyliłam. Autorka wspaniale oddała atmosferę panującą w domu i w życiu bohaterów, napisana pięknym, lekkim językiem. Nie nudzi, nie usypia, wręcz przeciwnie, nie pozwala się odłożyć na potem.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszką Lis i na pewno nie ostatnie. Autorka gra na emocjach czytelników jak na pianinie, dozując uczucia – raz mocniej, że nie wiadomo czego się spodziewać i (jak w moim przypadku) bojąc się mrugnąć oczami, by czegoś nie przeoczyć, potem na chwilę odpuszcza, by znowu uderzyć z podwojoną siłą. Jednym słowem polecam! Z pewnością nie zawiedzie Was ta powieść. Jest to słodko-gorzka opowieść o sile miłości, wsparciu rodziny, bólu związanego z chorobą i codziennością, z którą czasami jest ciężko żyć.
Życie nie zawsze jest usłane różami. Bardzo często ludzie zapominają, jak ważne jest mieć obok siebie bliską osobę, wsparcie rodziny i przyjaciół. Kłótnie, zdrady, fochy, monotonia i ciche dni – w wielu długoletnich związkach to norma. Ale kiedy przychodzi taki moment, kiedy to życie rozdaje karty i to ono dyktuje zasady gry – czy wygrasz, czy nie – to wszystko znika, bo...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-06
http://oczarowanaczytaniem.pl/2018/08/zaginione-laleczki-ker-duckey-k-webster/
Po wspaniałym pierwszym tomie Laleczek i dojściu do siebie po lekturze drugiego, wreszcie jestem w stanie napisać kilka słów o Zaginionych laleczkach. Nie spojlerując, postaram się Wam przybliżyć fabułę.
Jesteś moja i tylko moja
Zakończenie tomu pierwszego szokowało wielu czytelników, włączając w to mnie, dzięki Bogu Wydawnictwo nie kazało nam długo czekać, by przekonać się, jak rozwinie się wątek. Do Jade wrócił demon z przeszłości i mimo że bardzo się starała, nie potrafiła sobie z nim poradzić. Teraz jednak jest dorosła, bardziej doświadczona, a praca w policji nauczyła ją wielu przydatnych sztuczek, które Jade umiejętnie wykorzystuje. Jade walczy. Walczy z całych sił, żeby przeżyć swoje życie tak, jak chce, a nie jak każe jej oprawca. Benny pragnął mieć swoją niegrzeczną laleczkę blisko, bardzo blisko, deptał jej po piętach, by trafić na odpowiedni moment. Ta chora miłość Bennego do Jade mieszała mu w głowie, bo w jednej chwili był starym Benjaminem z tomu pierwszego, a w drugiej był najsłodszy pod słońcem. Chciał być dla niej dobry, kochać ją i pragnął by ona odwzajemniła jego uczucia. Łudził się, że pewnego dnia ta chwila nadejdzie.
Niegrzeczna laleczka musi sobie przypomnieć, co to strach. Przewrócę jej świat do góry nogami. Odbiorę wszystko, do czego tak bardzo się przywiązała. Wypełnię każdą część jej umysłu i ciała…sobą.
Dorwę Cię
Kiedy sprawy potoczyły się po myśli Bennego, Dillon odchodzi od zmysłów, bo serce pęka mu na myśl, że Jego ukochana jest w niebezpieczeństwie. Jest bezsilny, bo psychol Benny go w pewien sposób przechytrzył, a on nie ma żadnego punktu zaczepienia. Do czasu, kiedy niespodziewanie się spotkają, Dillon wpada na pomysł, który albo doprowadzi do śmierci (jego lub przeciwnika), albo do sukcesu zakończonego happy endem. Podejmuje ryzyko i bierze sprawy w swoje ręce, by dopaść Bennego. Nieoczekiwana sytuacja prawie doprowadza do tragedii, jednak Benny okazuje „trochę serca” i pozwala Dillonowi uratować swoją ukochaną niegrzeczną lalkę.
Kilka słów ode mnie
Myślałam, że po tomie I nic mnie tak nie zaskoczy, ale to, co autorki wymyśliły w tomie II, przechodzi ludzkie pojęcie. Ta seria jest rewelacyjna! Tom drugi serii Laleczki miażdży i to słowo wcale nie jest przesadzone. Akcja rozkręciła się na maksa, czytałam prawie całą książkę z otwartymi ustami, nie dowierzając co tam się dzieje. Mój biedny mąż musiał mnie uciszać, kiedy co chwilę leciały teksty typu „Jezu, niemożliwe”, „nie! O matko!”, ale uwierzcie mi, nie mogłam się powstrzymać od komentarzy. Narracja jak w poprzednim tomie pierwszoosobowa, z tym że poznajemy więcej historii Bennego i Dillona, bo z ich perspektywy także jest poprowadzona. Świetny zabieg, sprawdził się idealnie, bo brakowało mi trochę tego, że nie wiem nic o Bennym. Autorki chyba wiedziały, że czytelnicy będą chcieli się dowiedzieć, co tak naprawdę się stało, że chłopak tak zbzikował i zostawiły tę historię na tom drugi. Idealnie uzupełnia poprzednią część, zapiera dech w piersiach. Polecam!
http://oczarowanaczytaniem.pl/2018/08/zaginione-laleczki-ker-duckey-k-webster/
Po wspaniałym pierwszym tomie Laleczek i dojściu do siebie po lekturze drugiego, wreszcie jestem w stanie napisać kilka słów o Zaginionych laleczkach. Nie spojlerując, postaram się Wam przybliżyć fabułę.
Jesteś moja i tylko moja
Zakończenie tomu pierwszego szokowało wielu czytelników,...
2018-07-31
Po dosyć długiej przerwie wracam z nową recenzją książki, po której bardzo długo nie mogłam usnąć. Przez kilka dni „trawiłam” ją, ponieważ szok, jaki przeżyłam podczas, czytania był bardzo duży. Skradzione Laleczki Ker Dukey i K. Webster to bardzo dobra książka, w której autorki zaserwowały czytelnikowi obraz skrzywionej psychiki, mrocznego i seksownego dark romansu, którego nie sposób odłożyć dopóki nie skończy się lektury. Sama jestem tego najlepszym przykładem (czytałam do drugiej w nocy, a później nie potrafiłam usnąć, bo ciągle widziałam oczami wyobraźni to, co tam się stało). I to zakończenie! Matko, dzięki Bogu Wydawnictwo NieZwykłe nie kazało nam zbyt długo czekać na kontynuację 🙂
Pamiętaj! Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi, mówili.
