-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz1
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2015-03-22
2015-11-29
Tego, czego się spodziewałam niestety w tej książce nie odnalazłam. Były całkiem niezłe opisy i strasznie drętwe dialogi. W zasadzie całej książce głównie chodzi o to, z kim kolejny dziedzic rodu się ożeni i jak do tego dochodzi. Do momentu śmierci pierwszego z braci zapowiada się całkiem ciekawa opowieść niestety chłopak ginie, a razem z nim urozmaicenia fabuły, zaczyna się tylko nuda, nuda i więcej nudy. Trochę jakby autorowi zabrakło pomysłu na ubarwienie dalszego ciągu dodatkowymi wątkami pobocznymi.
Czego nie znalazłam - obyczajowości norweskiego narodu. Opisów świąt i ich obchodów, co jak i czemu się jadało, jak wyglądało wesele, pogrzeb. Niby coś było wspomniane przy okazji Bożego Narodzenia, ale zdecydowanie za mało.
Piękne było to, że bohaterowie w swoim życiu kierowali się wiarą. Modlili się do Boga i prosili o pomoc w trudnych chwilach. Czytywali Biblię i do jej wyjaśniania nie potrzebowali księdza. Teraz, w świecie, w którym Bóg tak ciężko przechodzi ludziom przez gardło było to miłą odmianą.
Nie ma takich historii, z których nie da się czegoś nauczyć. Wiem już co to szpinet i kilka dobrych cytatów też się znalazło.
Tego, czego się spodziewałam niestety w tej książce nie odnalazłam. Były całkiem niezłe opisy i strasznie drętwe dialogi. W zasadzie całej książce głównie chodzi o to, z kim kolejny dziedzic rodu się ożeni i jak do tego dochodzi. Do momentu śmierci pierwszego z braci zapowiada się całkiem ciekawa opowieść niestety chłopak ginie, a razem z nim urozmaicenia fabuły, zaczyna...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-11-18
Siedzę i ryczę. Patrzę na swoją ścieżkę i żałuje, że ta książka powstała dopiero teraz. Gdyby ktoś wetknął mi ją do przeczytania jeszcze w liceum, może inaczej by się moje życie potoczyło. Może miałabym siłę wynieść się do jakiejś puszczy, może znalazłabym w sobie determinację do robienia tego, co lubię, co mnie kręci, a nie tego, co może mi się kiedyś w życiu przyda. Jeśli wasze dziecko ma jakiś dar od Boga, to ten dar należy rozwijać, choćby się to wydawała najgłupszą rzeczą pod słońcem. Bo tylko robiąc to, co się kocha można osiągnąć mistrzostwo, w innych przypadkach można, co najwyżej być przeciętnym. Niech nigdy w waszych ust nie padną te zbrodnicze słowa, potworne: a co ty będziesz potem robić? Te słowa zabijają, przygniatają życiem powszednim młodzieńcze ideały i marzenia.
Pani Simona zamieszka w moim sercu już na zawsze. Będzie przykładem dla moich dzieci jak walczyć o siebie każdego dnia, o siebie i o świat, który sobie stworzyliśmy.
Młodzieży, czytajcie opowieść o niezwyczajnym życiu i uczcie się, zanim zaczniecie żałować swoich wyborów!
P.S. Moją ocenę daję opisanej postaci nie książce. Sam sposób napisania moim zdaniem trochę słaby.
Siedzę i ryczę. Patrzę na swoją ścieżkę i żałuje, że ta książka powstała dopiero teraz. Gdyby ktoś wetknął mi ją do przeczytania jeszcze w liceum, może inaczej by się moje życie potoczyło. Może miałabym siłę wynieść się do jakiejś puszczy, może znalazłabym w sobie determinację do robienia tego, co lubię, co mnie kręci, a nie tego, co może mi się kiedyś w życiu przyda. Jeśli...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-17
Część o zwierzętach zrobiła furorę. Bajki o pewnej małej piestruszce, której zalewało tunele wymyślaliśmy prawie przez całe wakacje. Sprawy techniczne okazały się mniej wciągające. To już wszystko zależy od zainteresowań samego dziecka. Książka przydaje się kiedy padają niewygodne pytania z cyklu jak leci rura w ziemi, kabel w ścianie, jak głęboką siedzą mrówki albo drążą dżdżownice.
Część o zwierzętach zrobiła furorę. Bajki o pewnej małej piestruszce, której zalewało tunele wymyślaliśmy prawie przez całe wakacje. Sprawy techniczne okazały się mniej wciągające. To już wszystko zależy od zainteresowań samego dziecka. Książka przydaje się kiedy padają niewygodne pytania z cyklu jak leci rura w ziemi, kabel w ścianie, jak głęboką siedzą mrówki albo drążą...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-18
Powiem jedynie, że moja pociecha umie już całość na pamięć. Dowcipne bajki dla dużych i małych,które czytać należy koniecznie popijając sok rzodkiewkowy z księżniczką Sandrą Jolantą Jolantą.
