-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2018-11-14
2018-09-06
http://oczarowanaczytaniem.pl/2018/08/zaginione-laleczki-ker-duckey-k-webster/
Po wspaniałym pierwszym tomie Laleczek i dojściu do siebie po lekturze drugiego, wreszcie jestem w stanie napisać kilka słów o Zaginionych laleczkach. Nie spojlerując, postaram się Wam przybliżyć fabułę.
Jesteś moja i tylko moja
Zakończenie tomu pierwszego szokowało wielu czytelników, włączając w to mnie, dzięki Bogu Wydawnictwo nie kazało nam długo czekać, by przekonać się, jak rozwinie się wątek. Do Jade wrócił demon z przeszłości i mimo że bardzo się starała, nie potrafiła sobie z nim poradzić. Teraz jednak jest dorosła, bardziej doświadczona, a praca w policji nauczyła ją wielu przydatnych sztuczek, które Jade umiejętnie wykorzystuje. Jade walczy. Walczy z całych sił, żeby przeżyć swoje życie tak, jak chce, a nie jak każe jej oprawca. Benny pragnął mieć swoją niegrzeczną laleczkę blisko, bardzo blisko, deptał jej po piętach, by trafić na odpowiedni moment. Ta chora miłość Bennego do Jade mieszała mu w głowie, bo w jednej chwili był starym Benjaminem z tomu pierwszego, a w drugiej był najsłodszy pod słońcem. Chciał być dla niej dobry, kochać ją i pragnął by ona odwzajemniła jego uczucia. Łudził się, że pewnego dnia ta chwila nadejdzie.
Niegrzeczna laleczka musi sobie przypomnieć, co to strach. Przewrócę jej świat do góry nogami. Odbiorę wszystko, do czego tak bardzo się przywiązała. Wypełnię każdą część jej umysłu i ciała…sobą.
Dorwę Cię
Kiedy sprawy potoczyły się po myśli Bennego, Dillon odchodzi od zmysłów, bo serce pęka mu na myśl, że Jego ukochana jest w niebezpieczeństwie. Jest bezsilny, bo psychol Benny go w pewien sposób przechytrzył, a on nie ma żadnego punktu zaczepienia. Do czasu, kiedy niespodziewanie się spotkają, Dillon wpada na pomysł, który albo doprowadzi do śmierci (jego lub przeciwnika), albo do sukcesu zakończonego happy endem. Podejmuje ryzyko i bierze sprawy w swoje ręce, by dopaść Bennego. Nieoczekiwana sytuacja prawie doprowadza do tragedii, jednak Benny okazuje „trochę serca” i pozwala Dillonowi uratować swoją ukochaną niegrzeczną lalkę.
Kilka słów ode mnie
Myślałam, że po tomie I nic mnie tak nie zaskoczy, ale to, co autorki wymyśliły w tomie II, przechodzi ludzkie pojęcie. Ta seria jest rewelacyjna! Tom drugi serii Laleczki miażdży i to słowo wcale nie jest przesadzone. Akcja rozkręciła się na maksa, czytałam prawie całą książkę z otwartymi ustami, nie dowierzając co tam się dzieje. Mój biedny mąż musiał mnie uciszać, kiedy co chwilę leciały teksty typu „Jezu, niemożliwe”, „nie! O matko!”, ale uwierzcie mi, nie mogłam się powstrzymać od komentarzy. Narracja jak w poprzednim tomie pierwszoosobowa, z tym że poznajemy więcej historii Bennego i Dillona, bo z ich perspektywy także jest poprowadzona. Świetny zabieg, sprawdził się idealnie, bo brakowało mi trochę tego, że nie wiem nic o Bennym. Autorki chyba wiedziały, że czytelnicy będą chcieli się dowiedzieć, co tak naprawdę się stało, że chłopak tak zbzikował i zostawiły tę historię na tom drugi. Idealnie uzupełnia poprzednią część, zapiera dech w piersiach. Polecam!
http://oczarowanaczytaniem.pl/2018/08/zaginione-laleczki-ker-duckey-k-webster/
Po wspaniałym pierwszym tomie Laleczek i dojściu do siebie po lekturze drugiego, wreszcie jestem w stanie napisać kilka słów o Zaginionych laleczkach. Nie spojlerując, postaram się Wam przybliżyć fabułę.
Jesteś moja i tylko moja
Zakończenie tomu pierwszego szokowało wielu czytelników,...
2018-07-31
Po dosyć długiej przerwie wracam z nową recenzją książki, po której bardzo długo nie mogłam usnąć. Przez kilka dni „trawiłam” ją, ponieważ szok, jaki przeżyłam podczas, czytania był bardzo duży. Skradzione Laleczki Ker Dukey i K. Webster to bardzo dobra książka, w której autorki zaserwowały czytelnikowi obraz skrzywionej psychiki, mrocznego i seksownego dark romansu, którego nie sposób odłożyć dopóki nie skończy się lektury. Sama jestem tego najlepszym przykładem (czytałam do drugiej w nocy, a później nie potrafiłam usnąć, bo ciągle widziałam oczami wyobraźni to, co tam się stało). I to zakończenie! Matko, dzięki Bogu Wydawnictwo NieZwykłe nie kazało nam zbyt długo czekać na kontynuację 🙂
Pamiętaj! Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi, mówili.
