-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
2023-02-08
2022-03-14
Wpadajcie poznać mnie bliżej na http://kwyrloczka.pl/2023/03/12/o-tym-jak-stracic-krolestwo-szczepan-twardoch/
DLA CZEGO?
Myśl taka ciągle mnie nachodziła, jaka jest przyczyna powstania drugiej części Króla. Wydaje mi się, że Król wyszedł Panu Twardochowi jednak zbyt pogodny. Jeśli ktoś zna inne powieści autora, to wie, że słowo pogodny ma się do jego twórczości jak hotel all inclusive na Teneryfie do sowieckiego łagru. Oczywiście to tylko moje domysły, wydaje mi się jednak, że czuł Pan Twardoch wielką wewnętrzną potrzebę zrównoważenia pierwszej części, czymś naprawdę dramatycznym, trudnym i smutnym. No i to się udało.
WIARA DUSZ
O kunszcie pisarskim rozwodzić się nie będę. Osobiście uwielbiam język i styl. Historie rysują się na mojej duszy czarnym rysikiem z kamiennego węgla, kreska jest gruba, czarna i pozostaje na zawsze. Czuję z autorem pewne pokrewieństwo dusz, być może wynikające z naszego wspólnego pochodzenia i historii. Łączą nas, tak myślę, rodzinne opowieści o wojnie, a do nos Śōnzokōw nie są to proste sprawy. Gdzieś ta wojna siedzi w nas, gdzieś w środku, powoduje naszymi działaniami. Mnie w książkach każe szukać przyczyny i zrozumienia, a Panu Twardochowi pisać o sobie w niepowtarzalnym, turpistycznym stylu.
KOBIECIE I MATCE
Królestwo oddziałuje na mnie podwójnie. Pierwszym razem wali we mnie jako w kobietę, drugim uderzaniem poprawia jako matce. Myślę ciężko, jak o tym wszystkim opowiedzieć, a nie zdradzać jednak fabuły. W Królestwie poznajemy dalsze losy Jakuba Szapiry i jego rodziny. Jego, a właściwie pustą skorupę po tym, kim kiedyś był, uratowała determinacja Ryfki, jego żonę i syna Daniela uratowała szybka śmierć, a Dawida siła i myśl o zemście.
Żaden z bohaterów nie zaznał szczęścia. Wpadli wszyscy do wykopanego przez Niemców dołu, jak dziewczyna w niebieskiej sukience, winna jedynie swojego pochodzenia. Ja jako czytelnik czuję czasem, że jestem Ryfką Kij, ofiarnie ratującą miłość swego życia, choć miłość ta już jej nie potrzebuje i nie chce. Umarła i został z niej jedynie bezwolny męski korpus. Czasem czuję, że jestem Emilią Szapiro. Wtulam w siebie swoje dzieci, które są jednocześnie dzidziusiami, nastolatkami i dorosłymi. Chowam je pod sercem przed złem całego świata. To zło ciągle jest żywe, już nie przyczajone, a rozzuchwalone panoszy się po świecie. Umarł pewien akwarelista, ale jego idee pozostały i upomną się o nas, chociaż zmieniła się ich forma.
DOBRZE, WIĘC O CZYM JEST TA KSIĄŻKA?
Powieści Królestwo nie jest książką dla każdego, myślę, ze wielu osobom zafascynowanym pierwszym tomem, kompletnie nie przypadnie do gustu, a nawet ich rozczaruje. Trudno bowiem mierzyć się z potwornością i okrucieństwem wojny opisanym nie jako chwalebną walkę żołnierzy, a jako dramatyczną próbę przeżycia zwykłych ludzi, osądzonych już przez świat i skazanych na śmierć. To tyle i aż tyle. Musiał jednak być we mnie jakiś zgrzyt po przeczytaniu, bo oceniłam ją jedynie na 5 z 10 gwiazdek. Nie takiej kontynuacji się spodziewałam, zabrakło jakiegoś niewielkiego płomyka nadziei, który w Królu, głęboko zagrzebany w popiele, tlił się bardzo nieśmiało. W Królestwie wygasł całkowicie i teraz, po czasie, pamiętam tylko to, co mną naprawdę szarpnęło. Króla chętnie przeczytałabym raz jeszcze, tak do Królestwa raczej już nie wrócę.
Wpadajcie poznać mnie bliżej na http://kwyrloczka.pl/2023/03/12/o-tym-jak-stracic-krolestwo-szczepan-twardoch/
DLA CZEGO?
Myśl taka ciągle mnie nachodziła, jaka jest przyczyna powstania drugiej części Króla. Wydaje mi się, że Król wyszedł Panu Twardochowi jednak zbyt pogodny. Jeśli ktoś zna inne powieści autora, to wie, że słowo pogodny ma się do jego twórczości jak hotel...
2022-02-08
Zapraszam na http://kwyrloczka.pl/2022/10/12/o-tym-jak-szabrem-zdobyc-swiat-siedem-pigulek-lucyfera-sergiusz-piasecki/
DLA ANI
To nie jest ani dobra, ani zła książka. Jest po prostu inna i dziwna zupełnie jak rok urodzenia autora (1899). Ani się dobrze czytało, ani źle. Czasem się trochę nudziło, czasem wciągało w historię. Bywały momenty zabawne, lecz całość nie jest ani trochę śmieszna. Tragizm połączony z absurdem, a na końcu smutek, żal i myślenie – jak to się mogło tak potoczyć.
SIEDEM PIGUŁEK LUCYFERA
Diabła Marka za karę zsyłają na ziemię. Ma tylko siebie i siedem tytułowych pigułek, a w każdej zaklętą jakąś inną moc. Tak oto wyekwipowany musi odnaleźć się w nowej dla siebie rzeczywistości. Marek nie jest specjalnie złym diabłem, nie jest też zabójczo inteligentny, zupełnie też nie rozumie realiów świata, w którym się znalazł. Radzi sobie jednak jak może z pomocą napotykanych na swej drodze ludzi. Faustowskie z niego diablisko, więcej dobrego swoimi czynami działa, niż szkodzi. Przygody jego są ciut infantylne, jak i sama markowa osoba, uroku jednak odmówić mu nie można, jest coś urzekającego w przystosowawczej nieporadności Marka.
Samą satyrę czyta się szybko, ale czy współcześni ludzie, nie takie Boomery jak ja, znajdą w niej coś ciekawego i wartościowego dla siebie? Trudno mi wyrokować. Dla mnie to nie jest koniec przygody z prozą Piaseckiego, ciekawa jestem jego poważniejszych powieści, coś w prostocie jego opisu magnetyzuje i sprawia, że chce się przeczytać więcej.
DLA SERGIUSZA
Nie mogę sobie odmówić opowiedzenia Wam o osobie autora, którego życiorys zasługuje na dobrą biografię. Pan Piasecki został wyrzucony z wywiadu za nadużywanie narkotyków oraz awanturnicze usposobienie. Jako bezrobotny agent, którego nawet Legia Cudzoziemska nie chciała, naśmigawszy się jak messerschmitt napadł z rewolwerem na dwóch żydowskich kupców, a z kolegą na pasażerów kolejki wąskotorowej. Skazano go za to na karę śmierci. Wywinął się jednak skrzętnie przez wzgląd na swoją wcześniejszą działalność wywiadowczą, tą sprzed kokainy. Dobroduszny prezydent zamienił mu wyrok pozbawienia życia na piętnaście lat więzienia, z czego łącznie dwa lata spędził w izolatce, a wyszedł na cztery przed zakończeniem wyroku.
W więzieniu wydał swoją pierwszą powieść Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy. Był przyjacielem Witkacego (wiadomo cóż to była za persona… kokaina, kokaina) i Wańkowicza, a w czasie II Wojny Światowej dowodził specjalnym oddziałem do wykonywania wyroków śmierci wydanych przez podziemny sąd. Przedostał się do Anglii z wojskami Andersa i tam pozostał. To maltretowane dziecko, obrońca Warszawy w 1920 roku, szuler, fałszerz i producent pornografii – nienawidził komuchów, żył skromnie, zmarł na raka. To był gość!