Ale przecież on nie był nieznajomy, bo poznałyśmy jego imię. I te oczy…
Historia zaczyna się niewinnie, kiedy 14-letnia Jade wraz z młodszą siostrą Macy, wybierają się na targowisko. Ich uwagę przyciągają piękne porcelanowe laleczki na jednym ze stoisk, które zachęcały do zakupu. Niestety dziewczynki nie mają wystarczająco pieniędzy żeby kupić choć jedną, na co sprzedawca – Benny – reaguje automatycznie, „służąc” pomocą i podwiezieniem do domu. Jade przez chwilę się waha, bo rodzice zawsze powtarzali „nie rozmawiaj z nieznajomymi”, lecz po wspaniałym uśmiechu, jakim Benny obdarzył Jade (ehhh te piękne oczy) i przedstawieniu się w bardzo uroczy sposób, dziewczyna niemal się rozpłynęła i uległa namowom. Jak to w thrillerach zawsze bywa, gdzieś czai się zło, a bycie ostrożnym jest bardzo trudne, kiedy obok Ciebie w samochodzie siedzi tak przystojny chłopak jak Benjamin. Zaraz po wejściu do pojazdu, okazało się że plan Benny’ego zadziałał idealnie, a siostry wpadły w sidła bez najmniejszego problemu. Oprawca zamknął dziewczynki w celach i od tej pory są jego. Tylko jego. Jego piękne laleczki.
Benny, a raczej Benjamin, bo tak nakazał siostrom do siebie się zwracać, uważa że jest ich panem, że dba o nie, że je kocha, a w zamian oczekuje, że będą mu posłuszne – w każdej kwestii. Mężczyzna znęca się nad dziewczynkami psychicznie i fizycznie, obie są załamane i marzą o chwili, kiedy znów znajdą się w ramionach rodziców. Po kilku latach udręki, starszej dziewczynce, Jade, udaje się uciec. Postanawia zrobić wszystko, żeby odnaleźć tamto miejsce i zemścić się na Bennym za to wszystko, co zrobił jej i Macy. Jako szanowana i wyszkolona pani detektyw, spędza każdą chwilę na poszukiwaniach i nie spocznie, póki nie osiągnie celu, nie odnajdzie siostry i nie zemści się na Bennym. Zaczyna się pogoń za króliczkiem, ale czy demony z przeszłości Jade przeważą i wpadnie ona w pułapkę byłego oprawcy? Czy jednak uda się jej uratować siostrę i naprawić skrzywioną psychikę?
Co tam się zadziało?!
Wartka akcja trwa od początku książki, aż do samego jej końca. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że jest nudno, za co wieeeelki plus dla autorek. Książkę czytało się w tempie ekspresowym, dzięki bardzo przyjemnemu doborowi słów oraz też dlatego, ponieważ jak najszybciej chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej. Obraz psychopaty, jego ofiar i tego, co z nimi robi, mrozi krew w żyłach, obrzydza i wzbudza w czytelniku współczucie, mimo że to tylko fikcja literacka. Skradzione Laleczki jest gatunkiem książki, który lubię najbardziej. Jest mocna, nawet miejscami bardzo mocna, jest seksowna, mroczna, krwista, pokręcona, będzie trzymać Was w niepewności do samego końca, a jest on NIESAMOWITY! Końcówka jest szokiem, tak po prostu.
Historia w książce kompletnie różni się od tych, z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Ma to coś, co przyciąga i nie pozwala czytelnikowi jej odłożyć. Uzależnia. Temat, jaki autorki poruszyły w książce jest bardzo ciężki i nie poleciłabym lektury osobom o słabych nerwach, zwłaszcza jeśli źle sobie radzą z przemocą fizyczną i psychiczną.
Narracja w książce poprowadzona jest pierwszoosobowo z perspektywy Jade, przez co bardzo dobrze wyobrażałam sobie jej myśli i uczucia. Bardzo podobał mi się pomysł z nazwami rozdziałów w książce, a mianowicie autorki nadały nazwy kolorów każdemu z nich (no może oprócz kilku ostatnich).
Wątek miłosny w książce był bardzo goracy. Pomimo bólu, jaki odczuwała główna bohaterka, nie zabrakło tego napięcia między kochankami. Było seksownie, namiętnie, miejscami ostro, ale nie było to wulgarne czy przesadzone. W innym świetle przedstawiał się wątek ze scenami gwałtów i agresji, był bardzo mocny i jeśli macie słabe nerwy, zastanówcie się czy ta książka dla Was się nadaje.
Mnie osobiście nie przeszkadzają tego typu sceny, ale każdy jest inny i ma inne preferencje czytelnicze. Książka jest wspaniała, wciągająca, tajemnicza i jedyne, czego czytelnik od niej oczekuje, to żeby dowiedzieć się co będzie dalej i zarazem jej nie skończyć.
http://oczarowanaczytaniem.pl/2018/07/skradzione-laleczki/
Po dosyć długiej przerwie wracam z nową recenzją książki, po której bardzo długo nie mogłam usnąć. Przez kilka dni „trawiłam” ją, ponieważ szok, jaki przeżyłam podczas, czytania był bardzo duży. Skradzione Laleczki Ker Dukey i K. Webster to bardzo dobra książka, w której autorki zaserwowały czytelnikowi obraz skrzywionej psychiki, mrocznego i seksownego dark romansu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-04-05
Tę książkę chciałam przeczytać już dawno temu, ale z braku czasu zwyczajnie nie było kiedy. Przyciągnęła mnie wspaniała okładka, bardzo prosta, lecz piękna i kryjąca pewną tajemnicę. Lubię thrillery, a ten wydał mi się, po opisie, bardzo interesujący.
Fabuła
Akcja "Kolekcjonera motyli" dzieje w teraźniejszości, gdzie na komisariacie agenci FBI przesłuchują jedną z ofiar "Ogrodnika". Po tym, jak doszło do eksplozji w szklarni i Ogrodzie, w którym mężczyzna przetrzymywał dziewczyny w wieku miedzy 16-21 lat, Maya jest jedyną osobą, która jest w stanie opowiedzieć, co tak naprawdę się tam działo. Okazuje się, że dziewczyna skrywa więcej sekretów, niż wydaje się na początku. Ogrodnik, starszy mężczyzna, na pozór kochający mąż, w tajemniczym miejscu w swojej posiadłości, stworzył Ogród dla motyli, które okazywały się młodymi kobietami. Na plecach każdej z nich tatuował skrzydła różnych odmian motyli, a kiedy skończyła się "data spożycia", czyli kobieta kończyła określony wiek, lądowały one w szklanej gablocie na ścianie, aby Ogrodnik mógł podziwiać swoje okazy.
Dzięki narracji, która poprowadzona została dwutorowo, możemy bliżej przyjrzeć się szczegółom. Z jednej strony mamy Mayę opowiadającą historie życia w Ogrodzie, z drugiej strony momenty przesłuchania w czasie rzeczywistym. Dziewczyna opowiada wszystko ze szczegółami, lecz nie od razu to robi. Agent Victor Hanoverian bardzo ostrożnie podchodzi do tematu i nie naciska na dziewczynę, mając nadzieję, że dzięki temu dziewczyna się otworzy. No i w sumie ma rację, bo stopniowo posuwają się dalej, a informacje które zdobywają agenci FBI, szokują i przerażają.