Ale przecież on nie był nieznajomy, bo poznałyśmy jego imię. I te oczy…
Historia zaczyna się niewinnie, kiedy 14-letnia Jade wraz z młodszą siostrą Macy, wybierają się na targowisko. Ich uwagę przyciągają piękne porcelanowe laleczki na jednym ze stoisk, które zachęcały do zakupu. Niestety dziewczynki nie mają wystarczająco pieniędzy żeby kupić choć jedną, na co sprzedawca – Benny – reaguje automatycznie, „służąc” pomocą i podwiezieniem do domu. Jade przez chwilę się waha, bo rodzice zawsze powtarzali „nie rozmawiaj z nieznajomymi”, lecz po wspaniałym uśmiechu, jakim Benny obdarzył Jade (ehhh te piękne oczy) i przedstawieniu się w bardzo uroczy sposób, dziewczyna niemal się rozpłynęła i uległa namowom. Jak to w thrillerach zawsze bywa, gdzieś czai się zło, a bycie ostrożnym jest bardzo trudne, kiedy obok Ciebie w samochodzie siedzi tak przystojny chłopak jak Benjamin. Zaraz po wejściu do pojazdu, okazało się że plan Benny’ego zadziałał idealnie, a siostry wpadły w sidła bez najmniejszego problemu. Oprawca zamknął dziewczynki w celach i od tej pory są jego. Tylko jego. Jego piękne laleczki.
Benny, a raczej Benjamin, bo tak nakazał siostrom do siebie się zwracać, uważa że jest ich panem, że dba o nie, że je kocha, a w zamian oczekuje, że będą mu posłuszne – w każdej kwestii. Mężczyzna znęca się nad dziewczynkami psychicznie i fizycznie, obie są załamane i marzą o chwili, kiedy znów znajdą się w ramionach rodziców. Po kilku latach udręki, starszej dziewczynce, Jade, udaje się uciec. Postanawia zrobić wszystko, żeby odnaleźć tamto miejsce i zemścić się na Bennym za to wszystko, co zrobił jej i Macy. Jako szanowana i wyszkolona pani detektyw, spędza każdą chwilę na poszukiwaniach i nie spocznie, póki nie osiągnie celu, nie odnajdzie siostry i nie zemści się na Bennym. Zaczyna się pogoń za króliczkiem, ale czy demony z przeszłości Jade przeważą i wpadnie ona w pułapkę byłego oprawcy? Czy jednak uda się jej uratować siostrę i naprawić skrzywioną psychikę?
Co tam się zadziało?!
Wartka akcja trwa od początku książki, aż do samego jej końca. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że jest nudno, za co wieeeelki plus dla autorek. Książkę czytało się w tempie ekspresowym, dzięki bardzo przyjemnemu doborowi słów oraz też dlatego, ponieważ jak najszybciej chciałam się dowiedzieć, co będzie dalej. Obraz psychopaty, jego ofiar i tego, co z nimi robi, mrozi krew w żyłach, obrzydza i wzbudza w czytelniku współczucie, mimo że to tylko fikcja literacka. Skradzione Laleczki jest gatunkiem książki, który lubię najbardziej. Jest mocna, nawet miejscami bardzo mocna, jest seksowna, mroczna, krwista, pokręcona, będzie trzymać Was w niepewności do samego końca, a jest on NIESAMOWITY! Końcówka jest szokiem, tak po prostu.
Historia w książce kompletnie różni się od tych, z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Ma to coś, co przyciąga i nie pozwala czytelnikowi jej odłożyć. Uzależnia. Temat, jaki autorki poruszyły w książce jest bardzo ciężki i nie poleciłabym lektury osobom o słabych nerwach, zwłaszcza jeśli źle sobie radzą z przemocą fizyczną i psychiczną.
Narracja w książce poprowadzona jest pierwszoosobowo z perspektywy Jade, przez co bardzo dobrze wyobrażałam sobie jej myśli i uczucia. Bardzo podobał mi się pomysł z nazwami rozdziałów w książce, a mianowicie autorki nadały nazwy kolorów każdemu z nich (no może oprócz kilku ostatnich).
Wątek miłosny w książce był bardzo goracy. Pomimo bólu, jaki odczuwała główna bohaterka, nie zabrakło tego napięcia między kochankami. Było seksownie, namiętnie, miejscami ostro, ale nie było to wulgarne czy przesadzone. W innym świetle przedstawiał się wątek ze scenami gwałtów i agresji, był bardzo mocny i jeśli macie słabe nerwy, zastanówcie się czy ta książka dla Was się nadaje.