DLA MNIE
Dla Kwyrloczki informacje wprost od człowieka, który proceder szabru oglądał na własne oczy. Zmienił tym samym moje myślenie, że to komuna i nowi mieszkańcy rozgrabili Dolny Śląsk. Okazało się, że ten nowy duet jedynie dokończył dzieła, które rozpoczęli zawodowi szabrownicy. Podgatunek złodziei, wywożących, z ziem odzyskanych, na sprzedaż co, tylko im wpadło w ręce. Złodzieje ci różnili się skalą, jedni szabrowali drobiazgi, inni większe gabaryty, jako ostatni – największy szabrownik upomniał się o nieruchomości. Dopiero na szarym końcu miejscowa ludność zabrała jeszcze framugi i drewniane podłogi, resztę rozwiał wiatr. Choć mnie chrześcijance powinno to być zupełnie obojętne, jednak smuci
Zapraszam na http://kwyrloczka.pl/2022/10/12/o-tym-jak-szabrem-zdobyc-swiat-siedem-pigulek-lucyfera-sergiusz-piasecki/
DLA ANI
To nie jest ani dobra, ani zła książka. Jest po prostu inna i dziwna zupełnie jak rok urodzenia autora (1899). Ani się dobrze czytało, ani źle. Czasem się trochę nudziło, czasem wciągało w historię. Bywały momenty zabawne, lecz całość nie jest ani...
2021-05-10
Recenzja rozszerzona na http://kwyrloczka.pl/2022/04/03/o-tym-jak-zostawic-ten-kurwatelefon-kapitan-car-marek-lawrynowicz/
SATYRA NA WOJSKO, ALE CZY TYLKO?
Akcja powieści Kapitan Car zaczyna się z pozoru zwyczajnie, prawie zwyczajnie. Dwóch chłopaków spotka się na dworcu i razem udają się, w różnym stylu, do Szkoły Wojsk Zmechanizowanych. Historia stara jak świat. Kimże jednak są wspomniani osobnicy? Intensywnie główkowałam całą opowieść i biorąc pod uwagę fantastyczno-nadprzyrodzone fenomeny będące ich udziałem, takie oto wysnułam wnioski. Panowie Była i Paciorek to dwa pomniejsze diabły/diabełki, które wysłane zostają do szkoły wojskowej, a by tam, w niepozbawionym komizmu stylu, pewnym ludziom napsuć krwi, innym dać radość albo i armatę. Paciorek i Buła, być może nie świadomie nawet, funkcjonują jako „cząstka siły mała, co złego pragnąc zawsze dobro zdziała.” (Cytatu tego nie zagrał na gitarze, którą przywiózł z Czechosłowacji – Goethe, po prostu napisał w Fauście, a niejaki Bułhakow wykorzystał dalej, ale to już zupełnie inna powieść, a wraz z nią także i inna historia). Są to oczywiście moje subiektywne spostrzeżenia, a raczej wrażenia towarzyszące mi podczas czytania.
KAPITAN CAR
Moim osobistym zdaniem, początek jest dużo fajniejszy od zakończenia. Im historia toczy się dalej, tym ciężej o jej zrozumienie i akceptację ewoluującego wątku. Sama powieść nie jest długa i dzięki temu duża dawka kurwawojskowego kurwahumoru nie razi ani nie zdąży się czytelnikowi znudzić. Przeszkadzać może niezaznajomionym z drylem wojskowym, niech mają oni jednak świadomość tego, że do Armii wstępuje się jednak dla zabijania, a nie podróży, o czym świadczyć musi dobitny męski wulgaryzm. To, czym czytelnik się nie znudzi sprawia jednocześnie wrażenie, że ma do czynienia z formą rozwiniętego szkicu, a nie powieścią samą w sobie. Kiedy strona po stronie docieramy wreszcie do końca, pozostaje jakiś przedziwny niedosyt połączony z pytaniem, które wyraża się, może niezbyt pięknie, w języku obcym, skrótem – WTF, lub w wariancie młodzieżowym, pytaniem – co się tutaj odjaniepawliło?
Kim jest tytułowy Kapitan Car? Szczerze, wydaje mi się to zupełnie nieistotne. Mocniej nurtuje mnie pytanie, czy w wojsku coś się teraz zmieniło? Czy jest bardziej inteligentnie, mniej absurdalnie? Jakże by mogło tak być, nie ma chyba większego absurdu niż… tutaj posłużę się cytatem – „Na wojnach zabijają się nawzajem ludzie, którzy zupełnie się nie znają, w imię interesów ludzi, którzy się doskonale znają, ale się nie zabijają.” – Pablo Neruda
Recenzja rozszerzona na http://kwyrloczka.pl/2022/04/03/o-tym-jak-zostawic-ten-kurwatelefon-kapitan-car-marek-lawrynowicz/
SATYRA NA WOJSKO, ALE CZY TYLKO?
Akcja powieści Kapitan Car zaczyna się z pozoru zwyczajnie, prawie zwyczajnie. Dwóch chłopaków spotka się na dworcu i razem udają się, w różnym stylu, do Szkoły Wojsk Zmechanizowanych. Historia stara jak świat. Kimże...
2018-06-15
>> Po recenzję z gratisami zapraszam na www.kwyrloczka.pl<<
JEDNA Z "TYCH"
O tak, zdecydowanie tak, to była jedna z tych książek, których przeczytanie zbyt wiele człowieka kosztowało. Zajmuje ona trzecie miejsce na mojej liście ksiąg zakazanych, morderczo uciążliwych, usypiająco – otępiających, przytłaczających i złych. W trakcie czytania, których masz już wymyślone pięć obiadów do przodu. Książek, których bez wytężania gałek ocznych, umysłu i mięśni (żeby sięgnąć po nią, a nie zająć się jednak sprzątaniem, albo czymkolwiek innym byle nie mieć do czynienia z TYM). Żadne nawet chwilowe przebłyski fabuły, nie są w stanie zrekompensować wyobrażenia jej jako broni obuchowej zaczajonej na ludzki umysł.
NO DOBRZE, ALE O CZYM TO BYŁO?
Zdaje się, że o błąkaniu się. Ciągle gdzieś ktoś się błąka bezcelowo, albo na coś bezcelowo oczekuje, oczywiście jeśli akurat nie jest na wojnie i nie nosi ołowianej głowy zamiast hełmu. Błąkają się Ci nieszczęśni bohaterowie wiecznie tymi samymi ścieżkami, przez co wszystko ciągle się powtarza. Droga ich się powtarza i zdania się powtarzają, i powtarzają, i powtarzają, i droga błąkającego się powtarza. Bohaterowie się błąkają, albo wyczekują wciąż na coś, ale nie wiedzą na co i błąkają się, a zdania powtarzają się i powtarzają. Tak w kółko chodzimy po nieistniejących domach, o których patrzący na nie myśli, że jednak istnieją, a może nie istnieją, ale kto to udowodni. Jeśli istnieją to przecież w głowie bohatera tylko, a on wyczekuje, oczywiście jeśli akurat nie jest na wojnie i nie nosi ołowianej głowy zamiast hełmu.
Czasem przelecą jaskółki, czasem rozkładający się szkielet psa zatopiony w rzece okaże się martwym braciszkiem utopionym w basenie… ale to tylko czasem. Czas ten następuje przed kolejnym powtórzeniem, kiedy bohater powróci do zapętlonych, bezcelowych czynności, ciągle tych samych, powtarzających się czynności, oczywiście jeśli akurat nie jest na wojnie i nie nosi ołowianej głowy zamiast hełmu.
Tak, powtarzam się i powtarzam i nadużywam tego słowa. Już macie ochotę uciekać? Czy jeszcze ciut powtórzeń zniesiecie? Oczywiście jeśli akurat nie jesteście na wojnie i nie nosicie ołowianej głowy zamiast hełmu.
MYŚLĘ, ŻE TO WYSTARCZY
Opowiadania – Zdzisław Beksiński: to pozycja, którą odradzam przez wielkie O! Za recenzję właściwą, ostateczną i napisaną ręką własną autora niech posłuży cytat z książki Grzebałkowskiej – Beksińscy Portret Podwójny.
„8.2.64. Przykazanie nr 1: Nie będziesz usiłował, chuju rybi, naśladować Schulza, bo w tym stylu dalej niż Schulz zajść niepodobna, więc tylko się ośmieszasz, tracisz czas i dobre samopoczucie. A to zachowaj na przestrogę. AMEN!”
ZDZISŁAW BEKSIŃSKI
Mam też ochotę zrobić zdjęcie książce z wbitym w nią tasakiem. Niestety jest pożyczona, nie wiem czy właściciel byłby tym faktem zwrotu, bądź co bądź, ładnie wydanej książki z wbitym tasakiem, zachwycony.