Kilka słów ode mnie
Szczerze powiedziawszy spodziewałam się czegoś więcej po tej książce. Nie była najgorszym thrillerem jaki przeczytałam, ale po wielkim szumie wokół niej i rekomendacjach w sieci, spodziewałam się, że powali mnie na łopatki. Niestety tak się nie stało, ale nie oznacza to, że całkowicie przekreślam tę książkę bądź samą autorkę. Wręcz przeciwnie, bardzo, ale to bardzo podobał mi się pomysł na fabułę, mimo kilku minusów. Sama fabuła i pomysł na pociągniecie tematu porwań oraz przetrzymywania dziewcząt w Ogrodzie - świetny, ale w trakcie czytania niektórych momentów w opowieści Mayi, troszkę zrobiło się nudno. Były chwile, że kompletnie nic się działo, opisywane były rzeczy i sytuacje, których tak naprawdę mogłoby nie być, a książka i tak nadal byłaby taka sama.
Zabrakło mi jednak tego dreszczyku emocji, który powinien towarzyszyć temu gatunkowi.
Obraz psychopatycznego Ogrodnika bardzo dobrze wyszedł autorce, ponieważ chwilami naprawdę myślałam, że on zamiast krzywdzić te młode kobiety, troszczy się o nie. Nie mogłam do końca rozgryźć tego gościa, zwłaszcza kiedy Maya w swojej historii nie zawsze mówiła o nim jako o potworze. Do końca nie wiedziałam, czy dziewczyna jest po jego stronie, czy przeciwko niemu. Dawała bardzo mylące sygnały.
Podsumowanie
Jak bym określiła historię w tej książce? Jest dosyć ciężka, mroczna i nieprzewidywalna. Nie poleciłabym jej każdemu, zwłaszcza jeśli nie lubisz thrillerów (co w mojej opinii nie było bardzo ciężkie czy przerażające). Co mnie bardzo zaskoczyło, to to, że nie mogłam przewidzieć, co tak naprawdę się wydarzy za chwilę. Ta otoczka tajemniczości jeszcze bardziej mnie pociągała.
http://oczarowanaczytaniem.pl/kolekcjoner-motyli-dot-hutchison/
Tę książkę chciałam przeczytać już dawno temu, ale z braku czasu zwyczajnie nie było kiedy. Przyciągnęła mnie wspaniała okładka, bardzo prosta, lecz piękna i kryjąca pewną tajemnicę. Lubię thrillery, a ten wydał mi się, po opisie, bardzo interesujący.
Fabuła
Akcja "Kolekcjonera motyli" dzieje w teraźniejszości, gdzie na komisariacie agenci FBI przesłuchują jedną z ofiar...
2018-01-17
Oni wszyscy byli tylko aktorami grającymi w szkole swoje role. Rolę handlarza narkotykami. Rolę grzecznej dziewczynki. A on? On też grał tylko jakąś rolę... Ale niektóre role były bardziej niebezpieczne.
Po opisie wydawcy spodziewałam się historii dla młodzieży z lekką nutą kryminału. Opis mówi: „ABEL TANNATEK, outsider, wagarowicz, handlarz narkotykami. Mimo to Anna zakochuje się w nim do szaleństwa, gdyż wie, że Abel ma jeszcze inne oblicze: łagodnego, smutnego baśniarza, opiekującego się młodszą siostrą." Pierwsze, co nasunęło mi się na myśl to, że jest to typowy schemat romansu w książkach Young Adult, gdzie ona to dobra dziewczyna, pilna uczennica i cicha, szara myszka, a on rozbójnik, ten zły chłopak, o którym marzą dziewczyny w szkole. Jakże bardzo mylne skojarzenie. Historia ta tylko tak z pozoru wygląda, bo wnętrze książki kryje całkiem coś innego.
Wszystko zaczyna się od znalezienia szmacianej lalki w klasie szkolnej. Anna podnosi ją, odwraca się i nie wie, że od tej chwili jej życie zmieni się całkowicie. Naprzeciw niej stoi Abel Tannatek nazywany przez wszystkich polskim handlarzem pasmanterią, którego wszyscy unikają, chyba że mają do niego sprawę związaną z towarem. Anna, tegoroczna maturzystka, pochodzi z dobrego domu, ma kochających rodziców, dom z niebieskim powietrzem, w którym wszystko jest pięknie poukładane i sterylne, uwielbia grę na flecie i wdychanie morskiego powietrza. Abel ma swój świat, w którym ze słuchawek starego walkmana słychać biały szum. Handluje narkotykami, nie chodzi na zajęcia, a kiedy już się na nich pojawia, to większość przesypia. Nie obchodzi go nic poza jednym - Michi, jego młodszą siostrą, którą opiekuje się pod nieobecność ich matki.
Było bardzo cicho. I nagle poczuła strach. Kurczowo objęła lalkę. On odchrząknął i powiedział coś, czego się nie spodziewała:
- Trzymaj ją ostrożnie.
- Co? - spytała ze zdumieniem.
- Za mocno ją trzymasz. Trzymaj ją ostrożnie [...] - To ja ją zgubiłem. Rozumiesz?
Anna żyje w mydlanej bańce, nie wie co się dzieje wokół niej, a może po prostu nie chce tego wiedzieć. Różni się bardzo od swoich rówieśników; nie pali, nie pije alkoholu, nigdy nie miała chłopaka. Ma wielkie plany związane ze swoją nauką i przyszłością, jako jedyna będzie zdawała muzykę na maturze i po studiach wyjedzie do Anglii. Abel natomiast jest jej kompletnym przeciwieństwem. Żyje z dnia na dzień, codziennie widziany na szkolnym podwórku obok stojaków na rowery, skręca swojego papierosa i czeka na klientów. Jego jedynym planem na przyszłość jest zapewnienie swojej siostrze w miarę dobrych warunków do dorastania. Kiedy drogi obojga się stykają, to jakby spotkały się dwa różne żywioły.
Anna jest tak zaintrygowana chłopakiem, że postanawia poznać go lepiej. Nie udaje się jej to od razu, bo chłopak zachowuje dystans i nie pozwala nikomu się zbliżyć. Pewnego dnia, kiedy Anna podąża za nim po zajęciach szkolnych, jej oczom ukazuje się kompletnie inny obraz, kompletnie inny człowiek. Widzi chłopaka, który wiruje w kółko z dziewczynką na rękach. Widzi chłopaka, który śmieje się i jest szczęśliwy. Widzi dziewczynkę w różowej kurteczce, kurczowo trzymającej za rękę tego szczęśliwego chłopaka. Baśniarza. Ta chwila, podczas której obserwuje przez moment scenę jak ze snu, zmienia jej nastawienie do Abla. W tej chwili Anna odkrywa inną stronę chłopaka, mięknie jej serce i zrobi wszystko, aby go poznać lepiej, musi się dowiedzieć, kim tak naprawdę jest Abel Tannatek.
Bardzo ciężko było mi napisać, co tak naprawdę myślę o tej książce, bo wywołała we mnie sprzeczne emocje. Po pierwsze, nie spodziewałam się tego typu historii, a po drugie tej książki pewnie nigdy nie zapomnę.
To, co tam się stało... nie wiem co napisać! Czuję, że nie czuję nic.