Powiem jedynie, że moja pociecha umie już całość na pamięć. Dowcipne bajki dla dużych i małych,które czytać należy koniecznie popijając sok rzodkiewkowy z księżniczką Sandrą Jolantą Jolantą.
Pokaż mimo to2015-12-13
Przeczytałam z moją prawie siedmioletnią pociechą. Dziecko zachwycone a i mnie przyjemnie zarażać kolejne pokolenie tą piękną literaturą.
Z dzieciństwa, jak przez mgłę, pamiętam jedynie serial. W cały cykl zaopatrzyłam się dopiero na krótko przed wejściem filmu do kin i mimo mojego wieku bardzo dobrze całość wspominam.
Przeczytałam z moją prawie siedmioletnią pociechą. Dziecko zachwycone a i mnie przyjemnie zarażać kolejne pokolenie tą piękną literaturą.
Z dzieciństwa, jak przez mgłę, pamiętam jedynie serial. W cały cykl zaopatrzyłam się dopiero na krótko przed wejściem filmu do kin i mimo mojego wieku bardzo dobrze całość wspominam.
2015-12-07
Książka ciągnęła się za mną i za moją pociechą jak straszliwy smrodek. Zablokowała nam skutecznie inne ciekawsze pozycje, kompletnie odbierając chęć na czytanie. Leżała na stoliku i albo ja na nią zerkałam i nie miałam ochoty podnieść, albo pociecha zerkała i nie mówiła: poczytaj mi mamo. Zarzuciłyśmy więc, nie doczytawszy do końca.
Początek jeszcze jako tako do momentu powrotu Kreta do opuszczonej norki. Ropucha rozbijającego się samochodem jeszcze też przebrnęłyśmy, choć ta przygoda kompletnie nie podobała się dzieciakowi, który ani o prawie jazdy, ani o ewentualnym więzieniu nie myśli. Dalej niestety nuda, nuda, nuda i więcej nudy. Dodam jeszcze, że nie jest to książka, którą czytałam w dzieciństwie, znałam ją jedynie jako klasykę literatury dziecięcej. Może właśnie brak sentymentu nie pozwolił mi jakoś ocieplić tej opowieści.
Książka ciągnęła się za mną i za moją pociechą jak straszliwy smrodek. Zablokowała nam skutecznie inne ciekawsze pozycje, kompletnie odbierając chęć na czytanie. Leżała na stoliku i albo ja na nią zerkałam i nie miałam ochoty podnieść, albo pociecha zerkała i nie mówiła: poczytaj mi mamo. Zarzuciłyśmy więc, nie doczytawszy do końca.
Początek jeszcze jako tako do momentu...
2015-12-09
Uwielbiam to jak pisze autor. Niebywale podoba mi się jego styl, budowanie napięcia, ta charakterystyczna powolność sprawiająca, że przez książkę żegluje się jak przez ocean. Postacie wydają się autentyczne, szczere, wzbudzają sympatię.
Niestety, wątek metafizyczny nie przypadł mi do gustu, historia była naciągana i w zasadzie niczego nie wyjaśniała całkowicie. Powiedziałabym, że niedopieszczona.
Postępowanie głównego bohatera nie do końca jest dla mnie zrozumiałe. Wprowadza się do domu owianego jakąś posępną tajemnicą. Dom wypełniony rzeczami dawnych lokatorów, opuszczony jakby w pośpiechu, a pan Martin zwyczajnie pakuje te wszystkie manele do jednego pokoju i kompletnie się tym nie interesuje. Dziwne to i nieludzkie, człowiek wszak istotą ciekawską i głodną zawiłości cudzego życia.
Reasumując, całość wyglądała trochę jakby autor pisał tę książkę dla samego dobrego stylu nie dbając o wątek fabularny.
Uwielbiam to jak pisze autor. Niebywale podoba mi się jego styl, budowanie napięcia, ta charakterystyczna powolność sprawiająca, że przez książkę żegluje się jak przez ocean. Postacie wydają się autentyczne, szczere, wzbudzają sympatię.
Niestety, wątek metafizyczny nie przypadł mi do gustu, historia była naciągana i w zasadzie niczego nie wyjaśniała całkowicie....
2015-11-23
Opowieść leniwie niesie czytelnika po Barcelonie lat 1900 i 1953. Spokojnie, nieśpiesznie rozkręca się, żeby dopiero na ostatnich stronach rozwiązać definitywnie zagadkę Juliana Caraxa i jego nieszczęśliwej miłości. Miłości straconej na skutek młodzieńczej chuci, którą naprawdę można było powstrzymać na te raptem kilka dni. Historia o tym, jak jedno kłamstwo rodzica może zniszczyć dziecku życie, zaważyć na całym jego losie. Historia o dorastaniu, o pierwszych pocałunkach o śmierci i złych policjantach. O smutkach i radościach każdego dnia. Historia piękna i tragiczna zarazem. Historia w historii.