>> Po recenzję z gratisami zapraszam na www.kwyrloczka.pl<<
JEDNA Z "TYCH"
O tak, zdecydowanie tak, to była jedna z tych książek, których przeczytanie zbyt wiele człowieka kosztowało. Zajmuje ona trzecie miejsce na mojej liście ksiąg zakazanych, morderczo uciążliwych, usypiająco – otępiających, przytłaczających i złych. W trakcie czytania, których masz już wymyślone pięć...
2018-02-10
>>Po więcej zapraszam na www.kwyrloczka.pl<<
SZACHINSZACH - RYSZARD KAPUŚCIŃSKI
Lubię dyktatorów. To nie brzmi dobrze. Lubię studiować psychologię dyktatorów. Zaglądać w ich czerep i starać się pojąć co skłoniło ich do bycia tymi, którzy uciskają, mordują i niszczą. Parę lat temu studiowałam ambitnie życiorys Hitlera, potem wzięłam się za Stalina. To tacy oklepani dyktatorzy - nie to co Mohammed Reza Pahlavi. Jeszcze parę dni temu nie wiedziałam nawet, że ktoś taki istniał. Jeszcze parę dni temu nie wiedziałam, że Iran to dawna Persja. Trochę to obciach, ale tak właśnie było. Historia tamtych rejonów jest mi obca, nawet bardziej niż historia równie egzotycznej Japonii. Nigdy też nie zabiegałam o bliższe poznanie tamtejszych zakamarków świata. A tu bach - targi książki i nagle wychodzę z takim oto nabytkiem ładnie zareklamowanym przez mego małżonka.
DO ZWYKŁEGO CZŁOWIEKA
Szachinszach nie jest studium osoby dyktatora. Owszem, traktuje o wymyślanych przez niego absurdach, ale bardziej skupia się na życiu zwykłych Irańczyków. Nie mieli oni ze swoim dyktatorem wesoło (dyktator to też niedobre słowo, król taki, monarcha). Do czynienia mamy tu z człowiekiem zafascynowanym zachodem. Woził się taki po Europie, naoglądał zbytku i siłą usiłował przenieść takie życie do siebie. Szkoda, że jedynie dla siebie. Wspierały go w tym Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Dwa pazerne na ropę stwory, które nie liczą się z niczym i z nikim, byle ssać czarną krew ziemi, a że z tą krwią cieknie i krew ludzka, rozlewa się po ulicach leżącego nie wiadomo gdzie Teheranu, kogo to obchodzi.
SZACH MAT
Szach dopuszczał się rzeczy kuriozalnych, głupota jego była tak wielka, że nie sposób zmierzyć ją jakąś miarą. Kupował czołgi, samoloty, wozy bojowe nie mając ani jednego człowieka, który potrafi taki sprzęt obsłużyć. Kupował luksusowe towary całymi statkami, które nie miały gdzie przypłynąć, nie było bowiem odpowiedniego portu. Miesiącami stały one zadokowane i czekały na rozładunek, nie czekały przecież za darmo. Rozładowanych dóbr nie było gdzie składować, nie było odpowiedniego zaplecza, brakowało magazynów. Absurd gonił absurd. Pustynia zastawiona została sprzętem za grube miliony. Pewnie stoi on tam do teraz, tkwi zagrzebany w piaskach pustyni. Szach lubił mieć... szczególnie władzę.
SAVAK
Znam wiele odmian tajnej policji, ale żadna nie była tak straszna jak Savak. Może nie powinno się o niej pisać, tak jak powinno się zaorać Auschwitz pozostawiając jedynie pamiątkową tablicę z listą pomordowanych. Do utworzenia morderczego aparatu represji przyczyniły się Secret Service, CIA i Mosad - cóż za doborowe towarzystwo. Przecież ten kretyn Pachlavi sam by tego nie wymyślił. Obrażam go owszem, ale nie potrafię pozbyć się wrażenia, że był on całkowicie omotany przez te instytucje, wykorzystywany do granic na każdej płaszczyźnie. W pewnym sensie jest to jakaś tragedia tego człowieka - władca, władca absolutny, a jakby figurant. Co mnie tak przeraziło w strukturze Savaku. Brak struktury. Savak był wszędzie i nigdzie. Dzisiaj byli tu, jutro tam, gdzieś za siódmym magazynem, w pokoju za sklepem z dywanami, w mieszkaniu niepozornego budynku. Nie było gdzie matkom płakać błagając o litość, nie było skąd odbijać pojmanych. Policje polityczne są jakie są, torturują i mordują, to jak to robią jest straszne, ale nie tak wstrząsające jak brak miejsca gdzie to się dzieje. Miejsca, w którym można umieścić tablicę "tutaj był Pawiak, tu mordowano i torturowano ludzi". Miejsca, do którego można pójść, oprzeć głowę o zimny mur i wspomnieć ojca, brata, syna.
CZY POLECAM?
Reportaż nie jest książką historyczną. Szachinszach także taką nie jest. Nie ma tu miejsca na ambitne rozkładanie sytuacji politycznej na czynniki pierwsze. Kapuściński ma dar snucia opowieści, ogniskowych historii o przystępnym języku i atrakcyjnej treści. Czytając nie można się nudzić, za to łatwo się zadziwić i pozostać w zadziwieniu na długie długie lata. Nigdy już o Iranie nie zapomnę, choć ciężko mi sympatyzować z Irańczykami, mimo wielkiej tragedii, którą zgotowały im pospołu Stany, Wielka Brytania i Szach. Przepaść kulturowa jest tak wielka, różnica między nami kolosalna. Przepaści tej nie chcę zasypywać, chyba nie jest to nawet możliwe.
Nie jestem też pewna czy odpowiada mi taki styl, nie potrafię wyciągnąć własnych wniosków, wszystko zostało podane, nie ma pola do dywagacji i do odpowiedzenia sobie na pytanie dlaczego tak się stało. Stało się i już; było, trwało i upadło. Dla mnie to mało, bo ja naprawdę lubię dyktatorów, fascynują mnie.
>>Po więcej zapraszam na www.kwyrloczka.pl<<
SZACHINSZACH - RYSZARD KAPUŚCIŃSKI
Lubię dyktatorów. To nie brzmi dobrze. Lubię studiować psychologię dyktatorów. Zaglądać w ich czerep i starać się pojąć co skłoniło ich do bycia tymi, którzy uciskają, mordują i niszczą. Parę lat temu studiowałam ambitnie życiorys Hitlera, potem wzięłam się za Stalina. To tacy oklepani...
2018-01-10
>> ZAPRASZAM NA www.kwyrloczka.pl <<
PRZEMIJANIE
Tak długo czytałam, że teraz przyjdzie mi zapłacić w bibliotece karę. Trudno, może przyczynią się te skromne fundusze do zakupu ciekawych nowości.
Książka Przeminęło z Wiatrem była na mojej bardzo długiej liście pozycji do przeczytania i pewnie jeszcze długo długo pozostawałaby na niej gdyby nie wiek mojej babci. Babcie mają taką dziwną właściwość, że nie stają się młodsze... fizycznie oczywiście. Moja babcia ze szczęśliwego rocznika 1927 niestety także nie młodnieje i właśnie żeby zrobić jej przyjemność przeczytałam opowieść o trudnych losach Scarlett i jej rodziny.
POCZĄTKI
Zaczęło się strasznie. Pomstowałam, wściekałam się, trafiał mnie szlak. Miałam ochotę mordować. Bale, bale, tańce i imprezy, a na nich panie i ich garderoba opisana szczegółowo. Suknie zielone albo w kwiaty, koronki i krynoliny, pantofelki i sznurówki, czepce i kokardki. Ta ładna, a ta brzydka. Ta uśmiechnięta z dołeczkami, a to dżentelmen czy tam inny murzyn. Szynki i smakołyki, sztywne matrony i wygłodzone panienki. Skakało mi ciśnienie i nie mogłam dać wiary co ja właściwie czytam. Wyrok zapadł szybko i zawarł się w stwierdzeniu: bzdurne romansidło dla pensjonarek. Gdyby nie babcia rzuciłabym książką tak daleko, że z wiatrem doleciałaby do samej biblioteki.