„Baśniarz" z pewnością nie jest historią, o jakiej myślicie, czytając opis wydawcy. Nie zaliczyłabym go także tylko do powieści dla młodzieży, bo miesza w sobie kilka gatunków. Wiem natomiast, że nie mogłam się od niej oderwać, zwłaszcza w drugiej połowie książki. Smutek towarzyszący tej książce udzielił się także mnie. Czytając, czułam całą sobą ten gorzki smak historii. Nie wiem jak, ale autorce udało się mnie rozłożyć na łopatki, wymemłała mnie i wypluła, jak gumę do żucia. Przez ostatnie 50 stron nie mogłam odłożyć książki, bo koniecznie już teraz, w tym momencie, chciałam się dowiedzieć, co będzie na końcu i jak skończy się ta baśń. Miewałam chwile, kiedy się uśmiechałam, ale większość książki jest bardzo smutna, wręcz depresyjna, przez co klimat był bardzo mroczny. Baśń opowiadana przez Abla zawierała opisy osób i zdarzeń z prawdziwego życia, każdy miał swoje miejsce i swoje role do odegrania.
- (...) To cudowna historia. Skąd ty bierzesz te wszystkie słowa? Te wszystkie obrazy?
- Z prawdziwego życia - odparł. - Oprócz niego nic więcej się nie ma...
- Masz rację. Oprócz tego nic więcej się nie ma...
Oni wszyscy byli tylko aktorami grającymi w szkole swoje role. Rolę handlarza narkotykami. Rolę grzecznej dziewczynki. A on? On też grał tylko jakąś rolę... Ale niektóre role były bardziej niebezpieczne.
Po opisie wydawcy spodziewałam się historii dla młodzieży z lekką nutą kryminału. Opis mówi: „ABEL TANNATEK, outsider, wagarowicz, handlarz narkotykami. Mimo to Anna...
2017-12-19
Są historie, które wstrząsają, przerażają, powodują, że dostajemy gęsiej skórki. Zakrywamy oczy, żeby nie patrzeć, zatykamy uszy, żeby nie słyszeć. Nie chcemy widzieć ani słyszeć, bo zwyczajnie się ich boimy. To, że przestaniemy mówić o nich głośno, słuchać o nich lub przestaniemy patrzeć, nie spowoduje, że ot, tak po prostu znikną. Tak blisko nas, tuż za rogiem, mogą być osoby, których historie właśnie takie są, wstrząsają, przerażają, a my o nich nic nie wiemy, lub co gorsza, nie chcemy wiedzieć. Taką historię poznajemy w książce Sandry Borowiecky pt. „Przypadki Agaty W. ”.
...wielu ludzi boi się śmierci nie dlatego, że umrą i nic po nich nie zostanie. Nie, oni boją się, że ich ciała będą gniły w ziemi której tak bardzo się brzydzą, bo ich zdaniem jest mokra, zimna, brudna i są w niej robaki.
Agata W., dwudziestotrzyletnia dziewczyna, ma dosyć swojego życia. Ma dosyć tej beznadziejności, z jaką budzi się każdego dnia. Ma dosyć swojego ojca, matki, długów, które sama niestety narobiła i postanawia, że najlepszym rozwiązaniem jej wszystkich problemów będzie śmierć. Czy tylko to, co dzieje się w tej chwili w jej życiu, napędza ją do tak drastycznej decyzji? Otóż nie. Dawno temu doświadczyła ona czegoś, z czym jest ciężko żyć. Molestowanie seksualne. Jak można żyć dalej, kiedy doświadczyło się tych złych dotyków i wszystkiego innego, czego nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, od osoby, która powinna być nam bliska i chronić, zamiast krzywdzić? Mówią, że zły dotyk boli przez całe życie. W pełni się z tym zgadzam. Nie ważne jak bardzo się postaramy, żeby myśli o przeszłości wyrzucić z głowy, to zawsze tam gdzieś będzie.
Nie można z czymś takim od tak przejść do porządku dziennego. Kiedy człowiek którego kocha się nad życie wyrządza ci krzywdę, świat przestaje mieć znaczenie.
„Przypadki Agaty W. ” to historia, w której głównym wątkiem jest szukanie AGAPE. Zapytacie, co to takiego to AGAPE? Niestety nie odpowiem Wam na to pytanie, bo po pierwsze nie ma jednej odpowiedzi, a po drugie, żeby zrozumieć znaczenie tego słowa, musicie przeczytać książkę. Jest to tak naprawdę coś, co tkwi w każdym z nas, lecz żeby to odkryć, trzeba sięgnąć w głąb siebie.
Muszę wspomnieć o innych bohaterach, którzy odgrywają bardzo ważne role w całej tej historii. Pan Perdiaux to emerytowany terapeuta, który od samego początku chciał pomóc naszej Agacie odnaleźć siebie. Najpierw, kiedy była w szpitalu po wypadku, potem kiedy już z niego wyszła, zaoferował pomoc dla jej duszy. Tak, dusza ucierpiała najbardziej niestety. Ciało się zagoi, skóra powróci do stanu, w którym była, a dusza raz zraniona, nie poskłada się sama w całość. Pan Perdiaux pomógł bohaterce znaleźć odpowiedzi na pytania, które od wielu lat pozostawały głuche. Kolejną ważną postacią, która brała czynny udział w poszukiwaniu siebie była Marie, starsza kobieta, która wyzwoliła w Agacie kobietę wolną od strachu. To także dzięki niej Agata poskładała swoje życie na nowo.
Strach można przezwyciężyć. Dobrze jest kiedy człowiek mierzy się ze swoimi lękami, a nie pozwala im sobą zawładnąć
Narratorem w książce jest Agata, co moim zdaniem idealnie się sprawdziło w tej historii, bo dzięki temu poznajemy każdy szczegół z dokładnością 1:1. Każdą myśl, każdy szept, słyszymy bardzo dobrze. Ile to razy śmiałam się z tego, co Agata powiedziała, jak się zachowała w danej sytuacji. Jej sarkastyczne podejście do ludzi, do życia, przypomina mi mnie samą. Czasami wymaga tego sytuacja, a czasami to po prostu sposób bycia. Sandra Borowiecky pokazała nam świat z perspektywy osoby, która bardzo cierpi wewnątrz, nie potrafi pogodzić się z samotnością, nie umie poradzić sobie z problemami dnia codziennego. Podejmuje wiele złych decyzji, które jedna po drugiej niszczą jej poczucie wartości. Na siłę szuka miłości, chce być kochana, mieć normalne życie u boku kogoś, przy kim zapomni o wszystkim, co złego ją spotkało. Czasami sami gubimy się w tym świecie, zamiast próbować zbudować coś nowego, szczerego w naszym życiu, przyjmujemy to, co daje nam los. Nie walczymy z nim o lepsze jutro. Poddajemy się. Agata też się poddała. Zbudowała wokół siebie mur, przez który nie sposób się przebić. Wyuczyła się zachowań i słów, których inni od niej oczekują. Z czasem, pod opieką pana Perdiaux, uczy się jak żyć, i to dosłownie.
Ludzie, dajcie się zakopać żywcem! Zobaczcie jakie to cudowne uczucie!