Mnie osobiście nie przeszkadzają tego typu sceny, ale każdy jest inny i ma inne preferencje czytelnicze. Książka jest wspaniała, wciągająca, tajemnicza i jedyne, czego czytelnik od niej oczekuje, to żeby dowiedzieć się co będzie dalej i zarazem jej nie skończyć.
http://oczarowanaczytaniem.pl/2018/07/skradzione-laleczki/
Po dosyć długiej przerwie wracam z nową recenzją książki, po której bardzo długo nie mogłam usnąć. Przez kilka dni „trawiłam” ją, ponieważ szok, jaki przeżyłam podczas, czytania był bardzo duży. Skradzione Laleczki Ker Dukey i K. Webster to bardzo dobra książka, w której autorki zaserwowały czytelnikowi obraz skrzywionej psychiki, mrocznego i seksownego dark romansu,...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-05-14
Tajemnica, która wszystko zniszczy
Trzydziestoparoletnia Aleksandra ma prawie wszystko, o czym zawsze marzyła, kochającego męża, pracę, uważać by można, że jest spełnioną kobietą. Do pełni szczęścia jednak brakuje jej dziecka, które niestety ciągle gdzieś znika w rozmowach z mężem. W rocznicę ich ślubu Ola planuje romantyczną kolację z Markiem, żeby uczcić kolejny wspaniały rok ich małżeństwa. Plany jednak zmieniają się, kiedy Marek wraca do domu z bardzo złą wiadomością. Oświadcza bowiem swojej ukochanej, że ma inną kobietę i Ola ma się wynieść. Zdruzgotana Aleksandra długo nie myśląc, pakuje kilka najpotrzebniejszych rzeczy, oddaje mu klucze i wychodzi. Krążąc po mieście w ulewie, nie ma gdzie się podziać, ponieważ ów małżonek zostawił ją bez niczego.
Od czego jednak są przyjaciółki. Ola zjawia się cała przemoczona u Renaty, w której widzi swoje jedyne zbawienie. Dzięki Bogu za Renię! Anioł z tej dziewczyny. Przygarnia biedną, zdradzaną przez męża Olę i daje pocieszenie, jakiego jej teraz najbardziej potrzeba. Po jakimś czasie, kiedy Ola nadal nie otrząsnęła się po wydarzeniach z mężem, otrzymuje wiadomość, że jej matka, z którą nie miała kontaktu przez ostatnie 18 lat, jest w bardzo ciężkim stanie w szpitalu i nie zostało jej wiele czasu. Niechętnie, Ola postanawia wsiąść do pociągu i pojechać, zobaczyć się, być może po raz ostatni, z matką. Na miejscu okazuje się, że kobieta czekała już tylko na córkę, by potem odejść z tego świata. Matka Oli wyznaje jej bardzo długo skrywaną prawdę, która okaże się igłą prosto w serce.
Matczyna miłość jest niezastąpiona
Przed laty, kiedy Ola zaszła w ciążę, powiedziano jej, że dziecko zmarło. Dziewczyna się załamała, nie mając wsparcia w rodzinie ani ojcu dziecka, który opuścił ją, zanim ta dowiedziała się o ciąży, długo nie myśląc, uciekła z domu. Postanowiła, że nie wróci do miejsca, gdzie zadano jej najwięcej bólu i ułoży sobie życie na nowo. Z czasem rany się zagoiły, lecz w głęboko schowanej szufladzie w jej głowie, nadal była ona – jej córka, której miała dać na imię Paula. Prawda, jaką zataiła przed Aleksandrą jej własna matka, złamała jej serce. Okazało się bowiem, że jej córeczka wcale nie zmarła podczas porodu, a została oddana w ręce sióstr zakonnych. Wszystko dlatego, żeby nikt się nie dowiedział, bo będzie wstyd we wsi, że nastoletnia dziewczyna została matką. Ola nie zdążyła zapytać swojej matki o to, gdzie dokładnie zostało oddane jej dziecko, ponieważ kobieta zmarła.
W tym momencie Ola przysięgła sobie, że nie spocznie, dopóki nie odnajdzie córki, tym bardziej że zawsze marzyła o dziecku. Czy Ola dopnie swego i odnajdzie dawno zaginione dziecko? Czy uda jej się poskładać tę układankę w jedną całość? Przecież nie ma żadnego punktu zaczepienia i nie wie gdzie zacząć. Być może jej matczyny upór jest tak silny, że pokona wszelkie trudności, lecz nie można brać niczego za pewnik.
Bohaterowie
Koniecznie muszę wspomnieć o bohaterach, ponieważ zagrali oni bardzo ważną rolę w całej historii. Główną bohaterką jest Aleksandra, która po zdradzie męża nie za bardzo wie, co ma dalej począć. Jest zagubiona, wpada w depresję, traci sens życia. Po wydarzeniach przed laty straciła zaufanie do ludzi, boi się powierzyć swoje życie w czyjeś ręce. Szuka pocieszenia, miłości i wsparcia i znajduje je przy Marku. Jednak do czasu. Po wielu latach spędzonych razem mąż odwraca się od niej, mówiąc że ich małżeństwo dobiegło końca. Dzięki Bogu Marek nie odgrywa większej roli w całej historii, bo chyba zamordowałabym go własnymi rękami. Nadęty buc i tyle.
Kolejną bardzo sympatyczną osobą, która skradła moje serce jest Renata – najlepsza przyjaciółka Oli. Dziewczyna anioł! Takiej przyjaciółki to tylko ze świecą szukać, chociaż kilka razy bardzo mnie zdenerwowała, kiedy wyjawiła prawdę, którą miała zachować dla siebie. Jednak zrobiła to z obawy o Olę i nie miała złych zamiarów. Renia to matka gromadki kociaków, singielka, która nie znalazła własnej drugiej połówki i niezbyt wierzyła w dozgonną i wieczną miłość. Do czasu, kiedy na jej drodze staje Olaf, poważny prawnik, który szaleje za Renatą. Bardzo polubiłam tego faceta. Niby pod krawatem, zawsze poważny, skrywa jednak głęboko w sercu romantyczny ognik, który tylko czeka na wybuch. Muszę koniecznie tutaj Wam zacytować nieziemsko śmieszną sytuację.