WOJNA
Wojna zmienia wszystko. Zmieniło się i moje spojrzenie na książkę i sama opowieść także się zmieniła. Nadszedł moment w historii Ameryki i stał się on tłem powieści, a był to moment, w którym ktoś na górze, ktoś u władzy pogroził paluszkiem i powiedział: O nie, nie kochani Konfederaci, nie odłączycie się od nas bo wasze podatki powinny być nasze. Chcemy waszej bawełny i waszej ziemi. Chcemy zakończyć wasze stare wzorowane na monarchii obyczaje, spokojne życie plantatorów. Zdaje się, że to masoneria miała w tym swój udział, sukcesywnie niszcząc w każdym zakątku ziemi przejawy dawnego dworskiego życia i przygotowując grunt pod to bagno, w którym teraz tkwimy.
Słabo znam się na historii Stanów Zjednoczonych i rada bym była gdyby ktoś mógł mi odpowiedzieć na jedno pytanie. Ile prawdy jest w tle historycznym Przeminęło z Wiatrem? Głównie nurtują mnie stosunki plantatorów z murzynami ponieważ to, co opisano w Korzeniach Alexa Haleya ni jak nie ma się do opowieści Margaret Mitchell.
Wracając do samej powieści, były momenty kiedy naprawdę nie potrafiłam się oderwać, to mnie bardzo zszokowało. Czasami tak mocno zagłębiałam się w lekturze i czułam wtedy jakby to moi przyjaciele ginęli w tej potwornej bratobójczej wojnie. Brawo dla autorki. Nagle ta początkowa paskudna nuda nabrała sensu, stała się nostalgicznym wspomnieniem okresu dobrobytu.
LUDZIE
Teraz troszkę pospojleruję. Scarlett, główna bohaterka, mimo całej swojej zaradności i mojego wielkiego szacunku do tej jej cechy jest tak niesamowicie, bezdennie tępa i głupia, że aż żal bierze. Kompletnie nie rozumie otaczającego ją świata, jeszcze mniej rozumie otaczających ją ludzi. A ludzie Ci kochają ją miłością głęboką i szczerą. Nie wiem co Pan Wilkes i kapitan Butler w niej widzieli. Inaczej, wiem co w niej widzieli bo opisane jest to dość szczegółowo ale pojąć ich postępowania nie sposób.
Książka pełna jest ludzkich dramatów, tak naprawdę bardzo mało w niej szczęścia. Jeśli już przez jakiś czas wszytko dobrze się układa to szybko zmierza do katastrofalnego końca. Książka odłożona na półkę pozostawia w sercu strasznie dużo smutku i żalu. Smutno mi z powodu Melanii, która dobrocią obdzieliłaby cały świat, żal mi Ashleya bo nie potrafił się przystosować pozostając na zawsze niewolnikiem poprzedniej epoki. Żal Karola, za którego wyszła na złość Melanii i Ashleyowi. Żal mi Franka Kenediego, którego Scarlett podstępem odebrała kochającej go siostrze, a w efekcie przyczyniła się do jego tragicznej śmierci. Strasznie, strasznie szkoda mi Kapitana Butlera. Człowiek o niebywałej inteligencji i tępa rura jaką jest Scarlett połączenie iście tragiczne w skutkach.
MALI LUDZIE
Cały czas chodzą mi po głowie wyobrażenia dziecięcych postaci. Przecież to właśnie dzieci cierpią najbardziej od głupoty i konfliktów dorosłych. Zbiera mi się na płacz kiedy przypomnę sobie przerażenie małego Wade'a. Tak bardzo bał się Jankesów, że praktycznie nie potrafił mówić. Potworna obojętność Scarlett - jego matki - na to co z czteroletnim chłopczykiem uczepionym jej spódnicy się działo. W drugim tomie pada także takie stwierdzenie, że Scarlett uważa swoją malutką córeczkę Bellę za głupią bo ta nie potrafiła się dłużej skupić na czytanej bajce i zadawała dziecinne pytania. Mądra pani O'Hara się znalazła. O małej Bonnie nawet nie będę wspominać.
Tak, żal mi po kolei wszystkich bohaterów książki. Tylko Scarlett, tylko jej jednej żałować nie potrafię. Ani żałować ani lubić. Gdyby sama ze schodów nie spadła chętnie bym ją zepchnęła, albo tłukła, tłukła i tłukła niemiłosiernie, codziennie aż bym wytłukła głupotę i chory materializm z jej ślicznej główki.
TAKO RZECZE BIBLIOTEKARKA
Biblioteczny egzemplarz, który wypożyczyłam jest wydaniem trzytomowym. Pani Bibliotekarka dziwiła się, że zabieram wszystkie trzy tomy od razu. Na moją uwagę, że potem ktoś mi wypożyczy drugi i będę musiała czekać, odpowiedziała:
- Tego już nikt nie wypożycza.
Znak czasów.
Żeby było śmieszniej powiedziałam o słowach Pani z biblioteki babci, która w odpowiedzi na to stwierdziła, że teraz też już by tego nie wypożyczyła. Bądź tu człowieku mądry, ukochana książka babci nagle stała się byłą ukochaną. Klasyka taka jest.
ANEGDOTA
Oddaję teraz głos babci i opowie ona moimi rękami pewną historię dotyczącą Przeminęło z Wiatrem:
Byłam kiedyś na spotkaniu autorskim polskiej pisarki, której nazwiska nie pamiętam, a która na stałe mieszkała w Stanach. Pierwsze co mnie uderzyło, to jej opowiadanie o lodówce, którą tam miała, kiedy u nas można było tylko o takiej maszynie pomarzyć. Takie to były czasy. Temat zszedł w pewnym momencie na Przeminęło z wiatrem i obecne na spotkaniu polonistki zaczęły strasznie pomstować, że to przecież taka bardziej szmira jest, a nie literatura piękna z górnej półki. Na to pani pisarka zamyśliła się i powiedziała:
- Dałby Bóg żebym ja kiedyś taką szmirę napisała.
>> ZAPRASZAM NA www.kwyrloczka.pl <<
PRZEMIJANIE
Tak długo czytałam, że teraz przyjdzie mi zapłacić w bibliotece karę. Trudno, może przyczynią się te skromne fundusze do zakupu ciekawych nowości.
Książka Przeminęło z Wiatrem była na mojej bardzo długiej liście pozycji do przeczytania i pewnie jeszcze długo długo pozostawałaby na niej gdyby nie wiek mojej babci. Babcie...
2017-11-17
Zapraszam do siebie www.kwyrloczka.pl
ŁOWCA
Któż nie zna, któż nie pamięta. Blade Runner, Ridley Scott. Niezapomniany, niezwykle przystojny Han Solo, znaczy ten... Rick Deckard, znany i nieśmiertelny Harison Ford. Miłość mojej młodości, a bardziej dzieciństwa, ledwie rozbudzonej dziewczęcości. To kino w starym dobrym stylu, powolne, bez migawkowych scen, przesadnego efekciarstwa. Kanciaste, toporne, z zimnym odbiciem stalowych oczu Rutgera Houera. Moja młodość, moje kino, mój świat.
"A WSZYSTKO TO PRZEMINIE JAK ŁZY W DESZCZU"
Pełni obaw udaliśmy się do kina. Tak, tak słów kilka o filmie nie książce, ale zaczekajcie cierpliwie. Tak niewiele wszak filmów w naszych czasach powstaje nie na podstawie książek. Poszliśmy więc na Blade Runnera 2049 i wyszliśmy zszokowani. Dało się. Naprawdę dało się. Po klapie najnowszego Indiany Jonesa, po dyskusyjnych Star Wars'ach, jednak się dało. Godny następca części pierwszej. Niebywale pomarańczowo — klimatyczny, snująco — powolny, bez tego wszystkiego, czego nie lubię we współczesnym kinie. Film jakby nie z tej epoki. Patrzyłam i myślałam, że on chyba nigdy się nie skończy, że te krajobrazy post-apokaliptycznego świata przeniosły się na zewnątrz i tamto teraz jest moim. Jak Strangers Things wśród seriali. Stąd właśnie mój powrót do książki, do Dicka — mistrza topornego stylu i niesamowitych historii.