Muszę szczerze przyznać, że odkładałam tę lekturę na dalsze miesiące, ale coś z niewiadomego powodu kazało mi ją przeczytać już teraz, natychmiast. Nie żałuję ani trochę. Ostrzegam jedynie, że nie jest to lekka i przyjemna lektura. Wymaga od czytelnika pewnego rodzaju skupienia, bo tematy poruszane w książce nie są łatwe.
http://oczarowanaczytaniem.pl/przypadki-agaty-w-sandra-borowiecky/
Są historie, które wstrząsają, przerażają, powodują, że dostajemy gęsiej skórki. Zakrywamy oczy, żeby nie patrzeć, zatykamy uszy, żeby nie słyszeć. Nie chcemy widzieć ani słyszeć, bo zwyczajnie się ich boimy. To, że przestaniemy mówić o nich głośno, słuchać o nich lub przestaniemy patrzeć, nie spowoduje, że ot, tak po prostu znikną. Tak blisko nas, tuż za...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-16
Beata Majewska na swoim koncie ma już kilka powieści, lecz to było moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Musiałam sprawdzić, o co ten cały szum związany z jej książkami. „Konkurs a żonę” przyciągnął moją uwagę głównie okładką, która jest przepiękna. Czy wnętrze książki jest tak samo dobre, jak okładka? Zaraz Wam o tym opowiem.
Hugo Hajdukiewicz jest trzydziestoletnim mężczyzną, który pod presją czasu szuka żony, aby odziedziczyć spadek po zmarłym wuju. Kilka kancelarii, ekskluzywne mieszkanie i nowiutki samochód są na pierwszym miejscu i Hugo zrobi wszystko, żeby to osiągnąć. Wraz z przyjacielem organizuje konkurs na jednym z uniwersytetów, gdzie nagrodą jest pokaźna kwota pieniężna, lecz to tylko przykrywka, bo nagrodą główną jest zupełnie coś innego. Konkurs wygrywa młodziutka Łucja Maśnik, szara myszka nieurzekająca swoim wyglądem, ponieważ mimo wspaniałej urody, jej strój nie zachęca do dalszych działań. Mężczyźnie to jednak nie przeszkadza i zaprasza Łucję na kolację. Tutaj zaczyna się pogoń za króliczkiem. Plan „konkurs na żonę” właśnie został oficjalnie rozpoczęty.
Beata Majewska oczarowała mnie historią, jaką stworzyła. Jest to z jednej strony lekka powieść o brzydkim kaczątku, typu Pretty Woman, ale z drugiej strony ukazuje życie zwykłych ludzi, którzy borykają się z demonami przeszłości. Łucja straciła oboje rodziców, będąc dzieckiem, wychowywała ją babcia oraz ciotki mieszkające w okolicy. Miłość babci i wnuczki mogłabym porównać do siebie i swojej babci, która była moją przyjaciółką, powiernicą tajemnic i wspaniałą kobietą. Moje serce rosło, kiedy na kolejnych kartach książki czytałam o uczuciach, jakimi obdarowywały się kobiety na wzajem. Bardzo silna więź, której nic nie jest straszne. Z drugiej strony Hugo, który po wielu latach spotyka osobę, której tak naprawdę nie chciał nigdy poznać i jego ból związany z tym spotkaniem. Wszystkie te sytuacje zawarte w książce poruszyły mnie bardzo i wcale się tego nie spodziewałam. Nie spodziewałam się historii, która aż tak poruszy serducho. W sumie to nie wiem, czego się spodziewałam.
Pamiętam, że kiedyś oglądałam polski film pt. „Nie kłam kochanie” z Piotrem Adamczykiem i Martą Żmudą-Trzebiatowską, gdzie fabuła filmu była bardzo zbliżona do fabuły książki pani Beaty. Po skończeniu książki od razu przypomniał mi się tamten film. Bardzo mile go wspominam.
Oprócz wątku głównego, jakim jest relacja Hugo i Łucji, w książce nie brakuje humoru i zabawnych sytuacji.
– Panienka przymierzy, to tegoroczny hit. – Sprzedawca podał komplet.
Łucja stanęła przed niewielkim lustrem, założyła czapkę, owinęła się szalikiem i tak ubrana odwróciła się w stronę obu mężczyzn.
– I jak? wyglądam jak misia Pysia – zaczęła śmiać się jak szalona.
– Mysia pisia? – przekręcił pan Leszek, powodując wybuch powszechnej wesołości wśród wszystkich klientek, a nawet klientów, czyli Hajdukiewicza i młodego chłopaka, który stał obok i mierzył grubą uszatkę.
– Misia Pysia. – Łucja ledwie była w stanie sprostować, tak się śmiała. – To postać z Troskliwych misiów, takiej bajki dla dzieci.
– Przepraszam panienkę, bo ja jestem ten, jak to mówią, „dysk-lektyk” – wytłumaczył sprzedawca. – Dysk mi wypadł i noszą mnie w lektyce. – Puścił do niej oczko.
Książka „Konkurs na żonę” nie jest typową słodką historią o Kopciuszku, nie ukazuje tylko problemów miłosnych, z jakimi borykają się bohaterowie. Opowieść, jaką stworzyła autorka, ma drugie dno. Pokazuje, że mimo ubóstwa, ludzie wzajemną miłością potrafią przezwyciężyć zło. Pokazuje, że nawet najtwardsze serce można rozgrzać miłością do drugiej osoby. Strzała amora potrafi trafić naprawdę głęboko i to, że ktoś z pozoru liczy na zyski materialne, a nie na prawdziwe uczucie, to tylko złudzenie. Miłość przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie naszego życia i wywraca wszystko do góry nogami. Hugo, wprowadzając w życie swój plan, nie spodziewał się, że dzięki temu konkursowi pozna miłość swojego życia. Nie wiedział co w tej sytuacji zrobić, nie wiedział, jaka jest instrukcja obsługi, bo schematy, które znał do tej pory, okazały się niczym. Uczył się od początku jak postępować z Łucją, jak ją zadowolić, jak ją kochać i jej to okazać. Sprawy przybrały trochę inny obrót, kiedy prawda wyszła na jaw i jestem naprawdę ciekawa kolejnej części tej historii, czyli „Biletu do szczęścia”, który już czeka na półce.
Książkę przeczytałam w dwa dni. Chciałam ją skończyć i nie chciałam. Tak zazwyczaj się dzieje, kiedy mam w ręku ciekawą historię i bardzo pragnę dowiedzieć się, jak zakończy się miłosna opowieść. Faktem jest, że autorka stworzyła główną bohaterkę jako młodziutką, trochę głupiutką i naiwną dziewczynę, która miejscami bardzo mnie irytowała, chociażby tym, jak reagowała w pewnych sytuacjach, ale mimo tych wad bardzo ją polubiłam.
Nie mogę doczekać się kontynuacji, mam nadzieję, że nie zawiodę się zakończeniem. Ze szczerego serca mogę polecić tę książkę wszystkim.
http://oczarowanaczytaniem.pl/konkurs-na-zone-beata-majewska/
Beata Majewska na swoim koncie ma już kilka powieści, lecz to było moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Musiałam sprawdzić, o co ten cały szum związany z jej książkami. „Konkurs a żonę” przyciągnął moją uwagę głównie okładką, która jest przepiękna. Czy wnętrze książki jest tak samo dobre, jak okładka? Zaraz Wam o tym opowiem.
Hugo Hajdukiewicz...