Renata, oczarowana ciepłem i blaskiem świec, z niecierpliwością rozgląda się za Olafem i kolacją jego autorstwa. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie ugotował dla niej kolacji. Po chwili Olaf pojawił się w salonie. Oczarowany słowami Renaty, chciał jej zaimponować, dlatego serwował oba talerze pełne spaghetti jednocześnie na jednej ręce, naśladując zawodowego kelnera. Zapatrzony w kobietę swoich marzeń poruszał się cały wyprężony, jednak niechcący potknął się o złośliwie wystający kant dywanu. Po sekundzie leżał już na podłodze, ze zdziwioną miną, ubrudzoną koszulą i spodniami, a specjalnie przyrządzona kolacja spoczywała na jasnopopielatym dywanie. Zdenerwowany i czerwony jak burak, zaczął nerwowo rozpinać koszulę.
To tylko jedna z zabawnych sytuacji tych dwojga, uwierzcie mi, jest jeszcze kilka innych. Jedną z ważniejszych osób w całej tej układance jest dawny chłopak Oli, Borys, który odegra kluczową rolę w książce. Nie zdradzę Wam dlaczego, tego musicie się dowiedzieć sami, doczytując do końca.
Kilka słów ode mnie
Jest to moje pierwsze spotkanie z piórem Agnieszki Rusin i zapewne nie ostatnie. Autorka ma lekkie pióro, przez co „Nikt nie może się dowiedzieć” przeczytałam w zaledwie 2 dni, oczywiście na przemian z obowiązkami domowymi. Spokojnie dałabym radę przeczytać ją w kilka godzin, ale wtedy nie miałabym czasu na nic innego. Książka, mimo że jest historią o utracie bliskiej osoby, stracie zaufania do członków rodziny, czyta się lekko i przyjemnie, ponieważ jest napisana bardzo zrozumiałym i prostym językiem. Pani Agnieszka bardzo umiejętnie dobrała słowa, przez co czytelnik się nie męczy i nie musi zaglądać do słownika synonimów, po to, by sprawdzić znaczenie jakiegoś niezrozumianego słowa. Fabuła bardzo dobrze przemyślana, do samego końca czytelnik nie wie, czego się spodziewać. Miałam pewne podejrzenia co do zakończenia, jednak okazały się one błędne. Pani Agnieszka wspaniale wprowadziła mnie w błąd i wcale nie mam jej tego za złe.
Podsumowanie
„Nikt nie może się dowiedzieć” to historia z życia wzięta, taka chwytająca za serce, którą będziemy pamiętać jeszcze długo. Jest tak realna, że miałam wrażenie, jakby wszystko działo się tuż obok mnie. Nie było tego przesłodzenia, które czasami można spotkać w książkach tego gatunku. Był ból, udręka, depresja, samotność, żal do rodziny za to, że brakowało takiego ludzkiego wsparcia ze strony najbliższych. Była też życzliwość ludzi obcych, która jest bezcenna. Książka ta pokazuje, jak los potrafi nam spłatać figla i obrócić wszystko przeciwko nam. Pokazuje niemoc, która doprowadza człowieka do krawędzi, gdzie jest zdolny do największych poświęceń, byleby tylko osiągnąć swój cel. Bardzo się cieszę, że mogłam przeczytać tę wspaniałą historię o matczynej miłości, która nie zna granic.
http://oczarowanaczytaniem.pl/nikt-nie-moze-sie-dowiedziec-agnieszka-rusin/
Tajemnica, która wszystko zniszczy
Trzydziestoparoletnia Aleksandra ma prawie wszystko, o czym zawsze marzyła, kochającego męża, pracę, uważać by można, że jest spełnioną kobietą. Do pełni szczęścia jednak brakuje jej dziecka, które niestety ciągle gdzieś znika w rozmowach z mężem. W rocznicę ich ślubu Ola planuje romantyczną kolację z Markiem, żeby uczcić kolejny wspaniały...
2018-03-05
„Córki smoka” nie jest książką, z którą usiądziesz przy kominku i będziesz delektować się ciepłą i przyjemną lekturą. Ta książka to bolesny obraz życia kobiet, wziętych do niewoli podczas drugiej wojny światowej. Jest tak wspaniała, tak trudna do przebrnięcia, tak gorzka, tak przerażająca, że nigdy nie spodziewałabym się tego, co otrzymałam w tej historii. Premiera już 7 Marca.
Fabuła
Młoda amerykanka koreańskiego pochodzenia, Anna, po stracie matki adopcyjnej, postanawia wyjechać z ojcem do Korei, by poznać matkę biologiczną. Zamiast kobiety, którą miała nadzieję spotkać, do Anny przed ośrodkiem adopcyjnym podchodzi staruszka, wręczając jej zawinięty w materiał grzebień i mówi jej, żeby przyszła pod wskazany adres, by poznać całą historię. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że kobieta jest babcią Anny, ma na imię Hong Jae-hee. Dziewczyna dowiaduje się, że jej koreańskie imię to Ja-young. Staruszka chce opowiedzieć Annie, jak ważny dla jej całej rodziny jest ten grzebień z dwugłowym smokiem. Im dalej kobieta zagłębia się w opowieść, tym bardziej Anna przeżywa to wszystko, co dotknęło jej rodzinę. Dowiaduje się, że jej babka, Jae-hee, była ianfu, czyli kobietą do towarzystwa.