PHILIP KINDRED DICK
Znawcą jego Twórczości nie jestem, niejakie pojęcie jednak mam. Dick jest pisarzem trudnym, trudnym stylowo. Czytając, ma się wrażenie jakby uderzania w głowę tępym narzędziem. Co zdanie to bach. Bez zbędnych opisów, emocji, topornie i prosto, ale nie prostacko. Przychodzi w końcu moment, kiedy odkładamy książkę zmęczeni i w zasadzie cieszymy się, że to już wreszcie nastał koniec. Nic bardziej mylnego, teraz to dopiero początek! Teraz nachodzą człowiek myśli, teraz kiedy w wiadomościach pokazują androida beztrosko odpowiadającego na pytania reportera, teraz kiedy w internetach oglądać można filmiki o nowych możliwościach robotów. Myślę sobie Orwell, Zamiatin, Huxley czyżby i Dick? Nic nas już chyba nie ochroni przed tą przerażającą wizją, człowiek to czy robot stoi przede mną, zabije mnie czy jednak powstrzyma go Prawo nałożone na ludzi przez Boga. Straszne rzeczy dzieją się tuż pod naszymi nosami, tak ładnie są opakowane i przyozdobione, a ludzie tak zaślepieni i ufni.
SMUTNA REFLEKSJA O SMUTNYCH CZASACH
Z telewizora gada do nas Przyjacielski Buster i jego ferajna, a w plecy nasze ciskają kamienie jacyś hejterzy z internetu. Problem goni problem, polityka, wojny, pieniądze. Wszystko to bzdury, bzdury i oszustwo. Tak szybko pędził świat telegrafem, parowym pociągiem, zasilony prądem. Ledwo się od ziemi człowiek oderwał, a już wysyłano kogoś w kosmos (o ile to w ogóle prawda). Teraz jakby wszystko zamarło, te same auta, na tą samą benzynę, te same domy, te same promy kosmiczne, ulepszanie tylko tego, co już dostępne. Choć czy świadome postarzanie produktów, które stosują wszyscy producenci, to tak naprawdę polepszenie czegokolwiek. Super medycyna pod szkarłatnym sztandarem z napisem Pacjent Wyleczony to Pacjent Stracony. Zabijanie nienarodzonych, mordowanie starców. Byle tylko mieć zwierzę, mieć zwierzę to jest coś, lepiej też mieć zwierzę niż dziecko, to oczywiste!
Smutno mi. Strasznie smutno czytać Dicka, bo to właśnie prawda wali w głowę w każdym zdaniu. Prawda wyłazi z każdej strony i coraz więcej tych prawd staje się rzeczywistością. Czy przyjdzie nam czekać na jądrowy kataklizm, na wymarcie wszystkich żywych stworzeń, na zastąpienie ludzi robotami? Mam nadzieję, że to nie zdąży się stać.
KU PRZESTRODZE
Przeczytałam opowiadanie, chyba z 15 lat temu, a dotąd nie sposób wyrzucić go z głowy, zapomnieć o nim. Opowiadanie pełne przerażonych dzieci, które czekały aż pod ich dom przyjedzie auto w guście czarnej Wołgi i zabierze je na śmierć. Granica dopuszczalnej aborcji została przesunięta do wieku zdaje się 6 lat. Te dzieci codziennie wypatrywały tego samochodu. Żyły nie wiedząc czy już zapadła decyzja, czy są jednak potrzebne społeczeństwu, czy zachowają życie, czy je stracą. Tak prawdziwym się zdaje świat Dicka, strzeżmy się więc. Czytajmy i bójmy się, dostrzegajmy problemy i walczmy z nimi.
"FANTASTYKA. O, TO JA NIE CZYTAM TAKICH KSIĄŻEK, BZDURY"
Głupiś więc. To urywek, fragment z przyszłości naszego gatunku, gdzie pewien policjant, żeby kupić sobie domowe zwierzątko musi zarobić bardzo dużo pieniędzy. Zarabia je niszcząc. Musi zabijać rzeczy, a nie potrafi już o nich myśleć jak o rzeczach. Jego cele chyba też już dłużej nie mogą myśleć o sobie jako o rzeczach skoro chcą żyć i za to życie ginąć. O i już, tyle. Przeczytajcie.
Zapraszam do siebie www.kwyrloczka.pl
ŁOWCA
Któż nie zna, któż nie pamięta. Blade Runner, Ridley Scott. Niezapomniany, niezwykle przystojny Han Solo, znaczy ten... Rick Deckard, znany i nieśmiertelny Harison Ford. Miłość mojej młodości, a bardziej dzieciństwa, ledwie rozbudzonej dziewczęcości. To kino w starym dobrym stylu, powolne, bez migawkowych scen, przesadnego...
2017-07-22
Dokonało się. Przeczytałam.
Podejście drugie, pierwsze w liceum, nieudane. Wtedy — trauma, łazi jakiś taki, marudzi, nic się nie dzieje, kto to kazał czytać, co za brednie, niestrawne.
Podejście drugie i tutaj następuje chwila głębokiej zadumy. Klasyka. Co z nią jest nie tak? W dalszym ciągu łazi jakiś taki i marudzi, w zasadzie nic się nie dzieje.
Owszem pięknie nakreślone charaktery, każdy inny, każdy ma inne poglądy, inne pobudki, inne spojrzenie na życie, każdy przeżywa swoje małe tragedie. Owszem pięknie napisane, barwnym obrazowym językiem. Owszem oddaje problemy społeczne epoki, tej i w zasadzie każdej. Smutno przedstawia to, do czego pcha ludzi bieda. A wszystko to raptem w kilka dni, które główny bohater Rodion Romanycz głównie przesypia. Troszkę się błąka i wszystkie te piękne postacie ze swoimi dramatami same stają mu na drodze. Klasyka... co z nią jest nie tak? Czemuż to takie jest nudne, rozmemłane takie. Człowiek zasypia z głównym bohaterem i widzę, że przespała większość prawdziwy morał i wydźwięk. Morał i wydźwięk jakże piękny, jakże chrześcijański.
Nie o to przecież chodzi, że zbrodnia zasługuje na karę, że od sumienia się nie ucieknie. Przecież do samego końca Raskolnikow, będąc już na zesłaniu, nie czuł się winny. Dla tego też się przyznał tak szczegółowo, bo nie widział w swym postępowaniu niczego złego, chciał raczej wdzięczności za pozbycie się wrednej lichwiarki. To właśnie nim tak targało całą książkę, przez to snuł się po ulicach bez celu, śmiertelnie zanudzając czytelnika. Przecież wszyscy będą mówić, że zrobił coś potwornego, strasznego, i mówili, a on niczego niestosownego w swojej zbrodni nie widział. Ten frazes pusty, którego tu większość używa: zbrodnia zasługuje na karę. Dostał Rodion Romanycz karę, uznany za niepoczytalnego, kilka lat zesłania. Cóż to za kara dla podwójnego mordercy — żadna.
Przejdźmy do sedna. Cała ta nuda, to snucie się, te wszystkie skomplikowane charaktery, dla tego jednego morału. Bo cóż dzieje się na samym końcu - Raskolnikow zdaje sobie sprawę, że kocha. Kocha kobietę, która za nim przyjechała na katorgę, która i jego kocha bezgranicznie. Przez niepozorną dziewczynę, z musu prostytutkę, przyszedł do Raskolnikowa Bóg. Bóg, który jest miłością, odkupieniem, wybaczeniem i życiem. „Zresztą nie mógł tego wieczoru myśleć o czymkolwiek długo i wytrwale, nie mógł na niczym się skupić; a i nie umiałby teraz nic rozstrzygnąć świadomie — czuł tylko. Zamiast dialektyki przyszło życie i w świadomości musiało wypracować się coś zupełnie innego. Pod jego poduszką leżała Ewangelia. Wziął ją odruchowo.”
Tak właśnie rozpoczęła się droga do zmartwychwstania Raskolnikowa, który mordując, zabił siebie. „Ale tu się rozpoczyna nowa historia, historia stopniowej odnowy człowieka, historia stopniowego jego odradzania się, stopniowego przechodzenia z jednego świata w drugi, znajomienia się z nową, dotychczas zupełnie nieznaną rzeczywistością.”
Powtórzę więc za Dostojewskim: On tam jest i czeka na każdego, z wyciągniętymi rękami, nawet na mordercę. Jest drogą, prawdą i życiem. Dopiero kiedy uwierzysz w Jezusa, przyjmiesz jego miłość, zaczniesz prawdziwie żyć!
Ocena za treść 4 (może być)
Ocena za morał 9 (wybitna)
Klasyka... co z nią jest nie tak?
Dokonało się. Przeczytałam.