2017-09-26
Książki historyczne nigdy nie były ani nadal nie są moją mocną stroną, nigdy nie interesowałam się historią i zawsze wydawała mi się ona nudna. Kiedy otrzymałam książkę pt. „Brzydka Królowa” Victorii Gische do recenzji, zastanawiałam się jak, ją odbiorę i czy mi się spodoba. Podeszłam do lektury dość sceptycznie, nie oczekiwałam po niej zbyt wiele. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, kiedy po kilku stronach historia mnie wciągnęła. Powieść nie jest banalna, nie jest romansidłem ani kryminałem, które miałam w zwyczaju czytać, a urzekła mnie jak mało która. Tego zdecydowanie się nie spodziewałam.
Elżbieta wraz z rodzeństwem zostaje oddana pod opiekę stryjowi, po tym, jak traci oboje rodziców. Ciężki był to człowiek do życia, oszczędzał na wszystkim i nigdy nie okazywał uczuć. Dzieci nie miały kolorowego dzieciństwa w jego domu. Ciągle zamknięte w zimnie, notorycznie głodne, cierpiały swe męki. Elżbieta jako młoda dziewczyna marzyła w ciemnych murach o lepszej przyszłości. Nie grzeszyła urodą, co w tamtych czasach było dość ważne, jeśli chciało się wyjść za mąż. Wiedziała, że nie ma zbyt wielkich szans na poślubienie kogokolwiek, ale zawsze marzyła o wspaniałym mężu i gromadce dzieci. Los w końcu niespodziewanie uśmiecha się do kobiety i zsyła na nią urodziwego mężczyznę, który dodatkowo jest księciem. Zakochani biorą ślub i Elżbieta zostaje królową, Kazimierz zaś królem.
W książce przewijają się fragmenty prawdziwych zdarzeń z tymi specjalnie ubarwionymi na potrzeby powieści. Lektura jest niezwykle realna oraz lekka w czytaniu. Mimo że pierwszy raz miałam w rękach powieść historyczną i czytałam o książętach, dwórkach oraz królach, nie znudziła mnie ona, jak to myślałam na początku. Historia Elżbiety Rakuszanki – żony Kazimierza Jagiellończyka, jest naprawdę ciekawa. Książka przybliża nam wizję tamtych czasów, wyobraźnia działała w mojej głowie niezwykle mocno. Język powieści jest bardzo prosty, wręcz miałam wrażenie, że czytam najprościej napisaną książkę dla dzieci, a nie lekturę historyczną, co spowodowało, że każdą stronę przewracałam bardzo szybko. Zanim się obejrzałam, książka była skończona. Bardzo lubię, kiedy w książkach narratorem jest trzecia osoba i tutaj także to dostałam. Wygodniej mi się czyta, kiedy widzę obrazy z perspektywy obserwatora.
„Brzydka królowa” nie jest lekturą dla każdego. Jak już wcześniej wspomniałam, spodziewałam się, że książka mnie znudzi, że będzie się ciągła w nieskończoność ze względu na tematykę. Tak się nie stało i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Nie ma chyba nic gorszego niż lektura, która nie spełnia naszych kryteriów czytelniczych i ciężko jest przez nią przebrnąć. Victoria Gische stworzyła naprawdę ciekawą historię. Wzrusza czytelnika, pokazuje poprzez szczegółowe opisy detali, że świat i życie w tamtych czasach nie było usłane różami. Uświadamia nam, że nie trzeba być pięknym na zewnątrz, aby być pięknym w środku i oczarować głowę pastwa. Inteligencja Elżbiety i jej zdeterminowany charakter doprowadziły ją daleko i mimo braku urody, zyskała szacunek podwładnych i stała się ważną postacią w tamtych czasach.
Książka jest naprawdę warta uwagi, a osoby lubujące się w tego typu tematyce pokochają tę historię. Szczerze polecam każdemu.
http://oczarowanaczytaniem.pl/recenzja-brzydka-krolowa-victoria-gische/
Książki historyczne nigdy nie były ani nadal nie są moją mocną stroną, nigdy nie interesowałam się historią i zawsze wydawała mi się ona nudna. Kiedy otrzymałam książkę pt. „Brzydka Królowa” Victorii Gische do recenzji, zastanawiałam się jak, ją odbiorę i czy mi się spodoba. Podeszłam do lektury dość sceptycznie, nie oczekiwałam po niej zbyt wiele....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-08-22
Mam wrażenie, że po kolejnej z rzędu recenzji książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, ludzie pomyślą, że nie mam innych książek lub że tylko jedna pisarka istnieje na świecie. Otóż drogi czytelniku, jeśli czytałeś mój wpis z Lipca (link tutaj), w którym zadaję pytania ulubieńcom, powinieneś wiedzieć, że książki tej autorki biorę w ciemno. I tak się akurat złożyło, że po skończeniu jednej książki Pani Agnieszki w moje rączki wpadła jej najnowsza powieść pt. „Wszystko wina kota”. Matko, jak ja czekałam na tę książkę! Komedia z nutą obyczaju i romansu to jest to, co lubię.
Fabuła
Akcja powieści dzieje się we Wrocławiu. Poznajemy w książce kilka naprawdę sympatycznych osób. Główną bohaterką jest bestsellerowa pisarka o pseudonimie Róża Mak, za którą kryje się Lidia Makowska, trzydziestopięcioletnia kobieta z burzą loków na głowie i masą pomysłów na nowe historie. Książka głównie opiera się na temacie ujawnienia się Lidki przed światem, jako że od samego początku kobieta pisze swoje książki pod pseudonimem. Jej agentka, a zarazem przyjaciółka Karolina, naciska na nią od pewnego czasu na wielkie „come out” z pompą, na co Lidka niekoniecznie chce przystać. Obiecuje kobiecie, że się nad tym zastanowi, ale tak naprawdę tylko przeciąga temat, mając nadzieję, że ta odpuści.
Bohaterowie
Lidka ma trzy przyjaciółki, bez których jej życie nie miałoby sensu. Są bardzo ze sobą zżyte i dzielą się każdą nowiną. Karolina jest jedną z przyjaciółek pisarki, a zarazem jej agentką. Kolejną postacią, którą poznajemy, jest Tatiana, poważna pani dyrektor dużej firmy, singielka od wielu lat. Trzecią przyjaciółką Lidki jest Anetka, idealna żona i matka dwójki dzieci. Popełniłabym błąd, nie wspominając o sąsiedzie Lidki, Jeremim, który otrzymał od niej przezwisko amerykański surfer. Mężczyzna jest bardzo przystojny i jak sama nazwa wskazuje, przypomina rozgrzanego słońcem aktora filmowego, szalejącego po falach. Za każdym razem, kiedy facet pojawia się na ganku swojego domu, kobieta nie może spuścić z niego wzroku. Jako że tytuł książki to „wszystko wina kota”, grzechem byłoby nie wspomnieć, że tytułowy kot nosi imię James. Rudy sierściuch nieźle namiesza w życiu Lidki.