Książkę czytałam drugi raz, niestety po pierwszym czytaniu trzy lata temu, nie umiałam sobie kompletnie przypomnieć, o czym to było. Jedyne co pamiętałam, że bardzo mi się podobała.
Teraz czytało się jak zupełną nowość, bardzo to wygodne taka książka wielokrotnego użytku.
Opowieść leniwie niesie czytelnika po Barcelonie lat 1900 i 1953. Spokojnie, nieśpiesznie rozkręca się, żeby dopiero na ostatnich stronach rozwiązać definitywnie zagadkę Juliana Caraxa i jego nieszczęśliwej miłości. Miłości straconej na skutek młodzieńczej chuci, którą naprawdę można było powstrzymać na te raptem kilka dni. Historia o tym, jak jedno kłamstwo rodzica może...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-08-17
Kwyrloczka – nigdy nie zapomni Zosi
Kwyrloczka – nigdy nie zapomni Zdzisława
Kwyrloczka – nigdy nie zapomni Tomka
Smutno mi. Smutno mi, że Zofia Beksińska umarła, choć wcale nie miała złej śmierci. Cudowna osoba, która bezgraniczne kochała męża i syna, poświęcała się dla nich niczego nie żądając w zamian. Niczego nie pragnęła dla siebie i niczego też nie miała, niedojadała byle oni zjedli, cerowała… wszystko cerowała swoją osobą. Zapychała dziurę nierealności, w której żyli mąż i syn.
Smutno mi też z powodu Zdzisława – człowieka tysiąca fobii. To jak odszedł było tak potwornie bezsensowne, że aż trudno mi uwierzyć, że mogło się stać. Pamiętam to z wiadomości kiedy w 2005 roku mówili o zamordowaniu malarza dziwaka. Teraz to wróciło ze zdwojona siłą, bo teraz tego człowieka już trochę znam. Podziwiam jego twórczość i jego nieprzeciętną osobowość. Dla niego pojechaliśmy całą rodziną do Częstochowy zabierając teściów, którzy mieli przypilnować dzieciaka, kiedy my będziemy oglądać prace Mistrza. W rewanżu podziwialiśmy wnętrza Jasnej Góry.
Smutno mi przez Tomka. Na moje półce stoi książka skeczy Monty Pythona w jego przekładzie, wiele z nich znam praktycznie na pamięć. Mam sentyment do Bonda. Nienawidzę polskich tłumaczy filmów, nienawidzę też tłumaczy niektórych książek (Bilbo Bagosz, Wolniacy). Czasem zdaje mi się, że nie przystaję do naszych czasów. Częściowo pokrywamy się muzycznie. Słucham Trójki (byle nie puszczali jęczących bab). Bywały też w moim życiu ciężkie momenty i zawody miłosne ale wyrosłam z dramatyzowania, z samobójczych ciągot, nienawiści do ludzi, dezaprobaty dla otoczenia, obrzydzenia dla świata. Wyrosłam kiedy miałam 16 lat - On nie wyrósł. Rozumiem go, uwielbiam i nienawidzę jednocześnie, a może nie rozumiem, nie lubię i kocham jednocześnie.
Smutno mi bo ich już nie ma. Każdy odszedł swoją jakże odmienną drogą.
Kwyrloczka – nigdy nie zapomni Zosi
Kwyrloczka – nigdy nie zapomni Zdzisława
Kwyrloczka – nigdy nie zapomni Tomka
Smutno mi. Smutno mi, że Zofia Beksińska umarła, choć wcale nie miała złej śmierci. Cudowna osoba, która bezgraniczne kochała męża i syna, poświęcała się dla nich niczego nie żądając w zamian. Niczego nie pragnęła dla siebie i niczego też nie miała, niedojadała...
2015-11-13
Zacznę od tego, jak weszłam w posiadanie tej książki. Została ona wyrzucona z biblioteki leżała przy drzwiach jako jedyna w miarę nowo wydana książka na stercie innych starych jak świat trupów pamiętających jeszcze poprzedni ustrój.
Co czuję po jej przeczytaniu – smutek, żal, nienawiść. Niestety tak, jak tu opisano, wygląda polskie usłużne dziennikarstwo. Widać to zresztą jak tylko włączy się telewizor. Zmanierowany Kraśko syn SB-ka, którego nie mogę oglądać, TW Stokrotka - blond nawiedzona szkaradna baba, Żak ta szuja, Urban, Michnik. Popłuczyny po poprzednim systemie, które powinny wisieć. O tym właśnie jest ta książka, ktoś napisał o SB-ku to, co ja przed chwilą, publicznie, i został zakrzyczany, zmieszany z błotem, wyrzucony z pracy. Zniszczono życie człowiekowi za PRAWDĘ. Za zdemaskowanie Bolka… przepraszam Lwa. Wildstein obnaża życie na najwyższych szczeblach władzy, biznesu i dziennikarstwa mainstreamowych mediów, ich wzajemne przenikanie się. Wszytko to jedna klika. Jedyne co ich interesuje to utrzymanie status quo. Swoich paskudnych tyłków przy korycie za wszelka cenę nawet ludzkiego życia.