Podejście drugie, pierwsze w liceum, nieudane. Wtedy — trauma, łazi jakiś taki, marudzi, nic się nie dzieje, kto to kazał czytać, co za brednie, niestrawne.
Podejście drugie i tutaj następuje chwila głębokiej zadumy. Klasyka. Co z nią jest nie tak? W dalszym ciągu łazi jakiś taki i marudzi, w zasadzie nic się nie dzieje.
Owszem pięknie...
2017-04-19
Ocena dziecka: 2 (bardzo słaba)
Moja ocena: 3 (słaba)
Książka czytana na konkurs Wielkiej Ligi Czytelników. Niestety moim zdaniem kompletnie nieodpowiednia dla dzieci w wieku 6 - 9 lat. (Klasy I - III). Napisana trudnym językiem, często równoważnikami zdań. Stylem przypomina nieco Morfinę Twardocha co utrudnia dziecku samodzielne czytanie.
Rozpatrując treść, jest to czysta propaganda. Opiewanie sukcesów, wyjątkowo kontrowersyjnej postaci, Józefa Piłsudskiego.
Z całej historii mojemu dziecku w pamięć najbardziej zapadła scena, w której żołnierze znajdują małą dziewczynkę siedzącą nad zwłokami własnej matki. Trochę to przerażające. Opisane zupełnie bez wrażliwości na dziecięce postrzeganie świata.
Nie polecam ani jako powieść historyczną, ani jako przygodową dla dzieci. To po prostu książka o wyjątkowo krwawej i paskudnej I wojnie światowej, napisana w sposób, który raczej odstręcza i obrzydza patriotyzm.
Podziwiam mamy, które czytały Bohaterskiego Misia małym dzieciom i zachwalają tę pozycję. Nie sądzę, żeby dzieci w wieku sześciu lat, nawet wyjątkowo rozgarnięte, powinny słuchać o okropnościach wojny. Przyjdzie jeszcze na to czas.
P.S. Zerknęłam właśnie na "Wiki" gdzie cała opowieść jest dostępna online. Pierwsza strona z wydania 1919:
BOHATERSKI MIŚ
CZYLI PRZYGODY PLUSZOWEGO NIEDŹWIADKA NA WOJNIE
DLA DZIECI OD LAT 10 DO 100
SPISAŁA
BRONISŁAWA OSTROWSKA
No właśnie od 10 lat - pełna zgoda.
Ocena dziecka: 2 (bardzo słaba)
Moja ocena: 3 (słaba)
Książka czytana na konkurs Wielkiej Ligi Czytelników. Niestety moim zdaniem kompletnie nieodpowiednia dla dzieci w wieku 6 - 9 lat. (Klasy I - III). Napisana trudnym językiem, często równoważnikami zdań. Stylem przypomina nieco Morfinę Twardocha co utrudnia dziecku samodzielne czytanie.
Rozpatrując treść, jest to czysta...
2017-03-12
Ocena dziecka: 7 (bardzo dobra)
Moja ocena: 4 (może być)
Tak się właśnie kończy, kiedy dziecko same wędruje do biblioteki i na kartę mamy wypożycza książkę, a potem przynosi ją z zapytaniem, czy jej poczytam, kiedy jest już w połowie. Słowo się więc rzekło, a właściwie napisało.
Tu nastąpiło krótkie wprowadzenie — kim był Hitler i czemu on właśnie bardzo złym człowiekiem był, potem ekspresowe czytanie przez czujnego rodzica i niniejsza pozycja została dopuszczona do dalszego użytkowania.
Historia uciekającej z getta, ukrywającej się u dobrych ludzi dziewczynki, została zrozumiana w każdym aspekcie potworności tamtych czasów. Wywołująca momentami uśmiech, a momentami wzruszenie, podejmująca temat trudny i przedstawiająca go przystępnie bez niepotrzebnego dramatyzmu. Bałam się tej książki zupełnie niepotrzebnie, choć sama nigdy w życiu nie zgodziłabym się jej wypożyczyć. Napisanie, że skłoniła mnie ona do refleksji, czy za cenę własnego życia ratowałabym innych, byłoby zbyt oklepane, tym bardziej że odpowiedź jest mi znana. Napisze więc, że może przez to, że Cesia sama przyszła do nas na cudzych dziecięcych nogach, kiedyś czyjeś życie zostanie uratowane.
Ocena dziecka: 7 (bardzo dobra)
Moja ocena: 4 (może być)
Tak się właśnie kończy, kiedy dziecko same wędruje do biblioteki i na kartę mamy wypożycza książkę, a potem przynosi ją z zapytaniem, czy jej poczytam, kiedy jest już w połowie. Słowo się więc rzekło, a właściwie napisało.
Tu nastąpiło krótkie wprowadzenie — kim był Hitler i czemu on właśnie bardzo złym człowiekiem...
2016-12-28
Maluszek patrzy owszem, ale głównie żuje, mamla i ślini. Kiedy ja trzymam książeczkę koniecznie chce wepchać ją do buzi, wyrywa ją więc z ręki. Kiedy ma ją w rękach to lubi przytrzasnąć sobie palce i język między kartkami. Taki to paradoks. Ogląda więc głównie okładkę. Ale to nic i tak to lubi, często zamiast po zabawkę sięga właśnie po książeczkę i kombinuje co by tu z niej dało się jeszcze wycisnąć.
Maluszek patrzy owszem, ale głównie żuje, mamla i ślini. Kiedy ja trzymam książeczkę koniecznie chce wepchać ją do buzi, wyrywa ją więc z ręki. Kiedy ma ją w rękach to lubi przytrzasnąć sobie palce i język między kartkami. Taki to paradoks. Ogląda więc głównie okładkę. Ale to nic i tak to lubi, często zamiast po zabawkę sięga właśnie po książeczkę i kombinuje co by tu z...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-28
Maluszek patrzy owszem, ale głównie żuje, mamla i ślini. Kiedy ja trzymam książeczkę koniecznie chce wepchać ją do buzi, wyrywa ją więc z ręki. Kiedy ma ją w rękach to lubi przytrzasnąć sobie palce i język między kartkami. Taki to paradoks. Ogląda więc głównie okładkę. Ale to nic i tak to lubi, często zamiast po zabawkę sięga właśnie po książeczkę i kombinuje co by tu z niej dało się jeszcze wycisnąć.
Maluszek patrzy owszem, ale głównie żuje, mamla i ślini. Kiedy ja trzymam książeczkę koniecznie chce wepchać ją do buzi, wyrywa ją więc z ręki. Kiedy ma ją w rękach to lubi przytrzasnąć sobie palce i język między kartkami. Taki to paradoks. Ogląda więc głównie okładkę. Ale to nic i tak to lubi, często zamiast po zabawkę sięga właśnie po książeczkę i kombinuje co by tu z...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-10
Ocena dziecka: dobra i ja się z tą oceną zgadzam.
Chociaż czy w ogóle można ocenić taki utwór. Super opowieść i takie zakończenie. Pamiętam jak już raz przeżywałam tą historię w szkole podstawowej, ile było łez, chyba nawet więcej niż teraz. Teraz przeżywałyśmy to razem i razem się pocieszałyśmy, wtedy byłam sama samiutka i mała.
Trochę żałujemy, że ją przeczytałyśmy, a z drugiej strony chcemy ją dobrze ocenić i uczciwie. Tak uczciwie jak zrobiłby to Lampo.
Ocena dziecka: dobra i ja się z tą oceną zgadzam.
Chociaż czy w ogóle można ocenić taki utwór. Super opowieść i takie zakończenie. Pamiętam jak już raz przeżywałam tą historię w szkole podstawowej, ile było łez, chyba nawet więcej niż teraz. Teraz przeżywałyśmy to razem i razem się pocieszałyśmy, wtedy byłam sama samiutka i mała.
Trochę żałujemy, że ją przeczytałyśmy, a...
2016-03-27
Pffff i w sumie to chyba tyle mam do powiedzenia na temat tego dzieła. Dostałam na gwiazdkę skończyłam na Wielkanoc. Drugi raz w życiu tak długo męczyłam książkę, pierwszą było Komu bije dzwon, teraz to. Jeszcze raz pfffff. Zeszło ze mnie powietrze jak z balonika, wreszcie, wreszcie koniec. I kolejne pffff, jak to ocenić. Doceniam kunszt, język i przeogromną wiedzę autora. Rozumiem, że 206 lat temu ludzie mieli inne problemy i zainteresowania. Niestety nie dla mnie ta pozycja, nie dla mnie. Jak już wcześniej pisałam, nienawidzę romansideł. A tu głównie chodziło o to kto z jaką księżniczką czy inną panną się ożeni i w jakich warunkach, na jakich zasadach, ile jej dzieci napłodzi. Kto potem tym dzieciom co napłodzi i z kim, i po co, i jak do tego doszło. Nie, nie dla mnie takie historie.