Kilka słów o książce
Sięgając po „Córki smoka” Williama Andrews’a nie spodziewałam się, że wyleję tyle łez. Ta książka opowiada o kobietach, które były bezradne w stosunku do swojego losu. Obraz II wojny światowej, kiedy to Japończycy położyli swoje łapy na Korei, przeraża. Wiem, w czasie wojny każdy kraj przeżywał swoje dramaty, wszędzie były szkody, śmierć, płacz dzieci i kobiet, ale czytając tę książkę, mimo że historia w książce Andrews’a jest fikcją, zdarzenia opisane w niej, czyli gwałty na kobietach, stacje komfortu, traktowanie ludzi przedmiotowo, to wszystko zdarzyło się naprawdę.
Klęczałam w błocie z twarzą zwróconą ku niebu Mandżurii. Słyszały mnie tylko gwiazdy. Opłakiwałam swoją niewinność i wyrzucałam wściekłość każdej z chwil, w której nazwano mnie dziwką.
Andrews zastosował narrację pierwszoosobową, która wspaniale się sprawdziła w tej książce. W momentach, kiedy Jae-hee opowiada historie swojego życia, czytelnik czuje wraz z nią każde potknięcie, każdy uśmiech, każdą chwilę szczęścia oraz smutku. Autor doskonale zagrał na emocjach. Ta historia złamała mi serce; po skończeniu książki miałam kaca, ale były też chwile, kiedy się uśmiechałam podczas lektury.
Powieść jest dosyć długa, bo ma aż 400 stron, lecz czyta się błyskawicznie. Wciąga czytelnika niesamowicie, aż nie jest w stanie jej odłożyć. Przeczytanie jej zajęło mi kilka dni, ale to tylko dlatego, że musiałam ochłonąć po wydarzeniach w niektórych momentach opisanych w książce.
Podsumowanie
Jeśli nie boicie się tego, co tam znajdziecie i lubicie książki historyczne, to ta pozycja zdecydowanie jest dla Was. Nie jest lekka, ale chyba właśnie to ją wyróżnia od innych, nie nudzi czytelnika, wręcz przeciwnie, ciężko ją odłożyć. Miejscami wartka akcja, smutek, cierpienie, potem chwile szczęścia. Ta książka to wspaniały dowód na to, że upór i dążenie do celu, potrafi zdziałać wiele, mimo wszystkich przeciwności losu. Szczerze polecam!
http://oczarowanaczytaniem.pl/recenzja-corki-smoka-william-andrews/
„Córki smoka” nie jest książką, z którą usiądziesz przy kominku i będziesz delektować się ciepłą i przyjemną lekturą. Ta książka to bolesny obraz życia kobiet, wziętych do niewoli podczas drugiej wojny światowej. Jest tak wspaniała, tak trudna do przebrnięcia, tak gorzka, tak przerażająca, że nigdy nie spodziewałabym się tego, co otrzymałam w tej historii. Premiera już 7...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-08
Czym jest przyjaźń? Na czym ona polega? Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego nazywamy kogoś przyjacielem? A miłość? Czym jest miłość? To coś podobnego do przyjaźni? Czy można kochać kogoś przyjaźniąc się równocześnie, lub tylko przyjaźnić się kochając te druga osobę? Odpowiedź na te wszystkie pytania znajdziecie w tej niesamowitej książce pt. „Present Perfect” od Alison G. Bailey.
Zawsze go kochałam. Od dnia, kiedy przyszłam na świat. Nie kwestionowałam tego, nie miałam wątpliwości.
Kiedy przyjaźń nie wystarczy
Amanda Kelly spędziła całe swoje życie w cieniu swojej idealnej, pięknej, mądrej i miłej starszej siostry. Nigdy także nie mogła się równać z tą perfekcją, jaką był jej odwieczny przyjaciel, Noah.
Amanda znała Noaha Stewarta całe życie. Od zawsze był jej najlepszym przyjacielem pod słońcem, ale z czasem kiedy oboje dorastali i ich młodzieńcze hormony szalały jak zwariowane, zaczęli inaczej postrzegać siebie nawzajem, zdali sobie sprawę, że ich związek i uczucie jakim siebie darzą, to coś więcej niż tylko przyjaźń. To było takie przyciąganie, taka chemia, jakiej nie można opisać słowami. Problem w tym, że Amanda zawsze uważała się za niewystarczająco dobrą dla Noaha. On musiał być z kimś idealnym, tak idealnym jak on sam. Nigdy z kimś, kto na niego nie zasługiwał. Ona nie była dla niego wystarczająco dobra. Nikt nie był wystarczająco dobry dla Noah. Jej Noah!
Wszystko może się zmienić, gdy spojrzysz na kogoś oczami drugiej osoby.