Wyrzucenie tej książki z biblioteki śmierdzi mi przykazem z góry i to tylko układa się w jeszcze większa obrzydliwą całość obrazu tego kraju. Jeśli jest ktoś, kto przeczytał tę pozycję i twierdzi, że tak nie wyglądają realia naszego kraju jest albo głupi, albo ślepy, albo z resortu.
Zacznę od tego, jak weszłam w posiadanie tej książki. Została ona wyrzucona z biblioteki leżała przy drzwiach jako jedyna w miarę nowo wydana książka na stercie innych starych jak świat trupów pamiętających jeszcze poprzedni ustrój.
Co czuję po jej przeczytaniu – smutek, żal, nienawiść. Niestety tak, jak tu opisano, wygląda polskie usłużne dziennikarstwo. Widać to zresztą...
2015-11-04
Przestudiowałam pozostałe recenzje i niestety przeraża mnie jak niewielkie pojęcie mają ludzie o Stalinowskim ZSRR. Autor również ma niewielkie pojęcie i to niestety widać momentami, kiedy coś, co opisuje, jest dla niego tak niewyobrażalne, że nie potrafi tego dobrze oddać. Nie potrafi dobrać odpowiednich słów do przedstawienia tak niewyobrażalnego dramatu, jakim było życie ludzi w tamtych czasach. Autorowi, choć wiem, że mnie nie słyszy, polecam zamiast książki Pana Montefiore „Dwór czerwonego cara”, która jest w najlepszym przypadku miałka, książę Pana Edwarda Radzińskiego. Radziński był człowiekiem, który miał styczność z systemem więc dużo lepiej potrafił oddziaływać na uczucia czytelnika. Niestety ci, którzy nie przeżyli, choć odrobiny komunizmu nie potrafią prawdziwie oddać głupoty tego chorego systemu, systemu który niestety cięgle sapie nam na plecy, a przebrał się jedynie w niebieskie wdzianko i wianuszek gwiazdek.
Wracając do powieści. Historia kryminalna jest całkiem ciekawa, piszę to choć mam alergie na zabijanie dzieci. Bohaterowie całkiem nieźle nakreśleni jak na ten gatunek prozy, ewoluują, mają swoje rozterki, dylematy i problemy.
Autor stawia też ważne pytanie - czy kiedykolwiek można rozgrzeszyć człowieka, który był częścią systemu opresji, czy człowiek taki może się w jakiś sposób zrehabilitować. Lew zebrał tylko to, co zasiał porzucając rodzinę. Całe zło, które stworzył, obróciło się przeciw niemu, a on z gracją odbił tę piłeczkę i wrócił na miejsce trybiku w maszynie, która go wcześniej zmieliła i odrzuciła. Był zły i zły niestety pozostał. Gdyby miał w sobie odrobinę godności musiałby ten system, tego bezdusznego potwora porzucić, albo się zastrzelić, albo uciekać jak daleko się da. Ewentualnie niszczyć od środka, ale to się niestety dotąd nikomu się nie udało i naiwne byłoby twierdzenie, że jest możliwym sabotowanie KGB.
Przestudiowałam pozostałe recenzje i niestety przeraża mnie jak niewielkie pojęcie mają ludzie o Stalinowskim ZSRR. Autor również ma niewielkie pojęcie i to niestety widać momentami, kiedy coś, co opisuje, jest dla niego tak niewyobrażalne, że nie potrafi tego dobrze oddać. Nie potrafi dobrać odpowiednich słów do przedstawienia tak niewyobrażalnego dramatu, jakim było życie...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10-29
Smutno mi po przeczytaniu tej książki raz z racji treści, a dwa z racji tego, że czegoś jej strasznie brakowało. Konkretnie brakowało przynajmniej jeszcze 300 dodatkowych stron. Całość jest trochę jak szkic powieściowy i dziw aż bierze, że autor pracował nad nią osiem długich lat.
Historia kolonizacji dzikiego zachodu z perspektywy tych, którym się nie udało była niebywale ciekawa i wciągająca. Szkoda wielka, że styl jest tak prosty i okrojony, zabrakło mi opisów przyrody i opisów bohaterów bardziej rozwiniętych niż: miała twarz jak cynowe wiadro.
Myślę sobie teraz czy mąż tak łatwo oddałby mnie pod czyjąś opiekę, czy pozwoliłby na tak daleka podróż. Skoro jedna zima doprowadziła cztery kobiety do szaleństwa to kto mógł zagwarantować, że w ogóle bezpiecznie dojadą. To chyba prawdziwy dramat i kwintesencja tej powieści - życie nie na dobre i na złe póki śmierć nas nie rozłączy, a raczej na dobre i na jeszcze lepsze póki masz dwie ręce do roboty i możesz tyrać razem ze mną.