Kilka słów o książce
Komedia omyłek-tak opisana była książka. Lubię ten gatunek, a zważywszy na to, że napisany przez ulubionego autora przyciągnął mnie jeszcze bardziej. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie pomysł na podzielenie rozdziałów książki, gdzie każdy z bohaterów miał szansę opowiedzieć nam trochę o swoim życiu i mogliśmy wejść do głowy każdego z nich, żeby przekonać się, o czym myślą i co czują. Muszę stwierdzić, że historia jaką stworzyła autorka była trochę zbyt przewidywalna. Praktycznie od samego początku wiedziałam jak zakończy się spotkanie Lidki i znanego blogera, Jacka Sparrowa. Nie byłam zawiedziona, ale oczekiwałam, że Pani Agnieszka wyprowadzi nas odrobinę w maliny, kręcąc tu i tam. Tak się nie stało. Ogólnie powieść oceniam bardzo pozytywnie, chociaż trochę zabrakło mi tego poczucia humoru, a miała być to komedia. Szczerze mówiąc nie śmiałam się w niebo głosy, ale pojawiały się momenty kiedy uśmiech zawitał na moich ustach. Powieść w pewnych momentach smuciła mnie, kiedy czytałam o problemach kobiet, które na przemian były narratorkami. Nie jest to do końca tylko komedia, jako że mamy do czynienia z bolesnymi przeżyciami bohaterów, ale książka z pewnością nie rozczaruje czytelnika. Chyba nie uwierzę, że komuś kto lubi twórczość Pani Agnieszki oraz tego typu historie, nie spodoba się ta lektura. Książka jest jak najbardziej godna uwagi i gorąco zachęcam do zapoznania się z nią.
http://oczarowanaczytaniem.pl/wszystko-wina-kota/
Mam wrażenie, że po kolejnej z rzędu recenzji książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, ludzie pomyślą, że nie mam innych książek lub że tylko jedna pisarka istnieje na świecie. Otóż drogi czytelniku, jeśli czytałeś mój wpis z Lipca (link tutaj), w którym zadaję pytania ulubieńcom, powinieneś wiedzieć, że książki tej autorki biorę w ciemno. I tak się akurat złożyło, że po...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-01-21
Kiedy podczas Grudniowego urlopu, po Świętach Bożego Narodzenia odwiedziłam moją kuzynkę Asię, zaczęłyśmy wspominać nasze dzieciństwo i zabawy. Dorastałyśmy razem, widywałyśmy się w każde wolne od szkoły i każde święta. Takie bratnie dusze 🙂
W pewnym momencie Asia poszła do jednego z pokoi i po chwili wróciła z niewielką torebką i uśmiechem na twarzy. Zapytałam co to jest?, ale kiedy wyciągnęłam rzeczy z torebki, już wiedziałam. Nasze listy, które pisałyśmy do siebie, kiedy byłyśmy młodsze. Pierwszy list napisałam do niej, kiedy miałam 9 lat, byłam wtedy w trzeciej klasie podstawowej. Ostatni, który znalazłam w stosiku został napisany przeze mnie w wieku 15 lat. Nie mogłam się oprzeć i zaczęłam je czytać po kolei. Czytając pierwszy z nich, ten z 1996 roku miałam łzy w oczach. Nie pamiętam samej chwili pisania owego listu, ale pismo, data na kartce i tych parę słów przywołało wspomnienia, te dobre, te czyste i niepowtarzalne. Napisałam wtedy, że to jest mój pierwszy list do niej, ale nie ostatni. Pozdrowiłam ją szczerze i troszkę ponarzekałam na szkołę. Pod koniec listu napisałam, że czekam na szybką odpowiedź. Czy była szybka, tego nie wiem. Ja listy od Asi gdzieś zapodziałam, nie byłam aż tak dobra w chomikowaniu pamiątek jak ona. Czy jakiś list nie został dostarczony? Nie wiem, może. Ale jeśli tak, to zapewne trafił do takiego miejsca jak Biuro Przesyłek Niedoręczonych.
Zuzanna, młoda dziewczyna wyprowadza się z rodzinnego miasteczka i zaczyna pracę w Biurze Przesyłek Niedoręczonych. Z początku nie wie czego się spodziewać, ale po pewnym czasie udaje się jej zadomowić i poznać zasady tego miejsca. Bo takowe też są. Aneta, przełożona Zuzanny twardo określiła co można a czego kategorycznie zabrania – otwierania korespondencji i czytania ich treści. W okresie świątecznym Biuro pęka w szwach. Pracy jest tyle, że nie wiadomo za co się zabrać najpierw. Sortowanie paczek, listów i specjalnych przesyłek to dzień powszedni, ale ilość tego wszystkiego przekracza normy. W pracy Zuza poznaje Milę, która już od dłuższego czasu pracuje w Biurze. Ta wprowadza ją w świat listów i paczek.
Podczas jednego z pracowitych dni Zuzanna znajduje dwie koperty, które specjalnie zwracają jej uwagę – niebieska i seledynowa. W taki sposób poznaje historię Gaspara i Tekli – dwojga zakochanych w sobie ludzi, którzy w pewien słoneczny lipcowy dzień w 1976 roku przyrzekli sobie, że spotkają się 24 Grudnia w tym samym miejscu. Los jednak płata figla naszej parze, gdyż oboje mimo że wychodzą z domów i idą w umówione miejsce spotkać się nie mogą. I tak przez kolejne lata.
Kiedy autorka w książce opisywała losy Tekli i Gaspara poprzez listy, automatycznie przenosiła nas w czasy kiedy byli młodzi i zakochani, kiedy tęsknili za sobą tak strasznie. Kilka razy posmutniałam wyobrażając sobie, co czuje człowiek który cierpi z powodu miłości i tego, jak los ułożył im życie. Przypomniała mi się historia Nicholasa Sparksa pt. „Ostatnia Podróż”, gdzie także bohater książki właśnie za pomocą listów przeniósł czytelnika w inny świat.
Oprócz Tekli i Gaspara, Zuzanny i Mili, poznajemy jeszcze kilka osób wartych uwagi, które w świetny sposób dopełniły tę książkę. Nie będę opisywać szczegółów, bo wydaje mi się, że i tak zbyt dużo napisałam. Chcę gorąco zachęcić do sięgnięcia po „Biuro Przesyłek Niedoręczonych”. Uważam, że jest to naprawdę fajnie napisana książka, która rozgrzeje Wam serducho.
http://oczarowanaczytaniem.pl/recenzje/7-biuro-przesylek-niedoreczonych-natasza-socha/
Kiedy podczas Grudniowego urlopu, po Świętach Bożego Narodzenia odwiedziłam moją kuzynkę Asię, zaczęłyśmy wspominać nasze dzieciństwo i zabawy. Dorastałyśmy razem, widywałyśmy się w każde wolne od szkoły i każde święta. Takie bratnie dusze 🙂
W pewnym momencie Asia poszła do jednego z pokoi i po chwili wróciła z niewielką torebką i uśmiechem na twarzy. Zapytałam co to...
2017-01-11
Dziś o książce dla dzieci, ale nie tylko. Historia, którą stworzył pan Bartłomiej Trokowicz ukazuje życie Leśnych zwierzątek. Poznajemy wiele postaci, między innymi tytułowego Pana Misia. W dżungli panem jest lew, tu zaś, w Polskich Lasach króluje Niedźwiedź.