Książę w plastikowej zbroi
Pokochałam tę historię i ich bohaterów. To była taka lekka z początku lektura, nie wymagająca zbyt wiele od czytelnika, schemat jak w większości książkach tego gatunku (young adult), słodka, ale nie za bardzo, taka akurat… a potem BUM! Nagle taki zwrot akcji, jakiego w życiu bym się nie spodziewała. Jest pięknie, uroczo, niesamowicie, a tu nagle takie coś. W gardle pojawiła mi się wielka gula, której nie mogłam przełknąć, kiedy to wszystko, co do tej pory było idealne i piękne, nagle zamieniło się w taki ból i strach! Chyba na moment też przestałam mrugać oczami i musiałam kilka razy przeczytać TEN fragment, bo zwyczajnie nie dochodziło do mnie, to co się tam stało.
Ale wiecie co Wam powiem? Dzięki Bogu za epilogi! Nigdy nie podejrzewałam, że w tym przypadku tak mnie ucieszy ten kawałek! W momencie, kiedy myślałam, że moje serce już się nie pozbiera po TYM, nagle pojawiło się światełko w tunelu. Skończyłam czytać o 2 w nocy i gdyby ta historia skończyła się przed epilogiem, chyba zaczęłabym krzyczeć na całe gardło NIEEEEEEE. Aż zrobiło mi się gorąco, wiecie.
A wracając do gorąca… Noah Stewart! Książę w plastikowej zbroi. Ależ on był gorący!
Matko, co za chłopak? Chyba właśnie został moim wymarzonym, ulubionym, najukochańszym, najwspanialszym książkowym mężem! Jest niesamowity, opiekuńczy, kochany. Kocha swoją dziewczynkę z taką siłą i okazuje jej takie uczucia, że czytając, w brzuchu czułam ucisk, a na twarzy pojawiał się wielki uśmiech. Oboje z Tweet potrzebują się nawzajem, wszystkie ich dotyki, czułości, pocałunki w policzek (i nie tylko) i słodkie słówka, były po prostu nie do opisania. Zwłaszcza kiedy wychodziły od Noaha. Rozpływałam się, wiecie! On skoczyłby za Tweet w ogień, gdyby ona tylko mu kazała, pobiegłby na Antarktydę w samych majtkach – matko takie ciałko zamarzłoby – gdyby tylko ONA go poprosiła. Dla niej zrobiłby wszystko, dosłownie. Aż trochę żałuję, że takiego Noaha nie mam przy sobie, nie ubliżając tym mojemu mężowi 🙂
Wiecie co jeszcze jest niesamowite? On nazywa Amandę Tweet. Jak ten ptaszek z kreskówki.
P R Z E S Ł O D K I E. Uwielbiam przezwiska w książkach, ale to pobiło wszystkie inne! Najsłodsze przezwisko ze wszystkich przezwisk.
Kochałem cię od dnia, kiedy razem przyszliśmy na świat. Chciałbym, żebyś mi na to pozwoliła.
Tweet – ta niewystarczająco dobra
Postać Amandy też wspominam całkiem nieźle, mimo, że chciałam kilka razy strzelić ją w łeb, kiedy kolejny raz odrzucała Noaha. Była tak irytująca w pewnych momentach, że gdybym mogła wejść do książki i coś zrobić, złapałabym ją za ramiona i mocno nimi wstrząsnęła. Każda jej decyzja miała swoje konsekwencje w przyszłości, kiedy jedna rzecz poszła źle, kolejne waliły się jak domino zaraz po niej. Czasami warto płynąć z wiatrem niż pod wiatr, czasami warto zaryzykować i dać się ponieść emocjom, niż potem żałować, że się nie spróbowało, lub zwyczajnie już na to za późno.
Osobą, którą naprawdę polubiłam pod koniec powieści był też Dalton. Chłopak miał niesamowite poczucie humoru i w realnym świecie od razu byśmy złapali wspólny język.
W oczekiwaniu na powrót nadziei stajesz się silniejszy.
Co to była za książka!
Dokładnie, jak w nagłówku – co to była za książka! – ja się pytam? Co ona ze mną zrobiła? Co mi się naprawdę podobało, to to, jak autorka podzieliła rozdziały. Były napisane jako wpisy w pamiętniku. Świetny pomysł. Książka jest napisana z perspektywy Amandy, co bardzo pomaga czytelnikowi wejść do jej głowy i zrozumieć, dlaczego zrobiła tak a nie inaczej. Jak już wspomniałam, będziecie chcieli ją trzepnąć kilka razy, ale potem zrozumiecie, co nią kierowało. Kompleksy. Tak, one potrafią zniszczyć samoocenę jak nic innego.
Dzięki tej książce przypomniałam sobie wspaniałą piosenkę, dosyć starą, ale przepiękną. Przesłuchajcie jej koniecznie po przeczytaniu książki. Niesamowite uczucie! Ta powieść, cała historia, wyprała mnie z emocji. Tego typu lektury, zazwyczaj lekkie romansidełka o nastoletnich miłościach, przypominają mi, za co właśnie kocham romanse. Mogę sięgnąć od czasu do czasu po mrożący krew thriller czy fantastykę, ale to jest chyba jeden z moich ukochanych, ulubionych gatunków. Ta chemia pomiędzy tymi dzieciakami sprawiła, że moje serce się roztopiło kilka razy. Niezapomniana książka, która zostanie w mojej głowie jeszcze na długo. Jest też moim numerem 1 w tym gatunku literackim, jak do tej pory przeczytanych książek.