Smutno mi po przeczytaniu tej książki raz z racji treści, a dwa z racji tego, że czegoś jej strasznie brakowało. Konkretnie brakowało przynajmniej jeszcze 300 dodatkowych stron. Całość jest trochę jak szkic powieściowy i dziw aż bierze, że autor pracował nad nią osiem długich lat.
Historia kolonizacji dzikiego zachodu z perspektywy tych, którym się nie udało była niebywale...
2015-10-23
Wiele superlatyw na okładce, które niestety nie odzwierciedlają tego, co wewnątrz książki. Stylowo co najwyżej poprawna. Boli, że dziennikarze, którzy z założenia powinni być elokwentni i inteligentni takie czytadło dla ubogich językowo uznają za "doskonałą"(The Daily Telegraph, "Urzekającą" (The Economist), "Ambitną i odważną" (The Guardian).
Treściowo autor stara nam się wmówić, że szesnastoletnia dziewczyna z nigeryjskiej wsi jest mądrzejsza, dojrzalsza, sprytniejsza, inteligentniejsza od Brytyjki - kobiety sukcesu, dziennikarki, naczelnej gazety. To chyba byłby przypadek jeden na milion.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Dzięki tej książce zapoznałam się nieco z historią Nigerii. Anglicy zwrócili Nigerii pełną niepodległość w 1966 roku, od tego czasu nastąpiło tam sześć zamachów stanów oraz kilka nieudanych zmian rządów i nagłych śmierci przywódców. Sama wojna o ropę naftową była raptem kilkudniowym epizodem trwającym od 14 - 21 września 2006. Tu autor niestety okazuje się kłamcą i oszustem, to nie koncerny naftowe napadały wioski mordując biednych wieśniaków stających w obronie swych żon i córek, a partyjni rebelianci z Ruchu na Rzecz Wyzwolenia Delty Nigru (MEND) oburzeni nieprawidłową redystrybucją dochodów z handlu ropą i niszczeniem środowiska naturalnego napadali na pracowników koncernów naftowych. Wymordowali oni około 150 osób. Napaści powtarzały się do roku 2008 kiedy to koncernom postawiono ultimatum, które dawało im 24 godziny na opuszczenie kraju.
Autor pomija główny problem, z którym boryka się Nigeria. Problem aktualny, owocujący falą uchodźców na tle religijnym. Już od 1999 roku Nigeryjczycy mierzą się z postępującą islamizacją kraju. W 2002 roku powstaje Boko Haram, które domaga się wprowadzenia szariatu w całej Nigerii i całkowitego zerwania z naszą kulturą. Od tego czasu krew leje się hektolitrami. Boko Haram morduje wszystkich, którzy się nawiną. Masakry ludności są na porządku dziennym. W styczniu 2015 roku wymordowali ludność dwóch miast. I to jest drogi panie autorze problem, a nie dwa lata w ośrodku dla uchodźców. Ośrodek dla uchodźców to raj w porównaniu z tym, co dzieje się w tamtym kraju!
Poziom głupoty dopełnia brytyjska dziennikarka, która do tego całego bajzlu, do kraju ogarniętego wewnętrzną wojną religijną, jedzie ze swoim czteroletnim synem. Dzieciakiem, który przez to, że ma puszczalską matkę i ojca pogrążonego w depresji dwa lata chodzi wszędzie w stroju batmana. No ludzie, kto pozwala dwulatkowi oglądać takie bajki. Piszę, że dwulatkowi ponieważ w tym wieku przestał być sobą. Matka nic z tym nie robi, prowadzi do przedszkola dzieciaka codziennie w stroju batmana. Pobłaża mu kiedy przedszkolanka chce go przebrać w normalne rzeczy bo mały nasikał w gacie, a ten odstawia histerię. Nawet na pogrzeb ojca targa go w tym idiotycznym wdzianku. Nie tłumaczy dzieciakowi co się z tatą stało co owocuje kolejną histerią na cmentarzu, kiedy do małego jednak zaczyna dochodzić, że jego tatę zapakowali do drewnianej skrzynki i teraz zasypią ziemią. Ta kobieta powinna się leczyć zanim zacznie się leczyć jej zagubione dziecko.
Piękne mydlenie oczu, zła ta Europa bo źle traktuje imigrantów. Póki ta Europa trzymała w ryzach murzynów w Nigerii nikt się tam setkami nie mordował, chcieli się sami rządzić i doprowadzili do rozlewu krwi tak ogromnego, że aż przeraża. Jak ktoś chce wiedzieć jaki jest tego ogrom niech wpisze w przeglądarce " wojna w Nigerii" i da na grafikę. Zaręczam: włos się jeży, widoki jak z czasów obozów śmierci Hitlera tylko w kolorze tu i teraz. Nasi politycy tylko stoją i patrzą bo doskonale wiedzieli, że jak ich tam się zostawi w Afryce samych sobie, to się - niby równi nam ludzie(?) - wybiją dla władzy i pieniędzy. Potem to już tylko spychacze Europejskie przyjadą zaorzą i dostęp do surowców naturalnych będą mieli na talerzu. Jeszcze się murzynów przez UNICEF zaszczepi, żeby stracili płodność, a w części umarli od powikłań. Im mniej ich będzie tym łatwiej przejmie się kontrolę. A na naszym kontynencie takimi bredniami jak rzeczona książka wzbudzi się poczucie winy w ludziach żeby więcej dali na szczepienia dla biedaków z Afryki. Wstyd i obrzydlistwo!