Do moment, w którym naczelnik cyganów zaczyna swoją opowieść było przystępne i ciekawe potem niestety nie strawne.
Końcówka, rozwiązanie historii głównego bohatera, jego dwóch kuzynek, czyli coś co mnie najbardziej interesowało, wyjaśnione na kilku ostatnich stronach, trochę tak jakby się autorowi już nie chciało. Nie dla mnie, nie dla mnie.
Pffff i w sumie to chyba tyle mam do powiedzenia na temat tego dzieła. Dostałam na gwiazdkę skończyłam na Wielkanoc. Drugi raz w życiu tak długo męczyłam książkę, pierwszą było Komu bije dzwon, teraz to. Jeszcze raz pfffff. Zeszło ze mnie powietrze jak z balonika, wreszcie, wreszcie koniec. I kolejne pffff, jak to ocenić. Doceniam kunszt, język i przeogromną wiedzę autora....
więcej mniej Pokaż mimo to2015-10-16
Fabuła w książce nie powala. Nie musi, ponieważ istnieje jedynie po to, żeby pokazać zupełnie coś innego.
Bohater główny to szuja. Zupełnie współczesny mężczyzna. Taki co to uważa, że spanie z dziwką to nie zdrada, taki co opowiada koleżkom, że seks po przejechaniu 1000 Km to też nie zdrada, taki co uchyla się od obowiązków domowych. Ot czysty przykład mężczyzny czasów bieżących. Kanapowiec z piweczkiem i pilotem. Nic go nie obchodzi, ale rodzinę musi mieć, bo przecież to ogólnie przyjęte, więc ma, a jeszcze więcej ma wszystko w dupie. No rozglądamy się w około ilu takich macie znajomych, szybki rachunek sumienia panowie. Mnie tacy mężczyźni brzydzą, mężczyzna jest po to, żeby przewodzić, jest ostateczną instancją, a nie psem kanapowym do odkręcania słoików. Pan Konstanty to ładny chłopczyk do towarzystwa i taka jedynie jego wartość, że się umie zachować.
Ładnie się zachowuje, bo mamusia dobrze wychowała. Matka, która najpierw kieruje życiem mężczyzny, a potem ster przekazuje żonie. Panowie to nie jest normalne słuchać mamusi, nadskakiwać swojej kobiecie. Kim jesteście jeśli nie macie własnego zdania, dzieciakiem ledwie. Najpierw wychowani przez mamę potem przez żonę wychowywani - was nie ma. Nie ma też Konstantego Willemana, który nawet nazwisko ma po kądzieli. To jest niestety współczesna norma, tata ma być ale na kanapie, tata nie może przejawiać agresji, tata nie może żądać, karcić, zlać. Tacie urwano genitalia zostawiono jedynie spreparowaną cewkę, którą sika.
Szerzy się także zniechęcenie do walki zbrojnej, oporu przeciw okupantowi. Nie czarujmy się Polska nie jest już suwerennym krajem, suwerenność swoją darmo oddaliśmy wstępując do tego tworu przebrzydłego UE. Przecież widzicie młodzi, że nikt nie chce wojować. Do konspiracji siłą żony mężów wtłaczają. Do jakiej konspiracji? Takiej, w której dowódca nie pamięta nadawanych pseudonimów. Patrzcie jaka głupia taka konspiracja, jest jedna, jest druga, a która ta słuszna? Po co się trudzić. Na kanapę, już. Telewizor włączyć, myśleć o sraniu i chędożeniu, nie o bohaterstwie, honorze. Ktoś jeszcze wie co to honor jest? Za to wszyscy wiedzą co to 69.
Jak już konspirować, to ciężka droga i kłody pod nogi, najlepiej jawnie przy komputerze najeżdżać na system, tam jesteście bezpiecznie ulokowani, możecie szczekać ile chcecie. Ale z bronią na ulicę? Zwariowaliście, jeszcze się wam czyściutkie hipsterskie wdzianka powalają, no jak będziecie wyglądać.
Działamy tylko i wyłącznie na podstawie prostych instynktów. Stąd te ciągłe myśli o kobietach, piciu, narkotykach. Człowiek myślami nie wybiega w przód jest zawsze tu i teraz. To straszne i przykre. Ja myślałam, że człowiek tym właśnie różni się od zwierząt, że potrafi przewidzieć jakie będą miały konsekwencje jego czyny, nie tylko dla niego samego ale i dla innych. Człowiek może powściągnąć swoje instynkty i nie chodzić cały czas podniecony oglądając się za paniusią z fotoshopa na ulicznej reklamie. Potrafi wytrzymać głód, pragnienie. Potrafi być szlachetny, potrafi dawać nie tylko brać. Konstanty nie potrafi, Konstanty jest jak piesek kanapowy. Użre cię i do końca nie będzie wiedział, że urwą mu za to łeb. Użarł więc i łeb mu urwali.
Na koniec kwintesencja.
„Ojcze, Ojcze!
Idę.
Nie idź! Idź do matki, Kosteczku, nie idź do niego, idź do matki, z a matką podążaj, nie idź do niego, nie idź.”
Kim jest narrator książki, pomysły różne jak widzę w recenzjach. Dla mnie nikt inny tylko sama Astarte – królowa niebios dla katolików szerzej znana jako Maryja domniemana matka Jezusa. Różne jej nazwy: Gaja, Izyda jak tam kto woli. Snuje się ona za nim i sączy zło, sączy czarną maź w jego umysł i ciało. Jak katolicka Maryja odrywa nas od Boga i jego JEDYNEGO pośrednika Chrystusa, tak ta książkowa odrywa Konstantego od racjonalności, od człowieczeństwa, od miłości prawdziwej. Odrywa od taty, który jak Jezus, z miłości poświęcił życie za swoje dzieło, za coś pięknego co mu wspaniale wyszło, a błądzi.
Napisałam… i teraz już sama nie wiem, czy ta książka była zła czy dobra. Bo przecież to, co spotkało dziwkarza, szuję i mordercę to kara zasłużona. Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że to alegoria współczesnego społeczeństwa. Co więcej jest ona niebywale trafna! Co robić, chciałam obsmarować, że lewacka, że paskudne, że wartości nie takie. A to jednak wszystko pasuje. Wszystko się zgadza. I recenzję też musiałam poprawić. To nie jest fajna książka, czytanie jej boli, ale mnie współczesny świat, świat bez Boga, też bardzo boli. Myślę też, że lewactwo nie zrozumiało tej książki, przez to tak ją bardzo propaguje. To mnie strasznie śmieszy, trochę jak PRLowska cenzura, po prostu nie zrozumieli tabelki.
Fabuła w książce nie powala. Nie musi, ponieważ istnieje jedynie po to, żeby pokazać zupełnie coś innego.
Bohater główny to szuja. Zupełnie współczesny mężczyzna. Taki co to uważa, że spanie z dziwką to nie zdrada, taki co opowiada koleżkom, że seks po przejechaniu 1000 Km to też nie zdrada, taki co uchyla się od obowiązków domowych. Ot czysty przykład mężczyzny czasów...
2015-04-27
Pozostając w klimacie Cholonka i mojego Hajmatu przeczytałam Dracha.
Forsztelujcie sie - Drach zdrachoł mi gowa.
Mija dzień drugi i jedynym uczuciem, które mam po tej lekturze jest obrzydzenie.
Wypada jednak wytłumaczyć od początku. Kupiłam Morfinę i Dracha bo zachwalali, bo była okazja, a potem sprawdziłam kim jest autor. Przykro mi niezmiernie ale lewactwa zdzierżyć nie potrafię. Jak ktoś pisze do Gwiazdy Śmierci znanej szerzej jako Wybiórcza znaczy Wyborcza to jest to dla mnie lewak pierwszego sortu. A jak wiadomo miejsce lewicy jest na szubienicy.
Trudno, się powiedziało A i kupiło to trzeba było powiedzieć B i przeczytać.