Amanda, nie możesz zmienić przeszłości. […] ta teraźniejszość jest idealna, bo to w niej oddychamy, poruszamy się, śmiejemy, płaczemy i dziwimy, że ktoś nas rozumie. Przestań żyć przeszłością i marnować teraźniejszość.
Podsumowanie
Czy ta książka ma jakieś wady? Absolutnie ich nie znalazłam. Pokochałam „Present Perfect” od pierwszej strony aż do jej ostatniej. Nie zmieniłabym nic, nie dodała i nie odjęła. Jest idealna. Piękna, fantastyczna, przepełniona emocjami, tymi dobrymi i tym złymi, historia o wielkim uczuciu. Nie potrafię ubrać w słowa tego, co siedzi w mojej głowie. Ta z pozoru błaha historia o nastolatkach i ich miłościach, to tylko złudna otoczka. Autorka zaserwowała nam prawdziwą ucztę dla naszego mózgu – żadnej nudy. Owszem schemat dosyć popularny i znany – para przyjaciół się w sobie zakochuje – ale ta historia ma drugą stronę, tą brzydką, smutną i nieobliczalną.
To jest absolutne MUST READ! Nie mogę się doczekać kolejnych części, w których poznajemy bliżej jednego z bohaterów Present Perfect, a w kolejnej <tu werble> ta sama historia opowiedziana z perspektywy Noaha. Nie mogę się doczekać!
Każdy zasługuje na „dziękuję” i „do widzenia”
http://oczarowanaczytaniem.pl/present-perfect-alison-g-bailey/
Czym jest przyjaźń? Na czym ona polega? Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego nazywamy kogoś przyjacielem? A miłość? Czym jest miłość? To coś podobnego do przyjaźni? Czy można kochać kogoś przyjaźniąc się równocześnie, lub tylko przyjaźnić się kochając te druga osobę? Odpowiedź na te wszystkie pytania znajdziecie w tej niesamowitej książce pt. „Present Perfect” od...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-09-26
Książki historyczne nigdy nie były ani nadal nie są moją mocną stroną, nigdy nie interesowałam się historią i zawsze wydawała mi się ona nudna. Kiedy otrzymałam książkę pt. „Brzydka Królowa” Victorii Gische do recenzji, zastanawiałam się jak, ją odbiorę i czy mi się spodoba. Podeszłam do lektury dość sceptycznie, nie oczekiwałam po niej zbyt wiele. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, kiedy po kilku stronach historia mnie wciągnęła. Powieść nie jest banalna, nie jest romansidłem ani kryminałem, które miałam w zwyczaju czytać, a urzekła mnie jak mało która. Tego zdecydowanie się nie spodziewałam.
Elżbieta wraz z rodzeństwem zostaje oddana pod opiekę stryjowi, po tym, jak traci oboje rodziców. Ciężki był to człowiek do życia, oszczędzał na wszystkim i nigdy nie okazywał uczuć. Dzieci nie miały kolorowego dzieciństwa w jego domu. Ciągle zamknięte w zimnie, notorycznie głodne, cierpiały swe męki. Elżbieta jako młoda dziewczyna marzyła w ciemnych murach o lepszej przyszłości. Nie grzeszyła urodą, co w tamtych czasach było dość ważne, jeśli chciało się wyjść za mąż. Wiedziała, że nie ma zbyt wielkich szans na poślubienie kogokolwiek, ale zawsze marzyła o wspaniałym mężu i gromadce dzieci. Los w końcu niespodziewanie uśmiecha się do kobiety i zsyła na nią urodziwego mężczyznę, który dodatkowo jest księciem. Zakochani biorą ślub i Elżbieta zostaje królową, Kazimierz zaś królem.
W książce przewijają się fragmenty prawdziwych zdarzeń z tymi specjalnie ubarwionymi na potrzeby powieści. Lektura jest niezwykle realna oraz lekka w czytaniu. Mimo że pierwszy raz miałam w rękach powieść historyczną i czytałam o książętach, dwórkach oraz królach, nie znudziła mnie ona, jak to myślałam na początku. Historia Elżbiety Rakuszanki – żony Kazimierza Jagiellończyka, jest naprawdę ciekawa. Książka przybliża nam wizję tamtych czasów, wyobraźnia działała w mojej głowie niezwykle mocno. Język powieści jest bardzo prosty, wręcz miałam wrażenie, że czytam najprościej napisaną książkę dla dzieci, a nie lekturę historyczną, co spowodowało, że każdą stronę przewracałam bardzo szybko. Zanim się obejrzałam, książka była skończona. Bardzo lubię, kiedy w książkach narratorem jest trzecia osoba i tutaj także to dostałam. Wygodniej mi się czyta, kiedy widzę obrazy z perspektywy obserwatora.