Wiele superlatyw na okładce, które niestety nie odzwierciedlają tego, co wewnątrz książki. Stylowo co najwyżej poprawna. Boli, że dziennikarze, którzy z założenia powinni być elokwentni i inteligentni takie czytadło dla ubogich językowo uznają za "doskonałą"(The Daily Telegraph, "Urzekającą" (The Economist), "Ambitną i odważną" (The Guardian).
Treściowo autor stara nam się...
2015-01-30
Na 118 stronie pada takie zdanie
"W roku 1947 wyjechał na zawsze i od razu do samej stolicy, nigdy nie wrócił, nie napisał jednego słowa i nie odpowiedział na żaden list."
Na marginesie mojego egzemplarza po tym zdaniu napisałam: STUDIUM KANALII. Co działo się dalej nie było trudne do odgadnięcia, jeśli się oczywiście ma pojęcie o naszych realiach. Wiadomo przecież, że nie jeden Gdula ciepłą posadkę do dnia dzisiejszego zagrzewa. Gdula Szechtar szerzej znany jako Michnik ma się przecież doskonale.
Najpiękniejsze, najprawdziwsze i najstraszniejsze są jednak słowa Pani Krysi "Kiedy siedzieliśmy w wagonach, liczono nas wagonami jak węgiel i wapno. [...]" (strona 448) coś nakazuje mi się zastanowić jakie pochodzenie ma autor skoro tak odważnie sobie poczyna.
Na 118 stronie pada takie zdanie
"W roku 1947 wyjechał na zawsze i od razu do samej stolicy, nigdy nie wrócił, nie napisał jednego słowa i nie odpowiedział na żaden list."
Na marginesie mojego egzemplarza po tym zdaniu napisałam: STUDIUM KANALII. Co działo się dalej nie było trudne do odgadnięcia, jeśli się oczywiście ma pojęcie o naszych realiach. Wiadomo przecież, że...
2015-03-02
Tak się bawią, tak się bawią masoni. Zresztą do teraz. Jak się dobrze pogrzebie w necie to można zobaczyć głowy współczesnych państw modlące się do wielkiej sowy. A z wiary w Boga się nabijają, za to jak Bush z innym Clintonem walą pokłony przed słomianą kukłą to jest ok.
W kwestii książki to nuda. Miota się jakiś chłopina sam nie wie czego chce. Ni to we wszystko wierzy, ni to się wiary w okultyzm wypiera. W połowie nic nie pamięta. Chędożyłby trzy kobiety ale nie może się zdecydować. Jedna młoda i głupia, druga starsza i używana, trzecia ruda. Opisów praktycznie brak, nie rozumiem ludzi, którzy piszą, że są ciekawe opisy Londynu. Dla mnie, że była mgła i padał deszcz, a ludzie ze smutnymi twarzami szli, to za mało.
Tak się bawią, tak się bawią masoni. Zresztą do teraz. Jak się dobrze pogrzebie w necie to można zobaczyć głowy współczesnych państw modlące się do wielkiej sowy. A z wiary w Boga się nabijają, za to jak Bush z innym Clintonem walą pokłony przed słomianą kukłą to jest ok.
W kwestii książki to nuda. Miota się jakiś chłopina sam nie wie czego chce. Ni to we wszystko wierzy,...
2015-03-25
Panie Martin tyle stron pan napisał i nic się nie zmieniło. Z tyłu książki napisano coś o fascynującej "rycerskiej" fabule - niestety, w każdym z opowiadań po kilku stronach łatwo domyśleć się końca. Rycerze są gorsi niż baby, uprzejmi do bólu. Ser, ser jak miło cię widzieć, piękny dzionek, powodzenia w łamaniu gnatów... no ludzie same cioty, bardziej zniewieściali niż ich damy. Pisało też coś o rubasznym humorze - niestety również brak. Panie Martin rubaszne było jak Wiedźmin na kurwiej życi chciał przepłynąć rzekę. Niespodziewane zwroty akcji - tak, tak rozwalają głowę, zrzucają z konia, dźgają sztyletami, a żyje. Ba, łazi nawet, walczy. Niezniszczalny Dunk tępy jak buzdygan.