Pamiętam, jak wiele razy w telewizji oglądałam filmy przyrodnicze właśnie o tych zwierzętach i muszę stwierdzić, że bardzo je polubiłam. Mają specyficzne zachowania i potrafią rozczulić serducho. Tak też było w przypadku tej opowieści.
Wyobraźcie sobie las, cichy i spokojny. Gdzieś w oddali słychać szum drzew i świergot ptaków. Puchacz na wysokim drzewie mocno śpi, a Pani Wiewiórka szuka orzeszków, które potem będzie mogła schować w swojej tajnej kryjówce. Troszkę leniwy Pan Miś jest bardzo szanowanym obywatelem Lasu; zwierzątka przychodzą do niego po porady lub kiedy mają problem.
Lektura jest lekka i przyjemna, język prosty, dostosowany idealnie dla dzieci, ale nie brak też humoru, którego te raczej nie zrozumieją. Dwuznaczne sytuacje śmieszą czytelnika, ale także mamy wrażenie jakbyśmy czytali o człowieku, a nie o zwierzęciu.
„[…] Wilk to dobry sąsiad, nigdy przedtem nikomu nie wadził, ale wiadomo, jak kobieta potrafi zmienić mężczyznę. No i jeszcze te dzieci…”
Oprócz Pana Misia poznajemy między innymi Wilka i jego partnerkę z dziećmi, Pana Szczura, Borsuka, Panią Myszkę, Pana Lisa i Świnkę Morską, która mimo że nie jest mieszkańcem lasu, urzeka nas swoją osobą.
Kiedy zaczynałam czytać, siedziałam w samolocie. Myślę sobie „ech, książka dla dzieci i dorosłych o zwierzątkach, co tam może się dziać?”. Jakież było moje zdziwienie po przeczytaniu kilku stron. Wciągnęło mnie bez reszty. Autor opisywał krajobrazy i miejsca w bardzo fajny sposób; łatwo było sobie wyobrazić co próbuje nam przekazać. Bardzo przyjemną dla oka rzeczą w książce są ilustracje. Przedstawiają poszczególne sytuacje opisywane w książce, co jeszcze lepiej działa na wyobraźnię.
Książka jest cieniutka, czytało się bardzo szybko. Pomieszanie świata ludzi ze światem zwierząt bardzo dobrze współgra, czasem miało się wrażenie, jakby autor pisał o sytuacji, której doświadczyliśmy sami.
Jak najbardziej polecam tę opowieść, w której mamy do czynienia z wieloma ludzkimi odruchami jak np. przyjaźń, pomoc innym, dobro lub współczucie.
http://oczarowanaczytaniem.pl/recenzje/6-pan-misio-bartlomiej-trokowicz/
Dziś o książce dla dzieci, ale nie tylko. Historia, którą stworzył pan Bartłomiej Trokowicz ukazuje życie Leśnych zwierzątek. Poznajemy wiele postaci, między innymi tytułowego Pana Misia. W dżungli panem jest lew, tu zaś, w Polskich Lasach króluje Niedźwiedź.
Pamiętam, jak wiele razy w telewizji oglądałam filmy przyrodnicze właśnie o tych zwierzętach i muszę stwierdzić, że...
Jakiś czas temu otrzymałam do recenzji książkę polskiej autorki, Anity Scharmach pt. Sukces rysowany szminką. Spodziewałam się lekkiej lektury, która oderwie mnie na chwilę od "cięższych" tytułów, po które w ostatnim czasie sięgałam. Troszkę nie do końca jednak była ona lekka, bo poruszała kilka przykrych wydarzeń, które dotykają zwykłego człowieka na co dzień.
Julia jest dojrzałą, dobiegającą 40-tki kobietą sukcesu. Ma bardzo dobrą pracę, którą lubi, luksusowy apartament i szybki samochód, ale brakuje jej do pełni szczęścia dwóch rzeczy - faceta i dziecka, o którym zawsze marzyła. Kilka lat wcześniej wybranek jej serca zginął w wypadku, zostawiając ją w żałobie. Plany rodzinne odeszły w cień, więc Julia zajęła się pracą zawodową i imprezowaniem. Przygodne romanse nie trwały długo, plany macierzyńskie zniknęły w natłoku obowiązków. Kobieta pogodziła się z faktem, że nigdy nie zostanie matką i prócz 2 kotów, nikt w domu nie będzie na nią czekał. Pewnego dnia otrzymuje informację, że jej kuzynka umiera osieracając tym samym córkę, Matyldę. Okazuje się, że przed śmiercią wybrała właśnie Julię na rodzinę zastępczą dla Matysi. Czy Julka znajdzie czas i chęci do podjęcia się tego niełatwego zadania, jakim jest wychowanie kilkulatki? Jak poradzi sobie z pogodzeniem obowiązków w pracy na pełny etat i opieką nad małą dziewczynką?
Ta książka wywołała we mnie wspaniałe uczucia. Z początku nie do końca spodziewałam się takiego obrotu spraw, bo liczyłam na bardziej luźną lekturę, niezobowiązującą, a to co dostałam, to ciepła opowieść o miłości, bólu, trudnym życiu w biedzie, smutku z jakim musiało uporać się kilkuletnie dziecko. Dziewczynka przeżyła bardzo dużo w przeciągu kilku miesięcy. Straciła najbliższe osoby, czekała ją przeprowadzka do nowego miejsca, życie w innym klimacie i... obca dla niej osoba. Jakby tego było mało, Matylda jest niepełnosprawna - niedosłyszy i posługuje się językiem migowym, co dla Julki jest dodatkowym utrudnieniem w komunikacji z dziewczynką. Jak poradzą sobie obie w totalnie nowej sytuacji życiowej? Czy Matysia zaakceptuje Julię jako nowego opiekuna? Jak potoczą się losy Julki, chcącej pogodzić życie rodzinne i zawodowe?
Ta książka aż kipi od uczuć, tych ciepłych oczywiście. Kompletnie nie spodziewałam się tego typu historii, więc jestem tym milej zaskoczona. Po pierwszym spotkaniu z dziełem autorki, jestem szczerze usatysfakcjonowana lekturą. Język bardzo prosty, miło się czyta. Bardzo przyjazny dobór słów, mimo że zazwyczaj nie lubię w książkach zdrobnień (rączki, paluszki itd.), tutaj te zostały wybaczone w pełni. Styl autorki bardzo przypadł mi do gustu i z pewnością sięgnę po kolejne pozycje. Książka wzrusza, miejscami szokuje. Czytelnik całkowicie zatraca się w lekturze, ponieważ historia wciąga niesamowicie. Ja jestem oczarowana :)
Jakiś czas temu otrzymałam do recenzji książkę polskiej autorki, Anity Scharmach pt. Sukces rysowany szminką. Spodziewałam się lekkiej lektury, która oderwie mnie na chwilę od "cięższych" tytułów, po które w ostatnim czasie sięgałam. Troszkę nie do końca jednak była ona lekka, bo poruszała kilka przykrych wydarzeń, które dotykają zwykłego człowieka na co dzień.
więcej Pokaż mimo toJulia jest...