„Brzydka królowa” nie jest lekturą dla każdego. Jak już wcześniej wspomniałam, spodziewałam się, że książka mnie znudzi, że będzie się ciągła w nieskończoność ze względu na tematykę. Tak się nie stało i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Nie ma chyba nic gorszego niż lektura, która nie spełnia naszych kryteriów czytelniczych i ciężko jest przez nią przebrnąć. Victoria Gische stworzyła naprawdę ciekawą historię. Wzrusza czytelnika, pokazuje poprzez szczegółowe opisy detali, że świat i życie w tamtych czasach nie było usłane różami. Uświadamia nam, że nie trzeba być pięknym na zewnątrz, aby być pięknym w środku i oczarować głowę pastwa. Inteligencja Elżbiety i jej zdeterminowany charakter doprowadziły ją daleko i mimo braku urody, zyskała szacunek podwładnych i stała się ważną postacią w tamtych czasach.
Książka jest naprawdę warta uwagi, a osoby lubujące się w tego typu tematyce pokochają tę historię. Szczerze polecam każdemu.
http://oczarowanaczytaniem.pl/recenzja-brzydka-krolowa-victoria-gische/
Książki historyczne nigdy nie były ani nadal nie są moją mocną stroną, nigdy nie interesowałam się historią i zawsze wydawała mi się ona nudna. Kiedy otrzymałam książkę pt. „Brzydka Królowa” Victorii Gische do recenzji, zastanawiałam się jak, ją odbiorę i czy mi się spodoba. Podeszłam do lektury dość sceptycznie, nie oczekiwałam po niej zbyt wiele....
więcej mniej Pokaż mimo to
Jakiś czas temu otrzymałam do recenzji książkę polskiej autorki, Anity Scharmach pt. Sukces rysowany szminką. Spodziewałam się lekkiej lektury, która oderwie mnie na chwilę od "cięższych" tytułów, po które w ostatnim czasie sięgałam. Troszkę nie do końca jednak była ona lekka, bo poruszała kilka przykrych wydarzeń, które dotykają zwykłego człowieka na co dzień.
Julia jest dojrzałą, dobiegającą 40-tki kobietą sukcesu. Ma bardzo dobrą pracę, którą lubi, luksusowy apartament i szybki samochód, ale brakuje jej do pełni szczęścia dwóch rzeczy - faceta i dziecka, o którym zawsze marzyła. Kilka lat wcześniej wybranek jej serca zginął w wypadku, zostawiając ją w żałobie. Plany rodzinne odeszły w cień, więc Julia zajęła się pracą zawodową i imprezowaniem. Przygodne romanse nie trwały długo, plany macierzyńskie zniknęły w natłoku obowiązków. Kobieta pogodziła się z faktem, że nigdy nie zostanie matką i prócz 2 kotów, nikt w domu nie będzie na nią czekał. Pewnego dnia otrzymuje informację, że jej kuzynka umiera osieracając tym samym córkę, Matyldę. Okazuje się, że przed śmiercią wybrała właśnie Julię na rodzinę zastępczą dla Matysi. Czy Julka znajdzie czas i chęci do podjęcia się tego niełatwego zadania, jakim jest wychowanie kilkulatki? Jak poradzi sobie z pogodzeniem obowiązków w pracy na pełny etat i opieką nad małą dziewczynką?
Ta książka wywołała we mnie wspaniałe uczucia. Z początku nie do końca spodziewałam się takiego obrotu spraw, bo liczyłam na bardziej luźną lekturę, niezobowiązującą, a to co dostałam, to ciepła opowieść o miłości, bólu, trudnym życiu w biedzie, smutku z jakim musiało uporać się kilkuletnie dziecko. Dziewczynka przeżyła bardzo dużo w przeciągu kilku miesięcy. Straciła najbliższe osoby, czekała ją przeprowadzka do nowego miejsca, życie w innym klimacie i... obca dla niej osoba. Jakby tego było mało, Matylda jest niepełnosprawna - niedosłyszy i posługuje się językiem migowym, co dla Julki jest dodatkowym utrudnieniem w komunikacji z dziewczynką. Jak poradzą sobie obie w totalnie nowej sytuacji życiowej? Czy Matysia zaakceptuje Julię jako nowego opiekuna? Jak potoczą się losy Julki, chcącej pogodzić życie rodzinne i zawodowe?
Ta książka aż kipi od uczuć, tych ciepłych oczywiście. Kompletnie nie spodziewałam się tego typu historii, więc jestem tym milej zaskoczona. Po pierwszym spotkaniu z dziełem autorki, jestem szczerze usatysfakcjonowana lekturą. Język bardzo prosty, miło się czyta. Bardzo przyjazny dobór słów, mimo że zazwyczaj nie lubię w książkach zdrobnień (rączki, paluszki itd.), tutaj te zostały wybaczone w pełni. Styl autorki bardzo przypadł mi do gustu i z pewnością sięgnę po kolejne pozycje. Książka wzrusza, miejscami szokuje. Czytelnik całkowicie zatraca się w lekturze, ponieważ historia wciąga niesamowicie. Ja jestem oczarowana :)
Jakiś czas temu otrzymałam do recenzji książkę polskiej autorki, Anity Scharmach pt. Sukces rysowany szminką. Spodziewałam się lekkiej lektury, która oderwie mnie na chwilę od "cięższych" tytułów, po które w ostatnim czasie sięgałam. Troszkę nie do końca jednak była ona lekka, bo poruszała kilka przykrych wydarzeń, które dotykają zwykłego człowieka na co dzień.
więcej Pokaż mimo toJulia jest...