Zaczęło się nawet przyzwoicie, nie denerwował mnie styl, przeskoki, szybkie zmiany fabuły, język niemiecki. Drażnił mnie mój język ojczysty – Ślonski. Na co żeś chopie tela tych abcybildrów do literek nacis to ni rozumia. Nad a, nad o, nad byle czym. (Jak ktoś ma ochotę, tak Pan autor też, zapoznać się z przyswajalną pisownią po naszymu to kawał dobrej roboty odwalił Pan Marcin Melon w Komisorzu Hanusiku.) Niech będzie przedobrzyło się autorowi, wybaczam.
Porzućmy styl i warsztat przejdźmy do fabuły. Jak wiadomo lewactwo wierzy w wielkiego boga ateizmu, ewolucji, New Age i to wyziera z książki w postaci tytułowego Dracha. Drach jest po prostu matką ziemią i bredzi nieustannie o wielkim cyklu materii w przyrodzie, trochę jak Mufasa w Królu Lwie. Bredzi o tym jak wszystko i wszyscy do niego, czyli do ziemi, w efekcie (tu pada wiele opisów procesów gnilnych) trafimy. Opowiada jak to po śmierci jesteśmy już tylko częścią wielkiego ekosystemu przyrodniczego, a nasze życie, czyny i dusza nie mają kompletnie znaczenia. Spoko, jak ktoś wierzy w coś takiego nie ma sprawy, ale zobaczcie jaki to świat jest. W całej książce nie ma żadnej, kompletnie żadnej szczęśliwej osoby. Bohaterami są jedynie mordercy, zboczeńcy, wyrodni ojcowie i matki, rozwodnicy, wariaci, ćpuny, lekomani, chorzy, dziwki, puszczalskie panienki, złodzieje, kłamcy oraz ofiary tychże. To tylko dwie rodziny i ich znajomi. Jak tu się nie zgodzić taki jest właśnie świat bez Boga. Autor nie oszczędził nawet biednego kanarka, który wsadził głowę między szczebelki klatki i udusił się, ani rybek, którym ktoś dolał wódki do akwarium przez co wszystkie zdechły. Sugeruję zmienić tytuł na: Wielka saga patologii. To jeszcze nie wszystko.
Został koniec. O tak… koniec. Przyprawił mnie on o gęsią skórkę, niepohamowaną chęć zwrócenia kolacji, oraz kontrolę w pokoju dziecka. Nie sądzę żeby mordowanie jedynej niewinnej, nie mającej pojęcia o okrucieństwie pozostałych bohaterów, istoty było dobrym zakończeniem, po prostu podniosło poziom zniesmaczenia do maksimum.
Zapomniałam jeszcze o jednym. Czy za wstawki o pedałach autorzy lewaccy otrzymują jakieś granty od Państwa? Nie tylko pisarze bo i filmowcy. Mnie przykładowo obrzydzają opisy stosunków między mężczyznami, a was?
Reasumując jest to książka, która chciałabym wyrzucić fizycznie i z pamięci. Zapomnieć o niej o tych wszystkich okrucieństwach, zapomnieć o tym jak Pan autor lewak obrzydził mój kochany Ślonsk. Niestety obawiam się, że zostanie gdzieś w mojej pamięci i nigdy się spod władania Dracha w pełni nie wyzwolę. Gańba Panie Twardoch, jak byś chopie boł ze Altreichu to bych darowała!
„O mój Ślonsku umierosz mi w bioły dzień”
Pozostając w klimacie Cholonka i mojego Hajmatu przeczytałam Dracha.
Forsztelujcie sie - Drach zdrachoł mi gowa.
Mija dzień drugi i jedynym uczuciem, które mam po tej lekturze jest obrzydzenie.
Wypada jednak wytłumaczyć od początku. Kupiłam Morfinę i Dracha bo zachwalali, bo była okazja, a potem sprawdziłam kim jest autor. Przykro mi niezmiernie ale lewactwa zdzierżyć...
W pełnym wymiarze na http://kwyrloczka.pl/2023/07/06/o-tym-jak-przykre-sa-wyznania-hochsztaplera-felixa-krulla-tomasz-mann/
MAM CZEGO CHCIAŁAM
Czasem wydaje mi się, że ja mam coś nie tak z mózgiem. Coś ze mną inaczej być musi, bo każdorazowo, gdy sięgnę po jakiś klasyk, no ja was kochani przepraszam, ale tego nie da się znieść. Mordęga i wielomiesięczna walka, żeby przeczytać, żeby zmóc tą wielką, piękną literaturę. Potem kiedy już się podołało, myśleć tylko, czy odłożyć na półkę, czy jednak do kosza z drewnem władować. Niestety, Tomasz Mann, noblista i jego Wyznania Hochsztaplera Feliksa Krulla to kolejna książkowa mina, na którą z uśmiechem na ustach i entuzjazmem wlazłam.
"W MOICH SŁOWACH SŁOMA CZAI SIĘ"
Kiedy piszesz recenzję i jednocześnie obgadujesz z mężem transport piętnastu kostek słomy dla kur i kaczuch, nie może stać się nic dobrego. Tak w zasadzie nie wiem jaki miał Mann cel w stworzeniu tego dzieła. Jeśli chciał pokazać swą stylistyczną wielkość, to udało mu się. Doceniam język, jego zawiłość i styl, podobieństwo do Potockiego i jego Rękopisu nasuwa się samo. W obu przypadkach trzeba wykrzesać z siebie niezmierzone pokłady cierpliwości i dobrej woli, żeby zdanie po zdaniu przemieszczać się do tak upragnionego końca.
WYZNANIA
Mierzymy się w powieści Wyznania Hochsztaplera Feliksa Krulla z historią pewnego młodzieńca, który codziennie stwarza samego siebie. Nie jest prawdziwy od pierwszej chwili świadomego życia. Wszystkim napotkanym ludziom maluje swą postać, tak różną od tego, kim był i jest w rzeczywistości. Kłamie, oszukuje, mami, wodzi i uwodzi, wierząc w istnienie tego nierealnego ja, za które się podaje i uważa. Wizualizuję go sobie jako skrzyżowanie młodego mężczyzny z wiecznie uśmiechniętym kotem z Alicji w Krainie Czarów. Jest kwintesencją samozachwytu, nieomylności, bezkrytyczności i farta. Wszystko bowiem mu się udaje i wszystko uchodzi mu płazem. Paskudna, obrzydliwa i śliska osobowość bohatera w połączeniu z trudnym językowo opisem sprawiają, że kosz na drewno jest jednak najodpowiedniejszym miejscem dla ostatniej, niedokończonej (może na szczęście) powieści Tomasza Manna.
LUBIĘ WIEDZIEC Z KIM MAM DO CZYNIENIA
Wiadomo jak to z noblem jest, trzeba spełniać określone głęboko lewackie warunki. Można być zwykłym ojcem szóstki dzieci, ale wtedy raczej nobla się nie dostanie. Normalna rodzina to zbyt konserwatywne i nie daj Bóg wierzące środowisko. Ale jak się jest ojcem szóstki dzieci i niekryjącym się z tym homoseksualistą, to szanse na nagrodę rosną. Jak się ma do kompletu dwoje dzieci, które również są homoseksualistami to już mamy klarowną sytuację. Samobójstwo dwóch sióstr, samobójstwo dwóch synów. Przedziwna, przedziwna rodzina. I choć nienawidził nazistów nie jest mi z nim raczej po drodze. Nie sięgnę już po Tajemnicza Górę z obawy przed kolejną klasyczna miną.
Można mi teraz zarzucić i zarzucam sobie samej, że orientacja seksualna autora nie powinna mieć znaczenia, czy jednak Mann w Feliksie Krullu nie upatruje dla siebie kochanka idealnego, z lubością opisując i idealizując postać, tak dla kobiety odpychającą?
W pełnym wymiarze na http://kwyrloczka.pl/2023/07/06/o-tym-jak-przykre-sa-wyznania-hochsztaplera-felixa-krulla-tomasz-mann/
więcej Pokaż mimo toMAM CZEGO CHCIAŁAM
Czasem wydaje mi się, że ja mam coś nie tak z mózgiem. Coś ze mną inaczej być musi, bo każdorazowo, gdy sięgnę po jakiś klasyk, no ja was kochani przepraszam, ale tego nie da się znieść. Mordęga i wielomiesięczna walka, żeby...