Co najgorsze, nie tylko tutaj ale i w "Grze o tron", coś co razi mnie niesamowicie i denerwuje - opisy postaci. Darujcie, że z głowy: Rycerz ten był wysoki, miał włosy brązowe, oczy zielone. Strój szykowny zielony, pod szyją spięty kamieniem niebieskim płaszcz miał wytarte brzegi. Drugi rycerz miał oczy niebieskie, włosy czarne, strój prosty brązowy, pod szyją płaszcz spięty dużym połyskliwym kamieniem. Kolejny miał włosy blond, oczy fiołkowe, strój czerwony, zamiast kamienia złota pięść. Panie Martin, a jakby się wszyscy na drugi dzień przebrali to pozna się tylko tych nielicznych co nie mieli oka i ewentualnie szramę na twarzy. Straszne, jak tworzenie postaci do gry fabularnej. Wielka karta z kolorami oczu, włosów, znakami szczególnymi, kolorami odzienia (do czasu kiedy się nie przebiorą) kostka do gry i jedziemy.
Trzy gwiazdki tylko dla tego, że Dunk mimo swej tępoty wzbudził moją sympatię.
Panie Martin tyle stron pan napisał i nic się nie zmieniło. Z tyłu książki napisano coś o fascynującej "rycerskiej" fabule - niestety, w każdym z opowiadań po kilku stronach łatwo domyśleć się końca. Rycerze są gorsi niż baby, uprzejmi do bólu. Ser, ser jak miło cię widzieć, piękny dzionek, powodzenia w łamaniu gnatów... no ludzie same cioty, bardziej zniewieściali niż ich...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-12
Myślę i myślę co tu rzec o tej książce i nie umiem powiedzieć nic. Nie jestem w stanie stwierdzić czy mi się podobała czy nie. Opowieść miała swoje dobre i złe momenty. Miejscami zabawna ale tylko miejscami bo tak naprawdę jest to historia tragiczna. Nie jest to obraz mojego Śląska, śląska mojego dzieciństwa, Śląska dzieciństwa mojej Omy. To jakaś powykręcana karykatura pełna przemocy, mordowania, seksu i nieprzebranej głupoty ludzkiej. Nie wiem co zabawnego widzi w tym Kazimierz Kutz, którego swoją drogą wyjątkowo nie cierpię.
Myślę i myślę co tu rzec o tej książce i nie umiem powiedzieć nic. Nie jestem w stanie stwierdzić czy mi się podobała czy nie. Opowieść miała swoje dobre i złe momenty. Miejscami zabawna ale tylko miejscami bo tak naprawdę jest to historia tragiczna. Nie jest to obraz mojego Śląska, śląska mojego dzieciństwa, Śląska dzieciństwa mojej Omy. To jakaś powykręcana karykatura...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-27
Pozostając w klimacie Cholonka i mojego Hajmatu przeczytałam Dracha.
Forsztelujcie sie - Drach zdrachoł mi gowa.
Mija dzień drugi i jedynym uczuciem, które mam po tej lekturze jest obrzydzenie.
Wypada jednak wytłumaczyć od początku. Kupiłam Morfinę i Dracha bo zachwalali, bo była okazja, a potem sprawdziłam kim jest autor. Przykro mi niezmiernie ale lewactwa zdzierżyć nie potrafię. Jak ktoś pisze do Gwiazdy Śmierci znanej szerzej jako Wybiórcza znaczy Wyborcza to jest to dla mnie lewak pierwszego sortu. A jak wiadomo miejsce lewicy jest na szubienicy.
Trudno, się powiedziało A i kupiło to trzeba było powiedzieć B i przeczytać.
Zaczęło się nawet przyzwoicie, nie denerwował mnie styl, przeskoki, szybkie zmiany fabuły, język niemiecki. Drażnił mnie mój język ojczysty – Ślonski. Na co żeś chopie tela tych abcybildrów do literek nacis to ni rozumia. Nad a, nad o, nad byle czym. (Jak ktoś ma ochotę, tak Pan autor też, zapoznać się z przyswajalną pisownią po naszymu to kawał dobrej roboty odwalił Pan Marcin Melon w Komisorzu Hanusiku.) Niech będzie przedobrzyło się autorowi, wybaczam.
Porzućmy styl i warsztat przejdźmy do fabuły. Jak wiadomo lewactwo wierzy w wielkiego boga ateizmu, ewolucji, New Age i to wyziera z książki w postaci tytułowego Dracha. Drach jest po prostu matką ziemią i bredzi nieustannie o wielkim cyklu materii w przyrodzie, trochę jak Mufasa w Królu Lwie. Bredzi o tym jak wszystko i wszyscy do niego, czyli do ziemi, w efekcie (tu pada wiele opisów procesów gnilnych) trafimy. Opowiada jak to po śmierci jesteśmy już tylko częścią wielkiego ekosystemu przyrodniczego, a nasze życie, czyny i dusza nie mają kompletnie znaczenia. Spoko, jak ktoś wierzy w coś takiego nie ma sprawy, ale zobaczcie jaki to świat jest. W całej książce nie ma żadnej, kompletnie żadnej szczęśliwej osoby. Bohaterami są jedynie mordercy, zboczeńcy, wyrodni ojcowie i matki, rozwodnicy, wariaci, ćpuny, lekomani, chorzy, dziwki, puszczalskie panienki, złodzieje, kłamcy oraz ofiary tychże. To tylko dwie rodziny i ich znajomi. Jak tu się nie zgodzić taki jest właśnie świat bez Boga. Autor nie oszczędził nawet biednego kanarka, który wsadził głowę między szczebelki klatki i udusił się, ani rybek, którym ktoś dolał wódki do akwarium przez co wszystkie zdechły. Sugeruję zmienić tytuł na: Wielka saga patologii. To jeszcze nie wszystko.
Został koniec. O tak… koniec. Przyprawił mnie on o gęsią skórkę, niepohamowaną chęć zwrócenia kolacji, oraz kontrolę w pokoju dziecka. Nie sądzę żeby mordowanie jedynej niewinnej, nie mającej pojęcia o okrucieństwie pozostałych bohaterów, istoty było dobrym zakończeniem, po prostu podniosło poziom zniesmaczenia do maksimum.
Zapomniałam jeszcze o jednym. Czy za wstawki o pedałach autorzy lewaccy otrzymują jakieś granty od Państwa? Nie tylko pisarze bo i filmowcy. Mnie przykładowo obrzydzają opisy stosunków między mężczyznami, a was?
Reasumując jest to książka, która chciałabym wyrzucić fizycznie i z pamięci. Zapomnieć o niej o tych wszystkich okrucieństwach, zapomnieć o tym jak Pan autor lewak obrzydził mój kochany Ślonsk. Niestety obawiam się, że zostanie gdzieś w mojej pamięci i nigdy się spod władania Dracha w pełni nie wyzwolę. Gańba Panie Twardoch, jak byś chopie boł ze Altreichu to bych darowała!
„O mój Ślonsku umierosz mi w bioły dzień”
Pozostając w klimacie Cholonka i mojego Hajmatu przeczytałam Dracha.
Forsztelujcie sie - Drach zdrachoł mi gowa.
Mija dzień drugi i jedynym uczuciem, które mam po tej lekturze jest obrzydzenie.
Wypada jednak wytłumaczyć od początku. Kupiłam Morfinę i Dracha bo zachwalali, bo była okazja, a potem sprawdziłam kim jest autor. Przykro mi niezmiernie ale lewactwa zdzierżyć...
2015-02-23
Czemu dla wielu ta książka jest niestrawna. Chyba dla tego, że ludzi nie potrafią już się cieszyć pięknem przyrody. Nie potrafią się zatrzymać na chwilę przed drzwiami korporacji, w której tyrają i zapatrzeć się w kwitnące na klombie kwiaty. Nic im ta ziemia przecież nie rodzi, nie daje, nie fascynuje rozwijający się pąk. To strasznie przykre, że w pogoni za pieniądzem zapominamy o bożym świecie. Nie ciszy ciepło słońca na policzku (chyba, że w Tunezji), nie cieszy delikatna bryza (chyba, że na Karaibach). Ważne tylko tu i przelew na koncie, nie ma czasu na refleksję na zachwyt. Uczcie się ludzie od Reymonta zachwycania się przyrodą, opisy nie są nudne kiedy się czuje i rozumie co ktoś drugi opisuje.
Jeśli chodzi o sama treść książki tylko jedno zdanie. Jakbym miała takiego chłopa jak Antek to bym dziada zatłukła we śnie. W życiu nie uwierzę, że się ustatkuje i za rok jakiejś innej małolaty nie uwiedzie.
W naszych czasach nie było by możliwym, żeby taka powieść otrzymała nobla. Z prostej przyczyny, żyd zwany też żółtkiem, żydowiną czy tam psią juchą zawsze był w niej tym najgorszym. Taka refleksja odnośnie oskarowej Idy.
Czemu dla wielu ta książka jest niestrawna. Chyba dla tego, że ludzi nie potrafią już się cieszyć pięknem przyrody. Nie potrafią się zatrzymać na chwilę przed drzwiami korporacji, w której tyrają i zapatrzeć się w kwitnące na klombie kwiaty. Nic im ta ziemia przecież nie rodzi, nie daje, nie fascynuje rozwijający się pąk. To strasznie przykre, że w pogoni za pieniądzem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy znowu się zacznie, kiedy znowu przyjdzie dzieciakom iść na wojnę zanim się tam wybiorą pełni wzniosłych idei niech przeczytają i wbiją sobie do głowy wiersz Juliana Tuwima - Do prostego człowieka.
"Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!"
A tych co nawoływali, co kleili te ogłoszenia klajstrem świeżym jaki spotkał los? Pięknie się odwdzięczono nauczycielom naganiającym rekrutów. Najstraszniejszym jednakże momentem był wyjazd na urlop, nic mnie w tej książce tak nie przeraziło jak powrót do normalności.
Kiedy znowu się zacznie, kiedy znowu przyjdzie dzieciakom iść na wojnę zanim się tam wybiorą pełni wzniosłych idei niech przeczytają i wbiją sobie do głowy wiersz Juliana Tuwima - Do prostego człowieka.
więcej Pokaż mimo to"Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś...